Brutalna gra - Ewa Maciejczuk - ebook

Brutalna gra ebook

Maciejczuk Ewa,

3,9

Opis

Brutalność, konsekwencja, oddanie to wartości, jakimi kieruje się głowa rodziny Gusto. Wkraczając do świata mafii, musisz przestrzegać ich zasad. Jeśli tego nie zrobisz – szybko odpadasz z tej brutalnej gry. Stawką jest Twoje życie.

Louis Gusto stoi na czele własnej rodziny i zmaga się nie tylko z półświatkiem, ale także z krnąbrną siostrą Rozalie, która jest jego całkowitym przeciwieństwem. Los bywa przewrotny. Pewnego dnia Rozalie ucieka z domu i trafia w ręce Jacoba – największego wroga Louisa. Jak potoczą się ich losy? Czy mężczyzna rządzący twardą ręką wykorzysta sytuację i spróbuje przejąć jego interesy? Czy dawna miłość jest w stanie zmienić bezwzględnego człowieka w czułego partnera? Czy mrok, który rozgościł się na dobre w sercach bohaterów, w końcu nimi zawładnie i upomni się o swoje?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 256

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (30 ocen)
14
8
3
2
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Asia132323

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacyjna książka, przeczytałam jednym tchem.
31
Dariaczytasob

Nie oderwiesz się od lektury

Wciągająca, pełna tajemnic historia od której nie można się oderwać. Książka napisana z perspektywy różnych bohaterów pozwala nam poznać każdego indywidualne. Ogromnie polecam.
21
Anna19711

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
10
agnieszkanieroda86

Nie oderwiesz się od lektury

„Brutalna gra” Ewa Maciejczuk to jedna z najlepszych książek autorki. Brutalna a zarazem tak wciągająca fabuła, że trudno się oderwać od książki 🤩🤩. Mega dziękuję za możliwość patronowania tej historii. Jestem dumna, że autorka się nie poddaje i dalej tworzy świetne książki 💪💪💪. Louis Gusto to niebezpieczny i bezwzględny mężczyzna. Stoi na czele własnej rodziny i opiekuje się swoją siostrą Rozalie, która jest w przeciwieństwie do niego dobrą istotą. Dziewczyna ma już dosyć traktowania jak niewolnica i ucieka od brata. Trafia w ramiona Jacoba, jednego z największych wrogów jej brata. Czy Rozalie będzie w końcu wolna? Jak potoczą się losy bohaterów? Sztos to pierwsze słowo, które mi się ciśnie na usta. Gratuluję autorce jeszcze raz świetnej fabuły i mocnej książki. Dwóch facetów, Louis i Jacob, przy którym Rozalie będzie czuć się bezpieczna? Brat jest brutalny i nie pozwala jej na nic. A Jacob był w dzieciństwie jej przyjacielem, w którym się podkochiwała. Czy uczucie odrodzi s...
10
Dagmara73

Dobrze spędzony czas

ok
10

Popularność



Podobne


Re­dak­cja: Ola Ju­rysz­czak
Ko­rekta: Bar­bara Wrona
Pro­jekt okładki i skład: Ma­rek Jad­czak
Co­py­ri­ght by Ewa Ma­ciej­czuk 2023
Co­py­ri­ght for the Po­lish Edi­tion by Wy­daw­nic­two Nocą, War­szawa 2023
ISBN 978-83-969277-4-3
WY­DAW­NIC­TWO NOCĄ ul. Fi­li­piny Pła­sko­wic­kiej 46/89 02-778 War­szawa NIP: 9512496374www.wy­daw­nic­two­noca.pl e-mail: kon­takt@wy­daw­nic­two­noca.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Ostrze­że­nie!

Po­wieść za­wiera bru­talne sceny i nie jest prze­zna­czona dla wraż­li­wych czy­tel­ni­ków. Czy­ta­cie na wła­sną od­po­wie­dzial­ność. Treść książki jest fik­cją li­te­racką. Opi­sane dra­styczne sceny w żad­nym stop­niu nie są przez Au­torkę po­pie­rane. Moż­liwy dys­kom­fort pod­czas czy­ta­nia. W książce znaj­dują się sceny prze­mocy i wy­ko­rzy­sta­nia sek­su­al­nego.

Książka dla osób 18+

Nie na­śla­duj­cie bo­ha­te­rów!

PRO­LOG

Usta­wi­łem sześć pu­stych pu­szek na murku za do­mem. Za­ła­do­wa­łem ma­ga­zy­nek pla­sti­ko­wymi kul­kami. Moja nowa ulu­biona za­bawka, którą do­sta­łem od ta­tu­sia. Mama nie była za­do­wo­lona, że tata po­da­ro­wał mi broń. Ja jed­nak bar­dzo się ucie­szy­łem, bo ni­gdy nie do­sta­wa­łem od niego żad­nych pre­zen­tów. Chcia­łem tak jak on no­sić przy so­bie pi­sto­let, aby chro­nić ma­mu­się. Mu­sia­łem tylko po­tre­no­wać, aby kulka tra­fiała ide­al­nie w cel, który obiorę. Sta­ną­łem w lek­kim roz­kroku i unio­słem ręce. Przy­mkną­łem jedno oko i po­ło­ży­łem pa­lec na spu­ście...

– Ja­cob! – usły­sza­łem głos ojca. Wy­stra­szy­łem się i spu­dło­wa­łem, gdy moje ręce po­szy­bo­wały ku gó­rze.

– Idę! – krzyk­ną­łem. Puszki zo­sta­wi­łem na miej­scu, broń scho­wa­łem za pa­sek spodni i na­cią­gną­łem ko­szulkę.

– To nie jest do­bry po­mysł, żeby tam z tobą je­chał – po­wie­działa mama i spoj­rzała w moją stronę.

– To jest bar­dzo do­bry po­mysł. Ja­cob musi w końcu za­cząć się wdra­żać, aby mógł w przy­szło­ści god­nie mnie za­stą­pić – oświad­czył, a ja nie mia­łem po­ję­cia, o czym oni mó­wią.

– Naj­pierw pi­sto­let na kulki, a te­raz za­mie­rzasz go za­bie­rać do Gu­sto, tylko po co? Żeby ci szklankę z whi­sky po­da­wał? – do­py­ty­wała matka.

– Gu­sto też ma dzieci i może przez przy­pa­dek wy­ga­dają coś mło­demu, a on mi prze­każe.

Mama po­krę­ciła głową nie­za­do­wo­lona, ale to za­wsze ta­tu­sia zda­nie się li­czyło i jak po­wie­dział, tak mu­siało być.

– Zmy­kaj do auta – roz­ka­zał, prze­no­sząc na mnie wzrok. – Nie­długo wró­cimy! – rzu­cił do mamy i sam wsiadł do sa­mo­chodu.

– Gdzie je­dziemy? – za­py­ta­łem, gdy wy­je­cha­li­śmy z po­dwórka.

– Po­znasz Lo­uisa i Ro­za­lie. Za­pa­mię­taj, co mó­wili, a póź­niej mi wszystko opo­wiesz – za­ko­mu­ni­ko­wał, a ja przy­tak­ną­łem głową. – Po­sta­raj się, bo ina­czej ko­la­cji dziś nie zjesz, je­śli nie będę z cie­bie za­do­wo­lony.

Prze­łkną­łem ślinę i po­now­nie po­ki­wa­łem głową. Z ta­tu­siem się nie dys­ku­to­wało, a jak coś za­po­wie­dział, tak było.

* * *

– Cześć, je­stem Ro­za­lie – po­wie­działa dziew­czynka z uśmie­chem na ustach, wy­cią­ga­jąc do mnie swoją małą dłoń. – A tam stoi mój brat Lo­uis. – Wska­zała pal­cem na sto­ją­cego nie­opo­dal chłopca. – Nie przej­muj się nim, on nie lubi na­wet sa­mego sie­bie. – Za­chi­cho­tała, gdy uści­sną­łem jej rękę w ge­ście po­wi­ta­nia. – Jak masz na imię?

– Ja­cob – od­par­łem au­to­ma­tycz­nie, zer­ka­jąc na chło­paka, który pa­trzył się na mnie tak, jak­bym był jego wro­giem, a prze­cież na­wet mnie nie zna. Dziew­czynka za to była jego cał­ko­wi­tym prze­ci­wień­stwem.

– Lu­bisz lody cze­ko­la­dowe? Go­spo­sia wła­śnie ta­kie robi – za­py­tała, a ja przy­tak­ną­łem.

Lu­bi­łem, i to bar­dzo.

– Ja wolę li­zaki tru­skaw­kowe, ale lody też mogą być – kon­ty­nu­owała Ro­za­lie.

Zła­pała mnie za rękę i po­cią­gnęła w stronę domu. Po­lu­bi­łem ją, choć do­piero się po­zna­li­śmy. Spoj­rza­łem na chło­paka, który su­ge­styw­nie prze­je­chał pal­cem po szyi. Do­sko­nale wie­dzia­łem, co to ozna­cza. Mam się trzy­mać z da­leka od niego i jego sio­stry, lecz nie mo­głem – mia­łem od ojca za­da­nie do wy­ko­na­nia.

ROZ­DZIAŁ 1

Lo­uis

Przy­pro­wadź na­sze pu­pilki! – roz­ka­za­łem to­nem nie­zno­szą­cym sprze­ciwu mo­jej pra­wej ręce Ro­drigo i pa­trzy­łem nie­wzru­szony, jak ku­tas przy­pięty kaj­dan­kami za nad­garstki, które zwi­sały z su­fitu na łań­cu­chach, le­dwo dy­szy.

Ze mną nie ma za­bawy w kotka i myszkę; wcho­dzisz mi w drogę, mo­żesz mieć pew­ność, że przy­pła­cisz to ży­ciem. Nie mogę po­zwo­lić, aby ktoś zszar­gał moją re­pu­ta­cję i trak­to­wał jak cie­płą klu­chę. Ten oszu­kał mnie na gruby hajs, a do tego zro­bił w chuja, nie mo­głem mu tego wy­ba­czyć. Jego śmierć bę­dzie przy­kła­dem dla in­nych, że z ro­dziną Gu­sto się nie za­dziera. Do­sko­nale wie­dzia­łem, że ma­fijny świat szybko się do­wie, dla­czego go uka­ra­łem. Już moi lu­dzie o to za­dbają, a dług i tak ścią­gnę. Usły­sza­łem po­war­ki­wa­nia za drzwiami mo­ich wy­głod­nia­łych krwio­żer­czych psów. Uśmiech­ną­łem się zło­śli­wie, gdy Olio ze stra­chem w oczach ły­pał na mnie jed­nym okiem. Zda­wał so­bie sprawę, jaki czeka go los. Ostat­nimi si­łami za­czął się szar­pać. Nie­stety nic tym nie wskó­rał, bo był mocno przy­wią­zany. W do­datku zo­stał za­kne­blo­wany i nie miał jak bła­gać o li­tość. Jego gęba była spuch­nięta od licz­nych cio­sów Ro­drigo, a po spo­tka­niu z moim no­żem z pra­wego boku le­ciała mu krew. Jej me­ta­liczny za­pach był wy­czu­walny w po­miesz­cze­niu, tak jak wil­goci i zgni­li­zny. Jed­nym sło­wem czuć było odór śmierci.

Olio ma­chał za­wzię­cie no­gami, śli­zga­jąc się w ka­łuży krwi i wła­snego mo­czu. Wy­cią­gną­łem te­le­fon, aby pstryk­nąć mu pa­miąt­kową fotę, lecz nie­prze­czy­tana wia­do­mość od mo­jej młod­szej sio­stry Ro­za­lie przy­cią­gnęła mój wzrok. Prze­su­ną­łem pal­cem, żeby znik­nął pa­sek z po­wia­do­mie­niem. Wia­do­mość musi po­cze­kać, te­raz mam waż­niej­sze sprawy.

– No w końcu – mruk­ną­łem znie­cier­pli­wiony na wi­dok dwóch ro­słych psów i Ro­drigo, który le­dwo trzy­mał na smy­czach moje be­stie.

– Z tru­dem da­łem im radę, gdy wy­czuły krew – wy­sa­pał, przy­wią­zu­jąc je do me­ta­lo­wego kółka w ścia­nie.

Psiaki na­prę­żyły mię­śnie i war­czały gło­śno. Nie spusz­czały oka ze swo­jej ofiary, stale się ob­li­zu­jąc.

– Weź się za si­łow­nię, bo zro­bię wy­ścigi i jak so­bie z nimi nie po­ra­dzisz, to i cie­bie opier­dolą – rzu­ci­łem, a Ro­drigo spoj­rzał na mnie hardo, jakby cze­ka­jąc na wy­zwa­nie. Par­sk­ną­łem śmie­chem, trą­ca­jąc go w ra­mię. – Żar­to­wa­łem, choć nie po­wiem, mo­głoby to być nie­złe wi­do­wi­sko.

– Żarty szefa są po­wa­la­jące – sark­nął, a ja unio­słem brew.

Gdyby ktoś inny tak się do mnie ode­zwał, w naj­lep­szym wy­padku już by le­żał z kulką w łbie.

– Uwa­żaj so­bie – rzu­ci­łem oschle, od­pi­na­jąc pierw­szego psa, gdy on zła­pał za ka­ra­biń­czyk od smy­czy i uwol­nił dru­giego. – Smacz­nego, pie­ski – mruk­ną­łem do nich. Oby­dwa rzu­ciły się, aby do­paść się do naj­lep­szych ką­sków z ciała zdrajcy. Ich mla­ska­nie to jak me­lo­dia dla mo­ich uszu. – Zrób mi fotę, jak już się na­je­dzą, a reszty się po­zbądź! – roz­ka­za­łem, po czym ru­szy­łem w stronę wyj­ścia.

Mo­gło to tro­chę po­trwać, a ja nie mia­łem czasu na przed­sta­wie­nia. Idąc do swo­jego ga­bi­netu, po­now­nie wy­cią­gną­łem te­le­fon. Tym ra­zem za­mie­rza­łem od­czy­tać wia­do­mość od sio­stry.

Cześć, wielki bos­sie. Ju­tro wra­cam do domu, pa­mię­tasz?

Przy­sta­ną­łem i prze­cze­sa­łem włosy pal­cami. Oczy­wi­ście, że za­po­mnia­łem. Za­klą­łem pod no­sem, bo ju­tro mie­li­śmy ze­bra­nie w spra­wie prze­rzutu koki, a moja ko­chana sio­strzyczka lu­biła wci­skać nos tam, gdzie nie trzeba. Zer­k­ną­łem na datę w te­le­fo­nie, po­mstu­jąc, że jej wa­ka­cje na Ma­le­di­wach nie mo­gły trwać o je­den dzień dłu­żej albo ja mo­głem za­pa­mię­tać ten cho­lerny dzień przy­jazdu. Wy­stu­ka­łem od­po­wiedź:

Tyle razy mó­wi­łem, że­byś się tak do mnie nie zwra­cała! Oczy­wi­ście, że pa­mię­tam. Ro­drigo po cie­bie przy­je­dzie.

Wy­sła­łem wia­do­mość tek­stową, wes­tchną­łem i ru­szy­łem przed sie­bie. Mu­sia­łem się na­pić cze­goś moc­niej­szego i prze­my­śleć to, co ten śmieć w piw­nicy mi po­wie­dział. Trzeba było coś z tym zro­bić! Za­je­ba­nie tego chuja to do­piero wierz­cho­łek góry lo­do­wej i będę mu­siał zle­cić śledz­two, kto jesz­cze pod­pier­dala mi pod no­sem od­bior­ców koki i ma ta­kie jaja, żeby się wpie­przać na nie swój te­ren. W mo­ich sze­re­gach po­lecą łby za spier­do­le­nie ro­boty, niech tylko do­wiem się, która gnida nie trzy­mała ję­zora za zę­bami!

ROZ­DZIAŁ 2

Ro­drigo

Bezna­mięt­nym wzro­kiem pa­trzy­łem, jak psy roz­szar­py­wały tego zdrajcę. Skrę­po­wany sza­mo­tał się przez kilka chwil, lecz póź­niej albo ze­mdlał, albo je­den z psów ro­ze­rwał mu ostrymi zę­bi­skami tęt­nicę udową. Nie wi­dzia­łem ta­kiej jatki po raz pierw­szy. Lo­uis lu­bił znę­cać się nad swoją ofiarą, aby sama wi­działa strach, który od­bi­jał się w śle­piach psów. Je­den z pu­pil­ków szefa zdą­żył się na­żreć, bo już le­ni­wie zli­zy­wał krew z be­to­no­wej po­sadzki.

Przy­sia­dłem na krze­śle i od­pa­li­łem fajkę, pa­trząc na syf w ca­łej piw­nicy. Na ścia­nach były ka­wałki mięsa i plamy z krwi. Całe szczę­ście, że nie ja mu­sia­łem to ze­skro­by­wać i czy­ścić. Po eg­ze­ku­cjach trzeba było znisz­czyć wszyst­kie do­wody, w tym ślady DNA ze ścian, a dru­gim aspek­tem był smród roz­kła­da­ją­cych się czę­ści ciała, który nie­wąt­pli­wie nie na­le­żał do przy­jem­nych.

Wy­pu­ści­łem ostatni dy­mek z płuc i zdep­ta­łem peta bu­tem. Upew­ni­łem się, że psy skoń­czyły kon­sump­cję, po czym wy­da­łem im ko­mendę i za­pią­łem smy­cze na ich kol­czat­kach. Mu­sia­łem je za­pro­wa­dzić na tyły re­zy­den­cji, gdzie był ich ko­jec. Jak za­wsze wra­cały ocię­żale z prze­je­dze­nia. Zro­bi­łem jesz­cze fotę dla szefa i wy­sła­łem MMS, nim wy­sze­dłem z piw­nicy.Wy­stu­ka­łem też wia­do­mość na ekra­nie te­le­fonu do lu­dzi z ochrony, gdy za­mkną­łem już psy w kojcu i po­wie­si­łem smy­cze na haku.

Wa­sza ko­lej.

Od­czy­ta­łem jesz­cze wia­do­mość od szefa.

Ju­tro wraca Ro­za­lie, od­bie­rzesz ją z lot­ni­ska.

Od­pi­sa­łem zwięźle.

Okej.

Sio­stra szefa to była moja zguba. Cał­ko­wite prze­ci­wień­stwo nas wszyst­kich. Sza­lona dziew­czyna, która za­wsze przy­pad­kiem pa­ko­wała się w kło­poty, ale za to z czy­stym ser­cem. Nie skrzyw­dzi­łaby na­wet mu­chy. Ro­za­lie jest atrak­cyjna, ale do tego bar­dzo in­te­li­gentna. Czę­sto pró­bo­wała ze mną flir­to­wać, a ja wtedy za­cho­wy­wa­łem się jak ostatni du­pek. To sio­stra szefa, była poza moim za­się­giem. Gdy­bym ją tknął, już bym wi­siał przy­wią­zany za nad­garstki i roz­ry­wany przez psy. Mógłby mnie też po­wol­nie tor­tu­ro­wać. Wie­dział, jak sku­tecz­nie za­dać ból, żeby naj­więk­szy twar­dziel bła­gał o szybką śmierć.

Ko­bieta, choć wie­działa, co się dzieje za za­mknię­tymi drzwiami i skąd po­cho­dzi kasa na jej wy­cieczki, ciu­chy i wszyst­kie za­chcianki, ni­gdy nie prze­ciw­sta­wiła się bratu. Zda­wała so­bie sprawę, że albo bę­dzie sie­dzieć ci­cho, albo nie bę­dzie miał dla niej li­to­ści.

Za­wsze mnie dzi­wiło, jak jej się udało za­cho­wać do­broć i opty­mizm w ta­kim miej­scu, w ja­kim się wy­cho­wała. Mimo że szef nie ba­wił się w aran­żo­wane mał­żeń­stwa, to wia­domo było, że nie odda jej byle komu. Na­wet z tym dziew­czyna miała pod górkę, bo on nie do­pusz­czał, aby byle kto się do niej zbli­żał. Na swój spo­sób ją chro­nił.

Par­sk­ną­łem pod no­sem na samą myśl, jak mu mó­wię, że chciał­bym, aby za­ak­cep­to­wał mnie i Ro­za­lie jako parę. Prę­dzej by mi ku­tasa od­strze­lił, niż by się na to zgo­dził. Wła­śnie dla­tego ko­bieta była dla mnie nie­osią­galna, nie mia­łem co do tego złud­nych na­dziei.

– Co cię tak bawi?

Usły­sza­łem głos szefa, gdy prze­kro­czy­łem próg kuchni. Stał oparty o szafki i sku­bał wi­no­grona z misy. Uniósł jedną brew, nie spusz­cza­jąc ze mnie lo­do­wa­tego spoj­rze­nia, które stało się po­dejrz­liwe, gdy ci­sza mię­dzy nami się prze­dłu­żała. Od­chrząk­ną­łem, ale wie­dzia­łem, że nie ma co ściem­niać, bo szef miał szó­sty zmysł do wy­czu­wa­nia łgar­stwa. Mimo wszystko nie po­wie­dzia­łem wprost, o czym my­śla­łem.

– Co bym mu­siał zro­bić, aby szef mnie dał na po­żar­cie psom. Stwier­dzi­łem jed­nak, że nie chcę tego spraw­dzać – od­par­łem, my­jąc ręce w zle­wo­zmy­waku i szybko zmie­nia­jąc te­mat. – Chło­paki koń­czą ro­botę.

– Czy jest coś, o czym chciał­byś mi po­wie­dzieć? – wark­nął, nie­spo­dzie­wa­nie ła­piąc mnie za gar­dło i pa­trząc mi pro­sto w oczy.

Z le­d­wo­ścią prze­łkną­łem ślinę, sta­ra­jąc się wy­ar­ty­ku­ło­wać co­kol­wiek. Lekko po­luź­nił chwyt.

– Nie, sze­fie, to tylko moje głu­pie my­śli.

Uwie­rzył mi, bo już po chwili za­brał dłoń i po­ki­wał głową.

– Uwa­żaj, o czym my­ślisz, bo szybko mogę speł­nić twoje naj­skryt­sze ma­rze­nia – syk­nął, a ja po­ki­wa­łem głową.

Od­bił się od szafki i nim wy­szedł, rzu­cił do mnie przez ra­mię:

– Pa­mię­taj o Ro­za­lie.

Do­piero gdy Lo­uis opu­ścił kuch­nię, wy­pu­ści­łem tlen z płuc. Szef po­tra­fił być w po­rządku, ale ostat­nio zde­cy­do­wa­nie cho­dził w mor­der­czym na­stroju. Do­sko­nale wie­dzia­łem dla­czego. Tak było za­wsze, gdy zbli­żała się rocz­nica za­bój­stwa Car­men, pierw­szej mi­ło­ści Lo­uisa, która wraz ze śmier­cią za­brała jego serce do grobu. To już trze­cia rocz­nica. Ta kulka była prze­zna­czona dla Lo­uisa, ale za­bójca, któ­rego wy­na­jął Bruno, na szczę­ście dla szefa chyba miał zeza. Bruno w prze­ci­wień­stwie do Olia z piw­nicy za­bito od razu, do­stał kulkę w łeb. Pa­mię­tam jak dziś, gdy jego mózg roz­bry­zgał się do­okoła. Wtedy szef stra­cił ostat­nią cząstkę czło­wie­czeń­stwa i zmie­nił się na do­bre, sta­jąc się ma­szyną do za­bi­ja­nia wszyst­kich, któ­rzy sta­nęli mu na dro­dze.

Mam to na uwa­dze i wiem, że mnie także da­rzy ogra­ni­czo­nym za­ufa­niem, o czym przed chwilą do­bit­nie mi przy­po­mniał.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki