Schodząc w dolinę - Andrzej Juliusz Sarwa - ebook

Schodząc w dolinę ebook

Andrzej Juliusz Sarwa

0,0
4,60 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Bardzo osobiste i wzruszające opowiadanie o ostatnich latach i ostatnich chwilach Żony autora. Fragment opowiadania: „Przez pokłady snu do mojej świadomości dotarł męski głos, o jakimś dziwnym tembrze, kilkakrotnie powtarzając to jedno zdanie: - Ona niedługo umrze, zostaniesz sam i wtedy dopiero ci pokażę! Gwałtownie usiadłem na posłaniu, przekonany, że przyśnił mi się jakiś koszmar. Ale nie, było to zbyt realne na zwykły majak. Przetarłem oczy, wystraszony rozglądając się dokoła. Zza okna wpadało słabe żółtopomarańczowe światło latarni ulicznej, rozświetlając całe pomieszczenie. W pokoju nie zobaczyłem nikogo obcego. Byłem jednak tak poruszony tym, co usłyszałem, że już się nie położyłem, ale usiadłem, starając się uspokoić. „Ona niedługo umrze, zostaniesz sam i wtedy dopiero ci pokażę!” - ciągle dźwięczało mi w uszach. Z akcentem na „umrze” i „zostaniesz sam”... Przez parę chwil oddychałem głęboko, żeby się uspokoić. Aż w końcu doszedłem do przekonania, że te słowa zawierające straszną przepowiednię i pogróżkę zarazem usłyszałem naprawdę. Wstrząsnął mną dreszcz...”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 25

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Andrzej Juliusz Sarwa

Schodząc w dolinę

Projekt okładki: Juliusz Susak

© Wydawnictwo Armoryka

Wydawnictwo Armoryka

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

http://www.armoryka.pl/

ISBN 978-83-7639-

Pamięci mojej Żony Elżbiety

SCHODZĄC W DOLINĘ

Czemużeś smutna duszo moia? Y czemu mię trwożysz?...         Psal. XLI, 6

Listopadowy zmierzch 2012 roku, szary i ponury, przesycony zawiesiną mikroskopijnych kropelek, ni to dżdżu, ni to mgły, prędko ustępował przed nadciągającą smolistą czernią nocy.

Siedziałem na krześle komputerowym nieludzko zmęczony, bezmyślnie gapiąc się w okno, z na wpół odsuniętą firanką, w którego szybach odbijał się poblask sączący się z lampki nocnej stojącej na środku biurka, tuż nad klawiaturą. Górne światła już wcześniej pogasiłem, tak że w pokoju panował półmrok.

Miałem dość. Cały dzień przy komputerze. Osiemnaście godzin. Czułem się niczym wyssana do cna skorupa małża. Uśmiechnąłem się sam do siebie, widząc niedorzeczność tego porównania. Jakże bowiem przypisywać jakieś uczucia skorupie? Byłem przecież jednak jakby pusty w środku, bez krzty energii. Kręgosłup bolał mnie coraz mocniej. Cały. Od szyi, przez plecy, aż ku lędźwiom. Doskwierał mi niemiły, tępy, a momentami przeszywający, ból. I na dodatek coraz częściej również ten ból w klatce piersiowej... Paraliżujący, odbierający oddech... Nie wiadomo czy z serca, czy z kręgosłupa, czy jeszcze z czego innego. Lekarze bezradnie rozkładali ręce. Tak naprawdę jednak to do końca nie wiem czy w ogóle słuchali, co do nich mówiłem.

Westchnąłem ciężko i popatrzyłem na prawie już pustą buteleczkę ketonalu. Bardzo rzadko po niego sięgałem, tym razem jednak uznałem, że jeśli nie zażyję tego mocnego środka przeciwbólowego, to w nocy nie zmrużę oka. Wciągnąłem plastykowy korek i wysypałem na dłoń ostatnie trzy niebieskie tabletki. Jedną włożyłem do ust i połknąłem bez popijania, pozostałe dwie wrzuciłem na powrót do fiolki.

Przygarbiony poczłapałem do kuchni, otworzyłem lodówkę, rozglądając się za butelką gazowanej wody, którą tam przed paroma godzinami wstawiłem, żeby się porządnie schłodziła. Była. Bardzo zimna. Taka, jaką najbardziej lubię, chociaż rzadko taką pijam. Nalałem jej do szklanki aż po wręby i wypiłem duszkiem. Chłód przeniknął mi zęby, gardło, przełyk.

W pokoiku obok moja żona ciągle jeszcze siedziała przy komputerze. Coś podliczała.

- Elu – powiedziałem. - Daj już spokój. Zobacz jak bardzo późno. Nie zamęczaj się tak. Ja mam dość. Kładę się i ty wreszcie odpocznij. Też przecież harujesz od świtu.

- Dobrze. Tylko jeszcze dokończę to zestawienie – odpowiedziała.

- A nie może to zaczekać do jutra?

- Nie, nie może, bo się pogubię. Naprawdę zaraz kończę. Kładź się spać.

- No to dobranoc.

Wziąłem szybki prysznic, a potem leżąc w pościeli, przez parę chwil wpatrywałem się w mrok. Zza ściany ciągle było słychać klekot klawiatury. Wreszcie zamknąłem oczy. Poczułem jeszcze, jak kot wskoczył na posłanie i, zwinąwszy się w kłębek, ułożył w nogach...

* * *

Przez pokłady snu do mojej świadomości dotarł męski głos, o jakimś dziwnym tembrze, kilkakrotnie powtarzając to jedno zdanie:

- Ona niedługo umrze, zostaniesz sam i wtedy dopiero ci pokażę!

Gwałtownie usiadłem na