Jakub i Małgorzata - Andrzej Juliusz Sarwa - ebook

Jakub i Małgorzata ebook

Andrzej Juliusz Sarwa

0,0
4,40 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Opowiadanie o miłości niespełnionej i spełnionej budzące dreszcz grozy, którego lepiej nie czytać po zmroku. Najbardziej ujmujący w tym opowiadaniu jest styl pisarski Sarwy. Język autora jest bardzo dojrzały i dopracowany. Nie nadużywa kwiecistych metafor czy patetycznych opisów. Pisze pięknie, ale przystępnie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 26

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



 

Andrzej Juliusz Sarwa 

 

 

Jakub i Małgorzata

 

 

 

Armoryka

Sandomierz

 

 

 

Projekt okładki: Juliusz Susak

 

 

Na okładce: Jakub Schikaneder (1855-1924), Podzimní červánky (ok. 1910), licencja public domain,

źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Jakub_Schikaneder_-_Podzimní_červánky_(po_roce_1910).jpg,

This file has been identified as being free of known restrictions under copyright law,

including all related and neighboring rights.

 

 

 

© Wydawnictwo Armoryka

 

Wydawnictwo Armoryka

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

http://www.armoryka.pl/

 

 

ISBN 978-83-7639-148-9 

 

 

 

Jakub i Małgorzata

Za oknem gęstniał brudny, późnojesienny zmierzch. Deszcz bębnił w szyby, a wiatr skomlił wśród gałęzi wyniosłej topoli, rosnącej na wprost okna.

Małgosia wróciła z pracy głodna i zmęczona. Z ulgą zdjęła buty w przedpokoju i nasunęła stare, miękkie, rozdeptane kapcie. Pomyślała, że oto nadchodzi kres kolejnego dnia. Dnia dokładnie takiego samego jak tyle innych dni, układających się w tygodnie, miesiące i lata.

Dzisiaj znów czuła boleśniej, niż kiedy indziej siłę prądu upływającego czasu, który niósł ją dalej i dalej od zielonych brzegów młodości. Czy szczęśliwej? Dziś już tego nie wiedziała. Wiedziała za to tylko jedno, że niósł ją ku czemuś, czego podświadomie się lękała i dokąd chciałaby dotrzeć jak najpóźniej. Lecz czyż to od niej zależało?

Westchnęła głęboko i wszedłszy do łazienki, odkręciła kran z ciepłą wodą. Myła dłonie i twarz dokładnie. Jakby chciała w ten sposób pozbyć się smutku, który przylgnął do niej. Kończyła się wycierać niezbyt już świeżym ręcznikiem, zastanawiając się jednocześnie co ugotować na obiad dla dzieci, które za godzinę, najwyżej półtorej, powinny wrócić ze szkoły, i dla męża, mającego się zjawić dopiero około jedenastej wieczorem, bo pracował tego dnia na drugą zmianę.

Gdy odwiesiła ręcznik na haczyk wbity w ścianę obok umywalki, usłyszała długi, ostry dzwonek. Niechętnie podeszła do drzwi i odchyliwszy klapkę, zerknęła w otwór wizjera. Dostrzegła w bardzo gęstym już mroku klatki schodowej niewyraźny zarys ludzkiej sylwetki.

– Kto tam? Zapytała.

Ale odpowiedzią był następny dzwonek. Choć tym razem krótki, to również ostro, prawie boleśnie wibrujący w uszach.

– Kto tam? – powtórzyła pytanie.

Po upływie wielu chwil doleciał do niej przytłumiony głos mężczyzny:

– Otwórz... Małgosiu.

Na dźwięk owych słów jakoś odruchowo przekręciła gałkę zamka, a potem nacisnęła klamkę. Drzwi uchyliły się z lekkim skrzypieniem nienaoliwionych zawiasów.

Prostokątna plama światła rozpostarła się na posadzce korytarza, a w samym jej środku stał mężczyzna.

W pierwszej chwili go nie poznała. Być może dlatego, że nie widziała go od piętnastu, albo i siedemnastu lat? A może powód był inny? Stał przed nią ubrany w starą, mocno podniszczoną, sukienną kurtkę, z gołą głową, o mokrych włosach pozlepianych w kosmyki, z których strużki wody spływały mu po policzkach. A może po prostu dlatego, że właśnie jego najmniej ze wszystkich swoich znajomych spodziewała się tu i teraz?

Stał tak przed progiem z rękoma opuszczonymi wzdłuż boków, mokry i chyba zmęczony.

– Nie zaprosisz mnie do środka? – zapytał, gdy chwile mijały, a oni tak tkwili naprzeciw siebie milczący.

– Ależ tak! Oczywiście! Wejdź, proszę!

Była lekko zdenerwowana i mówiła nieco zmienionym głosem. Dlaczego? Cóż, sama tego nie wiedziała i nawet w duchu była zła na siebie, że zachowuje się jak smarkula.

– Wejdź Jakubie – ponowiła zaproszenie, jednocześnie odsuwając się z przejścia i robiąc mężczyźnie miejsce.

Skoro znalazł się w przedpokoju, zatrzasnęła drzwi i instynktownie przekręciła gałkę zamka.

Stał na