Karuzela pomyłek - Andrea Camilleri - ebook + audiobook + książka

Karuzela pomyłek ebook

Andrea Camilleri

4,5
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Tajemnicza, ironiczna, mroczna i genialna − nie sposób oderwać się od nowej opowieści o komisarzu Montalbano. Nieustający psychologiczny suspens otacza czytelnika niczym gęsta mgła, potwierdzając niezaprzeczalną przynależność Andrei Camilleriego do grona mistrzów czarnego kryminału.

W Vigacie nocne sceny zyskują szczególne piękno, jak z poezji Leopardiego. Na opustoszałej ulicy pewna trzydziestolatka zostaje porwana, odurzona chloroformem, po czym porzucona. To samo poprzedniego wieczora spotkało siostrzenicę Enza, właściciela ulubionej trattorii komisarza Salva Montablano. Kobiety są w podobnym wieki i pracują w filiach bankowych. Łączy je również to, że wyszły z tej przygody bez szwanku. Kilka dni później kolejna dziewczyna zostaje uprowadzona w identyczny sposób, ale tym razem zadano jej kilkadziesiąt płytkich ran. W tym samym czasie pożar, najwyraźniej wzniecony celowo, trawi część sklepu, którego właściciel wraz z narzeczoną znikają bez śladu.

Sytuacja na pozór pachnie mafią, ale Montalbano, mimo upływu czasu jak zwykle czujny i dociekliwy, nie daje się zwieść. Gdy wszystko zdaje się wskazywać na oczywiste wyjaśnienie, nieskazitelna logika prowadzi komisarza ku znacznie bardziej złożonej prawdzie – splątanej sieci perwersji, zdrad i zemsty. W tym bagnistym labiryncie zależności i odrzuconych uczuć, wśród ponurego niepokoju i galimatiasu mylnych tropów, kryje się głęboko ukryta prawda.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 226

Oceny
4,5 (4 oceny)
2
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MarzenaWilk

Dobrze spędzony czas

Komisarz Montalbano ja zwykl przenikliwy. Angelina wspniale gotująca. Klimat Sycylii wyczuwalny. Warto przeczytać .
00
Yanadis

Dobrze spędzony czas

Udany tom przygód Montalbano, chociaż tym razem pozbawiony szerszej problematyki społecznej (chyba że uznamy za nią powtarzający się motyw przemocy wobec kobiet, ale Camilleri chyba nie był aż tak subtelny). Jest jak zwykle słonecznie, z licznymi opisami posiłków i wybornym sytuacyjnym humorem. Brak za to brutalnych opisów, zniknęło też (czyżby na dobre?) zainteresowanie komisarza miłostkami. To już nie ten sam Montalbano, co kiedyś, ale autorowi nie zależy jakoś specjalnie na podkreślaniu jego wieku. Tempo jest tu wyborne i muszę przyznać, że od kilku ładnych odsłon nie bawiłam się aż tak dobrze. Mam nadzieję, że wydawnictwo Noir sur Blanc nie zawiedzie z polskim przekładem i spotkamy się znowu za rok.
00



Ty­tuł ory­gi­nału: La gio­stra de­gli scambi
Opieka re­dak­cyjna: MO­NIKA SZEW­CZYK
Opra­co­wa­nie re­dak­cyjne: ANNA SU­LI­GOW­SKA-PA­WE­ŁEK
Ko­rekta: JU­LIA MŁO­DZIŃ­SKA, EL­WIRA WY­SZYŃ­SKA
Pro­jekt okładki: TO­MASZ LEC
Co­py­ri­ght © 2015, Sel­le­rio Edi­tore, Pa­lermo For the Po­lish edi­tion Co­py­ri­ght © 2025, Noir sur Blanc, War­szawa
ISBN 978-83-8403-011-0
Ofi­cyna Li­te­racka Noir sur Blanc Sp. z o.o. ul. Fra­scati 18, 00-483 War­szawa
Za­mó­wie­nia pro­simy kie­ro­wać: – te­le­fo­nicz­nie: 800 42 10 40 (li­nia bez­płatna) – e-ma­ilem: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl – księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.noir.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.
Zgod­nie z art. 4 Dy­rek­tywy 2019/790/UE oraz od­po­wied­nimi prze­pi­sami kra­jo­wymi, ni­niej­szym za­strze­gamy prawo do wy­łą­cze­nia z eks­plo­ata­cji tek­stów i da­nych (TDM) dla ce­lów in­nych niż ba­daw­cze, w od­nie­sie­niu do ma­te­ria­łów znaj­du­ją­cych się / w tej pu­bli­ka­cji/ na tym no­śniku/pliku. Wy­ko­rzy­sty­wa­nie tych ma­te­ria­łów w ra­mach dzia­łań TDM jest nie­do­zwo­lone.

Roz­dział pierw­szy

Mniej wię­cej o wpół do szó­stej nad ra­nem ja­kaś mu­cha, która od dłuż­szego czasu wy­da­wała się tru­chłem przy­le­pio­nym do szyby, otwo­rzyła na­gle skrzy­dła, wy­czy­ściła je, po­cie­ra­jąc o sie­bie, po­de­rwała się do lotu i po chwili wy­lą­do­wała na bla­cie szafki noc­nej.

Za­in­sta­lo­wała się na niej na ja­kiś czas, oce­nia­jąc sy­tu­ację, po czym wle­ciała z im­pe­tem do le­wego noz­drza Mon­tal­bana, który słodko so­bie spał.

Wciąż śpiąc, ko­mi­sarz po­czuł nie­przy­jemne swę­dze­nie w no­sie i żeby się go po­zbyć, wal­nął się dło­nią w twarz. Otu­ma­niony snem, nie był jed­nak w sta­nie oce­nić siły ude­rze­nia i w re­zul­ta­cie po­li­czek, który so­bie wy­mie­rzył, od­niósł po­dwójny efekt: obu­dził go i spo­wo­do­wał krwo­tok z nosa.

Ze­rwał się z łóżka, klnąc jak szewc, pod­czas gdy krew try­skała mu z noz­drzy ni­czym z fon­tanny, i po­biegł do kuchni. Otwo­rzył lo­dówkę, chwy­cił dwie kostki lodu, które we­tknął so­bie do nosa, po czym opadł na krze­sło z głową od­chy­loną do tyłu.

Po ja­kichś pię­ciu mi­nu­tach krew prze­stała pły­nąć.

Mon­tal­bano po­szedł do ła­zienki, ob­mył so­bie twarz, szyję i tors, po czym wró­cił do łóżka.

Le­d­wie za­mknął oczy, kiedy po­czuł ta­kie samo swę­dze­nie, jak wcze­śniej, ale tym ra­zem w pra­wym noz­drzu. Naj­wy­raź­niej mu­cha po­sta­no­wiła zmie­nić te­ren eks­plo­ra­cji.

Jak się po­zbyć tego cho­ler­stwa?

Po wcze­śniej­szym do­świad­cze­niu wal­nię­cie się w twarz nie wcho­dziło w grę.

Po­trzą­snął lekko głową. Mu­cha nie tylko się nie po­ru­szyła, ale także wla­zła jesz­cze głę­biej.

A może tak ją wy­stra­szyć?

– Aaaaaaaaaaa!

Wrza­snął tak gło­śno, że aż mu za­dzwo­niło w uszach, ale osią­gnął po­żą­dany wy­nik. Swę­dze­nie ustało.

Pra­wie już za­sy­piał, kiedy po­czuł, że mu­cha spa­ce­ruje mu po czole. Zde­spe­ro­wany, po­sta­no­wił wy­pró­bo­wać nową tak­tykę.

Po­chwy­cił rę­koma prze­ście­ra­dło i na­cią­gnął je so­bie na głowę, za­kry­wa­jąc ją kom­plet­nie. W ten spo­sób nie zo­sta­wił na­tręt­nej mu­sze ani mi­li­me­tra od­kry­tej skóry, cho­ciaż pod przy­kry­ciem bra­ko­wało mu po­wie­trza.

Zwy­cię­stwo oka­zało się krót­ko­trwałe.

Nie mi­nęła na­wet mi­nuta, a i tym ra­zem po­czuł mu­chę, spa­ce­ro­wała po jego dol­nej war­dze.

Ta cho­lerna franca naj­wy­raź­niej nie od­le­ciała, tylko scho­wała się pod prze­ście­ra­dłem.

Ko­mi­sa­rza ogar­nęło znie­chę­ce­nie. Nie miał szans na po­ko­na­nie prze­klę­tej mu­chy.

– Praw­dziwy męż­czy­zna umie przy­znać się do prze­gra­nej – po­wie­dział z re­zy­gna­cją, wsta­jąc z łóżka, by pójść do ła­zienki.

Kiedy wró­cił do sy­pialni, aby się ubrać, i wziął spodnie z krze­sła, zo­ba­czył ką­tem oka, że mu­cha usia­dła na szafce noc­nej.

Była w za­sięgu ręki i nie mógł z tego nie sko­rzy­stać.

Bły­ska­wicz­nie pod­niósł dłoń i wal­nął nią w blat, roz­płasz­cza­jąc mu­chę, która przy­le­piła mu się do skóry.

Po­szedł po­now­nie do ła­zienki, gdzie długo mył ręce, pod­śpie­wu­jąc pod no­sem, ucie­szony za­słu­żo­nym re­wan­żem.

Kiedy jed­nak wró­cił do sy­pialni sprę­ży­stym kro­kiem zwy­cięzcy, znie­ru­cho­miał.

Na po­duszce sie­działa mu­cha.

To zna­czy, że były dwie! Wo­bec tego, którą za­bił?

Winną czy nie­winną? A je­śli przy­pad­kiem za­bił tę nie­winną, czy mógł na­dejść dzień, w któ­rym ktoś mu ten błąd wy­po­mni?

– Co za głu­poty przy­cho­dzą ci do głowy? – za­dał so­bie py­ta­nie.

I za­czął się ubie­rać.

Wy­pił wielką fi­li­żankę kawy, skoń­czył się ubie­rać i otwo­rzyw­szy drzwi bal­ko­nowe, wy­szedł na we­randę.

Dzień za­po­wia­dał się piękny jak z pocz­tówki: zło­ci­sta plaża, nie­bie­skie mo­rze, błę­kitne niebo bez żad­nej chmurki. W od­dali wi­dać było na­wet ja­kąś ża­glówkę.

Mon­tal­bano ode­tchnął głę­boko, wcią­ga­jąc do płuc sło­nawe po­wie­trze, i po­czuł się jak nowo na­ro­dzony.

Po pra­wej stro­nie uj­rzał dwóch męż­czyzn, któ­rzy za­trzy­mali się nad sa­mym brze­giem mo­rza i roz­ma­wiali z oży­wie­niem. Naj­wy­raź­niej się kłó­cili. Mimo że ko­mi­sarz nie był w sta­nie roz­róż­nić słów z tak du­żej od­le­gło­ści, po­znał to po gwał­tow­nej i gniew­nej ge­sty­ku­la­cji roz­ma­wia­ją­cych.

Po­tem je­den z nich zro­bił ruch, któ­rego Mon­tal­bano w pierw­szej chwili nie zro­zu­miał: wy­cią­gnął pro­sto przed sie­bie prawą rękę, któ­rej za­war­tość roz­bły­sła w pro­mie­niu słońca.

Mu­siało to być ostrze noża i drugi męż­czy­zna za­blo­ko­wał cios obiema rę­kami, wy­mie­rza­jąc jed­no­cze­śnie kop­niaka w jaja prze­ciw­nika. Po­tem oba ciała splo­tły się ze sobą, stra­ciły rów­no­wagę, upa­dły na pia­sek, ale nie prze­sta­wały się sza­mo­tać, tur­la­jąc się po brzegu plaży.

Bez chwili za­sta­no­wie­nia ko­mi­sarz po­biegł w ich stronę. W miarę, jak się zbli­żał, za­czął roz­róż­niać głosy wal­czą­cych.

– Za­biję cię, ty skur­wy­synu!

– A ja ci wy­rwę serce!

Mon­tal­bano do­biegł do nich zdy­szany.

Je­den z męż­czyzn wziął górę nad prze­ciw­ni­kiem, trzy­mał go przy­szpi­lo­nego pod sobą, ko­la­nami przy­ci­skał jego roz­ło­żone ra­miona i sie­dział mu na brzu­chu, wa­ląc pię­ścią po twa­rzy.

Mon­tal­bano, nie wi­dząc lep­szego wyj­ścia, zwa­lił męż­czy­znę z prze­ciw­nika po­tęż­nym kop­nia­kiem w bok. Nie­zna­jomy, za­sko­czony nie­spo­dzie­wa­nym ata­kiem, upadł na pia­sek, krzy­cząc:

– Uwaga, on ma nóż!

Ko­mi­sarz od­wró­cił się gwał­tow­nie.

Rze­czy­wi­ście, drugi męż­czy­zna wła­śnie się pod­no­sił, ści­ska­jąc w pra­wej ręce nóż sprę­ży­nowy.

Mon­tal­bano po­peł­nił błąd, nie­bez­piecz­niej­szy z tych dwóch wal­czą­cych był fa­cet z no­żem. Ko­mi­sarz nie dał mu jed­nak czasu na ko­lejny atak. Kop­nia­kiem w twarz roz­ło­żył go po­now­nie na pia­sku. Nóż po­le­ciał gdzieś da­leko.

Drugi męż­czy­zna, który już zdą­żył wstać, sko­rzy­stał z oka­zji i rzu­cił się znowu z pię­ściami na swo­jego prze­ciw­nika.

Wszystko wró­ciło do punktu wyj­ścia.

Mon­tal­bano wo­bec tego schy­lił się, chwy­cił na­past­nika za ra­miona i spró­bo­wał go od­cią­gnąć do tyłu. Ale po­nie­waż tam­ten nie sta­wił żad­nego oporu, ko­mi­sarz stra­cił rów­no­wagę i wy­lą­do­wał na ple­cach na pia­sku, przy­gnie­ciony cię­ża­rem męż­czy­zny.

Fa­cet z no­żem na­tych­miast się na nich rzu­cił. Męż­czy­zna le­żący na ko­mi­sa­rzu sza­mo­tał się, usi­łu­jąc kop­nąć na­past­nika w jaja. Mon­tal­bano wa­lił go lewą pię­ścią, a prawą bro­nił się przed dru­gim ty­pem, który jedną ręką pró­bo­wał wy­dra­pać oczy jemu, a drugą swo­jemu prze­ciw­ni­kowi.

Wkrótce utwo­rzyli kulę z sze­ścioma ra­mio­nami i sze­ścioma no­gami, która to­czyła się po pia­sku, ko­piąc i wy­ma­chu­jąc pię­ściami, klnąc i wrzesz­cząc. Aż na­gle...

Aż na­gle ja­kiś wład­czy głos tuż obok za­ko­men­de­ro­wał:

– Nie ru­szać się albo strze­lam!

Wszy­scy trzej znie­ru­cho­mieli i po­pa­trzyli w górę.

Roz­kaz wy­dał star­szy ka­pral ka­ra­bi­nie­rów, który mie­rzył do nich z ka­ra­binu ma­szy­no­wego. Obok niego stał drugi ka­ra­bi­nier, który trzy­mał w ręce nóż sprę­ży­nowy. Naj­wy­raź­niej prze­jeż­dżali szosą wzdłuż plaży, za­uwa­żyli bójkę i po­sta­no­wili za­in­ter­we­nio­wać.

– Wsta­wać!

Wstali.

– Ru­szać się! – po­le­cił ka­ra­bi­nier, wska­zu­jąc głową dużą fur­go­netkę za­par­ko­waną na szo­sie, w któ­rej za kie­row­nicą sie­dział trzeci ka­ra­bi­nier.

Wy­ja­wić, że je­stem ko­mi­sa­rzem, czy nie wy­ja­wić? – Mon­tal­bano za­dał so­bie w du­chu ham­le­tyczne py­ta­nie, wę­dru­jąc z tam­tymi dwoma do fur­go­netki.

Do­szedł do wnio­sku, że le­piej wy­ja­śnić od razu nie­po­ro­zu­mie­nie.

– Chwi­leczkę. Je­stem... – i urwał.

Cała grupa za­trzy­mała się, mie­rząc go wzro­kiem.

Ko­mi­sarz za­mknął usta.

Wła­śnie so­bie uświa­do­mił, że zo­sta­wił port­fel z le­gi­ty­ma­cją w domu, w szu­fla­dzie szafki noc­nej.

– No więc jak, chcesz się nam przed­sta­wić? – spy­tał iro­nicz­nie ka­ra­bi­nier.

– Przed­sta­wię się wa­szemu po­rucz­ni­kowi – od­po­wie­dział Mon­tal­bano, ru­sza­jąc da­lej.

Na szczę­ście fur­go­netka miała za­sło­nięte tylne okna, ina­czej całe mia­sto zo­ba­czy­łoby ko­mi­sa­rza za­aresz­to­wa­nego przez ka­ra­bi­nie­rów i śmie­chom nie by­łoby końca.

Na po­ste­runku nie­zbyt de­li­kat­nie we­pchnięto ich do ob­szer­nego po­miesz­cze­nia, po czym je­den z ka­ra­bi­nie­rów za­siadł za któ­rymś ze znaj­du­ją­cych się w nim biu­rek.

Nie spie­szyło mu się, po­pra­wił ma­ry­narkę, wpa­trzył się z na­my­słem w dłu­go­pis, prze­czy­tał coś w biu­le­ty­nie, otwo­rzył szu­fladę, przej­rzał jej za­war­tość, za­mknął ją, po czym od­chrząk­nął i w końcu prze­mó­wił:

– Za­czniemy od cie­bie – wska­zał na Mon­tal­bana. – Daj mi swój do­wód.

Ko­mi­sarz po­czuł się nie­swojo, zda­wał so­bie sprawę, że sy­tu­acja zro­biła się nie­przy­jemna. Le­piej zmie­nić te­mat.

– Nie mam nic wspól­nego z bójką – oświad­czył sta­now­czo. – Wtrą­ci­łem się, żeby ich roz­dzie­lić. Ci dwaj, zresztą na­wet ich nie znam, mogą to po­świad­czyć.

I od­wró­cił się, żeby po­pa­trzyć na po­zo­sta­łych męż­czyzn, któ­rzy stali trzy kroki za nim, pil­no­wani przez ka­ra­bi­nie­rów.

Wtedy stało się coś dziw­nego.

– Ja wiem tylko, że kop­ną­łeś mnie w bok i jesz­cze mnie boli – oświad­czył pierw­szy.

– A mnie wal­ną­łeś w twarz – do­dał męż­czy­zna z no­żem.

Mon­tal­bano na­tych­miast zo­rien­to­wał się w sy­tu­acji. Ci dwaj skur­wy­syni go roz­po­znali, a te­raz mieli ubaw i spe­cjal­nie go wra­biali.

– Za­raz ci wy­biję z głowy ochotę do żar­tów – za­gro­ził ka­ra­bi­nier. – Da­waj ten do­ku­ment!

Nie było wyj­ścia, Mon­tal­bano mu­siał po­wie­dzieć prawdę.

– Nie mam go przy so­bie.

– Dla­czego?

– Zo­sta­wi­łem go w domu.

Star­szy ka­pral wstał od biurka.

– Wi­dzi pan, miesz­kam w willi tuż...

Funk­cjo­na­riusz sta­nął przed nim.

– ...przy plaży. Dzi­siaj rano...

Ka­ra­bi­nier chwy­cił go za klapy ma­ry­narki.

– Je­stem ko­mi­sa­rzem! – za­wo­łał Mon­tal­bano.

– A ja kar­dy­na­łem! – od­po­wie­dział ka­ra­bi­nier, po­trzą­sa­jąc ko­mi­sa­rzem tak gwał­tow­nie, że głowa o mało mu nie spa­dła z ra­mion jak doj­rzała gruszka.

– Co tu się dzieje? – spy­tał za­rzą­dza­jący po­ste­run­kiem po­rucz­nik ka­ra­bi­nie­rów, który wła­śnie wszedł do po­koju.

Za­nim ka­ra­bi­nier mu od­po­wie­dział, jesz­cze raz po­trzą­snął Mon­tal­ba­nem.

– Przy­ła­pa­łem tych trzech w trak­cie bójki. Je­den z nich miał nóż sprę­ży­nowy. A ten udaje, że jest...

– Po­dał swoje dane?

– Nie.

– Zo­staw go i przy­pro­wadź do mnie.

Star­szy ka­pral po­pa­trzył ze zdu­mie­niem na swo­jego zwierzch­nika.

– Ale prze­cież...

– To roz­kaz – prze­rwał mu ostro po­rucz­nik i wy­szedł z po­koju.

Mon­tal­bano po­gra­tu­lo­wał mu w du­chu. W taki spo­sób wszyst­kim za­osz­czę­dził wstydu, bo po­rucz­nik i ko­mi­sarz znali się jak łyse ko­nie.

Kiedy szli ko­ry­ta­rzem, zdez­o­rien­to­wany ka­ra­bi­nier spy­tał ci­cho:

– Pro­szę mi po­wie­dzieć prawdę, czy rze­czy­wi­ście jest pan ko­mi­sa­rzem?

– Ależ skąd! – uspo­koił go Mon­tal­bano.

Dzie­sięć mi­nut póź­niej, po wy­ja­śnie­niu ca­łej sprawy i przy­ję­ciu prze­pro­sin ze strony po­rucz­nika, Mon­tal­bano opu­ścił po­ste­ru­nek ka­ra­bi­nie­rów.

Mu­siał ko­niecz­nie wró­cić do domu, żeby się prze­brać; w cza­sie bójki na plaży pia­sek wpadł mu na­wet pod bie­li­znę, poza tym miał po­miętą ko­szulę i bra­ko­wało mu dwóch gu­zi­ków u ma­ry­narki.

Naj­pro­ściej było pójść do ko­mi­sa­riatu, który znaj­do­wał się może pięt­na­ście mi­nut spa­cer­kiem stąd, i po­pro­sić o pod­wie­zie­nie.

Ko­mi­sarz ru­szył w drogę.

Po­nie­waż jed­nak bo­lało go lewe oko i prawe ucho, za­trzy­mał się przed ja­kąś wy­stawą skle­pową, żeby przej­rzeć się w szy­bie.

Wo­kół oka, które zo­stało po­czę­sto­wane po­tęż­nym cio­sem pię­ścią, za­częła się two­rzyć się nie­bie­ska opu­chli­zna, na­to­miast na uchu wi­dać było wy­raź­nie ślady dwóch zę­bów.

Gdy Ca­ta­rella uj­rzał ko­mi­sa­rza, wy­dał z sie­bie ryk, który nie przy­po­mi­nał ludz­kiego głosu, mógł ra­czej po­cho­dzić od zra­nio­nego zwie­rza. Za­raz po­tem za­sy­pał ko­mi­sa­rza gra­dem py­tań:

– Kto to był, pa­nie ko­mi­sa­rzu? Zbrojne na­pad­nię­cie? Na­pad­nię­cie gołą ręką? Za­sadzka? Ob­ra­bo­wa­nie? Kto to był, oj, oj? Sa­mo­cho­dów zde­rze­nie? Bomby wy­buch­nię­cie? Za­my­ślone pod­pa­le­nie?

– Uspo­kój się, Ca­tarè – prze­rwał mu ko­mi­sarz. – Prze­wró­ci­łem się po pro­stu. Coś no­wego?

– Nie, pa­nie ko­mi­sa­rzu. A wła­ści­wie tak, bo dzi­siej­szym ran­kiem je­den pan przy­szedł, co z pa­nem oso­bi­ście we wła­snej oso­bie roz­ma­wiać pra­gnął.

– Po­wie­dział, jak się na­zywa?

– Tak jest. Al­fredo Pi­truzzo.

Mon­tal­bano nie znał żad­nego Al­freda Pi­truzza.

– Jest Gallo?

– Tak.

– Po­wiedz mu, żeby mnie od­wiózł do Ma­ri­nelli. Po­cze­kam na niego na par­kingu.

Mon­tal­bano od razu za­uwa­żył, że na pla­cyku przed do­mem obok jego sa­mo­chodu stoi ja­kieś inne auto. Po­że­gnał się z Gal­lem i wy­siadł z sa­mo­chodu. Usły­szaw­szy ha­łas, go­spo­sia Ade­lina wy­bie­gła z kuchni, po­pa­trzyła na ko­mi­sa­rza i także za­częła la­men­to­wać:

– Matko prze­naj­święt­sza, a co się panu przy­da­rzyło? Co się stało? Boże drogi, co za ra­nek! Co za ra­nek nie­szczę­sny!

Mon­tal­bano ścierpł. Dla­czego Ade­lina użyła ta­kich słów? Z ja­kiego po­wodu ra­nek był nie­szczę­sny? Co się jesz­cze stało?

– Adelì, mo­żesz mi po­wie­dzieć, o co cho­dzi?

– Pa­nie ko­mi­sa­rzu, rano, kiedy przy­szłam, dom był pu­sty, opusz­czony, pana nie było, a drzwi na we­randę stały otwo­rem. Ja­kiś zło­czyńca mógł tu wejść i wszystko ukraść. Kiedy sprzą­ta­łam kuch­nię, usły­sza­łam, jak ktoś wcho­dzi do domu przez we­randę. Po­my­śla­łam, że to pan, i po­szłam spraw­dzić. Ale to nie był pan, tylko ja­kiś typ, który się roz­glą­dał. Od razu mi się wy­dało, że to zło­dziej. No więc chwy­ci­łam ciężką pa­tel­nię i za­kra­dłam się z po­wro­tem do po­koju. On do mnie był od­wró­cony ple­cami, tom go wal­nęła pa­tel­nią, aż miło, i upadł na zie­mię bez zmy­słów. Wtedy zwią­za­łam mu ręce i nogi sznu­rem, za­ło­ży­łam kne­bel i za­cią­gnę­łam go do schowka z mio­tłami.

– Je­steś pewna, że to był zło­dziej?

– A skąd mam wie­dzieć? Taki typ, co do cu­dzego domu wcho­dzi...

– Ale dla­czego po tym, jak go obez­wład­ni­łaś, nie za­dzwo­ni­łaś do ko­mi­sa­riatu?

– Naj­pierw mu­sia­łam przy­go­to­wać ma­ka­ron ‘nca­sciata.

Mon­tal­bano do­ce­nił tę od­po­wiedź i po­szedł otwo­rzyć drzwi do schowka. Męż­czy­zna od­zy­skał przy­tom­ność i wpa­try­wał się w nowo przy­by­łego z prze­ra­że­niem.

Ko­mi­sarz od razu do­szedł do prze­ko­na­nia, że ten ele­gancki i za­dbany sześć­dzie­się­cio­la­tek nie jest zło­dzie­jem. Po­mógł mu wstać, wy­jął kne­bel, a wtedy męż­czy­zna na­tych­miast za­czął krzy­czeć:

– Ra­tunku!

– Je­stem ko­mi­sarz Mon­tal­bano.

Męż­czy­zna jakby go nie usły­szał.

– Ra­tunku! – za­wo­łał jesz­cze gło­śniej.

Za­czął się cały trząść.

– Ra­tunku! Ra­tun­kuuu!

Nie zda­wał so­bie sprawy z tego, co krzy­czy, i nie było spo­sobu, aby go uci­szyć. Mon­tal­bano szybko pod­jął de­cy­zję i znowu go za­kne­blo­wał.

Ade­lina, usły­szaw­szy te wrza­ski, przy­bie­gła z kuchni i sta­nęła obok ko­mi­sa­rza.

Męż­czy­zna ze stra­chu tak wy­trzesz­czył oczy, że wy­da­wało się, że za­raz wy­sko­czą mu z or­bit. Wy­da­wał się zbyt wy­stra­szony, żeby mógł my­śleć ja­sno, roz­wią­za­nie go by­łoby błę­dem.

– Po­móż mi – po­wie­dział ko­mi­sarz do Ade­liny. – Ja go chwycę za ra­miona, a ty za stopy.

– Gdzie go za­nie­siemy?

– Po­sa­dzimy go na fo­telu przed te­le­wi­zo­rem.

Pod­czas gdy nie­śli nie­zna­jo­mego jak wo­rek, ko­mi­sarz wy­my­ślił wer­sję fak­tów, która mo­gła ura­to­wać sy­tu­ację. Kiedy męż­czy­zna zna­lazł się już na fo­telu, Mon­tal­bano spy­tał:

– Je­śli przy­niosę panu szklankę wody, czy obieca pan, że nie bę­dzie krzy­czeć?

Męż­czy­zna kiw­nął głową na znak zgody. Pod­czas gdy Mon­tal­bano zdej­mo­wał kne­bel, Ade­lina wró­ciła z wodą, którą na­stęp­nie pod­su­nęła nie­zna­jo­memu do ust, aby mógł ją wy­pić, łyk po łyku. Ko­mi­sarz nie za­ło­żył mu z po­wro­tem kne­bla.

Po kilku mi­nu­tach męż­czy­zna za­czął się uspo­ka­jać, już się nie trząsł. Mon­tal­bano wziął krze­sło i usiadł na­prze­ciw niego.

– Je­śli nie czuje się pan na si­łach, żeby mó­wić, pro­szę od­po­wia­dać ge­stami. Po­znaje mnie pan? Je­stem ko­mi­sarz Mon­tal­bano.

Męż­czy­zna ski­nął głową.

– Wo­bec tego, dla­czego pan przy­pusz­cza, że mógł­bym panu zro­bić krzywdę, skoro na­wet pana nie znam? W ja­kim celu?

Męż­czy­zna po­pa­trzył na niego nie­pew­nie.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

W wy­da­niu pa­pie­ro­wym do­stępne są na­stę­pu­jące książkiz cy­klu o ko­mi­sa­rzu Mon­tal­bano:

SKRZY­DŁA SFINKSA

2013

ŚLAD NA PIA­SKU

2013

POLE GARN­CA­RZA

2014

WIEK WĄT­PLI­WO­ŚCI

2015

ŚMIERĆ NA OTWAR­TYM MO­RZU

2016

TA­NIEC MEWY

2017

UŚMIECH AN­GE­LIKI

2020

ŚWIETLNE OSTRZE

2021

KSZTAŁT WODY

2007 / 2021

PIES Z TE­RA­KOTY

2022

GŁOSY NOCY

2022

ZŁO­DZIEJ KA­NA­PEK

2023

GNIAZDO ŻMIJ

2023

MO­RZE BŁOTA

2024

GŁOS SKRZY­PIEC

2024

PIERW­SZE ŚLEDZ­TWO MON­TAL­BANA

2024

MIE­SIĄC Z KO­MI­SA­RZEM MON­TAL­BANO

2025

PO­MA­RAŃCZKI KO­MI­SA­RZA MON­TAL­BANO

2025

Za­równo te, jak i po­zo­stałe ty­tuły z se­rii,do­stępne są w for­mie e-bo­oków na noir.pl