Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Psychoterapeutka Aletta Różańska na dobre zadomowiła się w gabinecie, który otrzymała w spadku po swoim mentorze. Na horyzoncie pojawiają się jednak ciemne chmury – ryzyko podważenia testamentu, a co za tym idzie utrata miejsca, gdzie przyjmuje pacjentów. Kobieta nie zamierza jednak rezygnować, wciąż poświęca się klientom. Wyzwaniem okaże się dość delikatna sprawa, z którą zgłosi się do niej detektyw Wysocki. Tym razem role się odwrócą, ale czy ich współpraca przyniesie efekty?
Julia walczy o równowagę po tym, jak jej życie legło w gruzach. Zaczyna od początku, próbując uleczyć się po toksycznym związku. Cienie i lęki są na tyle żywe, że nie dają się łatwo rozproszyć. W jej nowej relacji pojawiają się pęknięcia i nurtujące pytanie, czy po złamanym sercu kolejna miłość jest właściwym lekarstwem.
Eryka porzuciła starą drogę i teraz w pojedynkę mierzy się z samą sobą i diagnozą, którą postawiła jej Aletta, podczas gdy pomysł na otwarcie kafeterii nabiera realnych kształtów. Musi jednak nie tylko uporać się z tym, co skrywa głęboko w sercu, lecz także odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jeszcze może kogoś pokochać.
W Kołobrzegu, przy dźwiękach burzy i uderzeń deszczu, budzi się wiosna. Trzy kobiety mierzą się ze swoimi wyzwaniami, z determinacją chcąc udowodnić, że zasługują na spokój i szczęście. Czy miłość będzie najlepszym rozwiązaniem?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 431
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 11 godz. 10 min
Lektor: Kim Sayar
Kobietom, które pragną kochać!
Nie muszę wiedzieć, czego chcę,żeby wiedzieć, czego nie chcę!
Alice Munro
1
Dmuchnął gwałtowny wiatr, Aletta zachwiała się, z trudem zachowując równowagę. Drabina, na której stała, na szczęście pozostała niewzruszona, a ona z uśmiechem spojrzała w niebo. Błękit przetykany był bladością napływających chmur, które napierały, tłumiąc blask słońca. Wiosna rozgościła się w Kołobrzegu, malując go intensywnością zieleni na trawnikach i drzewach spontanicznego wysypu młodych liści. Świat obudził się po szarościach zimy, tylko nadmorski wiatr nie poddał się zmianie, nadal atakując chłodem.
– Chcesz mnie zrzucić z drabiny, mentorze, tak dając mi do zrozumienia, że nie godzisz się na zamianę szyldu? – rzuciła półgłosem Aletta, stojąc na wysokich szczeblach i dotykając powierzchni zniszczonej upływem czasu tabliczki, na której widniała informacja o praktyce doktora Zakrzewskiego. Psychiatra i psychoterapeuta przez wiele lat przyjmował pacjentów w swoim prywatnym gabinecie, poświęcając życie ukochanej pracy i zarazem pasji. Odszedł gwałtownie, całą spuściznę zostawiając jej, swojej uczennicy, którą traktował jak córkę. – Czy to tylko znak, że dmuchasz w moje żagle zmiany?
– Czy mogę przeszkodzić w rozmowie?
Sebastian Wysocki mimowolnie uśmiechnął się i przytrzymał drabinę, która źle ustawiona tym razem nieco się zachwiała, co zdawało się nie przejmować kobiety. Aletta Różańska, drobna, niewysoka, o ciemnych lokach okalających twarz, potrafiła go zaskoczyć już przy pierwszym ich spotkaniu, podczas kolejnych tylko utwierdzając go w przeświadczeniu, że postępuje zgodnie ze swoją intuicją, na którą trudno było znaleźć wzór.
– Dzień dobry, panie detektywie. Specjalnie do mnie czy tylko pan przechodził? – Przytrzymała się drabiny, patrząc na mężczyznę z góry.
– Specjalnie do pani. Zaznaczę, że nie na terapię.
– Nie nalegam, bo każdy o własnym czasie dochodzi do wniosku, że potrzebna jest mu pomoc.
– Bardzo zabawne, pani Różańska.
Przyjrzał się jej ubiorowi, który nie ulegał zmianie. Nosiła przylegające do ciała golfy, do tego szerokie spodnie, a na jej szyi wisiał łańcuszek z zegarkiem. Nie mogło zabraknąć trampek.
Aletta rozbawiona popatrzyła mu w oczy. Gdy go poznała, miał z lekka pokiereszowaną twarz i z niecierpliwością czekała na jej wygojenie, by mu się lepiej przyjrzeć. Okazało się, że pod sińcami skrywało się przystojne męskie oblicze o ostrych rysach.
– Dobrze pan dziś wygląda, panie Wysocki.
– Bo trzymam się zasad – przypomniał ich pierwszą rozmowę.
– Myślałam, że to tylko ja jestem ta nudna.
– Pani Różańska jest dziś w wyśmienitym humorze.
– Na pana widok. Wzbudził pan moją ciekawość. Domyślam się, że potrzebuje pan mojej pomocy, co by znaczyło, że już nie podważa pan moich kompetencji.
– Nigdy tego nie robiłem, co najwyżej zachowałem margines błędu. Chwileczkę, może ja to zrobię – zaproponował, widząc, że ma trudność w poradzeniu sobie ze starymi zastałymi śrubami szyldu.
Ściągnął kurtkę i położył na murku przy drzwiach gabinetu.
Aletta zamieniła się miejscami z mężczyzną, przytrzymując mu drabinę.
– Więc jaka to sprawa?
– Poprosiłbym o wsparcie w delikatnej kwestii. Oczywiście też o zrozumienie i obiektywizm.
Zmarszczyła brwi, bo coś jej to przypomniało.
– Naturalnie, nasza rozmowa będzie poufna. Dla siebie zachowuję tajemnicę klientów – podchwyciła w lot z uśmiechem.
– Ta sprawa jest wyjątkowa.
Sebastian pozbył się śrub, mimowolnie uśmiechając się pod nosem.
– Czy dotyczy to czynu zabronionego? – zapytała jego słowami, gdy role się odwróciły i teraz on potrzebował jej pomocy.
– Nie, skąd. Chodzi o moją klientkę.
Roześmiała się w głos, bo czy ona nie przeszarżowała w tym zapewnieniu.
– Czy pana klientka o tym wie?
– Współpracujemy – odpowiedział dyplomatycznie jej słowami i sam się roześmiał. Zdjął stary szyld, który po latach wysłużenia, teraz straciwszy podporę, przełamał się w rękach. Widział, że to zmartwiło kobietę. – Przykro mi, ale nadaje się tylko do wyrzucenia.
– Chciałam zostawić jako pamiątkę. No, ale teraz zdjęcie musi wystarczyć.
Aletta planowała je zrobić w powiększeniu, by w ramce powiesić w gabinecie. Mentor Bo zostawił jej wszystko, co posiadał, największą jednak jego spuścizną była wiedza, którą przez lata się z nią dzielił. Dzięki niemu wiedziała, kim chce zostać i co robić. Tak jak on została doktorem psychiatrii i psychoterapeutką, która znajdowała zadowolenie w pracy, każdego dnia upewniając się w swojej życiowej misji pomagania ludziom.
Doktora Zakrzewskiego traktowała nie tylko jak przełożonego, nauczyciela, ale wręcz przyszywanego ojca i przyjaciela. Gdy odszedł, straciła balans. Był dla niej podporą i wyrocznią, teraz musiała radzić sobie bez niego.
– Nie pogodziłam się z jego odejściem. Wciąż mi go brakuje.
Patrzyła na szyld, wyniszczony przez czas, naoczny dowód tego, że wszystko przemija i ma swój moment pożegnania.
– Na to potrzeba czasu. Zresztą sama pani o tym wie.
– Stracił pan kogoś bardzo bliskiego?
– Straciłem. – Już mówiąc to, pożałował, że tak mu się wyrwało, bo momentalnie zaatakowała go fala smutku. – Mentor na pewno chciałby, by pani działała dalej. Nadszedł na to czas.
Sięgnął po nowy szyld, na którym widniały dane psychoterapeutki.
– Tak, to już czas. Stary szyld musiał odejść, nie mogę przyszłych klientów wprowadzać w błąd.
Uśmiechnęła się ze smutkiem, bo nie tak wyobrażała sobie otwarcie własnej praktyki, mentor Bo miał w tym uczestniczyć, z jego namaszczeniem byłaby silniejsza i pewniejsza siebie.
Przyjrzała się Wysockiemu, wykorzystując to, że był zajęty montowaniem nowej reklamy. Detektyw niewiele o sobie mówił, nawet nie odpowiadał na pytania. Ciężko było od niego wyciągnąć jakiekolwiek informacje, zwłaszcza prywatne. Wnioskowała, że przyczyna leży nie tyle w zachowaniu dystansu i trzymaniu się zasad, ile w jego odruchu odgrodzenia się murem od przeszłości, która pozostawiła po sobie blizny.
– Brakuje szampana i wystrzału konfetti – odezwał się z uśmiechem.
– Nadrobię, gdy będę pewna, że gabinet zostanie w moich rękach.
– Bracia Zakrzewscy się odezwali?
Sebastian dokręcił nowy szyld, zastanawiając się nad jej problemem. Aletta opowiedziała mu o podważeniu testamentu przez rodzinę doktora Zakrzewskiego, a dokładnie jego braci Waldemara i Tobiasa. Nie godzili się z wolą najstarszego brata, chcąc przejąć to, co po sobie zostawił.
– Waldemar Zakrzewski złożył mi wizytę. Jest z nich najmłodszy, ale najbardziej nieprzyjemny. Dominujący i toksyczny człowiek, bez żadnych skrupułów i barier w swoich naciskach. Oczywiście znam mechanizmy manipulacji, więc poradziłam sobie bez problemu.
– Oczywiście. – Sebastian podziwiał przesadną pewność siebie psychoterapeutki, która uważała, że nigdy się nie myli w swoich diagnozach i przeczuciu. Bawiło go to, choć jak na razie nie znalazł dowodu, że tak nie jest. – Na czym stanęło?
– Czeka mnie spotkanie przedsądowe.
– Będą negocjować?
– Bardziej grozić.
– Idzie pani z mamą?
Poznał jej matkę, wpadli na siebie, gdy odwiedziła gabinet córki. Wiktoria Różańska wydawała się osobą niezwykle opiekuńczą, jak anioł pieczołowicie czuwała nad córką.
– Skąd, za bardzo to przeżywa. Poradzę sobie, mam też pomoc prawnika.
Uśmiechnęła się na samą myśl o przystojnym obrońcy.
Sebastian dostrzegł nagłą przemianę kobiety.
– Przeszła już z nim pani na ty?
Nieraz wspominał jej o przestrzeganiu granic, zwłaszcza między klientem a zleceniobiorcą, które ona jako psychoterapeutka czasem łamała, między innymi z tego powodu pojawiła się w jego agencji detektywistycznej, dając mu zlecenie.
– Jeszcze nie, ale ktoś mi mówił, że nie powinno się przekraczać granicy na polu zawodowym – wytknęła.
– Posłucha go pani?
– Będzie ciężko.
Usłyszała jego śmiech. Może niekiedy i łamała zasady, zalecane procedury, ale kierowało nią dobro pacjenta będące dla niej najwyższym prawem. Starała się zrobić wszystko, by pomóc i pozyskać jego zaufanie, czasem decydujące w procesie leczenia.
– Pańska sprawa łączy się z moim zawodem? – zapytała tchnięta przeczuciem.
Sebastian milczał, schodząc z drabiny. Złożył ją i wtedy się odezwał:
– Potrzebuję konsultacji – zaczął delikatnie. – Sprawdzenia... czy ktoś leczył się psychiatrycznie.
Alettę aż zamurowało.
– Myśli pan, że zdradzę tajemnicę lekarską?! – Nie mogła wprost w to uwierzyć.
– Raz już to pani zrobiła.
– Nie jestem zainteresowana współpracą z panem – rzuciła kategorycznie.
– Szyld prezentuje się ładnie. Dodatek fioletu robi robotę.
– Wiem, bo sama go wybrałam. Pokusił się pan o dość marną manipulację.
Zabrała mu narzędzia i sięgnęła po drabinę, ale on ją przytrzymał. Spojrzała na niego groźnie.
– Lepiej niech pan powie, że żartuje. Prima aprilis był pierwszego, dziś mamy piętnasty, ale mogło się panu pomylić.
– Dobrze, to może sama konsultacja... i kawa?
Otworzyła drzwi, podejrzliwie mu się przyglądając.
– Drabinę trzymam w pomieszczeniu socjalnym.
Zgodziła się przez ciekawość, musiała dowiedzieć się, co to za sprawa. Nie zamierzała złamać prawa, chcąc tym bardziej udowodnić Wysockiemu, że potrafi przestrzegać przepisów. Jego zadowolenie odczytała jako myśl o wygranej, ale nie zamierzała wyprowadzać go z tego mylnego wrażenia.
– Zastanawiam się, czy wolę pana trzymającego dystans, czy natrętnie miłego?
– Jaki werdykt?
– Żadna z tych opcji mi nie odpowiada.
Aletta zamknęła szklane drzwi gabinetu, przez które wnikały promienie słońca. Zatrzymała ataki morskiego wiatru, z ulgą przyjmując ciepło wnętrza wiekowej kamienicy.
W mieszkaniu, całkowicie przerobionym na potrzeby gabinetu psychoterapeutycznego doktora Zakrzewskiego, rzucały się w oczy refleksy minionego czasu. W niewielkim korytarzu znalazło się miejsce na ladę recepcyjną, na której stał szklany flakonik z olejkiem, roztaczając leciutki zapach róż. W rogu wysoki zegar wybijał pełne godziny, przetykając ciszę szeptem wahadła. Ustawiono wieszak i kilka krzeseł dla klientów. Aletta planowała drobne zmiany. Nie zamierzała pozbywać się wszystkiego, a tym bardziej burzyć aury, którą mentor wprowadził w te mury, klimatu spokoju i poczucia bezpiecznego schronienia. Pragnęła utrzymać to, co jej przekazał i czego nauczył.
Minęła korytarz i kilka drzwi prowadzących do mniejszych pomieszczeń, po czym weszła do największego, na końcu holu, będącego centrum wydarzeń każdego dnia – do gabinetu, który przejęła w spadku po swoim nauczycielu.
Zrywając ciemne zasłony, zaprosiła do wnętrza światło – delikatne jak welon firany nie powstrzymywały blasku dnia, sprawiając, że gabinet nabrał nowego wyrazu. Wcześniej, zgodnie z wizją mentora, skrywał się w mroku wraz ze swymi tajemnicami. Aletta czuła, że musi to zmienić, zwrócić się ku blaskowi, tak jak klienci szukający u niej pomocy. Czasem na własne życzenie żyjemy w cieniu ograniczeń, traum czy strachu, lecz żeby wyzbyć się wszystkiego, co zalega i jest złe, trzeba odważyć się wyjść do światła, pokazując mu się w całej okazałości ze swoimi wadami i zaletami, wszystkim tym, co mamy do zaoferowania światu i co musimy nauczyć się w sobie akceptować.
– Zrobiło się jaśniej – ocenił Sebastian pozbycie się zasłon pełnych kurzu.
Odwróciła się do mężczyzny, budząc z zamyślenia. Ciekawa była, jaką przyjmie taktykę. Jego postępowanie mogło jej wiele o nim powiedzieć, a nie zamierzała z tej szansy rezygnować.
– Zrobię nam kawę i porozmawiamy. Zapraszam na... gdziekolwiek będzie panu wygodnie.
Sebastian podejrzliwie popatrzył na antyczną kozetkę pokrytą welurem.
– Przypominam, że nie jestem pani pacjentem.
– Tym razem zasady się zmieniły, panie Wysocki. Będą obowiązywały moje. Teraz to pan potrzebuje pomocy.
– Konsultacji.
– Jak zwał, tak zwał. Chce pan skorzystać z mojej wiedzy i usłyszeć moją opinię?
Sebastian popatrzył na drobną kobietę, widział, że była z siebie całkiem rada, i nie chciał jej psuć tej drobnej przyjemności odwetu, zwłaszcza gdy tak się do niego uśmiechała.
– Obym tego nie żałował.
– Tym razem ja zadaję pytania, a pan odpowiada. Wzajemna szczerość nadal obowiązuje i najważniejsze: żadnego podważania moich kompetencji.
– Słowo harcerza.
– Był pan nim?
– Tego nie powiedziałem.
Westchnęła wymownie na ten jego opór przed mówieniem o sobie. Poszła przygotować dla nich kawę. Nie zapytała, jaką pija, bo przynajmniej to już o nim wiedziała. Wiekowy ekspres stał w kuchni, która jednocześnie była pomieszczeniem socjalnym. Mentor miał do zaparzania napojów recepcjonistkę, starszą panią Irenkę, jednak ta odeszła z pracy po jego śmierci.
Aletta wróciła do gabinetu z parującymi filiżankami, przyłapując Wysockiego na rozglądaniu się po staroświeckim i zagraconym przedmiotami wnętrzu. Ściany bez okien zostały zastawione regałami pełnymi książek, oprócz kozetki i foteli niezbędnych do sesji znalazło się miejsce dla antycznego szerokiego biurka i stoliczka z gramofonem, z którego doktor puszczał od czasu do czasu nastrojowe melodie z dawnych lat.
– Nie wie pan, co wybrać: kozetkę czy fotel? Mentor lubił upewniać klientów w ich wyobrażeniu o terapii. Czasem robił psychoanalizy, ale wolał rozmowę twarzą w twarz.
– A pani?
– Dostosowuję się, byle pomóc. Zazwyczaj zestrajam się z falami pacjentów.
– Czy to bezpieczne?
– Każdy z nas coś ryzykuje, pan też czasem obrywa – przypomniała mu, wracając do ich pierwszego spotkania.
– Przeczuwałem, że im bardziej mnie pani pozna, tym bardziej będzie z tej wiedzy korzystać.
– Wcześniej pan poznał mnie. Czy to takie straszne pokazać, jakim człowiekiem jesteśmy?
– Od dziecka nauczony jestem, by tego nie robić, bo może przynieść skutek odwrotny do zamierzonego. – Sebastian, nie chcąc, by padło kolejne pytanie, szybko zmienił temat. – Zgłosiła się do mnie klientka, jej sprawa jest dość skomplikowana.
– Dużo płaci czy zaintrygowała pana, że zgodził się pan przyjąć jej zlecenie?
Wyczuła jego wahanie. Napiła się kawy, nie odrywając od niego wzroku. Twarz mężczyzny pozostała bez wyrazu, nie wyświetliła się żadna emocja.
– Jestem po to, by pomagać, i z tego żyję. Płaci też dobrze, więc trudno było odmówić.
– Dobrze się pan z tym czuje?
– Pani Aletto, czy możemy nie zbaczać z tematu, wiem, co pani robi. Rozumiem, że to od pani silniejsze, ale proszę się powstrzymać.
– Zawsze chcę, by klient w moim gabinecie czuł się bezpiecznie.
W duchu przyznała mu rację, nie mogła się powstrzymać.
– Czy to odwet za pierwsze nasze spotkanie?
– Nie jestem pamiętliwa. – Nie powstrzymała uśmiechu. – Dobrze, co to za sprawa, bo przyznam się, że jestem już bardzo ciekawa.
– Kobieta ma wątpliwości co do śmierci swojej matki. Tak jak pani, kieruje się intuicją, która podpowiada jej, że wiele się nie zgadza.
– Jestem w stanie ją zrozumieć.
– Domyślałem się, że tym zyska w pani oczach. Więc... oficjalnie jej matka odeszła na zawał serca, choć Amanda Dmowska uważa, że ojciec z jej młodszym bratem przyśpieszyli jej śmierć z czysto egoistycznych powodów.
– Matka zostawiła po sobie spadek?
– Zostawiła, ale niewiele, mimo że majątek Dmowskich jest o wiele zasobniejszy. Dmowski prowadzi firmę handlową, a syn pracuje u jego boku, ma ją z czasem przejąć. Amanda wybrała inną drogę, została tłumaczem przysięgłym kilku języków. Po śmierci matki okazało się, że jej rodzice mieli rozdzielność majątkową. Firma, duży dom i kilka nieruchomości należą do ojca. Mam zebrać materiał na jej ojca i brata. Dowody, które przed sądem będą miały istotną wartość.
– Chodzi o pieniądze, dlatego to podważa? A pan przyjął jej zlecenie z uwagi na zysk?
Aletta nie oskarżała, tylko chciała to głośno rozważyć. Czasem odpowiedzi raziły w oczy, a czasem zaślepiały i trzeba było odkryć znacznie więcej.
– To faktycznie pierwsze się rzuca, że Dmowska chce wyciągnąć kasę i posuwa się do nieczystych zagrań, ale gdy opowiedziała opowiadać o swoim ojcu, zacząłem się wahać. Wiktor Dmowski, według jej słów, jest tyranem i ograniczał matkę we wszystkim, a jej brat, Jarek Dmowski, by mieć jego przychylność i nie podpadać jego twardej ręce, jak to określiła, godził się na to i zawsze trzymał stronę ojca.
– Czyli jej matka żyła w związku toksycznym i przemocowym?
– Tak to przedstawiła Amanda Dmowska podczas pierwszego naszego spotkania. Na kolejnym zamierzam dopytać o szczegóły. Opowiadała, że jej matka nie zasługiwała na takie życie i mimo jej prób wpłynięcia na nią nadal trwała w tej relacji. Nie chce tego zostawić, bo czuję, że jest jej to winna.
– Gdzie pan widzi moje zadanie?
Sebastian dopił kawę. Wiedział, że jakimkolwiek tonem to wypowie, będzie chodzić i tak o to samo.
– Dmowska wspomniała, że jej ojciec leczył się psychiatrycznie z powodu agresji. Brał leki na receptę.
– Czyli liczy pan, że ja, jako personel szpitala, zajrzę do akt pacjenta, szukając danych Dmowskiego, i podam panu dowody na tacy? Wie pan dobrze, że nie mogę i tego nie zrobię.
– Nie muszę wiedzieć, co jest w papierach, tylko czy rzeczywiście jej ojciec się leczył.
– Słowo tak lub nie też będzie złamaniem przeze mnie prawa.
– Czy ta rozmowa nie może zostać między nami?
– Panie Wysocki, dobrze pan wie, że jeśli sprawa trafi przed sąd i moje nazwisko zostanie wspomniane, może to wyjść i spowoduje niemiłe dla mnie konsekwencje. Czy teraz to ja stoję na straży zasad, których należy przestrzegać, a pan, by osiągnąć cel, a w tym wypadku wiedzę, chce je obejść?
– Wspomniałem, że sprawa jest skomplikowana.
– To tylko podkreśla, że każdy złamie zasady, by osiągnąć swój cel, nawet pan detektyw Wysocki.
Sebastian uśmiechnął się, nie mogąc zaprzeczyć.
– To jak pozyskać dowody w tak delikatnej materii? Pomijając rozmowę z moją klientką i zbieranie dowodów przeciw jej ojcu, czy można udowodnić, że ktoś jest zaburzony czy chory?
– Strona wzywa biegłego.
– Różnie bywa z tymi opiniami. Staram się zazwyczaj, by moi klienci mieli niepodważalne dowody. Nie ma znaczenia, czy chodzi o morderstwo, czy zdradę. Wiktor Dmowski mógł popełnić zbrodnię i pokaźną gotówką zatuszować śmierć żony. Moim zadaniem jest znaleźć na to dowody wiarygodne dla sądu.
– Na poważnie rozważa pan morderstwo i złamanie prawa?
– Czy nie ustaliliśmy już, że zazwyczaj każdy z nas stara się zrobić wszystko, by osiągnąć swój cel?
Zatrzymała się przy gramofonie i przeglądała płyty, których mentor Bo uwielbiał słuchać. Posiadał dużą kolekcję, nawet sama pomagała mu ją wzbogacić. Letnią porą na Giełdzie Staroci przy Skwerze Pionierów zawsze udawało jej się coś dla niego znaleźć.
Doktor Bogusz Zakrzewski miewał swoje słabości i celebracje. Po całym dniu rozmowy z pacjentami, czy to w szpitalu, gdzie pełnił funkcję ordynatora, czy we własnym gabinecie, pod wieczór włączał jedną z płyt winylowych. Melodie zapewniały mu chwilę oddechu po ciężkich sesjach. Aletta zamierzała kontynuować ów muzyczny odpoczynek, zważywszy, że nieraz siadała obok i wtedy razem z mentorem w milczeniu wsłuchiwali się w ulotne słowa pełne treści. Dziś mogła przymknąć powieki i przynajmniej udawać, że mentor siedzi w fotelu, że jeszcze nie odszedł i chwilę przy niej jest.
Nastawiła Annę German, jej utwory najczęściej wypełniały gabinet i niosły się po całym korytarzu, docierając do recepcji. Wybrała Naszą miłość – utwór, do którego mentor najchętniej wracał.
Piosenki o smutnej miłości były tym, czego słuchał najczęściej. Melancholijny, czysty i mocny głos kobiety poruszał najczulsze struny, przywołując uśpione wspomnienia. Dowodem były łzy w jego oczach, które nieraz udawało jej się dostrzec. Nigdy nie powiedział jej, co było przyczyną, że był sam, nie założył rodziny, nawet odsunął się od bliskich, na własne życzenie stając się czarną owcą.
Zostawił jej gabinet, ale też mieszkanie na najwyższym piętrze kamienicy z całą zawartością wiekowych przedmiotów. Młodsi bracia Zakrzewscy, mimo że kontakt mieli z nim ograniczony, postanowili odebrać to, co należało do ich starszego brata, nie godząc się nawet z jego ostatnią wolą.
Alettę czekał proces o podważenie testamentu, ale najbardziej męczyło ją pytanie o przeszłość mentora, której nigdy przed nią nie odsłonił.
Podeszła do antycznego biurka i wysunęła szufladę, wyciągnęła zegarek z dewizką, który był dla mentora jak talizman. Wewnątrz niego odkryła grawer z informacją, że przedmiot był prezentem od Anieli. Imię nic jej nie mówiło, a wydawało się, że poznała wszystkie osoby z otoczenia doktora. Planowała odkryć jego przeszłość i odszukać liczne podpowiedzi, które wyjaśnią, dlaczego postanowił być sam, całkowicie poświęcając się pracy.
Prawnik, którego wynajęła, zapewnił, że jest stroną wygraną. Testament spisany u notariusza spełniał wszelkie wymogi prawne, będąc trudnym do podważenia, nie wiedziała jednak, do czego posuną się Zakrzewscy, by postawić na swoim. Tym bardziej że nie należała do rodziny, a posądzenie jej o nieczyste zagrania było najlepszą metodą.
Odłożyła zegarek, zasuwając szufladę, i palcami chwyciła za swój zawieszony na szyi. Poznali się z mentorem, gdy była dzieckiem z problemami, które on pomógł jej rozwiązać, od tamtej pory postanowiła, że będzie taka jak on, a noszenie zegarka było pewnym podobieństwem, którym składała mu hołd.
Wybrzmiały ostatnie nuty piosenki, po której popłynęły słowa kolejnej. Nie żałuj, śpiewała Anna German. Aletta wzięła te słowa do siebie i nie żałowała. Odkąd postanowiła otworzyć własną praktykę, jej życie przyśpieszyło. Doszły do tego jej upór i determinacja, by jak najlepiej pomóc pacjentom, czasem przekraczając zarysowane granice. Jednak to spowodowało, że poznała detektywa Wysockiego, który pomógł jej w delikatnej sprawie, mimo że po pierwszym spotkaniu zupełnie jej nie uwierzył.
Uśmiechnęła się na myśl o zmienności losu, gdy teraz to on przyszedł prosić ją o pomoc. Zgodziła się podjąć jego zlecenia, pomagając mu w sprawie Amandy Dmowskiej. Zamierzała podejść do nowego wyzwania tak, jak do swoich pacjentów, z zacięciem i profesjonalizmem, chcąc wywiązać się z zadania.
Nic bardziej jej nie motywowało jak sprawdzenie swojej wiedzy i umiejętności i odkrycie problemu ukrywającego się w ludzkiej psychice. Poza tym nie mogła odmówić, skoro jej zlecenie wykonał wzorowo, i w pewien sposób postanowiła się odwdzięczyć.
Zerknęła na zegarek, oczekując sesji z wyjątkową klientką. Wyszła na korytarz, martwiąc się nieobecnością recepcjonistki, którą zatrudniła. Po wystawieniu ogłoszenia zjawiła się tylko ona, a Aletta pilnie potrzebowała kogoś, kto w czasie trwającej sesji zatroszczy się o innych pacjentów. Kobieta, jak widać, nie potrafiła zjawić się na określoną godzinę. Już wcześniej miała co do niej złe przeczucia i coraz bardziej się w nich upewniała.
W tym momencie poczuła podmuch, który wdarł się do środka, a z nim pojawiła się jej nowa recepcjonistka. Lucyna Cisza trzasnęła drzwiami, robiąc hałas spotęgowany stukotem jej wysokich obcasów odbijającym się echem od parkietu. Przyniosła ze sobą wypchaną reklamówkę i torbę, po czym pośpiesznie zaczęła je wypakowywać, tworząc na blacie recepcji nieład.
– Pani Lucyno, spóźniła się pani.
Aletta popatrzyła na dojrzałą kobietę z blond włosami związanymi w kitkę. Jej strój był kolorowy, a zestaw jaskrawych barw raził w oczy.
– Pani doktorko, tylko kilka minut. Coś pani taka nadgorliwa. Jeszcze nikogo nie ma.
– Miała pani przyjść wcześniej i pomóc mi przy wieszaniu szyldu – dodała Aletta, widząc w oczach kobiety zaskoczenie.
– Przecież wisi.
– Musiałam poradzić sobie sama.
– No i świetnie sobie doktorka poradziła. – Lucyna zamaszyście wzruszyła ramionami.
– Nieważne. Pani Lucyno, określiłam pani zasady, jakie panują w moim gabinecie, i czego wymagam.
– Toż to nic trudnego, kawka, czasem pozamiatać, przetrzeć kurz, przyjąć pacjenta.
– Klienta, proszę to zapamiętać. Prosiłam też o bardziej stonowany strój.
– To stary łach, już się sprał. Chwyciłam to, co pierwsze wisiało w szafie. Zawsze tak robię, bo jak zacznę się zastanawiać, to cały dzień zleci. Tak jest o wiele szybciej i idealnie wyglądam. Prawda?
– Pani Lucyno, prosiłam o spokojne kolory, na przykład biel, szarość, czerń.
– Jakie to ma znaczenie? Ożywię trochę to martwe wnętrze – oburzyła się na krytykę. Z pewną niechęcią przyjrzała się doktor Różańskiej, jej szaremu golfowi, ciemnym spodniom i tenisówkom. Lucyna nie mogła zrozumieć, jak kobieta na poziomie i niby wykształcona może nie mieć za grosz gustu i na własne życzenie wtapiać się w tło.
– Prosiłabym jednak nie. Odgłos pani szpilek niesie się po całym gabinecie.
– Jutro przyniosę kapcie. Kobieta jednak najseksowniej wygląda w szpilkach!
– Pani Lucyno, zaczynam wątpić, czy nasza współpraca ma szansę się sprawdzić.
– Po co te groźby!
– To nie groźba, tylko głośno wyrażam swoje obawy – wytłumaczyła ze spokojem zaskoczona, że jej słowa zostały odebrane inaczej. Aletta żałowała, że nie zgłosił się ktoś taki jak pani Irena, kobieta, która przez wiele lat pracowała dla jej mentora.
– Proszę mnie nie skreślać. Jeszcze nie wie doktorka, co potrafię.
Aletta coraz bardziej upewniała się, że raczej nie chce się o tym przekonać.
– Proszę postępować grzecznie i z umiarkowaniem podchodzić do klientów.
– A co ja o tym nie wiem?! Wiele lat przepracowałam na recepcji w przychodni. Z ludźmi umiem sobie radzić – zapewniła z wyższością. – To może ja kawusi doktorce zrobię?
– Prosiłam, żeby mówiła mi pani po imieniu. – Wolała już słyszeć swoje imię niż to dziwaczne zdrobnienie, którego Lucyna uparła się używać.
– Absolutnie to nie wypada.
Aletta miała dość rozmowy z kobietą, postanowiła więc w ciszy i samotności gabinetu przygotować się do sesji. Zatrzymała się jednak w jego progu, słysząc odgłos otwieranych drzwi, znieruchomiała, nadsłuchując.
Nowy podmuch wiatru wtargnął do gabinetu, a wraz z nim kobieta, której wygląd i postawa zdradzały dobry gust oraz pewność siebie. Brązowe włosy miała modnie ułożone, delikatny makijaż podkreślał jej urodę. Widząc nową twarz za recepcją, zawahała się, ale tylko przez ułamek sekundy.
– Dzień dobry. Jest Aletta? – Eryka Raczyńska zmierzyła nową pracownicę wnikliwym wzrokiem.
– Pani doktorka jest już – pouczyła Lucyna z wyższością. – Była pani umówiona?
Eryka nie mogła się nie uśmiechnąć.
– Droga pani, ja nie muszę się umawiać.
– To się jeszcze okaże.
– Pani Lucyno! – Aletta postanowiła wkroczyć. – Co pani mówiłam?
– Kazała mi pani pilnować porządku, to pilnuję. – Lucyna z uporem stała przy swoim, nie mając sobie nic do zarzucenia.
– Proszę być miłą i grzeczną. Nie sądziłam, że muszę o tym wspominać. – Aletta uśmiechnęła się do Eryki z zawstydzeniem. Bez słowa razem przeszły do gabinetu.
– Widzę, że trafił ci się produkt z Peerelu w klasycznym wydaniu. – Eryka weszła do gabinetu mocno ubawiona. – Aletto, poznałam cię na tyle, by wiedzieć, że lubisz wyzwania, ale to jest chyba powyżej twoich kompetencji. Beton atakuje się udarową, gdzie ty ze swoją subtelną wkrętarką?
– Zaczynam powoli żałować swojej decyzji, ale potrzebuję kogoś na recepcji, a tylko Lucyna się zgłosiła. Dałam jej szansę, więc zobaczymy – uspokajała zwłaszcza siebie. Zamilkła, słysząc głośną muzykę płynącą z korytarza. Nie mogła w to uwierzyć.
– Pani Lucyno, proszę wyłączyć radio!
Przez uchylone okno do gabinetu wpłynął powiew ostrego wiatru. Aletta odcięła mu dostęp do wnętrza i usiadła w fotelu, patrząc na Erykę Raczyńską. Pojawiła się u niej w gabinecie przez przypadek, chcąc spotkać się z doktorem Zakrzewskim. Została jednak jej klientką, ale też niebawem kimś bliższym.
Poznawały się prywatnie, nie zważając na wymaganą granicę między pacjentem a terapeutą. Aletta wiedziała, co było tego powodem, jej pustka, którą odczuwała po stracie mentora. Doprowadziło to do ich zażyłości, uważała jednak, że potrafi to oddzielać i nadal grać swoją rolę, zwłaszcza terapeutki.
– Eryko, napijesz się kawy?
– Lepiej nie. Lucyna może mi do niej coś dorzucić.
– Eryko, żartujesz?! To dam ci wody – zaproponowała, nie wiedząc już sama, czego się spodziewać po Lucynie. – Skupmy się na tobie. Miałaś czas oswoić się z moją diagnozą, widzę, że przyjęłaś ją do wiadomości.
– Jestem jeszcze na etapie przyjmowania jej do wiadomości – poprawiła ją Eryka i napiła się wody. Pamiętała moment, gdy terapeutka powiedziała jej, z czym się mierzy i co jest powodem jej niepokoju. W pierwszej chwili ją to rozbawiło, następnie zmartwiło, a później nastąpiła seria drastycznych zmian. – Powiedziałam tylko Julii, Jerzemu nawet nie próbowałam, z trudem przechodzi mi to przez gardło. Zresztą nasze posiedzenia zakończyły się przez moją wyprowadzkę, a raczej ucieczkę z domu. Porzuciłam dzieci i męża. Jak bardzo źle to brzmi?
– Wszystko zależy od głębszego tła. Mąż przez zdradę zniszczył wasze małżeństwo, a nastoletni synowie nie powinni być zakładnikami w waszych codziennych wojenkach.
– Dokładnie, sytuacja dla nas wszystkich była... chujowa, mimo że stabilna. Kto by pomyślał, że dopadnie mnie kryzys wieku średniego?! Nie tego się spodziewałam. Depresja, załamanie nerwowe, dwubiegunowość, owszem, ale nie to. To takie pospolite, a ja nie jestem pospolita!
Aletta uśmiechnęła się ze zrozumieniem.
– Przeczuwałam, że cię rozczaruję.
– Na pewno to mi dolega?
– Eryko, wszelkie przesłanki na to wskazują. Kryzys wieku średniego dotyczy nie tylko mężczyzn, ale i kobiet. Blisko czterdziestki, w twoim przypadku po niej, przychodzi etap podsumowań, to, co nam się w życiu udało, a co niekoniecznie. U kobiet przejawia się to w sferze emocjonalnej, intymnej, rośnie wtedy presja na zachowanie młodego wyglądu, zapisy do chirurgów plastycznych.
– Byłam na tym etapie, odrobinę pomogło, ale to jak walka z wiatrakami. Z grawitacją nikt nie wygrał.
– Pokochasz swoje zmarszczki, zwłaszcza przy uśmiechu, dodają ci uroku – zapewniła.
– Wymagasz niemożliwego.
Aletta spoważniała, przechodząc do meritum.
– Obudziła się w tobie potrzeba nadrobienia zaległości, szept z tyłu głowy, żeby jeszcze zawalczyć, pokazać, że coś znaczysz, potrafisz, że nie wszystko stracone i uda się coś osiągnąć. U ciebie zderzyło się to z poczuciem braku sensu dbania o dom i dzieci, które wyrosły i już nie potrzebują nadmiernej troski, tylko uwagi na innym poziomie. To wszystko, czemu dotąd poświęcałaś czas, uznałaś za przedawnione i bezwartościowe. Mąż sam przez zdradę wypisał się z twojej listy priorytetów. Spróbowałaś wrócić na zawodowe tory, ale twój zryw szybko opadł. Dochodzą jeszcze objawy niskiego samopoczucia, obniżenie nastroju, napady złości, rozdrażnienie.
– Wkurwienie.
– O tym wspomniałaś przy pierwszej wizycie. To też wynik zmian hormonalnych.
– Jak wspomnisz jeszcze o menopauzie, wstanę i wyjdę.
– To wszystko idealnie obrazuje twój stan, a raczej kryzys.
– Wszystko jasne, to mój chujkowaty mąż mnie zaraził. On pierwszy zachorował, podnosząc swoje marne ego zdradą z naszą masażystką z ośrodka.
– Jego zdrada i twoje lęki mogły być tego przyczyną. Marazm, w którym utknęłaś, trwał w najlepsze, tylko się pogłębiając. Odgrywałaś coś, co przestało być twoją bezpieczną melodią. Dawny tryb życia przestał być twoim. Tłumiłaś emocje, które w końcu potrzebowały ujścia. To nie choroba, a pewien etap. U mężczyzn może się to objawiać w inny sposób.
– Całe spektrum miałam zaprezentowane w praktyce u siebie w domu, teorię więc możemy pominąć.
– Rozumiem. Zaleciłam ci, byś się uwolniła, zrobiła coś, co na nowo rozbudzi twoją wewnętrzną pasję. – Aletta czekała na ten moment, na skutki już wprowadzonych decyzji. – Opowiedz, co się dzieje od chwili zabrania walizek i wyprowadzki z domu. Porzucenia tego, co cię przytłaczało.
Eryka podeszła do okna i w milczeniu zapatrzyła się na skrzyżowanie i przejeżdżające tamtędy samochody. Świat się zmieniał, odradzał z zimowego snu, ona też tego pragnęła.
– Mieszkanie w porcie było dobrą lokatą. Stwierdziłam, że przez taką lokalizację powinnam podnieść stawki za wynajem w sezonie.
– Eryko, nie zbywaj mnie. Zamieszkałaś sama, po tak długim czasie nie ma już obok męża, nastolatków, obowiązków. Powiedz, jak to na ciebie wpływa?
– Jest cicho i spokojnie. Na początku było dziwnie, od dawna sypiam sama, więc to nie nowość, tylko... – westchnęła i wróciła na fotel – pierwszej nocy nie mogłam zasnąć. W naszym domu wypatrywałam brzasku, nie mogąc spać, czekałam, aż zrobi się jasno, licząc, że pojawi się słońce. Teraz z okien mam widok na port, prace zaczynają się wcześnie, więc wsłuchuję się w echo niosących się odgłosów. Zasnęłam, gdy słońce wzeszło, i spałam cały dzień. Nie ruszyłam się z domu przez czterdzieści osiem godzin. Zniknęłam nie tylko dla rodziny, ale i dla świata.
– Co sprawiło, że wyszłaś?
– Głód. – Eryka uśmiechnęła się. – W chuj zgłodniałam.
Aletta zaśmiała się, bo dostrzegła, że wraca Eryka, która potrafiła zakląć, z dosadnością pokazując swoje odczucia, ale też zarazić własną pozytywną energią.
– Nie odpuszczę ci, powiedz, co zalega na dnie?
– Co mam ci powiedzieć... Poszłam do sklepu, grzecznie ustawiłam się w kolejce przy kasie. – Eryka wyczuła nacisk spojrzenia Aletty. – Obserwowałam ludzi, niektórzy się uśmiechali. Patrzyłam na tętniące dookoła życie, na piękne miasto, w którym mieszkam, i postanowiłam do niego wrócić. Nie uśmiechaj się, nie godzę się ze starością i z tym, że czas mi uciekł i kilka lat zupełnie zmarnowałam.
– Wiele straciłaś, ale nie zmarnowałaś, Eryko. Masz dwóch nastoletnich synów, może nie macie dobrego kontaktu, ale nad tym można popracować. Twoje małżeństwo dopadł kryzys, coś się skończyło, mimo że się starałaś dać temu niejedną szansę. Czas na ciebie, Eryko, tylko ty i twoje potrzeby, czas na decyzje tylko dla ciebie właściwe.
– Nie wiem, jakie one są. Na razie działam po omacku.
– Nie na wszystko od razu znajdziemy odpowiedź. Pojawi się w swoim czasie. Poznałam już twoją niecierpliwość, ale nie naciskaj. Kolejną noc przespałaś całą?
– Nawet śmieciarka mnie nie obudziła. Żyję teraz jakby w innej rzeczywistości. Jeszcze nie wiem, czy ją lubię.
– Czego ci brakuje?
– Wspomniałabym o zaglądaniu przed snem do pokojów synów, ale i to z czasem się skończyło. Rozczarowałam ich, na pewno teraz, po mojej ucieczce, też nie mają o mnie dobrego zdania. Nie odbierają ode mnie połączeń. Wiem, wszystko w swoim czasie. – Urwała, gdy w jej oczach pojawiły się łzy. – Brakuje mi kawy z Jerzym. Wymykałam się do niego rano, przechodziłam przez płot i piłam najlepszą kawę na świecie, czasem urozmaiconą dymkiem z papierosa, mimo że oboje rzuciliśmy. Brakuje mi naszego rytuału rozpoczynania dnia.
– Chętnie bym go poznała.
– To przyjaciel, wyznałam mu niejeden sekret.
– Co z tym zrobisz?
– Jak to co, zaproszę go i spróbuję wyciągnąć od niego jego tajną receptę na najlepszą kawę. W końcu otwieram kafeterię.
– Cieszysz się? – Pytanie było formalnością, bo w oczach Eryki zaiskrzyła radość. Odpowiedziała w swoim stylu, nie zostawiając miejsca na niedomówienia.
– W chuj bardzo.
Wyszła na nadmorski deptak, wiatr zaplątał się w jej włosy. Zapach bogaty w morskie nuty przywiał też nutki wiosenne. Eryka wystawiła twarz do słońca, przez chwilę delektując się jego pieszczotą. Coraz więcej było słonecznych dni, wczasowicze i mieszkańcy częściej wybierali się na spacer, wypełniając szerokie nadmorskie promenady. Właśnie przy jednej z nich zdecydowała się kupić niewysoki budynek i przerobić go na kafeterię, która za dnia zaoferuje przytulne miejsce do spotkań przy kawie, a wieczorem do większej zabawy przy winie.
Przechodził obecnie remont, a plan był prosty, miało być urokliwie i kameralnie, tym bardziej że z tyłu budynku niemal dotykały go konary rozrosłych drzew nadmorskiego parku.
Gdy Eryka go wypatrzyła, sprawiał smutne wrażenie, wcześniej mieścił się w nim sklep. Drzwi był zabite deskami, pomazana napisami szara elewacja zniechęcała, ona jednak nie potrzebowała wiele czasu na decyzję. Negocjacje dotyczące obniżenia ceny okazały się korzystne, więc już po tygodniu od zakupu zaczęła działać.
Zostawało wiele spraw do załatwienia i przypilnowania, by rozpocząć działalność z pierwszym dniem maja. U jej boku już nie było męża, z którym przez wiele lat pracowała na polu biznesowym, jednak życie nie znosiło pustki i na jej drodze pojawiła się młoda, nieco ponad dwudziestoletnia kobieta, której zaproponowała pracę. Z łatwością znalazły wspólny język i połączyły swoje losy. Julia była aniołem, miała więcej spokoju i opanowania od niej, potrafiła samą obecnością ją wyciszyć. Znała się na rzeczy, wcześniej otworzyła i prowadziła pizzerię swojego byłego narzeczonego. Obie były na etapie zmian i tym bardziej mogły sobie pomóc. Efekt tego eksperymentu zaczynał wręcz zaskakiwać rezultatami.
Z deptaka weszła na szerokie betonowe schody i po chwili do wnętrza nowo powstałej kafeterii. Przywitała się z ekipą budowlaną, zaraz też pojawiła się Julia, nowa menedżerka i bliska jej osoba. Do ich poznania w pewien sposób przyczyniła się Aletta, bo właśnie u niej w gabinecie pierwszy raz się spotkały.
– Eryko, jak się czujesz. Jak sesja?
– Aletta jak zawsze w formie. Zawiesiła szyld, detektyw Wysocki jej pomógł. Najlepszym jednak hitem jest nowa recepcjonistka. Świetnie zachowana i niezdarta mentalność Peerelu.
– Aletta potrzebuje kogoś, kto będzie jej pomagał, nie może przerywać sesji. Poza tym z każdego potrafi wyciągnąć to, co ma dobrego, może i z tej peerelówki.
– Nie z Lucyny. Produkt ukształtowany w słusznie minionym ustroju. Zresztą sama zobaczysz i się ze mną zgodzisz. Nie mów, że nie ostrzegałam.
– Czy teraz możemy przejść do ciebie? – Julia jeszcze do niedawna czuła się zagubiona, nieszczęśliwa i pełna winy, dziś już w niczym nie przypominała tamtej zranionej i bez sił kobiety. Walczyła o spokój i z każdym dniem stawała się silniejsza.
– Aletta dała mi zadania do przetrawienia i czas na pogodzenie się z moim kryzysem wieku średniego.
– Masz gdzie spożytkować energię. Jest dużo pracy, więc podwijamy rękawy i działamy.
– Mam oddać się pasji i spełniać marzenia, tak w dużym skrócie – dopowiedziała Eryka, czując jednak liczne wątpliwości i obawy.
– Rozejrzyj się, jesteś na dobrej drodze.
– Tylko że mój wewnętrzny hejter, na pewno ten od kryzysu, cały czas nadaje: Eryka, kurwa, jesteś stara, z czym do ludzi?!
– Przecież nie znosisz, gdy ktoś na ciebie nakłada ograniczenia. Powiedz hejterowi, żeby spadał.
– To jest pomysł. Wiesz, że napady złości i wkurwienia to objawy kryzysu, więc mam usprawiedliwienie.
– Mnie to nie przekonuje.
– Mam ci pokazać wypis od lekarza?
– Jesteś moją szefową, więc jak chcesz, to ci przytaknę, ale moje zdanie znasz.
Zaśmiała się, gdy Eryka wymownie przewróciła oczami. Julia czuła, jak niesie ją wewnętrzna radość, takie momenty pojawiały się coraz częściej. Powstrzymała wzruszenie, wiedząc, jak wiele się zmieniło, jak wraca do równowagi po tym, co ją przedtem raniło i niszczyło każdego dnia, a wszystko pod sztandarem miłości i oddania.
– Jeszcze nie masz mnie dość? Nie żałujesz, że przyjęłaś moją ofertę pracy?
– To najlepsza decyzja w moim życiu. Kolejna po tej, gdy odważyłam się i zgłosiłam po pomoc do Aletty. Zajmijmy się tym, co tu i teraz. To miejsce będzie piękne, postaramy się o to.
Eryka podążyła za spojrzeniem Julii, rozejrzała się po szarych ścianach, które za chwilę nabiorą koloru modrakowego i błękitu, by zgrały się z nadmorską aurą i klimatem niedaleko położonych plaż. Idealnie połączą się z zielonymi liśćmi palm, białymi stoliczkami i krzesłami. Na ścianach zawisną liczne obrazy z morskim tłem, atrybuty, które się z nim utożsamiają. Do wykorzystania będą miały szerokie tarasy, ale też teren parku graniczący z deptakiem, na którym znajdzie się miejsce na leżaki. Rozłożystość drzew nadmorskiego skweru pokrywała część terenu cieniem, co w upalne dni pozwoli na odpoczynek od słońca.
– Pragnę poczuć tu przepych tętniącego życia, energię mnóstwa ludzi, usłyszeć muzykę, która ze śmiechem poniesie się w dal.
– Pomyślałam o drewnianej bujawce, urozmaiceniu dla krzeseł i leżaków.
– Zgadzam się. – Eryka obserwowała, jak zmiany dokonywały się na jej oczach, już nie trwała w marazmie, tylko działała i czuła się potrzebna, a tego pragnęła najbardziej. – Za dnia będziemy się tu spotykać, a wieczorem bawić, śmiać, nawet przez łzy.
– Niech to będą łzy radości.
Eryka ustaliła z Julią i szefem budowy najpilniejsze sprawy i wyszła, zostawiając swoje nowe dzieło w bezpiecznych rękach. Wsiadła do samochodu z zamiarem zakupienia kilku rzeczy do mieszkania. Na potrzeby wynajmujących je wcześniej wczasowiczów wystarczało, ale jej wydawało się teraz zbyt puste. Brakowało klimatu domu, zwłaszcza ciepłego wystroju, drobnych, cieszących oczy bibelotów. Puste mieszkanie bez takich drobiazgów wskazywało na brak osobowości i podkręcało samotność.
Przypomniała sobie moment, gdy zadecydowała o nagłej wyprowadzce. Zapakowała dwie walizki w pośpiechu, jakby bała się, że się rozmyśli, a właściwie stchórzy. Do głosu dochodziło poczucie obowiązku wrosłe w fundamenty ich domu, który z Adamem stworzyli od podstaw. Ostatecznie zagłuszył je zew upragnionej wolności, pewnego wyzwolenia, by już nie czuć się zbędną i nie na swoim miejscu w wykutej przez lata codzienności, ale tą odważną, która zrywa z tym, co ją rani, i porzuca rolę, jaka już do niej nie pasowała.
Zostawiła męża, który wcześniej zrobił podobnie, odchodząc do kochanki. Mimo że po czasie wrócił, niczego to nie zmieniło, rozpad ich małżeństwa postępował i mimo jej nadziei, walki o poprawę nie udało się go powstrzymać. Teraz role się odwróciły, tylko że ona odeszła, by odnaleźć siebie, kobietę, którą kiedyś była i która potrafiłaby na nowo pokochać. Tej miłości jej brakowało, nawet do samej siebie.
Zostawiła też synów, którzy do tej pory się do niej nie odezwali, próbowała ich nie naciskać, nie chcąc odczuć tym większego ich rozczarowania. Dała im od siebie odpocząć, licząc, że z czasem jej wybaczą. Ulgę znajdowała w tym, że byli z ojcem, bezpieczni, niczego nie mogło im zabraknąć.
Wyciągnęła telefon i pod wpływem impulsu wybrała numer. Uśmiechnęła się, gdy usłyszała dobrze znany męski głos.
– Pracujesz czy ściemniasz?
– Eryko?! Jednak przywróciłaś mnie do grona znajomych.
– Jerzy, Jerzyku, ciebie bym nigdy nie mogła skreślić. Pozbywając się ciebie, pozbyłabym się najlepszego smaku kawy na świecie. Takiej jak ty nie robi nikt.
– Jeszcze trochę zostało, wpadniesz?
Eryka mimowolnie się skrzywiła. Jerzy Bogusławski był jej przyjacielem, ale i sąsiadem. Razem wypijali poranną kawę, gdy wpraszała się do niego, przechodząc przez płot dzielący ich posesje. Przez ostatnie zmiany straciła przyjemny czas ich celebracji.
– Nie chcę się zbliżać w okolicę swojego domu, jestem persona non grata. Na razie nie zanosi się, by ten status uległ zmianie. Poza tym od wielu lat opijałam cię z kawy, teraz ja cię zapraszam.
– Tak podstępem chcesz mnie zaprosić na randkę?
– Kobiety czterdzieści plus muszą posuwać się do nieczystych zagrań, by uwieść fajnego faceta.
Usłyszała jego śmiech i ucieszyła się, że w ich relacji nic się nie zmieniło.
– Fajnego, mówisz, dobrze się zapowiada. Gdzie się spotkamy?
Eryka zaskoczyła Jerzego wyborem miejsca, jednak miała swój tajny plan. Uradowana ich spotkaniem zakupy odłożyła na później.
Wschodnia plaża atakowana była przez wiatr, drobiny piasku zmiatało z wysokich, porośniętymi trawami wydm wprost na deptak i ścieżkę rowerową. Zawieruchę łagodził blask słońca, który odcieniem złota ocieplał otoczenie.
Eryka znalazła miejsce parkingowe i promenadą doszła do wysokiego ośrodka wypoczynkowego, którego okna wpatrywały się w morze i daleko za horyzont. Weszła do budynku, wpadając w gwar kuracjuszy goszczących w jego szerokich progach. Wjechała windą na najwyższe piętro, chcąc dostać się do kawiarni mieszczącej się na jego szczycie. Zajęła stolik pod samym oknem, z góry podziwiając nadmorski krajobraz w najlepszym wydaniu. Po prawej stronie wieżowca pyszniła się gęsta zieleń ekoparku wschodniego, a po lewej – zabudowania innych hoteli w leśnej gęstwinie nadmorskiego parku.
Zapatrzona w białe rzeźby chmur i bezkres nieba nie zauważyła, gdy przy jej stoliku zjawił się Jerzy.
– Dzień dobry, Eryko.
Objął kobietę, która zerwała się z krzesła, przytulając go na przywitanie. Znali się od kilku lat, powierzyli sobie wiele tajemnic, ale po raz pierwszy spotkali się w kawiarni.
– Jerzy, dziękuję, że znalazłeś czas.
– Wiesz, że dla ważnych osób zawsze go znajdę.
– Czy wspomniałam, że tak samo jak uwielbiam twoją kawę, tak i ciebie? – komplementowała.
– Kilka razy, więc zdecydowanie za rzadko.
Eryce poprawił się humor, a chwilowa nostalgia za tym, co było, odleciała. Jerzego poznała, gdy zamieszkał w ich willowej dzielnicy miasta wraz z córką, po tym gdy jego żona zginęła w wypadku. Postanowił zacząć wszystko od nowa, dla córki i siebie, w zmianie upatrując sposobu na wyjście z żałoby.
– Dlaczego akurat tu? Czuję, że to nie przypadek.
Jerzy rozejrzał się po restauracji, której bar znajdował się pośrodku na zamontowanej ruchomej platformie, ustawione na niej stoliki z każdą chwilą zmieniały swoje położenie.
– Dobrze kombinujesz. – Uśmiechnęła się, upewniając się, że dobrze ją zna. – Otwieram kafeterię, więc przyszłam podejrzeć, co u konkurencji.
Chwyciła kartę dań, dociekliwie przyglądając się każdej pozycji.
– Przeszpiegi.
– Ty będziesz moim alibi. Odwdzięczę ci się za każdy dzbanek kawy, jaki ci wypiłam. Choć takiej jak ty nie robi nikt.
– Mam swoje tajne składniki.
– Chciałabym je poznać.
– Niełatwo zdradzam swoje tajemnice.
– Czyli będę musiała cię jeszcze upić.
Jerzy roześmiał się, a gdy podeszła kelnerka, chciał złożyć zamówienie, wiedząc, jaką kawę Eryka lubi najbardziej, jednak ona go ubiegła.
– Ja poproszę espresso lungo, a mój towarzysz bulletproof coffee. Do tego dobre ciasto niespodzianka z gałką lodów waniliowych.
– Eksperymentujemy? Fajnie, tylko dlaczego mnie zamówiłaś kuloodporną kawę?
– Mój organizm mógłby tego nie przeżyć, twój się tylko otrząśnie. Sprawdzimy, jak smakuje nasze zamówienie, i zastanowię się, czy powinno się znaleźć w moim menu. Trzeba wyjść z utartych przyzwyczajeń, to też zalecenie mojej terapeutki.
Jerzy przyjrzał się pociągającej twarzy Eryki. Znał ją na pamięć, drobne zmarszczki w kącikach oczu, gdy się uśmiechała, każdy ruch warg, uniesienia brwi zdradzały mu jej emocje, ale to z oczu wyczytywał najwięcej.
– Zaskoczyłaś mnie swoją nagłą wyprowadzką. Gdy zobaczyłem cię z walizkami... Wiem, że tego potrzebowałaś, i to od dawna.
– Wiedziałam, że mnie zrozumiesz. Potrzebowałam wyłączenia ze świata, chwili tylko dla siebie i, co najważniejsze, zrobiłam to na trzeźwo – zażartowała, chcąc spłycić budzące się natychmiast trudne emocje.
– Jestem dumny. Bez papierosa?
– W samotności nie smakuje dobrze. Zatrzymałam się w mieszkaniu w porcie. Mam sąsiadki na poziomie ą i ę.
– Takie lubisz najbardziej.
– Wkurwiać. Zapomniałeś dodać. – Wiedziała, że przez grzeczność nie powiedział tego, co jej nie powstrzymywało. – Czuję, że sąsiedzka przyjaźń się raczej nie rozwinie i jeszcze dojdzie do kolizji.
Jerzy dobrze wiedział, co kryło się za przelotnym uśmiechem i żartami Eryki, tym bardziej że w jej oczach odbijał się smutek. Gdy tak rzucała ironiczne uwagi, wewnątrz przeżywała rozpacz, w taki sposób próbując ją ukryć.
– To etap przejściowy. Zresetujesz się, zajmiesz kafeterią, w końcu nastąpi przełom i olśnienie.
– Dowiem się, dokąd zmierzam i po co. Zawsze byłeś optymistą i to mi się w tobie podoba.
– Nie zmieniajmy smutku w przewlekły stan. Gdzieś to wyczytałem.
Eryka rozluźniła się pokrzepiona jego słowami. Spróbowała swojej kawy, później się z Jerzym zamienili. Modyfikacja espresso przypadła jej do gustu, tak jak kawa z masłem i olejem, która miała dostarczyć mocnego zastrzyku energii. Dzielili się wrażeniami na ulubiony temat.
– Powiesz mi w końcu czy będziesz nadal tak krążyć?
Eryka popatrzyła na jego ciemne włosy przetykane srebrnymi nitkami. Obcinał się krótko, tak jak i golił twarz, nie lubił zarostu. Znała jego nawyki. Była pewna, że może mu zaufać, że jej nie osądzi, nie skrytykuje nawet spojrzeniem. Zawsze jednak trudno było przyznać się do słabości, choćby i przyjacielowi.
– Nie byłam gotowa na taką diagnozę. Okazało się, że nie jestem lepsza od mojego męża. Zaraził mnie... Mam kryzys wieku średniego.
Ręka Jerzego zawisła z filiżanką w powietrzu. Odstawił ją, zapatrzony w zielone oczy sąsiadki.
– Na to bym nie wpadł, ale coś w tym jest.
– Nawet sporo. Gdy Aletta mi to powiedziała, postanowiłam spierdalać bez wahania, bez odwracania się za siebie. Poczułam, że albo teraz, albo nigdy. Ma to jednak swoje konsekwencje. Miałam puścić się liny i poszybować, choć czuję, że na razie spadam, a raczej pikuję.
– U twoich synów wszystko w porządku – zapewnił, odgadując powód jej smutku.
– Nie odbierają ode mnie telefonu. Nagrałam im się po tym, gdy odeszłam, by wiedzieli, gdzie jestem, gdzie mogą mnie znaleźć. Wspomniałam o kafeterii, ale też nic. Do tej pory żaden nie oddzwonił.
Zapatrzyła się w szybę i w oślepiające słońce, chcąc bodaj na chwilę zniknąć, gdy świat stanie się niewyraźny.
– Potrzebują czasu, tak jak ty. Za długo w tym trwaliście. Wszyscy powinniście zdecydować, czego chcecie. Twój mąż też – powiedział, mając własne przemyślenia na jego temat. Poznał Erykę, wiedział, jaką wrażliwą i troskliwą jest kobietą. Czasem niektórzy nie doceniali tego, co mieli tuż obok. – Radzą sobie. Marcin zajmuje się Filipem. Rozmawialiśmy chwilę i powiedział, że ogarnia rzeczywistość. Wiedzą, że jakby co, sąsiad pomoże.
Uśmiechnęła się przez łzy.
– To dobrze. Dziękuję ci, Jerzy. – Położyła dłoń na jego ręce, lekko ją ściskając z wdzięcznością. – Wiem, że to już nie dzieci, tylko młode chłopaki. Nie dostrzegałam tego, wyręczałam ich w wielu sprawach. Popełniłam mnóstwo błędów i tak mało poprawiłam.
– Dość kajania. Po prostu potwierdziło się, że Eryka Raczyńska nie jest idealna, jak my wszyscy.
– Jest szalona i właśnie dostała nakaz, by się temu poddać.
– Niech zatem Opatrzność ma nas w swojej opiece.
Opuścili restaurację, wpadając w powiewy wiatru. Jerzy nie dał jeszcze uciec Eryce, chwycił jej dłoń i tak razem skierowali się w stronę plaży. Stanęli na betonowym molo, dochodząc do jego końca i opierając się o metalowe barierki. Tu natura odzyskiwała dominujący głos, z solą wyczuwalną na ustach, z zapachem morza i widokiem, który nie był dziełem człowieka, tylko sił wyższych. Napędzane wiatrem fale uderzały w konstrukcję mola, z uporem, jakby chcąc, by uległo pod ich naporem. Krople opadały na szarość betonu, który mimo ataku trwał nieruchomo.
– Nie mogło zabraknąć najważniejszego.
Jerzy wyciągnął paczkę papierosów. Zapalił jednego i podał Eryce, jego dym od razu został pochwycony dłońmi wiatru i rozwiany w nicość. Ich wspólny ceremoniał dnia się wypełnił.
Z zadowoleniem obserwował Erykę, jak z lubością zaciągała się dymem i z ulgą go wypuszczała w świat. Spodziewał się jej uśmiechu i w końcu się doczekał, tego naturalnego, świadczącego o wewnętrznej radości.
– Zawsze można na ciebie liczyć. Mam palić sama?
– Masz rację. Jagoda nas tu nie przyłapie.
Zapalił i tak samo jak ona delektował się zakazanym owocem, na który pozwalał sobie tylko przy wyjątkowych okazjach.
– Co u Jagody?
– Dorasta, a Irek to miły chłopak, tyle że chce mi ją zabrać.
– To nie Irek, tylko życie ją wzywa. Nie bądź nadopiekuńczym ojcem. Musisz się oswoić z tym, że niedługo wyjedzie na studia. Szuka ci jeszcze ukochanej?
– Na razie dała sobie spokój. Na szczęście zajęta jest przygotowaniem do matury. Czeka mnie bal. Jej rocznik postanowił po egzaminach zorganizować zabawę, są co do tego zdeterminowani.
– Niech się bawią. Jak przyjdzie dorosłość, o zabawie będzie można pomarzyć. – Eryka odetchnęła z lekkością, kończąc papierosa.
Nie była szczęśliwa, ale najważniejsze, że nie czuła już nacisku oczekiwań, które na siebie nałożyła, nie grając już w sztuce określanej jako dom i codzienność. Zapatrzyła się w horyzont, dostrzegając ciemne chmury płynące z innych krańców świata, w powietrzu wyczuwało się nadciągającą burzę.
– To mówisz, sąsiadko, że zamierzasz latać?
– Tak, Jerzyku, tylko najpierw muszę przypomnieć sobie, gdzie wpierdoliłam skrzydła.
2
Drgnęła, gdy drzwi zamknęły się z hukiem. Julia podniosła wzrok znad notesu, sprawdzając, co się stało. To wiatr wywołał przeciąg. Zwabiona podeszła do okna i odchyliła drzwi tarasu, dostrzegając na niebie coraz więcej gęstych chmur. Blask słońca topniał w oczach.
Wróciła do wnętrza kafeterii przegoniona przez chłodny powiew. Następowały gwałtowne zmiany pogody, dokładnie tak jak w życiu.
Julia czuła w sobie niepokój, choć zupełnie inny niż ten, który zburzył jej świat. Pragnęła nad nim zapanować, ale emocje nie dały się programować, były jak fale morza sterowane przez zewnętrzne siły, mogły wywoływać w nas sztorm, niszcząc nadzieję, mogły też ukoić, zapewniając potrzebę spokoju i wyciszenia.
Aletta przestrzegała ją przed wszystkimi etapami, które były przed nią i którym musiała pozwolić dojść do głosu. Nie dało się przeskoczyć z jednej rzeczywistości w drugą bez znalezienia odpowiedzi na wiele pytań, które były źródłem lęku.
W jej życiu dokonały się zmiany, była jak wieża, która rozpadła się w pył, budowana przez kilka lat na słabych fundamentach. Zaczynała od nowa, to był jej początek po tym, gdy jej narzeczony ją zdradził. Nie to jednak bolało najbardziej, tylko to, jak źle ją traktował.
Okazało się, że była nieświadomą ofiarą narcyza, człowieka z zaburzeniem osobowości, który na innych, zwłaszcza na bliskich w subtelny sposób wyładowywał swoje frustracje i kompleksy. Umniejszał jej każdego dnia, niszcząc w niej spokój i poczucie własnej wartości. Życie z nim przypominało karuzelę nastrojów, chaos, z którym w pewnym momencie Julia już nie potrafiła sobie poradzić, przyjmując winę tylko na siebie.
Przemoc psychiczna, jakiej była poddawana, odbiła piętno na jej psychice, potrzeba było czasu, by mogła na nowo odzyskać wiarę, w pełni przejmując kontrolę nad własnym życiem.
Zaczerpnęła oddechu, nie chcąc się na nowo zapętlać w tych beznadziejnych rozważaniach, bez końca pytając, gdzie popełniła błąd i jak mogła na to pozwolić. W końcu od siebie dawała tylko miłość, nawet poświęciła własne marzenia, w zamian otrzymując manipulację i krytykę.
Z niespokojnych myśli wybiła ją ekipa budowlana. Musiała z robotnikami omówić etapy dalszych prac.
Dostała propozycję pracy od Eryki jako menedżerka jej kafeterii. W pierwszym momencie odmówiła, ale gdy jej życie zupełnie się rozsypało, okazało się to szansą od losu.
Miała wymagane doświadczenie, przez kilka lat pracowała jako szefowa pizzerii u swojego byłego narzeczonego. To ona wpadła na ten pomysł i ją stworzyła, ale on i jego narcyzm zagarnął wszystkie zasługi, nie dając jej nawet grama wdzięczności.
Ekipa budowlana rozeszła się do swoich prac, a ona pochyliła się nad notesem, dopisując kolejne rzeczy do załatwienia. Kątem oka zobaczyła ruch przy drzwiach. Pojawił się w nich mężczyzna. Znała go, zwłaszcza jego spokojne oczy, ale obudził się w niej cichy głos pełen wątpliwości i szeptał, dopytując, czy na pewno.
– Wojtek. – Uśmiechnęła się mimowolnie.
Pierwszy raz wpadli na siebie w ulewnym deszczu. Dwoje nieznajomych z różnych rzeczywistości, którzy nie mieli się więcej spotkać, jednak los zdecydował inaczej. Okazało się, że był prywatnym detektywem, a ona miała dla niego zlecenie.
– Cześć, Julio. Miałem chwilę, byłem w pobliżu... Wyrwiesz się na kawę?
– Oczywiście, i ja stawiam.
Wojtek nie zaprotestował, wyczuł, że potrzebowała niezależności; pozbawiona jej przez długi czas, zaczęła tym bardziej stać na jej straży. Przyjrzał się Julii, jej jasnym włosom, pięknej i delikatnej twarzy. Wiedział, przez co przeszła, i zdawał sobie sprawę, że to jeszcze nie jest zagojone.
– To ja postawię deser. Niedaleko mają rurki z kremem.
– Rurki z kremem – rozmarzyła się Julia. – U nas też ich nie może zabraknąć.
– Wtedy będę częstym gościem.
– O to właśnie chodzi.
Pożegnała się z ekipą i narzuciła kurtkę, na zewnątrz włożyła ręce do kieszeni. Słońce już całkiem schowało się za zwałami szarych chmur, w powietrzu pachniało deszczem.