Lisek Gon i inne baśnie - Nankichi Niimi - ebook + audiobook + książka

Lisek Gon i inne baśnie audiobook

Niimi Nankichi

5,0

Opis

Nankichi Niimi (właśc. Shōhachi Watanabe, 1913–1943) zwany jest „japońskim Hansem Christianem Andersenem”. Z racji krótkiego życia – zmarł w wieku 29 lat na gruźlicę – pozostawił po sobie niewiele utworów, głównie poezji, jednak jego baśnie czytają i kochają wszystkie dzieci w Japonii. Głęboki humanizm autora, jego umiłowanie przyrody, połączone z zadziwiającym zmysłem obserwacji, jak również subtelne poczucie humoru sprawiają, że przemawiają one także do starszych, i to na całym świecie.
Niniejszy zbiór zawiera najsłynniejsze utwory Niimiego, takie jak „Wioska Hananoki i złodzieje”, „Zakup rękawiczek” czy „Opowieść o olbrzymie”, a przede wszystkim „Lisek Gon”, ale również mniej znane baśnie, nietłumaczone wcześniej na żaden zachodni język.

Przekład z języka japońskiego: Joanna Zakrzewska

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 2 godz. 58 min

Lektor: Jacek Dragun

Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuły oryginałów: [赤とんぼ, Aka tonbo], [あし, Ashi], [子どものすきな神さま, Kodomo-no sukina kami-sama], [花のき村と盗人達, Hananoki mura to nusubitotachi], [王さまと靴屋, Ōsama to kutsuya], [蟹の商売, Kani-no shōbai], [狐のつかい, Kitsune-no tsukai], [赤い蝋燭, Akai rōsoku], [お母さん達, Okāsantachi], [二ひきの蛙, Nihiki-no kaeru], [手袋を買いに, Tebukuro-wo kaini], [巨男の話, Ōotoko-no hanashi], [丘の銅像, Oka-no dōzō], [ごん狐, Gongitsune], [狐, Kitsune]

Opracowanie graficzne:

Krzysztof Wosiński

Grafiki:

- na okładce: © marukopum/Shutterstock.com, © Animalvector/Shutterstock.com

- na pozostałych stronach: © Joanna Zakrzewska

Kaligrafie: Joanna Zakrzewska

Copyright © for Polish translation by Joanna Zakrzewska

© for Polish edition by Wydawnictwo Kirin

Wydawca, sprzedaż hurtowa i wysyłkowa:

Wydawnictwo Kirin

tel. 51 636-78-55

www.kirin.pl

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa:

www.sklep.kirin.pl

www.ksiegarniajaponska.pl

Wydanie I elektroniczne

Bydgoszcz 2020

ISBN 978-83-66627-05-5

Nankichi Niimi. Pisarz, który kochał lisy

Nankichi Niimi

(1913–1943)

Mimo iż korzenie najsłynniejszych japońskich baśni tkwią w starożytnych kronikach, bazując na zawartych w nich mitach i legendach, literatura dziecięca jako gatunek narodziła się w Japonii dopiero na początku XX wieku. Jej najstarszą odmianą była dōwa [童話], czyli dosłownie „opowiastka dziecięca”, którą z jednej strony cechowała krótka forma i treść związana ze światem dzieci, zwierząt lub istot fantastycznych, a z drugiej wyróżniał poetycki język, który często docenić byli w stanie tylko dorośli. Najsłynniejszym twórcą tego gatunku był bez wątpienia Kenji Miyazawa (autor Nocy na kolei galaktycznej), słynny również poza granicami Japonii, jednak w swojej ojczyźnie nie mniej znany i lubiany jest Nankichi Niimi.

Urodził się w 1913 roku w Yanabe (miejscowości obecnie włączonej w obręb miasta Handa) w prefekturze Aichi jako Shōhachi Watanabe. Przez całe swoje krótkie życie (zmarł w wieku 29 lat na gruźlicę) związany był z dziećmi: wpierw podjął pracę jako nauczyciel w zastępstwie w szkole podstawowej w swojej rodzinnej miejscowości. Później, jako osiemnastolatek, przeniósł się do Tokio, gdzie ukończył Wydział Anglistyki na Tokijskiej Akademii Języków Obcych (obecnie: Tokijski Uniwersytet Języków Obcych), po czym rozpoczął pracę jako nauczyciel w Liceum Żeńskim w Anjō (pref. Aichi). Jednocześnie przez cały czas publikował w magazynie dla dzieci „Akai Tori” („Czerwony Ptak”) swoje wiersze i baśnie. Za życia udało mu się wydać tylko jeden tomik opowiadań, zatytułowany Lampa dziadka (Ojiisan-no rampu, 1942). Kolejne dwie antologie jego utworów ukazały się już po jego śmierci i od tej pory nieustannie są w Japonii wznawiane, a jedna z baśni zawartych w niniejszym tomie, Lisek Gon, stanowi lekturę w szkole podstawowej.

Niimi bywa często porównywany do Hansa Christiana Andersena, co jest odrobinę mylące. Kto dobrze zna twórczość najsłynniejszego Duńczyka, zgłębiwszy więcej, niż tylko kanon w rodzaju Małej syrenki, Brzydkiego kaczątka czyNowych szat cesarza, z pewnością zauważy, że panuje w niej przeważnie ponury, pesymistyczny nastrój. Dla kontrastu większość baśni Niimiego tchnie optymizmem, jednocześnie rysując niemal sielankowy obraz japońskiej prowincji u progu wielkich przemian społeczno-gospodarczych.

Niewątpliwie autorLiska Gona był wnikliwym obserwatorem otaczającego go świata. W subtelny i niepozbawiony poczucia humoru sposób zarysowywał sposób myślenia dzieci, odmalowywał drobne przywary dorosłych i bezustannie podkreślał swoją niezachwianą wiarę w dobro kryjące się w sercu każdego człowieka, nawet najbardziej zatwardziałego przestępcy. Straciwszy matkę bardzo wcześnie, bo jako czterolatek, częstym motywem swoich baśni czynił też matczyną miłość, czego najlepszym przykładem jest utwór Lis, zamieszczony na końcu zbioru.

Zamiłowanie do lisów, które Niimi uczynił bohaterami wielu swoich baśni, jest także cechą charakterystyczną jego twórczości. W kulturze japońskiej zwierzęta te zajmują ważne miejsce, aczkolwiek niezwykle rzadko przedstawiano je w literaturze pozytywnie, a to za sprawą przypisywanych im magicznych właściwości. Według legend potrafiły one przybierać ludzką postać, najczęściej czyniąc to celem oszukania człowieka; umiały tworzyć realistyczne iluzje (np. płacić za towary lub usługi pieniędzmi, które okazywały się zeschłymi liśćmi), a przede wszystkim opętywać ludzi. Nankichi Niimi nawiązuje do tych wierzeń, lecz jego rudych bohaterów – nawet jeśli mają psotną naturę – nie sposób nie kochać, podobnie jak czynił to autor.

Z racji krótkiego życia Niimi nie pozostawił po sobie zbyt wielu utworów, a większość z nich stanowią wiersze. Niewiele też zostało przetłumaczonych na inne języki (najwięcej na język chiński oraz niemiecki; w języku angielskim ukazało się zaledwie kilka). Niniejszy zbiór piętnastu utworów stanowi więc jedną z najobszerniejszych antologii baśni tego autora, jakie do tej pory ukazały się poza Japonią.

Adrianna Wosińska

Czerwona ważka

Czerwona ważka trzy razy okrążyła niebo, nim przysiadła lekko na szczycie bambusowego płotka, na którym zawsze odpoczywała. W południe górska wioska pogrążona była w ciszy, a do tego lato dopiero się zaczynało, więc dosłownie cała osada otulona była zielenią.

Ważka potoczyła oczami dookoła. Bambus, na którym odpoczywała, opleciony był pnączami powoju.

„Ciekawe, czy właściciel tego letniego domku ponownie wysiał powój, który hodował tu latem zeszłego roku?”, pomyślała. Teraz domek świecił pustkami, a przeciwdeszczowe drzwi amado[1] stały smętnie zasunięte.

Nagle ważka oderwała się od szczytu bambusa i poszybowała wysoko w przestworza. Nadchodziła grupka kilku osób.

Po chwili czerwona ważka ponownie przysiadła na bambusie i zaczęła wpatrywać się w zbliżających się ludzi. Na samym przedzie szła słodka dziewczynka w kapeluszu z czerwoną wstążką, za nią jej matka i chłopak na posługi, niosący mnóstwo bagaży – razem troje. Ważka zapragnęła przysiąść na czerwonej wstążce ślicznej dziewczynki.

„Tylko czy ona się nie zezłości?”, ważka przechyliła w obawie główkę.

W końcu jednak, kiedy dziewczynka znalazła się bliżej, podfrunęła do jej czerwonej wstążki.

– Ach! Panienko, na twoim kapeluszu przysiadła czerwona ważka! – krzyknął służący.

Czerwona ważka przygotowała się do ucieczki, w razie gdyby dziewczynka spróbowała ją złapać.

– Och! Na moim kapeluszu?! Jak cudownie! – zawołała dziewczynka i aż podskoczyła z radości.

***

Jaskółki niczym wiatr okrążały niebo.

Słodka dziewczynka zamieszkała w opuszczonym do niedawna domu, oczywiście razem z matką i służącym.

Pewnego dnia czerwona ważka jak zwykle krążyła po niebie. Zachodzące słońce zabarwiło jej skrzydełka jeszcze głębszym odcieniem szkarłatu.

Ważko, ważko!

Czerwona ważko!

W trawach miskantu

jest niebezpiecznie!

Wkoło niosła się piosenka, śpiewana niewinnym głosikiem. Ważka pomyślała, że musi należeć do tamtej dziewczynki i bez wahania pofrunęła w kierunku, skąd dobiegał.

Tak jak przypuszczała, to właśnie tamta dziewczynka, kąpiąc się w balii w ogrodzie, śpiewała sama do siebie. Kiedy ważka znalazła się nad jej głową, porzuciła trzymaną w rękach zabawkową złotą rybkę i wyciągnąwszy do niej obie dłonie, zawołała:

– Moja ważka!

Czerwona ważka bardzo się ucieszyła.

Tymczasem służący przyniósł dziewczynce mydło.

– Panienko, umyjemy plecy?

– Nieeee!

– Ale przecież…

– Nie! Nie! Nie chcę bez mamy.

– Cóż za niegrzeczna dziewczynka!

Służący zbliżył się, drapiąc się po głowie. Wtedy zobaczył ważkę, która przysiadła na liściach powoju i przysłuchiwała się rozmowie. Zatoczył prawą ręką wielkie koło.

„Dziwne rzeczy robi”, pomyślała ważka i zaczęła wpatrywać się w końce palców chłopaka.

Służący cały czas kręcił prawą ręką, lecz stopniowo zaczął zmniejszać koła i zbliżać się do ważki, która ruszała w kółko swoimi wielkimi oczyma, wpatrując się w koniuszki palców człowieka. Z chwili na chwilę kółka stawały się coraz mniejsze i coraz bliższe, a na dodatek obracały się coraz szybciej. Ważce zakręciło się w głowie i już w następnym momencie pochwyciły ją wielkie paluchy służącego.

– Panienko, złapałem czerwoną ważkę! Dać ci ją?

– Głupcze! Coś takiego, łapać moją ważkę?! Yamada, ty głupcze!

Dziewczynka z nadąsaną miną opryskała służącego gorącą wodą. Ten wypuścił ważkę, a ona natychmiast uciekła od niego.

„Jaka dobra dziewczynka”, pomyślała i z uczuciem ulgi uleciała w niebo.

***

Bezchmurne niebo przybrało barwę jasnego błękitu, a gdzie nie spojrzeć, powietrze było przejrzyste.

Ważka przysiadła na oknie, by dać odpocząć skrzydełkom. Nadstawiła ucha, słysząc słowa służącego, który opowiadał słodkiej dziewczynce:

– A potem ta wściekła ważka zabrała się do pożerania wielkiego pająka, który krzyczał głośno: „Boli! Boli! Pomocy!”, a wtedy nadeszły… Ogromną chmurą nadeszły małe pająki. Ważka jednak jest niezwykle silna, dlatego zaczęła pożerać pająki, zaczynając od tych z brzegu. Wreszcie zabiła wszystkie, nie zostawiwszy nawet jednego. Zadowolona z siebie, popatrzyła na swoje ciało i wykrzyknęła: „A to co takiego? Czyż to nie krew pająków? Cała jestem czerwona! To straszne!”. Poleciała do źródła i umyła się cała, ale szkarłatna krew pająków ani trochę nie dawała się zmyć. Spróbowała poprosić bóstwa o pomoc, lecz została zrugana: „Ponieważ zabiłaś wiele niewinnych pająków, została nałożona na ciebie ta klątwa”. Właśnie stąd wzięły się czerwone ważki i dlatego nie są dobrymi stworzeniami – służący zakończył swoją opowieść.

„Hm, nie pamiętam żeby uczyniła takie okrutne rzeczy…”, pomyślała ważka, przechylając głowę.

Dziewczynka krzyknęła głośno:

– To kłamstwo! Kłamstwo! Cała ta twoja opowieść to kłamstwo! To, że taka słodka ważka mogłaby robić takie okrutne rzeczy… że jest czerwona z powodu krwi pająków… To wszystko kłamstwo!

Ważka poczuła się naprawdę uszczęśliwiona. Służący z kolei poczerwieniał na twarzy i odszedł.

Czerwona ważka sfrunęła z okna i przysiadła na ramieniu dziewczynki.

– Och! Moja czerwona ważka! Słodka czerwona ważka!

Źrenice dziewczynki błyszczały najczystszą czernią.

***

Gorące lato minęło nie wiadomo kiedy. Zwiądł powój owinięty wokół płotu, a świerszcze zaczęły cykać orzeźwiająco.

Tego dnia jak zwykle czerwona ważka przyleciała spotkać się z dziewczynką. Czekało ją jednak zaskoczenie, bo okna, zwykle otwarte, były teraz wszystkie pozamykane.

„Co się stało?”, zdumiała się czerwona ważka.

Wtedy z przedsionka ktoś wyskoczył – to była dziewczynka, ta słodka, mała dziewczynka… Ale dzisiaj jej buzia była smutna. Na dodatek miała na sobie odświętne ubranie i kapelusz z czerwoną wstążką – ten sam co wtedy, gdy pierwszy raz przyszła do domku letniskowego.

Czerwona ważka jak zwykle podleciała i przysiadła na jej ramieniu.

– Moja czerwona ważko! Słodka czerwona ważko… Wracam do Tokio. Już się rozstajemy… – poskarżyła się dziewczynka cicho cienkim, płaczliwym głosikiem.

Ważka posmutniała. Pomyślała, że chciałaby razem z dziewczynką pojechać do Tokio.

Wtedy przed dom wyszła również mama dziewczynki i ów złośliwy służący.

– A więc w drogę! – i wszyscy wyruszyli.

Czerwona ważka w końcu opuściła ramię dziewczynki i przysiadła na brzegu bambusowego płotka.

– Moja czerwona ważko! Żegnaj!

Słodka dziewczynka wiele razy odwracała się za siebie. W końcu jednak wszyscy znikli w oddali.

„Pewnie od teraz ten dom znów opustoszeje”, pomyślała czerwona ważka, przechylając głowę.

***

Nastał smutny, jesienny wieczór.

Czerwona ważka przysiadła na kłosie miskantu, by wspominać słodką dziewczynkę.

___

[1]Amado [雨戸] – przesuwana drewniana konstrukcja, służąca do ochrony przed deszczem, śniegiem, wiatrem i złodziejami, umieszczana na zewnątrz okien lub otworów drzwiowych. Wszystkie przypisy w książce pochodzą od tłumacza.

Noga

Dwa konie ucinały sobie właśnie solidną popołudniową drzemkę w pobliżu okna, kiedy do środka wdarł się zimny podmuch wiatru. Jeden z koni kichnął i obudził się. Ponieważ zdrętwiała mu jedna z tylnych nóg, zatoczył się przy tym.

– Och! Och!

Próbował odzyskać czucie w tej nodze, ale żadnym sposobem mu się to nie udawało, dlatego potrząsnął swoim towarzyszem, budząc go.

– Straszna rzecz się stała! Ktoś ukradł mi jedną z tylnych nóg!

– A to nie ta tutaj?

– Nie! Jedna jest inna, to noga kogoś innego.

– Skąd wiesz?

– Ponieważ nie rusza się tak, jak chcę. Kopnij ją mocno, proszę.

W tej sytuacji drugi koń wziął zamach i z donośnym łupnięciem kopnął swojego przyjaciela w nogę.

– Tak jak się spodziewałem, to nie moja noga. Nic nie boli! Jeśliby to była moja noga, to powinna boleć. Dobra, pójdę szybko poszukać mojej skradzionej nogi!

To powiedziawszy, pierwszy koń odszedł, kuśtykając.

– O! Tu jest krzesło! Może to ono skradło moją nogę? Dobra, spróbuję je kopnąć. Jeśli to moja noga, powinna mnie zaboleć.

To powiedziawszy, koń kopnął z całej siły w nogę krzesła, które rozpadło się, nie wywołując jęku bólu – ani w ogóle nie wywołując żadnego dźwięku.

Koń chodził tu i tam, demonstracyjnie kopiąc w różne rzeczy – a to w nogę stołu, a to w nogę łóżka. Wszystkie jednak rozpadały się, nie wywołując jęku bólu. Ile by nie szukał, nigdzie nie było skradzionej nogi.

„A może to on mi ją zabrał?”, pomyślał koń i wrócił do swojego towarzysza.

Odczekał na stosowną okazję, a wtedy z gruchnięciem kopnął w tylną nogę drugiego konia. Ten podskoczył i krzyknął:

– Aua!

– No patrz! To jest moja noga. To ty! Ty ją ukradłeś!

– Ty głupcze!

Drugi koń w odwecie oddał z całą siłą kopnięcie. Ponieważ w międzyczasie zdrętwienie już ustąpiło, pierwszy koń podskoczył i krzyknął:

– Aua!

I w końcu zrozumiał, że nikt nie ukradł mu nogi, tylko mu po prostu zdrętwiała.