Korpomisie - Marek Żak - ebook

Korpomisie ebook

Marek Żak

3,0

Opis

Od autora:

"Korpomisie to moja kolejna książka. Może najważniejsza. Na pozór jest to historia z korporacji, ale tylko na pozór, bo moje książki mają zawsze swoje drugie i trzecie dno, a tak naprawdę starają się pokazać, jak to wszystko działało i działa. Dotyczy to zarówno tzw. realnego socjalizmu, jak wielkich korporacji, czyli władzy i pieniędzy. Młody, ambitny miś Bombo bardzo chce osiągnąć sukces, a to, jak wiemy, w misiowym społeczeństwie, proste nie jest. Książka w swojej treści została zainspirowana “Nową klasą” Dzilasa, która niegdyś wstrząsnęła całym socjalistycznym obozem, i ,,Folwarkiem zwierzęcym” Orwella – ikoną opisu przejmowania władzy, a w formie – moim ulubionym filmem “Ted” z Markiem Wahlbergiem w roli głównej, w którym tytułowy bohater, miś Ted, wyczynia zupełnie nieprawdopodobne rzeczy, łącząc zabawny wygląd z niekoniecznie zabawnym zachowaniem.

Uwaga!! Korpomisie NIE są książka dla dzieci!!"

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 212

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (6 ocen)
2
0
0
4
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Copyright © by Marek ŻakWydawnictwo WasPos, 2018All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

RedakcjaIwona Jagiełło

KorektaMałgorzata IgrasAdriana Rak

Projekt okładkiMateusz Andrasz

Skład i łamanieWydawnictwo WasPos

Wydanie IISBN 978-83-66070-39-4

Wydawnictwo WasPosWarszawa, tel. 517-315-854,Wydrukowano w drukarniTotem.com.pl

Miś Bombo ukończył szkołę, znajdującą się na skraju Lasu Zachodzącego Słońca. Nie był specjalnie uzdolniony, ale umiał zjednywać sobie sympatię nauczycieli. Wpatrywał się w nich wzrokiem pełnym niekłamanego podziwu, a nauczycielom takie zachowanie sympatycznego misia bardzo odpowiadało. Na egzaminach nie zadawali mu zbyt trudnych pytań, a gdy miał trudności z odpowiedzią, podsuwali mu prawidłowe rozwiązania. Bombo w wieku pięciu lat osiągnął pełnoletniość, ukończył szkołę z dobrym wynikiem i zastanawiał się, co dalej robić. Mógł, jak wielu rówieśników, po prostu nadal mieszkać w wygodnym, drewnianym domku wraz ze swoimi rodzicami. Tak robiło wiele misiów, niemających ochoty szukać nowego miejsca zamieszkania, czy budować swoich własnych domków, co było pracochłonne i kosztowne. W przeciwieństwie do nich, Bombo postanowił szybko się usamodzielnić. Mieszkanie ze zgryźliwymi rodzicami wydawało mu się na dłuższą metę trudne do wytrzymania. Ojciec traktował go cały czas jak małego misia, a matka zwracała mu na wszystko uwagę, czyli na to, co powinien jeść, dokąd chodzić i o której godzinie kłaść się spać.

– To wszystko dla twojego dobra, kochanie – powtarzała kilka razy dziennie.

Znalezienie pracy w Lesie Zachodzącego Słońca nie było wcale łatwe. Mógł zatrudnić się w różnych małych przedsiębiorstwach, bądź sklepach, ale wszyscy wiedzieli, że marzeniem każdego misia było znalezienie pracy w miodowej korporacji. Uważana była za najlepszego pracodawcę w całym lesie. W przeciwieństwie do większości innych firm, oferowała stałą pracę ze wszystkimi jej przywilejami, w tym punktualnie wypłacaną, niemałą zresztą, pensją. Z drugiej strony dostanie się do korporacji było niezwykle trudne, a te misie, którym się to udało – uważano za prawdziwych szczęściarzy. Problemem było to, że Bombo nie miał w korporacji żadnych znajomości i nikogo, kto mógłby za nim się wstawić, ani go tam polecić. Na przekór temu postanowił, że zrobi wszystko, aby stać się członkiem najbardziej prestiżowej korporacji w całym lesie i związać z nią swoją życiową karierę.

Po podjęciu decyzji Bombo zaniósł samodzielnie przygotowane papiery do siedziby korporacji. Siedząca za stołem recepcjonistka spojrzała na niego przelotnie, uśmiechnęła się i kazała zostawić aplikację razem z CV, i czekać na wiadomość.

– Ile to może potrwać? – spytał zaciekawiony.

– Jeśli będziemy zainteresowani twoimi usługami, zostaniesz powiadomiony szybko. Jeśli nie, po jakimś czasie otrzymasz informację.

– No to czekam – rzucił na pożegnanie.

Po kilku dniach otrzymał kopertę ze znanym nagłówkiem. Z niecierpliwością ją otworzył. Oto, co przeczytał.

Szanowny Miś Bombo,

W nawiązaniu do aplikacji, złożonej w dniu... zapraszamy Misia na rozmowę z działem personalnym w dniu...o godzinie...

Z poważaniem,

Mosa

Kierownik Działu Kadr.

Bombo trzymał w ręku list, a w sercu czuł wielką radość.

Yes, yes, yes – powtarzał. Wiedział, że to jeszcze nic pewnego, ale list nastroił go bardzo optymistycznie, może nawet zbyt euforycznie. Postanowił o wszystkim jeszcze tego samego dnia opowiedzieć rodzicom.

W dniu przewidzianej rozmowy Bombo wstał wcześnie. Mama wprawdzie poprzedniego dnia uprasowała mu koszulę i spodnie, ale nie chciał się spieszyć i denerwować przed tak ważnym dla jego życia spotkaniem. Zjadł śniadanie, a następnie założył przygotowane ubranie. Mama z dumą obserwowała swojego syna.

– Najważniejsze nie denerwuj się i bądź skromny – upominała go, sama wyraźnie zdenerwowana.

– Mamo. Będzie dobrze, a jak nie, będę szukać dalej.

W siedzibie korporacji zjawił się na dziesięć minut przed czasem. Znana mu recepcjonistka wskazała pomieszczenie, w którym znajdował się dział personalny. Po chwili stanął przed drzwiami, na których zobaczył tabliczkę:

Dział Personalny

Mosa

Kierownik działu

Punktualnie zapukał do drzwi.

– Proszę – usłyszał.

Gdy wszedł, ujrzał grubą misię w uniformie, takim samym, w jaki ubrana była recepcjonistka.

– Dzień dobry. Jestem Bombo – przedstawił się.

Misia przyglądała mu się uważnie.

– Usiądź – powiedziała zdecydowanym tonem.

Bombo usiadł i wpatrywał się w misię wzrokiem pełnym oczekiwania i podziwu.

– Złożyłeś podanie o pracę u nas. Co cię do tego skłoniło?

– Słyszałem, że praca w „Miodziku” jest ciekawa, rozwijająca i można się tu wiele nauczyć.

Siedząca przed nim misia wpatrywała się w jego twarz, od czasu do czasu spoglądając na leżące na biurku papiery.

– Co jeszcze słyszałeś?

– Że jeśli się miś stara, może, po jakimś czasie, liczyć na dobre wynagrodzenie.

– A ty będziesz się starać?

– Oczywiście.

– A czy wiesz, co jest w naszej pracy najważniejsze?

– Nie wiem, proszę misi.

– Otóż najważniejsze jest słuchanie się starszych misiów. Rozumiesz?

– Tak proszę misi. Ja zawsze chętnie wykonywałem w szkole to, co było zadawane. Nigdy nie sprawiałem kłopotów nauczycielom. Jestem bardzo zdyscyplinowanym misiem.

– Wiem. Jest tu opinia o tobie twoich nauczycieli, o którą się wcześniej postaraliśmy. Właśnie dlatego damy ci szansę. Wierzę, że potrafisz ją wykorzystać.

Bombo nie potrafił ukryć swojej radości.

– Zrobię wszystko, co tylko będę mógł.

Misia po raz pierwszy się uśmiechnęła.

– Czasami trzeba zrobić więcej, niż się może. W naszej firmie pracują tylko wyjątkowe misie i stać je na więcej, aniżeli wszystkie inne. Właśnie dlatego nasza korporacja jest wyjątkowa. Pamiętaj o tym.

– Tak proszę misi. Będę pamiętać.

– Pamiętaj też, że najważniejsza jest lojalność wobec naszego „Miodzika”, zwierzchników, starszych misiów i kolegów. Jeśli raz okażesz się nielojalnym, będzie to twój ostatni dzień w pracy.

Bombo wpatrywał się w oczy mówiącej z przekonaniem kierowniczki Działu Personalnego i kiwał ze zrozumieniem głową.

– Jeszcze dzisiaj przejdziesz wewnętrzne szkolenie na temat naszej firmy. Żaden miś nie może podjąć pracy bez zdania po nim egzaminu. Wierzę, że zdasz ten egzamin i staniesz się pełnowartościowym członkiem naszej społeczności. Szkolenie odbywa się w pokoju obok. Możesz już tam pójść.

Tego samego dnia Bombo podpisał kilka dokumentów i udał się do pokoju, gdzie na drzwiach wisiała tabliczka: „Szkolenie misiów”.

Gdy wszedł do środka, zobaczył stojącego starszego już misia w eleganckim uniformie. Ukłonił się grzecznie i podał trzymane w ręku papiery.

– Do pracy? – spytał szkoleniowiec, a w zasadzie stwierdził.

– Tak proszę misia.

– Siadaj i patrz. Zobaczysz prezentację na temat naszej firmy, a także dowiesz się, co wolno, a czego nie. Pamiętaj, wstępując do naszej firmy musisz wiedzieć, że będziesz odtąd w innym świecie. Świat bowiem dzieli się na „Miodzika” i wszystko to, co jest poza nim. Najważniejszą sprawą jest oddanie korporacji, przełożonym i naszym wspólnym celom. Co się dzieje u nas nikt nie ma prawa wiedzieć – mama, tata, i inne misie. Jeśli będziesz chciał komuś czymś się pochwalić, na przykład tym, co robisz, co robią koledzy, ugryź się w język i powtórz: „Nie mów nikomu, co się dzieje w domu”. Twoim domem od dzisiaj jest „Miodzik” i robisz wszystko, żeby był coraz większy i lepszy. Czy to rozumiesz?

Bombo wpatrywał się wzrokiem pełnym zachwytu w oczy szkolącego go misia.

– Tak proszę misia. Rozumiem. Jestem członkiem „Miodzika” i jestem z tego bardzo dumny. Wykonam wszystkie polecenia.

Szkolący miś uśmiechnął się.

To dobrze. Wszystko, co robimy ma na celu dobro wszystkich misiów i innych mieszkańców naszego lasu. Teraz patrz i słuchaj…

– Zacznijmy od tego, czym jest „Miodzik” i jakie są jego zadania i cele, czyli wizja i misja. Pamiętaj, że w naszej korporacji wszystkie misie są równe i tak samo traktowane. Nieważne, czy są wysokie, niskie, jasne, czy ciemne, chude, czy grube, czy są chłopcami, czy dziewczynkami.

– Przepraszam – przerwał Bombo – a czy dotyczy to także misiów, mieszkających na południe od krętej rzeki?

Wszystkie misie, mieszkające w Lesie Zachodzącego Słońca wiedziały, że żyjące tam misie, które miały jaśniejsze futerka i większe uszy, były zwyczajnie głupie i leniwe.

– Powtarzam. W naszej korporacji wszystkie misie są kolegami i są traktowane tak samo. Jeśli któryś miś bardziej się stara, zostanie wynagrodzony bez względu na to, skąd pochodzi i jak wygląda. Liczy się wkład do rozwoju naszej firmy.

Bombo pokiwał głową.

– Rozumiem.

– Między nami, wszyscy wiemy, że tamte misie to idioci, ale nigdy głośno tego nie wolno powiedzieć. Nigdy. Ściany mają uszy, pamiętaj – dodał szeptem.

Bombo wpatrywał się w prowadzącego pełnym zrozumienia wzrokiem.

– Następną ważną sprawą jest to, że w naszej korporacji nie wolno dotykać innych misiów. To, co można, to tylko przywitanie opuszkami palców. Nie wolno natomiast dotykać futerka. Jeśli to zrobisz, ten, czy ta, którą dotkniesz, może cię oskarżyć, że jej czy jemu dokuczasz. To się nazywa molestowanie. Jeśli będziesz molestować innego misia, zostaniesz natychmiast wyrzucony z naszej korporacji.

– A jeśli jakaś misia mi się podoba, to co wtedy? W szkole ją wtedy głaskałem po futerku.

– Zapamiętaj, możesz głaskać wszystkie misie, ale nie te, które tu pracują.

– A jeśli ona chce, żebym ją głaskał?

– Na wszelki wypadek daj jej to do podpisania. Jeśli podpisze, oznacza to, że nie ma nic przeciwko temu.

Szkolący miś wyjął z szuflady kilka zadrukowanych kartek papieru i podał je Bombo.

– To upoważnienie jest tylko ważne w dniu podpisania. Następnego dnia głaskany miś musi podpisać je ponownie – wyjaśnił.

Dzień później Bombo zgłosił się do obszernego szałasu, na którego wejściu znajdował się napis: „Zbieranie miodu”. Otworzył drzwi i dostrzegł siedzącego na krześle starszego już misia, ubranego w roboczy strój.

– Jestem Bombo – przedstawił się.

Siedzący miś spojrzał przelotnie na niego i kiwnął głową.

– Jestem Pete. Będziemy razem pracować. Umiesz wydobywać miód z drzew?

Bombo wykonał przeczący gest głową.

– Nie. Wszystkie dziuple w lesie należą do „Miodzika” i nie wolno wchodzić na drzewa, w których się znajdują.

– No tak, ale czy widziałeś, jak to się robi?

– Tak. Wchodzą dwa misie, jeden trzyma w łapce dymiącą pochodnię, odgania pszczoły, a drugi wybiera miód.

– Dobrze. Ty będziesz trzymał pochodnię, a ja będę wybierał miód. Jak spadniesz, to możesz się poranić, a nawet złamać łapę, a jeśli do tego zgaśnie pochodnia, pszczoły nas obu pogryzą. Musisz bardzo uważać. Pamiętaj – safety first.

– To niebezpieczna praca.

– Jeśli jest się ostrożnym, nic nam nie grozi. Musisz być bardzo skupiony. Nie wolno ci zajmować się niczym innym niż odganianiem pszczół.

– A jeśli pochodnia sama zgaśnie?

– Musisz na nią dmuchać, a wtedy na pewno nie zgaśnie. Będziesz miał przy sobie zapałki, ale zapalenie pochodni na drzewie, wśród latających pszczół, nie jest łatwe. Gdy rzucą się na ciebie, pogryzą i w dodatku możesz spaść.

Wskazał na stojący obok wózek, na którym ustawione były puste, szklane naczynia. W dużym wiadrze ustawione były pochodnie.

– Będziesz go ciągnął. Zobaczymy, co potrafisz – powiedział z przekąsem.

Najbliższe drzewo, w środku którego znajdowała się dziupla, rosło w pobliżu szałasu. Pete polecił ustawić wózek w pewnej odległości od drzewa, tak, aby spadający miś nie uderzył w jego twardą konstrukcję. Wyjął z wiadra pochodnię i zapalił ją, po czym wręczył Bombo.

– Właź – rozkazał.

Wchodzenie na drzewo z pochodnią wcale nie było łatwym zadaniem. Bombo musiał niekiedy brać ją do pyszczka, aby wszystkimi łapami wspinać się do góry. Gęsty, piekący dym dostawał się do oczu, z których płynęły słone łzy. W końcu usiadł na gałęzi, która znajdowała się pod dziuplą. Włożył płomień do otworu dziupli, po czym cała chmara brzęczących pszczół wyleciała na zewnątrz. Z drugiej strony dziupli usiadł Pete, który wsadził do środka drewnianą łyżkę i wydobywał ze środka złocisty, gęsty miód, po czym zanurzał ją do naczynia tak, aby spływał na samo jego dno. Robił to bardzo sprawnie, posługując się dwiema łyżkami, tak że, gdy z jednej spływał miód do naczynia, drugą nabierał miód ze środka dziupli. Bezradne pszczoły, pozbawiane swojego dorobku, kręciły się dookoła obu misiów brzęcząc niemiłosiernie.

Gdy naczynie zostało zapełnione, Pete wskazał łapką na dół, co oznaczało koniec operacji. Z niemałym trudem oba misie zeszły na ziemię. Pete postawił słoik na wózku, po czym oblizał łapki, na których znajdowało się jeszcze wcale niemało przyklejonego miodu. Bombo z zazdrością patrzył na swojego szefa. Pete spojrzał na młodego misia.

– Patrz, jak ja wygarniam miód, a od czasu do czasu i tobie dam to zrobić.

Bombo uśmiechnął się. Praca w korporacji podobała mu się coraz bardziej.

Następnego dnia Pete poinstruował Bombo.

– Przyjrzyj się, jak ja wygrzebuję miód. Nie bierz go za dużo, bo miód się wyleje. Nie nabieraj też za mało, bo napełnianie będzie trwało zbyt długo. Obserwuj, jak ja to robię i rób tak samo. Ostatnie gniazdo będzie twoje.

– A jak miód dostanie się na łapki?

Przełożony uśmiechnął się.

– Musisz je oblizać, żeby były czyste i się nie lepiły. Przyglądaj się uważnie i potem powtarzaj. Rób wszystko tak samo.

Pod koniec dnia stanęli przed grubym dębem. Pete podał Bombo naczynie i drewniana łyżkę.

– Pokaż, czego się nauczyłeś.

Z niemałym trudem dostali się na wysoko położoną gałąź, znajdującą się pod gniazdem. Pete sprawnie odgonił pszczoły. Bombo starał się tak nakładać miód, aby się nie wylewał z łyżki. Kilka razy spłynął on jednak na jego łapki. Nie zważał na to i kontynuował swoja pracę.

– Już dosyć. Obliż łapki i schodzimy – usłyszał.

Zaczął zlizywać językiem całkiem grubą warstwę miodu. Miód był słodki i pyszny. Po chwili dał znać szefowi, że jest gotowy do zejścia z drzewa.

Gdy zeszli na ziemię, Pete spytał.

– Czy teraz już wiesz, jak to się robi?

– Tak. Dziękuję za naukę i pomoc.

– Dobre było?

– Bardzo! Miód jest inny niż ten, sprzedawany w sklepach.

– O tym nie wolno nikomu mówić. Tylko ten, który zlizywałeś jest prawdziwy. Ten w sklepach już taki nie jest, ale cicho sza.

Pod koniec tygodnia Bombo doskonale opanował wszystkie sekrety wybierania miodu z dziupli na różnych drzewach. Raz lub dwa razy dziennie sam wybierał miód, co wiązało się z koniecznością zlizywania go z łapek. Obserwował swojego szefa i mógł zauważyć, że czasami nakłada miód na drewnianą łyżkę tak, aby więcej przykleiło się go do opuszków palców i do futerka na łapkach. Gdy naczynie było już pełne, Pete oblizywał następnie wszystkie miejsca na łapce, gdzie miód mógł się znajdować. Bombo szybko nauczył się robić tak samo, dlatego pod koniec dnia pracy wcale nie czuł głodu.

W piątek po południu, wracając do firmy, spotkali przed wejściem dużego misia, ubranego w skórzana kurtkę. Bombo zauważył, że Pete lekko skurczył się, gdy ujrzał widocznie znanego mu misia.

– Bombo? – duży miś spytał, patrząc na niego.

– Tak.

– Proszę za mną.

Bombo bez słowa podążył za nieznajomym. Gdy znaleźli się przed drzwiami, dostrzegł tabliczkę: „Wewnętrzna kontrola”.

Miś w kurtce otworzył drzwi i wszedł do środka. Pomieszczenie było niewielkie. Pod oknem znajdowało się duże biurko. Gospodarz wskazał na krzesło.

– Siadaj – rzucił cicho.

Bombo usiadł i wpatrywał się wzrokiem pełnym skupienia.

– Jak ci się pracuje? – padło pytanie.

– Dziękuję, bardzo dobrze.

– Wszyscy pracujemy tutaj, aby nasza korporacja była coraz lepsza. Czy nie zauważyłeś czegoś, co można by poprawić w waszej pracy?

Bombo zastanawiał się przez chwilę.

– Nie proszę misia. Zbieramy miód i robimy to najlepiej, jak umiemy.

Poczuł na sobie zimny wzrok.

– A Pete, czy on ci pokazuje, co i jak masz robić?

– Tak. Uczy mnie. Pokazuje i objaśnia wszystko.

– A jak smakuje miód? – do Bombo dotarło kolejne pytanie zadane tonem udającym obojętność.

– Nie wiem. Nie jadłem.

– Nie ciekawiło cię, jak smakuje coś, co sami zbieracie?

– Nie proszę misia. Pete powiedział mi, że jest to zabronione i skoro tak, nie robimy tego.

– Nawet nie zlizujecie z łyżki?

– Nie, tego też nie wolno robić.

Siedzący za biurkiem miś uśmiechnął się.

– Dobrze. Gdybyś jednak zauważył, że ktoś, na przykład Pete, albo ktoś inny robi coś niezgodnego z przepisami, chciałbym, żebyś mi o tym powiedział. W nagrodę dostaniesz pełny słoik miodu.

Bombo popatrzył oczami pełnymi zrozumienia i oddania.

– Oczywiście proszę misia. Gdy tylko coś zauważę, zaraz przyjdę i opowiem.

– Pamiętaj, że to, co robimy, ma tylko na celu, aby nasz „Miodzik” był coraz lepszy.

– Tak, ja się będę bardzo starał, aby zbierać coraz więcej miodu. Wiem, jaki on jest dla nas wszystkich ważny.

– No dobrze. O naszej rozmowie nikomu, pamiętaj, nikomu nie mów.

– Nawet rodzicom?

– Nawet rodzicom i nikomu innemu. A teraz idź do domu.

Bombo podniósł się z krzesła, ukłonił, i odwrócił się w kierunku drzwi. Był zadowolony, że jego uwagi mogą przyczynić się do tego, żeby korporacja, w której od niedawna jest zatrudniony, była jeszcze lepsza dla pracujących w niej misiów i dla wszystkich mieszkańców lasu.

Podczas kolacji z rodzicami mama zaczęła wypytywać Bombo, jak mu się pracuje. Zwykle tata wiele opowiadał o swojej pracy, zwłaszcza o szefie, który według jego opowiadań, był idiotą i często dokuczał swoim podwładnym.

– A jak twój przełożony? – zapytała mama, bacznie wpatrując się w twarz syna.

– Bardzo dobrze, mamo. Uczy mnie wszystkiego. Bardzo go lubię, chociaż jest wymagający.

– Opowiedz nam, co się dzieje w „Miodziku”. To taka znana i dobra firma.

– Pracuję cały dzień. Zbieramy miód, odwozimy go potem do magazynu i bierzemy puste naczynia. Każdego dnia to samo.

– I nic więcej tam się nie dzieje?

– Jeden miś z kierownictwa prosił mnie, żebym zgłaszał swoje uwagi i pomysły na temat produkcji, organizacji pracy i wszystkiego innego, co można poprawić.

– Masz jakiś pomysł?

– Na razie nie, ale w przyszłości, kto wie… Przyglądam się. Może coś uda mi się zauważyć?

– Masz szczęście, że pracujesz w takiej dobrej firmie.

– Wiem i dlatego bardzo się staram.

W poniedziałek rano Bombo wszedł do pomieszczenia, w którym się przebierano przed pójściem do lasu na zbieranie miodu. Pete siedział gotowy do pracy.

– Dzień dobry – przywitał się Bombo.

– Dzień dobry. Jak spotkanie z kontrolerem?

– Bardzo dobrze. Pytał o moje uwagi na temat pracy.

– Miałeś jakieś?

– Nie. Powiedziałem, że bardzo się staramy.

– Pytał, czy podjadamy miód?

– Tak.

– I co odpowiedziałeś?

– Że nie, bo to jest zabronione.

– Pamiętaj, że jeśli będziesz chciał coś zameldować, najpierw powiedz to mnie. W przeciwnym wypadku palniesz jakieś głupstwo i ktoś może mieć nieprzyjemności.

– Czy nie uważa miś, że moglibyśmy tego miodu zebrać więcej?

Pete spojrzał uważnie na młodego. Nie wiedział, czy już jest przygotowany, aby zacząć poznawać prawdę o korporacji i jej zwyczajach.

– Posłuchaj. Tego, co ci powiem nikomu nie możesz powtórzyć. Pewnie, że moglibyśmy. Teraz zbieramy 100 litrów tygodniowo. Załóżmy, że się sprężymy i zbierzemy 120 litrów. Czy myślisz, że ktoś nam podziękuje? Nikt. Zaraz jednak potem wstawią nam do zadań te 120 litrów i od tej pory będziemy musieli zasuwać na okrągło. A teraz zbieramy, powiedzmy, 101 litrów i wszyscy są zadowoleni. Plan wykonany, nawet przekroczony, my nie musimy aż tak zasuwać, a i tak każdego roku, po cichu, podwyższają nam normę i musimy zbierać więcej.

Oba misie milczały. Bombo był zupełnie przytłoczony ogromem wiedzy swojego szefa.

– Rozumiesz, o czym mowa? – spytał zaniepokojony Pete.

– Tak – odpowiedział, ale nie był do końca pewien, czy rzeczywiście wszystko rozumie.

– To przebieraj się i do pracy – usłyszał.

Dramat nastąpił w najmniej oczekiwanym momencie. Może zawiniło przeświadczenie Peta, że skoro swoją pracę wykonuje już tak długo, nic złego stać się nie może. A jednak się stało. Nastąpiło to wtedy, gdy Pete znalazł się na najwyższej gałęzi, która prowadziła wprost do gniazda pszczół. W jednej łapce trzymał naczynie, do którego miał zebrać miód, drugą przytrzymywał się, aby zachować równowagę. Nagle ta właśnie gałąź trzasnęła i się złamała. Pete usiłował bez powodzenia utrzymać równowagę, ale zaczął spadać. Zachował na tyle przytomność, że starał się łapać gałęzie, te jednakże wymykały mu się z łapek. Bombo z przerażeniem obserwował, jak jego przełożony oddala się od niego, lecąc w dół. Tak szybko, jak tylko mógł, zszedł z drzewa i stanął obok leżącego na mchu starszego kolegi. Ten oddychał ciężko. Chciał coś powiedzieć, ale tylko otworzył pyszczek.

– Ratunku! – krzyknął z całych sił Bombo.

Nikt nie przychodził, a Bombo nie wiedział, czy ma stać przy rannym, czy iść po pomoc. Tysiące myśli przebiegały mu przez głowę.

W pewnym momencie zauważył misia o jasnym futrze. Był zapewne członkiem zespołu sprzątającego las.

– Hej kolego! – zawołał – idź po pomoc. Mamy wypadek.

Przybysz patrzył na leżącego Peta z obojętnością.

– Słyszałeś? Wezwij pomoc – powtórzył coraz bardziej zdenerwowany Bombo.

– Nie wiem, dokąd mam pójść – usłyszał znów ten sam obojętny głos.

– Do szpitala. To niedaleko stąd.

– Jestem zmęczony – Bombo usłyszał odpowiedź. Poza tym nie wiem, gdzie jest szpital. Mogę zabłądzić. Nie jestem stąd.

– To usiądź tutaj, a ja pobiegnę po pomoc – zadecydował Bombo.

– To mi pasuje. Przynajmniej trochę odpocznę – zgodził się miś o jasnym futrze.

Bombo rzucił się biegiem w kierunku siedziby korporacji, obok której znajdował się punkt medyczny. Gdy dobiegł, otworzył drzwi i znalazł się w recepcji. Za ladą siedziała misia ubrana w biały fartuch.

– Wypadek! – krzyknął. – Mój szef Pete spadł z drzewa.

– Jak się nazywasz? – spytała opanowanym głosem misia recepcjonistka.

– Nazywam się Bombo, a spadł mój szef, Pete – powtórzył, nie rozumiejąc, dlaczego zadawane są w tej chwili zupełnie, jego zdaniem, zbędne pytania.

– Poproszę o korporacyjny numer. Twój i poszkodowanego.

– Nie wiem – Bombo bezradnie patrzył na misię.

– Twój jest na korporacyjnej odznace.

Bombo odpiął ją od kombinezonu i obejrzał.

– Siedemset siedem.

– A poszkodowanego?

– Nie wiem.

– System nie przyjmie „nie wiem”. Coś muszę wpisać, inaczej wóz ratunkowy nie wyjedzie.

– Niech misia wpisze cokolwiek. On może umrzeć. Spadł z wysokiego drzewa.

Recepcjonistka popatrzyła z niechęcią na Bombo.

– Och, ci nowi pracownicy. Nie znacie przepisów, a potem takie zamieszanie.

Gdy Bombo wrócił na miejsce wypadku ratownicy już opatrywali Peta. Ten leżał nieruchomo na trawie i cicho popiskiwał. Zauważył, że do miejsca wypadku zbliżył się także miś w szarym uniformie. Obserwował drzewo, leżącego Peta i sanitariuszy. W pewnej chwili podszedł do Bombo.

– To ty pracujesz z tym misiem? – wskazał na leżącego.

– Tak.

– Jak to się stało, że on spadł?

– Gałąź się złamała. Nie wiem dokładnie.

– A czy był opasany sznurkiem?

– Nie. Jak wchodzimy, nie jesteśmy opasani i przywiązani do drzewa. Dopiero, jak jesteśmy na miejscu.

– Czytałeś i podpisałeś instrukcję wchodzenia na drzewo?

– Tak.

– To chyba wiesz, że za każdym razem trzeba być cały czas przywiązanym do gałęzi lub pnia drzewa?

– Wtedy wchodzenie trwałoby pół dnia, a my na zmianie musimy wybrać miód przynajmniej z sześciu gniazd. Poza tym, po wybraniu musimy schodzić szybko, bo inaczej pszczoły by nas pokąsały.

– Tak czy inaczej, twój szef pracował niezgodnie z instrukcją i nie otrzyma odszkodowania. Nie wiem, czy nawet nie zostanie zwolniony z pracy?

Bombo wpatrywał się uważnie w twarz misia w szarym uniformie, usiłując zrozumieć wypowiadane przez niego słowa. Wszystkie słowa rozumiał, ale nie mógł zrozumieć treści. Gdyby pracowali zgodnie z przepisami nie zebraliby wystarczającej ilości miodu i byliby ukarani, z kolei gdy pracowali łamiąc przepisy, miód był zebrany, ale Pete miał być także ukarany. Tak, czy inaczej, zawsze winien był pracujący miś. To wszystko nie mieściło się w głowie Bombo.

Ku swojemu zaskoczeniu następnego dnia z rana został wezwany ponownie do działu personalnego. Spotkał tam znaną już sobie misię.

– Usiądź – usłyszał.

Posłusznie wykonał polecenie.

– Będziesz miał nowego szefa – zakomunikowała mu misia. – To jest jasny miś – dodała.

Bombo słuchał z niepokojem. Opinia na temat jasnych misiów była bardzo zła. Mówiono, że są one leniwe, agresywne i znacznie głupsze, niż wszystkie inne.

– Będziesz go musiał nauczyć, jak się wybiera miód i jak się pracuje na drzewie.

Misia wstała i podeszła do drzwi. Gdy upewniła się, że są zamknięte zbliżyła się do Bombo.

– Musimy awansować także jasne misie, żeby pokazać, że są one traktowane równo i nie mają zamkniętej drogi awansu. Wszystkie misie są takie same.

– A dlaczego, proszę misi, skoro ja znam się na pracy, a on nie, to właśnie on będzie moim szefem?

– Właśnie żeby pokazać, że wszystkie misie, bez względu na kolor skóry, mają w naszej firmie takie same szanse. Teraz połowa kierowników będzie składała się z jasnych misiów – powtórzyła zdenerwowana misia.

– Nie rozumiem – wyszeptał Bombo.

– To w ramach walki z rasizmem. Nie będzie już tak, że jasne misie są traktowane gorzej, jak to bywało dawniej.

Bombo chciał powiedzieć, że to on jest traktowany gorzej, gdyż jest brązowy, ale ugryzł się w język.

Gdy zjawił się w przebieralni, czekał już na niego nowy szef. Był to typowy jasny miś, z szeroką twarzą i małymi oczkami.

– Jestem Pafus i będę twoim szefem – zakomunikował.

– Czy wiesz, jak wygląda wybieranie miodu?

– Nie wiem i mnie to wcale nie obchodzi. Ty będziesz wybierał, a ja będę pilnował, czy dobrze to robisz.

– Musimy to robić razem. Jeden trzyma pochodnię i odgania pszczoły, a drugi wybiera miód.

Jasny miś został widocznie zaskoczony tą odpowiedzią.

– Ja mam też wejść na drzewo? Jestem przecież kierownikiem.

– Inaczej się nie da.

– A te pszczoły, to gryzą?

– Jak zgaśnie pochodnia, to lepiej uciekaj, bo cię tak pogryzą, że przez kilka dni nie usiądziesz na pupie.

Jasny miś kręcił głową z dezaprobatą. Bycie kierownikiem wydawało mu się jeszcze niedawno zupełnie czymś innym, niż praca, jaką miał wykonywać.

Już pierwsze wejście na drzewo wieściło problemy. Pafus był zwyczajnie gruby, tak więc wdrapanie się na pierwszą gałąź trwało tyle czasu, ile Pete i Bombo potrzebowali, aby dostać się w okolice gniazda pszczół. Gdy oba misie znalazły się na drugiej gałęzi, Pafus spojrzał w dół i gdyby Bombo go nie przytrzymał, spadłby na ziemię.

– Źle się czuję. Kręci mi się w głowie – szepnął jasny miś – Muszę zejść.

Zejście trwało jeszcze dłużej, niż wspięcie się na drugą gałąź. Pafus cały dyszał ze strachu i zmęczenia.

– Idę na zwolnienie. Jestem chory – poinformował swojego podwładnego.

– A ja, co mam robić? – spytał Bombo.

– Firma musi ci przysłać kogoś do pomocy. Ja mam lęk wysokości i nie mogę tutaj pracować.

Bombo pomyślał, że jasne misie są znane z tego, że zawsze znajdują jakiś powód, żeby czegoś nie robić, ale zaraz potem zawstydził się swojej rasistowskiej myśli.

Tego samego dnia dowiedział się, że przydzielono mu kolejnego partnera. Była to misia, która miała na imię Lamba. Ucieszył się, gdyż poznał ją na wstępnym szkoleniu w korporacji. Lamba była ładną misią, a jednocześnie zdolną i bardzo ambitną. Od razu wspomniała, że nie interesują ją żadne misie i jej celem jest skupienie się na jak najlepszej pracy w firmie.

Następnego dnia rano spotkali się razem w przebieralni. Założyli kombinezony i udali się w kierunku lasu.

– Mnie ta praca nie interesuje – szczerze przyznała Lamba. – Chcę jednak dobrze poznać wszystko, co się dzieje w „Miodziku”, a zbieranie miodu jest bardzo ważną rzeczą w naszej korporacji. Nauczysz mnie wszystkiego, mam nadzieję?

– Oczywiście. W naszej pracy najważniejszy jest team work.

Lamba spojrzała na Bombo z uznaniem.

– Tak. Team work jest bardzo ważny w pracy. Studiowałam zarządzanie, a tam bardzo dużo mówili o pracy zespołowej. A ty, co studiowałeś?

Bombo zmieszał się.

– Ja nic. Niedawno ukończyłem szkołę i zacząłem tu pracować. Chcę się uczyć.

– To dobrze. Trzeba się uczyć. Ja chcę zrobić karierę w naszej firmie. Mam nadzieję, że mi pomożesz.

– Jak mam ci pomóc?

– Po miesiącu pracy wystawisz mi najwyższą ocenę.

– Wystawię ci najwyższą ocenę, jak na tę najwyższą ocenę sobie zasłużysz.

Bombo poczuł, że idąca obok misia głaszcze go po futerku. Zrobiło mu się bardzo przyjemnie.

– Będę się bardzo starać, zobaczysz – zapewniła misia.

Bombo jeszcze wieczorem długo myślał o swojej nowej koleżance. Bardzo mu się podobała. Miała ładny pyszczek i lśniące futro. Następnego dnia rano ujrzał ją, gdy zbliżała się do siedziby firmy. Zanim weszli do swoich przebieralni, wręczył jej niewielki druk.

– Możesz podpisać? – spytał i podał jej pisak.

– Co to jest? – spytała zdziwiona.

– Pozwolenie na dotykanie. Jeśli nie podpiszesz, nie będę mógł cię głaskać. To zabronione w firmie.

– Czy wszystkim misiom dajesz taki formularz?

– Nie, to dotyczy tylko firmy i koleżanek z firmy.

Misia oddała pismo koledze.

– Ja takich rzeczy nigdy nie podpisywałam.

Bombo pokiwał głową ze zrozumieniem.

– Dla mnie to jest też nowość, ale takie są przepisy. Gdybym cię dotknął, nawet przypadkowo, byłoby to molestowanie i mogliby mnie wyrzucić z pracy.

– Ale ja przecież nikomu nie powiem – obruszyła się misia.

– Teraz tak mówisz, a jeśli zmienisz zdanie?

– No dobrze, daj to pismo – ustąpiła.

Bombo podał jej kartkę i po chwili, już podpisaną, schował do swojej torby.

– Mamy trochę czasu i chciałbym cię teraz pogłaskać – zaproponował.

– Chodźmy do mojej przebieralni – zgodziła się.

Fajnie być kierownikiem – pomyślał.

Lamba okazała się być doskonałą uczennicą. Była bardzo chętna do nauki i pracy. Nie trzeba było jej dwa razy powtarzać, co i jak ma być zrobione. Bombo nie raz myślał, że nawet bez głaskania wystawiłby jej dobrą ocenę, ale nie chciał pozbawić się źródła dużej przyjemności. Każdego dnia rano Lamba podpisywała odpowiednią deklarację, po czym wchodzili razem do przebieralni i Bombo napawał się gładkim, błyszczącym futerkiem swojej współpracownicy. Bardzo się pilnował, żeby nie dotykać koleżanki w miejscu, w którym ktoś mógłby to zauważyć. Byłoby to bardzo źle widziane, gdyż regulamin firmy zabraniał wzajemnego dotykania i oboje mogliby mieć z tego powodu poważne nieprzyjemności służbowe.

Miesiąc pracy z praktykantką był najpiękniejszym okresem życia Bombo. Misia była pojętna, starała się zarówno w pracy, jak poza. Już wieczorem Bombo myślał o dniu następnym. Zastanawiał się, czego nowego nauczy misię i jak fajnie będzie ją głaskać po futerku przed rozpoczęciem pracy. Miesiąc szkolenia minął szybko, a ostatniego dnia, Bombo wystawił misi najwyższą notę i doskonałą opinię. Gdy to zobaczyła, pocałowała go w pyszczek.

– Dzięki Bombo, jesteś super – stwierdziła.

– Było fajnie, lubiłem z tobą pracować – smętnie odparł.

– Teraz będę miała staż w dziale planowania produkcji. Żeby osiągnąć wysokie stanowisko, trzeba poznać wiele działów. Muszę się jeszcze wiele nauczyć.

– To powodzenia. Może się jeszcze kiedyś spotkamy?

– Wiesz, ale nie mów nikomu o tym głaskaniu. Dobrze?

– Już o wszystkim zapomniałem. A było fajnie. Masz takie gładkie futerko.

– Dzięki. Z kim będziesz pracować?

– Od jutra już z Petem. Podobno jest już zdrowy.

– To powodzenia Bombo.

Praca z Petem miała swoje zalety. Bez obawy mógł zlizywać miód, który spływał po łyżce. Najgorsze było to, że miód był podbierany przez złodziei. Nie raz zdarzało się, że wspięli się do dziupli, odpędzili wściekłe pszczoły, po czym okazało się, że miodu nie ma. W takim przypadku trzeba było sporządzić specjalny raport dla centrali, która to informowała o zdarzeniu Służbę Ochrony Miodu, czyli SOM.

Któregoś dnia Pete poinformował Bombo, że po pracy odbędzie się zebranie racjonalizatorów.

– Jak coś wymyślisz, możesz dostać specjalną nagrodę. Tylko pamiętaj, żeby nie powiedzieć czegoś głupiego, na przykład, że miód prosto z dziupli jest lepszy, niż w sklepie, albo, że moglibyśmy wybrać każdego dnia więcej miodu.

Bombo zastanowił się. Perspektywa zdobycia nagrody, a może i awansu bardzo go podekscytowała. Może wtedy byłbym szefem Lamby, albo jakiejś innej misi, która dałaby mu się głaskać po futerku – rozmarzył się.

Zebranie odbyło się w głównym pomieszczeniu „Miodzika”. Przybyło około trzydziestu miś i misiów. Na wstępie jakiś bardzo ważny miś wszedł na podwyższenie i mówił o tym, że miodu jest zbyt mało, że pszczoły się lenią i że mimo zaostrzonych kar, złodzieje wykradają miód.

– Co proponujecie? – spytał patrząc na salę.

Bombo popatrzył na zebranych. Zebrał się na odwagę i podniósł rękę. Ważny miś wskazał na niego.

– Jestem Bombo. Pracuję przy zbieraniu miodu. Uważam, że skoro miodu jest za mało, trzeba produkować go więcej.

To śmiałe stwierdzenie zaskoczyło wszystkich. Na sali zapanowała cisza.

– Może coś konkretnego? – zaproponował ważny miś.

– Żeby miodu było więcej, trzeba do niego dolewać wody.

– Miód się wtedy zepsuje i skwaśnieje – wtrącił jeden z misiów.

– Tak, ale nie wtedy, jeśli doda się trochę siarkowej wody.

Wszyscy popatrzyli po sobie. Dodawanie siarkowej wody rzeczywiście powodowało, że wiele produktów żywnościowych nie psuło się.

– A czy nie będzie czuć siarki? – spytał ważny miś.

– Może zaraz po otworzeniu. Trzeba będzie rozgłosić, że dodajemy siarkową wodę, żeby miodu starczyło dla wszystkich, a nie starcza, bo złodzieje kradną. Wszystko więc spadnie na złodziei, a misie będą informować SOM o kradzieżach.

Zapanowała cisza. Wszyscy, w tym ważny miś zastanawiali się, skąd wziął się ten młody miś, który tak dobrze rozumie nie tylko sprawy miodu, ale także samej korporacji i mechanizmy jej funkcjonowania.

– Po zebraniu zgłoś się do mnie – rozkazał ważny miś.

Zaraz po zebraniu Bombo stanął przed drzwiami, na których widniała tabliczka „Dyrektor”.

Zapukał.

– Proszę – odpowiedział na pukanie głos ze środka.

Otworzył drzwi i znalazł się w dużym pomieszczeniu, które świadczyło o pozycji zajmującego go misia. Ten siedział przy biurku, znajdującym się naprzeciwko drzwi.

– Siadaj – zachęcił siedzący za biurkiem miś.

Bombo posłusznie usiadł na krześle.

– Opowiedz mi coś o sobie.

Bombo opowiedział o swojej rodzinie, szkole i pracy w „Miodziku”.

– Co byś chciał osiągnąć w życiu? – usłyszał pytanie.

– Chciałbym mieć własne mieszkanko i jakąś fajną misię, która by ze mną w nim zamieszkała. Lubię głaskać misie – rozmarzył się.

Dyrektor uśmiechnął się.

– Wszyscy lubimy. Jeśli chcesz awansować, musisz ukończyć kursy. Czy chcesz się kształcić? Jeśli tak, nasza korporacja ci to umożliwi.

– Bardzo chcę.

– To pójdziesz na kurs produkcji miodu. Wiesz, że produkcja miodu jest dla nas bardzo ważna? – spytał, a raczej stwierdził dyrektor.

– Wiem, proszę misia. Chcę się uczyć, żeby lepiej pracować i być bardziej przydatny dla firmy.

Następnego dnia Pete przywitał Bombo z kwaśną miną.

– Ale wystrzeliłeś z tą wodą siarkową. Teraz będą lać jeszcze więcej wody do miodu.

– To chyba dobrze dla firmy. Będzie większa produkcja i firma zarobi więcej pieniędzy. Poza tym starczy miodu dla wszystkich.

– Chyba wiesz, że to już nie będzie miód, tylko mieszanina miodu z wodą. Oni i tak dodają tyle rzeczy, żeby wszystkim się wydawało, że to ten sam gęsty miód. Jak jesz prosto z dziupli to chyba czujesz różnicę.

– Chyba wiesz, że o tym nie wolno nawet wspominać? To zabronione.

– Teraz pewnie zaproponują ci jakiś kurs, a może i nagrodę.

– Skąd wiesz? Będę chodził na kurs. Chcę więcej wiedzieć o firmie i produkcji miodu.

– Oj Bombo, Bombo – westchnął starszy kolega. – Oni cię kupią, a może już to zrobili.

W kursie, który miał trwać miesiąc i odbywał się w weekendy uczestniczyło kilka misiów, w tym jeden jasny. Bombo był bardzo zadowolony, że został wybrany, gdyż bardzo chciał dowiedzieć się więcej o tajnikach produkcji miodu. Kiedyś, jak wspominali rodzice, miód był zbierany i jedzony przez wszystkie misie, ale odkąd korporacja zakupiła prawo wyłącznego zbierania i sprzedaży miodu, jego smak już nie przypominał tego, jaki był dawniej i jaki Bombo każdego dnia czuł, gdy zlizywał jego resztki z łapek.

Zanim jeszcze przystąpił do kursu musiał podpisać różne papiery, w tym o zachowaniu tajemnicy i nieinformowaniu nikogo o tym, czego miał dowiedzieć się w trakcie nauki. Wyjawienie jakiegoś sekretu oznaczało natychmiastowe zwolnienie z firmy i konieczność zapłacenia dużej sumy pieniędzy.

Na pierwszym wykładzie, który prowadził starszy i gruby miś, dowiedział się, dlaczego korporacja robi wszystko, aby miodu było jak najwięcej. Gdyby tego nie robiła, wszystkie misie chodziłyby głodne, zaczęłyby się kłótnie, rozboje, a może nawet jeszcze gorsze rzeczy. Poza tym surowy miód, co udowodnili specjaliści, jest bardzo niezdrowy dla każdego misia. Powoduje psucie zębów i silne reakcje układu pokarmowego. Jest ponadto bardzo pożywny, a jego nadmierna konsumpcja prowadzi do otyłości i chorób serca. Bombo skwapliwie zapisywał wszystko, co mówił wykładowca. Postanowił nauczyć się wszystkiego na pamięć, aby otrzymać najwyższą ocenę na końcowym egzaminie.

Z równie wielkim zainteresowaniem słuchał Bombo kolejnego wykładu na temat produkcji miodu w korporacji. Wykładowca, główny technolog produkcji miodu, rozwiesił na tablicy schematy produkcji i finalnego pakowania. Następnego dnia szkolące się misie miały zobaczyć fabrykę i przekonać się, ile czyni korporacja, aby zapewnić każdemu misiowi produkt najwyższej jakości w ilości oddalającej widmo głodu.

Po jakimś czasie niewielka grupa misiów, które brały udział w szkoleniu, zebrała się przed wejściem do wytwórni miodu. Na powitanie wyszedł do niej już im znany główny technolog.

– Zaraz zobaczycie serce naszej firmy. Pamiętajcie, że to, co zobaczycie, musicie zachować wyłącznie dla siebie. Patrzcie ze zrozumieniem, i jeśli chcecie o coś zapytać, pytajcie.

Wszystkie misie założyły specjalne ochronne ubrania, składające się z fartucha, kasku, rękawic, butów i okularów. Bombo zastanawiał się wprawdzie, skąd potrzeba takich środków ostrożności przy produkcji bądź, co bądź zwykłego miodu, ale postanowił najpierw zapoznać się z produkcją, a następnie zadawać pytania.

Przed wejściem do hali produkcyjnej widniał duży napis: „Więcej miodu dla misiów”.

W środku zobaczył wiele różnych zbiorników, rurociągów, pomp i zaworów. W centrum znajdował się wielki zbiornik, do którego doprowadzone były liczne przewody. Przewodnik opisywał, co znajduje się w poszczególnych zbiornikach. Na niektórych zbiornikach widać było napisy, takie jak „miód surowy”, „woda”, „ług sodowy”, czy „zagęstniki”. Po hali kręciło się kilka misiów, w tym ubrany na czerwono, sprawiający wrażenie najważniejszego, który wydawał polecenia innym pracownikom.

– Tu jest zbiornik – tłumaczył przewodnik – w którym produkuje się miód, taki, jaki kupuje się w sklepach. Jest zawsze taki sam, zgodnie ze standardami naszej kontroli jakości. Produkujemy tyle miodu, żeby starczyło dla wszystkich misiów, i żeby żaden nie był nigdy głodny. Nasza korporacja nie tylko zarabia pieniądze dla swoich właścicieli, ale wypełnia ważną misję zapewnienia wszystkim jedzenia. W innych lasach, gdzie nie ma podobnych firm, misie chodzą głodne, a miód jest tylko dla nielicznych wybranych najbogatszych misiów. To jest wielka misja, którą wypełniamy każdego dnia.

Bombo był bardzo poruszony słowami technologa. Dopiero teraz uświadomił sobie, jak wiele może zrobić, aby misiom żyło się jeszcze lepiej. Oglądał proces produkcji miodu i zastanawiał się, co może zrobić, aby miodu było jeszcze więcej. Był dumny, że jest częścią korporacji, robiącej tyle dobrego dla mieszkańców lasu.

Po obejrzeniu procesu produkcji przewodnik zbliżył się do Bombo.

– To ty byłeś autorem pomysłu o wodzie siarkowej?

– Tak – odparł zaskoczony.

– Pracujemy nad tym. Jeśli się uda, możesz liczyć na dużą nagrodę i awans.

– Ja nie dlatego…

– Nie szkodzi. Jeśli nasza korporacja skorzysta z twojego pomysłu, ty i także inni, musicie wiedzieć, że warto się starać. Mamy jeszcze sporo przy tym pracy. Musimy zbadać ile siarkowej wody dodać, żeby miód się nie psuł, a zarazem żeby nie było czuć w nim zapachu siarki.

– Co można zrobić?

– Może dodamy więcej ługu. Pierwsze próby są obiecujące.

– Nie będzie czuć zapachu?

– Nie. Zresztą, chyba jesz miód surowy, czyli prosto z gniazda?

– To zabronione.

Technolog zmieszał się.

– Skoro zbierasz, na pewno jesz miód naturalny, niepoprawiany. My wszyscy zresztą robimy to samo. Przecież nie można jeść tego świństwa – szepnął Bombo do ucha.

Bombo wpatrywał się w twarz rozmówcy. W ostatnich dniach dużo się nauczył o produkcji miodu, ale także o samej firmie.

– Jak było na kursie? – spytał w poniedziałkowy poranek Pete.

– Dużo się uczę. Chcę wiedzieć więcej – odparł Bombo.

– Jak się wszystkiego dowiesz, to nie tkniesz już tego poprawianego miodu.

– Takiego miodu, który wyciągamy z gniazd, nie starczyłoby dla wszystkich. Jest coraz więcej misiów, a one chcą coraz więcej jeść.

– A korporacja chce coraz więcej zarabiać – dodał Pete.

– A ty nie chcesz zarabiać więcej? – Bombo nie ustępował.

– Każdy chce – zripostował starszy kolega.

– Właśnie, więc dlatego uczę się, żeby więcej zarabiać. Czy to źle?

Pete nie odpowiedział.

Odkąd Bombo brał udział w weekendowych szkoleniach, miał dużo mniej czasu na rozmowy z rodzicami. Opowiadał im zdawkowo o swoich perypetiach w firmie. Matka była, pomimo tego, niezwykle z niego dumna. Pracę w „Miodziku” uważano za bardzo prestiżową i obiecującą, a zatrudnione w niej misie za dobre partie do zamisiowania. Bombo także zauważył, że jego koleżanki, które nie były dawniej nim specjalnie zainteresowane, podchodziły do niego i wypytywały, jak mu się podoba w nowej firmie, jakie ma plany itp. W rozmowie stawały blisko niego i niekiedy dyskretnie głaskały go po ramieniu. Głaskanie takie oznaczało wyrażenie przez misię dużej sympatii do głaskanego misia. Bombo był dosyć nieśmiały i, uważając się za zupełnie przeciętnego misia, nie zaproponował jeszcze żadnej misi prywatnych spotkań. Postanowił jednakże zmienić swoje nastawienie, szczególnie gdy dowiedział się od mamy, że stał się osobą wzbudzającą coraz większe zainteresowanie wśród miś i ich mam. Marzeniem Bombo było jednak własne mieszkanko, w którym zamieszkałby ze swoją misią. Moglibyśmy się wtedy często dotykać, głaskać po futerkach – rozmarzał się. Wierzył, że dzięki pracy w korporacji to marzenie może się wkrótce spełnić.

Do egzaminu końcowego przygotował się bardzo starannie. Swoje notatki opanował na pamięć, wierząc, że zacytowanie słów wykładowcy zrobi dobre wrażenie na komisji egzaminacyjnej.

Przed salą stało kilkoro uczestników kursu. Uchyliły się drzwi i Bombo usłyszał swoje imię.

Za stołem siedziało troje misiów, w tym jeden, który oprowadzał grupę po zakładzie. Bombo stanął w odległości metra od stołu.

– Powiedz nam Bombo, dlaczego i jak nasza korporacja produkuje miód?

Bombo uśmiechnął się do siebie. Spodziewał się właśnie tego pytania.

– Nasza korporacja produkuje miód, który pozwala misiom na bezpieczne jego spożywanie. Jest on standaryzowany, a więc zawsze taki sam, spełnia najwyższe normy jakościowe, jest bezpieczny, zdrowy i smaczny.

Kontynuował swoją wypowiedź w sposób kompetentny. Komisję poruszył jednakże niezwykły entuzjazm w głosie egzaminowanego misia.

– A powiedz teraz, co by się stało, gdyby nasza korporacja nie produkowałaby miodu?

– Nawet nie chcę o tym myśleć. Panowałby głód, niesprawiedliwość społeczna, niektóre misie chodziłyby najedzone, ale większość by głodowała. Poza tym w następstwie spożycia surowego miodu szerzyłyby się różne choroby układu pokarmowego. Surowy miód uszkadza błony śluzowe i uzębienie. Misie byłyby chore. Krócej by żyły.

Po tej płynnie wypowiedzianej przed komisją egzaminacyjną odpowiedzi z zadowoleniem spojrzał na egzaminatorów.

– Doskonała odpowiedź – odezwała się milcząca dotąd gruba misia. – Jesteś świetnie przygotowany.

– Dużo się uczyłem – odparł zadowolony. – Zależy mi na wiedzy i na dobrej ocenie.

– Przyznajemy ci szóstką i dostaniesz dyplom z wyróżnieniem. Pamiętaj, że wiedza zobowiązuje. Korporacja liczy na ciebie, Bombo.

– Zrobię wszystko, żeby się nie zawiodła – odpowiedział z głębokim przekonaniem.

Gdy zjawił się w domu, mama z niepokojem spojrzała na jego pyszczek.

– Było dobrze – uprzedził pytanie.

– Co dostałeś?

– Szóstkę.

Matka uśmiechnęła się, jak gdyby spotkało ją największe szczęście w życiu.

– Gratuluję. Tak się cieszę – wybuchła płaczem.

– Uczyłem się i dostałem dobrą ocenę. Nic w tym nadzwyczajnego.

– Teraz na pewno zostaniesz awansowany.

– Zobaczymy. Staram się jak mogę, a czy to zostanie dostrzeżone – zobaczymy…

W tym jednak momencie i Bombo przyszło do głowy, że wspinanie się po drzewach do gniazd dzikich pszczół nie musi być najbardziej odpowiednim zajęciem, dla tak oddanego firmie i wykształconego misia.

Zachęcony tak dobrym wynikiem na egzaminie, następnego dnia Bombo postanowił spotkać się z Mosą, kierowniczką działa personalnego, którą poznał, gdy zgłosił się po raz pierwszy do firmy.

Zapukał do drzwi.

– Proszę – usłyszał.

Znalazł się w pokoju. Za biurkiem siedziała gruba misia.

– Dzień dobry – przywitał się.

– Dzień dobry Bombo. Co cię sprowadza?

– Wczoraj zakończyłem kurs produkcji miodu i otrzymałem najlepszą ocenę z wyróżnieniem.

– Gratuluję. Jeszcze dokumenty do mnie nie przyszły, ale to dobrze o tobie świadczy. Słyszałam o twoim pomyśle użycia wody siarkowej do konserwacji miodu. Jak się sprawdzi, otrzymasz nagrodę.

– Bardzo dziękuję, ale wczoraj wpadł mi do głowy jeszcze jeden pomysł.

– Słucham.

– Myślę, że nasza korporacja powinna sprzedawać miód nie tylko wśród naszego plemienia, ale także gdzie indziej. Na przykład jasnym misiom.

– Jasne misie nie mają tyle pieniędzy, a nasz miód nie jest tani.

– Trzeba więc obniżyć koszty i cenę.

– Ale jak?

– To proste. Dodamy jeszcze więcej wody, zagęstniki i siarkową wodę do konserwacji. Jasne misie lubią tanie produkty, a to będzie receptura tylko dla nich. One będą myślały, że to jest okazja i kupią. One są głupie. Nie zorientują się.

Siedząca misia uśmiechnęła się i położyła palec na ustach.

– Pamiętaj. Nigdy nie mów tego głośno Bombo.

Kończąc swoje ostrzeżenie, spojrzała na niego z uznaniem.

– Pomysł jest