Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Bulwersujące, brutalne i skandaliczne! Takie są „Pigułki na PiS” – zbiór fraszek Krzysztofa Topolskiego, więźnia PRL, przymusowego emigranta, biznesmen i filantropa. Ciężko obrażają dziesiątki zasłużonych dla degrengolady polskiej demokracji działaczy prawicy, nie owijając w bawełnę, posługując się często słowami uznawanymi za drastyczne. Topolskiemu po prostu się ulało. Jak milionom ludzi w Polsce. Ale on to spisał i ogłosił.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 64
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Spowiedźspisana wierszem
Wysłuchaj mnie, Boże, bo grzechów mam wiele;
jest to osiem gwiazdek, z Kaczorem na czele.
Odpuść mi te gwiazdki, to mój cel koronny,
że gdy mi odpuścisz, to już będę skromny,
że już nie podkreślę, jeszcze, że bogaty,
że mając gotówkę, wolę wziąć na raty,
że już za młodości swój kabaret miałem,
że – tak przy okazji – to w mamrze siedziałem,
że gdy jest mi ciężko, zachowuję siły,
ze jestem przystępny i niezmiernie miły,
że mam cięty język już od urodzenia,
że jestem uprzejmy, że wiedzę doceniam,
że jak już coś powiem, to źródło mądrości,
że gdy skrytykuję, to bez zbędnej złości,
że jestem przystojny, że wręcz grzechu warty,
że w mych interesach gram w otwarte karty,
że piszę ten tomik nie by się wzbogacić,
że ludzie go kupią, by zyskać, nie stracić,
że treść w nim zawarta jest po prostu szczera,
że PiS-u nie lubię jak jasna cholera,
że marzę, ażeby szlag trafił Kaczora...
Odpuściłeś? Bingo!!! Na Kaczora pora!
Pokurcz
Będzie to wiersz o Kaczorze,
jego mózgu wiwisekcja,
więc siadajcie i czytajcie,
z Freuda teraz będzie lekcja.
On wszak chciał Kaczorem zostać,
gdy na świat tylko wyskoczył,
lecz postury był niewielkiej,
więc nie Kaczor, ale Pokurcz.
Często Pokurcz od poczęcia
ma tow sobie, że się złości,
bez przyczyny, by pokazać
brak kompleksu swej niższości.
Przyszła potem straszna wpadka:
stan wojenny w dzień przekimał,
z czego potem się tłumaczył,
że go w łóżku kot przetrzymał.
Ciężko więc zakompleksiony,
hołdów chciał od reszty świata,
lepiej wiedział, co, jak, kiedy,
z rzadka tylko słuchał brata.
Lat trzydzieści temu z górką,
gdy Wałęsa był ich wodzem,
zgodnie dupę mu lizali,
ale się zawiedli srodze.
Obaj z posad wylecieli,
Lechu zgnoił ich do szczętu.
Wraz z Pokurczem słabo przędło
też Porozumienie Centrum.
Buzek z gnoju ich wydobył,
jego brat ministrem został.
Pokurcz wtedy PiS założył,
z PiS-em wyszedł już na prostą.
W mig prezydentem brata zrobił,
będąc wobec brata szczerym,
przez dwadzieścia trzy miesiące
cierpiał, nim został premierem.
Jednak cały czas to Pokurcz
w swoich łapach trzymał karty,
jeden zaś z wiceministrów,
Andrzej Duda, lubił narty.
Kiedy Wąsik i Kamiński
źle zadanie wykonali,
Pokurcz poszedł po całości,
już pozbywszy się wasali.
Grał va banque i przegrał z Tuskiem,
w gruzach legło jego ego,
po Smoleńsku, z Komorowskim
jeszcze przerżnął też do tego.
Znowu cierpiał i był w dole,
bo pokurczom się to zdarza,
ale zebrał się do kupy
i postawił na narciarza.
Nawet, ku jego zdumieniu,
narciarz był w slalomie lepszy.
Nie to, że pomogła Szydło –
Komorowski slalom spieprzył.
Narciarz wygrał z tym, z kim Pokurcz
przegrał, z ciężką ujmą na honorze,
lecz wciąż cugle w łapach trzymał,
na premiera Szydło włożył.
Z premier Szydło wnet się rozstał,
bo nie znała angielskiego
(on też nie zna, na co mu to).
Ale miał Morawieckiego.
Potem wyszły inne sprawy,
które kłopot mu sprawiały,
nie chciał, chociaż sam nie ciupciał,
żeby baby się skrobały.
Ostrołęka i dwie wieże,
TVN czy wolność słowa,
wroga Unia Europejska
chcąca forsę kraść z Turowa.
Pokurcz trwał, był jak opoka,
choć nie wszystko szło jak z płatka,
PiS rozkradał kraj, gdy nagle
się zdarzyła trudność rzadka.
Szczepić wszystkich będzie ciężko,
Covid spadł z jasnego nieba,
lecz na ZUS-ie zaoszczędzi,
niech zdychają, jak potrzeba.
Więc zdychają, to mu zwisa,
lecz go męczy w głębi ducha
to, że wciąż rozpamiętuje,
że za bardzo brat go słuchał.
Po Smoleńsku znienawidził
wszystkich ludzi, resztę świata,
tylko drży, aby nie wyszło
to, do czego zmusił brata.
Wiersz ten, jak i te następne,
składam Pokurczowi w darze,
bowiem chcę, by szlag go trafił,
w dzień i w nocy o tym marzę!
Wiersz dla domyślnych
Jak się wiersze pisze, by uniknąć ciupy?
W miejsce czterech liter wpisuje się „pupy”.
Służb inteligencję winno się doceniać:
imię i nazwiska też należy zmieniać.
Zatem, czytelniku, domyśl się, dlaczego
wiersz będzie dotyczyć... pana Kaczkowskiego.
Na pierwszy rzut oka to pokurcz (choć zbój),
zatem nie dorasta do końcówki... „uj”.
Wiesz już, o kim mowa? A zatem zgadujesz:
jak ulał pasuje doń końcówka... „ujek”.
(Muszę dwie literki tu przed Żebrem chować,
to są dwie spółgłoski i będą pasować).
Kaczkowski raz w kinie ukradł księżyc z bratem,
więc w stanie wojennym się ukrywał zatem.
Był cwany, od Wrony wykupił polisę,
zaszył się w podziemiu, w łóżku ze swym tygrysem.
Wiedza o Kaczkowskim każdemu się przyda,
bo to stetryczały i groźny dziadyga.
Dla krzyżówkowiczów muszę jeszcze dodać:
Kaczkowski mnie może w pupę pocałować.
Poranek Kaczora
Zmieniają się radiowozy,
dnia pracy nadchodzi pora,
na Żoliborzu, w sypialni,
zaczyna się dzień Kaczora.
Pomimo bólu w kolanach
wstaje i jeszcze w bieliźnie,
w pupę się podrapawszy,
zaczyna służyć ojczyźnie.
Pierwsi służbowi od mycia
zajmują pozycje swoje,
więc mydło, ręcznik i klozet,
bowiem ich jest tylko troje.
Zaś nowi, służąc ojczyźnie,
serwują pierwsze śniadanie,
on zjada je z apetytem;
jak go nie łupie w kolanie.
Jeden podaje mu jajka,
drugi solniczkę przynosi,
trzeci rozbija skorupki,
dla Polski, gdy o to prosi.
Te jajka językiem dziamdzia
z lubością dla podniebienia,
mrużąc z rozkoszy swe oczy,
bo lubi to, czego nie ma.
Nie zapomniawszy ojczyzny,
pyszczek serwetką wyciera
i wzywa skinieniem ręki
na służbie dziś oficera.
Ten ma specjalne zadanie:
ostrożnie z kolan zdjąć kota,
bo Kaczor musi harować
bez kota, choć to zgryzota.
Jeden mu palto podaje,
dwóch innych buty nakłada,
więc nie są zawsze do pary,
lecz na to już trudna rada.
Po wyjściu musi wybierać
jedną z dziesięciu limuzyn
i jechać szybciutko do Sejmu,
by Polsce dalej tam służyć.
Dzionek Kaczora
Zajeżdża pod Sejm z ochroną,
z auta się z trudem gramoli,
potem go trzech ochroniarzy
do drzwi prowadzi powoli.
Po prawdzie dwóch go prowadzi,
ten trzeci niesie mu teczkę,
bo w niej leży przyszłość Polski,
w domu harował troszeczkę.
Wita go Straż Marszałkowska,
na baczność sześciu ich stoi,
straż bowiem ma podwojoną,
bo w Sejmie Tuska się boi.
Sczłapuje do pierwszej ławki,
zasiada wśród PiS-u grona,
miejsca w półkolu zajmuje
z posłów dobrana ochrona.
Gdy ktoś go zajdzie od przodu,
półkole w koło się zmienia,
wtedy on słucha bez lęku,
co ktoś ma do powiedzenia.
Gdy ten ktoś bardzo go wkurzy,
źle mówiąc coś o Smoleńsku,
to wstaje, wciąż za ochroną,
tak twarzą w twarz, tak po męsku.
Zaś wtedy, gdy ktosia poprą
oklaski od mord zdradzieckich,
zdobywa mównicę jakby
ułanem był jazłowieckim.
Wyrzuca ze swoich trzewi
wściekłość, bez trybu żadnego,
marszałek Witek zaś zgłasza
swą akceptację do tego.
Gdy żółć swą już wybulgocze,
w stronę ochrony spoziera,
dwóch go z mównicy sprowadza,
trzeci pot z czoła ociera.
Ojczyźnie się zasłużywszy,
sejmowe przekracza wrota
i godnie, podliczną ochroną,
wraca do domu do kota.
Wieczór Kaczora
Dziesięć limuzyn spod Sejmu,
wstrzymując ruch na ulicach,
przejeżdża przez pół Warszawy,
by dotrzeć na Mickiewicza.
Dźwięk mu sygnału przeszkadza,
już się rozpytał w tej kwestii,
więc teraz się zastanawia,
bo ciszej Biden ma w Bestii.
Szpaler mundurów już czeka,
zacieśnia linię ochrony,
złachany po pracy Kaczor
z rozkoszą wraca do domu.
Służba uwalnia go z pasów,
z siedzenia go wydłubuje,
płaszcz ściąga jeden dyżurny,
dwóch innych buty zdejmuje.
Zmienia skarpetki i krawat,
gdyż chce wyglądać korzystniej,
dziś Objawienie się zjawi,
to jego, to Towarzyskie.
Gdy przyszła Julia Przyłębska,
to wspólnie rzecz uzgadniają,
że baby w szyję dające
praw mieć już w Polsce nie mają.
Jeszcze przygotować muszą,
że by to pachniało ładnie,
jak wyborów wynik zmienić,
żeby prawną mieć wykładnię.
Myk do kibla, po Przyłębskiej,
biegiem, bo ma brzuch rozdęty,
jutro zaś ma spęd wyborczy,
dzień niestety znów zajęty.
Siada przeto w swym fotelu,
z kotem na swoich kolanach,
uczestnikom musi spisać,
jakie mają mieć pytania.
Jutro ma spotkanie w Szczytnie,
a już z łóżka kot mu miauczy;
w nocy ma się dobrze wyspać,
pracy na ten dzień wystarczy.
Nocka Kaczora
Kaczor z kotem już w łóżku
w objęciach jest Morfeusza,
oddał się sennym marzeniom,
bo Tusk mu tu nic nie rusza.
A że był dobry z historii,
to zawsze bohaterowie,
od Hannibala po Trumpa,
kłębili się w jego głowie.
Dziś Napoleon mu zajął
przepiękne nocne marzenia,
więc w rolę cesarza się wcielił
i był nim do przebudzenia.
Jak Bonaparte dowodził,
tak wrogów brata udupił,
gdy brat prezydentem został,
Giertycha z Lepperem kupił.
Gdy z nimi całkiem nie wyszło,
na Nowogrodzkiej się schował,
tam Tuska rządy przeczekał,
zwyciężył już z Kopaczową.
Nadeszły lata sukcesów,
jak Jena czy pod Austerlitz,
tak Orlen, Przekop Wiślany,
zatrzymać nie mogło go nic.
Wyciągnął swą dłoń do Trumpa,
przedtem pobratał z Orbanem,
by razem przeciw Brukseli
tylko z takimi mieć sztamę.
Tak we śnie z Napoleonem
splótł los swój i swoje plany,
że mu Kutuzow z Błaszczakiem
wydali się tacy sami.
Zdradził go Gowin, lecz Ziobro
też może, w jego ocenie,
choć śpi wciąż na Żoliborzu,
a nie na Świętej Helenie.
Helena? Matko jedyna!
Czy to naprawdę się śni?
Przecież ta wyspa to ciupa...
Zostało mu tylko Sto Dni?
IV rozbiór Polski
Muł, zwierzę bezpłodne,
takimż też jest Kaczor,
broń nas Panie Boże,
by było inaczej.
Nie nosiłby spodni
damskich, bez rozporka,
miałby co należy,
by spłodzić Kaczorka.
Zamiast dyktatury
chciałby mieć dynastię,
w PiS-ie by przyznali,
że ma„słuszną rację”.
Duda by ustąpił
ze swojego miejsca,
kler by nie poskąpił
mu błogosławieństwa.
Koronowałby go
Rydzyk na Wawelu,
by co miesiąc wracał
tam w podwójnym celu.
Przybrałby zaś tytuł
„Cesarz”, tak po prostu,
(jest z Napoleonem
podobnego wzrostu).
Władałby, jak rządził
August Drugi Mocny,
podków by nie łamał,
robiłby na nocnik.
Zrobiłby, co później
August Poniatowski,
przygotował Polskę
do rozbioru Polski.
Skończyłby w niewoli,
w Moskwie u Putina,
bowiem jest to jego
Wielka Katarzyna.
Kaczor w Szczytnie
Zimno i śnieg pada w Szczytnie,
do tego spóźnia się Kaczor,
lecz wszystko przygotowane,
by wieczór dobrze się zaczął.
Tłum niezależnych wyznawców
wierci się już na siedzeniach,
starają się nie zapomnieć,
co mają do powiedzenia.
Szepczą bezgłośnie pytania,
bo późno je otrzymali,
po nocy musieli zakuwać,
ktoś z partii znowu nawalił.
Wreszcie spóźniony wszedł Kaczor,
przemówił do zgromadzenia,
sznur mundurowych odgradzał
wyborców bez zaproszenia.
Zaczął od pięćset plusem:
„Nie działa, bo dają w szyję,
gzić trzeba, by mieć dzieciaki,
wszak to nie święte Maryje”.
Skoro już wspomniał Maryję,
to przeszedł do wiary płynnie,
że każdy na PiS głos oddany
to głos oddany ojczyźnie.
Z ojczyzny zszedł na odmieńców.
Rzekł: „Teraz to jestem Kaczor,
za dwie godziny Kaczyca,
he, he, he, he,co to znaczy”.
„Są jakieś pytania?”– spytał.
Na sali rozległ się szmerek,
wstał pierwszy z listy wybranych,
międlący w ręku papierek.
Spytał, co miał na papierku:
„Na co Bruksela jest chora?”.
Kaczor speszony nie wiedział,
to było pytanie z przedwczoraj.
Zapomniał też odpowiedzi
na wszystkie dalsze pytania;
przysłany zestaw do Szczytna
był z wcześniejszego spotkania...
Ulotka wyborczadla neandertalczyków
Niewarzne, o kturej, z ranka czy wieczorem,
w robocie czy w domu, jestem za Kaczorem.
Moje aj kju zawsze, nie ważne kto zbada,