38,00 zł
Ta książka nigdy nie powinna powstać.
Nikt nigdy nie powinien musieć o tym rozmawiać.
To nie powinno się dziać.
Ale się dzieje.
I musimy o tym rozmawiać.
Dlatego ta książka musiała powstać.
Według statystyk Światowej Organizacji Zdrowia samobójstwo jest drugą najczęstszą przyczyną śmierci wśród nastolatków na świecie. Być może nawet pierwszą. Tak bardzo dzieci nie chcą żyć. Także polskie dzieci.
Marta Guzowska, pisarka i matka, otwiera nam oczy na wiele rzeczy. Pokazuje, jak wielki ból potrafią odczuwać nastolatkowie. Pokazuje ich codzienną walkę o kolejny dzień życia. Pokazuje naszą bezradność. Nasze błędy i nasz strach. Rozmawia z ekspertami, którzy próbują nam wyjaśnić, jak bardzo może boleć życie. I co możemy zrobić, by ten ból złagodzić.
Wreszcie o ból spyta nastolatków. I ten ból poczujemy także my.
Wszystko po to, by uratować życie dzieci. Być może także naszych.
Powyższy opis pochodzi od wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 353
Data ważności licencji: 8/26/2027
Dla Aleksa, Dominiki, Kacpra, Magdy, Mateusza, Pauliny, Weroniki, Wiktorii i Zuzy.
Dziękuję, że pozwoliliście mi zrozumieć Wasze spojrzenie na świat.
Doktor Armonson zszył rany na nadgarstkach dziewczyny. Pięć minut po transfuzji stwierdził, że jej życiu nie zagraża już żadne niebezpieczeństwo. Wziął ją pod brodę i powiedział:
– Co ty tu robisz, kochanie? Nawet nie jesteś na tyle dorosła, aby wiedzieć, jak złe bywa życie.
To właśnie wtedy Cecylia wypowiedziała to, co miało być jedyną formą jej listu samobójczego, i to bezużytecznego, ponieważ miała żyć:
– Najwyraźniej, panie doktorze – powiedziała – nigdy pan nie był trzynastolatką.
Jeffrey Eugenides, Przekleństwa niewinności1
1 Tłum. Wiktor Kurylak, Katowice 2019.
Jestem rodzicem. To jest książka dla rodziców. Dla dzieci też, jeśli zechcą po nią sięgnąć.
Nie jestem psycholożką, socjolożką, psychiatrką ani pracownicą szpitala. Dlatego nie próbuję w tej książce niczego wyjaśniać.
Zadaję pytania. Słucham odpowiedzi.
Jestem przekonana, że wszyscy powinniśmy mniej mówić, a więcej słuchać.
Spieprzyliśmy to. Dane, których nie ma, czyli o liczbie samobójstw wśród nastolatków w Polsce
Spieprzyliśmy to. Takie są fakty. A z faktami się nie dyskutuje.
Według danych z 2020 roku w Polsce mieszka 3,82 miliona osób w wieku od 10 do 19 lat. Co dziesiąty Polak jest nastolatkiem2.
W 2018 roku w Polsce zmarło 938 nastolatków. W Unii Europejskiej jesteśmy pod tym względem na 6. miejscu. Tylko w Litwie, Bułgarii, Rumunii, Łotwie i Estonii umiera więcej nastolatków niż w Polsce. U nas umiera ich 27,1 na 100 tysięcy ludności3.
Ile z tych dzieci się zabija?
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) alarmuje, że po wypadkach drogowych samobójstwo jest najczęstszą przyczyną śmierci młodych dorosłych nie tylko w Polsce, ale w ogóle na świecie4. A właściwie nie, nie alarmuje. Cichutko zamieszcza liczby w raportach, które, owszem, wiszą w sieci, ale niewiele z tego wynika.
Według statystyk Komendy Głównej Policji w roku 2021 w Polsce zabiło się 125 osób pomiędzy 13. a 18. rokiem życia i 344 osoby pomiędzy 19. a 24. rokiem życia.
W 2020 roku w grupach wiekowych 13–18 i 19–24 było odpowiednio 106 i 349 samobójstw.
W 2019 – 94 i 360.
W 2018 – 92 i 344.
W 2017 – 115 i 353.
W 2016 – 101 i 405.
W 2006 – 119 i 338.
W 1996 – 240 i 4595.
Dużo – powiecie. Wielka tragedia – powiecie. To zawsze wielka tragedia, kiedy młodzi ludzie odbierają sobie życie.
Ale na czym polega problem? W ostatnich latach tych samobójczych zgonów jest mniej więcej tyle samo. A kiedy się popatrzy na dane od początku tysiąclecia, to ich liczba nawet spada. Może w ciągu kolejnych dwudziestu lat spadnie jeszcze bardziej. A może nie spadnie. To i tak wielka tragedia.
No to popatrzcie na inną rubrykę, też w statystykach Komendy Głównej Policji: próby samobójcze ogółem, czyli łącznie zakończone i niezakończone śmiercią.
W 2021 roku w grupie wiekowej 13–18 zarejestrowano ich 1411, a w grupie wiekowej 19–14 było ich 1573.
W 2020 – 814 i 1242.
W 2019 – 905 i 1226.
W 2018 – 746 i 1143.
W 2017 – 702 i 1143.
Dziesięć lat temu próbowało się zabić 267 uczniów gimnazjów (wtedy jeszcze były gimnazja) i liceów oraz 555 studentów. Dane te dotyczą osób, których rodzice pozwolili umieścić je w oficjalnych statystykach. Ilu nie pozwoliło, nie dowiemy się nigdy.
Paulina:Wyszłam z domu z myślą, że może się zabiję, zrobiłam to i czekałam… niczego nie czułam. W tym czasie moja mama zaczęła do mnie wydzwaniać, że znowu mnie nie ma na lekcji, że ona widzi mnie w dzienniku i tak dalej. Uznałam, że czuję się normalnie, więc pójdę do tej szkoły, a po drodze coś się zaczęło dziać. Pamiętam, że jeszcze sprawdzałam, czy idę prosto. Poszłam do szatni wuefowej, zostawiłam tam plecak i kurtkę, poszłam do toalety i zemdlałam. A może bardziej zasnęłam.
W mojej szkole były zawody i znalazła mnie nauczycielka nie z mojej szkoły, tylko jakaś, która przyjechała z grupą. Było szukanie mojej wychowawczyni, pedagożki, a ja pamiętam, że strasznie się trzęsłam, miałam drgawki, byłam bardzo śpiąca. Oni do mnie mówili, ja zasypiałam, oni mnie budzili, zadzwonili do mojego taty, wezwali karetkę.
Pierwszy szpital pamiętam jak przez mgłę, nawet nie jestem pewna, czy mi zrobili płukanie żołądka. Pamiętam, że siedziała przy mnie mama, miałam drgawki, ona mnie budziła, żebym nie zasypiała. Potem przewieźli mnie do innego szpitala, nie psychiatrycznego, tylko ogólnego. Tam spędziłam parę dni, byłam bardzo osłabiona. Siedział ze mną głównie tata, a ja tak strasznie chciałam, żeby wszyscy sobie poszli i mnie zostawili.
Magda:Miałam bardzo silne myśli samobójcze i na oddziale podjęłam próbę samobójczą. To jest poziom zdesperowania bardzo częsty w szpitalach psychiatrycznych, tak było też w moim przypadku. Po takim wydarzeniu zapinają w pasy. Leżałam w pasach dobę, ale byłam w takim szoku, że nie pamiętam praktycznie nic. Dostałam zastrzyk uspokajający i przespałam wszystko.
Cały czas byłam na sali ze ścisłym nadzorem, mogłam przebywać tylko na sali i chodzić tylko tam, gdzie pielęgniarki mnie widziały, albo do łazienki. Miałam uporczywe myśli samobójcze, przychodziły mi do głowy najróżniejsze pomysły, część z nich wcielałam w życie.
Aleks:Nigdy nie byłem hospitalizowany z powodu próby samobójczej, bo moje próby samobójcze musiały być na tyle dyskretne, żeby moi rodzice o tym nie wiedzieli. To brzmi trochę dziwnie, wiem, ale jeszcze większy problem miałbym, gdyby rodzice się dowiedzieli, że próbowałem się zabić… Znajomi mnie ratowali. Najgorsze, że wcale nie chciałem umierać, to był bardziej taki krzyk do siebie samego: Nie mogę tak dalej.
Weronika:Na szczęście nie znam nikogo, kto popełnił samobójstwo. Chociaż wiem, że w mojej byłej szkole chłopak z siódmej albo z ósmej klasy się zabił. Ale dowiedziałam się o tym tylko pocztą pantoflową. Mój były ma w tej szkole brata i ten brat mu powiedział. Moja najlepsza przyjaciółka ma tak zwane tendencje samobójcze. To nie jest to samo co myśli samobójcze, dużo o tym czytałam, jest różnica. Myśli samobójcze to jest po prostu takie myślenie: a jak by to było, gdyby zakończyć życie. A tendencje to rozmyślanie, jak to zrobić, planowanie, robienie kroków, na przykład dwóch z trzech.
Problemy mojej przyjaciółki zaczęły się mniej więcej w tym samym czasie co moje. To było krótko po tym, jak się poznałyśmy, więc trochę tak patrzymy na siebie i obserwujemy nasze przemiany. W jej przypadku jest coraz lepiej, mimo że nie chodzi na terapię i nie bierze leków. Powoli z tego wychodzi. Ale nie ze wszystkimi moimi znajomymi tak jest.
Mój były chłopak też miał próbę. Nie mam pojęcia, w jakich okolicznościach. Mój obecny chłopak też kiedyś próbował, nie znam szczegółów. Wiem tylko, że nie miał żadnego konkretnego powodu. On po prostu chciał to zrobić. Teraz, gdy jesteśmy razem, cały czas wysyłam go na leczenie, ale on jest uparty, nie wiem, czy mi się uda. Ale już jest z nim lepiej, tamta próba samobójcza to była jeszcze za czasów gimnazjum albo wczesnego liceum.
Paulina:Dwukrotnie byłam hospitalizowana psychiatrycznie, raz z powodu tendencji samobójczych, drugi raz z powodu próby samobójczej. Pierwszy raz znalazłam się w szpitalu, gdy miałam piętnaście lat, byłam w trzeciej klasie gimnazjum. Rok po roku na wiosnę trafiałam do szpitala psychiatrycznego, a jak za trzecim razem nie trafiłam, to śmiałam się, że klątwa została przełamana. Miałam w tym roku wiosenny kryzys, ale przetrwałam go bez hospitalizacji, chociaż byłam na konsultacji w izbie przyjęć i rozważałam szpital.
Zuza:Nie miałam nigdy żadnych tendencji ani myśli samobójczych i uważam, że jestem bardzo uprzywilejowana. Natomiast chodziłam do liceum, na terenie którego doszło do próby. Świadomość, że samobójstwo to jest coś bliskiego, była we mnie przez ostatnie sześć lat nauczania.
Widziałam samookaleczanie się u mojej koleżanki z klasy. Widziałam rany po cięciu się. To jest mocne doświadczenie – wiedziałam, że dzieje się coś złego, potrafiłam pisać do nauczycielki o dwunastej w nocy: „Pani profesor, bo ja nie wiem, co mam w tej sytuacji zrobić”.
Problem tkwi właśnie w tym, że nawet nie wiemy, jak bardzo to spieprzyliśmy. Podobno prób samobójczych jest więcej. O wiele więcej. Według WHO na każdy przypadek śmierci samobójczej młodej osoby zarejestrowany w statystykach jest od 100 do 200 niezarejestrowanych prób, które nie kończą się śmiercią6.
Bo nie zawsze jest tak, że kiedy dziecko podejmuje próbę samobójczą, jego rodzice spieszą informować o tym cały świat. Bo co sobie ludzie o nich jako rodzicach pomyślą, bo sąsiedzi, bo ksiądz… Powodów może być milion, sami je znacie. Samobójstwo to najsilniejsze w naszym społeczeństwie tabu. Więc młodzi samobójcy często trafiają do innych rubryk.
Jeśli wierzyć przytoczonemu przelicznikowi WHO, to w zeszłym roku próbowało odebrać sobie życie ponad 12 tysięcy ludzi z ostatnich klas podstawówek i liceów (bo gimnazjów już nie ma). Albo – jeśli przyjmiemy mnożnik przez 200 – 25 tysięcy.
Niewykluczone, że ta liczba jest jeszcze większa. Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę zrobiła niedawno ogólnopolskie badanie na reprezentatywnej próbie nastolatków w wieku od 13 do 17 lat. Z badania tego wynika, że 7 procent dzieci ma już za sobą przynajmniej jedną próbę samobójczą. W skali całej Polski daje to nawet ćwierć miliona dzieci próbujących odebrać sobie życie.
Wiecie, ile to jest ćwierć miliona? Człowiek ma problemy z wyobrażeniem sobie liczb powyżej 100. Ćwierć miliona to tyle dzieciaków, że gdyby je ustawić rzędem od Bałtyku po Tatry, mogłyby się trzymać za ręce. Ćwierć miliona to cała Gdynia, wszyscy mieszkańcy miasta. Albo niecałe Katowice. Teraz wyobraźcie sobie, że wszyscy mieszkańcy tych miast nie chcą żyć. I próbują sobie odebrać życie.
Należy jeszcze zaznaczyć, że próby samobójcze, które nie kończą się śmiercią, często w ogóle nie są nigdzie odnotowywane, nie trafiają do żadnych statystyk. Bo przecież w końcu nic się nie stało, prawda? W ubiegłym roku „Dziennik Gazeta Prawna”, opierając się wyłącznie na danych Komendy Głównej Policji, skomentował problem samobójstw w Polsce słowami: To nie jest kraj dla słabych ludzi7. Ja bym powiedziała, że to zdecydowanie nie jest kraj dla nastolatków ani dla młodych dorosłych. A jeśli nie dla nich, to właściwie dla kogo jest?
2Struktura ludności według wieku od 1970 r., GUS, 9.02.2022, https://stat.gov.pl/obszary-tematyczne/ludnosc/ludnosc/ludnosc-piramida/ [dostęp: 20.01.2022].
3 Daniel Rząsa, Co najbardziej zagraża życiu polskich nastolatków, Śledztwo Pisma, sezon 2, odcinek 1, https://sledztwopisma.pl/sledztwo-w-liczbach/co-najbardziej-zagraza-zyciu-polskich-nastolatkow/ [dostęp: 18.01.2022].
4uicide: one person dies every 40 seconds, WHO, 9.09.2019, https://www.who.int/news/item/09-09-2019-suicide-one-person-dies-every-40-seconds [dostęp: 20.01.2022].
5Zamachy samobójcze, Statystyka, https://statystyka.policja.pl/st/wybranestatystyki/zamachy-samobojcze [dostęp: 19.01.2022].
6Suicide in the World: Global Health Estimates, WHO, 2019, https://apps.who.int/iris/bitstream/handle/10665/326948/WHO-MSD-MER-19.3-eng.pdf [dostęp: 27.01.2022].
7 Karolina Nowakowska, To nie jest kraj dla słabych ludzi. Drastyczny wzrost prób samobójczych wśród seniorów i dzieci, „Dziennik Gazeta Prawna”, 6.03.2020, https://praca.gazetaprawna.pl/artykuly/1457138,samobojstwadzieci-i-seniorzy.html [dostęp: 15.01.2022].
Lucyna Kicińska – suicydolożka, wieloletnia koordynatorka telefonu zaufania dla dzieci, ekspertka Biura ds. Zapobiegania Zachowaniom Samobójczym w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie.
Zaczęłam pisać tę książkę od tego, od czego zazwyczaj zaczyna się tego typu publikacje: od statystyk policyjnych. A potem dowiedziałam się, że te statystyki nie mają nic wspólnego z rzeczywistą liczbą samobójstw…
W Polsce mamy duży problem z danymi. Tylko dwa źródła uznawane są za zbiory danych dotyczących zachowań samobójczych: Komenda Główna Policji i Główny Urząd Statystyczny. Komenda Główna Policji zbiera dane na temat zachowań samobójczych zakończonych śmiercią, a także tych niezakończonych śmiercią, ale kiedy zachodzi podejrzenie, że doszło do popełnienia przestępstwa. Samobójstwo nie jest przestępstwem, przestępstwem jest zachęcenie kogoś do samobójstwa, podżeganie czy doprowadzenie do próby albo umożliwienie komuś popełnienia samobójstwa.
Czyli jeżeli rodzice wzywają policję i mówią, że dziecko popełniło samobójstwo albo próbowało je popełnić, to i tak nie znajdzie się w policyjnych statystykach?
Nie słyszałam nigdy o żadnej sytuacji, w której rodzice wezwaliby policję do próby samobójczej. Natomiast jeśli ktoś dzwoni pod jakikolwiek numer, do telefonu zaufania czy na numer alarmowy 112, z informacją, że ktoś deklaruje, że chce odebrać sobie życie, to według przepisów w Polsce nie jedzie tam tylko karetka, jedzie też policja. I bardzo często policja przyjeżdża jako pierwsza. Zdarza się, że jeśli ktoś mówi, że zaraz odbierze sobie życie, to policja pyta, czy ktoś go namawiał, podżegał, popchnął do tego? I jeśli nastolatek mówi, że nie, że nic takiego nie miało miejsca, to on sam chce odebrać sobie życie, policja na poziomie statystyk nie uwzględnia takiej próby, bo nie ma podejrzenia popełnienia przestępstwa. A to znaczy, że nie będzie prowadzone postępowanie, bo policja zajmuje się przecież łapaniem przestępców. W rejestrze policyjnym znajdziemy tylko informację o tych próbach, o których powiadomiono służby i przy których policjant podejrzewał, że ktoś został do próby doprowadzony albo że zostało mu to umożliwione, na przykład przez sprzedaż nielegalnych substancji. Albo gdyby zdarzenie miało miejsce w rodzinie policyjnej i dziecko próbowałoby odebrać sobie życie bronią służbową rodzica. Policja mogłaby wtedy wszcząć dochodzenie, czy broń była dobrze zabezpieczona. To są dwa przykładowe przypadki samobójstw, które policja będzie uwzględniała w statystykach.
A pozostałe przypadki?
Pozostałe przypadki prób samobójczych dzieci i nastolatków to te, o których nikt nie wie, często nawet bliscy. A jest ich bardzo dużo, powiedziałabym, że tych prób samobójczych, o których nie wiemy, jest 95 procent. Nie wie o nich policja, nie wie pogotowie, często nie wiedzą nawet rodzice, nie wiedzą znajomi, nikt nie wie, że miała miejsce próba samobójcza. Więc policja nie ma nawet możliwości, żeby zacząć analizować, czy ktoś przy danej próbie samobójczej popełnił przestępstwo, czy go nie popełnił.
Statystyki policyjne są atrakcyjne dla mediów, ponieważ pojawiają się szybko – są publikowane w marcu za rok poprzedni. Pamiętajmy jednak, że nie są one zaplanowaną „statystyką publiczną” dotyczącą zachowań samobójczych. Natomiast na statystyki GUS-u trzeba czekać około dwóch lat. GUS zbiera swoje dane z kart zgonów. A tam są tylko i wyłącznie informacje o próbach samobójczych zakończonych śmiercią. Jakie jest więc do nich „ale”? Lekarze, nawet toksykolodzy czy psychiatrzy, mówią, że nie wiedzą, jak mają samobójstwa kodować. A przecież to po nich można by się spodziewać największego doświadczenia. Wielu lekarzy, takich jak chirurdzy, lekarze na SOR-ach, do których trafiają osoby po próbach samobójczych, także tych zakończonych śmiercią, w ogóle się nad tym nie zastanawia. Wystawiają kartę zgonu, a jako przyczyna śmierci podana jest, na przykład, „ostra niewydolność krążeniowo-oddechowa”. I to jest nawet prawda, tylko że dana osoba doprowadziła się do tej przyczyny…
…intencjonalnie.
Jeśli nastolatek po próbie samobójczej trafia na SOR, a potem na toksykologię i tam przez kilka dni zespół lekarzy walczy o jego życie, to tak naprawdę nie ma kogo zapytać, czy to była próba samobójcza czy nie. I – jeśli ten młody człowiek umrze – w kartę zgonu wpisane są przyczyny medyczne, a samobójstwo jako takie nie jest przyczyną medyczną – to jest zachowanie, które prowadzi do wystąpienia przyczyny medycznej.
Często lekarz na sali operacyjnej może nie rozpoznać próby samobójczej u ofiary wypadku komunikacyjnego. Jeśli z karetki trafia ktoś po wypadku, jest operowany i umiera, lekarz wpisuje faktyczną przyczynę śmierci tej osoby. W takim przypadku również policja, która jest na miejscu, kwalifikuje w swoich statystykach to zdarzenie jako wypadek komunikacyjny, wypadek nie trafia do statystyk dotyczących samobójstw, a w GUS-ie zaliczany jest do innej kategorii, niezwiązanej z samobójstwem.
Często się w Polsce mówi, że samobójstwa są drugą, po wypadkach komunikacyjnych, przyczyną śmierci dzieci i nastolatków. Zawsze zadaję sobie trud sięgnięcia do statystyk GUS-u i policji, żeby sprawdzić, o ile tych wypadków komunikacyjnych było więcej. I jest ich zaledwie o kilka więcej niż samobójstw w skali roku.
Czyli de facto ofiar samobójstw jest znacznie więcej niż ofiar wypadków komunikacyjnych…
Tak, o taki wniosek możemy się pokusić, ale póki nie będzie rejestru zachowań samobójczych, nie będziemy mogli niczego stwierdzić na pewno. Ale jest jeszcze jedna trudność dotycząca danych KGP i GUS-u: nie wiemy, ile danych się powtarza, ile samobójstw zarejestrowanych w statystykach policji to te same co w statystykach GUS-u. Czy powinniśmy dane z tych zbiorów dodawać do siebie, czy uznać, że się pokrywają. Będziemy mogli to ocenić dopiero wtedy, kiedy stworzymy objęty ochroną danych wrażliwych rejestr zachowań samobójczych, który potrafiłby weryfikować, czy konkretna sprawa z GUS-u jest już uwzględniona w danych policyjnych. Do tego rejestru powinny też trafiać dane z innych miejsc, nie tyko z policji i z GUS-u. Dopiero wtedy moglibyśmy zacząć mówić, że w Polsce w ogóle są zbierane dane dotyczące samobójstw nastolatków. Bo często mam wrażenie, że to, co robi policja, jest uznawane za oficjalny rejestr. A policja też się od tego odżegnuje. Mówi: w 2021 roku w ramach prowadzonych postępowań zarejestrowaliśmy 127 śmierci samobójczych dzieci. „W ramach prowadzonych postępowań”, a nie „127 dzieci odebrało sobie życie w Polsce”. O wiele więcej dzieci odebrało sobie życie. I tak samo policja mówi: w 2021 roku w ramach prowadzonych postępowań w związku z podejrzeniem, że ktoś kogoś doprowadził do podjęcia próby samobójczej niezakończonej śmiercią, ofiarami samobójstw było 1496 osób do 18. roku życia. A w ilu setkach czy tysiącach przypadków postępowanie nie było prowadzone, tego już policja nie mówi.
Bo nie wie…
Bo, jeszcze raz to podkreślę, w 90, a może nawet 95 procentach przypadków nikt nie wie, że próba samobójcza w ogóle została podjęta. To już nie chodzi nawet o to, że ktoś nie powiadomił policji, że policja nie podjęła żadnego działania, bo na przykład okazało się, że nikt nikogo nie popychał do samobójstwa ani go nie umożliwiał. Policja ani nikt inny o tych przypadkach nie wie.
Ale nawet w tych kulawych policyjnych statystykach jest widoczna zmiana, która się zaczyna około roku 2014, a wyraźniej około roku 2017. Tych przypadków robi się nagle bardzo dużo.
Bo w 2017 roku zmienił się sposób zbierania danych. Został wprowadzony nowy formularz i z tego sita o wielkich okach zrobiło się takie o mniejszych. Policja została zobowiązana przez komendanta głównego, bardzo zachęcanego przez ministra spraw wewnętrznych oraz ministra zdrowia do tego, żeby zmienić formularz i żeby do statystyk trafiały dane z większej liczby sytuacji. Ale to jest tylko zmiana na poziomie formularza, który nadal nie jest idealny. I ten zmieniony formularz „spowodował” wzrost w statystykach. Ale nie można powiedzieć, że nagle wzrosła liczba zachowań samobójczych. Nie mamy danych uprawniających do takiego wnioskowania. Jedyne, co możemy powiedzieć, to że dzięki zmianie w formularzu, na podstawie którego policja raportuje, więcej prób samobójczych zostało wpisanych do rejestru policyjnego. Tylko tyle. A statystyki policyjne, jak pani powiedziała, „kulawe”, odzwierciedlają rzeczywistość działań policyjnych, natomiast rzeczywistości zachowań samobójczych – nie. Ale też nie pretendują do tego.
Czyli nie tylko nie wiemy, ile jest naprawdę prób samobójczych wśród młodzieży, ale nie wiemy też, jak te liczby zmieniają się w czasie.
Na podstawie danych, o których mówię, nie. Prawdziwą tragedią jest to, że nie możemy z tych liczb niczego wnioskować: ani jednostkowo, ani ogólnie. One mogą tylko szokować.
Metaanalizy i rejestry zachowań samobójczych z krajów, które je faktycznie prowadzą, pokazują, że najbardziej zagrożona samobójstwem jest młodzież w okresie dojrzewania. Drugi taki kryzys występuje w wieku okołoemerytalnym i emerytalnym, chociaż teraz coraz więcej mówi się o dodaniu trzeciej wiekowej grupy ryzyka, tej objętej kryzysem wieku średniego – około 40., 50. roku życia. To nie znaczy, że młodsze dzieci prób samobójczych nie będą podejmowały. Będą, to też nam pokazują statystyki. Ale kiedy szacujemy ryzyko samobójstwa, punkt dostaje się już za samo bycie nastolatkiem.
Więc co tak naprawdę wiemy?
Często mam poczucie, że nic nie wiemy. W 2002 roku WHO wykonała analizy, które wskazują, że prób samobójczych niezakończonych śmiercią jest więcej i możemy to liczyć na podstawie zarejestrowanych zachowań samobójczych zakończonych śmiercią. WHO twierdzi, że w różnych grupach wiekowych to się różnie układa. W grupie, która nas interesuje, według WHO na każdą zarejestrowaną próbę samobójczą zakończoną śmiercią przypada od 100 do 200 zamachów samobójczych, które się śmiercią nie zakończyły. A z danych KGP wynika, że w Polsce na 1 zarejestrowaną śmierć samobójczą przypada do 10 prób: mamy 127 prób zakończonych śmiercią, a 1369 zarejestrowanych prób niezakończonych śmiercią. WHO mówi: musisz przemnożyć liczbę samobójstw przez 100 albo nawet 200, czyli wychodzi od 12 do 25 tysięcy zachowań samobójczych, które nie kończą się śmiercią. A policja zebrała informacje o mniej niż tysiąc czterystu w 2021 roku.
Ale skąd WHO to wie? Skąd te liczby?
Obliczenia te eksperci z WHO zrobili na podstawie danych z krajów, które faktycznie zbierają informacje o zachowaniach samobójczych, dużych i rzetelnych metaanaliz. Mamy też badania prowadzone wśród samych nastolatków. Na przykład w 2018 roku fundacja Dajemy Dzieciom Siłę przeprowadziła badanie dotyczące krzywdzenia dzieci. Znalazły się tam też pytania dotyczące zachowań samobójczych i zachowań autoagresywnych. Okazało się, że 7 procent nastolatków próby reprezentatywnej, obejmującej młodzież od 13. do 17. roku życia, zadeklarowało, że podjęło w swoim życiu próbę samobójczą. Kiedyś sięgnęłam po rocznik statystyczny i posprawdzałam, ile jest w poszczególnych rocznikach dzieci, i po ekstrapolacji wyniku na populację wyszło mi, że samobójstwo próbowało popełnić ćwierć miliona dzieci. Jest też badanie łódzkie z 2012 roku, już nie ogólnopolskie, ale reprezentatywne dla miasta Łodzi. Tam ta sama grupa wiekowa była pytana, czy podejmowała w ubiegłym roku próbę samobójczą. Odpowiedzi pozytywnych było 3,5 procent. Gdybyśmy próbowali bawić się liczbami i dalej to ekstrapolować, wyszłoby, że rocznie w Polsce około 125 tysięcy dzieci w tej wąskiej grupie wiekowej 13–17 lat podejmuje próbę samobójczą. Według WHO dane z oficjalnych rejestrów dotyczące śmierci samobójczych trzeba przemnożyć przez 100 do 200, czyli prób samobójczych niezakończonych śmiercią może być 12–25 tysięcy. A u nas, jeśli wziąć pod uwagę deklaracje dzieci, jest ich 125 tysięcy. I – uwaga! – pytano o próby samobójcze, a nie o myśli samobójcze. Tylko o konkretne próby odebrania sobie życia.
No i, rzecz jasna, to były dzieci, które przeżyły te próby samobójcze.
Tak, mówimy o tych, które przeżyły.
Gdybyśmy mieli porządny, systematycznie prowadzony rejestr zachowań samobójczych, moglibyśmy nie tylko stwierdzić, ile faktycznie dzieci odbiera sobie życie lub podejmuje próby samobójcze. Rejestr pozwoliłby także psychologom, terapeutom, suicydologom, ale i rodzicom przyjrzeć się mechanizmom, które prowadzą dzieci do zachowań samobójczych. A w związku z tym też czynnikom ryzyka i czynnikom chroniącym oraz skutecznym interwencjom pomocowym. My oczywiście prowadzimy badania, testujemy rozwiązania zagraniczne, ale ciągle mamy zbyt mało danych własnych. Więc obecnie nie bardzo jest na czym tworzyć adekwatną profilaktykę czy adekwatną interwencję. A jednym z czynników najsilniej skorelowanych z podjęciem zachowania samobójczego jest wcześniejsze zachowanie samobójcze.
Czyli wiele prób samobójczych niezakończonych śmiercią zostanie ponowionych. Nie znalazłam statystyk przedstawiających takie dane, ale czytałam wywiad z profesor Agnieszką Gmitrowicz, kierowniczką Kliniki Psychiatrii Dzieci i Młodzieży oraz Katedry Psychiatrii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, która twierdzi, że 40 procent osób mających za sobą próbę samobójstwa ponowi ją w ciągu tego samego roku. Czy zatem rzeczywiście nieudana próba samobójcza często prowadzi do udanej?
Tak, ale przestrzegam przed mówieniem „nieudana”. To negatywnie wpływa na osobę, która myśli o odebraniu sobie życia. Raz mi się nie udało, to drugi raz mi się uda. Mówimy o próbach niezakończonych śmiercią.
I rzeczywiście, jeżeli dana osoba nie dostanie wsparcia albo dostanie wsparcie, które jest dla niej nieodpowiednie, to wcześniejsza próba samobójcza jest, mówiąc językiem psychiatrii czy suicydologii, najbardziej oddziałującym czynnikiem ryzyka na podjęcie kolejnej próby samobójczej. Próby, która może, niestety, tym razem zakończyć się zgonem.
A my, po pierwsze, nie wiemy, ilu jest tych młodych ludzi próbujących odebrać sobie życie, a po drugie, nie wiemy, na ile skuteczne są udzielane formy pomocy, ponieważ nie jesteśmy w stanie towarzyszyć tej osobie dalej i przyjrzeć się podjętym interwencjom. Czy taka osoba otrzymała tylko pomoc medyczną, czy też psychoterapeutyczną, czy może ktoś nie doczekał psychoterapeutycznej przed kolejną próbą. Czy na przykład osoba kwalifikowała się do terapii na oddziale, a nie było takiej możliwości, gdyż wszystkie oddziały w Polsce są przepełnione. Ponieważ nie wiemy tych wszystkich rzeczy, nie jesteśmy w stanie zaplanować, co musimy tak naprawdę robić, żeby w przyszłości systemowo zapobiegać pierwszym i kolejnym próbom samobójczym. Nie mamy twardych dowodów na to, ile i jakie oferty pomocy powinny być dostępne – i chociaż zdajemy sobie sprawę z tego, że w Polsce jest bardzo źle, to nie wiemy, na ile adekwatna jest ta pomoc, która istnieje. Bo może czegoś brakuje. Przykład: w oparciu o rejestr zachowań samobójczych moglibyśmy obserwować, na ile osobom w kryzysie samobójczym pomaga obecność tak zwanego asystenta zdrowienia, czyli osoby, która sama przeszła przez kryzys samobójczy i teraz, po odpowiednim przeszkoleniu, jest zatrudniona na oddziale. Na ile obecność asystentów zdrowienia obniża procent osób, które podejmują powtórną próbę samobójczą. A to mogłaby być jasna wskazówka, że tych asystentów zdrowienia trzeba po prostu zatrudniać wszędzie, gdzie się da, nie tylko w projektach pilotażowych.
Kilkanaście miesięcy temu przetoczyła się przez media dyskusja dotycząca rejestru zachowań samobójczych i była bardzo negatywnie nagłośniona.
Moim zdaniem ta sprawa została totalnie źle zrozumiana. W rejestrze zachowań samobójczych nie chodzi przecież o ujawnianie wrażliwych danych, na przykład pracodawcom. Chodzi natomiast o to, żeby z jednej strony można było pomagać konkretnym osobom, a z drugiej móc analizować globalne wnioski na temat sytuacji, jaką mamy w tej chwili w naszym kraju. Bo bardzo trudno się rozmawia o tym, ile dzieci odbiera lub próbuje odebrać sobie w Polsce życie: w oparciu o badania można powiedzieć 250 tysięcy albo 125 tysięcy, policyjne statystyki mówią z kolei o 1496 próbach, w tym 127 zakończonych śmiercią. Mamy tutaj bardzo duży rozdźwięk. I ten rozdźwięk powoduje na przykład, że wielu rodziców twierdzi, że ich to nie dotyczy.
Jak tego nie robić. Ostrożność w mówieniu o samobójstwach
Dominik miał 14 lat. Lubił nosić rurki. Bardzo dbał o włosy, zwłaszcza o grzywkę, zawsze musiała być idealnie ułożona. Jeździł na rolkach. Miał więcej koleżanek niż kolegów.
Kacper też miał 14 lat. Stawiał włosy na sztorc, a na zdjęciu z legitymacji szkolnej spogląda jak młody Leonardo DiCaprio. Miał chomika. Dziadek uważał, że Kacper to grzeczne dziecko.
Szymon był o rok starszy. Dobrze się uczył, był świetny zwłaszcza z polskiego. Zgarniał nagrody w konkursach recytatorskich. Sądząc po minie na zdjęciu, był z siebie dumny.
Weronika była w wieku Szymona. Lubiła nosić bransoletki nabijane ćwiekami. W mediach społecznościowych zamieszczała głównie linki do muzyki. Chciała zostać lekarką.
Zuzia była młodsza od nich wszystkich, miała 12 lat. Grała na gitarze. Nauczyciel gry zapamiętał ją jako zdolną, pracowitą i bardzo pogodną dziewczynkę.
Z kolei Aleksander był starszy, dziewiętnastolatek. Interesował się historią II wojny światowej, Japonią i anime. Chciał studiować psychologię. Kochał zwierzęta, miał psa. Trochę za bardzo lubił jeść (ale kto nie lubi), szczególnie to, co gotowały jego obie babcie. Sernik musiał być bez rodzynek.
Nikola miała 17 lat i była piękna. Wyglądała jak młoda Michelle Pfeiffer: blond włosy, niesamowicie niebieskie oczy, rysy twarzy takie, że właściwie od razu mogłaby wejść w modeling. Jej przyjaciele chyba też tak uważali – kiedy zmieniła zdjęcie profilowe na Facebooku, w komentarzach były same zachwyty. W mediach społecznościowych zamieszczała linki do stron z memami, dowcipami i ciuchami. Podobał jej się jeden chłopak, ale ona jemu chyba nie. Na trzy lata przed jej śmiercią rodzina wzięła szczeniaka.
Wiktoria była cztery lata młodsza od Nikoli. Na profilu na Facebooku umieściła zdjęcie paczki papierosów z podpisem „Osoby zakochane umierają młodziej”. Lubiła czytać.
Dawid miał 13 lat. Unikał konfliktów. Brał wszystko do siebie.
Mateusz miał 13 lat. Zostawił list pożegnalny.
W tym miejscu chciałam napisać, w jaki sposób się zabili. Ale nie zrobię tego.
Nie wolno mi pisać o sposobach popełniania samobójstw. Podkreślają to i wielokrotnie powtarzają wszyscy specjaliści, z którymi rozmawiam. Psycholodzy, psychiatrzy, suicydolodzy mówią jednym głosem: nie wolno dawać instrukcji obsługi. Bo nastolatek, który chce się zabić, szuka takich instrukcji.
Nie chcę, żeby moja książka była jedną z nich. Nie będę więc pisać o sposobach odbierania sobie życia. Napiszę kilka słów o tym, jak życie uratować.
„Może zdarzyło Ci się usłyszeć, że Twój problem jest niepoważny i nie powinieneś_aś »dramatyzować«. To nieprawda. Nie istnieje coś takiego jak niewystarczający powód obniżonego nastroju. Każdy z nas zmaga się z innymi trudnościami i przeżywa je w odmienny sposób. Wszystkie trudności, których doświadczasz, są równie ważne, a Ty zasługujesz na pomoc. Zawsze warto jej szukać.
Czasem pozornie niewielkie problemy okazują się przytłaczające i poradzenie sobie z nimi samodzielnie staje się bardzo trudne. Obniżony nastrój niekiedy przeradza się w kryzys psychiczny, podczas którego mogą pojawić się myśli samobójcze. Z tego względu warto zwrócić się o pomoc już wtedy, gdy zauważysz pierwsze sygnały, że coś jest nie tak.
Nawet jeśli masz problemy, z którymi nie wiesz, jak sobie poradzić, pamiętaj, że jesteś wartościową osobą. Mówienie o swoich emocjach i trudnościach, których doświadczasz, nie jest niczym złym, a proszenie o pomoc to prawdziwa oznaka siły.
Myśli samobójcze nie muszą zajmować Twojej głowy przez cały czas, aby uznać je za alarmujące. Nie bagatelizuj ich”8.
Jeśli widzisz, że ktoś potrzebuje pomocy, porozmawiaj. Nie oceniaj, nie krytykuj, nie pouczaj, nie pokazuj, że wiesz lepiej. Wysłuchaj. Bądź obok.
Zamiast: „Inni mają gorzej”, powiedz: „To, co czujesz, jest ważne”.
Zamiast: „Weź się w garść”, powiedz: „Nie czuj się winny_a”.
Zamiast: „Idź pobiegaj”, zapytaj: „Co mogę dla ciebie zrobić?”
Zamiast: „Nie rób mi tego”, powiedz: „Nie wiem, jak ci pomóc, ale możemy poszukać wsparcia razem”.
Zamiast: „Po prostu przestań o tym myśleć”, powiedz: „Jestem tutaj dla ciebie, możemy porozmawiać”.
Jeśli czujesz, że potrzebujesz pomocy albo że pomocy potrzebuje ktoś inny, porozmawiaj z zaufaną osobą dorosłą. Powiedz jasno, czego potrzebujesz. Dzięki temu dorosłemu będzie łatwiej zrozumieć, z czym się mierzysz, i zorganizować dla Ciebie pomoc – na przykład umówić spotkanie z psychiatrą, psychologiem lub psychoterapeutą.
Jeśli czujesz, że jest bardzo źle, że dłużej już nie wytrzymasz, nalegaj, żeby ktoś dorosły zawiózł Cię do szpitala. Możesz też wezwać pomoc samodzielnie – wybierz numer 112 i powiedz, że tracisz nad sobą kontrolę9.
Zajrzyj na koniec tej książki. Znajdziesz tam wszystkie potrzebne informacje, które pomogą Tobie lub komuś innemu w kryzysie samobójczym.
Paulina:Miałam taką fantazję samobójczą, bardzo konkretną. Nawet trudno mi powiedzieć, skąd się wzięła, bo to nie jest najbardziej optymalny sposób popełnienia samobójstwa. Może dlatego, że wiedziałam, że leki są jeszcze mniej skuteczne. Że to nie jest tak jak na filmach: nałykasz się tabletek i zasypiasz, tylko organizm się broni, wymiotujesz, co zresztą później sama przeżyłam. Podcinanie sobie żył odpadało, nigdy nie potrafiłam się tak naprawdę pociąć. A nie chciałam się pod nic rzucać, żeby nie zrobić krzywdy innym osobom. A poza tym jest wtedy bardzo duże prawdopodobieństwo, że zostanie się z niepełnosprawnością.
Każdego dnia w tej szkolnej toalecie zastanawiałam się, czy nie wyjść wcześniej, żeby mama jeszcze myślała, że jestem w szkole, a szkoła – że jestem w domu. Trochę powstrzymywała mnie myśl o moim młodszym bracie, a trochę to, że zabijanie się jest strasznie trudne. Po pierwsze, mentalnie, ale też fizycznie, to nie jest takie łatwe jak na filmach, jak na przykład w tym słynnym serialu Trzynaście powodów.
Moja próba samobójcza była typowym szukaniem uwagi z premedytacją, bo wiedziałam, że w ten sposób trudno odebrać sobie życie. Wiedziałam o tym z wielu miejsc, z internetu, z rozmów. Jak masz myśli samobójcze, to po prostu wiesz takie rzeczy.
Przed tym, jak trafiłam pierwszy raz do szpitala, miałam czterdzieści stopni gorączki i szukałam czegoś na odmóżdżenie. Oglądałam ten serial Trzynaście powodów i nie wiem, czy to nie był jeden z tych czynników, które mnie zainspirowały – oczywiście w złym tego słowa znaczeniu. Serial nie mówił: jest ci źle, to szukaj pomocy, tylko nasuwał myśl: jak zacznę się zachowywać jak ta bohaterka, to może dostanę uwagę.
Magda:Był taki moment, że w Białymstoku dwójka dzieci tydzień po tygodniu popełniła samobójstwo. Oczywiście media przedstawiły to na swój sposób. Dla mnie to było bardzo trudne. Samobójstwo jest w mojej rodzinie w jakimś stopniu tajemnicą. Prawdopodobnie popełnił je mój dziadek. Ale nikt nie chce mi tego powiedzieć. Zapytałam wprost, ale nie otrzymałam odpowiedzi. Więc cały czas żyję w niepewności. Wiem, że chorował psychicznie.
Każda taka informacja z zewnątrz dla osoby, która czuje się źle, to jest szukanie najmniejszego pretekstu do tego, żeby coś sobie zrobić. On odebrał sobie życie, on mógł, to czemu ja nie. Szczególnie dla młodszych osób, które nie są w terapii. Jako nastolatka bardzo często tak myślałam. To jest błąd tych wszystkich mediów. Dziennikarze nie zdają sobie sprawy, że mózg młodego człowieka, który jest nastawiony na śmierć, wyłapuje najdrobniejsze elementy, które mogą go do tego skłonić. Szuka znaków, szuka pozwolenia na to. Kogoś, kto
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Jedna strona mówi:
Lepiej byłoby, gdybym nie istniała.
Moje życie jest bezwartościowe.
Dobrze byłoby nie żyć.
Nie mam wyjścia z tej sytuacji.
Dłużej nie mogę żyć.
Moje życie jest złe.
Jestem przeszkodą dla innych.
Nikt mnie nie kocha.
Wszystko jest bez sensu.
Druga strona odpowiada:
W dupach im się poprzewracało!
Wszystko mają, nie wiadomo, czego jeszcze chcą!
Ja w twoim wieku…
Lepiej najpierw posprzątaj swój pokój.
Zacznij się lepiej uczyć, to nie będziesz mieć powodów do zmartwień.
Daj spokój tej dziewczynie, ona nie była ciebie warta.
Idź do kina, idź z psem na spacer.
Idź pobiegaj.
Nie zawracaj mi głowy. Tyle razy ci mówiłam, żebyś się z nim nie spotykała!
Przestań się mazać. Przestań przesadzać, już za długo histeryzujesz!
Jak będziesz dorosły, to zrozumiesz, co to są prawdziwe problemy.
My, dorośli, mamy tendencję do dzielenia powodów, dla których młodzi ludzie popełniają samobójstwa, na dwie grupy.
Grupa pierwsza: porzucenie, zaniedbywanie przez rodziców czy opiekunów, przemoc domowa, zwłaszcza psychiczna i seksualna, śmierć jednego lub obojga rodziców, alkoholizm ojca czy matki, konflikt pomiędzy ojcem i matką, brak opieki nad dzieckiem.
Grupa druga, większa: zastraszanie w grupach rówieśniczych, poniżanie (także przez internet), kryzys tożsamości związany z wiekiem dojrzewania, zaburzenia depresyjne, brak przyjaciół, brak grupy towarzyskiej, brak akceptacji wśród rówieśników, trudności w relacjach z kolegami, posiadanie lub brak sympatii, niska pozycja w grupie rówieśników, problemy z dojrzewaniem biologicznym, brak akceptacji własnego wyglądu, rozstanie, zdrada. Jak będzie wyglądać moje życie? Kim jestem i kim będę? Czy jestem heteronormatywny, czy nie. Perfekcjonizm. Za duże wymagania rodziców. Za duże wymagania szkoły. Niedojrzałe mechanizmy obronne.
Widzicie wzór? Grupa pierwsza to te „ważne” powody. Te, po których usłyszeniu my, dorośli, kiwamy ze smutkiem głowami; mówimy: „Szkoda dzieciaka, nic dziwnego, że nie dał rady tego znieść”.
Mateusz:W podstawówce miałem kolegę. On prawdopodobnie wiedział, że jest gejem, ja jeszcze tego nie wiedziałem, a tak naprawdę bałem się do tego przyznać. Na wycieczce szkolnej zostałem przez niego zgwałcony. Wtedy moja cielesność i poczucie własnej wartości na zawsze zostały zaburzone.
Długo udawałem twardego, jednak w końcu przyszedł czas, kiedy totalnie się rozsypałem, kompletnie nie umiałem sobie z tym poradzić. Okropnie bałem się komukolwiek o tym powiedzieć, bałem się przyznać, że coś takiego miało miejsce. Bałem się tej osoby. Przez większość mojego dzieciństwa żyłem z poczuciem winy, że to ja zrobiłem coś nie tak. W poczuciu strachu, że coś może wyjść na jaw, ale także w wielkim poczuciu niezrozumienia.
Nigdy nie starałem się rozmawiać o tym z rodzicami, przysiągłem sobie wtedy, że nigdy się o tym nie dowiedzą. Gdyby poznali prawdę, od razu zaczęliby obarczać mnie winą. Było to oczywiście błędne myślenie, ale wtedy według mnie to było jedyne słuszne rozwiązanie. Doświadczenie to w pełni zniszczyło moje odczucia seksualne, które w tamtym okresie dopiero się rozwijały. Do tego wszystkiego doszły myśli samobójcze.
Przez trzy lata, czyli przez całe gimnazjum, walczyłem z tym. Nie miałem żadnego wsparcia, nie znałem ani jednej osoby LGBT czy po prostu wspierającej osoby sojuszniczej. Dopiero w liceum znalazłem osoby, które mnie rozumiały, które dały mi poczucie stabilności i bezpieczeństwa. Wtedy poczułem, że mam siłę, aby coś zmienić w moim życiu. Te relacje dały mi wielką moc. Moim pierwszym krokiem do odzyskania siebie było wyjście z szafy. Starałem się jeszcze raz to wszystko zbudować.
Okres dorastania, kiedy poznaje się swoją seksualność, eksperymentuje, poznaje siebie, był dla mnie owiany strachem i poczuciem winy. Od razu musiałem stać się „małym dorosłym”. A tak naprawdę byłem jeszcze dzieckiem.
Grupa druga obejmuje te „nieważne” powody. Te, które wywołują najwyżej wzruszenie ramion.
Magda:Na jednym z wykładów na platformie Życie warte jest rozmowy (zwjr.pl) była taka pani, która pracowała z młodymi ludźmi, z dziećmi, w szpitalu psychiatrycznym. Powiedziała, że trafiła tam dziewczynka po próbie samobójczej po tym, jak kolega jej powiedział, że ma w nosie jedną dziurkę inną niż drugą. To brzmi śmiesznie. Ale to obrazuje, jak bardzo problem może być złożony. Jak nawet mała informacja może człowieka zabić, dosłownie.
W głowach się gówniarzom poprzewracało. Albo nawet w dupach. Mają wszystko i już sami nie wiedzą, czego chcą. Ja w ich wieku miałem jedne buty. Ja w ich wieku miałam jedną sukienkę, do tego na spółkę z siostrą.
Tak, my w ich wieku… A oni są inni. Delikatniejsi. Trzeba się z nimi obchodzić jak z jajkiem. Takim ze szczególnie kruchą skorupką. Człowiek może nawet nie zauważyć, kiedy ta skorupka pęknie.
Weronika:Zazwyczaj chwilę przed tym jeszcze nie wiem, że w ogóle do tego dojdzie. To jest takie małe coś, co rozwija się i kiełkuje i robi się coraz większe. Obstawiam, że gdyby nie moi przyjaciele, gdyby nie mój chłopak, to tych prób byłoby więcej. Jeśli mam kogoś przy sobie dokładnie w tym momencie i ta osoba wie, co ma robić, to ona jest w stanie nie dopuścić, żeby ta myśl i ta chęć urosła.
Ale tak naprawdę to jest kwestia zbyt wielu emocji. Które są wokół mnie i które są we mnie. Zbyt wielu sytuacji…
Dwa razy próba była z tego samego powodu. Wiem, jak to głupio zabrzmi, ale to nawet nie chodzi o to, że nie wiedziałam, którego faceta wybrać. Tylko wiedziałam, że mam dwa wyjścia. Jedno to jest młot, a drugie to kowadło. To niekoniecznie muszą być faceci. To może być sytuacja, kiedy mam wybór pomiędzy dwiema rzeczami, na których mi bardzo zależy. I muszę wybrać. I kiedy jedną rzecz będę miała, drugą stracę. Dochodzę do wniosku, że nie umiem wybrać, że nie wiem, co mam robić, że nie widzę żadnego wyjścia z tej sytuacji.
Tak, wiem, że wszystko się obraca wokół mnie. Bardzo to samolubne. Ale w takiej sytuacji dochodzę do wniosku, że nie widzę możliwości bycia szczęśliwą. Więc do widzenia, goodbye.
Ale konkretnego zapalnika, takiej iskry do próby samobójczej, u mnie nie ma. To może być coś, co kiełkuje we mnie przez kilka tygodni czy miesięcy i pozwalam temu urosnąć. Bo akurat mam gorszy dzień, dostałam jedynkę. Puszczam sobie w domu smutniejszą muzykę. I to rośnie, rośnie, aż po prostu w którymś momencie wybucha.
Wtedy tracę nad sobą kontrolę. Zdarza się, że widzę wszystko, co robię, ale nie jestem w stanie tego kontrolować. To się samo dzieje.
Paulina:Od zawsze było coś nie tak. Teraz, po czteroletniej psychoterapii, już potrafię powiedzieć co i potrafię to zrozumieć, ale wtedy oczywiście nie potrafiłam. Wtedy byłam bardzo samotna, bardzo szybko dojrzałam pod różnymi aspektami, nie pasowałam do swojej grupy rówieśniczej, a nie do końca miałam dostęp do innych grup, bo jestem ze wsi, z małego, hermetycznego środowiska, gdzie nie czułam, że mam jakichkolwiek kolegów, koleżanki, z którymi miałabym cokolwiek wspólnego. Miałam relacje w internecie, nie zawsze dobre, z rodzicami bywało raczej gorzej niż lepiej, towarzyszyło mi poczucie niedopasowania do otoczenia. Na początku to było raczej poczucie wyższości nad moimi rówieśnikami, ze świadomością, że przynajmniej mam coś, co mnie rzeczywiście interesuje.
W drugiej klasie gimnazjum bardzo długo chorowałam fizycznie, miałam zapalnie płuc, zapalenie zatok, jeden stan zapalny przechodził w drugi, trzy miesiące siedziałam w domu. I wtedy uświadomiłam sobie, że nie mam się do kogo odezwać. Bo wtedy nie miałam nawet relacji internetowych. Więc poczułam, że to może nie z grupą rówieśniczą jest coś nie tak, tylko ze mną.
Miałam też toksyczne relacje, między innymi z chłopakiem z internetu, udawałam starszą, niż byłam w rzeczywistości. On ćpał, ja miałam syndrom zbawcy, wydawało mi się, że jak mu pomogę, to on mnie już zawsze będzie kochał. I to trwało aż trzy lata. Dla mnie to, że tak mocno weszłam w tę toksyczną relację, dowodzi, że już wtedy coś było nie tak. Jasne, ta relacja też mogła mieć na mnie negatywny wpływ. Ale pewnie nie tkwiłabym w tej relacji, gdybym nie czuła się tak strasznie samotna.
Aleks:To nie było z powodu transpłciowości. Raczej to była depresja i straszne śrubowanie do nauki, bo zawsze musiałem być ze wszystkiego najlepszy. Nie miałem z tym dużych problemów, bo szło mi naprawdę super, aż do liceum, gdzie największym problemem były moje już nie do zignorowania problemy psychiczne plus bardzo niefajni nauczyciele. Właśnie wtedy chciałem ze sobą skończyć, bo nie byłem w stanie dalej tak żyć. Moi rodzice bardzo stawiali na to, że mam być informatykiem. Szło mi to dobrze, lubiłem to robić, ale kojarzyło mi się z siedzeniem w korpo i klepaniem kodu. Rodzice naciskali, żebym poszedł na politechnikę. Uznałem, że nie jestem w stanie dalej tak żyć, to było coś kompletnie przeciwko moim marzeniom, ideałom, zainteresowaniom. Więc chciałem się zabić przez błahostkę, matura z fizyki. Tylko wtedy to nie była dla mnie błahostka. To była ostatnia kropla, ostatnie popchnięcie, to naprawdę mogą być bardzo drobne rzeczy, ale one ciągną za sobą ogromy wór innych rzeczy, które się na nie składają.
Oliwia:Tuż przed podstawówką czekała mnie duża zmiana, musiałam się przeprowadzić z miejsca, które dotychczas znałam, praktycznie na drugi koniec miasta. Wiadomo, to jest normalna sytuacja, ludzie zmieniają miejsca zamieszkania, ale ja nie byłam na to zupełnie przygotowana. Kiedy moje koleżanki z przedszkola ustalały, która będzie z którą siedziała w ławce, ja zostałam wystawiona na zupełnie nowy świat. Określam siebie jako osobę bardzo wrażliwą i bardzo emocjonalnie przyjmującą wszystko, po prostu rządzą mną emocje i bardzo ciężko było mi to zaakceptować, tę nową rzeczywistość. I myślę, że trochę przez to, że tak się to wszystko potoczyło, że musiałam zmienić miejsce zamieszkania, nie umiałam sobie później poradzić z pewnymi rzeczami.
Magdalena Woźniak w artykule Zachowania suicydalne jako problemem społeczny XXI wieku – charakterystyka zjawiska z uwzględnieniem przyczyn oraz metod zapobiegawczych pisze:
W literaturze można wyróżnić kilka kategorii czynników ryzyka popełnienia samobójstwa wśród dzieci i młodzieży. Pierwszą kategorią, którą możemy wyróżnić, jest kategoria demograficzna, do której należą: płeć, wiek czy miejsce zamieszkania. Do kategorii natury społecznej możemy zaliczyć sytuację rodzinną, sytuacje szkolne czy trudną sytuację materialną. Oprócz dwóch wymienionych kategorii możemy również wyodrębnić kategorię psychologiczną, chorobową czy biologiczną. Do psychologicznej zaliczamy cechy osobowości, lęk, wydarzenia traumatyczne, natomiast depresje, schizofrenie czy choroby somatyczne zakwalifikować należy do czynników chorobowych. Szczególnie wśród młodych osób takie zjawiska należy badać pod kątem przesłanek biologiczno-psychologicznych, gdyż to one są znaczące w okresie dorastania, ich zaburzenie niesie ze sobą dodatkowe zagrożenia (Hołyst i in., 2002). Jednak nie należy zapominać, że jest to często tzw. wołanie o pomoc czy zwrócenie na siebie uwagi osób z otoczenia. Dzieci i młodzież mogą podejmować takie decyzje pod wpływem impulsu, chwili, nie zawsze chodzi o to, by zakończyć życie, czasem dotyczy bezpośrednio problemu, który ich dotknął16.
Paulina:Do szpitala trafiłam w marcu, więc ta próba samobójcza musiała być jakoś na początku marca. Wcześniej, w ferie, rozstałam się z dziewczyną, którą poznałam podczas poprzedniego pobytu w szpitalu psychiatrycznym. To była bardzo intensywna relacja, bardzo ważna dla mnie, i źle zniosłam rozstanie. To jest akurat coś, czym bardzo trudno jest mi się podzielić, bo to jest bardzo niezdrowe z mojej strony: ta próba była też wycelowana w moją byłą dziewczynę, żeby zobaczyła, w jakim jestem stanie, żeby podtrzymała ten kontakt ze mną, żeby jakoś się zaopiekowała, zatroszczyła.
Nie tylko dorośli nie potrafią dostrzec zachowań suicydalnych u nastolatków. Ich rówieśnicy też często tego nie umieją. Bagatelizują albo izolują się. Bo co jest fajnego w koledze czy w koleżance, która ciągle płacze i snuje się pod ścianami?
Magda:Moi znajomi w ogóle nie brali tego poważnie. To nie jest zawsze tak, że znajomi mówią: tak, to jest OK, masz do tego prawo. Ludzie spotykają się też z odrzuceniem. Kiedy byłam w psychiatryku, były urodziny mojej przyjaciółki, ale praktycznie nic nie pamiętam z czasu, gdy byłam w szpitalu. Po tygodniu zaczęłam dopiero cokolwiek kojarzyć. Byłam w szoku, nieprzytomna, chyba też na lekach. Ona wtedy do mnie zadzwoniła z pretensją, że ma urodziny i dlaczego o tym zapomniałam. Powiedziałam, że jestem w szpitalu psychiatrycznym i nie mam siły z nią gadać. Ona powiedziała „aha, OK”, rozłączyła się i miesiąc się do mnie nie odzywała. To pokazuje, że ludzie naprawdę tego nie rozumieją. W Polsce mało kto jest świadomy, po prostu tak reagują. Magda nie pije, bo bierze leki. Magda za często jest smutna. Więc po co zabierać na imprezy kogoś, kto nie pije. Kto ma jakieś problemy. Kto ma jakieś blizny, bo normalnie na plażę nie pójdę. To jedna z trudniejszych rzeczy w zaburzeniach, że człowiek często spotyka się z niezrozumieniem.
Problem w tym, że – pomijając diagnozy typu: przewracało im się w głowach czy w dupach – właściwie dorośli mają rację, twierdząc, iż w dzisiejszym świecie dzieci dysponują prawie wszystkimi udogodnieniami: technologicznymi, dobrym jedzeniem, ubraniami, dobrymi warunkami materialnymi, niezłymi perspektywami edukacyjnymi. Tylko że to niekoniecznie jest to, czego chcą, co mogłyby wybrać, gdyby miały taką możliwość.
Paulina:Wyszłam ze szpitala i pojechaliśmy do Hiszpanii na wakacje. Przed epizodem depresyjnym miałam bzika na punkcie Hiszpanii i języka hiszpańskiego, nawet sama zarabiałam na kurs języka.
Więc pojechaliśmy i miałam najgorszy epizod bulimiczny w życiu. Bo tam było all inclusive, dużo jedzenia, i ja chodziłam i rzygałam. Jadłam, wymiotowałam, jadłam, wymiotowałam, tak mi mijały dni. Rodzice zorganizowali ten wyjazd ze względu na mnie, ale czułam się jak zamknięta w złotej klatce.
Potem parę razy przy okazji jakiejś terapii rodzinnej powiedziałam, że w tej Hiszpanii miałam najgorszy epizod bulimiczny w życiu i rodzice mieli mi to strasznie za złe. Że oni to zorganizowali dla mnie, a ja nie potrafiłam tego docenić. To jest chyba to, o co rozbijają się problemy pokoleniowe. Że rodzice bardzo często dają nam rzeczy, których nie potrzebujemy.
Kacper:Miałem to szczęście wychować się w uprzywilejowanej pozycji. Jeśli chodzi o sprawy materialne, miałem wsparcie rodziców na tyle hojne, żeby móc się swobodnie rozwijać i nie bać, że nie będę miał co jeść albo że nie będzie pieniędzy na lekarza. Co już postrzegam w kategoriach dużego uprzywilejowania na tle moich znajomych.
Ale tu musi paść cytat, który pewnie wiele dzieci słyszało: mamy za dobrze w życiu. Ty masz za dobrze, wszystko masz. A my dostajemy niekoniecznie te rzeczy, których potrzebujemy. Ostatecznie nie mamy przecież wpływu na to, w jakiej rodzinie się urodzimy, to jest rzut kostką.
Magda:Rodzice niczego nie widzieli. Ale też, jak pytali, mówiłam, że wszystko jest OK. Bo wtedy bardzo kryłam się z tym, jak się czuję, i nie chciałam o tym mówić, i wszystko przerzucałam na siebie. Wszystko szło w autoagresję i niszczenie siebie. Oni pytali, robili wszystko, co w ich mocy, ale byli w tamtym czasie dość surowymi rodzicami. Oni też nie wiedzieli, co robić. Moment, w którym się o tym dowiedzieli, był dla nich bardzo szokujący. I zaczęli wzbudzać we mnie wyrzuty sumienia. Czyli: dajemy ci wszystko, więc dlaczego tak się czujesz? Dajemy ci wszystko – czy czegoś ci brakuje? Moja rodzina i ja na pierwszy rzut oka mamy wszystko. Mam wszystko, czego potrzebuję, oprócz emocjonalnych rzeczy. Emocjonalnie jestem pozostawiona całkowicie sama sobie.
Myślę, że ja też bałam się prosić o pomoc, bo bałam się, że moje problemy nie są dostatecznie ważne. Bałam się, że przesadzam. Że przecież mam wszystko. Myślę, że moim największym problemem, wtedy i cały czas, jest to, że ludzie mówią, że ja mam wszystko. Mam dom, mam jedzenie, mam swój samochód, moi rodzice finansowo mogą sobie pozwolić na wiele rzeczy. I zawsze to miałam, ludzie bardzo często wypominali mi, że Magda, ty masz wszystko, ja nie mam, ty masz. I to powodowało, że to, co czułam, wydawało mi się nieważne. Więc to chyba jedna z gorszych rzeczy, jakie można komuś powiedzieć.
Młodzi ludzie nie dociekają, czy dorośli mają rację. Ważne jest, co oni czują. A coraz więcej z nich popełnia samobójstwa. Więc ich powody chyba jednak są ważne. Możemy narzekać, ile chcemy, na ich kruchość, a oni po prostu nie radzą sobie z życiem. Tak bardzo, że chcą umrzeć.
I to będzie trwało. Będą to robić, bez względu na nasze zapatrywania na to.
Wiktoria:Więc rzeczywiście pierwsze pół roku było super, a potem nagle znowu pojawiło się we mnie to spięcie, ten stres, taki strach przed szkołą, w tym wypadku już zupełnie nieuzasadniony, bo przecież chodziłam już do szkoły, że tak powiem, normalnej. Gdzie wszystko było w porządku. Największe problemy miałam z tym, że cały czas miałam spięte mięśnie. Byłam zdiagnozowana neurologicznie, miałam wszystkie badania, tomografie i inne, ale one nic nie wykazały. Więc pani neurolożka zaczęła się doszukiwać źródła moich problemów w sferze psychicznej. I to ona mnie pokierowała do psychologa, psychiatry.
Wiadomo, jakie są terminy oczekiwań na wizytę, więc do pierwszej pani psychiatry poszłam prywatnie. I usłyszałam od niej, że powinnam pójść do kina z koleżanką albo na jakieś zakupy, bo jestem jeszcze młoda. Za młoda na to, żeby mieć problemy.
Nie wiem, dlaczego nasze społeczeństwo jest skonstruowane tak, że głos młodych osób się po prostu nie liczy. Że młode osoby nie mogą, na przykład, stanąć w swojej obronie, bo od razu się mówi, że pyskują. Że młode osoby nie mogą powiedzieć, że nie lubią pietruszki w zupie, bo mówi się, że wymyślają, że wydziwiają. I że nie potrafią docenić tego, że babcia ugotowała taką dobrą zupę. Podaję ten przykład z pietruszką, bo moja młodsza siostra, która ma dwanaście lat i bardzo nie lubi pietruszki, często słyszy, że wymyśla i że ma jeść tę pietruszkę, bo jest bardzo zdrowa. Jak dorosły powie, że czegoś nie lubi, to nikt nie stanie nad nim i nie będzie kazał mu tego jeść. Pod groźbą tego, że nie wyjdzie na dwór, na przykład. A dzieci tego doświadczają, więc rzeczywiście od naszych najmłodszych lat buduje się poczucie, że my nie mamy głosu. Jeśli młoda osoba mówi, że ma problem, to dorosły tej młodej osobie odpowie: „Co ty możesz wiedzieć o problemach, problemy to będziesz miała, jak będziesz dorosła”.
I te schematy się utrwalają. Kiedy młoda osoba próbuje wyrazić swoje zdanie, dorośli mówią, że ma nie pyskować i że jest niegrzeczna. Jak nie lubi pietruszki, to znaczy, że wydziwia i wymyśla, a nie że po prostu nie lubi. Jak ma jakiś problem, to próbuje zwrócić na siebie uwagę, bo co ty, dziecko, możesz wiedzieć o problemach, jak masz dopiero piętnaście lat.
Tak samo funkcjonują szkoły, nie wszystkie, ale większość. Uczniowie mają głos tylko pod tablicą, kiedy są odpytywani przez nauczyciela na ocenę. Kiedy próbujemy wyrazić swoją opinię, która jest różna od opinii nauczyciela, słyszymy, że dostaniemy minus pięć punktów z zachowania, za to, że jesteśmy jacyś tam.
W dzieciach od początku buduje się przekonanie, że nie mają głosu, że nie są nikim ważnym w tym społeczeństwie, że są tylko dziećmi, wręcz pionkami, najpierw w rękach rodziców, później w rękach nauczycieli. Buduje się w nas poczucie, że skoro nie jesteśmy nikim ważnym, skoro nie możemy się wypowiedzieć na żaden temat, to nie możemy też mówić o naszych problemach, bo nie mamy prawa ich mieć. Bo jesteśmy za młodzi, bo jesteśmy zbyt mało doświadczeni.
Teraz mi przyszło do głowy, że przecież to samo jest w przypadku dziewczynek czy młodych kobiet… Mnie zawsze w szkole podstawowej denerwowało to, że jak chłopcy ciągnęli nas za włosy czy w jakiś sposób nam dokuczali, zawsze słyszałyśmy, że to taki wiek, że to im przejdzie… I że to jest normalne, to takie końskie zaloty. Tylko że później ci chłopcy na te dziewczynki podnoszą rękę i te dziewczynki nadal czują, że to jest taki wiek, że byłam dziewczynką, którą można było ciągnąć za warkoczyki, czyli jestem też kobietą, którą można bić. To jest cały czas utrwalanie tego schematu, który nam się w dzieciństwie wpaja.
Paulina:Gdybym miała wybrać jedną myśl przewodnią, to powiedziałabym: jeśli szukamy uwagi, to nie oznacza, że nie powinniśmy jej nie dostać. Napisałam na ten temat tekst na fanpage Idź pobiegaj na Facebooku. Kiedy się mówi, że próba samobójcza była podjęta po to, żeby zwrócić na siebie uwagę, to ludzie to traktują: aaa, to można olać, niewystarczająco cierpiała. Ale jeśli ktoś jest w stanie targnąć się na swoje życie po to, żeby dostać uwagę, to znaczy, że naprawdę jej potrzebuje.
Podejmowałam i nasilałam dużo zachowań, które miały mi pomóc uzyskać uwagę, to było częściowo nieświadome, częściowo świadome. W ogóle nie odzywałam się do rodziców. Oni do mnie krzyczeli, mówili, a ja leżałam i patrzyłam w ścianę. To nawet nie wynikało z tego, że nie miałam siły do nich mówić, chociaż momentami też, nie wiedziałam, jak mogłabym wytłumaczyć, co się ze mną dzieje. Ale bardziej to wynikało z takiego zaparcia się: że jeżeli nie będę się wystarczająco długo odzywać, to może oni wpadną na to, że potrzebuję pomocy.
Aleks:Trochę już nie pamiętam, jak było dokładnie z innymi próbami samobójczymi, to jest wszystko ukryte za traumą i próbą wyparcia. Tym bardziej że zawsze się starałem nie narobić sobie z tym więcej problemów. Wiedziałem, że cokolwiek się stanie, gorsze będą konsekwencje tego, że taką próbę podjąłem, niż faktycznie efekt, czyli żeby zwrócili na to uwagę, wzięli mnie w końcu na poważnie.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Projekt okładki
Marcin Wolski
Opieka redakcyjna
Magdalena Kowalewska
Opieka promocyjna
Maria Adamik-Kubala
Konsultacja merytoryczna
Lucyna Kicińska
Adiustacja
Bogusława Wójcikowska
Korekta
Bogusława Wójcikowska
Joanna Kłos
Opracowanie typograficzne i łamanie
Dariusz Ziach
Konsultacja merytoryczna zrealizowana ze środków Narodowego Programu Zdrowia na lata 2021–2025, finansowanego przez Ministerstwo Zdrowia.
Copyright © by Marta Guzowska
© Copyright for this edition by SIW Znak Sp. z o.o., 2022
ISBN 978-83-240-8771-6
Znak Horyzont
www.znakhoryzont.pl
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl
Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37
Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]
Wydanie I, Kraków 2022
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Angelika Kuler-Duchnik
