Humorem i (u)śmiechem - Szymon J. Wróbel - ebook

Humorem i (u)śmiechem ebook

Szymon J. Wróbel

4,6

Opis

 

Humorem i (u)Śmiechem to prawdopodobnie najpoważniejsza książka o humorze jaka do tej pory powstała. Składają się nań wyjątkowe wywiady, przeplatane kultowymi żartami i zapomnianymi słowami pomnikowych mentorów.

 

Dla jednych ta książka będzie wskazówką, czy inspiracją, dla kogoś lekiem na gorszy dzień, innych pobudzi do refleksji,  będą też tacy, dla których może stać się czystą rozrywką w miłym towarzystwie.

 

Na książkę składają się barwne, często zaskakujące historie niezwykłych postaci, których na różny sposób łączy humor i (u)śmiech. Profesor Jan Miodek, Anna Dymna, Abelard Giza, Krzysztof Wielicki, Krzysztof Skiba, Jacek Fedorowicz, Joanna Kołaczkowska, Artur Andrus, Kamil Nosel i wielu innych.

 

A wszystko co znajdziemy na kolejnych jej stronach, okraszone zostało karykaturami artysty Szymona Teluka.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 342

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (7 ocen)
4
3
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Copyright © 2021, Szymon J. Wróbel

Copyright © 2021, Wydawnictwo MG

Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych – również częściowe – tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw.

ISBN: 978-83-7779-761-7

Projekt okładki: Anna Slotorsz

Ilustracje wykorzystane na okładce: Shutterstock (©Evgeny Turaev), polona.pl (domena publiczna).

Karykatury wykorzystane w tekście: Szymon Teluk

fb.com/karykaturydlaodwaznych

Korekta: Dorota Ring

www.wydawnictwomg.pl

[email protected]

[email protected]

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Weronika Panecka

W książce tej znajdziecie sporo dowcipów oraz rozmowy o humorze, uśmiechu, śmiechu, czyli o tym, co traktujemy jak tlen, i nigdy specjalnie się nad tym nie zastanawiamy. Różnorodne odpowiedzi na podobne pytania, bo każdy z nas jest inny. Mamy inną wrażliwość, temperament, doświadczenia, które kształtowały nas przez lata. Odmienność jest piękna, a dostrzeganie jej pozwala poszerzać horyzonty. Pozwala także częściej się uśmiechać.

Prace nad tą książką zahaczyły o kilka pór różnych lat.

Ważny był rok 2019. Moje rozmowy, podróże po całej Polsce, zbiegi okoliczności, setki maili, spotkania, godziny nad klawiaturą, z których wyłaniały się teksty. Nie wiem, jak ten rok zostanie zapamiętany, czy statystycy odnotują, że śmialiśmy się więcej, czy mniej? Moim jednak zdaniem w 2019 roku, choć może w ogóle w ostatnich latach, coraz więcej wokół nas zamkniętych drzwi, murów, pytań bez odpowiedzi, płotów, coraz mniej rozmów, spotkań w świecie rzeczywistym i uśmiechu. Mniej miejsca na żart, ironię czy nawet sarkazm. Słabsza pamięć do dowcipów. W filmie Dwóch papieży Fernando Meirellesa z ust Jonathana Pryce’a, który gra tam postać jezuity Jorge Bergoglio, a później papieża Franciszka, pada takie zdanie „Zapamiętywanie kawałów leży u podstaw wykształcenia jezuity”. Papież Franciszek nie raz dawał wyraz temu, jak ważne jest dla niego poczucie humoru, sam również często żartuje. Kiedyś na placu św. Piotra ktoś z młodych zawołał: „Ojcze Święty, czekamy na ciebie w Meksyku!”. Franciszek odpowiedział na to z uśmiechem: „Z tequilą czy bez?”. Trudno sobie wyobrazić, żeby ktoś bez poczucia humoru zdecydował się prowadzić Kościół w tak trudnych czasach. W 2019 roku również komitet noblowski zwrócił uwagę na humor. „Polska literatura błyszczy w Europie – ma w swoim dorobku już kilka Nagród Nobla, a teraz przyszła pora na kolejną, tym razem dla pisarki o światowej renomie i niezwykle rozległym wachlarzu zainteresowań, łączącej w swej twórczości elementy poezji i humoru”, powiedział Per Westerberg z Akademii Szwedzkiej w laudacji na cześć Olgi Tokarczuk. Nagroda Nobla dla niezwykłej osobowości, jaką jest Olga Tokarczuk, dostarczyła milionom Polaków powodu do uśmiechu pełnego dumy z bycia Polakiem. To wydarzanie na zawsze kojarzone będzie z 2019 rokiem.

Rok 2020 to trudny czas początku pandemii. Na jego temat powstaną setki opracowań i analiz. Ja nadmienię tylko, że był to rok leżakowania złożonego tekstu, aby pod jego koniec zdecydować, co ostatecznie powinno w nim zostać, aby nikt z Państwa nie żałował, że poświęcił na lekturę tej książki kilka godzin swojego cennego czasu. Bezsensownie roztrwonionego, straconego czasu nikt przecież nam nie odda. 2020 rok był trudny, zaskakujący i stał się zapewne dla wielu lekcją cierpliwości. Ale też lekcją, jak ważne jest patrzenie na wiele spraw z dystansem i po prostu humorem.

W dzieciństwie, kiedy śmiech miał smak truskawki zerwanej w ogródku, spotykaliśmy się na podwórku i godzinami opowiadaliśmy dowcipy! Potem to samo robiliśmy podczas różnych imprez. Raz nawet w górskiej chatce spędziliśmy w ten sposób prawie całego sylwestra. Nieszczelnymi, drewnianymi oknami śmiech i chichot roznosił się po całej okolicy, aż ktoś zaalarmował właściciela domku. Kiedy przebrnął przez śnieżne zaspy, zobaczył nas zapłakanych ze śmiechu. Nie pamiętam, czy dołączył do nas i sprzedał nam swoje ulubione kawały, ale ja zachęcam Państwa do pozostania z tą książką do ostatniej strony, bo humor niejedno ma imię. Do zobaczenia gdzieś w Polsce!

Z góralskim pozdrowieniem hej!

Szymon J. Wróbel

Żonie Sylwii

i

babci Józefie Wróbel z domu Suchoń

„Śmiech to zdolność człowieka do obrony przed światem, przed sobą. Pozbawić go tej zdolności, to uczynić go bezbronnym”.

Wiesław Myśliwski

Na początek mała gimnastyka twarzy. Spróbujemy rozruszać nasz tzw. mięsień śmiechowy. Czyli co? Po prostu mięsień śmiechowy, coś takiego faktycznie istnieje, ma nawet swoją łacińską nazwę musculus risorius! Ten mięsień ktoś kiedyś postanowił zaliczyć do mięśni wyrazowych twarzy i skrupulatnie opisać. Mięsień śmiechowy oddziela się od mięśnia obniżającego kąt ust. Ma on swój początek na powięzi przyuszniczej i żwaczowej, skąd biegnie poprzecznie, kierując się do kąta ust, gdzie kończy się w węźle mięśniowym kąta ust. Pociąga kąt ust w kierunku poprzecznym, tworząc tzw. dołek śmiechowy. Wraz z mięśniem jarzmowym większym pozwala twarzy uśmiechać się. Leży powierzchniowo tuż pod skórą na powięzi przyuszniczej i na mięśniu policzkowym. Unerwiony przez nerw twarzowy.[1]

Ale żeby zachęcić innych do rozruszania tych mięśni, a zarazem do przeczytania tej książki, warto przynajmniej ten fragment przeczytać na głos. Dlaczego? Naukowcy udowodnili, że znacznie więcej i częściej śmiejemy się w towarzystwie. Dowcipy przeczytane na głos, w towarzystwie, przy rodzinnym obiedzie albo na plaży zadziałają na was zdecydowanie mocniej, niż gdyby były przeczytane po cichu pod kołdrą.

Psycholog z Uniwersytetu Maryland Robert Provine, który jest autorytetem w badaniu... ziewania, twierdzi, że jedynie piętnaście procent naszego śmiechu pochodzi z zabawności dowcipu! Reszta to śmiech zaraźliwy.[2]

Badania przeprowadzone przez Naukowców z University College (UCL) i Imperial College London opublikowane w „Journal of Neuroscience” w roku 2007 wykazały możliwy mechanizm zakaźnego śmiechu. Pozytywne dźwięki, takie jak śmiech, wywołują reakcje w obszarze mózgu słuchacza, które zostają aktywowane, kiedy uśmiech jakby przygotowuje mięśnie twarzy do śmiania się.

Dr Sophie Scott, pracownica naukowa w Instytucie Cognitive Neuroscience, stwierdziła: „Przysłowiowe «śmiej się, a cały świat będzie śmiał się z tobą», wydaje się prawdziwe. Wiemy już od jakiegoś czasu, że kiedy z kimś rozmawiamy, często odzwierciedlamy zachowanie, powtarzamy słowa, których używa, i naśladujemy gesty drugiej osoby. Teraz wykazano, że ten sam mechanizm dotyczy również śmiechu – przynajmniej na poziomie aktywności w mózgu”.[3]

Przygotowani do głośnego czytania tego fragmentu książki? Rodzina w komplecie? Znajomi nastawili uszy? Sąsiedzi uprzedzeni, że będziecie na głos czytać dowcipy? Pies pogodnie merda ogonem? To jeszcze włączcie stoper, bo według neurologa Henriego Rubinsteina minuta szczerego śmiechu to czterdzieści pięć minut późniejszego rozluźnienia, ponadto przedłuża życie mniej więcej o dziesięć minut i pozwala spalić około dwunastu kcal. Szczery nieszczery, ważny jest sam fakt poruszenia mięśni śmiechu.[4]

•••

– Kochany, pamiętasz, jak rano biegałam po mieszkaniu i radośnie krzyczałam: „Hurra! Znalazłam wreszcie te klucze!”.

– Tak...

– To nie wiesz może, gdzie ja je potem położyłam?

•••

Wiele lat temu moja teściowa zaczęła czytać pewien horror. Powiedziała, że był tak straszny, iż nie dała rady go skończyć, tylko wyrzuciła książkę do morza.

Kupiłem tę książkę i gdy byłem u teściów, namoczyłem ją pod kranem i po cichutku, nocą, położyłem teściowej obok łóżka.

Takiego wrzasku, jak mnie rano obudził, w życiu nie słyszałem.

•••

– Śniło mi się, że umarłam – mówi emerytka do emerytki.

– I co się stało w tym śnie?

– Poszłam do nieba. Patrzę, jest mój Stefan! Pędzę do niego, a on: „Hola, hola! Przecież obiecywaliśmy tylko do śmierci!”.

•••

W tramwaju starszy pan narzeka:

– Co za czasy, co za ludzie, co za maniery!

– Ale o co panu chodzi, przecież pan siedzi?

– Ja – tak, ale moja żona cały czas stoi!

•••

Rozmawia dwóch kolegów i jeden mówi do drugiego:

– Co będziesz robił w weekend?

– Wpierw to idę kupić sobie okulary.

– A później?

– Zobaczę.

•••

Do Zakopanego przyjechała wycieczka. Przewodnik pokazuje na Giewont i mówi:

– Proszę popatrzeć, ten Giewont wygląda jak śpiący rycerz. Legenda głosi, że jakby się źle w Polsce działo, to on wstanie.

– To na co on czeka?

•••

Pani do Jasia:

– Jasiu, znasz Mickiewicza, Sienkiewicza i Makuszyńskiego?

– A czy pani zna Łysego, Grubego lub Zenka?

– Nie...

– To co mnie pani straszy swoją bandą?!

•••

Bacę zaproszono w karnawale na bal przebierańców.

Pytają go znajomi, za co się przebrał.

– A za łoscypka.

– Jak to, baco, za oscypka?

– A siadne se w kąciku i bede śmierdział.

•••

Kowalski na budowie biega z pustą taczką wte i wewte. Widząc to, kierownik pyta:

– Kowalski, a ty co tak z tą pustą taczką latasz?

– Panie kierowniku – mówi Kowalski – taki młyn, że nie ma kiedy załadować…

•••

Wygląda facet przez okno, patrzy, a tam ludzkie pojęcie przechodzi.

•••

Przychodzi baca do spowiedzi i mówi:

– Proszę księdza ukradłem łańcuch.

– Jaki?

– Taki zwykły, trzymetrowy.

– A co było na końcu tego łańcucha?

– Krowa...

•••

Do domu sławnego polityka przychodzą dziennikarze.

Drzwi otwiera im jego syn.

– Twój tata jest teraz w PSL, SLD czy AWS?

– Mój tata jest teraz w WC.

•••

Wychodzi baca przed chałupę, przeciąga się i woła:

– Jaki piękny dzionek!

A echo z przyzwyczajenia:

– ...Mać, mać, mać...!

•••

Po 80-letniej hibernacji budzą się Clinton i Putin.

Putin patrzy w gazetę, zaczyna się śmiać i mówi:

– USA przeszło na komunizm.

Clinton też bierze gazetę, zaczyna się śmiać i mówi:

– Zamieszki na granicy polsko-chińskiej.

•••

Intensywną gimnastykę śmiechowych mięśni czas zakończyć, choć regularność ćwiczeń jest niezwykle ważna, więc do niej wrócimy. Póki co można zanurzyć się spokojnie w lekturze rozmów. Gdyby jednak ktoś chciał nadal głośno i donośnie artykułować poniższe wersy tej książki, to Autor oczywiście nie widzi przeciwwskazań.

[1]www.wikiwand.com/pl/Mięsień_śmiechowy

[2]https://4kulturka.blogspot.com/2015/12/usmiech–wazny–element–naszego–zycia.html

[3]https://www.cpp.pl/psychexpress/dlaczego–smiech–zarazliwy/

[4]https://healthyandbeauty.pl/5–sposobow–na–radzenie–sobie–ze–stresem/

„Uważajcie na ludzi,którzy się nie śmieją – są niebezpieczni”.

Juliusz Cezar

Prof. Jan Miodek

Miodek uwielbiam! Zwłaszcza rzepakowy i gryczany, najlepiej z lokalnej pasieki. Bardzo zdrowy. Słodzę nim kawę, herbatę. A profesora Miodka, którego nikomu przedstawiać nie trzeba, bardzo cenię. Z kim więc rozmawiać o kwestiach językowych związanych z humorem, uśmiechem, jak nie Szanownym Profesorem Janem? Spotykamy się w gmachu głównym Uniwersytetu Wrocławskiego, między nagraniami kolejnych odcinków programu Słownik polsko@polski. Profesor zmęczony, przeziębiony, ale odpalam dwa dyktafony i zaczynamy rozmowę...

Szymon J. Wróbel: Panie profesorze, ponieważ mamy rozmawiać o uśmiechu i humorze, chciałbym zacząć od podstawowego pytania: Czy nasz język, jego ewolucja jest wesoła, czy może po prostu pana śmieszy?

Profesor Jan Miodek: Z punktu widzenia historii świata mogę powiedzieć, że zaczęło się od wyrażania gniewu. Proszę zobaczyć – pies ekstremalnie wściekły tak wyszczerzy zęby, że nie jest w stanie ich schować. To samo jest z małpą. Jeśli chodzi o Homo sapiens, tak to wyewoluowało, że ruch fizjologiczny przekształcił się: od gniewu przeszedł w stronę serdeczności i sympatii do drugiego człowieka. W zasadzie dzisiaj, jeżeli ktoś się uśmiecha, na ogół jest to wynik pozytywnych uczuć, chociaż oczywiście znamy zjawisko śmiechu ironicznego, śmiechu przez łzy, śmiechu nerwowego – tyle mnie nieszczęść spotkało, że już nie wiem, jak reagować. Wtedy fizjolodzy i psycholodzy mówią właśnie o zjawisku śmiechu przez łzy, nerwowego śmiechu.

Panie profesorze, jakie błędy najbardziej pana śmieszą?

Chyba te, które popełniają cudzoziemcy albo dzieci, czyli ci, którzy w gruncie rzeczy, z punktu widzenia strukturalnego, mają rację, ale zwyczaj językowy, odnoszący się do takiej czy innej konstrukcji, która wyszła z ust cudzoziemca czy dziecka, przewiduje jednak inne zachowanie językowe. Dam panu przykład wiele razy przeze mnie powtarzany. Otóż występował kiedyś w naszym programie Amerykanin azjatyckiego pochodzenia. Mówił tak świetnie po polsku, że prowadząca wtedy program Agata Dzikowska zadała mu pytanie: Może ma pan jakieś polskie korzenie? A on jej na to odpowiedział: Nie, nie mam żadnego korzenia. Oczywiście, zareagowaliśmy śmiechem, dosłownie ryczeliśmy, mnie łzy ciekły z oczu, przerwaliśmy program na piętnaście minut. Kiedy on patrzył zdruzgotany, nie rozumiejąc, co się dzieje, poprosiłem go, by powiedział pluralnie: Nie, nie mam żadnych korzeni. Gdyby pan powiedział: nie mam żadnego korzenia, cała Polska by tak rechotała, jak my tu z panią redaktor i wszystkimi realizatorami programu. Więc to są takie śmieszności.

Kiedyś powiedział pan, że studenci są inni, ale nie gorsi. Chciałem spytać, czy ten nasz humor jest inny, gorszy, niż to było kiedyś, w PRL-u?

Nie, ja właśnie myślę, że młodzież, jeżeli chodzi o inwencję językową, jest o wiele bogatsza niż w dawnych czasach. W PRL-u trudno było na przykład wydać słownik gwary młodzieżowej czy studenckiej, bo ówcześni „władcy” bali się, że tam mogą być przemycone jakieś treści niepożądane, ale nawet gdyby się zgodzili, to ten słownik nie byłby tak bogaty, jak bogate są słowniki współczesnej gwary dziecięcej czy młodzieżowej. To pokazuje, jak młodzież jest dzisiaj językowo twórcza. Ja – w nieoficjalnej sytuacji – mogłem chyba tylko powiedzieć, tak jak wszyscy moi rówieśnicy, że coś jest fajne. A młodzi dzisiaj mówią, że coś jest super, ekstra, wypas, full wypas, coś jest epickie, coś jest wow! Proszę zobaczyć, jakie bogactwo wariantów!

Ostatnio popularne jest słowo dzban.

Tak, dzban jest określeniem głupka. Młodzieżowe słowo roku.

Panie profesorze – emotikony. To dzisiaj również bardzo popularny temat.

Nawet jakaś część prac magisterskich jest im poświęcona. Lubię je, choć sam nie stosuję. Już jestem za stary. Ktoś bardzo mądrze niedawno powiedział, że jeśli osoba w wieku dojrzałym próbuje być młodzieżowa językowo, staje się groteskowa. Ja się mogę wygłupiać, mówiąc dozo, nara, spoko, ale przecież nigdy tak nie powiem w oficjalnym wystąpieniu. Jeśli daję do zrozumienia, że się świadomie wygłupiam, to proszę bardzo. To tak jak mówimy: Stary, a robi z siebie głupka, bo się ubiera jak jakiś młodzieniaszek. Każdy wiek ma swoje prawa. Wie pan, to się też z zachowaniem proporcji odnosi do emotikonów. Nie potępiam mojego rówieśnika czy starszego ode mnie o piętnaście lat mężczyznę, który na końcu listu wstawi buziaczki. Ale on raczej tego nie zrobi. Robią to ludzie młodzi i kobiety. Bo od swoich rówieśnic, a więc pań też nie pierwszej młodości, ja te emotikony dostaję, natomiast widzę, że mężczyźni są pod tym względem bardziej oszczędni. To jest chyba wpisane w naszą płeć.

Często jest pan pytany o wulgaryzmy, powiedział pan kiedyś: „Moje pokolenie nie było święte, choć od razu trzeba zaznaczyć, że szczytem wulgarności było słowo «kurde», i później dodawał pan «zajebiście»?

To słowo jest obrzydliwe i pochodzi od paskudnego czasownika na „jot”. Dostaję gęsiej skórki! I to już nawet nie o to chodzi, że mamy przyzwolenie społeczne na jego używanie i wszyscy wymawiają je z uśmiechem, jakby nie wiedzieli, od jakiego wyrazu pochodzi! To słowo jest tak obrzydliwe fonetycznie, że nawet gdyby znaczyło aksamitny, tobym go nienawidził! Wie pan, ja nie jestem święty, ale wyjątkowo tego słowa nie lubię. Wyjątkowo. Utworzone od wiadomo jakiego czasownika. Jestem przerażony, że niektórzy myślą, że jest to słowo neutralne pod względem uczuciowym. Nie jest, ono jest obrzydliwe, jest wulgarne.

I dlatego niektórzy wypowiadają je z uśmiechem?

Kto wie? Wie pan, zaczynają się procesy tzw. eufemizacji. Te jakieś kuźwy, nie kuźwy, mnie to denerwuje. I tak samo zaczynają mówić, że coś jest zajefajne. Proweniencja tego jest jednak jednoznacznie wulgarna.

Panie profesorze, woli pan opowiadać dowcipy czy słuchać ich?

Denerwuje mnie, kiedy ludzie, niemający pojęcia o gwarze (choć to nie jest ich wina – to się odnosi na przykład do regionu, w którym mieszkam, czyli do Dolnego Śląska), próbują jakieś dowcipy opowiadać gwarą. To im nie wychodzi, bo nie mają wyczucia, gdzie jest „a”, a gdzie jest „o”, gdzie jest mazurzenie, a gdzie go nie ma. Zaczynają na przykład o jakichś „ksokach” opowiadać. A to nie może być „ksok”, bo tam, gdzie jest „rz”, nie ma mazurzenia. To musi być „kszok”!

Lubię słuchać, ale opowiadać też lubię – jako człowiek, który Bogu dzięki, bo tu dziękuję losowi, że mnie stworzył na Górnym Śląsku, gwarą może mówić w każdej sekundzie swojego życia. Opowiadam bardzo często dowcipy gwarą, bo wiem, gdzie pochylić, wiem, gdzie „rz”, wiem, gdzie „z” itd. Bardzo lubię dowcipy gwarowe.

Wiele dowcipów, na przykład o góralach, zawiera wulgaryzmy, które niejako podkreślają pewne elementy i bez nich w ogóle niektóre dowcipy tracą sens.

Ależ oczywiście. Kiedy mówi się o wulgaryzmach, trudno, żebym je gloryfikował, ale jednak zawsze daję to jedno zastrzeżenie: z wyjątkiem dowcipów. Wiele dowcipów bez tego przerywnika, najczęściej na literę „k”, przestaje być dowcipami. Zdaję sobie z tego sprawę. Jest na przykład taki śląski dowcip, jak to z mistrzem świata wagi ciężkiej wszyscy boją się walczyć, bo ma na koncie trzysta walk, trzysta zwycięstw, w tym dwieście dziewięćdziesiąt pięć przez ciężki nokaut. A tu walka już zakontraktowana. Dorwali więc jakiegoś juniora z Górnego Śląska: – Zeflik, pierunie, ty nic nie rób, ino tak stój, wytrzimiesz pięć sekund, ale mosz ciężko forsa za to, zgodzisz się? – Zgodza się! Trzy minuty pierwszej rundy minęły, mistrz wali w Zeflika jak w bęben, ale kazali mu stać, to stoi. Druga runda, trzecie runda. Trener mówi: nie, to jest niemożliwe, Zefliczku, wytrzimiesz jeszcze? Wytrzimom, panie trener! Po dziesiątej rundzie trener pyta: – Wytrzimiesz jeszcze? – Nie wytrzimia, jak go ciulna!!! I teraz niech pan powie: „Jak go uderzę” czy „jak mu przywalę”. I co – będzie dowcip? Sięga się więc po wulgarne na Śląsku ciulnąć, które całej opowiastce nadaje sens.

„Jestem człowiekiem dość impulsywnym, ale wziąłem sobie do serca słowa mojego ojca, który mówił, żebym zawsze szedł do ludzi z pogodną twarzą. Trzymam się tego. Faktem jest, że kiedy jest mi na duszy smutno, ludzie od razu pytają: «Co się stało?». No, nic się nie stało, tylko nie szczerzę zębów!”…

Tak, tak mnie nauczył i tak mi też pewny starszy, już nieżyjący pan, żegnając się kiedyś ze mną, powiedział: „Niech pan nigdy nie rezygnuje z uśmiechu. Niech pan pamięta, że ludzie pana lubią dzięki temu pańskiemu uśmiechowi”. Wie pan, nic na siłę, ale takie pouczenie dostałem od ojca, a mój ojciec nie był „dydaktycznym smrodkiem”, jak mawiał Melchior Wańkowicz, nie przesadzał z nużącym dydaktyzmem, ale powtarzał: „Pamiętaj, synku, żebyś szedł do ludzi z pogodną twarzą. Nie pokazuj ludziom twarzy złej”.

I ta rada się sprawdzała przez lata?

Tak, natomiast nie ukrywam, że w ostatnich latach chyba troszkę się zrobiłem smętniejszy, jeśli chodzi o wyraz twarzy, co widzę chociażby na zdjęciach. Jest to może oznaka wieku. Kiedy kończyłem sześćdziesiąt czy sześćdziesiąt pięć lat, to mnie te okrągłe urodziny psychicznie nie stłamsiły. Natomiast po siedemdziesiątych nie ukrywam, a znajomi o tym wiedzą, że melancholia związana z nieuchronnością upływającego czasu trochę mnie gniecie.

Ale to lepiej wesoło, z uśmiechem.

Ale ten uśmiech jest właśnie taki – nie przez łzy, ale doprawiony melancholią. To nie jest już dawny Janek Miodek – zawsze radosny. To już jest Janek Miodek z dużą dawką melancholii.

Panie profesorze, a wcześniej, kiedy pracował pan ze studentami, to ten humor był dla pana ważnym elementem?

Był i pozostaje do dziś. Robię czasem rzeczy, że jakby jakiś stary przedwojenny profesor na to patrzył, to byłby zgorszony. Ja jeszcze na wykładzie nie siedziałem pół sekundy. Tylko stoję. Gdy byłem młodszy i prowadziłem ćwiczenia, też chodziłem. Pozycji siedzącej nie lubię, kiedy jestem nauczycielem. W Słowniku polsko@polskim też wolałbym stać, ale trudno, siedzę, bo taka jest konwencja. Otóż kiedy jest mi już bardzo dobrze ze studentami, a ja czuję, że obu stronom jest dobrze ze sobą, to potrafię siąść na katedrze i nawet trochę nogami machać. To jest z punktu widzenia normy obyczajowej naganne, nie powinno się siadać na stole, ale ja to robię. Wykład trwa czterdzieści pięć minut, a ja to robię w czterdziestej trzeciej minucie wykładu, już naprawdę na sam koniec. To taka moja potrzeba rozluźnienia. Czuję, że jak zajęcia zbliżają się do końca, to się tak oprę, a nawet czasem sobie na ten stół wskoczę. I wygłupiam się. Gdy byłem młodym asystentem, a studentka przy tablicy jakieś głupstwa wygadywała, potrafiłem się odezwać po śląsku: – „A kaj tam, dziołcha. Co ty godosz!”.

Na pewno skracało to dystans i powodowało luźniejszą atmosferę.

Na pewno.

Śmiech, humor, może być dzisiaj lekarstwem na jakieś problemy?

Wydaje mi się, że bezwzględnie. Zawsze powtarzam lekarzom, bo mnie często zapraszają na różnego typu zjazdy: „Pomóc fizycznie nie zawsze możesz, ale wspomóc pacjenta dobrym słowem, uśmiechem, pogodą ducha możesz zawsze. Dobre słowo czyni cuda”. Taka formuła – pełna uśmiechu, ciepła, dobrego słowa. Nam się to tak trochę amerykanizuje w Polsce: odczytanie diagnozy, bez złudzeń, przerzuty itp. Nie mówiąc już o ekstremalnych sytuacjach komunikacyjnych typu: „Przed panem trzy miesiące życia”. Nie jestem w stanie pojąć, jak lekarz może tak pacjentowi powiedzieć. Szczególnie więc bym apelował o to dobre, łagodne słowo, pełne uśmiechu, właśnie do lekarzy.

Żyjemy w kraju, w którym słońca nie jest za dużo. Sporo przygnębień, później te statystyki dotyczące samobójstw. Relacje też się zmieniły na przestrzeni lat.

Tak, jest coraz gorzej. A proszę zobaczyć, że z jednej strony mało tego słońca na Półwyspie Skandynawskim, a z drugiej – Szwecja, Dania, Finlandia, Norwegia wygrywają wszystkie rankingi szczęśliwości, zaufania do drugiego człowieka, pogody ducha, uśmiechu. Kraje skandynawskie są w czołówce. Więc można. Nawet bez słońca.

Gdy pan profesor porusza się na przykład po Wrocławiu, to dostrzega, że jak ktoś się uśmiecha do drugiego, to jest to u nas traktowane trochę podejrzanie?

Tak się niby mówi, chociaż ja ciągle w uśmiech wierzę, gdy ktoś się do mnie serdecznie uśmiecha. Może mnie jest łatwiej, bo mnie na ogół po tej trwającej już kilkadziesiąt lat obecności na wizji ludzie na ogół rozpoznają i uśmiechają się. Mnie to niesie, jeśli mogę tak powiedzieć. Dobre słowo, uśmiech mnie niosą.

Endorfiny.

Tak jest. Mogę tak powiedzieć.

Panie profesorze, doskonała rzecz, jaką udało mi się znaleźć, poza memami, które pojawiają się na pański temat, to krasnal we Wrocławiu, który jest pana podobizną.

Tak, prezydent Rafał Dutkiewicz na siedemdziesiąte urodziny podarował mi tego krasnala, wyrzeźbionego przez pewną panią. Ta rzeźbiarka później z ekipą zamontowała go przy wejściu na moją polonistykę. Jest mi bardzo miło, że przed wejściem do mojego drugiego domu, bo tak nazywam budynek polonistyki wrocławskiej, stanął krasnal Miodek z rozłożoną księgą, na której jest napisane „Ojczyzna polszczyzna”. Kiedyś mi tak powiedział taksówkarz: – Panie profesorze, pana nie będzie, a ten krasnal będzie tam stał”. – „Jeśli go nie rozmontują złomiarze, bo ich na wszystko stać” – dopowiedziałem.

Chciałem zapytać o ten dystans do siebie. To co pan przed chwilą powiedział, jest ewidentnie tego wyrazem. I te memy, które się pojawiają, a na które – z tego co wiem – pan profesor się nie obraża.

Ale są świetne! Na przykład: Czy można powiedzieć Stary Sącz? Można, ale lepiej, kulturalniej, powiedzieć: tatusiu, pij przez rurkę. Bardzo mi się to podoba [śmiech].

Nie ma nic gorszego niż ludzie, którzy nie potrafią z siebie żartować. Może mam tysiąc pięćset pięćdziesiąt pięć wad, ale tej chyba nie mam. Jestem bardzo wobec siebie krytyczny i bardzo się lubię z siebie śmiać.

Jerzy Federowicz powiedział kiedyś, że władza boi się uśmiechu. Zgodziłby się pan profesor z takim stwierdzeniem?

Jest taka prawidłowość. To się odnosi do wszystkich ludzi, a może szczególnie do ludzi władzy. Najbardziej się boją właśnie śmiechu, satyry, tak było zawsze. To jest taka psychologiczna prawidłowość w dziejach świata.

Jaka jest różnica między śląskim a góralskim humorem?

Myślę, że jest ta rubaszność i tu, i tu, a jednocześnie z pełną odpowiedzialnością za słowa mogę powiedzieć, że gwara podhalańska i gwary dialektu śląskiego to jest polszczyzna Rejów i Kochanowskich. To na pewno łączy gwarę podhalańską z gwarami śląskimi. Ich archaiczność, ich staropolskość.

Któraś jest weselsza?

Myślę, że są jednakowo wesołe. Dowcipów śląskich jest tak samo dużo jak dowcipów góralskich. Może te góralskie są w skali makro bardziej znane, ale śląskie są też bardzo liczne i dobre.

Środowisko akademickie było bardzo poruszone, kiedy odszedł pan na zasłużoną emeryturę...

Nie było tak bardzo poruszone, wiedzieli, że zostanę z wykładami, że odchodzę formalnie, że oczywiście nie mogę być już dyrektorem instytutu i bardzo dobrze, bo to już trzeba było młodszym przekazać, natomiast wykładowcą ciągle jestem. Tu się nic nie zmieniło. Żeby tylko zdrowie dopisało, to będzie wszystko dobrze.

Ale czy mimo tej melancholii, o której wspominaliśmy, jest jakiś element wesoły, w tym życiu zasłużonego emeryta, jak to się u nas mówi?

Wnuki są moją największą radością i ta środa, w którą przez ten rok akademicki idę do studentów.

Panie profesorze, z czego będziemy się śmiać za pięćdziesiąt lat?

Przypuszczam, że elektronika szeroko pojęta dostarczy nam tu jakichś radości, bo taki jest znak czasu.

I na koniec chciałem dopytać o memy, czy to jest jakaś forma komunikacji?

Jest, nie mówiąc już o tym, że pewne formuły są stałe, tylko forma się zmienia pod wpływem elektroniki. Ja pewne współczesne dowcipy o sobie znam od sześćdziesięciu lat. Kiedyś odnosiły się do jakiegoś człowieka, a w tej chwili do Miodka, bo Miodek się kojarzy ze sprawami językowymi. Na przykład czy poprawny jest czasownik „porachuje”? – A ja odpowiadam: poprawny, ale kulturalniej powiedzieć „już czas, panowie”. Słyszałem to za bajtla, mówiąc po śląsku, gdy miałem dziesięć lat. Stałem się Miodkiem z Ojczyzny polszczyzny, to teraz słyszę, że Miodka się pytają o czasownik porachuje.

„Poczucie humoru i wiedza to dwie wielkie nadzieje naszej kultury”.

Konrad Zacharias

Lorenz

•••

Nowakowa dokładnie sprawdza garnitur męża po powrocie z pracy. Nie znajduje ani jednego kobiecego włoska i mówi:

– No tak! Ty już nawet łysej babie nie przepuścisz!

•••

Kowalscy postanowili wybrać się do opery (kiedyś w końcu trzeba). On ubrany w garnitur, ona nowa fryzura. Stoją w kolejce do kasy, a przed nimi też jakaś para i facet mówi:

– Romeo i Julia, dwa proszę.

Następnie Kowalscy podchodzą do okienka, a Kowalski mówi:

– Edward i Krystyna, też dwa...

•••

Pewien polityk umarł i poszedł do nieba.

Wprowadza go aniołek.

Polityk widzi mnóstwo zegarów, ale każdy pokazuje inną godzinę. Pyta się anioła:

– Aniołku, po co te wszystkie zegary?

– Widzisz, w momencie narodzin, każdy człowiek dostaje taki zegar ustawiony na godzinę 12.00. Gdy ktoś skłamie, wskazówka przesuwa się o minutę. Tu na przykład jest zegar Matki Teresy. Jak widzisz, jest wciąż na 12.00, co oznacza, że nigdy nie skłamała.

– To ciekawe. A gdzie są zegary Putina, Trumpa albo innego podobnego polityka?

– Aaa, tych używamy jako wentylatorów w świetlicy.

•••

Reporter telewizji polskiej przeprowadza wywiad z osiemdziesięcioletnim góralem.

– Baco, powiedzcie, co wy robicie, że dożyliście tego wieku?

– Nie mogę powiedzieć!

– Dlaczego??

– Bo ojciec mi nie pozwala.

– To wy macie ojca?

– No pewnie! Poszedł z dziadkiem na ryby!

•••

Tonie facet na basenie i krzyczy do ratownika:

– Dajcie koło ratunkowe!!!

A ratownik na to:

– Pół na pół czy telefon do przyjaciela?

•••

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej