Koci Zaułek. Marzenie Oli. Tom 3 - Beata Sarnowska - ebook

Koci Zaułek. Marzenie Oli. Tom 3 ebook

Sarnowska Beata

0,0
23,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Bohaterkami serii są cztery dziewczynki w wieku 11-12 lat, które chodzą razem do szkoły i się przyjaźnią. Ola marzy o jednym: o tym, by tańczyć. I jeszcze o udziale w warsztatach tanecznych z jednym z najsłynniejszych tancerzy i choreografów. Ale nie jest to oczywiście proste – musi bardzo dużo ćwiczyć, by w ogóle się na te warsztaty zakwalifikować. Czy ciężka praca popłaci i dziewczynie uda się spełnić swoje marzenie? Tymczasem w kociarni kolejne kłopoty – zostaje zalana i potrzebny jest remont. Co stanie się z fundacją i wszystkimi jej podopiecznymi?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 97

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Beata Sarnowska

Koci zaułek. T. 3. Marzenie Oli

Ilustracje Joanna Rusinek

Tekst: Beata Sarnowska

Ilustracje: Joanna Rusinek

Redaktor prowadząca: Katarzyna Juszyńska

Korekta: Magdalena Mierzejewska, Anna Fac-Biedziuk

Projekt graficzny i DTP: Ewa Sosnowska

© Copyright for illustration by Joanna Rusinek, 2022

© Copyright for this edition by Grupa Wydawnicza Foksal Sp. z o.o., 2022

All rights reserved

Warszawa 2022

Wydanie I

Niniejszy produkt objęty jest ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że wszelkie udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, upublicznianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

ISBN 978-83-280-9981-4

Grupa Wydawnicza Foksal Sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 48

tel. +48 22 826 08 82, fax +48 22 380 18 01

e-mail: [email protected]

www.gwfoksal.pl, www.wydawnictwowilga.pl

Skład wersji elektronicznej: Michał Olewnik / Grupa Wydawnicza Foksal Sp. z o.o.i Michał Latusek / Virtualo Sp. z o.o.

Rozdział 1

Przed salą języka polskiego zamiast Profesor Spódnicy Barbary Duliasz pojawił się dyrektor szkoły. Tuż obok szła dorównująca mu wzrostem nieznajoma. Antoni Szewczyk przedstawił piątej C nową wychowawczynię, po czym wrócił do swoich obowiązków. Anna Stowicka przez czterdzieści minut motywowała uczniów do analizy Sposobu na Alcybiadesa, a na koniec lekcji zadała pracę domową na temat autorytetów. Długo wyczekiwany dzwonek w końcu wybawił klasę od tych nudów. Wszyscy pospiesznie opuścili salę.

Piąta C była dziś wyjątkowo zgodna: żadna z istniejących lub niedawno powstałych w klasie grup nie zachwyciła się nową nauczycielką. Najczęściej opisującymi ją przymiotnikami były „okropna” i „beznadziejna”.

– Słabo – skomentowała Julka jako pierwsza. – Dała wycisk.

– Jeśli tak to będzie wyglądać na każdej lekcji, to kiepsko. – Olka zarzuciła plecak na ramię.

– Kiepściutko – zawtórowała Lena i wzięła Zuzię pod rękę.

Uczniowski tłum omijał przyjaciółki, gdy schodziły piętro niżej. Ktoś je wyprzedzał, ktoś trącał łokciem, ktoś kogoś zawołał, pociągnął za plecak, ktoś krzyknął „przepraszam”, „sorki”. Gdzieś dalej zabrzmiało głośne „poczekaj”. Jedno było pewne: podczas szkolnej przerwy o ciszy można było jedynie pomarzyć.

Przyjaciółki stanęły pod ścianą.

– Mnie się podobało… – wtrąciła niepewnie Zuzia i poprawiła gęstą grzywkę. – Jeszcze nigdy tak ciekawie nie omawialiśmy lektury. Praca domowa też jest spoko. O autorytecie…

– E tam – przerwała jej Julka. – Jak mam wybierać, to wolę matematykę. Teraz przynajmniej ją rozumiem. Ale przede wszystkim stawiam na koty, rzecz jasna – dodała po chwili.

Julka Majewska zrozumiała zasady panujące w świecie matematyki dzięki dodatkowym korepetycjom z prywatnym asystentem nauczania. Przy okazji poprawiła oceny, co pozwoliło jej spełnić marzenie o własnym kocim przyjacielu. Adoptowała Plamkę, którą kilka miesięcy wcześniej uratowała spod kół samochodu. Biała kotka rządziła w domu Julki i nie odstępowała swojej opiekunki na krok. Dziewczynka często zabierała ją do fundacji Koci Zaułek – tej, w której Julka i jej przyjaciółki były wolontariuszkami i w której Plamka spędziła pierwsze tygodnie życia.

– Ja kocham taniec. – Olka przerzuciła na plecy długie blond loki. – Kotki też. Są takie słodkie, szczególnie te rude...

Ola Olszak pragnęła zostać choreografką i najlepszą na świecie tancerką. Dużo trenowała i nie mogła się doczekać własnego pokoju do ćwiczeń. Chciała doskonalić technikę. W końcu taniec był dla niej czymś więcej niż zwykłym hobby. Była do tego stworzona.

– Uwielbiam piłkę nożną, Koci Zaułek i moje bujo. – Lena uniosła wyżej głowę i wypięła pierś, jakby oczekiwała, że otrzyma medal. Albo trzy.

Lena Pietrzak miała starszą siostrę, z którą dzieliła pokój, i brata Marka, który chciał zostać mistrzem nożyczek i wciąż próbował przekonać ją do radykalnej zmiany fryzury. Lena też była mistrzynią, ale w innej dziedzinie. Gdyby nie bullet journal, pieszczotliwie nazywany przez nią bujo, zapewne już dawno zostałaby dopisana do księgi rekordów Guinnessa. Kategoria: roztrzepanie.

– Kotastycznie! – Zuzia zaklaskała w dłonie. – Macie już gotową pracę domową. Każda z was ma swoje autorytety. Julka – powiedziała, spoglądając na największą kociarę – ty masz panią Mazur, bo chcesz zostać kocią behawiorystką. Olka – zwróciła się do długowłosej blondynki – ty chcesz być tancerką…

– Tak! – Olka wykonała kilka tanecznych kroków. – Moim idolem jest Adam.

– A ja będę piłkarką – oświadczyła Lena i założyła włosy za uszy. – Uwielbiam Lewandowskiego. Nie ma takiego drugiego.

– A nie mówiłam? – Zuzia przytuliła się mocniej do koleżanki. – Jesteście przygotowane na kolejną lekcję polskiego.

– Tyle że Profesor Spódnica nie zadawała nam pracy domowej zbyt często – przypomniała Julka.

– A nowa zrobiła to już na pierwszej lekcji! – Olka nie kryła oburzenia.

– Od teraz to nasza wychowawczyni – przypomniała Zuzia. – Słyszałyście, co mówił dyrektor. Profesor Spódnica jest na długotrwałym zwolnieniu lekarskim. A pani Ania… – Wzruszyła ramionami. – Może nie będzie taka zła. Trzeba dać jej szansę, sis.

Zuzia Wójcik była wzorową uczennicą. W dzienniku nie miała żadnego nieprzygotowania, spóźnienia, nieobecności czy złej oceny. Czytała wszystkie lektury, każdą co najmniej dwa razy, i lubiła pisać. Była autorką opisów kotów, które właścicielka fundacji Koci Zaułek, pani Agata Mazur, publikowała na portalach społecznościowych. Co do innych zainteresowań Zuzi – wszystkie pojawiały się szybko i równie szybko znikały.

– Zapomniałam wam powiedzieć… – Olka miała wiadomość dla przyjaciółek, które na znak protestu przeciwko powstawaniu w piątej C kolejnych grup nazwały się No Name. – Już niedługo będę miała swój własny pokój do ćwiczeń!

– Kotastycznie! To prawie jak mój osobisty asystent nauczania – ucieszyła się Julka.

– Który nie jest ci już potrzebny – zauważyła słusznie Zuzia. – Więc uważaj, sis. – Spojrzała na Olę. – Oby tobie pokój przydał się na trochę dłużej. Lepiej chodźmy na historię, bo się spóźnimy. – Zuzia pociągnęła Lenę za rękę.

Ruszyły w stronę sali do historii, gdzie czekała już większość uczniów z ich klasy.

– Taniec jest mi potrzebny do życia jak tlen. – Ola szybko zdjęła plecak i położyła go obok Zuzi. Wyprostowała się, prawą nogę wysunęła do przodu i obie lekko ugięła. Prawą rękę wyciągnęła przed siebie, a lewą w bok. Wykonała trzy piruety.

– Czad! – skomentowała Lena. – Jesteś do tego stworzona.

– Jak ty to robisz? – dorzuciła Zuzia, która przez pewien czas uczęszczała z przyjaciółką na zajęcia taneczne. Wykonanie przez nią piruetu graniczyło z cudem.

Olka się ukłoniła. Dokładnie wtedy minął je nauczyciel historii i zadzwonił dzwonek na lekcję.

*

Prezes wylegiwał się na swojej ulubionej poduszce. Większa część jego kociego ciała znajdowała się w słońcu.

– Przepraszam, ale muszę cię trochę pomęczyć. – Julka ze spokojem przemawiała do szarego persa. – Wiem, że tego nie lubisz, ale zapewniam cię, że to konieczne.

Ściskała w dłoni grzebień i starała się bardzo delikatnie rozczesywać sierść kota. Prezes co jakiś czas spoglądał na nią złowrogo i wydawał z siebie dźwięki, które bez dwóch zdań oznaczały niezadowolenie i oburzenie. Rezydent kociarni nie znosił jakichkolwiek zabiegów. Za to ze stoickim spokojem i wiecznym fochem na pyszczku od czterech lat rządził w Kocim Zaułku. W związku z królewskim zachowaniem oraz bujną sierścią zyskał przydomek Jego Puchatość. Był adoptowanym kotem pani Agaty Mazur.

– Lepsze to niż kołtuny. – Zuzia stała przy korkowej tablicy, na której wisiały portrety mieszkańców Kociego Zaułka. Miała na sobie zieloną bluzę z kapturem i niebieskie jeansy. Przyglądała się fotografii czarnego kocura z białą plamką na szyi. Gucio, oficjalnie Gustaw, lubił samotność. Chadzał własnymi ścieżkami i nikomu się nie narzucał. Często przesiadywał na parapecie okna.

Miki był największym kocurem w kocim raju. Szary dachowiec oprócz ksywki Big Cat posiadał również tytuł najgłośniej chrapiącego. Zarówno Miki, jak i Gucio przybyli do Kociego Zaułka z interwencji u pana Franciszka. Staruszek tak bardzo kochał koty, że przygarniał wszystkie bezdomne kociaki, które tułały się po okolicy. Jego stado stale się powiększało, jednak mężczyzna podupadł na zdrowiu, a niedługo po nim jego koty. Na pomoc ruszyła sąsiadka pana Franka, która zgłosiła się do fundacji. Kocia drużyna została wyłapana, wyleczona, a jej większa część znalazła nowy dom. Z gromadki staruszka do adopcji zostały tylko najstarsze kocury: Gucio oraz Miki.

– Jego Puchatość raczy się zastanowić. – Ola próbowała zrobić zdjęcie czworonogom, które tego dnia pojawiły się w Kocim Zaułku. Kiedy przyjaciółki dowiedziały się, że maluchy są już na miejscu, od razu postanowiły je poznać. W kociarni brakowało tylko Leny, która powinna była dotrzeć tu piętnaście minut temu.

– Taka rola Jego Wysokości. – Julka się roześmiała.

– Sorki za spóźnienie. – Lena wbiegła zdyszana z wypiekami na twarzy. – To nie moja wina – dodała i położyła plecak przy drzwiach. – Trening się przedłużył. Ojej, a to kto? – Zauważyła kociaki. Podeszła do nich, ale one spanikowały i natychmiast uciekły.

– Oj, przestraszyły się. – Ola była niepocieszona. – A już prawie miałam ujęcie…

– Sorry, sis. – Lena wzruszyła ramionami, zdjęła klubową bluzę i rzuciła ją obok plecaka.

Lena od najmłodszych lat należała do MEGON-u, najlepszego klubu sportowego w mieście. Była napastniczką w dziewczęcej drużynie piłki nożnej.

– Nie wiedziałam, że to takie dzikuski. Skąd się wzięły? – zapytała.

– Są z najnowszej akcji – wyjaśniła Julka. – Pani Agata ma nam o niej opowiedzieć.

– Słodziaki. – Lena ukucnęła i wyciągnęła rękę do maluchów. – Kici, kici – wyszeptała. Ze strefy kuwet wyjrzały dwie kocie głowy. – Ciekawskie, ale ostrożne.

Kociarnia fundacji Koci Zaułek była idealna dla każdego, nawet najbardziej wymagającego kota. Została podzielona na część sypialniano-zabawową i toaletę z kilkoma kuwetami. W strefie dziennej znajdowało się mnóstwo drapaków, legowisk, drabinek, schodków, schowków. Była też kotostrada – antresola dla tych, które uwielbiały oglądać świat z wysokości i tam czuły się najbezpieczniej.

– Musimy nadać im imiona – oświadczyła Julka, a Prezes wykorzystał chwilę, by czmychnąć i uniknąć dalszego czesania.

– I zrobić zdjęcia – dorzuciła Ola.

– I zachęcić do adopcji za pomocą odpowiedniego opisu. – Zuzia przewiesiła na górę tablicy portret Prezesa.

– Albo zdjęcia – powtórzyła Ola i kucnęła przy Lenie. Wypuściła z ręki piłeczkę, która potoczyła się wprost do łapek maluchów. Kociaki zapomniały, że miały się ukrywać, i zaatakowały zabawkę. – Udało się! Mam fotkę! – zachwyciła się Ola.

– Dzień dobry! Moje ulubione wolontariuszki! – Do pomieszczenia weszła pani Agata. W dłoniach trzymała karton.

– Dzień dobry! – odpowiedziały chórem nastolatki.

– Co to? – Julka wskazała na pudełko, które pani Agata położyła na podłodze.

– Nowy karton dla kotów. – Lena się roześmiała.

– Do zabawy, dla maluchów – dorzuciła Ola.

– Jeżeli już, to najpierw trzeba pozbyć się z niego ulotek – wyjaśniła pani Agata. – I mam nadzieję, że mi w tym pomożecie. – Usiadła na kanapie. – Ale najpierw może nadamy imiona nowym kotom. – Kocia behawiorystka wskazała na maluchy, które tymczasem zajęły legowisko na parapecie.

– Właśnie o tym rozmawiałyśmy! Może Mała Bu? – zaproponowała Julka. – Dla tej mniejszej, biało-czarnej. Jest taka malutka i wystraszona, że gdybym powiedziała głośniej „buuu”, toby uciekła.

– To dla dużej Duża Bu? – Zuzia wzięła kartkę z ołówkiem. Zapisała obie propozycje.

– Super! – Ola pokiwała głową. – Duża Bu jest zdecydowanie większa. Jedna jest biało-czarna, druga czarno-biała.

– A gdzie jest ich mama? – Lena usiadła obok kociej behawiorystki.

– Wypuściliśmy ją – odparła pani Agata.

– Ale dlaczego? Przecież jej też znajdziemy nowy dom. Jestem tego pewna.

– Nie każdy wolno bytujący kot nadaje się do adopcji – wyjaśniła pani Agata. – Poza tym są przydatne w środowisku. Wyłapują gryzonie, które weszłyby nam do mieszkań, gdyby nie koty. Nasza nowa akcja polega na tym, że łapiemy koty w ich miejscu bytowania, poddajemy zabiegowi sterylizacji i wypuszczamy tam, gdzie żyły – wytłumaczyła. – Chodzi o to, aby ograniczyć populację bezdomnych kotów. Ale jeżeli odłowiony kot okaże się oswojony, zostaje w schronisku lub w domu tymczasowym.

– I wtedy szukamy mu opiekunów – przerwała Julka.

– Zgadza się. – Pani Agata pokiwała głową. – Niestety, matka tych maluchów nie nadawała się do adopcji, dlatego wypuściliśmy ją w miejscu, w którym wcześniej ją złapaliśmy. Zapewniam, że jest pod dobrą opieką. Do niej i do reszty kotów codziennie przychodzi pani, która je dokarmia.

– Całe szczęście. – Lena głośno odetchnęła.

– Tak, z pewnością mają szczęście. To co, mogę liczyć na to, że moje wolontariuszki zrobią opisy i zdjęcia maluchów? Musimy poszukać im domu. – Pani Agata podniosła się z kanapy i podeszła do drzwi.

– Zdjęcia już prawie są – zameldowała Ola.

– Opisy też niedługo będą gotowe – oświadczyła Zuzia. Przyczepiła do tablicy korkowej kartkę z imionami mruczków: Mała Bu i Duża Bu.

– Bardzo wam dziękuję. Dajcie im jeszcze kolację i odwiozę was do domów.

*

Z głośników sączyła się spokojna muzyka. Stretching na zakończenie treningu był powolny i relaksujący. Miał pomóc wyciszyć zmęczony organizm i ustabilizować oddech.

Ola wolała rozgrzewkę. Dynamiczną i rytmiczną. W szybkim tempie.

Teraz muzyka cichła.

– Ostatni wdech. – Trenerka stała wyprostowana, w lekkim rozkroku. Uniosła ręce ponad głowę. – I wydech. – Opuściła ręce. – Dziękuję wam za dzisiejszy trening. Zapraszam na następne zajęcia, w czwartek.

Burza rudych loków pani Bogusi była równie energiczna, co jej właścicielka. Czarne legginsy i jaskrawożółta koszulka dodawały jej uroku. Chwyciła butelkę i wypiła łyk wody. Uwielbiała taniec i trenowała już kolejne pokolenie. Była trenerką Torpedą – jak nazywały ją dzieci.

Mimo zmęczenia Ola czuła rozlewające się po ciele energię i radość. Takie emocje towarzyszyły jej zawsze podczas tańca. Jakby miała skrzydła, dzięki którym unosiła się nad ziemią. Uśmiechnęła się, bo przypomniała sobie, że już niedługo będzie też ćwiczyć we własnym pokoju.

– Zaczekajcie! – zawołała pani Bogusia do wychodzącej z sali grupy. – Zapomniałam wam powiedzieć, a może przypomnieć, bo pewnie część z was już o tym wie... – Wzięła głębszy oddech. – Adam Mendez szuka tanecznych talentów…

Ola