Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nadmorski Kołobrzeg w barwach lata staje się miejscem poszukiwania szczęścia trzech kobiet. Czy po okresie deszczu i burz możliwe jest życie w pełnym słońcu i miłości?
Psychoterapeutka Aletta Różańska decyduje się zgłębić historię swojego mentora. O pomoc prosi detektywa Wysockiego. Ich relacja nabiera innego kształtu, co dodatkowo komplikuje sprawę. Odkrywanie przeszłości przybierze zaskakujący obrót, odsłaniając trudną prawdę, z którą Aletta będzie musiała się zmierzyć.
Julia postanawia odnaleźć ostatni element swojej osobowości, definitywnie wyzwolić się z poczucia winy i zrozumieć, dlaczego wcześniej tkwiła w toksycznym związku. Relacja z Wojtkiem zaczyna się rozpędzać, a Julii pozostanie zdecydować, czy to naprawdę miłość.
Eryka ruszyła nową ścieżką i nie jest już na niej sama. Jednak decyzje mają konsekwencje, z którymi przyjdzie się jej zmagać. Kiedy brała się za porządki w swoim życiu nie sądziła, że innym mogą się one wcale nie spodobać. Mąż nie do końca godzi się na pokojowe rozwiązania, a synowie na nowy układ. Wyzwaniem staje się zjednoczenie rodziny i zadowolenie każdej ze stron. Czy wszystko pójdzie zgodnie z planem?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 407
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 10 godz. 21 min
Lektor: Kim Sayar
Kobietom, które mimo zmian pozostały wierne sobie!
Ludzie nie zmieniają się w ten sposób: nie zmieniają się sami;
człowiek zmienia się, kiedy jest zmuszony przeżyć coś,
i wtedy dopiero stwierdza, że nastąpiła zmiana.
Doris Lessing
1
Pisana jest pani miłość!
– Miłość?
Aletta Różańska z zaskoczenia aż poruszyła się na krześle i cofnęła ręce ze stołu, na którym rozłożone były karty tarota. Zmarszczyła brwi, przyglądając się kolorowym obrazkom, które zupełnie nic jej nie mówiły. Kobieta przed nią jednak była pewna swoich słów i dla podkreślenia ich prawdy kiwała przy tym głową.
– Tak, miłość jest pani pisana. Bratnia dusza, prawdziwe uczucie, pokrewne energie. Dwa kielichy, moja droga – dowodziła z uporem, uderzając palcem w kartę, gdzie dwie twarze, kobieca i męska, zwrócone były nawzajem w swoją stronę. – Poza tym cały rozkład o tym zapewnia. Pojawił się As Kielichów i Wielki Graal Królowa Kielichów. To pełnia szczęścia w miłości.
– Kielichy o tym decydują?
– Mówią nam o emocjach, sfera intymna, kochana.
– A miecze? – Aletta wskazała na kartę. – Ten biedak leży, a nad nim wiszą, jakby miały go przebić.
– Dziesięć mieczy to znak, że zbliża się koniec zmartwień i dobiega końca pewien cykl. Zdecydowanie wchodzi pani w nowy etap swojego życia. To pozytywna karta, chociaż może na to nie wygląda.
Aletta nie czuła się przekonana. Pięknie wykonane karty ani ich układy do niej nie przemawiały, a niby miała uwierzyć, że prognozują przyszłość. Myśl o spotkaniu miłości wywołała w niej sprzeczne uczucia, od ekscytacji po wątpliwość. Pytanie tylko, czy faktycznie to prawda, czy tylko iluzja.
Wysłuchała kolejnych prognoz czekających ją wydarzeń i pełna rozważań pożegnała się z kobietą. Wybrała się do tarocistki z powodu swojej klientki. Pani Zofia zgłosiła się do jej gabinetu z silnym przekonaniem, że właśnie do niej miała przyjść, a ona zaprowadzi ją do szczęścia, pozbawiając trosk, co pokazały jej karty tarota. Aletta zajmowała się terapią, kierując w przemyślany sposób rozmową, pomagała ludziom docierać do tego, co ich boli i rani. Każdy postęp i uzdrowienie zależały jednak od samego klienta, próżno czekać na zewnętrzne siły, które zrobiłyby to za nas.
Przypadek Zofii, która kierowała się wyrocznią kart i postępowała ściśle według ich przekazu, czekając na to, co jej zapowiedziały, był dla Aletty zupełnie nieznanym terytorium. Oddana swojej pracy, do każdego zadania podchodziła z zaangażowaniem i determinacją, więc pani Zofia stała się dla niej wyzwaniem. Chciała zrozumieć jej punkt widzenia, by potrafić właściwie jej pomóc, dlatego sama wybrała się na sesję tarota, żeby wiedzieć, z czym dokładnie ma do czynienia.
Zawód psychiatry i psychoterapeuty, jaki wykonywała z oddaniem od lat, był dla niej nie tylko pracą, ale i pasją, której poświęcała nawet wolny czas. Potrafiła przekroczyć zalecane granice, by jak najskuteczniej pomóc pacjentowi. Do każdego przypadku podchodziła indywidualnie, z wyrozumiałością i troską, odrzucając schematy. Starała się być elastyczna, by pozyskać zaufanie klienta i z jego współpracą dotrzeć do sedna problemu, i pomóc w tym, w czym była najlepsza – w wyprowadzeniu go na prostą i upewnieniu, że jak każdy zasługuje na spokój i szczęście.
Z panią Zofią był jednak problem, bo kobieta była radosna, jakby pozbawiona trosk, a wyczekiwała od niej pomocy i porady. Aletta nie wiedziała jeszcze, jak do tego podejść.
Opuściła budynek i z głową pełną przemyśleń wyszła wprost na słońce, które ją oślepiło. Przyjemny był wiatr, muskający ciepłą bryzą przywianą znad morza. W Dzień Wiatru zaskakiwał swoją łagodnością.
Wyciągnęła telefon i zobaczyła kolejną wiadomość od detektywa Wysockiego. Unikała go, jak mogła, wiedząc zarazem, że dłużej nie może odkładać sprawy. Czas było zmierzyć się z tym, co wydarzyło się w noc, gdy z powodu chaosu myśli związanych ze śmiercią jej ojca zalała smutki alkoholem, a detektyw był tym, który jej towarzyszył.
Pamiętała, że skończyło się w jej mieszkaniu, miała przebłyski, co jeszcze mogło się wydarzyć, i lukę w tym, do czego dokładnie doszło. Wiedziała, że najlepiej byłoby przeprowadzić rozmowę i o to wprost zapytać, zresztą zaleciłaby to każdej swojej klientce w podobnej sytuacji, sama jednak odsuwała to z uporem, nie wiedząc, dlaczego było jej tak trudno podjąć się tego wyzwania.
Rozejrzała się dokoła, dopiero teraz słysząc wszechobecny zgiełk miasta. Lato w pełni rozgościło się w Kołobrzegu, a wraz z nim w mieście pojawiło się wielu turystów i kuracjuszy, zresztą i sami mieszkańcy lubili spacerować nie tylko nadmorskimi deptakami i alejami, ale również miejskimi uliczkami, zaglądając do sklepików.
Zniknęło zimowe uśpienie i wiosenne nieśmiałe przebudzenie, wszędzie tętniło życie, wraz z rozkwitem kwiatów i szeptem fontann, które ożyły, ciesząc zapachem wilgoci i energią płynącej wody. Drzewa pyszniły się wysypem liści, trawy intensywną zielenią, miasto przeszło metamorfozę, by na nowo można się było w nim zakochać.
Aletta przepłoszyła myśli o miłości, skupiając się na esemesie od detektywa. Odpisała, że ma czas na kawę, licząc, że on go nie znajdzie. Odpowiedź przyszła momentalnie i mimo że nie miała ochoty, umówiła się z Wysockim na skwerze Pionierów.
Zajrzała do mijanej piekarni i kupiła słodką bułkę, poczuwszy nagły głód, bo od rana niewiele zjadła. Szczelnie wypełniony grafik nie zostawiał jej dużo wolnego czasu. Praca na oddziale psychiatrycznym w miejscowym szpitalu, kilka godzin w tygodniu dyżurów w przychodni, gdzie też pomagała pacjentom i – najważniejsze wyzwanie: jej własna praktyka i gabinet, który odziedziczyła po swoim mentorze – potrzebowały wiele jej uwagi. Doktor Zakrzewski, wybitny psychiatra i psychoterapeuta, był nie tylko jej nauczycielem, ale także bliskim przyjacielem, którego traktowała jak ojca. Jego nagła śmierć wstrząsnęła jej światem. To była wieża, opoka, która roztrzaskała się w pył, co potwierdzały karty, przynajmniej w tym upatrywała zbieżności ze swoim życiem.
Teraz na nowo składała swoją rzeczywistość, ustawiając od nowa mocny fundament, który ponownie zapewni jej równowagę. Robiła to nieśpiesznie i we własnym tempie przepracowywała żałobę.
Mentor Bo, jak go nazywała, zostawił jej wszystko, co posiadał – zarówno gabinet, jak i mieszkanie, o które niestety będzie toczyła bój z jego braćmi, niepogodzonymi z ostatnią wolą i zdecydowanymi podważyć testament profesora.
Zmotywowało ją to, by tym dokładniej poznać przeszłość swojego przyjaciela, jednak idąc tym tropem, odkryła nieoczekiwanie fakty związane z jej najbliższą rodziną. Ojciec, którego wcześnie straciła i zupełnie nie pamiętała, zginął w wypadku samochodowym, przynajmniej tak brzmiała oficjalna wersja podana jej przez mamę. W gabinecie mentora znalazła jego teczkę pacjenta, z której wynikało, że kilka lat leczył się na depresję i umarł, popełniając samobójstwo.
Zamiast więc zajmować się przeszłością mentora, skupiła się na próbach zrozumienia, dlaczego matka jej dotąd tego nie wyjawiła i czy w ogóle zamierzała to zrobić. Czekała ją poważna rozmowa, choć jak na razie odkładała to w czasie. Powinna zdobyć więcej informacji, a w tym mógł jej pomóc detektyw Wysocki.
W dość lakoniczny sposób sugerował, że powinni się spotkać i porozmawiać. Aletta nie miała tylko pewności, czy chodziło mu o sprawę jej ojca, czy o wieczór, który wspólnie spędzili.
Zatrzymała się przy fontannie „Szczęk”, która szumem wody zagłuszała gwar i krzyki roześmianych dzieci. Słońce prażyło na bezchmurnym niebie, a nagrzane powietrze pachniało latem. Podmuchy wiatru roznosiły krople i jednocześnie zapach lodów i kawy z pobliskich budek, rozbudzając apetyt.
Aletta rozejrzała się, wyłuskując z otoczenia wysoką sylwetkę. Detektyw Sebastian Wysocki był dla niej tajemnicą, skrywał się za murem wycofania i dystansem, niechętnie odpowiadając na jej bardziej osobiste pytania.
Poznali się, gdy potrzebowała pomocy przy rozgryzaniu sprawy pacjenta z oddziału. Na początku podszedł do niej z niechęcią, ale ostatecznie bardzo pomógł, za co była mu wdzięczna. Później to on poprosił ją o pomoc i konsultację w kwestii delikatnego zlecenia, jakie dostał. Razem doprowadzili sprawę do zadowalającego końca, a ich relacja się zacieśniła. Wynikiem było wieczorne spotkanie w celu omówienia sytuacji jej ojca. To, co potoczyło się dalej, wpłynęło na niezobowiązujący status relacji, jaka ich do tej pory łączyła.
– Dzień dobry, pani Aletto. – Sebastian nie powstrzymał lekkiego uśmiechu.
Nie umknął mu niepewny wzrok kobiety. Zaskoczyła go, nie odpisując na jego wiadomości, świadomie go ignorując. Wydawała się taka pewna siebie, w dodatku relacje międzyludzkie nie były jej przecież obce, jednak gdy chodziło o nią samą, sytuacja okazała się zgoła inna.
– W końcu znalazła pani dla mnie czas.
– Jestem bardzo zapracowana – rzuciła z uniesioną brodą.
Aletta widziała zadowolenie na jego twarzy, co tylko pogłębiało jej niepewność. Wiedział o niej więcej niż ona o nim, a tym samym miał nad nią przewagę. Była to dla niej zupełnie nowa i niekomfortowa sytuacja, bo to ona zazwyczaj wnikała w umysły, z łatwością wyciągając od innych informacje, z których tworzyła portret psychologiczny. Z Wysockim niestety było zupełnie pod prąd, to on potrafił ją przejrzeć i zaskoczyć, nad czym w ogóle nie miała kontroli.
– Tylko o to chodzi?
– Co pan sugeruje?
– Czy nie powinno się porozmawiać o tym, co zalega w duszy? – zapytał, zachowując powagę. – Unika mnie pani.
Aletta przygryzła wargę, zamierzając, nawet wbrew sobie, skłamać. Jednak prawdomówność była w niej tak silnie zakorzeniona, że nie potrafiła inaczej.
– Tak! – potwierdziła z niezadowoleniem. – Czuję się niekomfortowo, bo nie wiem, co się między nami wydarzyło.
– Chciałaby pani, by się wydarzyło?
– Panie Wysocki, bez tych terapeutycznych zagrań.
Roześmiał się, patrząc, jak wokół jej twarzy zawirowały loki, gdy pokręciła z gniewem głową. Kobieta go fascynowała i pociągała, i nie mógł już dłużej tego przed sobą ukrywać.
– Staram się, by poczuła się pani komfortowo.
– Dopóki się nie dowiem, nie poczuję.
– To może tradycyjnie zaczniemy od kawy?
Sebastian, nie czekając na odpowiedź, podszedł do budki, od której niósł się aromat zmielonych ziaren. Dostrzegł jej rozczarowanie, ale postanowił zrobić to po swojemu mimo dominującej postawy terapeutki.
Aletta wybrała ławkę skrytą w cieniu rozłożystego drzewa. Nakazała sobie spokój i wyważenie, by rozegrać to we właściwy i korzystny dla siebie sposób. Zastanowiła się, co w tej sytuacji poradziłby jej mentor. W takich chwilach wyraźnie czuła jego brak.
– Dziękuję za kawę.
Odebrała od mężczyzny gorący kubek, wiedząc, że zamówił jej ulubioną. Wypiła łyk, delektując się smakiem. Postanowiła do sprawy podejść rzeczowo i bez emocji, w końcu tak samo poradziłaby swoim klientkom.
– Niewiele pamiętam z naszego wieczoru. Chciałabym wiedzieć, co się wydarzyło.
– Niczego pani nie pamięta?
– Wspomnienia są dość mgliste.
– Ale czuje pani, że narozrabiała?
– Narozrabiałam?!
Sebastien pokiwał głową, z uśmiechem patrząc kobiecie w oczy.
– Pocałowała mnie pani. Tak, od tego się zaczęło.
– Pocałowałam... – rzuciła z zaskoczeniem Aletta i napiła się znów cappuccino.
– A ja odpowiedziałem – wyjaśnił Sebastian.
– Byłam pijana, więc wykorzystał pan okazję.
– Ja wykorzystałem? Aletto, zwabiłaś mnie do swojego mieszkania i to ty chciałaś mnie wykorzystać, na szczęście się temu przeciwstawiłem.
Aletta szerzej otworzyła oczy, zaskoczona nie tylko tym, że coś takiego miało miejsce, ale także że Sebastian zwrócił się do niej po imieniu.
– Nie przyjmuję tego do wiadomości. Znam samą siebie.
– A ja miałem szansę poznać cię bliżej, Aletto.
– Teraz mówimy sobie na ty? – zapytała ze zmarszczonymi brwiami. Wcześniej sama na to nalegała, teraz wolałaby skryć się za oficjalnością.
– Po tym, co się wydarzyło...
– Co jeszcze się wydarzyło?!
– Poszliśmy do sypialni i... położyłem cię spać.
Aletta czuła, że to nie wszystko.
– Nie uprawialiśmy seksu – podkreśliła.
– Nie. – Pokręcił głową. – Choć było blisko, poniosło nas...
– Wystarczy. – Aletta zerwała się z ławki i podeszła do kosza na śmieci, dopiła kawę i wyrzuciła kubek. Potrzebowała tej chwili, by się zdystansować i wyciszyć emocje.
Wróciła na ławkę już pełna spokoju.
– Jestem zaskoczona.
– Ja również byłem.
– Sobą. Jestem zaskoczona sobą.
Przyjrzała się mężczyźnie, podsumowując to, co o nim wiedziała. Nie zauważyła u niego żadnych odchyleń od normy, nie dostrzegła zaburzeń. Wysocki był pewny siebie, stabilny, jednak nie znała jego przeszłości ani najbliższego otoczenia. Trzymał swoją prywatność z dala od jej wnikliwości, tym samym wzmacniając jej ciekawość.
– Alkohol bywa powodem wielu głupstw.
– Czyli to nie była słabość do mnie? – zapytał z rozbawieniem.
– Może jednak trzymajmy się strefy zawodowej, panie Wysocki.
– Skąd ta zmiana? Od początku naszej znajomości chciała pani przejść ze mną na ty, a gdy już uległem, pani zmienia zdanie? To dość niestabilne, przyzna pani.
– Owszem, przyznaję panu rację, że nie ma co łączyć sfery zawodowej z prywatną. Źle się to kończy.
– Jak pani sobie życzy – odpowiedział z uśmiechem.
– Tak będzie najlepiej, zważywszy na to, co chcę panu zaproponować. Skoro mamy tę niefortunną sprawę wieczoru zamkniętą, przejdźmy do ważniejszej, do śmierci mojego ojca. Czy znalazł pan coś jeszcze? Ledwo godzę się z tym, że popełnił samobójstwo.
Sebastian spoważniał, rozważając, co jeszcze jej powiedzieć. Alettę Różańską poznał na tyle, by wiedzieć, jak dociekliwą osobą była i że może nie odpuścić, dopóki nie pozna każdego szczegółu. Postanowił więc poruszyć inną kwestię, która go zaskoczyła.
– Nie będę opisywał, jak to się wydarzyło, bo to tylko bardziej naruszyłoby pani spokój.
– Powinnam to usłyszeć. Swoim klientom radzę, by zmierzyli się ze swoim lękiem i prawdą, byłabym niewiarygodna, gdybym sama przed nią uciekała – rzekła z pewną wyższością.
Sebastian popatrzył w oczy kobiety, z trudem powstrzymując odruch odgarnięcia z jej policzka pasma włosów, które zdmuchnął wiatr. Teraz wydawała mu się krucha, zwłaszcza że wyczytał w jej oczach wahanie.
– Na pewno pani tego potrzebuje?
– Nawet nalegam.
– Zacznijmy więc od niedopowiedzianych szczegółów, o których pani nie wspomniała. Pani ojciec, odchodząc, decydując się na ten dramatyczny krok, pozostawił swoją żonę w żałobie, ale i panią, jedyne swoje dziecko – powiedział, licząc, że sama mu to wyzna.
– Mama bardzo go kochała, myślę, że dlatego milczała tyle lat. Stworzyła obraz ojca idealnego, w który wierzyłam, nie chciała tego niszczyć. Jeszcze z nią o tym nie rozmawiałam. Przygotowuję się – wytłumaczyła.
Sebastian poczuł rozczarowanie, więc musiał zapytać o to wprost.
– Mówiła pani, że słabo go pamięta, jednak on panią adoptował, formalnie stając się pani ojcem.
Aletta pokręciła głową, nie dowierzając temu, co słyszy.
– Panie Wysocki, co pan sugeruje?! – zapytała z oburzeniem.
– Nie sugeruję... Maciej Różański nie mógł być pani biologicznym ojcem, bo nie miał dzieci. Myślałem...
Aletta zerwała się z miejsca i ruszyła przed siebie, zupełnie nie zwracając uwagi na otoczenie. Wesoły gwar niósł się dokoła, lecz ona była poza nawiasem tej radości. Zapętlona w swoich myślach i skupiona na słowach, które raz po raz odtwarzała, by zrozumieć ich sens, jednak wciąż go odrzucała, bo był zaprzeczeniem tego, w co wierzyła i co było prawdą, w jaką wrosła.
Zatrzymała się przy fontannie, która delikatną mgiełką zwilżyła odsłoniętą skórę jej ramion. Aletta zaczerpnęła tchu, zrobiło jej się gorąco, poczuła ucisk w skroniach. Próbowała się uspokoić, by nie wpaść w panikę, jednak z każdą chwilą narastał w niej strach i po chwili pośpiesznie chwytała powietrze.
Silne dłonie chwyciły ją za ramiona i odwróciły. Aletta mimowolnie spojrzała w szare oczy, które pojawiły się na jej poziomie. Porównała ich odcień z mgłą unoszącą się na mokradłach.
– Aletto, wszystko jest dobrze – powiedział Sebastian, zapewniając, że jest bezpieczna. Powtarzał słowa ukojenia, aż jej oddech zwolnił.
– Przepraszam... Nie zdarza mi się to. Nie wpadam w panikę.
– Zdarza się najlepszym. Trudna prawda zazwyczaj zwala z nóg – zapewnił ciepłym głosem, po czym chwycił jej dłoń i pociągnął w stronę Giełdy Staroci, chcąc opuścić głośny i nasłoneczniony skwer.
Aletta nie cofnęła ręki i bez słowa szła obok niego, po chwili wchodząc pomiędzy stoiska wypełnione antykami i starociami. Przy jednym z nich się zatrzymała.
– Zawsze tu szukałam starych płyt winylowych dla mentora, by miał czego słuchać na swoim gramofonie. Włączał muzykę po ciężkich sesjach z pacjentami i zawsze na koniec dnia pracy.
Sebastian zrozumiał jej zmianę tematu i go podjął.
– Sama też lubisz słuchać – powiedział, poznając ją coraz lepiej.
– Tak, zaszczepił we mnie tę miłość do przebojów z dawnych lat. Zabawne, chciałam poznać jego przeszłość, a odkryłam swoją, która nie jest taka, w jaką wierzyłam.
Wciągnęła powietrze, starając się utrzymać równowagę, sama jednak myśl, że mężczyzna, którego uważała za ojca, wcale nim nie był, wydawała się jak na razie nie do zaakceptowania. Z trudem ją do siebie dopuszczała.
– Mentor nie powiedział pani prawdy – rzekł po chwili, wracając do oficjalnej formy, tak jak sobie tego życzyła.
– O czym pan mówi? – zapytała, budząc się z zamyślenia.
Opuścili tłum giełdy, zatrzymując się pod gęstymi konarami drzew, przez które nie mógł przedrzeć się żaden promień słońca, przez co czuło się przyjemny chłód.
– O tym, że Maciej Różański nie był pani biologicznym ojcem.
Aletta wiedziała, że musi wyjaśnić wiele spraw, ale myśl, że mentor, jej przyjaciel, ukrył przed nią tak znaczącą informację, bardzo ją zabolała. Zamierzała porozmawiać z matką, dowiedzieć się całej prawdy. Zaczynało jej to ciążyć, wręcz przytłaczać. Miała nadzieję, że znajdzie się na to łatwe wytłumaczenie, które zaleczy jej ból rozczarowania.
– Powinnam dokładnie poznać okoliczności jego śmierci. Mimo że Maciej Różański nie był moim ojcem, oficjalnie jako taki figuruje.
– Pani Aletto, to policyjne akta.
– Och, naprawdę – zdenerwowała się, wracając w pełni do równowagi. – A kto mnie prosił, bym zajrzała w akta pacjentów szpitala? Przypominam, że chronione tajemnicą lekarską.
– Podobno pani nie zajrzała.
– Oczywiście, że nie. To złamanie prawa – skorygowała się, studząc gniew.
– Więc sama pani rozumie, że nie mogę tego pani udostępnić. – Wzruszył ramionami z pewną bezradnością.
– Panie Wysocki, zatrudniam pana.
– Mam dość dużo spraw.
– Zapłacę podwójnie.
– Bardzo pani zależy.
– Muszę poznać wszystkie odpowiedzi na temat mojego ojca i odkryć przeszłość mentora. Potrzebuję pańskiej pomocy w odnalezieniu Anieli, kobiety, która podarowała mu jego ukochany zegarek z dewizką.
– Moja cena może się pani nie spodobać.
– Zapłacę każdą. Mam oszczędności. Mentor zostawił mi też swoje konto.
– Nie powiedziałem, że to będzie płatne w gotówce.
– Kartą? – dopytała, tłumiąc zwątpienie. Nie była pewna, czy podoba jej się błysk w jego oczach.
– Raczej mam na myśli uzupełnienie informacji. O pani, pani Aletto.
– Mam opowiadać panu o sobie?
Bardziej nie mógł jej zaskoczyć. Jego prośba jednak wywołała jej opór, bo mimo że dzieliła się wieloma rzeczami z innymi, miała swoje skrywane tajemnice i słabości, których zdecydowanie nie chciała wyciągać na światło dzienne.
– Dokładnie. Pierwsze moje pytanie, żebym mógł ocenić wartość pani współpracy, brzmi: dlaczego zimą nosiła pani za duży płaszcz?
Sebastian miał swoje przypuszczenia, jednak wolał usłyszeć odpowiedź wprost. Pamiętał, jak zjawiła się w jego biurze w za dużym płaszczu, z lokami zasłaniającymi jej część twarzy i w adidasach, które sprawiły, że nie słyszał jej kroków. Była niewysoka i drobna, a potrafiła przykuć jego uwagę.
– To był zakup pod wpływem chwili – rzuciła, szybko podejmując decyzję, najlepsze wsparcie mogła bowiem dostać tylko od niego. Musiała przeboleć, że szybko ją zdiagnozował, mimo że starała się to przed jego wnikliwym osądem ukryć. – Śpieszyłam się do pracy, a zima przyszła niespodziewanie.
– Zazwyczaj zjawia się w grudniu – uściślił z powagą.
– O tym mówię. Zastał mnie grudzień. Nie było mojego rozmiaru, a płaszcz bardzo mi się spodobał.
– Rozumiem, że nie miała pani dość czasu, by poszukać jednak innego w swoim rozmiarze, chociażby w sklepie obok? – Uśmiechnął się na potwierdzenie faktu, że Aletta jest osobą poświęconą pracy, całkiem zapominającą zadbać o siebie.
– Niestety, praca wzywała, pacjenci czekali. Może mi pan teraz śmiało przypiąć łatkę pracoholiczki.
– To już ustaliłem na początku naszej znajomości. Myślałem jednak, że kryje się za tym jakaś ciekawsza historia.
– Raczej proza życia. Czuje się pan rozczarowany?
– Odrobinę, ale może kolejna odpowiedź bardziej mnie poruszy. Pani Aletto, jaką miała pani przypadłość wieku dziecięcego, że potrzeba było pomocy psychiatry? Pani mentora Bo?
Odpędzała wszelkie niespokojne myśli, które dziś uderzyły w nią z mocą, wręcz wytrącając z wrodzonego spokoju i opanowania.
Jednak rozpoczęła dzień spokojnie, wraz ze słońcem, które z impetem wprosiło się do jej mieszkania, ogrzewając je promieniami. Podeszła do okna i przyjrzała się rzece Parsęcie, której falisty nurt mienił się iskrami. Oślepiały ją, choć nadal patrzyła, jak upodabniają się w jej oczach do brokatu w kolorach tęczy. Ten dzień zupełnie inaczej miał wyglądać, nie przynosząc efektu tsunami, nie niszcząc tego, w co wierzyła od dziecka. Bo jak uwierzyć w fakt, że jej ojciec nim nie był?
Aletta zatrzymała się przed gabinetem, który odziedziczyła po doktorze Zakrzewskim. Popatrzyła na szyld ze swoim nazwiskiem, pamiętając, jak jeszcze niedawno detektyw Wysocki pomógł jej go zawiesić. Udało jej się, stworzyła stabilność i utrzymywała równowagę, może z naciskiem na pracę, ale zgodną z jej wyborem. Wolny czas lubiła poświęcać pacjentom.
Wydawało się, że po stracie mentora wszystko zmierzało ku lepszemu, tym bardziej że jej pustkę i samotność wypełniły dwie kobiety, które zgłosiły się do niej na terapię. Pomagała im wyjść na prostą, w pewnym momencie przekraczając niedozwoloną granicę pacjent–terapeuta. W tamtej jednak chwili, w poczuciu straty i utraty stabilności, uchwyciła się nici zrozumienia i wsparcia, jakie od nich dostała.
Okazało się, że mimo różnic pokoleniowych świetnie się rozumiały i wzajemnie mogły sobie pomóc. Eryka była kobietą po czterdziestce, pełną energii i siły do działania, a Julia po dwudziestce, z wrażliwością i optymizmem, którym chętnie się dzieliła. Aletta siebie postrzegała jako oazę rozsądku i zrównoważenia, nie robiąc nic, co by odbiegało od doświadczenia zdobytego w psychoterapii. Ich znajomość dość szybko przybrała formę przyjaźni i wypełniła życie Aletty nowymi emocjami.
Popatrzyła na klucze w swojej dłoni, czując wahanie. Mentor Bo nie powiedział jej o swojej przeszłości, szczelnie ją przed nią ukrywając, zabolało jednak to, że nie wyznał jej prawdy o niej samej, mimo że był jej przyjacielem.
Wsunęła klucz do zamka, ale drzwi okazały się otwarte. Zaskoczona nacisnęła klamkę i weszła do niewielkiego korytarza pełniącego funkcję recepcji z ladą, krzesłami dla klientów, stojakiem na parasole i antycznym zegarem ustawionym w kącie, wygrywającym swoją wyuczoną melodię. Dokoła wszystko wyglądało tak jak zawsze. Drgnęła, gdy w pokoju socjalnym coś spadło na podłogę i rozbiło z hukiem. Po chwili usłyszała przekleństwo i odetchnęła, rozpoznając męski głos.
– Dzień dobry, panie Michale – powiedziała, wchodząc do kuchni.
Całe mieszkanie przerobiono na potrzeby gabinetu, znalazło się miejsce na łazienkę, pokój do spotkań superwizyjnych i ten najważniejszy, którego ściany wchłaniały coraz to nowe porcje problemów, każdą ważną skrywaną tajemnicę i emocje pacjentów – gabinet psychoterapii.
– Pani Aletto... przepraszam, chciałem przygotować kawę na pani przyjście – usprawiedliwiał się młody mężczyzna, wyraźnie wystraszony.
– To miłe, ale niepotrzebnie się pan z tym śpieszył.
Aletta przykucnęła i pomogła mu zbierać skorupy filiżanki. Porcelanowa z malowidłami była częścią kompletu należącego do dawnej recepcjonistki Ireny, która na swojej emeryturze pomagała mentorowi Bo. Po jego śmierci odeszła, by zadbać o zdrowie, a ona musiała teraz znaleźć kogoś na jej miejsce.
Popatrzyła na resztki porcelany w dłoni, pokazujące, jak spontaniczne i czasem drastyczne sytuacje spotykają nas w życiu, niejednokrotnie bez naszej winy. Pozbawiają nas wspomnień czy rzeczy, które udowadniały kruchość istnienia i nietrwałość stałości.
– Proszę zostawić, bo się pani skaleczy. Zaraz to posprzątam.
Aletta wyczuła jego zdenerwowanie, co wcale jej nie zdziwiło. Michał Kuszycki był jej klientem, a przez dziwny zbieg okoliczności stał się tymczasowym recepcjonistą do czasu znalezienia kogoś odpowiedniego na to stanowisko. Ostatnio zatrudniona kobieta wniosła więcej problemów niż pożytku. Aletta nie śpieszyła się więc z wyborem, korzystając z pomocy młodego chłopaka.
– Jak idzie wykonywanie zadań? – Aletta z uśmiechem podała mu zmiotkę.
– Staram się wypełnić jedno po drugim, ale to trudne.
Nieśmiałość i lęk społeczny trzymały Michała w klatce mentalnej. Aletta z każdą sesją próbowała mu pomoc ją opuścić. Wykonywał zadania mające go bardziej otworzyć na świat i ludzi, by nie ukrywał się w strachu, który paraliżował jakiekolwiek działania i trzymał w samotności i odosobnieniu.
Michał pracował w ośrodku wczasowym jako konserwator sprzętów, czasem jako recepcjonista w zastępstwie na nocnej zmianie. Zajmował się też schorowaną matką, starając się dorabiać, by starczyło na jej lekarstwa.
– Dobrze ci idzie, z każdym krokiem tylko do przodu, pamiętaj, zaczyna się od tego, co sam o sobie myślisz – przypomniała mu z uśmiechem.
Poznali się przed jej gabinetem, gdy nad jego drzwiami wisiał jeszcze szyld z nazwiskiem doktora Zakrzewskiego. Parę razy go zagadnęła, widząc, że ma problem. W końcu przemógł się i zdecydował na terapię, by wyjść ze swoich ograniczeń.
– I żebym zbytnio nie analizował i nie skupiał się tylko na sobie.
– Nie oceniając krytycznie każdego swojego ruchu czy wypowiedzianego słowa – dodała Aletta, nieraz mu o tym przypominając.
– Więc, zrobiłem to... Wybrałem się do kina. Na początku mnie to stresowało, ale później się rozluźniłem i cieszyłem filmem.
Aletta zapytała o film, na jaki się wybrał, i usłyszała szeroką relację, co było w jego wykonaniu sporym progresem. Terapia przynosiła rezultaty, wcześniej wyciągała z niego słowo po słowie, teraz stał się bardziej otwarty. Przepracowywał swoje wewnętrzne blokady, choć jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy.
Weszła do gabinetu z parującą kawą; wnętrze rozświetlało słońce, przeganiając każdy cień. Aura mentora zanikała, czyli mrok, w którym się lubował. Okna zasłonięte ciemnymi storami, nieprzepuszczającymi nawet światła dnia, miały pomagać klientom w zwierzeniach, wydobywając najbardziej skryte rany i tajemnice. Ona jednak zdecydowała się na jasne zasłony, zapraszając do wnętrza blask, wprowadzając tym oddech świeżości.
Obecność mentora dostrzegała w szczegółach pomieszczenia, takich jak szczelnie wypełnione regały z książkami sięgające samego sufitu. Dwa wygodne fotele i kozetka pozostawiona jako symbol dawnych wyobrażeń o psychoanalizie. Nie zamierzała pozbywać się rzeczy po mentorze, jego antycznego biurka z jasnym blatem czy stoliczka z gramofonem, który ożywiał dźwiękiem dawne melodie.
Podeszła do urządzenia i wzięła z półeczki pierwszą płytę w wysłużonej kartonowej obwolucie. Umieściła ją na platformie gramofonu i opuściła igłę, a po chwili rozległy się pierwsze takty muzyki i towarzyszący temu szum.
Miłość ci wszystko wybaczy,
Smutek zamieni ci w śmiech,
Miłość tak pięknie tłumaczy
Zdradę i kłamstwo, i grzech.
Choćbyś ją przeklął w rozpaczy,
Że jest okrutna i zła.
Miłość ci wszystko wybaczy,
Bo miłość, mój miły, to ja...[1]
Aletta podeszła do okna zasłuchana w słowa piosenki. Miłość to rodzaj zatracenia połączonego z uzależnieniem, jak głosiła teoria. Dla niej była raczej niezgłębioną tajemnicą, z którą się jeszcze dokładnie nie zmierzyła. Mentor mówił o niej jako o zdolności, którą jedni mogą mieć, a innym może nie być dana. Doświadczać jej można na różnych poziomach, zależnie od stopnia własnej wrażliwości. Niektórzy potrafią się w niej zatracić, nawet gubiąc samego siebie, a inni zupełnie nie poddają się fali uniesienia, wciąż szukając tego, o czym tak szeroko się mówi, pisze i śpiewa.
Owszem, przeżyła zauroczenia, wydawało się, że i zakochania, jednak po czasie okazywało się to jedynie chwilową euforią, pożądaniem, które z czasem bladło, tracąc na znaczeniu. U każdego z jej byłych partnerów wcześniej czy później ujawniła się jakaś przypadłość czy zaburzenie. Z mentorem Bo wszystkie te przypadki analizowali, wyciągając niezbędne wnioski dla ich pracy, jednak nigdy nie powiedział jej tego, co było aż tak rażące i kłuło w oczy, a z czego sama nie zdawała sobie sprawy. Po czasie dostrzegła schemat, jakim się kierowała w wyborze partnera. Wybierała takich, którzy potrzebowali pomocy, a ona właśnie mogła im pomóc.
To była kolejna sprawa, jaką przemilczał, choć i w tym mógł ją wesprzeć. Mogła to tłumaczyć sobie tym, że sam wzbraniał się przed miłością, nie dając żadnej kobiecie szansy na stworzenie z nim rodziny, do końca życia pozostał sam.
W jego ulubionym zegarku z dewizką, z którym się nie rozstawał, odkryła grawer ze słowami miłości i z podpisem „od Anieli”, co mogło świadczyć, że był w jego życiu ktoś, kto go kochał. Doktor nigdy nie wspomniał tego imienia, dlatego tym bardziej pragnęła odkryć jego przeszłość.
Sięgnęła po zegarek zawieszony na łańcuszku na szyi, sprawdzając czas do czekającej ją sesji. Uśmiechnęła się na myśl o tym spotkaniu, bo klientka była jej bliska. Przyszła do niej kilka tygodni temu, pełna niepokoju i niepewności. Podczas trwania terapii przeszła ogromną przemianę, odbudowując swoją pewność siebie. Aletta miała w tym niemały udział i tak jak uwielbiała moment rozpoznania i zmierzenia się z zaistniałym problemem swoich pacjentów, tak ten końcowy etap zdrowienia był zawsze najlepszy. Kobieta stała się jej przyjaciółką i właśnie oczekiwała jej z niecierpliwością.
Julia zerwała się z pościeli i zachichotała, gdy Wojtek złapał ją za rękę i z powrotem wciągnął do łóżka. Chwycił ją w talii i pocałował.
– Nie uciekaj.
– Muszę. Mam sesję z Alettą.
Pocałowała go mocno w usta i oswobodziła się z jego ramion. Pomknęła do łazienki, bo zostało jej niewiele czasu na przygotowanie się do wyjścia. W kafeterii miała poranną zmianę, więc po południu była w domu. Wojtek, znając jej grafik, wyrwał się z pracy, by razem zjedli obiad na mieście. Później trafili do jej mieszkania i kochali się bez pamięci.
Julia przejrzała się w lustrze, szczotkując jasne włosy. W oczach miała blask, a usta same układały się do uśmiechu. Przepełniało ją prawdziwe i zupełnie naturalne szczęście, choć jeszcze niedawno sądziła, że było ono dla niej niemożliwe, zwłaszcza gdy oglądała swoją smutną, udręczoną twarz.
Wyszła z łazienki i szybko się ubrała. Wojtek uśmiechał się do niej, nic nie mówiąc. Nie musiał, wiedziała, o czym myśli, gdy tak na nią patrzy. Był jej „facetem w deszczu”, bo przy akompaniamencie gwałtownych kropli padających z nieba się poznali. Wtedy była rozbita i zagubiona, a on wydawał się ostoją. Skorzystała z jego zaproszenia na kawę, myśląc, że więcej się nie spotkają, los jednak zdecydował inaczej.
– Nie ciesz się tak. Była mowa o chwili.
Rzuciła w niego poduszką, kiedy się roześmiał. Miała do niego słabość, jego pocałunki wywoływały dreszcze, a czuły dotyk rozkosz. Doświadczyła jego dobroci i bliskości, a wszystko dlatego, że sobie na to pozwoliła.
– Zadowoliłem swoją kobietę, czy to źle? – zapytał z wymuszoną powagą. – Nie chcę ograniczać ci przyjemności.
– Przez ciebie się spóźnię.
– Aletta ci wybaczy. Mnie obarcz za to winą.
– Wywracasz mój świat do góry nogami.
– Nie, kochanie, ja go przywracam do równowagi.
Wojtek podszedł do Julii, ujął jej twarz delikatnie w dłonie i pochylił się, by pocałować jej usta. Bez pośpiechu i namiętnie. Uwielbiał, kiedy po chwilowym wahaniu odpowiadała. Kobieta w deszczu naprawdę była jego.
– Czy na pewno tego potrzebujesz?
Julia wiedziała, o co pytał. Doceniła jego troskę, dostrzegła w jego oczach niepewność. Lubiła każdą jego wersję, tę poważną, opiekuńczą, choć najbardziej podobał jej się uśmiechnięty i zadziorny.
Pomrugała, chcąc powstrzymać wzruszenie. Wiele się wydarzyło, dużo przeszła, skrajne emocje rozbujały jej świat, teraz pomalutku zwalniał, już tylko się kołysał, przynosząc ulgę, a zawdzięczała to po części Wojtkowi.
Już przy pierwszym spotkaniu uwięził ją wzrokiem, przez ten czas, gdy się poznawali, szukała w nim sprzeczności, nadsłuchiwała, by nie przeoczyć alarmowych dzwonków. Żyjąc kilka lat w toksycznym związku, była wyczulona na wszelkie manipulacje i naciski, jednak mimo czujności nie dostrzegała niczego, przed czym powinna się bronić. Wojtek był zupełnie inny od byłego partnera, mimo że nie zarzucał jej komplementami, czuła jego adorację, nie w słowach, ale w gestach okazywał jej uczucia. Spokój, jakim emanował, otulał jej psychikę, dając upragnioną harmonię. Potrafił być podporą i zapewnieniem, że będzie dobrze, cokolwiek by się działo. Przy nim czuła się w pełni sobą, nie mając powodu, by się zmieniać i do niego dostosowywać.
– Tak, potrzebuję. Skoro zmierzyłam się z tym, co mnie spotkało, teraz pora dowiedzieć się reszty i ostatecznie zamknąć ten rozdział.
W Julii po wyjeździe do rodziców i spędzeniu z nimi kilku dni pojawiło się wiele wątpliwości.
– Nie chcę, żebyś znowu była smutna.
– Pytania bez odpowiedzi nie dają mi spokoju. To wciąż jeszcze do mnie wraca, ta cała toksyczność, którą zafundował mi Damian. Wiem, to część procesu leczenia, muszę pozwolić sobie przyjąć rzeczywistość taką, jaką była, raniącą i niszczącą, bez zakładania filtra i usprawiedliwiania jego zachowania. Przeszłość wiele nam mówi o nas samych, więc tam chcę znaleźć odpowiedzi.
– W takim rzazie powodzenia, kochanie.
Razem wyszli z mieszkania i wsiedli do auta Wojtka. W drodze do centrum nie poruszali już trudnych tematów. Julia wysiadła pod samym gabinetem i przed wejściem jak zwykle zerknęła na szyld Aletty, teraz bliskiej jej osoby. To dzięki niej zaczęła się w niej przemiana, gdy psychicznie wymęczona zgłosiła się po fachową pomoc.
Nim weszła, dała sobie chwilę na docenienie tego, gdzie jest i w jak dobrym stanie. Wokół rozkwitało lato z zapachem drzew i ciepłym dotykiem wiatru. Poczuła się jak kwiat, który budzi się w blasku słońca, po deszczu, który zbyt długo gościł w jej życiu.
Weszła do gabinetu, witając się z recepcjonistą Michałem, poprosiła o kawę i kierując się korytarzem, doszła do gabinetu, z którego przez uchylone drzwi uciekały ostatnie nuty piosenki z dawnych lat. Z uśmiechem przywitała się z terapeutką.
– Julio, dobrze cię widzieć. – Aletta zerwała się z fotela przy biurku i uściskiem przywitała się z kobietą. Wnikliwie oceniła jej stan, a widząc w oczach przybyłej iskry zadowolenia, mimowolnie odetchnęła. – Pięknie wyglądasz.
– Życie z Wojtkiem jest pełne radości – przyznała ze szczerością Julia.
Wyznała już Aletcie wiele trudnych doświadczeń ze swojego życia, a ta podtrzymywała ją, gdy nieraz upadła. Wyciągnęła pomocną dłoń, by mogła się na niej wesprzeć i stanąć na nogach. Tym bardziej teraz chciała podzielić się szczęściem.
– Czy to miłość? – spytała ostrożnie Aletta.
– Nie wiem, chyba potrzebuję więcej czasu, by to potwierdzić.
– Nie można się oszukiwać, jak i śpieszyć w tak delikatnej materii – zgodziła się z uśmiechem terapeutka.
Aletta poznała Julię, gdy ta zgłosiła się na oddział w szpitalu. Umęczona psychicznie, zupełnie zawłaszczona i z poczuciem winy na barkach, bała się, że dzieje się z nią coś niedobrego. Prawda była jednak bardziej przerażająca i bolesna.
– Z moim toksycznym narzeczonym było szybko i jak w bajce. Bombardowanie miłością, chyba tak to określiłaś – wspominała Julia, wracając do początku terapii.
Dziś mówiła o tym ze spokojem, odzyskała równowagę i dostrzegała to, co jej tak długo umykało, a zostało zniekształcone przez uczucia i iluzję, w którą chciała wierzyć.
– Osoby o zaburzeniu narcystycznym mają swój urok i stosują skuteczną, choć subtelną manipulację.
– Dostawałam to, o czym mówiłam, czego potrzebowałam. Przynajmniej na początku. Później zaczął swoją grę.
– Wygrałaś to, Julio, przejrzałaś jego zasady gry i zastosowałaś swoje, by się chronić.
– Raczej sprawdzone i działające na każdego narcyza – przyznała, czując się, jakby odbyła szkolenie życia, które ją całkiem zmieniło. – Dodało mi to sił i starło łatkę ofiary, a tego najbardziej potrzebowałam.
– Dzwonił do ciebie? Czy Damian dał ci już spokój?
Aletta wiedziała, że osoby o zaburzeniu narcystycznym mają swoje wyobrażenie nie tylko o świecie, ale także o sobie i innych. Nie przyjmują do wiadomości obrazu rzeczywistości, który odbiega od ich oczekiwań, z uporem chcą go kształtować zgodnie ze swoją wizją. Julia odeszła od Damiana, to była jej decyzja, jednak narcyz zawsze lubił stawiać kropkę na końcu zdania. Poczucie, że to on został porzucony czy zostawiony, godziło w jego wyjątkowość, jak sam o sobie myślał.
– Zamilkł, jeśli o to pytasz. Nawet gdyby się odezwał, już jestem nieczuła na jego zagrania i manipulacje. Nie będzie więcej grał na mojej wrażliwości, już nikomu na to nie pozwolę.
– Jestem pod wrażeniem, Julio. Naprawdę odrobiłaś lekcję. Musisz jednak zdawać sobie sprawę, że narcyzi odgrywają różne role. Jeśli jedna się nie sprawdzi, stosują inną, by ich zawsze było na wierzchu. Czasem może wydawać się, że popracowali nad sobą i się zmienili, to jednak kolejna iluzja.
– Gdy się zdaje egzamin poprawkowy, coś jednak w głowie zostaje. – Roześmiała się, wiedząc, że potrzebowała kilku lekcji i sprawdzianów, by to w końcu pojąć. Mogła już o tym mówić ze spokojem, bo zdystansowała się emocjonalnie, zobojętniała, a tym samym uwolniła. To uważała za swój największy sukces. – Dzwonił kilka razy, odebrałam raz, był miły i troskliwy. Jego gry mnie znużyły, w rozmowie z nim cały czas trzeba być uważnym, to męczące i trudne do wytrzymania.
– Lubią usypiać naszą czujność, by ponownie dostać to, na czym im zależy. Poczucie kontroli i mniemanie, że są lepsi, jest u nich odruchem. – Aletta urwała, gdy w drzwiach pojawił się Michał z filiżankami kawy. Gdy ponownie zostały same, popatrzyła na kobietę z powagą. – Dobrze. Skoro w tej kwestii radzisz sobie doskonale, to przejdźmy do kwestii, jaka cię jeszcze frapuje.
Julia napiła się kawy, wpatrując się w firankę, którą bawił się wiatr. Wpraszał przez uchylone okna, przynosząc ciepłe podmuchy.
– Odwiedziłam rodziców, musiałam się przekonać.
– Cieszę się, że podjęłaś i to wyzwanie, Julio. Zmierzenie się z lękiem to najlepszy sposób, by się go pozbyć.
– Nie było łatwo to zobaczyć, coś, co od zawsze wydawało się normalne. Wyrastałam w tej rzeczywistości, w tych relacjach, sądziłam, że wszędzie jest tak samo.
– Każdy z nas wychodzi z innego domu, z innymi nawykami i spojrzeniem na związek z drugą osobą. Przyjmujemy to za normę, bo nie mamy innego punktu odniesienia. Dziecko oswaja się z tym, co ma na co dzień i w tym wyrasta, tworząc wizje życia – zaznaczyła, pragnąc ją z góry usprawiedliwić, gdyby znowu próbowała uznać siebie za winną sytuacji, na którą nie miała wpływu ani nie mogła się jej przeciwstawić. – Dziecko nie podejmuje walki, nie broni się, bo jest bezbronne, niewinne. Godzi się z tym, co dostaje od rodziców, dopiero w życiu dorosłym zdaje sobie sprawę, co je krzywdziło i co nie jest jednak normą. Niestety, wtedy często obwinia się za bierność, ale to błąd i nadużycie, bo było to poza jego możliwością działania.
– Masz rację, jednak ten wyrzut zalega, doskwiera. Mój ojciec okazał się narcyzem, a moja mama wciąż jest mu podporządkowana. Wyniosłam to z domu i dlatego z taką łatwością wpadłam w manipulację Damiana. To wydawało mi się normą i dlatego na to pozwalałam, a jednak ciężko mi to sobie wybaczyć.
– Przykro mi, Julio.
Aletta dała jej czas, by ochłonęła po tym wyznaniu. Związek z narcyzem, w którym była, opierał się na nierównowadze, gdy jedna strona daje z siebie wszystko, niczego nie dostając w zamian. Narcyz umie tylko przyjmować i jeszcze więcej wymagać, wierząc, że słusznie mu się to należy. Poprzeczka wędruje wyżej za każdym razem, żądania nie mają końca, to nigdy się nie kończy i nie ma się skończyć. Ofiara musi skupić się na jego potrzebach, a gdy tego nie robi czy go w jakiś sposób zawodzi, zostaje poddana subtelnej krytyce, która jej umniejsza, zabiera odrobina po odrobinie jej poczucie wartości, i tak każdego dnia, przez lata, czasem do końca życia.
– Mnie jeszcze bardziej. Prawda znowu nie była dla mnie łagodna, choć pozwoliła mi zrozumieć. – Julia wygięła usta w smutnym grymasie. – Mówiłaś, że ofiarami narcyzów stają się określone typy osób.
– Oczywiście, są to osoby nadwrażliwe i empatyczne, które bardziej od innych przeżywają czyjś smutek i rozpacz, chcą wtedy pomóc, jak tylko mogą, tym bardziej osobom bliskim. Inni poklepią po ramieniu i pójdą dalej zajęci swoimi sprawami, a wrażliwcy się zatrzymają, by wysłuchać i postarać się dać z siebie to, co mają najlepsze. Niestety jest to zazwyczaj wykorzystywane, zwłaszcza przez toksycznych i samolubnych ludzi.
– To prawda. Zobaczyłam, czego brakuje mojemu ojcu, a jak wiele dobroci i wrażliwości ma moja mama. Dostrzegłam schemat dobrze mi znany, takim samym posługiwał się Damian. Wtedy tego nie widziałam, nie zdawałam sobie sprawy – rzekła smutno.
– Nie obwiniaj się, Julio. Osoby, które tego nie doświadczyły, nie są w stanie takich rzeczy zobaczyć, nawet te wychowane w zdrowych relacjach. Oczywiście, będą wiedziały, że coś jest nie w porządku, ale obwinią za to charakter danej osoby czy zwykłe niedogadanie się w związku. Problem może być jednak głębszy.
– Słyszałam tę krytykę, umniejszanie, podnoszenie głosu, gdy ojcu coś nie pasuje, albo wymowną ciszę, by pokazać swoje niezadowolenie. Zły dzień, humory, to wydawało mi się normalne, bo przecież zawsze taki był i tak się zachowywał. Oswoiłam się z tym, przyjmując jako coś zwykłego, i akceptowałam. W końcu trzyma nas miłość, którą czujemy do ukochanej osoby czy rodzica.
Aletta słuchała słów Julii, tak bardzo teraz świadomej. Wzruszały smutne nuty w jej głosie świadczące o pogodzeniu się z trudną sytuacją, ale wywołujące jej żal. Czasem jesteśmy bezradni wobec uczuć, dlatego najbardziej ranią nas osoby, które darzymy czymś więcej. Niszczą innych, bo sami mają ubytki wyniesione z rodzinnych domów. Liczy się zatrzymanie tego błędnego koła, by własne życie budować na nowo, nie powielając krzywdzących schematów.
– Inaczej teraz spojrzałaś na ojca?
– Tak jak i na mamę – potwierdziła ze spokojem. – Zobaczyłam odbicie lustrzane siebie, mamę, która stara się zadowolić ojca, by przestał marudzić, choć zawsze było jakieś ale, zawsze coś mu się nie podobało. Wynajdywał coś, by się przyczepić i skrytykować, stworzyć taką sytuację, która wzbudzi w mamie niepokój. Wtedy był usatysfakcjonowany. Mnie też próbował zaatakować.
– Co zrobiłaś?
– Za pierwszym razem byłam zdumiona, potrzebowałam chwili zrozumienia, co się dzieje. Krytyka padała z zaskoczenia, wypowiedziana z jadem i szyderstwem. Powróciły do mnie podobne sytuacje z przeszłości, było to znajome. Jednak nie weszłam w jego grę i odruchowo zignorowałam, powstrzymałam emocje, byłam spokojna jak nigdy.
– Co się wydarzyło później?
– Był zaskoczony, zawiesił się, nie wiedząc, co zrobić. Wycofał się, chyba zobaczył, że ze mną sobie nie pogra. Później jednak ponownie zaatakował, i to bez powodu. Rozmawialiśmy na jakiś mało ważny temat i wyraziłam swoje zdanie, z którym się nie zgodził, wytykając mi niedorzeczne argumenty i mnie krytykując, a na koniec powiedział to, co i ja, samemu sobie przecząc. Chodziło tylko o to, by wprowadzić niepokój, upuścić toksynę, która w nim jest. Byłam wykończona psychicznie, a nazajutrz wyjechałam. Potrzebowałam kilku dni, by wrócić do równowagi.
– Żyłaś kilka lat u boku osoby toksycznej, która czerpała z ciebie energię i cię atakowała. Podniosłaś się, Julio, ale kolejne ataki i siła włożona w obronę powodują, że potrzebujesz dłuższej regeneracji. Cieszę się jednak, że potrafiłaś się temu przeciwstawić.
– Mogłam odpuścić, ale poczułam złość na to, co robił. To było tak rażące i bezczelne, że nie mogłam uwierzyć. Teraz wszystko zrozumiałam. Ten wyjazd był mi potrzebny, by się o tym przekonać.
– W czym dokładnie się upewniłaś?
– U Damiana długo to odrzucałam, bo jak można kogoś kochać i go niszczyć. Wypierałam to, że byłam w przemocowym związku, wprawdzie bez widocznych siniaków, ale z ranami w duszy. Widząc postępowanie ojca, nie potrzebowałam tyle czasu, by zaakceptować przykrą prawdę. Nie usprawiedliwiam już złych zachowań, zwłaszcza gdy jego słowa mnie zraniły.
– Widzę jednak, że coś jeszcze nie daje ci spokoju.
– Mama, chciałabym ją ostrzec, wyzwolić i uleczyć. Z drugiej strony, to mój ojciec. Jak mam powiedzieć jej: uciekaj, ratuj się, bo twoje liczne migreny są skutkiem życia z toksyczną osobą? Ona tego nie zrozumie. – Julia poczuła przytłaczającą bezradność. – Poza tym mam doprowadzić do rozwodu rodziców?
– To zrozumiałe, że masz sprzeczne odczucia.
– Bo wcale nie chcę, by się rozstali, a tym bardziej mówić mamie prawdy, by jej nie zranić, choć pewnie i tak mi nie uwierzy. Sama z oporem to przyjmowałam. Nie chcę być też tą, która zniszczy jej świat.
– Co robi twoja mama?
– Jest księgową, a tata kierowcą i prowadzi firmę budowlaną. Zawsze wyśmiewał mamy dokonania, to, że on więcej zarabia mimo jej studiów. Pamiętam, jak chciała napisać pracę doktorską, planowała zostać wykładowcą, takie było jej marzenie. Zawsze o tym wspominała.
– Wiesz, dlaczego tego nie zrobiła?
Julia pokiwała głową.
– Zapytałam ją o to, powodem był ojciec, uważał, że tego nie potrzebuje, że powinna bardziej skupić się na ich związku i domu, nie na nauce. Nie był zadowolony, więc zrezygnowała, a późnej pojawiłam się ja. Nie powiedziała, że żałuje, ale łatwo było to odczytać.
Aletta usłyszała jej westchnienie.
– Jak się z tym czujesz, Julio?
– Jak po kolejnej bitwie, ale wiem, że ją wygrałam, bo przestałam pomijać to, co kłuje w oczy. Ojciec wypełnił wszystkie punkty bycia narcyzem. Robiąc to, co Damian robił ze mną.
– Tobie udało się wyzwolić. Znalazłaś przyczynę swojego złego samopoczucia i zagubienia.
– Tak, i już nie muszę zadowalać i spełniać wymagań innych, tylko własne.
– Nie tylko, Julio, zatrzymałaś spiralę, w której byłaś, mogłaś wyjść za Damiana i powielać dalej ten toksyczny schemat, co twoi rodzice. Mogły pojawić się dzieci.
– A wychowane przez narcyza, w tym samym klimacie umniejszania i krytykowania, wyrosłyby na łatwy cel dla kolejnych osób, które by je niszczyły.
– Albo same zostałyby narcyzami, bo presja byłaby zbyt silna, by psychicznie ją udźwignąć. Osoby z zaburzeniem osobowości narcystycznej nie tylko wymagają od partnera, ale od wszystkich wokół. Przyjaciół, pracowników, całej rodziny, zwłaszcza od własnych dzieci. Będą stawiać im coraz wyżej poprzeczki, niekończące się żądania, wpajać im, że nie są dość dobrzy, że muszą się starać bardziej, by zadowolić przede wszystkim rodzica narcyza. Kobiety czy mężczyźni o tym zaburzeniu chcą się chwalić wszystkim, czym tylko się da, a własne dzieci nie mogą obniżać ich wartości w oczach innych.
– To okrutne.
– Ale prawdziwe. Taka osoba jest przekonana, że robi to w dobrej wierze, by było idealnie, tak jak to sobie wyobraziła. Kto się przeciwstawi, będzie krytykowany i atakowany. W tym względzie nic się nie zmieni. Każdego traktują jednakowo.
– Bo to spektakl jednego aktora. – Julia zacytowała słowa wypowiedziane kiedyś przez Alettę.
– On gra główną rolę, inni są dla niego, nigdy odwrotnie.
– Zawsze starałam się zadowolić ojca, ale nigdy mi się to nie udało.
– Już wiesz dlaczego.
– Wymagał, by moja uwaga skupiła się na nim, by poczuł się ważny i miał poczucie kontroli. – Julia poznała teorię i mechanizmy, odczuwając to wcześniej na co dzień, w praktyce. – Mówiłaś, że narcyz może zwieść nawet osoby bez takich rodzinnych doświadczeń jak moje, nawet osoby ze zdrowych domów.
– To ich czar, a także niewiedza innych pozwalają im niszczyć drugą osobę. Najpierw dostosowują się do niej, deklarując taką samą wizję życia, ale po niedługim czasie pokazują swoją prawdziwą twarz i potrzebę zaspokojenia swego poczucia niskiej wartości.
– Zastanawiam się, czy powinnam to tak zostawić.
Aletta popatrzyła na Julię z uśmiechem, była osobą wrażliwą i empatyczną, i mimo złych doświadczeń i wykorzystywania nie utraciła tej dobroci.
– Możesz zrobić cokolwiek chcesz, Julio. Podjąć działanie dla własnego sumienia albo zostawić, co też nie będzie złe. Czasem trudno nam kontrolować własne życie, a co dopiero zapanować nad czyimś. Jakie jest twoje?
Julia uśmiechnęła się nieśmiało.
– Okazuje się, że może być szczęśliwe.
– Ależ piękny mamy dzień!
Eryka popatrzyła przez okno na rozświetlone słońcem niebo. Firankę odchylał wiatr, wpraszając się ciepłem do wnętrza. Odwróciła się i spojrzała na mężczyznę, który pojawił się w progu z dwiema filiżankami kawy. Kuszący zapach rozszedł się po sypialni.
– Jerzy, jak mi z tobą dobrze.
Uśmiechnął się, podając kobiecie filiżankę i widząc jej radosne oczy.
– Niebiańska dla ciebie, żebyś poczuła się jak w niebie.
– Słodzisz od rana, czyli to będzie dobry dzień.
Eryka stanęła na palcach i pocałowała Jerzego w usta.
Byli parą od niedawna, ale wciąż się z tym oswajała, nie mogąc uwierzyć w taką niespodziankę od losu. Na razie utrzymywali to w tajemnicy, bo mimo że zmiany się dokonały, oni potrzebowali rozważnego postępowania.
– Nad czym rozmyślasz? – zapytał Jerzy, odczytując każdą emocję wypisaną na twarzy Eryki.
Usiedli na oszklonym tarasie, spokojnie rozpoczynając nowo budzący się dzień. To była celebracja, która ich połączyła. Zaczęło się od sąsiedzkiej znajomości, ich domy położone były obok siebie, oddzielone niskim płotem. Jerzy jako wdowiec wprowadził się z córką, by zacząć wszystko od nowa. Przez lata poznawali się i zaprzyjaźnili. Eryka miała męża i dwóch nastoletnich synów, jednak wszystko powoli się u niej kruszyło i zmieniało, kiedy jej mąż odszedł do kochanki, niszcząc ich utrwaloną przez lata codzienność, a Jerzy był obok, by podać jej pomocną dłoń. Nic już nie mogło być takie samo, nawet gdy mąż postanowił wrócić.
– Napisałam pozew rozwodowy, teraz tylko muszę omówić go z Adamem. W końcu może się nie zgodzić na tryb bez orzekania o winie.
– Przecież dla niego będzie to najlepsze wyjście. To po jego stronie leży wina, reszta to tylko konsekwencje jego decyzji.
Jerzy chciał być obiektywny, ale z trudem mu to przychodziło. Zależało mu na Eryce, pokochał ją już kilka lat temu, nie tylko za to, co zrobiła dla jego córki, obdarzając ją troską i kobiecym wsparciem w życiu bez matki, ale głównie za to, jaką wspaniałą kobietą była. Wcześniej nie sądził, by to skryte marzenie mogło się spełnić i by mógł ją mieć tylko dla siebie. Dostał jednak swoją szansę i ją wykorzystał, nie zamierzając wypuścić jej z rąk.
– Lepiej załatwić to w porozumieniu i ze spokojem – próbował uzasadnić swoje stanowisko.
– Mamy relację koleżeńską. Wydaje się, że osiągnęliśmy względną równowagę, i myślę, że zgodzi się na polubowne załatwienie sprawy, inaczej będzie dalej chujkiem.
Jerzy roześmiał się na ten wulgaryzm w ustach Eryki, lubiła czasem rzucić grubym słowem, robiąc to z klasą i naturalnością. Była żywiołowa. A przede wszystkim to jego kobieta w burzy, która potrafiła przyciągnąć go swoim płomieniem i pozwolić mu się przy nim ogrzać.
– Pogadasz z nim i się dowiesz, ale pytanie jest inne: dlaczego wciąż tego nie zrobiłaś?
– Szukam właściwego momentu. – Czuła, że go nie przekonała, za dobrze się znali. Uwielbiała jego zmysłowy uśmiech, lekkie wygięcie warg i spokój w oczach, który na nią działał. Łączyła ich przyjaźń, coś więcej niż pożądanie. – No dobrze... Obawiam się jego reakcji.
– Rozwód jest z mojego powodu?
– Nie! Jest... Rozumiem – powiedziała, lubiąc jego rzeczowe podejście. – Powinnam to była zrobić, zanim poszłam z tobą do łóżka. Najpierw posprzątać ten bajzel w swoim życiu. To już nie była rodzina, tylko marna sztuka, w której aktorzy nawet nie udają, że potrafią grać.
– Czego naprawdę się boisz?
– Tego, że coś się spierniczy, a jest tak dobrze.
Eryka uśmiechnęła się, bo mimo tych obaw w duszy czuła się szczęśliwa. Jeszcze niedawno uważałaby to za niemożliwe. Zaczęło się zmieniać, gdy zgłosiła się na terapię do Aletty. Psychoterapeutka potrafiła do niej dotrzeć i spowodować, że przepracowała to, co ją niszczyło, a zarówno syndrom kobiety porzuconej, jak i kryzys wieku średniego zaczęły blednąć i mniej oddziaływać na jej życie. Rozkwitła niczym kwiat pod dotykiem słońca, nabrała odwagi i postanowiła pójść za głosem, który połączył ją z Jerzym.
– Nie pozwolimy na to, ja nie pozwolę.
– Ja tym bardziej. – Popatrzyła mu w oczy z nagłym postanowieniem. Budzące się między nimi uczucie było świeże, nabierało sił, chciała jednak je chronić nawet przed własnymi wątpliwościami. – Zrobię to. Już czas.
Jerzy nie chciał na Eryce niczego wymuszać. Czekał tyle lat, więc mógł poczekać jeszcze trochę, ale zdawał sobie sprawę, że dłuższe ukrywanie się nie wchodzi w grę, tym bardziej że nic złego nie robili.
– Dokładkę? – zaproponował.
– Z papierosem?
– Przypominam ci, że rzuciliśmy.
– Tylko że z kawą tak dobrze smakuje.
– Obiecaliśmy Jagodzie.
– Twoja córka jest w Warszawie, więc nas nie przyłapie.
– Cieszę się, że cię mam, Eryko.
– Bo pocieszę cię po wyjeździe córki na studia. – Mrugnęła z rozbawieniem.
– Nie chciałbym wpaść w syndrom pustego gniazda, a ty potrafisz zająć moją uwagę. Może masz jeszcze chwilę...
– Nie! Cokolwiek przyszło ci do głowy, niech wyparuje. Ty idziesz do swojej pracy, a ja do kafeterii.
– Gdybyś zmieniła zdanie... – urwał, gdy nachyliła się, by pocałować go w usta.
– O czym tylko marzysz, ale później.
Eryka szykowała się do pracy. Zatrzymała się przy oknie i popatrzyła na swój dom. Był dokładnie taki, jak chciała, tworzyła jego wizję z radością i miłością, niestety, pod jego dachem niewiele tych uczuć przetrwało, ulotniły się wraz z mijającymi porami roku. Ubolewała nad stratą tego, co było kiedyś dobrze ułożoną codziennością, ewolucja się jednak dokonała, choć nie ona dała jej początek. Dostosowała się, próbowała ratować to, co mogła, ale z czasem zrozumiała, że w końcu trzeba pomyśleć o sobie.
– Pięknego dnia, kochanie. – Jerzy otworzył jej drzwi i odprowadził do auta, pilotem otwierając bramę. Po czym jeszcze pod wpływem impulsu zagarnął kobietę w ramiona i pocałował.
Eryka upewniła się, że zasługuje na wszystko, co najlepsze, zwłaszcza na Jerzego, który patrzył na nią z taką czułością i pożądaniem.
– Myśl o mnie, Jerzyku – rzuciła zalotnie i raptem spoważniała, dostrzegłszy auto męża i jego samego, siedzącego za kierownicą, jak patrzył w ich stronę. Zastygła, widząc, że wysiada z auta i do nich podchodzi. Jerzy stał obok bez ruchu, jak zawsze zachowując spokój.
– Powinienem pogratulować? – zapytał Adam, patrząc na przemian na żonę i sąsiada.
– Dzień dobry, Adamie – przywitał się Jerzy.
– Cóż, jeśli masz szczere intencje, to tak.
Eryka znała każdy grymas męża, jego uśmiech nie był szczery, tym bardziej że w oczach dojrzała urazę. Zdecydowanie nie spodobało mu się to, co zobaczył.
– Nie chwaliłaś się... – Adam skupił wzrok na żonie.
– Chyba nie mam takiego obowiązku.
– Jesteśmy nadal małżeństwem.
– To tylko formalność. – Eryka widziała, że ponownie go zaskoczyła.
Uśmiech Adama, a raczej jego namiastka, całkiem znikł.
– Ja ci swego czasu powiedziałem o swoim odejściu.
– O swojej kochance – poprawiła go twardym głosem. – Ale dopiero wtedy, gdy zdecydowałeś się do niej odejść. Zdecydowanie po fakcie... mężu.
– Wróciłem.
– Chwalmy pana – rzuciła z ironią, zirytowana, że ponownie do tego wracają. Nie rozumiała, po co to robi, sądziła, że już to przepracowali i zakończyli wzajemne żale. – Nie ma to już znaczenia, bo to przeszłość, ale skoro już wiesz, to... przygotowałam wniosek rozwodowy bez orzekania o winie.
– Rozumiem... Masz rację, trzeba w końcu podjąć decyzję. – Adam popatrzył na Jerzego. – Zawsze byłeś blisko mojej żony, pamiętam te wasze schadzki na papierosa czy poranną kawę na twoim tarasie – rzucił jakby mimochodem.
– Eryka wiedziała, gdzie mnie znaleźć, zwłaszcza gdy została porzucona i potrzebowała pomocy – odpowiedział Jerzy ze spokojem.
Kobieta poczuła się zdezorientowana, zwłaszcza że nie tak planowała załatwić sprawę z mężem. Nie sądziła, że przyjmie to z takim chłodem.
– Myślę, że uda nam się załatwić to w pokojowych warunkach – wtrąciła, przerywając mężczyznom wymianę groźnych spojrzeń. – Panowie, bez pojedynków, są przereklamowane. Adamie, cieszę się, że już wiesz, i tym szybciej to załatwimy. Jerzy, widzimy się wieczorem.
Rozluźniła się dopiero po przejechaniu kilku przecznic, ale zarazem doszła do jej świadomości obawa przed konsekwencjami swoich decyzji.
Nadmorskim deptakiem spacerowały tłumy. Niósł się gwar i plusk wody z fontanny, rozsiewającej krople na granitowe płyty. Kołobrzeskie wylane z brązu Mariany zatrzymywały turystów, bez ruchu pozując do zdjęć. Rzeźby mew w różnych odsłonach można było spotkać w kilku częściach miasta.
Dokoła panowała atmosfera beztroski i swobody. Znad morza niósł się zapach letniej bryzy, mieszając się z wonią słodkich przysmaków z licznych budek z przekąskami. Eryka chłonęła klimat miejsca, już z daleka dostrzegając kafeterię; na jej tarasach przed zielonym budynkiem ustawiono stoliki i leżaki, na których rozgościli się klienci Ptaszyny.
Nazwa, jaką wybrała, idealnie kojarzyła się z małym ptaszkiem, potrzebującym czułości i czasu na rozwinięcie skrzydeł, a także z miejscem, gdzie można nabrać sił i poczuć się bezpiecznie. Zgrało się ono z klimatem otoczenia, jakie wykreowała dzięki pomocy innych.
Poczuła spokój, choć jeszcze tak niedawno była kobietą zdradzoną, opuszczoną i samotną, zupełnie niepasującą do rzeczywistości, jaką dopiero co stworzyła. Zmiany następowały drastycznie, ale gdy tylko odważyła się poprosić o pomoc, w jej życie wtargnęło słońce. Przeszła przez wiele zwątpień, dramatów i rozpaczy, jednak dziś już mocno stąpała po ziemi, a w jej otoczeniu zrobiło się tłoczno od przychylnych i bliskich jej ludzi.
Eryka miała nie tylko Jerzego i jego silne ramię, które podtrzymało ją w chwili najgorszego upadku, ale też zyskała przyjaciółki. Jedną z nich była Julia, dziewczyna, do której wyciągnęła pomocną dłoń, gdy ta najbardziej tego potrzebowała, tym samym zyskując jej wdzięczność i przyjaźń. W tamtym trudnym czasie obie pomogły sobie nawzajem, zwłaszcza że Julia po toksycznym związku czuła się zagubiona i niepewna, Eryka zaś pragnęła poczuć się znów potrzebna i dla kogoś ważna.
Miała też nastoletnich synów, z którymi na nowo odzyskała dobry kontakt. Bała się, jak zareagują na jej związek z sąsiadem. Lubili i dobrze znali Jerzego, ale teraz, po dziwnej reakcji Adama, niczego już nie była pewna.
Po