Hope again - Mona Kasten - ebook + książka

Hope again ebook

Mona Kasten

4,4

Opis

Everly Penn nigdy nie chciała się zakochać, a już na pewno nie w wykładowcy. Ale Nolan Gates jest czarujący, inteligentny i seksowny i tylko przy nim Everly udaje się zapomnieć o mrocznych myślach, które od dzieciństwa nie dają jej spać w nocy. Im lepiej go poznaje, tym intensywniejsza staje się więź między nimi, tym bardziej Everly chce przekroczyć niewidzialną granicę, oddzielającą ją od Nolana. Nie wie jednak, że za jego optymizmem i miłością do literatury kryje się tajemnica. Tajemnica, która może zniszczyć ich miłość, zanim się na dobre zaczęła.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 411

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (448 ocen)
256
113
67
11
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Avila93

Całkiem niezła

Może być, choć nie była tak dobra jak poprzednie książki z serii.
00
Tuptusia1978

Całkiem niezła

Dobrze się czytało,ale mniej tu było emocji i uczuć niż w poprzednich częściach.Nie żałuje poświęconego czasu.
00
aglogowska10

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna 🌟 Polecam 💗💗
00
Kaaasia9318

Całkiem niezła

Chyba najgorsza ze wszystkich czesci, strasznie ciezko mi sie ja czytało, brakowało mi wiekszej chemii mieszy bohaterami
00
alabomba

Dobrze spędzony czas

Rôwnież fajna ,ale słabsza niż trzy poprzednie
00

Popularność




Tytuł oryginału: Hope Again

Redakcja: Karolina Wąsowska

Korekta: Renata Kuk

Skład i łamanie: Robert Majcher

Projekt okładki: ZERO Werbeagentur GmbH

Zdjęcie na okładce: Anna Caitlin

Copyright © 2017 by Bastei Lübbe AG, Köln

Copyright for the Polish edition © 2019 by Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o.

ISBN 978-83-7686-851-6

Wydanie pierwsze, Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2019

Adres do korespondencji:

Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o.

ul. Ludwika Mierosławskiego 11a

01-527 Warszawa

www.wydawnictwo-jaguar.pl

instagram.com/wydawnictwojaguar

facebook.com/wydawnictwojaguar

snapchat:jaguar_ksiazki

Wydanie pierwsze w wersji e-book

Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2019

Dla D.

h o p e     a g a i n

p l a y l i s t a

There’s No Way – Lauv feat. Julia Michaels

Deep Burn Blue – The Paper Kites

When It Hurts You – The Paper Kites

Slow Dancing In A Burning Room – John Mayer

I Don’t Trust Myself (With Loving You) – John Mayer

Gravity – John Mayer

It’s Not Living (If It’s Not With You) – The 1975

Feeling You – Harrison Storm

Natural – ZAYN

Tonight – ZAYN

Dance To This – Troye Sivan feat. Ariana Grande

Youngblood – 5 Seconds of Summer

Waste It On Me – Steve Aoki feat. BTS

Starry Night – Mamamoo

Miracles – Stalking Gia feat. blackbear

Run – Matt Nathanson

In My Head – Peter Manos

Without Me – Halsey

Love Somebody Like You – Joan

1

– Ciekawe, kiedy mój ojciec i twoja mama zdecydują się na następny krok.

Zakrztusiłam się latte, na próżno starałam się zapanować nad atakiem kaszlu. Dawn natychmiast zaczęła klepać mnie po plecach, co przyniosło odwrotny skutek; jeszcze bardziej zanosiłam się kaszlem. Typ przed nami odwrócił się. Widząc, że zaraz się uduszę, zmarszczył czoło i przyśpieszył kroku, żeby zwiększyć odstęp między nami.

– Co takiego? – wychrypiałam, gdy w końcu znowu mogłam oddychać.

– No, nasi rodzice. – Dawn podejrzliwie zerknęła na mnie z ukosa, jakby nie wiedziała, czy traktować moje pytanie poważnie, czy nie. – Nie wydaje ci się, że między nimi świetnie się układa?

Znowu zachciało mi się kasłać, powstrzymałam się jednak, z całej siły zaciskając zęby. Zamiast tego nerwowo poprawiłam torbę na ramieniu.

Nasi rodzice, moja mama i jej tata, od dziewięciu miesięcy byli parą. I choć naprawdę było im ze sobą dobrze i czuli się bardzo szczęśliwi, nie podzielałam optymizmu Dawn. Nie wierzyłam, że ich związek przetrwa próbę czasu, choć wcale nie podobała mi się ta myśl. Może Stanley naprawdę nie jest takim dupkiem jak inni, z którymi do tej pory wiązała się mama, ale i tak wszystkie jej romanse prędzej czy później kończyły się tak samo. To tylko kwestia czasu.

– Nie wydajesz się zachwycona – zauważyła moja przyjaciółka, przygaszona.

Zerknęłam na nią ukradkiem. Nie do wiary, że po kilku miesiącach znamy się już tak dobrze. Zazwyczaj od razu wiedziałyśmy, gdy drugiej coś leżało na sercu albo była w złej formie, jak rodzeństwo, które razem dorastało. A przecież w ogóle nie przypominamy sióstr: Dawn ma rudobrązowe włosy i ciemne, sarnie oczy, podczas gdy ja mam czarne włosy i lodowato niebieskie oczy, które odziedziczyłam po moim płodzicielu.

– Oczywiście, że się cieszę, że są tacy szczęśliwi – odparłam po chwili wahania.

Zastanawiałam się tylko, kiedy będzie po wszystkim. Miałyśmy z mamą zbyt wiele tajemnic, których nie zdradzimy nikomu, nawet żadnemu z Edwardsów. Nie miało przy tym znaczenia, jak bardzo mama pokochała Stanleya, a ja zaprzyjaźniłam się z Dawn.

– Czyli tata ma twoje błogosławieństwo? – Dawn nie dawała za wygraną.

Zatrzymałam się w pół kroku na ścieżce między budynkami uniwersytetu.

– Niby w jakiej sprawie?

Dawn odwróciła się do mnie, ale szła dalej, teraz tyłem. Wsunęła kciuki pod szelki plecaka.

– Żeby dalej było tak, jak teraz. Chyba obawia się, że mnie zaniedbuje. Chcę go upewnić, że obie bardzo się cieszymy z ich związku.

Wyrwałam się z zadumy, chciałam dogonić Dawn. Kiedy się z nią zrównałam, potknęła się. Złapałam ją za ramię, żeby nie upadła.

– Nie bądź taka antyromantyczna – mruknęła, ledwie odzyskała równowagę, i żartobliwie szturchnęła mnie w bok.

– Nie jestem antyromantyczna – odparłam.

Po prostu z miłością nie było mi po drodze i bardzo mi to odpowiadało. Nie po tym, jak przez całe życie obserwowałam, co miłość wyprawiała z życiem mamy. Oczywiście, cieszyłam się, że jest im dobrze ze Stanleyem. Ale ani Dawn o mnie, ani jej ojciec o mamie nie wiedzieli wielu rzeczy i dlatego nie wyobrażałam sobie, że ten związek przetrwa próbę czasu.

– Dobrze, ujmijmy to inaczej – odezwała się Dawn po dłuższej chwili. – Nie jesteś najbardziej romantyczną osobą na świecie.

– Nie? – odparłam zgryźliwie i upiłam łyk mojej chai latte.

– Mam ci przypomnieć twoje komentarze na temat About Us?

Z wysiłkiem udało mi się powstrzymać uśmiech. Dawn pisała powieści romantyczne. Ponieważ studiowałam literaturę, a w związku z profesją mamy nauczyłam się co nieco na temat pracy z tekstem, prosiła mnie, żebym była pierwszą czytelniczką jej prac. Ku jej wielkiemu rozczarowaniu zwracałam przede wszystkim uwagę na luki logiczne, a nie na aspekt romantyczny.

Zerknęłam na nią z ukosa i zobaczyłam smutny błysk w jej oczach. Tylko dlatego, że w przeszłości życie miłosne mamy ciągle dawało mi powody do niepokoju, nie powinnam obarczać tym pesymizmem także Dawn. Wzięłam się w garść i uśmiechnęłam do niej.

– Masz rację.

Odwzajemniła uśmiech.

– Jak zawsze. – Upiła łyk swojej kawy. – Jutro spotykam się z tatą w Steakhouse. Powiem mu, że obie się cieszymy, że im się układa, i żeby przestał się martwić.

– Brzmi super. – Odrzuciłam głowę do tyłu i jednym haustem wypiłam resztkę swojej latte. Schowałam wielorazowy kubek do bocznej kieszeni torby.

– Chyba też sobie taki sprawię – stwierdziła Dawn po chwili namysłu. Spojrzała na kieszonkę, z której wyglądał kubek, i w papierowy w swojej dłoni.

– Zamówiłam go w necie, na takiej stronie, gdzie można samemu zaprojektować swój kubek. Jeżeli chcesz, umieścimy na nim okładkę twojej książki – zaproponowałam.

Dawn skrzywiła się komicznie.

– Chyba wolałabym nie ganiać po kampusie z kubkiem, na którym jest półnagi facet.

– Wiesz, działy się tu gorsze rzeczy – odparłam i najdyskretniej, jak umiałam, zerknęłam na zegarek.

Cholera.

Jeszcze nigdy nie przyszłam tak późno na warsztaty kreatywnego pisania. W głębi serca poczułam ukłucie rozczarowania. To tyle, jeśli chodzi o szansę na tę środę. Chociaż właściwie straciłam ją już wtedy, gdy Dawn zapytała, czy przed zajęciami wyskoczymy jeszcze na kawę. Zazwyczaj przychodziłam na te zajęcia co najmniej kwadrans przed czasem albo jeszcze wcześniej.

– Weź tak nie biegnij. Mam krótsze nogi od ciebie – wysapała Dawn, gdy wbiegałyśmy na schody do głównego budynku.

– Bzdura, jestem od ciebie tylko odrobinę wyższa. Poza tym też chyba nie chcesz się spóźnić.

Spojrzała na wyświetlacz telefonu.

– Dochodzi dwunasta. Myślisz, że Nolan się przejmie, że przyjdziemy chwilę później niż zwykle?

– Fakt, że się z nim dobrze dogadujemy, nie oznacza, że mamy to wykorzystywać – odparłam i przytrzymałam jej drzwi.

– Racja. Chyba trochę przesadziłam.

Szłyśmy razem długim korytarzem. Dawn opowiadała mi o imprezie, którą planował Spencer, ja tymczasem starałam się zapanować nad mrowieniem w brzuchu, które przybierało na sile, im bardziej zbliżałyśmy się do sali wykładowej. Dyskretnie przeczesałam włosy palcami i miałam nadzieję, że fryzura ciągle wygląda w miarę znośnie. W innej sytuacji zerknęłabym jeszcze w lusterko, ale zazwyczaj nie było ze mną Dawn, gdy przychodziłam na zajęcia przed czasem.

Bez chwili wahania nacisnęłam klamkę i weszłam do sali. Trzej inni uczestnicy tego seminarium byli już na miejscu, siedzieli na podłodze po turecku z notesami na kolanach. Przez chwilę zatrzymałam na nich wzrok, potem spojrzałam do przodu. Na biurku panował chaos kolorowych karteczek, długopisów, książek i dokumentów, co stanowiło doskonałą wizytówkę pana tego bałaganu.

– Witaj, Nolan – rzuciła Dawn.

Nauczyciel oderwał wzrok od książki, która jeszcze przed chwilą całkowicie pochłaniała jego uwagę. W zębach trzymał czerwony długopis. Wydawał się zmieszany, jakby zbyt gwałtownie wrócił z innego świata do naszego. Najpierw popatrzył na Dawn, potem przesunął wzrok na mnie. Uśmiechnął się. Zerknął na zegarek nad naszymi głowami i wygodnie rozparł się na krześle.

– Zdążyłyście w ostatniej chwili. – Uśmiech nie znikał z jego ust.

– Jesteśmy megapunktualne – odparła Dawn.

Nolan uniósł brew.

– Kilka sekund później, a wysłałbym cię po bułkę.

Ta groźba wywołała cichy śmiech wśród pozostałych uczestników zajęć. My z Dawn także się uśmiechnęłyśmy, choć wiedziałyśmy, że to nie były puste słowa.

Metody Nolana były co najmniej… niekonwencjonalne. Traktował swoich studentów nie z góry, lecz jak przyjaciół, z którymi chciał się podzielić swoją wielką pasją. Zawsze był w dobrym humorze, pełen energii, a jego zajęcia nie przypominały żadnych innych, w których do tej pory brałam udział.

Poczynając od tego, że byliśmy z nim po imieniu, poprzez kreatywne zadania karne, gdy nie odrabialiśmy pracy domowej albo przychodziliśmy spóźnieni, po godziny spędzone na podłodze, na stołach albo na trawniku w kampusie – Nolan nie robił niczego zgodnie z oczekiwaniami. To dotyczyło także tematów, które poruszał na zajęciach. O ile na pierwszy rzut oka wydawał się luźny i beztroski, o tyle zadania, które nam wyznaczał, były głębokie i czasami bardzo bolesne. Nieraz się zastanawiałam, czy to na pewno tylko przypadek, że wybiera akurat takie tematy.

Fascynował mnie. Był jak zagadka, którą chciałam za wszelką cenę rozwiązać, i właśnie dlatego w każdą środę nie mogłam się doczekać chwili, gdy wejdę do tej sali.

Usiadłam na podłodze obok Dawn i zwróciłam wzrok przed siebie. Nolan odłożył czerwony długopis na biurko.

Jego twarz była równie nietypowa, jak on cały; z jednej strony miękka, z drugiej o wyraźnych, ostrych rysach, szare oczy, malutkie zmarszczki wokół ust. Ciemnoblond włosy sięgały ramion, najczęściej związywał je w kucyk, co u innego faceta nie wydawało mi się równie atrakcyjne. W połączeniu z lekkim zarostem nadawał mu nuty pewnej dzikości, która fantastycznie kontrastowała z jego łagodnością i ciepłym uśmiechem.

Wędrowałam wzrokiem coraz niżej. Wyprostowałam się, żeby lepiej widzieć kolorową koszulkę. Zazwyczaj właśnie od tego zaczynały się moje środowe zajęcia z Nolanem – od podziwiania jego koszulki, bo uwielbiał T-shirty z przesłaniem. Akurat w tej chwili odchylił się do tyłu i wyprostował ręce nad głową. Czarny materiał napiął się lekko na jego klatce piersiowej. Na koszulce widniały kolorowe światełka, a pod nimi wypisany alfabet. Uśmiechnęłam się pod nosem. Miałam w domu bardzo podobną koszulkę, bo oszalałam na punkcie serialu Stranger Things. Wędrowałam wzrokiem po całym alfabecie, aż spojrzałam niżej.

Gdyby nie biurko, być może zobaczyłabym skrawek nagiej skóry nad dżinsami.

Speszyłam się, ledwie pojawiła się ta myśl.

Przesunęłam wzrok w górę i zastygłam w bezruchu. Nolan przyglądał mi się pytająco. Natychmiast zaczerwieniłam się po uszy i odwróciłam głowę tak szybko, że aż coś zabolało mnie w karku.

Fakt, że prawdopodobnie istniał bardzo konkretny powód, dlaczego co tydzień tak bardzo cieszyłam się na te zajęcia, to jeden z sekretów, których ani Dawn, ani nikt inny nigdy nie pozna.

2

Mocowałam się akurat z tosterem, gdy rozdzwoniła się moja komórka. Zaskoczona spojrzałam na wyświetlacz. Mama. Dziwne. Zazwyczaj nigdy nie rozmawiałyśmy w środy, bo ma wtedy zajęcia jogi, a ja mierzyłam się ze stertą zadań domowych. Podniosłam telefon do ucha.

– Cześć, mamo.

Drugą ręką otworzyłam toster. Przygotowałam sobie moje danie popisowe – grzankę z serem. Jeśli chodzi o inne potrawy, brakowało mi umiejętności i motywacji. Niektórzy mają talent do gotowania, na przykład moja prawie przyrodnia siostra Dawn. Inni natomiast są skazani na stołówki, gotowe dania i tostery. Inni, w tym ja.

– Cześć, skarbie. Co u ciebie? Jak minął dzień?

Zmarszczyłam brwi. Zamknęłam toster.

– W porządku. Środa to mój ulubiony dzień. U ciebie?

– Ja… – Odchrząknęła. – Otrzymałam dzisiaj w pracy złe wieści.

– Zwolnili cię? – Poczułam, jak puls mi przyspiesza.

– Nie, na szczęście nie, ale wprowadzają ograniczenia i od teraz będę pracowała o kilka godzin mniej.

Zaklęłam pod nosem. Mama miała dobrą pracę w wydawnictwie popularnonaukowym, ale i tak zdarzały się miesiące, że brakowało nam pieniędzy do pierwszego. Wzięłyśmy kredyt na moje studia w Woodshill, a dom, który odziedziczyłyśmy po babci, miał ponad pięćdziesiąt lat i ciągle wymagał nakładów finansowych.

– O ile godzin mniej? – zapytałam i wbiłam palce w blat kuchenny.

– Nie zawracaj sobie tym głowy, jakoś damy radę. Chciałam ci tylko o tym powiedzieć. I wydaje mi się… – Czułam, z jak wielkim trudem wypowiada następne słowa. – Wydaje mi się, że powinnaś rozejrzeć się za dodatkową pracą. Tylko tak, na wszelki wypadek.

– Oczywiście, że to zrobię, mamo – zapewniłam.

Zapadła cisza między nami. W pewnym momencie mama westchnęła głośno.

– Nie tak powinno być, skarbie – szepnęła. – Powinnaś całkowicie koncentrować się na studiach, a nie przeze mnie iść do pracy.

– Od dawna ci powtarzam, że to dla mnie żaden problem poszukać sobie dodatkowej pracy. – Starałam się mówić najłagodniej, jak potrafię, bo to wszystko zapewne bardzo ją przygnębiało. Obawiałam się, że ukrywa przede mną coś jeszcze, na przykład informację, że jej stanowisko jest zagrożone całkowitą likwidacją.

– Nie mogę się już doczekać, aż to wszystko będzie za nami i będziemy mogły poświęcić się naszemu wielkiemu projektowi – powiedziała z przejęciem.

Z najwyższym wysiłkiem udało mi się mruknąć twierdząco. Zmusiłam się do uśmiechu, choć przecież mama nie mogła go widzieć. Nie widziała także potu, który przy jej słowach wystąpił mi na czoło.

W dzieciństwie zaraz po lekcjach biegłam do niej do wydawnictwa i godzinami przesiadywałam przy biurku, obserwując ją przy pracy. Tam, a także czasami w domu, razem czytałyśmy propozycje, oceniałyśmy je i redagowałyśmy, dyskutowałyśmy o mocnych i słabych stronach młodych autorów, o ich potencjale. Tylko że ona brała mój zapał za autentyczne zainteresowanie jej pracą i nie tylko załatwiała mi letnie praktyki w różnych wydawnictwach i agencjach, lecz także wymyśliła plan, że któregoś dnia razem otworzymy własną agencję. Któregoś dnia, czyli kiedy skończę studia i tym samym spełni się największe marzenie jej życia.

– Tak mi przykro, skarbie. To nie była część naszego planu – powiedziała i tym samym wyrwała mnie z zadumy.

– Nie przejmuj się. Znajdę pracę – zapewniłam, żeby ją uspokoić.

– Cudownie, wielkie dzięki. – Wyraźnie siliła się na pogodę.

Zmarszczyłam czoło.

– Mamo, na pewno wszystko w porządku? – dopytywałam. – Może jutro wpadnę?

– Nie, jestem tylko wykończona, dzisiaj w pracy było istne piekło. I choć to był cios, powtarzam uparcie: kiedy skończysz studia, otworzymy własną agencję.

Gorączkowo szukałam mniej stresującego tematu niż moja przyszłość zawodowa czy fakt, że lada chwila zapewne skończą się nam pieniądze.

– Co u Stanleya? – zapytałam.

– Stanley? Kochanie, Everly pyta, co u ciebie. – Słyszałam, jak Stanley odkrzykuje coś w odpowiedzi, na co mama powiedziała cicho: – Wszystko w porządku, dziękuję.

– Jest u nas?

Zawahała się.

– Tak.

Gula stanęła mi w gardle. Stanley to zdecydowanie najfajniejszy partner, jakiego mama kiedykolwiek miała, co nie zmienia faktu, że cały czas się o nią martwiłam.

– Często przychodzi? – zapytałam cicho.

Nie odpowiedziała i jej milczenie sprawiło, że mój niepokój tylko narastał. Gorączkowo szukałam odpowiednich słów.

– Uważaj na siebie, mamo – powiedziałam w końcu.

– Everly… – westchnęła.

– Martwię się o ciebie.

Do tego stopnia przywykłam do tego stanu, że nie wyobrażam sobie innego życia. Owszem, Stanley to cudowny człowiek. Sam wychował Dawn, która odziedziczyła po nim wewnętrzne ciepło i wielkie serce, ale mama i tak powinna zachować ostrożność. Musi na siebie uważać.

– Nie masz powodu do niepokoju – zapewniła.

Mylisz się, miałam na końcu języka, ale nie powiedziałam tego na głos. Cisza narastała między nami, aż stała się niemal nieprzyjemna. Szukałam czegoś, co mogłabym powiedzieć, czegoś, co rozluźniłoby atmosferę i zatarło gorzki posmak naszej przeszłości, ale nic nie przychodziło mi do głowy.

Uratowała mnie niebieska dioda na tosterze.

– Muszę kończyć, jedzenie jest gotowe.

– Ugotowałaś coś dobrego? – zainteresowała się mama. W tle Stanley znowu coś powiedział. Serce biło mi coraz szybciej.

– Tak. – Kłamstwo przyszło mi bez trudu. Czasami przerażało mnie, jak łatwo mi przychodzi.

– Pamiętaj o sobocie – dodała jeszcze.

– Od dawna mam to zapisane w kalendarzu.

– Super. – Zwlekała jeszcze chwilę, jakby chciała odczytać moje myśli przez telefon. – Nie martw się. Damy sobie radę.

– Damy sobie radę ze wszystkim, mamo – odparłam, choć niepokój dosłownie mnie zżerał. Najchętniej natychmiast wskoczyłabym w autobus do Portland, żeby być z nią.

– Do zobaczenia, skarbie. – Cmoknęła w słuchawkę. Zrobiłam to samo i zakończyłam rozmowę.

Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w podrapany blat kuchenny. Strzępki wspomnień za wszelką cenę chciały przebić się do mojej świadomości. Zacisnęłam powieki, żeby zepchnąć je na dno pamięci, gdzie jest ich miejsce. Drżącymi rękami wyjęłam z lodówki colę light i upadłam na żółto-brązowy fotel w moim malutkim saloniku.

Upiłam łyk coli, wpatrzona w roztopiony ser na grzance. Nie wiadomo kiedy zniknął głód, a przecież jeszcze nie tak dawno burczało mi w brzuchu.

Z westchnieniem odstawiłam talerz na drewniane palety, które spiętrzone, służyły za prowizoryczny stolik. Z mieszkania piętro niżej dobiegała głośna muzyka sąsiada. Hank, w przeciwieństwie do mnie, uwielbiał house. Od ponad roku byłam skazana na jego gust muzyczny. Czasami nawet głośne bity nie zakłócały jego jęków, gdy znowu sobie kogoś sprowadził. Ściany okazały się cieńsze, niżbym tego chciała.

Rozejrzałam się dookoła. Choć mieszkałam tu od dawna, mieszkanie ciągle wydawało się niedokończone. Na ścianę trafiły zaledwie dwie rodzinne fotografie w ramkach, obok małej dziurki w miejscu, gdzie gips odpadł od ściany, bo nie udało mi się wbić gwoździa. Właściwie chciałam powiesić jeszcze obrazki, ale byłam zbyt wybredna i od kilku miesięcy szukałam odpowiednich. Na babcinej kanapie ciągle nie było dekoracyjnych poduszek w nowych poszewkach. Nie wiadomo od jak dawna planowałam kupić rośliny w kolorowych doniczkach. Dzięki temu pomieszczenie stałoby się przytulniejsze, bardziej przypominałoby mieszkanie. Ostatnio coraz bardziej skłaniałam się do wniosku, że ładniejszy wystrój wnętrza poprawiłby mi nastrój.

Prawdopodobnie w Woodshill nigdy nie poczuję się do końca jak w domu. Myślami ciągle byłam przy mamie. Początkowo wydawało mi się, że to zwykła tęsknota, z czasem jednak zorientowałam się, że ten nieprzyjemny dreszcz to nic innego jak strach. A po dzisiejszej rozmowie tylko przybrał na sile.

Kłamałam, ilekroć zapewniałam mamę, że jestem w Woodshill bardzo szczęśliwa. Było mi głupio, kiedy udawałam przed Dawn, że wszystko jest w porządku. Z czasem te wszystkie kłamstwa zaczęły mnie przygniatać. W tej chwili w moim życiu była tylko jedna osoba, której mogłabym pokazać, co naprawdę się ze mną dzieje, tylko że ta osoba właściwie wcale się nie liczyła.

Jedną ręką ściągnęłam laptop z prowizorycznego stolika, włączyłam go. Przy tym ruchu odrobina coli wylała się z puszki. Zaklęłam pod nosem. Pochyliłam się, żeby zlizać płyn z gołej nogi. Dzięki Bogu mieszkałam sama. Przynajmniej mogłam zlizywać colę z kolana, nie martwiąc się podejrzliwymi spojrzeniami współlokatorów.

Otworzyłam pocztę. Cichy brzdęk oznajmił przybycie nowego zadania domowego po dzisiejszych warsztatach kreatywnego pisania. Upiłam łyk coli, uważając tym razem, żeby się nie oblać, i otworzyłam wiadomość.

Od: Nolan Gates <[email protected]

Data: Środa, 14 września 21:01

Do: warsztaty literackie 2

Temat: Praca domowa

Drodzy kursanci,

przesyłam zadanie domowe, które ma się do 20:00 w niedzielę znaleźć w mojej skrzynce mejlowej.

pzdr

Nolan

PS Blake, jeżeli nie oddasz tej pracy domowej na czas, założę sobie na Tinderze profil pod twoim nazwiskiem. Mówię poważnie.

Szybko ściągnęłam załącznik. Przy okazji zobaczyłam, że Blake już mu odpisał. Spontanicznie odczytałam jego wiadomość.

Od: Blake Andrews <[email protected]>

Data: Środa, 14 września 21:55

Do: warsztaty literackie 2

Temat: Re: Praca domowa

Wyluzuj, Nolan. Już się do tego biorę.

Blake i Nolan przekomarzali się bez końca, przy czym Blake najczęściej zapominał w odpowiedziach uwzględniać tylko Nolana i wysyłał wszystko do całej grupy. Sprawiał wrażenie, jakby zajęcia z Nolanem były dla niego nie lada obciążeniem, ale podejrzewałam, że w rzeczywistości bardzo je lubił. Z uśmiechem zamknęłam wiadomość i otworzyłam załącznik z zadaniem domowym.

Napisz tekst, w którym protagonista czuje się nie na miejscu, jest bezradny. Skoncentruj się nie na jego życiu wewnętrznym, lecz przede wszystkim na otoczeniu. Pisz przez dwadzieścia minut. Tekst może być fikcyjny albo opierać się na faktach.

Wypiłam jednym haustem resztkę coli i postawiłam puszkę koło sfatygowanego fotela. Usiadłam po turecku, ustawiłam sobie laptop na kolanach. Nie musiałam się długo zastanawiać. Sytuacja, o której chciałam napisać, powróciła z odmętów pamięci. Pochyliłam się nad klawiaturą.

Świecące neonowe rurki za barem spowijają pomieszczenie żółtawym światłem, sprawiają, że butelki na półkach mienią się wszelkimi możliwymi kolorami. Przyglądam się każdej z nich po kolei, ale najbardziej podoba mi się ta, której zawartość połyskuje na zielono. Zastanawiam się, jaki ma smak. Najchętniej wdrapałabym się na bar, porwała ją i opróżniła jednym haustem. Na pewno jej zawartość jest smakowita. Poza tym chce mi się pić. Nie miałam w ustach ani kropli, odkąd wyszłam ze szkoły. Czuję suchość, prawie taką samą jak wtedy, gdy zjadłam garść piasku.

Pomieszczenie wypełniają ludzie w wieku mojego ojca. Nie wiem, jak długo już tu jesteśmy, ale bar zdążył się zapełnić, a kłęby dymu są tak gęste, że prawie nic nie widzę.

Pali mnie w nosie, oczy mi łzawią. Chcę do domu, choć mama na pewno jeszcze nie wróciła. Jest u babci w szpitalu i nie chciała, żebym z nią pojechała. Ale tam chyba byłoby mi lepiej. Tutaj wszyscy są tak samo wściekli, obrażają się, mówią coraz głośniej, coraz więcej piją.

Tata nie pije. Mówi, że alkohol jest dla słabeuszy. Mimo to najchętniej spędza czas właśnie tutaj.

– Cześć, mała – rozlega się mroczny głos koło mnie. Odwracam się na zdecydowanie za wysokim krześle i patrzę na mężczyznę, który mnie zagadnął. Ma brodę i przekrwione oczy. Im dłużej na mnie patrzy, tym bardziej robi mi się nieswojo. – Jesteś tu całkiem sama? – pyta.

Oglądam się przez ramię. Niestety nigdzie nie widzę taty. Po chwili wracam wzrokiem do mężczyzny i potrząsam głową.

– Może chcesz zadzwonić, żeby ktoś po ciebie przyjechał? – wypytuje dalej i sięga do kieszeni spodni. Wyjmuje komórkę, przesuwa ją po barze w moim kierunku. Wodzę wzrokiem między nim a telefonem, a potem biorę aparat i zsuwam się z wysokiego stołka. Szybkim krokiem mijam bar, idę w kierunku łazienek. W wąskim korytarzu włączam telefon i wybieram numer mamy. Razem uczyłyśmy się go na pamięć, na wszelki wypadek. Oby nie była zła, że zawracam jej głowę. Wciskam przycisk z zieloną słuchawką i podnoszę telefon do ucha. Rozlega się sygnał… Raz… Zanim jednak rozlegnie się po raz drugi, ktoś wyrywa mi telefon z ręki. Kulę się w sobie.

– Co ty wyprawiasz, do cholery? – rozlega się wściekły głos.

Podnoszę wzrok na ojca, który wyrósł przede mną i teraz ściska w dłoni telefon nieznajomego. Już otwieram usta, żeby coś powiedzieć, ale wtedy ojciec wybucha i ciska aparatem o podłogę. Słyszę, jak rozpada się na kawałki, ale nie umiem oderwać wzroku od ojca. Poczerwieniał na twarzy, oczy groźnie mu pociemniały. Znam go takiego. Ręce trzęsą mu się z wściekłości, gdy bierze zamach. Zaciskam powieki, choć doskonale wiem, co się zaraz wydarzy.

Oderwałam dłonie od klawiatury. Drżącymi palcami sięgnęłam po colę i stwierdziłam, że puszka jest pusta. Obrazy, które podczas pisania przelatywały przed moimi oczami, zniknęły dopiero po kilku minutach. Zerknęłam na zegarek i stwierdziłam, że pisałam ponad godzinę.

Właśnie za to najbardziej kochałam zajęcia Nolana i jednocześnie ich nienawidziłam: bezustannie zmuszają mnie do konfrontacji z moją przeszłością, ze mną samą. Czasami wydawało mi się to powiewem wolności, czasami oznaczało ogromny ból, jak dzisiaj. Nie chciałam myśleć o tamtym dniu, gdy miałam dziesięć lat, a ojciec zaciągnął mnie ze sobą do baru, bo wolał spędzać czas z kumplami niż ze mną. Nie chciałam pamiętać policzka, który mi wtedy wymierzył, bo bez jego pozwolenia zadzwoniłam do mamy.

Wstałam, odstawiłam komputer na bok. Właściwie powinnam jeszcze raz przejrzeć tekst, zanim wyślę go Nolanowi, ale byłam zbyt poruszona. Poza tym zdrętwiały mi stopy, plecy ćmiły boleśnie. Wyprostowałam ręce, wykonałam kilka ćwiczeń rozciągających, które pamiętałam jeszcze z treningów cheerleaderek. Wszystko mnie bolało, co zapewne było skutkiem nie tylko trudnego tekstu, lecz także nieprzyjemnej rozmowy z mamą, która nie dawała mi pokoju. Najchętniej poszłabym pobiegać, ale to niestety nie wchodziło w grę. Obiecałam mamie, że nie będę biegać po nocy, nawet jeżeli byłaby to jedyna rzecz, dzięki której zmęczyłabym się na tyle, że zdołałabym zasnąć.

Z westchnieniem ponownie opadłam na fotel. Może poszukam pracy w internecie. Najpierw sprawdziłam uniwersytecką tablicę ogłoszeń, potem poszukałam na innych stronach, ale wybór nie oszałamiał. Po pierwsze, było niewiele propozycji, a nawet jeżeli już coś się pojawiało, nie pasowało to do mojego planu zajęć albo pracodawca miał fatalne opinie. Tym niemniej zapisałam kilka ogłoszeń w zakładkach.

Potem bez przekonania oglądałam na Netflixie dokument o porwaniu dziecka, ale nie byłam w stanie się skoncentrować. Co chwila wracałam myślami do tekstu i tego, że ciągle mam go w komputerze bez poprawek, choć właściwie już dawno mógłby być u Nolana.

Doszłam do wniosku, że jestem gotowa przejrzeć zadanie jeszcze raz. Analizowałam je zdanie po zdaniu. Znalazłam kilka błędów interpunkcyjnych i niepotrzebnych powtórzeń, niektóre zdania musiałam przeredagować albo nawet napisać od początku, bo nagle przestały mi się podobać albo brzmiały dziwnie. Kilkakrotnie przejrzałam tekst, aż w końcu byłam mniej więcej zadowolona. A potem nadeszło to, na co najbardziej czekałam każdego tygodnia.

Otworzyłam pocztę i wybrałam Nolana jako adresata.

Od: Everly Penn <[email protected]>

Data: Czwartek, 15 września 00:31

Do: warsztaty literackie 2

Temat: Re: Praca domowa

Cześć Nolan,

przesyłam zadanie domowe.

Pozdrawiam,

Everly

Kursor zatrzymał się nad przyciskiem „wyślij”. Głęboko nabrałam powietrza w płuca i kliknęłam.

A potem wstałam, poszłam do łazienki, zmyłam makijaż i weszłam pod prysznic. Kilka lat temu o tej porze nie mogłabym już myć włosów, były na to za długie i za długo schły. Po ukończeniu szkoły średniej obcięłam je na krótko i od tego czasu nie zmieniłam fryzury. Nie chciałam niczego, co przypominałoby mi osobę, którą wtedy byłam.

Woda okazała się błogosławieństwem. Wydawało mi się, że zmywa wszystkie kłamstwa i fasady, którymi otaczałam się na co dzień. O północy miałam wrażenie, że wreszcie mogę być taka, jaka naprawdę jestem. Że teraz nie muszę niczego przed nikim udawać.

Pod stopami czułam basy muzyki Hanka. Włożyłam piżamę i szlafrok, który podczas zeszłorocznego Bożego Narodzenia kupiłam razem z mamą. Był czarny i tak miękki, że czasami miałam wrażenie, że otula mnie chmurka. Było mi przyjemnie ciepło, gdy wzięłam laptop ze stołu i poszłam z nim do sypialni. Ułożyłam się na łóżku i starałam się nie zwracać uwagi na motyle w brzuchu, gdy go włączyłam.

Cichy dźwięk oznajmił przybycie nowej wiadomości. Otworzyłam ją od razu.

Od: Nolan Gates <[email protected]>

Data: Czwartek, 15 września 00:53

Do: warsztaty literackie 2

Temat: Re: Re: Praca domowa

Everly,

1. Jest zdecydowanie za późno, żeby odpowiadać na mejle. Mimo wszystko dziękuję, że tak szybko odrobiłaś pracę domową.

2. Napisałaś bardzo emocjonalny tekst. Kłaniam się w pas przed twoim talentem.

3. Teraz najchętniej przygotowałbym ci gorącą czekoladę.

Jeszcze ciągle nie przywykłam do emocji, które ogarniały mnie, ilekroć na moim laptopie pojawiało się imię Nolana, a przecież już od ponad dziewięciu miesięcy ze sobą pisaliśmy. Początkowo były to tylko rozmowy o zajęciach i pisaniu, ale wtedy Dawn poprosiła nas, żebyśmy przeczytali jej powieść. Od tej chwili godzinami dyskutowaliśmy o postaciach, akcji i uczuciach poruszanych w About Us. Zdarzały się noce przegadane na Skypie, aż z czasem rozmawialiśmy już nie tylko o książce, lecz o wszystkim innym.

Niezbyt często pozwalałam sobie na rozmyślania o dreszczu, który odczuwałam, gdy do mnie pisał. Ale kiedy świat wokół spał i wydawało się, że czuwamy tylko my, mogłam się tym rozkoszować.

Zaczęłam pisać odpowiedź.

Od: Everly Penn <[email protected]>

Data: Czwartek, 15 września 00:59

Do: warsztaty literackie 2

Re: Re: Re: Praca domowa

1. A jednak przeczytałeś mejla i nawet na niego odpowiedziałeś.

2. Właściwie to ja powinnam pokłonić ci się w pas. Przed zajęciami z tobą pisałam zupełnie inaczej.

3. Gorącej czekoladzie nie powiedziałabym „nie”.

Bez chwili wahania wysłałam wiadomość. Po północy byłam bardziej śmiała niż za dnia. A z doświadczenia wiedziałam, że im później, tym szybciej odpowiadał. Tak było i tym razem.

Od: Nolan Gates <[email protected]>

Data: Czwartek, 15 września 01:01

Do: warsztaty literackie 2

Re: Re: Re: Re: Praca domowa

1. 1:01. Pomyśl życzenie.

2. Może po prostu pokłońmy się sobie wzajemnie. Jak przed pojedynkiem.

3. Gorącą czekoladę przyniosę ci w przyszłym tygodniu na zajęcia, o ile nie zapomnę.

PS Jeżeli chcesz pogadać o tym tekście, możesz na mnie liczyć.

Uśmiechnęłam się, widząc drugi punkt. W ciągu minionych miesięcy przeprowadziliśmy setki takich rozmów, każda dziwniejsza od poprzedniej. Uwielbiałam jego dziwaczne poczucie humoru, które dostrzegłam dopiero podczas nocnych pogaduszek.

Poza tym był nie tylko świetnym słuchaczem, lecz także wykazywał się ogromną empatią. Chyba zawsze wyczuwał, kiedy człowiek jest w gorszej formie, i wtedy robił wszystko, co w jego mocy, by poprawić mu humor, nieważne, o co chodziło i ile spraw do załatwienia piętrzyło się na jego biurku.

Poprawiłam poduszkę za plecami i wróciłam palcami do klawiatury. Słowa płynęły same z siebie.

Od: Everly Penn <[email protected]>

Data: Czwartek, 15 września 01:11

Do: warsztaty literackie 2

Re: Re: Re: Re: Re: Praca domowa

1. Pomyślałam życzenie, a ty?

2. Ha, ha, ha.

3. Co mam ci przynieść w rewanżu?

Świadomie pominęłam w odpowiedzi postscriptum. Wiedział o mnie bardzo dużo, ale nigdy się nie dowie, że w tym, co piszę, tkwi dużo prawdy.

Zanim odpowiedział, minęło trochę czasu. Weszłam do internetu, otworzyłam stronę Urban Outfitters, żeby się czymś zająć, i przeglądałam najnowszą kolekcję. Kiedy w końcu rozległ się dźwięk nowej wiadomości, mój koszyk był pełen, a suma do zapłacenia idiotycznie wysoka. Pomyślałam o mamie i o tym, że od jutra muszę szukać pracy, więc zamknęłam przeglądarkę. Dopiero wtedy otworzyłam wiadomość.

Od: Nolan Gates <[email protected]>

Data: Czwartek, 15 września 01:37

Do: warsztaty literackie 2

Re: Re: Re: Re: Re: Re: Praca domowa

1. Moje życzenia zazwyczaj się nie spełniają, więc tym razem sobie darowałem.

2. Czarną kawę; im mocniejsza i bardziej gorzka, tym lepsza. Jeżeli akurat mam ochotę na odrobinę szaleństwa, dolewam kropelkę mleka.

PS Jutro/dzisiaj muszę wstać o piątej rano i dlatego, mniej lub bardziej chętnie, pójdę teraz spać. Choć twoje wirtualne towarzystwo jak zawsze sprawiło mi wielką przyjemność.

Westchnęłam. Nie chciałam, żeby nasza rozmowa już dobiegła końca, choć wiedziałam, że każdy musi trochę pospać. Najchętniej zapytałabym, co miał na myśli w pierwszym punkcie. Rozsądek podpowiadał mi, że powinnam dać sobie spokój, ale odpowiedziałam po raz ostatni.

Od: Everly Penn <[email protected]>

Data: Czwartek, 15 września 01:39

Do: warsztaty literackie 2

Re: Re: Re: Re: Re: Re: Re: Praca domowa

A jednak czasami życzenia się spełniają.

Wstrzymałam oddech, czekając na jego odpowiedź. To było jak narkotyk. Zasnę tylko wtedy, jeżeli jeszcze raz mi odpisze. W innym wypadku równie dobrze mogłam sobie darować i od razu się ubrać.

Od: Nolan Gates <[email protected]>

Data: Czwartek, 15 września 01:41

Do: warsztaty literackie 2

Re: Re: Re: Re: Re: Re: Re: Re: Praca domowa

Słodkich snów, Everly.

Wpatrywałam się w litery tak długo, aż zaczęły rozpływać mi się przed oczami. Dygotałam na całym ciele, ze wszystkich sił starałam się nie zastanawiać, co to właściwie może oznaczać. Widziałam tylko jasność ekranu, ale nie wyłączyłam komputera, zdjęłam szlafrok i wślizgnęłam się pod kołdrę. Ze wzrokiem wbitym w sufit powtarzałam ostatnie słowa Nolana, żeby odpędzić strach, który budziła we mnie noc.

Słodkich snów, Everly. Słodkich snów, Everly. Słodkich snów, Everly.

Choć tak bardzo chciałam tego uniknąć, ciemność mnie dopadła, aż nie mogłam oddychać.

3

Pianista w czarnym fraku, skąpany w świetle reflektora, grał na czarnym błyszczącym fortepianie, co mu w duszy grało. Przejmujący blues przenikał mnie na wskroś.

– Chyba jeszcze nigdy nie widziałam, żeby ktoś grał z takim przejęciem – zauważyłam, zagłuszając dźwięki instrumentu.

– Mam tak samo. Patrz, jak frak mu faluje. – Dawn skinęła głową w kierunku sceny.

Mimo szczerych wysiłków nie udało mi się odwzajemnić jej uśmiechu. Kelner prowadził nas do stolika. Stanley odsunął mamie krzesło, przytrzymał je, by mogła usiąść. Mojej uwadze nie umknął leciutki rumieniec na jej policzkach. Szybko uciekłam wzrokiem i usiadłam naprzeciwko niej.

– Coś do picia na początek? – zapytał kelner. Był zdecydowanie mniej przejęty niż pianista, za to równie elegancki. Na czarnym garniturze nie było najmniejszego pyłka, włosy wydawały się dosłownie przyklejone do czaszki. W pewnym sensie było to fascynujące.

– Bardzo chętnie – odparła mama.

Wymieniłyśmy z Dawn znaczące spojrzenia.

– Jest tu bardzo… elegancko – powiedziała w końcu moja przyjaciółka.

„Elegancko” to mało powiedziane. Z sufitu zwieszał się efektowny kryształowy żyrandol, zalewając pomieszczenie miękkim światłem. Większość gości miała na sobie drogie stroje wieczorowe. Najwyraźniej tutaj nie wpada się spontanicznie na drinka po pracy, tylko co najmniej miesiąc wcześniej trzeba zarezerwować stolik. Podniosłam serwetkę poskładaną w kształt łabędzia, zaintrygowana chwilowo, jak się to właściwie robi. Czy udałoby mi się rozłożyć ją i równie kunsztownie złożyć z powrotem? Już miałam przeprowadzić ten eksperyment, gdy Dawn chrząknęła znacząco.

– Zaprosiliście nas z jakiegoś szczególnego powodu? – zapytała. Odruchowo spojrzałam na nią z ukosa. Już otwierałam usta, by powiedzieć, że jest równie subtelna, jak walec drogowy, gdy wrócił kelner z naszymi napojami i ustawiał je po kolei na stole. W eleganckich szklankach widniał czerwonawy płyn, na którym pływały fioletowe kwiatki i plasterki truskawek. Owocowy zapach łaskotał mnie w nos.

Mama sięgnęła po swoją szklankę i wymieniła spojrzenie ze Stanleyem. Niepokój, który poczułam już podczas naszej ostatniej rozmowy telefonicznej, powrócił z pełną siłą.

– Tak, jest pewnie szczególny powód – zaczęła.

Wstrzymałam oddech.

– Dawn, Everly… – Stanley zakaszlał. Wziął mamę za rękę. – Postanowiliśmy razem zamieszkać.

Nagle dźwięki pianina wydały mi się przerażająco głośne. Huczały mi w uszach, podczas gdy głosy innych gości cichły stopniowo, znikały w tle. Dawn zerwała się na równe nogi, żeby uściskać mamę i Stanleya. Ja siedziałam sztywno i wpatrywałam się w mamę. Nie byłam w stanie ruszyć się z miejsca. Nie mieściło mi się w głowie, że Stanley naprawdę to powiedział.

Mama spojrzała na mnie wyczekująco. Jakby miała nadzieję, że ja także rzucę się im na szyję i zatańczę z radości.

Cały czas siedziałam nieruchomo. Twardo, bez emocji, wytrzymałam jej spojrzenie.

– Co to właściwie znaczy, że zamieszkacie razem? – zapytałam bez cienia uczucia w głosie. – Niby gdzie?

Niemal czułam, jak radość rozpływa się w powietrzu. Zapadła nieprzyjemna cisza. Mama i Stanley spojrzeli na siebie. Dawn stała koło nich niezdecydowana.

– Nasz dom jest o wiele większy, więc Stanley zamieszka u nas. Miejsca wystarczy dla wszystkich. A dzięki temu zabierzemy się do prac remontowych, które wisiały nad nami od lat. – Mama zmusiła się do uśmiechu, którego nie potrafiłam odwzajemnić. Nie byłam w stanie. Mogłam tylko przyglądać się w milczeniu.

Jak ty to sobie, do cholery, wyobrażasz?, pytałam ją w myślach z nadzieją, że mnie zrozumie. I dlaczego nawet o tym nie wspomniałaś podczas naszej ostatniej rozmowy? Mogłaś mnie chociaż uprzedzić.

Mama odwróciła ode mnie wzrok, patrzyła teraz na Stanleya. Pocałowała go w policzek i uniosła szklankę.

– Za nas – wzniosła toast. Czerwone plamy na jej policzkach można było zinterpretować jako oznakę radości, ale też zdenerwowania.

Stanley z czułym uśmiechem objął ją ramieniem.

Uśmiech w tej chwili kosztował mnie niewiarygodnie dużo. Jednym haustem wypiłam cały aperitif i energicznie odstawiłam kieliszek na stół. Mój żołądek stanął w ogniu.

– Moim zdaniem to fantastyczny pomysł – stwierdziła Dawn, która wróciła na miejsce koło mnie. – Kiedy?

– W listopadzie. Już zacząłem się pakować – odparł jej ojciec.

Wpatrywałam się w mamę z niedowierzaniem. W ustach Stanleya brzmiało to tak, jakby już od dawna mieli ten plan. Jeszcze nigdy nie byłam tak bardzo zbita z tropu.

– Czy to… Czy to trochę nie za wcześnie? Znacie się przecież zaledwie od początku roku – wykrztusiłam w końcu.

– To prawda. – Stanley pogłaskał mamę po ramieniu. – Ale jesteśmy pewni. Więc po co czekać?

Naprawdę starałam się dostrzec romantyzm w jego słowach, jednak czułam tylko zagubienie. Być może Stanley to rzeczywiście książę z bajki, choć niezbyt konwencjonalny, na którego mama czekała od wielu lat. Mimo to nie chciałam, żeby się do nas wprowadził.

Odziedziczyłyśmy ten dom po babci. Dom, w którym mieszkałyśmy, odkąd mama definitywnie rozstała się z moim ojcem. Nie chciałam, żeby wszystko zaczęło się od początku. Nieważne, że Stanley jest przemiły; to był pierwszy prawdziwy dom, jaki kiedykolwiek miałam.

Odwiedzałam mamę w prawie każdy weekend. Mój pokój do tej pory był moją oazą. Nie zabrałam do Woodshill wszystkich swoich rzeczy, zbyt często tam wracałam. Jeżeli teraz Stanley się do nas wprowadzi, a potem, gdy ich związek się rozpadnie, a rozpadnie się na pewno, znowu zniknie, stracę to jakże dla mnie ważne miejsce.

Zdawałam sobie sprawę, że myślę egoistycznie, i nie ukrywam wcale, że byłam o to na siebie wściekła. Jednocześnie kompletnie nie potrafiłam zapanować nad emocjami.

– Byłoby super, gdybyście nam pomogły – rzucił Stanley.

– Co się stanie z naszym domkiem? – Dopiero teraz usłyszałam wahanie w głosie Dawn, ale zadawała sobie o więcej wiele więcej trudu niż ja, by ukryć je przed ojcem.

– Pomyślałem sobie, że można go wynająć. Tym samym zostanie w rodzinie, ale jednocześnie nie będzie stał pusty. Umówiłem się z agentem nieruchomości na przyszły tydzień.

Przez chwilę Dawn wydawała się niezdecydowana, ale potem na jej twarz powrócił ten niezniszczalny uśmiech.

– Super. Ściągnę przyjaciół i błyskawicznie opróżnimy cały dom. Powiedz tylko, kiedy będziecie potrzebowali pomocy.

Byłam ciekawa, jak ona to robi, jakim cudem tak szybko pogodziła się z myślą, że musi zamknąć stary rozdział życia, podczas gdy ja miałam wrażenie, że ziemia rozstępuje mi się pod nogami.

– U nas trzeba tylko opróżnić gabinet – dodała mama. – I przejrzeć stare graty.

Skinęłam głową, ciągle oszołomiona.

– Już nie mogę się doczekać – wyznał Stanley z szerokim uśmiechem. – Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. – Teraz i on uniósł kieliszek do ust.

Na moim, pustym, zaciskałam palce tak mocno, że bałam się, że lada chwila pęknie.

– Za naszą czwórkę – powiedział.

W moim wnętrzu sympatia do niego i Dawn walczyła z przeszłością i obawą, że znowu będę musiała patrzeć, jak mama po raz kolejny popełnia ten sam błąd. Kiedy podszedł do nas kelner, zamówiłam następnego drinka w nadziei, że rozgrzeje mnie i zaleje panikę, która mnie ogarniała.

Alkohol sprawił, że strach ustąpił wściekłości. Wściekłości na przeszłość i wściekłości na mamę. Po uroczystej deklaracji reszta wieczoru ciągnęła się jak guma do żucia. Starałam się brać udział w rozmowie, ale przez większość czasu myślami byłam gdzie indziej. Przełknęłam zaledwie kilka kęsów i celowo ignorując lodowaty wzrok mamy, odsunęłam od siebie prawie nietknięte danie. Czułam się okropnie. I nienawidziłam mamy za to, że postawiła mnie w tej sytuacji.

Kiedy Stanley i Dawn w końcu odwieźli nas do domu, już nie panowałam nad sobą. Ledwie zamknęły się za nami drzwi, odwróciłam się do mamy i spojrzałam na nią oskarżycielskim wzrokiem.

– Nie patrz tak na mnie. – Powoli zdejmowała płaszcz.

– Niby jak? – Mój głos ociekał jadem.

Mama uniosła brew.

– Zachowywałaś się dzisiaj skandalicznie, Everly.

Milczałam, świadoma, że na pewno pożałuję następnych słów, które padną z moich ust. Skrzyżowałam ręce na piersi.

– Myślałam, że się ucieszysz – wyznała mama.

Żachnęłam się.

– Z czego niby miałam się ucieszyć? Że ukrywałaś przede mną, jak poważnie traktujesz tę sprawę ze Stanleyem? Że najwyraźniej poszliście na skróty i już teraz chcecie razem zamieszkać, choć znacie się zaledwie od kilku miesięcy? Czy on w ogóle wie o ojcu?

Mama była blada jak ściana. Zacisnęła usta w wąską kreskę. Widziałam, jak drżą jej ręce.

– Nie wie. I niech tak zostanie.

– Chyba żartujesz, mamo – wysapałam z trudem. Wtedy coś innego przyszło mi do głowy. – Chodzi o pieniądze? Jeżeli tak, znajdę pracę. Mogę też zrezygnować z mieszkania w Woodshill i dojeżdżać.

W milczeniu odwiesiła płaszcz do szafy. Odwróciła się do mnie i pokręciła głową.

– Everly, chyba coś ci się pomyliło. Mój związek to w ogóle nie jest twoja sprawa.

Czułam, jak oblewa mnie fala gorąca, tak bardzo byłam wściekła. Od lat robiłam wszystko, naprawdę wszystko, żeby była szczęśliwa, a teraz taki cios?

– Owszem, to jednak także moja sprawa. Babcia pozwoliła nam tu zamieszkać, bo chciała, żebyśmy miały miejsce, w którym czujemy się bezpiecznie. Nie dlatego, żeby wprowadził się tu twój nowy facet i żebyś przez kolejny nieudany związek znowu wszystko spieprzyła!

Mama cofnęła się, jakbym wymierzyła jej policzek. Pojednawczo uniosła ręce. Już miałam ją przeprosić, ale nie dopuściła mnie do głosu.

– Chyba najlepiej, żebyś już poszła spać – oznajmiła zimno i odwróciła się na pięcie. – Nie zapomnij zgasić światła.

Odprowadzałam ją wzrokiem, gdy szła korytarzem i zamykała drzwi do sypialni. Żałowałam, że nimi nie trzasnęła. Cisza mnie przytłaczała, klatka piersiowa nagle ścisnęła się boleśnie.

Z trudem przełknęłam ślinę i ruszyłam na górę, do swojego pokoju. Jasne pomieszczenie, półki na książki nad łóżkiem, gwiazdy na suficie, doniczki na parapecie zawsze niosły ukojenie, były moją oazą. Choć już od ponad roku mieszkałam w Woodshill, ten pokój był moim prawdziwym domem, a przecież zamieszkałam w nim zaledwie cztery lata temu.

Zastanawiałam się, jak długo jeszcze tak będzie. Co się stanie, gdy Stanley tu zamieszka. Wtedy nie uda mi się dłużej przymykać oczu, tego byłam pewna. Nie w sytuacji, gdy znowu będę się obawiała, że mama będzie potrzebowała mojej pomocy.

Nie ufałam żadnemu facetowi, który się do niej zbliżał, nawet Stanleyowi, choć w ciągu minionych miesięcy ani razu nie dał mi powodu do podejrzeń, że chciałby ją wykorzystać albo nie traktował jej poważnie. Przeciwnie: ilekroć robiliśmy coś razem, widziałam, jak bardzo mu na niej zależy.

Początkowo nawet się cieszyłam. Po ostatnim związku mama przez pół roku była nieszczęśliwa i płakała podczas prawie każdej rozmowy telefonicznej. W tym czasie często myślałam o ojcu. O siniakach na ramionach mamy, o jego wrzaskach, które niosły się echem po naszym ówczesnym mieszkaniu. Ucisk w klatce piersiowej przybierał na sile, gdy dopadły mnie wspomnienia. Zamrugałam, by je odpędzić, ale to nie pomogło.

Nie chciałam, żeby mama ponownie wpakowała się w coś, co ją złamie, nie chciałam, żeby bezwarunkowo zdała się na Stanleya tylko dlatego, że miałyśmy problemy finansowe. Owszem, to miły facet i sam wychował Dawn, jedną z najwspanialszych osób na całym świecie. A jednak nie byłam w stanie pozbyć się obaw. Tak ciężko pracowałyśmy, żeby stać się drużyną. Niepotrzebny nam nikt, kto postawi nasze życie na głowie i prędzej czy później znowu unieszczęśliwi mamę.

Przeszłam przez pokój, zdjęłam szpilki, a zaraz po nich sukienkę z dekoltem na plecach, którą włożyłam, choć bardzo szybko tego pożałowałam. Zapewne nigdy więcej po nią nie sięgnę, bo wtedy od razu pomyślę o kłótni z mamą. Wystarczy tylko na nią spojrzeć. Naciągnęłam przez głowę starą, powyciąganą koszulkę. Zastanawiałam się, czy zejść do niej, żeby przeprosić. Zapewne nawet nie wpuści mnie do swojego pokoju po tym, co rzuciłam jej w twarz. Wstyd i wściekłość ciągle nie dawały mi spokoju. Kręciło mi się w głowie.

Dlaczego nie mogło być po prostu jak dawniej?

Przecież robiłam wszystko, czego ode mnie chciała, do cholery. Odbywałam praktyki w wydawnictwach i agencjach literackich. Godzinami czytałam pierwsze wersje tekstów i wysłuchiwałam jej opinii i wskazówek, na co zwracać uwagę. Założyłyśmy razem segregator, w którym zbierałyśmy pomysły na własną firmę i informacje potrzebne do jej założenia. Pojechałam do Woodshill i studiowałam to samo, co mama przed laty, żeby po moim dyplomie rozpoczął się nasz projekt: agencja literacka Penn.

To wszystko robiłam tylko dla niej. Tym sposobem wypełniałam lukę, która powstała w jej życiu, gdy rozstała się z ojcem.

Najwyraźniej jej nie wystarczałam.

Everly, ja wierzę w wielką miłość, odpowiedziała, gdy kiedyś zapytałam ją, dlaczego w kółko pakuje się w kolejne złe związki. Gdzieś na świecie jest moja bratnia dusza. Muszę ją tylko odnaleźć.

Był już niejeden kandydat do tej roli. Żaden nie utrzymał się długo. Nie chciałam, żeby znowu cierpiała. Nie chciałam też, żebyśmy znowu musiały zaczynać wszystko od początku.

Przysiadłam na skraju łóżka, wbiłam wzrok w dłonie. Miałam gonitwę myśli. Niestety wypiłam za mało, żeby alkohol je zagłuszył.

Ciekawe, jak zareagowałby Stanley, gdyby wiedział, przez co już z mamą przeszłyśmy. Udawała, że nic się nie stało, ja tymczasem myślałam o tym bezustannie, nocami budziłam się zlana potem, z obrazem ojca pod powiekami. Kiedy mama zachowywała się tak beztrosko, czułam się koszmarnie nie na miejscu. Jakby dzieliły nas kilometry, choć siedziałyśmy naprzeciwko siebie.

Przypomniało mi się zadanie domowe, które już wysłałam Nolanowi.

Jeżeli chcesz pogadać o tym tekście, możesz na mnie liczyć.

Celowo zlekceważyłam te słowa. Nie powinien wiedzieć, ile prawdy jest w tym, co piszę. To zbyt osobiste. Z drugiej strony z nikim innym w moim życiu nie mogłabym o tym porozmawiać tak otwarcie. Miałam wrażenie, że jestem skrępowana i niezdolna uwolnić się od siebie samej. Ilekroć tylko pomyślałam o tym, żeby się otworzyć, coś mnie powstrzymywało i zamiast kroku do przodu, robiłam dwa w tył. Z każdą inną sprawą zwróciłabym się do Dawn, ale jeśli chodzi o mamę i jej ojca, było to niemożliwe. Nie zrozumiałaby, tego byłam pewna na tysiąc procent.

Zerknęłam na zegarek. Dochodziła północ; nie za wcześnie, nie za późno. Po chwili wstałam, podeszłam do torby, którą przywiozłam na weekend, wyjęłam z niej laptop, włączyłam. Odpaliłam Skype’a. Patrząc, jak kręci się kółeczko, zanim program się uruchomi, sięgnęłam po butelkę z wodą. Skype otworzył się z cichym odgłosem. Przejrzałam listę osób online.

Mimo koszmarnego wieczoru na moich ustach pojawił się leciutki uśmieszek.

NoGa świecił się na zielono. Był dostępny.

Zawahałam się z kursorem na jego imieniu. Tuż przed feriami dodaliśmy się do znajomych na Skypie, żeby wymienić uwagi o książce Dawn. Cieszyłam się, że także podczas wakacji mogłam z nim pogadać o każdej porze dnia i nocy, ale teraz, gdy znów zaczęły się zajęcia, a książka Dawn wylądowała w wydawnictwie, nie miałam powodu, żeby się z nim kontaktować.

Mój palec na całą wieczność zastygł na padzie.

Lepiej coś poczytaj, odeśpij to, a rano przeproś mamę, podsuwało sumienie.

Wypłacz się Nolanowi, szeptał alkohol we krwi. Bądź z nim szczera. Powiedz, co ci w duszy gra. Tak szczerze. Co tak naprawdę cię gryzie.

Alkohol i zdecydowanie za duża cząstka mnie, która zawsze chciała z nim rozmawiać, bez względu na to, w jakiej byłam w formie, dominowały. Zerknęłam na zegarek.

Teraz albo nigdy.

PenGirl: 00:00. Pomyśl życzenie.

Bez wahania wcisnęłam „wyślij”. Dopiero wtedy zerknęłam na wyświetlacz telefonu. Czekało na mnie kilka wiadomości od Dawn.

Co cię dzisiaj ugryzło?

Tata jest załamany.

Następnym razem mogłabyś być dla niego chociaż odrobinkę milsza?

Wyrzuty sumienia wzięły górę. Dawn miała rację. Dzisiaj byłam nie tylko koszmarną córką, lecz także fatalną przyjaciółką. Ona musi teraz pakować swoje wspomnienia, ja tymczasem mogłam dalej zachować swój pokój, miejsce tak dla mnie ważne, święte.

Zaczęłam odpisywać, długo, z przejęciem, ale co chwila kasowałam wszystkie wymówki i w końcu napisałam tylko zwyczajne: Bardzo mi przykro.

Wyłączyłam telefon, ukryłam w górnej szufladzie nocnego stolika, ułożyłam się na brzuchu, z poduszką pod klatką piersiową i odpaliłam Netflixa. Chciałam odpocząć, skoncentrować się na odcinku Brooklyn 9-9, ale świat wirował za bardzo i co chwilę traciłam z oczu Jake’a, Amy, Ginę i pozostałych. Dopiero kiedy ikonka Skype’a w prawym rogu ekranu ożyła, błyskawicznie oprzytomniałam.

NoGa: Mówisz i masz. Ty też?

Żołądek znowu ścisnął mi się boleśnie.

Przez minione miesiące prowadziłam z Nolanem niezliczone rozmowy, choć jednak niektóre z nich były bardzo intensywne i głęboko mnie dotykały, tematy, które poruszaliśmy, zawsze szerokim łukiem omijały płaszczyznę prywatną. Nie wiedział, ile prawdy tkwi w moich tekstach i jak wiele tak naprawdę mu o sobie powiedziałam między słowami.

Palce dosłownie kleiły mi się do klawiatury. Siłowałam się ze sobą. Nolan był online. Był środek nocy. Może mogłabym wykorzystać to uczucie, które dopadało mnie zazwyczaj, gdy do niego pisałam, żeby podzielić się z nim czymś osobistym, naprawdę osobistym?

Odpisałam po chwili wahania. Raz za razem czytałam własne słowa, kasowałam, pisałam ponownie. Po raz ostatni rozważałam, czy naprawdę powinnam to zrobić. Czy powinnam zwierzyć mu się z tego, co mnie tak bardzo dręczy.

A potem drżącymi palcami wcisnęłam „wyślij”.

PenGirl: Chciałabym cofnąć dzisiejszy wieczór.

Zaraz zobaczyłam upragnione „NoGa wysyła ci wiadomość”. Wysyła ci wiadomość.

NoGa: Aż tak źle?

PenGirl: Tak.

PenGirl: Teraz już na pewno moje marzenie się nie spełni, bo ci je zdradziłam.

I znowu chwila niepewności, zanim odpisał.

NoGa: To po prostu będzie nasza tajemnica, Everly.

Wyobraziłam sobie, jak wypowiada moje imię, i okryłam się gęsią skórką. Pamiętałam doskonale tamten dzień, gdy go poznałam. Przyszłam za wcześnie na pierwsze zajęcia z kreatywnego pisania. Nolan siedział na krześle z nogami na biurku, z książką na kolanach. Trochę wysiłku kosztowało mnie zaczęcie rozmowy, bo spodobał mi się od samego początku, choć takie rzeczy właściwie mi się nie zdarzały.

„Dzień dobry, Everly Penn”, przedstawiłam się.

Odwrócił się do mnie, posłał mi szczery, ciepły uśmiech i skomentował: „Piękne imię”.

Wydawało mi się, że moje ciało przeszył piorun. Jednocześnie dopadł mnie histeryczny strach. Przecież nie po to przyjechałam na studia, żeby pierwszego dnia od razu zakochać się po uszy.

Poczułam nieziemską ulgę, kiedy wstał, podszedł do tablicy i napisał na niej swoje nazwisko. Dzięki temu nie musiałam przynajmniej dłużej rozważać, że po raz pierwszy w życiu tak bardzo ktoś mnie pociągał.

NoGa: Dlaczego chciałabyś cofnąć czas?

Odpowiadałam powoli, ale tym razem nie zwlekałam z wysłaniem. I tak było już za późno. Uległam czarowi nocy, przekroczyłam granicę między światem zewnętrznym a prywatnym. Teraz już nic mnie nie powstrzymywało.

PenGirl: Moja mama powiedziała dzisiaj coś, co zbiło mnie z tropu. Zareagowałam okropnie. Bardzo ją skrzywdziłam. Teraz czuję się jak potwór.

Nie chcąc patrzeć, jak mi odpisuje, usiłowałam dalej oglądać Brooklyn 9-9, ale zaraz dałam sobie spokój. Nie docierało do mnie nic, co się działo na ekranie, byłam zbyt poruszona. Moje serce fiknęło koziołka, gdy w okienku czatu pojawiła się odpowiedź Nolana.

NoGa: Przecież to wcale nie znaczy, że jesteś potworem.

Czułam, jak kamień spada mi z serca, chociaż tylko na moment.

PenGirl: Nie wiesz, co powiedziałam.

NoGa: Uwierz mi, Everly, nie jesteś potworem. Każdy czasem krzywdzi rodziców. Gdybym spisał wszystkie chwile, gdy powiedziałem moim coś przykrego, wyszłaby książka co najmniej równie gruba jak Jonathan Strange i pan Norrell.

Nie mogłam się nie uśmiechnąć.

PenGirl: To bardzo gruba książka.

NoGa: Owszem.

Cały czas czułam się fatalnie, ale ucisk w klatce piersiowej ustępował z każdą kolejną wiadomością.

NoGa: Powiedzieć ci, czego sobie życzyłem?

Odpowiedziałam uśmiechniętym emotikonem.

NoGa: Żeby mój pies był lepiej wychowany.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Teraz on także zdradził coś osobistego. Moje palce powoli wróciły na klawiaturę.

PenGirl: Nie wiedziałam, że masz psa! :o

NoGa: Ano mam. Bardzo źle wychowanego beagle’a imieniem Bean, który dzisiaj zeżarł plik papierów z mojego biurka. Tym samym wymówka „mój pies zeżarł moją pracę domową” nabiera zupełnie nowego znaczenia. Bo widzisz, Bean zeżarł nie moją pracę domową, tylko teksty moich studentów.

Roześmiałam się cicho.

PenGirl: Poproszę fotkę Beana!

Minutę później załączył plik. Otworzyłam go i zobaczyłam najsłodszą psią mordę, jaką kiedykolwiek widziałam. Mały beagle siedział z przekrzywionym łebkiem nad stertą papierowych skrawków.

NoGa: Oto on we własnej osobie tuż po tym, gdy zdybałem go na gorącym uczynku.

PenGirl: A wygląda tak niewinnie.

NoGa: Prawda? Chwilę później narzygał w przedpokoju.

Znowu chciało mi się śmiać. Zapisałam zdjęcie na pulpicie i zaraz znowu otworzyłam. Poza Beanem i bałaganem, którego narobił, widziałam dywan we wzory i na rozmazanym tle nogi biurka, i chyba ciemny regał. Byłam ciekawa, jak wygląda mieszkanie Nolana. Ile miał książek, gdzie najchętniej czytał, czy na biurku w domu panował taki sam chaos, jak na tym na uczelni. Oddałabym wszystko, by choć raz zajrzeć do jego gabinetu.

PenGirl: Dzięki za słowa otuchy.

NoGa: Cieszy mnie, że moje cierpienie sprawia ci radość.

Wystarczyło kilka minut, by moja wściekłość zmalała. Zerknęłam na zegarek, zastanawiałam się, czy zejść na parter. Prawdopodobnie i tak nie zmrużę oka, póki nie pogodzę się z mamą. Powinnam ją przynajmniej przeprosić.

PenGirl: Chyba jeszcze pójdę do mamy. Ukoić wzburzone fale i tak dalej.

NoGa: Świetny pomysł. Potem na pewno poczujesz się lepiej.

NoGa: Po raz trzeci wydrukuję wszystkie zadania, przeczytam i ocenię.

PenGirl: Musisz lepiej pilnować Beana.

NoGa: Muszę wszystko przed nim ukrywać i najlepiej jeszcze zamykać pokój na klucz.

NoGa: Powodzenia z mamą.

PenGirl: Dzięki. Trzymaj się x

NoGa: Ty też x

Zamknęłam komputer. Przez chwilę jeszcze trzymałam dłoń na rozgrzanej obudowie. Miałam wrażenie, że dzięki temu dalej utrzymuję kontakt z Nolanem, rozkoszowałam się tym, jak długo się dało. Dobrze zrobiłam, pisząc do niego. To, co napisał, uspokoiło mnie i jednocześnie skłoniło do zejścia na parter. Pół godziny temu nie mogłabym się do tego zmusić.

Cichutko poszłam do pokoju mamy. Pod drzwiami widziałam wąską smugę światła. Zapukałam lekko.

– Mamo?

Cisza.

– Ja… Chciałam tylko powiedzieć, że przykro mi z powodu tego, co powiedziałam.

Słyszałam szelest jej kołdry, ale cały czas milczała.

– Dobranoc, mamo – szepnęłam.

Czekałam jeszcze chwilę, ale nie odezwała się.

A potem zgasiła światło i przedpokój spowiła ciemność. Z trudem przełknęłam ślinę. Wróciłam na górę. Przysiadłam na skraju łóżka, wpatrzona w przestrzeń. Sięgnęłam po komputer i pożałowałam, że tak szybko pożegnałam się z Nolanem. Wyświetliłam fotografię Beana i wpatrywałam się w psiaka w nadziei, że rozwieją się ciemne chmury w mojej głowie. Niestety, nie udało się.

Tej nocy nie zmrużyłam oka.

4

Po mojej lewej stronie ktoś daremnie usiłował powstrzymać szloch, gdy Ryan Gosling i Rachel McAdams dzielili jakoby najbardziej romantyczny pocałunek w historii kina. Odwróciłam głowę, żeby spojrzeć na Dawn i Allie, potem przesunęłam wzrok na Scotta, który siedział na drugim końcu kanapy. Na jego twarzy malowały się dokładnie te same uczucia, które wypełniały mnie w tej chwili. Wymieniliśmy znaczące spojrzenia. Z trudem powstrzymałam uśmiech.

U mojego boku znowu rozległ się stłumiony szloch. Oczy Dawn przypominały czekoladowe ciasteczka. Rozchyliła usta z przejęcia. Allie, jej najlepsza przyjaciółka, możliwie dyskretnie ocierała łzy z oczu.

Wróciłam wzrokiem do ekranu. Teraz Ryan Gosling niósł ukochaną na rękach do domu. Oczywiście w strugach deszczu. Co prawda podobał mi się widok ich przemoczonych ubrań, ale cała reszta filmu nie robiła na mnie najmniejszego wrażenia.