Krótka historia mafii sycylijskiej - Tomasz Bielecki - ebook + audiobook + książka

Krótka historia mafii sycylijskiej ebook i audiobook

Bielecki Tomasz

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Włoska mafia to jawnie przestępcza organizacja, działająca poza prawem maszyna do zarabiania brudnych pieniędzy. Jej szefostwo, zwykle zlecając zbrodnie swoim żołnierzom, nie cofa się przed mordowaniem konkurencji, stróżów prawa, dziennikarzy i zwykłych ludzi, którzy mieli nieszczęście stanąć im na drodze. A jednak szczególnie na południu Włoch, gdzie struktury mafijne są wyjątkowo silne i trwałe, zorganizowana przestępczość łatwo łączy się z religijnością i kultem swoiście rozumianego honoru. Nie wolno zdradzić towarzyszy w przestępstwie. Należy szanować i być posłusznym starszym z "rodziny". Trzeba troszczyć się o dzieci i własną żonę, ręce trzymać z dala od żony "brata", pod groźbą śmierci. W zamian za to mafia otoczy cię opieką - odpowiednio wykształci, zapewni godny byt, a w razie wpadki zaopiekuje się bliskimi, a uwięzionemu podeśle najlepszych adwokatów. Albo zorganizuje wystawny pogrzeb...

Skąd się wzięła sycylijska mafia? Lubi się przedstawiać jako organizacja o wielosetletniej tradycji. "Śmierć Francuzom! Pragniemy niepodległości!" (Morte ai Francesi! Indipendenza anela!) - miały krzyczeć tłumy w Palermo w czasie Nieszporów Sycylijskich, jak nazwano powstanie wyspiarzy przeciw rządom francuskich Andegawenów w XIII wieku. Iskrą, która spowodowała bunt, było znieważenie miejscowej mężatki przez francuskich żołnierzy. Morte ai Francesi! Indipendenza anela! - pierwsze litery zawołania układają się w słowo M-A-F-I-A. Mafia - organizacja surowa, nieraz okrutna, uciekająca się czasem do zabójstwa, ale zawsze w słusznej sprawie, dla dobra zwykłych ludzi. Prawda jest jednak inna - cosa nostra to wytwór "nowoczesności", którą chaotycznie zaprowadzano na włoskim południu od XIX wieku. A jej historia? Najlepiej się ją poznaje, studiując biografie głośnych gangsterów, trzymających w ręku życie mieszkańców południa Italii.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 272

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 28 min

Lektor: Czyta: Roch Siemianowski

Oceny
4,2 (5 ocen)
2
2
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Tuptus1967

Dobrze spędzony czas

.
00

Popularność




Tomasz Bielecki

Krótka historia mafii sycylijskiej

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

Autor oraz Wydawnictwo HELION dołożyli wszelkich starań, by zawarte w tej książce informacje były kompletne i rzetelne. Nie biorą jednak żadnej odpowiedzialności ani za ich wykorzystanie, ani za związane z tym ewentualne naruszenie praw patentowych lub autorskich. Autor oraz Wydawnictwo HELION nie ponoszą również żadnej odpowiedzialności za ewentualne szkody wynikłe z wykorzystania informacji zawartych w książce.

Redaktor prowadzący: Piotr Nehring

Korekta: Teresa Zielińska/M.T. Media

Fotografia na okładce została wykorzystana za zgodą Shutterstock.

­­

Wydawnictwo HELION ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice tel. 32 231 22 19, 32 230 98 63 e-mail: [email protected] WWW: http://editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)

ISBN: 978-83-283-4492-1

Copyright © Helion 2018

Poleć książkęKup w wersji papierowejOceń książkę
Księgarnia internetowaLubię to! » nasza społeczność

Wstęp

Sycylijska mafia lubi się przedstawiać jako organizacja znacznie starsza, niż jest w rzeczywistości. „Śmierci Francuzów pożąda niepodległość!” (Morte ai Francesi indipendenza anela!) — miały krzyczeć tłumy w Palermo w czasie Nieszporów Sycylijskich, jak nazwano powstanie wyspiarzy przeciw rządom francuskich Andegawenów w XIII w. Iskrą, która rozpaliła bunt, było znieważenie miejscowej mężatki przez francuskich żołnierzy. W pamięci ludowej rebelia przetrwała przede wszystkim jako wystąpienie sycylijskich prostaczków przeciw niesprawiedliwości ze strony francuskich możnych oraz ich żołdaków. Bicie dziesiątków dzwonów wzywających zwykle Palermo na wieczorną modlitwę, tym razem w poniedziałek wielkanocny 1282 r., pchnęło rozjuszonych Sycylijczyków do rozpoczęcia rzezi trwających kilka tygodni. Zginęło wówczas ok. 3000 Francuzów.

Morte ai Francesi indipendenza anela! — pierwsze litery tego krwawego zawołania układają się w słowo M-A-F-I-A. Zgodnie z podtrzymywanym przez siebie mitem mafia jest surowa, czasem wręcz okrutna, uciekająca się do zabójstwa, ale zawsze w słusznej sprawie, dla obrony prastarego miejscowego porządku, a zatem i dla dobra zwykłych ludzi.

Jakby tej legendy było mało, mafia szuka czasem swych korzeni także w opowieściach o średniowiecznej drużynie tajemniczych palermiańskich Beati Paoli z Sycylii. Bronili oni maluczkich przed krzywdami doznanymi od tych feudałów i hierarchów kościelnych, którzy sprzeniewierzali się nakazom honoru i wyzyskiwali ubogich przez swą niepohamowaną chciwość.

Te opowieści założycielskie to naturalnie sycylijskie bajania. Nie ma żadnych przekonujących dowodów historycznych na istnienie Beati Paoli, a tym bardziej na to, by stanowili oni inspirację dla późniejszych gangów przestępczych. Z kolei obrazy Sycylijczyków, którzy w pogoni za Francuzami na murach Palermo smarują węglem bądź kredą akronim MAFIA, to wizja co najwyżej literacka. Mafia jest bowiem wytworem „nowoczesności”, którą chaotycznie zaprowadzano na włoskim południu od XIX w. Natomiast do języka powszechnego jej nazwę wprowadził teatr, co okazało się zapowiedzią późniejszej fascynacji mafią w filmie i literaturze (fanem Ojca chrzestnego był jeden z bardzo znanych mafiosów Tommaso Buscetta — pierwszy, który złamał zasadę milczenia omertà).

Niezbyt wyszukana, lecz bardzo popularna sztuka I mafiusi de la Vicaria była wystawiana w Palermo w 1863 r., a już dwa lata po jej sukcesie scenicznym słowo mafia po raz pierwszy pojawiło się w sycylijskich raportach policyjnych. Włoski językoznawca Antonino Traina wpisał tę nazwę do swych słowników niedługo potem, bo już w 1866 r. La Vicaria, gdzie toczy się akcja sztuki, to więzienie w Palermo. Główny bohater przewodzi tajnemu stowarzyszeniu osadzonych, nie pozwala krzywdzić bezbronnych więźniów, szanuje zmarłych, „chrzci” nowych adeptów, których przyjmuje do swojej organizacji, i na kolanach modli się o wybaczenie za wyrządzoną niesprawiedliwość. Bo przecież mafioso w dialekcie palermiańskim oznaczał niegdyś mężczyznę śmiałego, pewnego siebie, ale jednocześnie na swój sposób szlachetnego.

Nauczano mnie, że mafia narodziła się po to, by zaprowadzać sprawiedliwość. Czy wiecie, że teraz przed Chrystusem czuję się zdrajcą? W czasach, gdy zabijałem, chodziłem do kościoła ze spokojem w duszy. Jednak teraz, kiedy jestem skruszony[1], o nie… Nie modlę się ze spokojem — tak Leonardo Messina, który poszedł na współpracę z prokuraturą, ćwierć wieku temu objaśniał, jak na południu Włoch mafijność potrafi się łączyć z religijnością oraz kultem honoru. Taka sama mieszanka istniała tam już od samych mafijnych początków w XIX w. Przedstawienie I mafiusi de la Vicaria, co raczej nie było zamierzone przez jego autorów, stało się tylko jednym z wielu sposobów na umacnianie na włoskim południu niemalże pozytywnego, wzbudzającego szacunek wizerunku „ludzi honoru”.

Mafiosi, choć zawsze zastraszali, bili, mordowali, to bodaj nigdy nie wzdrygali się przed religijnym uwznioślaniem swych rytuałów. „Jeśli zdradzę, to niech me ciało spłonie, tak jak płonie ta karta!” — brzmi opisana po raz pierwszy już w XIX w. klątwa z obrzędu wejścia nowego człowieka do kręgu mafijnego, z czasem coraz częściej nazywanego rodziną. Płonąca karta czy papier to święty obrazek najczęściej z wizerunkiem L’Annunciaty (Matki Boskiej w scenie zwiastowania), czasem ze Świętym Antonim bądź z Michałem Archaniołem. Kandydat na „człowieka honoru” powinien ów obrazek splamić własną krwią z nakłutego igłą lub nożem palca wskazującego prawej ręki (tego, którym pociąga się za cyngiel). Ta krew to znak zawarcia nowych więzów, a ogień to symbol oczyszczenia przy wejściu do grona nowych „krewnych”. Na Sycylii do jednej „rodziny” nie może wchodzić więcej niż dwóch rodzonych braci, by mafijne powiązania nie zostały zdominowane przez prawdziwe więzy krwi. „Nie jesteś już z tego świata, bo nasz świat jest osobny” — to mafijne posłanie brzmi niemal jak aluzja do Ewangelii.

Ogień ma strawić obrazek, zdarza się, że na otwartej dłoni nowicjusza, gdy uroczyście przysięga on wierność zasadom określanym czasami „dekalogiem” albo mafijną „biblią”. To pokora i posłuszeństwo wobec przełożonych, prawdomówność wobec członków rodziny, a zarazem milczenie o jej sprawach w relacjach ze światem zewnętrznym (po sycylijsku omertà). „Kto jest głuchy, ślepy i milczy, przeżyje sto lat w pokoju” — tak zasadę omertà tłumaczy powtarzane do dzisiaj sycylijskie przysłowie. Do mafijnego dekalogu wchodzi także szacunek dla żony i dzieci, jak również zagrożony mafijną karą śmierci zakaz uwodzenia kobiet poślubionych innym „ludziom honoru”. Obrzędowi wprowadzenia przewodzi zawsze padrino, czyli — to znów nawiązanie religijne — mafijny ojciec chrzestny.

Spora część włoskich śledczych długo uważała mafijne inicjacje z przysięgami, krwią i ogniem za ludowe podania pochodzące z dalekiej przeszłości albo wręcz zmyślenia. A jednak zeznania skruszonych mafiosów z Sycylii i Kalabrii sugerują, że przynajmniej w niektórych częściach włoskiego południa takie rytuały praktykuje się do dzisiaj.

To od sycylijskiej mafii, nazywanej w XX w. także cosa nostrą (głównie w kontekście przestępczych związków Sycylii ze Stanami Zjednoczonymi), wzięło się miano siatek przestępców powiązanych z wymiarem sprawiedliwości, biznesem oraz światem polityki. Stąd także określenia mafii rosyjskich, bałkańskich, kaukaskich i innych. „Sekty zbójów”, jak początkowo nazywano je w XIX w., przerodziły się w stowarzyszenia „ludzi honoru” również w Neapolu, gdzie nazywają się kamorra — to słowo pochodzi prawdopodobnie od powszechnej niegdyś nazwy bandy czy szajki — a także w Kalabrii, gdzie zagnieździła się ’ndrangheta (obecnie najsilniejsza we Włoszech) z nazwą pochodzącą zapewne od kalabryjskiego „męstwa”. Apulia, prowincja położona w obcasie „włoskiego buta”, w 2. poł. XX w. dołączyła ze swoją sacra corona unita do innych regionów południa.

„Ludzi honoru” z Neapolu, a zwłaszcza z Kalabrii, od początku łączyła z Sycylijczykami chęć odróżnienia się od zwykłych oprychów. W micie założycielskim, który Kalabryjczycy nawet dziś opowiadają podczas inicjacji w swych przestępczych stowarzyszeniach, wspomina się o trzech hiszpańskich rycerzach: Ossie, Mastrossie i Carcagnossie. W nieokreślonej bliżej przeszłości przybyli oni na wyspę Favignana położoną przy zachodnim cyplu Sycylii. Musieli uciekać z Hiszpanii, bo zmyli tam krwią zbrodnię pewnego arystokraty, który zgwałcił jedną z ich sióstr. Poczucie krzywdy i odrzucenia skłoniło uciekinierów do założenia bractwa, a po blisko 30 latach doskonalenia „kodeksu honorowego” postanowili zanieść jego reguły w świat. Osso oddał się w pieczę Świętemu Jerzemu, przepłynął na Sycylię i tam założył gałąź bractwa — sycylijską mafię. Mastrosso wybrał Madonnę na swą patronkę, popłynął do Neapolu i tam stworzył kamorrę. Natomiast Carcagnosso obrał za opiekuna Michała Archanioła i pożeglował w stronę Kalabrii, gdzie dał początek trzeciemu odgałęzieniu bractwa, czyli ’ndranghecie.

Na wysepce Favignana, na której mieli wylądować Osso, Mastrosso i Carcagnosso, mieściła się niegdyś kolonia karna. I to jest jedyny związek tej legendy z rzeczywistością, za więziennymi kratami bowiem osadzeni przestępcy rzeczywiście doskonalili swoje reguły honorowe. Działo się tak za czasów XIX-wiecznego Królestwa Obojga Sycylii (obejmującego Sycylię i południową Italię ze stolicą w Neapolu), a potem w zjednoczonych Włoszech. Właśnie takie rytuały miłośnicy teatru mogli oglądać w wystawionej w Palermo sztuce I mafiusi de la Vicaria. W swych sekretnych obrzędach i przysięgach dawni mafiosi czerpali inspirację nie tylko z religii, ale też trochę ze zwyczajów tajnych związków wolnomularzy (masoni przybyli na Sycylię z Francji ok. 1820 r.) i patriotycznie nastrojonych karbonariuszy[2] wspierających kilka włoskich rewolucji. Zwykli opryszkowie nawiązywali z nimi znajomości w więzieniach, a na Sycylii niektórzy węglarze kończyli w przestępczych bandach.

„Psiakrew, ząb mnie boli”. „Mnie też”. „Kiedy zaczął?”. „Dzień przed Świętem Zwiastowania” — takie rozmowy o bólu zębów (zwykle kła wskazywanego palcem) były w XIX-wiecznej Sycylii sposobem rozpoznawania się członków „zbójeckich sekt”. Pamiętniki pisane przez włoskich patriotów w czasie odsiadek w więzieniach świadczą zarówno o fascynacji lojalnością „ludzi honoru”, ich świetną organizacją, twardymi regułami, jak i o strachu przed bezwzględnością kolegów z celi.

Znajomości zawarte w więzieniach między kryminalistami a patriotami z wyrokami za politykę odżyły w Neapolu, gdy zbliżał się koniec rządów Franciszka II Burbona, władcy Królestwa Obojga Sycylii. Królewskiej policji już wcześniej zdarzało się korzystać z płatnej zapewne pomocy niektórych kamorrystów w trzymaniu w ryzach przestępczego półświatka i nękaniu opozycji. Jednak w oczekiwaniu antyburbońskiej rewolucji pod koniec lat 50. XIX w. policja i konspiracyjny antykrólewski „komitet porządku” zaczęły rywalizować o współpracę z przestępcami. Na pierwszym spotkaniu konspiratorów z grupą wpływowych kamorrystów ci ostatni zażądali sowitej zapłaty za pomoc w obaleniu Burbonów — mieli nawet gotowy projekt naszywek na ramiona z napisem „Porządek”, ale żądany przez nich „żołd” okazał się stanowczo za wysoki. Kamorryści spuścili z tonu w 1859 r., kiedy tron zaczął się chwiać coraz bardziej, a w Neapolu nadejście Risorgimento (i obalenie władzy Burbonów) — jak Włosi nazywają zjednoczenie Italii — stało się bardzo prawdopodobne.

To wówczas wpływowy kamorrysta Salvatore De Crescenzo orzekł, że warto zrezygnować z szybkiego zarobku na „żołdzie”, bo współpraca z antyburbońskimi patriotami okaże się inwestycją korzystniejszą, choć długoterminową. Potem gazety w dalekim Turynie drukowały jego zdjęcia z zielono-biało-czerwoną kokardą — symbolem zjednoczonej Italii. Nawrócenie bandyty na służbę ojczyźnie okazało się nieszczere, a w każdym razie nie bezinteresowne — niedługo po 1860 r. kokardy stały się bardzo pomocne w szmuglu, bezkarnym ściąganiu haraczy i porachunkach z konkurentami w interesach. A hasło Patria, czyli Ojczyzna, z którym patrioci walczyli o Italię na ulicach Neapolu, zaczęło służyć jako nazwa współpracujących ze sobą gangów miejskich.

Camillo Cavour, pierwszy premier zjednoczonych Włoch, a wcześ­niej szef kolejnych rządów przy Wiktorze Emanuelu II Sabaudzkim w Królestwie Sardynii, ledwie kilka lat przed Risorgimento rozmyślał o zjednoczonej Italii, ale raczej bez południa — tak odmiennego, a zatem trudnego do zintegrowania z resztą kraju. Jednak w końcu pozwolił ponieść się biegowi dziejów. Król Wiktor Emanuel II miał ambicję, by rządzić całą Italią, więc wspomagał finansowo „wyzwolicielskie” wyprawy Giuseppego Garibaldiego[3] do burbońskiego Królestwa Obojga Sycylii. Musimy narzucić zjednoczenie najbardziej zepsutym i słabym częściom kraju. Nie możemy wątpić co do nieodzownych środków — to siła moralna, a gdy to nie wystarczy, to siła fizyczna — pisał Cavour. Zmarł w 1861 r., po paru miesiącach kierowania rządem zjednoczonych Włoch, więc nie miał sposobności ujrzeć, jak słuszne okazały się jego obawy przed trudnym zszywaniem „dwóch Italii”.

Garibaldi wylądował ze swą armią tysiąca[4] w Marsali na zachodniej Sycylii w maju 1860 r., obiecując miejscowym wyzwolenie od kolonialnej władzy Burbonów, klasie średniej zmęczonej przywilejami arystokratów — niemal republikanizm, a chłopom — redystrybucję kościelnych i burbońskich latyfundiów. Już po kilku dniach w imieniu króla Wiktora Emanuela II przejął nad Sycylią władzę dyktatorską. We wrześniu 1860 r. wjechał pociągiem do Neapolu, gdzie był witany jako wyzwoliciel. Gdy już całe Królestwo Obojga Sycylii zostało uwolnione od Burbonów (dołączenie tych ziem do Włoch zatwierdziły plebiscyty z tego samego roku), władzom w Turynie nie zajęło wiele czasu zmarginalizowanie rewolucjonisty i wyzwoliciela, a także wycofanie się z jego najradykalniejszych obietnic republikanizmu i podziału ziemi, choć to one wywoływały największy entuzjazm ludności dla zjednoczenia Italii.

Już w lutym 1861 r., po wyzwoleniu całych północnych Włoch spod panowania austriackich Habsburgów, Wiktor Emanuel II został królem zjednoczonej Italii. Ostatnie, lecz najbardziej symboliczne miasto w dziejach Risorgimento — Rzym — zostało uwolnione od wojsk papieskich i włączone do Królestwa Włoch dopiero w 1870 r.

Zainicjowane przez północnowłoski Piemont zjednoczenie przyniosło południu pewien sukces, ale bodaj tylko kuchenny. Oliwa ruszyła do zwycięskiej walki z masłem, pasta zepchnęła do narożnika polentę, czyli kukurydzianą mamałygę z północy, a owoce morza już chyba zawsze będą się kojarzyć z Italią bardziej niż bolońska mortadela. Królowa Małgorzata Sabaudzka (po włosku jej imię brzmi Margherita), żona drugiego monarchy zjednoczonych Włoch Humberta I (1878 – 1900), łaskawie się zgodziła, by pewien neapolitański szef kuchni nazwał jej imieniem pizzę z pomidorami i mozzarellą. Jedna z kulinarnych anegdot głosi, że pizzę tę skomponowano celowo tak, by miała kolor włoskiej flagi, choć ojcom Risorgimento nie o kuchnię przecież chodziło.

Sycylijczycy szybko zaczęli się buntować przeciw nieznanemu im wcześniej powszechnemu zaciągowi do wojska, który odbierał rodzinnym gospodarstwom młode i silne ręce do pracy. Wszyscy południowcy z dużym trudem znosili nowe podatki, a szczególnie znienawidzili podwyższone daniny od dziedziczenia. „Na Sycylii wszyscy jesteśmy krewnymi króla” — sarkali źli, że jego wysokość zabiera sobie niemały kawałek majątku po zmarłym. Na całym południu sytua­cja stawała się najbardziej napięta na wsiach, gdzie niemogący się doczekać podziału ziem kościelnych i poburbońskich chłopi szybko poczuli się zdradzeni przez nową ojczyznę. W rezultacie jeszcze bardziej rósł opór przed podatkami oraz oddawaniem synów do wojska młodej Italii. A ci już służący w armii coraz częściej myśleli o dezercji.

Łamanie nowych praw szybko zamieniało się na południu w normę. Tymczasem obwieszczenia rozwieszane już w 1861 r. zapowiadały konfrontację, bo władza ani myślała ustępować w kwestii poboru i podatków. Państwo, choć budowane pod hasłami liberalnymi, zaczynało się zachowywać jak potęga kolonialna na świeżo podbitych terenach. W latach 1861 – 1865 w prowincjach południowych ogłoszono stan wyjątkowy, co przyczyniło się do eskalacji konfliktu na ziemiach dawnego Królestwa Obojga Sycylii: rozmieszczono tam aż dwie trzecie włoskiej armii, by utrzymywała porządek po patriotyczno-zjednoczeniowej zawierusze. Rezultaty nie okazały się imponujące: liczba dezerterów (26 tys. w samym 1863 r.) nie spadała w kolejnych kilku latach, a nowe przepisy zamieniły dziesiątki tysięcy uchylających się od poboru w ludzi ściganych przez prawo i jeszcze wikłały w „ciężkie przestępstwo” ich rodziny, przyjaciół i znajomych. Bez procesów sądowych palono domy, a nawet aresztowano rodziny domniemanych dezerterów, których torturowano i wieszano, a ich fotografie publikowały gazety.

Nic dziwnego, że coraz bardziej wzmagały się nastroje buntownicze, a pod ich naporem chwiał się tradycyjny wymiar sprawiedliwości. Zarazem ze strony zagrożonych bezładem Sycylijczyków rósł popyt na alternatywny, niezależny od państwowego czy wręcz podziemny system sprawiedliwości i bezpieczeństwa. Włączali się do niego „żołnierze” werbowani spośród ludzi wypychanych poza prawo przez młodą Italię. System był opłacany przez ludzi zamożniejszych i mających co chronić przed chaosem.

Nie oszukujmy się. Na Sycylii działa sekta, która oplotła całą wyspę. Ochrania i jest ochraniana przez wszystkich, którzy mieszkają na wsiach. Policja nie stanowi dla niej dużego zagrożenia, bo zwykle bez trudu unika obław. Sądy też są jej niestraszne, bo szczyci się, że potrafi odpowiednio nacisnąć na świadka — tak w 1864 r. baron Nicolò Turrisi Colonna pisał w swoim studium Bezpieczeństwo publiczne na Sycylii, czyli w pierwszej poważnej pracy na temat mafii, chociaż jeszcze bez używania tej nazwy.

Jego zdaniem „sekta zbójecka”, która nabrała takiej siły po Risorgimento, zaczęła działać w okolicach Palermo w latach 40. XIX w. Rekrutowała się spośród zarządców majątków ziemskich, co obrotniejszych chłopów i przemytników żyjących z palermiańskiego portu. Zrażona przez brutalną i zepsutą policję burbońską „sekta” miała nieść pomoc rewolucjonistom z 1848 r., a potem tym z czasów Garibaldiego. Jej członkowie mieli nadzieję, jak tłumaczył Turrisi Colonna, że przy okazji Risorgimento przepadną dawne rejestry występków i stracą znaczenie policyjne archiwa z donosami z czasów sprzed zjednoczenia. A nawet liczyli na amnestię ze strony odrodzonej Italii. Choć jednak te nadzieje się nie ziściły, to — o czym baron już nie napisał — „sekta” nie przestała dążyć do cichej współpracy z lokalnymi elitami. Sam Turrisi Colonna uczynił Antonina Giammonę, asa ówczesnej przestępczości zorganizowanej, kapitanem Gwardii Narodowej w Palermo w 1860 r. A kiedy we wrześniu 1866 r. w proteście przeciw biedzie, podatkom, ale i dla rabunku na budynki władzy i policji w Palermo ruszyło kilka tysięcy Sycylijczyków głównie z podmiejskich wsi, to właśnie gwardia pod wodzą Giammony tłumiła ową Rebelię Siedmiu i Pół Dnia.

Na północy szybko zaczęto pisać o „barbarzyńcach” z Sycylii, a o samej wyspie jako „kraju wciąż do odkrycia”, jakby była to co najmniej kolonizowana Afryka. W latach 70. XIX w. florencka gazeta „L’Opinione” poprosiła historyka Pasqualego Villariego o napisanie serii artykułów o fenomenie południa, które coraz mocniej przerażało, ale zarazem pociągało swą egzotyką. Villari w swych Listach z południa ostrzegał, że drakońskie operacje policyjne i wojskowe doprowadzą do przerodzenia się ludowego nieposłuszeństwa w zorganizowaną przestępczość albo i gorzej — w rewolucję. Pisał: Militarna „półokupacja” południa przekonała tamtejszych mieszkańców, że rząd Jego Wysokości Wiktora Emanuela wykorzystał patriotyczne hasła o zjednoczeniu Italii, by zdobyć dla północy kolonialną własność w postaci włoskiego południa.

Historyk przekonywał również, że Italia zamiast (albo oprócz) przemocy powinna pokazać południu reformatorską twarz i wziąć się za wyeliminowanie ubóstwa i poprawę warunków życia. Dowodził, że mafia jest logiczną, naturalną i nieuniknioną konsekwencją szczególnego rodzaju państwowości w tym regionie i musi zostać wykorzeniona, by południe uwolniło się od swego mafijnego przekleństwa. Wskazywał też na niemal feudalny porządek, który przetrwał na sycylijskiej wsi do XIX w. Opisywał, jak posiadacze ziemscy wobec chaosu zaprowadzonego na południu po Risorgimento zaczęli organizować grupy paramilitarne do ochrony swej własności. I stwierdzał bez ogródek: te organizacje paramilitarne to mafia.

Rzeczywiście wydaje się, że rozkwitowi sycylijskiej mafii najbardziej służyło spotkanie ludzi zasobnych oraz ubogich wyrzutków. Dlatego z początku jej głównym ośrodkiem nie były ani najbardziej ubogi sycylijski interior, ani niezbyt zamożne wschodnie wybrzeże. Najprężniej mafia rozwijała się tam, gdzie istniały spore interesy ekonomiczne, czyli w Palermo i na otaczającej je równinie Conca d’Oro, która swą „złotą” (wł. d’oro) nazwę wzięła od upraw pomarańczy i cytryn.

W mafijnym dekalogu jest również przykazanie „nie kradnij”. Ale, jak to w mafijnej rodzinie, chodzi głównie o szacunek w stosunku do dóbr oraz interesów innych „ludzi honoru”, a nie ludzi z „tego świata”. Na własnej skórze przekonał się o tym palermiański lekarz Gaspare Galati, pierwsza tak wyczerpująco opisana (przez samą siebie) ofiara mafijnych wymuszeń w XIX w. W 1872 r. przejął on odziedziczony i znajdujący się pod Palermo gaj cytrusowy Fondo Riella, który uchodził za perłę lokalnej agrotechniki: maszyny parowe napędzały pompy tłoczące wodę pod drzewa na czterech hektarach, a cytryny i mandarynki sprzedawano na północ Europy i do Ameryki. Pomimo to gospodarstwo stało na granicy bankructwa z powodu, jak się szybko przekonał doktor Galati, działań zarządcy, niejakiego Benedetta Carolla. Nie tylko upłynniał on na własną rękę do 25% zbiorów, ale także jego głównym celem nie był doraźny zysk, lecz tak mocne zbicie ceny upadającego Fondo Riella, by on sam lub jego patroni mogli wykupić gaj za grosze. „Na krew Judasza, Fondo Riella nie będzie nigdy ani wydzierżawione, ani sprzedane!” — tymi słowy zarządca odstraszał potencjalnych kupców nienależących do jego sitwy. Lekarz zwolnił krnąbrnego administratora, ale jego następca bardzo szybko zginął od paru kul w plecy, a policja rychło zaprzestała śledztwa, choć tropy wyraźnie wiodły w stronę Carolla. Uparty medyk, choć dostał kilka listów z pogróżkami i żądaniami przywrócenia poprzedniego zarządcy do pracy w Fondo Riella, przyjął kogoś innego. Dowiedziałem się, że w języku mafii złodziej i morderca to człowiek honoru — pisał potem w swych wspomnieniach.

Szybko odkrył, że sprawcy działali w nieodległej wsi Uditore pod przykrywką stowarzyszenia religijnego tercjarzy Świętego Franciszka z Asyżu. Duszpasterzem tej wspólnoty był policyjny donosiciel i kapelan więzienny ojciec Rosario, ale prawdziwym capo, szefem tej mafijnej rodziny z Uditore, okazał się… Antonino Giammona. Ten sam, z którym w latach 60. układał się baron Nicolò Turrisi Colonna. Giammona specjalizował się w ściąganiu okupów za ochronę gajów cytrusowych, narzucaniu ich właścicielom wyznaczonych przez mafię zarządców, strażników, robotników rolnych i pośredników w sprzedaży zbiorów. Gdy doktor Galati poszedł z tymi wiadomościami na policję, dostał kolejne listy z pogróżkami, a jego następny zarządca — kilka kulek. Ten ostatni, ciężko ranny i przekonany, że leży na łożu śmierci, więc nie ma już nic do stracenia, zeznał policji, że strzelał do niego Carollo oraz dwaj inni byli pracownicy Fondo Riella. Jednak kiedy dzięki świetnej opiece lekarskiej Galatiego stanął na nogi, zaraz pognał na spotkanie z Antoninem Giammoną i w zamian za wycofanie zeznań uzyskał jego wybaczenie obwieszczone niemal oficjalnie na wspólnej uczcie w Uditore. Policja przerwała śledztwo.

Tym razem doktorowi Galatiemu nie trzeba było kolejnych listów z groźbami i wraz z żoną oraz córkami ewakuował się do Neapolu. I już stamtąd, w 1875 r., w liście otwartym do ministra spraw wewnętrznych opisał sytuację w liczącej wówczas ok. 800 mieszkańców wsi Uditore, gdzie w jednym tylko roku zginęło ponad 20 osób, a policja nie kiwnęła palcem, by wykryć sprawców. Dowody ze zleconego przez ministerstwo śledztwa zaczęły wskazywać, że wszyscy zarządcy zatrudniani przez Galatiego byli powiązani z mafią, tyle że z różnymi rodzinami konkurującymi o kontrolę nad gajami cytrusowymi w rejonie Fondo Riella. Gdy w wyniku dochodzenia Giammonie zaczął się palić grunt pod nogami, zdecydował się na pokaz siły — Carollo, zwolniony niegdyś przez doktora Galatiego zarządca gaju cytrusowego, poprosił o zgodę na polowanie w rejonie Fondo Riella, a w tej rozrywce miał mu towarzyszyć… jeden z sędziów sądu apelacyjnego z Palermo.

Za Giammoną publicznie wstawiali się posiadacze ziemscy, politycy oraz prawnicy z Palermo, w tym także baron Turrisi Colonna, który prawdopodobnie w swych majątkach korzystał z usług „ludzi honoru”. W jednym z listów otwartych uznali go za ofiarę zawistników zazdroszczących mu, że potrafi żyć za swoje i nie pozwala się zastraszać oraz okradać. Cała ta historia zakończyła się poleceniem wzmożenia obserwacji policyjnej tego, co się dzieje w okolicach Uditore. Doktor Gaspare Galati musiał poczuć się zupełnie bezsilny. Dziś wiemy, że już w czasie jego przygód z mafią bardzo duża część biznesu cytrusowego znajdowała się pod nadzorem organizacji przestępczych kontrolujących plantacje, sprzedaż i ceny cytryn i pomarańczy, a także rekrutację pracowników oraz reguły dotyczące pracy w gajach.

Broń pozostała po czasach Garibaldiego była przechwytywana przez mafiosów z nieformalnych grup, które żyły ze współpracy z posiadaczami ziemskimi szukającymi ochrony. Korzystali oni z usług uzbrojonych strażników nadzorujących pracę robotników rolnych oraz stojących wyżej w hierarchii społecznej gabellotti, czyli dzierżawców niewielkich kawałków ziemi. Ci ostatni pochodzili z małomiasteczkowych bądź wiejskich elit i często nie grzeszyli lojalnością wobec wielkich właścicieli ziemskich. Rycerskie niemal kodeksy honorowe i legendy sięgające czasów Nieszporów Sycylijskich stanowiły jedynie swego rodzaju upiększenie brutalnej wojny o dominację w biznesie cytrusowym, której ofiarą stał się doktor Galati.

Jednak w północnych Włoszech sprawa Fondo Riella nie cichła, a napisane przez Galatiego memorandum do ministerstwa spraw wewnętrznych długo krążyło wśród parlamentarzystów. Zjednoczona Italia szybko stanęła wobec questione meridionale, czyli gorąco dyskutowanej do dziś kwestii południa — obszaru „zawsze innego”, nigdy nie dość zintegrowanego z resztą kraju, gdzie władza centralna raz po raz musiała kapitulować w walce ze stowarzyszeniami „ludzi honoru”. Liczba zabójstw na Sycylii — jedno na 3194 mieszkańców rocznie w porównaniu z jednym na 44 674 w Lombardii — stała się wybuchowym tematem w parlamencie. Luźna koalicja rządząca, nazywana po prostu prawicą, nie tylko wciągnęła na swe maszty antymafijne sztandary, ale szybko zaczęła nazywać swych przeciwników politycznych z lewicy obrońcami mafii. Prawica miała nikłe poparcie na południu. A skoro Cesare Lambroso, jeden z bardziej znanych kryminologów, snuł wówczas teorie o wrodzonych u południowców skłonnościach do przestępczości, to niektórzy rządzący zaczęli wytykać opozycji pochodzenie południowe. A jeśli pochodzenie, to i oczywiście odziedziczoną skłonność lub co najmniej wyrozumiałość dla południowowłoskiej mafijności.

Spór w parlamencie rozgorzał na całego latem 1875 r., kiedy to rządzący zażądali głosowań nad kolejnymi ustawami specjalnymi dla Sycylii. Chodziło m.in. o prawo do przetrzymywania przez pięć lat bez wyroku sądowego podejrzanych o członkostwo w grupach przestępczych oraz ich domniemanych patronów politycznych. Sycylijscy posiadacze ziemscy i przedsiębiorcy, którzy od zjednoczonej Italii nie doczekali się wyzwolenia od przestępczości zorganizowanej, teraz zaczęli się obawiać, że stali się celem ustaw specjalnych, ponieważ z konieczności zaczęli się układać z mafią. Prawica przekonywała jednak, że region można uporządkować tylko za pomocą twardych działań, na co wielu parlamentarzystów z opozycji odpowiadało, że na południu nie ma żadnej mafii. Próby zaprzeczania jej istnieniu ciągnęły się potem przez dziesięciolecia, a po II wojnie światowej kojarzyły się już głównie z chadecją. Ostatecznie skończyło się to dopiero w latach 80. XX w.

Podczas debaty parlamentarnej w 1875 r. lewicowy senator Diego Tajani i zarazem były prokurator przy sądzie apelacyjnym w Palermo (w latach 1868 – 1872) wystąpił przeciw własnym kolegom partyjnym gotowym zaprzeczać istnieniu „ludzi honoru”. W parlamencie mówił:

To tak, jakbyście chcieli zaprzeczać istnieniu słońca. Mafia to coś, co można wszędzie u nas zobaczyć, poczuć, dotknąć. Jej przestępstwo polega na ciągłych negocjacjach w sprawie okupów, listach wymuszających haracze. Można zobaczyć przywódców mafii w środku czyjejś posiadłości mówiących: „Zapewniam cię, że nie będzie kradzieży, ale oddaj mi właściwy odsetek swych zbiorów”.

To są ludzie stający w czyjejś posiadłości i grożący, że spalą twoje plony, zniszczą twoje winnice, ale mogą tego nie zrobić, jeśli oddasz im coś z twego majątku.

Tajani kierował jeszcze ostrzejsze słowa do polityków prawicy. Grzmiał:

W niektórych gazetach można przeczytać, że my, lewica, sprzeciwiamy się ustawom specjalnym, bo jesteśmy przyjaciółmi albo wspólnikami mafii. Ależ panowie, kierownictwo mafii znajduje się w szeregach waszych organów porządkowych oraz instytucji wymiaru sprawiedliwości. I to wy, choć może nieświadomie, jesteście wspólnikami mafii.

Po czym przeszedł do bardziej szczegółowych oskarżeń. Ogłosił, że po Rebelii Siedmiu i Pół Dnia z 1866 r. politycy rządzącej prawicy otwarcie zachęcali policję do współpracy z mafią, której dawali wolną rękę w zamian za donosy oraz pomoc w tłamszeniu niezrzeszonych przestępców i osób nastawionych buntowniczo wobec władzy.

W centrum tych działań miał się znajdować Giuseppe Albanese, szef policji w Palermo. Wprawdzie w 1869 r. w centrum Palermo otrzymał on kilka ciosów nożem, ale — jak przekonywał senator — wcale nie w odwecie za walkę z mafią, lecz w ramach porachunków ze zbirem, którego szantażował w swych prywatnych interesach. Tajani dowodził, że Albanese był powiązany z szajką, która kilka lat wcześniej włamała się do budynków sądu apelacyjnego, obrobiła kasę oszczędnościową oraz muzeum w Palermo. Kiedy Tajani jeszcze jako prokurator postawił Albanesemu zarzut zabójstwa dwóch informatorów, którzy przygotowywali się do złożenia zeznań dotyczących powiązań stróżów porządku z mafią, to szef policji został bardzo szybko uwolniony „z braku dowodów”. Po tym wydarzeniu prokurator Tajani podał się do dymisji i zajął się polityką.

Opowieść senatora wstrząsnęła parlamentem. Były premier Giovanni Lanza, który był u władzy w czasie domniemanego zachęcania policji do współpracy z mafią, ruszył do obrony swego dobrego imienia. Ale spór przerodził się w tak ostre awantury między zwolennikami Tajaniego i Lanzy, że posiedzenie parlamentu trzeba było odroczyć na kolejny dzień, kiedy to Sycylijczyk zakończył swoją mowę. Mafia na Sycylii nie jest niebezpieczna i niezwyciężona sama w sobie. Ona jest niebezpieczna i niezwyciężona, bo jest narzędziem lokalnej władzy — przekonywał.

Lanza zażądał komisji śledczej w sprawie stawianych przez senatora zarzutów, ale za sprawą tej jednej debaty program prawa, porządku i sprawiedliwości, którym szermowała włoska prawica, został już zdyskredytowany. Różnic dzielących prawicę i lewicę nie dawało się odtąd przedstawiać jako sporu ugrupowań anty- i promafijnego. Wprawdzie uchwalono drakońskie ustawy specjalne, ale w rzeczywistości nie weszły w życie. Sprawa zwalczania mafii przestała być nośna politycznie, więc posłowie i senatorowie stracili do niej zapał i odesłano ją do komisji specjalnej. Wielu komentatorów uznało to posunięcie za próbę eleganckiego odłożenia tej kwestii na samo dno parlamentarnej szuflady. W latach 1875 – 1876 na Sycylię udało się dziewięciu członków komisji, ale ich szczegółowych raportów nigdy nie opublikowano, a ostateczne sprawozdanie przedstawiali w niemal zupełnie opustoszałej izbie deputowanych.

Pomimo nagłego spadku zainteresowania polityków mafią dwaj toskańscy parlamentarzyści, Leopoldo Franchetti i późniejszy premier Sidney Sonnino (wcześniej studenci profesora Villariego, autora Listów z południa), w marcu 1876 r. wyruszyli na Sycylię, by zbadać przyczyny powstawania mafii oraz próbować znaleźć środki zaradcze. Z rozmów na miejscu wynieśli przekonanie, że teza senatora Tajaniego o mafii jako świadomie używanym narzędziu władzy była z grubsza prawdziwa. Franchetti pisał potem: Uczony człowiek, który bardzo dobrze zna tę wyspę, opisał mafię takimi słowami: „Mafia to średniowieczny sentyment. Mafioso to człowiek uważający, że potrafi zadbać o siebie, o swoje bezpieczeństwo i o bezpieczeństwo swej własności tylko dzięki własnej sile, dzielności, osobistym wpływom. I niezależnie od władz i od prawa”. „Średniowieczny sentyment”, a zatem znów pokusa powrotu do nobilitujących mafię prastarych tradycji i żywotności wbrew prawu i narzucającemu go państwu.

Franchetti ze zdumieniem relacjonował opowieści o zakonniku spod Palermo kierującym gangami zastraszającymi Sycylijczyków, ale też chodzącym z ostatnią posługą religijną do tych, którzy padli ich ofiarami. Toskańczyk, który już dwa lata wcześniej dużo podróżował po Kampanii i Kalabrii, z socjologicznym zacięciem opisywał także zgubną „demokratyzację przemocy” na Sycylii: zaczęła się od brytyjskiej okupacji wyspy w latach 1806 – 1814, gdy zniesiono porządki feudalne. Demokratyzacja przemocy to przejmowanie policyjnych funkcji państwa przez co zamożniejszych obywateli, którzy — jak to było w opisanym wyżej przypadku właściciela gaju cytrusowego pod Palermo — nie mogli ufać słabemu państwu, dlatego zaczęli je zastępować prywatnymi armiami, czyli gangami, „zbójeckimi sektami” czy też związkami zarządców (gabellotti) stopniowo stających się kośćcem mafii. Tę swoistą prywatyzację prawa Franchetti uznał za wyrodzoną formę wczesnego kapitalizmu, a przemoc — za wielką gałąź sycylijskiej przedsiębiorczości. Tłumaczył, że Sycylijczyk ze smykałką do polityki bądź handlu miał do wyboru albo samemu się zbroić, albo wynająć mafiosów będących specjalistami od stosowania przemocy.

„Uczonym” rozmówcą Franchettiego był najprawdopodobniej baron Nicolò Turrisi Colonna — ten sam, który napisał pierwsze studium o mafii, a potem bronił przed karą Antonina Giammonę, sprawcę udręki doktora Galatiego. Wielka wiedza Turrisi Colonny o przestępczej „sekcie” mogła płynąć — co wydaje się bardzo prawdopodobne z perspektywy ponad półtora wieku — z jego znajomości z niektórymi przywódcami tej organizacji. Baron używał bardziej ucywilizowanych przestępców gotowych do symbiozy z władzą do zwalczania innych bandziorów nastawionych na ciągłe sianie zamętu i podsycanie brutalnej anarchii. Bił na alarm z powodu przestępczych siatek oplatających południe, a jednocześnie po cichu współpracował z nimi i miał z tego korzyści. Jest to praktyka stosowana w Italii do dzisiaj. Już w latach 60. XIX w. Turrisi Colonna był parlamentarzystą, a w latach 80. burmistrzem Palermo. W Palazzo della Aquile, czyli budynku magistratu, można oglądać jego popiersie.

Zdaniem części historyków to mafia (z Antoninem Giammoną na czele), z którą baron znajdował się co najmniej w sojuszu taktycznym na rzecz porządku w Palermo, miała mu pomagać w wygrywaniu wyborów przez napędzanie odpowiedniej liczby głosujących. Antyburboński sojusz patriotów i oprychów przyniósł podobnie zatrute owoce w Neapolu, gdzie już w 1861 r. gangi odstraszały jednych kandydatów od startu w wyborach, a innym zrywały wiece wyborcze. Tak oto pierwsze lata po Risorgimento były zaczątkiem klasycznej mafii i kamorry żyjących w symbiozie nie tylko z częścią wymiaru sprawiedliwości, ale i polityki.

W połowie lat 70. XIX w. władze włoskie dysponowały dość dobrym opisem i diagnozą przyczyn mafijności południa (studium barona Turrisi Colonny, Listy z południa Villariego, raport Franchettiego). Ale do zrywu przeciw zorganizowanej przestępczości pchnął Włochów skandal międzynarodowy. W 1876 r. John Forrester Rose, młody angielski menedżer firmy wydobywającej sycylijską siarkę, został porwany i uwięziony w grocie pod miasteczkiem Lercara Friddi. Jego bliscy ostatecznie zapłacili okup za uwolnienie — część gazet opisywała, że wrócił do domu cały i zdrowy, a inne, że jednak pokaleczony, bo za pomocą przesyłek zawierających jego obcięte uszy porywacze mieli ponaglać bliskich ofiary do zebrania 5000 funtów. Co gorsza, podczas wstępnego śledztwa stało się jasne, że porywacze mieli informatorów w dobrze sytuowanych kręgach Palermo, w których obracał się 22-letni Rose.

Szeroko relacjonowana w Europie i Stanach Zjednoczonych sprawa porwania Anglika stała się wielkim upokorzeniem dla zjednoczonych Włoch. Ówczesny minister spraw wewnętrznych Giovanni Nicotera z rządu lewicy nakazał nowemu szefowi policji Palermo podjęcie surowych działań wobec sycylijskich przestępców. Podobnie jak prawica w latach 60. XIX w., także lewica przedłożyła teraz porządek nad prawo: całe wioski otaczano kordonami policji i karabinierów, a potem masowo deportowano podejrzanych do słabo zamieszkałej środkowej Sycylii lub na południe Półwyspu Apenińskiego. I podobnie jak za poprzednich rządów opisywanych przez senatora Tajaniego, lewica zacieśniała współpracę z „obliczalnymi” kryminalistami przeciw tym uważanym za niebezpieczniejszych albo za współpracujących z przeciwnikami politycznymi lewicy. Gdy jeden z posiadaczy ziemskich (podejrzewany o związki z „ludźmi honoru” z rodzin niechętnych do współpracy z rządem) w liście do miejscowej gazety skrytykował represje nakazane przez Nicoterę, brat redaktora naczelnego został aresztowany. Odzyskał wolność dopiero po złożeniu obietnicy, że linia redakcyjna pisma zostanie zmieniona.

Jesienią 1877 r. minister Nicotera ogłosił sukces w porządkowaniu Sycylii, zabito nawet porywacza Johna Forrestera Rose’a. Tyle że tajemnicą sukcesu ministra był układ z lokalnymi politykami sprowadzający się do akceptacji mniejszego zła. Niewykluczone, że pełen niedomówień język południa nie pozwolił Kalabryjczykowi Nicoterze w jasny sposób przedstawić warunków układu Sycylijczykom, ale obie strony je zrozumiały. W uproszczeniu brzmiał on tak: wyeliminujcie najdrastyczniejsze wybryki mafii oraz innych gangów i nakłońcie znajomych ze świata przestępczego (skoro nie potraficie się ich pozbyć), by ograniczyli stosowaną przemoc do poziomu akceptowalnego przez rząd. Podobną logiką władze Włoch zaczęły się kierować także w innych regionach przejętych po burbońskim Królestwie Obojga Sycylii.

Przywódcy mafii szybko się nauczyli, że do powodzenia potrzebują nie tylko lojalnych i dobrze wyszkolonych „ludzi honoru”, lecz także aliansu z lokalnymi politykami. Zrozumieli, że warto dostosowywać się do politycznych wiatrów, bo do sojuszy z ich organizacją skłonna jest zarówno prawica, jak i lewica. Ta ostatnia była chyba dla nich wygodniejsza, bo w XIX w. więcej łożyła na drogi, mosty, porty i szkoły. A każde zamówienie i inwestycja publiczna mogły się stać świetnym źródłem pieniędzy oraz wpływów zarówno dla polityków, jak i mafiosów. Tak oto już pod koniec lat 70. XIX w. wykształcił się na południu model zorganizowanej przestępczości żyjącej w polityczno-mafijnej symbiozie. Bodaj zawsze gdy mafia potrafiła dotrzymywać tego cichego układu z władzą na Sycylii, przynosiło to jej największe profity. Gdy w XX w. czasem zrywała porozumienie, mocno na tym traciła.

Współzależność mafii i polityki zwykła się objawiać również symbolicznie — w czasie uroczystości religijnych. Przykładowo: podczas procesji w określonym porządku chodzili nie tylko burmistrzowie, radni i inni wysokiej rangi urzędnicy, ale na tych samych procesjach swoją pozycję pokazywali też mafiosi, a zwyczaj ten do dziś nie wszędzie zaginął. Nierzadko kolejnością czy bliskością do figur świętych oznajmiali otoczeniu, kto i jak awansował w hierarchii. Skruszony Leonardo Messina w latach 90. XX w. zeznawał:

Jako członek stowarzyszenia zajmującego się świętą cosa nostry, czyli Annunciatą, odpowiadałem za organizowanie świąt religijnych. W procesjach chodziłem zaraz obok naszej świętej. Kto chciał zrozumieć, to rozumiał.

Wydarzenia religijne są bardzo ważne. Gdy brałem ślub, przysięgałem wierność żonie oraz mafii. Ksiądz? A po co mu było mówić? Myślicie, że księża nie wiedzieli, kto organizuje te uroczystości?

[1] Skruszonymi nazywa się we Włoszech tych mafiosów, którzy zdecydowali się złamać zasadę omertà i współpracować z wymiarem sprawiedliwości.

[2] Karbonariusze albo węglarze — członkowie założonego w 1. poł. XIX w. tajnego stowarzyszenia zmierzającego do obalenia w Europie absolutyzmu. Odegrali dużą rolę w procesie zjednoczenia Włoch.

[3] Giuseppe Garibaldi (1807 – 1882) — włoski patriota, republikanin, bojownik o zjednoczenie Italii i współtwórca tegoż zjednoczenia. Dowodząc kampaniami na Sycylii i w Neapolu, przyczynił się do włączenia tych ziem do Królestwa Włoch.

[4] Wyprawa tysiąca czerwonych koszul pod dowództwem Giuseppego Garibaldiego obaliła rządy Burbonów w Królestwie Obojga Sycylii i przyczyniła się do zjednoczenia Włoch. Oddziały Garibaldiego zajęły Sycylię w ciągu trzech miesięcy, przeprawiły się do Kalabrii, dotarły do Neapolu, a w październiku 1860 r. pokonały głównie siły burbońskie nad rzeką Volturno. Wśród ponad 1000 ochotników (noszących czerwone koszule) był Marian Langiewicz — późniejszy dyktator powstania styczniowego.