Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Cudowny i wspaniały był wjazd pana księcia Engiem do Bourges w długo oczekiwanym dniu jego chrztu. Tak opisane zostało pierwsze publiczne pojawienie się Ludwika Burbona, księcia Enghiem, który w następnych stuleciach znany był jako Wielki Kondeusz. Lista imponujących tytułów, które zdobył w późniejszych latach podane zostały przez wczesnego biografa: Ludwik Burbon, drugi tego imienia, książę Cond; pierwszy książę krwi, zwany Wielkim.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 904
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału
The Great Condé, a life of Louis II de Bourbon, Prince of Condé
© Copyright 1915 Eveline Godley
© Copyright for Polish Edition
Wydawnictwo NapoleonV
Oświęcim 2016
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
Tłumaczenie:
Paweł Litwinienko
Redakcja:
Michał Paradowski
Redakcja techniczna:
Mateusz Bartel
Strona internetowa wydawnictwa:
www.napoleonv.pl
Kontakt: [email protected]
Numer ISBN: 978-83-65495-42-6
Korzystam z tej okazji, aby złożyć najszczersze podziękowania wszystkim, którzy pomogli mi w mojej pracy. Nie mogłabym być zbyt wdzięczna za uprzejmość i życzliwość okazaną mi przez pana Macona, kuratora Chantilly i strażnika tamtejszych bezcennych archiwów. Podobną wdzięczność winna jestem panu Omont z Biblioteki Narodowej w Paryżu za niezrównaną pomoc, którą udzielił mi podczas studiowania manuskryptów pod jego okiem. W pracy nad częściami niniejszej książki dotyczącymi wojskowości wielką pomocą okazał się generał-major sir Alexander Godley, Kawaler Komandor Orderu Świętego Michała i Świętego Jerzego, a fragmenty dotyczące historii zostały przeczytane i ocenione przez pana Geoffreya Headlam z Eton College.
Spomiędzy wielu ludzi, którzy odnosili się do mnie z sympatią i udzielili porad, wymienić muszę mojego ojca, Lorda Kilbrackena. Jestem także głęboko wdzięczna Lady Burghceler, której studia nad historią siedemnastego stulecia są powszechnie znane, a także Czcigodnej Pani Walter James, pannie Katherine Mathew, mojej ciotce pannie Godley oraz memu szwagrowi, panu Johnowi Coleridge.
Uczyniłam co w mojej mocy, aby odpowiednio zaznaczyć te fragmenty oryginalnych manuskryptów, które dzięki mojej książce publikowane są po raz pierwszy; jednak jeśli w jakimkolwiek przypadku popełniłam błąd, to z góry składam najszersze przeprosiny.
Eveline Godley
Kondeusz Wielki w 1653 r.
Portret pędzla Davida Teniersa II, Chantilly
„Cudowny i wspaniały był wjazd pana księcia d’Enghien do Bourges w długo oczekiwanym dniu jego chrztu”. Tak opisane zostało pierwsze publiczne pojawienie się Ludwika Burbona, księcia d’Enghiem1, który w następnych stuleciach znany był jako „Wielki Kondeusz”. Lista imponujących tytułów, które zdobył w późniejszych latach podane zostały przez wczesnego biografa: „Ludwik Burbon, drugi tego imienia, książę Condé; pierwszy książę krwi, zwany Wielkim”.
Książęta z linii Burbon-Condé wywodzili się w prostej linii od świętego Ludwika2. Upragniony tytuł „pierwszego księcia krwi” uzyskał Henryk Burbon, trzeci książę Condé po koronacji swego krewniaka Henryka IV; oznaczało to, że książę był następcą tronu aż do czasu narodzin królewskiego syna. Na dworze królewskim oraz poza nim, głowa rodziny zwana była „Księciem” lub „Panem Księciem”3. Jego najstarszy syn, diuk d’Enghien zwany był „Panem Diukiem”4. Pod tym tytułem Wielki Kondeusz znany był przez pierwsze dwadzieścia pięć lat swego życia.
Dzień 5 maja 1626 roku był szczęśliwym dniem chrztu księcia. Był on opóźniany przez całe cztery lata i osiem miesięcy, urodził się on bowiem 7 września 1621. Takie opóźnienie nie było czymś niezwykłym w przypadku chrzcin o wadze państwowej; powodem mógł być znaczny czas trwania ceremonii oraz fakt, że była swego rodzaju wyzwaniem dla dziecka. Sam Ludwik XIV, tak jak jego kuzyn d’Enghien ochrzczony został dopiero w wieku blisko pięciu lat. Od tak dojrzałego księcia krwi oczekiwano publicznego odgrywania swej roli przy każdej okazji. Henryk II Burbon, książę Condé i ojciec młodego księcia został niedawno mianowany namiestnikiem prowincji Berry i Burgundii. To stanowisko umożliwiło przeprowadzenie chrzcin jego syna z królewskimi honorami. Król Ludwik XIII jako ojciec chrzestny nazwał dziecko własnym imieniem. Ceremonia miała odbyć się w Bourges, stolicy Berry we wspaniałej katedrze świętego Szczepana. Mieszkańcy miasta, uszczęśliwieni zaszczytem, którym obdarzył ich namiestnik, nie szczędzili sił i środków na przygotowanie uroczystości.
Rankiem 2 maja młody książę, wspaniale odziany w błękit i srebro, przybył na przedpole miasta zwane grand Credo, gdzie spożył posiłek z najważniejszymi arystokratami prowincji oraz wysłuchał harangues (kazania), mów pochwalnych od wielu deputacji. Książę ojciec był przy tym obecny jednak trzymał się na uboczu i nie wspierał syna, który radził sobie z tą całkowitą pewnością siebie, która rzadko opuszczała go w późniejszym życiu. Jednym z malowniczych elementów uroczystości było wejście oddziału małych dzieci „ubranych jednakowo, uzbrojonych w małe piki i miecze, noszących szarfy w kolorach swego księcia i dowodzonych przez małych kapitanów, poruczników i chorążych”. Po wysłuchaniu harangues uformował się orszak, który miał eskortować księcia niesionego w lektyce. Przodem szedł pokryty złotym blichtrem Prévôt Provincial oraz jego oficerowie, vestus à l’avantage, „łucznicy”, którzy w istocie byli oddziałem kawalerii odzianym w szkarłat i uzbrojonym w pistolety i muszkiety. Następnie szła procesja zakonników: kapucynów, franciszkanów, karmelitów, minimitów, dominikanów oraz augustianów, a także duchowieństwa z różnych miejskich kościołów. Co kilka metrów do procesji dołączali kolejni ludzie, zawsze witający młodego księcia słowami Monsieur, les anciens lub les Romains itp., i nigdy nie mówiący nic, co mogłoby zrozumieć czteroletnie dziecko. U bram miasta chłopiec otrzymał dwa srebrne klucze; dalej, pod wielkim łukiem triumfalnym „piękne dziecko, odziane w biały atłas” przekazało mu odlane z czystego srebra figury pasterza, trzech owiec oraz psa, aluzję do herbu Bourges i głównej aktywności gospodarczej prowincji Berry. Przed swym kolegium jezuici wznieśli scenę, gdzie odegrano krótkie interludium, pour le contentement de ce jeune Prince (ku zadowoleniu młodego księcia). Po tak wielu poważnych ceremoniach zabawne przedstawienie pleine de réjouissance et d’allégresse (pełne zabawy i radości) musiało przynieść ulgę chłopcu. Gdy orszak doszedł do katedry, arcybiskup odziany w szaty pontyfikalne ze wszystkimi kanonikami przywitał małego księcia i zaprowadził go do środka, gdzie „muzyką głosów i instrumentów” odśpiewano Te Deum. Właściwa ceremonia chrzcin odbyła się trzy dni później. Książę oszczędził swym rodzicom chrzestnym brania za niego odpowiedzialności, samodzielnie udzielając wszystkich odpowiedzi i odmawiając Wyznanie Wiary w całości po łacinie5.
Henryk Burbon nie był czułym ojcem, miał jednak praktyczne i zdecydowane poglądy o edukacji; był całkowicie przekonany o tym, że inteligencja jego syna powinna być jak najlepiej rozwijana. Jak wszystkie głowy arystokratycznych rodów w tej epoce uważał najmłodszych członków rodziny za narzędzia: im zdolniejsze i inteligentniejsze były, tym większe wpływy mogły dla niego osiągnąć. Nie miał jednak wielkich ambicji do spełnienia: jego głównym zmartwieniem było bogactwo (jego chciwość stała się przysłowiowa) oraz książęta Lotaryngii, Vendôme i Burbonowie z Soissons, których pragnął wyprzedzać w kolejce po państwowe urzędy. W tym wiecznie niezaspokojonym tłumie krewniaków królewskich Henryk Burbon mógłby być uznany jako reprezentujący jego najgorsze cechy. Był służalczy a także zachłanny, pozbawiony godności oraz zasad. Nie był nawet przystojny. Nie posiadał zdolności przywódczych swych poprzedników, tego air relevé, które Wielki Kondeusz odziedziczył po bardziej odległych przodkach i które sprawiły, że angielski król Henryk VIII tak wyraził się o Karolu Burbonie: „Nie podjąłbym się nauczania mego francuskiego brata w tej dziedzinie”. Nie odziedziczył prawie w ogóle jowialności swego dziada, Ludwika I Kondeusza:
„Ce petit homme tant joli,
Qui toujours cause et toujours rit,
Et toujours baise sa mignonne,
Dieu gard’ de mal le petit homme!”
Jednak ten tak odpychający książę był mężem jednej z najpiękniejszych kobiet w Europie. Historia tego małżeństwa, opowiedziana przez Tallemanta des Réaux jest wspaniałym przykładem na to jak królowie Francji wykorzystywali swych uzależnionych od siebie krewniaków. Maria Medycejska, małżonka Henryka IV zorganizowała balet, w którym miały wziąć udział wszystkie najpiękniejsze damy dworu, włączając w to piętnastoletnią Karolinę Małgorzatę de Montmorency, córkę Henryka, księcia Montmorency i wnuczkę sławnego konstabla Annego. Jak mówiono, urodę dziewczynki sławiono już gdy miała cztery lata. Gdy przyszedł czas wyboru uczestniczek, para królewska szybko się poróżniła; w końcu królowa wyszła na swoje, lecz król, aby pokazać swoje niezadowolenie odmówił brania dalszego udziału w przygotowaniach. „Przez cały ten czas”, jak pisze kronikarz, „przygotowania do baletu przebiegały bez przeszkód. Za każdym razem, gdy panie udawały się na próby przechodziły przez galerię naprzeciwko komnat królewskich. Lecz on, w złości, rozkazał zamknąć drzwi”. Jednego dnia rozkazu nie wykonano zbyt dokładnie, gdyż władca ujrzał pannę de Montmorency, gdy przechodziła pod komnatą wraz ze swymi towarzyszkami. Natychmiast opuścił pomieszczenie i udał się za nimi, aby obejrzeć występ. „Panie przebrane były za nimfy. W pewnym momencie unosiły swoje oszczepy tak, jakby miały nimi rzucić. Kiedy stojąca naprzeciwko króla panna de Montmerency wzniosła swój oszczep wydawało się, iż go nim przebija”. „Od tego dnia portier nie miał już rozkazu zamykania drzwi, a król pozwolił królowej, aby czyniła, co tylko zechce”. Jego pierwszym ruchem było zaaranżowanie małżeństwa, które zatrzymałoby nimfę na dworze, a Henryk Burbon z przyjemnością zgłosił się na ochotnika. Karolina de Montmorency miała wielu zalotników. Była nawet zaręczona z Franciszkiem de Bassompierre6, młodzieńcem, który zdawał się posiadać wszelkie cechy bohatera romansu. Jednak na rozkaz króla sentymenty zostały odrzucone. Bassompierre wycofał zaręczyny, Henryk Burbon upewnił się, że propozycja małżeństwa była satysfakcjonująca, a panna Montmorency została księżną Condé. Wiele lat później pewien człowiek znający parę prywatnie rzekł: „Pan książę dał księżnej tylko dwa szczęśliwe dni: dzień jej ślubu, kiedy uzyskała wysoki status oraz dzień swojej śmierci, kiedy odzyskała wolność i odziedziczyła jego bogactwo”7.
Już wkrótce książę udowodnił, iż uległy bywa tylko w życiu publicznym. Jako mąż okazał się tyranem, a księżna, z natury płochliwa, szybko stała się posłuszną żoną. Kiedy wkrótce po wstąpieniu na tron Ludwika XIII Henryk popadł w niełaskę i został uwięziony w Vincennes, Karolina Małgorzata wraz z nim udała się do więzienia. W niewoli urodziło się ich czworo pierwszych dzieci: trzech synów, którzy zmarli wkrótce po porodzie oraz córka, Anna Genowefa Burbon, późniejsza księżna Longueville. Ich piątym dzieckiem, urodzonym w Paryżu po uwolnieniu księcia był Wielki Kondeusz. „Teraz, kiedy masz syna musisz być zadowolony” pisał Ludwik XII, który wciąż jeszcze pozostawał bezdzietny „i masz ku temu dobry powód; taka jest wola niebios”8.
Księżna miała niewiele do powiedzenia w sprawie edukacji syna. Dziecko było tak słabe, iż przez jakiś czas nie oczekiwano, że przeżyje. Chłopiec został wysłany z Paryża do zamku Montrond w Berry i w przeciwieństwie do innych dzieci o jego pozycji, które zazwyczaj były przekazywane opiece wysoko urodzonych kobiet, oddany został dwóm lub trzem „burżujkom pełnym doświadczenia i mądrości”, co prawdopodobnie ocaliło mu życie. Ze źródeł opisujących jego wczesne dzieciństwo wynika, że nigdy nie było bardziej niegrzecznego chłopca. „Opierał się, tak mocno na ile pozwalała mu słabość jego wieku, zasadom chodzenia do łóżka, wstawania, posiłków i odpoczynku”9. Jak na prawdziwego Burbona przystało, jedynym autorytetem była dla niego głowa rodziny. Jego ojciec był jedyną osobą, która mogła przyprowadzić go do porządku i to z jego rozkazu chłopiec był często dotkliwie karany. Jednak o ile młody książę sprawiał kłopoty, to na pewno nie był głupi. Jego opiekunowie szybko odkryli, że tym łatwiej da się nad nim zapanować, im bardziej zajęty jest jego umysł. Prawdziwie rzekł o nim jezuita Pelletier, jeden z opiekunów: „To duch, który musi coś robić”. Z tego powodu, w wieku ośmiu lat, trzy lata po słynnym chrzcie, książę uczęszczał do kolegium świętej Marii w Bourges. Zostało to zapewne rozważnie zorganizowane przez Henryka Burbona. Ojciec był w stanie zapewnić synowi doskonałe nauczanie, a jako namiestnik prowincji nie musiał ponosić zwyczajowych kosztów.
Wzmacnianie więzi rodzinnych nie było częścią programu nauczania. Kontakty Enghiena z rodziną ograniczone były do rzadkich wakacji w Montrond – często pod nieobecność rodziców – i wizyt ojca. Odwiedziny matki były rzadkie i ograniczone. Henryk Burbon za to często przyjeżdżał do stolicy swojej prowincji i zawsze sprawdzał postępy swego syna. Przepytywał go i przeglądał jego prace; kazał mu także tańczyć, „z czego”, jak mówił sekretarz Lenet, który był często naocznym świadkiem „czerpał wyjątkową przyjemność”, gdyż młody książę „mistrzowsko radził sobie z tym przyjemnym ćwiczeniem”10. Trójka dzieci – Enghien, jego siostra oraz ich młodszy brat Armand11, książę Conti – spędziła razem w Bourges krótki, lecz pamiętny okres. Było to jesienią 1632 roku, kiedy ich matka udała się z rozpaczliwą prośbą do Richelieu, aby błagać o łaskę dla jej jedynego brata, Henryka de Montmorency sławionego za „waleczność, piękny wygląd oraz wspaniałość” i skazanego na śmierć za bunt. Wyprawa księżnej okazała się próżna. Montmorency został ścięty, a jego przyjaciele popadli w niełaskę. Był to pierwszy kontakt młodego księcia z polityką. Nigdy go nie zapomniał, nigdy też nie wybaczył Richelieu roli, którą odegrał.
Tymczasem fakt, że syn pierwszego księcia krwi uczył się w instytucji publicznej był szeroko komentowany. Nigdy jeszcze nie słyszano o podobnym przypadku. Niektórzy postrzegali to prawie niczym świętokradztwo, lecz ogółowi opinii publicznej podobała się ta innowacja. Ojciec Denis Pétau, wybitny uczony, zadedykował Enghienowi swoją Livre de Raison du Temps lub Rationarium Temporum, otwarcie gratulując mu pobierania nauk w sposób tak różny od innych książąt. W odpowiedzi otrzymał niesamowicie uprzejmy list z podziękowaniem za komplement i prośbą „o wsparcie mnie w modlitwie, abym z Bożą pomocą mógł naśladować cnoty i niewinność mego patrona, świętego Ludwika”12. Współcześnie ten tak dyskutowany system nie wydaje się przesadnie demokratyczny. Zamiast żyć w kolegium, książę mieszkał w najpiękniejszym domu w Bourges, słynnym pałacu Jacques-Cœur, zbudowanym w XV wieku przez skarbnika Karola VII. Dewiza – niekiedy uważana za profetyczną – którą pierwszy właściciel kazał wykuć w kamieniu na fasadzie brzmiała „à coeur vaillant rien d’impossible” (dla męstwa nie ma nic niemożliwego). Domem młodego księcia kierował „cechujący się wiernością i dobrymi intencjami” nauczyciel lub zarządca pan de la Buffetière. W pałacu pracował lekarz, aptekarz oraz piętnastu lub dwudziestu służących; oprócz tego były tam konie, wozy, oraz wspaniała, pomalowana na niebiesko i wyłożona karmazynowym aksamitem karoca, przekazana przez mieszkańców miasta w Nowy Rok 1630. Dwóch jezuitów: Pelletier i Le Maître-Gonthier, zostało specjalnie wybranych, aby nadzorować edukację chłopca; „pierwszy”, jak się dowiadujemy „o charakterze stanowczym, bardziej surowy; drugi łagodniejszy, milszy, lepiej nadający się do pracy z wielkimi”13. W klasie miejsce zajmowane przez księcia otoczone było przez niską pozłacaną balustradę, za którą chłopiec czynił cuda. „Żaden z uczniów”, jak mówi szkolny raport z roku 1630 „nie błyszczał tak bardzo jak Ludwik Burbon, diuk d’Enghien”. Jego przykład, jak dodano „zachęcał jego współuczniów”.
Enghien z wielkim powodzeniem pojawiał się także w sztukach przygotowywanych od czasu do czasu przez uczniów. Jego pierwszym występem była rola tytułowa w rzymskim dramacie Hyacinthus Liberatus, wystawionym podczas ceremonii wręczenia nagród w 1630 roku. Sztuki te wystawiane były zazwyczaj w salle des Actes kolegium, jednak wieść, że młody książę ma wystąpić przyciągnęła tak wielką publiczność, iż musiano przenieść ceremonię do sali w pałacu Jacques-Cœur. Dziewięcioletni Hiacynt spodobał się publiczności i sądząc po źródłach, jakie posiadamy, łatwo jest dać temu wiarę. Na wczesnych portretach jego twarz jest dziecinna i delikatna. Cechy, które wyróżniać będą Wielkiego Kondeusza nie rozwinęły się jeszcze; jednak obecna są już to samo żywe spojrzenie i gęste kręcone włosy, które w późniejszym życiu rzadko utrzymywał w nakazanym zwyczajem porządku. Inna postać grana przez księcia to „Człowiek zakochany w chwale” z interludium Philotimus et Misotimus. Jednak swoją popisową rolę zagrał w tragedii Astion, Martyr; budującej, lecz ponurej sztuki wystawionej podczas Karnawału 1632 roku mimo tego, że zupełnie nie pasowała do tego radosnego okresu. Astion to młody patrycjusz, chrześcijanin, który ginie męczeńską śmiercią za rządów Dioklecjana; jego prześladowcą jest Latronianus, tyran zaciągnięty w końcu do piekła przez furie. W jedynym wciąż istniejącym egzemplarzu sztuki14 znajduje się pełna lista dramatis personæ, gdzie nazwisko, dla niektórych święte pojawia się w całej swej prostocie:
ASTION Ludwik Burbon, diuk d’Enghien.
EPICÈTE (towarzysz Astiona) René de Mailly.
LATRONIANUS (prefekt Scytii) Claude Deschamps.
Anioł Blaise du Boisbreil.
Następnie następuje zastęp innych postaci, zakończony „Lous Pinson, Jean Magistry i Pierre Quillon”, wspólnie występujący jako „Furie”. „Astion” wystawiony został przed znamienitą publicznością, w której zasiadał między innymi Henryk Burbon, który zatrzymał się w Bourges na uroczystościach i miał przyjemność ujrzeć jak występ jego syna spotkał się ze szczerym aplauzem całej sali.
Nawet jeśli brać pod uwagę specyfikę „pracy z wielkimi”, to wydaje się prawdopodobnym że Enghien był naprawdę dobrze zapowiadającym się uczniem. Jego najwięksi wrogowie nie odmawiali mu inteligencji, a przez całe życie znany był jako miłośnik książek. Od kiedy rozpoczął poważne studia mało kto narzekał na jego zachowanie. Pewnym jest, że odpowiedzialni za „zajmowanie jego umysłu” nie oszczędzali się. Aby uzupełnić podstawową edukację zaangażowano specjalnych nauczycieli. Korespondencja ojca Pelletiera zdradza potężną listę przedmiotów: retoryka, filozofia, logika, fizyka, matematyka i inne nauki. W kwietniu 1635 roku książę „przygotowuje się do studiowania filozofii, co nie jest łatwym zadaniem”; „czuje się dobrze, dzięki Bogu”, czytamy dalej „i rodzi wielkie nadzieje co do przyszłej pobożności i zdolności”15. Egzaminy w przeprowadzano raz na miesiąc w klasie a raz do roku publicznie. Każdy uczeń miał za zadanie soutenir des thèses: utrzymać zadaną tezę w dyskusji z nauczycielami, zwanymi les assaillants. Książę, na wyraźne życzenie ojca16 regularnie uczestniczył w tych ćwiczeniach. Zachowała się jedna z jego nagród – zdobyty w 1633 Traicté de l’Amour de Dieu z herbem Kondeuszy na okładce i dedykacją dla „wybitnego księcia Ludwika Burbona”17. Nawet listy do ojca z tych wczesnych lat pisane są po łacinie, znów na jego wyraźne polecenie; książę nigdy nie przestał zaostrzać edukacji syna; czasami sami nauczyciele błagali go o łaskę. Latem 1635 roku odbył się straszliwy egzamin końcowy, podsumowujący wszystkie kolejne stadia nauki. Pomiędzy wieloma tezami, które Enghien musiał przedstawić, dwadzieścia siedem dotyczyło etyki, piętnaście meteorów, piętnaście transformacji substancji i piętnaście metafizyki. Dyskusje toczono publicznie, a krąg egzaminujących składał się z prałatów i uznanych uczonych. Jednak książę wykazał się odwagą, a jego triumf przekroczył wszelkie oczekiwania. Nie dziwi więc, iż w pół wieku później La Fontaine napisała o nim: „Kocha dyskutować i nigdy nie wykazuje większej pomysłowości niż wtedy, kiedy jest w błędzie”.
Kondeusz Wielki jako dziecko, 1633 rok. (z ryciny w Bibliotece Narodowej, Paryż)
Niezależnie od zdolności, jakie przejawiać miał Enghien, system ten odcisnął poważne piętno na delikatnym dziecku: jego inteligencja została rozwinięta kosztem jego zdrowia. Po końcowym egzaminie był tak wyczerpany, że musiał być odesłany do Montrond na wakacje. Jednak podczas pobytu tam, jak pisze ojciec Pelletier, jeden z nauczycieli był zadziwiony, że księciu nie zezwala się na więcej czasu wolnego „dla rekreacji i dla zdrowia”. „Powiedział mi” dodaje, „że powinienem się tym zająć, gdyż nikt inny się tym nie przejmuje”18. O stan rzeczy obwiniali się wzajemnie ojciec Pelletier i La Buffetière, „zarządca”, którego obowiązkiem było eskortowanie księcia na polowania w tych rzadkich okazjach, kiedy zezwalano mu na sport. Ojciec Pelletier przekonywał swego wychowanka, że taka wyrozumiałość mogłaby zdarzać się częściej a zachęcony Enghien nalegał, aż rozdrażniony La Buffetière powiedział mu, że „został z nim tylko po to, aby odkupić przeszłe grzechy”. Czternastoletni książę, który nie potrzebował żadnej zachęty, aby okazywać asertywność odpowiedział, że wychowawca traktuje go jak lokaja („jak łajdaka”), a jego wiek i pozycja zasługują na więcej. Ta gorąca kłótnia opisana została przez ojca Pelletiera w pełnym oburzenia liście do księcia ojca. Odniósł on skutek. Henryk Burbon zorientował się, że wynajęty wychowawca nie przyda się już jego synowi. Co więcej nie chciał, aby jego dziedzic był zbyt mocno szkolony w posłuszeństwie, chyba że poleceniom ojca. Syn umiejący postawić na swoim miał być o wiele bardziej użyteczny. Nauki w Bourges zostały zakończone, teraz nastał czas na naukę samodzielności.
W styczniu 1636 roku Enghien opuścił Bourges. Sześć lat posłuszeństwa i ciężkiej pracy w sztywnej, religijnej atmosferze nie mogło odcisnąć na chłopcu swojego piętna. Jednak mimo szkolnego raportu, który stwierdzał, że miał „uformowany umysł i charakter” – nie ukończył jeszcze piętnastu lat – ich wpływ wydaje się bardziej intelektualny niż moralny. Pewne dziedziczne wady burbońskiego rodu mogły zostać na pewien czas ukryte, jednak zasadniczość i konkretność systemu nauki sprawiły, że reakcja była nieunikniona. Książę, który rodził „wielkie nadzieje co do przyszłej pobożności i zdolności” i który wymieniony jest wśród członków kongregacji Najświętszej Panny19 – „Ludwik, książę Condé powierza się ochronie Matki Boskiej z Bourges” – wydaje się bardzo daleki od „Kondeusza, tego diabła” z czasów Frondy. Niezależnie od tego, skutki jego wczesnej edukacji ujawniały się, zazwyczaj ku zadziwieniu świadków. „Mam powody, aby sądzić” pisze, dość naiwnie, człowiek niebędący stronnikiem księcia, „że istniało dobro w jego duszy, w skrajnych sytuacjach kierujące go w stronę Boga, którego potęgę czcił, mimo iż nie przestrzegał Jego przykazań tak jak powinien. Słyszałem, jak jego zwolennicy mówili, że czasami okazywał religijność, mimo tego, iż nie był uważany za pobożnego”20. Można wręcz powiedzieć, że Wielki Kondeusz, który przez wiele lat wydawał się być ateistą nigdy nie był obojętny na sprawy religijne. Przemawiał i dysputował na tematy teologiczne, nawet w czasie, kiedy nie interesowało go przestrzeganie chrześcijańskich wartości. Nie można też zapomnieć, że to starego przyjaciela ze szkolnej ławy w Bourges, ojca Etienna Agard des Champs poprosił o pomoc w ostatecznym nawróceniu.
Wieści o osiągnięciach księcia d’Enghien w nauce rozeszły się daleko jeszcze przed tym, jak opuścił kolegium w Bourges. Drugim i bardziej światowym etapem jego edukacji była nauka w Akademii Królewskiej w Paryżu; jednak pomiędzy tymi dwoma etapami istnieje przerwa, w trakcie której pozwolono mu odwiedzić najważniejsze miasta Berry i Burgundii i reprezentować swego ojca na oficjalnych ceremoniach. Auxerre i Dijon przyjęły go publicznymi świętami, a zwyczajowe balety i maskarady pełne są aluzji do jego osiągnięć naukowych. Najcięższy był balet „O naukach i sztukach wyzwolonych” w Dijon. Tylko książę przyzwyczajony do wysłuchiwania laudacji już od czwartego roku życia mógł w wieku czternastu lat cierpliwie, bez mrugnięcia okiem słuchać skierowanych do niego tego typu strof:
Jeune merveille de nos ans
Prince qui dementez votre age,
Et dont la conduite trop sage
N’est sujette à l’ordre du temps.
Prodige du siècle ou nous sommes,
Espirit d’ange, qui triumphant
Des sciences que font les hommes,
En avez fait un jeu d’enfant”
Jednak prawdziwe skłonności tego „młodego cudu” zostały już odkryte. Zaraz po Naukach, na scenie pojawia się postać reprezentująca „Sztukę militarną”, która mówi:
„Mais elles ne se peuvent taire,
Jalouses que vous les quittiez;
Et généreux vous vous portez
A courtiser l’Art Militaire”.
Na zakończenie pojawia się „Pan Mongey”, personifikujący matematykę, do której w tamtym czasie zaliczano sztukę budowy fortyfikacji i inżynierię:
„Louis, c’est à moi seule que tu te dois rendre,
Les autres ne font rien que brouiller les esprits,
Si tu te donnes à moi je te ferai comprendre
Des secrets inconnus, dont tu seras épris”.
„Ne t’amuse dons plus qu’aux Sciences utiles;
Ton age le permet, viens apprendre de moi,
Comme il faut conquérir et conserver les villes,
Quand il faudra server, et la France, et ton Roi”.
Służba Francji i królowi była celem prawie wszystkich uczniów Akademii Królewskiej. Poza tym uczono ich także kurtuazyjności i umiejętności zachowania się w towarzystwie. Ważna była także szermierka i jazda konna, nauczane przez nijakiego „pana Benjamina”, byłego wychowawcę Ludwika XIII. Książę, co oczywiste, znalazł się w centrum zainteresowania; jego pozycja oraz niezwykłe wychowanie przyciągały uwagę, a jego osobowość ją zatrzymywała. Niebawem otoczony był kręgiem przyjaciół; niektórzy z nich byli ważni dla jego późniejszej kariery. Nemours21, Luynes22, Fiesque23, Tavannes24, bracia Gramont25 i Senecey26; wielu z nich walczyło u boku Enghiena w jego wczesnych kampaniach, stawiając czoło życiu, śmierci i wszystkiemu co ich spotkało z tą samą lekkoduszną, nieodpowiedzialną odwagą. Srogość Bourges wkrótce stała się tylko wspomnieniem. Zamiast straszliwych egzaminów, co miesiąc odbywały się zawody i turnieje. W jednym z listów do ojca książę pisze, że wygrał konia w nagrodę za zwycięstwo w szrankach. W swojej nauce zajmował się „wielkimi i mądrymi dowódcami”; „abym mógł uczyć się na ich przykładzie”; „bym spełnił Twoje wymagania”, dodaje. Program Akademii nie skupiał się głównie na ćwiczeniach fizycznych. Od uczniów wymagano także, aby osiągnęli biegłość w „historii powszechnej; początkach, upadkach i zmianach światowych imperiów oraz wielkich miast, mieszaniu się ras, oraz współczesnej polityce, zwłaszcza dotyczącej Europy”; były to zdecydowanie praktyczne studia.
Spomiędzy niezliczonych ludzi krążących dookoła Enghiena w tym nowym życiu, należy wspomnieć o jego siostrze, Annie Genowefie, „pannie Burbon”; była znana pod tym tytułem aż do ślubu z Henrykiem Orleańskim, księciem Longueville pięć lat później. Małżeństwo zostało treściwie opisane przez jedną z jej krewnych: „okrutny to los. On był stary, a ona bardzo młoda i piękna niczym anioł”27. „Niemożliwym było ujrzeć ją”, pisze inny świadek „i nie zakochać się w niej i nie chcieć sprawiać jej przyjemności”28. Anna Burbon była dwa lata starsza od brata. Tak jak on była bardzo inteligentna; jej edukacja u karmelitów od św. Dionizego nie była wcale lżejsza od jego jezuickiej szkoły w Bourges. W tym czasie mieszkała wraz z matką w Hôtel de Condé w Paryżu, a poeci już śpiewali na jej cześć:
„L’on jugerait par la beauté
De Bourbon, et par sa fraîcheur,
Qu’elle a pris naissance des lis”29.
Księżna matka obecna była zwłaszcza w otoczeniu Madame de Sablé, Madame de Rambouillet i innych z wewnętrznego kręgu précieuses, „najbardziej uzdolnionych i najbardziej inteligentnych na dworze, wszystkich wywyższonych zarówno przez urodzenie jak i zalety”30. Podczas uczęszczania do szkoły książę rzadko widywał się ze swoją matką lub siostrą, które nie były zachęcane do składania wizyt w Bourges. Księżna bała się swego męża, lecz uwielbiała swojego syna i gdy tylko znalazł się w jej zasięgu spróbowała nawiązać z nim jakąś relację. Jej staraniom aktywnie opierał się ojciec Pelletier, który na rozkaz księcia wciąż stał na straży swego wychowanka. Henryk Burbon był zazdrosnym rodzicem, bogato doświadczonym w dworskich zwyczajach. Nie ufał żadnym nie sterowanym przez niego wpływom; nie z pobudek moralnych; raczej ze strachu, iż jego syn stanie się czyimś, a nie jego narzędziem. Ze zmagań, które nastąpiły młodzieniec musiał wynieść co najmniej tyle samo co ze szkolnej nauki historii powszechnej i mieszania się ras.
Znane jest kilka relacji ojca Pelettiera o jego zwycięstwach, które dają pojęcie o metodach, jakie stosował i przykładzie, jaki dawał swemu uczniowi. W liście z Paryża, w roku 1637 pisał: „Wczoraj książę odczuł dotkliwe rozczarowanie. Pani (księżna) przekazała mu w sekrecie, że przyśle po niego, i że rozbawi go niewielka komedia, w której między innymi występowała jego siostra”. Sama komedia była niegroźna, gdyż Panna Burbon i jej przyjaciółki z Hôtel de Rambouillet znane były z wytwornego okazywania emocji. Jednak ojciec Pelletier zgodził się z nauczycielami z Akademii, że księciu niepotrzebne są tego rodzaju rozrywki. Powiedzieli mu więc, mijając się z prawdą, że człowieka który miał go eskortować powaliła nagła choroba. Jako że nie do pomyślenia było, żeby książę udał się tam bez ochrony, cały plan należało odwołać. Zdarzenie to może wydawać się banalnym, jednak zasady moralne wyniesione z Bourges nie mogły długo przetrwać w takim otoczeniu. Głupotą byłoby przypuszczać, że książę w tym wieku i o tym usposobieniu da się kontrolować niczym dziecko. Obłuda, jak szybko odkrył, była grą, w którą grać mogło wielu: pisywał pełne uległości listy, w których obiecywał posłuszeństwo, a w rzeczywistości robił, co mu się podobało kiedy tylko mógł. „My, książęta, wszyscy jesteśmy oszustami”, mawiał współczesny mu książę Karol Lotaryński, a Wielki Kondeusz nie był wyjątkiem od tej reguły. Wszystko, co wychowawcy udało się uzyskać na tej sprawie, to długotrwała niechęć ze strony panny Burbon. Ojciec Rapin z Port Royal pisząc o niej długo później mówi: „Jej awersję do jezuitów spowodowała nietaktowność ojca Pelletiera, któremu książę Condé, jej ojciec, powierzył opiekę nad diukiem d’Enghien” i którego „nie obchodziło, kiedy ona lub jej matka, księżna Condé, chciały się z nim zobaczyć”.
Podczas gdy Enghien zajęty był przechytrzaniem swych nauczycieli i opiekunów, jego przyszłością zaczął interesować się najpotężniejszy człowiek w Europie – Richelieu. Ulegał jego bezpośrednim wpływom przez zaledwie pięć lat, jednak odziaływanie to zaciążyło na całym życiu księcia w dniu, kiedy po raz pierwszy stanął z nim twarzą w twarz. W latach wczesnej młodości Enghiena potęga kardynała sięgnęła zenitu. Żelazną ręką rządził Francją i dworem: król był mu uległy, a książęta płaszczyli się przed nim. Henryk Burbon był jednym z najbardziej zagorzałych jego zwolenników, tak więc kiedy diuk d’Enghien zamieszkał w Paryżu było tylko kwestią czasu kiedy, od razu po zaprezentowaniu go królowi, będzie musiał złożyć wyrazy szacunku w Palais-Cardinal; „co uczynił” – jak zostało zapisane – „z większą godnością niż jego ojciec”31. Wrażenia z dzieciństwa i pamięć o śmierci wuja były wciąż bardzo wyraźne. Richelieu, mistrz w ocenianiu ludzi z uwagą obserwował tego nowego młodego księcia. Jaką karierę i pozycje uda mu się osiągnąć w przyszłości? Czy da się go użyć jako politycznego pionka? Co więcej, kardynał zastanawiał się nad zorganizowaniem, co zasugerowane zostało kilka lat wcześniej, małżeństwa diuka d’Enghien z jego bliską krewną, Klarą Klemencją de Maillé-Brézé32, córką jego siostry. Henryk Burbon rozpoczął starania o to już w 1633 roku, kiedy obie zainteresowane strony miały odpowiednio dwanaście i cztery lata. Popędziły go wieści, że panna de Brézé już ma innych zalotników i że diuk de la Tremoille prosi o jej rękę dla swego najstarszego syna. „Wasza wysokość powinien starać się o rękę córki marszałka Brézé dla diuka d’Enghien”, jak napisał mu jeden z jego agentów. Richelieu był mile połechtany perspektywą tego prawie królewskiego sojuszu; nie rozpoczął jednak oficjalnych negocjacji póki nie ocenił przyszłego męża swej siostrzenicy. Ujrzawszy go, nie miał już obiekcji: Pan Diuk spodobał mu się. Kardynał był zbyt przenikliwy, aby nie dostrzec przed sobą szesnastoletniego człowieka o niezwyczajnym charakterze, z którym należało się liczyć mimo jego młodego wieku, i którego należało włączyć w krąg swych interesów tak szybko, jak to możliwe. Na daną chwilę zadowolił się wyborem spowiednika dla księcia; w jego zwyczaju leżało bowiem wybieranie spowiedników wszystkim znaczniejszym osobom na dworze i odwoływanie wszelkich duchowych doradców którym nie ufał. Kilka miesięcy później Henryk, książę Condé, wystąpił w imieniu syna z oficjalną prośbą o rękę córki marszałka-diuka Brézé. To, że Enghien, mimo iż rozwinięty jak na swój wiek mógłby stawić jakiś poważny opór, prawdopodobnie nie przeszło przez myśli ani księcia, ani kardynała. Niemniej jednak, jak wiemy, Richelieu na łożu śmierci stwierdził, że d’Enghien sprawił mu więcej kłopotu niż choroba czy spiskowcy; „więcej wycierpiał przez niego niż przez Cinq-Marsa”33.
Jak przekazuje Pierre Lenet, sekretarz i zaufany agent rodu Kondeuszy, pierwsze lata od opuszczenia Bourghes mogły być najszczęśliwszymi w życiu młodego księcia, gdyby nie perspektywa małżeństwa z panną de Brézé. Nie wiadomo do końca, w którym momencie negocjacji Henryk Burbon uznał za stosowne poinformować o całej sprawie swego syna. Na pewno wiadomo jednak, iż nie miał zamiaru konsultować z nim swoich planów czy brać jego zdania pod uwagę. Wszystkie dostępne źródła zgodne są co do tego, że Enghien gwałtownie sprzeciwiał się temu pomysłowi już od chwili, w której o nim usłyszał. Miał ledwie siedemnaście lat; nie chciał się żenić, a jeszcze bardziej chciał uniknąć wiązania interesów jego rodziny z interesami Richelieu. Z drugiej strony książę ojciec chciał doprowadzić do tego korzystnego mariażu za wszelką cenę. W jego listach do kardynała znaleźć można bezwstydne zapewnienia, że nie tylko on, ale także jego syn i cała rodzina pałają radością i wdzięcznością. Pisze, że „mój syn, tak samo jak ja, gorąco pragnie związać się z tobą sojuszem”. Richelieu, który w tajemnicy niepokoił się o wspomniany sojusz wspaniałomyślnie udzielił zgody, otaczając jednak młodego księcia czujnymi obserwatorami, dzięki którym szybko dowiedział się co naprawdę sądził.
W roku 1638, po ukończeniu nauki w Akademii Królewskiej Enghien został wysłany z Paryża, aby przez jakiś czas pełnić obowiązki namiestnika w Dijon, gdzie często widywał się z Lenetem, doradcą w burgundzkim parlamencie. Jak przekazuje Lenet: „przez ciągle powtarzane sugestie o ślubie z panną de Brézé był poważnie zdenerwowany”, oraz: „im mocniej na niego naciskano, tym bardziej sprzeciwiał się projektowi”. Pewnego dnia, na wspólnym polowaniu, książę wypytał Leneta czy możliwy byłby otwarty bunt i przedstawił mu desperacki plan: schronić się przed ojcem w jakimś ufortyfikowanym miejscu, takim jak niedalekie miasto Dôle i stamtąd prosić króla o pomoc. Nie otrzymał jednak wsparcia od swego kompana, przebiegłego człowieka interesu, który jak opisywała go Madame de Sévigné, myślał za czterech. Jednak sam Lemet przyznaje, że nie rozwiewałby nawet tej beznadziejnej nadziei, gdyby wiedział „ile nieszczęść” wyniknie z tego małżeństwa.
W tym czasie Enghien był całkowicie zależny od swojego ojca; poza nim nie miał żadnych środków utrzymania. Rozkazano mu zalecać się do panny de Brézé i nie miał innego wyboru, niż podporządkować się. Jako że nie mógł nic zyskać przez pisemną odmowę, jego listy stały się wzorcowymi przykładami miłości dworskiej; znalazł jednak inne sposoby, aby okazać swą niechęć tak jasno, że wzbudziło to w Richelieu poważny niepokój. Prywatne listy kardynała wskazują, iż optował za ścisłym nadzorem. Podczas pobytu w Dion młodemu księciu nakazano utrzymywać korespondencję z przyszłą małżonką. Richelieu w liście do Madame Bouthillier, która opiekowała się panną de Brézé pisze, że przechwycił jeden z tych listów: „Z ciekawości otworzyłem go, aby sprawdzić jego styl. Wysyłam go teraz do ciebie, aby spełnić obietnicę daną posłańcowi i aby zadowolić jego pana, który na pewno odczułby przykrość, gdyby dowiedział się, iż list przemierzył tylko pół drogi. Chciałbym, abyś przekazała go, jeśli możesz, mojej siostrzenicy”1. Autor opisywanego listu był już wtedy zbyt doświadczony, aby nie podejrzewać, że będzie obserwowany; niewątpliwie napisał wszystko, co tylko można było napisać dziesięcioletniemu dziecku, które ledwo znał, nawet z widzenia. Jednak całkowicie odmawiał okazywania zainteresowania biedną wybranką, chyba że pod przymusem. Czasami, kiedy jego lekceważenie było tak oczywiste, że wzbudzało komentarze otoczenia, Richelieu skarżył się księciu ojcu, który zawsze przywoływał syna do porządku. Enghienowi zawsze udawało się wykazać, iż robił wszystko, czego od niego wymagano. Wyrażał się jasno i ostrożnie formułował swoje sądy. Od najmłodszych lat charakteryzował się bystrością umysłu i umiejętnością kreowania sytuacja korzystnych dla siebie. Jeden z jego listów z 1640 roku opisuje jak „odwiedziliśmy Kardynała, który przyjął nas z honorami i powiedział mi, że jest ze mnie zadowolony i że uważa, że ty też powinieneś; dużo rozmawiał ze mną o oblężeniu2, i zadawał mi pytania, na które odpowiadałem najlepiej jak potrafiłem. Potem zapytał mnie, czy też go odwiedzisz i co zamierzam zrobić. Powiedziałem mu, że myślę iż obaj powinniśmy spełniać jego życzenia. Potem spytałem o wieści od panny de Brézé; odrzekł mi, że wszystko z nią w porządku i to dobrze z mojej strony, że o niej pamiętam. Potem odszedłem”3, niewątpliwie pozostawiając za sobą wrażenie zewnętrznej uprzejmości i wewnętrznej niechęci.
Co ciekawe, zapał Richelieu do doprowadzenia do tego małżeństwa nie został ugaszony przez tą prawie otwartą wrogość. Wręcz przeciwnie: im lepiej orientował się w sile charakteru młodego księcia, tym bardziej chciał mieć go po swojej stronie. Tworzył okazję dla utrzymywania tej znajomości i mówił o księciu w samych superlatywach; widział w nim towarzysza i polityczną przyszłość. Nawet Richelieu nie mógł przewidzieć jego późniejszej wojskowej sławy. Co do zalet towarzyskich, to książę na pewno nie został obdarzony urodą swojej siostry. Jego szczupła twarz oraz duże, dzikie oczy i potężny orli nos były w pewnym sensie niemal groteskowe. Jego współcześni mówili na to „twarz orła”. Co więcej, sam książę nie dbał o swój wygląd; ubierał się nieschludnie, z trudnością podporządkowywał się rozbudowanej modzie dworskiej. Powszechnie jednak wiadome było, że biła od niego szlachetna aura właściwa wielkim książętom i potrafił ją wykorzystywać. Był szczupły, lecz budowę ciała miał proporcjonalną. Był aktywny i pełen gracji; zarówno jego umiejętności taneczne jak i jeździeckie były szeroko podziwiane. Poziom jego inteligencji nie podlegał dyskusji: zarówno jego przyjaciele jak i wrogowie byli w tym zgodni. Jeden z jego oficerów4 całkowicie bezstronnie pisał, iż świeżość umysłu księcia, siła jego przekonań oraz łatwość w ich wyrażaniu były niezrównane. Był najświetniejszym z kompanów, jeśli służyło to jego celom. Żywe poczucie humoru połączone z nieposkromionym językiem sprawiły, że obawiano się go nawet w kręgach, w których był kochany. Już wtedy obracał się w towarzystwie z Hôtel de Rambouillet i podczas swego pobytu w Dijon utrzymywał wierszowaną korespondencję z kilkoma członkami tego zaszczytnego kręgu:
„Or, sachez, Monseigneur, que chacun vous renonce,
Si, ce paquet reçu vous ne faites réppnce,
Et si vous n’exprimez avec de beaux vers
Des dames de Dijon les entretiens divers”;
Cytat pochodzi ze wspólnego listu podpisanego Serviteurs et Servantes i opatrzonego następującą datą:
„Écrite trois mois avant Juillet,
Dedans l’hôtel de Rambouillet”.
Enghien nie był i nigdy nie stał się popularny w szerszym tego słowa znaczeniu; brakowało mu podejścia do tłumów i nie posiadał dobrego usposobienia. Jego władza nad innymi wynikała z kilku cech, w tym energii, zarówno psychicznej jak i fizycznej, ale przede wszystkim z odwagi i szczypty natchnienia, co sprawiało, że jego obecność radowała innych, mimo że nie zawsze było z nim wesoło. Gdy w 1640 roku pojawił się na pewien czas w Paryżu, wszyscy młodzi arystokraci na dworze uznali go za swego przywódcę: podążali za nim, podziwiali go i naśladowali. Richelieu i inni naturalnie uznali, iż w przyszłości stanie się kimś wartościowym. Jednak książę miał także inne zalety, nie tak łatwe do dostrzeżenia. Zarówno natura jak i okoliczności sprawiły, że wszedł w dorosłe życie z niewieloma ideałami, niewielką wiarą w innych ludzi i z mocno nadszarpniętymi nerwami, którym nie pomógł wcale przebieg jego edukacji. W ciągu całego życia był niezrównanym i upartym sojusznikiem, jednak praktycznie nie dało się go kontrolować, o czym wkrótce miał przekonać się Richelieu, być może jako pierwszy.
Henryk Burbon nie odpuścił żadnej z okazji do nadrobienia niedociągnięć swego syna w zalotach. Odwiedzał pannę de Brézé, która była nieśmiałą i średnio inteligentną dziewczynką. Powiedział jej, po wielu komplementach, że powinna zostać dame et mâitresse w jego domu. Po zakończeniu wszystkich wstępnych negocjacji nalegał, aby Enghien złożył jej oficjalną wizytę i żeby zrobił co w jego mocy, aby pokazać, że jest szczerze zakochany. Po ich przybyciu na miejsce służący chcieli przynieść krzesło honorowe, lecz książę ojciec odesłał je z powrotem mówiąc: „To nie jest miejsce dla sługi”; „Idź i usiądź obok swojej pani na małym taborecie”. Ośmieszenie Enghiena – który w otaczających go ludziach zawsze zauważał najmniejsze nawet oznaki śmieszności – było ostatecznym określeniem sytuacji. Nie mógł się sprzeciwić; jego gniew i niechęć skierowały się przeciwko niewinnej narzeczonej, która pragnęła tylko postępować zgodnie z wydawanymi jej poleceniami. Klara Klemencja de Maillé-Brézé nie miała cech, które mogłyby wydać się atrakcyjne osiemnastoletniemu księciu, w którym nigdy nie rozwijano poczucia rodzinnych wartości. Dziewczynka była mała i dziecinna, nawet jak na swój wiek, i nie zapowiadało się, że wyrośnie na piękną czy inteligentną kobietę. Jej życiem rządziły niepowodzenia, zarówno w sprawach małych jak i wielkich. Nie była pozbawiona niezłomności charakteru, jednak nic nie było w stanie zrównoważyć jej nijakości, zwłaszcza w otoczeniu, w którym asertywność była jedną z głównych reguł. Jej liczne cierpienia nie przysporzyły jej wcale sympatii w świecie, w którym żyła. Przywilej poślubienia księcia krwi miał zrekompensować jej wszelkie przeciwności losu; miała przynajmniej, co mówiono w dobrej wierze, „honor dzielenia nieszczęść Pana Księcia”5. Na tym pierwszym etapie jej wywyższenia była niewinnie zadowolona i mile połechtana swą nieoczekiwaną istotnością, a narzeczony, niezależnie od tego jak bardzo był jej niechętny, imponował jej. Jej posłuszeństwo było czymś oczywistym, od kiedy diuk de Brézé chętnie wyraził zgodę na ślub. Jedynym głosem sprzeciwu po którejkolwiek ze stron układu był głos matki Enghiena. Jeden z zaufanych posłańców księcia, który został wysłany by przekazać księżnej wiadomość o ostatecznej decyzji zdał relację, że była ona zaniepokojona niskim statusem panny de Brézé. Jednak księżna była zbyt dobrze wyćwiczona w uległości i stwierdziła, że „nie pragnę niczego więcej niż spełnienia zamysłów Pana Księcia”, i wspomnieć zaledwie: „mam nadzieję, iż mój syn odnajdzie spełnienie w tym małżeństwie, gdyż jest to sprawa, która wpłynie na całe jego życie”6.
Potwierdzone królewską zgodą zatwierdzenie umowy małżeńskiej szybko przestało być tajemnicą, gdyż Richelieu otwarcie wziął młodego księcia pod swe skrzydła. Całkowicie zgadzał się ze zdaniem ojca Pelletier, iż młodzieńca trzeba czymś zająć, a jego pierwszy krok zadziałał zdecydowanie na korzyść Enghiena. Przekonał Henryka, aby ten wysłał syna do wojska. Wojna trzydziestoletnia wkraczająca właśnie w swe ostatnie fazy była szkołą, w której wielu uczniów „Benjamina” uzupełniało swą edukację. Konflikt, w który Francja została wciągnięta w roku 1635 stawiając czoło hiszpańskim armiom na północnych i południowych granicach i armiom cesarskim na wschodzie, okazał się dogodnym ujściem niespożytej energii królestwa niemal tak dobrym, jak wczesne wyprawy krzyżowe. W tym czasie uwaga Richelieu koncentrowała się głównie na Hiszpanach na północy. „Myślę, że nie chciałbyś, aby ta rozpoczęta teraz kampania zakończyła się bez udziału diuka d’Enghien, i że powinieneś mu pozwolić ją zobaczyć u boku najstarszego marszałka Francji, który najlepiej będzie wiedział, czego nauczyć księcia”, pisał do Henryka. Aby przyspieszyć sprawy powiedział nawet królowi, w obecności zainteresowanego, że Enghien jest za stary, aby pozostać bezczynnym i że jego miejsce jest przy armii. Niewątpliwie młody książę nie pragnął niczego innego. Bez zwłoki zaciągnął się do volontaires – ochotniczego korpusu o ściśle ekskluzywnym charakterze, gdzie młodzi ludzie z dobrych rodzin zdobywali swe pierwsze wojenne szlify – i dostał się pod komendę marszałka i diuka de la Mailleraye, dowódcę, którego zasługi jako krewnego rodu Richelieu przeważały fakt, że był bez wątpienia najstarszym marszałkiem Francji. W tej samej kompanii służyło wielu najlepszych przyjaciół Enghiena: Gesvres7, młody, dobrze zapowiadający się człowiek o silnym charakterze; Nemours, „przystojny książę, pełen inteligencji i odwagi”, któremu wpływu obawiał się spowiednik diuka d’Enghien, oraz Gaspard de Coligny8, już znany ze swojej śmiałości i dokonań. Spośród starszych oficerów najbliższym towarzyszem księcia stał się odznaczony żołnierz i dworak, Antoine de Gramont, hrabia Guiche9, który później służył wraz z nim pod Fryburgiem i Nördlingen, a którego „rozum i rubaszny humor” spodobały się księciu. Moralne zasady hrabiego Guiche były kwintesencją czasów, w których żył. Księciu to nie przeszkadzało; po przebywaniu wśród społeczności mieszczańskiej z Dijon tym bardziej doceniał towarzystwo, w którym znalazł się obecnie.
Najważniejszym osiągnięciem kampanii 1640 roku na północnej granicy było zdobycie Arras przez Francuzów po siedmiotygodniowym oblężeniu, w trakcie którego Enghien dokonał swych pierwszych wyczynów. Młody szlachcic z Gaskonii, hrabia Chavagnac, który był obecny w obozie opisuje przybycie księcia do obozu w orszaku marszałka La Mailleraye i o honorach, z którymi go przyjęto; jak maître de camp przydzielił jego (Chavagnaca) oraz trzech innych do pełnienia służby jako nieformalna straż księcia, i jak ciężkim okazało się to zajęciem. „Trzeba mu oddać”, pisze, „że młody książę nauczył nas już na samym początku, iż możemy się po nim spodziewać tylko najbardziej śmiałych czynów”. Wraz z upływem czasu oblegający cierpieli prawie tak wielkie niedostatki jak oblegani. Ich zaopatrzenie zostało odcięte przez zewnętrzny pierścień wrogich wojsk, aż w końcu zapasy stały się tak małe, że, według Chavagnaca oficerowie piechoty spali pod generalskim stołem, mając nadzieję, że rano uda im się znaleźć przy nim miejsce. La Meilleraye przez większość czasu trzymał księcia przy sobie. „Marszałek zwraca się do mnie przy każdej możliwej okazji i otacza mnie szczególną opieką”, jak książę pisał swemu ojcu. Młodzieniec nie chciał jednak być traktowany inaczej niż jego towarzysze; nie zezwolił więc na wystawienie gwardii honorowej przy swoim namiocie, na co nalegali dowódcy. Marszałek ze swojej strony był bardzo zadowolony tą postawą. Odwaga była czymś normalnym u Burbonów; lecz nie spodziewał się znaleźć w księciu sprawności i zdolności do ciężkiej pracy. Marszałek był zdumiony księciem, który dla przyjemności dokonywał przeglądu fortyfikacji i prawie nie opuszczał okopów w celu udania się na posiłek czy odpoczynek. Jego raporty poskutkowały kurtuazyjną wiadomością, jaką Richelieu wysłał do księżnej matki: „Przebywający z wojskiem diuk d’Enghien zachowuje się z całą inteligencją, zdrowym sądem i odwagą, jakiej tylko mogłaby sobie życzyć jego matka”. Ten sam list opisuje dalej jak kilka dni wcześniej oficer stojący blisko księcia został ranny, a młodzieniec pokryty został krwią; jak nic nie mogło go skłonić do opuszczenia pana la Meilleraye na żadnym niebezpiecznym stanowisku, niezależnie od nalegań starego marszałka; wszystkie te informacje na pewno zadowoliły księżną, ale też na pewno przysporzyły jej wielu nerwów. Wiadomość kończy się pełnym samozadowolenia wspomnieniem o pannie de Brézé. „Przekaż także pannie de Brézé, że wojna nie powstrzymuje go od myślenia o miłości: trwa przy swej pani, do której wysłał posłańca z wiadomością. Zatrzymałem go u siebie, lecz list posłałem dalej”. Dotycząca tej miłosnej korespondencji relacja samego Enghiena jest następująca: „Napisałem także do panny de Brézé. Nie chciałem, aby pan de la Roussière jechał do Paryża, jednak pan Maigrin powiedział mi, że powinienem być posłuszny kardynałowi i wysłać go do panny Brézé; co uczyniłem sądząc, iż takie byłoby twoje życzenie”10. Pan Maigrin, którego nazwisko często się pojawia był towarzyszącym księciu człowiekiem kardynała. Miał obserwować go i wymuszać niezbędne uprzejmości.
Podczas oblężenia volontaires byli szczególnie dumni i zadowoleni, kiedy wysyłano ich z zadaniem eskortowania konwojów zaopatrzeniowych, gdyż była to okazja do stoczenia potyczki z wrogiem. Enghien osobiście zdał relację z tego typu doświadczenia, kiedy La Meilleraye z 3 tysiącami kawalerii spotkał tak samo liczny oddział wroga, „na którego zaszarżował z takim skutkiem, iż już pół godziny później zmuszony był do odwrotu”. „Jestem solennie zobowiązany panu d’Estaing”, kontynuuje, „gdyż nie opuścił mojego boku, oraz panom de Maigrin i Francine”11. „Panowie de Nemours, Luynes, Gesvres, Grancey oraz kilku innych voluntaires odznaczyli się w boju”. „Straciliśmy pięćdziesięciu ludzi, w tym kilku oficerów oraz voluntaires”12. Gesvres wsławił się w tym starciu po tym, jak ciężko ranny poprowadził szarżę. Nie brakowało świadków, którzy mówili, iż książę zasługiwał na co najmniej takie samo uznanie jak ci, których nazwiska wymienia. „Odznaczał się zarówno swą odwagą jak i rangą”, jak mówili ludzie, dla których był to najwspanialszy komplement. Książę zdał ojcu relację także z innego starcia, które odbyło się kilka dni później, tym razem nie napisał jednak listu własną ręką „gdyż” – jak przeprasza – „jestem bardzo zmęczony od pięciu nocy przespanych na ziemi w oczekiwaniu na atak, eskortowania konwoju i pięciu godzin walki w zbroi; podyktowałem list Durowi, jak najszybciej zdołałem”13. Pomimo tych trudności księciu niewątpliwie podobało się jego otoczenie. Był urzeczony nie tylko samą walką, ale także wojenną inżynierią i nauką, które stały się dla niego des secrets inconnus, dont tu seras épris (nieznanymi tajemnicami, które pokochał). Jego listy pełne są narysowanych przez niego map oraz planów fortyfikacji. Pisze do ojca, że po poddaniu się miasta odśpiewali Te Deum; a w niemal tym samym zdaniu, że „wyśle ci plan (Arras), jak tylko będzie to możliwe; jednak pragnę, aby był on bardzo dokładny”. Nie pamiętał przy tym na szczęście o pannie de Brézé, z wyjątkiem sytuacji, w których de Maigrin nalegał, aby do niej napisał.
Kapitulacja Arras miała w oczach księcia jedną wielką wadę: oznaczała dla niego koniec wojowania i zbliżający się ślub; przygotowywane już wesele miało odbyć się na początku następnego roku. Wszyscy od samego początku wiedzieli, co myśli o tym sam Enghien, co nawet w tej epoce małżeństw politycznych wywołało komentarze o postawie jego ojca. Panna Montpensier, jego kuzynka, wyraziła powszechnie panującą opinię pisząc: „Książę zgodził się na ten układ z wielką niechęcią i tylko dlatego, iż bał się zawieść ojca, który ciągle trzymał go uwięzionego w Dijon”14. Ustalono, że Enghien nie pojawi się w Paryżu aż do ostatniej chwili przed ceremonią: Richelieu nie był na tyle pewien jego uległości, aby pozwolić mu przebywać w Hôtel de Condé w atmosferze kultury, romansów i intryg. Młody książę szybko przekonał się, że uległość to jedyne, co mu pozostało. Dobrze wiedział, że nie miał własnych przyjaciół o wysokiej pozycji, którzy mogliby pomóc mu się opierać; nawet w domu otoczony był szpiegami, ludźmi ojca i kardynała. Poddał się losowi dzięki osobistej ambicji oraz mądrości Leneta, który wykazał mu, iż bunt w tym momencie oznaczałby utratę nadziei na przyszły awans, że Richelieu skutecznie odebrałby mu wszelką szansę na odznaczenie się w przyszłości. Inny burboński książę, diuk de Soissons nie osiągnął nic, od kiedy odrzucił podobny sojusz. To nie uczucia były powodem sprzeciwu Enghiena – nie chciał także poświęcić swojej kariery, której zachęcający przedsmak dało mu oblężenie Arras – lecz niechęć do Richelieu i jego machinacji. Niezależnie od tego, w miarę upływu czasu młodzieniec popadł w tak głęboki smutek, iż ostrzeżono kardynała; ten natychmiast wysłał do księcia jednego ze swych najbardziej zaufanych ludzi, hrabiego de Chavigny. Enghien przedstawił swoją wersję rozmowy: „Myślę, że powinienem ci przekazać”, pisze ojcu, „że wczoraj odwiedził mnie pan Chavigny i powiedział, iż słyszał od kogoś plotkę, że sprzeciwiam się memu małżeństwu i nie lubię panny Brézé, i że mój nastrój stał się melancholijny”15. Zarówno duma jak i oportunizm nie pozwoliły zdecydowanemu już księciu na potwierdzenie tych plotek. „Odrzekłem mu, iż nigdy nie byłem weselszy”.
Radość księcia ojca i kardynała z powodzenia ich wspólnego zamysłu znalazła upust we wspaniałych przygotowaniach do wesela. Jedna niewielka i charakterystyczna trudność pojawiła się, kiedy odkryto, że Richelieu, przekazując siostrzenicy posag usunął ją ze swego testamentu. Książę oficjalnie przystał na ten układ, jednak w sekrecie przygotował protest, który miał zostać wniesiony po śmierci kardynała. I tak, jak zauważył jeden z francuskich historyków, „każda strona była przekonana, że oszukała drugą” i osiągnięta została harmonia16. Zaplanowane przez Richelieu uroczystości rozpoczęły się 14 stycznia 1641, gdy w królewskich apartamentach, jak było to w zwyczaju książąt krwi odbyła się fiançailles, ceremonia zaręczyn. Tego samego dnia, w Palais-Cardinal, przed parą królewską i całym dworem odbyło się przedstawienie, po którym nastąpił bal. Wystawioną sztukę, Mirame, napisał częściowo sam Richelieu i był tak zadowolony z jej odegrania, że sam rozpoczął oklaski. Po opadnięciu kurtyny uprzątnięto scenę i zamieniono ją w salę balową. W tym czasie, w stronę loży królowej rozwinęła się pozłacana kładka, aby mogła ona po niej zejść i rozpocząć bal. Enghien, najważniejsza postać dnia był jej partnerem. Zachowywał się równie radośnie jak wszyscy obecni, nie umknęło jednak uwadze, że był bardzo blady. Co do dwunastoletniej narzeczonej, to pech jej nie opuszczał. Została obwieszona klejnotami i odświętnie ubrana w długą suknię z nienaturalnie wysokimi obcasami, które miały dodać jej godności. Skutek był taki, że podczas tańczenia courante, potknęła się i przewróciła jak długa, wzbudzając śmiech całego towarzystwa, w tym narzeczonego, którego nie bardzo obchodziły jej uczucia i który czuł się pokrzywdzony jej niezdarnością. Nikt z obecnych nie poważał zbytnio dziecka przywiezionego do Paryża na rozkaz wuja, aby zawrzeć małżeństwo, którym nie wzgardziłaby nawet księżna. Tylko jej przyszły teść postanowił udzielić jej wsparcia; chwalił ją przed wszystkimi, powtarzając wciąż „czyż nie jest piękna?”. Inna zabawa, nie mniej imponująca, zorganizowana została w dniu podpisania kontraktu małżeńskiego, 9 lutego. Wystawiono wtedy skomplikowany balet alegoryczny, którego motywem przewodnim był „sukces francuskich wojsk”. Wszyscy młodzi dworacy wzięli udział w przedstawieniu, uświetnionym „najwspanialszymi maszynami, jakie widziała Francja”17. Młody książę pojawił się w dwóch tańcach. W pierwszym reprezentował Jowisza zstępującego z niebios za pomocą jednej z tych wspaniałych „maszyn”. W drugim był demonem. Ta rola była szczególnie udana, zagrał ją z „pasją, radością i gracją, co wyniosło go ponad innych”. Zadowolenie kardynała nie znało granic. „Nigdy nie widziano Jego Eminencji w lepszym humorze” – jak pisał Henryk Arnauld, biskup Angers do swego przyjaciela Barillona; „kazał wszystkim tańczyć, nawet pani d’Elbeuf Wdowie, pani Ventadour i pani Chancellière”18. „Pan książę czynił cuda”, dodaje o Henryku Burbonie.
Kontrakt małżeński, tak hucznie świętowany, podpisany został pomiędzy „Świetnym i potężnym księciem, panem Ludwikiem Burbonem, diukiem d’Enghien, parem Francji” oraz „Panną Klarą Klemencją de Maillé de Brézé, córką Urbaina de Maillé de Brézé, marszałka Francji”. Dokument zawiera imponującą listę „osobiście obecnych”, rozpoczynającą się od „Świetnego, po trzykroć potężnego i po trzykroć wspaniałego Ludwika, z łaski Bożej króla Francji i Nawarry”, który, „aby ukazać swą radość z zawartego małżeństwa i uhonorować pana diuka d’Enghien, członka własnego rodu, przekazuje panu młodemu sumę 150 tysięcy liwrów”. „Po trzykroć dostojny eminencja Jean Armand, kardynał-książę Richelieu i Fronsac” przekazał „wspomnianej pani, swej siostrzenicy” 300 tysięcy liwrów i kilka posiadłości; pieniądze te, jak wynika z ostrożnych spekulacji, zostały użyte do spłacenia starych długów rodów Kondeuszy i Montmorency. Książę i księżna de Condé przekazali synowi sumę 80 tysięcy liwrów i roczny przychód z określonych ziem; poza tym ogłosili go dziedzicem swych pozostałych posiadłości. Innymi świadkami, których imiona znalazły się na kontrakcie byli: „Świetny i potężny książę Gaston, syn Francji, diuk Orleanu, Chartres i Valois”, brat króla19 i późniejszy przywódca Frondy, a z nim głęboko zainteresowany wszystkim widz, „wspaniała księżniczka”, jego córka, Anna Maria Luiza Burbon, dziedziczka Montpensier. La Grande Mademoiselle była wtedy żywym, radosnym trzynastoletnim dzieckiem, które mogło z powodzeniem zastąpić pannę młodą; na pewno nie brakowałoby jej pewności siebie. Dwa dni później ci sami królewscy goście brali udział w poświęceniu małżeństwa w prywatnej kaplicy w Palais-Cardinal. W porównaniu z podpisywaniem kontraktu, ta ceremonia przebiegła bardzo spokojne, niewiele o niej wiadomo ponad to, że miała miejsce. Wziąwszy pod uwagę okoliczności, religijna część uroczystości nie powinna być chyba zbyt głośna.
To było ostatnie publiczne pojawienie się młodego księcia przed wielotygodniową przerwą. Wydawało się, że przeziębił się podczas prób do baletu, a skutek tego przeziębienia połączony z, jak mówiono, utrapieniem jakim było jego małżeństwo, spowodowało poważną chorobę zagrażającą jego życiu. Przez jakiś czas wydawało się, że nigdy nie będzie już obiektem żadnych politycznych planów. Śmierć księcia w tym momencie byłaby poważnym ciosem dla Richelieu, który właśnie zbudował ich relację. Arnauld pisze, że „Jego eminencja przyjechał (do Paryża) tego wieczoru i od razu udał się zobaczyć pana d’Enghien, który jest bardzo niezdrów; lekarze jednak nie porzucają nadziei”20. Tak wielki pośpiech był znakiem wielkiego zaangażowania i zmartwienia. Enghien był w zbyt złym stanie, aby mu czymkolwiek zaimponować, nawet osobistą wizytą kardynała. Jego choroba była chyba odpowiednikiem ciężkiej formy współczesnej grypy, a połączona z ciężką depresją sprawiła, że lekarze – którzy w tamtych czasach nie diagnozowali chorób nerwowych – zaczęli obawiać się, czy mózg księcia nie został trwale uszkodzony. W miesiąc po wspomnianym liście Arnaulda Bourdelot, jeden z lekarzy, pisał do księcia ojca, że „Pan Diuk może już przechodzić do innego pokoju na dwie lub trzy godziny każdego popołudnia”21. Kilka dni później był już w stanie „iść i oglądać konie w szkole jeździeckiej” i mówił, że jest w świetnym zdrowiu, prócz„osłabienia w nogach”. Napisany w tym samym czasie raport lekarski stwierdzał, że książę wciąż nie chciał z nikim rozmawiać i skutecznie opierał się wszelkim próbom rozbawienia go. Przede wszystkim unieszczęśliwiały go wieści o nowej kampanii wojennej na granicy i „słuchanie o przygotowaniach do wojny, kiedy on sam nie miał szans wziąć w niej udziału”22. Jego jedyną rozrywką było słuchanie czytanych na głos od rana do wieczora ciężkich powieści i romansów. Lista książek wysłanych do księcia w czasie jego choroby i rekonwalescencji pozwala wyobrazić sobie, jak wyglądały te długie godziny; zawiera ona Romant de l’Ariane (w dwunastu księgach), Romant d’Albanie, Romant de l’Indamire, Romant de Mélusine; poza tym osiem ksiąg Histoire Agricaine, Stratonice i Historię Henryka VII Bacona. Bourdelot pisał, że nie ma pojęcia czy ciągłe czytanie naprawdę zajmowało jego pacjenta, czy był to tylko pretekst, aby nie musieć rozmawiać.
Pod koniec kwietnia energiczny temperament Enghiena w końcu się ujawnił i jego stan nagle się poprawił. Jego przyjaciele znów byli mile widziani, „rozmawiał i śmiał się z tą samą gracją, jak sprzed choroby” i udowadniał, że „jego umiejętność rozumowania była lepsza niż kiedykolwiek”23. Przepytany przez lekarzy powiedział, iż dobrze pamięta tylko pierwszych dziesięć dni choroby. Zapewnił ich, że z reszty nie pamięta zbyt wiele; nie mógł przypomnieć sobie majaków, które cierpiał, mimo iż przez większość czasu nie miał gorączki. Bourdelot przekazał te informacje księciu ojcu ukazując, że mimo iż umysł Enghiena nie zaznał krzywdy, to nie można lekceważyć jego sytuacji nerwowej.
W dniu Wniebowstąpienia (maj 1641) książę był już na tyle zdrów, że mógł brać udział w ceremoniach w Notre-Dame, gdzie ujrzał go cały tłum „i wszyscy dziękowali Bogu za jego zdrowie”. Postęp kampanii na północnej granicy nie był na tyle zaawansowany, żeby nie mógł już dołączyć do La Meilleraye’a, który oblegał Aire. Na znak dobrej woli i radości z powrotu do zdrowia kardynał podarował mu dwa konie i zbroję. Jednak wkrótce okazało się, iż druga kampania młodego księcia nie przyniesie żadnemu z jej uczestników okazji do odznaczenia się w boju, a w ciągu kilku tygodni stało się jasnym, iż zdrowie Kondeusza wciąż było bardzo słabe. Niedługo po kapitulacji miasta Richelieu pisał do księcia ojca, że „obawa przed kolejną chorobą pana d’Enghiena nakazała mi poprosić go o udanie się do wód w Forges”. Kardynał kierował wszystkimi posunięciami księcia, i z Forges nakazał mu udać się do Paryża, a potem do żony w Merlou, posiadłości ziemskiej rodu Montmorency. Tam zatrzymali się na jakiś czas, gdyż mała księżna cierpiała na ospę. Książę napisał do ojca: „moją żonę zaatakowała ospa”, lecz przebieg choroby jest łagodny i lekarze mówią, że nie pozostawi ona trwałych śladów. Pobyt w Merlou i towarzystwo żony nie były dla księcia najwspanialszym z zajęć. Późną jesienią wysłał zapytanie o dalsze instrukcje sugerując, że jego żona już od miesiąca jest zdrowa, a „teraz, gdy przyszło zimno, życie na wsi nie odpowiada już paniom”24.
Henryk Burbon nie odpuścił żadnej okazji, aby trzymać syna z dala od dworu. Niczego bardziej się nie obawiał niż tego, że jego syn, pozostawiony wolno i korzystający ze swych oczywistych zalet zbuduje sobie własną, niezależną pozycję. „Uwierz mi, pobyt w Paryżu pod nieobecność pana kardynała i moją tylko mu zaszkodzi”, pisał do sekretarza kardynała. W sukurs przyszedł mu spowiednik Enghiena, ojciec Mugnier, który bezkompromisowo stwierdził: „Pobyt w Paryżu, w pałacu Condé, będzie dla księcia bezwartościowy”. Enghien, jeśli sądzić po jego listach, wciąż był posłuszny; szybko jednak przekonał się, że może sprawić kardynałowi nieco trudności. Korespondencja między Richelieu i Henrykiem z tego okresu zaczyna zdradzać wątpliwości co do zakresu ich kontroli. Kardynał już zdążył odkryć, iż jego siatka szpiegów go zawodzi. Maigrin, jego główny agent w domu Enghiena był nie tylko człowiekiem słabego charakteru, lecz także słabym taktykiem. Nie był dość inteligentny, aby zwieść młodego księcia, który raz go przejrzawszy, mieszał mu szyki fałszywymi zwierzeniami. W takiej sytuacji starcie między wiernymi ludźmi Enghiena a wmieszanymi między nich wynajętymi informatorami było nieuniknione. Punkt kulminacyjny nastąpił, kiedy Maigrin poległ w pojedynku z Damoursem, byłym człowiekiem księcia ojca, a teraz maître-d’hôtel diuka. Nikt nie oskarżył Enghiena o współudział mimo tego, że ograniczył się on tylko do uprzejmego zainteresowania sprawą i nie zrobił nic, aby wymierzyć Damoursowi sprawiedliwość. Richelieu pisał pełne oburzenia listy, narzekając na „wielki nieporządek i brak honoru panujący w domu pana Diuka”. Dzięki temu doświadczeniu wybrany przez kardynała następca Maigrina był człowiekiem zupełnie innego sortu. César de Cotentin, hrabia de Tourville był chyba najlepiej dobranym towarzyszem młodego Enghiena: zdobył zaufanie księcia i szczerze próbował uchronić go od śmiertelnego obrażania kardynała.
Być może Richelieu nie wziąłby tak do serca losu Maigrina, gdyby miał jakieś powody do zadowolenia z księcia. Jednak uparta i otwarta niechęć młodzieńca do swej żony była sprawą o wiele poważniejszą niż wszelkie kłótnie dotyczące służby domowej. Tu kardynał był, przynajmniej na jakiś czas, bezsilny. Enghien uzyskał takie wpływy, że przyznano mu Hôtel de Rocheguyon jako rezydencję w Paryżu. Książę ojciec, ledwo przekonany do tego nowego wydatku, wyposażył dom syna w „możliwie najbrzydsze dekoracje”, do których Richelieu dołożył własne umeblowanie. Zaraz po tym jak razem z żoną zamieszkał w tym domu „czystszym niż piękniejszym”, Enghien zaczął zajmować miejsce na dworze i w towarzystwie, do którego miał najlepsze kwalifikacje. Na znak rosnącej niezależności zaczął brać udział w ważniejszych debatach Parlamentu, wysyłał we własnym imieniu kondolencje i gratulacje do innych książąt, kiedy wymagała tego kurtuazja oraz „bardzo chętnie” przyjmował uczonych i pisarzy w swym domu25. Młoda księżna, z drugiej strony, prawie w ogóle nie była widywana publicznie; jej mąż ignorował ją a większość jego rodziny poszła za jego przykładem. Henryk Burbon, który w innym przypadku mógłby wspierać synową dowodził kampanią w Roussillon i było oczywistym, że młody książę nie będzie słuchał poleceń od nikogo innego.
W przeciwieństwie do swego męża księżna matka nie wykazywała skłonności do pomagania swej synowej; wolała pomagać Enghienowi. Jej własny krąg towarzyski, gdzie z przyjemnością go powitała, składał się z najświetniejszych postaci salonów tamtych czasów: kobiet i mężczyzn, których osiągnięcia i przygody wypełniły całe tomy. Maria Gonzaga, księżna Nevers, późniejsza królowa Polski i bohaterka romansu Cinq-Marsa nie była wcale najwybitniejszą z jej przyjaciół. Najświetniejszymi z précieuses towarzyszącymi księżnej były Madame de Rambouillet26 i jej córka Julia27, o której Tallemant des Réaux mówi: „od czasów Heleny Trojańskiej piękno żadnej innej kobiety nie było bardziej opiewane przez poetów”. Ich przewodniczką duchową była być może Madame de Sablé28, głosicielka najbardziej podniosłych idei miłości, rycerstwa i przyjaźni w górnolotnym stylu znanym jako genere Espagnole i, „swoją inteligencją potrafiła dodać wagi swym sentymentom i dzięki temu, a także dzięki swej urodzie, zdobyła wielkie poważanie”29. Trzeba jednak zaznaczyć, iż poważanie to nie wykraczało poza konwersacje: jej teorie były raczej dyskutowane niż praktykowane przez większość jej słuchaczy. Corneille był wielkim pisarzem tego towarzystwa, a Voiture, Benserade i Sarrazin poetami. Panna de Scudéry inspirowała się tymi ludźmi pisząc swój słynny romans Le Grand Cyrus. Pierwowzorem Wielkiego Cyrusa był nikt inny niż młody Wielki Kondeusz, a jego towarzysze broni spod Rocroi, Fryburga i Nördlingen mogą być rozpoznani pod takimi tytułami jak Tigrane, Arabase, Adusius czy Artibie. W towarzystwie obecne były także piękności z młodszego niż Madame de Sablé pokolenia: panna Burbon i przyjaciółki; jej dwie kuzynki, Maria Luiza i Izabela de Montmorency-Boutteville30 i siostry Anna i Marta Poussart de Fors du Vigean. Izabela de Montmorency i Marta du Vigean rywalizowały z, a niektórzy mówili, że przewyższały Annę Burbon w urodzie i uroku. Żona Enghiena nie miała szans na zabłyśnięcie w tym towarzystwie; była tak – według panny de Montpensier – „dziecinna, że dwa lata po wyjściu za mąż wciąż bawiła się lalkami, a cała rodzina jej pana męża nią pogardzała”. Młodzi mężczyźni, nazwani zbiorowo les damoiseaux, którym pozwolono flirtować i prowadzić intelektualne gry w tym ekskluzywnym kręgu okazali się godni tego honoru. Dwaj z nich – Enghien i jego młody kuzyn, później znany jako diuk Luksemburga31, le tapissier de Notre-Dame – zyskali miejsce między najlepszymi żołnierzami swych czasów. Pomiędzy nimi było wielu sławionych przez im współczesnych za odwagę, urodę, lecz którym nie było dane spełnić pokładanych w nich oczekiwań: Coligny, Laval32, Pisani33, Chabot34, La Moussaye35 i inni „którzy polegli w chwale i nigdy się nie zestarzeli”. Starszy brat Coligny, Maurice36, był wielbicielem panny Burbon; młodszy, Gaspard, Izabeli de Montmorency. Enghien, mimo swej reputacji człowieka bez uczuć, zapałał uczuciem do przepięknej Marty du Vigean, osiemnastoletniej dziewczyny, która jak mało kto spośród uczniów Madame de Sablé uczyniła wartości genere Espagnole zasadami swego życia. Richelieu, usłyszawszy o tym zagrożeniu bez zwłoki zdecydował, że Enghien nie może dłużej zostać w Paryżu. Hôtel de Rocheguyon zamknięto. W tym czasie nie oczekiwano już, że księcia zacznie obchodzić żona, którą wysłano do szkoły, do karmelitów od świętego Dionizego. Książę miał spędzić kilka miesięcy w Narbonie, a potem w Bourbon pod czujnym okiem kardynała. Nie trzeba było długo czekać na nowe kłopoty.
Ostatnie i najbardziej zaciekłe starcie między dwudziestoletnim księciem i pięćdziesięcioośmioletnim mężem stanu rozpoczęte zostało przez sprawę pozornie błahą, lecz niezwykle istotną dla wszystkich zaangażowanych. Istotą sprawy było pytanie, czy kardynał – książę Kościoła – miał pierwszeństwo przed księciem krwi. Pozycja samego Richelieu była niezależna; jego świecki urząd dawał mu miejsce ponad książętami, a Enghien, który zobowiązany był okazywać mu szacunek ze względu na pokrewieństwo nigdy nie sprzeciwiał się uznawaniu jego pierwszeństwa. Odmówił jednak ustępowania miejsca wszystkim dostojnikom kościelnym zbierającym się pod dachem Richelieu w Narbonie. Wtedy to właśnie pierwszy raz spotkał się ze swym przyszłym wrogiem, Mazarinem, wtedy jeszcze świeżo nominowanym kardynałem. „Kardynał Mazarin otrzymał od króla pierwszeństwo przed książętami krwi”, jak pisze Enghien. „Rozmawiałem o tym z panem kardynałem (Richelieu), lecz nie podzielił mojego zdania”37. Richelieu użył wszystkich swych wpływów, aby poprzeć nowy przywilej, jednak młody książę był uparty. Na wszelkie napomnienia odpowiadał posłusznie i uprzejmie: „Zrobię wszystko, o co poprosi mnie pan kardynał; moim największym życzeniem jest spełniać jego prośby, jednak nie uwierzę, iż kazałby robić mi coś sprzecznego z moim honorem”. List do ojca napisany był prostszym stylem: „Nie ustąpię mu (Mazarinowi) miejsca na podstawie ich poleceń, dopóki nie otrzymam twojego”.