Kosmiczne zdrowie. Uwolnij swoją uzdrawiającą moc dzięki astrologii, psychologii pozytywnej i medycynie integracyjnej - Jennifer Racioppi - ebook

Kosmiczne zdrowie. Uwolnij swoją uzdrawiającą moc dzięki astrologii, psychologii pozytywnej i medycynie integracyjnej ebook

Racioppi Jennifer

5,0

Opis

Astrologia ma do zaoferowania coś więcej niż cotygodniowe horoskopy, typy osobowości i prognozowanie przyszłości. Jest godnym zaufania przewodnikiem, który umożliwia życie zgodne z naturalnymi rytmami wszechświata, wspiera w dążeniu do optymalnego stanu zdrowia i ułatwia odnoszenie sukcesów.

Książka Kosmiczne zdrowie przedstawia przełomowe, interdyscyplinarne podejście do pielęgnowania fizycznego, emocjonalnego, psychicznego i duchowego dobrostanu. Uwzględnia twoją indywidualność i rolę we wszechświecie oraz naturalną cykliczność życia, a jej lektura wyposaży cię nie tylko w wiedzę, ale i magię, niezbędne w bezkompromisowej podróży ku uzdrowieniu.

Dzięki tej pięknie zilustrowanej książce:

  • otworzysz się na dzienne, miesięczne i okresowe cykle, które rządzą biologicznymi reakcjami organizmu, i nauczysz się świadomie je wykorzystywać, aby móc się rozwijać, osiągać sukcesy i rozkwitać,
  • zrozumiesz znaczenie planet i ich cykli w osobistym, precyzyjnym planie swoich stale ewoluujących potrzeb służących zdrowiu emocjonalnemu, fizycznemu i duchowemu; dowiesz się, jak zwiększyć witalność przy pomocy ćwiczeń, pielęgnować swój cel życiowy, radzić sobie z przeszkodami i umiejętnie dbać o własne potrzeby emocjonalne,
  • nauczysz się wspierać swój astrologiczny potencjał i cele przy pomocy uzdrawiających rytuałów, stanowiących święte remedium wzbogacające twoje więzi duchowe z wszechświatem,
  • zrozumiesz powiązania między astrologią, zdrowiem i praktykami osobistego rozwoju, a w rezultacie wzmocnisz odporność psychiczną, poprawisz dobrostan i uświadomisz sobie własne pragnienia,
  • nauczysz się postrzegać wyzwania zdrowotne i życiowe jako progi prowadzące do samorealizacji,
  • zaczniesz polegać na własnej intuicji i znajomości siebie w podróży ku uzdrowieniu.

JENNIFER RACIOPPI jest coacherką transformacyjną i profesjonalną astrolożką. Kilka tysięcy osób korzysta też z jej internetowego wyzwania Lunar Logic Moon School, programów grupowych i prowadzonych na żywo zajęć. Zanim została coacherką i astrolożką, Jennifer uzyskała dyplom z kreatywnego pisania i wspinała się po szczeblach korporacyjnej kariery. Po opuszczeniu świata korporacji studiowała medycynę integracyjną, psychologię pozytywną i astrologię.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 452

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (2 oceny)
2
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Majtyma

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ciekawa książka. Otwierająca oczy na wiele aspektów życia. Zafascynowała mnie.Napewno do niej wrócę i polecam :-)
10

Popularność




Przedmowa

Zanim powstały Zie­mia, Miłość, Śmierć, Noc, Dzień i Świa­tło, ist­niał Chaos. Zwany był też bogi­nią, „bez­kształtną nico­ścią” i „połą­cze­niem pier­wiast­ków”, a z niego wyło­niły się Ereb, „nie­prze­nik­niona głę­bia, gdzie zamiesz­kuje śmierć”, oraz Noc.

Zanu­rzona w prze­ra­ża­jąco pustej i bez­gra­nicz­nej otchłani Noc, napeł­niona wia­trem, zło­żyła jajo w obję­ciach Erebu. Z cza­sem z jaja wylę­gła się Miłość, która wnio­sła porzą­dek i piękno we wszech­obecny i bez­denny bez­ład.

Następ­nie Miłość stwo­rzyła Świa­tło, a wraz z nim pro­mienny Dzień. I wresz­cie powstała wszech­mocna Zie­mia, zwana Gają. Była fizycz­nym naczy­niem sta­łego lądu, choć miała też silną oso­bo­wość zdolną ule­gać prze­mia­nom, wcho­dzić w reak­cje i inte­rak­cje. Była i jest prze­po­tężna, lecz czuła, impo­nu­jąca, ale kru­cha1.

Ona i cały jej ród wciąż nas ota­czają i wypeł­niają. Ona i jej przod­ko­wie pozo­stają czę­ścią cie­bie, mnie i nas wszyst­kich.

Od zbyt dawna uczymy się bać cha­osu życia, potę­piać go i tłu­mić, a prze­cież robiąc to, zapo­mi­namy o jego olbrzy­miej mocy zdol­nej prze­kształ­cać nas samych, nasze zdro­wie i świat, w któ­rym żyjemy. Choć może on wyda­wać się mroczny i prze­ra­ża­jący, na wzór mitycz­nych cza­sów Cha­osu, to odrzu­ca­jąc go, zrze­kamy się szansy, by two­rzyć miłość, świa­tło, pro­mien­ność i obfi­tość wszel­kiego wyobra­żal­nego rodzaju. Nie­po­trzeb­nie przy­ga­szamy swą magię. W trak­cie podróży, którą wła­śnie roz­po­czy­namy, pro­szę, aby­ście – jak sama bogini – oparły się poku­sie tłu­mie­nia wyjąt­ko­wo­ści wła­snego cha­osu i przy­jęły święte zapro­sze­nie do swo­jego kosmicz­nego zdro­wia.

Wprowadzenie

Nie mogąc ustać na nogach, doczoł­ga­łam się do tele­fonu i zadzwo­ni­łam na pogo­to­wie. Po kilku minu­tach moje czter­dzie­stocz­te­ro­ki­lo­gra­mowe ciało zostało przy­pięte do noszy, a dźwięk syreny ambu­lansu poniósł się echem po uli­cach, obwiesz­cza­jąc mój rajd na szpi­talny oddział ratun­kowy. Potworny ból brzu­cha, który zgiął mnie wpół zale­d­wie kilka minut wcze­śniej, wciąż nie ustę­po­wał. Rów­nie męczący był tra­wiący mnie w środku nie­po­kój, pochła­nia­jący nędzne resztki mojej ener­gii.

Był gorący lip­cowy dzień na wybrzeżu New Jer­sey, zale­d­wie sześć tygo­dni po moich osiem­na­stych uro­dzi­nach. Moi przy­ja­ciele cie­szyli się let­nim słoń­cem na plaży, a ja w ciągu kolej­nych dni, które wkrótce stały się mie­sią­cami, raz po raz lądo­wa­łam w szpi­tal­nym łóżku. Osła­biona, wyczer­pana i zupeł­nie nie­przy­go­to­wana na to, co mnie cze­kało, dry­fo­wa­łam we mgle przej­mu­ją­cego bólu, snu, który nie przy­no­sił ulgi w wynisz­cza­ją­cym mnie zmę­cze­niu, oraz depre­sji, która jesz­cze się pogłę­biała na jawie.

Dia­gnoza, bar­dzo poważna, wyda­wała się nie­za­prze­czalna i prze­ra­ża­jąca. Agre­sywny rak jaj­nika siał spu­sto­sze­nie w moim mło­dym, drob­nym ciele. A przy­naj­mniej tak mi powie­dziano.

Pod pew­nym wzglę­dem ta dia­gnoza miała dla mnie sens. Po latach strasz­nych skur­czów, prze­wle­kłej depre­sji i zabu­rzeń men­stru­acyj­nych – kiedy leka­rze powta­rzali mi, że jestem „nor­malną nasto­latką i mam nor­malne zabu­rze­nia rów­no­wagi hor­mo­nal­nej” – poczu­łam coś w rodzaju ulgi, kiedy moje prze­czu­cie się potwier­dziło. Tak jak od dawna podej­rze­wa­łam, wcale nie byłam „nor­malną nasto­latką”. Od lat zaży­wa­łam środki prze­ciw­de­pre­syjne i pigułki anty­kon­cep­cyjne. Mimo to dotkliwy ból pod­czas mie­siączki nie ustę­po­wał, cza­sami zmu­sza­jąc mnie nawet do opusz­cza­nia lek­cji i zajęć spor­to­wych, które uwiel­bia­łam, a także do rezy­gna­cji z towa­rzy­skiego cha­osu nasto­let­niego życia. Objawy wcale nie były typowe. Dla mnie było to jasne od początku, a teraz, wresz­cie, stało się jasne także dla moich leka­rzy.

Mia­łam raka, co było rze­czą prze­ra­ża­jącą. Prze­cho­dząc sze­reg zabie­gów i ope­ra­cji w róż­nych szpi­ta­lach, nie mia­łam poję­cia, jak nie­prze­wi­dy­walne, a przy tym uświa­da­mia­jące staną się zdro­wotne wyzwa­nia, z któ­rymi przyj­dzie mi się zmie­rzyć. Jesz­cze nie wie­dzia­łam, że po chi­rur­gicz­nym usu­nię­ciu guza wiel­ko­ści kuli do krę­gli z lewego jaj­nika pierw­sza dia­gnoza, którą usły­sza­łam, zosta­nie zmie­niona. Rok póź­niej dowie­dzia­łam się, że nie był to rak jaj­nika, lecz błony ślu­zo­wej macicy.

W końcu pozby­łam się raka, a wraz z nim jaj­ni­ków, macicy, szyjki macicy i jajo­wo­dów. Nie skoń­czy­łam jesz­cze dwu­dzie­stu lat, a musia­łam przejść rady­kalną histe­rek­to­mię i zmie­rzyć się z fak­tem, że ni­gdy nie będę miała bio­lo­gicz­nych dzieci. Następ­nego dnia rano po tej ope­ra­cji lekarz wrę­czył mi żółtą pigułkę w kształ­cie piłki do fut­bolu ame­ry­kań­skiego i powie­dział, że będę musiała zaży­wać taką codzien­nie przez kolejne trzy­dzie­ści lat. Zawie­rała estro­gen, któ­rego moje ciało już nie mogło wytwa­rzać. Mimo suple­men­ta­cji hor­mo­nal­nej brak narzą­dów roz­rod­czych pro­du­ku­ją­cych natu­ralny estro­gen zmu­sił mój orga­nizm do przej­ścia w stan meno­pauzy – dosłow­nie z dnia na dzień.

Kto w wieku dwu­dzie­stu lat myśli o symp­to­mach i impli­ka­cjach meno­pauzy? Nie byłam ani tro­chę przy­go­to­wana na to, co miało nadejść. Ogar­nięta prze­ra­że­niem i roz­pa­czą, czu­łam się w tym wszyst­kim kom­plet­nie osa­mot­niona.

Kiedy teraz wra­cam do tego myślami, widzę, że się myli­łam. Nawet na samym dnie ni­gdy nie byłam sama. Bar­dzo wiele kobiet, z któ­rymi obec­nie pra­cuję, ma na swoim kon­cie traumę, cho­robę, cier­pie­nie i depre­sję. Przez wiele lat – a cza­sem nawet dekad – żyły z tym samym bólem w głębi duszy i wyraź­nymi, lecz uci­sza­nymi pod­szep­tami wewnętrz­nego głosu: „Coś jest nie tak… Nie działa, jak powinno… Posłu­chaj mnie, pro­szę, posłu­chaj”.

Intu­icyjna wie­dza wielu z tych kobiet, tak jak moja, była wie­lo­krot­nie baga­te­li­zo­wana przez auto­ry­tety zewnętrzne. Wiele z nich, tak jak ja, zna­la­zło się na skraju zdro­wot­nego zała­ma­nia, zanim zdały sobie sprawę, że jeśli chcą wieść życie słu­żące ciału i duszy, muszą prze­stać liczyć na to, że sprawę zała­twi jakaś cudowna pigułka, prak­tyka, plan bądź sys­tem prze­ko­nań. One też musiały zmie­rzyć się z tym, że nasza indy­wi­du­alna i zbio­rowa pogoń za jedną wielką prze­mianą – dzięki prak­tyce ducho­wej, die­cie i tym podob­nym spo­so­bom – nie dopro­wa­dzi nas do upra­gnio­nego celu.

Musimy zro­bić coś innego: rady­kal­nie zwięk­szyć poziom odpo­wie­dzial­no­ści za wła­sne zdro­wie i to nie tylko fizyczne, ale także emo­cjo­nalne i duchowe. Musimy zna­leźć wia­ry­god­niej­sze i bar­dziej kom­plek­sowe metody pro­wa­dzące do uzdro­wienia. Tylko takie cało­ściowe, holi­styczne podej­ście może pomóc ziścić nasze nadzieje i marze­nia.

W moim przy­padku świa­do­mość, że muszę prze­jąć odpo­wie­dzial­ność za całe swoje zdro­wie, przy­szła po zabiegu histe­rek­to­mii. W pod­szy­tych nie­po­ko­jem mie­sią­cach po ostat­niej ope­ra­cji, którą prze­szłam w poło­wie stu­diów, prze­pro­wa­dzi­łam się na Zachod­nie Wybrzeże. Tam, pod koniec lat dzie­więć­dzie­sią­tych, gdy pra­co­wa­łam jako kel­nerka, pozna­łam sze­roki wachlarz metod medy­cyny alter­na­tyw­nej i prak­tyk ducho­wych. I wła­śnie ta praca z umy­słem, cia­łem i duchem stała się pod­stawą, dzięki któ­rej odzy­ska­łam swoje ciało, zdro­wie i życie.

Pew­nego dnia, który spę­dza­łam nad jezio­rem Tahoe, mia­łam szczę­ście zna­leźć swoją pierw­szą men­torkę duchową – Deb­bie Lefay, któ­rej drobna figura i ryt­miczny głos kryły w sobie potężną, choć dziw­nie brzmiącą mądrość.

Po sesji tarota, która odmie­niła moje życie, poczu­łam się poru­szona na pozio­mie wręcz pier­wot­nym. Nie spo­tka­ły­śmy się ni­gdy wcze­śniej, a media spo­łecz­no­ściowe jesz­cze nie ist­niały, więc nie mogła znać żad­nych kon­kre­tów z mojej prze­szło­ści. A jed­nak ta urze­ka­jąca istota tak dokład­nie nazwała to, co mnie spo­tkało, że poczu­łam się obna­żona. Czy mia­łam dość śmia­ło­ści, aby zaufać jej wska­zów­kom? Czy uzna­jąc cyklicz­ność życia i kie­ru­jąc się ryt­mami lunar­nymi, naprawdę mogłam zna­leźć uzdro­wie­nie, któ­rego tak roz­pacz­li­wie potrze­bo­wa­łam? Deb­bie była prze­ko­nana, że tak.

Przez te począt­kowe lata mój głos wewnętrzny, ten nie­wy­raźny, lecz nie­pod­wa­żalny szó­sty zmysł, który nazy­wamy intu­icją, czę­sto kłó­cił się z inte­lek­tem pre­fe­ru­ją­cym podej­ście naukowe. Co było realne? Co było czy­stymi, nie­do­rzecz­nymi cza­rami-marami? Co było mądro­ścią prze­ka­zy­waną z poko­le­nia na poko­le­nie, którą w końcu zdu­szono i odrzu­cono w imię rozumu, logiki i war­to­ści patriar­chal­nych?

Deb­bie nauczyła mnie, że fazy Księ­życa odzwier­cie­dlają cykl men­stru­acyjny i że dzięki stra­te­gicz­nemu dostro­je­niu się do księ­ży­co­wego rytmu mogę odno­wić cykl, który utra­ci­łam, gdy poświę­ci­łam jaj­niki, aby poko­nać raka, cykl, któ­rego nie potra­fi­łam odpo­wied­nio cele­bro­wać z powodu zabu­rze­nia rów­no­wagi hor­mo­nal­nej. Była to fascy­nu­jąca wyprawa do kró­le­stwa zro­zu­mie­nia, która w osta­tecz­nym roz­ra­chunku otwo­rzyła przede mną wiele dróg i moż­li­wo­ści.

Póź­niej, w dwa tysiące pierw­szym roku, kiedy stu­dio­wa­łam na Uni­wer­sy­te­cie Sta­no­wym w San Fran­ci­sco, mia­łam zaszczyt poznać sław­nego psy­cho­trau­ma­to­loga dok­tora Petera Levine’a. Zain­spi­ro­wana jego pracą, poszłam na tera­pię i oso­bi­ście doświad­czy­łam trans­for­ma­cyj­nej mocy uzdro­wie­nia traumy dzięki jego meto­dzie Soma­tic Expe­rien­cing ukie­run­ko­wa­nej na lecze­nie zespołu stresu poura­zo­wego (PTSD) poprzez połą­cze­nie fizjo­lo­gii i psy­cho­lo­gii.

Na­dal wzbo­ga­ca­łam swój pro­ces o pracę z cyklem lunar­nym, a inte­gra­cja medy­cyny alter­na­tyw­nej, nie­tra­dy­cyj­nej ducho­wo­ści i medy­cyny opar­tej na dowo­dach zaowo­co­wała powol­nymi, lecz sku­tecz­nymi postę­pami w lecze­niu.

Kilka lat póź­niej zosta­łam cer­ty­fi­ko­waną instruk­torką jogi, a potem die­te­tyczką ajur­we­dyj­ską. Następ­nie zdo­by­łam cer­ty­fi­kat coacherki zdro­wia holi­stycz­nego ze spe­cja­li­za­cją w zakre­sie zmiany zacho­wa­nia w Duke Inte­gra­tive Medi­cine Cen­ter. Ponadto naby­wa­łam wie­dzy i prak­tyki jako asy­stentka dydak­tyczna dok­tor Marii Sirois i dok­tora Tala Ben-Sha­hara, czo­ło­wych spe­cja­li­stów w dzie­dzi­nach psy­cho­lo­gii pozy­tyw­nej i peda­go­giki ukie­run­ko­wa­nej na poten­cjał rezy­lien­cyjny.

Gdy przy­by­wało mi wie­dzy i doświad­cze­nia, mój scep­ty­cyzm inte­lek­tu­alny coraz bar­dziej top­niał, a ja coraz wyraź­niej dostrze­ga­łam, jak mylne były moje wcze­śniej­sze zało­że­nia. Astro­lo­gia, ducho­wość i medy­cyna inte­gra­cyjna nie ist­nieją w próżni. Są połą­czone i zestro­jone z nauką. Zgłę­bia­jąc temat, odkry­łam, że te dys­cy­pliny łączą się także ze sobą nawza­jem.

Nauka i nie­ustanna prak­tyka popra­wiały moje zdro­wie fizyczne, a ponadto zaczę­łam doświad­czać głę­bo­kiego poczu­cia inte­gra­cji wewnętrz­nej. Prze­ko­na­łam się, że łączę w sobie podej­ście intu­icyjne z nauko­wym i że jestem zara­zem udu­cho­wiona i rze­czowa – aby zgrab­nie to ująć, uku­łam ter­min „logika lunarna”. To połą­cze­nie nauki i magii pozwo­liło mi się otwo­rzyć i zaak­cep­to­wać sie­bie całą, a w rezul­ta­cie zacząć żyć w zgo­dzie ze swo­imi natu­ral­nymi skłon­no­ściami i wewnętrz­nymi ryt­mami księ­ży­co­wymi. Nawet obec­nie to rosnące poczu­cie dobro­stanu, choć ni­gdy nie będzie dosko­nałe, wciąż uwi­dacz­nia się w mojej odpor­no­ści i zdol­no­ści do poko­ny­wa­nia prze­szkód z wdzię­kiem i siłą.

Dzięki tej pracy, którą wyko­nuję od ponad dzie­się­ciu lat, mia­łam zaszczyt zostać oso­bi­stą coacherką setek nie­zwy­kle ambit­nych klien­tek, a rów­nie wiele wspie­ra­łam przez inter­net w ich dro­dze ku uzdro­wie­niu, aby mogły reali­zo­wać swoje cele życiowe, uni­ka­jąc wypa­le­nia zawo­do­wego. Czuję ogromną radość, poma­ga­jąc im popra­wiać zdro­wie, polep­szać samo­po­czu­cie i osią­gać suk­cesy na ich wła­snych warun­kach. Robimy to z posza­no­wa­niem bio­lo­gicz­nych i kosmicz­nych ryt­mów, które kie­rują ich życiem, a horo­skopy astro­lo­giczne, coaching oraz praca z umy­słem i cia­łem umoż­li­wiają im głęb­sze zro­zu­mie­nie sie­bie. Ze spój­no­ści tych dzia­łań pły­nie głę­bo­kie poczu­cie spo­koju i ufno­ści, że „cokol­wiek się zda­rzy, dam radę”.

Bar­dzo się cie­szę, że teraz mogę podzie­lić się tym boga­tym dorob­kiem także z tobą. Zanim jed­nak zagłę­bimy się w szcze­góły, pro­po­nuję krót­kie wpro­wa­dze­nie do kon­cep­cji kosmicz­nego zdro­wia poprzez zapo­zna­nie się z jej pod­sta­wami.

Podstawy kosmicznego zdrowia

Kon­cep­cja kosmicz­nego zdro­wia łączy naj­now­sze bada­nia ze sta­ro­żytną mądro­ścią; to mariaż astro­lo­gii i fak­tów nauko­wych, któ­rego celem jest stwo­rze­nie holi­stycz­nego dobro­stanu. Sta­nowi drogę do poprawy zdro­wia emo­cjo­nal­nego, ducho­wego i fizycz­nego, respek­tu­jąc przy tym naszą indy­wi­du­al­ność i rolę we wszech­świe­cie, a także naturę i cyklicz­ność życia.

Przyj­rzyjmy się temu nieco dokład­niej.

Astro­lo­gia bada kore­la­cję mię­dzy cia­łami nie­bie­skimi a zda­rze­niami na Ziemi. Wyja­śnia, że wszystko i wszy­scy są ze sobą połą­czeni.

Roz­pa­tru­jąc wie­lo­wy­mia­rowe zna­cze­nie momentu naszych naro­dzin przez pry­zmat astro­lo­gii, zysku­jemy dostęp do mapy opi­su­ją­cej nasz poten­cjał. Łącząc tę wie­dzę ze współ­cze­sną nauką, taką jak psy­cho­lo­gia pozy­tywna i medy­cyna inte­gra­cyjna, możemy odblo­ko­wać swoją natu­ralną eks­pre­sję zdro­wia, dobro­stanu i szczę­ścia.

Kosmiczne zdro­wie pomaga nam wzmac­niać odpor­ność psy­chiczną, któ­rej potrze­bu­jemy, aby sta­wiać czoło życiu i je ulep­szać. Uczy nas żyć w zgo­dzie z cyklami, pozwala pogłę­biać samo­świa­do­mość i wzmac­niać natu­ralne zdol­no­ści samo­uz­dra­wia­nia.

Wstępna uwaga na temat zdrowia

Zarówno w Sta­nach Zjed­no­czo­nych, jak i w innych kra­jach panują zna­czące roz­bież­no­ści, jeśli cho­dzi o dostęp do opieki zdro­wot­nej, moż­li­wość dba­nia o wła­sne zdro­wie oraz rodzaje stresu, któ­rym pod­da­wane są mar­gi­na­li­zo­wane i cie­mię­żone grupy ludzi, przy czym sprawy mają się zupeł­nie ina­czej w przy­padku osób uprzy­wi­le­jo­wa­nych eko­no­micz­nie, zwłasz­cza jeśli są białe. Jako cispł­ciowa, biała kobieta w pełni zdaję sobie sprawę z tego, jak moja uprzy­wi­le­jo­wana pozy­cja wspo­mo­gła mój pro­ces zdro­wienia.

Cho­ciaż ta książka nie doty­czy nega­tyw­nego wpływu nie­spra­wie­dli­wo­ści sys­te­mo­wej na zdro­wie ani w ogóle kwe­stii spra­wie­dli­wo­ści spo­łecz­nej, to jed­nak należy pod­kre­ślić, że opre­syjne sys­temy sta­no­wią przy­czynę cho­rób i nie­rów­no­ści, szcze­gól­nie w popu­la­cjach mar­gi­na­li­zo­wa­nych. Nauka roz­po­zna­wa­nia i burze­nia opre­syj­nych modeli spo­łeczno-eko­no­micz­nych, które sprzy­jają złej kon­dy­cji spo­łe­czeń­stwa, jest czę­ścią kon­cep­cji kosmicz­nego zdro­wia.

Kosmiczne zdro­wie polega na gro­ma­dze­niu narzę­dzi potrzeb­nych do wzmac­nia­nia odpor­no­ści, aby móc prze­pro­gra­mo­wać swoje wewnętrzne struk­tury i podą­żać drogą wio­dącą do lep­szego zdro­wia, samo­po­czu­cia i dobro­stanu, pomimo wyzwań, z któ­rymi musimy się mie­rzyć. Być zdro­wym w spo­łe­czeń­stwie, w któ­rym sys­te­mowo ska­zani jeste­śmy na cho­robę, to wręcz rewo­lu­cja.

Pierw­szo­rzędne zna­cze­nie ma także rady­kalna zmiana defi­ni­cji zdro­wia.

Bar­dzo wielu ludzi, łącz­nie ze mną, żyje z prze­wle­kłymi cho­ro­bami, które praw­do­po­dob­nie ni­gdy nie zostaną wyle­czone. Bez względu na to, co wmó­wiła nam zachod­nia medy­cyna, ja powiem tak:

Zde­cy­do­wa­nie możemy osią­gnąć opty­mal­nie dobre samo­po­czu­cie (stan wel­l­ness), żyjąc z cho­robą. Natio­nal Wel­l­ness Insti­tute defi­niuje poję­cie „wel­l­ness” jako „auto­no­miczny i ewo­lu­ujący pro­ces”, który jest „wie­lo­wy­mia­rowy i holi­styczny (…) Kon­cep­cja wel­l­ness jest pozy­tywna i wspie­ra­jąca”2. Osią­gnię­cie stanu wel­l­ness nie wymaga per­fek­cji. Polega nie tyle na wyeli­mi­no­wa­niu okre­ślo­nych obja­wów, ile na wytrwa­łym roz­wi­ja­niu odpor­no­ści psy­chicz­nej i prze­ży­wa­niu życia pomimo trud­no­ści. Możemy pozo­sta­wać w sta­nie wel­l­ness nawet w obli­czu nie­ule­czal­nej cho­roby.

W trak­cie swo­jej podróży ku uzdro­wie­niu możemy korzy­stać z dobro­dziejstw nie­kon­wen­cjo­nal­nej ducho­wo­ści, nie negu­jąc przy tym war­to­ści nauki i inte­lektu. Ponadto w cho­ro­bie możemy dostrzec oka­zję ducho­wej prze­miany, która przy­bliży nas do tego, kim naprawdę jeste­śmy, a w rezul­ta­cie umoż­liwi nam roz­wój.

Jak korzystać z tej książki

Duch, który zamiesz­kuje twoje ciało, ta iskra, która je oży­wia, posiada nie­zwy­kłą zdol­ność czy­nie­nia cudów bez względu na prze­szkody, z któ­rymi się mie­rzysz. Każda czy­tel­niczka i czy­tel­nik niniej­szej książki ma wła­sne doświad­cze­nia życiowe i odmienne dzie­dzic­two swo­jej kul­tury, ale wszyst­kich nas łączy jedno: jeste­śmy kosmicz­nymi isto­tami. Mam nadzieję, że z lek­tury tej książki wynie­siesz to, co doty­czy wła­śnie cie­bie, i wyko­rzy­stasz tę wie­dzę do pobu­dze­nia wła­snej uzdra­wia­ją­cej magii.

W kolej­nych roz­dzia­łach znaj­dziesz histo­rie zarówno moje, jak i moich ambit­nych klien­tek: Iso­bel, Cariny, Cla­ire, Mari i wielu innych. Choć każda z nich używa zaim­ków ona/jej, a ta książka kie­ro­wana jest do każ­dego, kto iden­ty­fi­kuje się jako kobieta, zasady kosmicz­nego zdro­wia można dosto­so­wać do potrzeb osób nie­bi­nar­nych i męż­czyzn.

W treść książki wplo­tłam histo­rie o potęż­nych arche­ty­pach mito­lo­gicz­nych – cenne wzory do naśla­do­wa­nia, które wyko­rzy­stuję we wła­snym życiu i w pracy z klient­kami. Uczą nas, jak łączyć w sobie całe spek­trum naszej wie­lo­aspek­to­wej natury – być kocha­jącą i opie­kuń­czą, a jed­no­cze­śnie dyna­miczną i zde­cy­do­waną.

W książce znaj­dziesz też man­try i wska­zówki do pro­wa­dze­nia dzien­nika, które mają ci pomóc lepiej przy­swoić sobie to, czego się nauczysz, i dostroić swój kosmos wewnętrzny do tego zewnętrz­nego. Dołą­czy­łam także rytu­ały – nie­które wyma­ga­jące dzia­ła­nia, inne reflek­sji – aby uła­twić ci prak­tyczne wdro­że­nie uzy­ska­nego wglądu w swoje życie.

Możesz czy­tać całą książkę od początku do końca albo zagłę­bić się w roz­dział, który aku­rat do cie­bie prze­ma­wia. Fun­da­men­talna zasada kosmicz­nego zdro­wia głosi, że zdro­wie nie jest celem, który osią­gasz raz na zawsze, lecz nie­ustanną drogą. Pamię­taj, że pro­ces uzdra­wia­nia jest wła­śnie tym – pro­cesem. Wra­caj do każ­dego roz­działu tak czę­sto, jak będzie ci to potrzebne.

W swo­jej pracy i w tej książce wyko­rzy­stuję astro­lo­gię jako narzę­dzie do odkry­wa­nia sie­bie i do samo­roz­woju, a nie do prze­wi­dy­wa­nia przy­szło­ści albo dia­gno­zo­wa­nia cho­rób. Astro­lo­gia pomaga odkry­wać nasze mocne i słabe strony, dzięki czemu możemy świa­do­mie okieł­znać swój pro­ces uzdra­wia­nia, wzmoc­nić odpor­ność psy­chiczną i osią­gnąć samo­re­ali­za­cję.

Moim celem w tej książce jest połą­cze­nie klu­czo­wych pojęć astro­lo­gicz­nych z pokrew­nymi bada­niami i poję­ciami z psy­cho­lo­gii pozy­tyw­nej oraz medy­cyny inte­gra­cyj­nej, pod­kre­ślam jed­nak, że nie przed­sta­wiam tych zagad­nień w spo­sób wyczer­pu­jący ani osta­teczny. Niniej­sza książka nie jest kur­sem astro­lo­gicz­nym ani jedy­nym pod­ręcz­ni­kiem do astro­lo­gii, jakiego ci potrzeba. Zapo­znam cię z nie­któ­rymi klu­czo­wymi kom­po­nen­tami horo­skopu (kosmo­gramu) uro­dze­nio­wego, ale nie jest moim zamia­rem ucze­nie cię jego inter­pre­ta­cji.

W czę­ści pierw­szej poznasz pięć zasad kosmicz­nego zdro­wia, a także powią­za­nia mię­dzy astro­lo­gią i zdro­wiem. Po prze­czy­ta­niu tej sek­cji będziesz wypo­sa­żona w odpo­wied­nie nasta­wie­nie i narzę­dzia, aby roz­po­cząć zgłę­bia­nie wła­snego zdro­wia w zupeł­nie nowy spo­sób.

Część druga zazna­jomi cię z zagad­nie­niem cyklicz­no­ści życia. Zaczniesz sto­so­wać tę nową świa­do­mość w prak­tyce i doświad­czać ryt­micz­no­ści życia w zgo­dzie z solar­nymi i lunar­nymi cyklami.

W czę­ści trze­ciej zba­dasz główne kom­po­nenty swej astro­in­dy­wi­du­al­no­ści: znaki Słońca, Księ­życa i ascen­dentu. Ich zro­zu­mie­nie pomoże ci pojąć wła­sną struk­turę astro­lo­giczną. Prze­ana­li­zu­jemy te klu­czowe ele­menty horo­skopu uro­dze­nio­wego – two­jego astro­lo­gicz­nego planu otrzy­ma­nego przy naro­dzi­nach – aby się dowie­dzieć, jak kosmos wpływa na twoje okre­ślone potrzeby i co czyni cię tak nie­po­wta­rzal­nie fan­ta­styczną. (Przyj­rzymy się tym kom­po­nen­tom two­jego kosmo­gramu oraz innym kosmicz­nym wpły­wom przez pry­zmat zna­ków zodiaku, ale nie domów astro­lo­gicz­nych. Przed­sta­wie­nie peł­nego zna­cze­nia tych ostat­nich, zwłasz­cza w odnie­sie­niu do two­jego indy­wi­du­al­nego horo­skopu, byłoby przed­się­wzię­ciem ogrom­nym i nie­moż­li­wym do zre­ali­zo­wa­nia w tej książce).

Zwa­żyw­szy na decy­du­jącą funk­cję emo­cji w psy­cho­so­ma­tyce i holi­stycz­nym zdro­wiu, zaczniemy od przyj­rze­nia się two­jemu natal­nemu (uro­dze­nio­wemu) zna­kowi Księ­życa, który ma zna­czący wpływ na głęb­sze potrzeby emo­cjo­nalne i samo­po­czu­cie. Okre­ślimy też odpo­wied­nie rytu­ały, które pomogą ci wzmoc­nić ener­gię, popra­wić kon­cen­tra­cję i zadbać o ogólny dobro­stan w lep­szych i gor­szych chwi­lach.

W czę­ści czwar­tej, która sta­nowi serce tej książki, będziemy zgłę­biać pozo­stałe ciała nie­bie­skie – Mer­ku­rego, Wenus, Marsa, Jowi­sza, Saturna, Chi­rona, Urana, Nep­tuna i Plu­tona – i prze­ko­nasz się, jaki wpływ wywie­rają na cie­bie, twoje życie i ten nowy rytm, który zaczy­nasz wdra­żać i z niego korzy­stać3.

Po lek­tu­rze tej czę­ści zyskasz pełny i nie­ogra­ni­czony dostęp do tego, co nazy­wam two­imi super­mo­cami – do tego spek­trum cech i skłon­no­ści, które czyni cię wyjąt­kową i w pełni tobą. Oto, gdzie mie­ści się twoja oso­bi­sta for­muła kosmicz­nego życia. Zro­zum, tu nie cho­dzi o jakąś baj­kową magię, ale bar­dzo realną moc, z któ­rej nauczysz się korzy­stać dla dobra wła­snego zdro­wia i życia.

Dzięki takiemu podej­ściu wiele moich klien­tek osiąga wszech­stronne poczu­cie zdro­wia i dobro­stanu, a jed­no­cze­śnie speł­nia się zawo­dowo, two­rzy związki pełne uczu­cia i bli­sko­ści, zacie­śnia więzi rodzinne. Wiele z nich zaczęło też sto­so­wać dietę sezo­nową i intu­icyjną, nawią­zy­wać nową rela­cję ze swoim cia­łem i ruchem, a także nabie­rać zaufa­nia nie tylko do swej fizycz­no­ści, ale i głę­boko zako­rze­nio­nego poczu­cia więzi, zna­cze­nia i celu. Pod­jęły wewnętrzną podróż ku emo­cjo­nal­nemu dobro­sta­nowi i ducho­wej har­mo­nii, a do swego celu dążą poprzez wzmac­nia­nie odpor­no­ści psy­chicz­nej.

Nie­za­leż­nie od trud­no­ści, które być może napo­tkasz na swo­jej dro­dze, niniej­sza książka pokaże ci, jak odblo­ko­wać upra­gniony dobro­stan. Nie mogę się docze­kać, kiedy i ty dołą­czysz do tysięcy innych, któ­rzy sko­rzy­stali z tej wie­dzy i prze­kształ­cili swoje życie w satys­fak­cjo­nu­jące i wie­lo­wy­mia­rowe odzwier­cie­dle­nie swo­jego kosmicz­nego zdro­wia.

Część I

OGIEŃ

Zro­zu­mie­nie kosmicz­nego zdro­wia

Kiedy chaos się otwo­rzy, wyłoni się rów­nież magia.

C.G. Jung, Czer­wona księgat1

ROZ­DZIAŁ 1

Pięć zasad kosmicznego zdrowia

Moja podróż, podob­nie jak podróż wielu moich klien­tek, a być może także i twoja, zaczęła się od kry­zysu i cha­osu. Tra­wiona cier­pie­niem, stra­chem i nie­mal roz­pa­czą, bałam się nie tylko tego, że zgu­bi­łam drogę, ale także tego, że stra­ci­łam szansę na zdro­wie i szczę­ście. To począ­tek nie­zwy­kle znie­chę­ca­jący. Sza­mo­czemy się, poty­kamy, upa­damy – i to natu­ralne. A jed­nak, zanu­rzo­nym w tym naj­mrocz­niej­szym mroku, niczym bogini Chaos, jest nam pisane odna­le­zie­nie Miło­ści i Świa­tła.

Wiedz jedno: to nie jest typowy porad­nik o zdro­wiu. Pomoże ci dostrzec, że twój chaos to święta brama do głęb­szych pra­gnień suk­cesu, jak­kol­wiek go zde­fi­niu­jesz, i samo­re­ali­za­cji. Jed­nak, cho­ciaż ta książka może głę­boko cię poru­szyć, jej celem nie jest „napra­wia­nie” niczego ani nikogo.

Być może w tej chwili twój chaos działa na cie­bie znie­chę­ca­jąco, ale w trak­cie podróży, w którą wła­śnie wyru­szasz, uła­twi ci przej­ście licz­nych wewnętrz­nych i zewnętrz­nych trans­for­ma­cji.

W pierw­szej kolej­no­ści sku­pimy się na pię­ciu pod­sta­wo­wych zasa­dach kosmicz­nego zdro­wia:

Zasada 1: Żyj w zgo­dzie z cyklami.

Zasada 2: Buduj odpor­ność psy­chiczną, klucz do zdro­wia.

Zasada 3: Pozna­waj sie­bie… To nie­koń­cząca się przy­goda.

Zasada 4: Otwórz się na para­doks „zarówno/jak i”.

Zasada 5: Uwol­nij swoją uzdra­wia­jącą magię.

Zanim dogłęb­nie zba­damy te zasady, musimy oba­lić kilka popu­lar­nych mitów doty­czą­cych kosmosu i naszego zdro­wia. W tych solid­nych pod­sta­wach znaj­dziesz – tak jak zna­la­zło wiele innych osób, które poznasz na kar­tach tej książki – opar­cie i siłę w lep­szych i gor­szych chwi­lach życia.

Dlaczego „kosmiczne” zdrowie?

Moja inter­pre­ta­cja poję­cia „kosmiczny” obej­muje wszyst­kie zna­cze­nia słowa „kosmos” – zarówno dawne, jak i współ­cze­sne.

W sta­ro­żyt­nej Gre­cji „kosmos” ozna­czał „piękny porzą­dek”4 – zor­ga­ni­zo­waną całość, która czyni życie pięk­nym. Dzi­siaj tym sło­wem opi­su­jemy wszech­świat pojęty dosłow­nie jako zbiór gwiazd, pla­net i księ­ży­ców – ten budzący podziw i respekt bez­kres, który widzimy na noc­nym nie­bie. Ponadto dla nie­któ­rych kosmos jest magiczno-mistycz­nym kró­le­stwem, roz­pa­try­wa­nym w kate­go­riach ducho­wych.

W tej książce poję­cie „kosmiczny” obej­muje wszyst­kie wymiary zdro­wia i dobrego samo­po­czu­cia: psy­chiczny, duchowy, emo­cjo­nalny i fizyczny. Dąże­nie do kosmicz­nego zdro­wia ozna­cza więc spa­ja­nie tych róż­nych ele­men­tów sie­bie i swo­jego dobro­stanu, a zatem two­rze­nie wła­snego „pięk­nego porządku”. Włą­cza­jąc w ten pro­ces astro­lo­gię, zysku­jesz dostęp do mądro­ści i prze­wod­nic­twa kosmosu w dzi­siej­szym tego słowa zna­cze­niu, i two­rzysz potężną więź z ryt­mem i nur­tem wszech­świata.

Świeże spojrzenie na zdrowie

Skoro już usta­li­li­śmy zna­cze­nie słowa „kosmiczny” w odnie­sie­niu do poję­cia „kosmiczne zdro­wie”, przyj­rzyjmy się teraz „zdro­wiu”.

Zachod­nia medy­cyna zazwy­czaj defi­niuje zdro­wie jako brak cho­roby.

Będąc osobą, która poko­nała raka, pra­cow­niczką służby zdro­wia oraz kimś, kto żyje z prze­wle­kłą cho­robą, uwa­żam tę defi­ni­cję za ogra­ni­cza­jącą i nie­słusz­nie wyklu­cza­jącą. Zgod­nie z nią zarówno ja sama, jak i znaczna część moich zna­jo­mych, klien­tek i krew­nych nie jest i ni­gdy nie będzie zdrowa.

Żywię wielki sza­cu­nek i uzna­nie dla zachod­niej medy­cyny, która – bądźmy szcze­rzy – ode­grała olbrzy­mią rolę w mojej zwy­cię­skiej walce z rakiem. Jed­nakże w kwe­stii defi­ni­cji zdro­wia opo­wia­dam się za mniej tra­dy­cyjną i szer­szą inter­pre­ta­cją tego poję­cia. Zamiast defi­nio­wać zdro­wie w kate­go­riach tego, czym nie jest – cho­robą – wolę rozu­mieć je zarówno jako stan (bycie), jak i pro­ces (sta­wa­nie się). Zatem zdro­wie to wie­lo­wy­mia­rowa świa­do­mość, która zasila i pie­lę­gnuje fizyczną egzy­sten­cję, zdol­no­ści duchowe i twór­cze, pra­gnie­nia inte­lek­tu­alne, a wresz­cie nie­mniej ważne zdro­wie emo­cjo­nalne.

Kosmiczne zdro­wie dopusz­cza nie­do­sko­na­łość i nawroty cho­roby, może nawet współ­ist­nieć z cho­robą. Pozwala każ­demu ewo­lu­ować na swój spo­sób i adap­to­wać się do życio­wych wybo­jów, a jed­no­cze­śnie pro­wa­dzić speł­nione życie.

Kosmiczne zdro­wie, jakiego dla cie­bie pra­gnę i ku któ­remu popro­wa­dzę cię w dal­szej czę­ści tej książki, pozwoli ci pie­lę­gno­wać współ­czu­cie wobec samej sie­bie i innych, a przy tym wieść życie pełne zna­cze­nia i piękna. Tego zna­cze­nia i piękna nie zapewni ci jed­nak powierz­chowna satys­fak­cja z osią­gnięć i pozo­rów. Zapewni ci je roz­wój samo­świa­do­mo­ści, która sta­nowi nie­zbędny ele­ment samo­re­ali­za­cji na naj­wyż­szym pozio­mie.

Być może powyż­szy opis nie przy­po­mina żad­nej zna­nej ci defi­ni­cji zdro­wia. To dla­tego, że wpo­jono nam wiele mitów na temat samego zdro­wia i tego, co to zna­czy być zdrową. Oto kilka z nich:

Być zdrową zna­czy być ide­alną: mieć ide­alny wskaź­nik BMI, ide­al­nie prze­strze­gać diety do końca życia, mieć ide­al­nie opra­co­wany pro­gram ćwi­czeń i być ide­al­nie wolną od wszel­kich cho­rób.

Być zdrową zna­czy osią­gnąć trwałą i nie­za­chwianą rów­no­wagę życiową.

Być zdrową zna­czy mieć ciało, które wygląda w okre­ślony spo­sób.

Być zdrową zna­czy żyć bez­stre­sowo.

Bycie zdrową wymaga wiel­kiego wysiłku, dys­cy­pliny i poświę­ce­nia. Aby być zdrową, musimy odczu­wać mniej przy­jem­no­ści i pozwa­lać sobie na mniej zabawy.

Te kul­tu­rowe prze­ko­na­nia czę­sto odda­lają nas od praw­dzi­wego zdro­wia i dobrego samo­po­czu­cia. Nie umie­jąc odmó­wić sobie przy­jem­no­ści, rezy­gnu­jemy z dąże­nia do kwit­ną­cego zdro­wia. Albo prze­ciw­nie, popa­damy w obse­sję na punk­cie ide­al­nego zdro­wia, idziemy na całość i narzu­camy sobie surowe ogra­ni­cze­nia, a te pozba­wiają nas rado­ści i więzi, które raczej popra­wi­łyby nasze zdro­wie, niż mu zaszko­dziły. Nie­które z nas mogą mio­tać się od jed­nej skraj­no­ści (suro­wych ogra­ni­czeń) do dru­giej (total­nego fol­go­wa­nia sobie).

Pielęgnowanie zdrowszej relacji ze zdrowiem

Aby osią­gnąć kosmiczne zdro­wie, naj­pierw musimy napra­wić i roz­sze­rzyć swoje podej­ście do samego zdro­wia. Przyj­rzyjmy się kilku mitom na jego temat i przyj­mijmy bar­dziej inspi­ru­jące prze­ko­na­nia doty­czące tego, co to zna­czy być zdrową.

MIT: Rów­no­waga jest nie­zbędna do zdro­wego życia.

Świa­to­wej sławy muzyczka. Odno­sząca suk­cesy przed­się­bior­czyni. Dyrek­torka spółki, żona i mama. Wszyst­kie te kobiety są moimi klient­kami, i tak samo jak tobie wpa­jano im, że rów­no­waga to jeden z upra­gnio­nych i nie­do­ści­głych ide­ałów zdro­wego życia. A jed­nak te klientki chcą po pro­stu wyzwo­lić wła­sny geniusz. Chcą zarzą­dzać swoją ener­gią, a nie cza­sem, i w ten spo­sób zagłę­biać się w swój misty­cyzm, aby dać światu coś waż­nego – nawet jeśli ozna­cza to tym­cza­sowe poświę­ce­nie rów­no­wagi.

Pra­gniemy samo­re­ali­za­cji. Pra­gniemy sta­wać się lep­szą wer­sją sie­bie tak grun­tow­nie i tak czę­sto, jak to moż­liwe. Pra­gniemy czuć speł­nie­nie i więź, odno­sić suk­cesy i roz­kwi­tać. Pra­gniemy słu­żyć więk­szemu dobru. Chcemy wiele i jeste­śmy gotowe się­gnąć po to wszystko.

Tak jak Zie­mia i Księ­życ, życie pod­lega pew­nym ryt­mom. Zmie­nia się, ewo­lu­ując mię­dzy kolej­nymi porami roku. My rów­nież prze­cho­dzimy przez natu­ralne cykle: od począt­ków przez etapy kul­mi­na­cji do okre­sów wyci­sze­nia. Dla­tego krą­żymy od porządku do cha­osu i z powro­tem do porządku. Zdol­ność adap­ta­cji do tego stale zmie­nia­ją­cego się rytmu jest praw­dzi­wym prze­ja­wem zdro­wia. Aby ją osią­gnąć, musimy naj­pierw zaak­cep­to­wać fakt, że wła­śnie ta ela­stycz­ność – a nie rów­no­waga – wzmocni naszą zdol­ność do wywie­ra­nia więk­szego wpływu. Co wię­cej, to ona w naj­więk­szym stop­niu pod­trzy­muje nasze kosmiczne zdro­wie.

MIT: Opty­malne zdro­wie to stan wyłącz­nie fizyczny.

Zdro­wie nie jest czymś, co widać. I nie defi­niuje go brak cho­roby, „ide­alny” wzrost czy „dosko­nała” prak­tyka duchowa. Zdro­wie jest uwa­run­ko­wane w takim samym stop­niu dobro­sta­nem emo­cjo­nal­nym – obej­mu­ją­cym umie­jęt­ność radze­nia sobie z nie­pew­no­ścią i trud­no­ściami – co spraw­no­ścią ciała fizycz­nego.

Jeśli trak­tu­jemy emo­cje z cie­ka­wo­ścią i pokorą, chcąc je zro­zu­mieć w kon­tek­ście prze­szło­ści i teraź­niej­szo­ści (włącz­nie z kosmicz­nymi warun­kami panu­ją­cymi przy naszych naro­dzi­nach i obec­nie), możemy w nie wni­kać i je prze­ży­wać. To pra­gnie­nie odczu­wa­nia nie może ogra­ni­czać się wyłącz­nie do emo­cji pozy­tyw­nych. Musi obej­mo­wać także te trudne, jak wście­kłość, strach, wstyd i smu­tek, bo i one sta­no­wią część ludz­kiego doświad­cze­nia.

Dzięki włą­cze­niu dobro­stanu emo­cjo­nal­nego w nasze poszu­ki­wa­nia zdro­wia możemy ule­czyć wiele wza­jem­nie powią­za­nych ze sobą czę­ści naszej istoty. Jedna z moich klien­tek doświad­czyła tego rodzaju uzdro­wie­nia, kiedy posta­no­wiła zakoń­czyć swój dłu­go­trwały zwią­zek. Choć bała się zostać sama i czuła się przy­tło­czona swo­imi emo­cjami, to jed­nak czas, odda­le­nie i wspar­cie pomo­gły jej nauczyć się prze­ży­wa­nia wła­snych uczuć. Ponadto uświa­do­miła sobie, że doświad­czyw­szy peł­nej gamy emo­cji, poczuła się zdrow­sza i odpor­niej­sza psy­chicz­nie.

MIT: Twoje zdro­wie powinno być mak­sy­mal­nie zbli­żone do ide­ału.

Żyjemy w cza­sach ewo­lu­cji opieki zdro­wot­nej i tak szyb­kich inno­wa­cji w tej dzie­dzi­nie, że uwie­rzy­li­śmy, iż wszystko można i trzeba wyle­czyć. Zbyt czę­sto wma­wia się nam, że dosko­nałe zdro­wie to stan, który możemy i powin­ni­śmy osią­gnąć i zacho­wać na zawsze. A to po pro­stu nie­prawda. Tak się nie da. Sama żyję z cho­robą prze­wle­kłą i mimo zdro­wot­nych pro­ble­mów radzę sobie świet­nie, więc ty też możesz.

Być zdrową zna­czy nie­ustan­nie się zmie­niać, roz­wi­jać i sta­wać. Ostrzega się nas przed eta­pami przej­ścio­wymi, a jed­nak mistrzyni life coachingu i best­se­le­rowa autorka Nancy Levin mówi, że musimy „cele­bro­wać fazę pomię­dzy już nie i jesz­cze nie”. Dzięki temu sta­jemy się lep­szymi, auten­tycz­niej­szymi wer­sjami samych sie­bie.

„Nie­do­sko­na­łość” jest zdrowa, piękna i zasłu­guje na naszą dłu­go­fa­lową uwagę.

MIT: Stres szko­dzi zdro­wiu.

Już za długo demo­ni­zu­jemy stres, pod­czas gdy w rze­czy­wi­sto­ści czę­sto idzie on w parze z samo­re­ali­za­cją. Przy­po­mnij sobie, kiedy ostat­nio doświad­czy­łaś w swoim życiu roz­woju: gdy musia­łaś wyko­nać zupeł­nie nowe zada­nie, zdo­być się na jakiś wielki krok albo nawet wyjść za mąż. Wszyst­kie te wzbo­ga­ca­jące życie dzia­ła­nia są źró­dłem znacz­nego stresu.

Stres towa­rzy­szy wzro­stowi. Uni­ka­nie go może wstrzy­my­wać nasz roz­wój, co nie tylko nie służy zdro­wiu, ale wręcz przy­nosi efekt prze­ciwny do zamie­rzo­nego. Powin­ny­śmy raczej sku­pić się na zro­zu­mie­niu stresu i zarzą­dza­niu nim. Nauczyć się go akcep­to­wać, a w rezul­ta­cie stać się sil­niej­szymi, mądrzej­szymi, bar­dziej twór­czymi i speł­nio­nymi.

Aby zebrać te cenne plony umie­jęt­nego zarzą­dza­nia stre­sem, musimy uznać, że istotna jest nie tylko nasza pro­duk­tyw­ność, ale także uzu­peł­nia­nie zapa­sów. To ozna­cza, że musimy jeść, aby dostar­czać orga­ni­zmowi war­to­ści odżyw­czych, spać, aby rege­ne­ro­wać ener­gię, łago­dzić stres, czer­pać radość z życia i satys­fak­cję z pracy oraz budo­wać bli­skość z naj­bliż­szymi nam oso­bami.

Ten cykl skła­da­jący się z wyczer­py­wa­nia i uzu­peł­nia­nia zapa­sów zacho­dzi w naszym orga­ni­zmie nie­ustan­nie. Codzien­nie pięć­dzie­siąt do sie­dem­dzie­się­ciu miliar­dów komó­rek w ludz­kim ciele obumiera, a jed­no­cze­śnie powstaje taka sama liczba nowych. Podob­nie, żeby zbu­do­wać masę mię­śniową, naj­pierw należy nad­we­rę­żyć mię­śnie, pod­no­sząc cię­żary albo wyko­nu­jąc wyczer­pu­jący tre­ning car­dio. Następ­nie, aby zapo­biec dłu­go­trwa­łej kon­tu­zji, musimy dać im czas na rege­ne­ra­cję.

Na pozio­mach emo­cjo­nal­nym i ducho­wym rów­nież doświad­czamy tego cyklu wyczer­py­wa­nia i uzu­peł­nia­nia zapa­sów. Etap wyczer­py­wa­nia, który może prze­ja­wiać się w postaci spad­ków ener­gii, braku moty­wa­cji, roz­cza­ro­wa­nia, trud­no­ści albo cha­osu, jest czę­ścią praw­dzi­wego życia. Być zdrową zna­czy być zdolną sta­wiać czoło życiu takiemu, jakim jest, a nie jakim „powinno” być, a jed­no­cze­śnie zmie­rzać w obra­nym przez sie­bie kie­runku. Oczy­wi­ście po dro­dze trzeba robić prze­rwy, żeby nała­do­wać emo­cjo­nalne i duchowe „bate­rie”.

Na każ­dym pozio­mie zdro­wie jest ści­śle zwią­zane ze zdol­no­ścią sta­wia­nia czoła wyzwa­niom, a potem uzu­peł­nia­nia powsta­łych ubyt­ków ener­gii.

MIT: Bycie zdrową wymaga cięż­kiej pracy.

Prze­ko­nano nas, że musimy dążyć do „ide­al­nego” zdro­wia, a my wciąż jeste­śmy dale­kie od tego nie­moż­li­wego do osią­gnię­cia ide­ału. Nie­ustanna pogoń za dosko­na­ło­ścią i zdro­wiem przy­czy­nia się do wyczer­py­wa­nia zapa­sów, wypa­le­nia i uczu­cia wstydu, a prze­cież zdro­wie to przy­jemny i natu­ralny stan, szcze­gól­nie kiedy dostro­imy się do cyklicz­no­ści życia. Przyj­rzymy się temu w następ­nej kolej­no­ści.

Podstawowe zasady kosmicznego zdrowia

Skoro już oba­li­ły­śmy kilka mitów na temat zdro­wia i kosmosu, połączmy te poję­cia w jasny obraz, aby prze­ko­nać się, co kosmiczne zdro­wie ozna­cza dla cie­bie. Do tych pię­ciu zasad, o któ­rych wspo­mnia­łam wcze­śniej, a które wyja­śnię w niniej­szej czę­ści, będziemy odwo­ły­wać się wie­lo­krot­nie. Są to zara­zem umie­jęt­no­ści, które roz­wi­niesz w trak­cie lek­tury tej książki. Pomyśl o nich jak o barier­kach ochron­nych, które będą utrzy­my­wały cię na dro­dze ku kosmicz­nemu zdro­wiu.

ZASADA 1: Żyj w zgo­dzie z cyklami.

Słońce wscho­dzi i zacho­dzi. Księ­życa przy­bywa i ubywa. Żyjemy na pla­ne­cie, która obraca się wokół wła­snej osi, wsku­tek czego nastę­pują po sobie na prze­mian dzień, okres świa­tła, i noc, zbli­żony dłu­go­ścią okres ciem­no­ści. Oto pro­ste przy­kłady uka­zu­jące cykliczne funk­cjo­no­wa­nie kosmosu.

Nasze ciała rów­nież funk­cjo­nują cyklicz­nie. Orga­nizm ludzki (a także roślinny i zwie­rzęcy) reaguje bio­lo­gicz­nie na rytm dnia i nocy. Więk­szość komó­rek i tka­nek dostro­jona jest do „zega­rów” czą­stecz­ko­wych, które dzia­łają naj­efek­tyw­niej, kiedy zsyn­chro­ni­zo­wane są z zewnętrz­nym cyklem świata i ciem­no­ści, który odzwier­cie­dlają. Na przy­kład rytm oko­ło­do­bowy, czyli dwu­dzie­stocz­te­ro­go­dzinny cykl regu­lu­jący pory snu i czu­wa­nia, działa naj­le­piej w syn­chro­ni­za­cji z cyklem nocy i dnia.

Ten rytm wspiera funk­cjo­no­wa­nie mózgu, wysy­ła­jąc sygnał do pod­wzgó­rza, czyli nie­wiel­kiej struk­tury mózgu, wiel­ko­ści mniej wię­cej mig­dała. Pod­wzgó­rze wspól­nie z przy­sadką mózgową uru­cha­miają nad­ner­cza, które rano wytwa­rzają kor­ty­zol wybu­dza­jący nas ze snu, a wie­czo­rem mela­to­ninę zwięk­sza­jącą sen­ność. Ten ważny układ neu­ro­en­do­kry­no­lo­giczny zwany osią HPA kon­tro­luje nasz auto­no­miczny układ ner­wowy i umoż­li­wia pra­wi­dłowe dzia­ła­nie hor­mo­nów pod­czas każ­dego etapu dwu­dzie­stocz­te­ro­go­dzin­nego cyklu. Ta dzienno-nocna oscy­la­cja hor­mo­nalna sta­nowi pod­stawę wszel­kich funk­cji poznaw­czych. W rezul­ta­cie dzięki życiu w zgo­dzie z natu­ral­nym cyklem świa­tła i ciem­no­ści narzu­ca­nym przez obrót Ziemi wokół wła­snej osi i roczny obieg wokół Słońca nasze ciało może funk­cjo­no­wać lepiej.

Kiedy zabu­rzamy ten natu­ralny cykl – na przy­kład poprzez nad­miar sztucz­nego świa­tła w nocy albo zbyt późne cho­dze­nie spać – nasz natu­ralny zegar wewnętrzny się roz­re­gu­lo­wuje. Pod­wzgó­rze nie wyko­nuje swo­jego zada­nia, a sym­fo­nia hor­mo­nów, którą two­rzy, jest pozba­wiona har­mo­nii. Meta­bo­lizm, nastrój i funk­cje poznaw­cze są zabu­rzone, efek­tyw­ność spada, a poziom popra­wia­ją­cej nastrój sero­to­niny zanadto się obniża. To wszystko zmu­sza nas do coraz więk­szego wysiłku, a w rezul­ta­cie zaczy­namy czuć się jesz­cze gorzej. Nasz układ odpor­no­ściowy słab­nie, co czyni nas podat­niej­szymi na kry­zysy zdro­wotne.

Za życie nie­zsyn­chro­ni­zo­wane z solar­nymi i kosmicz­nymi cyklami płaci się wysoką cenę, a jed­nak ten błąd popeł­niany jest aż nazbyt czę­sto we współ­cze­snym spo­łe­czeń­stwie, które nie­ustan­nie lek­ce­waży natu­ralne rytmy. Nasze kalen­da­rze i har­mo­no­gramy dowo­dzą, że te istotne cykle wcale się dla nas nie liczą. Odpę­dzamy ciem­no­ści sztucz­nym świa­tłem i róż­nymi urzą­dze­niami. Pra­cu­jemy i odpo­czy­wamy według zegara, a nie wscho­dów i zacho­dów Słońca. Nie suge­ruję, żeby zre­zy­gno­wać z elek­trycz­no­ści, a zasy­piać i budzić się ze Słoń­cem, mówię tylko, że warto usza­no­wać rytmy bio­lo­giczne.

Syn­chro­ni­za­cja oko­ło­do­bowa, czyli zor­ga­ni­zo­wa­nie swo­ich czyn­no­ści w taki spo­sób, aby odpo­wia­dały ryt­mowi dobo­wemu, pomaga zop­ty­ma­li­zo­wać ryt­micz­ność zacho­dzą­cych w ciele pro­ce­sów. Powrót do życia lepiej zsyn­chro­ni­zo­wa­nego z ryt­mami oko­ło­do­bo­wymi i kosmicz­nymi sta­nowi ważny krok w kie­runku dobro­stanu psy­chicz­nego, emo­cjo­nal­nego i fizycz­nego. W osią­gnię­ciu tego celu pomogą nam pro­ste czyn­no­ści, takie jak wyłą­cza­nie urzą­dzeń cyfro­wych każ­dego wie­czoru o okre­ślo­nej godzi­nie.

Rytm oko­ło­do­bowy to potężny, ale nie­je­dyny rytm, który na nas oddzia­łuje. Dwa inne, które rów­nież wywie­rają na nas swój wpływ, to rytm ultra­do­bowy (ultra­dialny) i infra­do­bowy (infra­dialny). Ten pierw­szy obej­muje czas krót­szy niż dwa­dzie­ścia cztery godziny i powta­rza się wie­lo­krot­nie w ciągu dnia. Pod­sta­wo­wym ryt­mem ultra­do­bowym jest tak zwany pod­sta­wowy cykl odpo­czynku i aktyw­no­ści, czyli BRAC (ang. basic rest-acti­vity cycle). Ten cykl składa się z inter­wa­łów osiem­dzie­się­cio­mi­nu­to­wej aktyw­no­ści i dwu­dzie­sto­mi­nu­to­wego odpo­czynku; wpływa na poziom ener­gii i kon­cen­tra­cji oraz na cykle snu obej­mu­jące fazę REM i NREM. Rytmy infra­do­bowe cha­rak­te­ry­zują się dłuż­szym cza­sem trwa­nia. Na przy­kład mie­sięczny cykl men­stru­acyjny prze­biega zgod­nie z ryt­mem infra­do­bo­wym, odzwier­cie­dla­jąc rytm oko­łok­się­ży­cowy. Bio­lo­giczna reak­cja orga­ni­zmu na pory roku to także rytm infra­do­bowy zwany oko­ło­rocz­nym.

Nie musimy dokład­nie ana­li­zo­wać ani nawet rozu­mieć tych wszyst­kich cykli, ale warto sobie uświa­do­mić, że życie to cała gama ryt­mów, któ­rym nie­ustan­nie pod­le­gamy, tych wewnętrz­nych i tych zewnętrz­nych: ryt­mów wszech­świata i pla­net.

Życie w zgo­dzie z cyklami Słońca i Księ­życa będzie naj­bar­dziej natu­ralną rze­czą, jaką kie­dy­kol­wiek zro­bisz. Jesteś do tego fizycz­nie, psy­chicz­nie i emo­cjo­nal­nie zapro­gra­mo­wana. Twoje ciało jest przy­sto­so­wane do funk­cjo­no­wa­nia według tych cykli. Cho­dzi o to, żeby prze­stać mar­no­wać czas i ener­gię na walkę z nimi i po pro­stu im się pod­dać – ponie­waż zna­ko­mi­cie ste­rują naszą bio­lo­gią. Kiedy żyjemy w zgo­dzie z nimi, wszystko staje się łatwiej­sze.

ZASADA 2: Buduj odpor­ność psy­chiczną, klucz do zdro­wia.

Aby zapa­no­wać nad zmien­no­ścią swo­jego życia i zdro­wia, musimy umieć zarzą­dzać eta­pami mię­dzy tym, co jest, a tym, co będzie. Musimy umieć zno­sić i wpły­wać na chaos, a to wymaga cią­głego roz­wi­ja­nia odpor­no­ści psy­chicz­nej.

Odpor­ność psy­chiczna to umie­jęt­ność sta­wia­nia czoła zmia­nom i zdol­ność do adap­ta­cji w nowych warun­kach, a także docho­dze­nia do sie­bie po trud­nych sytu­acjach. Jest to poję­cie odno­szące się do jed­no­stek, grup osób i całych spo­łecz­no­ści. Dzięki odpor­no­ści psy­chicz­nej możemy nie tylko wró­cić do normy po prze­ży­ciu kata­strofy, roz­cza­ro­wa­nia czy nie­po­wo­dze­nia, ale także stać się sil­niej­szymi. W ten spo­sób zysku­jemy poczu­cie wła­dzy nad wła­snym życiem.

Cho­ciaż korzy­ści wyni­ka­jące z odpor­no­ści psy­chicz­nej są doce­niane, samo poję­cie jest czę­sto źle rozu­miane. Odpor­ność psy­chiczna nie ozna­cza zagłu­sza­nia żalu ani też uni­ka­nia bądź tłu­mie­nia bólu odczu­wa­nego w burz­li­wych chwi­lach życia. Nie ma też nic wspól­nego z prze­ko­na­niem, że „bez zachodu nie ma miodu”, z bra­niem się w garść ani trzy­ma­niem fasonu za wszelką cenę.

Praw­dziwa odpor­ność psy­chiczna wymaga uwraż­li­wie­nia się na wła­sne emo­cje, a w razie potrzeby dopusz­cze­nia ich do sie­bie w pełni. Na płasz­czyź­nie zdro­wot­nej kon­tro­lo­wa­nie, tłu­mie­nie lub nego­wa­nie emo­cji może wywo­ły­wać fizyczne objawy wszel­kiego rodzaju: prze­wle­kły ból, bez­sen­ność, bóle głowy, waha­nia wagi, zabu­rze­nia gospo­darki hor­mo­nal­nej i wiele innych, a każdy z nich może przy­czy­niać się do powsta­wa­nia cho­rób.

Roz­wi­jać odpor­ność psy­chiczną zna­czy rozu­mieć swoje emo­cje i je odczu­wać, a jed­no­cze­śnie posu­wać się naprzód. Jej pie­lę­gno­wa­nie – w sobie i w naszych spo­łecz­no­ściach – wymaga odwo­ła­nia się do swej ludz­kiej natury. To praca na pozio­mie rela­cyj­nym. Aby stać się naprawdę odpor­nymi psy­chicz­nie, musimy pie­lę­gno­wać i cele­bro­wać wła­sną wraż­li­wość, a nie spy­chać ją na bok.

WSPÓLNE CECHY ODPOR­NYCH PSY­CHICZ­NIE

Aby dokład­niej wyja­śnić ci, czym jest odpor­ność psy­chiczna, poni­żej przed­sta­wiam kilka cech wspól­nych dla osób odpor­nych psy­chicz­nie:

Pie­lę­gnują zna­czące rela­cje i mocną sieć wspar­cia spo­łecz­nego.

Dok­tor Maria Sirois, moja men­torka w dzie­dzi­nie psy­cho­lo­gii pozy­tyw­nej, któ­rej nauki wpły­nęły na spo­sób, w jaki postrze­gam odpor­ność psy­chiczną, nauczyła mnie, że lep­szy chór niż paczka. Zamiast pole­gać na paczce zna­jo­mych, czyli gru­pie ludzi, do któ­rych pasu­jemy, potrze­bu­jemy chóru, czyli grupy, do któ­rej naprawdę nale­żymy. Chór wspiera nas i w gor­szych, i w lep­szych chwi­lach. Nawet kiedy nie mamy swo­jego chóru ludzi, możemy stwo­rzyć go w sobie poprzez dba­nie o sie­bie, zbu­do­wa­nie więzi z uko­cha­nym zwie­rza­kiem albo zna­le­zie­nie brat­niej duszy w arty­stach, muzy­kach lub poetach, któ­rych dzieła głę­boko nas poru­szają. Rów­nież przy­roda może stać się czę­ścią naszego chóru. Dzięki wspar­ciu zarówno w chwi­lach trud­nych, jak i szczę­śli­wych, możemy naprawdę roz­kwi­tać.

Patrzą na świat przez zaró­żo­wiony realizm.

Choć sze­roko spo­pu­la­ry­zo­wana psy­cho­lo­gia pozy­tywna oka­zała się potężna i pod wie­loma wzglę­dami korzystna, to jej praw­dziwe zna­cze­nie i prze­sła­nie zostało znie­kształ­cone i stało się raczej pozy­tywną mito­lo­gią. W rze­czy­wi­sto­ści bycie opty­mistką za wszelką cenę nie zapewni ci ani korzy­ści, ani opar­cia. Taki bez­gra­niczny, bez­pod­stawny opty­mizm wręcz nie pozwala zaini­cjo­wać zmian, które w rezul­ta­cie wzmoc­ni­łyby naszą odpor­ność psy­chiczną.

Pozy­tywne myśli same w sobie nie mogą zapew­nić nam pożą­da­nych rezul­ta­tów. Jed­nak opty­mizm, któ­remu towa­rzy­szy poczu­cie reali­zmu, co nazy­wam „zaró­żo­wio­nym reali­zmem”, uczyni cię realistką oraz mistrzy­nią dostrze­ga­nia cze­goś dobrego we wszyst­kim: kimś, kto umie odna­leźć korzy­ści, a nawet wydo­być zna­cze­nie ukryte w życio­wych kry­zy­sach.

Mają w sobie ufność, wiarę i wdzięcz­ność

Żyjąc w zgo­dzie z wewnętrz­nymi i zewnętrz­nymi ryt­mami, możemy pogłę­bić swoje zaufa­nie do nich, a dzięki temu łatwiej zaak­cep­to­wać fakt, że tak jak po nocy nastaje dzień, tak po gor­szych chwi­lach przyjdą lep­sze. Ta świa­do­mość spra­wia, że pośród życio­wych wzlo­tów i upad­ków możemy odczu­wać wdzięcz­ność. Z kolei wiara (tego poję­cia uży­wam tu w nie­tra­dy­cyj­nym, bez­wy­zna­nio­wym zna­cze­niu) wyzwala w nas podziw, respekt, zdu­mie­nie, współ­czu­cie i wdzięcz­ność. Daje nam też zdol­ność do wyba­cza­nia i pozwala pogłę­biać poczu­cie przy­na­leż­no­ści oraz więzi łączące naszą rodzinę i spo­łecz­ność. Kiedy pokła­damy ufność i wiarę w sobie, we wszech­świe­cie i w ryt­mach życia, możemy dostrzec pod­sta­wową dobroć wszech­świata, wie­rzyć w nią i być za nią wdzięczne. W niniej­szej książce będziemy zgłę­biać ducho­wość wła­śnie z tej per­spek­tywy roz­wi­ja­nia ufno­ści i wiary zarówno na pozio­mie doświad­cze­nia oso­bi­stego, jak i szer­szego, kosmicz­nego.

Otwie­rają się na swoją wro­dzoną kre­atyw­ność – i dobrze się przy tym bawią

Jeśli myślimy twór­czo na co dzień, nie­rzadko roz­wią­za­nia nawet naj­trud­niej­szych sytu­acji stają się dla nas oczy­wi­ste. Im czę­ściej pozwa­lamy sobie na śmiech i radość, tym swo­bod­niej prze­pływa przez nas kre­atyw­ność. A to wła­śnie śmiech i kre­atyw­ność dają nam siłę, dzięki któ­rej pod­no­simy się po potknię­ciu i odkry­wamy nowe, pomy­słowe roz­wią­za­nia.

Żyją z upo­rem.

Im bar­dziej dostra­jamy się do swo­jej prawdy i celu, tym więk­sze praw­do­po­do­bień­stwo, że zawal­czymy o wiel­kie marze­nia. To, rzecz jasna, przy­czyni nam stresu i wyzwań, z któ­rymi będziemy musiały się zmie­rzyć. Roz­wi­ja­jąc w sobie upór – który Angela Duc­kworth, autorka Uporu, best­sel­lera z listy „New York Timesa”, defi­niuje jako „połą­cze­nie wytrwa­ło­ści i pasji” – wzmac­niamy zdol­ność poko­ny­wa­nia prze­szkód z nie­słab­nącą nie­ustę­pli­wo­ścią. Jej książka jest bły­sko­tli­wie napi­sana, ale szcze­gól­nie podoba mi się, jak opi­suje upór na swo­jej stro­nie inter­ne­to­wej, w dziale „Czę­sto zada­wane pyta­nia”: „Upór ma zwią­zek z czymś, co nie­któ­rzy bada­cze nazy­wają »naj­wyż­szą tro­ską« – z celem, na któ­rym zależy ci tak bar­dzo, że pod­po­rząd­ko­wu­jesz mu nie­mal każde dzia­ła­nie, i który nadaje zna­cze­nie nie­mal wszyst­kiemu, co robisz. Upór to nie­za­chwiane trzy­ma­nie się tego celu. Nawet kiedy upad­niesz. Nawet kiedy skno­cisz. Nawet kiedy twoje postępy są nie­pewne albo powolne. Talent i szczę­ście są ważne, aby odnieść suk­ces. Ale talent i szczę­ście nie są gwa­ran­cją uporu. A myślę, że na dłuż­szą metę upór jest tak samo ważny jak one, o ile nie waż­niej­szy”5.

Kiedy pono­simy porażkę albo jeste­śmy roz­cza­ro­wane wyni­kami, które nie speł­niają naszych ocze­ki­wań, pró­bu­jemy jesz­cze raz albo znaj­du­jemy nowe roz­wią­za­nie. To wła­śnie jest upór. Dzięki niemu łatwiej nam się pod­nieść, kiedy się potkniemy. Upór wymaga bez­kom­pro­mi­so­wego odda­nia.

ZASADA 3: Pozna­waj sie­bie… To nie­koń­cząca się przy­goda.

Osoba, którą byłaś wczo­raj, nie­ko­niecz­nie jest tą samą, którą jesteś dzi­siaj, a ktoś, kim jesteś dzi­siaj, może nie być tym, kim sta­niesz się za tydzień. Tak jak kosmos, cią­gle się zmie­niasz. Ni­gdy nie będziesz „kom­pletna”. Kiedy uzna­jesz roz­wój i zmianę za fun­da­men­talne skład­niki zdro­wia, dajesz sobie mocne zie­lone świa­tło, by stale się zmie­niać. Twoja toż­sa­mość nie­ustan­nie się adap­tuje, co ozna­cza też, że jesteś w nie­prze­rwa­nym pro­ce­sie pozna­wa­nia sie­bie.

Ten usta­wiczny pro­ces pozna­wa­nia sie­bie jest nie­zbędną czę­ścią kosmicz­nego zdro­wia.

Sto­su­jąc taki ewo­lu­cyjny spo­sób myśle­nia w swo­jej podróży ku samo­świa­do­mo­ści, sta­jemy się ela­stycz­niej­sze i chęt­niej doko­nu­jemy nowych, innych niż wcze­śniej wybo­rów, które odzwier­cie­dlają i wzmac­niają nasze kwit­nące zdro­wie. Jest to forma uważ­nego życia, w któ­rym jeste­śmy zako­rze­nione w teraź­niej­szo­ści, ale dostrze­gamy, czego potrze­bują nasze ciało, umysł i dusza w każ­dym momen­cie, i odpo­wied­nio na te potrzeby reagu­jemy.

Zamiast gonić za uni­wer­sal­nymi tren­dami zdro­wot­nymi, możemy zwol­nić, wsłu­chać się w sie­bie i dosto­so­wać spo­sób dba­nia o wła­sne zdro­wie do swo­ich indy­wi­du­al­nych potrzeb i pra­gnień. Nie musimy podej­mo­wać decy­zji zgod­nie z ocze­ki­wa­niami lub wyma­ga­niami innych ludzi, możemy zdać się na zna­jo­mość sie­bie i podą­żyć za sil­nym, wyraź­nym poczu­ciem celu. Nie­ustan­nie balan­su­jemy mię­dzy pozna­wa­niem sie­bie i sta­wa­niem się sobą, a pano­wa­nie nad tym pro­ce­sem wymaga zdol­no­ści adap­ta­cji i boga­tych zaso­bów nie­za­chwia­nej samo­ak­cep­ta­cji.

Dzięki astro­lo­gii możemy lepiej zro­zu­mieć, że to, co z góry usta­lone, nie ogra­bia nas z naszej mocy ani spraw­czo­ści. Możemy się przy­sto­so­wy­wać i ewo­lu­ować. Gdy nie­ustan­nie pozna­jemy sie­bie, możemy dostrzec, które zacho­wa­nia, dzia­ła­nia i nawyki naj­le­piej służą nam w róż­nych chwi­lach. Nasza uni­kalna więź z Zie­mią, Słoń­cem, Księ­ży­cem i resztą ciał nie­bie­skich, widziana przez pry­zmat astro­lo­gii, sta­nowi mapę naszego pro­cesu sta­wa­nia się sobą.

ZASADA 4: Otwórz się na para­doks „zarówno/jak i”.

Kon­cep­cja kosmicz­nego zdro­wia obej­muje to, co Jim Col­lins, autor Wizjo­ner­skich orga­ni­za­cjit2, nazywa „geniu­szem ORAZ” prze­wyż­sza­ją­cym „tyra­nię ALBO”6. Zdro­wie to nie albo/albo; zdro­wie to zarówno/jak i. To, co racjo­nalne, i to, co nie­wy­mierne może współ­ist­nieć.

Możesz dbać zarówno o swój emo­cjo­nalny dobro­stan oraz zdro­wie fizyczne i psy­chiczne, jak i leczyć cho­robę za pomocą naj­lep­szych osią­gnięć medy­cyny zachod­niej.

Możesz mieć zarówno silne poczu­cie toż­sa­mo­ści indy­wi­du­al­nej, jak i doświad­czać korzy­ści pły­ną­cych ze zro­zu­mie­nia zna­cze­nia toż­sa­mo­ści zbio­ro­wej.

Możesz zarówno akcep­to­wać fakt, że posia­dasz pewne pre­dys­po­zy­cje beha­wio­ralne okre­ślone w kosmo­gra­mie astro­lo­gicz­nym, jak i pra­co­wać nad spo­so­bem wyra­ża­nia tych cech.

Możesz zarówno zachwy­cać się tajem­nicą wszech­świata i swego ciała, jak i kochać naukę.

Możesz doce­niać zarówno sta­ro­żytną mądrość (astro­lo­gię), jak i współ­cze­sną naukę (pozy­tywną psy­cho­lo­gię, medy­cynę inte­gra­cyjną i inne dzie­dziny).

Jeśli cho­dzi o twoje dąże­nie do dobrego samo­po­czu­cia i cele zwią­zane ze zdro­wiem, możesz zarówno dbać o to, kim jesteś obec­nie, jak i mieć wyraźną wizję tego, kim chcesz być w przy­szło­ści. Te ele­menty two­jej podróży nie są ze sobą sprzeczne. Możesz postrze­gać cho­robę, stres i chaos jako wska­zówki tego, co trzeba zmie­nić, nie negu­jąc ani nie igno­ru­jąc przy tym nasi­le­nia kry­zysu, które wywo­łują.

„Oraz” można odna­leźć we wszyst­kich aspek­tach życia.

Posia­damy gra­nice oraz możemy je prze­kra­czać. Jeste­śmy odręb­nymi jed­nost­kami oraz cząst­kami jed­nego kosmosu.

Możemy czuć żal oraz szczę­ście. Możemy mieć prze­wle­kłą cho­robę oraz być zdrowe. Możemy prze­ży­wać chwile ogrom­nego stresu oraz zmie­rzać ku naj­wyż­szemu dobru.

Możemy poszu­ki­wać zdro­wia oraz być prze­peł­nione rado­ścią. Możemy żyć z raną, która ni­gdy się do końca nie zagoi, oraz się samo­re­ali­zo­wać.

Możemy być zrów­no­wa­żo­nymi oso­bami i dobrze radzić sobie w życiu oraz doświad­czać trud­no­ści, melan­cho­lii, zło­ści i bólu.

Możemy mieć podej­ście naukowe oraz magiczne. Możemy być realist­kami oraz żyć nadzieją.

Kosmiczne zdro­wie to silna, lecz wysu­bli­mo­wana kon­cep­cja, która łączy w sobie wraż­li­wość i sku­tecz­ność. Pozwala uzy­ski­wać bar­dzo realne efekty w spo­sób, który jest zara­zem sub­telny, jak i potężny.

ZASADA 5: Uwol­nij swoją uzdra­wia­jącą magię.

Jako kobiety przez długi czas były­śmy zawsty­dzane, co miało powstrzy­mać nas przed uzna­niem swo­jej mocy, i przy­mu­szane do ugo­do­wo­ści, usłuż­no­ści i opie­kuń­czo­ści. Choć te cechy mogą być czę­ścią nas, jeste­śmy też uoso­bie­niem zarówno/jak i. Nasza miłu­jąca dobroć współ­ist­nieje z ogromną, czę­sto nie w pełni uświa­do­mioną mocą, która buzuje w głębi nas. Sto­su­jąc astro­lo­gię, psy­cho­lo­gię pozy­tywną i medy­cynę inte­gra­cyjną, aby wzmoc­nić swe kosmiczne zdro­wie, jed­no­cze­śnie odblo­ko­wu­jemy oso­bi­stą suwe­ren­ność oraz moż­li­wo­ści zako­do­wane w nas samych i w ota­cza­ją­cym nas świe­cie.

W prze­szło­ści uzdra­wia­jącą magię uwa­żano za „czary”, lek­ce­wa­żono jako nie­do­rzeczne sza­leń­stwo albo, w skraj­nych przy­pad­kach, uzna­wano za prze­stęp­stwo karane śmier­cią. Za „zbrod­nię” przy­zna­wa­nia się do swo­jej wie­dzy i korzy­sta­nia z uzdra­wia­ją­cych mocy natury tysiące kobiet tor­tu­ro­wano i stra­cono. Choć tamte czasy wydają się bar­dzo odle­głe, nasza siła i zapał, który w nas budzi, wciąż są lek­ce­wa­żone i szka­lo­wane. Nic dziw­nego – się­ga­jąc po uzdra­wia­jącą magię, się­gamy też po swoją moc, a wraz z nią budzi się nasza wewnętrzna dzi­kość. W spo­łe­czeń­stwie patriar­chal­nym jest to nie do zaak­cep­to­wa­nia.

Domi­nu­jące insty­tu­cje spo­łeczne minio­nych wie­ków (a nawet w cza­sach obec­nych) oba­wiały się kon­se­kwen­cji tego rodzaju nie­za­leż­no­ści. Bo czy można kon­tro­lo­wać popu­la­cję, która zga­dza się na takie oso­bi­ste upeł­no­moc­nie­nie? Więc wszystko, co wywro­towe, okre­ślano mia­nem szko­dli­wych cza­rów, wyko­rzy­stu­jąc pogardę jako śro­dek opre­sji.

Współ­cze­sne poj­mo­wa­nie – i odro­dze­nie – alche­mii jest mocno zako­rze­nione w jej histo­rii jako prak­tyki pięt­no­wa­nej7. W prze­szło­ści ludzie zwra­cali się do niej w chwi­lach naj­więk­szej bez­sil­no­ści: kiedy byli uci­skani i pozba­wiani praw oby­wa­tel­skich przez spo­łe­czeń­stwo, kiedy tra­cili poczu­cie kon­troli nad swoim oto­cze­niem, a nawet wła­snym cia­łem. Dzi­siaj także, w spo­łe­czeń­stwie drę­czo­nym dys­kry­mi­na­cją ze względu na płeć, rasę, wagę, pre­fe­ren­cje sek­su­alne, reli­gię czy spraw­ność, święta więź z naturą ofe­ruje nam drogę do odzy­ska­nia oso­bi­stej spraw­czo­ści i zdro­wia.

Zanim jed­nak ruszymy w tę podróż, wyja­śnijmy sobie, czym jest uzdra­wia­jąca magia.

Uzdra­wia­nie to tera­peu­tyczny pro­ces uśmie­rza­nia bólu. To akt przy­wra­ca­nia zdro­wia i sił wital­nych, które zostały nad­szarp­nięte. Celem lecze­nia jest przy­wró­ce­nie i poprawa zdro­wia. Magia to akt two­rze­nia za sprawą inten­cji i woli, w jed­no­ści z wła­sną siłą wewnętrzną i siłami natury.

Uzdra­wia­jąca magia wzmac­nia naszą zdol­ność zno­sze­nia i zwal­cza­nia bólu. To święty lek, który pomaga wyzwo­lić wię­cej siły i moż­li­wo­ści wewnętrz­nych. Uwzględ­nia naszą cykliczną naturę i uła­twia nam roz­kwit bez względu na oko­licz­no­ści.

Nasza suwe­ren­ność i więź z kosmo­sem sta­no­wią nie­od­łączną część uzdra­wia­ją­cej magii; są sobie wza­jem­nie nie­zbędne. Dostra­ja­jąc się do kosmosu i natury, roz­wi­jamy zdol­ność pod­trzy­my­wa­nia pro­cesu uzdra­wia­nia, nawet kiedy wydaje nam się nie­do­strze­galny. W końcu uzdra­wia­nie ma cha­rak­ter cykliczny, nie zawsze cią­gły. Tak czy ina­czej, dzięki uświa­do­mie­niu sobie swych świę­tych pra­gnień wzmac­niamy zdol­ność poten­cjal­nego nagi­na­nia swego doświad­cza­nia rze­czy­wi­sto­ści do upra­gnio­nej formy.

Uzdra­wia­jąca magia jest w nas i wokół nas, a dostęp do niej wspo­maga naszą trans­mu­ta­cję cha­osu w kosmiczny porzą­dek.

Uzdra­wia­jąca magia dzieje się wtedy, gdy pozor­nie nie­przy­sta­walne ele­menty naszego życia łączą się ze sobą we wcze­śniej nie­wy­obra­żalny spo­sób. Obda­rza nas obfi­to­ścią – miło­ści, pracy, zabawy, przy­jaźni, śmie­chu czy wital­no­ści.

Uzdra­wia­jąca magia przy­biera postać syn­chro­nicz­no­ści, która prze­ja­wia się wbrew ogra­ni­cze­niom czasu i prze­strzeni. Przy­cho­dzi jako coś pozor­nie nie­do­rzecz­nego, znie­nacka. Doty­czy dro­bia­zgów i rze­czy waż­nych.

Aby odzy­skać uzdra­wia­jącą magię, wystar­czy się na nią otwo­rzyć, chcieć dostrzec w cha­osie próg pro­wa­dzący do zmian i podzie­lić się swoją uzdra­wia­jącą magią z wszech­świa­tem, który tylko czeka, aby coś z nami wycza­ro­wać. I wła­śnie to będziemy robić pod­czas lek­tury tej książki, wycza­ro­wu­jąc kosmiczne zdro­wie.

ROZ­DZIAŁ 2

Astrologia a zdrowie

Nigdy nie uwa­ża­łam się za osobę sta­bilną i twardo stą­pa­jącą po ziemi. Na pewno się tak nie czu­łam, gdy zaczy­na­łam tera­pię u Debry Silver­man, psy­cho­te­ra­peutki, która w swo­jej prak­tyce wyko­rzy­stuje astro­lo­gię. Do tam­tej chwili uwa­ża­łam się raczej za kapry­śną i lek­ko­duszną – kom­pletne prze­ci­wień­stwo sta­bil­no­ści.

Choć ta kapry­śna, zmienna, powietrzna ener­gia była odzwier­cie­dlana przez moje Słońce w Bliź­nię­tach, ascen­dent w Wadze i Mer­ku­rego w Bliź­nię­tach, te ele­menty sta­no­wiły tylko jedną część mojej kosmicz­nej mapy. Z uro­dze­nio­wym Księ­ży­cem, Satur­nem i Węzłem Pół­noc­nym w Pan­nie mia­łam też sporo ener­gii ziem­skiej. Kiedy doło­żymy do tego koniunk­cję Wenus i Marsa w sta­łym, ziem­skim Byku, na co zwró­ciła mi uwagę Debra, naj­sil­niej­szym żywio­łem w moim horo­sko­pie jest zie­mia, nie powie­trze. (Jeśli to dla cie­bie za dużo astro­lo­gicz­nych szcze­gó­łów naraz, nie martw się. Po lek­tu­rze tej książki wszystko sta­nie się jasne).

Ten ziem­ski wpływ w moim kosmo­gra­mie był dla mnie obja­wie­niem. Nie musia­łam się zmie­niać; wystar­czyło, żebym kon­ty­nu­owała swoją podróż ku uzdro­wie­niu i otwo­rzyła się na tę ziem­ską część sie­bie.

W trak­cie tera­pii zaczę­łam nawią­zy­wać kon­takt ze swoją ziem­sko­ścią i roz­wi­jać inne aspekty swo­jego astro­lo­gicz­nego horo­skopu. W rezul­ta­cie prze­szłam emo­cjo­nalno-men­talną meta­mor­fozę, która w natu­ralny spo­sób dopro­wa­dziła do waż­nych zmian w moim życiu, a te z kolei wywarły bar­dzo realny i pozy­tywny wpływ na moje zdro­wie.

W ten i na wiele innych spo­so­bów astro­lo­gia, którą włą­czy­łam w swoją podróż ku zdro­wiu i dobremu samo­po­czu­ciu, zmie­niła moje życie – a od tam­tej pory zmie­nia też życie i zdro­wie moich klien­tek. Te prze­miany zaczęły się od zro­zu­mie­nia tego, co obec­nie nazy­wam „kosmicz­nym pro­gra­mem naucza­nia”. Omó­wimy go pokrótce, ale naj­pierw przyj­rzyjmy się, co astro­lo­gia ma wspól­nego ze zdro­wiem.

Astrologia jako narzędzie zdrowia

Wpływ astro­lo­gii na myśle­nie Junga był prze­ni­kliwy i dogłębny, podob­nie jak jego wpływ na współ­cze­snych astro­lo­gów.

Liz Gre­ene,Jung’s Stu­dies in Astro­logy [Stu­dia Junga nad astro­lo­gią]

Nie­któ­rzy z naj­więk­szych naukow­ców i myśli­cieli w histo­rii wier­nie stu­dio­wali astro­lo­gię w poszu­ki­wa­niu wska­zó­wek na temat zdro­wia i dobrego samo­po­czu­cia. Carl Jung, szwaj­car­ski psy­cho­log, twórca psy­cho­logii ana­li­tycz­nej i zapewne jeden z naj­bar­dziej wpły­wo­wych myśli­cieli dwu­dzie­stego wieku, wyko­rzy­sty­wał astro­lo­gię zarówno do celów oso­bi­stych, jak i zawo­do­wych, gdy powsta­wała psy­cho­logia ana­li­tyczna. Rozu­miał i akcep­to­wał para­doks zarówno/jak i8. Jung poka­zał, co to zna­czy być zarówno misty­kiem, jak i uczo­nym. Jako dok­tor medy­cyny i empi­ryk, darzył wiel­kim sza­cun­kiem labo­ra­to­ryjny rygor tra­dy­cyj­nej nauki, co nie prze­szka­dzało mu w sto­so­wa­niu astro­lo­gii w swo­jej prak­tyce, choć ni­gdy nie zdo­łał wyja­śnić w nie­za­prze­czalny spo­sób jej dzia­ła­nia9.

Ja, podob­nie jak wielu moich kole­gów i kole­ża­nek po fachu, zain­te­re­so­wa­łam się astro­lo­gią z tego samego powodu, dla któ­rego korzy­stał z niej Jung – bo zna­ko­mi­cie działa. W odróż­nie­niu od mody na jakiś sok albo pro­gram ćwi­czeń rytm ruchów Ziemi w rela­cji do Słońca oraz cykle Księ­życa zawsze będą wpły­wały na stan naszego samo­po­czu­cia, bez względu na to, czy będziemy na nie zwra­cać uwagę, czy nie.

Wszystko jest połączone

Jak na górze, tak i na dole. Jak wewnątrz, tak i na zewnątrz. Jak wszech­świat, tak i dusza.

Her­mes Tri­sme­gi­stos

Nie­od­łączną czę­ścią poj­mo­wa­nia astro­lo­gii przez Junga i innych uczo­nych, a wła­ści­wie nie­od­łączną czę­ścią astro­lo­gii samej w sobie, jest fun­da­men­talne zało­że­nie, że wszystko i wszy­scy są ze sobą wza­jem­nie połą­czeni.

To nawet nie jest nowy pogląd. Pocho­dzi ze sta­ro­żyt­nej sto­ic­kiej kon­cep­cji „kosmicz­nej sym­pa­tii”, zna­nej rów­nież jako „uni­wer­salna sym­pa­tia”. Kosmiczna sym­pa­tia głosi, że wszel­kie ziem­skie byty są nie­ro­ze­rwal­nie połą­czone ze sobą nawza­jem i z nie­bem, a to za sprawą orga­nicz­nej rela­cji, która jed­no­czy je we współ­za­leż­nym polu. Z tego punktu widze­nia nic we wszech­świe­cie nie może funk­cjo­no­wać nie­za­leż­nie i wszystko pozo­staje mister­nie powią­zane. Ta myśl skła­nia się ku poję­ciu anima mundi, czyli „duszy świata”, któ­rej zwo­len­ni­kiem był Pla­ton. Głosi ona, że nie tylko wszystko jest ze sobą wza­jem­nie powią­zane i współ­za­leżne, ale też, że wszystko prze­nika dusza lub inte­li­gen­cja10.

TWÓJ ZWIĄ­ZEK Z GWIAZ­DAMI

Jesteś gwiezd­nym pyłem. Tak, ty.

Więk­szość mate­rii, z któ­rej się skła­damy, pocho­dzi z umie­ra­ją­cych gwiazd, czyli gwiazd, które umarły w wybu­chach super­no­wych. I te gwiezdne eks­plo­zje wciąż trwają. Mamy w sobie budu­lec stary jak wszech­świat, a także ten, który spadł tu może zale­d­wie sto lat temu. I wszystko to wymie­szało się w naszych cia­łach11.

Według astro­fi­zyka Karela Schri­jvera, współ­au­tora Living with the Stars: How the Human Body Is Con­nec­ted to the Life Cyc­les of the Earth, the Pla­nets, and the Stars [Żyjąc z gwiaz­dami. Co łączy ludz­kie ciało z cyklami życio­wymi Ziemi, pla­net i gwiazd], nasze ciała są dosłow­nie zbu­do­wane z gwiezd­nego pyłu.

Ludz­kie ciało jest powią­zane z tym samym mate­ria­łem orga­nicz­nym, który spada z nieba po wypa­le­niu się gwiazdy, tak samo jak nasze poży­wie­nie, woda, którą pijemy, i pla­neta, na któ­rej żyjemy. Wszyst­kie zasoby, które codzien­nie wchła­niamy, aby prze­trwać, mają zwią­zek z więk­szymi kosmicz­nymi siłami. Nasze ist­nie­nie, nie­ro­ze­rwal­nie połą­czone z wszel­kim innym ist­nie­niem, sta­nowi ucie­le­śnie­nie cało­ści wszech­świata.

Jak to wzajemne powiązanie wpływa na zdrowie

Gdy już mamy świa­do­mość, że wszystko jest ze sobą powią­zane – ludzie i rze­czy – powstaje pyta­nie, jak ten zwią­zek prze­ja­wia się w naszym zdro­wiu i życiu?

Odpo­wiedź można ująć jed­nym sło­wem: cykle.

Wszech­świat pod­lega cyklom. Każdy cykl to pro­ces trans­for­ma­cji skła­da­jący się z początku, środka i końca. Od komet na nie­bie po hor­mony w ciele, różne aspekty cie­le­sno­ści i naszego świata uwa­run­ko­wane są okre­sami uby­wa­nia i przy­by­wa­nia, wynisz­cza­nia i rege­ne­ra­cji. Wszyst­kie tego typu cykle zacho­dzą jed­no­cze­śnie, a czę­sto są ze sobą sprzeczne.

Astro­lo­gia umiesz­cza te wza­jem­nie powią­zane ele­menty i ich dyna­mikę w szer­szym kon­tek­ście, dzięki czemu możemy odna­leźć głęb­sze zna­cze­nie i wewnętrzną spój­ność w sobie i w swoim życiu. Ta spój­ność przy­nosi nam wiele korzy­ści. Pomaga dostrzec sens wła­snej egzy­sten­cji, co przy­czy­nia się do wzmoc­nie­nia naszego dobro­stanu, ponie­waż wów­czas lepiej rozu­miemy, dla­czego mamy podej­mo­wać jakieś dzia­ła­nia i wpro­wa­dzać zmiany doty­czące naszego zdro­wia. Pomaga też lepiej zro­zu­mieć koor­dy­na­cję cza­sową w przy­ro­dzie i we wszech­świe­cie, dzięki czemu możemy zsyn­chro­ni­zo­wać swoje prak­tyki zdro­wotne z cyklami rzą­dzą­cymi naszą bio­lo­gią i całym życiem.

Dzięki astro­lo­gii dokład­niej poznasz natu­ralne rytmy swo­jego ciała i nauczysz się reago­wać na przy­pływy i odpływy ener­gii, mak­sy­ma­li­zu­jąc pro­ces rege­ne­ra­cji oraz kom­pen­su­jąc wpływy pro­cesu dege­ne­ra­cji. Mówiąc w skró­cie, astro­lo­gia odwzo­ro­wuje te same cykle, które odzwier­cie­dlają rytmy bio­lo­giczne naszego ciała. Cykle lunarne i solarne oraz ich wpływ na cie­bie omó­wimy dokład­nie w roz­dzia­łach trze­cim i czwar­tym, a na razie zapa­mię­taj, że cykle odgry­wają ważną rolę w astro­lo­gii i kosmicz­nym zdro­wiu.

Kosmiczny program nauczania

Tera­pię u Debry Silver­man roz­po­czę­łam około dwu­dzie­stego pią­tego roku życia. Choć wcze­śniej poko­na­łam raka, prze­szłam histe­rek­to­mię, wyle­czy­łam się z depre­sji i pozby­łam wynisz­cza­ją­cych ata­ków paniki, mój stan zdro­wia wciąż był daleki od ide­ału. Żadna z moich dole­gli­wo­ści nie była alar­mu­jąca, ale wie­dzia­łam, że muszę potrak­to­wać je poważ­nie. Mie­wa­łam inten­sywne pal­pi­ta­cje, po któ­rych dopa­dały mnie lęk i panika. Przez pro­blemy z tra­wie­niem czu­łam się zmę­czona i wycień­czona. Na doda­tek zna­la­złam się na zawo­do­wym roz­drożu i nie wie­dzia­łam, co dalej z moim związ­kiem. Byłam gotowa doko­nać w swoim życiu zna­czą­cych zmian.

Debra zwró­ciła uwagę na kilka kwe­stii w kosmo­gra­mie uro­dze­nio­wym, które mogły mieć wpływ na moje zdro­wie i życiowe wybory. Pod­kre­śliła, że bra­kuje w nim ener­gii wody, przez co mogłam być zbyt sztywna i nie­chęt­nie prze­ży­wać emo­cje. Stwier­dziła, że z natal­nym Księ­ży­cem w Pan­nie jestem bar­dziej podatna na pro­blemy z tra­wie­niem. Pomo­gła mi zro­zu­mieć mój horo­skop uro­dze­niowy i zawarty w nim kosmiczny pro­gram naucza­nia.

Każdy czło­wiek ma swój kosmiczny pro­gram naucza­nia, czyli jedyny w swoim rodzaju plan roz­woju wyzna­czony przez układ pla­net w chwili naro­dzin. Czę­ścią tego pro­gramu są, oczy­wi­ście, lek­cje, które musimy opa­no­wać, umiesz­cza­jąc swoje zma­ga­nia w kon­struk­tyw­nym kon­tek­ście.

Jeśli spoj­rzymy na nie przez pry­zmat kosmicz­nego pro­gramu naucza­nia, poczu­jemy się mniej udrę­czone i zdra­dzone przez wszech­świat. Tro­ska o wła­sne zdro­wie zacznie przy­no­sić efekty, zamiast wyda­wać się stratą czasu i karą. Z takim nasta­wie­niem możemy postrze­gać swoje zma­ga­nia jako kosmiczną zachętę do roz­woju tak głę­bo­kiego, że można go osią­gnąć jedy­nie dzięki odpo­wied­nio wiel­kim wyzwa­niom. Dzięki tej per­spek­ty­wie możemy pozo­stać obecne i otwarte, a także odna­leźć sens w pozor­nie przy­pad­ko­wym cha­osie życia. Wyko­rzy­stu­jąc swoje pro­blemy do samoroz­woju, budu­jemy też nie­zbędną odpor­ność psy­chiczną i roz­wi­jamy upór, który pozwoli nam trzy­mać się swo­ich naj­wyż­szych celów i naj­głęb­szych pra­gnień bez względu na wszystko.

Jako typowe Bliź­nięta, które wiecz­nie się boją, że omi­nie je jakaś oka­zja albo zabawa, czę­sto czu­łam się tak, jak­bym musiała zga­dzać się na wszystko. W rezul­ta­cie byłam cią­gle prze­mę­czona. Debra popro­siła, żebym zmie­niła ten wzo­rzec i spró­bo­wała żyć w zgo­dzie ze swo­imi natu­ral­nymi ryt­mami. To ozna­czało koniec pracy do późna i spo­tkań towa­rzy­skich po pół­nocy. Musia­łam też roz­luź­nić plan dnia, aby ulec pozor­nie irra­cjo­nal­nemu pra­gnie­niu, które kazało mi ćwi­czyć w połu­dnie. Prze­sta­łam trzy­mać się sztywno bez­li­to­snego har­mo­no­gramu pracy i zaczę­łam jesz­cze wię­cej eks­pe­ry­men­to­wać z zarzą­dza­niem swoją ener­gią, a nie cza­sem, co skło­niło mnie do przed­ło­że­nia tych połu­dnio­wych ćwi­czeń nad wszystko inne. Jako ascen­den­talna Waga musia­łam zmie­rzyć się z lękiem, że nie będę lubiana; na samą myśl o tym, że mam iść pod prąd, oble­wa­łam się zim­nym potem. Nauka, jak pozbyć się potrzeby zado­wa­la­nia innych (to typowa przy­pa­dłość ascen­den­tal­nej Wagi) i zacząć dbać o sie­bie, oka­zała się dla mnie praw­dzi­wym wyzwo­le­niem.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Edith Hamil­ton, Mytho­logy: Tim­ce­less Tales of Gods and Heroes [Mito­lo­gia. Ponad­cza­sowe opo­wie­ści o bogach i hero­sach] (Nowy Jork: Black Dog & Leven­thal, 2017). [wróć]

Natio­nal Wel­l­ness Insti­tute, Defi­ni­tion of Wel­l­ness: The Six Dimen­sions of Wel­l­ness [Defi­ni­cja wel­l­ness. Sześć wymia­rów wel­l­ness], dostęp: 13 maja 2020, https://nationalwel­l­ness.org/reso­ur­ces/six-dimen­sions-of-wel­l­ness. [wróć]

Wyłącz­nie dla uła­twie­nia dys­ku­sji na temat tych pla­net uży­wam rodzaju – „ona” lub „on” – zwy­cza­jowo przy­pi­sa­nego każ­dej z nich. Zazna­czam jed­nak, że nie uwa­żam tych zaim­ków za osta­teczne. Astro­lo­gia powstała w cza­sach, kiedy tra­dy­cyjne role płciowe były jedyną opcją. Od tam­tej pory wiele się zmie­niło. [wróć]

Pho­ebe Wyss, Inside the Cosmic Mind: Arche­ty­pal Astro­logy and the New Cosmo­logy [Wewnątrz kosmicz­nego umy­słu. Astro­lo­gia arche­ty­powa a nowa kosmo­lo­gia] (Edyn­burg, UK: Flo­ris Books, 2014). [wróć]

Angela Duc­kworth, Upór. Potęga pasji i wytrwa­ło­ści, przeł. P. Cie­ślak, Galak­tyka, Łódź 2016; Angela Duc­kworth, „What Is Grit?” FAQ [Czym jest upór? Czę­sto zada­wane pyta­nia], dostęp: 13 maja 2020, https://ange­la­duc­kworth.com/qa/#faq-125. [wróć]

Jim Col­lins, Genius of the And [Geniusz ORAZ], dostęp: 13 maja 2020, https://www.jim­col­lins.com/con­cepts/genius-of-the-and.html. [wróć]

Bar­bara Ehren­re­ich, Deidre English, Wit­ches, Midwi­ves, and Nur­ses: A History of Women Healers [Wiedźmy, położne i pie­lę­gniarki. Histo­ria uzdro­wi­cie­lek] (Nowy Jork: Femi­nist Press przy CUNY, 2010). [wróć]

Liz Gre­ene, Jung’s Stu­dies in Astro­logy: Pro­phecy, Magic, and the Quali­ties of Time [Stu­dia Junga nad astro­lo­gią. Pro­roc­two, magia i jako­ści czasu] (Lon­dyn i Nowy Jork: Routledge, 2018). [wróć]

C. G. Jung, Jung on Astro­logy [Jung o astro­lo­gii], red. Safron Rossi i Keiron Le Grice (Nowy Jork: Routledge, 2017). [wróć]

Richard Tar­nas, Cosmos and Psy­che: Inti­ma­tions of a New World View [Kosmos i psy­che. Sygnały nowego świa­to­po­glądu] (Nowy Jork: Viking, 2006). Wię­cej na ten temat znaj­dziesz w: Keiron Le Grice, Jung on Syn­chro­ni­city and the Mecha­nism for Astro­logy [Jung o syn­chro­nicz­no­ści i mecha­ni­zmie astro­lo­gii], wywiad prze­pro­wa­dzony przez Chrisa Bren­nana, The Astro­logy Pod­cast, odci­nek 148, 16 marca 2018, https://the­astro­lo­gy­pod­cast.com/trans­cripts/ep-148-trans­cript-jung-on-syn­chro­ni­city-and-the-mecha­nism-for-astro­logy/. [wróć]

Simon Wor­rall, How 40,000 Tons of Cosmic Dust Fal­ling to Earth Affects You and Me [Jak 40 tysięcy ton kosmicz­nego pyłu opa­da­ją­cego na Zie­mię wpływa na cie­bie i mnie], „Natio­nal Geo­gra­phic”, 28 stycz­nia 2015, https://news.natio­nal­ge­ogra­phic.com/2015/01/150128-big-bang-uni­verse-super­nova-astro­phy­sics-health-space-ngbo­ok­talk/. [wróć]

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

C.G. Jung, Czer­wona księga, przeł. J. Pro­ko­piuk i J. Kor­panty, Vis-à-vis Etiuda, Kra­ków 2019. [wróć]

Jim Col­lins, Jerry I. Por­ras, Wizjo­ner­skie orga­ni­za­cje. Sku­teczne prak­tyki naj­lep­szych z naj­lep­szych, przeł. T. Rzy­choń, MT Biz­nes, War­szawa 2019. [wróć]