Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
[O KSIĄŻCE]
Osiem opowiadań o inności i odkrywaniu własnej tożsamości. - Nawet to, co oryginalne i wyjątkowe może występować powszechnie - tak z queerowością opowiadań Barbory Hrínovej próbowali sobie radzić twórcy i twórczynie opisów wydawniczych. - Autorka "Jednorożców" nie spełnia oczekiwań dyktowanych wprost lub subtelnie sugerowanych przez przestrzeń kulturową, w której żyje. A jednak, potrafi precyzyjnie i trafnie odwzorować tę przestrzeń, niezależnie od tego, czy znajduje się ona w kawiarni, wiejskim domu, wynajętym mieszkaniu, czy oddziale psychiatrycznym, i niezależnie od tego, czy jesteśmy w Bratysławie, Tbilisi, czy na wsi we wschodniej Słowacji - pisano. - Ta książka jest introwertyczna, w najlepszym znaczeniu tego słowa - twierdzi słowacka poetka Mária Ferenčuhová.
„To, co często bywa niewidoczne i postrzegane jako marginalne lub gorsze, w książce Barbory Hrínovej Jednorożce znajduje się w centrum uwagi” – podkreślało jury słowackiej nagrody literackiej Anasoft Litera. „Hrínová pokazuje nam, że kruchość, przed którą zazwyczaj uciekamy, może być wartością. Wrażliwość w jej debiutanckich opowiadaniach nie jest przedstawiana jako synonim słabości, lecz podstawowy wyznacznik człowieczeństwa. Hrínová w przekonujący sposób pisze o inności, nie egzotyzując i nie wykorzystując jej, dzięki czemu możemy lepiej zrozumieć różne sposoby życia czy poszukiwania własnej tożsamości”.
Za każdym razem, gdy po maturze odwiedzała babcię na wsi, pytano ją o to samo: „Masz już chłopaka?”.
Kiedyś Tereza powiedziała Oskarowi od niechcenia:
— Wiesz, czasem mija cały dzień, tydzień, miesiąc, i ani razu nie pomyślę o tym, że brakuje mi drugiej osoby.
— Pod czymś takim sam bym się podpisał — odpowiedział Oskar.
Fragment opowiadania Jednorożce
Kiedy przed oczami Boniego mignęły tęczowe flagi, kolorowe fryzury i odważne gesty społeczności LGBT+, poczuł ukłucie niesprawiedliwości.
Kto będzie walczył o jego prawa? Brzydkiego mężczyzny z chorobą afektywną dwubiegunową?
Fragment opowiadania Chemia
Ze swojego pokoju wysłała Dance linki do artykułów o ludziach, którzy mieli trzydzieści, czterdzieści lat i nigdy się nie całowali, nie byli w związku i nie mieli żadnych doświadczeń seksualnych. Niektórym było z tego powodu przykro i zastanawiali się, what’s wrong with me, inni z dumą mówili o sobie, że są aseksualni. W każdym razie ludzi takich jak ona było więcej.
Wprawdzie nie w najbliższym otoczeniu Lujzy, ale World Wide Web dużo o nich wiedział.
Fragment opowiadania Nasza
Barbora Hrínová - pisarka, scenarzystka i pedagożka. Trzykrotna finalistka prestiżowego konkursu literackiego Poviedka (Opowiadanie). Autorka reportaży radiowych i scenarzystka seriali telewizyjnych. Pracuje jako adiunktka w pracowni scenopisarstwa na Wydziale Filmowo-Telewizyjnym Wyższej Szkoły Sztuk Scenicznych w Bratysławie. Za swój debiutancki zbiór opowiadań "Jednorożce" otrzymała nagrodę literacką Anasoft Litera 2021.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 246
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
SERIA PRZEKŁADÓW prowadzona przez Aleksandrę Małecką i Piotra Mareckiego
· Napitki & literatura. Antologia opowiadań holenderskich i flamandzkich, pod redakcją Barbary Kalli i Bożeny Czarneckiej, przełożyły z języka niderlandzkiego Barbara Kalla, Bożena Czarnecka i Ewa Dynarowicz
· Ambrose Bierce, Diabli dykcjonarz, przełożył Mateusz Kopacz
· Anthony Joseph, Afrykańskie korzenie UFO, przełożyła Teresa Tyszowiecka Blask!
· Robert Burton, Anatomia melancholii, wybrał i przełożył Michał Tabaczyński
· Jean Ray, Malpertuis, przełożył Jakub Polaszczyk
· Niña Weijers, Konsekwencje, przełożyła Jadwiga Jędryas
· Ishmael Reed, Mambo dżambo, przełożyła przełożyła Teresa Tyszowiecka blasK!
· Katarína Kucbelová, Czepiec, przełożyła Katarzyna Dudzic-Grabińska
· Peter Markus, Bob albo mężczyzna na łodzi, przełożył Piotr Siwecki
· Antologia opowiadań. Ruska klasyka zestawił i przełożył Daniel Majling, przepisała Weronika Gogola
· Kathy Acker, Krew i flaki w szkole średniej, przełożył Andrzej Wojtasik
· Judith Schalansky, Spis paru strat, przełożył Kamil Idzikowski
· Łeś Bełej, Plan naprawy Ukrainy, przełożyli Aleksandra Brzuzy, Maciej Piotrowski, Ziemowit Szczerek
· Nicol Hochholczerová, Tego pokoju nie da się zjeść, przełożył Rafał Bukowicz
· Barbora Hrínová, Jednorożce, przełożyła Olga Stawińska
KOLEJNE KSIĄŻKI W SERII
· Iceberg Slim, Alfons. Historia mojego życia, przełożyła Teresa Tyszowiecka Blask!
· Judith Schalansky, Szyja żyrafy, przełożył Kamil Idzikowski
· Gertrude Stein, Kruche przyciski, przełożyła Teresa Tyszowiecka Blask!
· Alena Sabuchová, Szeptuchy, przełożyła Olga Stawińska
Moim kochanym rodzicom i Jurkowi
Powrót Saturna
Romana robi sobie listy. Pisze długopisem na wyrwanej z zeszytu kartce w linie. Wczoraj zrobiła kolejny spis – widziałam kartkę, kiedy przechodziłam przez jej pokój na balkon.
bilet miesięczny
doradca kredytowy
Klára!!!
sąd rejonowy dla Bratysławy III
mama – Skype
drogeria
kawa, cukier, herbata
świeczki zapachowe
Dobrze byłoby, gdyby teraz porozmawiała na Skypie, żeby szybko odhaczyć mamę.
– O Boże, dziecko, kiedy u siebie posprzątasz?
– Nie mam czasu, mamuś.
– Zawsze się znajdzie chwilka, choćby w sobotę.
Sobota od zawsze była u nich w domu dniem sprzątania. Pokój w tle za mamą wyglądał czysto i schludnie. Na szafie ponad trzydziestoletni zadowolony aniołek podpierał dłońmi porcelanowy podbródek.
– No jak się masz? Co słychać w pracy? Już ci zapłaciła?
Romana nie odpowiedziała.
– Cierpliwości, jeszcze nawet trzech miesięcy tam nie pracujesz. – W głosie mamy słychać było obawę.
– Nieważne. A jak ty się masz?
– Wszystko po staremu. Kręcę się po domu. Obejrzałam nowy odcinek „Podróżomanii”, o Andaluzji. Co to za wspaniały kraj!
– A nie chciałabyś sobie gdzieś pojechać na wycieczkę? Gdziekolwiek – zaproponowała Romana.
– No przecież jeżdżę – tłumaczyła się mama. – Jutro jadę pociągiem do Žiliny.
Przeklęta Žilina. Odkąd siostrze urodziły się dzieci, mama chodziła tam jak do fabryki.
Romana chciała ją gdzieś zabrać. Wyciągnąć od ojca i obowiązków. Choćby na czterodniową wycieczkę do Rzymu. Mama w końcu będzie mogła się pomodlić w Bazylice świętego Piotra. Nigdy tam nie była, znała ją tylko z telewizyjnych transmisji błogosławieństwa Urbi et Orbi.
Ich rozmowa nie trwała dłużej niż wypalenie przeze mnie papierosa na balkonie.
– Idę do Kláry! – krzyknęła do mnie Romana, a po chwili usłyszałam, jak trzasnęły drzwi wejściowe. Z fotela zniknęły spodnie do jazdy konnej.
Z przystanku autobusowego do stajni był jeszcze kilometr pod górę zakurzoną drogą. Romana nie pojawiła się tam od dwóch tygodni. Miała wyrzuty sumienia. Klára może się na nią złościć. Może nie wysunąć radośnie łba z boksu tuż po tym, jak wyczuje jej zapach. Może spojrzeć na nią urażonym wzrokiem – że to już nie to, co dawniej, kiedy Romana pracowała u Doktora i odwiedzała ją codziennie, w najgorszym razie raz na dwa dni. Ale Klára nie pamiętała takich rzeczy, a przede wszystkim nie bawiła się w porównania. Przeżyła już gorsze rzeczy.
Romana podsunęła klaczy pod pysk jabłko. Ciepły, wilgotny język Kláry oblizał dłoń kobiety. Chwilę później Romana wyprowadziła klacz przed stadninę. Przed jazdą musiała zwierzę wyczesać, umyć i osiodłać. Kiedy je szczotkowała, z sierści wzbił się w powietrze kurz.
Z dużego jeepa, który podjechał przed stadninę, wysiadł kierownik ośrodka. Skierował kroki w stronę Romany.
– Dzień dobry. Nie dostałem od pani opłaty za ostatni miesiąc. Może faktura nie przyszła – napomknął. – Prąd podrożał. Za każdy boks będzie teraz dodatkowo piętnaście euro.
Romanie zrobiło się wstyd z powodu wysokości ustalonego wcześniej limitu przelewów na swoim koncie. Nie sądziła, że koszt siedmiu metrów kwadratowych wyścielonych słomą może kiedykolwiek przekroczyć sumę dwustu euro.
– Oczywiście. Zapłacę, przepraszam za opóźnienie.
Kobieta próbowała wskoczyć na siodło, ale wzięła za słaby zamach. Musiała odbić się od ziemi ponownie. Gdy w końcu się udało, koń ruszył stępem w kółko po wyznaczonym torze ujeżdżalni. Po chwili Romana docisnęła łydkę mocniej i Klára pobiegła kłusem. Przeskoczyły przez niski płot i wjechały na leśną ścieżkę. Cwałem mijały pnie drzew.
Romana tego właśnie potrzebowała.
Wpadła do sklepu po kawę, cukier i herbatę, do koszyka dorzuciła też świece. Chciała je kupić w jakimś pachnącym sklepie orientalnym, ale te z Kauflandu też mogą być. Romana zerknęła na telefon, żeby sprawdzić, czy Vanda napisała, że już jedzie. Powinna była skończyć pracę na recepcji o ósmej, chyba że akurat zagadała się z jakąś turystką. W hostelu ma kontakt z rówieśniczkami z całego świata.
W kolejce do kasy Romana zastanawiała się, czy nie jest dla Vandy trochę za stara. Dziewczyna musiała już zauważyć zmarszczki, które ona sama obserwowała na swojej twarzy od dwudziestego siódmego roku życia, a które teraz, w wieku trzydziestu dwóch lat, są już całkiem widoczne. Wokół oczu zaczęły pojawiać się kurze łapki, zwłaszcza kiedy Romana się śmiała. Mogłaby się już w ogóle nie uśmiechać, zresztą i tak nie miała do tego wielu powodów. Dobrze, że lustro w łazience było dla niej takie łaskawe. Pęknięte i pokryte coraz ciemniejszą warstwą kurzu. Naprawdę powinna je umyć. Albo poprosić o to swoją współlokatorkę, która i tak całymi dniami chodzi tylko po mieszkaniu w dresie.
Romana próbowała wyszorować starą wannę. Vanda zażyczyła sobie wspólnej kąpieli. Być może liczyła na to, że Romana zmieni dla niej łazienkowy skansen w prawdziwe centrum spa. Może gdyby zgasiły światło i zostawiły tylko płonące świeczki na brzegach wanny, nie byłoby tak źle.
Przyszedł SMS. Dziewczyna pewnie stoi już pod drzwiami.
Ale nie, to wiadomość od Kristíny – szefowej, która chce, żeby zwracać się do niej Kira.
Hejka, to pilne!! Ten rozwód Ivana trzeba skończyć do jutra. Przeczytać, zanalizować i przygotować umowy. Wystarczą wstępne wersje. Muszę mieć to rano na mailu. Zapomniałam, że to na już. Możesz się tym zająć? Dzięki wielkie!
Romana zastygła z zapaloną świecą w ręce. Nie, to się nie dzieje. Teraz. O dwudziestej pierwszej trzydzieści. Dokumenty rozwodowe miały pięćdziesiąt stron. Analiza zajmie jej dwie, trzy godziny, a pierwszy szkic umowy skończy pewnie dopiero przed świtem. Romana miała ochotę wrzucić komórkę do częściowo wypełnionej wodą wanny. Drżącą ręką odłożyła telefon na pralkę. Wyszła z łazienki i zapukała do mojego pokoju.
– Idziesz na balkon?
Wstałam od monitora. Już i tak chciałam iść zapalić.
Usiadłam na wytartym krześle, a Romana na stosie opon, które zostały tu po poprzednim wynajmującym. Wróciła się jeszcze po kawę, porządną siekierę-zalewajkę.
– Zwalniam się. Serio, to nie jest normalne. Nie jestem jej niewolnicą. – Romana popatrzyła z determinacją w ciemność rozrzedzoną punktowym światłem ulicznych latarni. Z profilu wyglądała jak grecki bóg, którego piętą achillesową był jego własny lęk.
– BTW, stajnia podrożała. Mogę się założyć, że zaraz nam właściciel też podniesie czynsz. Jestem tu ostatni rok, przysięgam – powiedziała zdenerwowana i odłożyła filiżankę na rozchybotany stolik między nami.
Usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Romana poszła otworzyć. Zrobiłam Vandzie miejsce na balkonie. Po chwili minęła mnie dwudziestoczteroletnia dziewczyna. Miała koszulkę z napisem: Ludziom odpierdala. Turkusowe włosy zakrywały połowę twarzy. Przywitała się ze mną od niechcenia, jak zawsze.
– Kupiłam lawendową sól do kąpieli. – Vanda pocałowała Romanę i wyciągnęła pojemniczek.
– Przepraszam cię, kochanie. Możesz się wykąpać sama. Ja muszę pracować.
– Serio? Znowu? – Vanda od razu strzeliła focha.
– To wyszło dopiero teraz. Dowiedziałam się piętnaście minut temu.
– A ona słyszała o czymś takim jak dzień roboczy? – spytała ostro dziewczyna.
– Popatrz na swoją koszulkę. Wiele ci wyjaśni – odcięła się Romana.
Kiedy w nocy poszłam do toalety, w pokoju obok jeszcze się świeciło. Drzwi nie zamykają się do końca. Klamki są wyrobione. Bez względu na to, jak mocno dociśnie się drzwi, i tak zawsze się uchylą.
– Kiedy kupisz sobie auto? – usłyszałam głos Vandy.
– Możesz być cicho? Próbuję się skoncentrować.
– Można wziąć w leasing. Mogłybyśmy sobie w lecie zrobić road trip po Norwegii.
– Weź sobie jakąś książkę albo idź spać. Możesz zgasić, wystarczy mi światło z monitora.
– Myślałam, że konia kupują sobie ludzie, którzy już mają dwa auta w garażu.
Kochały się dopiero nad ranem. Smarowałam chleb masłem i słyszałam ich stłumione westchnienia. Przez chwilę nasłuchiwałam, ale później włączyłam radio.
O ósmej trzydzieści wyszły z mieszkania. Ulica przed naszym domem pnie się w górę, a potem skręca w lewo. Romana, lekko pochylona, stawiała długie kroki. Vanda musiała się starać, aby zrównać się z partnerką. Dziewczynie brakowało determinacji, była bardziej rozkojarzona. Sprawiała wrażenie, że zaraz się zatrzyma i ruszy w przeciwną stronę. W szarych płaszczach i z płóciennymi torbami zawieszonymi przez ramię wyglądały, jakby jechały na jakiś festiwal muzyczny. Odwróciłam wzrok od okna i włączyłam laptopa.
Stały w zatłoczonym autobusie. Był tak przepełniony ludźmi, że ciała partnerek stykały się, ale Vanda celowo odwróciła wzrok. W uszach miała słuchawki. Mogłaby wyjść z mieszkania godzinę później, w autobusie byłoby o połowę mniej pasażerów. Spokojnie zdążyłaby na wykład o malarstwie antycznym na Wydziale Kulturoznawstwa.
Romana miała wrażenie, że stopniowo rozczarowuje dziewczynę. Trzeba było nie mówić od razu na pierwszym spotkaniu, że ma konia. Nie spodziewała się jednak, że Vanda wyrobiła sobie o niej tak stereotypowe zdanie: prawniczka, którą stać na własnego konia, na pewno ma samochód w prywatnym garażu i pomoże swojej młodej partnerce ruszyć do przodu. Na przykład pozna ją z kimś, a ten ktoś z kolei z dyrektorem Muzeum Guggenheima, gdzie Vanda pewnie widzi się za pięć lat w roli kuratorki. To wprawdzie bardzo mało prawdopodobne, ale w jej przypadku nie całkiem niemożliwe. Taka była podstawowa różnica między nimi. Coś pomiędzy obiecującym potencjałem a szarą rzeczywistością, która oplatała Romanę tak ciasno, że nie mogła się z niej wyrwać.
Kira siedziała przed laptopem i przeglądała materiały, które Romana wysłała jej o czwartej rano.
– Masz tu kilka literówek – zauważyła – ale poza tym good job!
To chyba był komplement, a w związku z tym okazja do zadania trudniejszych pytań. Na przykład o podwyżkę. Ale Romana bała się o to spytać. Chciała się tylko dowiedzieć, kiedy Kristína zapłaci jej to, co już się należało. Za skończone projekty, które Romana robiła po godzinach. Brak snu tępił jej cierpliwość.
Kristína zrobiła minę niewiniątka.
– Od razu, kochana. Od razu, jak tylko klienci zapłacą mnie.
– Już dawno powinni to zrobić. Upłynęły wszystkie terminy w umowach.
– Nie jest im teraz łatwo, uwierz mi. Ręczę za nich, że zapłacą.
– A mogłabyś się im, proszę, przypomnieć? Przynajmniej tym trzem. – Podała szefowej listę nazwisk na pomarańczowej karteczce, która od miesiąca wisiała przylepiona do monitora. Najchętniej Romana zadzwoniłaby do nich osobiście.
Kurucz
Horváth
Synaková
Kira skrzywiła się, jakby do kancelarii wpadł jakiś owad i popsuł jej przyjemny poranek. Przyszła tu z luksusowego apartamentu w centrum miasta. Nawet zaprosiła tam kiedyś Romanę, gdy jeszcze razem studiowały. Szczególnie zapadały w pamięć materace z końskiego włosia.
– Dostałaś wypłatę? Dostałaś. Dwunastego, jeśli dobrze widzę.
To prawda. Ta marna podstawa zawarta w umowie. Tylko dla tego nie warto było zmieniać pracy. Kristína mówiła, że ma godną zaufania klientelę. Że rozwodzi nawet celebrytów. Ale odkąd Romana zaczęła tu pracować, żadna z tych osób, o których brukowiec „Nový Čas” pisał, że się rozwodzi, nie przyszła do Kristíny. Przychodzili tylko przyjaciele i znajomi jej chłopaka. To on zarabiał prawdziwe pieniądze. Produkował pompy filtrujące do basenów. Miały wzięcie nawet w Tajlandii i w Chinach.
– Załatwimy to do końca tygodnia. Zgoda? – Romana się nie poddawała.
– Jasne – powiedziała Kristína i wstała od biurka. – Teraz muszę uciekać. Mam spotkanie na mieście. Może będziemy mieć nowego klienta.
Zdjęła z wieszaka marynarkę i ruszyła do wyjścia. Romana zaczęła podejrzewać, że Kristína idzie do kosmetyczki.
Przyglądała się jej długim, szczupłym nogom, które właśnie opuszczały kancelarię. Blondynki jak z plakatów nigdy się Romanie nie podobały. „Piękno to skomplikowana sprawa” – przypomniała sobie słowa Kiry jeszcze z czasów mieszkania w akademiku. „Trzeba o nie dbać i je pomnażać”. Romana miała wrażenie, że szefowa tę firmę też traktuje jak modny dodatek, który dostała od chłopaka na urodziny. Żeby nie było – skoro już zdobyła ten dyplom ukończenia studiów prawniczych.
O szóstej po południu Romana miała jeszcze dużo papierkowej roboty przed sobą, ale nie chciała już trzeci raz przekładać spotkania z doradcą kredytowym. Zamknęła kancelarię i udała się w umówione miejsce. Martwiła się tym, jak ekspert ocenił jej zeszłoroczne dochody.
Kiedy wróciła do mieszkania, z oburzeniem rzuciła analizy na kuchenny stół.
– Mogę sobie zacząć szukać jakiejś kawalerki.
– Słucham?
– Dadzą mi kredyt najwyżej na sześćdziesiąt tysięcy. Z moimi oszczędnościami będzie mnie stać na kawalerkę gdzieś na wygwizdowie.
– To wcale nie musi być takie złe. Ja bym w to szła. – Próbowałam ją uspokoić.
Wskazała na mnie palcem. Zdziwiłam się, że w ręce nie miała noża.
– Gdybym studiowała sztukę, pogodziłabym się z tym, że będę żyć gdzieś na obrzeżach miasta. Ale ja skończyłam praktyczny kierunek! – Zatrzasnęła za sobą drzwi do pokoju.
Zastanawiałam się, czyj to był pomysł z tym praktycznym kierunkiem studiów. Czy zmusili ją do tego rodzice, czy może lewa półkula mózgu, która w wieku osiemnastu lat najwidoczniej doszła do głosu. Do dziewiętnastego roku życia Romana pisała wiersze. Dostała nawet drugą nagrodę w konkursie poetyckim Skrzydła Ivana Laučíka.
Ostatnio powiedziała mi na balkonie:
– Klára jest dla mnie jak róża dla Małego Księcia. Wiem, że ona gdzieś tam jest i ja się muszę nią opiekować. To mnie trzyma przy życiu.
Wieczorem jadłyśmy kolację w kuchni, każda swoją owsiankę.
– Swoją drogą, to mieszkanie dałoby się ładnie wyremontować. – Romana rozejrzała się łapczywie po kuchni. – Gdyby było moje.
Próbowałam dowiedzieć się czegoś o sytuacji Romany z Internetu. W tym wieku musiała mieć już za sobą modny teraz kryzys ćwierćwiecza. Na kryzys wieku średniego jeszcze miała czas. Na podstawie wprowadzonych słów wyszukiwarka poleciła mi stronę www.astrogoraczka.sk.
Znalazłam tam całkiem trafną diagnozę.
Najpóźniej tuż po trzydziestce dochodzi do poważnej zmiany w ludzkiej psychice. Nawet największy marzyciel odczuwa potrzebę zapuszczenia korzeni w twardej rzeczywistości. Spowodowane jest to powrotem Saturna do pozycji wyjściowej z dnia naszych urodzin...
Romana wciąż nie mogła zrozumieć, dlaczego pracowała dla Doktora aż sześć lat. Jego klientami były walczące z długami oraz deweloperką schroniska, centra pomocy bezdomnym i osobom z niepełnosprawnościami. I jeszcze organizacje prozwierzęce.
Jedna z aktywistek wpadła na trop nielegalnego handlu końmi. Przetrzymywane w paskudnych warunkach zwierzęta miały być wywiezione do rzeźni w Polsce. Doktor pożyczył Romanie swojego SUV-a i wysłał ją tam, żeby zrobiła dokumentację.
Kiedy jedna z klaczy spojrzała na nią swoim zaropiałym okiem, Romana wiedziała już, że wygra tę sprawę i że zwierzę otrzyma własne imię. Nadal uśmiechała się na wspomnienie organizowania transportu Kláry z wioski pod Myjavą do Bratysławy. Stara przyczepka do przewozu koni tłukła się wśród samochodów na autostradzie, a Romanie robiło się ciepło na sercu. Może dlatego tyle tam wytrzymała.
Były też inne plusy. Doktor wydawał polecenia ze swojego biura, które, w odróżnieniu od skrzynki mailowej, zamykało się o piątej. Romana mogła się oddawać swojej neurastenii, chodzić na spotkania literackie i wernisaże. Na jednym z nich poznała Vandę, która serwowała tam aperitify. Zaczęły rozmawiać przed nastrojowym obrazem Edmunda Gwerka. Wciąż pamiętała to dzieło – Jesień na Sitnie.
Doktor stanowił gwarancję posiadania prywatnego życia. Potrafił też pochwalić: „Pani Romano, pani daje z siebie wszystko. Już panią widzę w Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu”.
Niestety, płacił wciąż tyle samo. Po odbyciu praktyk musiała się z nim pożegnać.
żel pod prysznic, szampon
pasek
obejrzeć mieszkanie – Púchovská
badanie krwi – umówić się na termin
Klára!!!
ubezpieczenie
żarówki – łazienka
Na schemacie linii tramwajowych Púchovská była ostatnim przystankiem przed pętlą.
Romana rozglądała się po wąskim korytarzu. Stali stłoczeni razem: ona, agent nieruchomości i Vanda. Romana wzięła dziewczynę ze sobą, żeby jej doradzała. Kiedyś tu razem zamieszkają.
Weszli do jedynego pokoju. W rogu aneks kuchenny, pośrodku wielkie, małżeńskie łóżko. W cenie mieszkania.
Przez krótką chwilę Romana widziała w nim Zuzanę. Zuzanę o brązowych włosach, która ukradkiem puszczała jej oczko: „Kupimy sobie coś lepszego, z ekocegły, kilka minut od centrum”.
Był taki czas, kiedy Romana wyobrażała sobie, że będą miały na drzwiach wspólną tabliczkę z nazwiskami. Olšovská, Kováčová, to my tu mieszkamy. Razem analizowały paragrafy i debatowały nad tekstami Françoise Sagan. Aż do koncertu, na którym Zuzana w dziwny sposób wyjęła rękę z jej dłoni. Romana starała się nie myśleć o tym, że Vanda jest w najlepszym razie tylko namiastką.
Podczas oglądania mebli kuchennych kobieta zauważyła, że partnerka bezczelnie dmucha balony z gumy do żucia. Pokój był mały, z widokiem na pobliskie bloki. Ale najważniejsze, że miał balkon. Niespodziewanie przestronny.
– Patrz, tu by się nawet Klára zmieściła – zażartowała Romana. – Mogłabym zrezygnować z opłacania stajni w zoo.
Na moment czuła się tak wolna jak ta rudowłosa dziewczynka z książek dla dzieci. W dzieciństwie Romana zmuszała mamę do czytania jej tego na okrągło: uwielbiała konia na balkonie i skrzynię z dukatami na szafie.
– Naprawdę chcesz być jak Pippi? – Vanda przewróciła oczami. – Skoro nie masz auta, to rozwiązaniem byłoby mieszkanie w centrum – dodała jeszcze, kiedy schodziły po schodach.
Romana miała ochotę ją powiesić. Na tym pasku, którego jeszcze nie zdążyła kupić. Ale zamiast tego zaproponowała, żeby przeszły się do zoo.
Wskoczyła na siodło, wypchnęła klatkę piersiową do przodu i przyjęła prawidłową postawę. Klacz przyspieszyła i przeszła w galop. Nabrała prędkości, po czym przeskoczyła przez płot. Romana widziała, że Vanda zrobiła jej zdjęcie. Taka się właśnie dziewczynie podobała. Zdecydowana, na koniu, zdolna wygrać każdą wojnę – Romana d’Arc.
Nagle Klára stanęła dęba i cofnęła się, rżąc. Romana przechyliła się na jedną stronę. Straciła równowagę i spadła na ziemię. Leżała na zakurzonej drodze, czując tępy ból w krzyżu. Przestraszona Vanda podbiegła do niej.
– Jesteś cała?
– Jestem, jestem. – Romana nie czuła się poważnie ranna. Dużo bardziej zabolało ją upokorzenie, którego doznała.
Vanda pomogła Romanie wstać. Powoli, krok po kroku, wracały do stadniny. Na szczęście Klára nie odbiegła daleko. Szła przed nimi, jednak co kilka metrów wydawała z siebie bolesne rżenie.
– Złapała silną kolkę – oznajmiła później pracowniczka stajni w zabłoconych butach, podchodząc do czekających kobiet. – Kiedy nie jeździ z nią pani regularnie, zaczynają się problemy z jelitami. Weterynarz dopatrzył się też stanu zapalnego w łydce. Dostała zastrzyk. Proszę za mną, lekarz zostawił dla pani rachunek.
Osiemdziesiąt euro. Romana spojrzała na paragon, który właśnie otrzymała, i od razu zmięła go w dłoni. W portfelu miała tylko połowę tej sumy.
– Zrobię przelew na konto – powiedziała ugodowo i kulejąc, opuściła stadninę oparta o Vandę.
Romana leżała na łóżku, a Vanda smarowała jej plecy maścią, którą kupiła w aptece.
– Chcesz jakieś ziółka?
– Wolałabym kawę – odpowiedziała Romana.
– Chcesz teraz pracować? Nie ma mowy.
Vanda potrafiła być opiekuńcza, jeśli sytuacja tego wymagała. Romana patrzyła na nią zero-jedynkowo: kierując się rolą, którą każda z nich ma do odegrania. „Nie jest łatwo mieć młodszą partnerkę” – stwierdziła w myślach, po czym i tak zabrała się do pracy. W skrzynce mailowej miała trzy zadania od Kiry. Kiedy spróbowała usiąść, poczuła bolesne ukłucie w krzyżu.
Wtedy przyszedł SMS od matki.
Co robisz? Zdzwonimy się na Skypie? Ciągle jestem w Žilinie, bliźniaki zachorowały. Evka też by cię chciała zobaczyć...
Romana z niechęcią odsunęła komórkę na bok. Vanda przyniosła kawę i przeprosiła – musi uciekać na recepcję, ma nocną zmianę w hostelu.
Weszłam do pokoju akurat w chwili, w której całowały się na pożegnanie.
Zamknęłam drzwi balkonowe z zewnątrz, żeby do pokoju nie wkradł się chłód i dym, ale po chwili Romana zapukała w szybę. Zawinięta w koc oparła się o ścianę i odezwała ze złością:
– Mam rozmawiać z mamą na Skypie? Boję się, że puszczą mi nerwy.
– A co jej chcesz powiedzieć?
– Że to niesprawiedliwe. Dla wnuków wypruwa sobie żyły, ale o Klárze w ogóle nie pamięta. Nie dokłada się do niczego, w ogóle się o nią nie troszczy.
– Aha – stwierdziłam ze śmiechem. – A jakby się miała o nią troszczyć?
– Jeśli nie finansowo, to mogłaby chociaż czasem ją odwiedzić. Mogłaby spać u mnie. Mogłaby koło niej porobić i pochodzić z nią na uwiązie. Poradziłaby sobie z tym bez problemu.
Kiwnęłam głową z rozbawieniem.
– Z czego się śmiejesz? Przecież Klára jest dla mnie jak dziecko. Mama dobrze wie, że innego mieć nie będę.
Osłabiony Samko pomachał do kamery. Miał trzydzieści osiem i pół stopnia gorączki. Mama Romany wysiedziała już z nim swoje rano, u lekarki.
– Romanko, a ty przypadkiem też nie masz gorączki? – spytała matka, gdy Romana przedstawiła jej swój pomysł.
– Nie. Mówię zupełnie poważnie.
– Wiesz, że mam tylko jedną emeryturę.
Ale nadal jakimś cudem udawało się jej podzielić tę emeryturę między sześcioro swoich wnucząt.
– Klára to też członek rodziny. Nic by się nie stało, gdybyś ją odwiedziła od czasu do czasu.
– Może, gdyby to był piesek – zastanawiała się głośno mama – ale...
– Ale?
– Musiałaś sobie wziąć konia?
„Nie musiałam”, pomyślała Romana. Mogłaby jej wystarczyć rybka akwariowa. Samko zaczął płakać. Do pokoju natychmiast weszła siostra, wzięła go na ręce i bez wahania włączyła się do rozmowy:
– Wiecie, jakie byłoby najlepsze rozwiązanie? Pozbyć się tej kobyły. Wiesz, ile Romana płaci za stajnię?
– Ile?! – Mama strwożyła się prewencyjnie.
– Dwieście euro miesięcznie – odpowiedziała Eva. Opiekuńcza i wszystkowiedząca siostra.
– Jezus Maria, Romanko! – Matka załamała ręce. – To jest straszne. Evka ma rację. Dwieście euro. Przecież to jedna rata kredytu na mieszkanie.
Mimo że Romana nie wykonała nocnych zadań, Kira była rano w podejrzanie dobrym nastroju. Oznajmiła, że w przyszłym tygodniu leci do Dubaju.
– Mamy tam jakiegoś klienta? – Romana próbowała mieć choć raz pozytywne podejście. Wyobraziła sobie bogatego arabskiego szejka, który z pomocą ich firmy chce rozwieść się ze swoimi czterema żonami.
– Nie, Erik ma tam jakieś sprawy biznesowe. No a ja w Dubaju jeszcze nie byłam, więc tak. – Kira omal nie klasnęła w ręce.
Romana zerknęła w kalendarz na następny tydzień. Wszystkie okienka były zapełnione.
– Jesteś pewna, że to dobry moment?
– Nigdy nie było lepszego. Wiem, że sobie poradzisz – stwierdziła Kristína.
– Wyzysk! Zwolnię się! Jak tylko wróci, będzie mieć wypowiedzenie na biurku – ogłosiła Romana, gdy tylko zamknęła za sobą drzwi do mieszkania.
Sprawdziła, jaka jest pogoda w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. To pierwsza rzecz, którą zrobiła w poniedziałek, pierwszego dnia sama w biurze.
W Dubaju było trzydzieści pięć stopni. W Bratysławie ledwo siedemnaście. Na przełomie października i listopada już się zaczynało ochładzać. Romana podniosła temperaturę na grzejniku o dwa stopnie. Nie będzie przecież marznąć, kiedy Kira wygrzewa się w tropikach. Romana postanowiła, że da sobie radę. Wykorzysta każdą chwilę, żeby pod koniec tygodnia można było wykreślić pozycje z listy.
spotkanie – Kamil Greguš (przedrozwodowy briefing)
sąd rejonowy dla Bratysławy I
analiza umowy Kamenec
analiza dokumentów rozwodowych
podział majątku wspólnego Janiga
sąd rejonowy dla Bratysławy IV – rozprawa czwartek, piątek
I dziesięć innych punktów.
Poza tym Romana musiała mieć czas na sprawdzanie Facebooka. Kira publikowała dokładną relację ze swojego pobytu w Dubaju. Gdyby po powrocie pochwaliła się stosikiem wywołanych zdjęć, byłoby łatwiej, a tak co godzinę wrzucała relację z leżakowania na plaży. Musiała mieć też zdjęcie pod palmą. Zdjęcie stóp zakopanych w piasku. I wreszcie jak stoi w płytkiej, przezroczystej wodzie. Kupiła w restauracji na plaży kokos i piła z niego przez słomkę. Dodała hashtag: #RajNaZiemi.
– Gdyby moja mama była w Dubaju, złaziłaby wszystko. Zwiedziłaby każdy zakątek Wysp Palmowych. Gdyby jej nie pozwolili skorzystać z toalety w hotelu Al Arab, zrobiłaby sobie przynajmniej zdjęcie przed wejściowymi drzwiami na fotokomórkę.
Romana karmiła się niesprawiedliwością i piła kawę. Zaciągnęłam się papierosem. Wystarczyło jej, że słuchałam.
– Na naszych jedynych wakacjach z rodzicami byliśmy dwadzieścia lat temu. Cztery dni w Wysokich Tatrach...
Romana miała trzy wiadomości na Messengerze. Od Vandy. Chciałaby gdzieś wyjść razem. Kiedy się w końcu zobaczą?
Sorry, wiesz, że mam zajob. Wynagrodzę ci to następnym razem.
Jednak kiedy Romana siedziała za biurkiem w swoim pokoju, trudno było jej się skupić na monitorze. Wyjrzała przez okno. Szarość wczesnego wieczoru mieszała się z gęstą mgłą. Nie było nawet widać domów po przeciwległej stronie drogi. Idealna pogoda na spacer. Napisała do Vandy.
Przyjedź do mnie. Wyskoczymy chociaż tu, do Horskiego Parku.
Uschnięte gałęzie trzeszczały pod ich stopami. Nad ziemią wznosił się zapach gnijących liści. Romana wyciągnęła komórkę, włączyła flesz i próbowała uchwycić mgliste kształty unoszące się przed nimi.
– Co ci się tak w tej mgle podoba? – spytała poirytowana Vanda.
– Nie wiesz? Teraz to jest modne.
W głębi duszy Romana dokładnie wiedziała, co jej się w tym podobało. Znajome uczucie frustracji. Dokładnie taka sama mgła była w Tatrach, kiedy w latach dziewięćdziesiątych chodziła tam z rodziną. Sumiennie wyruszali na szlaki, ale żadnych szczytów nie zobaczyli. Momentami z powodu mgły nie widzieli, co mają pod nogami. Było to trochę niebezpieczne. Rodzice kupili buty trekkingowe tylko dzieciom.
Zdjęcie mgły wrzuciła wieczorem do sieci. Jeszcze nikt nie polubił. Z litości dałam pierwszego lajka.
– Dziękujęęę! – krzyknęła, przechodząc z pokoju do kuchni.
Ponieważ Romana komentowała zdjęcia z Dubaju, widziałam je też w moim feedzie. Kira wznosiła z partnerem toasty drinkami na tarasie jakiejś knajpy. W kieliszkach widać było odbicie panoramy Dubaju. Sypały się lajki. Liczba polubień u Romany zatrzymała się na dziesięciu.
Vanda też jeszcze nie polajkowała. Romana stanęła w drzwiach mojego pokoju i przeczytała mi nową wiadomość od niej:
– „Możemy na przyszłość iść gdzieś, gdzie będziemy się nawzajem widzieć? I, przede wszystkim, na dłużej niż pół godziny?”.
Przez chwilę Romana w milczeniu stała w miejscu.
– Rozpuszczone dziecko – szepnęła w końcu ze złością, zabrała z kuchni herbatę i zamknęła się w swoim pokoju.
Weszła na stronę internetową oferującą kupony zniżkowe. Zwracała uwagę na weekendowe pobyty dla par w termach Sliač. Przynajmniej jeden z warunków Vandy zostałby spełniony: byłyby tam dłużej niż trzydzieści minut. Ale portal ciągle proponował Romanie romantyczne weekendy w europejskich stolicach. Uświadomiła sobie, że jeszcze nigdy nie była w Berlinie, Atenach, Amsterdamie czy Paryżu.
Następnego dnia rano na biurku leżała nowa lista:
zrobić pranie
żelazko – naprawić
marynarka
sąd rejonowy dla Bratysławy III
farba do włosów
Paryż – Vanda
W biurze Romana próbowała się skupić. Miała przed sobą gruby plik dokumentów. Inżynier Kamenec już drugi raz bierze rozwód. Kira prowadziła jego pierwszą sprawę trzy lata temu. Przydałaby się teraz jej pomoc. O ogródek działkowy na Vinohradach walczą teraz dwie byłe żony.
Romana wysłała do Dubaju kilka związanych z pracą pytań. Widziała, że Kristína odczytała je podczas leżenia na plaży. Nie odpisała.
Jedyne pytanie, na które szefowa znalazła odpowiedź, to pytanie jakiegoś Marka Riečana:
Jaka woda?
Genialna!
Właśnie się zastanawiamy z dziewczyną nad Dubajem
Wpadajcie! Naprawdę warto! Choć my się już pewnie nie zobaczymy :)
Prawdopodobnie Romana nie powinna była czytać cudzej korespondencji, jak i wielu innych rzeczy w sieci, ale dlaczego w takim razie istniała platforma, która to wszystko umożliwiała? W wyobraźni kobiety już zaistniał Marek Riečan, który zastanawiał się razem z dziewczyną, czy nie polecieć do Dubaju. Czy Romana też powinna się nad tym głowić, zająć w tej sprawie stanowisko i napisać Riečanowi, żeby nie zapomniał spakować maski do nurkowania? Czy może traktować to jako gadanie dla gadania, nieformalny manifest portali społecznościowych? Trudna sprawa.
Rozwód inżyniera Kamenca utknął w martwym punkcie. Kira nie odpisała też cztery godziny później z restauracji At.mosphere.
Nie była to jedyna z możliwych opcji. Po zwolnieniu się u Doktora Romana wzięła udział w spotkaniu rekrutacyjnym w renomowanej kancelarii adwokackiej. Była koleżanka ze studiów dała jej cynk, że zwolniło się u nich miejsce po osobie, którą jednak nie będzie łatwo zastąpić.
– Przezywali ją ekstremofil. Dwanaście kaw dziennie, żadnego Facebooka – tłumaczyła mi Romana pewnego wieczoru. – Zostawała w pracy do drugiej, do trzeciej w nocy. Koledzy ją znaleźli rano martwą. Zawał. Miała trzydzieści sześć lat.
Romana siedziała na balkonowym krześle cała roztrzęsiona i wyglądała jak wizjonerka. Jak Sybilla z nagłym skokiem ciśnienia. Zobaczyła świat tak trudny, że w niedalekiej przyszłości nie będzie nic bardziej naturalnego niż zawały ludzi przed czterdziestką.
Do drugiego etapu rekrutacji już nie podeszła. Widać było, że się przestraszyła. Może niepotrzebnie dała się zniechęcić. Koleżanka ze studiów podświadomie widziała w niej konkurencję. Przyczyna śmierci tej osoby mogła być też inna. Może rzadka choroba serca. Równie niespotykana i śmiertelna teraz, jak i dwieście lat temu.
Na weekend Romana zabrała ze sobą pracę do domu. Do pierwszej umowy usiadła już o szóstej rano, ale jeszcze nie potrafiła wtedy porządnie myśleć. W porannym świetle tańczyły drobinki kurzu. Ich gęstość w powietrzu i na półkach osiągnęła masę krytyczną.
O dziesiątej w Romanie dojrzała dręcząca myśl: skoro nie ma czasu na sprzątanie, to chciałaby mieć pieniądze na wynajęcie sprzątaczki. Skoro nie ma pieniędzy na sprzątaczkę, to chciałaby mieć czas, żeby sobie posprzątać.
Dostałam niespodziewanego maila. Może chciała go wysłać samej sobie jako przypomnienie?
odkurzyć korytarz
umyć podłogę w łazience
wyszorować wannę
lustro!!
wyczyścić toaletę – nalać żelu zapachowego do krążka
umyć zlew i kafelki w kuchni (Cif na tłuszcz)
przepłukać sitko z czajnika (wodą z octem)
Po chwili Romana wparowała do mojego pokoju.
– Jak ci się podoba? Opracowałam plan sprzątania. Będziemy to robić na zmianę, co dwa tygodnie. Wychodzi jedno sprzątanie w miesiącu, nie tak źle. Mogłabyś zacząć ty?
– Nie mogę. – Broniłam się. – Też mam teraz zajob i nie podoba mi się, że postawiłaś mnie przed faktem dokonanym. Mogłaś wcześniej zwołać zebranie balkonowe.
– A co masz takiego ważnego do roboty? – Zaatakowała mnie Romana. – Całymi dniami siedzisz w domu. Ty pracujesz gdzieś w ogóle?
– Mówiłam ci. Piszę serial. Wieczorem mamdeadline.
– Czytałam, że nad tym zawsze pracuje zespół autorów. Gdzie masz zespół?
– Na Google Drivie.
– Hmm...
Ostatnio Romana czytywała głównie czasopisma. Na nocnym stoliku leżał otwarty „Forbes”, a na telewizorze „Oko”. Stosy książek odpoczywały na półce. Rozdrażniona Romana tłumaczyła, że czas na czytanie będzie miała dopiero na emeryturze i książki kupuje teraz tylko dla tytułów. Stąd:
Dinozaury na innych planetach
Dziwna myśl w mojej głowie
Chcę ci coś powiedzieć
Dziwny smutek cytrynowego ciasta
Rozszarpany czas
Atlas państw, które nie istnieją
W arbuzowym cukrze
Instrukcja dla pań sprzątających
– No dobra, ja zacznę – powiedziała Romana z powagą, jakby właśnie miała rozpętać rebelię.
Włączyła odkurzacz. Huk maszyny i monotonne ruchy uciszyły wyrzuty sumienia spowodowane tym, że nie siedziała przed komputerem. Wysiłek przyniósł natychmiastowy rezultat. Wszystko, co niepotrzebne, zniknęło: okruszki, kępki włosów, kurz. Zajaśniał wzór na dywanie. Dużym wyzwaniem była podłoga w łazience, prawdziwy palimpsest. Co wieczór struktura zanieczyszczeń ulegała zamoczeniu, wzbogacała się o nowe elementy i zasychała w ciągu nocy. Jednak z pomocą środka do czyszczenia Romana dotarła do źródła: prawie całkiem wytartego linoleum.
Muszlę toaletową potraktowała kulkami zapachowymi i żelem do dezynfekcji. Na drzwiach zawiesiła choinkę zapachową, którą zostawił w szafie motocyklista wynajmujący to mieszkanie przed nami. Z zapałem umyła nawet cały ładunek zgromadzony w kuchennym zlewie. Nie rozdzielała talerzy na moje i jej.
Kiedy myłam ręce w łazience, doznałam szoku. Lustro już nie było przyjazne. Zauważyłam swoje pierwsze siwe włosy. Wydawało mi się, że jak dotąd tylko Romana je miała. Mechanizm starzenia się dokładnie wykrywał, że należymy do roczników ’86 i ’87.
Zapadł zmrok, ale Romana miała przyjemne poczucie wykonania ustalonego planu. Kiedy w dzieciństwie nie posprzątały z siostrą pokoju w sobotę, rodzice robili im wyrzuty.
Na balkonie zdała sobie sprawę z nieoczywistej rzeczy – jutro jest niedziela.
Dawno temu było to dla niej czymś naturalnym, że po sobocie przychodzi niedziela, ale Romana już od dawna żyła w strumieniu dni trudnych do rozróżnienia, z których każdy był potencjalnie roboczy. „Pamiętaj, aby dzień święty święcić” – przyszła jej do głowy heretycka myśl. We wsi Mútne w niedzielę nie wolno nawet palcem ruszyć. A co dopiero pomagać komuś się rozwieść.
Jutrzejszy dzień Romana spędzi inaczej. Pośpi sobie do