Jej ogródek - Penelope Bloom - ebook + audiobook + książka

Jej ogródek ebook i audiobook

Penelope Bloom

4,1

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Harry Barnidge. Spotkałam go pierwszego dnia mojego nowego życia.

Nie udało mi się spełnić największego marzenia – zostać artystką – żaden mój związek nie wypalił, ale tego jednego nie chciałam zepsuć.

Rzeźbienia z roślin.

Zdecydowałam, że będę zarabiać kasę, przycinając ogródki.

I pierwszy w moim ogródku wylądował ON.

No dobra, tak naprawdę nie tylko przycinam krzaki. Według wszystkich nauczycieli świata nie nadawałam się na rzeźbiarkę, więc postanowiłam oddać się szlachetnej sztuce upiększania ogrodów dla bajecznie bogatych właścicieli domów… nie, nie domów – REZYDENCJI.

W razie czego, jeśli się utnie nie to, co trzeba, to przecież i tak odrośnie!

A że nie jestem specjalnie cierpliwa, no to wyszło, jak wyszło. W moim pierwszym ogródku wyrzeźbiłam… no… nie wiem, czy chcielibyście mieć taką rzeźbę w ogrodzie… Ale o dziwo, jeden z najważniejszych krytyków sztuki ogrodniczej okrzyknął moją rzeźbę prawdziwym arcydziełem!

A gorący Harry stwierdził, że chętnie pomoże w mojej przypadkowej karierze artystycznej… I mam wielką nadzieję, że będzie bywał w moim ogródku o wiele częściej…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 224

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 5 godz. 35 min

Lektor: Monika Chrzanowska

Oceny
4,1 (531 ocen)
246
151
96
32
6
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
wCzepkuUrodzona

Dobrze spędzony czas

Książka „Jej ogródek” Penelope Bloom to 6 to serii, w którym poznajemy Nel i Harrego (brat Petera z poprzednich części). Nel to artystka krzewów, Harry to agent literacki. Poznają się w typowy sposób, ona w jego ogródku przycina z krzaka kształt penisa zamiast pingwina. W sumie cała książka toczy się wokół tej tematyki. Książkę, jak i całą serię czytało się szybko i przyjemnie.
10
MagCzek

Nie oderwiesz się od lektury

Cała seria poprostu rewelacyjna ,babcia wymiata
00
alabomba
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Super seria. Taka lekka bez zbędnych dramatów i niepotrzebnego przeciągania . Jeśli potrzebujesz lekkiej historii idealna
00
emaiana

Dobrze spędzony czas

przyjemna lektura. podobał mi się zawarty w niej humor
00
JustaBiedra

Całkiem niezła

Historia fajna ale opisana w dość nudny sposób
00

Popularność




Harry Barnidge. Spotkałam go pierwszego dnia mojego nowego życia.

Nie udało mi się spełnić największego marzenia, aby zostać artystką.

Żaden mój związek nie wypalił.

Ale tego jednego nie chciałam zepsuć.

Zdecydowałam, że będę zarabiać kasę, tworząc rzeźby z roślin.

I pierwszy w moim ogródku wylądował ON.

No dobra, tak naprawdę nie tylko przycinam krzaki. Według wszystkich nauczycieli świata nie nadawałam się na rzeźbiarkę, więc postanowiłam oddać się szlachetnej sztuce upiększania ogrodów dla bajecznie bogatych właścicieli domów… nie, nie domów – REZYDENCJI.

W razie czego, jeśli się utnie nie to, co trzeba, to przecież i tak odrośnie!

A że nie jestem specjalnie cierpliwa, no to wyszło, jak wyszło. Z mojego pierwszego krzaczka wyrzeźbiłam… no… nie wiem, czy chcielibyście mieć taką rzeźbę w  ogrodzie… Ale o dziwo, jeden z najważniejszych krytyków sztuki ogrodniczej okrzyknął ją prawdziwym arcydziełem!

A gorący Harry stwierdził, że chętnie pomoże w  mojej przypadkowej karierze artystycznej… I mam wielką nadzieję, że będzie bywał w  moim ogródku o wiele częściej…

PENELOPE BLOOM

Bestsellerowa autorka według „USA Today”, jedna z 5 najpopularniejszych autorek na Amazonie!

Kocha pisać o takich romansach, jakie sama chciałaby przeżyć. Podobają jej się mężczyźni o grzesznych myślach i złotym sercu skrzętnie za nimi ukrytym.

Żeby na poważnie zająć się pisaniem, porzuciła pewny etat nauczycielki. Zawsze marzyła o tym, by zostać pisarką, i w końcu postawiła wszystko na jedną kartę, by udowodnić swoim córkom, że nie ma rzeczy niemożliwych ani marzeń zbyt wielkich i śmiałych – niezależnie od tego, co mówią nam inni.

Wszystkie bezsenne noce, fale zwątpienia i ataki lęku warte były tego, by stać się żywym dowodem na to, że chcieć znaczy móc. Pisanie okazało się dla Penelope niezwykłą podróżą, w trakcie której odkrywała siebie i swój niepowtarzalny styl.

penelope-bloom.com

Tej autorki

JEGO BANAN

JEJ WISIENKI

JEGO BABECZKA

JEGO PRZESYŁKA

JEJ SEKRET

JEJ OGRÓDEK

Tytuł oryginału:

HER BUSH

Copyright © 2019 by Publishing Bloom LLC

All rights reserved

Polish edition copyright © Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o. 2020

Polish translation copyright © Robert Waliś 2020

Redakcja: Joanna Popiołek

Projekt graficzny okładki oryginalnej: Penelope Bloom

Opracowanie graficzne okładki polskiej: Kasia Meszka

ISBN 978-83-8215-228-9

WydawcaWYDAWNICTWO ALBATROS SP. Z O.O.Hlonda 2a/25, 02-972 Warszawawww.wydawnictwoalbatros.comFacebook.com/WydawnictwoAlbatros | Instagram.com/wydawnictwoalbatros

Niniejszy produkt jest objęty ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że publiczne udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

Przygotowanie wydania elektronicznego: Michał Nakoneczny, hachi.media

1. Nell

Dzisiaj był pierwszy dzień mojego nowego życia. Co prawda już straciłam rachubę, ile razy rozpoczynałam nowe życie, ale czułam, że teraz będzie inaczej. Szkoła piękności nie wypaliła, długoterminowy związek nie wypalił, podobnie jak marzenia o zostaniu artystką. Ale oto nadszedł dzień, w którym przeszłość dostanie ode mnie solidnego kopa w jaja. A może przy okazji wymierzę kopniaka także przyszłości. To był mój pierwszy dzień w roli specjalistki od strzyżenia krzewów i nie zamierzałam tego spaprać.

Owszem, kilka szczegółów spędzało mi sen z powiek. Przede wszystkim fakt, że jak dotąd moim jedynym doświadczeniem w tej branży było zmasakrowanie kuchennymi nożycami krzewu rosnącego przed moim mieszkaniem.

Przed laty nauczycielka plastyki stwierdziła, że w naszej rodzinie z pewnością nigdy nie było artystycznego genu, nawet gdybyśmy cofnęli się do epoki kamienia. Od tamtej pory w wolnym czasie parałam się rzeźbą, licząc na to, że pewnego dnia triumfalnie postawię na jej biurku któreś ze swoich dzieł. Wciąż nie zrealizowałam tego planu. Ale przez całe życie ćwiczyłam strzyżenie swojego krzaczka, więc wiedziałam, że świetnie sobie poradzę. Prawdopodobnie.

Musiałam się tylko skupić. Pełna koncentracja. Nie spuszczaj celu z oka. I na starym krzaku róże kwitną…

Zamknęłam oczy. Gonitwa myśli nie mogła mi w niczym pomóc. Musiałam przekonać samą siebie, że po raz pierwszy nie zawiodę. Nie mogłam sobie na to pozwolić. Miałam dopiero dwadzieścia dwa lata, ale zbyt wiele porażek każdego doprowadzi do obłędu. Byłam pewna, że już osiągnęłam ten etap, więc rozpaczliwie potrzebowałam sukcesu. Ze względu na siebie, ale przede wszystkim ze względu na moją młodszą siostrę. Chciała się uczyć w szkole muzycznej, a nasi rodzice nie mieli forsy ani chęci, aby spełnić to marzenie. W tajemnicy odkładałam pieniądze, by ją wesprzeć, gdy w przyszłym roku skończy liceum, lecz jak dotąd udało mi się uzbierać tylko na pierwszy rok nauki.

Furgonetka podskakiwała i rzucała, jakby zamiast kół miała cegły. Po półgodzinnej jeździe wciąż nie przywykłam do smrodu facetów, którzy mi towarzyszyli. Gdybyście zanurzyli starą skarpetę w occie, a potem natarli ją serem, cuchnęłaby tak samo jak moi nowi współpracownicy.

– Trzymasz się, Nell? – spytał Davey. Był moim najlepszym przyjacielem od przedszkola i pomógł mi dostać tę robotę. – Znów masz tę głupią minę.

– Nigdy nie miewam głupiej miny.

– Nie chodzi o to, że wyglądasz, jakbyś była głupia, ale wyraźnie myślisz o czymś głupim. Pamiętasz, jak mnie spytałaś, czy gąsienice wiedzą, że zmienią się w motyle? Albo czy Ryan Gosling zmieni nazwisko na Ryan Goose1, kiedy się zestarzeje?

– Tak, i to wcale nie są głupie pytania.

Davey zacisnął usta.

– Obiektywnie rzecz biorąc, owszem. Więc o czym myślisz teraz?

– Nie powiem. Będziesz się ze mnie śmiał.

– Pewnie nie będę.

Westchnęłam.

– Myślałam o tym, dlaczego przy dmuchaniu powietrze jest zimne, a przy chuchaniu ciepłe. – Tak naprawdę zastanawiałam się, skąd wezmę duży karton, w którym będę musiała mieszkać, jeśli wylecę z tej pracy, ale nie chciałam, żeby Davey się zdołował.

Davey na kilka sekund przyłożył dłoń do czoła, a potem się roześmiał.

– To najgłupsze, co słyszałem. Nawet od ciebie.

Wyzywająco uniosłam brew.

– No co? – spytał.

– Czekam, ponieważ wiem, że nie możesz się doczekać, kiedy sprawdzisz, czy mam rację.

– To bez znaczenia, czy masz rację. Po prostu… – Davey westchnął, a następnie lekko odwrócił głowę i zbliżył dłoń do ust. Dmuchnął. Chuchnął.

Uśmiechnęłam się triumfalnie.

– Nawet jeśli masz rację, to i tak jest to głupie – stwierdził.

– Jestem przekonana, że racja wyklucza głupotę.

Facet siedzący obok mnie parsknął, jakby właśnie się obudził.

– Jak cholera – mruknął.

– Widzisz? On się ze mną zgadza.

Davey nachylił się i zniżył głos:

– To jest Carl i zgodzi się ze wszystkim, co powiesz, ponieważ masz cycki.

– Mimo wszystko. – Wzruszyłam ramionami. Zastanawiałam się, czy Carl byłby równie zafascynowany moimi cyckami, gdyby wiedział, jak wiele zawdzięczają biustonoszowi.

Odchyliłam głowę do tyłu i zamknęłam oczy, chociaż ciężko się odprężyć, gdy furgonetką tak rzuca, że co chwilę prawie spadasz z siedzenia.

Wciąż nie mogłam uwierzyć, że tu jestem. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej wydawało się, że wszystko jest na swoim miejscu. Miałam chłopaka. Zaczynałam naukę w szkole piękności. Zamierzałam zostać fryzjerką i chciałam wreszcie robić coś, co mnie fascynuje. Ciekawe, czy którykolwiek z facetów jadących ze mną w furgonetce trafił tutaj z takiego samego powodu – jakby to był jakiś cuchnący czyściec dla ludzi, którym nie było dane spełniać swoich marzeń.

A może po prostu byli równie biedni jak ja i nie zamierzali wybrzydzać na możliwość zarobku.

Na szczęście nigdy nie miałam w zwyczaju użalać się nad sobą. Owszem, byłam w czarnej dupie, ale nie zamierzałam pozwolić, żeby mnie to zdołowało. Poza tym nie zajmowałam się byle jakim ogrodnictwem. Byłam „rzeźbiarką krzewów”. Z tego, co mi wiadomo, rzeźbienie to sztuka. Innymi słowy, zostałam zawodową artystką.

Davey właśnie przycinał sobie paznokcie, chociaż furgonetką tak rzucało, że tylko czekałam, aż obetnie sobie palec. Nie wiedziałam, czy to odwaga, czy głupota. Znając go, zapewne jedno i drugie. Nigdy mu tego nie mówiłam, ale w przedszkolu zaczepiłam go tylko dlatego, że przypominał mi małego żółwia. Miał zbyt długą, nieco spiczastą górną wargę i wolno chodził, lekko się przy tym kołysząc. Wciąż potajemnie uwielbiałam tę jego żółwiowatość, ale raczej nie chciałby tego usłyszeć.

Trącił mnie łokciem.

– Poradzisz sobie, Nell. Wyluzuj. – Postukał knykciami moje zaciśnięte dłonie, jakby chciał rozbić jajko.

Uśmiechnęłam się krzywo, próbując się uspokoić.

– Wyglądam na zdenerwowaną?

– Wyglądasz, jakbyś próbowała wysrać diament wielkości mojej pięści.

Skrzywiłam się.

– Po pierwsze, ja nie sram. Jestem damą. Wypróżniam się w kulturalny i poprawny sposób. A nawet gdybym… robiła kupę, pachniałaby ona jak róże i była drobnych rozmiarów.

Davey się uśmiechnął.

– Kiedy razem mieszkaliśmy, nie było niczego grzecznego ani poprawnego w…

Kopnęłam go w stopę, a on na szczęście się przymknął. Kilku facetów rzucało w naszą stronę zaciekawione spojrzenia.

– Może i jestem zdenerwowana, ale tylko dlatego, że chcę dobrze wypaść.

– To tylko strzyżenie krzaków, Nell. Co możesz schrzanić?

– Och, sama nie wiem. – Wskazałam swoje włosy, które obecnie miały śmiały pomarańczowy kolor. Przypominały mi o moim chwalebnym pożegnaniu ze szkołą piękności. Może powinnam była potraktować to jako dowód, że nie jestem gotowa, skoro zawaliłam własną fryzurę w przeddzień egzaminu. Zamierzałam tylko lekko rozjaśnić swój naturalny brązowy kolor włosów. Ups!

Davey popatrzył na nie z namysłem.

– Rzeczywiście masz tendencję do psucia wszystkiego, czego się dotkniesz, ale mówię to z ogromną sympatią.

Wyszczerzyłam zęby.

– Dzięki. Nie wiem, co bym zrobiła, gdybyś nie przypominał mi, że ciągle daję dupy.

Davey parsknął.

– Nie interesuje mnie, jak dorabiasz na boku.

Storpedowałam go wzrokiem, ale nie mogłam powstrzymać uśmiechu, chociaż byłam pewna, że pozostali faceci w furgonetce mają mnie za wariatkę.

– Puszczę to mimo uszu. Zresztą tym razem sobie poradzę. Potrzebuję tej roboty. – Nachyliłam się i ściszyłam głos. – Poza tym nie zapomnę, że nadstawiłeś karku, żeby mi ją załatwić.

Pokiwał głową.

– Wszystkie moje członki są do twojej dyspozycji.

– To nie będzie konieczne, ale… dzięki – odrzekłam z drwiącym uśmiechem.

– No, jesteśmy na miejscu.

Kiedy zerknęłam przez okno, przekonałam się, że Davey nie żartował, kiedy mówił, że większość klientów Ogrodowego Krasnala mieszka w posiadłościach. Już wcześniej się stresowałam, ale teraz miałam wrażenie, że mój żołądek wywinie kozła. Wyluzuj, Nell. Poradzisz sobie.

Z mojego doświadczenia wynikało, że zapewne tak nie będzie, ale nie zamierzałam pozwolić, by przeszłość wpływała na mój każdy krok. Równie dobrze mogłabym zwinąć się w kłębek w jakimś ciemnym kącie i niczego nie robić do końca życia. Zresztą moje plany na przyszłość były jasne: wciąż próbować, nawet jeśli skończy się to kolejną katastrofą.

Pomyślałam o swojej siostrze, żeby odsunąć od siebie wizję płonących krzewów i ogrodowych nożyc wbitych w moją pierś. Kiedy było mi ciężko, miałam w zwyczaju oglądać na YouTubie filmiki, w których Ashley śpiewa i gra na gitarze. Zawsze wkładała w to tyle serca, a ja, pomimo braku obiektywności, byłam pod wrażeniem jej niezwykłego talentu. Oglądając te filmy, płakałam z dumy. Smarkula zasługiwała na coś więcej niż ja. Nie obracała wszystkiego w ruinę i miała prawdziwy talent. Dlatego zamierzałam zrobić, co w mojej mocy, żeby nie spieprzyć tej roboty, z myślą o niej.

A także z myślą o Daveyu, który z pewnością wyleciałby z pracy, jeśli dałabym ciała.

Gdybym tylko miała jakiekolwiek pojęcie o tym, jak się strzyże krzewy. Na szczęście wieczorem obejrzałam kilka filmików na YouTubie… więc co może się nie udać?

2. Harry

Moja garderoba wyglądała, jakby korzystało z niej kilku różnych facetów. Trzymałem w niej wybór eleganckich strojów, od garniturów po sportowe marynarki, w komplecie ze spodniami i butami. Miałem także stroje do biegania, koszykówki, tenisa i kilku innych sportów, które uprawiałem, gdy czas mi na to pozwalał. W kolejnej części znajdowała się maskująca oraz jaskrawa odzież, której używałem podczas polowań. W głębi garderoby zbudowałem schowek, w którym trzymałem broń myśliwską, łuki i ościenie do połowu ryb. Nigdy bym się do tego nie przyznał, ale przechowywałem tam także wielki miecz, którym lubiłem wymachiwać, gdy nikt mnie nie widział, i oczywiście wydawałem przy tym świszczące odgłosy.

Stałem na środku garderoby w samej bieliźnie i zastanawiałem się, którym Harrym Barnidge’em będę dzisiaj. Naszła mnie gorzka refleksja. W pewnym momencie moje życie stało się serią odrębnych egzystencji. Znajomi, z którymi polowałem, nie mieli pojęcia, że lubię koszykówkę i tenisa. Ludzie, których poznałem w pracy agenta literackiego, nie uczestniczyli w moich wyprawach myśliwskich. Nie potrafiłem wskazać, kiedy to się zaczęło, ale z każdym kolejnym rokiem granice między poszczególnymi częściami mojego życia stawały się coraz wyraźniejsze. Podświadomie czułem, że właściwa kobieta pomogłaby mi wszystko scalić, ale nie wiedziałem, czy już jestem na to gotowy.

Jak prawie każdego ranka założyłem strój do ćwiczeń i ruszyłem do siłowni we wschodnim skrzydle. Moją sypialnię dzielił od niej spory kawałek, a po drodze mogłem się przyjrzeć ogrodom przed domem. Ogromnie lubiłem na nie patrzeć, zarówno z okien na piętrze, gdy szedłem poćwiczyć, jak i z którejś z ławeczek skrytych pośród krzewów i kwiatów, gdzie mogłem napawać się zapachami i dźwiękami. Coraz częściej szukałem takich chwil ciszy, które były jak kamienie zapewniające chwilowy azyl przed nieustannie gnającym mnie nurtem.

Za godzinę mieli się pojawić ogrodnicy, żeby wszystko ogarnąć i ozdobnie przystrzyc ogromne żywopłoty obok fontanny. Wieczorem urządzałem przyjęcie z okazji premiery książki dwóch moich pisarek i chciałem, żeby wszystko wyglądało idealnie. Gdybym miał wskazać klucz do sukcesu w mojej branży, postawiłbym na dobre wrażenie. Nawet dom i ogród mogły wpłynąć na to, jakie stawki wydawcy zaproponują moim autorom za kolejne książki.

Kiedy dotarłem do oszklonej domowej siłowni, z zaskoczeniem stwierdziłem, że jest tam mój brat. Zważywszy na to, że był dorosłym, żonatym mężczyzną, wzbudziło to moje podejrzenia.

Otworzyłem drzwi i wyłączyłem hałaśliwą muzykę.

– Wszystko w porządku? – spytałem.

Peter upuścił hantle na matę. Chwycił ręcznik i otarł pot z czoła. Miał ciemniejsze włosy niż ja, ciemniejsze oczy i ciemniejszą twarz, której nie opuszczał gniewny grymas. Takiego gościa ludzie boją się pytać o godzinę.

– A czemu miałoby nie być?

– Nie wiem. Może dlatego, że jesteś w moim domu o czwartej nad ranem i ćwiczysz?

– Proste wyjaśnienie. Violet i Zoey wyjechały z miasta, a ja nie mogłem im towarzyszyć. Poza tym postanowiłem nieco zmienić wystrój domu, więc… moja sypialnia obecnie nie ma dachu, a w siłowni jest plac budowy.

– Więc wsiadłeś do samochodu o trzeciej w nocy i przyjechałeś tutaj, żeby skorzystać z mojej siłowni?

– Czego nie rozumiesz? Mam ci narysować wykres?

Uśmiechnąłem się szeroko.

– Ale z ciebie palant. Powiedziałbyś mi, gdyby działo się coś złego, prawda?

– Przyjechałem tutaj poćwiczyć, a nie na terapię, więc zapewne niczego bym ci nie powiedział. Ale skoro mowa o terapii, jak poszła rozmowa z Nathanielem Crossem?

– Zgodnie z oczekiwaniami. Cross chciał mi przypomnieć, że ma w garści wszystkich najważniejszych wydawców, a co za tym idzie, także mnie.

Peter roześmiał się kwaśno.

– Było warto?

– Dać jego synowi po pysku? Owszem, było warto.

– Wciąż uważam, że przegapiłeś okazję. Tamta kobieta, z której go ściągnąłeś, zapewne chętnie wróciłaby z tobą do domu.

– Nie byłem zainteresowany, zresztą nadal nie jestem. Mam za wiele na głowie, żeby znów się angażować. – Dotknąłem panelu na ścianie, żeby włączyć muzykę. – Źle to robisz. Jeśli będziesz nakrywał kciuk małym palcem, nabawisz się kontuzji ramienia.

– Tak lepiej? – spytał Peter, pokazując mi środkowy palec.

Zignorowałem go i przeszedłem do małej spiżarni z lodówką, którą zainstalowałem w pomieszczeniu. Nie znosiłem zdrowej żywności, ale nauczyłem się, że powinienem wmuszać w siebie choćby suplementy, żeby cały czas nie czuć się do dupy. Przyrządziłem koktajl o smaku kredy i wypiłem go duszkiem, mocno się przy tym krzywiąc.

Wyczerpanie spowodowane dźwiganiem dużych ciężarów zawsze rozjaśniało mi umysł. Po dziesięciu minutach ociekałem potem. Wypuściłem z rąk sztangę, która z brzękiem upadła na podłogę.

Zwrócił moją uwagę jakiś ruch za oknem. Podszedłem, żeby się lepiej przyjrzeć. Przed domem stała zielona furgonetka Ogrodowego Krasnala. Od razu zauważyłem, że tym razem ekipa nie składała się z samych mężczyzn. Towarzyszyła im kobieta o włosach koloru drogowego słupka. Wytężyłem wzrok. Była daleko, ale po jej ruchach dostrzegłem, że jest atrakcyjna, pomimo dziwacznej fryzury.

Pokręciłem głową. Ćwiczenia zazwyczaj rozjaśniały mi umysł. Sprawiały, że czułem się, jakbym siedział na szczycie góry i intonował „om”.

Zazwyczaj.

Z jakiegoś powodu teraz nie mogłem się odprężyć. Ciągle podchodziłem do okna i patrzyłem, jak kobieta zbliża się do długiego żywopłotu, który ciągnął się wzdłuż podjazdu aż do frontu domu. Zanim wzięła do rąk nożyce, przez niemal minutę klęczała z przekrzywioną głową i uniesionymi dłońmi, jakby wyobrażała sobie swoje dzieło.

Kiedy wreszcie zabrała się do pracy, odcinała po jednym listku. Nie mogłem oderwać się od okna. Przycinała pojedynczy listek, cofała się, rozmyślała przez kolejną minutę, potem przycinała kolejny listek. Wyglądało to, jakby ktoś strzygł nożyczkami pole golfowe.

Po pięciu minutach odszedłem wreszcie od okna i wróciłem do treningu.

Peter patrzył na mnie znacząco z ławki, na której spocony przysiadł.

– Obserwujesz ptaki?

– Tak, przecież mnie znasz.

– Owszem. A znając ciebie, gdybyś zobaczył za oknem ptaka, pewnie już rozglądałbyś się za spluwą, żeby zestrzelić go z nieba.

Uniosłem palec.

– Ejże, nie jestem bezdusznym zabójcą. Lubię polować, ale poluję tylko na zwierzynę w sezonie i odstrzeliwuję tylko…

– Wiem, wiem. Odstrzeliwujesz tylko zwierzęta, które zamierzasz zjeść lub spożytkować w inny sposób. Po prostu lubię cię drażnić.

Miałem ochotę przewrócić oczami, ale wiedziałem, że sprawię mu jeszcze większą satysfakcję. Zamiast tego wróciłem do ćwiczeń ze sztangą i za każdym razem, gdy upuszczałem ją na matę, wyobrażałem sobie na niej twarz Petera.

Zauważyłem, że w przerwach między ćwiczeniami podchodzę do okna i obserwuję ogrodniczkę o ognistych włosach. Wyraźnie miała nie po kolei w głowie, ale to jeszcze bardziej mnie intrygowało. Zastanawiałem się, dlaczego nagle byłem skłonny zawiesić przerwę w związkach. Seria bolesnych rozstań w zeszłym roku chwilowo zniechęciła mnie do spotkań z kobietami. Gdybym nie był zlany potem i wyczerpany, pewnie bym o tym pamiętał. Cholera, nawet dobrze jej się nie przyjrzałem, więc dlaczego tak mnie zainteresowała?

Ponieważ byłem idiotą. To jedyne rozsądne wyjaśnienie. Wielokrotnie przekonywałem się, że związki nie są dla mnie. Byłem wybrednym draniem i znudziło mi się poddawanie kobiet licznym testom, których i tak nie miały szansy pomyślnie przejść.

– Tak myślałem – odezwał się Peter, kiedy podszedł do okna i zobaczył, na co patrzę. – Jeszcze nigdy nie widziałem takiego ptaszka.

– Ja też nie – odpowiedziałem nieobecnym głosem.

Peter się roześmiał.

– Psiakrew. To aż tak poważna sprawa?

– Coś ty. Tylko patrzę.

Zdzielił mnie pięścią w ramię.

– Mówiąc szczerze, uważam, że przydałaby ci się kobieta. To twoje nieoficjalne postanowienie jest nienaturalne.

– Nie mam pojęcia, o jakim postanowieniu mówisz.

– Nie przyznałeś się, ale to oczywiste. Nie flirtowałeś z nikim ani nawet nie spojrzałeś na żadną atrakcyjną kobietę, odkąd… jak ona miała na imię?

Westchnąłem ciężko. Między Peterem i mną zazwyczaj istniało porozumienie. Ja nie zadawałem mu niewygodnych pytań, a on też o nic mnie nie pytał. Więc dlaczego teraz postanowił grzebać w moich brudach?

– Właśnie po to tutaj przyjechałeś? To coś w rodzaju interwencji?

– Rzeczywiście potrafisz przejrzeć ludzi na wylot. Muszę przyznać, że ci tego zazdroszczę. Czasami mam wrażenie, że nie wiem, o czym myśli Violet, nawet gdy mówi mi to wprost.

– No cóż, taki talent może się odbić czkawką. Czasami lepiej nie wiedzieć, co ludzie naprawdę myślą.

– A więc o to chodzi? Kobiety ranią twoje uczucia?

Roześmiałem się.

– Nie. Chciałem uprościć swoje życie. Kobiety wszystko komplikują.

Popatrzył na mnie sceptycznie.

– Jak długo zamierzasz wieść takie proste życie?

– Czy jest jakaś magiczna odpowiedź, która pozwoli zakończyć to przesłuchanie? – Podszedłem do sztangi i znów ją podniosłem.

Kiedy skończyłem ćwiczyć, Peter wciąż mnie obserwował. Drań nie miał zamiaru odpuścić.

– Zmęczyło mnie szukanie czegoś, czego nigdy nie znajdę, rozumiesz? – warknąłem.

– Wyjaśnij.

– Pieprz się. Wystarczy?

Peter się uśmiechnął.

– To krok we właściwą stronę. Widzę, że ktoś ma w sobie mnóstwo nagromadzonej złości. Chcesz coś jeszcze z siebie wyrzucić?

– Te nowe okulary przeciwsłoneczne, które kupiłeś kilka miesięcy temu… Wyglądasz w nich jak palant.

Peter zmarszczył czoło.

– To był bardziej osobisty atak, niż się spodziewałem. No i bolesny.

Uśmiechnąłem się kpiąco.

– To dobrze.

Peter wskazał okno.

– Mógłbyś pójść z nią porozmawiać. Znalezienie odpowiedniej osoby nie jest łatwe. Może zajmie ci to jeszcze pięć albo pięćdziesiąt lat, ale na pewno nie znajdziesz jej, gapiąc się w okno i ciskając ciężarami o podłogę.

– Jeśli z nią porozmawiam, dasz mi spokój?

– Pewnie nie. Mam teraz żonę i przybraną córkę. Może zaczynam sobie uświadamiać, że jako twój brat nie powinienem się ograniczyć do pisania książek i oddawania ci części swoich tantiem. – Ścisnął moje ramię, a na jego twarzy odmalowało się współczucie, co rzadko mu się zdarzało. – Nie miałbym nic przeciwko temu, żeby mój brat znów był szczęśliwy. To wszystko.

3. Nell

Dotarliśmy do celu przed świtem. Nawet w szarówce wczesnego poranka nie ulegało wątpliwości, że dom należy do kogoś niewiarygodnie bogatego. Wpuszczono nas przez kunsztownie zdobioną bramę, a następnie pojechaliśmy krętą, idealnie utrzymaną aleją, która doprowadziła nas do rezydencji w klasycznym stylu. Patrząc na nią, miałam wrażenie, że przeniosłam się do ery Wielkiego Gatsby’ego, gdy eleganccy mężczyźni i kobiety w ogromnych, sztywnych sukniach nosili kapelusze podróżne, a wieczorami tańczyli na soczystej, chłodnej trawie.

Niestety, mój strój nie pozwalał mi się cieszyć tym snem na jawie. W swojej fantazji na pewno nie miałabym na sobie luźnego kombinezonu z logo Ogrodowego Krasnala, na którym mrugający okiem kurdupel pokazywał uniesione kciuki.

Już rozumiałam, dlaczego to zlecenie wymagało całej ekipy ogrodników. Rezydencja stała na szczycie wzgórza o łagodnych zboczach, z którego rozciągał się widok na rozległy teren. Widziałam niekończące się rzędy bujnych zielonych krzewów, kwiaty wszelkich odmian, posągi, a nawet kilka potężnych żywopłotów, które wkrótce miały się stać moimi sztalugami.

Davey ponownie udał, że rozbija jajko, tym razem używając mojej głowy.

– Wszystko w porządku? To tylko rośliny. A klient to tylko multimilioner, który może zrujnować nam życie. – To drugie dodał z nutą sarkazmu, ale nie byłam pewna, czy żartuje. Wyczuwałam, że pomimo wesołości jest zdenerwowany. Martwił się o nas oboje. – Postaraj się rozluźnić – dodał. – Jeśli taka spięta zabierzesz się do strzyżenia krzewów, wyrzeźbisz największego i najbardziej zielonego penisa albo coś w tym rodzaju.

Roześmiałam się.

– Jak na kogoś, kto twierdzi, że jest hetero, zaskakująco często sprowadzasz rozmowę na temat penisów.

– Potrafię docenić sprzęt, nawet jeśli nie mam ochoty pakować go do ust.

Zmrużyłam oczy.

– Nawet nie wiem, co na to odpowiedzieć.

Kierowca furgonetki wysiadł i otworzył podwójne drzwi z tyłu. Mężczyźni, którzy nam towarzyszyli, zabrali swoje narzędzia, wyskoczyli z auta i rozeszli się.

Davey wskazał żywopłot o długości co najmniej stu metrów.

– Zabierz się do wyrównywania tamtego żywopłotu, dopóki klient nie przyjdzie i nie każe nam się zająć dużymi krzewami, dobra?

– Przyjdzie tu osobiście?

– Nie jest wampirem, tylko bogatym kolesiem. Owszem, zazwyczaj przychodzi.

Zaczęłam strzyc żywopłot, ale nie mogłam wyrzucić z głowy głupiej wizji wampira mieszkającego w ogromnym domu. Wyobraziłam sobie typowego wiktoriańskiego przystojniaka, a potem dodałam mu kilka wampirzych cech, stylową fryzurę i ciuchy, nie zapominając o godnym wampira wybrzuszeniu między nogami.

Kiedy już byłam zadowolona ze swojej wizji, zaczęłam fantazjować. Wampir wyjdzie z trumny i zastanie mnie podczas przycinania krzewów. Uśmiechnęłam się, uświadamiając sobie, że czasami wykazuję dojrzałość siedmiolatki. Dostrzeże we mnie zaniedbany skarb – zamierzony sarkazm – i uzna, że jestem zbyt cenna, by zajmować się pracą fizyczną. Porwie mnie z mojego coraz bardziej rozczarowującego życia. Oczywiście w niczym nie będzie przypominał mojego byłego, którego imienia nie wolno wymawiać. Cieszyłam się swoim snem na jawie i nie zamierzałam pozwolić, by ten głupek go zepsuł.

Chciałabym powiedzieć, że moja fantazja była bardzo dziewczęca i dotyczyła znalezienia miłości i szczęścia, ale tak naprawdę dość szybko stała się zboczona, a ja zaczęłam analizować, jak dobrze nadludzka siła i szybkość wampira sprawdziłyby się w sypialni.

– Zawsze tak długo strzyże pani jeden krzak? – odezwał się jakiś mężczyzna za moimi plecami. Sądząc po tonie jego głosu, nie był zachwycony.

Zawsze miałam skłonność do odpływania myślami. Zerknęłam na niebo i widząc wschodzące słońce, uświadomiłam sobie, że byłam nieobecna przez co najmniej godzinę.

Popatrzyłam na krzew, nad którym pracowałam. Jak przez mgłę pamiętałam, że przycinałam pojedyncze listki, żeby idealnie wyrównać krawędź. Kilkadziesiąt centymetrów, które zdołałam przystrzyc, wyglądało nieźle, ale w tym tempie dokończenie pracy zajęłoby mi kilka dni.

– Przepraszam – odpowiedziałam. – To mój pierwszy dzień. Zawsze staram się… – Urwałam, kiedy się odwróciłam i zobaczyłam, z kim rozmawiam. Spodziewałam się któregoś z facetów z furgonetki, ale zamiast tego ujrzałam swojego wampira. Brakowało mu kilku detali, ale podstawowy model się zgadzał. To był jeden z tych gorących kolesi, których godzinami można przebierać w myślach i we wszystkim dobrze wyglądają. Straciłam oddech. Ścisnął mi się żołądek. Niemal poczułam, jak moje jajniki z dudnieniem budzą się do życia, niczym dwie stare nieużywane maszyny.

Spokojnie, moje staruszki. Gdyby moje życie było wyścigowym samochodem, właśnie ocierałoby się o ścianę toru, plując czarnym dymem, by za chwilę stanąć w płomieniach. Ostatnie, o czym powinnam myśleć, to wciśnięcie gazu i pokonanie kolejnego okrążenia.

Ale moje hormony miały to gdzieś. Mój niewampir miał na sobie koszulę, którą nosił w sposób opatentowany przez przystojniaków – z odpiętym jednym guzikiem, żeby wszyscy widzieli fragment jego podniecającej klaty. A jeśli przedramiona u mężczyzn są odpowiednikiem dekoltu, to jego podwinięte rękawy nie mogły pozostawić żadnej kobiety obojętną. Żadnych zwisepsów. Owszem, jest takie słowo. Później je zastrzegę i zgarnę miliony.

Wodziłam po nim wzrokiem, szukając jakiejś części ciała, na którą mogłabym patrzeć bez ślinienia się. W końcu zdecydowałam się na punkt położony kilka centymetrów nad jego głową, ponieważ nawet jego uszy były seksowne.

– Dzień dobry – powiedziałam. Wyglądaj swobodnie. Jakbyś była opanowana. Zachowuj się, jakby w twojej głowie nie biegały spanikowane ludziki i nie wyły syreny alarmowe. Postanowiłam się o coś oprzeć. Ludzie zawsze sprawiają wrażenie bardziej wyluzowanych i pewnych siebie, gdy się o coś opierają. Niestety, tym czymś, na czym wsparłam się łokciem, był krzew.

Mój łokieć zapadł się między liście, a reszta mojego ciała za nim podążyła. Po chwili znalazłam się w pozycji poziomej, podrapana i zaskoczona. Runęłam, jakby ktoś ustrzelił mnie z łuku, ale tylko moja głowa wychynęła z drugiej strony. Pozostała część ciała, poza stopami, kompletnie utknęła.

Usłyszałam zduszony śmiech.

– Mam pomysł – odezwałam się na tyle głośno, żeby mnie usłyszał. – Może po prostu przepchnie mnie pan na drugą stronę. Wtedy będę mogła uciec i oboje udamy, że to się nigdy nie wydarzyło.

Krzew zadrżał i poczułam, jak silne ręce delikatnie chwytają mnie za ramiona i ciągną z powrotem. Trochę się podrapałam, ale po kilku sekundach stałam na nogach.

– Tak też może być – powiedziałam. Odchrząknęłam. Pomimo najszczerszych chęci znów patrzyłam na jego twarz.

Oczy mu migotały. Miały hipnotyzujący brązowawy odcień. Były jasne i upstrzone złotymi plamkami, w których odbijało się wschodzące słońce.

– W ciągu godziny udało się pani przystrzyc około dwudziestu liści i zrobić wyrwę w jednym z moich żywopłotów. Za to pani płacę? – spytał.

Otworzyłam usta, ale musiałam się z nim zgodzić.

– To niestety dobre podsumowanie. Ale zapewniam, że szybko się uczę.

– Rozumiem. To pani miała pracować przy głównych rzeźbach?

– Tak.

Odetchnął. Czy to było poirytowane westchnienie, czy zwykły wydech, który służy do pozbycia się dwutlenku węgla z organizmu? Boże, był przerażająco przystojny. W jednej chwili sprawiał wrażenie przystępnego i serdecznego, a za chwilę ogień w jego oczach sprawiał, że miałam ochotę znów zanurkować w krzakach.

– No cóż, przypuszczam, że wsadzenie głowy w mój krzak nie jest najgorszą rzeczą, jaką mogła pani zrobić na dzień dobry.

Czułam, że tracę zimną krew. Był całkowicie poważny, ale mogłabym przysiąc, że się ze mną drażni. Musiałam także pamiętać, że to niemal na pewno jest ten bogacz. Ten, do którego należało wszystko, na co patrzyłam, i który mógł zakończyć moją obiecującą karierę, zanim ta się na dobre rozpoczęła.

– To był żart – dodał. – Może się pani roześmiać.

Niestety, byłam tak zdenerwowana, że z moich ust wydobył się tylko piskliwy chichot.

Facet uniósł brwi.

Z trudem przełknęłam ślinę, a potem znów się roześmiałam, tym razem normalnie. Kiedy odtwarzałam w myślach kilka ostatnich sekund, nie mogłam się nadziwić, na jaką wariatkę musiałam wyjść w jego oczach.

Spodziewałam się, że odsunie się z odrazą, ale on tylko patrzył na mnie z namysłem.

– Na pewno już kiedyś pani to robiła?