I love you, Cherry! - Kinga Stojek - ebook

I love you, Cherry! ebook

Stojek Kinga

3,3

Opis

Londyńskie życie Florence to głównie imprezy, spotkania z chłopakiem i plotkowanie z przyjaciółkami. Gdy rodzice wysyłają ją na stare gospodarstwo zmarłej babci, nie jest tym zachwycona. Powoli jednak odkrywa, że może to być całkiem odpowiednie miejsce do tego, by zmienić swoje życie, a przy okazji dowiedzieć się czegoś o swojej rodzinie.

Za namową koleżanki z dzieciństwa (i trochę z nudów) postanawia wynająć jeden z domków letniskowych pewnemu nieznajomemu.

Kim jest mężczyzna? Dlaczego Florence ma zakaz rozmawiania z nim?

I czemu nie może nawet zobaczyć jego twarzy?

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 285

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,3 (31 ocen)
5
10
6
10
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Nidda

Z braku laku…

1,5
00
Klaudia0017

Z braku laku…

Chaotyczna książka...
00
widokinabooki

Dobrze spędzony czas

Mieliście, albo macie nadal, swój ulubiony zespół muzyczny, czy piosenkarza? Ja przyznaję, że teraz słucham bardzo różnorodnej muzyki, ale w latach młodzieńczych byłam zakochana w pewnym wokaliście. Pytam nie bez powodu, bowiem motyw ten znajdziemy w książce, przy której spędziłam świetny czas, dokładnie jak przy piosenkach ulubionego zespołu. „I love you, Cherry" to połączenie literatury młodzieżowej, romansu i nutki tajemnicy. Florence to typowa dziewczyna naszych czasów. Jej życie to przyjaciele, imprezy i chłopak, dla którego wirtualny świat ważniejszy jest niż prawdziwe relacje. W jej życiu dużo się dzieje, więc porządkowanie domu babci okazuje się być idealną odskocznią od natłoku myśli. Czy jednak rzeczywistość okaże się taka, jak w jej wyobrażeniach? Ta książka to idealny „comfort book". Książka, którą czyta się bardzo lekko i przyjemnie. Bije od niej optymizm i dobra energia, choć porusza też poważniejsze tematy. Fabuła jest niespieszna, ale potrafi zaskoczyć. Osobowość g...
00
miedzy_akapitami

Całkiem niezła

Flo była trochę pogubiona. Momentami postępowała lekkomyślnie i wydawała się rozpieszczona. Nie podobał mi się jej związek. Dla mnie był bardziej układem, a zachowanie jej chłopaka pozostawia wiele do życzenia. Miałam wrażenie, że Flo jest zbyt uległa w tej relacji. Wyjazd i zdystansowanie od wszystkiego dało jej szersze spojrzenie na to, kim była. Zobaczyła, że trochę zapomniała o sobie i swoich marzeniach. Zatraciła się w związku, który wydawał się sztuczny i toksyczny. Wykorzystała te sytuacje, by zmienić coś w swoim życiu. Ta zmiana bardzo mi się spodobała. Relacja Joona i Flo była dla mnie czymś w rodzaju młodzieńczego zauroczenia. Niestety nie poczułam między nimi jakiejś wielkiej chemii. Owszem przyjaźń, jaka się między nimi nawiązała była fajna. Flo zyskała więcej pewności siebie, Joon również zrozumiał pare istotnych kwestii, jednak nie było to dla mnie nic głębokiego. Miło spędziłam czas czytając tę książkę, jednak czegoś mi w niej zabrakło. Fabuła była trochę przewidywalna...
00

Popularność




Redakcja: Marta Stochmiałek

Korekta: Magdalena Magiera

Copyright © by Kinga Stojek 2023

Ilustracja na okładce: Katarzyna Klement-Zaremba, IG: ksiazka_w_podróży

Okładka: Magdalena Zawadzka/Aureusart

Copyright for the Polish edition © 2023 by Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o.

Wyrażamy zgodę na wykorzystanie okładki w Internecie.

Skład i łamanie: Hotch Studio Paweł Czarkowski

ISBN 978-83-8266-297-9

Wydanie pierwsze, Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2023

Adres do korespondencji:

Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o.

ul. Ludwika Mierosławskiego 11a

01-527 Warszawa

www.wydawnictwo-jaguar.pl

instagram.com/wydawnictwojaguar

facebook.com/wydawnictwojaguar

tiktok.com/@wydawnictwojaguar

twitter.com/WydJaguar

Playlista

Anymore – Jeon Somi

Cherry – Harry Styles

Colours – Halsey

Dimple – BTS

Dinner & Diatribes – Hozier

Drivers Licence – Olivia Rodrigo

Mikrokosmos – BTS

My Blood – Twenty One Pilots

Pied Piper – BTS

Post Humorous – Gus Dapperton

Red Lights – Stray Kids

Shallow Water – Weathers

Sorry – Nothing But Thieves

Starting Line – Luke Hemmings

Want – Taemin

Rozdział I

Odhaczyłam już wszystkie punkty na zapisanej w telefonie liście „rzeczy do przygotowania”, ale ciągle towarzyszył mi niepokój. Po raz siódmy – tak, liczyłam – zajrzałam do kuchni, aby upewnić się, że tort znajduje się w lodówce w bezpiecznym tekturowym pudełku. Kilka osób z obsługi kawiarni Tea Pot spojrzało na mnie, unosząc z zaskoczeniem brwi. Nie wszyscy byli zadowoleni z mojej obecności na zapleczu, ale dostałam na to zgodę właściciela lokalu, którego moi rodzice dobrze znali. Umówiłam się z nim, że wynajmę salę wieczorem, niecałą godzinę przed zamknięciem, aby nie przeszkadzać przebywającym tam gościom.

Zdawałam sobie sprawę z tego, że zachowuję się jak człowiek z zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi, ale nic nie mogłam na to poradzić. Wymyśliłam, że przygotuję swojej przyjaciółce Kathy urodzinową imprezę niespodziankę i miałam zamiar dopilnować tego, aby wszystko poszło zgodnie z planem. Jeśli ceną były moje zszargane nerwy i pulsujący ból głowy, byłam gotowa zapłacić ją bez mrugnięcia okiem.

Zerknęłam na swoje odbicie w lustrze wiszącym na kolorowej ścianie sali. Różowe włosy o długości za ucho zdołałam w domu tylko umyć i przeczesać – to było wszystko, na co było mnie stać w tak stresującym dniu. Postawiłam na delikatny makijaż podkreślający oczy, a usta tylko musnęłam pomadką. Nie należałam do osób strojących się na takie okazje, zdecydowałam się więc na naturalny, wygodny look – dżinsy i biały T-shirt.

Tak naprawdę moja garderoba składała się głównie z tych dwóch elementów, tylko w kilkunastu egzemplarzach. Nadawałabym się na postać z serialu animowanego – w każdym odcinku nosiłabym te same ciuchy, dzięki którym byłabym lepiej rozpoznawalna.

Po raz pięćsetny – z pewnością, choć straciłam rachubę w liczeniu – skontrolowałam punkty odfajkowane na liście „rzeczy do przygotowania” i rozejrzałam się po sali. Kathy od kilku lat przeżywała silną fascynację Koreą Południową – jej kulturą, jedzeniem, a szczególnie muzyką, co wzięłam sobie mocno do serca, przygotowując dekoracje. Białe, czarne, czerwone i niebieskie balony podwieszone pod sufitem symbolizowały kolory z flagi Korei, złote serpentyny nawiązywały do okładki ostatniej płyty jej ulubionego k-popowego zespołu XOXO, a na ścianach wisiały oprawione w antyramy plakaty pozostałych grup, które darzyła sympatią. Jedzenie niestety nie nawiązywało do Korei, ponieważ do wyboru miałam tylko takie menu, jakie oferowała wybrana przeze mnie kawiarnia.

Coś jeszcze miałam z tyłu głowy, ale nie mogłam sobie przypomnieć co. Czułam niepokój, jakbym zapomniała o czymś naprawdę ważnym. Już zrobiłam krok w stronę kuchni, aby po raz kolejny sprawdzić, czy tort stoi na swoim miejscu, lecz stwierdziłam, że jeśli jeszcze raz tam wejdę i zajrzę do lodówki, to kelnerzy pewnie będą mnie obgadywali jeszcze przez kilka dni.

W drugiej części kawiarni toczyło się normalne życie, czyli dwóch lub trzech klientów rozmawiało głośno, przerywając swoje wypowiedzi na siorbanie gorących napojów. Słyszałam ich mimo ustawionego na środku drewnianego parawanu. Kiedy dołączyły do nich skrzypnięcie drzwi i nowe głosy, pognałam zgarnąć swoich gości do właściwej części sali.

Cały czas ukrywaliśmy się za parawanem, szepcząc. Plan był taki, że Danny zabierze Kathy na kawę i ciastko jako pocieszenie po całym dniu czekania na telefony i esemesy z życzeniami urodzinowymi. Zabroniłam wszystkim odzywać się do Kathy, żeby myślała, że o niej zapomnieliśmy. Wiem, brzmiało to nieco okrutnie, ale robiłam to po to, aby impreza niespodzianka naprawdę ją zaskoczyła.

Wszystko szło zgodnie z planem. Przez chwilę ukradkiem obserwowaliśmy, jak Danny i Kathy wchodzą do kawiarni. Trochę nawet zabolało mnie serce, kiedy zobaczyłam smutną minę swojej przyjaciółki.

– Dzisiaj będziemy magikami – szepnęłam do Cam, która stała najbliżej mnie, i wskazałam palcem na swoje usta. – Zamienimy podkówkę w banana.

– Wow, Copperfieldzie, ostrożnie – zaśmiała się z przekąsem.

Nie łapałam jej poczucia humoru, a czasem wręcz podejrzewałam, że po prostu żyjemy w zupełnie różnych światach. Dziewczyna poprawiła perfekcyjnie ułożoną fryzurę swoimi długimi palcami z paznokciami ozdobionymi różową hybrydą. Cała oblana była drogimi perfumami – które zapewne podkradła swojej matce – ale przez zapach ten przebijała się wyraźna woń lakieru do włosów. Odruchowo, z przyjemnością, wciągnęłam ją nosem.

Danny złapała Kathy za dłoń i szepnęła coś do niej, wskazując ręką w stronę zasłonki. Serce zabiło mi szybciej.

– Ej, ciii! Teraz! – zawołałam szeptem w stronę stojących za mną gości.

Wszyscy zamilkli i ustawili się w rzędzie. Gdy tylko Kathy weszła za parawan, jedenaście osób krzyknęło „niespodzianka!”, wystrzeliwując w górę konfetti z tub. Drobinki obsypały dziewczynę, która złapała się za twarz i zaczęła się śmiać.

– A więc to tak! – Pokręciła głową, w jej oczach błysnęły łzy wzruszenia. – Udało się wam! Naprawdę!

– My jesteśmy tylko gośćmi – sprostowała Danny. – Wszystko ogarnęła Florence. Kazała nam siedzieć cicho, żeby nie zepsuć niespodzianki.

Kathy rzuciła mi się na szyję, piszcząc.

– Kocham cię na zabój, Flo.

– Ja ciebie też.

Gdy Kathy oglądała wystrój sali i przyglądała się plakatom, nie mogłam przestać się uśmiechać. Widziałam wyraźnie, jak wszystko jej się podoba, jak docenia każdy przygotowany przeze mnie element. Najlepsze jednak było dopiero przed nią.

– Mamy dla ciebie coś specjalnego. – Cam podała Kathy ozdobną kopertę. Wzrok gości skupił się na solenizantce, każdy chciał dokładnie widzieć jej reakcję. – To jakieś kompletne szaleństwo, ale Flo twierdzi, że będziesz zachwycona.

Kathy wzięła kopertę do ręki i z namaszczeniem wyjęła jej zawartość. Byłam pewna, że ten prezent zwali ją z nóg, ale oczekiwałam raczej pisków i skoków niż tego, że wybuchnie płaczem. Dobrze, że nigdy się nie malowała, inaczej cały tusz spłynąłby jej z twarzy.

– Bilet…? – zapytała drżącym głosem. – Na… XOXO?

– Wiem, że o tym marzyłaś – odparłam ciepło.

Łzy ciekły jej po policzkach, gdy przytulała po kolei wszystkich gości, którzy złożyli się na ten wspólny prezent. Bilet był drogi jak podróż dookoła świata i ledwo udało mi się go zdobyć, mimo że koncert miał się odbyć dopiero za rok. Przeglądając strony z biletami, znalazłam wolne miejsca tylko w tak zwanym Golden Circle, czyli pod samą sceną. Możliwość oglądania zespołu z bliska wiązała się z odpowiednio wygórowaną ceną, ale stwierdziłam, że w tyle osób zdołamy zebrać tę horrendalną kwotę.

Radość Kathy sprawiła, że mi samej łza zakręciła się w oku.

– Raaany, gdyby tylko drugi bilet spadł mi z nieba, zabrałabym cię ze sobą! – Zawodziła Kathy, przytulając mnie kolejny już raz.

– Oj nie, nawet tak nie mów. – Wzdrygnęłam się przesadnie, wprawiając dziewczynę w rozbawienie. Wiedziała doskonale, że k-pop to nie moje klimaty. Zanudziłabym się na takim koncercie na śmierć.

– Jeszcze trochę, a moje koreańskie pranie mózgu w końcu zadziała i zobaczysz, że przed samym koncertem będziesz na szybko szukać kogoś, kto odsprzeda ci bilet!

Chciałam zaprzeczyć i uświadomić Kathy, że jej indoktrynacja trwa już kilka lat, a nadal nie zdołała mnie zarazić miłością do Korei, lecz wtedy Danny puściła pierwszą piosenkę z playlisty i moja przyjaciółka wpadła w ekstazę. Wskoczyła na parkiet i zaczęła tańczyć, ściskając bilet w ręce. Kathy należała do tych nieskrępowanych niczym, otwartych osób, które nawet bez makijażu i w dresie czuły się świetnie. Jej pewność siebie przyciągała mnie za każdym razem, gdy robiła coś, czego bym się nie spodziewała. Dołączałam wtedy do niej automatycznie, nie zastanawiając się nad konsekwencjami.

Już przy pierwszej piosence Cam podbiegła do nas i zrobiła naszej trójce zdjęcie z zaskoczenia.

– Ej, pokaż! – Wyciągnęłam rękę po telefon. – Pewnie wyszłam jak kretynka!

– Co ty, wcale nie – zapewniła, ale jej ton mówił co innego. Kliknęła kilka razy w klawiaturę i odbiegła, żegnając nas szelmowskim uśmiechem.

– Myślisz, że wrzuciła to na insta? – zapytałam Kathy, przygryzając wargi.

Dziewczyna machnęła ręką.

– Olej ją, niech sobie wrzuca, co chce i gdzie chce. Tańczymy!

Bawiłyśmy się na wąskim parkiecie, tańcząc do koreańskich piosenek i zajadając słodkości. Po niecałej godzinie usiadłyśmy we trójkę przy stoliku, aby w trzy sekundy pochłonąć cały karton soku pomarańczowego.

– Będą jakieś procenty? – zapytała Danny, poprawiając okulary. Gdyby nie ten gest, zapewne do końca imprezy nie zauważyłabym, że paznokcie ma pomalowane na czarno. Zawsze chowała dłonie w przydługich rękawach swoich workowatych bluz. – Goście są nadpobudliwi od tych azjatyckich kawałków. Przydałoby się coś, co ich zamuli.

– Zamuli? – zdziwiła się Kathy i wypiła ostatni łyk soku ze szklanki. – Alkohol działa przeważnie w drugą stronę. Jak im polejesz, to dopiero zaczną szaleć.

– Mnie usypia nawet małe piwo – zaśmiała się Danny.

– Właściciel kawiarni nie zgodził się na „napoje wyskokowe” – wyjaśniłam, unosząc brwi. – Więc dzisiaj herbatka bez prądu. Mam nadzieję, że mimo to będziecie się dobrze bawić. A szczególnie ty, Kathy. – Objęłam ją, uśmiechając się sztucznie. – Moja pijaczko.

Kathy zaczęła się chichrać.

– Może tak będzie lepiej. Ostatnia impreza skończyła się dla mnie, delikatnie mówiąc, żenująco.

– Tak? – zainteresowała się Danny. – Nie przypominam sobie.

Solenizantka zakryła twarz dłonią.

– Skompromitowałam się przed rodzicami Flo. Byłam zbyt pijana, żeby iść do domu, i Flo wzięła mnie do siebie, a ja odstawiłam szopkę i zbiłam wazon, który stał na kominku w salonie…

– I to wazon odziedziczony w spadku po mojej babce! – Zgromiłam ją, wymachując teatralnie palcem. – Świętej pamięci Lucynie Złowrogiej.

– Och, nie. Potej babce? – Danny zakryła usta dłonią. – Biedaczka pewnie się w grobie przewraca.

– A właśnie, jak tam wielka posiadłość Lusiny? – spytała Kathy, wymawiając imię staruszki z brytyjskim akcentem. – Jakie plany mają twoi rodzice na taki niezbyt skromny spadek?

Ktoś z gości dorwał się do laptopa i z głośników poleciała piosenka zespołu The Proclaimers. Trzech chłopaków stanęło na środku parkietu i zaczęło wyśpiewywać tekst z perfekcyjnym szkockim akcentem.

– Nie przesadzaj, to raptem dwa domki dla turystów…

– …z dostępem do jeziora – sprostowała Kathy. – O tak, bardzo skromnie.

– Sama działka nie jest zbyt wielka, ale za to dobrze usytuowana. – Zaczęłam stukać słomką w dno pustej szklanki. – Wiecie, moi rodzice prowadzą hotel, to już wystarczająco wymagające zajęcie. Nie wiem, co będzie, ale sądzę, że zechcą sprzedać posiadłość babki.

– Lusina tego nie przeżyje. – Danny pokręciła głową. – Tym bardziej że jest już martwa.

Refren500 miles rozbrzmiewał w całej sali. Aż mi samej chciało się dołączyć do śpiewania charakterystycznego „Da dadada”. Spojrzawszy na rozbawionych gości, zaczęłam mieć podejrzenia, że ktoś jednak przemycił pod bluzą jakiś zakazany napój.

Danny zaczęła opowiadać o tym, jaki sklep z gotyckimi ciuchami znalazła na obrzeżach Londynu, Kathy poszła szukać drugiego kartonu z sokiem i przepadła, a ja kątem oka zerkałam na zegarek, aby nie przegapić momentu, gdy wybije godzina dziewiętnasta siedemnaście. Była ona wyjątkowa z tego powodu, że zespół XOXO miał piosenkę o takim tytule. Nie miałam pojęcia, do czego nawiązuje, ale stwierdziłam, że Kathy doceni ten gest.

Było dwanaście po, kiedy poprosiłam Danny o pomoc z tortem. W drodze do kuchni minęłyśmy Cam, opartą o ścianę i stukającą palcem w telefon.

– Ej, Flo, a co z Andym? Kiedy przyjdzie?

Na dźwięk tego imienia oblała mnie fala zimnego potu. Myśl kołacząca gdzieś z tyłu głowy w końcu wskoczyła na odpowiednie miejsce.

Wiedziałam, że o czymś zapomniałam. Nie przypuszczałam jednak, że chodziło o Andrew.

– O nie – szepnęłam i złapałam się za twarz, po czym szybko odwróciłam się do Danny, żeby Cam nie widziała mojej miny. Popchnęłam dziewczynę za drzwi kuchni i wzięłam kilka głębokich wdechów. – Danny, ja na śmierć zapomniałam…

– O czym? – Złapała mnie za rękę.

– Nie wierzę, po prostu nie wierzę.

Zbłąkany kelner, który zapewne został w kuchni tylko po to, aby nas przypilnować, uniósł wzrok znad telefonu, wyczuwając nadchodzącą dramę. Nawet nie krył się z tym, że nas podsłuchuje.

– Zapomniałam powiedzieć Andrew o urodzinach – wyznałam w końcu, nie mogąc uwierzyć we własne słowa. – Wszystko przygotowałam, miałam zaplanowany każdy punkt. Pamiętałam o najmniejszym szczególe…

– …ale zapomniałaś zaprosić na imprezę swojego chłopaka.

– No słyszysz, jak to brzmi? Jestem kretynką.

Danny zaśmiała się pod nosem i położyła mi rękę na ramieniu.

– Nie panikuj. Po prostu zadzwoń do niego teraz…

– O nie, to już lepiej będzie, jak Andrew nie dowie się, że ta impreza w ogóle się wydarzyła.

Kelner odchrząknął, a Danny popatrzyła na mnie spod zmrużonych powiek i pokręciła głową, jak matka komentująca zabawny wygłup swojego dziecka.

– To się nie uda, Flo. Po prostu daj mu znać. Przecież Andrew się nie obrazi.

Z moich ust wydobył się krótki, drwiący śmiech. Spojrzałam na zegarek, ale dziewiętnasta siedemnaście minęła bezpowrotnie. Przeklęłam pod nosem, czując przytłaczający ciężar mojej głupoty.

Usłyszałyśmy nagłe ożywienie na sali. Kilka głosów było podniesionych, ale nie z powodu kłótni. Ton wskazywał na to, że wydarzyło się coś ciekawego.

Postanowiłam wstrzymać się z tortem i w pierwszej kolejności sprawdzić, co takiego zadziało się wśród gości. Gdy wyszłyśmy z kuchni, pierwszym, co zobaczyłam, był wielki pluszowy miś. Mówiąc „wielki”, mam na myśli wymiary zbliżone do dorosłego człowieka. Początkowo myślałam, że ktoś się za niego przebrał, ale już po chwili zza gigantycznego pluszaka wychylił się Andrew.

– To dla ciebie, Kathy! – Wręczył dziewczynie miśka, który był od niej większy o głowę. Złapała go niezdarnie, uśmiechając się krzywo.

– No, dzięki. Fantastyczny prezent.

Kathy nie cierpiała pluszowych misiów, odkąd skończyła pięć lat. Ale skąd Andrew mógł o tym wiedzieć?

Podeszłam do swojego chłopaka i przywitałam go pocałunkiem. Uśmiechał się, puścił mi nawet oczko, a więc najwyraźniej nie był na mnie zły.

– Hej, Andy, widziałem twój ostatni wpis na Instagramie o tej nowej siłowni przy Bracken Street! – rzucił któryś z panów. – Zachęciłeś mnie, chyba założę tam kartę.

– Wspaniale, bracie, do dzieła! – Andrew złożył dłoń w pięść, w geście zachęcającym do działania.

W rogu sali Kathy próbowała usadzić misia pod ścianą, lecz jego rozmiary (i prawdopodobnie waga) utrudniały sprawę. Ciągle opadała mu głowa, jakby przesadził z miodem pitnym.

Cam podbiegła do Andrew, odrzucając włosy z twarzy.

– Ej, to zdjęcie ze szczeniaczkami skradło moje serce – powiedziała z ręką na sercu. – Naprawdę. Aż mam ochotę zaadoptować jakiegoś słodziaka.

Poczekałam cierpliwie, aż emocje związane z pojawieniem się Andrew nieco opadną. Od dwóch lat bardzo intensywnie działał w internecie, głównie na Instagramie i Twitterze. Okazjonalnie wrzucał też filmiki na YouTube. Były to wpisy głównie lifestyle’owe, dotyczące zdrowego odżywiania i sportu. Jego wygląd przyciągał kobiety – był wysoki, dobrze zbudowany. Lubił chwalić się w sieci swoją wyrzeźbioną klatą, miał przystojną twarz i potrafił dobrze pisać. Podziwiałam go za to. Kiedy się poznaliśmy, dopiero rozkręcał konto na IG, ale już wtedy grzeszył urodą. Nie miałam pojęcia, jakim cudem wpadłam mu w oko, ale gdy do mnie zagadał, nie mogłam ustać na nogach. Po dwóch latach nadal robił na mnie takie samo wrażenie.

– Andrew, najmocniej cię przepraszam… – powiedziałam, gdy udało mi się na chwilę odciągnąć go od reszty gości. – Chyba przez natłok tych wszystkich rzeczy związanych z organizacją imprezy zapomniałam w końcu powiedzieć o niej tobie. Tak strasznie mi głupio.

Uśmiechnął się zdawkowo.

– W sumie dzięki tobie mogłem zrobić takie wejście, że Kathy nie zapomni tych urodzin do końca życia.

Zerknęłam na przyjaciółkę rozmawiającą z jedną z naszych koleżanek, a potem na miśka, któremu opadła głowa. Mogłam dać uciąć swoją, że pluszak zostanie w tej kawiarni już na zawsze.

– Rzeczywiście, bardzo efektowny prezent.

Andrew przeczesał ręką swoje blond włosy i rozejrzał się po sali. W tle leciała piosenka Rolling Stonesów, kilka osób podskakiwało na niewielkim parkiecie.

– Macie tu jakieś piwko? – zapytał, drapiąc się po brodzie. – Trochę mnie suszy.

– To impreza bezalkoholowa.

– I oni tak tańczą na trzeźwo? – Wskazał palcem gości, którzy najwyraźniej nie potrzebowali procentów do tego, aby dobrze się bawić. – Okej… – odchrząknął i przekrzykując muzykę, zakomunikował: – Przenosimy tę nudną imprezę w żywsze miejsce! Wszyscy za mną! Jedziemy do Calvins’ Side!

W kawiarni rozległ się pomruk zadowolenia.

– Daj spokój, przecież tam nie można się dostać ot tak! – krzyknęła Kathy. Wyglądała na zdenerwowaną.

– Dziewczyno, ty sobie nie wyobrażasz, w jakie miejsca ja mogę się dostać na skinienie palcem – odparł z nieskrywaną pewnością siebie. – Chodźcie! Na początek stawiam wszystkim po dużym piwie! – Zwrócił się do Kathy. – A tobie, z okazji urodzin, postawię dwa.

– Nie pijam piwa.

Bardzo krótko, ale intensywnie zmierzyli się wzrokiem. Entuzjazm gości sprawił, że impreza, niczym niepowstrzymana fala, przeniosła się do klubu Calvins’ Side. Było tam bardzo nowocześnie – neony, głośna, klubowa muzyka, fantazyjne drinki.

– Nie cierpię takich pozbawionych duszy miejsc – powiedziała Kathy, gdy pół godziny później siadałyśmy na obitych lateksem kanapach. – Już pomijając, że to moje urodziny, Andrew zachował się fatalnie wobec ciebie. W końcu przygotowałaś w kawiarni cały wystrój! Wszystkie te drobne szczegóły związane z Koreą, żeby było mi miło.

– Oj tam. – Machnęłam ręką, przełykając kroplę goryczy, której smaku nie chciałam poczuć. – Reszta gości świetnie się teraz bawi. – Spojrzałam badawczo na przyjaciółkę i przyciągnęłam bliżej torbę z cennym pakunkiem. – Mam nadzieję, że ty też.

Dziewczyna uśmiechnęła się. Na jej twarz padało różowawe światło, wyglądała jak główna bohaterka teledysku z lat osiemdziesiątych.

– Dla mnie najważniejsze, że jestem ze świetnymi ludźmi.

Sięgnęłam do torby i wyjęłam jej zawartość na stolik. Przyciągnęłam tym spojrzenia trzech koleżanek, które siedziały nieopodal nas. Reszta tańczyła, wlewała w siebie drinki i głośno śpiewała piosenkę Davida Guetty.

Tort, który zabrałam ze sobą z kawiarni, wyglądał przepysznie i musiał też tak samo smakować. Ale najbardziej czekałam na reakcję Kathy na widok zdjęcia, którym postanowiłam udekorować ciasto.

– O kurczę, Flo – wydukała, przyglądając się fotografii. Gdzieś w głębi duszy miałam nadzieję na wylewniejszy komentarz. Wskazała palcem na twarz swojego ulubieńca z XOXO i spojrzała na mnie. – A… Czemu on?

Wytrzeszczyłam oczy.

– Jak to „czemu”? No przecież to ten twój… jak wy mówicie? Bias?

Dziewczyna zaczęła się śmiać i przytuliła mnie. Chichotała na moim ramieniu dobrych kilkanaście sekund, a ja czułam się, jakbym była prowadzącym program rozrywkowy, który właśnie powiedział coś poważnego, ale publiczność odebrała to jako świetny żart i zaczęła się śmiać. Co wypadało zrobić w takiej sytuacji? Było tylko jedno rozwiązanie.

Zawtórowałam Kathy, zerkając nerwowo na Koreańczyka patrzącego na mnie pożądliwie z wierzchu tortu.

– Flo, kocham cię tak bardzo, że nie mogę się na ciebie gniewać – powiedziała Kathy, ocierając kąciki oczu wierzchem dłoni. – To nie jest Chan, mój bias. To jest inny koleś z XOXO. Pomyliłaś facetów.

Kolejna wtopa. Miałam ochotę schować się pod stołem i wyjść za rok.

– Kathy, tak bardzo cię przepraszam… – Uniżyłam się, już po raz drugi tego samego dnia.

Kolejną godzinę spędziłyśmy rozpostarte na kanapie, oglądając zdjęcia ulubionych Koreańczyków Kathy, którzy nadal wyglądali dla mnie jak jeden i ten sam człowiek.

Alkohol lał się litrami, Kathy trzymała swój bilet wetknięty za brzeg stanika, Danny grzebała w telefonie i co chwilę podstawiała mi pod nos najróżniejsze memy. Cam podrywała każdego faceta, który przeszedł obok niej, na tyle skutecznie, że co kilka minut robiła sobie zdjęcie z nowym kandydatem na kochanka. Andrew to tańczył, to grzebał w telefonie, ale przede wszystkim bacznie obserwował, czy nikt nie robi mu fotki ani nie nagrywa, gdy pije drinki lub je nachosy. Takie materiały mogłyby zaszkodzić jego wizerunkowi.

Andrew nie wyglądał na obrażonego z powodu mojej wpadki. Nie wspominał już o tym, że zapomniałam go zaprosić, myślałam więc, że sprawa została zamknięta. Jednak tuż po opuszczeniu klubu okazało się, że jest inaczej.

– Zamów sobie taksówkę, ja wrócę pieszo – rzucił, wbijając dłonie w kieszenie skórzanej kurtki. Był środek lipca, ale po północy potrafiło być naprawdę chłodno.

– No co ty, Andrew, przecież masz z dziesięć kilometrów do domu.

Wbił wzrok w chodnik i westchnął.

– I tak ci na mnie nie zależy, więc po co ta gadka? Równie dobrze mogę wracać pijany na piechotę, zostać pobity, a ty nawet się mną nie zainteresujesz.

Momentalnie zaschło mi w ustach.

– Dlaczego tak mówisz?

– Bo tak jest. – Za plecami Andrew przejeżdżały samochody, neon hotelu Ritz świecił mi w oczy, a ciepłe światło latarni padało na nasze twarze. Jego była w tej chwili bardzo zmartwiona, pogrążona w żalu. – Nawet nie pisnęłaś słówkiem, że robisz imprezę dla Kathy. Dowiedziałem się o tym przypadkowo. Wiesz, jak się poczułem? Na pewno nie wiesz, bo ja nigdy się tak wobec ciebie nie zachowałem.

Jego głos był przepełniony bólem. Wpatrywałam się w niego z troską i przyspieszonym oddechem. Trzęsły mi się ręce, ale wmawiałam sobie, że to z zimna.

– Andrew, nie mów tak, proszę. Przecież wiesz, jak mi na tobie zależy.

– No właśnie nie wiem! – odparł niespodziewanie podniesionym głosem. – Mam wrażenie, że wszystko jest ważniejsze ode mnie.

Kręciłam głową, szukając odpowiednich słów. Gdy tuż obok nas zatrzymała się mała czarna taksówka, ubłagałam Andrew, żeby wsiadł do niej razem ze mną.

– To miała być impreza niespodzianka – tłumaczyłam, gdy auto wiozło nas do mojego domu. – Długo musiałam utrzymywać wszystko w tajemnicy, prosiłam innych o dyskrecję, aż w końcu zapomniałam ci o niej powiedzieć. Żałuję, uwierz mi. Tak żałuję, że sobie tego nie wyobrażasz.

Złapałam go za rękę, ale nie spojrzał mi w oczy. Dopiero po chwili, bardzo powoli przeniósł wzrok z okna na moją twarz. Uśmiechnął się kącikiem ust i położył drugą dłoń na mojej.

– Jesteś przesłodka, gdy tak mnie przepraszasz. – Nachylił się do kierowcy. – Zmiana adresu. Pojedziemy do mnie. Wilkinson Street 21c.

Puścił mi oko, a ja się zarumieniłam. Mogłam odetchnąć z ulgą.

Rozdział II

Rano obudził mnie potężny kac. Moja głowa ważyła chyba z trzydzieści kilo i pulsowała jak wielki czerwony guzik alarmowy. Minęła chwila, zanim zorientowałam się, że w progu mojego pokoju stoi mama i przygląda mi się znużonym wzrokiem.

– Chodź na śniadanie – rzuciła i zamknęła drzwi.

Wyczułam w jej tonie wszystko – rozczarowanie, smutek, żal. Wróciłam do domu o czwartej nad ranem, po dwóch namiętnych godzinach spędzonych u Andrew. W jego mieszkaniu od razu dobraliśmy się do siebie, spragnieni bliskości. Potem wypiliśmy kilka shotów i powtórzyliśmy zaspokajanie przyjemności, po czym wróciliśmy do alkoholu. Nawet nie do końca pamiętałam, jak dotarłam do domu, ale jakimś cudem ocknęłam się w swoim łóżku.

Zeszłam na dół z poczuciem winy i wstydu. To nie tak, że jak masz dwadzieścia lat, to nagle stajesz się tak dorosły, że twoje wyskoki przestają mieć znaczenie. Powiedziałabym, że wręcz przeciwnie.

Bo przecież z wiekiem powinnam stawać się dojrzalsza i pokazywać rodzicom, jak dobrze ogarniam życie.

Siedzący przy stole tata popatrzył na mnie zza okularów i wykonał jakiś niejednoznaczny ruch brwiami. Mama postawiła przede mną talerz z naleśnikami, wzdychając. Coś wisiało w powietrzu. Czułam to.

– Widzę, że z niczym się dzisiaj nie spieszysz – powiedział tata, wkładając serwetkę za kołnierzyk błękitnej koszuli. Jako właściciel hotelu od rana do wieczora chodził w eleganckich, oficjalnych ubraniach, aby godnie reprezentować firmę.

Spojrzałam z powątpiewaniem na swoją piżamę w jednorożce i wzruszyłam ramionami.

– Kathy miała wczoraj urodziny. Byłam na imprezie i w ogóle.

Na wspomnienie tego „i w ogóle”, czyli nocy spędzonej u Andrew, moje policzki zapłonęły. Wbiłam widelec w naleśnik i wzięłam kęs. Mój żołądek zrobił jednak niespodziewanego fikołka i na chwilę zastygłam, czekając na odgłosy z wnętrza brzucha.

– Szkoda, że nie pamiętałaś o tym, że… – Tata spojrzał na zegarek. – Dwie godziny temu miałaś rozmowę o pracę w drukarni mojego znajomego.

Żołądek podszedł mi do gardła.

O nie, zapomniałam.

Na śmierć zapomniałam.

– To dzisiaj? Naprawdę?

Tata uderzył dłonią w stół, a jego talerz z nietkniętymi naleśnikami aż podskoczył.

– Florence, kiedy ty się ogarniesz? Na miłość boską, ja w twoim wieku wziąłem ślub, a rok później kredyt na hotel.

Mama stanęła za plecami taty i położyła mu dłonie na ramionach.

– Spokojnie, kochanie… Delikatniej…

– Ale ja jestem spokojny! – ryknął.

Poczułam, że muszę do łazienki, ale jednocześnie wiedziałam, że to dopiero początek rozmowy. Wzięłam głęboki wdech i wbiłam skruszony wzrok w twarz mamy, jedynej osoby, do której mogłam w tej chwili przemówić.

– Przepraszam, to przez tę imprezę dla Kathy zupełnie zapomniałam o rozmowie. Zajęłam się jej organizacją i wszystko inne zeszło na drugi plan. Może udałoby się to przełożyć? Następnym razem na pewno się pojawię.

Tata wylał z siebie potok słów na temat tego, że życie tak nie działa i trzeba brać odpowiedzialność za swoje czyny. Mama cały czas gładziła jego ramiona, a ja z każdą chwilą czułam, że coraz bardziej tracę z nią kontakt. Przechodziła na stronę ojca. Zrobiła to ostatecznie po słowach: „Mamy dla ciebie idealne zadanie”. Usiadła wtedy przy stole naprzeciwko mnie i z uśmiechem kiwała głową, gdy słuchała taty.

– Zamierzamy sprzedać posiadłość babci – oświadczył. – Hotel jest wystarczająco absorbujący, nie wyobrażamy sobie prowadzenia jednocześnie takiej niszowej działalności na wsi, ponad sto kilometrów stąd. – Po raz pierwszy tego poranka uśmiechnął się, a ja nadal walczyłam z wariującym żołądkiem. Czułam, jak kropelki potu wstępują mi na czoło. – Dlatego pomyśleliśmy, że damy ci zadanie specjalne. Pojedziesz do domu babci i popakujesz jej rzeczy w kartony. Ot, taka prosta sprawa. Spędzisz sobie miesiąc na wsi, przemyślisz co nieco, odpoczniesz od tych ciągłych imprez i swojego… – cmoknął kilka razy, szukając odpowiednich słów – …niekoniecznie dobrze wpływającego na ciebie towarzystwa.

Brzuch ucichł. Przyglądałam się twarzom rodziców, wiedząc, że to nie propozycja, tylko polecenie. Nie miałam tu nic do gadania.

– Jasne. Jak rozkaz to rozkaz.

Tata wyrzucił ręce w powietrze.

– No trzymajcie mnie! To nie wojsko, Flo.

Mama złapała go za dłonie, próbując go uspokoić.

– Ale jeśli chcę z wami dalej mieszkać, muszę wykonać rozkaz.

– Naprawdę? Nie masz żadnych obowiązków, a teraz, kiedy po raz pierwszy mówimy ci, co masz zrobić, ty nazywasz to rozkazem?

Zrobiło mi się głupio, ale bardziej niż zażenowanie czułam złość. Wysyłali mnie na wieś, do domku babki, z którym miałam same negatywne wspomnienia, abym tam „przemyślała co nieco”. Miałam ochotę roześmiać im się w twarz.

Nie zrobiłam tego jednak i już następnego dnia pojechałam do Longford.

Rozdział III

Słońce oświetlało działkę babki jak wielki reflektor. Stałam na trawniku, czekając, aż tata wniesie do domu moją walizkę, i rozglądałam się, przypominając sobie to miejsce. Odkąd pamiętam, każdy szczegół wyglądał tak samo – biały, piętrowy dom, przytulny, ale niewielki, stał w rogu działki ogrodzonej gęstym i wysokim żywopłotem. Babcia Lucyna zawsze dbała o prywatność, bo tego też oczekiwali przyjeżdżający tu turyści. A jeśli o nich mowa – dwa parterowe domki dla gości stały obok siebie w drugim rogu placu. Pamiętałam, że od dziecka stanowiły dla mnie, kuzynostwa i naszych rówieśników nie lada zagadkę. Babka nie pozwalała do nich wchodzić, bo były one przeznaczone wyłącznie dla turystów. Dla starszej kobiety obecność małego człowieka oznaczała chaos.

Najciekawszym miejscem była metalowa furtka na końcu działki, za którą znajdowała się niewielka plaża z dostępem do jeziora. Na samo wspomnienie o szalonych trikach w wodzie, które odstawiałam tam razem z resztą dzieciaków, aż przeszedł mnie dreszcz. Jakim cudem nikt się wtedy nie utopił? Dzieci są jak koty, zawsze spadają na cztery łapy.

Tata wyglądał na zadowolonego. Poklepał mnie po plecach, co stanowiło ciekawy kontrast do tego, w jaki sposób w domu pożegnała mnie mama – przytulała i kołysała w ramionach przez kilka minut, jakby wysyłała swoje jedyne dziecko na wojnę.

– To świetne miejsce na odpoczynek – powiedział tata, rozglądając się wokół z ręką przytkniętą do czoła, żeby ochronić oczy przed słońcem. Pod pachami jego błękitnej koszuli utworzyły się od potu dwie mapy Anglii. Ja ledwo wytrzymywałam z gorąca, chociaż miałam na sobie luźne dżinsy i biały T-shirt.

– Wiem, przyjeżdżałam tu regularnie w wakacje.

Ale nigdy nie udało mi się odpocząć, chciałam dodać.

– Jestem pewien, że ze wszystkim sobie świetnie poradzisz. – Znowu poklepał mnie po plecach jak kolegę z pracy. – Za płotem od strony domu mieszka Madeline, pamiętasz ją? Przyjaciółka babci.

– Tak, pamiętam – odparłam z uśmiechem.

Maddie zawsze była miła dla wszystkich dzieciaków, dawała nam cukierki ze strzelającym w ustach nadzieniem i nigdy nie krzyczała, gdy my wrzeszczeliśmy. Nie mogłam zrozumieć, jakim cudem przyjaźniła się z babcią Lucyną.

– Madeline niestety jeździ na wózku, więc nie przyjdzie do ciebie w odwiedziny, ale bardzo by chciała, żebyś ty do niej wpadała. Pamiętaj o niej, proszę.

– Jasne, tato.

Przesunęliśmy się w cień. Tata wskazał palcem na coś podłużnego i białego, wiszącego na daszku ganku.

– Byłem tu tydzień temu i zamontowałem dodatkowe kamery. Poprawiłem też alarm. Mam do wszystkiego dostęp, także możesz czuć się bezpieczna.

– Na jakiej zasadzie działa ten twój „dostęp”?

Usłyszałam szczekanie psa. Ktoś przechodził obok ogrodzenia, ale widać było tylko jego buty. Ten żywopłot naprawdę spełniał swoją funkcję.

– Mogę w każdej chwili sprawdzić, co dzieje się na działce. Ale spokojnie – zaśmiał się, jakby wyczuł moje zaskoczenie. – Nie będę cię podglądać. To tylko na wypadek jakiegoś podejrzanego zdarzenia.

Nie pozostawało mi nic innego, jak tylko zaufać tacie. Znał się na takich sprawach, miał hotel zabezpieczony po sam dach i nigdy nic złego się w nim nie wydarzyło.

Zachęcałam, żeby został jeszcze i napił się ze mną herbaty, ale on tylko sprawdził wodę, prąd, zostawił mi kontakt do swojego kolegi, w razie gdyby coś się zepsuło i potrzebowałabym natychmiastowej pomocy, po czym odjechał. Na koniec oczywiście poklepał mnie jeszcze po plecach.

I tak zostałam sama w domu po zmarłej babci. W środku było bardzo schludnie, co zupełnie mnie nie zdziwiło, bo Lucyna miała świra na punkcie sprzątania. Byłam jednak prawie pewna, że pod koniec życia ktoś musiał pomagać jej to wszystko ogarniać, bo sama nie dałaby rady.

Babka lubiła jasne kolory, ale nie dałoby się tu znaleźć żadnego nowoczesnego mebla. Ta kobieta wyprzedziła epokę mody na styl skandynawski. Największe wrażenie zrobiła na mnie drewniana, pomalowana na biało komoda, już na pierwszy rzut oka stara jak wszystko tutaj. Jako dziecko nie zwracałam uwagi na takie szczegóły, ale teraz przyglądałam się meblom, nie mogąc wyjść z podziwu. Wyglądały jednocześnie na antyczne i nowoczesne, ale było w nich coś bezdusznego. Wnętrze tego domu przypominało bardziej kolejne pomieszczenie w muzeum angielskiej wsi niż prawdziwe mieszkanie. Tu nie dało się żyć, tu można było tylko chodzić i oglądać eksponaty. Pewnie dlatego każdego lata czułam się tutaj nie na miejscu, jakbym jednym nieprzemyślanym ruchem mogła zepsuć coś tak cennego, że nie wypłaciłabym się za to do końca życia.

Ale babka już nie żyła. Nie mogła zrobić mi afery o stłuczony wazon. Próbowałam poukładać sobie myśli w głowie i po chwili złapałam się na tym, że cały czas stoję. Byłam w tym domu już od ponad dwóch godzin i jeszcze ani razu, ani na sekundę nie usiadłam. Czy tata miał ten sam problem, dlatego nie chciał zostać na herbatę? Nie dziwiłam mu się.

Parter składał się z jednego dużego pomieszczenia, czyli salonu z aneksem kuchennym. Gdzieś dałoby się znaleźć ślad po wyburzonej ścianie – babcia była zapaloną miłośniczką seriali kryminalnych, ale jednocześnie uwielbiała gotować, więc aby połączyć te dwie pasje, musiała połączyć kuchnię z salonem.

Powoli i delikatnie usiadłam na brzegu kanapy, naprzeciwko telewizora. Na dobry początek musiałam sprawdzić, jak działa ten niezbędny sprzęt – nie miałam przecież zamiaru cały miesiąc tylko siedzieć i pakować rzeczy babci. Przerwy na oglądanie telewizji były wskazane.

Gdy szukałam pilota, w oko wpadł mi odtwarzacz DVD. Jego obecność musiała wiązać się z istnieniem płyt. Zajrzałam więc do szafki pod telewizorem i tam moim oczom ukazała się cała kolekcja płyt z serialem Columbo. Lucyna zawsze powtarzała, że amerykański porucznik Columbo jest postacią o wiele ciekawszą niż brytyjski Sherlock Holmes, na co oburzeniem reagowali wszyscy jej angielscy znajomi.

Gdy tylko ujrzałam płyty, serce zabiło mi szybciej. Nie lubiłam się do tego przyznawać, ale łączyła mnie z Lucyną miłość do kryminałów, chociaż nigdy nie zdarzyło nam się nic razem obejrzeć.

Odbiornik podpięty był pod kablówkę, miałam więc dostęp do podstawowych kanałów. Ekran trochę śnieżył, ale dało się oglądać. Dzięki temu pierwszy dzień na wsi spędziłam przed telewizorem, skacząc z kanału na kanał. Robiłam tylko krótkie przerwy na przygotowanie posiłków, po czym szybko wracałam do oglądania.

Po zmroku powietrze nadal było ciepłe, siedziałam więc z wyłączonym światłem i otwartymi drzwiami balkonowymi. Obejrzałam kilka powtórek programu o sprzątaniu Porządek musi być!, po czym włączyłam najnowszy odcinek Spraw kryminalnych. W programie pokazywano rekonstrukcje prawdziwych zbrodni, oparte na zdobytym materiale dowodowym. Po krótkim filmie prowadzący dyskutował z policjantem lub detektywem badającym sprawę i pokazywano portret pamięciowy sprawcy. Czasem były to prawdziwe zdjęcia podejrzanych.

To był mój ulubiony program w całej brytyjskiej telewizji. Przyglądałam się twarzom przestępców, próbując dostrzec w nich coś odmiennego. Czy da się rozpoznać złego człowieka ot tak, mijając go na ulicy, bo ma złowrogie spojrzenie? Zbyt gęste brwi? Podejrzany chód? Widywałam zdjęcia osób o przeróżnych aparycjach, ludzi różnego pochodzenia – Anglików, Amerykanów, Afroamerykanów, Azjatów. Często w ich obliczach nie było nic nadzwyczajnego. A bywało nawet tak, że o poszukiwanym za zamordowanie żony i dzieci można było powiedzieć „przystojny mężczyzna”. Zawsze w takich momentach przypominała mi się sprawa Teda Bundy’ego, seryjnego mordercy, który swoją urodą i urokiem osobistym przyciągał kobiety jak magnes, po czym zabijał je z zimną krwią.

Przyjrzałam się kolejnym zdjęciom osób podejrzanych o najróżniejsze zbrodnie i nagle zrobiło mi się bardzo zimno. Nigdy nie bałam się tego programu, ale tym razem poczułam coś nowego. Niepokój. A co, jeśli jakiś szaleniec przeskoczy przez żywopłot i mnie dopadnie? Byłam sama, za sąsiadkę miałam starszą kobietę na wózku, a gościa, którego numer zostawił mi tata, nawet nie znałam. Uspokajała mnie myśl, że ojciec ma mnie na oku dzięki swoim kamerkom, ale czy naprawdę monitoring mógłby mnie uchronić przed napadem?

Pospiesznie zamknęłam drzwi balkonowe i wejściowe, posprawdzałam okna i zaciągnęłam zasłony. Błąd. Tumany kurzu wzbiły się w powietrze i natychmiast zaatakowały mój nos. Dostałam ataku kaszlu i kichania, musiałam szybko napić się wody.

Myślałam, że to w moich płucach coś świszczy. Wstrzymałam oddech, aby posłuchać uważniej wszystkich otaczających mnie dźwięków, ale to tylko wzmocniło mój kaszel.

Dorwałam się do butelki i wypiłam kilka dużych łyków. Pomogło. Ale dziwne świszczenie nie ustało. Miałam wrażenie, że dobiega z daleka, z innego pomieszczenia. Zaczęłam więc kręcić się po salonie, nasłuchując. Sprawdziłam kran, drzwi od pokoi na górze, ale właśnie wtedy, kiedy weszłam do sypialni babci, miałam wrażenie, że dźwięk się oddalił. Wróciłam na dół – źródło pisku musiało być gdzieś tam.

I wtedy przypomniałam sobie o piwnicy. Spojrzałam na drzwi, za którymi ciągnęły się schody w dół, i z walącym sercem przyłożyłam do nich ucho. Cokolwiek wydawało te dziwne odgłosy, musiało być właśnie tam.

Piszczenie zmieniło się i zaczęło przypominać dźwięk starego drewnianego fotela bujanego.

Piii, piii, piii… Bardzo regularne i na wskroś niepokojące.