Księża wobec bezpieki - Isakowicz-Zaleski Tadeusz - ebook

Księża wobec bezpieki ebook

Isakowicz-Zaleski Tadeusz

5,0

Opis

Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej!

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych

Książka ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego to efekt badań prowadzonych przez autora w archiwach IPN dotyczących inwigilacji krakowskiego Kościoła przez UB i SB. Jej celem jest opisanie i zrozumienie postaw duchowieństwa katolickiego wobec działań komunistycznej bezpieki. Działania te były różne w różnych okresach PRL-u. Od zastraszania, gróźb czy szantażu przechodzono do metod bardziej subtelnych, próbując wciągać duchownych we współpracę poprzez rozmowy, perswazję, obietnice rozmaitych życiowych udogodnień. Zdecydowana większość księży potrafiła oprzeć się zarówno zastraszaniu, jak i pokusom. Wśród tych, którzy wyrazili zgodę na współpracę, wielu potrafiło ją po jakimś czasie zerwać. Książka niewątpliwie uporządkuje toczące się od wielu miesięcy dyskusje na temat tzw. lustracji duchownych. Jest to mocny głos badacza i jednocześnie świadka, który poszukuje prawdy o tamtych trudnych czasach.

[opis okładkowy]

Książka dostępna w zasobach:

Biblioteka Publiczna Gminy Grodzisk Mazowiecki
Biblioteka Publiczna w Swarzędzu

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 637

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski

Księża wobec bezpieki

na przykładzie archidiecezji krakowskiej

Wydawnictwo Znak, Kraków 2007

 

Projekt okładki

Dominika Zaleska

 

Na pierwszej stronie okładki

Nowa Huta Bieńczyce, kościół Arka Pana, 1 maja 1982,

Solidarność oddaje swe sztandary pod opiekę Matki Bożej

Fot. Stanisław; Markowski

 

Fotografia autora na czwartej stronie okładki

Wojciech Olkuśnik/Agencja Gazeta

 

Redakcja

Wojciech Bonowicz

 

Konsultacja historyczna

ks. prof, dr hab. Józef Marecki

dr Filip Musiał

mgr Ewa Zając

 

Korekta

Małgorzata Biernacka

Urszula Horecka

Beata Trebel

 

Indeks

Wojciech Bonowicz

Łamanie Irena Jagocha

 

Swoje honorarium Autor w całości przeznaczył na potrzeby prac remontowo-budowlanych w Integracyjnej Szkole Podstawowej w Radwanowicach i w prowadzonych przez Fundację im. Brata Alberta ośrodkach dla osób niepełnosprawnych.

Wydawca dziękuje krakowskiemu Oddziałowi Instytutu Pamięci Narodowej za udostępnienie reprodukcji dokumentów pochodzących z archiwum IPN oraz za zgodę na ich zamieszczenie w niniejszej książce.

Copyright © by Tadeusz Zaleski ISBN 978-83-240-0805-2

Zamówienia: Dział Handlowy, 50-105 Kraków, ul. Kościuszki 37

Bezpłatna infolinia: 0 800 130 082

Zapraszamy do naszej księgarni internetowej: www.znak.com.pl

 

Niech Twój Kościół

będzie żywym świadectwem prawdy i wolności,

sprawiedliwości i pokoju,

aby wszyscy ludzie otworzyli

się na nadzieję nowego świata.

Z V Modlitwy Eucharystycznej

Kapłanom i świeckim,

zapomnianym bohaterom

zmagań z systemem komunistycznym,

 

a w szczególności

śp. księdzu Kazimierzowi Jancarzowi

i śp. księdzu Adolfowi Chojnackiemu.

PRZEDMOWA

Nigdy nie zamierzałem udać się do Instytutu Pamięci Narodowej, aby zapoznać się z aktami Służby Bezpieczeństwa, a tym bardziej z własną teczką. Uważałem, że po 1989 roku definitywnie zakończył się czas zmagania z systemem komunistycznym, a rozpoczął czas służenia Kościołowi i Ojczyźnie w całkiem inny sposób. Jednak akta te przyszły do mnie same.

Półtora roku temu wraz z przyjaciółmi z podziemnej Solidarności jechałem pociągiem do Gdańska na uroczystości 25-lecia podpisania Porozumień Sierpniowych. Podczas wielogodzinnej podróży wysłuchałem po raz pierwszy opowieści byłych opozycjonistów, którzy byli świeżo po lekturze swoich akt. Niektórzy z nich, opowiadając o tym, co znaleźli w swoich teczkach, nie kryli emocji, a nawet mieli łzy w oczach.

Miesiąc później z audycji radiowej pani Danieli Motak z Radia Kraków dowiedziałem się, że w oddziale IPN w Krakowie zachowały się zarówno akta SB, w których występuję jako figurant o pseudonimie „Jonasz", jak i kaseta wideo nakręcona przez samych funkcjonariuszy bezpieki po moim drugim pobiciu w grudniu 1985 roku (zawiera ona dwukrotne przesłuchanie mnie jako pokrzywdzonego oraz wizję lokalną, obdukcję lekarską i rekonstrukcję wydarzeń z moim udziałem jako pozoranta). Wówczas przełamałem się i - korzystając z otrzymanego wcześniej statusu pokrzywdzonego przez system komunistyczny - wystąpiłem o swoje akta.

Dnia 8 października 2005 roku, kiedy po raz pierwszy przekroczyłem próg archiwum IPN w Wieliczce, długo nie zapomnę. Zapoznanie się z zachowanymi materiałami było doświadczeniem porażającym i to nie tylko dlatego, że wspomniana kaseta wideo przypomniała bolesne dla mnie sprawy. Najgorsze było odkrycie, że wśród wielu wspaniałych i gorliwych kapłanów archidiecezji krakowskiej, w tym osób, które znałem i ceniłem, znaleźli się w czasach PRL-u także tajni współpracownicy SB.

Zwróciłem się z tym problemem do władz kościelnych. Na pierwszy list nie dostałem odpowiedzi, na drugi odpisano mi lakonicznie, polecając mnie opiece Matki Boskiej. W końcu po kolejnej próbie uzyskania jakiegoś stanowiska w tej kwestii usłyszałem, że są to sprawy, które dzisiaj nikogo już nie interesują, i że najlepiej, abym - jak argumentowano: dla dobra Kościoła - dał sobie z tym spokój.

Długo zmagałam się sam z sobą. Zastanawiałem się, co w tej sytuacji zrobiłby mój nieżyjący przyjaciel, ksiądz Kazimierz Jancarz, kapelan nowohuckich robotników. Doszedłem do wniosku, że on - właśnie dla dobra Kościoła - nie poszedłby w tej sprawie na kompromis. Przeczuwałem, że problem tzw. lustracji duchowieństwa wcześniej czy później stanie się problemem publicznym, a unikanie jego podejmowania przez sam Kościół może doprowadzić do nieodwracalnych szkód. Przede wszystkim - rzuci cień na tych duchownych (a była ich przecież znakomita większość!), którzy nigdy się współpracą z komunistyczną bezpieką nie splamili. Na początku 2006 roku zdecydowałem więc zaapelować publicznie do moich współbraci księży o samooczyszczenie. Stało się to w czasie spotkania działaczy Solidarności z dziennikarzami, na którym to spotkaniu jeden z naszych przyjaciół, robotnik z Nowej Huty, przyznał się do współpracy z SB i przeprosił za to swoich kolegów.

Nie spodziewałem się, że te kilka zdań wówczas przeze mnie wypowiedzianych będzie kamyczkiem, który uruchomi lawinę w całej Polsce. To, przez co musiałem przejść od tego czasu, a czego smutnym finałem był komunikat krakowskiej Kurii Metropolitalnej z dnia 17 października i przebieg kongregacji duchownych w dniu 4 listopada 2006 roku, to temat na osobną publikację, którą przygotuje już ktoś inny.

Równocześnie z wystosowaniem wspomnianego apelu rozpocząłem badania historyczne w archiwach IPN. Historia była bowiem zawsze moją pasją. Po obronieniu pracy magisterskiej, napisanej pod kierunkiem wybitnego historyka Kościoła księdza profesora Bolesława Kumora, nie dane mi było jednak kontynuować pracy naukowej (w 1983 roku władze komunistyczne odmówiły mi wydania paszportu na wyjazd na studia do Rzymu). W marcu ubiegłego roku pod kierunkiem księdza profesora Andrzeja Zwolińskiego z Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie otwarłem w IPN projekt badawczy pt. „Działalność antykościelna Wydziału IV Służby Bezpieczeństwa”.

W swoich badaniach skoncentrowałem się na archidiecezji krakowskiej, której teren od 1975 roku podzielony był między cztery województwa. Z tego powodu kwerendę prowadziłem w archiwach oddziałów IPN w Krakowie i Katowicach, gdzie zgromadzone są akta SB z Krakowa, Nowego Sącza, Katowic i Bielska-Białej. Korzystałem też z archiwów Departamentu IV oraz Departamentu I MSW w Warszawie, gdzie znalazłem wiele cennych dokumentów zachowanych na mikrofilmach. Sięgnąłem ponadto do dokumentów, które - jako pokrzywdzeni - otrzymali działacze Solidarności, tak z Regionu Małopolska, jak i z Regionu Śląsko-Dąbrowskiego.

Tak jak i inni niezależni badacze, nie mogłem korzystać z archiwów kościelnych, które z założenia nie udostępniają teczek personalnych osób żyjących lub niedawno zmarłych. Dlatego przeprowadziłem szereg wywiadów z żyjącymi świadkami tamtych wydarzeń, w tym także z wieloma duchownymi. Ci ostatni udzielili mi szeregu cennych informacji, choć prawie wszyscy prosili o zachowanie anonimowości. Podobnie było z duchownymi, z którymi konsultowałem opisy poszczególnych sylwetek księży. Skorzystałem także z licznych opracowań udostępnionych mi przez bibliotekę IPN oraz historyków świeckich.

Nie udało mi się dotrzeć do środowiska byłych funkcjonariuszy Wydziału IV SB w Krakowie. Po tym, co usłyszałem na swój temat w ich wypowiedziach zarejestrowanych przez pana Macieja Gawlikowskiego, autora filmu Zastraszyć księdza, byłoby to zresztą bezcelowe. Nadal bowiem obowiązuje wśród nich mafijna zasada omerty, czyli zmowy milczenia. A jeśli muszą już coś powiedzieć na temat swojej przeszłości (np. w czasie procesów lustracyjnych), to - w obawie przed odpowiedzialnością karną - starają się maksymalnie wybielać swoje działania, przedstawiając SB jako organizację, która nie zajmowała się niczym innym jak fałszowaniem teczek i oszukiwaniem swoich przełożonych. Wyjątkiem była relacja byłego funkcjonariusza SB Kazimierza Sulki, który już kilkanaście lat temu ujawnił kulisy nieudanego zamachu na życie księdza Adolfa Chojnackiego oraz działalności agentury w powiecie suskim.

Zebrawszy obfity materiał, zdecydowałem się na przygotowanie opracowania, które postanowiłem sporządzić w dwóch wersjach. Pierwsza z nich, opatrzona przypisami, będzie w przyszłości broniona jako praca naukowa; druga, którą tu prezentuję, ma charakter popularno-naukowy. Aby przedstawić jak najszerszą panoramę postaw, sięgnąłem po sylwetki księży pracujących w archidiecezji krakowskiej w latach 1945-1989. Wybrałem osoby z następujących grup:

- duchowni świeccy inkardynowani do archidiecezji,
- duchowni świeccy z innych diecezji, pracujący na terenie archidiecezji (dotyczy to głównie księży archidiecezji lwowskiej, przybyłych po 1945 roku),
- duchowni świeccy studiujący na terenie archidiecezji (dotyczy to głównie księży z diecezji katowickiej i częstochowskiej, których seminaria duchowne znajdowały się w Krakowie),
- zakonnicy studiujący lub pracujący na terenie archidiecezji,
- zakonnicy i duchowni świeccy z innych diecezji, którzy na terenie archidiecezji przebywali wprawdzie czasowo, np. z okazji pielgrzymek papieskich, ale na ich temat zachowały się informacje w archiwach krakowskiej, nowosądeckiej czy bielskiej SB.

W szczególnych przypadkach dołączyłem także sylwetki członków rodzin niektórych duchownych, np. szwagra i bratanka kardynała Franciszka Macharskiego czy brata kardynała Stanisława Dziwisza. Wyłączyłem natomiast sprawy żeńskich zgromadzeń zakonnych.

Trudno jest pisać o samym sobie, dlatego wyłączyłem z niniejszego opracowania większość spraw dotyczących mojej osoby (np. udziału w działalności opozycji demokratycznej i Duszpasterstwa Ludzi Pracy w Nowej Hucie Mistrzejowicach czy uczestnictwa w strajku w kombinacie nowohuckim w 1988 roku); znajdą się one zapewne we wspomnianej publikacji przygotowywanej przez innego autora. Na opracowanie czeka też sprawa inwigilacji mojej cioci, siostry Miriam Isakowicz ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża z Lasek, w tym też donosy składane na nią i jej otoczenie przez tajnego współpracownika o pseudonimie „Ignacy”, czyli księdza Jerzego Dąbrowskiego, późniejszego biskupa i zastępcę sekretarza Konferencji Episkopatu Polski (jego działalność została opisana już przez jednego z historyków). Z kolei sprawa dwóch napadów na mnie dokonanych w 1985 roku przez „nieznanych sprawców” była przedmiotem śledztwa prowadzonego przez krakowską prokuraturę w latach 1991—1995, a obecnie jest przedmiotem śledztwa prowadzonego przez pion prokuratorski IPN.

W niniejszej publikacji przyjąłem zasadę, że ujawniane są wszystkie nazwiska funkcjonariuszy UB i SB oraz ich agentów informatorów i tajnych współpracowników. Wyjątek stanowią sytuacje, gdy nie ma dostatecznej pewności, kto ukrywa się pod występującym w dokumentach bezpieki pseudonimem, oraz gdy opisywane są sprawy obyczajowe. W publikacji pominięto te fragmenty akt SB, zwłaszcza donosów, których publikacja mogłaby naruszać dobra osobiste osób represjonowanych i inwigilowanych oraz ich rodzin.

Co do księży zarejestrowanych przez SB jako tajni współpracownicy, to do wszystkich żyjących, których nazwiska i miejsce pobytu udało się ustalić, wysłałem listy z informacją, że w dokumentach bezpieki znajduje się taki zapis, i poprosiłem o skomentowanie tej sprawy. Na listy odpowiedziała tylko połowa. Fotokopie ich odpowiedzi zostały zamieszczone w części Załączniki.

Kwerenda zakończona została w styczniu 2007 roku. Zdaję sobie sprawę, że w nieodległej przyszłości pojawią się kolejne dokumenty, które rzucą nowe światło na opisywane w publikacji sprawy, a może także ujawnią kolejne tajemnice komunistycznej bezpieki, np. nazwiska tych tajnych współpracowników, których pseudonimy do tej pory nie zostały rozszyfrowane.

Zebrany materiał podzieliłem na osiem części. W I, poświęconej czasom stalinowskim, zestawiłem w formie kontrastu sylwetki księży represjonowanych przez władze komunistyczne oraz sylwetki księży kolaborujących z tymi władzami. W II opisałem działania prowadzone w latach osiemdziesiątych przeciwko kapelanom Solidarności i opozycji demokratycznej. Spośród wielu księży niezłomnych wybrałem postaci swoich przyjaciół: księży Kazimierza Jancarza, Adolfa Chojnackiego i Andrzeja Zwolińskiego, oraz duszpasterzy jezuickich działających na terenie mojej rodzinnej parafii pw. św. Mikołaja w Krakowie. Dwóm pierwszym duchownym, już dzisiaj nieżyjącym, publikację niniejszą zadedykowałem. Ze względu na szczupłość miejsca nie mogłem szerzej opisać innych sylwetek, ale noszę się z zamiarem przygotowania kolejnej książki, w której w pełni przybliżę czytelnikom chwalebną działalność innych krakowskich duchownych, m.in. biskupa Albina Małysiaka oraz księży Franciszka Kołacza, Stanisława Koniecznego i Władysława Palmowskiego.

W III części opisałem przykłady duchownych, przeciwko którym bezpieka prowadziła działania operacyjne, zbierając doniesienia od innych duchownych - a także, w niektórych wypadkach, od osób świeckich - będących tajnymi współpracownikami SB. Aby zainteresować tymi sprawami także czytelników spoza Małopolski, wybrałem przykłady osób powszechnie znanych, np. kardynała Franciszka Macharskiego czy księży Franciszka Blachnickiego i Józefa Tischnera. W części tej znalazł się też rozdział poświęcony doniesieniom, jakie SB zbierała w rodzinnej miejscowości studenta Stanisława Pyjasa, zamordowanego w niewyjaśnionych dotąd okolicznościach w 1977 roku.

Część IV zawiera sylwetki duchownych, którzy oparli się werbunkowi. Są to tylko przykłady, wybrane spośród wielu opisanych w aktach bezpieki. W części V omówione zostały z kolei przypadki pozornej współpracy - rejestracji przeprowadzanej „na wyrost" przez funkcjonariuszy UB i SB. Ocena tego, co było pozorną, a co rzeczywistą współpracą, jest niekiedy bardzo trudna; jednakże drobiazgowa analiza dokumentów, a także rzetelne relacje świadków mogą pomóc w ustaleniu prawdy. Wreszcie w części VI opisałem duchownych, którzy potrafili współpracę zerwać. Przykłady te świadczą o duchowym zwycięstwie tych osób.

Część VII nosi tytuł Współpraca; omówione w niej zostały te przypadki, które na podstawie zachowanych dokumentów należy zakwalifikować właśnie jako świadomą i tajną współpracę z bezpieką. Starałem się jednak w miarę możliwości pokazać, że każdy z opisanych przypadków różni się od pozostałych. Byli współpracownicy, którzy za informacje przekazywane bezpiece otrzymywali prezenty czy ułatwienia paszportowe, ale byli też tacy, którzy odmawiali przyjęcia jakichkolwiek „korzyści". Jedni współpracowali chętnie, inni niechętnie. W dodatku w zachowanej dokumentacji jest szereg luk, a niekiedy mamy do dyspozycji tylko pojedyncze dokumenty. Wszystkie te elementy zostały wzięte pod uwagę.

W części ostatniej przedstawione zostały problemy, na jakie natrafia badacz akt bezpieki dotyczących Kościoła. Zaproponowana została w niej m.in. kategoria opornej współpracy, to znaczy takiej, która - z punktu widzenia samej bezpieki - nie miała większej wartości. Część rozdziałów ma charakter edukacyjny: pokazuje, w jaki sposób SB mogła wykorzystywać słabości poszczególnych księży, aby nakłonić ich do współpracy.

Porządkując zebrany materiał w taki, a nie inny sposób, chciałem przede wszystkim dostarczyć użytecznych narzędzi wszystkim tym, którzy będą studiować archiwa IPN dotyczące Kościoła. Równocześnie zależało mi na tym, aby w toczącą się dyskusję na temat tzw. lustracji duchowieństwa wprowadzić nieco porządku i ostudzić towarzyszące jej emocje.

Kończąc, dziękuję Bogu, że dał mi dość sił, abym w burzliwym okresie ostatniego półtora roku mógł wytrzymać wszystko, czego doświadczyłem. Dziękuję Mu także, że postawił na mojej drodze wielu ludzi dobrej woli, bez których braterskiej i bezinteresownej pomocy nie dałbym rady przygotować niniejszej publikacji.

Przede wszystkim pragnę serdecznie podziękować promotorowi pracy badawczej, księdzu profesorowi doktorowi habilitowanemu Andrzejowi Zwolińskiemu, panu redaktorowi Wojciechowi Bonowiczowi, który przyjął na siebie trud przygotowania publikacji do druku, i jego żonie Dianie, a także mojej Matce i Siostrom oraz państwu Annie i Markowi Łosiom; wszyscy oni udzielali mi bardzo wielu cennych uwag i rad, a przede wszystkim wspierali duchowo w trudnym położeniu, co było dla mnie rzeczą wręcz bezcenną. Za wsparcie duchowe dziękuję także ojcu Krzysztofowi Mądelowi, jezuicie, który jako jeden z nielicznych duchownych bronił mnie publicznie przed atakami personalnymi, a którego władze zakonne usunęły karnie z Krakowa i przeniosły do Kłodzka.

Za ogromną pomoc merytoryczną dziękuję pracownikom Instytutu Pamięci Narodowej, a zwłaszcza panu doktorowi habilitowanemu Januszowi Kurtyce, prezesowi Instytutu, panu profesorowi doktorowi habilitowanemu Ryszardowi Terleckiemu, dyrektorowi Oddziału w Krakowie, panu Rafałowi Dyrczowi, naczelnikowi Oddziałowego Biura Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów w Krakowie z siedzibą w Wieliczce, pani doktor Renacie Dziechciarz, naczelnikowi Oddziałowego Biura Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów w Katowicach, oraz memu opiekunowi, archiwiście Tadeuszowi Żabie, a także wszystkim pracownikom oddziałów w Krakowie, Warszawie i Katowicach oraz archiwum w Wieliczce.

Na ręce pana prezesa Henryka Woźniakowskiego i pani dyrektor Danuty Skóry składam serdeczne podziękowania pracownikom Wydawnictwa Znak za podjęcie trudu wydawniczego. W szczególny sposób dziękuję recenzentom historycznym mojej pracy: pani magister Ewie Zając, księdzu profesorowi doktorowi habilitowanemu Józefowi Mareckiemu z Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie oraz panu doktorowi Filipowi Musiałowi.

Przyjaciołom z czasów podziemnej Solidarności oraz wiernym obrządku ormiańskiego, a także pracownikom i wolontariuszom Fundacji im. Brata Alberta i Oświatowego Towarzystwa Integracyjnego w Radwanowicach dziękuję za wszelkie wyrazy solidarności, a Radzie i Zarządowi Fundacji za wyrozumiałość i za stworzenie odpowiednich warunków umożliwiających przygotowanie publikacji. Dziękuję także tym osobom świeckim i duchownym, które udzieliły mi bezinteresownej pomocy materialnej. Na koniec pragnę podziękować wszystkim znanym i nieznanym mi z imienia i nazwiska osobom z kraju i zagranicy, które przekazywały wyrazy duchowego wsparcia.

Ufam, że wykonana przeze mnie praca przyniesie owoce jedności i przebaczenia, a nie wrogości i podziału.

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski

Radwanowice, 6 stycznia 2007 roku, w dzień ormiańskiego Bożego Narodzenia

WPROWADZENIE

I

Po zakończeniu działań wojennych w 1945 roku Polska znalazła się w nowej sytuacji geopolitycznej. W wyniku układów jałtańskich i poczdamskich Europa została podzielona na dwie strefy wpływów: Polska znalazła się pod dominacją sowiecką. Łączyło się to nie tylko ze zmianą granic, przesiedleniem ludności, ale także z narzuceniem nowego systemu politycznego kreowanego przez Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego będący pod całkowitą kontrolą Józefa Stalina. Zmianie uległy granice diecezji i metropolii kościelnych - niektóre zupełnie przestały istnieć. Polscy komuniści początkowo utrzymywali poprawne stosunki z Kościołem katolickim. Było to im niezbędne, aby utrzymać się przy władzy i wzmocnić swoją pozycję.

Jednak już od pierwszych chwil funkcjonowania Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej dochodziło do zadrażnień na linii władze państwowe - Kościół. Ich pierwszym widocznym znakiem była uchwała tegoż rządu z dnia 12 września 1945 roku zrywająca konkordat zawarty pomiędzy Stolicą Apostolską a Rzeczpospolitą Polską w 1925 roku. W następnych latach Kościół poddawany był niezbyt widocznej, aczkolwiek stałej presji ze strony władz. Nic dziwnego, gdyż jak wykazała przyszłość, był jedyną instytucją, która mogła przeciwstawić się doktrynie komunistycznej i światopoglądowi marksistowskiemu.

Do walki z religią, w tym do zwalczania i rozpracowywania Kościoła katolickiego i innych związków wyznaniowych, powołano w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego najpierw Wydział III w ramach Departamentu I, a następnie, już z końcem 1945 roku, osobny Departament V. Analogicznie w Wojewódzkich Urzędach Bezpieczeństwa Publicznego powstały Wydziały V a w Powiatowych Urzędach Bezpieczeństwa Publicznego - Referaty V. W następnych latach dochodziło do wielokrotnych wewnętrznych reform w aparacie bezpieczeństwa, a nawet do zmian jego nazwy. Z końcem 1954 roku w miejsce MBP powstał Komitet do Spraw Bezpieczeństwa Publicznego, a w listopadzie 1956 roku - w obrębie stworzonego wówczas Ministerstwa Spraw Wewnętrznych - powstała Służba Bezpieczeństwa, która zastąpiła dotychczasowy Urząd Bezpieczeństwa. Były to jedynie działania maskujące. W rzeczywistości ci sami funkcjonariusze - choć zatrudnieni w departamentach, wydziałach i sekcjach oznaczanych coraz to innymi numerami - pracowali stale nad tym samym: nad niszczeniem wpływów Kościoła i duchowieństwa w polskim społeczeństwie.

Walka wydana Kościołowi katolickiemu w latach funkcjonowania PRL-u była prowadzona z różnym nasileniem. W pierwszym okresie, do 1956 roku, była bardzo brutalna i bezwzględna. Po rozbiciu pozostałości Polskiego Państwa Podziemnego oraz podziemia politycznego i zbrojnego doprowadzono do zniszczenia Polskiego Stronnictwa Ludowego i rozłamu w Stronnictwie Pracy. W tej sytuacji Kościół został jedyną siłą społeczną, która mogła przeciwstawić się komunistom. Wskutek oskarżeń o współpracę z okupantem, udział w napadach na przedstawicieli władzy ludowej, sprzyjanie „bandytom" oraz przechowywanie broni do więzień trafiło kilkuset duchownych katolickich (do połowy 1947 roku karę więzienia odbywało 60 kapłanów).

W okresie poprzedzającym referendum (czerwiec 1946), a później wybory do Sejmu Ustawodawczego (styczeń 1947) rozpoczęto stałą inwigilację działalności duszpasterskiej i społecznej duchownych. Podczas przesłuchań oraz wizyt składanych im przez funkcjonariuszy UB i pracowników administracji państwowej starano się - poprzez perswazję, kary administracyjne i straszenie więzieniem - wymuszać uległość wobec rozporządzeń władz. Planowano z duchownych uczynić bezwolne narzędzia wspomagające działania komunistów i władz reżimowych. Z tego też powodu pod koniec lat czterdziestych przy Związku Bojowników o Wolność i Demokrację powołano Komisję Księży. W latach następnych, po rozwiązaniu w 1950 roku kościelnego Caritasu, komuniści powołali nowy „Caritas", a na jego czele postawili kilku złamanych przez siebie duchownych.

Mimo prób łagodzenia sporów i nawiązania przez Episkopat poprawnych stosunków z władzami państwowymi (czego wyrazem było m.in. porozumienie zawarte 14 kwietnia 1950 roku) w latach następnych represje znacznie się wzmogły. Były przemyślane, uciążliwe, długofalowe i zmierzały do zarówno materialnego, jak i moralnego zniszczenia Kościoła. Funkcjonariusze UB stworzyli wśród duchownych sieć agenturalną, dzięki której gromadzili nie tylko informacje o duchowieństwie, planach duszpasterskich i działalności Kościoła, ale także mogli wpływać na tę działalność.

W pierwszym rzędzie starano się zniszczyć podstawy materialne funkcjonowania Kościoła katolickiego. Zagrabiono kościelne gospodarstwa rolne, przejęto tereny należące do wspólnot zakonnych, upaństwowiono przejmowane siłą zabudowania. Początkowo utrudniano działalność wydawniczą, a następnie zlikwidowano kościelne wydawnictwa i drukarnie.

W 1952 roku przeprowadzono ogólnopolską likwidację niższych seminariów zakonnych oraz internatów i burs prowadzonych przez Kościół. W następnych latach systematycznie usuwano siostry zakonne ze szpitali, przychodni i domów pomocy społecznej. Zlikwidowano też prowadzone przez zakonnice przedszkola, a pomieszczenia klasztorne lub budynki, w których się znajdowały, przejęto na inne cele lub upaństwowiono. Ze szkół usunięto krzyże, zakazano modlitwy przed rozpoczęciem zajęć, a wkrótce także zlikwidowano w szkołach lekcje religii, Szerokim echem odbiła się prowadzona pod kryptonimem „X-2” akcja rugowania z Ziem Zachodnich i Śląska sióstr zakonnych uważanych za „element niemiecki”. Większość z nich przesiedlono do obozów pracy na terenie województwa krakowskiego w Staniątkach (dwa obozy), Wieliczce i Stadnikach. Wcześniej z tychże miejscowości usunięto z klasztorów zakonników i siostry zakonne. W ten sposób na przykład przerwano działalność kontemplacyjnej wspólnoty benedyktynek ze Staniątek, założonej w początkach XIII wieku. Mniszki wywieziono do wcześniej opróżnionego klasztoru bernardynów w Alwerni. W trakcie przeprowadzki do Alwerni i późniejszego powrotu do Staniątek uległy zniszczeniu księgozbiory, archiwalia i cenne średniowieczne zabytki opactwa.

W 1951 aresztowano, a w 1953 roku przeprowadzono proces biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka, którego oskarżono o współpracę z hitlerowcami. W więzieniu przebywał do 1956 roku. W 1953 roku odbył się proces duchownych krakowskich, który przeszedł do historii jako „proces kurii krakowskiej”.

W omawianym okresie do aresztów i więzień trafiło kilkuset duchownych, zakonników i sióstr zakonnych oskarżonych o współpracę z hitlerowcami lub pomoc partyzantom. Urządzano pokazowe procesy, w prasie piętnowano kapłanów jako „wrogów władzy ludowej". Przesłuchaniom duchownych towarzyszyło bicie, wymyślne tortury oraz znęcanie się psychiczne. Po wyroku duchowni odbywali karę wraz z kryminalistami, byli pozbawieni opieki medycznej i możliwości widzenia się z bliskimi.

W ramach zaplanowanych represji wobec hierarchii w 1951 roku pozbawiono możliwości wykonywania funkcji administratorów diecezji w Gdańsku (Andrzej Wronka), Gorzowie (Edmund Nowicki), Opolu (Bolesław Kominek), Olsztynie (Teodor Bensch) i Wrocławiu (Karol Milik). W 1952 roku podobne represje spotkały m.in. arcybiskupa Eugeniusza Baziaka w Krakowie oraz biskupa Stanisława Adamskiego w Katowicach. W 1953 roku na przeszło trzy lata internowano prymasa Stefana Wyszyńskiego. Przebywając w Komańczy, ułożył on Śluby Narodu, które złożono 26 sierpnia 1956 roku na Jasnej Górze - w trzechsetną rocznicę ślubów Jana Kazimierza.

W 1954 roku władze państwowe zlikwidowały Wydziały Teologiczne na Uniwersytecie Jagiellońskim i Uniwersytecie Warszawskim, a w ich miejsce powołały w Warszawie Akademię Teologii Katolickiej.

Pod koniec 1956 roku wraz ze zmianami politycznymi nastąpiła chwilowa zmiana polityki władz PRL wobec duchownych i Kościoła. Z internowania zwolniony został prymas Wyszyński, pozwolono administratorom apostolskim powrócić do swych diecezji, zlikwidowano wspomniane obozy pracy dla sióstr zakonnych, skrócono kary lub warunkowo zwolniono z więzień duchownych, na krótko też do szkół powróciła katecheza.

Odwilż była jednak krótkotrwała. Z końcem lat pięćdziesiątych komuniści zmienili taktykę walki z Kościołem. Wydaje się, że zrezygnowali ze zniszczenia Kościoła na rzecz stopniowego przejmowania nad nim kontroli i wpływania na jego działalność. Wzmogła się inwigilacja instytucji kościelnych i duchowieństwa.

Potrzeba podjęcia przez bezpiekę kompleksowych działań przeciwko Kościołowi katolickiemu została teoretycznie uzasadniona w ogłoszonej 2 lipca 1960 roku nowej instrukcji dotyczącej środków i form pracy operacyjnej, która na najbliższe dziesięć lat określiła zasady funkcjonowania SB. W preambule tego dokumentu napisano m.in., że „kler Kościoła katolickiego, posiadającego scentralizowaną organizację, poważne zaplecze i znaczne wpływy w różnych warstwach naszego społeczeństwa, stanowi główną antysocjalistyczną siłę wewnątrz kraju”.

Gwałtowny „przyrost zadań" bezpieki związany z tą antykościelną ofensywą sprawił, że dotychczasowe zasady funkcjonowania, organizacja „pracy”, struktura i skład osobowy jednostek zajmujących się działaniami skierowanymi przeciwko religii i duchowieństwu uznano w MSW za niewystarczające. Niebagatelny wpływ na tę sytuację miał - czego w resorcie nie ukrywano - kryzys, który popaździernikowe przeobrażenia wywołały również w aparacie bezpieczeństwa. Impas ten dotknął zwłaszcza jednostki zajmujące się dotąd „sprawami kościelnymi”. Planowane i podejmowane wówczas przez SB akcje przeciwko Kościołowi często spotykały się z niechęcią i oporami samych funkcjonariuszy. Podobny kryzys dotyczył również kontaktów z konfidentami, co uwidoczniło się przede wszystkim w gwałtownym zmniejszeniu się liczby informatorów i agentów związanych ze środowiskami kościelnymi.

Zahamowania, jakie przejawiali funkcjonariusze antykościelnego pionu, stanowiły na tyle powszechny i poważny problem, że zajął się nimi sam minister Władysław Wicha. W grudniu 1957 roku na odprawie kierownictwa SB stwierdził, iż „na odcinku kleru od dłuższego czasu widać opory i niechęć do pracy ze strony niektórych towarzyszy. Obecnie te nastroje spotęgowały się”. Przyczyn tego stanu rzeczy Wicha doszukiwał się „w politycznym zagubieniu” wielu funkcjonariuszy oraz w niewłaściwym zrozumieniu polityki państwa prowadzonej wobec Kościoła.

Niedostosowanie struktury i organizacji jednostek zajmujących się walką z Kościołem do szeroko i kompleksowo zakrojonych planów spowodowało, iż w pierwszej kolejności skoncentrowano się w resorcie na strukturalnej przebudowie antykościelnego pionu. Od 1960 roku rozpoczęto w MSW prace nad utworzeniem osobnego departamentu z odpowiednikami w postaci wydziałów na szczeblu województw. W 1962 roku na bazie dotychczasowego Wydziału V Departamentu III powstał Departament IV który przejął organizację i wszelkie czynności związane z „rozpoznawaniem i zwalczaniem działalności politycznej, społecznej i ideologicznej Kościoła katolickiego i wszystkich innych związków religijnych z wyjątkiem Kościoła Prawosławnego, Ewangelicko-Augsburskiego, Ewangelicko-Reformowanego i wyznania Mojżeszowego”.

Utworzenie pionu IV nie tylko spowodowało radykalne powiększenie stanu kadrowego i zapoczątkowało gruntowną zmianę zasad pracy operacyjnej skierowanej przeciwko duchowieństwu i innym osobom związanym z Kościołem, ale przyniosło też przemiany w koncepcjach i programowaniu działań operacyjnych. Konieczność takich zmian sygnalizował już w 1959 roku wspomniany minister Wicha, który przy okazji podsumowania i oceny działań SB w walce z Kościołem w tym roku stwierdził m.in.: „Braki w naszej pracy to powrót do starych schematów i utartych norm. Kler ustawił się po nowemu, trzeba wprowadzić szereg nowych myśli operacyjnych, a nie tylko takie metody, jak: sprawa, agentura, wywiad, technika czy obserwacja. Owszem, to są środki podstawowe, ale nie rozwiązują one wszystkiego”. Wynikało to z konstatacji, iż „walka z reakcyjnym klerem” to przede wszystkim „walka o szerokie rzesze społeczeństwa, które w większości jest katolickie”. W przełożeniu na praktykę funkcjonowania bezpieki znaczyło to, iż chodzi o zastosowanie takich środków i taki styl prowadzenia wszelkich działań operacyjnych i represyjnych wobec kleru, żeby społeczeństwo było przekonane o słuszności poczynań SB.

Rozkręcanie ofensywy MSW przeciwko Kościołowi wymagało także „ulepszenia” i zmodyfikowania sposobów gromadzenia oraz ewidencjonowania informacji dotyczących zarówno kleru, jak i instytucji kościelnych. Z perspektywy bezpieki każda, nawet najmniejsza, struktura Kościoła, a także każdy ksiądz lub zakonnik stanowili potencjalne zagrożenie. Ten operacyjny dogmat w połączeniu z oceną, iż niektóre, często kluczowe informacje bądź w ogóle nie docierały do resortu, bądź umykały uwadze funkcjonariuszy lub też - z braku wystarczających danych - nie były odpowiednio interpretowane, stał się punktem wyjścia do nałożenia na antykościelne jednostki SB obowiązku „pogłębionego i zindywidualizowanego” rozpracowania operacyjnego.

W związku z tym 6 lipca 1963 roku ukazały się jednocześnie dwa normatywy regulujące w sposób systemowy zagadnienia ewidencyjno-dokumentacyjne związane z działalnością Kościoła oraz poszczególnych duchownych. Były to Zarządzenie nr 00114/63 Ministra Spraw Wewnętrznych w sprawie prowadzenia ewidencji i dokumentowania działalności kleru katolickiego oraz Instrukcja nr 002/63 Dyrektora Departamentu IV i Dyrektora Biura „C" o zasadach i trybie prowadzenia ewidencji i dokumentowania działalności kleru katolickiego. Odtąd podstawową formą działań operacyjnych podejmowanych przez bezpiekę przeciwko Kościołowi w Polsce były tzw. teczki ewidencji operacyjnej na księdza, parafię i biskupa (w skrócie: TEOK, TEOP i TEOB). Prowadzone według ustalonych i jednolitych zasad, umożliwiały SB permanentne monitorowanie życia oraz poczynań wszystkich bez wyjątku duchownych, od chwili wstąpienia do seminarium lub zakonu aż do śmierci bądź wystąpienia ze stanu kapłańskiego. Wiedza ta służyła bezpiece do podejmowania działań dezintegracyjnych i dezinformacyjnych wśród duchownych oraz w środowiskach związanych z Kościołem katolickim, co w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych należało do kanonu pracy operacyjnej. Nie ulega również wątpliwości, że materiały gromadzone we wspomnianych teczkach stanowiły dogodny punkt wyjścia w typowaniu kandydatów do werbunku.

W wytycznych wewnątrzresortowych podkreślano, iż praca operacyjna i działania Departamentu IV oraz jego odpowiedników w terenie mają określoną specyfikę. Wynikała ona przede wszystkim z tego, iż głównym obiektem zainteresowania operacyjnego bezpieki był Kościół katolicki, czyli instytucja posiadająca jednolitą, hierarchiczną, scentralizowaną i zwartą strukturę, prowadząca - zdaniem kierownictwa MSW - działalność opozycyjną w sferze ideologicznej i społeczno-politycznej. W związku z tym od funkcjonariuszy pionu antykościelnego wymagano, po pierwsze, „rozpoznania i rozpracowania przejawów i faktów wrogiej, szkodliwej działalności polityczno-ideologicznej” oraz przeciwdziałania możliwościom jej podjęcia. Po drugie - i to była istota sprawy - praca operacyjna miała zapewnić osiągnięcie perspektywicznych celów politycznych. Do najważniejszych z nich należały: „neutralizacja polityczna hierarchii kościelnej i kleru, doprowadzenie do afirmacji przez duchowieństwo i kościół systemu społeczno-politycznego PRL, sprowadzenie roli kościoła do zaspokajania potrzeb religijnych ludzi wierzących, osłabienie wpływu kościoła na społeczeństwo, w tym szczególnie możliwości działania w sferze ideologicznej i społeczno-politycznej”. Nastawiano się zatem na działania długofalowe, co według esbeckich analityków powodowało konieczność zastosowania w walce z Kościołem „określonych, specyficznych, metod i środków, które nie są konieczne i przydatne na innych odcinkach i w realizacji innych zadań”.

Poza prowadzeniem wspomnianych teczek ewidencji operacyjnej - zakładanych bez wyjątku wszystkim duchownym i wszystkim parafiom - stosowano wobec tego środowiska także rutynowe formy pracy operacyjnej. Księża, którzy prowadzili działalność uznawaną przez bezpiekę za pozareligijną (np. sympatyzowali z opozycją), stawali się figurantami spraw operacyjnego rozpracowania. Z kolei główne instytucje kościelne, zgromadzenia zakonne, uczelnie katolickie i seminaria, a także uroczystości religijne były kontrolowane w ramach spraw obiektowych.

TEOK-i, TEOB-y i TEOP-y w wyniku decyzji kierownictwa resortu zostały zniszczone w 1989 roku, wkrótce po czerwcowych wyborach. W ten sposób najprawdopodobniej na zawsze zniknęły z pola widzenia badaczy. Tu i ówdzie zachowały się jedynie pojedyncze egzemplarze tego rodzaju akt.

Z kolei w znacznie większym stopniu, niż się dotąd wydawało, zachowały się akta dotyczące współpracy niektórych księży z komunistyczną bezpieką. Opisując agenturalne uwikłania części księży, warto zatem pamiętać o tym, że na skutek odpowiednio przeprowadzonej operacji niszczenia akt dostępny obecnie „poesbecki” materiał źródłowy jest dalece niereprezentatywny. Zachwiane zostały chociażby jego proporcje: dokumentacja dotycząca permanentnej inwigilacji polskiego duchowieństwa nie zachowała się prawie wcale, natomiast akta świadczące o kolaboracji księży - w którą, wedle opinii historyków, w ten lub inny sposób „zaplątało się” około 10 procent duchownych - są dostępne w o wiele większym stopniu. Brak wiedzy lub zapominanie o powyższym aspekcie sprawia, iż przy ocenie skali tej współpracy nie bierze się pod uwagę całego kontekstu zagadnienia, w związku z czym dla wielu osób wspomniane 10 procent to a ż 10 procent. Warto więc przy takich okazjach zawsze podkreślać, że żadne środowisko czy grupa zawodowa nie była w PRL-u poddana tak kompleksowej kontroli i inwigilacji jak duchowni katoliccy.

Należy pamiętać, że SB uaktywniła się szczególnie w okresie poprzedzającym obchody milenijne. Jej działania nie ograniczały się tylko do inwigilacji duchownych, ale inspirowały pracowników Prezydiów Rad Narodowych do prowadzenia kontroli, wydawania i cofania pozwoleń na procesje, zgromadzenia, sporządzanie dekoracji oraz instalowanie głośników na świątyniach, a także nakładania kar za nieprzestrzeganie poleceń itp. Władze zdecydowały się nawet na tak kuriozalne posunięcie jak „zaaresztowanie” kopii jasnogórskiego wizerunku Matki Boskiej peregrynującego po polskich parafiach.

Spośród rozmaitych form nękania duchowieństwa w tym okresie wspomnieć należy pozbawienie duchownych prawa do bezpłatnej opieki medycznej, nieuzasadnione podnoszenie podatków, kary grzywny nakładane przez kolegia, a nawet procesy sądowe. Inną uciążliwą formą zwalczania Kościoła było powoływanie do służby wojskowej kleryków.

Istotną rolę w kształtowaniu stosunków między państwem a Kościołem odegrały dwa wydarzenia pośrednio związane z obchodami milenijnymi. W 1965 roku Episkopat Polski wystosował do biskupów niemieckich orędzie ze znamiennym stwierdzeniem: „wybaczamy i prosimy o wybaczenie”. Nie tylko na biskupów, ale i na cały Kościół ze strony rządzących posypały się zarzuty o szowinizm, rewizjonizm i brak patriotyzmu. Czas pokazał, że to właśnie Kościół miał rację. Natomiast w 1972 roku ostatecznie uregulowane zostały sprawy diecezji na ziemiach zachodnich. Paweł VI nadał dotychczasowym administraturom apostolskim status diecezji i włączył je do polskich metropolii.

Walkę z Kościołem katolickim prowadziła oczywiście nie tylko Służba Bezpieczeństwa. Podobnie jak Urzędy do spraw Wyznań przy Prezydiach Rad Narodowych, SB wykonywała polecenia Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, która decydowała o polityce wobec Kościoła. To w Komitecie Centralnym PZPR zapadały najważniejsze decyzje dotyczące działań antykościelnych.

Episkopat Polski, z prymasem Stefanem Wyszyńskim na czele, wielokrotnie w tym okresie występował w obronie praw człowieka, wolności religijnej, stał na straży narodowego sumienia, wytykając rządzącym błędy i niesprawiedliwość. Pozbawieni dostępu do mediów, biskupi mogli się wypowiadać w sposób nieskrępowany jedynie poprzez listy pasterskie.

Kolejny etap walki z Kościołem rozpoczął się wraz z wyborem na Stolicę Piotrową Jana Pawła II i powstaniem NSZZ „Solidarność". Kościół wydatnie poparł nowy ruch. Przed aparatem bezpieczeństwa pojawiły się nowe zadania. Euforia społeczeństwa i nadzieja na lepszą przyszłość nie przeszkodziły funkcjonariuszom SB rozbudowywać wśród duchownych sieci agenturalnej w kraju i poza jego granicami. Dzięki niej starano się docierać do najwyższych struktur kościelnych i wpływać na decyzje hierarchów. Uaktywniła się działająca w ramach SB grupa „D", zajmująca się fizyczną likwidacją osób niewygodnych dla ówczesnej władzy.

Ostatnim akordem dogorywającej władzy komunistycznej był stan wojenny. Jego represje dotknęły cały naród, w tym także Kościół. W okresie dławienia zrywu niepodległościowego Kościół organizował pomoc dla internowanych, prowadził - dzięki pomocy krajów zachodnich - szeroko zakrojoną pomoc charytatywną, udzielał schronienia poszukiwanym, wspomagał zwolnionych z pracy. Liczne nabożeństwa w intencji ojczyzny, spotkania „ludzi pracy" czy tygodnie kultury chrześcijańskiej były nie tylko spotkaniami religijnymi, ale poniekąd także polityczną manifestacją ludzkich przekonań.

Nie było to novum, gdyż od 1947 roku Kościół katolicki był jedyną opozycją w państwie totalitarnego zniewolenia. Dzięki jego nieugiętej postawie było możliwe odzyskanie niepodległości w 1989 roku.

II

W działaniach prowadzonych przeciwko Kościołowi katolickiemu Urząd, a następnie Służba Bezpieczeństwa wykorzystywała szeroki wachlarz środków pracy operacyjnej. Te narzędzia, służące w znacznej części zdobywaniu wiedzy o Kościele i poszczególnych duchownych, dzielono na dwie podstawowe grupy, nazywane osobowymi i rzeczowymi źródłami informacji. Rzeczowymi środkami pracy informacyjnej nazywano podsłuchy pokojowe, telefoniczne i telegraficzne, podgląd i dokumentację fotograficzną, tajne przeszukania, perlustrację (czyli kontrolę) korespondencji oraz obserwację zewnętrzną. Z kolei za osobowe środki pracy operacyjnej, nazywane inaczej osobowymi źródłami informacji (OZI), uznawano różne kategorie konfidentów.

Nazewnictwo poszczególnych kategorii zmieniało się kilkakrotnie, co wiązało się z wprowadzaniem nowych instrukcji dotyczących pracy operacyjnej, w których precyzyjnie definiowano, co rozumie się pod pojęciem danego środka pracy operacyjnej. Niezależnie od zmian nazw można uznać, że wyróżniano cztery podstawowe kategorie OZI:

obligatoryjnie rejestrowany w ewidencji operacyjnej współpracownik, którego kontakty z resortem były dalece sformalizowane - informator, agent, tajny współpracownik (TW) rezydent;

rejestrowany w ewidencji operacyjnej dysponent lokalu użyczanego na potrzeby resortu - dysponent lokalu kontaktowego (LK);

często nierejestrowane w ewidencji operacyjnej źródło informacji o słabiej sformalizowanej współpracy z resortem - kontakt operacyjny (KO), pomoc obywatelska (PO; określona też jako kontakt poufny/KP/ lub kontakt obywatelski

KO

), kontakt służbowy (KS);

rejestrowany w ewidencji operacyjnej specjalista służący resortowi wiedzą fachową - konsultant (KT).

Podstawowym osobowym środkiem pracy operacyjnej byli w latach 1945-1960 informatorzy i agenci, a później tajni współpracownicy. Przed ich zwerbowaniem funkcjonariusz prowadzący daną sprawę typował kandydata do pozyskania, a następnie, po otrzymaniu zgody przełożonego, przeprowadzał tzw. opracowanie, czyli przystępował do szeroko zakrojonej inwigilacji, której celem miało być uzyskanie jak najbardziej szczegółowej wiedzy o danej osobie i - w konsekwencji - stworzenie jej portretu psychologicznego. Było to niezbędne dla podjęcia decyzji o tym, jaką taktykę postępowania wobec kandydata należy przyjąć w chwili nawiązania z nim kontaktu. Gdy funkcjonariusz uznał, że dysponuje wystarczającą wiedzą, by przeprowadzić skuteczny werbunek, zwracał się do przełożonego o zgodę na podjęcie próby pozyskania.

W sporządzanym wniosku przedstawiał sylwetkę kandydata i uzasadniał jego przydatność dla prowadzonej sprawy operacyjnej, a także analizował jego stosunek do SB i określał podstawę pozyskania do współpracy. Tę podstawę stanowić mogły: materiały obciążające (grożące sankcjami sądowymi lub administracyjnymi), materiały kompromitujące (najczęściej natury moralnej), tzw. uczucia patriotyczne (pobudki ideowe) lub tzw. zainteresowanie materialne (czyli różnego rodzaju korzyści uzyskiwane w zamian za współpracę, np. pieniądze, paszport, markowe alkohole, przydział materiałów budowlanych itp.). Dwie pierwsze możliwości stosowano nader często w latach czterdziestych i pięćdziesiątych; zdarzało się wówczas, że duchownym grożono śmiercią, jeżeliby odrzucili propozycję podjęcia współpracy Z kolei w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych najczęściej decydowano się na werbunek w zamian za korzyści uzyskiwane przez współpracownika.

Jednocześnie funkcjonariusz określał taktykę przeprowadzenia werbunku, a więc precyzował, czy pozyskanie nastąpi w konsekwencji jednego spotkania, czy też, ze względu na spodziewany opór kandydata, należy zdecydować się na formę pozyskania stopniowego - podczas kilku spotkań, w trakcie których będą przełamywane kolejne bariery psychiczne werbowanego. Taka metoda była szczególnie często stosowana w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. W niektórych sytuacjach decydowano się na przeprowadzanie pozyskania pozornie dla innego celu. Jeśli np. duchowny, który miał być, zgodnie z oczekiwaniami bezpieki, wykorzystywany jako źródło informacji na temat kurii, nie chciał o tym rozmawiać z funkcjonariuszem, a równocześnie nie odmówił przekazywania informacji np. na temat sytuacji w parafii, przekonywano go, że współpraca będzie dotyczyła tylko tej ostatniej sprawy. Dopiero w czasie współpracy pokonywano kolejne opory psychiczne i stopniowo nakierowywano rozmowy na interesujący SB temat kurii.

Po uzyskaniu zgody na dokonanie werbunku funkcjonariusz konstruował plan rozmowy (rozmów), w trakcie której (których) miał doprowadzić do przełomu psychicznego i uzyskania zgody na współpracę z SB. Zgoda ta niekoniecznie musiała mieć formę pisemną - często poprzestawano na zobowiązaniu ustnym. Właśnie ta forma była po 1970 roku najczęściej stosowana podczas werbunku osób duchownych. Co więcej, zobowiązanie to nie musiało przybierać formy deklaracji o „współpracy z SB". Przeciwnie - nierzadko mogło być świadomie wyrażoną zgodą na udzielanie pomocy bądź informacji SB lub na systematyczny i zachowywany w tajemnicy kontakt z esbekiem. Zdarzały się nawet przypadki, że funkcjonariusze przekonywali duchownego, że tajny kontakt z SB nie jest współpracą, ale elementem służącym normalizacji stosunków państwo - Kościół. Było to zgodne z wytycznymi dla funkcjonariuszy pionu IV SB. W wytycznych tych podkreślano, że wymóg odebrania zobowiązania do współpracy i uzyskania wartościowych materiałów informacyjnych w stosunku do osób duchownych należy traktować bardzo elastycznie. Co więcej, przestrzegano wręcz przed zbyt sztywnym trzymaniem się przepisów. W związku z tym fakt przyjęcia zobowiązania nie musiał być głównym warunkiem sformalizowania werbunku; aby zarejestrować daną osobę jako tajnego współpracownika, wystarczyła konstatacja, że - jak pisano w omawianych wyżej wytycznych - „pozyskiwany przekazuje nam przedstawiające wartość operacyjną informacje (ustne lub pisemne), wykonuje zlecone mu zadania oraz ma świadomość, że jego kontakt z pracownikiem SB jest systematyczny i ma charakter służbowy (nieoficjalny)”. Ocena, czy pozyskanie można uznać za dokonane, należała do funkcjonariusza, który je przeprowadzał, i przełożonego, który je zatwierdzał.

Po uzyskaniu zgody na współpracę (lub tajny kontakt) funkcjonariusz sporządzał wniosek o zatwierdzenie dokonanego pozyskania i dopiero wówczas dana osoba traktowana była przez SB jako tajny współpracownik. Jednak zgoda na współpracę (lub kontakt z esbekiem) nie musiała oznaczać, że dana osoba faktycznie ze zobowiązania się wywiązała. Zdarzało się, że już podczas drugiego spotkania formalnie zwerbowani TW odmawiali dalszych kontaktów z SB. Innymi słowy, wyrażenie zgody na współpracę stanowiło jedynie etap werbunku formalnego, ale nie oznaczało jeszcze werbunku faktycznego. O werbunku faktycznym można było mówić dopiero wtedy, gdy doszło do podjęcia współpracy i przekazania SB informacji.

Z perspektywy resortu, aby uznać kogoś za TW, należało najpierw:

- dokonać odpowiednich sprawdzeń w ewidencji operacyjnej;
- przeprowadzić opracowanie kandydata;
- przeprowadzić rozmowę pozyskaniową;
- uzyskać pisemne lub słowne zobowiązanie do współpracy z SB, udzielania jej pomocy bądź zgodę na systematyczny tajny kontakt z funkcjonariuszem SB. Natomiast z perspektywy TW możemy mówić, że - w zależności od przypadku - mógł on być świadom:
- podpisania/złożenia ustnego zobowiązania do współpracy bądź udzielania pomocy czy informacji funkcjonariuszowi SB;
- zgody na kontakt (najczęściej tajny) z funkcjonariuszem SB;
- udzielania - ustnie lub pisemnie - informacji funkcjonariuszowi SB;
- wykonywania zadań zleconych przez funkcjonariusza SB;
- pobierania wynagrodzenia - w formie pieniędzy, podarunków bądź przywilejów (np. paszportu) - od funkcjonariusza SB.

Każdy przypadek tajnej współpracy należy analizować odrębnie. Zależnie od osobowości danego TW, jego pozycji społecznej, roli odgrywanej w środowisku obierano inną taktykę postępowania. Dlatego w wypadku konkretnego TW mogły występować wszystkie wymienione elementy bądź tylko niektóre z nich. Z tego powodu charakter współpracy niektórych księży może dzisiaj wymykać się jednoznacznej ocenie. Z tych samych względów można przyjąć, że - przynajmniej w niektórych przypadkach - księża utrzymujący kontakty z funkcjonariuszami bezpieki mieli ograniczoną świadomość, jak te kontakty są traktowane przez owych funkcjonariuszy. Jednocześnie trzeba pamiętać o wytycznych Episkopatu, a w przypadku diecezji krakowskiej także o niezwykle restrykcyjnych regułach ustanowionych przez kardynała Karola Wojtyłę, zabraniających duchownym nieoficjalnych spotkań z funkcjonariuszami SB.

Zupełnie inną kwestią, którą warto zasygnalizować, jest fakt wypierania ze świadomości przez część dawnych TW faktu współpracy. Psychiczne samooszukiwanie się co do prawdziwej roli, jak odegrało się w przeszłości, nie świadczy jednak o braku świadomości podjęcia zobowiązania czy świadomości utrzymywania pozasłużbowego kontaktu z funkcjonariuszami SB.

Ks. Józef Marecki, Filip Musiał, Ewa Zając

I

CZAS OTWARTEJ WALKI Z KOŚCIOŁEM

Kler „o wrogim zabarwieniu”

Po sześciu latach krwawej wojny rok 1945 nie przyniósł Polsce upragnionej wolności. Za zgodą wielkich mocarstw nasza ojczyzna znalazła się pod dominacją Związku Sowieckiego, który wprawdzie nie uczynił z niej kolejnej republiki, ale narzucając komunistyczne rządy, zniewolił ją i przekształcił w państwo satelickie. Ostoją dla polskiego społeczeństwa w tych ciężkich czasach - tak jak w innych epokach - był Kościół katolicki, który przed niedemokratyczną władzą nigdy się nie ugiął. To przede wszystkim on podtrzymywał ducha narodowego, stając się oazą wolności i wartości patriotycznych.

Doskonale zdawali sobie z tego sprawę rządcy z moskiewskiego nadania. Ostrze represji skierowane zostało więc nie tylko przeciwko podziemiu niepodległościowemu, ale i przeciwko usiłującej jawnie działać opozycji oraz Kościołowi. Najsroższe represje stosowano w latach 1944-1956, nazywanych powszechnie czasami stalinowskimi. Zamordowano wtedy skrytobójczo kilkudziesięciu kapłanów, a prawie tysiąc skazano w sfingowanych procesach na więzienie. W 1953 roku internowany został prymas Stefan Wyszyński. Niszczono Kościół także administracyjnie, odbierając mu prawo do nieskrępowanej działalności oraz likwidując stowarzyszenia katolickie, w tym te o charakterze charytatywnym. Systematycznie pozbawiano katolików swobód obywatelskich, m.in. prawa do zrzeszania się i do wyrażania swoich przekonań.

Po ustaniu terroru stalinowskiego represje wobec Kościoła trwały z mniejszym lub większym nasileniem do 1989 roku, czyli do zwycięstwa Solidarności. Główną odpowiedzialność za nie ponosi represyjne ramię władzy komunistycznej, czyli Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego i jego kolejne mutacje. MBP powstało 1 stycznia 1945 roku na bazie Resortu Bezpieczeństwa Publicznego, który pól roku wcześniej zaczął funkcjonować przy marionetkowym Polskim Komitecie Wyzwolenia Narodowego. Początkowo sprawy wyznaniowe leżały w gestii Wydziału III Departamentu I, a później Wydziału V Departamentu V wspomnianego ministerstwa. Jednak w 1953 roku utworzono samodzielny Departament XI, którego celem była walka z wrogą działalnością w związkach wyznaniowych. Pod koniec 1954 roku rozwiązano MBP, tworząc w jego miejsce Komitet do spraw Bezpieczeństwa Publicznego. W nowej strukturze działaniami przeciwko Kościołowi i związkom wyznaniowym zajmował się Departament VI.

Na fali politycznej odwilży, w listopadzie 1956 roku, Komitet do spraw Bezpieczeństwa Publicznego zlikwidowano, a na jego bazie, w ramach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, utworzono Służbę Bezpieczeństwa. Jednocześnie - w związku z realizacją przez ekipę Władysława Gomułki polityki rzekomej demokratyzacji i ocieplania stosunków z Kościołem - zlikwidowano osobny departament zajmujący się rozpracowywaniem Kościoła. Działania te prowadziły odpowiednie wydziały Departamentu III, odpowiedzialnego za represje wobec opozycji. Dopiero w 1962 roku, w związku z kolejną antykościelną ofensywą powołano osobny Departament IV MSW, którego odpowiednikami w poszczególnych województwach były Wydziały IV SB przy komendach wojewódzkich MO (KW MO). W 1983 roku, po tak zwanej reformie Kiszczaka, piony SB na poziomie województw zostały formalnie umieszczone w ramach wojewódzkich urzędów spraw wewnętrznych (WUSW).

Ze względu na ograniczoną objętość niniejszej publikacji nie sposób opisać wszystkich represji wobec duchownych w czasach stalinowskich. Dlatego w tym rozdziale przedstawiono krótko dziesięć wybranych przykładów, obrazujących zabójstwa i bezprawne uwięzienia kapłanów z terenu archidiecezji krakowskiej.

Zamordowani

Najgłośniejszym przykładem mordu dokonanego na kapłanie archidiecezji krakowskiej jest zabójstwo sługi Bożego księdza Michała Rapacza. Duchowny ten urodził się 16 września 1904 roku w Tenczynie należącym wówczas do parafii w Lubniu. Po ukończeniu gimnazjum w Myślenicach wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego w Krakowie. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1931 roku. (Nawiasem mówiąc, jego kolegą seminaryjnym wyświęconym w tym samym roku był inny sługa Boży ksiądz Władysław Bukowiński, więzień sowieckich łagrów i duszpasterz katolików w Kazachstanie). W 1937 roku ksiądz Rapacz został mianowany administratorem parafii w Płokach koło Trzebini, gdzie kilka lat wcześniej pracował jako wikary. Była to trudna parafia obejmująca kilka biednych wiosek, w których szerzyło się bezrobocie, a w ślad za nim szła propaganda komunistyczna, obiecująca „raj na ziemi”. Ciężka sytuacja mieszkańców pogorszyła się jeszcze w czasie wojny, kiedy cały region trzebiński został wcielony do Rzeszy.

Pomimo tych trudności duchowny pracował nadzwyczaj gorliwie, odradzając moralnie i religijnie powierzoną mu placówkę. Do dziś pozostała wśród parafian pamięć o nim jako o człowieku skromnym i pracowitym, dbającym nie o dobra materialne, ale duchowe. Gdy po zakończeniu wojny nastały czasy systemu totalitarnego, gorliwy i bezkompromisowy duszpasterz stał się niewygodny dla nowej władzy. W nocy z 11 na 12 maja (z soboty na niedzielę) 1946 roku bojówka złożona z działaczy komunistycznych napadła na plebanię w Płokach. Po wtargnięciu do budynku odczytano księdzu Rapaczowi samozwańczy wyrok śmierci, a następnie wyprowadzono go siłą z plebanii. Duchowny, świadom, że są to jego ostatnie chwile, mówił głośno: „Fiat voluntas Tua, Domine - Niech się dzieje wola Twoja, Panie". Oprawcy zawlekli go do lasu plebańskiego i tam z zimną krwią dokonano mordu, uderzając księdza w głowę twardym przedmiotem, a następnie strzelając z dwóch pistoletów: raz w tył głowy i raz prosto w czoło.

Ciało zamordowanego kapłana odnaleziono dopiero nad ranem. Z przebiegu wydarzeń jasno wynikało, że nie była to zbrodnia na tle rabunkowym, nie chodziło też o porachunki personalne; był to typowy mord polityczny, jakich w tym czasie dokonano w Polsce bardzo wiele. Pogrzeb księdza Michała Rapacza odbył się w jego rodzinnej parafii w Lubniu, ale w 1980 roku ekshumowano jego zwłoki i złożono je w Płokach. Od samego początku ksiądz uważany był za męczennika. Jego grób odwiedzali nie tylko parafianie, ale i mieszkańcy okolicznych miejscowości. Zrodził się autentyczny kult, który spowodował, że archidiecezja krakowska rozpoczęła proces beatyfikacyjny. Należy mieć nadzieję, że zakończy się on wyniesieniem na ołtarze kapłana męczennika z Płok.

Drugim kapłanem zamordowanym na tym samym terenie w czasie „utrwalania” władzy komunistycznej był ksiądz Franciszek Flasiński. Urodził się on w 1888 roku w Dąbrowie (parafia Brzezie). Święcenia kapłańskie przyjął w 1912 roku w Krakowie. W 1931 został proboszczem w Libiążu, zwanym wtedy Wielkim, w ówczesnym dekanacie nowogórskim. Przyczynił się do budowy domu parafialnego w Libiążu, kaplicy w miejscowości Dąb oraz powstania domu dla starców, w którym obecnie znajduje się katolicka szkoła. Za swoją gorliwą pracę duszpasterską i społeczną otrzymał tytuł kanonika. W czasie wojny współpracował z Armią Krajową i pomagał osobom represjonowanym przez niemieckiego okupanta. Po zakończeniu działań wojennych zajął się odbudową zniszczonego kościoła.

Kulisy jego zamordowania są wciąż bardzo mało znane. Wiadomo jedynie, że w nocy z 6 na 7 września 1946 roku - a więc zaledwie kilka miesięcy po zabójstwie księdza Rapacza - został zastrzelony na swojej plebanii. W czasie napadu wezwał na pomoc sąsiadów, ale został uciszony serią z pistoletu maszynowego. Zmarł po kilku godzinach w szpitalu w Chrzanowie. Był to również mord polityczny, którego dokonali trzej funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa: Czesław Saternus, Zbigniew Karkula i Mieczysław Mendyk. Kapłan został pochowany na cmentarzu w Libiążu. W jego pogrzebie, który prowadził kardynał Adam Stefan Sapieha, wzięło udział dziesięć tysięcy wiernych z Libiąża i okolicznych parafii. Na tablicy nagrobnej wypisano słowa: „Dobry pasterz daje duszę za owce swoje - za pracę pełną poświęceń z wdzięczności parafianie”. Czterdzieści lat później z inicjatywy księdza Stanisława Marchewki, obecnego proboszcza libiąskiego i kapelana Solidarności, została wmurowana w kościele pamiątkowa tablica ku czci kapłana męczennika.

Oprócz dwóch księży diecezjalnych na terenie archidiecezji krakowskiej zamordowano także zakonnika, ojca Władysława Gurgacza, jezuitę. Urodził się on w 1914 roku w Jabłonicy Polskiej koło Brzozowa na Podkarpaciu. Po studiach filozoficznych w Krakowie i teologicznych w Warszawie przyjął w 1942 roku w Częstochowie święcenia kapłańskie. Przez następne lata pracował w Starej Wsi, Gorlicach i Krynicy. W tej ostatniej miejscowości był szykanowany przez lokalne władze za odważne kazania. W 1947 roku, chcąc nieść pociechę duchową polskim patriotom walczącym w partyzantce antykomunistycznej, został kapelanem Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowej działającej w Małopolsce. Aresztowany przez bezpiekę, został w sierpniu 1949 roku w pokazowym procesie skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano 14 września tegoż roku w więzieniu przy ulicy Montelupich w Krakowie. Zwłoki księdza Gurgacza złożono na cmentarzu Rakowickim. W Krakowie znajduje się ulica jego imienia. Dla środowisk niepodległościowych i patriotycznych jest kapłanem męczennikiem, nazywanym często „Popiełuszką lat stalinowskich”.

„Proces kurii krakowskiej”

Inną formą prześladowania Kościoła były wyroki długoletniego i ciężkiego więzienia dla duchownych, wydawane w odpowiednio przygotowanych i starannie wyreżyserowanych procesach sądowych. Najgłośniejszy tego typu proces odbył się w styczniu 1953 roku w Krakowie. Do historii przeszedł pod nazwą „proces kurii krakowskiej", chociaż tylko dwóch spośród kilkunastu oskarżonych było pracownikami kurii. Głównym oskarżycielem był prokurator wojskowy pułkownik Stanisław Zarakowski, oskarżający w licznych procesach zakończonych karą śmierci. W procesie zapadły trzy wyroki śmierci i wiele wyroków długoletniego więzienia.

Głównym oskarżonym był ksiądz Józef Lelito. Duchowny ten urodził się w 1915 roku w Żarkach. Święcenia kapłańskie przyjął w 1939 roku w Krakowie. Jako wikary pracował w parafiach w podkrakowskich Liszkach i Skawinie. W czasie okupacji włączył się w konspirację, zostając zaprzysiężonym kapelanem Narodowej Organizacji Wojskowej. Po zakończeniu wojny objął funkcję komendanta powiatowego NOW w Skawinie, przyjmując pseudonim „Szymon". Zagrożony aresztowaniem, musiał się ukryć w Zielonogórskiem, gdzie przebywał pod przybranym nazwiskiem. W 1947 powrócił do Skawiny i ujawnił się, korzystając z amnestii. Władze kościelne mianowały go wikarym w Niedźwiedziu koło Mszany Dolnej, a następnie w Rabce. Tutaj ponownie nawiązał kontakt z konspiracją. Zbierał informacje o sytuacji w kraju, które następnie były przekazywane na Zachód na użytek działającej na uchodźstwie Rady Politycznej. Informacji tych szukał m.in. u dwóch swoich przyjaciół, księży Jana Pochopienia i Wita Brzyckiego, pracujących wówczas w Kurii Metropolitalnej. Aresztowano go w listopadzie 1952 roku. W procesie krakowskim skazany został na karę śmierci. Taki sam wyrok otrzymały również dwie osoby świeckie: Michał Kowalik i Edward Chachlica, którzy w czasie okupacji byli żołnierzami NOW, a po wojnie współpracowali ze wspomnianą Radą Polityczną.

Ksiądz Lelito obok udręk fizycznych przeszedł także ogromne duchowe katusze, czekając ponad pół roku w celi śmierci na wykonanie wyroku. Egzekucja jednak nie nastąpiła, a karę śmierci zamieniono na dożywocie, które później złagodzono do 12 lat więzienia. Poniżany i maltretowany przeżył trzy lata w ciężkich więzieniach we Wronkach i Rawiczu. Po Październiku '56 odzyskał wolność. Po wyjściu z więzienia przez kilka lat wracał do zdrowia i duchowej równowagi. Dopiero w 1959 podjął pracę duszpasterską w Józefowie, w archidiecezji warszawskiej. Następnie powrócił do diecezji macierzystej, obejmując najpierw funkcję wikarego w Lanckoronie, a później proboszcza w Dankowicach koło Oświęcimia. W 1974 roku został rezydentem w Rabce, gdzie zmarł cztery lata później.

Drugi ze skazanych w procesie krakowskim duchownych, ksiądz Wit Brzycki, urodził się w 1887 roku we Lwowie. Święcenia kapłańskie otrzymał w Krakowie w 1911 roku, a w 1924 został mianowany proboszczem w Hałcnowie koło Bielska. Z chwilą wybuchu II wojny światowej, po włączeniu tych terenów do Rzeszy, musiał wyjechać do Krakowa, gdzie pracował w parafii na Salwatorze. Przez pewien czas duszpasterzował także na Woli Justowskiej. Zaraz po wycofaniu się Niemców z Krakowa został notariuszem Kurii Metropolitalnej. W listopadzie 1952 roku w związku ze sprawą księdza Lelity został aresztowany przez UB pod zarzutem szpiegostwa. Podczas procesu wywołał poruszenie na sali sądowej, oświadczając w pewnym momencie: „Wiem, że nie wyjdę stąd żywy!”. Skazano go na 15 lat więzienia. W więzieniu ciężko zachorował. Z tego powodu w marcu 1954 roku został warunkowo wypuszczony na wolność. Zmarł 10 października tegoż roku. Pięć lat później został zrehabilitowany przez sąd.

Kolejnym skazanym w „procesie kurii krakowskiej" był ksiądz Franciszek Szymonek. Urodził się w 1919 roku w Oświęcimiu. W 1942 ukończył krakowskie seminarium i przyjął święcenia kapłańskie. Jako wikary pracował w parafiach w Raciborowicach, Chrzanowie Kościelcu, Niegowici (drugim wikarym był tam w tym czasie ksiądz Karol Wojtyła) i Rabce. W tej ostatniej parafii pomagał księdzu Józefowi Lelicie w działalności konspiracyjnej. Tak jak inni księża został aresztowany w listopadzie 1952 roku. Dwa miesiące później skazano go na dożywocie. Przebywał w kilku ciężkich więzieniach dla więźniów politycznych. Na początku 1957 roku został warunkowo wypuszczony na wolność. Był wikarym w Gilowicach, a następnie w Zubrzycy Górnej, gdzie w 1965 roku został proboszczem. Zmarł osiem lat później.

Następnym ze skazanych, który przypłacił życiem bezprawne uwięzienie, był ksiądz Józef Fudali, pochodzący z Rabki. Urodził się w 1915 roku, święcenia kapłańskie przyjął w roku 1940 w Krakowie. Jako wikary pracował w parafiach w Raciborowicach, Wieliczce i Liszkach. Podczas pracy w tej ostatniej parafii został w 1952 roku aresztowany przez UB pod absurdalnymi zarzutami współpracy z obcym wywiadem (w rzeczywistości od jednej z parafianek dostał paczkę z lekarstwami z Zachodu). Przeszedł okrutne śledztwo, połączone z torturami fizycznymi i psychicznymi. Jego sprawę wyłączono z głównego „procesu kurii krakowskiej"; wyrok 13 lat więzienia wydano nań w maju 1953 roku. W więzieniu, wskutek tortur, jakim był poddawany w śledztwie, ksiądz Fudali ciężko zachorował. Rodzina i przełożeni kościelni apelowali do władz o ułaskawienie, ale apele te nic nie dały. Ksiądz Fudali zmarł w więziennym szpitalu 30 stycznia 1955 roku, w wieku zaledwie 40 lat.

W ramach przygotowań do „procesu kurii krakowskiej" aresztowano również ówczesnego administratora apostolskiego archidiecezji krakowskiej arcybiskupa Eugeniusza Baziaka, który kierował Kościołem krakowskim, zachowując jednocześnie tytuł metropolity lwowskiego. Arcybiskup Baziak urodził się w 1890 roku w Tarnopolu. Święcenia kapłańskie przyjął w 1912 roku. Podczas I wojny światowej został wcielony do armii austriackiej jako kapelan szpitalny; nabawił się wówczas tyfusu plamistego, co trwale odbiło się na jego zdrowiu. W 1933 roku został biskupem pomocniczym archidiecezji lwowskiej. W czasie II wojny światowej przeżył gehennę za sprawą obu okupantów. Jeszcze za życia metropolity lwowskiego arcybiskupa Bolesława Twardowskiego został jego koadiutorem, a po jego śmierci nowym metropolitą. Represjonowany przez władze sowieckie, zdecydował się na opuszczenie Lwowa w kwietniu 1946 roku. Rezydował w Lubaczowie, na jedynym skrawku archidiecezji lwowskiej, który pozostał w Polsce. W 1951 roku przeniósł się do Krakowa, gdzie został koadiutorem sędziwego kardynała Adama Stefana Sapiehy. Po jego śmierci objął obowiązki administratora archidiecezji krakowskiej.

W listopadzie i grudniu 1952 roku arcybiskup Baziak był wielokrotnie przesłuchiwany, a następnie został aresztowany. Zwolniono go w wigilię Bożego Narodzenia tegoż roku. Władze państwowe nakazały mu jednak opuścić Kraków. Przez cztery lata przebywał na wygnaniu w Krynicy, a następnie u swojej rodziny w Tarnowie. W tym czasie rządy w archidiecezji, jako wikariusz kapitulny, sprawował biskup Franciszek Jop. W 1956 roku arcybiskup Baziak powrócił do Krakowa. Zmarł w 1962 roku w Warszawie, tuż przed ogłoszeniem jego nominacji na metropolitę krakowskiego. Pochowany został w katedrze wawelskiej.

Na przełomie 1952 i 1953 roku aresztowanych zostało wielu innych księży krakowskich, w tym Jan Pochopień, Bolesław Przybyszewski, Czesław Skowron, Tadeusz Kurowski i Mieczysław Noworyta. Losy trzech pierwszych omówione będą w częściach V, VI i VII niniejszego opracowania. Tu opisane więc zostaną przypadki jedynie dwóch ostatnich.

Ksiądz Tadeusz Kurowski urodził się w 1900 roku w Wadowicach. Jako nastolatek walczył w Legionach Józefa Piłsudskiego. Wziął też udział w wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 roku. Po zdaniu matury studiował prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jednak po kilku latach przeszedł na Wydział Teologiczny, zostając klerykiem Wyższego Seminarium Duchownego w Krakowie. W 1930 roku przyjął święcenia kapłańskie. Arcybiskup Adam Stefan Sapieha, który bardzo go cenił, uczynił go swoim sekretarzem, a następnie powierzał mu różne odpowiedzialne funkcje, m.in. duszpasterza akademickiego i wykładowcy seminaryjnego. Mianował go też proboszczem parafii pw. św. Floriana w Krakowie i kanonikiem Kapituły Metropolitalnej na Wawelu. Nic dziwnego, że w 1952 roku, w czasie aresztowań księży krakowskich, ksiądz Kurowski - uważany przez komunistyczną bezpiekę za jeden z filarów archidiecezji krakowskiej i spadkobiercę niezłomnego Kardynała - również trafił do więzienia. Wypuszczono go po paru miesiącach, ale kontynuowano jego inwigilację. Zachowały się akta działań bezpieki wymierzonych przeciwko niemu; próbowano różnymi sposobami usunąć go z Krakowa. Działania te zakończyły się jednak niepowodzeniem. Ksiądz Tadeusz Kurowski zmarł w Krakowie w 1964 roku.

Drugi ze wspomnianych duchownych, ksiądz Mieczysław Noworyta, również gorliwy duszpasterz i patriota, urodził się w 1906 roku w Trzebini. Święcenia kapłańskie przyjął w 1931 roku, będąc kolegą seminaryjnym dwóch wspomnianych powyżej sług Bożych Michała Rapacza i Władysława Bukowińskiego. Jako wikary pracował w kilku parafiach, angażując się bardzo w działalność Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży (KSM). W czasie kampanii wrześniowej 1939 roku był kapelanem szpitala wojskowego. Podczas okupacji pracował jako wikary w Suchej Beskidzkiej. Aresztowany został w tym samym czasie co ksiądz Kurowski; wraz z nim też został po paru miesiącach zwolniony. W trakcie śledztwa stawiano mu zarzuty związane z jego działalnością wśród młodzieży. Po wyjściu z więzienia również był mocno inwigilowany przez SB, która używała do tego celu m.in. kilkunastu swoich konfidentów. Mimo to ksiądz Noworyta kontynuował swoją pracę. W 1958 roku został proboszczem w Mszanie Dolnej, a w latach następnych dziekanem i prałatem. Zmarł w 1980 roku jako wciąż czynny duszpasterz.

Inni księża więźniowie

Kilku księży pracujących na terenie archidiecezji krakowskiej trafiło do więzień nie w ramach represji wobec Kurii Metropolitalnej, ale w konsekwencji innych spraw prowadzonych przez SB. Taki los spotkał m.in. księdza Franciszka Mirka. Urodzony w 1893 roku w Naprawie koło Rabki, święcenia kapłańskie przyjął w 1916 w Krakowie. Był człowiekiem bardzo zdolnym, obronił dwa doktoraty - z prawa (w Strasburgu) i z filozofii (w Poznaniu) - a następnie habilitował się z socjologii. Uzyskał także tytuł magistra teologii na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Warszawskiego. Równocześnie prowadził pracę duszpasterską, pełniąc m.in. funkcję proboszcza w parafii pw. św. Mikołaja w Krakowie i w parafii w Nowej Górze. Po wojnie został proboszczem w parafii pw. św. Józefa w krakowskim Podgórzu. Ze względu na swoje wykształcenie, zaangażowanie duszpasterskie, a także działalność publicystyczną został uznany przez wojującą z Kościołem władzę za niebezpiecznego przeciwnika. W grudniu 1949 roku aresztowano go pod fałszywymi zarzutami. Po półtorarocznych udrękach więziennych został zwolniony. Nigdy nie dał się złamać i z tego powodu był nadal szykanowany. Zmarł w 1970 roku.

Innym duchownym z omawianej grupy był ksiądz Józef Sanak. Urodził się w 1917 roku w Przeciszowie, wiosce leżącej między Zatorem a Oświęcimiem. W 1936 roku wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego w Krakowie iw 1941 przyjął święcenia kapłańskie. Pracował w parafiach w Jawiszowicach koło Oświęcimia i w Andrychowie. Został w tym czasie zaprzysiężony jako żołnierz Armii Krajowej o pseudonimie „Kapelan". Brał czynny udział w pomocy więźniom KL Auschwitz. Z tego powodu musiał uciekać z Polski, chroniąc się aż w Austrii. W 1945 roku powrócił do Andrychowa, gdzie pełnił obowiązki katechety.

W 1950 roku został aresztowany przez UB. Powodem aresztowania było wysłuchanie spowiedzi jednego z przywódców podziemia poakowskiego. Został skazany na 6 lat więzienia, a po uchyleniu wyroku i ponownym procesie - na 8 lat. Przebywał w aresztach i więzieniach w Wadowicach, Katowicach, Cieszynie i Strzelcach Opolskich. Jako więzień pracował w fabryce butów w Opolu. W 1955 roku został warunkowo zwolniony. Po raz kolejny powrócił do Andrychowa. W 1961 roku został przeniesiony do Kóz koło Bielska, ale był tam tylko administratorem parafii, gdyż władze państwowe odmówiły zatwierdzenia jego nominacji na proboszcza. Dziesięć lat później został proboszczem w Bielsku-Białej. Zasłużył się wielce jako kapelan Solidarności. Z chwilą ogłoszenia stanu wojennego, pamiętając swoją więzienną niedolę, zorganizował na Podbeskidziu pomoc dla uwięzionych, internowanych i represjonowanych. Słynął z odważnych kazań patriotycznych. Obecnie przebywa na emeryturze. W 2001 roku wydał swoje wspomnienia więzienne pt. Gorszy niż bandyta - kapłan w stalinowskim więzieniu.

Prześladowania dotknęły też księdza Jana Barana, mocno zaangażowanego - podobnie jak ksiądz Noworyta - w działalność KSM. Ksiądz Baran urodził się w 1913 roku w Sieprawiu. Po święceniach kapłańskich w 1938 roku pracował w kilku parafiach, głównie w Krakowie. Jego działalność wśród młodzieży bardzo niepokoiła władze komunistyczne, które w marcu 1952 roku, w czasie pełnienia przez niego posługi duszpasterskiej w parafii pw. św. Szczepana w Krakowie, zdecydowały o jego aresztowaniu. W sfingowanym procesie sądowym, w którym zarzucano mu działalność antypaństwową, został skazany na rok więzienia. Karę odbył co do jednego dnia. Nigdy nie zmienił swoich patriotycznych przekonań, co powodowało kolejne represje, tym razem na drodze administracyjnej. Od 1964 roku pracował w Wydziale Duszpasterskim Kurii Metropolitalnej, a w latach następnych także w Sądzie Metropolitalnym. W ostatnich latach życia był rektorem kościoła pw. św. Wojciecha na Rynku Głównym w Krakowie. Zmarł w 1982 roku.

Represje stalinowskie nie dotyczyły wyłącznie księży diecezjalnych, ale i księży zakonnych pracujących na terenie archidiecezji krakowskiej. Tak było np. w wypadku ojca Wojciecha Zmarza, pochodzącego z diecezji przemyskiej. Pełnił on rozmaite ważne funkcje w klasztorze franciszkanów „czarnych”, czyli konwentualnych, w Krakowie, a po zakończeniu II wojny światowej został nawet wybrany na prowincjała. W 1951 roku aresztowano go pod zarzutem nielegalnego posiadania dewiz i skazano na 7 lat więzienia. W 1955 roku wyszedł na wolność. Ponownie został wybrany na prowincjała. SB nadal interesowała się jego działalnością. Pracował przy procesach beatyfikacyjnych m.in. brata Alberta i ojca Rafała Kalinowskiego. Zmarł w 1990 roku.

Po 1956 roku

Polityczna odwilż po Październiku '56, związana z dojściem do władzy ekipy Władysława Gomułki, przyniosła wprawdzie wolność wielu uwięzionym, ale nie trwała długo. Niebawem wojna z Kościołem rozpoczęła się od nowa. Szczególnie widoczne było to w Krakowie, który dla władz komunistycznych był zawsze - jak pisano - ośrodkiem reakcji i klerykalizmu. W jednym z raportów opisywano poszczególne środowiska, głównie kościelne, w następujący sposób:

Dalszym wrogim ośrodkiem są profesorowie b. Wydziału Teologicznego przy UJ zatrudnieni obecnie w Seminariach Duchownych, którzy są bezwzględnie posłuszni Prymasowi Wyszyńskiemu. Na czoło wysuwa się tu prof. Kłósak Kazimierz, prof. Różycki Ignacy i prof. Usowicz misjonarz.

Kuria także opiera się w swej działalności o redakcję „Tygodnika Powszechnego” i „Znak”, gdzie szczególną aktywność przejawiają: Turowicz Jerzy, Woźniakowski Jacek, Gołubiew Antoni, Stomma Stanisław i Zawiejski [właśc. Zawieyski] Jerzy.

Niemałą rolę w życiu i działalności Kościoła odgrywają reakcyjni dziekani w terenie, a do takich należą ks. ks. Śliwa Józef z Wieliczki, Prochownik Leonard z Wadowic, Żądło Mikołaj z Rajczy, pow. Żywiec, Mroczek Andrzej z Ciężkowic, pow. Chrzanów, Lesiak z Nowego Sącza, Zdebski Mateusz z Rabki, Jajko Tadeusz z Zatora pow. Oświęcim, Machay Ferdynand z Krakowa i wielu innych.

Dużą pomoc w realizowaniu polityki Wyszyńskiego dają niektórzy wojujący wikariusze na parafiach. Wyróżniają się tu ks. ks. Baran Jan z parafii Szczepana, Pietraszko Jan z parafii Anny, Kurowski Tadeusz z parafii Floriana, Bajer Andrzej z Prądnika, Mirek Franciszek z Podgórza, Gigoń Antoni z Bronowie Małych, Dźwigoński Franciszek z Oświęcimia, Grohs Władysław z Osieka, Bajer Stanisław z Jaworzna, Laczek Marian z Bieżanowa, Curzydło Władysław z Zakopanego, Sikora Jan z Dankowie, Noworyta Mieczysław z Mszany Dolnej, Schmidt Rudolf z Krzeszowic, Rutana Jan z Libiąża i wielu innych.

Ze względu na tak silne zaangażowanie księży - a także świeckich - w działalność duszpasterską na terenie archidiecezji krakowskiej komunistyczna bezpieka od lat pięćdziesiątych do końca osiemdziesiątych prowadziła wobec nich wiele spraw operacyjnych. Warto wyliczyć przynajmniej kryptonimy niektórych - spośród kilkuset! - tego rodzaju spraw (o różnym charakterze i prowadzonych w różnym czasie), gdyż niektórzy ich figuranci, czyli osoby inwigilowane przez SB, pojawiają się na kartach niniejszego opracowania:

„Aborts"

ksiądz Jerzy Stroba, rektor Śląskiego Wyższego Seminarium Duchownego z siedzibą w Krakowie, późniejszy arcybiskup poznański

„Ameba"

ksiądz Franciszek Mirek, proboszcz parafii pw. św. Józefa w Krakowie Podgórzu

„Artysta"

ojciec Placyd Galiński, opat benedyktynów w Tyńcu

„As"

ksiądz Stanisław Ambroży, były major AK

„Bury"

ksiądz Andrzej Bardecki, asystent kościelny „Tygodnika Powszechnego”

„Czarny"

ojciec Celestyn Szawan, prowincjał księży jezuitów

„Kapelan”

biskup Julian Groblicki

„Kat"

ksiądz Bonawentura Kadeja, prowincjał zakonu pijarów, organizator i sekretarz Konferencji Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich w Polsce

„Kaznodzieja"

ksiądz Jan Baran, wikariusz parafii pw. św. Szczepana

„Kierownik"

ksiądz Stanisław Czartoryski, kierownik Wydziału Duszpasterskiego Kurii Metropolitalnej w Krakowie

„Kleryka!"

ksiądz Marek Piątkowski, prowincjał księży salwatorianów

„Kondor"

ksiądz Franciszek Macharski, późniejszy kardynał

„Kozioł”

ksiądz Karol Kozłowski, rektor Wyższego Seminarium Duchownego w Krakowie

„Kulawy"

ojciec Krzysztof Kasznica, dominikanin

„Łysy"

ksiądz Mieczysław Noworyta, proboszcz w Mszanie Dolnej

„Magnat"

ksiądz Baron, wizytator księży misjonarzy

„Magister”

ksiądz Mikołaj Kuczkowski, kanclerz Kurii Metropolitalnej w Krakowie

„Mąciciel"

ojciec Augustyn Ciesielski, opat cystersów w Mogile

„Ministrant"

ksiądz Tadeusz Ryłko, wikariusz parafii pw. św. Szczepana w Krakowie

„Miś"

ojciec Jan Niedźwiadek, przeor kamedułów na Bielanach

„Nela"

ksiądz Józef Hajduk, prefekt-prokurator Wyższego Seminarium Duchownego w Krakowie

„Nieznany"

ojciec Roman Wojnicz, przeor karmelitów bosych

„Orawa"

ksiądz Ferdynand Machay, proboszcz parafii mariackiej w Krakowie

„Pedagog"

biskup Karol Wojtyła

„Prefekt"

biskup Jan Pietraszko

„Profesor"

ksiądz Aleksy Klawek, wykładowca na Wydziale Teologicznym w Krakowie

„Ptaszek"

ksiądz Wróbel, prowincjał księży pijarów

„Rowski"

ksiądz Tadeusz Kurowski, proboszcz parafii pw. św. Floriana w Krakowie

„Wschód"

arcybiskup Eugeniusz Baziak

„Wujek"

ksiądz Stanisław Gródecki, wikariusz parafii mariackiej w Krakowie

„Wzgórze"

ojciec Piotr Rostworowski, przeor benedyktynów w Tyńcu

„Zastępca"

ksiądz Czesław Obtułowicz, zastępca kierownika Wydziału Duszpasterskiego Kurii Metropolitalnej w Krakowie

Liczba prowadzonych spraw świadczy o tym, jak wielką wagę władze komunistyczne przywiązywały do rozpracowywania Kościoła. Reasumując, trzeba podkreślić, że zarówno w okresie stalinowskim, jak i w latach następnych archidiecezja krakowska, a szczególnie Kuria Metropolitalna w Krakowie poddane były rozmaitym formom represji ze strony bezpieki. Brutalność tych represji w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych - stosowanie przemocy fizycznej i psychicznej - pozostała w pamięci i świadomości duchownych tamtego pokolenia. Jednych, którzy stanowili większość, umacniało to w ich poglądach antykomunistycznych; innych przeciwnie - zastraszało i przerażało, a nawet skłaniało do uległości wobec nowej władzy. Ci ostatni, żyjąc niejednokrotnie w lęku przed powtórzeniem się represji z okresu stalinizmu, byli podatni na manipulacje SB. Choć niniejsze opracowanie skupia się na latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku, warto pamiętać o tym, co działo się dwie, trzy dekady wcześniej, gdyż wpłynęło to znacząco na późniejsze postawy duchownych wobec bezpieki.

Kler „postępowy”

Aby osłabić wpływ Kościoła katolickiego na polskie społeczeństwo, władze komunistyczne stosowały dwie metody postępowania. Jedną - opisaną w poprzednim rozdziale - były rozmaite formy zastraszania, stosowania przemocy fizycznej i psychicznej, aż po skrytobójstwo i mordy sądowe. Natomiast druga metoda polegała na rozbijaniu Kościoła od wewnątrz. W tym celu powołano m.in. Komisję Księży przy Związku Bojowników o Wolność i Demokrację. Jej członkowie przeszli do historii pod nazwą kleru „postępowego” lub „księży patriotów”. Idea powołania komisji narodziła się w czasie zjazdu organizacji kombatanckich, który w dniach 1-2 września 1949 roku odbył się w auli Politechniki Warszawskiej. Doszło wówczas do zjednoczenia tych organizacji w ZBoWiD. Po zakończeniu obrad grupę ponad czterdziestu księży uczestniczących w tym zjeździe przyjął w Belwederze sam Bolesław Bierut.

Główna Komisja Księży przy ZBoWiD-zie powstała formalnie 28 lutego 1950 roku. Na jej czele stanął osiemdziesięcioletni ksiądz kanonik Edmund Konarski z archidiecezji gnieźnieńskiej. W skład prezydium weszli ponadto jako współprzewodniczący: ksiądz Bonifacy Woźny, augustianin z Krakowa, ksiądz Józef Bartel oraz ksiądz pułkownik Wacław Pyszkowski z diecezji gnieźnieńskiej, mianowany wbrew woli hierarchii kościelnej i bez mocy kanonicznej szefem Duszpasterstwa Wojskowego. Sekretarzem został ksiądz Roman Szemraj z diecezji sandomierskiej, były kapelan AK, a następnie generalny dziekan Ludowego Wojska Polskiego. Do zarządu weszli natomiast: ksiądz Antoni Lamparty, kapelan armii Berlinga i proboszcz ze Środy Śląskiej; ksiądz Stanisław Owczarek, proboszcz z Konar koło Grójca w archidiecezji warszawskiej; ksiądz Stanisław Skurski z diecezji sandomierskiej, który chciał wstąpić do Polskiej Partii Robotniczej (poprzedniczki PZPR), ale go nie przyjęto. W ciągu 1950 roku powołano we wszystkich województwach okręgowe komisje księży. W I Ogólnopolskim Zjeździe Komisji Księży w lutym 1952 roku udział wzięło 350 duchownych.

W okresie największego rozkwitu środowisko „księży patriotów" liczyło tysiąc osób plus drugie tyle „sympatyków", przy czym „sympatykami" byli na ogół księża sporadycznie tylko włączający się w działalność komisji (np. w województwie krakowskim Komisja Księży liczyła w 1952 roku 45 członków i 180 sympatyków). „Księża patrioci" mieli własny organ prasowy, „Głos Kapłana", oczywiście bez imprimatur kościelnego. Pismo to zmieniło później nazwę na „Głos Obywatela", a następnie na „Kuźnica Kapłańska". W 1950 roku pod fałszywymi zarzutami odebrano Kościołowi organizację charytatywną Caritas i powierzono ją księżom kolaborującym z komunistami.

Do komisji księży wstąpiło wielu duchownych, którzy w latach wojny byli więźniami niemieckich obozów koncentracyjnych, gdzie w heroiczny sposób cierpieli za Kościół i ojczyznę. Ludzie ci mieli za sobą tak bolesne doświadczenia, że nowej władzy łatwo było nimi manipulować i wywierać na nich presję psychiczną. Do komisji wstępowali także kapelani wojskowi. Osobną grupę stanowili kapłani zmuszeni do tego szantażem. Większość członków stanowili jednak duchowni, którzy z walką o wolność w czasie II wojny światowej nie mieli nic wspólnego, a do nowych struktur włączali się jedynie z powodów koniunkturalnych. Byli oni typowymi karierowiczami, częstokroć także skłóconymi ze swoimi przełożonymi. Tylko niewielki procent członków stanowili ci duchowni, którzy - całkowicie naiwnie - wierzyli, że nowy system przyniesie Polsce sprawiedliwość społeczną.

Trzeba wyraźnie zaznaczyć, że środowisko „księży patriotów" od samego początku było infiltrowane i sterowane przez komunistyczną bezpiekę, która w tym działaniu posługiwała się wieloma duchownymi zwerbowanymi jako informatorzy i agenci. Niektórzy z tych współpracowników dawali się wykorzystywać do rozbijania Kościoła także po 1956 roku.

Klasycznym przykładem agenta działającego z dużym wyrachowaniem był ksiądz Henryk Weryński. Urodził się w 1892 roku w Mielcu. W 1910 wstąpił do seminarium w Tarnowie. Po święceniach w 1915 roku pracował w kilku parafiach diecezji tarnowskiej. Na terenie archidiecezji krakowskiej znalazł się w 1930 roku, kiedy to powierzono mu kierowanie krakowskim oddziałem Katolickiej Agencji Prasowej. Uważał się za literata i publicystę, pisywał do czasopism; popierał wówczas rządy piłsudczyków, próbując nawet startować w wyborach z listy sanacyjnej. Kariery polityka jednak nie zrobił.

Po II wojnie światowej ksiądz Weryński poparł z kolei system komunistyczny. Otrzymał za to zakaz odprawiania mszy świętych na terenie archidiecezji, który zresztą władze kościelne później cofnęły. Podjął posługę kapelana w LWP, dochodząc szybko do stopnia podpułkownika oraz stanowiska zastępcy kapelana Dowództwa Okręgu Wojskowego. Został też proboszczem krakowskiej parafii wojskowej pw. św. Agnieszki, zwanej popularnie „Agnieszkowem”. W 1947 roku wstąpił do Stronnictwa Pracy, przekształconego później w prorządowe Stronnictwo Demokratyczne. W 1950 roku jako jeden z pierwszych duchownych z diecezji tarnowskiej wstąpił do Komisji Księży przy ZBoWiD-zie, stając się jej aktywnym członkiem. Trzy lata później na Zjeździe Duchownych i Świeckich Działaczy Katolickich w Krakowie wygłosił przemówienie całkowicie popierające nową władzę. Otrzymał z rąk komunistów wiele odznaczeń, m.in. Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski oraz Złoty Krzyż Zasługi. Nie stronił też od przyjmowania gratyfikacji materialnych.

Do współpracy z Urzędem Bezpieczeństwa jako agent informator o pseudonimie „Hanka” został zwerbowany 22 grudnia 1946 roku przez Henryka Chmielewskiego, wicedyrektora Departamentu II MBP. Podpisał wówczas zobowiązanie, na mocy którego w zamian za udzielane informacje miał otrzymywać od bezpieki 5000 złotych miesięcznie, płatne z dołu. Ponadto domagał się od UB poparcia w sprawach awansu kościelnego (ubiegał się o eksponowane probostwo i prałaturę) oraz w sprawie umieszczania w prasie katolickiej jego artykułów, które ze względu na ich prorządowy charakter były do tej pory odrzucane przez redakcje. W latach następnych funkcjonariusze rzeczywiście w tej sprawie naciskali na redakcje „Słowa Powszechnego” i przejętego w 1953 roku przez PAX „Tygodnika Powszechnego".

Jako informator ksiądz Weryński pisał donosy na całe środowisko krakowskie, zarówno na duchownych, jak i świeckich. Pułkownik Józef Światło, wicedyrektor Departamentu X MBP, który w 1953 roku uciekł na Zachód, tak opisywał jego działalność:

Ks. kapelan płk Henryk Weryński był od wielu lat na służbie bezpieki i otrzymywał instrukcje bezpośrednio od mjr. Kozłowskiego, ówczesnego naczelnika Wydziału V WUBP w Krakowie. Przychodził do mnie jako zastępcy szefa wojewódzkiego urzędu bezpieczeństwa, osobiście wręczyłem mu kupon na sutannę. Został mianowany kapelanem wojskowym i przeniesiony do Krakowa po to tylko, aby mógł łatwiej zdobywać informacje w otoczeniu kardynała Sapiehy. Najwięcej wiadomości zawierały jego raporty ze spowiedzi.