Lwów 1944 - Damian Karol Markowski - ebook

Lwów 1944 ebook

Damian Karol Markowski

4,0

Opis

Gdy latem 1943 roku Armia Czerwona przejęła inicjatywę na froncie wschodnim i spychała niemiecki Wehrmacht na zachód, stało się jasne, że rychło wkroczy na przedwojenne terytorium Polski. Komenda Główna Armii Krajowej w porozumieniu z rządem RP w Londynie opracowała plan akcji „Burza” – strefowych powstań przeciwko wycofującym się Niemcom. Dzięki nim oddziały AK i polskie władze administracyjne miały wystąpić przed Sowietami jako gospodarze terenu.

Akcja „Burza” w 1944 roku objęła południowo-wschodnie okręgi AK: tarnopolski, stanisławowski i lwowski. Najkrwawsze walki rozgorzały w lipcu o Lwów i pobliskie miejscowości. Akowcom nie udało się opanować miasta bronionego przez frontowe jednostki niemieckie. Wspierali sowieckie jednostki pancerne, które przypuściły szturm na Lwów. Toczyli z Niemcami zacięte walki o politechnikę, dworzec, lotnisko i inne ważne obiekty. 27 Lipca Lwów został wyzwolony. Na ratuszu zawisła biało-czerwona chorągiew, a obok flagi aliantów. Sowieci zaraz usunęli polskie symbole z miasta i zażądali rozbrojenia oddziałów AK. Dowódcę okręgu płk. Filipkowskiego podstępnie zwabiono do Żytomierza, gdzie został aresztowany. Aresztowano też większość oficerów i wielu żołnierzy AK, którzy trafili do sowieckich więzień i łagrów.

Uwarunkowania i przebieg „Burzy” na Kresach Południowo-Wschodnich fachowo opisuje dr Damian K. Markowski, historyk z Instytutu Pamięci Narodowej specjalizujący się w tej problematyce.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 256

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (3 oceny)
1
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wstęp

WSTĘP

Lwów był głów­nym ośrod­kiem miej­skim na połu­dniowo-wschod­nich tere­nach II Rze­czy­po­spo­li­tej. Mia­sto o wspa­nia­łym dzie­dzic­twie i histo­rii stało się domem dla kilku naro­dów, kul­tur i wyznań. Jego pol­ski cha­rak­ter mie­szał się z wielokul­turowością miesz­kań­ców Lwowa, wśród któ­rych oprócz Pola­ków byli: Żydzi, Ukra­ińcy i Ormia­nie. Jako nie­for­malna sto­lica Gali­cji Wschod­niej oraz naj­więk­szy z ośrod­ków woje­wódz­kich wschod­niej Pol­ski mia­sto pro­mie­nio­wało wpły­wami na cały region. Wyda­rze­nia wojenne na zawsze zmie­niły jego obli­cze oraz dopro­wa­dziły do zmiany struk­tury naro­do­wo­ścio­wej lud­no­ści Lwowa. W latach 1939–1944 Lwów prze­żył dwie bru­talne oku­pa­cje – sowiecką i nie­miecką. Każda z nich pozo­sta­wiła po sobie nie­za­tarte piętno, dopro­wa­dza­jąc do uni­ce­stwie­nia czę­ści lud­no­ści mia­sta. Sowieci roz­pra­wili się z lud­no­ścią „wrogą kla­sowo”, depor­tu­jąc tysiące osób do odda­lo­nych rejo­nów Związku Sowiec­kiego oraz mor­du­jąc więź­niów poli­tycz­nych latem 1941 roku – na krótko przed swoim odwro­tem na wschód. Niemcy i ich lokalni sojusz­nicy doko­nali nato­miast zagłady narodu żydow­skiego oraz dopro­wa­dzili do znacz­nego ogo­ło­ce­nia zarówno mia­sta, jak i całego regionu z lud­no­ści zdol­nej do pracy poprzez jej wywózkę do Rze­szy. Pod­czas nazi­stow­skiej oku­pa­cji Lwów stał się także polem rywa­li­za­cji mię­dzy Pola­kami a Ukra­iń­cami, umie­jęt­nie pod­sy­ca­nej przez admi­ni­stra­cję oku­pa­cyjną.

Wraz ze zmianą sytu­acji na fron­cie wschod­nim i prze­ję­ciem ini­cja­tywy ope­ra­cyj­nej przez Armię Czer­woną stało się jasne, iż Gali­cja Wschod­nia, podob­nie jak to było w 1941 roku, zosta­nie objęta dzia­ła­niami wojen­nymi. Pol­skie pod­zie­mie było jed­nak zbyt słabe, aby pró­bo­wać w poje­dynkę wystą­pić prze­ciwko nie­miec­kim oku­pan­tom. Jego sła­bość potę­go­wały anty­pol­skie dzia­ła­nia nacjo­na­li­stycz­nego pod­zie­mia ukra­iń­skiego, dążą­cego do wywal­cze­nia nie­pod­le­głej Ukra­iny, któ­rej gra­nice – jak prze­wi­dy­wało kie­row­nic­two Orga­ni­za­cji Ukra­iń­skich Nacjo­na­li­stów – powinny się­gać daleko w głąb tere­nów przed­wo­jen­nego pań­stwa pol­skiego. Armia Kra­jowa, zmu­szona wal­czyć jed­no­cze­śnie na kilku fron­tach, nie była w sta­nie przy­stą­pić do otwar­tej walki z Niem­cami, gdyż taki zryw zostałby szybko i krwawo stłu­miony. Opra­co­wany przez Komendę Główną AK plan powsta­nia stre­fo­wego, zastą­piony potem przez kon­cep­cję wzmo­żo­nej akcji sabo­ta­żowo-dywer­syj­nej i zbroj­nej mani­fe­sta­cji pol­skiej obec­no­ści na przed­wo­jen­nych zie­miach wschod­nich, pozwa­lał pod­zie­miu na bar­dziej ela­styczną poli­tykę w zależ­no­ści od zaist­nia­łej na danym tere­nie sytu­acji.

Lwów był obok Wilna naj­waż­niej­szym mia­stem w obję­tej oku­pa­cją nie­miecką wschod­niej Pol­sce, któ­rego związki z Rzecz­po­spo­litą AK musiała udo­wod­nić nad­cho­dzą­cemu „sojusz­ni­kowi sojusz­ni­ków” przy uży­ciu siły. Dąże­nie pol­skiego pod­zie­mia do zama­ni­fe­sto­wa­nia pol­sko­ści mia­sta wobec Sowie­tów zbie­gło się w cza­sie z toczo­nymi w tym rejo­nie wal­kami fron­to­wymi. Korzy­sta­jąc z moż­li­wo­ści stwo­rzo­nych przez zało­że­nia ope­ra­cji „Burza”, by akcja sabo­ta­żowo-dywer­syjna w szcze­gól­nych i uza­sad­nio­nych przy­pad­kach prze­kształ­ciła się w powsta­nie zbrojne, sztab odtwa­rza­nej 5. Dywi­zji Pie­choty AK ogło­sił roz­kaz wyda­nia wyco­fu­ją­cym się Niem­com walki o mia­sto. W gorące lip­cowe dni 1944 roku na lwow­skich uli­cach i przed­mie­ściach doszło do zacię­tych walk z regu­lar­nymi jed­nost­kami Wehr­machtu. Do walki ramię w ramię sta­nęli żoł­nie­rze AK i czer­wo­no­ar­mi­ści. Połą­czył ich bój ze wspól­nym wro­giem, ale bra­ter­stwo broni trwało krótko i zakoń­czyło się wraz z poko­na­niem wojsk nie­miec­kich. Dla sowiec­kich czoł­gi­stów i pie­chu­rów Lwów był kolej­nym punk­tem na szlaku bojo­wym, kolejną wygraną bitwą w zwy­cię­skim pocho­dzie na zachód, w pościgu za znie­na­wi­dzo­nym nie­przy­ja­cie­lem. Dla akow­ców zakoń­cze­nie walki zbroj­nej było nato­miast tylko pierw­szym eta­pem na dro­dze do roz­strzy­gnię­cia poli­tycz­nego, które sta­no­wiło cel ich walki…

Rolą niniej­szego opra­co­wa­nia jest przed­sta­wie­nie walk sowiecko-nie­miec­kich o Lwów oraz na jego dale­kich przed­po­lach pro­wa­dzo­nych pod­czas ope­ra­cji zaczep­nej Armii Czer­wo­nej nazwa­nej póź­niej ope­ra­cją lwow­sko-san­do­mier­ską. Oprócz dzia­łań regu­lar­nych wojsk Rze­szy Nie­miec­kiej oraz Związku Socja­li­stycz­nych Repu­blik Sowiec­kich opi­sano tu rów­nież walki pro­wa­dzone przez Armię Kra­jową – zbrojne ramię Pol­skiego Pań­stwa Pod­ziem­nego – pod­jęte w ramach ope­ra­cji „Burza”. To wła­śnie tym wal­kom poświę­cono lwią część niniej­szej książki. Pisząc o nich, należy jed­nak mieć świa­do­mość nie­po­rów­ny­wal­no­ści wysiłku zbroj­nego pol­skiego pod­zie­mia ze śmier­tel­nymi zma­ga­niami prze­szło 1,5 mln nie­miec­kich i sowiec­kich żoł­nie­rzy wypo­sa­żo­nych w naj­now­szy sprzęt woj­skowy, wal­czą­cych na opi­sy­wa­nym tere­nie latem 1944 roku.

Pra­gnę zazna­czyć, iż wobec koniecz­no­ści ogra­ni­cze­nia roz­mia­rów niniej­szego opra­co­wa­nia sku­pi­łem się jedy­nie na teatrze dzia­łań wojen­nych naj­bar­dziej zbli­żo­nym do oko­lic Lwowa, ogra­ni­czo­nym tere­nami poło­żo­nymi mię­dzy Mości­skami i Stry­jem na zacho­dzie oraz Bro­dami i Tar­no­po­lem na wscho­dzie. Mar­gi­nal­nie potrak­to­wano nato­miast pół­nocny rejon ofen­sywy i walki na połu­dnio­wym Woły­niu, gdyż wyda­rze­nia te warte są opi­sa­nia w odręb­nej mono­gra­fii. Aby móc obszer­niej scha­rak­te­ry­zo­wać wysi­łek zbrojny pol­skiego pod­zie­mia, uczy­niono nato­miast wyją­tek, uka­zu­jąc mocno zresztą ogra­ni­czone dzia­ła­nia Armii Kra­jo­wej pod­czas akcji „Burza” na tere­nie Pod­okręgu AK Sta­ni­sła­wów. Cezurą cza­sową dla naj­waż­niej­szych wyda­rzeń opi­sa­nych w książce jest lipiec 1944 roku. Zasad­ni­czą oś nar­ra­cji sta­nowi zatem pierw­sza faza zwrotu zaczep­nego Armii Czer­wo­nej w daw­nych woje­wódz­twach lwow­skim i tar­no­pol­skim, bitwa pod Bro­dami oraz walki pod Lwo­wem i o samo mia­sto. Kolejny etap ope­ra­cji lwow­sko-san­do­mier­skiej, już na zachód od Sanu, bez wąt­pie­nia zasłu­guje na odrębne uję­cie i bar­dziej szcze­gó­łowy opis niż ten, który zostałby zamiesz­czony w tej książce. Podob­nie przed­sta­wia się kwe­stia walk nie­miecko-sowiec­kich nad Dnie­strem i w toku ope­ra­cji w Kar­pa­tach Wschod­nich.

Opi­sy­wane wyda­rze­nia, będące jed­nym z wielu zwy­cięstw sowiec­kiego oręża w 1944 roku, docze­kały się uję­cia zarówno w lite­ra­tu­rze wspo­mnie­nio­wej (m.in. w zapi­skach samego marsz. Iwana Koniewa, dowódcy 1. Frontu Ukra­iń­skiego Armii Czer­wo­nej, a także dowód­ców poszcze­gól­nych armii), jak i w pra­cach histo­ry­ków sowiec­kich i rosyj­skich, repre­zen­tu­ją­cych mili­tarny nurt tzw. Wiel­kiej Wojny Ojczyź­nia­nej. Bez­cen­nym źró­dłem sowiec­kim oka­zały się mate­riały róż­nych szta­bów związ­ków tak­tycz­nych i poszcze­gól­nych jed­no­stek Armii Czer­wo­nej, pocho­dzące z Cen­tral­nego Archi­wum Mini­ster­stwa Obrony Fede­ra­cji Rosyj­skiej.

Ina­czej na tym tle pre­zen­tuje się histo­rio­gra­fia nie­miecka, prace histo­ry­ków nie­miec­kich zdo­mi­no­wała bowiem tema­tyka kata­strofy Grupy Armii „Śro­dek” na Bia­ło­rusi. Można by rzec, iż w świe­tle prac nie­miec­kich bada­czy zała­ma­nie się odcinka frontu pod Lwo­wem i Rawą Ruską sta­no­wiło zale­d­wie jeden z wielu eta­pów klę­ski Wehr­machtu latem 1944 roku. Tym­cza­sem to dzięki poko­na­niu Wehr­machtu na tym obsza­rze Armia Czer­wona zdo­była dogodne pozy­cje do dal­szych ope­ra­cji zaczep­nych, pozwa­la­ją­cych jej w kolej­nych mie­sią­cach wojny na prze­nie­sie­nie dzia­łań ope­ra­cyj­nych na teren łuku Kar­pat, Węgier i do cen­tral­nej Pol­ski. Źró­dła nie­miec­kie w książce repre­zen­tują przede wszyst­kim wydane dru­kiem doku­menty uzu­peł­nione przez mono­gra­fie wybra­nych wiel­kich jed­no­stek.

Temat walk Armii Kra­jo­wej Okręgu Lwów był już podej­mo­wany przez wielu wybit­nych pol­skich histo­ry­ków, by wymie­nić tylko naj­bar­dziej zna­nych auto­rów, takich jak: Jerzy Węgier­ski, Grze­gorz Mazur czy Paweł Naleź­niak. Liczne war­to­ściowe opra­co­wa­nia zwią­zane z histo­rią lud­no­ści pol­skiej regionu wyszły nato­miast spod pióra Grze­gorza Hry­ciuka. Przy opi­sie dzia­łań pol­skiego pod­zie­mia korzy­sta­łem zatem przede wszyst­kim z ich opra­co­wań. Pol­sko­ję­zyczną bazę źró­dłową sta­no­wią doku­menty AK pocho­dzące z Archi­wum Akt Nowych w War­sza­wie. Cie­ka­wym dopeł­nie­niem nar­ra­cji były, jak sądzę, rela­cje i wspo­mnie­nia byłych żoł­nie­rzy AK pocho­dzące ze zbio­rów pry­wat­nych, z kolek­cji Archi­wum Histo­rii Mówio­nej oraz Archi­wum Wschod­niego Ośrodka KARTA w War­sza­wie.

Wątek ukra­iń­ski w opi­sy­wa­nych wyda­rze­niach został ogra­ni­czony do kilku krót­kich aka­pi­tów. Wynika to z tak­tyki przy­ję­tej przez OUN i UPA w cza­sie przej­ścia frontu. W odróż­nie­niu od AK siły UPA roz­pro­szyły się pod­czas prze­ta­cza­nia się przez te tereny frontu lub wyco­fały się w trudno dostępne rejony, aby unik­nąć znisz­cze­nia przez Armię Czer­woną. Stąd też w opi­sy­wa­nym okre­sie ich dzia­łal­ność przy­jęła mniej­sze roz­miary i nie wpły­nęła zasad­ni­czo na wynik walk sowiecko-nie­miec­kich.

W prze­ko­na­niu autora walki w Gali­cji Wschod­niej latem 1944 roku i klę­ska Grupy Armii „Pół­nocna Ukra­ina” sta­no­wiły jeden z punk­tów zwrot­nych wojny na wscho­dzie, dopeł­nia­jąc porażki nazi­stów po zała­ma­niu się Grupy Armii „Śro­dek”. Z oczy­wi­stych wzglę­dów udział pol­skiego pod­zie­mia w klę­sce wojsk nie­miec­kich na tym obsza­rze był mar­gi­nalny. Nie mogło być ina­czej, wziąw­szy pod uwagę nie­wiel­kie siły AK, skła­da­ją­cej się z bit­nej, lecz nie­licz­nej lek­kiej pie­choty. Co zro­zu­miałe, dla Pola­ków jed­nak wystą­pie­nie zbrojne po latach kon­spi­ra­cji oku­pio­nych wie­loma ofia­rami miało odmienne, pierw­szo­rzędne zna­cze­nie. Zna­la­zło to ujście w dość odważ­nych opi­niach na temat wpływu pol­skiej par­ty­zantki na zała­ma­nie nie­miec­kiej obrony Lwowa i tym podob­nych, nad wyraz śmia­łych sądach. Wyraz takiego podej­ścia do prze­biegu walk o Gali­cję Wschod­nią w koń­co­wym okre­sie wojny odna­leźć można na kar­tach wspo­mnień wielu pol­skich kom­ba­tan­tów, a także w nie­któ­rych mono­gra­fiach.

Powsta­nie lwow­skie było dla żoł­nie­rzy AK rów­nie ocze­ki­wane jak powstań­cze zrywy Pol­skiego Pań­stwa Pod­ziem­nego w Wil­nie czy w końcu – w oku­po­wa­nej sto­licy. Po latach cier­pień i repre­sji dozna­nych od obu oku­pan­tów po raz pierw­szy od pamięt­nego wrze­śnia 1939 roku pol­ski Lwów sta­nął ponow­nie do walki. I tym razem Polacy byli zde­cy­do­wani wal­czyć naraz z dwoma wro­gami – z Niem­cami, ale w razie zaist­nie­nia koniecz­no­ści także z ukra­iń­skim pod­zie­miem. A jed­no­cze­śnie walkę musieli pro­wa­dzić z trudną świa­do­mo­ścią, że tym razem ich los nie leży już wyłącz­nie w pol­skich rękach, a prze­pro­wa­dzona przez nich zbrojna demon­stra­cja może jedy­nie wpły­nąć na wzmoc­nie­nie sta­no­wi­ska strony pol­skiej w dyplo­ma­tycz­nej roz­grywce o kształt powo­jen­nej Pol­ski. A i to mogło nastą­pić jedy­nie w wypadku naj­ko­rzyst­niej­szego uło­że­nia się figur na sza­chow­nicy euro­pej­skich mocarstw.

Odda­jąc do rąk Czy­tel­nika tę książkę, autor pra­gnie wyra­zić nadzieję, że zawarto w niej naj­waż­niej­sze, a jed­no­cze­śnie naj­bar­dziej aktu­alne usta­le­nia doty­czące ostat­niej bitwy o Lwów w histo­rii tego mia­sta oraz że opra­co­wa­nie to zachęci do się­gnię­cia po kolejne książki poświę­cone temu cie­ka­wemu tema­towi.

Roz­dział I. W cie­niu gabi­ne­tów

ROZ­DZIAŁ I W CIE­NIU GABI­NE­TÓW

Utrzy­ma­nie Lwowa i ziem połu­dniowo-wschod­nich Dru­giej Rze­czy­po­spo­li­tej w gra­ni­cach powo­jen­nego pań­stwa pol­skiego było jed­nym z głów­nych i naj­trud­niej­szych zadań poli­tyki zagra­nicz­nej rządu RP na uchodź­stwie. Pol­scy poli­tycy emi­gra­cyjni uwa­żali się za naj­wier­niej­szego sojusz­nika głów­nych państw koali­cji anty­hi­tle­row­skiej i nie brali pod uwagę moż­li­wo­ści trwa­łego ode­rwa­nia od Pol­ski przed­wo­jen­nych ziem wschod­nich i przy­łą­cze­nia ich do Związku Socja­li­stycz­nych Repu­blik Sowiec­kich. W prze­świad­cze­niu o zro­zu­mie­niu swo­ich racji u sojusz­ni­ków utwier­dzać mogły Pola­ków także wstępne kon­takty w tej spra­wie przed­sta­wi­cieli zachod­nich mocarstw z sowiec­kimi dyplo­ma­tami. Co wię­cej, z czy­sto moral­nego punktu widze­nia nie dopusz­czano jesz­cze myśli o tym, by Pol­ska, będąca w obo­zie przy­szłych zwy­cięz­ców, wyszła z wojny okro­jona tery­to­rial­nie i pod­po­rząd­ko­wana ZSRS1.

Latem 1943 roku front wschodni zachwiał się po raz kolejny po fia­sku nie­miec­kiej ofen­sywy pod Kur­skiem i zbli­że­niu się wojsk sowiec­kich do Kijowa. Cięż­kie walki o sto­licę Ukra­iny sto­czone w listo­pa­dzie i grud­niu tego roku przy­nio­sły Sowie­tom następny suk­ces i dopro­wa­dziły do wyeli­mi­no­wa­nia z walki ponad 40 tys. żoł­nie­rzy prze­ciw­nika. Po raz kolejny stało się zatem jasne, że główny udział w poko­na­niu Nie­miec przy­pad­nie Armii Czer­wo­nej. Czas dzia­łał na korzyść sowiec­kiego dyk­ta­tora, który dążył do stwo­rze­nia pod­wa­lin pod nowy ład w Euro­pie Środ­kowo-Wschod­niej.

Ponu­rych dla strony pol­skiej zwia­stu­nów nowego roz­da­nia kart w euro­pej­skiej roz­grywce nie bra­ko­wało. Jak wspo­mi­nał ówcze­sny pre­mier, Sta­ni­sław Miko­łaj­czyk, już samo tylko unie­moż­li­wie­nie mu spo­tka­nia z pre­zy­den­tem Sta­nów Zjed­no­czo­nych Ame­ryki, Fran­kli­nem Roose­vel­tem i pre­mierem Zjed­no­czo­nego Kró­le­stwa, Win­sto­nem Chur­chil­lem przed ich odlo­tem na kon­fe­ren­cję tehe­rań­ską w 1943 roku poważ­nie zanie­po­ko­iło stronę pol­ską2. Pol­scy przy­wódcy domy­ślali się zna­cze­nia usta­leń kon­fe­ren­cji dla poło­że­nia pod­wa­lin pod powo­jenny euro­pej­ski ład. Ich nie­po­kój wobec jaw­nego i bez­ce­re­mo­nial­nego odsta­wie­nia ich przed­sta­wi­cieli na boczny tor był zatem w pełni uza­sad­niony.

Nie po raz pierw­szy poli­tycz­nym reali­zmem wyka­zał się nato­miast Naczelny Wódz, gen. Kazi­mierz Sosn­kow­ski, który 29 paź­dzier­nika 1943 roku pisał do gen. Komo­row­skiego „Bora”: „Inspi­ra­cje [bry­tyj­skie], nie­stety nie tylko pra­sowe, zmie­rzają do uzy­ska­nia zrze­cze­nia się przez nas kre­sów wschod­nich [tak w ory­gi­nale – przyp. D.M.] (od pół­nocy Linia Cur­zona z pozo­sta­wie­niem nam być może i to w naj­lep­szym jedy­nie wypadku Lwowa) w zamian za ogól­ni­kowe obiet­nice ewen­tu­al­nego odda­nia nam w przy­szło­ści: Prus Wschod­nich, Gdań­ska i Ślą­ska. Wobec wypad­ków na fron­tach i w związku z moskiew­ską kon­fe­ren­cją powyż­sze ten­den­cje mogą wytwo­rzyć sytu­ację bar­dzo dla nas nie­bez­pieczną. […] ze względu na potrzeby wojny z Niem­cami i orga­ni­zo­wa­nie pokoju oba pań­stwa anglo­sa­skie będą wytrwale dążyły do zacie­śnie­nia z Rosją [ZSRS – przyp. D.M.] współ­pracy wśród jak naj­lep­szych sto­sun­ków. Rosja będzie zapewne stroną sta­wia­jącą warunki i żąda­nia”3.

Nie ina­czej przed­sta­wiała się rze­czy­wi­stość. Z cen­nego sojusz­nika, który nie szczę­dził krwi na róż­nych fron­tach, na euro­pej­skim nie­bie i na oce­anach, Polacy sta­wali się stop­niowo coraz bar­dziej kło­po­tli­wym part­ne­rem, utrud­nia­ją­cym alian­tom zachod­nim zakoń­cze­nie wojny według sce­na­riu­sza nakre­ślo­nego bez ich udziału. Zwią­zek Sowiecki był po pro­stu dla Wiel­kiej Bry­ta­nii i Sta­nów Zjed­no­czo­nych zbyt waż­nym sojusz­ni­kiem, który anga­żo­wał na swych bez­kre­snych tere­nach gros armii nie­miec­kiej. Zbyt wiele bowiem krwi żoł­nie­rzy bry­tyj­skich i ame­ry­kań­skich oca­lono dzięki heka­tom­bie czer­wo­no­ar­mi­stów, wysy­ła­nych na śmierć bez więk­szego zasta­no­wie­nia przez sowiec­kich dowód­ców.

Roz­wój wypad­ków wojen­nych i poli­tycz­nych w koń­co­wym eta­pie wojny sta­wiał stronę pol­ską w coraz mniej korzyst­nej sytu­acji. Zerwa­nie przez Zwią­zek Sowiecki sto­sun­ków dyplo­ma­tycz­nych z rzą­dem RP na uchodź­stwie po odkry­ciu maso­wych gro­bów pol­skich jeń­ców w Katy­niu uła­twiło Sta­li­nowi grę na pol­skiej sza­chow­nicy. Po zwy­cię­skich bitwach pod Sta­lin­gra­dem i Kur­skiem oraz prze­ła­ma­niu nie­miec­kiej obrony na linii Dnie­pru to od Armii Czer­wo­nej miało zale­żeć wyzwo­le­nie spod nazi­stow­skiej oku­pa­cji tere­nów Europy Środ­kowo-Wschod­niej. Sta­lin dosko­nale zda­wał sobie sprawę z tego, iż Stany Zjed­no­czone Ame­ryki oraz Zjed­no­czone Kró­le­stwo nie będą szcze­gól­nie twardo obsta­wać przy obro­nie pol­skich postu­la­tów w spra­wie prze­biegu gra­nic. Zresztą sam Win­ston Chur­chill poru­szał w roz­mo­wie z gen. Wła­dy­sła­wem Sikor­skim kwe­stię ewen­tu­al­nej rekom­pen­saty tery­to­rial­nej dla Pol­ski kosz­tem Nie­miec w zamian za zie­mie utra­cone na wscho­dzie na rzecz ZSRS4.

Jak się oka­zało, naj­gor­sze miało jed­nak dopiero nadejść. Wyniki usta­leń w Tehe­ra­nie (dotąd stro­nie pol­skiej nie­znane) prze­ra­ziły zarówno człon­ków pol­skiego rządu, jak i Pola­ków zamiesz­ku­ją­cych dawne pol­skie woje­wódz­twa wschod­nie. Do ocze­ki­wa­nego spo­tka­nia Miko­łaj­czyka z Chur­chil­lem doszło dopiero 20 stycz­nia 1944 roku. Było to dwa tygo­dnie po tym, jak Armia Czer­wona prze­kro­czyła na Woły­niu przed­wo­jenną gra­nicę Pol­ski. Bry­tyj­ski pre­mier zapo­wie­dział wów­czas, iż Pol­ska powinna być „silna, nie­za­leżna i wolna”, ale w gra­ni­cach od Linii Cur­zona do Odry. Kiedy Miko­łaj­czyk zgło­sił zastrze­że­nia wobec zamiaru usta­le­nia nowych gra­nic Pol­ski bez udziału jej pra­wo­wi­tego rządu, jego roz­mówca uznał za sto­sowne przy­po­mnieć, że Wielka Bry­ta­nia była w isto­cie zobo­wią­zana do obrony nie­pod­le­gło­ści swo­jego part­nera przed Niem­cami, ale sojusz­ni­czy trak­tat nie wią­zał jej w spra­wie wschod­nich gra­nic Pol­ski. Według wspo­mnień Miko­łaj­czyka Chur­chill miał powie­dzieć: „Musi pan zro­zu­mieć, […] że ani Wielka Bry­ta­nia, ani Stany Zjed­no­czone nie podejmą wojny w obro­nie wschod­nich gra­nic Pol­ski. Jeżeli osią­gniemy poro­zu­mie­nie w spra­wie tych gra­nic, mogą one być zagwa­ran­to­wane zarówno przez Wielką Bry­ta­nię, jak i Zwią­zek Sowiecki. Pre­zy­dent Roose­velt nie będzie w sta­nie dać takich gwa­ran­cji, bo ame­ry­kań­ska kon­sty­tu­cja nie pozwala na gwa­ran­to­wa­nie żad­nych obcych gra­nic. I dla­tego radzę panu na przy­ję­cie Linii Cur­zona jako gra­nicy wschod­niej Pol­ski. Jeżeli przyj­mie pan tę pro­po­zy­cję, to będziemy mogli roz­po­cząć nego­cja­cje, które, jestem tego pewny, dopro­wa­dzą do odno­wie­nia sto­sun­ków pol­sko-sowiec­kich”5.

Miko­łaj­czyk ostro zapro­te­sto­wał, a w rela­cji ze spo­tka­nia prze­sła­nej Dele­ga­towi Rządu RP na Kraj tak rela­cjo­no­wał swoje postu­laty zwią­zane z gra­ni­cami: „Pol­ska może przy­jąć tylko roz­mowy na temat ewen­tu­al­nej rewi­zji gra­nic ryskich. Pol­ska nie może wyjść z tej wojny pomniej­szona i pokrzyw­dzona. Tylko tę zasadę naród pol­ski znie­sie. Poza tym naród pol­ski nie zgo­dzi się ni­gdy na utratę dwóch słu­pów pod­sta­wo­wych gma­chu pań­stwo­wego: Lwowa i Wilna”6. W odpo­wie­dzi uzy­skał rów­nie zde­cy­do­waną odpo­wiedź Rady Jed­no­ści Naro­do­wej i Dele­gata: „Naród Pol­ski kate­go­rycz­nie i bez­względ­nie odrzuca pre­ten­sje sowiec­kie do wschod­nich tere­nów Pań­stwa Pol­skiego, stoi na sta­no­wi­sku nie­na­ru­szal­no­ści gra­nicy usta­lo­nej w trak­ta­cie ryskim i ni­gdy nie zgo­dzi się na nowy zabór jakiej­kol­wiek czę­ści Pol­ski. Naród Pol­ski zde­cy­do­wany jest bro­nić wszel­kimi dostęp­nymi środ­kami cało­ści wschod­nich tere­nów Rzecz­po­spo­li­tej”7.

W rok 1944 spo­łe­czeń­stwo pol­skie weszło z dużym baga­żem nadziei i obaw. Nie­miecka machina wojenna sła­bła w mor­der­czej walce na Wscho­dzie i pod cio­sami lot­nic­twa sprzy­mie­rzo­nych, któ­rego naloty obra­cały w gruzy całe mia­sta i fabryki wroga. Oku­pant na­dal był śmier­tel­nie groźny, ale jego zasoby nie były nie­wy­czer­pane i z mie­siąca na mie­siąc klę­ska Rze­szy coraz wyraź­niej ryso­wała się na hory­zon­cie. Cie­szyły kolejne klę­ski nazi­stów, zmar­twie­niem napa­wała mgli­sta sytu­acja poli­tyczna zwią­zana z zatar­giem z impe­rium Sta­lina i nie­ja­snym sta­no­wi­skiem potęż­nych sojusz­ni­ków wobec kwe­stii dla Pol­ski naj­waż­niej­szych.

Wobec jaw­nego odej­ścia sojusz­ni­ków od obrony pol­skich inte­re­sów na wscho­dzie pol­ski rząd zna­lazł się w podwój­nie trud­nej sytu­acji. Po pierw­sze, utra­ciły swą wagę dotych­cza­sowe zapew­nie­nia ze strony potęż­nych sojusz­ni­ków zwią­zane z gra­ni­cami i kształ­tem powo­jen­nego pań­stwa pol­skiego. Po dru­gie, na korzyść strony sowiec­kiej dzia­łał brak sto­sun­ków dyplo­ma­tycz­nych pomię­dzy ZSRS a rzą­dem RP na uchodź­stwie. Umoż­li­wiło to wła­dzom sowiec­kim samo­dzielne roz­gry­wa­nie spraw doty­czą­cych Pol­ski z zachod­nimi mocar­stwami bez udziału pra­wo­wi­tego z punktu widze­nia prawa mię­dzy­na­ro­do­wego part­nera. I wresz­cie – co naj­istot­niej­sze – wszel­kie argu­menty siły były po stro­nie „sojusz­nika naszych sojusz­ni­ków”. W pią­tym roku wojny pomimo ogrom­nego wysiłku pol­skiego spo­łe­czeń­stwa Armia Kra­jowa, wła­ści­wie pozba­wiona cięż­kiej broni, nie mogła być czyn­ni­kiem, z któ­rym musia­łyby się liczyć Armia Czer­wona czy nawet osła­biony licz­nymi klę­skami Wehr­macht.

Jed­no­cze­śnie w sowiec­kiej pro­pa­gan­dzie, skie­ro­wa­nej także za gra­nicę, legalne pol­skie wła­dze otwar­cie szka­lo­wano i sta­wiano nie­omal na równi z nazi­stami. Oprócz dys­kre­dy­to­wa­nia wia­ry­god­no­ści rządu RP na uchodź­stwie oraz suge­ro­wa­nia na are­nie mię­dzy­na­ro­do­wej jego bli­skich związ­ków z wła­dzami Trze­ciej Rze­szy strona sowiecka sto­so­wała też metodę fak­tów doko­na­nych. Miała zresztą ku temu wszel­kie narzę­dzia. 5 marca 1944 roku Nikita Chrusz­czow bar­dzo ostro wystą­pił na I wojen­nej sesji Rady Naj­wyż­szej USRS w kwe­stii przy­szłych zachod­nich gra­nic repu­bliki, suge­ru­jąc, że Linia Cur­zona nie wyczer­puje żądań tery­to­rial­nych Sowiec­kiej Ukra­iny. Pierw­szy sekre­tarz CK KPU(b) stwier­dził wtedy: „Ukra­iń­ski naród doczeka się zakoń­cze­nia wiel­kiego histo­rycz­nego zjed­no­cze­nia swo­ich ukra­iń­skich ziem w jed­nym sowiec­kim ukra­iń­skim pań­stwie. (Burz­liwe okla­ski). Ukra­iń­ski naród doczeka się włą­cze­nia do Ukra­iń­skiego Sowiec­kiego Pań­stwa odwiecz­nie ukra­iń­skich ziem, któ­rymi są: Chełmsz­czy­zna, Hru­bie­szów, Zamość, Toma­szów, Jaro­sław! (Burz­liwe okla­ski)”8.

Ozna­czało to zamiar się­gnię­cia przez Chrusz­czowa po zie­mie poło­żone przed 1939 rokiem nie­mal w cen­trum pań­stwa pol­skiego. Stawka w grze o prze­bieg nowych gra­nic została zatem pod­bita znacz­nie bar­dziej, niż to było w naj­czar­niej­szych sce­na­riu­szach kre­ślo­nych przez pol­skich poli­ty­ków, goto­wych w osta­tecz­no­ści na nie­znaczną korektę gra­nicy okre­ślo­nej przez trak­tat ryski. Nie szło już nawet o Lwów, skoro Pol­ska miała zostać na wscho­dzie (i w środ­ko­wej czę­ści!) pozba­wiona nawet tere­nów o prze­wa­dze lud­no­ści pol­skiej, takich jak powiaty: Jaro­sław, Zamość czy Toma­szów.

Kana­dyj­ski badacz ukra­iń­skiego pocho­dze­nia Ser­hij Jekel­czyk traf­nie zauwa­żył, że Chrusz­czow zręcz­nie wyko­rzy­stał zwrot pro­pa­gan­dowy naczel­nego ukra­iń­skiego histo­ryka sowiec­kiej wła­dzy Miko­łaja Pio­trow­skiego, pole­ga­jący na okre­śle­niu spor­nych tery­to­riów „odwiecz­nie ukra­iń­skimi”, co miało słu­żyć legi­ty­mi­za­cji ich powtór­nej anek­sji po ponow­nym zaję­ciu tych tere­nów przez Armię Czer­woną. Pio­trow­ski, zachę­cony popar­ciem dla swo­jej dzia­łal­no­ści „nauko­wej” na naj­wyż­szym szcze­blu, opu­bli­ko­wał 30 kwiet­nia 1944 roku w „Radjanś­kiej Ukra­ji­nie” arty­kuł poświę­cony zagad­nie­niu „odwiecz­nie ukra­iń­skich ziem”9. Warto zauwa­żyć, że tym samym sfor­mu­ło­wa­niem odno­śnie do tere­nów na pol­sko-ukra­iń­skim pogra­ni­czu etnicz­nym posłu­gi­wali się w latach wojny ukra­iń­scy nacjo­na­li­ści i posłu­gują się nim na­dal ich ide­owi następcy.

W tej roz­grywce strona sowiecka dys­po­no­wała naj­moc­niej­szą z kart w postaci zwy­cię­skiej Armii Czer­wo­nej. Z pomocą woj­ska zaj­mu­ją­cego wschod­nie obszary Dru­giej RP Sta­lin stwa­rzał fakty doko­nane mające opar­cie w potę­dze swo­jego pań­stwa, bez­ce­re­mo­nial­nie przy­wra­ca­jąc sta­tus quo na tere­nach przy­łą­czo­nych do USRS jesie­nią 1939 roku, po czwar­tym roz­bio­rze Pol­ski doko­na­nym wespół z Trze­cią Rze­szą. Zbrojna kon­fron­ta­cja pol­skiego pod­zie­mia z potęgą Armii Czer­wo­nej, osło­niętą apa­ra­tem bez­pie­czeń­stwa repre­zen­to­wa­nym przez NKWD i NKGB, nie wcho­dziła w grę. Nale­żało zatem poszu­kać innej drogi, pozwa­la­ją­cej Pola­kom na pod­ję­cie przy­naj­mniej próby prze­ko­na­nia zachod­nich sojusz­ni­ków o koniecz­no­ści obrony przed­wo­jen­nych pol­skich ziem wschod­nich.

Zupeł­nie ina­czej sytu­ację wojenną postrze­gali wów­czas Niemcy – prze­ciw­nik mili­tarny zarówno Sowie­tów, jak i Pola­ków. Dla Obe­rkom­mando des Heeres (OKH) – Nie­miec­kiego Naczel­nego Dowódz­twa Wojsk Lądo­wych, Lwów miał zna­cze­nie o tyle, o ile liczył się jesz­cze jako duży węzeł kole­jowy, klu­czowy w regio­nie, pokaź­nych roz­mia­rów baza lot­ni­cza i punkt mobi­li­za­cyjny ukra­iń­skiego rekruta. O wiele więk­sze zna­cze­nie mia­sto posia­dało dla cywil­nej admi­ni­stra­cji oku­pa­cyj­nej jako sie­dziba Dys­tryktu „Gali­zien” Gene­ral­nego Guber­na­tor­stwa. Para­dok­sal­nie wypadki na fron­cie wschod­nim na odcinku gali­cyj­skim poto­czyły się wio­sną 1944 roku w taki spo­sób, że nie­po­rów­ny­wal­nie więk­szą rolę od Lwowa ode­grał znacz­nie od niego mniej­szy Tar­no­pol.

Po klę­sce w dru­giej bitwie o Kijów i oku­pio­nym dużymi stra­tami odwro­cie przez zie­mie środ­ko­wej Ukra­iny Niemcy pró­bo­wali za wszelką cenę powstrzy­mać sowiec­kie natar­cie i wresz­cie odbu­do­wać stały front. Wehr­macht doświad­czył już bole­śnie, jak poważne zagro­że­nie stwa­rzać potra­fią rajdy pan­cerne prze­ciw­nika. Na domiar złego dla nazi­stów na tyłach ich frontu ope­ro­wały już liczne sowiec­kie oddziały par­ty­zanc­kie. Były one wyśmie­ni­cie uzbro­jone i sta­no­wiły zagro­że­nie nie tylko dla roz­cią­gnię­tych nie­miec­kich linii zaopa­trze­nia i sła­bych sił bez­pie­czeń­stwa strze­gą­cych roz­le­głego zaple­cza, ale także dla lud­no­ści cywil­nej tych tere­nów.

U progu 1944 roku dla obu potęż­nych nie­przy­ja­ciół stało się jasne, że do kolej­nej wiel­kiej par­tii doj­dzie jesz­cze przed pasem Kar­pat. Od wyniku tej roz­grywki miało zale­żeć ewen­tu­alne zaha­mo­wa­nie nie­po­wstrzy­ma­nego mar­szu Sowie­tów w ich dro­dze na zachód i połu­dnie lub cał­ko­wita porażka wojsk nie­miec­kich na zachód od linii gór­nego Bugu i Sanu. W tej waż­nej grze swój udział zazna­czyć miała rów­nież Armia Kra­jowa, choć jej moż­li­wo­ści były nie­współ­mier­nie małe w porów­na­niu ze zma­ga­ją­cymi się ze sobą w śmier­tel­nym uści­sku wro­gimi potę­gami.

Roz­dział II. Od powsta­nia powszech­nego do zbroj­nej demon­stra­cji

ROZ­DZIAŁ II OD POWSTA­NIA POWSZECH­NEGO DO ZBROJ­NEJ DEMON­STRA­CJI

Od wrze­śnia 1939 roku do końca czerwca 1941 roku tereny połu­dniowo-wschod­niej Pol­ski znaj­do­wały się pod oku­pa­cją radziecką, for­mal­nie wystę­pu­jąc jako zachod­nia część Ukra­iń­skiej Socja­li­stycz­nej Repu­bliki Sowiec­kiej. Szybko przy­stą­piono do roz­prawy z Pola­kami, ude­rza­jąc w: szkoły pol­skie, pla­cówki kul­tury, nauki, inte­li­gen­cję i Kościół kato­licki. Zakro­jone na masową skalę depor­ta­cje na krańce ZSRS przy­spie­szały eli­mi­na­cję żywiołu pol­skiego. NKWD z dużą sku­tecz­no­ścią zwal­czało wszel­kie prze­jawy dzia­łal­no­ści nie­pod­le­gło­ścio­wej i zyskało przez to podziw u gestapo i nie­miec­kich służb wewnętrz­nych. W czerwcu 1941 roku pod­czas pospiesz­nego odwrotu Sowieci popeł­nili wiele zbrodni, m.in. mor­du­jąc ponad 8 tysięcy więź­niów poli­tycz­nych we Lwo­wie10.

Po włą­cze­niu Gali­cji Wschod­niej jako Dys­tryktu Gali­cja do Gene­ral­nego Guber­na­tor­stwa nowi oku­panci umie­jęt­nie wyko­rzy­sty­wali kon­flikt pol­sko-ukra­iń­ski. Poli­tyka nazi­stów wzglę­dem Pola­ków i Ukra­iń­ców nace­cho­wana była tyleż cyni­zmem, co chę­cią wyko­rzy­sta­nia do mak­si­mum zaso­bów gospo­dar­czych Gali­cji Wschod­niej na potrzeby armii wal­czą­cej na wscho­dzie. Eli­mi­na­cja pol­skich i ukra­iń­skich elit oraz masowy dre­naż zdol­nych do pracy miesz­kań­ców regionu w postaci począt­kowo dobro­wol­nego, a następ­nie przy­mu­so­wego wyjazdu do pracy w zakła­dach Rze­szy dopeł­niały obraz pla­nów oku­panta wobec tej czę­ści Europy Wschod­niej.

Począw­szy od pierw­szych mie­sięcy oku­pa­cji, w kie­row­ni­czych krę­gach pol­skiego pod­zie­mia doj­rze­wała myśl o prze­ję­ciu wła­dzy w kraju na dro­dze zbroj­nego zrywu nazwa­nego robo­czo „powsta­niem powszech­nym”, do któ­rego miało dojść w sprzy­ja­ją­cym momen­cie wojny. Teren Gali­cji Wschod­niej miał być w pol­skich pla­nach czę­ścią „tar­czy”, osła­nia­ją­cej „bazę”, czyli środ­kową część Pol­ski, gdzie roze­grać się miały decy­du­jące walki. Na tere­nie ziem wschod­nich oddziały powstań­cze miały przede wszyst­kim opóź­niać powra­ca­jące ze wschodu woj­ska nie­miec­kie.

Warun­kiem do wybu­chu powsta­nia powszech­nego było oczy­wi­ście zaist­nie­nie dogod­nych ku temu oko­licz­no­ści natury mili­tar­nej i poli­tycz­nej oraz pomyślny obrót spraw alianc­kich na innych fron­tach. Jak się wydaje, w naj­gor­szych nawet sce­na­riu­szach nie brano pod uwagę kata­strofy dyplo­ma­tycz­nej jesz­cze pod­czas trwa­nia wojny w postaci powrotu do kon­cep­cji gra­nicy opar­tej na linii demar­ka­cyj­nej usta­lo­nej przez obu oku­pan­tów. Po kon­fe­ren­cji tehe­rań­skiej karty w tej roz­grywce zostały wstęp­nie roz­dane, choć ocze­ki­wano, iż wią­żące decy­zje zapadną dopiero na powo­jen­nej kon­fe­ren­cji poko­jo­wej. Nie po raz pierw­szy zatem pol­scy przy­wódcy wpa­dli w pułapkę postrze­ga­nia ówcze­snego kon­fliktu w kate­go­riach pierw­szej wojny świa­to­wej.

Pomimo ogrom­nych strat armia nie­miecka wal­czyła na wscho­dzie z naj­więk­szą zacię­to­ścią. W Komen­dzie Głów­nej AK nie zaob­ser­wo­wano choćby czę­ścio­wego zała­ma­nia się Wehr­machtu, co było głów­nym uwa­run­ko­wa­niem pozwa­la­ją­cym na przy­stą­pie­nie do otwar­tej walki. Nie było mowy o powtó­rze­niu nie­mal bez­kr­wa­wych wyda­rzeń z końca 1918 roku. Gdyby powsta­nie wybu­chło na tyłach zwar­tego i wal­czą­cego frontu nie­miec­kiego, zosta­łoby szybko uto­pione we krwi. Pol­scy szta­bowcy zde­cy­do­wali się wobec tego na zastą­pie­nie takiej formy zrywu przez powsta­nie stre­fowe, by zmi­ni­ma­li­zo­wać skutki ewen­tu­al­nej wro­giej kontr­ak­cji i oszczę­dzić lud­no­ści pacy­fi­ka­cji. Dla zama­ni­fe­sto­wa­nia pol­sko­ści ziem wschod­nich Dru­giej RP lokalne powsta­nia miały objąć także naj­waż­niej­sze ośrodki miej­skie na wscho­dzie ze Lwo­wem i z Wil­nem na czele. Jak sądzono – co naj­mniej opty­mi­stycz­nie – ów wariant miał przy­nieść pol­skiej spra­wie inter­wen­cję potęż­nych sojusz­ni­ków zakoń­czoną pozy­tyw­nym dla Pol­ski roz­strzy­gnię­ciem kwe­stii przy­na­leż­no­ści pań­stwo­wej woje­wództw wschod­nich.

Zie­mie połu­dniowo-wschod­nie Rze­czy­po­spo­li­tej w ramach pod­ziem­nej struk­tury orga­ni­za­cyjno-woj­sko­wej two­rzyły Obszar Lwów „Lut­nia”. Jego komen­dan­tem był płk Wła­dy­sław Filip­kow­ski „Janka”. Obszar ten obej­mo­wał wio­sną 1944 roku trzy okręgi: Tar­no­pol „Tar­cza” (komen­dant płk Fran­ci­szek Stu­dziń­ski „Kotlina”, „Rawicz”, „Skawa”, „Skiba”), Sta­ni­sła­wów „Afryka” (komen­dant kpt. Wła­dy­sław Her­man „Glo­bus”, „Juno­sza”, „Kudak”, „Wrzos”, „Żuraw”) i Lwów „Leszek” (komen­dant ppłk art. Ste­fan Czer­wiń­ski „Luśnia”, „Zam­kow­ski”); 30 czerwca 1944 roku Obszar Lwów prze­mia­no­wano na Okręg Lwów z trzema pod­okrę­gami.

Obszar Lwow­ski AK został, rzecz jasna, objęty uzu­peł­nio­nym i sko­ry­go­wa­nym pla­nem odtwa­rza­nia sił zbroj­nych w kraju. Na tere­nie obszaru, obej­mu­ją­cego przed­wo­jenne woje­wódz­twa tar­no­pol­skie, sta­ni­sła­wow­skie i wschod­nią część woje­wódz­twa lwow­skiego, pla­no­wano wysta­wie­nie trzech dywi­zji pie­choty: 12. DP w Okręgu Tar­no­pol, 11. Kar­pac­kiej DP w Okręgu Sta­ni­sła­wów i 5. DP w Okręgu Lwów. W lipcu odtwo­rzono też 14. Pułk Uła­nów Jazło­wiec­kich, oddział ist­nie­jący przed wojną w skła­dzie Podol­skiej Bry­gady Kawa­le­rii. Siły te miały naj­pierw wyko­nać ude­rze­nia na nie­miec­kie linie zaopa­trze­nia i komu­ni­ka­cji, a potem przejść do dzia­łań zaczep­nych prze­ciwko stra­żom tyl­nym cofa­ją­cych się Niem­ców. Finał „Burzy” miał się roze­grać we Lwo­wie i zakoń­czyć zdo­by­ciem mia­sta. Dodat­ko­wym zada­niem była ochrona lud­no­ści pol­skiej przed UPA. Tak w zało­że­niach i tele­gra­ficz­nym skró­cie miało wyglą­dać powsta­nie stre­fowe i zbrojna demon­stra­cja pol­sko­ści tych ziem. Szcze­góły planu dla każ­dego z okrę­gów Obszaru opi­sano w dal­szej czę­ści książki.

Lwów był klu­czo­wym punk­tem w połu­dniowo-wschod­niej Pol­sce, stąd też całość wysiłku AK Obszaru Lwow­skiego była skie­ro­wana wła­śnie na jego zdo­by­cie. Miało to być uko­ro­no­wa­niem demon­stra­cji pol­sko­ści tych ziem. Droga do tego nie była łatwa, trzeba się było bowiem naj­pierw roz­pra­wić z siłami nie­miec­kimi i ukra­iń­skimi oraz uło­żyć rela­cje z fał­szy­wym sojusz­ni­kiem ze wschodu. Polacy upa­try­wali szansy w tym, że dowódz­two anglo­sa­skie nie pro­te­sto­wało prze­ciw wyko­ny­wa­niu zrzu­tów lot­ni­czych z bro­nią i wypo­sa­że­niem dla lwow­skiej AK. Można było więc wnio­sko­wać, że Anglicy i Ame­ry­ka­nie nie uwa­żali jesz­cze Mało­pol­ski Wschod­niej za część Związku Sowiec­kiego i że kwe­stia przy­na­leż­no­ści tych ziem po zakoń­cze­niu wojny jest otwarta. Anglo­sasi zabro­nili zrzu­tów na tere­nach: Woły­nia, Pole­sia, Nowo­gród­czy­zny i Wileńsz­czy­zny, aby nie draż­nić Sta­lina. Zrzuty w daw­nym woje­wódz­twie lwow­skim kon­ty­nu­owano ze sto­sun­kowo dobrym skut­kiem do lipca 1944 roku.

Pod koniec lutego 1944 roku, a więc na kilka tygo­dni przed czę­ścio­wym uru­cho­mie­niem planu „Burza” w Okręgu Tar­no­pol, AK miała na tere­nie Obszaru Lwow­skiego ok. 25 tys. zaprzy­się­żo­nych żoł­nie­rzy11. Dowódca pod­ziem­nej armii zwra­cał uwagę na nikłe uzbro­je­nie Obszaru, na które skła­dało się zale­d­wie: 10 cięż­kich i 69 ręcz­nych kara­bi­nów maszy­no­wych, 24 pisto­lety maszy­nowe, 1374 kara­biny, 927 pisto­le­tów, armata prze­ciw­pan­cerna i 3821 gra­na­tów12. Za pomocą tej broni można było uzbroić co naj­wy­żej 2,5 tysiąca ludzi, czyli zale­d­wie dzie­siątą część dostęp­nych zaso­bów ludz­kich. Ponadto dużo uzbro­je­nia powę­dro­wało do pla­có­wek samo­obrony, które nie miały wyko­ny­wać „Burzy”. Komenda Główna AK naci­skała na Lon­dyn, by wzmóc tempo i roz­miary zrzu­tów. W efek­cie nie­znacz­nego zin­ten­sy­fi­ko­wa­nia lotów do Pol­ski od marca do lipca tego roku drogą powietrzną otrzy­mano: 65 erka­emów, 665 pisto­le­tów maszy­no­wych, 975 pisto­le­tów, 38 wyrzutni poci­sków prze­ciw­pan­cer­nych PIAT, gra­naty, mate­riały wybu­chowe, amu­ni­cję i radio­sta­cje13. Pomoc ta sta­no­wiła istotne wzmoc­nie­nie wobec ogól­nej mize­rii posia­da­nej broni, ale jed­no­cze­śnie była zale­d­wie kro­plą w morzu potrzeb, gdyż stan uzbro­je­nia lwow­skiej AK na­dal pozo­sta­wiał wiele do życze­nia.

Próba posta­wie­nia Związku Sowiec­kiego przed trudną (jak sądzono w pol­skich krę­gach przy­wód­czych) sytu­acją wobec ujaw­nie­nia oddzia­łów AK w cza­sie ope­ra­cji „Burza” i prze­ję­cia na spor­nych tere­nach wła­dzy przez admi­ni­stra­cję cywilną Pol­skiego Pań­stwa Pod­ziem­nego mogła zatem w per­spek­ty­wie obró­cić się prze­ciwko wyko­naw­com tego planu, wal­nie przy­czy­nia­jąc się do osła­bie­nia pol­skiego pod­zie­mia nie­pod­le­gło­ścio­wego w połu­dniowo-wschod­niej czę­ści przed­wo­jen­nej Pol­ski, i dopro­wa­dzić do szyb­kiej utraty war­to­ścio­wych warstw dowód­czych, więk­szo­ści oddzia­łów par­ty­zanc­kich i dużej liczby broni zebra­nej we Lwo­wie.

W kore­spon­den­cji ame­ry­kań­skiego wydziału NKWD ZSRS co naj­mniej do marca 1944 roku prze­ko­ny­wano Ame­ry­ka­nów, że na­dal nie napo­tkano oddzia­łów AK na tere­nach zaj­mo­wa­nych przez Armię Czer­woną. Wobec współ­dzia­ła­nia par­ty­zantki sowiec­kiej, a następ­nie regu­lar­nych wojsk sowiec­kich z 27. Wołyń­ską Dywi­zją Pie­choty AK w rejo­nie Wło­dzi­mie­rza Wołyń­skiego i Kowla podobne świa­dec­twa były oczy­wi­stym kłam­stwem, mają­cym na celu nego­wa­nie walki pol­skiego pod­zie­mia nie­pod­le­gło­ścio­wego z nie­miec­kim oku­pan­tem14.

Dwu­znacz­ność przy­ję­tej tak­tyki rozu­miał oczy­wi­ście rów­nież płk Wła­dy­sław Filip­kow­ski, komen­dant Obszaru AK Lwów. W kore­spon­den­cji z Dele­ga­tem Rządu RP prze­wi­dy­wał on, że ponowne wkro­cze­nie Sowie­tów może zakoń­czyć się roz­bro­je­niem sił AK, przy­mu­so­wym pobo­rem do Armii Czer­wo­nej lub pod­po­rząd­ko­wa­nego komu­ni­stom Woj­ska Pol­skiego i – w dal­szej per­spek­ty­wie – przy­mu­sową „repa­tria­cją” Pola­ków, usu­nię­tych ze spor­nych ziem. Strona pol­ska posta­no­wiła temu prze­ciw­dzia­łać, sta­wia­jąc Sowie­tów przed fak­tem doko­na­nym. Opi­su­jąc zało­że­nia przy­go­to­wy­wa­nej kon­cep­cji wzmo­żo­nej akcji dywer­syj­nej o kryp­to­ni­mie „Burza”, płk Filip­kow­ski stwier­dził: „[…] zary­so­wuje się pewna moż­li­wość zagra­nia we Lwo­wie stawki wpro­wa­dze­nia sto­sun­ków pol­sko-sowiec­kich na nor­malne tory. Przy­ję­cie jej wpro­wa­dzi­łoby już samo przez się pewne ele­menty pol­skiej admi­ni­stra­cji na tutej­szym tere­nie, o co zabiega Rząd Pol­ski, odkła­da­jąc jedy­nie zała­twie­nie spraw gra­nicz­nych na okres kon­fe­ren­cji poko­jo­wej. Ist­nie­nie tych ele­men­tów pozwo­li­łoby w miarę dal­szego przy­ja­znego roz­woju sto­sun­ków na wysu­nię­cie wobec Sowie­tów suge­stii prze­ję­cia całej lub poważ­nej czę­ści admi­ni­stra­cji i kon­ty­nu­owa­nia ewen­tu­al­nych roz­mów o szer­szym zakre­sie, do któ­rych oczy­wi­ście byłaby już wtedy konieczna obec­ność spe­cjal­nego przed­sta­wi­ciela Rządu. Mimo odmien­nych pozo­rów nie można się oprzeć prze­ko­na­niu, że teren Lwowa i ziem połu­dniowo-wschod­nich nadaje się wyjąt­kowo dobrze do rzu­ce­nia pomo­stu mię­dzy Rzą­dem Pol­skim i Sowiec­kim. Dla­tego też uwa­żam, że muszą być wzięte w rachubę wszyst­kie ewen­tu­al­no­ści zmie­rza­jące w tym kie­runku. W przy­padku zaś, gdyby wła­dze sowiec­kie odrzu­ciły kon­cep­cję two­rze­nia armii pol­skiej wła­snymi środ­kami, sam fakt jej usu­nię­cia sta­no­wić będzie jedyną moż­liwą w danym ukła­dzie sto­sun­ków, nie­wy­wo­łu­jącą kom­pli­ka­cji mię­dzynarodowych, a wymowną formę pro­te­stu prze­ciw jed­no­stron­nemu narzu­ca­niu nam woli, przy rów­no­cze­snym pod­kre­śle­niu naszej naj­da­lej idą­cej dobrej woli i chęci walki z Niem­cami”15.

Z powyż­szych infor­ma­cji wynika, że płk Filip­kow­ski traf­nie odczy­tał zamiary strony sowiec­kiej i – podob­nie jak rząd RP w Lon­dy­nie – dostrze­gał szansę na powstrzy­ma­nie reali­za­cji takiego sce­na­riu­sza dzięki prze­ję­ciu wła­dzy w tere­nie przez pra­wo­witą pol­ską admi­ni­stra­cję cywilną chro­nioną przez ujaw­nia­jące się oddziały Armii Kra­jo­wej. Trudno jed­nak zro­zu­mieć, na jakich prze­słan­kach opie­rało się to wyjąt­kowo opty­mi­styczne prze­świad­cze­nie pol­skich krę­gów decy­zyj­nych, że takie dzia­ła­nie nie­jako zmusi stronę sowiecką do ponow­nego nawią­za­nia sto­sun­ków z rzą­dem RP. Tak czy ina­czej, wspo­mniane infor­ma­cje wpły­nęły jed­nak na przy­ję­cie przez pol­skie pod­zie­mie spe­cy­ficz­nej kon­cep­cji walki w okre­sie wyzwa­la­nia tere­nów woje­wódz­twa lwow­skiego spod nie­miec­kiej oku­pa­cji.

Wio­sną 1944 roku Komenda Główna AK spre­cy­zo­wała roz­kazy dla sił pol­skich pod Lwo­wem i w samym mie­ście. 10 maja tego roku w „roz­ka­zie szcze­gól­nym” pole­cono prze­pro­wa­dzić „Burzę” na tere­nie Okręgu AK Lwów cało­ścią posia­da­nych sił. W Zło­czo­wie miał ujaw­nić się two­rzony w ramach planu Odtwa­rza­nia Sił Zbroj­nych w Kraju 55. pp, w oko­li­cach: Gródka Jagiel­loń­skiego, Jawo­rowa, Rudek i Sam­bora – III/26. pp, a w „Wiel­kim Lwo­wie” – jak nazwano mia­sto wraz z ota­cza­ją­cymi je sze­ro­kim krę­giem pol­skich wsi – gros pol­skich sił w postaci 5. Dywi­zji Pie­choty, na którą skła­dały się: 19., 40. i 26. pp (bez jed­nego bata­lionu)16.

Plan podzie­lono na dwie fazy. W cza­sie pierw­szej fazy, obej­mu­ją­cej czas do odwrotu wojsk nie­miec­kich, zmo­bi­li­zo­wane oddziały AK miały ope­ro­wać jak naj­bli­żej przy­szłych pozy­cji wyj­ścio­wych do roz­po­czę­cia dzia­łań. W dru­giej fazie, roz­po­czy­na­ją­cej się auto­ma­tycz­nie po odwro­cie Niem­ców, a przed wkro­cze­niem Armii Czer­wo­nej, „oddziały bojowe wraz z samo­obroną poszcze­gól­nych osie­dli, po pozo­sta­wie­niu nie­zbęd­nej osłony dla osie­dla mają wyko­nać zada­nie wyni­ka­jące z «Burzy», tj. ude­rze­nia na wyco­fu­jące się straże tylne na ich osiach odwrotu, a po akcji nasta­wić je, tak by bez straty czasu zdą­żały do miej­sca prze­wi­dy­wa­nego ujaw­nie­nia, zabie­ra­jąc po dro­dze nawet ludzi upa­trzo­nych [ochot­ni­ków] i nie­po­sia­da­ją­cych uzbro­je­nia. Osią­gnię­cie w tej fazie naj­więk­szej liczeb­no­ści oddzia­łów będzie miało dla nas donio­słe zna­cze­nie pod wzglę­dem woj­sko­wym i poli­tycz­nym” – zapi­sano w pol­skim doku­men­cie17.

Szcze­góły bojowe ope­ra­cji oparto na wstęp­nych usta­le­niach pocho­dzą­cych jesz­cze ze stycz­nia 1944 roku. Oddziały AK miały opa­no­wać Lwów przez zasko­cze­nie i utrzy­mać go do czasu nadej­ścia odsie­czy z ziem środ­ko­wej Pol­ski, prze­wi­du­jąc powtó­rze­nie sce­na­riu­sza z 1918 roku i sto­cze­nie z Ukra­iń­cami wal­nej bitwy o mia­sto siłami do 5 tys. żoł­nie­rzy ze Lwowa i naj­bliż­szych oko­lic w nadziei na wcią­gnię­cie do walki szer­szych krę­gów pol­skiej mło­dzieży, podob­nie jak to było w 1918 roku. Ewen­tu­al­nego suk­cesu upa­try­wano w szyb­kim opa­no­wa­niu lot­ni­ska na Skni­ło­wie oraz w sku­tecz­nej osło­nie podejść do Lwowa przez oddziały par­ty­zanc­kie pod­miej­skich inspek­to­ra­tów w lasach pod: Prze­my­śla­nami, Bóbrką, Kamionką Stru­mił­łową, Mostami Wiel­kimi, Żół­kwią, Gród­kiem Jagiel­loń­skim, Jano­wem i Rawą Ruską. Utrzy­ma­nie tych rejo­nów do czasu prze­bi­cia się z zachodu więk­szych sił AK z okrę­gów AK Kra­ków i Lublin miało prze­są­dzić o losach bitwy18.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

M. Hułas, Bry­tyj­skie próby roz­wią­za­nia pro­blemu gra­nicy pol­sko-radziec­kiej od lutego do kwiet­nia 1943 roku, [w:] Europa nie­pro­win­cjo­nalna. Prze­miany na zie­miach wschod­nich daw­nej Rze­czy­po­spo­li­tej (Bia­ło­ruś, Litwa, Łotwa, Ukra­ina, wschod­nie pogra­ni­cze III Rze­czy­po­spo­li­tej Pol­skiej) w latach 1772–1999, red. K. Jasie­wicz, War­szawa–Lon­dyn 1999, s. 104–116. [wróć]

S. Miko­łaj­czyk, Pol­ska zgwał­cona, War­szawa 2005, s. 42. [wróć]

Depe­sza Naczel­nego Wodza gen. Kazi­mie­rza Sosn­kow­skiego do Komen­danta Głów­nego Armii Kra­jo­wej gen. Tade­usza Komo­row­skiego, b.m. [Lon­dyn], 29.10.1943 r., [w:] Armia Kra­jowa w doku­men­tach 1939–1945, t. 3, kwie­cień 1943 – lipiec 1944, Wro­cław–War­szawa–Kra­ków 1990, s. 190. [wróć]

S.M. Terry, Poland’s Place in Europe: Gene­ral Sikor­ski and the Ori­gin of the Oder-Neisse Line, 1939–1943, Prin­ce­ton 2012. [wróć]

Cyt. za: S. Miko­łaj­czyk, op. cit., s. 46. [wróć]

Depe­sza do Dele­gata Rządu RP, b.m. [Lon­dyn], b.d. [01.1944 r.], [w:] Armia Kra­jowa w doku­men­tach…, t. 3, s. 232. [wróć]

Tele­gram Rady Jed­no­ści Naro­do­wej i Dele­gata Rządu RP do Pre­miera Miko­łaj­czyka, War­szawa, 20.01.1944 r., [w:] Armia Kra­jowa w doku­men­tach…, t. 3, s. 256. [wróć]

„Radjanśka Ukra­jina” z 6 III 1944 r., s. 2. [wróć]

S. Jekel­czyk, Impe­rija pam­jati. Rosijśko-ukra­jinśki sto­sunky w radjanś­kij isto­rycz­nij ujawi, Kyjiw 2008, s. 91. [wróć]

B. Musiał, Roz­strze­lać ele­menty kontr­re­wo­lu­cyjne! Bru­ta­li­za­cja wojny nie­miecko-sowiec­kiej latem 1941 roku, War­szawa 2001; K. Popiń­ski, A. Koku­rin, A. Gur­ja­now, Drogi śmierci. Ewa­ku­acja wię­zień sowiec­kich z Kre­sów Wschod­nich II Rze­czy­po­spo­li­tej w czerwcu i lipcu 1941, War­szawa 1995. [wróć]

Armia Kra­jowa w doku­men­tach…, t. 3, s. 345. [wróć]

Tamże, s. 332–333. [wróć]

G. Mazur, Obszar Lwów, [w:] Ope­ra­cja „Burza” i Powsta­nie War­szaw­skie 1944, red. K. Komo­row­ski, War­szawa 2002, s. 191. [wróć]

A.F. Noskowa, Sta­lin i Armia Kra­jowa. Droga do wypra­co­wa­nia sta­no­wi­ska sowiec­kiego kie­row­nic­twa, [w:] Repre­sje sowiec­kie wobec naro­dów Europy 1944–1956, red. D. Rogut, A. Adam­czyk, Zelów 2005, s. 41 n. [wróć]

AAN: Zesp. 203/XV; Spr. 15; k. 140–141, Depe­sza Komen­danta Obszaru do Dele­gata Rządu RP, b.m., [Lwów], 02.04.1944 r. [wróć]

AAN: Zesp. 203/XV; Spr. 16; k. 206, Roz­kaz szcze­gólny KG AK dla Obszaru Lwów, b.m., 10.05.1944 r. [wróć]

Tamże. [wróć]

AAN: Zesp. 203/XV; Spr. 19 (mf 2400/4); k. 22, Roz­kaz ope­ra­cyjny dla Obszaru Lwów, część I, b.m., 10.01.1944 r. [wróć]