Kwiecień plecień - Mette Vedsø - ebook + audiobook + książka

Kwiecień plecień ebook

Mette Vedsø

4,0
37,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Podczas lekcji angielskiego 16-letnia Pi nagle upada.

Wszystko staje się czarne.

Zawroty głowy.

I bum.

Diagnoza: zaburzenia lękowe.

Rodzice Pi chcą dla córki tylko tego, co najlepsze, więc zapisują ją na terapię, aby jak najszybciej poradziła sobie z kryzysem, wróciła do szkoły i do normalnego życia. Jednak to nie działa.

Pi nie spieszy się z powrotem do zdrowia, za to opowiada własną historię. Zaprzyjaźnia się z trzema niezwykłymi osobami mieszkającymi w jej blogu – starszą panią Gillian Brown oraz Biancą i jej upośledzoną umysłowo córką Vicky – mądrymi codzienną mądrością, serdecznymi i wcale nie doskonałymi kobietami. Dziewczyna przygląda się ich codzienności i korzysta z tej relacji bardziej, niż z jakiejkolwiek terapii, a że okazuje się sprytną i bystrą obserwatorką, odkryje, że na życie można spojrzeć z zupełnie innej strony.

Poruszająca, opowiedziana z perspektywy nastolatki historia dotyka istoty zaburzeń lękowych, z którym coraz częściej borykają się młodzi ludzie. Skłania do refleksji, pozwala na zrozumienie, uruchamia wyobraźnię i… daje nadzieję. Propozycja wartościowa zarówno dla młodych czytelników, jak i dla rodziców.

Książka zdobyła nagrodę White Ravens 2020

 

Polecają:

Kwiecień plecień  sens logo rgb   Kwiecień plecień  czas dzieci

Wydanie książki jest współfinansowane przez Unię Europejską w ramach programu Kreatywna Europa, który powstał między innymi po to, żeby Europejczycy mogli poznawać pisarzy z innych krajów Unii Europejskiej i ich literaturę oraz kulturę.

Kwiecień plecień  logoke czarne 600x77

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 88

Rok wydania: 2021

Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
wikgum

Oceń książkę

Wartościowa pozycja o zmaganiu się z lękami i sile przyjaźni
00
Julia_mistrz

Dobrze spędzony czas

Ciekawa książka.
00



Tytuł oryginału: Når hjertet er en elpisker
© Mette Vedsø og Høst & Søn/Gyldendal, København, 2019. Illustration and cover copyrights © Alette Bertelsen/aletteb.dk © the Polish translation: Edyta Stępkowska © for Polish edition by Wydawnictwo Widnokrąg 2021
Redaktorka prowadząca: Katarzyna Węgiereka
Redakcja i korekty: Redaktornia.com
Skład i łamanie wersji polskiej: Redaktornia.com
Adaptacja okładki: Redaktornia.com
Opieka produkcyjna: Multiprint Joanna Danieluk
Projekt współfinansowany w ramach projektu Unii Europejskiej
Wsparcie Komisji Europejskiej dla wydania tej publikacji nie stanowi poparcia dla treści, które odzwierciedlają jedynie poglądy autorów, a Komisja nie może zostać pociągnięta do odpowiedzialności za jakiekolwiek wykorzystanie informacji w niej zawartych.
Tłumaczenie książki zostało dofinansowane przez Danish Arts Foundation
Książka została wpisana na listę White Ravens 2020
Wydanie I, Piaseczno 2021
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób bez pisemnej zgody wydawcy.
ISBN 978-83-962038-2-3
Wydawnictwo WIDNOKRĄGwww.wydawnictwo-widnokrag.pl
Konwersja: eLitera s.c.

Mamy angielski. Sala jest kwadratowa, jakieś sześć metrów na sześć. Lekcja zaczęła się dwadzieścia minut temu. Odliczam z palcem przyłożonym do tętnicy szyjnej. Mam puls sto trzydzieści.

Kiedy nauczyciel, którego nazywamy Puchatkiem, mówi: „Zapraszamy, Pi. Oddaję ci głos”, ściany nagle są pochylone jak drzewa, które wyrastały na wrzosowisku, smagane ostrym wiatrem z zachodu. Swoją prezentację umiem na pamięć, ale myślę tylko o tym, jak mam wstać, jak postawić jedną stopę przed drugą, czy jestem w stanie podnieść nogę. A może już za późno? Co z tętnicą, tą grubą, która biegnie od serca do mózgu, czy na pewno jest szczelna? Mózg plus krew równa się wylew krwi do mózgu. Moje ciało powoli wstaje, w żółwim tempie sunę między oparciami krzeseł, mijam Almę i Kat, i chmurę ostrego dezodorantu.

Stłumione odgłosy klasy i mój własny, dominujący, gdy uderzam o podłogę. Znikam tylko na kilka sekund, ale takie kilka sekund może ogromnie dużo zmienić.

.

To wtedy, w dwudziestej pierwszej minucie angielskiego, przestaję być Pi Marią Simonsen i staję się tą z pierwszej B, która osunęła się na linoleum.

.

Tego Puchatka wymyśliły Alma i Kat. Wzięło się to stąd, że nasz nauczyciel ma na imię Jakub i wygląda trochę jak słodki żółty miś. Kiedy dochodzę do siebie, pochyla się nade mną, a ja pomiędzy guzikami koszuli widzę słaby zarost na jego torsie. Zaskoczeniem jest czarny wzór – on i tatuaż?!

.

W karetce mam ochotę powiedzieć wszystkim: „Hej, ja tylko żartowałam. Wysadźcie mnie, trzeba skręcić w lewo, potem w prawo i potem znów w lewo”.

Jakiś mężczyzna rozpina mi bluzkę. Przykleja mi powyżej stanika nalepki z niebieskimi elektrodami. Takie same umieszcza jeszcze na nadgarstkach i kostkach.

– Sprawdzimy twój rytm serca, czyli zrobimy ci ekg – mówi i podłącza przewody do małego urządzenia.

Przypominam sobie, że nie ogoliłam nóg, i mam ochotę powiedzieć: „Przepraszam”.

– Nabrałaś kolorów na policzkach – stwierdza mężczyzna i klepie mnie w ramach pocieszenia po głowie.

Gryzę się w knykieć, żeby powstrzymać łzy.

.

Siedzę na ostrym dyżurze, na pomarańczowym krześle z drewnianymi podłokietnikami.

Pielęgniarka obwiązuje mi ciasno ramię i pobiera krew.

– Zostawimy cię na kilka godzin na obserwację – mówi i wskazuje głową na monitor. Dodaje, że moje crp jest w normie.

– To dobrze – odpowiadam szeptem i znów przypomina mi się angielski. Bo z angielskim nie jest ani trochę dobrze. Problemy zaczęły się już na początku liceum. Każdy miał przeczytać na głos dłuższy fragment z książki, tak tylko, żeby nauczyciel mógł się zorientować, na jakim jesteśmy poziomie. Tylko że od tamtej pory zaczęłam mieć obsesję na punkcie swojej wymowy. Żeby nie było: lubię ten język, uważam, że jest piękny, i kiedy w swoim pokoju mówię po angielsku na głos, wydaje mi się, że brzmi to całkiem w porządku, ale na lekcji jest zupełnie inaczej. Mamy w klasie sporo osób dwujęzycznych. Oliver i Sandra mają tatę Anglika, Sille mieszkała w Stanach, a ten Villads, który do nas dołączył po przerwie jesiennej, był na wymianie.

W podstawówce nauczycielka zawsze mnie chwaliła. Mówiła, że mam ucho do języków, ale w pierwszej B jakoś tego nie widać. A już zwłaszcza po moim pierwszym wystąpieniu na żywo. Czułam, jak wszyscy się gapią, zwłaszcza Oliver i Sille co chwila przewracali oczami – na bank chodziło o mój akcent. Próbowałam oczywiście mówić brytyjskim angielskim, starałam się, żeby to brzmiało naturalnie, ale pewnie tylko im udowodniłam, że jestem tryhardem.

To było wprawdzie dawno, jednak od tamtego czasu prawie przestałam się odzywać na angielskim. Robię to tylko wtedy, kiedy absolutnie muszę, jak na przykład dzisiaj.

Prezentacja. Cały tydzień ćwiczyłam, nawet się nagrałam, żeby móc siebie obejrzeć. Musiałam, nie było rady. W miarę jak zbliżał się ten moment, narastał we mnie strach. To już nie była szkolna prezentacja, to był skok z dziesięciometrowej trampoliny, nurkowanie w Rowie Mariańskim oraz lot na Marsa i z powrotem.

.

Wiozą mnie na oddział, który się zaczyna na „p” (ale nie chodzi ani o polipy, ani o półpasiec).

– Połóż się wygodnie i... udanej przejażdżki – mówi ten, który mnie pcha. Na kitlu ma napisane „Niels” oraz „salowy”.

Jadąc, czuję się, jakby ktoś przejął stery mojego życia. Mogłabym się cofnąć do wieku niemowlęcego, jechać w wózku, oglądać gałęzie i mijanych po drodze ludzi, którym wiatr rozwiewa włosy, patrzeć na neony i niebo, ale białe plastikowe kratki w suficie z jaskrawo oświetlonymi kwadratami mimo wszystko rozwiewają to złudzenie. Zamykam oczy, na wypadek gdyby pojawił się tu ktoś, kogo znam, na przykład brat dziadka – on ma cukrzycę i często chodzi na różne kontrole.

Telewizor w sali jest włączony. Leci program o kradzieży w sklepie. Na nagraniu z monitoringu widać kobietę, która kradnie puszkę kawy. Słyszę jakieś dźwięki przy drzwiach i pojawia się w nich twarz mamy.

– Normalnie nigdy się nie gubię – mówi z oczami wielkimi jak spodki i czarnymi jak lukrecje. – Najpierw trafiłam na kardiologię, a potem na choroby zakaźne.

– Jestem tu już kilka godzin – mówię. Dotyk jej ciepłego policzka sprawia, że płyną mi łzy.

– Och, skarbie – szepcze. – Byłam na tym spotkaniu w Roskilde. Mamy wdrażać nowy system zarządzania.

Po raz pierwszy, patrząc na nią, myślę sobie: „zagubiona”.

Szybko jednak dochodzi do siebie: czuje się pewnie, kiedy widzi różne urządzenia. Lubi się otaczać ludźmi potrafiącymi wszystko zmierzyć, zważyć, a potem ułożyć plan. Pielęgniarka, która przedstawiła się jako Nana, zapewnia ją, że to nic poważnego. Że wszystkie badania wyszły w porządku.

To brzmi jak obelga: „nic poważnego”. Upadłam na podłogę w obecności dwudziestu sześciu osób z klasy i na pewno gada o tym cała szkoła.

Sama prawie się nie odzywam, za to mama i Nana oraz jakaś nowa wysoka kobieta cały czas rozmawiają ściszonymi głosami.

– To wygląda na silny atak paniki – mówi ta wysoka i macha pudełkiem z tabletkami, demonstrując je pozostałym. Wyjaśnia, że można się nad nimi zastanowić, ale najpierw oczywiście muszę przejść dokładniejsze badania i porozmawiać z psychiatrą.

Słyszę, że to lekarstwo łagodzi napięcie. Mama cały czas potakuje.

Niebo za oknem jest różowe jak te tabletki, które czekają cierpliwie w podłużnym plastikowym futerale i szepczą: „Słyszałaś, co powiedziała, łagodzimy napięcie”.

.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Poznaj autorkę książki!

Mette Vedsø posiada doktoraty z chemii i biotechnologii, ale serce oddała literaturze dla dzieci i młodzieży. Napisała już ponad 20 książek i zdobyła kilka nagród. W książkach w sposób wnikliwy podejmuje poważne tematy, pokazuje mroczną stronę dzieciństwa. Opowiada o życiu codziennym i emocjach. Nie są to jednak smutne historie, bo Mette Vedsø pisze z nadzieją, humorem i ciepłem, a jej główni bohaterowie również przeżywają wiele radości w środku – czasami trudnego – dzieciństwa.

Jednak historia Pi nie trafiłaby w Twoje ręce, gdyby nie jeszcze jedna osoba:

Edyta Stępkowska – tłumaczka języków duńskiego i angielskiego. Absolwentka Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu (Katedra Skandynawistyki i Baltologii). Przełożyła na polski około trzydziestu duńskich i angielskich książek dla dzieci i dorosłych – tłumacząc jedną z nich, musiała wybrać się aż do... Hogwartu.

Duńskich autorów najbardziej ceni za to, że młodych czytelników traktują z szacunkiem i powagą. Swoje miejsce na ziemi znalazła jednak w Portugalii, gdzie tłumaczenie książek z zimnej północy jest najprzyjemniejsze.