Imperium pragnień. Tom IV - Nermin Bezmen - ebook

Imperium pragnień. Tom IV ebook

Nermin Bezmen

3,4

Opis

 

Trzecia część losów Szury, znanej z serialu Imperium miłości.

Szura po rozstaniu z miłością swojego życia, Kurtem Seyitem, wyjeżdża do Paryża z nowym kochankiem, Alainem. Zapewnia on jej wygodne i dostatnie życie, jednak Szura nie może zapomnieć o tym, co złamało jej serce i ducha. Choć jest pewna jego uczuć, nie podoba się jej bycie tą trzecią – Alain jeszcze nie uzyskał rozwodu.

W Paryżu Szura wiedzie samotne życie pośród tysięcy Rosjan dzielących jej losy na wygnaniu. Gdy obok niej kwitnie życie towarzyskie i kulturalne, burzone są kolejne bariery moralne, Szura cierpi. Nie jest w stanie związać się z żadnym mężczyzną - wie, że nikogo nigdy nie pokocha z taką namiętnością, jaką kochała Seyita. Wkrótce zaczyna pracę w domu mody, którego właścicielem są książę Feliks Jusupow i jego żona Irina.

Bracia Szury, Mikołaj i Władimir, wyjechali do Nicei, zostawiając w Rosji nie tylko majątek, ale też część rodziny. Szura zaczyna snuć niebezpieczne plany uratowania matki i bratanków. Wkrótce na swojej drodze spotyka największe osobowości epoki: od Picassa po Strawińskiego. I Pawła, który wydaje się mężczyzną, dzięki któremu zapomni o Kurcie. Jednak coś w duszy Szury cały czas powtarza: to nie jest twój czas, to nie twoje miejsce…

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 619

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,4 (7 ocen)
2
2
1
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginału SHURA / PARIS 1924–1926
Przekład KATARZYNA SADOWSKA-ÖZCAN / ExLibro
Wydawca KATARZYNA RUDZKA
Redaktor prowadzący ADAM PLUSZKA
Redakcja JOANNA KUŁAKOWSKA-LIS / ExLibro
Korekta TOMASZ POWYSZYŃSKI / ExLibro, JAN JAROSZUK
Projekt okładki, opracowanie graficzne i typograficzne ZESPÓŁ
Łamanie | manufaktu-ar.com
Zdjęcia na okładce © Magdalena Russocka / Arcangel; Claudia Carlsen / Arcangel; Nikki Smith / Arcangel; Breno Machado / Unsplash; Léonard Cotte / Unsplash
Copyright © Nermin Bezmen Copyright © Kalem Agency Copyright © for the translation by Katarzyna Sadowska-Özcan Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Marginesy
Warszawa 2019 Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-66335-01-1
Wydawnictwo Marginesy Sp. z o.o. ul. Mierosławskiego 11A 01-527 Warszawa tel. 48 22 663 02 75 e-mail:[email protected]
www.marginesy.com.pl
Konwersja:eLitera s.c.

Tę powieść dedykuję wszystkim tym,

którzy tęsknią za ojczyzną,

i tym, których już wśród nas nie ma.

DRODZY CZYTELNICY

Wiem, że od wiosny 1924 roku, kiedy pożegnaliśmy Szurę, minęło dużo czasu. Wraz z moim dziadkiem płakałam, żegnając ją w porcie Karaköy. Wy też płakaliście, czytając moją opowieść. Potem pewnie zastanawialiście się, co się z nią stało. Jak żyła? Czy ponownie się zakochała? Czy udało jej się skontaktować z Kurtem Seyitem, a może o nim zapomniała? Czy odwiedziła jeszcze Stambuł? Czy Seyit do niej pojechał?

Pomimo wielkiej pracy nad tłumaczeniami napisanych po rosyjsku, francusku i angielsku listów, kartek pocztowych, pamiątek oraz gazet i archiwaliów przez lata nie udało mi się napisać o Szurze. Koleje życia i nastroje skłaniały mnie do tworzenia innych książek, a historii Szury nie potrafiłam opowiedzieć. Wciąż wydawało mi się, że czegoś w niej brakuje... Aż w końcu nadeszła ta chwila. Znowu dzień zmieszał mi się z nocą, moja podświadomość odpłynęła w bezkres nieba i głąb oceanu i po okresie pisania, w czasie którego śmiałam się razem z Szurą, razem z nią płakałam i przeżywałam jej losy z całą pełnią uczuć, jestem gotowa podzielić się z Wami tą powieścią.

Od pierwszego wydania Imperium miłości mija dwadzieścia pięć lat. Opowiedzenie Wam właśnie teraz po raz kolejny historii Szury nadaje mojej książce dodatkowe znaczenie.

O losach Szury po jej wyjeździe słyszałam jedynie od jej siostry, baronowej Walentiny von Jürgensburg, znanej jako Walentina Taskina. Przez ostatnie siedem miesięcy swojego życia kochana Tineczka dzieliła się ze mną wspomnieniami, przekazała mi też listy i karty pocztowe pisane do rodziny i przyjaciół. Niezwykły był to przypadek, że akurat w tym samym czasie dotarłam do bogatych źródeł opowiadających o białych Rosjanach[1] zamieszkujących Paryż i refleksjach osób z nimi związanych. Wtedy właśnie wszystkie te szczegóły, które dotąd były dla mnie zagadką, wreszcie zaczęły układać się w całość. Jednak trzeba pamiętać, że książka ta nie jest tylko wspomnieniami, nie jest też dokumentem historycznym. Jest to powieść, w której wykorzystując moją wiedzę o bohaterach i odkryte przeze mnie źródła, pozwoliłam ponieść się fantazji i z pomocą wyobraźni opowiedziałam losy moich bohaterów. Pod tym względem książka ta nie różni się niczym od innych powieści.

To oczywiście niemożliwe, bym mogła znać każdą myśl Szury, bym mogła wiedzieć o jej smutkach i radościach, o każdej jej rozmowie. Jednak od kiedy w 1990 roku zaczęłam pisać pierwszą powieść, poznałam ją tak dobrze, tak dobrze wczułam się w jej postać, że potrafiłam opowiedzieć o nieznanych mi etapach w jej życiu tak, jakby to ona szeptała mi powieść na ucho. Wierzę, że ważne jest to, że wszystko, co o niej napisałam, każde słowo, które wypowiada w mojej powieści, czy każdą jej myśl opisałam, pamiętając o jej prostolinijności i uczciwości.

Szura po zamknięciu rozdziału swojego życia związanego z Seyitem żyła tak samo odważnie jak wtedy, gdy po wybuchu rewolucji uciekała z nim z Rosji i gdy zdecydowała się z nim być. Kiedy usłyszałam o tym od jej siostry Walentiny, wcale się nie zdziwiłam. Śledząc jej życie, zawsze odbierałam ją jako osobę niezwykle silną. Delikatna, spokojna, wrażliwa i trochę zamknięta w sobie, ale jednocześnie zdecydowana, pełna determinacji i waleczna Szura pokaże Wam w tej powieści, że jej postawa nie była tylko chwilową pozą czy młodzieńczą buńczucznością. Odkrywając jej historię, obserwowałam, jak zawsze, nawet w najtrudniejszych okolicznościach, zamiast ułatwiać sobie życie, zachowywała się tak, by udowodnić sobie swoją wytrwałość i siłę. Mój podziw dla niej rósł coraz bardziej. Wcale mnie nie zdziwiło, że nawet wtedy, gdy najbardziej czuła potrzebę kochania i bycia kochaną, nie wchodziła w związki, w które nie mogłaby się w pełni zaangażować, i zamiast tego wybierała samotność. To przecież była Szura, inaczej nie mogła postąpić.

To od jej siostry, baronowej Walentiny, dowiedziałam się, że pracowała jako modelka w paryskim domu mody Feliksa Jusupowa. Chociaż w czasie badań prowadzonych przeze mnie podczas pisania tej powieści, a w szczególności w książce mojego serdecznego przyjaciela Aleksandra Wasiljewa Beauty in Exile, znalazłam wiele bardzo szczegółowych informacji o domach mody i ich pracownikach w czasach, w których biali Rosjanie uciekali przed rewolucją do Europy i Ameryki, wśród nazwisk modelek domu mody IRFE nie znalazłam nazwiska Szury (Aleksandra Wierżeńska). Jednak wspomnienia Tineczki doceniłam po przelaniu jej słów na karty mojej powieści. Szura mogła przecież pracować nie w IRFE, ale w domu mody innego rosyjskiego arystokraty, lub jej nazwisko mogło zostać przeoczone i w historii IRFE mogło nie pojawić się obok nazwisk księżniczek i hrabin.

Z kolei datę pewnego wydarzenia, które według opowieści mojej babci umiejscowiłam w Imperium namiętności jesienią 1929 roku, a dokładniej – otwarcie przez mojego dziadka wraz z czarnoskórym Rosjaninem Thomasem restauracji i klubu nocnego w hotelu Tokatlıyan w stambulskiej dzielnicy Tarabya, w świetle biograficznych informacji znalezionych w książce mojego serdecznego przyjaciela, profesora Władimira Aleksandrowa Czarny Rosjanin, wydanej przez oficynę İş Bankası w 2013 roku, zmieniłam na wiosnę 1926 roku.

Paryż, w latach, które Szura w nim spędziła, był kolebką artystów będących pionierami awangardy. Spośród nich na stronach mojej powieści pojawiają się dwa nazwiska – Alice DeLamar i Lucia Davidova, które były też bliskimi przyjaciółkami Szury. Te dwie kobiety, Amerykanka i Rosjanka, to bardzo ważne postacie w Paryżu tamtych czasów. Udało mi się dotrzeć do informacji, że poprzez te znajomości Szura spotykała się z wieloma artystami i pisarzami tamtej epoki. Wśród nich byli Ernest Hemingway, Iwan Bunin, Picasso, Matisse, George Balanchine, Igor Strawiński, Pawieł Czeliczew, Tamara Geva, Gertrude Stein, Glenway Wescott, Nina Berberowa, książę Feliks Jusupow i księżna Irina Aleksandrowna Jusupowa. Jednak z uwagi na brak wspomnień samej Szury jej spotkania i rozmowy z tymi ludźmi opisałam, bazując na korespondencji wymienianej między rodziną Wierżeńskich-Lissenków a ich krewnymi i przyjaciółmi oraz na podstawie biografii wspomnianych postaci.

Niniejsza książka jest powieścią opisującą niektóre fakty historyczne, ale nie należy nazywać jej książką historyczną. Jest opowiadaniem o życiu prawdziwych postaci, ale nie jest książką dokumentalną. Jest powieścią. Mam nadzieję, że wplatając w nią prawdziwe wydarzenia, zaistniałe rozmowy i wiele innych szczegółów, a jednocześnie, po przeprowadzeniu badań, łącząc je ze sferami, do których poniosła mnie wyobraźnia, stworzyłam powieść, którą polubicie i która będzie dla Was kolejną okazją do spotkania się z Szurą.

Do zobaczenia na kartach książki. Życzę Wam dużo przyjemności podczas czytania. Z pozdrowieniami.

PRZEDMOWA

Teraz, gdy postawiłam ostatnią kropkę i gdy do głowy przychodzą mi nowe pomysły, rozmyślam nad książkami czytanymi przez lata, nad artykułami z gazet, które tłumaczyłam, nad pamiętnikami, kartkami pocztowymi i listami, nad tymi wszystkimi historiami, które starałam się rozwiązać jak łamigłówkę, i nad snami, które miewałam... Wydaje się, jakby wszystko, co związane jest z tą książką, czekało na swój czas. Jakbym te wszystkie lata czekała, by napisać tę właśnie powieść. Albo jakby to ta opowieść czekała właśnie na ten moment, żebym ją napisała. Oczywiście to nie tak, że przez te wszystkie lata nic nie robiłam. Przez ten czas moja wena pisarska skłoniła mnie do stworzenia innych książek. Po napisaniu każdej z nich przymierzałam się do Imperium pragnień, ale ona kazała mi jeszcze poczekać. Wtedy nie rozumiałam, na co czekam. Teraz już wiem.

Emigracja jest wynikiem wejścia świata czy państwa w coraz bardziej chaotyczny i powtarzający się krąg wydarzeń. Jest konsekwencją postępowania człowieka, który nie wyciąga lekcji z bólu i strat, który z niezaspokojonym apetytem konsumuje świat, przyrodę, nie liczy się z żadną formą życia i przejawia sadystyczne upodobanie do krzywdzenia ludzi bezbronnych.

Emigracja to smutek. Bywają i tacy emigranci, którzy z własnej woli przekraczają granice w poszukiwaniu innych słońc, innych mórz, innych widoków nieba. Tak bardzo odmienne są jednak uczucia emigrantów, którzy ze smutkiem i tęsknotą w sercu zmuszeni są opuścić dobrze im znane ziemie, zostawić bliskich i całą swoją przeszłość. Nawet jeśli w nowym miejscu zaznają dobrobytu, i tak ich serca będą wypełnione smutkiem.

Głównym powodem, dla którego i ja dołączyłam do grona autorów powieści o emigracji, jest to, jak te historie na mnie wpływają. Zostawiają w mojej duszy pewien ślad. To właśnie dzięki niemu mogę w czasie pisania wkroczyć w świat przymusowych emigrantów i poznać ich uczucia.

Mam szczęście, że moim przodkom udało się przeżyć przymusową emigrację, że udało im się nie zatracić swojej tożsamości, że udało im się rozpocząć życie na nowo i że w końcu, wraz z gorzkimi wspomnieniami, przekazali mi w spadku barwną przeszłość i dobre geny.

Myślę, że to dzięki temu, że mam w genach ich smutek, ich tęsknotę, ból i nadzieję, mogę tak samo jak oni zrozumieć emigrantów. Nieważne, jakiego są pochodzenia, skąd i dokąd emigrują i jak tam żyją.

Nasze życie to tak naprawdę zbieranina chwil. Każdy z nas przeżywa ich określoną liczbę. Każda z nich przychodzi i mija wraz ze swoim szczęściem i nieszczęściem, z radością i smutkiem, miłością i samotnością.

Historia naszej ukochanej Szury, która żyła w różnych miejscach na świecie, w przeróżnych warunkach i w różnym otoczeniu, nie jest odmienna. Los poprowadził ją taką drogą. A ona przeżywała z pokorą chwile szczęścia i nieszczęścia...

Szura na chwilę przed wyjazdem ze Stambułu, 1924 (Pera, Fot. M. Kazbek)

1

DO SWIDANIJA, SEYIT

WIOSNA 1924, STAMBUŁ

Do sypialni wpadały pierwsze promienie słońca i wszystko zaczynało nabierać barw. Rozsunięta moskitiera nad łóżkiem, spadająca na podłogę kołdra, satynowe zasłony, toaletka, lustra nad nią, butelka perfum, perłowy naszyjnik... Jakby wraz z nadejściem nowego dnia wszystkie te przedmioty dostawały nowe życie.

Po kolejnej nieprzespanej nocy spędzonej na rozmyślaniach Szurę zbudził nagły ruch tuż przy jej głowie, przywracając świadomość. Delektując się złożonym na jej włosach pocałunkiem, delikatnym dotykiem palców przesuwających się po jej ramionach i plecach, ponownie zapadła w sen. Bała się, że jeśli teraz na niego spojrzy, znowu zobaczy smutek w jego oczach. Od kiedy poznali się sześć–siedem miesięcy temu, zawsze starała się pokazywać mu pogodną stronę swojego charakteru. Jednak w ostatnich dniach, oprócz radości i oddania, narastały w niej głęboki smutek, tęsknota i wewnętrzny ból, a tych uczuć nie chciała z nim dzielić. Nie chciała ich nawet okazywać. Cała ich przeszłość, wszystko, co przeżyli, wydawało się tak nierealne. Już wkrótce niektórzy bohaterowie tych zdarzeń pozostaną w pamięci jako słodkie wspomnienie, inni – jako zły sen. Po co miała rozmową rozdrapywać rany na nowo? Zresztą przeszłość jawiła się jej jako pewna całość. Nie można przecież wybrać tylko dobrych wspomnień, a o reszcie zapomnieć. Jedno wspomnienie przyciągało drugie. Jedynym rozwiązaniem wydawało się jej zamknięcie wszystkich wspomnień w skrzyni pamięci i nieotwieranie jej już nigdy.

To, czego chciała, to ufać właścicielowi pieszczących ją rąk i odwzajemniać jego miłość. Jednak niepewność, która ją otaczała, zmuszała do wkroczenia zdecydowanym krokiem w świat kochającego ją człowieka. Nie mogła po raz kolejny popełnić tego samego błędu. Nie rzuci wszystkiego dla mężczyzny, który niczego jej nie obiecuje. Kolejny raz nie zniosłaby tego.

Gdy Alain się do niej przytulił, Szura nagle przypomniała sobie, że zbliża się ich pożegnanie. Otworzyła oczy i odwróciła się do niego.

– Bonjour – powiedziała sennie.

Dotknęła jego dłoni, którymi obejmował jej biodra. Alain spojrzał na nią tak, jakby chciał coś powiedzieć, więc Szura czekała. Ucałował jej dłoń i powoli zaczął:

– Szura...

– Tak?

– Wyjedziesz ze mną do Francji?

– Do Francji? Dlaczego?

– Jesteś tutaj taka samotna. Nie chcę cię zostawiać.

Szurę rozczarowały te słowa. Chce więc zabrać ją ze sobą tylko po to, by znaleźć lekarstwo na jej samotność? Nie zdradzając swoich uczuć, możliwie najbardziej zdecydowanym tonem odpowiedziała:

– Nie jestem samotna. Mam tu Walentinę. Mam też przyjaciół.

– Szura... Walentina wyszła za mąż. A ten twój stary przyjaciel... czy on również się nie ożenił?

Szura złapała jego dłoń i obróciła w palcach delikatną, wąską obrączkę. Na jej twarzy pojawił się ból spowodowany rozdrapaniem starej rany. Dobrze wiedziała, że Alain mówi o Seyicie. Co różni tych dwóch mężczyzn?

– A we Francji nie będę samotna? Powiedz, co tak właściwie się dla mnie zmieni – wyszeptała bez skargi w głosie i wyciągnęła rękę nad głową. Wzrokiem błądziła po moskitierze, jakby szukała jakiejś zguby. – Przez całe życie jestem skazana na samotność. Nieważne, gdzie jestem. Tę decyzję podjęłam dawno temu i ponoszę jej konsekwencje. Nie martw się o mnie.

– Ale ja nie chcę cię tu zostawiać, Szura. Przecież wiesz, że kocham cię bardziej niż tę obrączkę na moim palcu.

– Przestań, Alain. Przestań się nade mną użalać. Niczego nie jesteś mi winny. Masz żonę i dzieci, do których wrócisz. Kto wie, jeśli znowu tu zawitasz, może się spotkamy. Jak mówią Turcy – kısmet[2].

– Wciąż go kochasz, prawda?

– Kocham? Nie wiem... Już dawno zapomniałam, jakie mogą być granice miłości. Wszystko, co kocham, jest w Seyicie. W nim widzę odbicie Kisłowodzka, ośnieżonych świerków, słyszę dźwięk dzwonków. To, co do niego czuję, to więcej niż miłość. To jest jak potrzeba oddychania, Alain. Nie zrozumiesz tego. On jest dla mnie ojczyzną, do której nie mogę wrócić, jest moją duszą. Nawet jeśli nie mogę go zobaczyć, to wystarczy mi świadomość, że żyje w tym samym mieście, że odwiedza te same miejsca, że oddycha, uwierz mi. On jest dla mnie Rosją w Stambule.

Alain przyciągnął Szurę do siebie. Uważnie spojrzał w jej pełne melancholii i łez oczy. Mówiła prawdę...

– Posłuchaj – powiedział. – Nie mówię ci, żebyś stąd wyjechała. Chociaż spróbujmy. Pojedź ze mną. Pojedź tak, jakbyś wyjeżdżała w podróż. Uwierz mi, dobrze wiem, ile Seyit dla ciebie znaczy, ale chcę, żebyś dała mi chociaż jedną szansę... Proszę...

Szura z determinacją obracała obrączkę na jego palcu. Alain pokręcił z rezygnacją głową.

– Ta obrączka nie ma znaczenia. Od sześciu lat prawie nie widuję się z żoną. To właśnie ona chciała się ze mną rozstać. Zgodziłem się tylko po to, by zapobiec plotkom.

– A teraz? Co się zmieniło?

– Wiele się zmieniło. Teraz w moim życiu jesteś ty... I chcę, żebyś była w nim nadal. Do diabła z tym!

Alain chwycił obrączkę, by ją zdjąć i wyrzucić, ale ta nie chciała zsunąć się z palca.

– Niech to szlag! – krzyknął.

Szura złapała go za dłonie i złożyła na nich pocałunek.

– Alain, uspokój się, już dobrze. Ściągnięcie obrączki niczego nie zmieni. Uczucia, które nosimy w naszych sercach i w naszych ciałach, te wszystkie wspomnienia, nie odejdą tak łatwo. Zostawmy ten temat, cieszmy się czasem, który nam pozostał.

Alain nie wiedział już, co powiedzieć, by przekonać ją do wspólnego wyjazdu. Pochylił się nad jej smutną twarzą, pocałował ją w usta i patrząc w oczy, wyszeptał:

– Mam mało czasu. Znowu się tobą nie nasyciłem.

Niewiele później włożył mundur i postawił walizkę przy drzwiach. Po raz ostatni przytulił się do Szury.

– Kochana moja – powiedział. – Będę na ciebie czekał, pamiętaj.

– Ja też cię kocham, Alain. Ale... to jednak inne uczucie...

– Rozumiem. Będę czekał.

– Do widzenia.

Alain cicho wyszedł z pokoju i zaczął schodzić po schodach. Kilka razy odwracał się i spoglądał na Szurę stojącą w drzwiach. Zszedłszy piętro niżej, przyspieszył. Prawie zderzył się z młodym człowiekiem, który też szedł szybko, ale w górę schodów.

Obaj przez chwilę na siebie patrzyli. Alain rozpoznał Seyita. Wreszcie mógł zobaczyć mężczyznę, spod którego wpływu Szura nie mogła się uwolnić. Jego spojrzenie, wyraz twarzy, ciemnoniebieskie błyszczące oczy i pewna siebie postawa były jeszcze wyrazistsze niż na fotografiach.

Seyit słyszał dźwięk zamykanych na piętrze drzwi i szybko zrozumiał, kim jest mężczyzna w mundurze, który musiał wyjść z jej pokoju. Wiedział, że Walentina wyszła za mąż i Szura mieszka sama. Widok mężczyzny wychodzącego o świcie z walizką z mieszkania kobiety mógł oznaczać tylko jedno. Aż zakręciło mu się w głowie. Przez całą noc męczyły go wyrzuty sumienia, a kobieta, o której rozmyślał, jest już w związku z innym! Poczuł, jak jego umysł i serce płoną. W tym czasie mężczyzna zniknął. Seyit przeskakiwał przez stopnie. Dotarł do jej drzwi, z trudem łapiąc oddech. Nie ze zmęczenia, ale z frustracji...

Szura patrzyła przez okno na odchodzącego Alaina. Kochała go. Wyjazd do Paryża brzmiał jak marzenie. Tak naprawdę wiedziała, że nie byłaby tam samotna. Nie dość, że Paryż był jednym z centrów rosyjskiej emigracji, to przecież Bogajewscy dopiero co się tam przeprowadzili. Nie potrafiła sobie jednak wyobrazić, że mogłaby wyjechać tak daleko od Seyita. Uporczywy dźwięk dzwonka wyrwał ją z rozmyślań. Alain musiał o czymś zapomnieć. Pobiegła na korytarz, otworzyła drzwi i zamarła. Serce prawie wyskoczyło jej z piersi. Oto przed nią stał mężczyzna, dla którego wyjechałaby wszędzie, dla którego zniosłaby wszystko.

– Seyit!

Wtem dostrzegła niebezpieczne błyski w jego oczach. Niebieskie oczy mężczyzny płonęły z zazdrości. Szura od razu zrozumiała, że musiał spotkać się z Alainem. Seyit, nie dając jej szansy na wytłumaczenie czegokolwiek, popchnął drzwi, wszedł do środka i głośno je zatrzasnął. Złapał Szurę za ramiona i potrząsnął.

– Co to za przedstawienie? Kim był ten mężczyzna?

– Seyit, przestań! To mnie boli.

– Powiedz natychmiast, kto to jest! Jak długo jesteście razem? Albo nie, ja powiem. To mężczyzna, z którym spędzałaś noce, kiedy mnie po raz pierwszy zostawiłaś? Pamiętasz? Odpowiedz! Gdy ja na ciebie czekałem, ty byłaś z nim, prawda?

Nie mógł powstrzymać narastającego gniewu, więc ciągnął dalej, nie dopuszczając Szury do głosu:

– A teraz jak z nami będzie? Skoro twój ukochany odszedł, to znowu będziesz ze mną, tak? A może jest jeszcze ktoś inny? Odpowiedz!

Szura nie mogła uwierzyć w usłyszane właśnie słowa. Do oczu napłynęły jej łzy. Czy to naprawdę mówi mężczyzna, którego tak kocha? Któremu poświęciła całe życie? To niesprawiedliwe. Próbując wyswobodzić swoje drobne ciało z żelaznego uchwytu, niepewnie zaczęła:

– Seyit, posłuchaj... Posłuchaj mnie, proszę.

Nagle na obu policzkach poczuła pięść Seyita. Poczuła, jak skóra ją pali, jak kręci jej się w głowie i jak puchnie jej twarz. Uwolniła się od uścisku miażdżącego ciało, ale nie potrafiła utrzymać się na nogach. Cała się trzęsła. Nagle osunęła się na podłogę.

Seyit przeraził się tym, co zrobił. Ukląkł przy Szurze i przyciągnął ją do siebie. Chciał zobaczyć jej twarz i upewnić się, że nic jej nie jest. Odgarnął włosy i delikatnie odwrócił ją do siebie. Na widok pięknej pobitej twarzy poczuł obrzydzenie do samego siebie. Jej usta krwawiły, na policzkach widać było ślady pięści, a cała twarz lekko spuchła. Szura cichutko płakała. Seyit tak bardzo wstydził się samego siebie, że ze łzami w oczach mocno ją przytulił.

– Wybacz mi, wybacz mi, Szura. Błagam, wybacz mi. Nie wiem, co się ze mną stało. Nie mogłem się opanować. Oszalałem. Jak mogłem ci to zrobić? Co się ze mną dzieje?

Szura czuła, jak jej serce rozpada się na kawałki. Przestała szlochać i próbując zapanować nad głosem, powoli powiedziała:

– Nie musisz błagać o wybaczenie, Seyit. Miałeś rację. Spędziłam z nim noc. Tę i poprzednie.

Powoli wstała i poszła do łazienki. Seyit wszedł do sypialni. Zobaczył niepościelone łóżko i mokre ręczniki kąpielowe. Poczuł obecny wciąż w pokoju zapach mężczyzny. Dlaczego akurat dzisiaj musiał tutaj przyjść? Dlaczego właśnie o tej godzinie? Los musi chyba z niego drwić. To przez jego grę zmienił się w brutala i skrzywdził kobietę, którą kocha. Zrozumiał, że musi wreszcie podjąć jakąś decyzję w sprawie tego związku.

Szura wróciła do pokoju z mokrym ręcznikiem przyłożonym do policzka i usiadła na skraju łóżka. Seyit zauważył, że unika jego spojrzenia. Czując, że nie wytrzyma ani chwili dłużej w sypialni, w której czuć jeszcze innego mężczyznę, zapytał:

– Nie moglibyśmy porozmawiać w salonie?

Szura nie ruszyła się z miejsca. Nie odrywając ręcznika od obolałej twarzy, ponuro odpowiedziała:

– Usiądź, gdzie chcesz.

Seyit już wychodził z sypialni, gdy zorientował się, że Szura nie wstaje. Wrócił więc, przysunął taboret i usiadł naprzeciwko kobiety.

– Szureczka... słuchaj... musimy porozmawiać.

Szura otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale wciąż na niego nie patrzyła. Przeniosła wzrok w najdalszy punkt pokoju, tak jakby podświadomie chciała się oddalić od doświadczonej przed chwilą agresji. Ledwo słyszalnym głosem zapytała:

– O czym jeszcze mamy rozmawiać, Seyit?

– Szura... Kochana moja... Błagam, spróbuj mi wybaczyć to, co właśnie się stało. Wiem, że to niełatwe, ale chociaż spróbuj. Powód, dla którego tutaj przyszedłem, to...

Urwał, zauważywszy puste, nieobecne spojrzenie Szury.

– Nieważne – wyszeptał. – Spotkałem na schodach mężczyznę, który od ciebie wyszedł. Kto to jest? Jak długo go znasz?

Szura, jakby rozdrapując ranę, której nigdy nie da się wyleczyć, odpowiedziała:

– Alain... Jest kapitanem francuskiego statku pasażerskiego. Poznałam go sześć, może siedem miesięcy temu.

– Czy on cię kocha?

Spojrzała na niego wyzywającym wzrokiem.

– Jesteś pewien, że chcesz usłyszeć odpowiedź?

Seyit, dając do zrozumienia, że nie powinna się niczego wstydzić, łagodnie odpowiedział:

– Tak, jestem pewien. Powiedz, naprawdę cię kocha?

– Mówi, że kocha.

– A ty?

Szura znowu zaczęła płakać.

– Seyit, ja kocham ciebie.

Seyit ucałował jej dłonie. Jej smutek był bardziej widoczny niż fizyczny ból.

– Moja Szura, moja ukochana Szura, nie zasługuję na ciebie... Jesteś pewna, że ten mężczyzna cię kocha?

– Chce mnie stąd zabrać.

Seyit wstał z taboretu i usiadł obok niej na łóżku.

– Kiedy wyjeżdża?

– Jego statek odpływa dziś po południu.

Seyit szybko podjął decyzję. Wstał, łagodnie pociągając ją za sobą.

– Dalej, spakuj swoje rzeczy. Ty też stąd wyjeżdżasz.

Szura jednak nie ruszyła się z miejsca.

– Wyjeżdżam? Dokąd? – zapytała ze zdziwieniem.

– Tak, wyjeżdżasz. Wyjeżdżasz z mężczyzną, który cię kocha.

– Nie! Nie zmusisz mnie do wyjazdu! – krzyknęła z rozpaczą.

– Kochanie, to będzie dla ciebie najlepsze.

– Nie! Gdybym chciała, już dawno by mnie tu nie było. Ale ja chcę tu zostać!

Seyit na myśl o tym, jak trudne będzie życie ich obojga, skoro Szura upiera się zostać w Stambule, z bezsilności uderzył pięścią w łóżko.

– Chcesz tak żyć? – podniósł głos. – Będziesz przez całe życie czekać na mężczyznę, który przychodzi do ciebie, kiedy nagle mu się zachce? A kiedy nie będzie przychodził, to tęsknotę za nim będziesz zagłuszać związkami z innymi? Jak długo jeszcze tak wytrzymasz? Dziesięć lat? Dwadzieścia? A co będzie potem?!

Szura padła na łóżko z płaczem. Rzucając głową na prawo i lewo, biła pięścią w poduszkę. Seyit pochylił się nad nią i mocno przytulił. Delikatnie gładził jej włosy. Kiedy ostatnio ją widział, były długie i gęste. Teraz były skrócone i opadały na ramiona miękkimi lokami. Przeczesywał dłonią jedwabne kosmyki, obserwując, jak przesuwają się między palcami. Ich szczęście w ten sam sposób przeleciało im przez palce. Gładząc jej włosy, powiedział z przejęciem:

– Szura, jesteś dla mnie bardzo ważna. Minęło wiele czasu, nic nie jest już takie samo. Tyle razem przeżyliśmy. Przez długi czas byłaś tylko moja. Co się z nami stało? Dlaczego tak się nawzajem krzywdzimy? Jak mogliśmy tak się od siebie oddalić? Ja także nie znam odpowiedzi na te pytania. Jedyne, co wiem, to to, że pragnę twego szczęścia. Musisz ułożyć sobie życie. Powinnaś pomyśleć o dziecku. Musimy oddzielić przeszłość grubą kreską i zacząć żyć na nowo. Uwierz mi, kochana, gdziekolwiek będziesz, zawsze pozostaniesz w moim sercu. Aż do ostatniego oddechu...

Szura przestała płakać. Powoli odwróciła się w jego stronę. Na jej twarzy widniała bezradność. Seyit widział, że akceptuje swój los, ale nie patrzy w przyszłość z nadzieją. Szura położyła się na plecach. Spojrzała na Seyita oczami pełnymi miłości i bezradności. W jej oczach wciąż widać było łzy. Ujęła dłonie Seyita i mocno przyciągnęła ku sobie. Z całej siły przytuliła się do ukochanego. Seyit zmęczony tym, co przeżyli, a także błędami, których nie mógł już naprawić, objął jej drobne ramiona. Tuląc się do siebie, cicho szlochali. Potem trwając w uścisku, osunęli się na łóżko. Przez długą chwilę milczeli. Oboje starali się zapamiętać na zawsze ciepło skóry ukochanej osoby. Jak szybko minęły te wszystkie lata, jak odległe się wydawały... Jeszcze rok temu żadne z nich nawet nie myślało o rozstaniu, a tymczasem właśnie się żegnali.

Seyit wtulał twarz w jej włosy, wdychając delikatny zapach.

– Wybacz mi, kochana.

Szura szlochała tak, że Seyit ledwo rozumiał jej słowa.

– To ty mi wybacz... Myślisz, że kiedyś się jeszcze spotkamy?

– Dlaczego nie? Czy siedem lat temu wiedzieliśmy, że spotkamy się w Moskwie? Może los ma dla nas jeszcze jakieś niespodzianki.

Seyit zdał sobie sprawę, że próbując pocieszyć Szurę, sam szuka w swoich słowach pocieszenia.

– Chciałabym być teraz w Moskwie.

Szura głośno westchnęła.

Seyit pomyślał o zbliżającym się rozstaniu. Jak zniesie stratę ukochanej, którą wciąż trzyma w ramionach? Jak wytrzyma bez jej widoku? Już teraz patrzył na nią z tęsknotą. Przytulili się jeszcze raz i całowali jak szaleni. Oboje zatracili się w pragnieniu, by odbić na skórze kochanka swój znak, który pozostanie do końca życia. Patrząc sobie w oczy, szlochając i śmiejąc się na zmianę, kochali się po raz ostatni.

Gdy Seyit wypuścił ukochaną z objęć, Szura zsunęła się z łóżka i poszła do łazienki. Już się nie odzywała. Umyła się, a potem wybrała strój na drogę. Przypudrowała twarz i pomalowała usta pastelową szminką. Seyit patrzył na nią z zachwytem. Każdy gest tej pięknej kobiety, każdy jej krok przybliżał chwilę rozstania. Przyniosła z garderoby walizki i zaczęła pakować swoje rzeczy z szaf i szuflad. Włożyła niebieską garsonkę i buty w tym samym kolorze. Następnie przypięła wsuwką do włosów słomkowy kapelusz z jedwabną wstążką. Seyit oczami pełnymi miłości obserwował zaskoczony jej spokojne ruchy: wyglądało, jakby od dawna przygotowywała się do wyjazdu. Chociaż czy nie z podobnym opanowaniem zachowywała się w Noworosyjsku podczas ich spotkania? Czy to właśnie nie ta odwaga i dostojność były jednymi z powodów, być może najważniejszymi, dla których kochał ją tyle lat?

Wstał z łóżka i podszedł do ukochanej. Głaszcząc jej policzek, powiedział:

– Niebieski tak bardzo ci pasuje. Wyglądasz teraz dokładnie jak ta mała dziewczynka zimą w 1916.

Szura próbowała się uśmiechnąć. Palcem wskazującym prawej ręki gładziła jego twarz.

– Pamiętasz, co powiedziałeś tamtej nocy, gdy pokazałeś mi kupidyny przy basenie?

– Pamiętam, kochana.

– Możesz powiedzieć mi to jeszcze raz?

– Oczywiście.

– Powiedz, proszę. Wiem, że to nic nie zmieni, ale chcę usłyszeć te słowa jeszcze raz.

Seyit, dokładnie tak, jak zrobił to w tamtą romantyczną zimową noc, mocno ją objął, złożył na jej ustach długi pocałunek i wyszeptał:

– Chciałbym właśnie w takim uścisku z tobą zamarznąć na wieki. Mógłbym, trzymając cię w ramionach, całować cię aż po wieczność.

Szura znów była bliska płaczu. Z całych sił próbowała nad sobą zapanować. Szybko wytarła ręką łzy. Wysunęła się z ramion ukochanego, wzięła torebkę i rękawiczki. Po raz ostatni spojrzała na mieszkanie i podeszła do drzwi. Wychodząc, była już zupełnie inną osobą. To nie była ta sama kobieta, która przez ostatnie dwie godziny wypłakiwała oczy z miłości. Teraz kroczyła w stronę nowego życia smutnymi, ale zdecydowanymi krokami.

Podjechali taksówką pod dom Walentiny, by Szura pożegnała się z siostrą. Po dziesięciu minutach wróciła i ruszyli do portu. Do wypłynięcia statku zostały jeszcze dwie godziny.

Seyit podał bagażowemu walizki i kazał mu iść za nimi. Mocno trzymając Szurę za rękę, przeszedł z nią przez kontrolę biletów. Gdy pracownik linii zawołał za nimi, Seyit wyjaśnił, że nie jest pasażerem i przyprowadził żonę kapitana. Pracownik przydzielił im marynarza, który miał zaprowadzić ich na pokład.

Gdy zapukali do drzwi mostku kapitańskiego, Alain studiował mapy.

– Wejść! – powiedział, nie podnosząc głowy.

Marynarz zasalutował.

– Kapitanie, przyszła pana żona.

– Moja żona? – Alainowi tylko jedno przychodziło do głowy: To musi być pomyłka. – Odwrócił się do marynarza i powtórzył pytanie. – Moja żona?

Nagle stanął przed nim mężczyzna, z którym kilka godzin temu spotkał się na schodach. Seyit, trzymając Szurę za rękę, wprowadził ją do środka. Płynną francuszczyzną odpowiedział:

– Tak, pana żona. Właśnie pod tym warunkiem zgadzam się ją z panem wysłać. Musi pan obiecać, że się z nią ożeni.

Alain spojrzał na Szurę z radością i miłością w oczach. Czyli to, co jemu się nie udało, udało się Seyitowi. Oddaje w jego ręce miłość swojego życia. Z wdzięcznością wyciągnął rękę do mężczyzny.

– Moje słowo, monsieur Eminow.

Seyit zdziwił się na dźwięk swojego nazwiska wymawianego przez cudzoziemca. Pytająco spojrzał na Szurę. Kobieta odwróciła się do nich plecami i patrzyła przez okno.

– Chcę panu zaufać – ciągnął Seyit. – Chcę, żeby Szura zapomniała o tym, co przeżyła, i w końcu była szczęśliwa. To wyjątkowa kobieta.

Alain dobrze wyczuł, że tych dwoje łączy o wiele więcej niż długoletnia miłość. Szczerze odpowiedział:

– Bardzo ją kocham, monsieur. Ale proszę mi uwierzyć, nie jestem pewien, czy Szura przyjmie to szczęście, które jestem gotów jej dać.

– Co próbuje pan powiedzieć?

– Nie wiem, jak udało się panu ją przekonać i tutaj przyprowadzić. Pomimo moich błagań była nieugięta.

Seyit patrzył na niego pytającym wzrokiem. Alain, uśmiechając się smutno, szybko odpowiedział:

– Wolała zostać z panem.

Seyit poczuł, jak te słowa odbierają mu mowę. Jak mógł ją tak potraktować? Co mógł zrobić, by mu wybaczyła? Spojrzał na ukochaną kobietę z czułością, ale Szury jakby już z nimi nie było. Stała wyprostowana i z ponurym wyrazem twarzy obserwowała nadbrzeże, ale jej wzrok utkwiony był gdzieś daleko.

Seyit, nie odrywając wzroku od Szury, mocno uścisnął dłoń kapitana.

– Ma pan wobec tego jeszcze większy powód, by ją uszczęśliwić.

Potem podszedł do okna i objął ramiona Szury.

– Żegnaj, Szureczka – wyszeptał.

Kobieta, nie odwracając się od okna, odpowiedziała:

– Żegnaj, Seyit.

Jej oczy zaszły mgłą, już nie widziała widoku za oknem. Jedyne, czego chciała, to zostać wreszcie sama i płakać. Płakać, płakać, płakać aż do śmierci.

Seyit, odchodząc z portu, obejrzał się za siebie w poszukiwaniu ukochanej twarzy. Gdy tylko wyszedł na ulicę, poczuł ogromną pustkę. Z drugiej jednak strony czuł, jak rodzi się w nim wewnętrzny spokój. Poczucie złamanego serca było mimo to silniejsze. Czy teraz wreszcie odciął się od przeszłości? Zostawił tam przecież miłość swojego życia, część siebie, wszystkie wspomnienia. Łzy napływające do oczu żłobiły głębokie rysy w jego sercu.

Po odejściu Seyita Alain podszedł do Szury i objął ją z czułością.

– Wszystko będzie dobrze, kochana – szeptał jej do ucha. – Będziesz ze mną szczęśliwa.

Potem zawołał stewarda i przekazał mu bagaż Szury. Trzymając jej dłonie, pocałował kobietę w policzek.

– Jesteś zmęczona – powiedział. – Idź do swojej kabiny i trochę odpocznij. Przyjdę do ciebie, gdy wypłyniemy w morze.

Szura palcami prawej ręki wytarła łzy z policzków i spróbowała się uśmiechnąć. Dotknęła ustami policzka Alaina.

Gdy tylko weszła do kabiny, usłyszała gwizdki sygnalizujące, że statek za chwilę wyruszy w rejs. Czuła się jak banita pogodzony ze swoim losem. Popatrzyła przez małe okienko kajuty. Oddalali się już od portu. Otworzyła na łóżku walizkę. Nagle poczuła, jak brakuje jej tchu. Wyszła z kajuty i odnalazła drogę na górny pokład. Zebrała się tam już większość pasażerów. Chociaż pogoda była słoneczna, Szura poczuła na ciele przejmujący chłód. Znalazła spokojniejszy zaułek, na którym nie było tłumu, i oparła się o reling. Niebieskozielone wody Bosforu znikały pod dziobem statku i wypływały z powrotem na powierzchnię, rozpryskując białą pianę. Szura pomyślała, jakby to było, zanurzyć się w tej głębinie. Szybko jednak się ocknęła. Przerażający pomysł. Co by osiągnęła, popełniając taką głupotę? Kierując się pragnieniem wyzwolenia od własnych smutków, pozostawiłaby w żałobie mężczyznę, który ją kocha. Może nawet dwóch mężczyzn. Ciekawe, czy Seyit dowiedziałby się o jej śmierci. Ale nawet gdyby, co by to zmieniło?

Przeniosła wzrok z fal na oddalające się wybrzeże. Tak samo odjeżdżali z Krymu w pewną ciepłą noc. Być może to następny kaprys losu, ale właśnie po raz kolejny wypływała w morze z mężczyzną, do nieznanego kraju, do nowego życia.

Wspomnienia o tym, jak po raz pierwszy przybyła do Stambułu, jak statek przepływał przed dzielnicą Sirkeci, a potem minął Sarayburnu, wyświetlały się przed jej oczami jak film. Pomimo wszystkich problemów, które ją potem spotkały, nigdy nie czuła się bardziej nieszczęśliwa niż teraz.

Wydawało jej się, że na wybrzeżu Sarayburnu widzi Seyita. Stał na brzegu i machał do niej. Potem nagle wybrzeże pokrył śnieg. Świerki, wysokie wybrzeże, wszystko stało się białe. Jej ukochany mężczyzna dosiadł konia i pędził do niej cwałem. Szura ujrzała samą siebie stojącą na śniegu. Otworzyła ramiona i czekała. Seyit pędził konno prosto do niej. Pochylił się, złapał ją i posadził na siodle. Szura mocno przytuliła się do ukochanego. Pędzili przez śnieżne zaspy, jakby unosili się w powietrzu. Usłyszała dźwięk kościelnego dzwonu w Kisłowodzku. Z oddali dobiegał odgłos dzwonków trojki. Walentina musiała gdzieś tam grać Czajkowskiego. Tatiana w śnieżnobiałej sukni tutu kręciła piruety na czubkach palców pod wysokimi świerkami. Kiedy oczami wyobraźni zobaczyła wszystko to, za czym tak bardzo tęskniła, Seyit zsadził ją z konia, postawił na miękkim śniegu i zniknął za ośnieżonymi świerkami.

Szurę przeszedł dreszcz. Nawet w marzeniach była samotna. Pałac Topkapı i wysokie minarety meczetów pojawiały się i znikały przez płynące z jej oczu łzy. Przez mgłę widziała katedrę w Moskwie, ogień trawiący zaśnieżone ulice. Popatrzyła na pozostający w oddali Bosfor. Stambuł był tak blisko Rosji... Wraz z jedną morską falą, wraz z jednym podmuchem wiatru mogła dotrzeć do tamtych wybrzeży. Ale teraz... Coraz bardziej oddalała się od ojczyzny. Czuła się tak, jakby po raz pierwszy opuszczała ojczyste ziemie i najbliższych. Przeszył ją dreszcz. Samotność przeszywała jej ciało niczym chłód. Skrzyżowała na piersiach ramiona i zaczęła płakać. Słowa płynące z jej ust ginęły w huku roztrzaskujących się fal:

– Żegnaj, Rosjo... Żegnaj, Seyicie... Moja jedyna miłości, żegnaj...

Seyit, idąc ulicą Bankową, czuł, jakby serce miało mu się zatrzymać od spoczywającego na nim ciężaru. Jego dusza, wszystkie wspomnienia były teraz na statku płynącym do Paryża. Jego mała Szura opuszczała miasto. Wyjeżdżała i mieli się już nigdy nie spotkać, nigdy nie zobaczyć... Tęsknota okazała się obezwładniająca. Wiedział, że z każdym dniem coraz bardziej będzie odczuwał jej brak, że pojawią się jeszcze inne tęsknoty. Czuł dokładnie to, co wtedy, gdy w wieku dwunastu lat został zupełnie sam w akademii wojskowej w Petersburgu. W tamtym czasie stał się dorosłym mężczyzną, ale w sercu odczuwał tak przerażającą samotność, jakby znowu był małym chłopcem. Słyszał z oddali dzwonki statku.

– Do widzenia, ukochana. Żegnaj, mój mały aniele... – wyszeptał sam do siebie.

2

PODRÓŻ WE WSPOMNIENIACH

GRUDZIEŃ 1924, PARYŻ

W Paryżu padał pierwszy tej zimy śnieg. Mieszał się z szarym powietrzem, a ciężkie chmury prawie dotykały ziemi. Zdziwione tą nagłą zmianą pogody ptaki zerwały się do lotu z dachów i gałęzi w poszukiwaniu ciepłej kryjówki. Ciężko trzepocząc skrzydłami, krążyły nad miastem. Ich lot nie trwał jednak długo. Hałasując, powróciły na swoje miejsce. Nadchodząca śnieżyca zacierała granice pomiędzy niebem a ziemią.

Śnieg otulał białym kocem ulice miasta, wystawy sklepowe i okna, a także brzeg Sekwany. Nie było jeszcze piątej, a już nastała ciemność. Zdobiące brzegi rzeki wystawne kamienice mieniły się w ciemnościach drobinkami śniegu. Czubki drzew, żeliwne lampy uliczne, eleganckie markizy osłaniające drzwi, otulone czapami śniegu wyglądały bajkowo w tej zimowej mgle.

Na jednym z ciemnych pięter pobliskiej kamienicy, oświetlanym przez to tajemnicze zimowe światło, do okna przesłoniętego aksamitnymi zasłonami podeszła kobieta. Oparła czoło i prawą dłoń o szybę i patrzyła na zimowy krajobraz. Ale to, co widziała, to wcale nie był widok za oknem. Myślami była daleko od Sekwany, od Paryża. Szyba zaparowała od jej ciepłego oddechu. Wytarła ją ręką i patrzyła, jak płatki śniegu osiadają na parapetach i roletach. Uniosła głowę i spojrzała na chmury zasłaniające niebo. Ciekawe, czy te same chmury przeszły nad Kisłowodzkiem. Czy zasypały śniegiem jej rodzinny dom? Czy śnieg, od którego zamarzła droga do Narzanu i wody jeziora, spadł z tych właśnie chmur? Jeśli tak było, te chmury powinny przynieść ze sobą pocałunki ukochanej matki. Matki, której nie widziała od lat, od której nie miała żadnej wiadomości. Czy wciąż mieszka w Kisłowodzku? Może wraz z Niną wyjechała do innego miasta w Rosji? Tak bardzo za nimi tęskniła... Poczuła, jak jej nos robi się wilgotny, i myślami odpłynęła do Stambułu. Jeśli te chmury przeszły również nad tym miastem, pewnie niosą ze sobą także łzy kochanej Tineczki. Może śnieg, który z nich spadł, oprószył płatkami twarz Seyita, ukochanego, do którego miłość i tęsknota paliły jej serce. Jeśli naprawdę pieściły jego twarz, to znaczy, że niosą ze sobą szept miłości, ale Szura czuła tylko tęsknotę, jaką w niej wywołały.

Nagle uderzyła w nią taka fala tęsknoty, że zabrakło jej tchu. Otworzyła okno i wystawiła głowę na zimowy chłód. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Poczuła zimno i osiadające na włosach, twarzy i szyi płatki śniegu. Mimo wszystko zimno rozpływające się po skórze nie ugasiło ognia, jaki czuła w sercu. W śniegu nie znalazła zapachu, za którym tęskniła, odgłosów, języka i wytęsknionych piosenek. Już miała wytrzeć ręką łzę spływającą po policzku, gdy nagle pomyślała, że taką samą chwilę już kiedyś przeżyła. Czuła, jak tęsknota, która gromadziła się w niej od lat, przeszywa jej serce. Tak, wydawałoby się, że to było wczoraj, a jednak już dawno temu w ten sam sposób oparła czoło i dłoń o zimną jak lód szybę i patrząc na padający śnieg, tęskniła za ojczyzną. Teraz w innym ośnieżonym oknie, należącym do innego czasu, mogła zobaczyć stojącą przed nią kobietę, pogrążoną w marzeniach o ukochanym Kisłowodzku i pięknej, barwnej Rosji...

W świetle latarni oświetlających Sekwanę patrzyła na samą siebie w Stambule w 1919 roku i na wielką miłość, którą wtedy przeżyła.

W ciężkich płatkach śniegu tańczących dookoła jechali konnym powozem przez most Galata w stronę dzielnicy Pera. Oparła głowę na ramieniu przystojnego ukochanego o ciemnoniebieskich oczach i jechała śmiało w tym śniegu, obcymi drogami, obcego dla niej kraju, w stronę nieznanej przyszłości. Droga ta nie przypominała w niczym ani placu Czerwonego w Moskwie, ani galerii Narzan w Kisłowodzku. Mimo to brak wiedzy o miejscu, do którego jechali, czy też o życiu, jakie na nią czekało, wcale jej nie przeszkadzał. Dopóki mężczyzna, o którego ramię opierała głowę, był obok niej, właściwie niczego się nie bała.

W pokoju hotelowym w Perze było zimno. Piec kaflowy w rogu dopiero chwilę po rozpaleniu zaczął dawać ciepło. Podniosła tiulową woalkę i oparła czoło o okno. Od jej ciepłego oddechu zaparowała szyba. Wytarła ją ręką i patrzyła na widok za oknem. Wysokie budynki ciągnące się wzdłuż ulicy, wille, odchodzące od głównej arterii wąskie kamienne uliczki, chodniki, mężczyzna w fezie[3] wysiadający z bryczki zaparkowanej pod murem... To wszystko wydawało jej się tak bardzo obce.

Wspomnienie, które miało już nigdy nie powrócić, oplotło wraz z lodowatym zimnem jej ciało. Chciała oderwać dłonie od szyby, ale nie miała siły. Duszą czuła chłód kisłowodzkich zim, ale też szczęśliwe wspomnienia przeżytego tam dzieciństwa, ciepło i poczucie bezpieczeństwa. Przez ten chaos w głowie wywołany wspomnieniami czuła się taka bezradna.

Teraz w Paryżu wspominała czas spędzony w Perze lata temu i nie wiedziała już, czy marznie od chłodu za oknem czy też od drobinek lodu, które tworzyły się w niej przez lata i teraz kłuły duszę. Jakiś wewnętrzny głos podpowiadał, by powróciła już do czasów i miejsca, w którym żyje i oddycha. Szura po prostu nie mogła odejść od okna. Przesuwała palcem po lodowatej, zaparowanej od oddechu szybie, a jej czoło niemal przymarzło do tafli. Już nie kontrolowała łez spływających z oczu. Chociaż miała nie płakać. Wydawało jej się, że potrafi zapanować nad łzami. Przekonała się, że płacząc, nie jest w stanie kierować swoim życiem i losem.

Spojrzała na stojące przed nią na maleńkim balkonie dwa żeliwne taborety i stół i przeniosła się myślami do ogrodu w Kisłowodzku. Potem myśli powróciły do Stambułu, do zimy 1919 roku. W blasku latarni nad Sekwaną przed oczami wyświetlało jej się wspomnienie, które przed chwilą oglądała w wyobraźni.

Znowu spoglądała przez okno hotelu w Perze. Nagle na karku i na skostniałych palcach dłoni poczuła ciepły oddech. Z głębokim westchnieniem zamknęła oczy i odchyliła głowę do tyłu. Jej ciało objęły ukochane silne dłonie, sprawiające, że czuła na skórze żar.

Zadrżała z podniecenia. Te wciąż świeże wspomnienia miażdżyły jej serce jak imadło. Myślenie o przeszłości było istną torturą. Chociaż minęło tyle czasu, na wspomnienie dotyku dawnego kochanka wciąż czuła płomień pożądania. Wspomnienia przynosiły jej ból i przyjemność. Powróciła do nich, by przeżyć to wszystko w myślach jeszcze raz. Położyła dłonie na oplatających ją ramionach ukochanego. Na myśl o ustach pozostawiających na jej włosach i szyi pełne namiętności pocałunki czuła, jak wewnątrz drży. Gdy przypomniała sobie jeszcze jego głos, zupełnie straciła poczucie rzeczywistości. Wyraźnie czuła, jak Seyit składa łaskoczący pocałunek na jej uchu, słyszała jego słowa i przeżywała na nowo to, co wydarzyło się pewnej zimowej nocy w 1919 roku.

Seyit mówił:

– Wiesz co? Tęskniłem za zimą.

Całą sobą była w przeszłości. Zamknęła oczy i łagodnie poruszała głową, tak jak tamtego wieczoru w Perze, gdy pieściła włosami twarz ukochanego.

– Ja również, kochany... – wyszeptała.

Jej ciepły oddech pokrył parą niemal całą szybę. Patrzyła przez nią na niebo i próbowała powstrzymać napływające do oczu łzy. Nie chciała, by ukochany zobaczył jej smutek, gdy odwróci głowę. On jednak i tak był świadomy jej uczuć. Przecież zawsze je znał. Mężczyzna złożył pocałunki na jej czole i policzkach i ustami osuszył słone łzy. Uwolnił włosy kobiety ze spinek i przeczesywał je palcami. Potem niespiesznie rozpiął guziki jedwabnej bluzki i całował jej szyję, schodząc do piersi.

Szura gotowa była oddać mu swe ciało. Mimo to duszą wciąż była nieobecna. Czuła wewnątrz wszechogarniający smutek, który nie pozwalał jej odwzajemnić tych pieszczot.

– Seyit, czy ty też czasem tak masz? – zapytała zawstydzona.

– To znaczy jak? – odpowiedział, nie przerywając pocałunków.

Odrzuciła głowę do tyłu, szukając odpowiednich słów opisujących jej uczucia.

– Tak jakby... Sama nie wiem... Tak jakby połowa ciebie, twojego ciała i duszy była gdzieś indziej...

Szepcząc o tym, jak tęskniła za śniegiem, myślała o słowach oddających jej bezradność. Gdy płacząc, powiedziała mu o tym, Seyit oderwał usta od jej nagich ramion i objął dłońmi jej twarz. Spojrzał jej głęboko w oczy. Nawet teraz, po tylu latach, pamiętała błysk jego niebieskich oczu widoczny mimo nocnych ciemności.

– Ale czy tak nie musi już być, moja kochana? Taka kolej rzeczy. Zawsze będziemy już czuli tęsknotę. Nie ma na to rady – powiedział ze smutkiem.

Jego głos zdradzał, że czuje się tak samo samotny jak kobieta, którą trzyma w ramionach. Podczas gdy Szura skupiona była na swoim nieszczęściu, on cierpiał tak samo. Ucałowała jego dłonie.

– W takich chwilach jak ta, gdzie znajdujesz ukojenie?

Seyit ponownie mocno ją przytulił, zanurzając twarz w jej włosach.

– W tobie, kochana...

Nagle Szura zauważyła, jak niesprawiedliwa była wobec niego. Przecież tak naprawdę niczym się od siebie nie różnili. Seyit stracił o wiele więcej niż ona. To, co powinna była teraz zrobić, to sprawić, by zapomniał o smutku, dać mu szczęście, by mógł powrócić choćby w myślach do tych pięknych minionych dni. W myślach usłyszała echo jego ostatnich słów: „W tobie, kochana”.

Wtedy lekarstwem na ich tęsknotę za ojczyzną, rodziną i bajkową przeszłością, choćby krótkotrwałym, ale skutecznym, było połączenie ich ciał i dusz.

Szura czuła, jak od nawału tych wspomnień rana w jej sercu znowu zaczyna krwawić. Nie chciała się obudzić z tego snu. Odeszła od okna i ruszyła do sypialni oświetlonej przez małą lampkę. Jedwabna narzuta w kolorze wina, kremowa pościel, leżący na podłodze dywan z Aubusson i stylowe abażury odbijały się w jej oczach, ale Szura myślami była bardzo daleko. Właśnie wchodziła do małego pokoju w hotelu Sheref, w stambulskiej dzielnicy Tarlabaşı, z którego rozciągał się widok na wąskie uliczki. Ogień z pieca kaflowego stojącego w rogu pokoju rzucał cienie na ściany pomieszczenia. W ciemnych zakamarkach szukała wzrokiem ukochanego.

– Seyit... Seyit... Gdzie jesteś? Przytul mnie... Seyit... – szeptała, jakby zgubiła się w ciemnym lesie.

Poczuła, jak aksamitna sukienka zsuwa się z niej wraz z halką. Zanurzyła się w cieple ramion oplatających jej ciało. Seyit podniósł ją, lekką jak piórko, i zaniósł do łóżka. Szura cierpliwie czekała na swojego mężczyznę. Jej włosy, skóra twarzy, szyi i piersi chłonęły dotyk ust Seyita, jakby obdarowywane pocałunkami po raz pierwszy. Trzask drewna w kaflowym piecu, iskry widoczne przez otwory w drzwiczkach, białe firanki i tiul nadawały tej chwili magii wschodniej baśni. Śnieg padający wielkimi płatkami za oknem i biały zimowy krajobraz były jednak wspomnieniem z innego odległego kraju. Wyciągnęła rękę i delikatnie gładziła włosy kochanka. Gdy dłonie Seyita zaczęły błądzić po jej ciele, wiedziała, że znowu nadchodzi chwila, w której ich dusze i ciała odnajdą krótki spokój.

Szura, chcąc samej sobie udowodnić, że to wszystko wydarzyło się naprawdę, spojrzała spod półprzymkniętych powiek przez okno. Nie mogła pozbyć się złudzenia, że padający śnieg, otulający grubymi kołnierzami parapety okien, należał jakby do innego wymiaru. Mężczyzna, za którego ciepłem tak bardzo tęskniła, był wspomnieniem z kraju, którego nieodłączną cechą były takie właśnie śnieżyce. Wyciągnęła ręce, chcąc przytulić się do niewidzialnej postaci. Tak bardzo chciała powierzyć mu swoje życie, pozbyć się tej obezwładniającej tęsknoty i znowu doświadczyć miłości... Czuła się taka bezradna... Przez łzy patrzyła na odbicie w zaparowanej szybie, odbicie kobiety kochającej się z miłością swojego życia, a światła latarni po przeciwnej stronie Sekwany tańczyły na skórze jej kochanka.

To wszystko już się kiedyś wydarzyło – śnieg, zimno, tęsknota, samotność... Wszystko było takie jak wtedy, zimą 1919 roku. Wszystko takie jak teraz, tej zimowej nocy w Paryżu. Mimo to w tym ciepłym pokoju ta obecna Szura na widok śniegu marzła o wiele bardziej. Objęła dłońmi trzęsące się ramiona, a potem wyciągnęła dłoń, jakby chciała zamienić się miejscami z Szurą ze wspomnień. Światła latarni rozjaśniały jej skórę, a ona drżała, marząc dalej o namiętnym, acz cierpliwym dotyku kochanka, o jego potarganych włosach, o wyznaniach miłosnych, które szeptała, patrząc w oczy ukochanego.

Nie mogła już patrzeć na szaloną namiętną noc młodszej o pięć lat Szury. Dreszcze, które czuła na ciele, zaczęła również odczuwać wewnątrz duszy. Czuła się chora. Gdy tylko zapaliła lampkę stojącą na intarsjowanej komodzie, powróciła do rzeczywistości. Jej umysł był tak przepełniony wspomnieniami, że choć te zadawały jej ból, chciała przeżywać je dalej. Wzięła karafkę stojącą na srebrnej tacy i nalała sobie wódki. Wypiła duży łyk i ciężkimi krokami przeszła do sypialni. Pociągnęła jeszcze dwa łyki i odstawiła kieliszek. Położyła się na łóżku. Jej bursztynowe włosy rozsypały się na chintzu w tym samym kolorze. Zamknęła oczy i otworzyła je. Wciąż przed oczami miała tak wyraźne sceny z przeszłości.

Pomimo zimna, które czuła, pomimo przeszywającej samotności wspomnienia scen miłosnych rozpalały w zakamarkach jej duszy ogień. Tak bardzo pragnęła przytulić się do ukochanego mężczyzny i jeszcze raz móc poczuć jego dotyk.

– Och, Seyit... kochany... – szeptała, płacząc za utraconą miłością. Powtarzając jego imię, długimi zgrabnymi palcami głaskała w wyobraźni głowę ukochanego spoczywającą na poduszce. Wspomnienia, ból i tęsknota wypływały z jej duszy jak z tajemniczego pudełka, w którym tkwiły zamknięte przez lata. Szura pociągnęła za brzeg tkaniny przykrywającej łóżko i zawinęła się w nią jak w kokon. Marzła. Kiedyś myślała, że samotność trzeba przeżywać samemu i nie można z nikim się nią dzielić. A jednak z Seyitem dzielili to nieszczęście. Dwie samotne dusze zapominały o tkwiącym w nich smutku... Choćby na chwilę... Teraz natomiast nie była w stanie znaleźć lekarstwa na ból, jaki sprawiała jej ta kolejna emigracja i oddalenie od bliskich. Nowe miłostki nie były wystarczająco silne, by zwalczyć ten smutek. Żadna z nich, żaden dotyk, żadne słowo nie mogło bowiem równać się z tym z przeszłości. Im więcej czasu upływało, tym lepiej rozumiała, jak głęboka była jej więź z Seyitem. Łączył ich bolesny los, tęsknota, ta sama przeszłość... Rozumieli się bez słów. Kiedyś. Teraz Seyit należał już do innego, dalekiego świata.

Jej myśli popłynęły w stronę wydarzeń w Perze z wiosny 1924 roku... Pojawiła się nowa garść wspomnień. Ten dzień, w którym, po nocy spędzonej z Alainem, nagle w progu ujrzała Seyita... Ten przeklęty dzień... Jeden z tych, które zmieniły jej życie. Ta okropna kłótnia, furia, a potem miłosne pojednanie we łzach i szlochu...

Delikatnie potrząsała głową w prawo i lewo, szukając ukojenia.

– Tak, kochany... Szkoda, że nie zamarzliśmy tam jak kupidyny... Ach! Tak bardzo za tobą tęsknię, Seyit... Tak bardzo... – szeptała, płacząc.

Tęsknota dręczyła jej duszę, wyniszczała ciało. Szura miała jednak żyć dalej, nie pokazując nikomu swoich ran, smutku i łez. Musiała być silna. Podciągnęła do twarzy narzutę i wytarła łzy...

3

SAMOTNA MIŁOŚĆ

Alain miał niedługo wrócić z rejsu. Razem mieli spędzić w Paryżu Boże Narodzenie i Nowy Rok. Młody mężczyzna robił wszystko, co mógł, by dać Szurze choć odrobinę radości, którą utraciła, i by choć na chwilę zapomniała o bólu, który nosiła w sercu. Zresztą tak niewiele wiedział o przeszłości kobiety, którą kochał... Przeszłość, uczucia, nadzieje i marzenia starał się poznać i zrozumieć z wyrazu jej oczu. Wypowiedział najemcy mieszkanie, które pozostawił mu ojciec, i przekazał je Szurze. Gdy wracał do Paryża, spędzał z nią cały czas, obsypując prezentami i patrząc z miłością w oczy.

Szura natomiast była wierną kochanką o złamanym sercu, spokojną, zrównoważoną, wręcz pozbawioną emocji. Od chwili, w której Alain przekraczał próg mieszkania, ich wspólne chwile były jak zaplanowany wcześniej program. Od miesięcy w ich związku nie było żadnej niespodzianki. Musiała przyznać, że po niespokojnych latach, po ucieczkach i powrotach, po przygodnych romansach Alain był dla niej jak spokojna przystań. Nie mogła jednak powiedzieć, że ich związek dawał jej wszystko to, czego oczekiwała. Seyit żył pełnią życia. Gdy się złościł, nie potrafił się opanować. Gdy ją całował, rozbierał, kochał się z nią, robił to tak namiętnie, że jego ciemnoniebieskie oczy zdawały się krzyczeć, że oboje do siebie należą. W każdym dotyku, w każdej chwili bliskości dawali sobie nawzajem wsparcie w tęsknocie za ojczyzną i rodzinami, które opuścili. To właśnie za takim związkiem Szura tęskniła. To Seyit był tym mężczyzną, który sprawił, że stała się kobietą. Teraz, choć w stabilnym związku bez emocji dusza Szury odpoczywała, dla jej serca i ciała to wszystko było za mało.

W tym nowym kraju, z dala od rodziny i przyjaciół, Szura potrzebowała bliskości i poczucia bezpieczeństwa, a Alain wyjeżdżał często i na długo. Nie był to dobry czas, by zadbać o jej duszę i ciało. Choć bardzo się starał, wielokrotnie zostawała zupełnie sama ze swoją tęsknotą i łzami. Chciał jednak, by chociaż wyglądała na szczęśliwą i tym widokiem uszczęśliwiła jego.

Alain nie zdołał do tej pory spełnić obietnicy danej Seyitowi w Stambule. Nie poślubił Szury, bo nie udało mu się jeszcze rozwieść z żoną. Choć ich małżeństwo od dawna było fikcją, a żona dobrze wiedziała, jak poważny jest jego związek z Szurą, nagle zmieniła zdanie co do rozwodu. Alain słyszał, że przez ostatnie pięć lat sama miała kochanka. Zatrudniając drogich adwokatów, starał się znaleźć jakieś rozwiązanie i uwolnić od przeszłości. Przecież dał słowo. W nadchodzącym roku miał wreszcie odzyskać wolność. Planował poślubić Szurę zaraz po rozwodzie.

Myśląc o tym wszystkim, co ją spotkało, od kiedy skończyła piętnaście lat, Szura była pewna, że da radę pokonać wszystkie problemy. Zdawała sobie sprawę, że związała się z Alainem, by jego miłością chronić siebie, ale też że wywróciła jego życie do góry nogami. Nie chciała zmuszać go do podjęcia decyzji o małżeństwie. Jej duma by tego nie zniosła. Z jednej strony ze skrywaną nadzieją czekała na wiadomość o rozwodzie i na dzień, w którym Alain włoży na jej palec pierścionek zaręczynowy. Z drugiej jednak – jakiś wewnętrzny głos zadawał jej pytanie, czy w ogóle zamierza przyjąć te oświadczyny.

Wrzuciła do wysokiego kieliszka dwie kostki lodu i plasterek cytryny, a potem napełniła go rosyjską wódką. Nastawiła w gramofonie płytę z drugim koncertem fortepianowym Rachmaninowa i zapaliła przez długi ustnik papierosa. Uśmiechnęła się na myśl o ostatnich ośmiu latach, o swoich przeżyciach i tym, dokąd zawiodło ją życie. Gdzie się podziewała mała Szureczka z Kisłowodzka? Gdyby mama mogła ją teraz zobaczyć, bardzo by się zdziwiła. Miedziane włosy, które kiedyś zaplatała w dwa warkocze, ścięła króciutko, zgodnie z paryską modą. Na paznokciach lśnił czerwony lakier, a na ustach – szminka w tym samym kolorze. W szyfonowej sukience z cekinami, opadającej spod linii biustu, z kieliszkiem wódki i papierosem w ręce bardzo różniła się od tamtej Szury z 1917 roku... Jekatierina Nikołajewna na widok córki chyba by zemdlała...

Cichym, nerwowym chichotem próbowała powstrzymać łzy tęsknoty za ukochaną matką. Wspomnienie o ojcu było jeszcze odleglejsze. Zaraz na początku rewolucji zachorował na raka.

Jej ruchy spowolniały, jakby przytłoczone myślami. Usiadła na fotelu stojącym przy drzwiach, z którego mogła patrzeć na werandę. Zaciągnęła się papierosem i popiła duży łyk wódki. Nagle zauważyła, że choć dopiero co usiadła, jej kieliszek już jest pusty. Wstała i dolała sobie alkoholu. Lubiła taką samodzielność, którą dobrze maskowała samotność. Ta zresztą była najtrudniejsza do zniesienia wtedy, gdy otaczali ją ludzie.

Wtulając się w obicie fotela, znowu się zaciągnęła. Dym poleciał w stronę okna. Balkon, stojące na nim krzesła i poręcz otulał śnieg, który wciąż zasypywał Paryż białym puchem. Płatki spadały szybko, krążąc nieustannie, a potem rozwiewał je silniejszy podmuch wiatru.

Szura rozmyślała o ludziach, którzy przewijali się przez jej życie. Nagle wiatr z gwizdem rozdmuchał jak pył śnieg oblepiający okno. Zastanawiała się, dokąd jeszcze zaprowadzi ją los. Gdzie będzie się poniewierać, do kogo przytulać. Wstrząsnął nią nagły dreszcz. Chłód, jaki ją przeszywał, nie był związany z zimową aurą. Przez lata zdążyła się już do niego przyzwyczaić. Tak reagowało jej ciało, gdy samotność i bezradność przenikały jej serce. Lekarstwem na ten chłód był tylko Seyit. Teraz jednak Seyit jest tak daleko... Nikt nie pukał do jej drzwi, słońce już dla niej nie wschodziło, śnieg miał nigdy nie przestać padać, wódka miała się nigdy nie skończyć, koncert na gramofonie wciąż miał się powtarzać, a Szura, siedząc w fotelu, miała przeżywać w myślach swoją przeszłość od nowa i od nowa, w nieskończoność... Czuła jego usta na ramionach, na szyi, na piersiach i ustach, ciepło jego ciała, bicie jego serca...

Melodyjny dzwonek do drzwi wyrwał ją z zamyślenia. Wstała, potrząsając głową, jakby chciała wybudzić się z głębokiego snu. Zostawiła papierosa w popielniczce i trzymając w ręce kieliszek, podeszła do drzwi. Dobrze wiedziała, że to Alain. Pomimo że miał klucze do mieszkania, za każdym razem dzwonił do drzwi i czekał, aż Szura je otworzy, jakby prosząc o pozwolenie na wejście do jej świata. Spojrzała przez dziurkę od klucza. W świetle korytarza zobaczyła jego twarz. Poprawiał włosy dłonią, a na twarzy malowało się radosne oczekiwanie. Otworzyła drzwi.

W mundurze kapitana, przystojny jak zawsze, z tęsknotą w oczach i wielkim bukietem orchidei w dłoni przytulił się do niej mocno. Szurę cieszył dotyk jego pocałunków i skóry, zapach wody kolońskiej i włosów, a także delikatne łaskotanie na policzku płatków orchidei. Powoli wybudzała się z alkoholowego letargu marzeń. Zostawiła ukochanego mężczyznę w świecie ułudy i wracała do rzeczywistości. W tej chwili to, czego potrzebowała, to poczuć się bezpiecznie w męskich ramionach. Z ufnością zarzuciła mu ręce na szyję i mocno się przytuliła. Alain podniósł jej głowę i uśmiechnął się.

Wiedział, że za chwilę rozpali się w niej namiętność. Na samą myśl o tym, co go czeka, poczuł, jak krew uderza mu do głowy.

– Nie zaprosisz mnie do środka? – wyszeptał jej do ucha.

Szura roześmiała się beztrosko, jak dziecko, robiąc krok w stronę mieszkania. Wzięła od niego kwiaty i obserwowała, jak podnosi z walizki kapitańską czapkę i wnosi bagaż do środka. Zamknęła drzwi i szybko pocałowała go w policzek.

– Kwiaty są przepiękne, dziękuję. Już wkładam je do wazonu.

– Chciałem kupić niebieskie irysy, ale to chyba nie ten sezon.

– Te też są piękne, kochanie... – uspokoiła go, zabierając wazon ze stolika i idąc do kuchni.

– Ale ty wolisz irysy.

Alain zdjął płaszcz i marynarkę i podszedł do Szury. Kobieta stała przy kuchennym blacie i rozkładała bukiet w wazonie. Przytulił się do jej pleców, obejmując talię i pieszcząc ustami jej włosy.

– Chcę dawać ci wszystko to, co najbardziej kochasz – wyszeptał.

Pogłaskała go po policzku.

– Nikt nikomu nie może wciąż dawać tego, co ten najbardziej kocha, Alain – odpowiedziała, układając dalej kwiaty. – Nawet jeśli to dotyczy ciebie i mnie...

Smutne tony we własnym głosie ją zirytowały. Podniosła wazon z blatu i odwróciła się energicznie.

– Ale mogę cię poczęstować twoim ulubionym alkoholem.

Alain złapał jej ramiona i pocałował w czoło.

– Napiję się tego, co ty pijesz.

– Zapraszam – roześmiała się, idąc do salonu.

Alain z zachwytem obserwował jej smukłe ciało i zgrabne kroki, czując narastające pożądanie. Szura postawiła wazon przed lustrem na komodzie z ciemnego orzecha, a potem podeszła do barku z alkoholem i napełniła dwa kieliszki lodem. Alain, obserwując ją, czuł niewypowiedzianą przyjemność, ale też pewien rodzaj bólu. Ta delikatna, piękna i ciepła kobieta, za której spokojem kryło się złamane serce, stała tam i należała do niego, ale z drugiej strony była tak niespokojna duchem i ulotna... Zdawało mu się, że gdy patrzy na nią stąpającą na smukłych nogach po dywanie, jej długie palce nie sięgają kieliszka, że jej skóra, szaroniebieskie oczy, miodowe włosy połyskujące złotem w ciepłym świetle lampy odbijają się w jakimś lustrze. Pomimo że czuł ciepło bijące od jej skóry, to zaraz potem wydawało mu się, że lada moment ją straci. W głębi duszy dobrze wiedział, że w świecie Szury, pełnym marzeń, snów i wspomnień, jest tylko gościem. Wewnętrzny głos podpowiadał mu, że jest szansa na to, że Szura go przyjmie i zostanie z nim tak długo, jak będzie chciał. Nigdy wcześniej nie doświadczył takiego związku z kobietą. Związku, który w pewien sposób go ranił. Jak można tak kochać i być tak samotnym? Gdy spotykał wzrokiem wesołe i smutne spojrzenia Szury, zauważał, że uczucia i emocje, które przeżywała, zaczęły mu się udzielać. Powoli stawał się niewolnikiem nieuleczalnej tęsknoty swojej ukochanej i z każdym dniem czuł coraz większą bezradność.

Szura napełniła kieliszki i szła w jego stronę z uśmiechem na twarzy. Alain potrząsnął głową, uwalniając się od wciągającego go coraz bardziej wiru myśli. Odebrał kieliszek, a drugą ręką pogładził policzek Szury.

– Boże! Jaka ty jesteś piękna... Tak bardzo za tobą tęskniłem.

Nie odpowiedziała, ale jak kot poszukujący pieszczot wcisnęła się w jego objęcia. Uniosła głowę i spojrzała mu w oczy, wznosząc toast.

– Witaj, kochany.

Alain spojrzał na kobietę, przez którą przeżywał nieznaną mu dotąd mieszaninę radości i strachu. Nie chciał stracić ani odrobiny z tej chwili szczęścia, gdy mógł trzymać ją w ramionach. Wypił łyk wódki i złożył pocałunek na ustach Szury.

Kładąc się na łóżku w jego objęciach, Szura pomyślała o minionych nocach spędzonych z Seyitem, o tym, jak splatały się ich ciała, jak zatracali się w sobie i jak powracali do rzeczywistości z nadzieją na przyszłość. Mgła, którą zaszły jej oczy, nie uszła uwagi Alaina. Przerwał pieszczoty i ze strachem spojrzał jej w oczy. Wiedziała, jaki był stęskniony, i nie chciała sprawić mu przykrości. Nagle zrobiło jej się go żal. Nie mieli ani wspólnej przeszłości, ani przyszłości, którą mogliby dzielić. Wyparła z umysłu wspomnienia związane z Seyitem i uśmiechnęła się zapraszająco do Alaina, zarzucając mu ręce na szyję i oddając swoje ciało, w którym kryło się zranione serce.

Szura otworzyła oczy, zbudzona dźwiękiem monotonnego szumu skończonej płyty. Powtarzający się w równych odstępach zgrzyt miał jakąś hipnotyzującą moc. Kochali się, a potem zasnęli. Musieli spać już bardzo długo... Nie pamiętała, kiedy wyłączyła lampkę przy łóżku. Do pokoju wpadało światło lamp znad rzeki. Uniosła delikatnie ze swoich piersi rękę śpiącego głęboko Alaina i przesunęła ją na poduszkę. Wstała z łóżka. Idąc na palcach do garderoby, nagle poczuła strach. Objęła dłońmi ramiona. W mglistym świetle wkradającym się przez okna do mieszkania zobaczyła w lustrze szafy swoje odbicie. Jakby szukając ucieczki od samej siebie, otworzyła drzwi i sięgnęła po szlafrok. Jedwabny materiał wyślizgnął się z ciemności. Szura szybkimi ruchami owinęła nim ciało.

Wyszła z sypialni, podniosła igłę gramofonu i odłożyła płytę do pudełka. Potem zatrzymała się, jakby nie wiedząc, co robić dalej. Gdyby wróciła do łóżka, może by zasnęła, ale nie chciała spać. Wspominanie przeszłości mniej ją męczyło niż sny przepełnione tęsknotą i żalem. Dobrze wiedziała, że powinna już mieć nowe marzenia, i tak naprawdę bardzo ich potrzebowała, ale nic nie mogła poradzić na to, że przeszłość nie dawała jej spokoju. Wszystko, co ją otaczało, każda chwila, przypominało jej o życiu, które zostawiła za sobą. To samo działo się nawet teraz i właśnie dlatego nie mogła po prostu wrócić do łóżka i spokojnie zasnąć.

Powolnym krokiem, kontrastującym z gonitwą myśli przebiegających przez jej głowę, podeszła do drzwi balkonowych i obejmując dłońmi ramiona, spojrzała w niebo.

Płatki śniegu tańczyły lekko na wietrze, jakby miały nigdy nie spaść. Nagle silniejszy podmuch zerwał do lotu także te, które już leżały na ziemi, dachu i drzewach. Tanecznym ruchem wzbiły się w powietrze, dołączając do tych nowych, które dopiero spadały. Były jak nuty na pięciolinii, pospieszne i chaotyczne. Szura pomyślała, że tańczą pod komendą niewidzialnej batuty, a to padając w jedną stronę, a to mieszając się z wiatrem. Płatki, które leżały już w zaspach, przylegały do siebie jak stęsknieni kochankowie. Stawały się jednym ciałem, a potem rozłączone przez podmuch wiatru znowu tańczyły. Zauważyła, że na dębie rosnącym przed jej oknem pozostało kilka suchych liści, które oblepiły teraz płatki śniegu, jakby uparcie chroniąc je przed wiatrem. Patrzyła na ptaki, rozbudzone jak ona, które krążyły nad drzewem w poszukiwaniu pewniejszej gałęzi. Nagle poczuła zmęczenie i usiadła w fotelu. Podciągnęła nogi, położyła sobie na kolanach poduszkę z gęsiego pierza i rozsiadła się jak elegancki ptak w ciepłym gnieździe, stapiając się z nocą.

Donice, lampy i parapet na balkonie odkształciły się od ciężaru śniegu. Przypominały Szurze duchy czekające na przebudzenie. Te duchy mogły należeć do różnych miejsc... Do Groznego, Noworosyjska, Kisłowodzka, Nowoczerkaska, Petersburga, Moskwy, Riazania, Narzanu, Ałuszty, Synopy, Stambułu... Wszystkie miasta, przez które przetoczyło się jej życie, były teraz na tym małym balkonie.

Jednym mrugnięciem oka przeskakiwała we wspomnieniach z jednego miasta do drugiego. Chwile, które w nich spędzała, były tak krótkie, a podróże z jednego miejsca do drugiego – tak szybkie, że nie starczyło jej czasu, by zatrzymać się gdzieś na dłużej... Dokładnie tak jak w realnym życiu wciąż emigrowała dalej i dalej. Nigdzie nie mogła się zatrzymać. Przemieszczała się jak ptaki, które odleciały gdzieś daleko, zostawiając swoich bliskich i zabierając tylko wspomnienia. Łzy spływające z oczu pozostawiały na policzkach palące ciepło... Paryż ranił jej serce...