Zbiór opowiadań dla przedszkolaków i nieco starszych dzieci, którego celem jest nie tylko dobra zabawa, ale przede wszystkim nauczenie dzieci podstawowych zwyczajów oraz cech poszczególnych zwierząt. Bohaterami kolejnych opowiadań są zając, jeż i lis, bocian, łabędzie. Zaletą historyjek jest fakt, że niektórzy bohaterowie pojawiają się w kilku opowiadaniach i najmłodsi będą mieli okazję bardziej się z nimi zaprzyjaźnić. Książka ma również inne walory edukacyjne: uczy, jak traktować poszczególne zwierzęta, promuje przyjaźń, dobroć dla drugich, a także inne ponadczasowe wartości.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 44
Rok wydania: 2016
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
I hop, i hop, i raz, i dwa, i trzy. I podskoki, i pajacyk, kilka pompek i skok w dal.
Teraz porzucam do celu szyszkami. Dzisiaj mam kondycję, to poćwiczę sobie jeszcze, przecież w zdrowym ciele zdrowy zając. Wiadoma sprawa.
Ale mi wesoło, taki piękny dzień dzisiaj…
Cześć, chcę się wam przedstawić. Jestem zając szarak. Przyjaciele nazywają mnie Cichy, przed chwilą uciekłem właśnie lisowi. Wszyscy w lesie mówimy na niego chciwus, cwaniaczek, ale to ja jestem sprytniejszy – codziennie mu uciekam.
Mówią też, że to mój najgorszy wróg, ale nie bójcie się, nie jest tak źle.
Zaraz o wszystkim wam opowiem.
Mam dużo koleżanek, są ładne i malutkie albo całkiem duże, wieelkie, tak jak krówka Pękatka, która ma ogromny brzuch i złamany róg. Nie boję się jej. Nawet się przyjaźnimy. Jest dla mnie dobra.
Kiedyś zaprowadziłem ją na pole koniczyny. Tak się objedliśmy, że ja nie mogłem się ruszyć. Brzuszek miałem tak pełny, jakbym balon połknął. Szybko uwiłem więc sobie niewielką nieckę, żeby odpocząć, i migiem zasnąłem.
Pamiętam, co mi się wtedy śniło. Nawet jak jestem bardzo najedzony, zawsze śnią mi się moje przysmaki i to, jak wyprowadzam w pole lisa.
To znaczy, jak mu uciekam.
Śnił mi się piękny ogród z tysiącem grządek, a na każdej były same smakołyki. Dałem nurka w pietruszkę, to mój przysmak, potem w buraki, marchew, kapustę. Wszystko było cudownie dorodne i świeże, a że niedawno przestał padać deszcz, warzywa były chłodne i wilgotne. Niebo w pyszczku, sam miodzik.
Ale gdyby nie pomoc innej koleżanki, byłoby z nami źle.
Kiedy tak smacznie spaliśmy z Pękatką wśród pachnącej koniczyny, nie usłyszeliśmy nawet, że zbliża się do nas bardzo groźnie wyglądający, nieco gburowaty gospodarz z pobliskiej wsi.
Trzymał w ręce sękaty kij, którym lekko się podpierał, a obok niego biegał wierny duży pies.
Nagle… cóż to?! Czuję, jak ktoś po mnie skacze i gryzie mnie po uszach. Nie wiem, jak by się ta smakowita wyprawa dla nas skończyła, gdyby myszka tak rozpaczliwie nie próbowała mnie zbudzić.
Ciągała mnie jeszcze za omyk, ludzie tak nazywają nasze ogonki.
– Uciekajcie! Uciekajcie! – krzyczała z całej siły.
Wreszcie krowa Pękatka, która nie spała, tak mnie podrzuciła do góry tym złamanym rogiem, że wylądowałem na swoich twardych łapach, to znaczy skokach, i rzuciliśmy się do ucieczki.
Kiedy byliśmy już daleko, w bezpiecznej odległości, odetchnęliśmy z ulgą.
Pękatka nie należała do tego gospodarza, na którego polu byliśmy, a to oznaczało, że weszła w szkodę. Moje spotkanie z psem Mosiem na pewno nie byłoby przyjemne.
Chciałem podziękować myszce, że nas ostrzegła, ale jej już dawno nie było – pobiegła do swoich młodych, miała ośmioro dzieci. Jest gryzoniem. Gospodarze ich nie lubią, bo gryzonie są szkodnikami upraw, zbóż, ale ja ją lubię – jak już mówiłem, jest moją przyjaciółką.
Nadciągała burza. W oddali pokazały się pierwsze błyskawice. Zrobiło się ciemno i groźnie. Postanowiłem schronić się w głębi lasu, gdyż bardzo nie lubię podmokłych terenów. Ale Pękatce one wcale nie przeszkadzają, bo nawet mieszka nad samą rzeką.
Ojej, ale co ja dzisiaj jestem taki zapominalski?! Przecież miałem odwiedzić mojego starszego znajomego pana zająca Pędzibka! Jest już staruszkiem, bo ma dziewięć lat, i żyje, jak my wszyscy, w pojedynkę. Jest samotnikiem i ma już bardzo słaby wzrok.
Póki jeszcze nie pada deszcz, muszę wrócić do wsi po ziemniaka albo buraka – to są przysmaki pana Pędzibka. Zaniosę mu, niech sobie staruszek poje.
Trzeba się pośpieszyć, deszcz zaczyna padać, a ja nie lubię mieć mokrego futerka.
Ale chyba coś się stało… Czemu tak wszyscy uciekają w popłochu?
Nagle usłyszałem moje imię:
– Cichy, Cichy, a ty dokąd?! Nie w tę stronę biegniesz, wszyscy uciekamy w głąb lasu. Nadciąga straszna burza, chowaj się, wracaj.
Ale ja musiałem dotrzymać słowa, obiecałem zanieść jedzenie panu Pędzibkowi.
Wiatr popychał mnie do przodu. „Jeszcze trochę, już blisko” – powtarzałem sobie i ani się spostrzegłem, byłem już na kartoflisku. Teraz mocno łapami rozgrzebuję ziemię i już jest jeden, drugi, trzeci kartofelek.
Tyle to nie dam rady, ale jeden, największy, uchwycę zębami – i już mnie nie ma.
Teraz jak najszybciej stąd uciekam, byle dalej od wioski, bo deszcz już leje.
Zerwał się bardzo silny wiatr. W lesie wśród drzew jest bardziej sucho i bezpieczniej. „Szybciej, szybciej!” –popędzałem sam siebie. „Już za tą polanką mieszka stary zając, pan Pędzibek. Lubię mu pomagać”.
Wszyscy w lesie śmieją się z nas, że to ja powinienem nazywać się Pędzibek, bo teraz ja jestem najszybszy w lesie.
W końcu jestem, ale… gdzież on się podział? Nigdzie go nie ma!
Rzuciłem kartofelek pod jałowiec, gdzie zawsze spał starszy kolega.
– Proszę pana! Hop, hop! – zawołałem, ale nie było żadnego odzewu. Posmutniałem i zaniepokoiłem się.
Wiatr był już tak silny, że musiałem schować się głęboko wśród gałęzi dorodnego jałowca. Udało mi się nawet zdrzemnąć. Nagle usłyszałem głośne wołanie o pomoc. „Przecież rozpoznaję ten głos!” To ryjówka aksamitna tak rozpaczliwie nawoływała.
Cóż tam się stało? Szybko wyskoczyłem spod jałowca i czym prędzej pobiegłem przed siebie.
Na starym kretowisku, obok zmurszałego pniaka przy niewielkim bagnie, stała malutka roztrzęsiona myszka ryjówka.
Jest podobna do myszy polnej, ale Aksamitka, jak ją nazywam, ma długi piękny ryjek i schowane w futerku uszy. No i bardziej mi się podoba, bo wspina się nawet po drzewach. Jest pożyteczna i ładna.
Zjada gąsienice i poczwarki, szkodniki drzew w lasach i sadach, ślimaki, pająki. Nawet jest pod ochroną.
Bardzo ją lubię, bo nie zasypia na zimę i zawsze jest głodna – tak jak ja. Lubimy nieraz w nocy razem popsocić.
O, i pan zając Pędzibek się znalazł.
Przybiegły też dwie sarenki i właśnie nadchodził jeż Gwoździk z kolegami Kolczykiem i Wiesiem. Oni mieli swoje kryjówki najbliżej.
– Co się stało?! – zapytałem. – Mówcie szybko!
– Tam, za tą sosną, znaleźliśmy w borówkach gniazdko zięby z czterema jajeczkami – załkała roztrzęsiona myszka. – Spadło z najwyższego krzewu. Koniecznie musimy im pomóc. Taki deszcz już pada, zięby rozpaczają, trzeba coś zrobić. i to jak najszybciej.
„Co robić? Co robić?” Pomyślałem chwilę.
– Mam pomysł! – zawołałem zaraz. – Sarna Miłka delikatnie uchwyci pyskiem gniazdko, druga sarenka, Kaja, rozchyli gałęzie gęstego krzaku tarniny, a Aksamitka i zięby będą asystować i pomogą umieścić gniazdo jak najwyżej.
– Świetny, doskonały pomysł!… Tylko trochę wolniej mów – odezwał się jeż Gwoździk. – Musimy dobrze cię zrozumieć. Ty szybko biegasz i szybko myślisz, a my wolniej chodzimy i wolniej myślimy – stwierdził stanowczo jeż.
– Dobrze, jeżyku, powiem wolno i wyraźnie, ale nie będę powtarzał, bo nie ma na to czasu. Słuchajcie: jeśli już mamy pomóc, musi to być zrobione na szóstkę. Gniazdko jest bardzo lekkie, jest zbudowane z mchów, porostów, korzonków i traw spojonych pajęczą nicią, więc trzeba je przenieść bardzo delikatnie. Trzeba je mocno umocować w rozwidleniu gałęzi krzewu.
– No, to do roboty! Aksamitka już czeka na krzaku. Sarenka Miłka już gniazdko ma w pysku – zawiadomił Cichego pomocnik jeż Gwoździk.
– Teraz ostrożnie, bardzo powoli, Kaju, rozchyl gałęzie.
– Tu jestem, tu, tu będzie najlepiej. – Wskazała miejsce podekscytowana myszka ryjówka.
Sarna Miłka dostojnie i z wielką uwagą umieściła gniazdko na gałęziach, reszta zwierząt dopełniła dzieła.
– Hurrra, udało się! Uratowaliśmy cztery jajeczka zięby.
– Możemy być dumni, przecież one są pod ścisłą ochroną.
– Ale tu będzie im dobrze.
Wszyscy się cieszyli.
Było to najlepsze w okolicy miejsce lęgowe. Cierniste krzewy tarniny są trudno dostępne dla ludzi i dużych zwierząt.
Już mieliśmy się rozejść i schować przed deszczem, gdy nagle niedaleko nas ktoś szybko przebiegł.
O rany, to przecież lis, cały czas nas podglądał, nie podaruje mi nawet dzisiaj. Muszę więc uciekać, a taki jestem zmęczony. Nie ma rady.
W prawo, w lewo, za tym krzakiem do tyłu, jeszcze raz w bok, zrobię kółko i tu się zaczaję. Chyba go zgubię. To moja stara, najlepsza sztuczka.
Nareszcie! Znowu jestem sprytniejszy od niego.
Szybko nadeszła ciemna noc. Przestało się błyskać, niebo stało się czarne, tak bardzo zachmurzone, że nie było widać ani księżyca, ani choćby jednej gwiazdy.
Odnalazłem zająca Pędzibka, był w dobrym nastroju. Zapytałem, czy mogę odpocząć w pobliżu jego jałowca. Nic nie odpowiedział, niedosłyszał. Zajął się swoim ziemniakiem.
Deszcz lał i lał, a ja nie przestawałem myśleć o świeżych burakach i pysznej kapuście z marchewką.
Przez kilka dni nic ciekawego się nie działo, wszyscy się gdzieś pochowali, ptaki nie śpiewały, mrowisko jakby zamarło, sarenek też nie widziałem, zrobiło się jakoś smutno i nudno. Czekaliśmy z utęsknieniem na słońce.
Aż któregoś ranka, kiedy byłem już bardzo głodny i wyruszyłem w stronę mojego ulubionego ogrodu na skraju wsi, spotkałem na łące krówkę Pękatkę.
Była bardzo zmartwiona i przerażona.
– Nie możesz już tam chodzić – stwierdziła. – Tam jest powódź, wszystko zalane. Zwierzęta na szczęście zdążyły uciec.
– A gdzie nasza koleżanka, malutka myszka polna, nie widziałaś jej?
– Nie, jest za malutka.
– Pędzę więc, muszę ją odszukać.
– Ale to niebezpieczne! Nie idź tam!
– Muszę ją odnaleźć!
Ruszyłem najszybciej, jak mogłem. Opuściłem głowę jak najbliżej ziemi, rozglądając się na wszystkie strony. Ojej, jak tu mokro!
Długo jej szukałem i kiedy straciłem już nadzieję, nagle zauważyłem, że moja koleżanka z całą rodziną siedzi zmęczona i zrezygnowana za wielkim kamieniem. Tam było jeszcze sucho i bezpiecznie.
Nie zastanawiając się, rozkazałem, żeby wskoczyły mi na plecy.
– Musimy szybko uciekać – dodałem.
Biegłem tak szybko, że przebiegliśmy nawet naszą polankę. Ocknąłem się dopiero na najwyższej górce w naszym lesie.
– Uff – odetchnąłem. – Tu będziecie bezpieczne… O, a za górką jest pole żyta, całkiem tam sucho. Nie będziecie głodowały.
– Patrzcie, tam pasie się całe stado sarenek, będziecie mieć towarzystwo – ucieszyłem się.
– Czemu nas nikt nie słyszy?! – wykrzykiwał jeż Gwoździk. – O rany, wy też jesteście w komplecie! Cudownie! Jakie to szczęście!
– Uciekliśmy wszyscy w bezpieczne miejsce, to krówka Pękatka nas ostrzegła. Jesteśmy cali i zdrowi.
– Hurrra! Niech żyje przyjaźń! Przyjaciół poznaje się w biedzie, dobrze, że my o tym wiemy i pomagamy sobie w potrzebie – stwierdziłem. – A teraz pozwólcie, że rozejrzę się za kolacją i odpocznę sobie. Jutro znowu się spotkamy, bo dziś muszę jeszcze pobiec do pana Pędzibka. Dobranoc.
Z każdym dniem było coraz cieplej, ptaszki śpiewały przepięknie, a my, wszyscy przyjaciele, bawiliśmy się i radowaliśmy bez końca. I tak już zawsze będziemy razem.
W życiu najważniejsze są miłość, przyjaźń, zaufanie i wzajemna pomoc. I nigdy nie wolno tracić nadziei.
A lisa i tak lubię, jeszcze i on będzie się z nami bawił. Ma niedługo urodziny, zrobimy mu na naszej polance przyjęcie niespodziankę.
Na pewno wszyscy przyjdą. Ale się zdziwi!
Do zobaczenia.
Jak to było z lisem i zającem
Wydanie pierwsze, ISBN: 978-83-8083-119-3
© Barbara Ekert i Novae Res s.c. 2016
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczytjakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazuwymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Paweł Pomianek
KOREKTA: Alicja Januszkiewicz
OKŁADKA: Paulina Radomska-Skierkowska
ILUSTRACJE: Kamila Stankiewicz
KONWERSJA DO EPUB/MOBI: InkPad.pl
NOVAE RES – WYDAWNICTWO INNOWACYJNE
al. Zwycięstwa 96/98, 81-451 Gdynia
tel.: 58 698 21 61, e-mail: [email protected], http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.
Wydawnictwo Novae Res jest partnerem
Pomorskiego Parku Naukowo-Technologicznego w Gdyni.