Kleopatra i jej mężczyźni - Iwona Kienzler - ebook + książka
NOWOŚĆ

Kleopatra i jej mężczyźni ebook

Kienzler Iwona

0,0

Opis

Kim naprawdę była Kleopatra VII – kobieta, która zafascynowała Szekspira, Bernarda Shawa i pokolenia filmowców? Czy rzeczywiście była wyłącznie piękną uwodzicielką, jak chce legenda, czy może nieprzeciętną władczynią, która z pasją broniła niezależności Egiptu?

Ta książka rzuca nowe światło na postać ostatniej królowej z dynastii Ptolemeuszy – od walki o tron z własnym bratem, przez burzliwe związki z Juliuszem Cezarem i Markiem Antoniuszem, aż po dramatyczny finał jej życia. Autorka odsłania kulisy epoki intryg, kazirodczych związków i brutalnych wojen, w której Kleopatra musiała działać jak strateg, polityk i kobieta wyprzedzająca swoją epokę. Czy była tylko pionkiem w grze o władzę, czy może grała własną, śmiałą partię?

„Kleopatra i jej mężczyźni” pióra Iwony Kienzler, autorki bestsellerowych biografii, to pasjonująca opowieść o królowej, której życie nadal pozostaje jedną z największych zagadek historii, i o jej kochankach, którymi zawładnęła.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 381

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



 
 
WARSZAWA 2025

© Copyright by Lira Publishing Sp. z o.o., Warszawa 2025

Konsultacja: Sylwia Łapka-Gołębiowska

Redaktor prowadząca: Ewa Kubiak

Redakcja: Monika Simińska

Korekta: Magdalena Jabłonowska, Monika Simińska

Skład: Igor Nowaczyk

 

Projekt okładki: Magdalena Wójcik-Zienkiewicz

Zdjęcia na okładce i źródła ilustracji: stock.adobe.com (pwmotion),

commons.wikimedia.org

Zdjęcie autorki: © Maciej Zienkiewicz Photography

Producenci wydawniczy: Magdalena Wójcik-Zienkiewicz, Wojciech Jannasz

 

Wydawca: Marek Jannasz

 

Lira Publishing Sp. z o.o.

Wydanie pierwsze

Warszawa 2025

 

ISBN: 978-83-68577-60-0 (EPUB); 978-83-68577-61-7 (MOBI)

 
 

Lira Publishing Sp. z o.o.

al. J.Ch. Szucha 11 lok. 30, 00-580 Warszawa

www.wydawnictwolira.pl

 

Wydawnictwa Lira szukaj też na:

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

SPIS TREŚCI

Wstęp

Rozdział 1. Egipt Ptolemeuszy

Spadkobiercy Aleksandra Wielkiego

Egipt, kraina mlekiem i miodem płynąca

Aleksandria – Paryż starożytnego świata

Gniazdo żmij w królewskim pałacu

Rozdział 2. Lata beztroski?

Tajemnica matki Kleopatry

Córeczka tatusia

Królewski petent w toalecie, czyli kłopoty Fletnisty

Powrót na tron

Rozdział 3. Królowa z worka na pościel

Kości zostają rzucone

Niesnaski w rodzinie

Władczyni bez twarzy

Rozdział 4. Kleopatra i Cezar – miłość z podtekstem politycznym

Potomek Wenus i jego droga na szczyt

Kornelia, Serwilla i inne, czyli bujne życie erotyczne Cezara

W ramionach Kleopatry

Królowa czy kurtyzana?

Idy marcowe, czyli bolesny kres marzeń o imperium

Rozdział 5. Na rozdrożu

Testament Cezara

Władczyni

Afrodyta i Dionizos

Rozdział 6. Kleopatra i Antoniusz – romans wszech czasów

Kochankowie

Oktawia, gwarantka pokoju

Kleopatra kontra Herod

Władcy Wschodu

Na wojnie z Rzymem

Tak umierają królowe...

Bibliografia

Netografia

Spis ilustracji

Przypisy

Wstęp
 
 
 

Gdyby przypadkiem ktoś chciał rozpisać ranking na najpopularniejszą władczynię wszech czasów, bez wątpienia wygrałaby go egipska królowa Kleopatra, w historiografii znana jako Kleopatra VII albo Kleopatra Wielka. I to pomimo że od jej śmierci upłynęło przeszło dwa tysiące lat. Co ciekawe, monarchini była przez wieki stale obecna w kulturze, a dziś także w popkulturze – jest nie tylko bohaterką książek, zarówno beletrystycznych, jak i popularnonaukowych, ale także filmów, seriali, a nawet występuje w komiksach i reklamach. Co więcej, to właśnie ona, obok królowej Nefretete i Tutenchamona, definiuje postrzeganie Egiptu przez współczesnych nam ludzi. Tak się jednak składa, że literatura, film, na czele z niezapomnianym obrazem Josepha L. Mankiewicza z 1963 r. z Elizabeth Taylor w roli tytułowej, wykreowały w masowej wyobraźni wizerunek Kleopatry, który ma niewiele wspólnego z historyczną prawdą. W postać słynnej władczyni wcielały się najpiękniejsze aktorki amerykańskiego i europejskiego kina, a przecież ona sama nie była bynajmniej pięknością, jej urok polegał nie tyle na urodzie, ile na wdzięku, seksapilu i sztuce inteligentnej rozmowy, jak również błyskotliwego flirtu, który opanowała do perfekcji. Ale to niejedyny mit związany z tą ciekawą postacią.

 

Rekonstrukcja twarzy Kleopatry

 
 

Przede wszystkim należy pamiętać, że Kleopatra była wprawdzie egipską królową, ale nie była Egipcjanką, a okresu jej panowania nie można utożsamiać z kulturą starożytnego Egiptu. Kiedy przyszła na świat, pałace, w których niegdyś mieszkali faraonowie, w zdecydowanej większości popadły w ruinę, zaś piramidy miały status szacownych zabytków. Jak się okazuje, między wybudowaniem najsłynniejszej wielkiej piramidy Chu-fu czy jak kto woli, Cheopsa, którą wzniesiono w 2560 r. p.n.e., a początkiem rządów bohaterki niniejszej publikacji, przypadającym na 51 r. p.n.e., upłynęło więcej czasu niż między objęciem przez nią tronu a lądowaniem człowieka na Księżycu. W dodatku, co wiemy z całą pewnością, kiedy pokazywała te szacowne zabytki Cezarowi, a możemy domniemywać, że to zrobiła, piramidy były upstrzone rozmaitymi malunkami i napisami, które w dzisiejszych czasach można byłoby uznać za graffiti. Podobnie było z budowlami ówczesnego Rzymu – wandalizm nie jest wymysłem współczesnym. Od czasów, w których żyła inna słynna egipska królowa, Nefertiti, zwana też Nefretete, dzieliło Kleopatrę aż trzynaście stuleci. Poza tym, o czym pamiętają głównie historycy, bohaterka niniejszej publikacji była siódmą królową tego imienia. W zdecydowanej większości biografii czy książek poświęconych jej epoce nazywa się ją po prostu Kleopatrą, a nie Kleopatrą VII, gdyż ze wszystkich władczyń noszących to imię była najwybitniejsza i odegrała największą rolę. I to nie tylko w dziejach Egiptu, którym przyszło jej władać. Dlatego również w niniejszej publikacji będziemy ją nazywać Kleopatrą.

Najsłynniejsza egipska królowa, której postać na stałe weszła do literatury i sztuki, a teraz również do popkultury, była Greczynką, a ściślej biorąc, Macedonką, przy czym chodzi w tym przypadku nie o współczesną Macedonię Północną, ale o starożytną Macedonię, antyczne królestwo z centrum na terytorium obecnej północno-środkowej Grecji. Wywodziła się bowiem z dynastii ptolemejskiej, założonej przez Ptolemeusza, jednego z dowódców armii Aleksandra Wielkiego. Jak wiadomo, wielkie imperium macedońskie, które za życia Aleksandra rozciągało się od Azji, przez Europę aż po Afrykę, po jego śmierci rozpadło się na niezależne królestwa rządzone przez dowódców z jego armii. Egipt przypadł Ptolemeuszowi, który w 305 r. p.n.e. został koronowany na króla, zaś jego potomkowie rządzili nad Nilem blisko trzysta lat. Co ciekawe, wszyscy kolejni władcy nosili to samo imię, Ptolemeusz, zaś ich współcześni nadawali im dość osobliwe przydomki. Z kolei nowożytni historycy przydzielili im kolejne numery. Dziś mówimy o dynastii Ptolemeuszy lub, rzadziej, Lagidów. Ta ostatnia nazwa pochodzi od ojca Ptolemeusza I. Ostatnią przedstawicielką tego rodu była właśnie Kleopatra VII. Królowa była nieodrodnym dzieckiem swojej epoki, którą w historiografii określa się mianem hellenistycznej, a która rozpoczyna się wraz ze śmiercią Aleksandra Wielkiego i kończy wraz ze zgonem Kleopatry. O tym okresie dziś mówi się czasem, iż była to epoka grecka, w której sami Grecy nie odgrywali żadnej roli.

Inne mity dotyczą jej ponoć zjawiskowej piękności i niebywałej rozwiązłości. Nie wiemy, jak wyglądała, pomimo że istnieje wiele podobizn powszechnie uważanych za portrety słynnej władczyni – została uwieczniona na malowidłach w Pompejach, na ścianie domostwa w Herkulanum, jej popiersie znajdziemy w niemieckim Muzeum Altes, jak również w Luwrze, przy czym w tym ostatnim przypadku rzeźba może równie dobrze przedstawiać jej córkę – Kleopatrę Selenę. Problem polega jednak na tym, że żaden z wymienionych wizerunków nie jest podpisany. Nie mamy zatem pewności, że przedstawiają Kleopatrę. Nie możemy również odtworzyć jej wyglądu na podstawie zachowanych szczątków, tak jak naukowcy zrobili to chociażby z twarzą Tutenchamona, gdyż jak dotąd, mimo szeroko zakrojonych poszukiwań, archeologom nie udało się zlokalizować jej grobowca. Ale mówiąc oględnie, wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że Kleopatra, w którą wcielały się najpiękniejsze aktorki, nie powalała urodą. Wydaje się, że jej urok polegał raczej na seksapilu i umiejętnym epatowaniu zmysłowością. Z całą pewnością nie była kobietą rozwiązłą i daleko jej do niesławnej Messaliny, żony cesarza Klaudiusza. Zdaniem historyków dochowała wierności swoim dwóm partnerom – Cezarowi, a potem Antoniuszowi, który zastąpił imperatora po jego śmierci w łożu i sercu egipskiej królowej. Nie miała w tym czasie żadnych innych kochanków, a przynajmniej nic na ten temat nie wiadomo. Tak naprawdę nie możemy nic pewnego powiedzieć o jej poglądach i to w żadnej sprawie, nie wiemy nawet, jaki miała stosunek do religii, chociaż oficjalnie uchodziła za wcielenie egipskiej bogini Izydy i w czasie religijnych uroczystości pojawiała się wystylizowana właśnie na to bóstwo. Trudno jednak stwierdzić, czy był to tylko pokaz na użytek poddanych, czy autentyczna manifestacja wiary.

Problem z Kleopatrą polega na tym, że źródła, z których dzisiaj czerpiemy wiedzę na jej temat, pochodzą z czasów dużo późniejszych, a nikt z autorów tekstów jej poświęconych nigdy nie zetknął się ze słynną królową. Plutarch z Cheronei, żyjący w tym czasie co czterej ewangeliści, urodził się już siedemdziesiąt lat po śmierci Kleopatry, Appiana z Aleksandrii oraz żydowskiego historyka, Józefa Flawiusza, dzieliło od niej przeszło sto lat, zaś Kasjusza Diona – ponad dwieście. Dla wszystkich wymienionych egipska władczyni była zatem postacią historyczną, owianą mitami i legendami, których z różnych względów nie potrafili oddzielić od historycznej prawdy. Należy również zauważyć, że w oczach współczesnych historyków i badaczy Plutarch z Cheronei nie był historykiem, tylko raczej biografem i moralistą. Zresztą sam uczciwie przyznaje, że nadrzędnym celem spisanych przez niego Żywotów sławnych mężów, a więc biografii królów, wodzów i różnej maści polityków, było ukazanie jasnego i mrocznego oblicza ludzkiej natury, dlatego pominął wiele wydarzeń historycznych, gdyż, przynajmniej jego zdaniem, nie wnosiły niczego istotnego do opracowanego w ten sposób materiału.

 

Popiersie Kleopatry VII – granitowe popiersie obecnie wystawiane w Galerii Starożytnego Egiptu w Royal Ontario Museum. Uważa się, że zostało odkryte w Aleksandrii w Egipcie, w miejscu zatopionego pałacu Kleopatry na wyspie Antirhodos

 
 

Na późniejsze postrzeganie bohaterki naszej opowieści największy wpływ wywarły poczynania jej najzacieklejszego przeciwnika, Oktawiana Augusta. To właśnie on na skutek nader skutecznych działań propagandowych stworzył wizerunek Kleopatry jako kobiety rozwiązłej, żądnej władzy i krwi, nienasyconej i zdradzieckiej, istnej żmii w ludzkiej skórze. Taki portret bezkrytycznie powielali wspomniani historycy, zwłaszcza że wszyscy, poza Flawiuszem, wiązali swoją przyszłość i karierę z Rzymem, dlatego obraz władczyni w ich dziełach jest bardzo tendencyjny. W dodatku wszyscy starożytni historycy pisali w sposób dzisiaj zupełnie nie do przyjęcia. Przede wszystkim nawet do głowy by im nie przyszło, aby podawać źródła, na których opierali swoje relacje. Mało tego, nie przywiązywali w zasadzie żadnej wagi do danych liczbowych czy statystycznych, a często nawet do logiki, bo ich przekazy, nawet te pochodzące spod ich własnego pióra, są zadziwiająco niespójne, a czasem wręcz sprzeczne ze sobą. Józef Flawiusz wyjątkowo niefrasobliwie podchodził do chronologii, Appian nie przejmował się szczegółami, podobnie jak Kasjusz Dion, dla którego najważniejsza była retoryka, a nie obiektywna prawda historyczna. O Kleopatrze pisał także rzymski poeta Lukan, ale jego relacje nie mogą stanowić źródła historycznego nie tylko z racji uprawianej przez niego gałęzi literatury, ale również ze względu na to, że lubił doszukiwać się wszędzie sensacji. Być może nieco więcej konkretnych informacji znalazło się w czterech księgach poświęconych historii Egiptu autorstwa Appiana, ale żadna z nich nie przetrwała do naszych czasów. Współcześni historycy nie mają jednak innego wyjścia i muszą opierać się na tych niedoskonałych źródłach, ale przecież nie możemy wykluczyć, że ich autorzy korzystali z dokumentów i relacji z czasów Kleopatry.

Nieco światła na postać królowej rzucają listy Cycerona z pierwszych miesięcy 44 r. p.n.e., kiedy Kleopatra przebywała w Rzymie, ale ich znaczna część przepadła. Królowa, która powiła Cezarowi syna, i obecność tej dwójki w imperium budziły w ówczesnych Rzymianach wiele emocji, ale poza niekompletnymi listami Cycerona nie zachowały się żadne relacje z tego okresu. Źródeł z epoki, w której żyła słynna królowa, jest również niewiele – nie przetrwały żadne papirusy z jej czasów poza jednym, na którym zapisała tylko jedno słowo: ginesthoi, co w starożytnej grece oznacza „niech tak się stanie”. Ten brak źródeł dotyczy zresztą całej dynastii Ptolemeuszy, pomimo że kiedy władali Egiptem, powstało wiele prac historycznych. Problem polegał jednak na tym, że wszystkie były pisane tzw. greką koine, czyli językiem greckim utworzonym w IV i III stuleciu p.n.e. na podstawie dialektu attyckiego, który od greki klasycznej odróżniał się nie tylko elementami gramatyki i wymową, ale również sporą liczbą neologizmów. Z czasem jednak koine uznano za język ulicy, a więc prostacki i wulgarny, i powrócono do pisania w klasycznym dialekcie attyckim, zaś większość historiografii hellenistycznej, spisanej właśnie w koine, bezpowrotnie przepadła.

W efekcie wszystko, co większość współczesnych ludzi myśli o Kleopatrze, jest pokłosiem funkcjonujących od wieków legend. Egipska królowa, ukochana Cezara, a potem Antoniusza, w powszechnej świadomości funkcjonuje jako archetyp uwodzicielskiej, a zarazem tajemniczej kobiety Wschodu, mistrzyni sztuki miłosnej, hipnotyzującej uwodzicielki, despotycznej królowej, antycznej femme fatale, a często po prostu nimfomanki. Nawet wielki Szekspir, którego Kleopatra uważana jest za najciekawszą postać kobiecą w całej twórczości, nazwał ją „Cyganką w rui”. A przecież nie ma żadnych dowodów na to, by w życiu tej rzekomo rozpustnej władczyni byli jacyś inni mężczyźni niż Cezar i Antoniusz. Ten wizerunek, który, jak wspomniano, zawdzięczamy Oktawianowi, zupełnie przesłonił jej osiągnięcia jako wybitnej władczyni, kobiety ambitnej, inteligentnej i doskonale wykształconej, dość zręcznej dyplomatki, która perfekcyjnie administrowała tak wielkim i zasobnym krajem, jakim był Egipt. I nawet feministki nie dostrzegają, że ta starożytna władczyni była kobietą wyzwoloną, wyemancypowaną i poważyła się kroczyć własną drogą, biorąc los w swoje ręce.

Bezspornym faktem jest, że niezbyt długie, ale za to obfitujące w dramatyczne wydarzenia, życie Kleopatry to gotowy materiał na powieść, sztukę i film, zresztą X muza bardzo kocha tę postać. Trudno się zatem dziwić, że antyczna królowa od wieków fascynuje ludzi i rozpala ich wyobraźnię. Kto wie, może jej urok polega na tym, że tak niewiele o niej wiemy i w rezultacie każdy może w swojej wyobraźni stworzyć taki wizerunek, jaki mu się żywnie podoba? Niestety historycy i biografowie nie mogą pozwolić sobie na fantazjowanie i muszą trzymać się faktów. Tymczasem mierzenie się z biografią tej słynnej władczyni nie jest zadaniem łatwym i przypomina odtwarzanie przez archeologów antycznych mozaik zachowanych we fragmentach na terenie wykopalisk. Pozornie widać na nich wiele, ale wciąż kryją niemało tajemnic...

Niniejsza publikacja jest zatem próbą przedstawienia życia, polityki i perypetii miłosnych Kleopatry VII oraz niezmiernie ciekawych i niełatwych czasów, w jakich przyszło jej żyć i władać Egiptem.

Ptolemeusz I Soter, król Egiptu i założyciel dynastii Ptolemeuszy

 
 
 
ROZDZIAŁ 1Egipt Ptolemeuszy
 
 
Spadkobiercy Aleksandra Wielkiego

Królowa Kleopatra VII, zwana też Wielką, władała Egiptem bez mała trzy dekady, a w historiografii zwana jest często nie tylko ostatnią królową Egiptu, ale wręcz ostatnim faraonem. Co ciekawe, ta władczyni, która tak pozytywnie zapisała się w dziejach swego państwa, nie była Egipcjanką. W wielu opracowaniach biograficznych dotyczących tej słynnej królowej można spotkać się z twierdzeniem, iż w jej żyłach nie płynęła nawet kropla egipskiej krwi, co jednak niekoniecznie musi być zgodne z prawdą. Według jednej z popularnych i dość prawdopodobnych teorii jej matka wywodziła się ze starego egipskiego kapłańskiego rodu, ale o tym opowiemy nieco później. Niezależnie od tego, kim była jej matka, ze strony ojca Kleopatra była Greczynką, a ściślej biorąc – Macedonką, gdyż jej przodkowie po mieczu wywodzili się ze starożytnej Macedonii, antycznego królestwa z centrum na terytorium obecnej północno-środkowej Grecji. Protoplasta rodu, Ptolemeusz, był jednym z najbliższych współpracowników i przyjaciół Aleksandra Wielkiego, który w 336 r. p.n.e. objął tron Macedonii, by zasiadać na nim przez kolejne trzynaście lat. I nie było to bezczynne panowanie, bowiem młody władca, który w chwili przejęcia władzy miał zaledwie dwadzieścia lat, prowadził bezustanne wojny, dzięki czemu udało mu się stworzyć jedne z najpotężniejszych imperiów w dziejach świata. Jego granice na zachodzie sięgały Morza Adriatyckiego, na wschodzie – rzeki Indus, natomiast północną granicę wyznaczały góry Kaukazu, a południową – Egipt.

10 czerwca 323 r. p.n.e. Aleksander niespodziewanie zakończył swój żywot, zaś historycy po dziś dzień zastanawiają się, czy umarł na skutek zatrucia, czy też jakiejś choroby zakaźnej, czy został zamordowany, a może po prostu umarł z przepicia. Pytany na łożu śmierci o to, komu z dowódców wywodzących się z najznamienitszych rodów macedońskich pozostawia swoje olbrzymie królestwo, władca odpowiedział, że najsilniejszemu z nich, nie precyzując, kogo dokładnie ma na myśli. W efekcie rozległe imperium Aleksandra zostało podzielone pomiędzy diadochów, czyli następców bądź jak kto woli, spadkobierców, bo właśnie takie dwa znaczenia miało to starogreckie słowo. Tak więc: Antypatrowi przypadły Grecja i Macedonia, Seleukos otrzymał Babilon, Antygon – Frygię, Eumenes z Kardii Kapadocję i Paflagonię, zaś Ptolemeusz miał władać Egiptem. Mówiąc kolokwialnie, to właśnie ostatniemu z wymienionych dostał się najlepszy kawałek tortu, chociaż nikomu z jego konkurentów nie uśmiechało się władanie ziemią tworzącą południowe obszary niegdysiejszego imperium Aleksandra. Ale ten długoletni członek straży przybocznej zmarłego władcy, Macedończyk obdarzony iście byczym karkiem świadczącym o jego sprawności fizycznej godnej atlety, okazał się nie tylko znamienitym strategiem, ale i przewidującym człowiekiem, a wybierając Egipt, wiedział, na co się pisze. Zanim jednak na dobre umocnił tam swoją władzę, musiał zmierzyć się z innymi w tzw. wojnach diadochów, jak określa się konflikty pomiędzy samymi diadochami i ich następcami na tle dążeń do dominacji i skupienia w jednym ręku wszystkich ziem odziedziczonych po Aleksandrze. Po ich zakończeniu na kilka najbliższych stuleci zostały ustalone granice nowego świata, epoki, którą historiografia określa mianem hellenistycznej.

Władający Egiptem Ptolemeusz był o jedenaście lat starszy od Aleksandra, z którym łączyły go więzi przyjaźni zadzierzgniętej jeszcze w dzieciństwie, gdyż pomimo dość sporej różnicy wieku chłopcy wychowywali się wspólnie na dworze Filipa Macedońskiego, obu uczył też Arystoteles. Być może jednak biologicznym ojcem Ptolemeusza nie był wcale Lagus, a sam Filip Wielki, słynący z zamiłowania do płci pięknej. Tak przynajmniej uważa część współczesnych badaczy dopatrujących się podobieństw pomiędzy zachowanymi podobiznami Aleksandra i Ptolemeusza. Ich zdaniem Arsinoe, matka przyszłego władcy Egiptu, była damą dworu na dworze macedońskiego władcy i nawiązała z nim romans. Kiedy okazało się, że jest w ciąży, Filip czym prędzej wydał ją za Lagusa, arystokratę z północy jego państwa, ale przez całe życie dyskretnie zajmował się swoim bastardem. Ale to tylko śmiała hipoteza, niepoparta żadnymi dowodami poza relacjami rozmaitych antycznych historyków, których działalność przypadała na lata późniejsze. Faktem natomiast jest, że Ptolemeusz talentem wojskowym dorównywał Aleksandrowi, był też doskonałym strategiem i dyplomatą.

Kraina, która przypadła mu w udziale po śmierci potężnego macedońskiego władcy, była najbogatszym, a zarazem najbardziej rozwiniętym cywilizacyjnie krajem ówczesnego świata, w dodatku legitymującym się niemalże trzema tysiącami lat bogatej historii. „Egipt jest krainą niezwykle piękną, a po drugie broni go sama natura – pisał współczesny Cezarowi i Oktawianowi historyk Diodor Sycylijski. – Od zachodu strzeże go granicząca z nim na dużej przestrzeni pustynna i obfitująca w dzikie zwierzęta Libia; nie ma tam wcale wody i żywności i dlatego przejście jej jest nie tylko bardzo trudne, ale i niezwykle niebezpieczne; na południu strzegą go katarakty na Nilu i graniczące z nim góry. Ponieważ kraj Troglodytów[1] i kresy Etiopii oddalone są o pięć tysięcy pięćset stadiów[2], to nie łatwo jest płynąć rzeką, czy podróżować lądem, jeśli nie dysponuje się szkatułą królewską lub majątkiem niewyobrażalnie wielkim. Część terenów, które zwrócone są ku wschodowi, broni rzeka, część ochrania pustynia i bagienna równina, która nazywa się Barathra. Pomiędzy Celesyrią i Egiptem znajduje się niezwykle wąskie i zadziwiająco głębokie jezioro o długości ponad dwustu stadiów; nazywa się ono Serbonis; niespodziewane zagrożenie czyha na tych, którzy, nie znając okolicy, zbliżą się do niego”[3]. Dogodne położenie Egiptu nie było jego jedynym atutem, bo największym skarbem tego kraju był i nadal jest Nil, którego regularne wylewy zapewniały rekordowo obfite plony.

Ptolemeuszowi dostał się zatem prawdziwy klejnot, z czego jako władca doskonale zdawał sobie sprawę. W dodatku Egipt musiał mu imponować swoją historią, której początków należało szukać niemal trzy tysiące lat wcześniej i której namacalnym śladem były pradawne świątynie oraz piramidy. Bez wątpienia faraonowie byli jednymi z najpotężniejszych władców starożytności, w dodatku dysponowali niemal absolutną władzą, ale stworzona przez nich cywilizacja ostatecznie upadła. W I tysiącleciu p.n.e. Egipt zupełnie stracił na znaczeniu i dostał się pod obce panowanie: najpierw władali nim wywodzący się z Nubii (dzisiejszy Sudan) władcy kuszyccy, a w IV w. p.n.e. – Asyryjczycy, których pod koniec tego wieku zastąpili Persowie. Wszyscy obcy władcy, odwołując się do egipskiej tradycji, stosowali egipską tytulaturę i obwoływali się faraonami. Ostatnim z nich był Dariusz III z dynastii achamedickiej, którego w 331 r. p.n.e. w bitwie pod Gaugamelą pokonał Aleksander Wielki. Zwycięzcy udało się zdobyć Egipt praktycznie bez walki, gdyż macedoński władca nie był traktowany przez rodowitych Egipcjan jak najeźdźca, ale wyzwoliciel, który miał zrzucić niechciane perskie jarzmo. Historycy nie są pewni, czy wzorem swoich poprzedników ogłosił się faraonem, czy tylko przedstawiał się jako następca perskiego króla, ale zachowały się wizerunki przedstawiające Aleksandra w tradycyjnym stroju władców egipskich. Nie wiemy też, co usłyszał w pustynnej oazie Siwa, gdzie mieściła się słynna wyrocznia boga Amona, przez Greków utożsamianego z Zeusem, bo władca nigdy nikomu nie ujawnił, co powiedzieli mu tamtejsi kapłani. Nigdy jednak nie zaprzeczył krążącym w Egipcie pogłoskom, jakoby został uznany przez wyrocznię za syna boga. W dodatku zadbał o to, by przedstawiano go Egipcjanom jako rzekomego potomka faraona Nektaneba II z XXX dynastii, ostatniego rodzimego władcy Egiptu.

Ptolemeusz początkowo nie ogłosił się faraonem, zresztą formalnie sprawował rządy jako satrapa, czyli wielkorządca prowincji o rozległych uprawnieniach, i podlegał macedońskiemu królowi Filipowi IV Arridajosowi. Tytuł satrapy był pozostałością po imperium Aleksandra, w którym obowiązywał perski system administracyjny, zaś po dynastii Achamenidów, władającej Persją w latach 550–330 p.n.e., Ptolemeusz odziedziczył nie tylko sprawnie działającą administrację, ale także pocztę, drogi oraz system komunikacji. Kiedy w 305 r. p.n.e., po zakończeniu wojen diadochów, na dobre umocnił swoją władzę w Egipcie, przyjął tytuł królewski, dzięki czemu podobnie jak poprzedni obcy władcy tego państwa, został faraonem. O dziwo, zostało to bardzo dobrze przyjęte przez jego nowych poddanych, którzy nadali mu nawet przydomek Soter – Zbawca. Zawdzięczał to rozprawie z chciwym diadochem Perdikkassem, którego wojska w 321 r. p.n.e. najechały Egipt. Udało mu się namówić do buntu żołnierzy diadocha, którzy zawiązali spisek przeciwko swojemu dowódcy i zamordowali go w jego własnym namiocie. Po udanym zamachu zaoferowali mu nawet władzę w całym imperium Aleksandra, ale Ptolemeusz odmówił. Słusznie podejrzewał, że nie uda mu się utrzymać tak rozległego państwa, zdecydowanie wolał panować w Egipcie, zaś na tronie spisywał się tak dobrze, że wśród rodowitych Egipcjan odżyła nadzieja na odzyskanie przez ich państwo dawnej potęgi. Sprzyjały temu podboje Ptolemeusza, któremu udało się przejąć kontrolę nad Gazą, Palestyną, Fenicją i Celesyrią, dzięki czemu zabezpieczył szlaki handlowe biegnące do Azji Mniejszej, Syrii, Mezopotamii, Iranu i Arabii. Egipski władca podporządkował sobie również obszar Cyrenajki, czyli krainę historyczną w północno-wschodniej Libii, gdzie w owych czasach znajdowały się bogate greckie kolonie. Na tym jednak nie zamierzał poprzestać, gdyż Ptolemeusz dążył do opanowania Cypru, jak również wybrzeży Azji Mniejszej i niektórych wysp egejskich, co miało zabezpieczyć drogi do Grecji i jej miast oraz portów.

Koronując się na króla, Macedończyk zapoczątkował nową dynastię, w historiografii zwaną Ptolemeuszami bądź – od imienia jego ojca – Lagidami, która władała Egiptem przez kolejne trzysta lat. Jej ostatnią przedstawicielką była bohaterka niniejszej publikacji.

Panowanie dynastii o macedońskim, a więc i greckim rodowodzie przyniosło zmiany w strukturze ludności kraju nad Nilem. W czasie jej rządów do Egiptu masowo przybywali Grecy, by się tam osiedlić. Nowi przybysze przez pokolenia zachowywali swoją tożsamość i tradycje kulturowe, nigdy też nie zasymilowali się z miejscową ludnością. Stanowili zupełnie odrębną diasporę, w ramach której kultywowali swoje zwyczaje i, co ważniejsze, czcili swoich bogów. Z czasem językiem administracji stała się greka, a to sprawiło, iż wielu rodowitych Egipcjan przyjmowało imiona greckie, wtapiając się w społeczność napływową. Jak zauważa Wolfgang Schuller w swojej książce poświęconej Kleopatrze, w państwie Ptolemeuszy nie odnotowano jednak „żadnych celowych działań skierowanych przeciwko tradycyjnej kulturze egipskiej. Obie cywilizacje, grecka i egipska, nie tylko rozwijały się obok siebie, ale i świadomie wspierano ich koegzystencję. W praktyce sądowniczej istniały osobne sądy dla Egipcjan i osobne dla Greków. Ważne inskrypcje oficjalnie redagowano w kilku językach. (...) I wreszcie rzecz najważniejsza: Ptolemeusze popierali kult bogów egipskich, wznosząc dla nich wspaniałe świątynie”[4]. W tej kwestii rażąco odbiegali od władców perskich, dla których egipski kult zwierząt był istnym barbarzyństwem – już pierwszy perski król, Kambyzes, skutecznie zraził do siebie Egipcjan, zabijając świętego byka Apisa. To właśnie z czasów panowania Ptolemeuszy pochodzi chętnie odwiedzana przez współczesnych turystów świątynia w Edfu, poświęcona bogu Horusowi, bóstwu czczonemu pod postacią sokoła, czy świątynia Kom Ombo, gdzie oddawano cześć dwóm bogom egipskim: Sobkowi – bóstwu z głową krokodyla patronującemu akwenom wodnym, jak również dzierżącemu pieczę nad armią królewską, oraz bogu słońca Horusowi. Pomimo że za czasów panowania Lagidów Egipt wzbogacił się o przeszło sto świątyń, próżno szukać choćby w jednej z nich jakiegokolwiek malowidła w stylu greckim czy napisu w tym języku. We wszystkich znajdują się wyłącznie hieroglify oraz freski, rzeźby i płaskorzeźby w typowym egipskim stylu, nawet jeżeli przedstawiają władców z dynastii ptolemejskiej.

Świadomi ważnej roli religii przodków w życiu swoich poddanych Ptolemeusze dbali o poprawne stosunki z miejscowymi kapłanami, udzielając im wielu przywilejów podatkowych, część świątyń mogła też okresowo produkować oliwę i sprzedawać ją na własny rachunek. Szanując przywiązanie poddanych do religii przodków, Lagidzi z reguły byli koronowani w świątyni w Memfis, zgodnie z pradawnym ceremoniałem koronacyjnym faraonów, przyjmując podwójną koronę Egiptu z rąk tamtejszego arcykapłana. Był to pierwszy, a zarazem jedyny raz w życiu ptolemejskiego króla, kiedy jego skronie wieńczyło to starożytne insygnium. Symbolem władzy hellenistycznych władców, w tym także Ptolemeuszy, nie była korona, ale diadem. Etymologia tego słowa wywodzi się właśnie od starogreckiego słowa diadema, oznaczającego przepaskę, dlatego hellenistyczny diadem przypominał niezbyt szeroką tasiemkę, w przypadku władców wykonaną z białej wełny i wiązaną z tyłu głowy.

Nawiasem mówiąc, egipskie świątynie nigdy nie były tylko i wyłącznie ośrodkami kultu religijnego, bowiem od czasów piramid, a nawet wcześniej, stanowiły podmioty egipskiej gospodarki, w dodatku bardzo dochodowe. Miały własne spichlerze, warsztaty, magazyny, zaś w czasach Ptolemeuszy prowadziły własne mennice i banki. Dobre stosunki z egipskim klerem i wielki szacunek okazywany religii nie przeszkodziły Ptolemeuszowi w ustanowieniu nowego urzędu – epistatesa, którego głównym zadaniem była kontrola finansów świątyni, dzięki czemu administracja państwowa uzyskała większy wpływ na działalność kapłanów. Epistates, którym zazwyczaj był człowiek świecki reprezentujący administrację publiczną, mógł nadzorować jedną lub kilka świątyń w regionie. Z zachowanych tekstów wynika, iż nie tylko sprawował on kontrolę nad rachunkami i sprawami finansowymi w świątyniach, ale również rozstrzygał spory pomiędzy kapłanami na terenie świątyni, rozpatrywał i rozsądzał sprawy związane z nadużyciami finansowymi czy kradzieżami. Do jego zadań należało również ogłaszanie, a potem rozstrzyganie licytacji usług na rzecz miejsc kultu, stanowisk i monopoli.

Ingerencja Sotera w życie religijne państwa nie ograniczała się jednak do ustanawiania nowych urzędników, bowiem władca wprowadził nad Nilem kult nowego bóstwa – Serapisa, który był kultem typowo synkretycznym i łączył elementy religii egipskiej i greckiej. Stanowił osobliwe połączenie Ozyrysa (Sarapis to grecka nazwa Ozyrysa), Plutona, Dionizosa oraz Asklepiosa, aczkolwiek początków czci tego bóstwa należy szukać w religii egipskiej. Kiedy czczony w Memfis święty byk Apis umierał, wierzono, że automatycznie stawał się Ozyrysem, zaś zbiorowa dusza wszystkich nieżyjących już byków była czczona jako Osor Hapi. Hellenistyczny Serapis utożsamiany był głównie z Zeusem i Dionizosem, a od Asklepiosa przejął cudowną moc uzdrawiania, natomiast jego odniesieniem do Ozyrysa było małżeństwo z Izydą oraz związki ze światem podziemnym. Zazwyczaj przedstawiano go jako brodatego mężczyznę siedzącego na tronie, co przywodziło na myśl greckiego Hadesa lub, jak kto woli, rzymskiego Plutona, czyli bóstwa władające krainą umarłych. Na jego głowie widniał kosz na ziarno, w mitologii greckiej symbolizujący krainę zmarłych, zaś w ręce – berło, symbol władzy. Z reguły towarzyszył mu strażnik zaświatów, trzygłowy pies Cerber, oraz wąż będący nawiązaniem do egipskiego symbolu władzy, Ureusza.

Co ciekawe, władcy Egiptu o macedońskim rodowodzie, podobnie jak niegdyś faraonowie, pełnili ważną funkcję religijną w życiu całego kraju. Powszechnie wierzono, że ich uczestnictwo w różnego rodzaju ceremoniach oraz uroczystościach religijnych zapewni trwanie i pomyślność nie tylko samemu Egiptowi, ale i całemu światu. Jako sukcesorzy Aleksandra Wielkiego Ptolemeusze celebrowali również greckie święta i składali ofiary greckim bogom, do których modły wznosili ich przodkowie w Macedonii.

Osobliwością władców z dynastii Lagidów było przywiązanie do założyciela dynastii – wszyscy nosili imię Ptolemeusz. Nie rozróżniano ich jednak przy pomocy liczb porządkowych, które nadała im dopiero późniejsza historiografia, ale na zasadzie przydomków przybieranych w dniu, w którym obejmowali swoje panowanie.

Egipt, kraina mlekiem i miodem płynąca

Bez wątpienia Lagidzi byli bardzo zamożną dynastią, a swój stan posiadania zawdzięczali w dużej mierze Nilowi. „Nil swoją użytecznością przewyższa wszystkie inne rzeki ziemi zamieszkanej – pisał przywoływany już wcześniej Diodor. – Od letniego przesilenia rzeka zaczyna wzbierać i powiększa się aż do jesiennego zrównania dnia z nocą; przez cały czas niesie świeży muł i tak długo, jak tylko chłopi mogą sobie tego życzyć, nawadnia zarówno tę ziemię, która leży odłogiem, jak i tę, która przygotowana jest do siewu lub na której rosną sady. Ponieważ woda płynie spokojnie, łatwo ją mogą powstrzymać, sypiąc małe groble, a gdy jest to konieczne, równie łatwo, przerywając je, mogą doprowadzić wodę na pola. Krótko mówiąc, Nil tak bardzo ułatwia pracę i jest dla ludzi tak pożyteczny, że większość chłopów, mających dozór nad obeschniętymi terenami, sieje ziarno i wpędza trzodę, by je wdeptała, a po czterech czy pięciu miesiącach wraca na żniwa; inni lekkimi pługami płytko orzą wilgotną glebę; potem, nie ponosząc żadnych wydatków i nie trudząc się, zbierają mnóstwo zboża. Ogólnie rzecz biorąc, każda praca na roli u innych ludów wymaga wielkich wydatków i przede wszystkim ciężkiej pracy, Egipcjanie natomiast zbierają plony łatwo i nie ponoszą żadnych wydatków; podobnie jak pola uprawne nawadnia się także winnice, które dostarczają krajowcom mnóstwo wina. Po wylewie ziemie leżące odłogiem pozostawiają na pastwiska dla owiec, które dzięki temu, że mają paszy w bród, kocą się dwa razy w roku i dwa razy się je strzyże. Wzbieranie Nilu jest zjawiskiem cudownym dla tych, którzy je widzieli, natomiast ludziom, którzy znają je tylko ze słyszenia, trudno dać temu wiarę. Podczas gdy inne rzeki w okolicy letniego przesilenia zaczynają opadać i latem zawsze są płytsze, to jedynie Nil wtedy właśnie zaczyna podnosić się i dzień w dzień wzbiera tak bardzo, że w końcu zalewa właściwie cały Egipt. Potem, w takim samym czasie, dzień po dniu, powoli opada, aż osiągnie właściwy poziom. Ponieważ teren jest płaski, a miasta i wioski, podobnie jak i gospodarstwa, leżą na usypanych ręką ludzką nasypach, to cały kraj wygląda jak wyspy Cyklady. Rzeka porywa większość żyjących na lądzie dzikich zwierząt, które toną w jej wodach; część z nich znajduje ocalenie, uciekając na tereny leżące wyżej; natomiast zwierzęta hodowane podczas wylewu karmi się po wsiach i gospodarstwach przygotowaną tam wcześniej dla nich paszą. Gdy rzeka wyleje, wolni od pracy ludzie odpoczywają, ciągle ucztują i bez przeszkód korzystają ze wszystkiego, co jest przyjemne. Niepokojąc się o wylewy rzeki, królowie z Memfis zbudowali nilometr; wyznaczone w tym celu służby odczytują z niego dokładny poziom wody i wysyłają wiadomości o tym, na ile łokci lub palców rzeka podniosła się i kiedy zaczyna opadać. Ludzie więc nie zamartwiają się, bo wiedzą, kiedy rzeka zacznie wzbierać i kiedy zacznie opadać. Wszyscy też mogą przewidzieć, jakie będą zbiory; od dawien dawna bowiem Egipcjanie zapisują takie obserwacje”[5].

Jak się okazuje, starożytny Egipt dysponował aż 2,5 mln ha ziemi uprawnej, a dzięki prowadzonym przez Ptolemeuszy pracom irygacyjnym oraz inżynieryjnym, zapoczątkowanym jeszcze przez pierwszego przedstawiciela tej dynastii, znacznie poszerzono areał nawadnianych ziem uprawnych. Śmiało można powiedzieć, iż ptolemejski Egipt był spichlerzem starożytnego świata. Uprawiano tu przede wszystkim pszenicę płaskurkę, pszenicę twardą, orkisz oraz, aczkolwiek w mniejszym stopniu, jęczmień, zaś dzięki systemowi irygacji Egipcjanie zbierali plony dwa razy w roku. Za sprawą syna i następcy Sotera, Ptolemeusza II, w Egipcie wprowadzono podział ziem uprawnych na dwie zasadnicze kategorie: ziemie królewskie oraz „ziemie uwolnione”. Jak pisze Stanley M. Bursteyn w swojej publikacji Kleopatra i jej rządy, „ziemia uwolniona” dzieliła się na cztery podklasy, „które zostały zdefiniowane zgodnie z ich funkcją: 1) ziemie kleruchów dla wsparcia armii; 2) ziemie darowane w nagrodę urzędnikom państwowym; 3) ziemie świątynne dla wsparcia licznych świątyń; 4) ziemie prywatne, w które włączone były prywatne domy i działki ogrodowe indywidualnych właścicieli”[6].

Nil nie tylko żywił Egipt, ale także stanowił źródło wody pitnej, a jednocześnie był naturalnym szlakiem komunikacyjnym łączącym dosłownie cały kraj i zapewniającym dostęp do zasobów całej Afryki. Drogą wodną transportowano różne gatunki drewna, przede wszystkim heban, jak również skóry zwierząt oraz kość słoniową. Starożytni przypisywali wodom egipskiej rzeki wręcz nadprzyrodzone możliwości – wierzono, iż płynie w niej złoto, pobrana z niej woda miała wrzeć w niższej temperaturze niż woda pobrana z innych źródeł, a bytujące w niej zwierzęta miały przewyższać rozmiarami faunę z innych rzek. Co więcej, Nil miał mieć także wpływ na żyjących w Egipcie ludzi i zwierzęta: kozy rodziły po kilkoro koźlątek, gołębiom miało wykluwać się przynajmniej dwanaście piskląt, a egipskie kobiety były płodniejsze niż mieszkanki innych krajów, w dodatku łatwo zachodziły w ciążę i częściej były to ciąże mnogie. Wierzono również, że woda z Nilu leczy bezpłodność. Przekonała się o tym córka Ptolemeusza II, Berenika, która w dość zaawansowanym wieku, bo po trzydziestce, wyszła za mąż za syryjskiego króla Antiocha II. Kiedy napisała do swego ojca, że pomimo starań wciąż nie jest brzemienna, władca czym prędzej wysłał jej pojemniki z wodą z Nilu. O dziwo, lekarstwo okazało się bardzo skuteczne i podziałało od razu. Co ciekawe, starożytni wierzyli również, że rzeka ma też wpływ na egipskich mężczyzn, którzy mieli mieć mocniejsze czaszki niż pozostali przedstawiciele męskiego rodu, w związku z czym nie groziło im łysienie.

Ale nie tylko Nil stanowił o zamożności Egiptu, gdyż na terenie kraju pozyskiwano kamień budowlany – wapień, piaskowiec, granit oraz bazalt, zaś na przylegających do rzeki pustyniach wydobywano rudę miedzi, jak również kwarcyt, turkusy, złoto, alabaster, karneol, natron, malachit, jaspis czy ametyst.

Nadwyżki zboża eksportowano do innych krajów, transportując je na statkach, które w swoich ładowniach mogły przewozić nawet 300 t pszenicy, ale zdecydowana większość zboża, podobnie jak inne plony, trafiała do spichlerzy królewskich. W ptolemejskim Egipcie, tak samo jak miało to miejsce w czasach budowniczych piramid, prawie cała ziemia uprawna, bez względu na to, kto ją uprawiał, należała do władców tego państwa. Uprawiali ją ludzie o statusie „królewskich rolników”. Wbrew nazwie żaden z nich, a przynajmniej ich przeważająca większość nigdy nie trudniła się pracą na roli. Z reguły byli to ludzie o wysokim statusie społecznym, podnajmujący ziemię prostym, egipskim rolnikom, którzy zajmowali się jej uprawą. Wszystkim zarządzała armia sprawnych urzędników, zaś ówczesna gospodarka jako żywo przypominała centralnie kierowaną gospodarkę... państw socjalistycznych w ubiegłym stuleciu. To królewscy urzędnicy decydowali o tym, jak powinna być użytkowana ziemia, i skrupulatnie to kontrolowali – nic nie mogło się dziać bez zgody władcy. Nie można było na przykład samowolnie ściąć drzewa rosnącego na terenie uprawnym ani zmienić rodzaju uprawianej tam rośliny. Pewna kobieta, która zasadziła palmy, nie uzyskawszy wcześniej pozwolenia, bardzo szybko tego pożałowała, bowiem sankcje nałożone na nią z tego tytułu doszczętnie ją zrujnowały. Szczególnie dotkliwe obowiązki ciążyły na rolnikach w czasie prac polowych, kiedy nikt nie miał prawa opuszczać wsi, zakaz ten dotyczył także zwierząt gospodarskich. Nawiasem mówiąc, królewscy urzędnicy corocznie w porze wylewu Nilu, kiedy żadnego zwierzęcia nie można było nigdzie ukryć, dokładnie spisywali cały inwentarz. Co więcej, wszyscy mieszkańcy ptolemejskiego Egiptu, począwszy od ubogich wieśniaków, a na imigranckich żołnierzach kończąc, podlegali rejestracji zgodnie z miejscem zamieszkania i rodzajem działalności, jaką uprawiali. Każdego roku królewscy urzędnicy instruowali każdą wioskę, jakie rośliny będzie uprawiać.

Ptolemejscy władcy mieli monopol na produkcję oliwy, szkła, papirusu, lnu i pachnideł, dzięki czemu cały dochód z tej gałęzi gospodarki zasilał królewską kasę. Ponadto nikomu nie wolno było posiadać tłoczni oliwy ani żadnego innego urządzenia pomocnego w produkcji tego cennego płynu. Dochodowa produkcja piwa znajdowała się wprawdzie w rękach prywatnych, lecz piwowarzy nie tylko musieli posiadać odpowiednią licencję, ale także złożyć uroczystą przysięgę, iż dostarczony przez państwo jęczmień wykorzystają na produkcję piwa. Wyprodukowany przez siebie trunek wprawdzie sprzedawali na własną rękę, ale w określonym czasie każdy z wytwórców piwa musiał przedstawić sprawozdanie z dochodów królewskim urzędnikom, którzy potrącali z niego koszty surowca oraz część zysku przeznaczonego dla królewskiego skarbca. W ten sposób Ptolemeusze mogli czerpać dochody zarówno ze sprzedaży jęczmienia, która stanowiła ich monopol, jak i ze sprzedaży piwa. W tym miejscu warto dodać, że od tysiącleci piwo odgrywało ważką rolę w życiu Egipcjan, zwłaszcza że wierzono, iż jest darem od samego Ozyrysa. Utożsamiano je także z boginią Hathor, bowiem to właśnie ten trunek miał nakłonić ją do zaniechania krwawej zemsty na ludzkości, którą jej zlecił Ra. Mówiono, że kiedy zstąpiła na ziemię, sprytni ludzie rozlali na pustyni tysiące dzbanów z piwem, które w połączeniu z piaskiem wyglądało jak krew. Zaintrygowana bogini przejrzała się w tej osobliwej kałuży, przy okazji wpadając w zachwyt nad swoją osobą, a potem postanowiła się napić. A ponieważ trunek jej bardzo smakował i zdołał uderzyć jej do głowy, zapomniała o swojej krwawej misji i wróciła do krainy bogów, nie wyrządziwszy krzywdy żadnemu człowiekowi. Egipcjanie wierzyli, że skrapiając podłogi swego domostwa piwem z domieszką czosnku, chronią je nie tylko przed jadowitymi skorpionami, ale także przed złymi mocami. Piwo było nie tylko elementem codziennej diety, dzbany z tym trunkiem składano także w grobach zmarłych, ofiarowywano bogom i wykorzystywano w czasie ceremonii religijnych, jego produkcja była zatem bardzo dochodowym przedsięwzięciem. I to pomimo że ludność napływowa, w tym Grecy, a później Rzymianie, uważała je za napój pospólstwa, preferując wina. Współcześni piwosze byliby jednak egipskim piwem rozczarowani, bowiem był to napój mętny i zawiesisty, o dość niskiej zawartości alkoholu, bo pito je zaraz po zakończeniu fermentacji alkoholowej. A ponieważ nie było wysycone dwutlenkiem węgla, nie miało też charakterystycznej pianki. Jak można się domyślać, Ptolemeusze czerpali zyski z produkowanego przez poddanych piwa, ale go nie pijali – na ich stołach, tak samo jak na stołach wszystkich Greków, królowało wino, które pito po rozcieńczeniu z wodą.

Pisząc o dochodach Lagidów, należy także pamiętać, że we wszystkich należących do tej dynastii manufakturach czy przędzalniach wełny nie pracowała najemna siła robocza, ale bezlitośnie wyzyskiwani niewolnicy, co znacznie obniżało koszty produkcji. Bez wątpienia władanie dużym i ludnym państwem Ptolemeuszom ułatwiała odziedziczona po poprzednikach, a zapoczątkowana we wcześniejszych tysiącleciach administracja. Założyciel dynastii nie zrezygnował z tradycyjnego podziału kraju na komy, czyli wsie, oraz nomy, które stanowiły odpowiednik naszych województw, aczkolwiek biorąc pod uwagę ich powierzchnię, odpowiadały raczej powiatom, na czele których stali naczelnicy zwani nomarchami. Z czasem wprowadzono także toparchie, grupujące po kilka wsi. Do zadań wspomnianych nomarchów należało utrzymanie porządku w nomie, pobieranie podatków i odsyłanie ich do centralnej administracji, rozstrzyganie ewentualnych sporów, jak również nadzór nad niższymi urzędnikami, a przede wszystkim – regularne składanie przed władcą szczegółowych raportów dotyczących stanu zasobów państwowych, a więc królewskich. Wprawdzie za sprawą Ptolemeuszy stare egipskie nazwy różnego rodzaju urzędników zastąpiono greckimi (samo pojęcie „nomarch” jest słowem greckim), ale zakres ich obowiązków pozostawał w zasadzie niezmieniony od czasów faraonów. Cała terenowa administracja podlegała diojkecie, który urzędował w Aleksandrii i znajdował się na szczycie urzędniczej hierarchii, podobnie jak kierownicy królewskich kancelarii, dowódcy armii i floty oraz namiestnik Aleksandrii. Wszyscy byli związani z dworem, o czym świadczy fakt, iż nazywano ich „krewnymi” bądź „przyjaciółmi” króla.

Kolejnym źródłem dochodów Lagidów były oczywiście podatki, które w ptolemejskim Egipcie do niskich nie należały: rybacy przekazywali do królewskiego skarbu aż jedną czwartą swoich połowów, właściciele łaźni – jedną trzecią przychodów, a producenci wina – szesnaście procent. Wszystkim sarkającym królewscy urzędnicy powtarzali jak mantrę: „Nikomu nie wolno robić, tego co mu się podoba, ale wszystko urządzone jest tak, żeby było jak najlepiej”[7]. Podobnie jak było to w przypadku scentralizowanej gospodarki w państwach socjalistycznych, również w ptolemejskim Egipcie wśród urzędników powszechne były nadużycia i łapówkarstwo, bo paradoksalnie zachowało się bardzo wiele dokumentów poświadczających takie naganne praktyki. A przecież Ptolemeusze mieli określone i bardzo restrykcyjne wymagania wobec podległych im urzędników, o czym świadczy dokument z tych czasów, opracowany dla konkretnego urzędnika obejmującego swoje obowiązki: „W czasie inspekcji spróbuj, kiedy będziesz robił swoje obchody, zachęcić każdego i dodać mu odwagi. Czyń to nie tylko słowami, lecz także, jeśli ktoś z nich złoży skargę na skrybę wioskowego czy też naczelnika, przyjrzyj się temu i tak dalece, jak będziesz mógł, połóż kres takim sytuacjom. A po skończonych zasiewach nie będzie złym pomysłem, jeżeli przeprowadzisz ostrożną inspekcję, gdyż wtedy możesz dokładnie zaobserwować kiełkowanie i z łatwością rozpoznasz pola, które zostały obsiane lub nie zostały obsiane wcale; i możesz się dowiedzieć stąd o tych, którzy zaniedbali się i będziesz wiedział, jeśli niektórzy z nich użyli nasion do innych celów. Nadto zasiewy w nomach zgodne z planem zasiewów mają być jedną z najważniejszych trosk. A jeśli niektórzy cierpią z powodu tych dzierżaw czy nawet zostali całkowicie zrujnowani, nie pozwól, aby to nie zostało niezbadane. (...) Pójdź także do szop tkackich, w których tkane jest płótno i zatroszcz się o to, żeby pracowało tyle warsztatów, tkackich ile tylko możliwe i żeby tkacze wyrabiali tyle materii, ile zostało zaplanowane. Jeśli niektórzy pozostają w tyle wyznaczonej im pracy, ukarz ich grzywną według stawek zaplanowanych dla każdego rodzaju. Ponadto, musisz troskliwie pilnować, żeby płótno było zdatne do użycia i mało zgodną z normą liczbę nitek. (...) Jako że wpływy z opłat za pastwiska są pośród najbardziej znaczących, to będą szczególnie zwiększone, jeśli poprowadzisz spis w najlepszy możliwy sposób”[8]. Autor cytowanego memoriału napominał także urzędnika, do którego adresowane było pismo: „powinieneś się dobrze zachowywać i rzetelnie wywiązywać się ze swoich obowiązków, nie pozwolić się wciągnąć w nieodpowiednie towarzystwo, unikać jakiegokolwiek wplątania się w korupcję; uwierz, że jeżeli nie będziesz oskarżony o takie rzeczy, zasłużysz na awans; miej to memorandum pod ręką i pisz w każdej sprawie, która tego wymaga”[9]. Ale to były jedynie pobożne życzenia, bo sztywna biurokracja państwa Ptolemeuszy stwarzała niemałe okazje do nadużyć. Borykała się również z problemami innego rodzaju. Najnowsze badania udowodniły bowiem, iż ówczesnej administracji brakowało „szczegółów charakterystycznych dla prawdziwej biurokracji, takich jak określenie szczebli kariery urzędników i wyraźnej drogi poleceń służbowych oraz jasnego przedstawienia zakresów obowiązków jej urzędników. Problem ten zaczynał się na szczycie i obejmował całą władzę. Jeśli Egipt Ptolemeuszy był autokratyczny, to była to autokracja personalna. Rząd składał się z króla, jego przyjaciół (świta króla) i z armii. Urzędnicy państwowi nie byli profesjonalistami, lecz osobami z politycznego mianowania, i często mieli wielorakie, a czasem nakładające się na siebie obowiązki. Nie tylko nie byli przygotowywani do pracy na swoich urzędach, lecz obejmowali każde stanowisko wyznaczone im przez króla, niezależnie od tego, czym zajmowali się wcześniej. (...) Jednym słowem, administracja ptolemejska była daleka od racjonalnie zaprojektowanej i sprawnie działającej machiny biurokratycznej, zamierzającej kierować złożoną gospodarką planową. Był to raczej system kaleki z powodu irracjonalności i nieefektywności, którego zasadniczym zadaniem było kontrolowanie egipskich poddanych króla i wyciśnięcie z nich maksimum korzyści”[10] – zauważa Stanley M. Burnsteyn. Jak widać, porównanie gospodarki egipskiej w czasach Lagidów z gospodarką państw socjalistycznych jest jak najbardziej trafione. Jak pamiętamy, w PRL o wyborze wysokiej rangi urzędnika też nie decydowało wykształcenie kandydata, ale partyjna nominacja. I był to równie kaleki system jak w czasach Ptolemeuszy.

Pomimo wspomnianych wyżej „obiektywnych trudności” i częstej nieuczciwości urzędników królewski skarbiec był wypełniony po brzegi. Z jego zasobów finansowano armię, administrację, jak również niebywale kosztowną flotę, a przede wszystkim – utrzymanie dworu, który generował olbrzymie koszty, zwłaszcza że Ptolemeusze kochali luksus i żyli na wysokiej stopie. Słynęli z urządzania wystawnych imprez, do których należał organizowany co cztery lata festiwal, znany jako Ptolemaia, odpowiednik starogreckich igrzysk, ale rozmachem znacznie je przewyższający. I właśnie dlatego środki finansowe marnotrawiono na rzadko spotykaną w historii skalę, wydając je na konsumpcję, zakup luksusowych przedmiotów i nagrody dla faworytów oraz rozdawnictwo, przy czym to ostatnie nie było bynajmniej formą dobroczynności. Historycy widzą w nim raczej formę dofinansowania elity albo swego rodzaju wentyl bezpieczeństwa uruchamiany w miejscach, gdzie spodziewano się jakichś buntów bądź zamieszek.

Ptolemeuszowi I Soterowi Egipt zawdzięcza też wprowadzenie do obiegu pieniądza. Za czasów perskiego panowania wprawdzie używano monet, bo właśnie w takiej formie płacono greckim najemnikom, ale na co dzień Egipcjanie preferowali wymianę barterową, czyli płacili towarem za towar, co zmieniło się dopiero za czasów pierwszego Lagidy. Macedoński władca wprowadził bowiem system monetarny, oparty na pieniądzu bitym w złocie, srebrze bądź w stopach miedzi, i założył pierwsze mennice królewskie w Memfis oraz Aleksandrii. Na awersie bitych tam monet widniał portret władcy, zaś na rewersie ptak symbolizujący Zeusa, orzeł i piorun. Niestety wprowadzenie pieniądza jeszcze bardziej pogłębiło rozdźwięk pomiędzy rdzennymi mieszkańcami Egiptu a napływową ludnością grecką, która była przyzwyczajona do obecności pieniądza w gospodarce i życiu codziennym. W dodatku z czasem normą stało się to, że wyższe urzędy w administracji państwowej obejmowali Grecy lub Macedończycy, rodowitym Egipcjanom pozostawiając niższe, a więc mniej intratne stanowiska. Trudno się zatem dziwić oporowi rodowitych mieszkańców Egiptu, zwłaszcza w południowej części kraju, wobec greckiej dominacji i obcych władców. Jednocześnie istnieją dowody na to, że ludność napływowa często asymilowała się z mieszkańcami, przyjmowała ich wierzenia, nierzadko zdarzały się też mieszane małżeństwa i przypadki nadawania egipskich imion greckim dzieciom. Archeolodzy odnaleźli też zapiski świadczące o tym, że kapłanami w egipskich świątyniach bywali Grecy – wiadomo na przykład, iż w jednej z egipskich świątyń funkcję prostatesa, czyli kapłana odpowiedzialnego za sprawy administracyjne, pełnił człowiek o imieniu Sokrates. A skoro nosił greckie imię, to musiał być Grekiem, który porzucił wiarę ojców na rzecz religii egipskiej. Nie był to z pewnością przypadek odosobniony, gdyż mieszkający w Egipcie Grecy bardzo chętnie przyjmowali miejscowe wierzenia, chociażby dlatego, że prezentowana w religii egipskiej wizja zaświatów była znacznie bardziej pociągająca niż znane im dobrze Pola Elizejskie, dokąd według ich rodzimych wierzeń trafiały dusze sprawiedliwych po śmierci. Wśród ludności greckiej osiadłej w kraju nad Nilem wielką popularnością cieszyły się, typowe dla epoki hellenistycznej, kulty synkretyczne, które rozkwitły dzięki podbojom Aleksandra Wielkiego. Te „łączone” bóstwa, w rodzaju wspomnianego wcześniej Serapisa, nosiły cechy bogów greckich i egipskich. Nawiasem mówiąc, Ptolemeusz I Soter, powołując do życia kult tego bóstwa, zamierzał stłumić potencjalne waśnie między Grekami a rodowitymi Egipcjanami. Pomimo wspomnianej asymilacji ludności greckiej i starań Lagidów w ptolemejskim Egipcie co jakiś czas pojawiały się legendy, a nawet przepowiednie głoszące koniec panowania obcych i powrót prawdziwie egipskich faraonów.

Trudno powiedzieć, czy Lagidzi byli świadomi owych wrogich nastrojów, ale jeżeli nawet tak było, to dopóki nie prowadziły one do jawnych buntów, niewiele sobie z tego robili, konsekwentnie umacniając swoją władzę. W 283 r. p.n.e., po śmierci Ptolemeusza I Sotera, który zmarł, dożywszy słusznego wieku osiemdziesięciu czterech lat, tron objął jego syn, Ptolemeusz II. Ten panujący w latach 283–246 p.n.e. władca w opinii współczesnych historyków uchodzi za mądrego organizatora państwa, niepozbawionego zdolności dyplomatycznych. Z kolei wnuk założyciela dynastii, Ptolemeusz III, władający Egiptem od 246 do 211 r. p.n.e., był urodzonym wodzem, który poprowadził zwycięską wyprawę do Mezopotamii i, podobnie jak wcześniej Aleksander Wielki, planował podbój Indii, w czym przeszkodziły mu rozruchy w Egipcie, które zmusiły go do powrotu do ojczystego kraju. Indii wprawdzie nie zdobył, ale pod koniec swego panowania udało mu się podbić plemiona etiopskie. Kolejny król, Ptolemeusz IV, władający państwem nad Nilem w latach 221–205 przed Chrystusem, nie zapisał się tak dobrze na kartach historii jak jego przodkowie. Wprawdzie udało mu się odnieść zwycięstwo nad państwem Seleucydów[11], ale to właśnie za jego panowania zaczął się upadek Egiptu Ptolemeuszy; kolejni władcy stopniowo tracili wszystkie zdobyte przez poprzedników posiadłości. Ponadto państwo wyniszczały liczne bunty i spory dynastyczne w rodzie Lagidów.

Ptolemeusze pozostawili jednak światu wielką pamiątkę swojej potęgi, jaką była stolica ich państwa, Aleksandria, miasto założone jeszcze przez Aleksandra Wielkiego, które na długo po upadku dynastii odgrywało rolę intelektualnego centrum antycznego świata.

Aleksandria – Paryż starożytnego świata

U ujścia Nilu, w miejscu, w którym powstała przyszła stolica państwa Lagidów, od II tysiąclecia p.n.e. funkcjonowała niewielka egipska osada rybacka Ra-kedet, którą Grecy nazywali Rakotis. Wspomina o niej nawet sam Homer na kartach Odysei. Miejscowość aż się prosiła o przekształcenie w większy ośrodek portowy, zwłaszcza że leżała nad zatoką, gdzie ówcześni żeglarze mogli znaleźć schronienie zarówno przed sztormami, jak i atakami piratów. Inna sprawa, że antyczni autorzy przekazali potomnym wyjątkowo niekorzystny portret mieszkańców Rakotis, którzy w przeważającej większości byli typami spod ciemnej gwiazdy, zaś głównym źródłem ich dochodów nie było bynajmniej rybołówstwo, a działalność rabunkowa. Wszystko zmieniło się za sprawą Aleksandra Macedońskiego, który był nie tylko wielkim wodzem i zdobywcą, ale również budowniczym miast. Jak się okazuje, w trakcie swojej wyprawy przeciw Persom założył aż siedemdziesiąt miast, a zdecydowaną większość z nich nazwał od swojego imienia, Aleksándreia – Aleksandria. Co ciekawe, jedno z nich poświęcił pamięci swojego ukochanego konia, Bucefała, który zginął w Indiach – Aleksandria Bucefalia. Zdecydowanie największym i najsłynniejszym ośrodkiem miejskim była jednak egipska Aleksandria, założona w miejscu dawnego Rakotis, na przesmyku leżącym pomiędzy wypełnionym mieszaniną słodkich i słonych wód jeziorem Mareotis a Morzem Śródziemnym, w zachodniej części Delty Nilu. Macedoński władca, wybierając tę lokalizację, zapewne brał również pod uwagę fakt, że nadmorska mierzeja stwarza dogodne warunki do ewentualnej obrony. Nowa Aleksandria mogła skutecznie zastąpić leżącą w głębi Delty grecką kolonię Naukratis, chylącą się już wówczas ku upadkowi.

Bez wątpienia władca, który pobierał nauki u samego Arystotelesa, miał dość rozległą wiedzę urbanistyczną, dlatego możemy przyjąć, że miał znaczny udział w projektowaniu Aleksandrii. Co ciekawe, powstaniu tego miasta towarzyszy legenda jako żywo przypominająca polską opowieść o Smoku Wawelskim. Zgodnie z nią, zanim przystąpiono do prac budowlanych, należało się rozprawić z bytującym na tym terenie tajemniczym potworem, podobnym do smoka. Bestię pokonano dzięki sprytnemu pomysłowi Aleksandra, który rozkazał nakarmić ją ognistym daniem, czyli martwymi zwierzętami, wypchanymi jakąś śmiercionośną mieszanką. A ponieważ potwór okazał się wyjątkowo odporny na zastosowaną wówczas truciznę, która go jedynie poważnie osłabiła, ostatecznie zdecydowano się dobić go ognistymi kulami. Przytoczona legenda jest wytworem fantazji, ale istnieje jeszcze jedna opowieść o założeniu Aleksandrii przez macedońskiego władcę – według niej Aleksander osobiście narysował obrys miasta na ziemi, z braku kredy posługując się mąką. Niestety wkrótce nadleciały ptaki, które ją zjadły, zaś władca uznał to za złą wróżbę. Obecni na miejscu kapłani zdołali go jednak uspokoić, uznając to za znak, iż wybudowane miasto będzie przyciągać ludzi z całego świata i wszystkich będzie w stanie wyżywić. Na wszelki wypadek macedoński monarcha zadbał, by nad mieszkańcami nowo powstałego miasta czuwało bóstwo opiekuńcze, wybrane zresztą osobiście przez niego – Agathos Daimon, dobry duch natury patronujący żniwom oraz... winu. W ówczesnym świecie każdą ucztę rozpoczynano od wylania na jego cześć pucharu niezmieszanego wina.

Wkład władcy w powstanie miasta nie ograniczał się jednak do wyboru patronującego mu bóstwa, bowiem Aleksander osobiście nie tylko ustalił zarys granic Aleksandrii, ale także zdecydował o rozmieszczeniu planowanych budowli, począwszy od agory, na świątyniach kończąc. Ulice metropolii zostały zaplanowane na wzór szachownicy, zaś główna arteria miasta miała szerokość 30 m i biegła ze wschodu na zachód. W dodatku została zaprojektowana w taki sposób, by wskazywała na wschodzące słońce w dniu urodzin Aleksandra, czyli 20 lipca. Zgodnie z życzeniem wielkiego monarchy nowo powstałe miasto podzielono na pięć dzielnic oznaczonych literami alfabetu greckiego: alfa, beta, gamma, delta, epsilon, które były skrótem zdania: „Aleksander Król z Rodu Zeusa Zbudował”. Jak mówiono, była to zagadka mająca uzmysławiać potomnym biegłość macedońskiego władcy w rozwiązywaniu różnego rodzaju szyfrów logicznych. Zadanie wzniesienia miasta monarcha powierzył architektowi Dejnokratesowi z Rodos, który korzystał ze wsparcia innych specjalistów w rodzaju Kratesa z Olintu. Ten zdolny i znany inżynier zaprojektował system wodociągów dostarczających do miasta wodę.

Powstało piękne, imponujące rozmachem miasto, zajmujące obszar 891 ha hektarów i budzące zachwyt przyjezdnych. Jednocześnie tak bardzo różniło się od innych ośrodków miejskich, że nazywano je „Aleksandrią przy Egipcie”. Zgodnie z zaleceniem jej założyciela Aleksandria miała status greckiego polis, aczkolwiek instytucje charakterystyczne dla greckich państw-miast praktycznie na jej terenie nie funkcjonowały albo istniały w formie szczątkowej. Zdaniem starożytnych najpiękniejszym budynkiem Aleksandrii był gimnazjon, aczkolwiek inni stawiali na latarnię morską na wyspie Faros albo na bibliotekę. Ponoć latarnia, którą zaliczono do siedmiu cudów antycznego świata, też była pomysłem Aleksandra, ale większość historyków odrzuca tę tezę, zwłaszcza że wzniesiono ją kilkadziesiąt lat po jego zgonie. Słynną, nieistniejącą już dzisiaj latarnię na wyspie Faros, strzegącą wejścia do zachodniego portu, zaprojektował wybitny architekt Sostratos z Knidos. Była to potężna budowla, w formie około studwudziestometrowej, trzykondygnacyjnej wieży, wzniesionej z wapienia i marmuru. Na jej szczycie codziennie wieczorem zapalano wielkie ognisko dające światło, które wzmacniał zamontowany tam system zwierciadeł. Światło latarni na Faros było widoczne z odległości trzystu stadiów, czyli przeszło sześciu kilometrów, co znacznie ułatwiało nawigację żeglarzom na najeżonych mieliznami wodach opływających Aleksandrię. Niewykluczone także, że za pomocą dymu i ognia nadawano sygnały, komunikując się w ten sposób z innymi punktami sygnalizacyjnymi na terenie państwa. Niezależnie od tego, czy latarnia na Faros była tylko latarnią, czy pełniła też funkcje sygnalizacyjne, wszyscy przybysze niezmiennie zachwycali się tą budowlą, a Cezar uznał wręcz, że wzniesiono ją za pomocą „cudownej sztuki”.

Jak wcześniej wspomniano, miasto podzielono na dzielnice oznaczone podług liter greckiego alfabetu. Tak więc Alfa była dzielnicą królewską, w Becie mieszkali greccy arystokraci, Gammę zamieszkali ich mniej zamożni, prości rodacy, w Delcie ulokowała się diaspora żydowska, zaś Epsilon, uchodzącą za najgorszą w tym gronie, zamieszkiwali Egipcjanie. Mówiąc o ostatnim kwartale, aleksandryjczycy używali nazwy niegdysiejszej osady, Rakotis. Rozwarstwienie mieszkańców miasta było widać gołym okiem. Oczywiście najbardziej uprzywilejowaną warstwę tworzyli Grecy i to właśnie spośród nich wywodzili się artyści i uczeni mieszkający w Aleksandrii. Z kolei aleksandryjscy Żydzi zajmowali się bankowością albo rzemiosłem, natomiast wszystkie warsztaty w mieście znajdowały się w rękach Egipcjan, uważanych często za obywateli drugiej kategorii. Trudno powiedzieć, ilu mieszkańców liczyła ptolemejska metropolia, bo nie zachowały się żadne dane, aczkolwiek wiemy, że za czasów Diodora Sycylijskiego mieszkało tam trzysta tysięcy ludzi wolnych oraz wielu niewolników, których liczeniem nikt sobie nawet nie zawracał głowy. Obok wspomnianych Greków, Żydów i Egipcjan w Aleksandrii mieszkali również Nubijczycy, Arabowie, Syryjczycy, Persowie oraz przybysze z innych części Azji. Na ulicach miasta można było nawet spotkać mnichów buddyjskich.

Obok mieszkańców w Aleksandrii dosłownie roiło się od przyjezdnych, bo założone przez macedońskiego władcę miasto przekształciło się w prężny ośrodek dalekosiężnego handlu, w którym spotykali się kupcy niemal z całego świata, a przynajmniej ze świata znanego starożytnym. Stamtąd wywożono do innych krain egipskie towary, a więc zboże, papirus, tkaniny lniane, wyroby rzemieślnicze czy piwo. To właśnie do aleksandryjskich portów przywożono z Indii towary, w tym: tkaniny, pachnidła, barwniki, wyroby metalowe, ryż, cukier, przyprawy, kamienie szlachetne i półszlachetne, sezam, lotos, kokosy, irysy, drewno tekowe, skóry, perły, jedwab, a nawet słonie, które trafiały do egipskiej armii, i skorupy żółwi wykorzystywane jako element ozdobny mebli i innych przedmiotów. Statki przypływające z Półwyspu Arabskiego przywoziły kadzidło, mirrę, kasję, czyli cynamon wonny, oraz rozmaite pachnidła, natomiast z głębi Afryki do Aleksandrii napływały heban, kość słoniowa, rogi nosorożca, muszle, jak również rzesze niewolników. Wszystkie wymienione towary rozchodziły się z Aleksandrii na rynki świata śródziemnomorskiego, zaś samo miasto z czasem stało się głównym ośrodkiem handlu egzotycznymi, orientalnymi produktami. Ale cenne towary docierały tam nie tylko drogą morską, gdyż do Aleksandrii przywoziły je liczne karawany z towarami przybywające z miast Palestyny i Fenicji. W mieście produkowano także szkło i naczynia szklane, naczynia z metali szlachetnych, ozdoby, biżuterię, kolorowe tkaniny, lekarstwa, pachnidła na bazie surowców zwożonych z dalekich krain. A ponieważ wyroby aleksandryjskich rzemieślników cieszyły się zasłużoną sławą nie tylko w basenie Morza Śródziemnego, popyt na nie był naprawdę duży.

Handel zamorski był możliwy dzięki dwóm naturalnym portom, którymi dysponowała Aleksandria. Były to Wielki Port, usytuowany po wschodniej stronie miasta, oraz główny port handlowy, Port Eunostos, którego nazwę można przetłumaczyć jako „port szczęśliwego powrotu”, a który mieścił się po zachodniej stronie Aleksandrii. Z kolei na jej południowym krańcu funkcjonował port nad jeziorem Mareotis, przeznaczony dla statków z towarami przywożonymi Nilem.

Obok wspomnianej wcześniej latarni Faros największe wrażenie robiła oczywiście dzielnica królewska, aczkolwiek ta część miasta nie była dostępna dla wszystkich. „Wykopaliska dostarczyły wprawdzie wielu nowych informacji na temat położonych na wschód od Aleksandrii miast Kanopos i Heraklejon, jak również o topografii Aleksandrii i wyglądzie linii brzegowej w starożytności, ale właśnie pałace królewskie, w tym ten należący do Kleopatry, stwarzają nadal obraz chaotycznego rumowiska. Dlatego też, przynajmniej w chwili obecnej, musimy się zadowolić tym, o czym wiedzieliśmy już wcześniej ze źródeł literackich”[12]