44,99 zł
Siedmiokrotny mistrz świata Formuły 1
Najwięcej indywidualnych triumfów w wyścigach Formuły 1
Najwięcej wywalczonych pole position w historii startów
Lewis Hamilton, po prostu GOAT – greatest of all time
Oto historia niekwestionowanego mistrza, który przemienił swe chłopięce marzenia w rzeczywistość. Idola milionów, który dzięki ogromnemu wysiłkowi, tytanicznej pracy i niesamowitemu talentowi w Formule 1 osiągnął wszystko. Książka Franka Worralla opisuje karierę Lewisa Hamiltona – od szalonego debiutanckiego sezonu, w którym utalentowany Brytyjczyk utarł nosa ówczesnemu mistrzowi Fernandowi Alonso, przez wściekłą rywalizację z Sebastianem Vettelem, aż po obecne wyścigi, gdy jego największym rywalem jest Max Verstappen. Prawdziwa gratka dla fanów Lewisa Hamiltona i Formuły 1, a także dla wszystkich zainteresowanych niesamowitymi historiami ze świata sportu.
„Popatrzył mi prosto w oczy i poinformował mnie, dokąd zmierza w swoim życiu. Nie przerywając kontaktu wzrokowego, opowiedział mi, jak zamierza rozwijać swoją karierę. Zrobiło to na mnie piekielnie mocne wrażenie”.
Ron Dennis, legendarny szef zespołu McLarena, o spotkaniu z dziesięcioletnim Lewisem Hamiltonem
„Moim zdaniem Lewis Hamilton stanie się jednym z największych kierowców wszech czasów (…). Nie mogę znaleźć wystarczających słów uznania, by opisać co Hamilton robi w kolejnych wyścigach (…). To rzecz bezprecedensowa w historii Formuły 1. Oglądam wyścigi Formuły 1 od samego początku i nigdy w życiu nie widziałem niczego podobnego; to zupełnie niewiarygodne. Jest bardziej niż prawdopodobne, że w tym roku Hamilton zdobędzie mistrzostwo, co byłoby niesamowite”.
Murray Walker, komentator wyścigów Formuły 1, podczas debiutanckiego sezonu Lewisa Hamiltona
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 550
Data ważności licencji: 1/27/2027
Dla Angeli, 1966–2020. Jesteś jak Celtic, United… najlepsza drużyna, jaką kiedykolwiek widziałem.
W niedzielę 15 listopada 2020 roku Lewis Hamilton dołączył do Michaela Schumachera w gronie nieśmiertelnych postaci w historii wyścigów samochodowych Formuły 1, zdobywając siódmy tytuł mistrza świata kierowców podczas Grand Prix Turcji na torze Istanbul Park w Tuzli. W poprzednim miesiącu Brytyjczyk prześcignął już Niemca w liczbie wygranych wyścigów. Schumacher odniósł dziewięćdziesiąt jeden zwycięstw, a w połowie 2021 roku Hamiltonowi do setki brakowało tylko jednego. Triumf w Turcji, jak również dziewięćdziesiąt dziewięć wygranych grand prix sprawiło, że Lewis przyćmił Michaela jako kierowca wyścigowy, który odniósł najwięcej sukcesów w historii F1. Dumnie dodał siódmy tytuł do sześciu już zdobytych – w 2008, 2014, 2015, 2017, 2018 i 2019 roku.
Kolejną miarą osiągnięcia Lewisa Hamiltona było to, że jego rodak, sir Jackie Stewart, którego zastąpił w roli najwybitniejszego brytyjskiego kierowcy wyścigowego wszech czasów, miał w dorobku… trzy tytuły mistrzowskie. Po zdobyciu siódmego tytułu w Turcji Lewis świętował do późnej nocy. Nie umknęło mu znaczenie tego wyczynu. Powiedział:
Zdobyć mistrzostwo po raz siódmy, tak jak Michael, to niewiarygodne uczucie. To coś dla wszystkich chłopców na świecie, którzy marzą o tym, co niemożliwe. Wy też możecie tego dokonać.
Lewis udowodnił, że jest najlepszym kierowcą na naszej planecie. Pochodzący ze skromnej rodziny chłopak ze Stevenage w Hertfordshire został ikoną sportu i prawdziwą światową supergwiazdą. Jego twarz zdobiła billboardy i okładki czasopism niezwiązanych z wyścigami samochodowymi. Chętnie go zapraszano do dyskusji telewizyjnych na całym świecie.
Stał się pierwszym celebrytą Formuły 1. Był kimś więcej, znacznie więcej niż tylko kierowcą wyścigowym – ale to w wyścigach samochodowych się wybił. Droga do miana legendy nie była jednak łatwa: w sześcioletnim jałowym okresie dzielącym pierwsze i drugie mistrzostwo musiał się zmagać z koszmarami. Przy okazji poróżnił się z ojcem, Anthonym (w końcu się pogodzili w 2014 roku), był świadkiem, jak jego mentor, Ron Dennis, opuszcza McLarena, po czym sam odszedł z legendarnego zespołu wyścigowego, który był jego domem od lat chłopięcych. W roku 2013 przeniósł się do niedawno powstałej stajni Mercedesa – jak na ironię zastępując w niej Schumachera – i odnosił sukces za sukcesem.
Niektórzy eksperci sugerowali, że choć na torze Lewis jest bez wątpienia zwycięzcą, to dla brytyjskiej opinii publicznej nigdy nim nie będzie. Narzekali, że jest zbyt arogancki, że za bardzo pociągają go pieniądze, błyskotki i show-biznes, by mógł się stać drogi sercom ludzi. Ta teoria została wkrótce zdyskredytowana, gdy Lewis dwukrotnie, w 2014 i 2020 roku, zdobył nagrodę BBC dla sportowej osobowości roku – o czym zdecydowali wyłącznie widzowie. Zwieńczeniem wspaniałego roku 2020 było umieszczenie go na noworocznej liście osób uhonorowanych tytułem szlacheckim przez królową Elżbietę II.
Sezon 2021 miał się okazać pasjonujący, jako że Lewis walczył z latającym Holendrem, Maxem Verstappenem, o ósmy, tak bardzo upragniony tytuł mistrzowski. Dwudziestotrzyletni pretendent przeciwko trzydziestopięcioletniej legendzie. Ci, którzy podawali w wątpliwość głód sukcesów Hamiltona, zostali uciszeni w środkowej fazie sezonu – wtedy zniwelował trzydziestodwupunktowe prowadzenie Maxa w klasyfikacji i uzyskał ośmiopunktową przewagę śmiałymi manewrami i dynamicznym wyprzedzaniem rywali na torze.
Oto jego historia. Od korzeni przodków na Grenadzie, poprzez skromny start w życie na osiedlu komunalnym w Stevenage oraz lata żelaznej determinacji i zaangażowania na niższych szczeblach wyścigowej rywalizacji, aż po wspaniały debiutancki sezon w F1, ów pierwszy tytuł mistrza świata w 2008 roku i wreszcie starcia z Verstappenem w sezonie 2021.
Powstań, sir Lewisie Hamiltonie – Największy – oto twoje życie.
Frank Worrall
Londyn, 2021 rok
Na początek pokorne przeprosiny dla Lewisa Hamiltona ode mnie i Damona Hilla: przyznaję, że należałem do tej większości, która w styczniu 2007 zgadzała się z Damonem, gdy powiedział, że Lewis przypuszczalnie dostanie pół sezonu, by się wykazać. Myślałem również, że nowy nabytek McLarena przekona się, że to wszystko za wysokie progi, i znerwicowany zostanie spokojnie odsunięty, być może z powrotem do GP2, do czasu, aż będzie naprawdę gotowy na sukces, a wprowadzony na jego miejsce bardziej doświadczony kierowca zdoła sprostać wyzwaniu, wzmacniając nieuchronny i niewątpliwie zwycięski atak Fernanda Alonso po trzeci tytuł najlepszego kierowcy na świecie. Przepraszam, Lewisie…
To po prostu dowodzi, jak bardzo można się mylić. Nawet wielki Damon Hill nie trafił z oceną, a jeśli ktokolwiek powinien się znać na kierowcach, to on. Z drugiej strony z pewnością wiele wskazywało, że Lewis raczej nie został rzucony na głęboką wodę bez uprzedniego przeszkolenia. Wcześniej były dziewięcioletni staż w McLarenie, zazwyczaj nieomylna ocena szefa zespołu, „Wielkiego Rona” Dennisa, oraz występy i wyniki Lewisa w poprzednim sezonie serii GP2. Jedno pozostawało pewne: Lewis Hamilton nie był gwiazdą jednego sezonu. Ten chłopak zostanie tutaj na długo. W końcu pojawił się brytyjski bohater, którego wszyscy mogliśmy wychwalać pod niebiosa.
Lewis Hamilton jest autentyczny: jest naprawdę wyjątkowy, swobodnie przejmując rolę, która kiedyś była domeną menedżera piłkarskiej drużyny Chelsea, José Mourinho. Młodzieniec, który na torach Formuły 1 szybko zyskał miano „Rakiety ze Stevenage”, niebawem zacznie bić kolejne rekordy. Pierwszy czarnoskóry kierowca Formuły 1, pierwszy żółtodziób, który ukończył na podium więcej niż dwa kolejne wyścigi, pierwszy czarnoskóry zwycięzca grand prix F1, dopiero drugi kierowca, który wygrał więcej niż jeden wyścig w pierwszym sezonie startów w Formule 1 od jej powstania, pierwszy kierowca, który zdobył kolejne pole position w debiutanckim sezonie, najmłodszy Brytyjczyk, który zwyciężył w wyścigu Formuły 1, oraz najmłodszy kierowca, jaki przewodził w klasyfikacji mistrzostw świata i… oczywiście pierwszy nowicjusz i czarnoskóry kierowca, który w pierwszym sezonie startów miał poważne szanse na tytuł.
Jak pokazują archiwa, był to naprawdę zdumiewający debiut, i to debiut stanowiący jedynie początek drogi do sukcesu. Pod koniec swojego pierwszego sezonu w Formule 1 Lewis Hamilton był pewniakiem do zdobycia upragnionej, przyznawanej dorocznie w grudniu nagrody BBC dla sportowej osobowości roku – tak naprawdę już pięć miesięcy wcześniej, bo w lipcu, bukmacher Paddy Power odmawiał przyjmowania kolejnych zakładów na Lewisa. Dzięki niemu na zawsze zmieniło się oblicze Formuły 1, która zaczęła przyciągać większą i bardziej zróżnicowaną publiczność. Wyścigi samochodowe przeobraziły się z dość nudnej dyscypliny w sportowe widowisko, które nas wszystkich, nie tylko jej tradycyjnych zagorzałych zwolenników, trzymało w napięciu aż po ekscytujący finał.
Lewis powiedział, że zaskoczyło go nagłe wyjście z cienia ku światowej sławie:
To zdumiewające. W tym tygodniu dostałem listy od młodych chłopaków informujących, że nagle zapragnęli zostać kierowcami wyścigowymi. Pamiętam, że sam byłem na ich miejscu, i teraz po prostu staram się być dobrym wzorem. Sława przyszła niespodziewanie i zaczynam doceniać znaczenie swoich działań, szczególnie że młodzi chłopcy mnie podziwiają.
Znawca Formuły 1 i współpracownik dziennika „Sun”, Chris Hockley, także był oszołomiony tym, jak Lewis zmienił demografię tego sportu. Stwierdził, że nastąpiła niewiarygodnie szybka odmiana losu:
Tak, jego błyskawicznie zdobyta sława zwiększyła widownię transmisji z wyścigów Formuły 1 w brytyjskiej telewizji aż o pięćdziesiąt procent. A entuzjazm dla Formuły 1 gwałtownie wzrasta na całym świecie – nawet w amerykańskim królestwie wyścigów samochodów fabrycznych widzowie nie mogli nie zauważyć, że ten młody żółtodziób pokonał aktualnego mistrza świata w walce o zwycięstwo w Grand Prix Stanów Zjednoczonych.
To baśń inscenizowana na całej kuli ziemskiej. I nagle wszyscy, od kelnerek po wikarych, od roznosicieli gazet po dyrektorów firm, mają wyrobione zdanie o Lewisie i wypytują, jak mu idzie. Formuła 1 przestała być domeną dziwaków, maniaków motoryzacyjnych i ludzi uzależnionych od techniki, którzy ślinią się na myśl o uzyskaniu przez inżynierów Ferrari zwiększenia docisku w przednim skrzydle o sześćdziesiąt trzy setne procenta. Teraz żony, które kilkadziesiąt lat temu zrezygnowały z prób zrozumienia dziwnej obsesji swoich mężów na punkcie oglądania jeżdżących w kółko samochodów, marnują czas przed telewizorem, pytając: „Jak sobie radzi Lewis?”. Z pewnością już niebawem policjanci z drogówki będą pytać przekraczających dozwoloną prędkość kierowców: „Za kogo się pan uważa? Za Lewisa Hamiltona?”.
Pojawienie się Lewisa Hamiltona w 2007 roku z pewnością wprowadziło powiew świeżości – niektórzy twierdzili nawet, że Hamilton był prawdziwym zbawcą Formuły 1, która się zagubiła i nie miała już sposobu, by wzbudzić dreszcz emocji. Jego historia mogłaby zostać wyjęta prosto ze scenariusza hollywoodzkiego filmu, ale jej piękno polega na tym, że jest prawdziwa. W Lewisie wspaniałe jest to, że twardo stąpa po ziemi w sporcie pełnym postaci, które zazwyczaj bujają w obłokach. W dyscyplinie zdominowanej przez wielkie pieniądze i nazwiska gwiazd był on, po jednym zaledwie sezonie, największą gwiazdą ze wszystkich dzięki swojemu niezwykłemu talentowi, umiejętnościom i bezpretensjonalności. Wydawało się też, że pojawił się znikąd, chociaż oczywiście za fantastyczną opowieścią o chłopcu, który urodził się, by zostać królem Formuły 1, kryją się lata ciężkiej pracy i determinacja.
Zapytałem jednego z członków ekipy McLarena, czy właśnie dlatego wydają się tak bardzo wspierać swój nowy nabytek. Zastrzegając anonimowość, odparł, że to jeden z powodów, a równocześnie zasugerował, co zespół sądzi o konflikcie między Lewisem i jego kolegą z teamu, Fernandem Alonso, stale tlącym się w trakcie debiutanckiego sezonu Brytyjczyka.
Rzecz w tym, że w prasie ukazały się te wszystkie materiały z Alonso twierdzącym, że faworyzujemy Lewisa, bo jest Brytyjczykiem… ale to bzdury. Wszyscy jedziemy na jednym wózku; wszyscy jesteśmy ludźmi McLarena. Wielki Ron [Ron Dennis] nie pozwoliłby na nic podobnego w swoim zespole – jeśli już, to właśnie Lewis jako nowicjusz dostał wolniejszy samochód.
Lewis to jednak wyjątkowy talent – pracuje ciężej niż większość doświadczonych kierowców i ma odrobinę magii, której brak większości. Obserwuję go na sesjach treningowych i to mi przypomina, dlaczego przede wszystkim chciałem być częścią Formuły 1. Często wydaje się, że Alonso szaleje, że daje z siebie wszystko, próbując zachować mistrzowski tytuł, ale Lewis często wygrywał z nim z łatwością – sprawiając wrażenie, że nawet się nie spocił, zawsze dostojny i wielbiony przez tłumy.
Chodzi o to, że Alonso jest świetnym kierowcą, wielkim mistrzem i ogólnie miłym gościem, ale Lewis jest kimś wyjątkowym. Zapomnij o gadaniu, że to pierwszy czarnoskóry facet [w Formule 1 – przyp. tłumacza], i całej reszcie – niezależnie od wszystkiego mógłby być najlepszym kierowcą swojej generacji. Możliwość śledzenia, jak to się dzieje, przyprawia mnie o dreszcze. Tak, obecnie nawet Wielki Ron porusza się sprężystym krokiem.
Rzeczywiście tak się poruszał. Sugerowano również, że podobnie jak w przypadku menedżera piłkarskiego sir Alexa Fergusona, narodziny gwiazdy w jego szeregach przydały energii staruszkowi i zmusiły go do poniechania planów przedwczesnego odejścia z wyścigów samochodowych. Gdy Lewis wygrał swoje pierwsze grand prix, wielki człowiek miał łzy w oczach, chociaż potem twierdził, że to szampan sprawił, że go piekły! Prawdą jest również, że ówczesna żona Dennisa, Lisa, czuła słabość do młodego kierowcy. Głośno wiwatowała, gdy Lewis przyćmił Alonso, zdobywając pierwsze pole startowe w Montrealu ze znacznie lepszym czasem jednego okrążenia (1:15,707 wobec 1:16,163 Hiszpana).
Inny wzruszający moment miał miejsce pod koniec lipca 2017, kiedy to Lewis rozbił się podczas treningu na Nürburgringu. Wielki Ron pobiegł do osobnego pokoju, a pewien pracujący na zapleczu członek ekipy McLarena zdradził mi, że widziano, jak Ron trzymał się rękami za głowę. Gdy Lewisa z maską tlenową na twarzy i ręką podłączoną do kroplówki pośpiesznie zabierano z toru do szpitala, po policzkach Dennisa płynęły łzy.
Lewis Hamilton, syn byłego pracownika Kolei Brytyjskich, jest Mulatem. Rodzina jego ojca, Anthony’ego, pochodzi z karaibskiej wyspy Grenada, on zaś jest pierwszym kierowcą afrokaraibskiego pochodzenia, który ściga się w Formule 1. Anthony zaciskał pasa i oszczędzał, podejmując w pewnym momencie trzy prace naraz, by stworzyć synowi szansę w świecie wyścigów samochodowych. Stał się dla Lewisa ogromnym wsparciem i autorytetem. Lewis oddał mu później hołd, mówiąc:
Miałem niewiarygodne szczęście, mogąc korzystać z ojcowskiej pomocy, nie przypominam sobie bowiem, by którykolwiek z moich rywali [w początkach uprawiania kartingu] pochodził z takiego samego środowiska jak my – wszyscy mieli zamożnych rodziców. Wiem, że w mojej karierze zdarzać się będą niepowodzenia, ale uważam, że gdyby zdobywanie tytułów mistrzowskich było łatwe, wszyscy by je zdobywali.
Przypuszczalnie to podejście wynika z faktu, że odkąd skończyłem dziewięć lub dziesięć lat, wszystkie weekendy spędzałem na torze, a nie z kolegami. Razem z tatą stanowiliśmy parę najlepszych przyjaciół. Jeżeli chcesz się dopasować do dorosłych i utrzymywać z nimi kontakt, musisz się uczyć w szybszym tempie, niż uczą się inne dzieci. I chociaż przypuszczalnie straciłem okazję do robienia głupstw w szkole, szybko zdałem sobie sprawę, że mogę mieć wszystkie zabawki, na których mi zależy, jeżeli dalej będę pracował i wygrywał w zespole McLarena.
I właśnie dzięki tej zaciekłej determinacji Lewis wkroczył na drogę do sukcesu w wieku sześciu lat, gdy po raz pierwszy wyróżnił się w kartingu. Ów talent z kolei miał mu zapewnić dodatkową, przełomową korzyść przy okazji legendarnego już teraz spotkania małego marzyciela z Ronem Dennisem w 1995 roku. Z pełnym przekonaniem o swoim talencie i bez wahania poprosił o autograf swojego przyszłego pracodawcę, podczas gdy inni chłopcy obecni na imprezie stali obok podenerwowani. „Popatrzył mi prosto w oczy i poinformował mnie, dokąd zmierza w swoim życiu – wspomina Dennis. – Nie przerywając kontaktu wzrokowego, opowiedział, jak zamierza rozwijać swoją karierę. Zrobiło to na mnie piekielnie mocne wrażenie”.
Dennis zaczął śledzić karierę Lewisa i kilka lat później zaangażował go do McLarenowskiego programu rozwoju kierowców, inwestując weń przez dziewięć lat pięć milionów funtów. W tym czasie Lewis uczył się fachu pod okiem nauczyciela. Wrodzony talent szlifowano w jednym ostatecznym celu: by uczynić z chłopca mistrza świata. Miał się stać najlepszy, nigdy jednak nie dał się ponieść emocjom, gdy z biegiem czasu liczba jego sukcesów rosła lawinowo. „Pewność siebie często łączy się z arogancją – stwierdził Dennis – lecz Lewis nie ma w sobie ani krzty arogancji”.
Hamilton przyznał później, że to prawda; przypisał swój sukces ciężkiej pracy i wierze. Jako że pochodzi z rodziny pobożnych katolików, mówił:
Wiara jest dla mnie bardzo ważna. Jestem prawdziwym wyznawcą. Naprawdę wierzę, że mój talent jest darem od Boga i On mi błogosławi. Przypuszczam, że wszyscy kierowcy są utalentowani, ale niektórzy z nas są gotowi pracować ciężej, by maksymalnie wykorzystać swoje zdolności. Niektórzy nie mają talentu na miarę Kimiego Räikkönena [pierwszego kierowcy zespołu Ferrari i, po Alonso, głównego wówczas rywala Lewisa], ale pracują ciężej, by stać się lepszymi od niego. Nie wiem, czy jestem bardziej utalentowany niż Fernando Alonso, wiem natomiast, że bardzo ciężko pracowałem.
Jego wpływ na Formułę 1 był zarówno błyskawiczny, jak i niezwykły, co skłaniało do porównań z sukcesami Tigera Woodsa w świecie golfa. Niczym Woods, Lewis był elokwentny, przystojny i podobnie utalentowany. Na temat porównań do Tigera powiedział tak:
Oczywiście miło jest być porównywanym do kogoś takiego jak Tiger Woods, ale trzeba po prostu pamiętać, że nie jestem Tigerem Woodsem, jestem Lewisem Hamiltonem, a to jest Formuła 1, nie golf. Czy może to mieć podobny wpływ? Nie jestem pewien. Przysłuży się temu sportowi, jeśli to możliwe. Mam nadzieję, że moje cele są właściwie określone.
Czołowy dziennikarz piszący o Formule 1, Rory Ross, twierdził, że Lewis wywarł znacznie większy wpływ na całym świecie, niż on sam lub ktokolwiek inny sobie wyobrażał:
Jego popularność rozprzestrzeniała się niczym światło porannego słońca. W Brazylii przyćmił Felipe Massę, brazylijskiego kierowcę zespołu Ferrari, zwłaszcza w fawelach, gdzie ludzie widzą w Hamiltonie jednego ze swoich, któremu się powodzi. W Hiszpanii przewyższa popularnością Fernanda Alonso ku wielkiemu poirytowaniu hiszpańskiego mistrza.
Kevin Eason z „The Times” zauważył:
Bernie Ecclestone z radości zaciera ręce. Szef wyścigowego cyrku miał problem z widowiskiem, które traciło coraz więcej fanów. Schumacher wygrywał raz po raz, ale poza Niemcami i Włochami, siedzibą zespołu emerytowanego mistrza świata, nie był atrakcją dla milionów. Hamilton zapewnia Formule 1 autentyczny sukces kasowy (…) i budzi zainteresowanie na całym świecie, a ekipy telewizyjne z miejsc tak odległych jak Kolumbia i Rosja ustawiają się w kolejce po wywiad.
W odróżnieniu od Tigera Woodsa Lewis Hamilton musiał się wybić nad znacznie bardziej utalentowanych konkurentów. Woods wspiął się na szczyt w okresie, gdy poziom rywalizacji w golfie był dość mierny, natomiast Lewis musiał pokonać prezentujących wielką klasę i stawiających silny opór kierowców zarówno z własnego zespołu, jak i konkurencyjnych stajni. Miarą jego zdolności i dojrzałości był fakt, że podczas pierwszego sezonu doprowadzał czasami do łez, z pewnością łez wściekłości, dwukrotnego mistrza świata.
Pojedynek tej dwójki był kolejnym powodem, dla którego w 2007 roku miliony widzów zainteresowały się Formułą 1: chcieli zobaczyć, czy młody wilczek zdoła odeprzeć agresywne ataki starszego, najwyraźniej mniej rozsądnego kolegi z zespołu. Alonso przeszedł z Renault do McLarena, sądząc, że to doskonałe posunięcie: zawsze chciał zasiąść w samochodzie takim jak McLaren-Mercedes MP4-22. Wierzył, że jest mu przeznaczone pokazać w nowym bolidzie, jak dobrym jest kierowcą, i że jest mistrzem naprawdę godnym stworzenia własnej ery po latach dominacji Michaela Schumachera.
W miarę jak sezon trwał, a Lewis uzyskiwał świetne wyniki, Alonso coraz częściej krytykował nowego kolegę. Twierdził, że nigdy nie czuł się „całkowicie swobodnie”, i dodawał, że jego zdaniem Lewis jest niesprawiedliwie faworyzowany przez McLarena, ponieważ jest Brytyjczykiem, a McLaren to brytyjski zespół. Powiedział: „Wiedzieliśmy, że całe wsparcie i pomoc trafią do niego”. Hiszpan odgrywał rolę ofiary. Później próbował zdenerwować Lewisa i podkopać jego pewność siebie, twierdząc, że jego kolega z zespołu „ma szczęście”.
Ron Dennis bezustannie odpierał zarzuty Alonso, mówiąc między innymi:
Między zespołami pracującymi nad każdym samochodem istnieje zdrowa rywalizacja, ale zapewniam, że obaj kierowcy mają identyczny sprzęt, wsparcie i szanse na zwycięstwo.
Nie chciał sprawiać wrażenia, że jest przychylnie nastawiony wobec swojego protegowanego, tak samo jak ojciec, który zatrudnia syna w rodzinnej firmie i rozmyślnie daje mu w kość bardziej niż reszcie pracowników, by dowieść, że nie ma w tym żadnego kumoterstwa. Czasem wydawało się, że Lewis jest zbyt surowo traktowany przez człowieka nazywanego w alei serwisowej jego zastępczym ojcem.
Dylemat Wielkiego Rona można było do pewnego stopnia zrozumieć. Płacił mistrzowi świata dziesięć milionów funtów rocznie, a Lewisowi marne trzysta czterdzieści tysięcy. Dużo zainwestował w Alonso i dlatego bardzo pragnął widzieć uśmiech na jego twarzy. Nie wątpię, że w idealnym świecie Dennis zawsze chciał zobaczyć Alonso na mistrzowskim tronie, a Lewisa na drugim miejscu.
W pierwszych dziewięciu wyścigach ten scenariusz się jednak nie sprawdził. Po Silverstone Alonso tracił do Hamiltona dwanaście punktów i w rozmowach z hiszpańską prasą stale narzekał, że jest źle traktowany. Przyszedł do McLarena, spodziewając się roli głównego bohatera, i sądził, że Lewis chętnie będzie numerem dwa w ekipie udekorowanego laurem zwycięzcy wojownika. Lewis był dla niego szczeniakiem, któremu miał od czasu do czasu dawać jakąś radę, chłopcem, którego mógłby nauczyć jeździć niemal równie majestatycznie jak on sam. Ale jak na dwukrotnego mistrza świata, mającego o pięć lat większe doświadczenie w startach w Formule 1 niż Lewis, Alonso czasem robił wrażenie człowieka niewiarygodnie niewrażliwego, zbyt poważnego i ponurego. Publiczności było trudno go polubić, wydawało się też, że pozwala bezczelnemu smarkaczowi zachodzić sobie za skórę. Przegrał bardzo ważną walkę psychologiczną z debiutantem, a jego zachowanie było w najlepszym razie niedojrzałe, czasami zaś niegrzeczne i trochę niestosowne.
W miarę jak sezon trwał, Lewisa coraz bardziej niepokoiła i intrygowała postawa Hiszpana. W porównaniu z nim on był zawsze życzliwy oraz przystępny i znajdował czas dla ludzi, którzy najbardziej się liczyli – fanów i fanek. Jedna z nich, Allison Foster, powiedziała:
To, jak Hamilton traktuje fanów, odróżnia go od większości pozostałych kierowców. Wspaniale jest zobaczyć kierowcę, który dostrzega wsparcie kibiców. Mam nadzieję, że tego nie utraci.
Podała nazwisko innego brytyjskiego kierowcy, który ponoć był znacznie mniej sympatyczny:
Podczas wyścigu w swoim ojczystym kraju nie raczył nawet zauważyć obecności dwudziestu osób, które chciały tylko dostać autograf. Odszedł, nie wypowiedziawszy ani słowa do ludzi, którzy wstali o trzeciej nad ranem, żeby mu kibicować. Przypuszczam, że różnica polega na tym, że Lewis pamięta, jak to jest być fanem i starać się dodać otuchy ulubionemu kierowcy.
Legendy Formuły 1 już ustawiały się w kolejce, by wyrazić uznanie dla młodego człowieka, który mógł się stać najwspanialszym kierowcą, jaki kiedykolwiek uświetnił rywalizację w tej dyscyplinie sportu. Gdy Lewis odniósł sensacyjne zwycięstwo w wyścigu serii GP2 na torze Silverstone w 2006 roku, sir Sterling Moss był pod wrażeniem. Jego żona, Suzy, próbowała wyciągnąć go na ważne spotkanie, ale Moss się ociągał. „Chwileczkę, kochanie. Muszę pogratulować Lewisowi”. David Coulthard – który początkowo zalecał ostrożność w przewidywaniu, że Hamilton mógłby tak wcześnie dużo osiągnąć – potem mówił:
Jak dobry jest Lewis? Niewątpliwie ten człowiek jest wyjątkowy. Powiedziałbym, że stanowi połączenie Senny i Prosta. Mieliśmy Sennę i Prosta, Mansella i Piqueta, a potem Michaela Schumachera. Teraz właśnie wkroczyliśmy w erę Lewisa Hamiltona.
A trzykrotny mistrz świata Niki Lauda przyznał, że jest „oszołomiony” osiągnięciami Lewisa.
Legendarny komentator wyścigów Formuły 1, Murray Walker, dorzucił wyrazy uznania, twierdząc, że Lewis z łatwością sprosta coraz większym oczekiwaniom:
Moim zdaniem Lewis Hamilton stanie się jednym z największych kierowców wszech czasów (…). Brakuje słów uznania dla tego, co robi w kolejnych wyścigach (…). To rzecz bezprecedensowa w historii Formuły 1. Oglądam wyścigi Formuły 1 od samego początku i nigdy w życiu nic podobnego nie widziałem; to zupełnie niewiarygodne. Jest bardziej niż prawdopodobne, że w tym roku Lewis zdobędzie mistrzostwo, co byłoby niesamowite.
Jak można się było spodziewać, zdarzały się odmienne opinie i, co chyba nie jest zaskoczeniem, padały one z ust ludzi, którzy kiedyś sami byli idolami, a teraz z błyskiem niedowierzania w oku patrzyli na młodego człowieka sprawiającego, że to wszystko wydawało się takie łatwe. Nigel Mansell był jednym z pierwszych – chociaż trzeba przyznać, że w dalszej części sezonu wyraził uznanie dla Lewisa. Mistrz z 1992 roku zauważył:
Zanim dostaliśmy nagrody, musieliśmy wygrywać wyścigi i walczyć o mistrzostwo. Teraz wydaje się, że nagradzają cię, zanim cokolwiek osiągniesz (…). McLaren już dawno powinien odnieść sukces. O wszystkim decyduje timing. Gdy kierowca potrafi dogadać się z zespołem, a silnik dobrze się sprawuje, właśnie to ma znaczenie. Bez obrazy dla niego – myślę, że to było przesądzone. Moja sytuacja była o wiele trudniejsza.
Eddie Jordan również popsuł trochę zabawę, pytając, czy Hamiltona cechuje bezwzględność niezbędna, by rządzić w Formule 1:
Lewis ma szczęście, dysponując sprawdzonym zespołem ze strukturą, czego przypuszczalnie nie miałby nigdzie indziej. Gdyby jednak musiał zrobić to, co Schumacher zrobił Villeneuve’owi bądź Hillowi, czy byłby do tego zdolny? Żeby wygrać, trzeba to zrobić. Wygrywanie rodzi się w umyśle i trzeba to robić za wszelką cenę. Każdy, kto mówi ci co innego, albo kłamie, albo nie osiągnął tego, co był w stanie osiągnąć. Musi się odznaczać arogancją, bo inaczej nie odniesie sukcesu. Nie widzieliśmy jej u Hamiltona. Czy Alex Ferguson się nią odznacza? Tak. A José Mourinho? Owszem. Zwycięzcy na ogół nie są miłymi ludźmi. Próbują tacy być, ale są ogromnie samolubni, niezmiernie aroganccy i mają absolutne przekonanie o swoich wybitnych zdolnościach. Gdy są w pracy, nic innego się dla nich nie liczy.
Dowiedziawszy się o tych komentarzach, Lewis po prostu wzruszył ramionami. Takim był człowiekiem: spokojnym, wyluzowanym, ale w razie potrzeby rzeczowym. Lecz wzmianka Jordana o wielkim Schumacherze była interesująca. Jego nazwisko oraz nazwisko Ayrtona Senny miały się pojawiać raz za razem, gdy rozmowa schodziła na styl prowadzenia bolidu przez Lewisa. On sam przyznawał później, że w Formule 1 są oni jego idolami. Podziwiał Niemca za spokój, a gdy w dzieciństwie usłyszał o tragicznej śmierci Senny, rozpłakał się.
W sezonie 2007 Schumacher pozostawał kimś w rodzaju upiora w operze. Jego imię i twarz straszyły w alei serwisowej nawet po jego odejściu, co bez wątpienia stanowiło pokłosie lat zdumiewających sukcesów i dominacji. W mojej opinii Lewis, kierując bolidem, przypominał zarówno Schumiego, jak i Sennę: chłodne, wyważone podejście Niemca splatało się z agresją i skłonnością brazylijskiego kierowcy do podejmowania ryzyka. Pod względem psychologicznym Lewis podchodził do startów w wyścigach z typowym dla Schumachera absolutnym skupieniem, świadom, że połowa batalii rzeczywiście rozgrywa się w głowie, ale też nie miał nic przeciwko posuwaniu się do granic możliwości i podejmowaniu skalkulowanego ryzyka w stylu Senny, jeżeli właśnie to było niezbędne, by zapewnić sobie zwycięstwo.
Zapytałem Darrena Simpsona, człowieka dobrze poinformowanego, o tę ocenę. Odpowiedział:
Tak, Lewis jest spokojny, konsekwentny i pracowity, ale ma w sobie wigor. Na przykład jazda blisko muru pozwala mu utrzymać niewiarygodną szybkość przy wyjściu z wirażu. I taktyka, którą zastosował w Grand Prix USA przeciwko koledze z zespołu, Alonso, gdy zjeżdżając ze środka toru w prawo, a potem nieznacznie wracając do środka, wykonał obronny manewr przed wyprzedzaniem, który omal nie zakończył się dla niego karą.
Jazda tak blisko muru to taktyka zapierająca dech w piersi, o ile się opłaca, ale trzeba się modlić, by pewnego dnia Lewis nie wylądował na nim jak Senna. Mur tylko raz był problemem dla Schumachera, gdy w 1999 roku Niemiec złamał nogę na torze Silverstone. W pozostałych sytuacjach problemem była jego mentalność „zwycięzcy za wszelką cenę”, co czasem skutkowało tym, że ściganie się w Formule 1 stawało się sportem kontaktowym. Zapytajcie Damona Hilla!
Jest niezaprzeczalnym faktem, że Hamilton jeździ jak gokartowiec. Uwielbia prowadzić bolid skrajem toru, późno wchodzi w skręt o sto osiemdziesiąt stopni i wychodzi z niego przy wewnętrznej krawędzi. Jego jazda rzeczywiście odzwierciedla sposób prowadzenia samochodu przez Schumiego na wczesnym etapie kariery Niemca. Częste ostre skręty, częste blokady hamulców.
Zapytany, z którymi kierowcami z dawnych lat chciałby się zmierzyć, Hamilton odparł:
Z Juanem Manuelem Fangio, Alainem Prostem, Ayrtonem Senną i Michaelem Schumacherem – z tym ostatnim zawsze chciałem się ścigać.
Potem zażartował:
W roku, w którym się tu dostaję, on się wycofuje… Nie wiem, czy miałem z tym coś wspólnego!
W październiku 2007 roku mówiło się, że niemiecki supergwiazdor może nawet wrócić z emerytury – tak silnie zaznaczał swoją obecność i przyciągał widzów najnowszy uczestnik wyścigów, który przejął jego rolę w Formule 1. Świat Lewisa Hamiltona radykalnie się zmienił: młody kierowca był teraz rzeczywiście supergwiazdorem, ale mimo wyniesienia do statusu celebryty pozostał normalnym młodzieńcem. Jego ojciec wyjaśnił:
Lewis to chłopak twardo stąpający po ziemi i dopóki mam z nim cokolwiek wspólnego, taki pozostanie.
Jednak po zdobyciu przez syna pierwszego miejsca na podium w Australii Anthony Hamilton powiedział, że nie jest aż tak naiwny, by sądzić, że Lewis może nadal prowadzić normalne życie, że mógłby iść ulicą nierozpoznany. Ojciec Lewisa rozumiał, że ich życie na zawsze się zmieni:
Emocje są niewiarygodne… Dotarcie tutaj zajęło nam dziesięć lat. Nie chcę, by Lewis stracił ostrość widzenia. Jesteśmy zwykłymi ludźmi, choć oczywiście wiemy, że wszystko się zmieni.
Jeszcze jeden czynnik sprawił, że Lewis nie odleciał – uśmiechnięta twarz jego piętnastoletniego przyrodniego brata, Nicolasa, który cierpi na porażenie mózgowe, ale razem z ich ojcem towarzyszy Lewisowi podczas każdego wyścigu. Bracia są sobie bardzo bliscy. Lewis wyznał:
Nicolas jest dla mnie największą inspiracją. Gdy patrzę na niego, nabieram dystansu do życia. Przyjeżdża na wszystkie moje wyścigi i jesteśmy sobie bardzo bliscy… Ścigam się dla niego. To on mnie tam trzyma i motywuje. Zawsze chciałem mieć brata i gdy rodzice [tak zawsze nazywa ojca i swoją macochę, Lindę] powiedzieli mi, że będą mieli syna, byłem bardzo podekscytowany. To dość fajne uczucie obserwować, jak ktoś dorasta, widzieć trudności i kłopoty, z jakimi się boryka, doznania, jakich doświadcza. Przeżywać je z nim i widzieć, jak z nich wychodzi. Jest po prostu niesamowitym chłopakiem i naprawdę uwielbiam robić wszystko dla niego. Na przykład bardzo lubimy się ścigać zdalnie sterowanymi samochodami. Kupiłem mu nowy, po czym kupiłem też drugi, żebyśmy mogli się razem ścigać. Byłem parę razy tam, gdzie się nimi ścigają, i teraz mam trochę urwanie głowy.
Nicolas uwielbia wyzwania i ma przed sobą wiele jeszcze trudniejszych. Jest o siedem lat młodszy ode mnie i jest wspaniałą postacią. Ma porażenie mózgowe, ale na pewno pragnie uczynić coś szczególnego ze swoim życiem… być może na igrzyskach paraolimpijskich lub nawet w roli związanej z Formułą 1. Nie zdziwiłbym się, gdyby spróbował zostać komentatorem. Spędzamy razem dużo czasu i on daje mi naprawdę do myślenia. Jest tym członkiem rodziny, który nie pozwala mi bujać w obłokach, zwłaszcza w Formule 1.
Twarde stąpanie po ziemi obejmowało regularne zajęcia, takie jak rodzinne spotkania przy chińskich daniach na wynos po wyścigu oraz pogawędki z rodziną i serdecznymi przyjaciółmi podczas przygotowań do grand prix. Lewis wyjaśnia:
Nie pasjonuję się wszystkimi tymi talizmanami ani rytuałami wudu przed wyścigiem. Po prostu rozmawiam z rodziną, wchodzę do szatni, koncentruję się i wychodzę na tor. Mam szczęście, że wspiera mnie rodzina i kilku dobrych przyjaciół. Mogę ich policzyć na palcach jednej ręki i z tymi najbliższymi nie tracę kontaktu. Na zaufanie trzeba zasłużyć.
Lewis z pewnością musiał zachować trzeźwość myślenia i zważać na to, co mówią przyjaciele i rodzina. Gdy zwyciężył w Grand Prix USA, słynni celebryci ustawiali się w kolejce, by poznać chłopaka, który szturmem wdarł się do wyścigowej czołówki. Nawet gwiazdy show-biznesu, które z łatwością uległy jego czarowi – włącznie z Beyoncé, która ponoć była „pod wielkim wrażeniem” Lewisa, gdy ich sobie przedstawiono – mówiły o jego uroku i ujmującej zwyczajności.
Amerykański raper Pharrell Williams kilkakrotnie pojawił się na torze, by wesprzeć Lewisa. Podczas Grand Prix USA powiedział:
To dobry chłopak… Mimo wszystkich swoich osiągnięć przejawia dużo pokory. Brzmi to bezsensownie, ale właśnie to nas tu przywiodło. Nie chodzi o zawartość portfela, ale o to, co w sercu i umyśle.
Hamiltona określano również mianem prekursora, człowieka torującego drogę do Formuły 1 dzieciom, które przedtem nie przypuszczałyby, że mogą zacząć uprawiać ten sport, ponieważ w tym środowisku przeważali bogaci biali z klasy średniej. Ash Hussain z „Mail on Sunday”, który sam walczył o zniesienie barier w dziennikarstwie, by dotrzeć na szczyt, uważał, że Lewis rzeczywiście wywrze korzystny wpływ. Ash, entuzjasta wyścigów Formuły 1, wyznał:
Głęboko wierzę, że Lewis zainspiruje dzieci z różnych grup etnicznych do startu w wyścigach samochodowych. Myślę, że to, co w ostatnich kilku miesiącach osiągnął, zachęci całe pokolenie młodych kierowców o różnym pochodzeniu etnicznym do ścigania się na torze. Spotkałem wielu myślących w ten sposób ludzi, co samo w sobie stanowi rewolucyjną zmianę.
Hussain podziwia w Lewisie także to, że Brytyjczyk nie pragnie odgradzać się od fanów, oraz determinację, by nie grać roli wielkiej gwiazdy. Uważa, że w ten sposób Hamilton zjednuje sobie sympatię młodzieży i zachęca ją do kształtowania własnej przyszłości:
To po prostu wspaniały, fantastyczny gość. Na przykład zeszłego lata na Goodwood Festival of Speed wyszedł do fanów i w zacinającym deszczu rozdawał autografy. Mógł pojechać do domu, ale spędził tam cały dzień. Na tym polega różnica między nim a innymi kierowcami: jest wspaniałym ambasadorem tej dyscypliny sportu oraz mniejszości etnicznych.
Pod wieloma względami przypomina Amira Khana, który zainteresował społeczność młodych Azjatów boksem. Mimo swoich zdolności i sławy obaj są porządnymi, rzeczowymi młodymi ludźmi. Jestem dumny z Lewisa oraz Amira i tego, co już osiągnęli, a także ze wspaniałych rzeczy, które niewątpliwie osiągną w przyszłości. Obaj są prawdziwymi bohaterami i stanowią wspaniały wzór do naśladowania.
Wzór do naśladowania i światowa gwiazda… Z pewnością pokonał długą drogę z miejsca, gdzie to wszystko się zaczęło, czyli ze Stevenage, gdzie urodził się w 1985 roku. Jeszcze skromniej zaczynał jego dziadek ze strony ojca, który przed laty wyemigrował z Grenady do Anglii. Lata ciężkiej pracy i poświęceń, począwszy od pierwszych występów w zawodach gokartowych w szóstym roku życia, poprzez terminowanie u McLarena i starty w F3 oraz GP2, teraz wreszcie się opłaciły.
Zatem jak to się właściwie stało, że Lewis Hamilton jest obecnie największym nazwiskiem w Formule 1? Zbadajmy najpierw pochodzenie chłopaka, który miał się stać idolem dla całego nowego pokolenia, kimś, kto uzdrowił niedomagającą Formułę 1 i zarazem został obwołanym jej nowym królem…
Piękna karaibska Grenada posiada więcej upraw przypraw korzennych na kilometr kwadratowy niż jakakolwiek inna wyspa w tym regionie i dlatego zwana jest Korzenną Wyspą. Rzeczywiście – cynamon, goździki, imbir, a zwłaszcza gałka muszkatołowa – źródło dwudziestu procent światowego zaopatrzenia – stanowią podstawowe towary eksportowe. Wpływy z ich sprzedaży, obok turystyki, odgrywają kluczową rolę w bilansie krajowej gospodarki.
Obecnie wyspa szybko staje się równie sławna z powodu powiązań z Lewisem Hamiltonem – i za sprawą jego niezwykłego dziadka, Davidsona Hamiltona. Ktoś, kto wybrał się autobusem wycieczkowym do Grand Roy – albo tuż przed rozpoczęciem lekcji w gimnazjum, albo tuż po ich zakończeniu – na pewno go zauważył. To on woził dzieci do szkoły i z powrotem w lśniącym nowym minibusie. Nagła sława wnuka uczyniła z Davidsona Augustina Hamiltona celebrytę, a staruszkowi po prostu bardzo się to spodobało.
Dziarski siedemdziesięciosiedmiolatek był mężczyzną, który lubił być aktywny. „Zapracowany umysł i zapracowane ciało sprzyjają dłuższemu życiu – mawiał. – Lubię robić różne rzeczy, nie należę do entuzjastów starzenia się na siedząco”. Sympatyczny i popularny Davidson był w lokalnej społeczności postacią darzoną zaufaniem i właśnie dlatego, mimo zaawansowanego wieku, pozwalano mu wozić dzieci minibusem, który był jego dumą i radością.
Na tylnej szybie pojazdu widniał napis głoszący wiarę i moralny nakaz, zgodnie z którym ten dumny człowiek żył: „Bogu niech będzie chwała”. Podobną dewizą kieruje się również jego wnuk. Lewis Hamilton sam przyznaje, że wierzy, iż to właśnie dobry Bóg stoi za jego zdumiewającymi wyczynami.
Jego syn – i ojciec Lewisa – Anthony nalegał, by zastąpić stare wysłużone mitsubishi, którym ojciec jeździł po wyspie, nowym minibusem za dwadzieścia tysięcy funtów. W ten sposób zapewnił niewielki dochód Davidsonowi, który wcześniej odmawiał przyjęcia zwykłych podarunków. Gdy Anthony wyjaśnił motyw, którym się kierował – że minibus zapewni staruszkowi kilka funtów wsparcia na emeryturze i że bezpieczniej będzie nim wozić dzieci – Davidson w końcu przyjął życzliwą pomoc.
Oczywiście najpierw zasięgnął opinii swojej żony, Uelisii. Powtórzył, co usłyszał od syna, i wytłumaczył, na co przydadzą się zarobione dzięki temu pieniądze, choć nie będzie ich wiele (ponieważ pobierał za przejazd tylko dwadzieścia pensów, przedsięwzięcie nie uczyniłoby ich milionerami). Żona w końcu wyraziła zgodę.
Uelisia, przełożona w pobliskim domu spokojnej starości, również jest osobą o niewzruszonych zasadach moralnych i silnej wierze „w życie we właściwy sposób – po bożemu”. Należy do Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego w Grenadzie. Zasiada w komitecie wykonawczym utworzonej w 1983 roku Konferencji Grenadyjskiej organizującej życie religijne adwentystów zamieszkujących wyspę. Praca w tej instytucji chyba tłumaczy w pewien sposób etykę pracy przestrzeganą w jej rodzinie. Adwentyści Dnia Siódmego to ruch protestancki, którego wyznawcy głęboko wierzą w przekazywanie Bożego przesłania za pośrednictwem misjonarzy i za dzień święty uznają sobotę, a nie niedzielę. Rzecznik tego ruchu powiedział:
W naszym Kościele kładziemy nacisk, by do maksimum wykorzystać dary, które otrzymujemy od Boga. Wierzymy w zdrowe życie, znaczenie rodziny, ciężką pracę i rozwijanie ofiarowanych nam przez Boga talentów dla dobra naszych rodzin i szerszej wspólnoty. Szabat to czas zbierania się w gronie rodzin i wspólnoty, by razem się modlić i posilać, ale uważamy też, że powinniśmy pozostać wierni naszym ideałom każdego dnia, nie tylko w dniu świętym.
Dziadkowie Lewisa lubili spokojne życie. Davidson przyznał kiedyś, że zabierając dzieci w codzienną piętnastominutową podróż z Grand Roy do pobliskiego chrześcijańskiego gimnazjum w parafii St John czerpał „mnóstwo radości i zadowolenia” na myśl, że wnosi wkład w życie ich społeczności.
Bardzo to odległe od hedonistycznego świata Formuły 1, ale Davidson twierdził, że jest dumny z wnuka i tego, jaki wpływ wywiera on na wyścigi samochodowe. Przyznał nawet, że sam mógłby się ścigać – napomknął, że zamiłowanie do jazdy z dużą szybkością nie pojawiło się wraz z Lewisem i od pokoleń jest cechą rodzinną:
Sam za młodu byłem trochę królem szybkości! Gdy miałem osiemnaście lat, zdałem egzamin na prawo jazdy i kupiłem motocykl. Pędziłem po tutejszych drogach, ale nigdy nie miałem wypadku. Ludzie mówili: „Uwaga, nadjeżdża Davidson”.
Potem Davidson sprawił sobie austina A40 i został zatrzymany za przekroczenie prędkości – jechał czterdzieści mil na godzinę przy dozwolonych trzydziestu:
Wtedy dostałem nauczkę i postanowiłem trochę przystopować. Teraz kieruję tylko minibusem, ale jeżdżę w żółwim tempie – nie przekraczam piętnastu mil na godzinę!
Z szacunku dla jego życzliwości i ciepła miejscowi już zawsze będą nazywać go „Wujkiem Dave’em”. Znany był z tego, że zawsze miał czas dla ludzi, a jeżeli akurat tak nie było, umawiał się na później. Elvis Glean, komornik sądowy i przyjaciel, powiedział dziennikarzowi „Daily Telegraph”:
Jazda Wujka Dave’a z zawrotną prędkością w czasach, gdy był młodszy, obrosła legendą wśród sześciuset mieszkańców Grand Roy. Kiedyś przejechał z Grand Roy na posterunek policji w Gouyave – następnym mieście na wybrzeżu, położonym mniej więcej trzy mile dalej – w niewiele ponad pięć minut. Myślę, że jechał na jednym z tych wielkich motocykli BSA. Pędził jak wicher i czasem obawialiśmy się, że w końcu zginie, ale chyba nigdy nie miał wypadku: Wujek Dave wychodzi cało z każdej opresji.
Dumny Davidson odwiedził słynnego wnuka w lipcu 2007 roku, by na torze Silverstone po raz pierwszy oglądać go w wyścigu Formuły 1. Od czasu, kiedy poprzednio widział go na torze, minęło sporo lat. Lewis był zachwycony, że dziadek zdołał dotrzeć na „wielkie wydarzenie”:
Wiele lat temu dziadek był na wyścigu kartingowym, ale nigdy nie oglądał grand prix. Przylatuje spotkać się z rodziną i dobrze się składa, że spotkanie odbywa się w tym samym czasie, co wyścig. Jednak wielu moich krewnych nie oglądało grand prix na własne oczy, a rodzinę mam bardzo liczną. Nie zawsze można dostać bilety, więc jestem pewien, że minie sporo lat, zanim wszyscy mnie zobaczą. Cieszę się po prostu, że dziadek dał radę przyjechać teraz. Wspaniale jest znowu go zobaczyć.
Davidson z szerokim uśmiechem obserwował z padoku, jak jego wnuk ukończył wyścig na trzecim miejscu. W następnym tygodniu szczęśliwy powrócił na Grenadę do codziennych zajęć. Przyznał, że przy tej okazji w oku zakręciła mu się łza:
To taki fajny młody człowiek i bardzo utalentowany kierowca. Modlę się, by jego szczęśliwa passa trwała i żeby został mistrzem świata. Może i mieszka daleko od nas, w Anglii, ale stanowimy bardzo zżytą ze sobą rodzinę. Lewis jest miłym młodzieńcem, pełnym szacunku i życzliwości, zarówno jeśli chodzi o dobro innych ludzi, jak i wtedy, gdy [z nimi] rywalizuje.
Rozmawiając z „Sunday Mirror”, Davidson jawił się jako kochający dziadek i tak mówił o Lewisie:
To normalny człowiek. Uwielbia żartować, a gdy przyjeżdża tutaj na wakacje, słucha reggae, chodzi na plażę i czasami dołącza do nas w kościele. Ojciec tak zadbał o jego wychowanie, że pieniądze go nie zmienią. Pozostanie życzliwy i rzeczowy, bo w tej rodzinie tacy właśnie jesteśmy.
Gdy Davidson miał dwadzieścia pięć lat, ludzie byli bardziej zainteresowani opuszczeniem wyspy – która jest drugim (po Saint Kitts i Nevis) najmniejszym niepodległym państwem na półkuli zachodniej – niż jej odwiedzaniem. Uczestniczył w exodusie do Wielkiej Brytanii w 1955 roku, jako jeden z wielu liczących na nowe i lepsze życie niż to w domu, gdzie powszechne były bieda i katastrofy naturalne. Dopiero po niemal dwudziestu pięciu latach miał powrócić do ojczystego kraju i korzeni.
Zdecydował się na wyjazd z Grenady, gdzie bezskutecznie usiłował zarobić na chleb. W roku 1955 British Transport Commission aktywnie zachęcała do emigracji z Karaibów. Szefowie Komisji odwiedzili nawet niektóre wyspy, by przedstawić zainteresowanym mieszkańcom, co mogą im zaoferować w Zjednoczonym Królestwie. Davidson należał do osób, które bardzo chciały spróbować szczęścia gdzie indziej. W jego przypadku czarę goryczy przelały zniszczenia spowodowane przez huragan Janet. Położona na południowym krańcu pasa tropikalnych cyklonów Grenada w ostatnich sześćdziesięciu latach odczuła skutki tylko trzech nawałnic, ale Janet przeszedł nad wyspą we wrześniu 1955 roku z szybkością stu osiemdziesięciu pięciu kilometrów na godzinę, dokonując poważnych zniszczeń.
Dla Davidsona oznaczało to koniec bytności na wyspie, natomiast jego brat, Fleet, został w ojczyźnie i odniósł duży sukces. Nigel Forrester, miejscowy nauczyciel i dalszy krewny Lewisa, powiedział, że po tym, jak huragan zniszczył większość drzew muszkatołowca korzennego, brat Davidsona dostrzegł biznesową okazję:
Mój dziadek, brat Davidsona, sadził je ponownie, okazyjnie kupując ziemię od ludzi, którzy chcieli ją sprzedać. Dobrze na tym wyszedł. W rodzinie Hamiltonów nie brak determinacji i wytrwałości. Oni zawsze starają się wspiąć coraz wyżej.
Davidson nie wyzbył się jednak przekonania, że trudno jest „coraz wyżej” wspinać się w Grenadzie. Około piętnastoprocentowy wskaźnik bezrobocia na wyspie należał do najwyższych na Karaibach. Bezrobocie było szczególnie wysokie wśród ludzi młodych, Davidson wdrapał się więc na pokład statku, który miał go zabrać do Anglii, co uruchomiło cały ciąg zdarzeń.
Była to druga w XX wieku fala imigracji z wysp karaibskich. Pierwsza nastąpiła po wybuchu pierwszej wojny światowej. Gdy na kontynencie toczyły się walki, przybysze z Karaibów pracowali w przemyśle wojennym oraz marynarce handlowej. Osiedlili się w portach morskich i głównych miastach Wielkiej Brytanii. Początkowo byli mile widziani, ponieważ wnieśli wkład w wysiłek wojenny. Kiedy jednak żołnierze wrócili z wojny do domu, a kraj pogrążył się w kryzysie, niechęć do imigrantów rosła, gdyż uważano, że odbierają pracę „miejscowym”. Ostatecznie w latach bezpośrednio po wojnie wywoływało to zamieszki na tle rasowym. Mimo tych trudności wielu imigrantów uważało się za Brytyjczyków i nie chciało wracać do domu. Razem stworzyli zalążki karaibskich społeczności w miastach takich jak Cardiff, Liverpool i Londyn.
Fala karaibskiego osadnictwa, w której wziął udział Davidson Hamilton, miała miejsce po drugiej wojnie światowej. W tym czasie na brytyjskim rynku pracy panowały niedobory. Między 1955 a 1962 rokiem w Wielkiej Brytanii osiadło na stałe ćwierć miliona przybyszy z Karaibów. Wysiadłszy z pociągów na londyńskich stacjach Paddington, Victoria i Waterloo, rozjechali się do ośrodków przemysłowych, takich jak Liverpool, Manchester i Birmingham. Większość – a wśród nich Davidson – została jednak w stolicy. Młody Grenadyjczyk osiedlił się w zachodnim Londynie i pracował dla miejscowego metra, początkowo przy układaniu torów.
Wielu Brytyjczyków nie przyjmowało jednak nowych imigrantów z otwartymi ramionami. Zamiast traktować ten świeży nabór jako niezbędnych pracowników – jak na początku pierwszej wojny światowej – patrzyli na nich podejrzliwie i sugerowali, że będą problemem społecznym. Bano się, że mogą odebrać pracę miejscowym i spotęgować kłopoty mieszkaniowe, to zaś budziło niechęć w lokalnych społecznościach, którą później rozniecali ludzie pokroju prawicowego agitatora, Oswalda Mosleya. W rozmowie z przyjacielem rodziny Davidson wspominał: „Nie były to najłatwiejsze czasy. Właśnie przybyłem do nowego kraju i niektórzy ludzie pokazywali nas palcami na ulicy oraz obrzucali przekleństwami. Oczywiście inni byli dla nas mili, ale trudno było czuć się swobodnie”.
Rok po jego przyjeździe napięta atmosfera doprowadziła do utworzenia British Caribbean Welfare Service (BCWS) w celu opieki nad tymi, którym trudno było się zintegrować. Ponieważ wojenne bombardowania uszczupliły zasoby lokalowe, brakowało mieszkań. Davidson i inni napotykali w oknach napisy „Żadnych czarnych” i „Żadnych kolorowych”. Wielu imigrantów trafiało do miejsc, gdzie wcześniej osiedli już ich rodacy oraz znajomi i było więcej dostępnych kwater. Trynidadczycy udawali się zwykle na Notting Hill i Davidson, który zaprzyjaźnił się z niektórymi na pokładzie statku, także wylądował w zachodnim Londynie. W przeszłości Grenadyjczycy miewali przyjaciół z Trynidadu, swojego najbliższego sąsiada na Karaibach, było więc chyba rzeczą nieuniknioną, że Hamilton podąży w Londynie utartym szlakiem.
Zachodnia część brytyjskiej stolicy nie zapewniała natychmiastowego spełnienia wizji raju, ponieważ niektórzy właściciele domów wykorzystywali niedobór mieszkań, eksmitując długoterminowych najemców i zapełniając domy imigrantami płacącymi kolosalny czynsz. Mimo to Davidson osiedlił się ze swoją ukochaną, Agnes Mitchell, w małym i ciasnym mieszkaniu przy Broughton Road 12a w Fulham. Ślubu w pobliskim kościele Matki Boskiej przy Stephendale Road udzielił im 26 maja 1956 roku katolicki ksiądz Maurice Beckett. Davidson miał dwadzieścia pięć lat i pracował teraz w straży ochrony kolei, jego wybranka była dwa lata młodsza i bezrobotna. Dwa lata później przeprowadzili się kilka kilometrów dalej na zachód na Avenue Road 82 w Acton, a 31 maja 1960 roku w Hammersmith Hospital urodził się ich syn, Anthony Carl Arthur.
Anthony miał w zachodnim Londynie niełatwe dzieciństwo. Ojciec stale się martwił, że chłopiec wyląduje w nieodpowiednim środowisku. Zanim Davidson wrócił do Grenady pod koniec lat siedemdziesiątych, Anthony przeprowadził się do liczącego wówczas czterdzieści tysięcy mieszkańców Stevenage, pięćdziesiąt kilometrów na północ od stolicy. W 2007 roku Lewis powiedział, że Anthony „nie miał łatwo”, ponieważ jego matka (Agnes) zmarła, gdy był nastolatkiem. Hamiltonowie nie życzyli sobie jednak dalszej rozmowy o tym, jak jej śmierć wpłynęła na członków rodziny.
Stevenage wydawało się niezwykłym wyborem w przypadku młodego czarnoskórego człowieka – miasto to zamieszkiwali w przeważającej mierze biali i w poprzednich latach raczej nie przyciągało ono mniejszości etnicznych. Było pierwszym z nowych miast zbudowanych po wojnie po to, by przyjąć nadwyżkę ludności z Londynu. Spis powszechny z 1961 roku pokazał, że w poprzedniej dekadzie z Karaibów do Wielkiej Brytanii przeniosło się łącznie 172 877 osób. Jednak rasizm i wrogość wobec nowo przybyłych szerzyły się przez dwie następne dekady. Drobne, lecz uporczywe incydenty zdarzały się aż do połowy lat osiemdziesiątych.
Sytuacja uspokoiła się nieznacznie, gdy Anthony Hamilton osiedlił się w Stevenage, poślubiwszy w młodym wieku białą dziewczynę, Carmen Larbalestier, o pięć lat starszą od niego. Na początku lat osiemdziesiątych dla chłopaka z grenadyjskim pochodzeniem był to jednak nadal czas próby.
W paru doskonałych artykułach prasowych podkreślono „samotność” i „niechęć”, jakie czarni przybysze, tacy jak Anthony Hamilton, musieli pokonać, osiedlając się w miastach w rodzaju Stevenage. Wpływowy amerykański dziennikarz Leonard Downie z „Washington Post” odbył podróż do Wielkiej Brytanii, by napisać reportaż o nowych miastach w tym kraju i o tym, jak wypadają one w porównaniu z amerykańskimi. Bardzo chciał się dowiedzieć, czy problemy, których doświadcza się w miastach w Stanach Zjednoczonych, występują też na Wyspach. Przyznając, że nowe osiedla rzeczywiście zmniejszyły kłopoty mieszkaniowe, reporter doszedł do ponurych wniosków. Ujawnił, jak trudno znaleźć imigrantom „odpowiednią pracę” i jak cierpią w warunkach „przypominających getto”. Napisał:
Brytyjczycy wykorzystali niektóre ze swoich nowych miast, by zmniejszyć przeludnienie w dzielnicach metropolii zamieszkiwanych przez klasę pracującą i zapewnić wielu ich mieszkańcom lepsze warunki mieszkaniowe. Urbaniści planują łączne przeniesienie chętnych firm oraz ich pracowników z Londynu na przykład do Harlow lub Stevenage (…). W niektórych przypadkach przeprowadzka ludzi i przemysłu do nowego miasta była tak dobrze skoordynowana, że aż osiemdziesiąt pięć procent jego mieszkańców – na przykład w Harlow – pracuje w ich obrębie i nadal korzysta z dobrodziejstw wspólnych zainteresowań i przyjaźni z czasów zamieszkania w dzielnicach metropolii, z której przybyli. Ten sam sukces w zapewnieniu pracownikom miejsc pracy uczynił jednak z mieszkańców wielu nowych miast Wielkiej Brytanii społeczności jednoklasowe. Żeby skłonić przyszłego mieszkańca do przenosin do którejś z tych nowych miejscowości, tamtejszy pracodawca, na ogół z branży biurowej lub technologicznej, musi zapewnić mu pracę; tak więc ludność każdego takiego miasta zdominowana jest przez białe kołnierzyki oraz wykwalifikowanych robotników. Niewielu jest tam natomiast pracowników bez kwalifikacji, kolorowych lub imigrantów jakiegokolwiek rodzaju, rodzin o niskich bądź, z drugiego końca zarobkowego spektrum, wysokich dochodach. Choć nieszczególnie niepokoi to Brytyjczyków, którzy chętnie dzielą się według klas społecznych i ekonomicznych, powszechna identyczność wszystkich i wszystkiego w każdym nowym mieście nuży i wprawia w zakłopotanie gościa [ze Stanów Zjednoczonych], zbyt dobitnie przypominając mu o rozwarstwieniu ekonomicznym i wynikającej z niego jałowości życia na amerykańskich przedmieściach.
Brak szans dla robotników niewykwalifikowanych i pracowników o niższych dochodach powoduje jednak prawdziwe kłopoty w metropoliach. Na przykład w Londynie, skąd do nowych miast, takich jak Harlow i Stevenage, przyciągnięto wykwalifikowanych białych robotników o średnich dochodach, pozostają dzisiaj ubodzy i bezrobotni Pakistańczycy, Hindusi oraz czarni imigranci, często w pułapce coraz gorszych, przypominających getto warunków egzystencji. Pod tym względem brytyjskie nowe miasta, tak samo jak amerykańskie przedmieścia i projekty nowych osiedli, zamiast złagodzić spotęgowały zasadniczy problem zurbanizowanych obszarów.
Anthony Hamilton należał do tych robotników o niższych dochodach, którego życie przebiegało według przygnębiającego scenariusza. Żył z mizernych zarobków w British Rail, ale jako człowiek o lwim sercu był zdeterminowany, by czegoś w życiu dokonać. Ojciec podjął kiedyś wielkie ryzyko, wyjeżdżając z Grenady do Wielkiej Brytanii; również i Anthony żywił przekonanie, że jego przeznaczeniem jest inna dziedzina. Nie miał pojęcia, że będzie nią opieka nad genialnym synem obdarzonym talentem przez Boga i wspieranie go.
Anthony wyjaśniał przyjaciołom: „Nie, to nie było łatwe. Z początku wydawało się, że przeniosłem się z jednego koszmaru [Londynu] do drugiego. Ale ucieczka była wykluczona – miałem dosyć, pragnąłem stabilizacji”. Ta miała w końcu nadejść, gdy w 1985 roku urodził się Lewis.
W roku 1999 kolejny świetny dziennikarz, Gary Younge, którego rodzinnym miastem jest Stevenage i który pisze dla „Guardiana”, opublikował znakomitą książkę o swoich podróżach po amerykańskim południu. Ona również pozwala dogłębnie zrozumieć problemy, jakie musiał pokonać Anthony, a potem Lewis. Younge napisał:
Istniały trzy rodzaje reakcji, jakiej czarnoskóra rodzina mogła się spodziewać w miejscu takim jak Stevenage. Byli tacy, przez których byliśmy mile widziani. Byli tacy, którzy nas tolerowali. No i tacy, którzy bez wątpienia nami gardzili (…). Ci ostatni, jak Norrisowie, rodzina chudzielców, stali u szczytu ulicy i wołali do nas: „Bambusy, bambusy!”. Kiedyś, gdy Norrisowie posunęli się za daleko, [mama] zadzwoniła na policję. Policjant powiedział, że nie poprosi ich, by przestali: „Niestety, w tej dzielnicy należycie do mniejszości etnicznej i będziecie musieli się od czasu do czasu z czymś takim godzić”.
To było karygodne. Anthony nie godził się na zastraszanie i się nie poddawał, tak jak i Lewis w późniejszych latach. Obaj jasno dawali wszystkim do zrozumienia, że się stamtąd nie wyniosą. Lewis zaczął nawet ćwiczyć karate, żeby się lepiej bronić. Najpierw Davidson, a potem jego syn, Anthony, pokazali determinację i niewzruszone przekonanie, że nikt nie ma prawa zabronić im mieszkać w Anglii i wychowywać tam dzieci. Był to jeszcze jeden przykład niepohamowanej Hamiltonowskiej dumy w działaniu. Zakorzenieni w głębokiej wierze katolickiej przez cały ten czas Hamiltonowie nigdy się nie poddawali i bronili tego, w co wierzyli. Tak, w przypadku pokolenia Hamiltonów i ery Lewisa Hamiltona kości zostały rzucone. Nawet teraz w liczącym osiemdziesiąt tysięcy mieszkańców Stevenage – które jeden z miejscowych określił mianem miasta „nieco bezdusznego i bez wyrazu” – czarnoskórzy stanowią tylko jeden procent. Ale, jak w czerwcu 2007 roku napisał na łamach „Guardiana” Gary Younge, „obecnie to czarne Stevenage reprezentuje sto procent najsławniejszych synów miasta”. Chodzi o Lewisa Hamiltona i Ashleya Younga, obiecującego reprezentanta angielskiej drużyny piłkarskiej, który uczęszczał do tego samego gimnazjum, co cudowne dziecko Formuły 1. Był jeszcze Albert Campbell, który w 1987 roku został pierwszym czarnoskórym burmistrzem tego miasta.
Dziadek Lewisa Hamiltona przyjechał do Wielkiej Brytanii w epoce uprzedzeń rasowych. Trudności, z jakimi się wówczas mierzył, wyryły niezatarte piętno w sercu jego wnuka: Lewis wie, że wiele zawdzięcza odwadze Davidsona. Wraz z ojcem, Anthonym, dziadek jest opoką, na której Lewis zbudował sukces… opoką, która zrodziła się na Karaibach.
Obecnie, gdy Lewis przyjeżdża w odwiedziny do krewnych w Grand Roy, może się z nimi wspólnie pośmiać, posmakować potraw lokalnej kuchni przyrządzonych przez Uelisię i odprężyć się ze szklanką chłodnego napoju w dłoni. Lubi też posłuchać na plaży, na swoim iPodzie, utworów Boba Marleya, a także kompozycji synów legendy reggae, Ziggy’ego i Damiana. Nigdy jednak nie zapomni, przez co przeszła jego rodzina, by zapewnić jemu i jego ojcu dobry start. Z szansy tej nigdy by nie korzystali, gdyby Davidson nie zaryzykował przeprowadzki do Anglii, by zacząć nowy rozdział w życiu.
Sukces i sława wnuka mają swoje dobre strony, czego dowodem, oprócz nowego minibusa, którym Davidson jeździł po Grand Roy, jest fakt, że rząd Grenady wyraził dumę z dokonań najsławniejszego syna grenadyjskiej ziemi. 19 czerwca 2007 roku, po fantastycznym zwycięstwie Lewisa w wyścigu o Grand Prix Kanady w Montrealu, Edwin Frank, reprezentujący Grenadyjską Radę Turystyki i Ministerstwo Turystyki powiedział:
Chcielibyśmy pogratulować panu Lewisowi Hamiltonowi sukcesów, które odnosi jako uczestnik wyścigów Formuły 1 w swoim pierwszym sezonie rywalizacji. Rada zwraca uwagę, że jako młody brytyjski kierowca o grenadyjskich korzeniach (jego dziadek pochodzi z Concord w parafii Saint John) zajmował miejsce na podium we wszystkich sześciu wyścigach, w jakich brał udział w obecnym sezonie. Będąc członkiem zespołu McLaren Mercedes, pokazał wyścigowej braci, że rzeczywiście może się stać następną wielką sensacją tego sportu.
Niedawne zwycięstwo w wyścigu w Montrealu w niedzielę 10 czerwca 2007 roku wprawiło Grenadyjczyków w wielką dumę. To osiągnięcie służy jako inspiracja dla młodych ludzi w Grenadzie, którzy uważają Lewisa Hamiltona za autentyczny żywy przykład tego, co ciężka praca i determinacja mogą przynieść skupionym na celu osobom.
Rząd i lud Grenady przyłączają się do wyrazów podziwu dla jego osiągnięć i radują się faktem, że dzięki doskonałemu występowi ludzie na całym świecie dowiedzieli się o jego grenadyjskim rodowodzie. W Lewisie Hamiltonie manifestuje się grenadyjski duch.
I rzeczywiście tak jest… A teraz pójdźmy dalej, by zapełnić kolejne luki w wiedzy o Lewisie, przyglądając się jego wczesnej młodości.
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Tytuł oryginałuLewis Hamilton: The Definitive Biography of the Greatest Racing Driver of All Time
Text copyright © Frank Worrall 2007, 2009, 2015, 2016, 2018, 2021 Originally published in the English language in the UK by John Blake Publishing, an imprint of Bonnier Books UK Limited, London
The moral rights of the author have been asserted
Copyright © for the translation by Społeczny Instytut Wydawniczy ZNAK Sp. z o.o.
Adaptacja oryginalnego projektu okładki Katarzyna Bućko
Fotografie na okładce © Mark Thompson / Getty Images © vegefox.com / Adobe Stock
Redaktor nabywający Robert Medina
Redaktor prowadzący Daniel Natkaniec
Opracowanie tekstu Wydawnictwo JAK
ISBN 978-83-240-8646-7
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl
Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków
Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotował Karol Ossowski
