Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Świat Amelii sypie się niczym domek z kart. Zraniona i ośmieszona przez chłopaka dziewczyna niechętnie się zgadza, pod naciskiem nieustępliwej przyjaciółki, na spotkanie przy ognisku. Amelia nawet w najmniejszym stopniu się nie domyśla, że zwykła impreza zmieni jej życie.
Pech chce, że dziewczyna zostaje sama w obcym miejscu, skazana na nieznajomego motocyklistę Gabriela, który swoją tajemniczością i upodobaniem do prędkości powoduje u niej szybsze bicie serca. Przyparta do muru musi pokonać strach i powierzyć chłopakowi własne życie. Od tej pory Gabriel uparcie podejmuje próby, aby przekonać dziewczynę do siebie i do swojego niebezpiecznego hobby.
Los nieprzypadkowo postawił tych dwoje na swojej drodze, ale to oni muszą podjąć decyzję, którą ścieżkę życiową wybiorą.
Czy strach okaże się silniejszy od uczuć?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 256
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 6 godz. 5 min
Lektor: Anna Matusiak
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Po zakończeniu kolejnego nieudanego związku rozwaliłam się na kanapie, powtarzając stare przyzwyczajenia. Kubełek lodów i piwo to mój standardowy zestaw pocieszenia. By się jeszcze bardziej dobić, na znanej stronie internetowej znalazłam obrzydliwie romantyczny film. Trwał dopiero dziesięć minut, a ja już zdążyłam wypić piwo i rozkleić się niczym małe dziecko. Użalałam się nad sobą i obwiniałam cały świat.
Wszystko przez Łukasza, który zrobił ze mnie pośmiewisko przy swoich znajomych. Ta sytuacja wróciła do mnie jak echo. Przed oczami stanął mi jego bezczelny uśmiech, a w uszach zabębniły szydercze śmiechy chłopaków. Gdy to się stało, byłam w szoku i nie wiedziałam, co powiedzieć. Zerwałam się biegiem i pędziłam na oślep. Zawsze uciekałam, gdy nie wiedziałam, jak się zachować w danej sytuacji. Ucieczka przed problemami była moim sposobem na nie. Teraz, gdy o tym myślałam, to żałowałam, że mu nie przywaliłam i nie starłam tego pyszałkowatego uśmiechu z gęby. Miałam nadzieję, że nigdy więcej nie stanie na mojej drodze.
Zerwał ze mną wczoraj, bo – jak stwierdził – znudziłam mu się jak zabawka dziecku. Zwyczajnie chciał się popisać przed kolegami moim kosztem. Kretyn! Nie kochałam go, jednak to, że mnie odrzucił i zmieszał z błotem, bolało. Czułam się jak śmieć. Na moje nieszczęście jeszcze dziś na Facebooku natknęłam się na jego zdjęcie, na którym obściskiwał się z jakąś blondyną. W komentarzach zebrała się loża szyderców, która nabijała się ze mnie, opluwając mnie jadem. Usunęłam Łukasza i jego kumpli ze znajomych, ale to, co już zobaczyłam i przeczytałam, zostanie w mojej pamięci na długo. Wmawiałam sobie, że mnie to nie obeszło, ale prawda była całkiem inna. Nie potrafiłam się nie przejmować. Wiedziałam, że to będzie we mnie siedziało, kłując niczym drzazga w palcu i wracając w nieodpowiednich momentach.
Nabierałam właśnie ostatnią łyżkę lodów, grzebiąc zawzięcie w kubełku, by nie zmarnowało się nawet troszeczkę, gdy rozdzwonił się domofon. Kurwa, kogo licho niesie? – pomyślałam, podnosząc niechętnie tyłek z kanapy. Akurat dzisiaj nie miałam ochoty spotykać się z kimkolwiek, nawet gdyby to był sam książę Harry. Mój wygląd też pozostawiał wiele do życzenia i raczej nie był przeznaczony dla oczu innych osób.
– Tak? – rzuciłam od niechcenia do słuchawki, gdy już doszłam do drzwi wejściowych, obok których wisiało to przeklęte ustrojstwo. Niby domofon miał służyć człowiekowi, ale ten posiadał tyle przycisków, że nigdy nie wiedziałam, którego z nich powinnam użyć.
– To ja – usłyszałam piskliwy głos mojej przyjaciółki Emilii.
Ta dziewczyna była gorsza niż tornado! Wszędzie było jej pełno – w przeciwieństwie do mnie. Z natury byłam bardzo spokojną osobą, taką typową szarą myszką. Z nowo poznaną osobą musiałam dobrze się zaprzyjaźnić, aby móc się w pełni odsłonić. Emilia za to od razu pokazywała szaloną naturę. Dzięki tym sprzecznościom idealnie się uzupełniałyśmy. Inni wielokrotnie pytali, jak to możliwe, że się dogadywałyśmy. Odpowiedź była prosta: pomimo że miałyśmy różne charaktery i usposobienia, kochałyśmy się jak siostry.
– Już otwieram – mruknęłam niezbyt przyjaźnie, przewracając oczami. Jeszcze jej gadulstwa mi teraz brakowało!
Po chwili stanęła w drzwiach, lustrując mnie od stóp do głów. Po minie widziałam, że nie była zbytnio zadowolona.
– No co? – zapytałam, przepuszczając ją w progu, by weszła.
– Wyglądasz koszmarnie! – oświadczyła, szczera aż do bólu.
Na jej słowa wzruszyłam tylko ramionami.
Sama wyglądała jak zawsze, czyli tak, jakby wyszła wprost z salonu piękności. Miała rozpuszczone brązowe włosy i pełny makijaż. Do tego seksowne skórzane spodnie i koszulę w kratę, związaną pod cyckami, by eksponować zgrabny brzuch. Niejedna dziewczyna chciałaby mieć jej wygląd i figurę. Ale nie ja! Wyglądu jej nie zazdrościłam, choć pewności siebie – i owszem. Inne zazdrośnice często jej dokuczały, a ona z podniesioną głową pokazywała im środkowy palec. W przeciwieństwie do mnie nigdy nie przejmowała się opinią innych. Ja brałam wszystko do siebie, podczas gdy Emilia liczyła się tylko ze zdaniem najbliższych. Albo swoim własnym.
– Dzięki – sarknęłam, wzdychając przy tym teatralnie.
Usiadłyśmy w salonie, gdzie podsunęłam jej piwo. Zmarszczyła nos, po czym sięgnęła po wodę. No tak, jeszcze zaszkodziłoby jej idealnej sylwetce!
– Wpadłam, żeby wyciągnąć cię na ognisko, ale widzę, że trzeba zrobić ci akcję reanimacyjną, nim pokażesz się ludziom.
Jej wzrok zatrzymał się dłużej na plamie na mojej koszulce, która powstała przy jedzeniu lodów. Odruchowo próbowałam ją zetrzeć, ale zdążyła zaschnąć i bluzka nadawała się już tylko do prania. Więc dałam za wygraną.
– Zapomnij, nigdzie nie idę! – oświadczyłam, pociągając kilka łyków piwa z butelki. Nie miałam ochoty na żadne zgromadzenia. Nie chciałam znowu być pośmiewiskiem. Jeszcze brakowało, żebym spotkała tam znajomych Łukasza! Chwilowo nie potrzebowałam kolejnych atrakcji w moim życiu.
– Daj spokój, co masz lepszego do roboty w sobotni wieczór? Chyba mi nie powiesz, że puste wiadro lodów i dołowanie się jest ciekawsze od poznania nowych fajnych ludzi? – Nie dawała za wygraną Emilia, patrząc z niesmakiem na stary powyciągany dres, który miałam na sobie. Nie musiała pytać, by wiedzieć, co oznaczał ten zestaw.
– A ty skąd wiesz, że oni są tacy fajni? – zapytałam od niechcenia. Podciągnęłam nogi na kanapę, usadawiając się wygodniej. Daleko było mi do damy, ale przecież byłam u siebie i mogłam robić to, co mi się podobało.
– Zabalowałam z nimi tydzień temu, jak biegałaś za tym kutasem, przez którego właśnie zżarłaś całe wiadro lodów – wypomniała mi, po czym z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy wyrzuciła pusty kubełek do śmietnika.
– Wiesz co, jednak nie mam ochoty nikomu się pokazywać.
– Co się stało z tą Amelią „Chodźmy się Zabawić”?
Wiedziałam, że próbowała mnie podpuścić. Na dłuższą metę nigdy nie umiałam jej odmawiać. Asertywność to był mój słaby punkt, a właściwie całkowicie mi jej brakowało. Emilia wiedziała, jak mnie podejść, i – jakkolwiek bym się starała – ona zawsze osiągała swój cel.
– Umarła dawno temu.
– Weź, weź. To, że gówniany związek ci się rozleciał, to jeszcze nie koniec świata!
– Może tak, może nie – westchnęłam.
Wiedziałam, że mi nie odpuści. Mogłaby chociaż raz dać mi święty spokój. Szczególnie wtedy, gdy ją o to prosiłam. Jednak nie byłaby sobą, gdyby się poddała. Uparciuch!
– Wiesz, że nie dam ci żyć, póki się nie zgodzisz? – zaczęła paplać, jakby w ogóle mnie nie słuchała. – To nie są jacyś gówniarze, niunia. To naprawdę fajni faceci. Obiecuję ci, że jak powiesz, że jest chujnia, to wyjdę razem z tobą. Dziewczyny też jakieś będą, więc nie musisz z żadnym chłopem nawet gadać. Napijemy się, potańczymy i nie będę cię na krok odstępować, jeśli tak będziesz chciała. – Zrobiła maślane oczy i złożyła dłonie jak do modlitwy.
Już się nakręciła... Skrzyżowałam ręce, zwodząc ją chwilę, lecz zdążyła mnie już rozpracować.
– Proszę, proszę! Nie pójdę przecież sama, a tobie też dobrze zrobi wyjście do ludzi.
W sumie... Dlaczego by nie pójść? Pożalić się zawsze mogę później. Jak będzie nudno, wymknę się, a Emilia przestanie mi wiercić dziurę w brzuchu. Tak, to sprawi, że wilk będzie syty i owca cała.
– Kiedy to ognisko? – zapytałam, a przyjaciółce zaświeciły się oczy i zaczęła podskakiwać na siedząco. Pokręciłam głową, mimowolnie się uśmiechając. Jej entuzjazm był zaraźliwy. Odsunęłam na bok swoje problemy. Może miała rację i nie warto było się użalać, podczas gdy Łukasz zapewne świetnie się bawił?
– Za godzinę. Jak mamy się wyrobić, to musimy zacząć działać. Już dawno nie widziałam cię w tak opłakanym stanie!
Zaciągnęła mnie do mojej szafy, szarpiąc za rękę i niemalże wybijając mi zęby o stolik. Po czterdziestu minutach w odbiciu w lustrze zobaczyłam całkiem inną kobietę. Spoglądała na mnie śliczna brunetka o ciemnych oczach, która była ubrana całkiem jak siostra bliźniaczka Emilii. Wcale nie wyglądałam na zrozpaczoną rozstaniem, moja twarz promieniała świeżością i pięknem. Emilia wykonała kawał dobrej roboty, w tym makijażu było mi bombowo!
– To nie ja! – zakrzyknęłam, a przyjaciółka uśmiechnęła się dumnie do mojego odbicia. Nie dowierzałam w to, co widziałam. Sama nie umiałabym zrobić takiego magicznego kamuflażu. Sztuką było, by z przeciętnej dziewczyny stworzyć ekstralaskę. Może byłam zbyt leniwa, by na co dzień nakładać na siebie kilkanaście warstw różnych kosmetyków...
– Jesteś śliczna, więc to raczej nie moja zasługa, a dobrych genów.
– Oj tam – burknęłam zawstydzona niespodziewanym komplementem. – Nie uważam się za śliczną, raczej za przeciętną. A takich pełno na każdym kroku.
– Gadasz głupoty, wiesz?
Wzruszyłam ramionami. Nie było sensu się o to spierać. Miałam inne zdanie i jej gadanie by go nie zmieniło.
Spóźnione w końcu dotarłyśmy na ognisko, które odbywało się na działce jakiegoś znajomego Emilii. Zadupie straszne, taksówkarz błądził i nie mógł znaleźć drogi, a ja tych okolic nie kojarzyłam. Wszędzie stało pełno motorów, od ścigaczy po harleye. Matko kochana! Co to, zlot dawców? – przemknęło mi przez myśl. Gdzie ta przeklęta Emilia mnie wyciągnęła? Same chłopy w obcisłych skórach! Z łysymi głowami! Dziewczyn to tutaj jak na lekarstwo...
Przeraziłam się i już zaczęłam żałować, że nie zostałam w domu. To nie było towarzystwo, które wzbudzało zaufanie. Raczej miałam ochotę uciekać gdzie pieprz rośnie. Rozglądałam się w każdą stronę na wypadek, gdyby ktoś chciał mnie zaraz zaatakować. Miny co poniektórych nie świadczyły, że są przyjaźnie nastawieni. Idąc ciemną uliczką, na ich widok darłabym ryja jak głupia, a podeszwy aż by się paliły od sprintu. Miałam ochotę udusić samą siebie, że zgodziłam się tutaj przyjechać. Nigdy by mi do głowy nie przyszło, że Emilia może wyciągnąć mnie do takich ludzi. Nie słyszałam nawet, by kiedykolwiek poznała jakiegoś motocyklistę.
– Gdzie ty żeś mnie przyprowadziła? – wyszeptałam do przyjaciółki. Głos mimowolnie mi zadrżał, a w gardle na widok niektórych wytatuowanych facetów stanęła gula strachu. Gdy furtka zazgrzytała przeraźliwie, wszyscy jak jeden mąż obejrzeli się w naszą stronę.
– Ama, wyluzuj, to naprawdę fajni ludzie – oświadczyła, przewracając oczami. Ona chyba miała nie po kolei w głowie! Jak te bandziory w skórach mogły być fajne?! Wyglądali jak jakiś gang. – Nic ci tutaj nie grozi. Nie oceniaj ich po pozorach.
Popatrzyłam na nią jak na wariatkę. Oszalała jak nic.
– Hej, jesteśmy! – krzyknęła moja przyjaciółka, zwracając ponownie uwagę wszystkich. – Poznajcie Amelię.
Gdy usłyszałam gromkie: „Cześć, Amelia!”, nie wiedziałam, gdzie spojrzeć. Byłam zażenowana. Mimowolnie przestąpiłam z nogi na nogę i wbiłam wzrok gdzieś daleko przed siebie. Miałam ochotę udusić ją gołymi rękami, ale czego innego mogłam się spodziewać? Oto cała Emilia. Przecież zawsze tak się zachowywała. Brylowała w towarzystwie i uwielbiała atencję. Nigdy nie zwracała uwagi na to, że ja nie lubiłam robić za atrakcję i wolałam stać gdzieś z tyłu.
Spokojnie, przecież Emilia nie wiedziała, dlaczego się rozstałam z Łukaszem. Nie wzięłaby mnie na tę imprezę specjalnie – tłumaczyłam sobie. Zamiast wyluzować, siedziałam ściśnięta między dwoma facetami w skórach, każdy z butelką piwa w ręce. Chcąc nie chcąc, zmuszona byłam do słuchania wymiany ich zdań na temat jakichś manetek, cylindrów i innego badziewia. Gdy opowiadali o strojach, myślałam, że to coś, co znam. Jednak chodziło o kombinezony i odzież termiczną, o których nie miałam zielonego pojęcia. Nie było szans, bym wtrąciła choć jedno słowo do rozmowy. Niczego nie rozumiałam, brzmieli jak kosmici, jakby byli z innej planety. Nie czułam się komfortowo, w myślach przeklinałam przyjaciółkę i się modliłam, by stąd uciec. Szczerze, chyba nigdy na żadnej imprezie nie nudziłam się aż tak bardzo jak teraz. Nie wiedziałam, co Emilia w nich widziała i skąd brała przekonanie, że byli tacy fajni. Dla mnie to zwykłe podejrzane typy o morderczym hobby.
Z zamyślenia wyrwał mnie widok lekko przykurzonych butów motocyklowych, które niespodziewanie zbliżały się do mnie. Powoli podniosłam wzrok. Im wyżej spoglądałam, tym większe robiłam oczy. Podobało mi się to, co widziałam. Spoglądał na mnie przystojny blondyn. Uśmiechał się delikatnie, ukazując dołeczki w policzkach. Miał przyjazny wyraz twarzy. Ubrany był w skórzane spodnie i białą koszulkę, która przylegała do jego mięśni niczym druga skóra. Odruchowo przełknęłam ślinę. Matko, jak taki przystojny facet może zadawać się z tą bandą dawców? Nie mieściło mi się to w głowie.
– Masz na imię Amelia? – zapytał, a ja byłam w stanie tylko pokiwać głową. Nie mogłam oderwać wzroku od jego błękitnych tęczówek. To chyba jakiś głupi żart wysmarowany przez Emilię. Zabiję ją! Jak nic, nasłała go na mnie, bo wiedziała, że wpadnie mi w oko. Nie chciałam wpakować się w kolejne bagno związkowe. Przecież obiecywałam sobie odpoczynek od facetów. Ten jednak zdecydowanie za bardzo mi się podobał.
Nieznajomy peszył mnie, bo nie spuszczał ze mnie wzroku. Kąciki jego ust lekko drgnęły, a mnie od razu zaczęły piec policzki. Nigdy nie reagowałam tak na żadnego faceta, jednak jego spojrzenie było tak elektryzujące, że miałam wrażenie, jakbym była prześwietlana rentgenem. Czułam się naga. Odruchowo obciągnęłam koszulę, ale niestety to nie pomogło. Ten strój nie podobał mi się już tak bardzo jak w domu. Zwyczajnie odsłaniał dużo więcej, niż w tym momencie chciałam pokazać.
– Jestem Gabriel. Obserwuję cię i widzę, że się nudzisz. – Uśmiechnął się, ponownie ukazując dołeczki. W tym samym momencie przepadłam z kretesem.
Przeklęta Emi! Niech ja ją tylko dorwę!
Gabriel od razu mnie zauroczył. Byłam ciekawa, co z niego za facet. Mój radar na nowo się włączył, choć świeżo zraniona nie wierzyłam, że jeszcze spotka mnie szczęście. Szanse, aby trafić na normalnego faceta, były jak wygrana w lotka, czyli... niemal zerowe. Zazwyczaj z każdym napotkanym chłopakiem było coś nie tak, a przecież nie miałam jakichś wielkich oczekiwań. Chciałam być po prostu rozumiana i kochana, a to chyba nie było niewykonalne?
– Chcesz się przejść? – zaproponował nagle.
– Jasne – odpowiedziałam szybciej, niż pomyślałam.
Gdy uniósł brew w oczekiwaniu, aż się podniosę, zorientowałam się, że gapiłam się na niego dłużej, niż to było konieczne. Wstałam, po czym wyrzuciłam pustą butelkę do worka, który pełnił funkcję kosza na śmieci. Gabriel wziął dwa piwa ze stołu, od razu otworzył i podał mi jedno, a z drugiego upił kilka łyków.
– Chyba nie zamierzasz później prowadzić motoru, co? – dopytywałam, zerkając na butelkę, którą trzymał w ręce.
Byłam przeciwna jeździe po alkoholu, nawet jeśli to miał być tylko jeden łyczek. Dlatego na żadne imprezy nie jeździłam autem, nawet wtedy, gdy nie planowałam pić niczego, co zawierało procenty. Dzisiaj również nie miałam tego problemu, bo podwiozła nas taksówka.
– Zamierzam – odparł zadziornie, wkładając wolną dłoń do kieszeni. Zmrużyłam oczy i już miałam zacząć wykład o nieodpowiedzialności, gdy pokazał mi przód butelki. – Bezalkoholowe.
– Aha – mruknęłam tylko zawstydzona.
Zganiłam się za zbyt szybkie wyciąganie wniosków.
Nagle poczułam się niekomfortowo, że znalazłam się sam na sam z obcym mężczyzną. Czułam lekkie napięcie w karku, chociaż sama nie wiedziałam do końca dlaczego. Nie wyglądał na seryjnego mordercę. Wręcz przeciwnie. Zwrócił na mnie uwagę i wzbudził zaciekawienie swoją osobą.
– Co wy w nich widzicie? – zapytałam, wskazując głową na jednoślady, które właśnie mijaliśmy.
Zerknął na mnie przelotnie, nim spojrzał na zaparkowane motocykle.
– Widzę, że nie jesteś fanką.
– Nie mam nic przeciwko motorom, aczkolwiek ja bym nigdy na nie nie wsiadła. – Nim zdążyłam się ugryźć w język, dodałam: – Za bardzo lubię życie.
Niepewnie spojrzałam na mojego kompana. Byłam ciekawa, jak zareaguje na moje stwierdzenie. Wyraz jego twarzy się nie zmienił, więc raczej go nie zdenerwowałam. Z ulgą wypuściłam powietrze, które nieświadomie wstrzymałam.
Matko, kiedy zaczęłam analizować wszystkie ruchy drugiej osoby?
– Mam nieodparte wrażenie, że masz takie samo zdanie jak jakieś osiemdziesiąt procent ludzkości – powiedział spokojnie, otwierając furtkę i przepuszczając mnie pierwszą. Bramka zazgrzytała przeraźliwie, po czym trzasnęła, gdy sprężyna pociągnęła za jej skrzydło.
– Tak? A co myśli te osiemdziesiąt procent? – dopytywałam zaintrygowana.
Ciekawość zwyciężyła. Chciałam bliżej poznać jego punkt widzenia. Nie znałam się na motocyklach, ale – tak jak inni podobnie do mnie myślący – widziałam, co się dzieje na drogach, i miałam wyrobione zdanie na temat ich użytkowników. Przez to wrzucałam wszystkich do jednego worka, ale nie potrafiłam myśleć inaczej. W telewizji od wiosny do jesieni non stop trąbili o tym, że kolejny dawca nie wyrobił na zakręcie i skończył na drzewie.
– Motocykliści to wariaci. Dawcy organów, debile, którzy nie myślą, i tym podobne. Też tak uważasz, zgadłem? Myślisz, że jestem taki sam?
– Nie dosłownie i nie tak drastycznie, jak to opisałeś, ale myślę, że mieszczę się w tym przedziale – odpowiedziałam szczerze. Wzruszyłam ramionami i poszłam dalej. Upiłam łyk nieprzyjemnie ciepłego piwa.
Nigdy nie poznałam nikogo, kto jeździłby na motocyklu, więc miałam takie, a nie inne zdanie na temat tego hobby. Czy też sportu. W zasadzie to nawet nie wiedziałam, w jakiej kategorii motocykl się mieścił.
– To może jest jeszcze szansa, bym przekonał cię do zmiany opinii? – Zaśmiał się, stając przede mną. Wpadłam na niego i się zachwiałam. Nie spodziewałam się, że zatrzyma się tak nagle. Złapał mnie i spojrzał mi głęboko w oczy. Potrząsnęłam głową, by oderwać od niego wzrok, po czym wyrwałam się z jego uścisku i ruszyłam dalej przed siebie. Burknęłam tylko przeprosiny, bo niechcący nadepnęłam mu na stopę.
Chyba na temat facetów jedynie... – przeleciało mi przez głowę. Moje myśli krążyły w niebezpiecznych rejonach, w których nie powinny. Nie mogłam nic na to poradzić ani tego kontrolować. Gabriel był stuprocentowym facetem, do tego megaprzystojnym. Pewnie miał kobiet na pęczki, wystarczyło, że kiwnął palcem. Dziwiłam się, że zagadał akurat do mnie. Może wyglądałam aż tak żałośnie, że się zlitował?
– A co ci tak na tym zależy? – zapytałam podejrzliwie, wracając do jego pytania.
Zaczynało się robić nieprzyjemnie ciemno. Gdy zbliżyliśmy się do lasu, ciarki pojawiły się na moim ciele. Pomimo że nie dawał mi powodów, bym się go obawiała, cień ostrożności zatlił się w mojej głowie, a wyobraźnia zaczynała działać. Przecież wcale go nie znałam!
– Moglibyśmy pojechać na jakąś wycieczkę, na przykład.
Spojrzałam na niego, a on znów czarował mnie swoim uśmiechem. Ach, te jego dołeczki! Nie powiem, wyglądał jak łobuz, ale taki z łagodnym obliczem.
– Możemy pojechać moim autem – zaproponowałam.
Nie wiedziałam, czemu w ogóle brałam to pod uwagę. Czy mi się wydawało, czy przystojniak chciał mnie wyciągnąć na jakąś randkę? Spijałam każde słowo z jego ust. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Nawet nie starałam się być dyskretna. Po prostu bezczelnie się na niego gapiłam. Wabił mnie niczym światło ćmę. A ja bałam się, że znowu się sparzę. Wiedziałam, że nie powinnam w ogóle z nim przebywać, lecz to było silniejsze ode mnie. Zawsze lubiłam uwodzić i być uwodzona. Testowałam granice i je przesuwałam. To była swego rodzaju subtelna gra, którą uwielbiałam i która łechtała moje ego. Choć w życiu bym się do tego na głos nie przyznała.
– W samochodzie nie będziesz mogła się do mnie przytulić. – Uśmiechnął się, zagarniając mnie ramieniem i przyciskając do siebie. Czułam, jak poliki mnie piekły, a serce przyspieszyło bicie. Szybko wyswobodziłam się z jego objęć. Czyżby on też prowadził podobną grę?
Był zuchwalszy, niż przypuszczałam. Nigdy nie pozwalałam na tak szybki kontakt fizyczny. Moja gra polegała na uwodzeniu słownym, nigdy cielesnym.
– Masz kogoś? – dopytywał. Był bardzo bezpośredni, a ja zaczęłam tracić czujność i zdolność do logicznego myślenia. Powinnam uciekać od niego jak najdalej.
– Nie, jestem świeżo po rozstaniu – oznajmiłam gorzko, oddalając się na bezpieczny dla mnie dystans. Nie spuszczałam z niego wzroku, badając, czy znowu nie zechce się do mnie przykleić.
– Chciałbym powiedzieć, że mi przykro, ale wcale tak nie jest. – Zaśmiał się, a jego śmiech miał cudowną barwę. – Nie był ciebie wart.
– Tak? A dlaczego tak uważasz? – Zatrzymałam się i buntowniczo skrzyżowałam ręce. Nawet nie wiedział, dlaczego się rozstaliśmy, a już wyciągał swoje wnioski i przypuszczenia. – Pewnie uważasz, że ty za to jesteś, zgadłam? Nie znasz mnie... – wypomniałam mu i zaczęłam się rozglądać. Z tego wszystkiego nie wiedziałam, gdzie jesteśmy i jak wrócimy na działkę. Moja orientacja w terenie nigdy nie była najlepsza. Lekko panikowałam i modliłam się, żeby mój towarzysz znał drogę powrotną.
– Wystarczy popatrzeć na ciebie, żeby mieć pewność, że się podoła. Jesteś śliczna i za nic bym cię nie wypuścił, gdybym cię już złapał.
W mojej głowie zapaliła się czerwona lampka oznaczająca, że trzeba uciekać, i to jak najszybciej! W końcu głowa zaczęła myśleć rozsądnie. Pierwsze zauroczenie opadło i zaczęłam widzieć w nim upartego natręta.
– Możemy już wracać?
– Jasne. Przegiąłem?
Wzruszyłam ramionami w odpowiedzi, nie chciało mi się tłumaczyć. Nie należałam do osób, które zwierzały się każdemu, a już na pewno nie nowo poznanym przystojniakom. Nawet jeśli się go nie bałam, to nigdy nic nie wiadomo. Nie wyglądał na faceta, który byłby w stanie zrobić krzywdę kobiecie. Do smarkacza, który miałby głupie pomysły, też mu było daleko.
Co jakiś czas ukradkiem na niego zerkałam. Szedł zamyślony, nie zwracając na mnie uwagi. Przez całą drogę na działkę milczeliśmy. Na szczęście Gabriel już nie wygłaszał swoich uwag, które mnie drażniły i które sprawiały, że nie wiedziałam, jak się zachować. Przed furtką na działkę chwycił mnie nagle za rękę, wyrywając z zamyślenia. Spojrzałam wymownie na jego dłoń, lecz całkowicie to olał.
– Przepraszam, jeśli czymś cię obraziłem – powiedział poważnym tonem, patrząc mi prosto w oczy. – Nie miałem niczego złego na myśli. Może nie do końca przemyślałem komentarze o twoim byłym, ale to była szczera prawda. Nie pozwala się odejść takiej kobiecie!
– Nie masz za co przepraszać. Nie obraziłeś mnie, po prostu to świeża sprawa, a poza tym to było kiepskie rozstanie – wyjaśniłam, nieśmiało się do niego uśmiechając.
Pokiwał głową i pozwolił mi wejść pierwszej. Na działce rozeszliśmy się każde w inną stronę. Postanowiłam poszukać Emilii, ale nigdzie jej nie widziałam. Zaczepiłam kilka napotkanych osób, ale nikt nie potrafił określić, co się z nią stało. Zaczynałam się martwić. Może któryś z tych drani ją porwał i Bóg wie co jej zrobił? Wiedziałam, że to towarzystwo było jakieś dziwne. Głupia, choć raz mogłam posłuchać intuicji. Miałam same czarne myśli i robiło mi się gorąco ze strachu. Zaczepiłam już chyba wszystkich ludzi na tym ognisku. W końcu jakiś koleś przypomniał sobie, że Emilia wyszła jakiś czas temu. Podobno miała telefon przy uchu i była zdenerwowana.
Super! Zostawiła mnie samą. Co z niej za przyjaciółka? Wkurzyłam się. To ja się o nią martwiłam, niemalże wyrywałam włosy z głowy, a ta pewnie wróciła sobie spokojnie do domu. Zabiję ją, skoro nikt inny jeszcze tego nie zrobił!
Wyjęłam komórkę z kieszeni i zerknęłam na ekran. Kurwa! Jak na złość bateria się rozładowała. Kurwa, kurwa, kurwa! Rozejrzałam się spanikowana, szukając wyjścia z tej gównianej sytuacji. Nie wiedziałam, gdzie dokładnie byłam, a do tego zostałam bez telefonu.
Uchwyciłam spojrzenie Gabriela, który właśnie zmierzał w moim kierunku.
ROZDZIAŁ DRUGI
Kilka godzin wcześniej
Udało się! Podpisałem właśnie kolejny przetarg na budowę bloku. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, moja firma dobrze na tym zarobi. Gabriel Kelert znów wkroczył do gry, i to jakim sposobem! Barany, gdyby nie spartaczyły ostatnich przetargów, miałbym teraz grube miliony na koncie, a tak musiałem obejść się smakiem. Mam nauczkę na przyszłość, by na takie negocjacje jeździć samemu. No ale... Gdyby człowiek wiedział, że się przewróci, toby usiadł – jak to się mówi. Po to miałem pracowników, aby nie musieć robić wszystkiego samemu. Ale jak widać, nie można polegać na nich w stu procentach. Odepchnąłem te myśli od siebie, by za chwilę nie zwolnić połowy ekipy. Na samo wspomnienie nadal się we mnie gotowało.
Usłyszałem pukanie do drzwi. Spojrzałem w ich kierunku, w tym samym czasie zatrzaskując kalendarz i odkładając go na stertę z dokumentami.
– Proszę – rzuciłem od niechcenia.
– Mam papiery do podpisania – powiedziała Iza, wychylając tylko głowę zza drzwi.
Machnąłem, by weszła do środka.
– A co to znowu za papiery? – zapytałem, gdy stanęła przed moim biurkiem. Jak zwykle zrobiła swoją kwaśną minę.
Nie lubiła mnie, ja też nie darzyłem jej jakąś wielką sympatią, lecz – musiałem przyznać – dobrze wykonywała swoje obowiązki. Nic poza pracą nas nie łączyło, więc miałem na nią wywalone. Zresztą kiedyś niechcący podsłuchałem, jak rozmawiała z inną sekretarką, i okazało się, że była lesbijką. To był kolejny plus dla niej, bo nie robiła mi tu maślanych oczek. Zdawałem sobie sprawę, że podobałem się kobietom, ale bywało to męczące. Z tego powodu straciłem kilka recepcjonistek – zaloty w pracy działały na mnie jak płachta na byka. Wyleciały, chociaż miały wybitne kwalifikacje na to stanowisko.
– Przyszły faktury za materiały, plus trzeba podpisać wypłaty dla pracowników, żeby Adam mógł zrobić przelewy.
– Jasne, połóż na biurku, później to przejrzę – odpowiedziałem, kątem oka zerkając na natrętnie wibrujący telefon. Odrzuciłem połączenie i dodałem: – Coś jeszcze?
– Nie, na razie to wszystko.
Kiwnąłem głową, by ją odprawić, a dziewczyna taktownie opuściła mój gabinet.
Westchnąłem przeciągle. Arek znów bombardował mnie telefonami. Po co wcześniej zgodziłem się na to przeklęte ognisko na zadupiu? Nie miałem najmniejszej ochoty na żadne spędy, chociaż – nie powiem – od czasu przeklętej Klaudii nie byłem na żadnym. Żonka skutecznie wypełniła mi czas, odcinając od chłopaków. Trochę mi ich brakowało, ale po całym dniu w biurze wolałem wyciągnąć się na kanapie z browarem w ręce.
Telefon znów poruszył się na blacie od wibracji. Zerknąłem w jego stronę – dzieciak nigdy nie odpuszczał. Musiałem odebrać. Wziąłem telefon do ręki i automatycznie przesunąłem palcem zieloną słuchawkę na ekranie.
– Halo?
– Hejka, pamiętasz o dzisiejszym ognisku?
– Raczej nie dałbyś mi o nim zapomnieć – odpowiedziałem sarkastycznie, rozsiadając się wygodnie w fotelu i zerkając na sufit. Dzieciak nigdy nie tracił entuzjazmu.
– Czyli widzimy się o dwudziestej u Kamila na działce? – spytał ponownie, a ja pokiwałem głową, zapominając, że przecież nie może tego zobaczyć.
– Jasne – zaburczałem. – Będę na pewno.
– Z Klaudią? – zapytał, czym nieświadomie nadepnął mi na odcisk.
– Nawet nie wspominaj jej imienia! – zawarczałem wkurwiony. Poderwałem się z fotela i ruszyłem w stronę okna. Ostatnio znów wyrwała ode mnie pokaźną sumkę, bo się łudziłem, że to załatwi sprawę i podpisze w końcu te cholerne papiery.
– Coś nie tak? – drążył Arek.
Rozpiąłem górny guzik koszuli i poluzowałem krawat. Zrobiło mi się nagle gorąco ze złości.
– Rozwodzimy się. I, proszę, nie pytaj o nic więcej.
Zacząłem wytyczać ścieżkę wokół biurka, słuchając jego wzdychania.
– Stary, jeśli będziesz chciał pogadać, to wal jak w dym...
– Jasne, będę pamiętać – wszedłem mu w słowo. Wiedziałem, że nie potrzebuję rad dzieciaków. Lubiłem ich, to prawda, ale nie mogłem im pozwolić, by mieszali się w moje prywatne sprawy. Musiałem rozwiązać to sam, bez żadnych głupich rad. – Muszę kończyć, na razie – powiedziałem i rozłączyłem się, nim zaczął jeszcze coś gadać albo, nie daj Boże, wypytywać. Chłopacy lubili być wścibscy i mocno naciskać, gdy nie chciałem puścić pary z ust.
Szybko wziąłem się w garść i odgoniłem nieproszone myśli, siadając na powrót w fotelu. Praca to nie miejsce do prywatnych wycieczek. Zazwyczaj nie odbierałem telefonów od znajomych, lecz dzieciak nigdy nie dawał za wygraną. Męczyłby mnie cały dzień, a tak miałem go z głowy. Do wieczora.
Lubiłem mieć spokój w biurze. Bliscy mi ludzie wiedzieli, że w pracy byłem nieosiągalny. Niechętnie chwyciłem papiery i zacząłem je przeglądać, by nanieść ostatnie poprawki.
Gdy nadeszła szesnasta, złożyłem ostatni podpis. Czas było zbierać się do domu. Zacząłem pakować więc wszystkie dokumenty do teczki, a laptopa do torby. Omiotłem spojrzeniem biurko, aby sprawdzić, czy nic na nim nie zostało, i ruszyłem do wyjścia. W drzwiach wpadłem na moją sekretarkę, równie zdziwioną moim widokiem, jak i ja jej.
– Jeszcze to jest do podpisania. – Gdy już się wzięła w garść, wyciągnęła kolejną teczkę w moją stronę.
– W poniedziałek! – rzuciłem tylko i wcisnąłem jej w ręce świeżo podpisany plik.
– Ale... – zaczęła i zaraz zamilkła, widząc moje gromiące spojrzenie.
Czego nie zrozumiała w stwierdzeniu „w poniedziałek”? Nie lubiłem, gdy ze mną dyskutowała. Byłem jej szefem i co jak co, ale powinna się liczyć z moim zdaniem.
– Coś ważnego? – rzuciłem na odchodne. Byłem zirytowany, że coś jej się przypomniało akurat wtedy, gdy wychodziłem do domu. Lubiłem swoją pracę, codziennie poświęcałem jej wiele godzin. Ale bywały takie dni, że zwyczajnie wszystko mnie przerastało. Teraz na szczęście nie miałem aż tylu spraw do ogarnięcia, żebym musiał pracować jeszcze w domu, jak dawniej często bywało. A może była to tylko wymówka, żeby nie widzieć się z żoną?
– Może poczekać do poniedziałku.
– Dobrze. W takim razie do zobaczenia – odpowiedziałem i wyszedłem z budynku. Na zewnątrz uderzyło mnie ciepłe powietrze i jaskrawe słońce. Wyjście z klimatyzowanego pomieszczenia na zewnątrz nie należało do przyjemnych. Szybko przemieściłem się do auta i włączyłem klimatyzację, bo w środku też był megazaduch. Westchnąłem zrezygnowany. Tłumaczyłem sobie w myślach, że nie było sensu się wkurzać na coś, na co się nie miało wpływu.
W domu od razu odgrzałem obiad z cateringu. Cisza wypełniła moje uszy, a ja znów zacząłem się zastanawiać, po jaką cholerę wjebałem się w to ognisko. Czekała mnie dłuższa podróż, a ja przecież nigdy się nie spóźniałem. Niechętnie się podniosłem z krzesła, po czym wrzuciłem brudne naczynia do zlewu. Zimny prysznic poprawił mi samopoczucie, lecz nie na długo. Gdy wszedłem do garderoby i zobaczyłem ubrania Klaudii, humor znowu poleciał na łeb na szyję. Zapomniałem o tych szmatach. Muszę powiedzieć gosposi, żeby wszystko wyniosła do kosza PCK. Niech inni mają z nich korzyść, a ja nie będę musiał ich więcej oglądać. Muszę się ich pozbyć jak najszybciej. Pieprzona materialistka!
Gdy dotarłem na działkę, kręciło się tam już sporo chłopaków. Zauważyłem też kilka dziewczyn – na szczęście żadna z nich nie była moją żonką ani jej koleżaneczką. Na takich zlotach zazwyczaj bywało mało dziewczyn, bo wolały przeglądać się przed lustrem i zwyczajnie nie interesowały się motocyklami. Na palcach jednej ręki byłem w stanie policzyć, ile znałem dziewczyn interesujących się motocyklami. A tych latających na maszynach było jeszcze mniej.
Przeczesałem teren wzrokiem i w końcu dostrzegłem dzieciaka. Siedział na jednej z prowizorycznych ławeczek przy ognisku. Ruszyłem w jego stronę z zamiarem wypicia piwa czy dwóch i zakończenia tego wieczoru. Chyba już byłem za stary na takie imprezy. Zgarnąłem po drodze butelkę z czymś bezalkoholowym i przysiadłem się do niego.
– Już myślałem, że się wykręcisz i nie przyjedziesz. – Arek wyszczerzył zęby, stukając się ze mną szkłem.
– Czasem i takiemu staruszkowi jak ja dobrze zrobi wyjście do ludzi.
– Chłopie, masz dwadzieścia dziewięć lat! Nie kładź się jeszcze do trumny, co?
– Akurat do trumny to mi jeszcze nieśpieszno... – urwałem, słysząc z oddali znajomy głos. Przeklinałem w myślach. To ostatnia osoba, którą teraz chciałbym oglądać. Szybko namierzyłem ją spojrzeniem.
– Hej, jesteśmy! Poznajcie Amelię – wydarła się Emilia, jak zwykle robiąc przedstawienie. Za to jej towarzyszka nie wyglądała na zadowoloną z tego powodu. Nie znałem jej, ale przyciągała uwagę. Wydawała się zagubiona, nawet ze swojego miejsca widziałem, jak się rumieniła i spuszczała głowę. Intrygująca osóbka. Emilia zazwyczaj otaczała się dziewczynami swojego pokroju, a ta ślicznotka nie miała w sobie ani krzty pewności siebie – przynajmniej z tego, co widziałem.
– Stary, żyjesz? – Arek szturchnął mnie łokciem. Niechętnie oderwałem wzrok od dziewczyny i zerknąłem na niego, wracając na ziemię.
– Sorry, nie słuchałem. Co mówiłeś? – Zauważyłem, że podążył za moim wzrokiem i kiwnął głową w stronę Emilii i jej towarzyszki.
– Niezła jest, ciekawe, czy zajęta – zastanawiał się dzieciak, razem ze mną obserwując dziewczynę, która wydawała się skrępowana i całkowicie niepasująca do tego towarzystwa.
– Chyba jednak jest od ciebie trochę starsza, nie uważasz? – Zlustrowałem ją wzrokiem. Miała śliczny czekoladowy odcień włosów. Tylko ten ubiór całkiem do niej nie pasował. Widać od razu, że Emilia ubrała ją na swoją modłę – tandetnie i kiczowato. Amelia powinna chodzić w ładnych i skromnych ubraniach, które dodałyby jej jeszcze więcej uroku. Nie żeby czegoś jej brakowało, ale ten strój odejmował jej punkty w moich oczach.
– Czy ja wiem? – Zamyślił się na chwilę, pocierając brodę. – Może faktycznie nie moja liga – stwierdził i pociągnął bursztynowy płyn z butelki.