Guwernantka z hrabstwa - Agata Duma - ebook

Guwernantka z hrabstwa ebook

Agata Duma

0,0

Opis

„Guwernantka Z Hrabstwa” to powieść, której akcja toczy się w Carskiej Rosji w XIX wieku. Przedstawia losy jeszcze przed reformą uwałszczeniową. Opowiada historię młodej i utalentowanej pianistki. Olena Makarediewa została wychowana przez petersburskiego arystokratę, od lat pobierała naukę gry na fortepianie u słynnego profesora muzyki Bonifata Aristowa. To opowieść o szlachetnie wykształconej damie, która była podziwiana i uwielbiana przez wszystkich, ale nigdy przez nikogo nie kochana.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 548

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Agata Duma

Guwernantka z hrabstwa

Tom I Część Pierwsza

RedaktorAgata Duma

Projektant okładkiAgata Duma

FotografAgata Duma

© Agata Duma, 2021

© Agata Duma, projekt okładki, 2021

© Agata Duma, fotografie, 2021

„Guwernantka Z Hrabstwa” to powieść, której akcja toczy się w Carskiej Rosji w XIX wieku. Przedstawia losy jeszcze przed reformą uwałszczeniową. Opowiada historię młodej i utalentowanej pianistki. Olena Makarediewa została wychowana przez petersburskiego arystokratę, od lat pobierała naukę gry na fortepianie u słynnego profesora muzyki Bonifata Aristowa. To opowieść o szlachetnie wykształconej damie, która była podziwiana i uwielbiana przez wszystkich, ale nigdy przez nikogo nie kochana.

ISBN 978-83-8221-846-6

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Słowo od autora

Agata Duma ur. 23.07.1994 r. w Radomiu — poetka młodego pokolenia. W latach 2014 — 2017 został wydany jej debiutancki tom poezji pt. „Uzależniona”. Tytuł składa się z trzech części i edycji specjalnej. W publikacji znalazły się poematy i wiersze o tematyce refleksyjnej. Zostały również włączone do tytułu autorskie rysunki oraz złote myśli, które wyrażając to co określa każdy utwór. W 2018 r. została opublikowana powieść o nazwie „Hacjenda Bermudez”. Historia opowiada o losach wielopokoleniowej rodziny, która mieszka od lat we wspólnej hacjendzie. W 2018 r. została również wydana baśń dla dzieci „Zatrute Serce”. To opowieść o dwóch siostrach, które mieszkają w małej wiosce. Do wydania zostały również włączone autorskie rysunki. Pod koniec 2019 r. został wydany drugi autorski tom poezji, zatytułowany „rosyjsko — tatarskie BRZMIENIE”. W tym zbiorze poematy i wiersze są określane jako: fuzja poetycka, która czerpie korzenie ze wschodniej tradycji. Z początkiem 2020 roku została wydana druga baśń dla dzieci „Zakręta Dolina”. To opowieść o młodej dziewczynie, która została wychowana przez czarownice w leśnej chatce. Wydanie również zostało zilustrowane autorskimi rysunkami.

więcej informacji:

www.agatadumacrazylife.wordpress.com

Wstęp

„Guwernantka Z Hrabstwa” — to powieść napisana w 2020 roku. Tytuł składa się z dwóch tomów, które zostały jeszcze podzielone na pierwszą i drugą część. Akcja toczy się w XIX wieku w Carskiej Rosji, jeszcze przed reformą uwłaszczeniową chłopów. Opowiada historię młodej i utalentowanej pianistki. Olena Makarediewa to dwudziestoletnia dziewczyna, która nic nie wie o swoim pochodzeniu. Została wychowana przez petersburskiego arystokratę, który zapewnił jej dobre wykształcenie. Od najmłodszych lat pobierała naukę gry na fortepianie u słynnego profesora muzyki, Bonifata Aristowa. Jej los nagle odmienia się gdy dobroczyńca dziewczyny, Akim Nobodiew umiera, a jego żona Anna sprzedaje cały majątek Hrabiemu Worczewskiemu. Od tej chwili Olena musi porzucić dotychczasowe życie i zamieszkać na wsi. Ponowne spotkanie z dawnym nauczycielem gry na fortepianie może okazać się kluczem do odkrycia pochodzenia dziewczyny, a skrywane tajemnice mogą w końcu ujrzeć światło dzienne..

To opowieść o pięknej i szlachetnie wykształconej damie, która była podziwiana i uwielbiana przez wszystkich, ale nigdy przez nikogo nie kochana. Teraz kiedy Olena jest zdana tylko sama na siebie, to czy znajdzie sprzymierzeńca, który się za nią wstawi..

Nigdy wcześniej nie myślałam, że będę chciała poruszyć ten temat, dlatego pisałam tą opowieść z pewnym przesłaniem. Są czasem takie chwile w naszym życiu kiedy za wszelką cenę dążymy do szczęścia. Uszczęśliwiamy siebie samych raniąc przy tym pozostałych ludzi. Zaspakajamy własne potrzeby, obdarzając na siłę miłością, nie licząc się z tym, że uczucia innych mogą się różnić od naszych. Stajemy się bardzo nieczuli. Trudno powiedzieć co tak naprawdę możemy wtedy czuć. Zazwyczaj ogarnia nas egoizm, a za okruchy prawa do wolności jesteśmy w stanie tak naprawdę zrobić wszystko. Nie zważając na to czy to jest dobre czy złe ani do czego może to doprowadzić.

Guwernantka Z Hrabstwa, to historia, która przedstawia jak decyzja dwóch osób może negatywnie wpłynąć na pozostałe otoczenia, raniąc i zadając ból. Czasami nie zdajemy sobie sprawy, że nasze wybory dosięgają nie tylko nas. Musimy pamiętać, że nie możemy myśleć tylko o sobie.

Nigdy nie myślałam, że kiedyś napiszę historię, która będzie przedstawiać losy rodzin, których akcja toczy się  jeszcze przed reformą uwłaszczeniową, ale to nie znaczy, że te tematy nie są ważne - wręcz przeciwnie. Ta historia przedstawia jak czasem decyzje innych ludzi wpływają na nasze życie.

20.11.2020 r. Agata Duma.

Tobie Jednemu

Dziś kiedy tak silne są uderzenia serca

Proszę, żeby deszcz zmył cierpienie

Jestem gotowa stanąć naprzeciw strachu

Nie upadnę zanim zgasną światła,

Zamykam się w tym zmiennym losie

Próbuję otworzyć oczy i usłyszeć szept

Przede mną jest jeszcze wiele samotnych nocy..

Mam jeszcze w sobie siłę, żeby jej nie stracić

Tobie jednemu powierzam całą swoją wiarę

I mam jeszcze w sobie odwagę, żeby to poczuć,

Że w tobie jednemu mogę odnaleźć słowa prawdy.

Dziś kiedy tak silne są uderzenia serca

Proszę, żeby deszcz zmył cierpienie.

Rozdział 1

Rosja. XIX wiek. Petersburg

Pałac Nobodiewów

Duży, przestronny pokój w jasnych odcieniach. Na szafkach przy drzwiach stał regał z pamiątkami oraz figurkami ozdobnymi. Pośrodku pomieszczenia znajdowało się okno z lekko przysłoniętymi zasłonami. Z tego okna wpadało światło, które rozświetlało całe pomieszczenie. Na wprost stał fortepian o ciemnych barwach, przy którym siedziała młoda, ładna dziewczyna około dwudziestego roku życia. Miała na imię Olena Makarediewa, delikatna szatynka z lekko upiętymi włosami, ubrana w długą i ciemną, ale skromną suknię. Siedziała przy fortepianie, przy którym grała. Spokojna melodia rozchodziła się po całym pokoju. Od czasu do czasu zerkała na nuty, a potem zaraz na klawisze. Chwilami coś rozpraszało jej uwagę i jej wzrok utkwił na prawym rogu fortepianu, tam gdzie stało zdjęcie starszego pana w ładnej ramce, która była przyozdobiona czarną wstążką. Była to fotografia starszego mężczyzny o wyrazistych konturach twarzy. Zaraz opanowywał Olenę spokój i dalej dziewczyna skupiała się na wykonywanym utworze. Następnie coś znowu rozproszyło jej uwagę, Olena przestała grać. Spojrzała w okno, przez które dochodziły odgłosy rozmów przechodniów, którzy kręcili się petersburską ulicą. Olena wstała od fortepianu i podeszła do okna, przez które wyjrzała. Był ładny, pogodny poranek. Przed bramą pałacu stał młody szlachcic. Mężczyzna był po trzydziestym roku życia, blondyn o jasnych konturach twarzy. Nazywał się Ivan Nobodiew, syn Akima Nobodiewy, właściciela pałacu, który miesiąc temu zmarł na atak serca. Olena przez chwile przyglądała się mężczyźnie, który stał odwrócony do niej tyłem. Rozmawiał z kobietą w średnim wieku, która trzymała małą parasolkę. Dama miała na sobie suknie w kolorze blado różowym. Kobiecie towarzyszył szlachcic w dużym, ciemnym kapeluszu na głowie i w surducie. Ivan nagle obejrzał się za siebie i spojrzał w okno Oleny, w którym dostrzegł dziewczynę. Na jego twarzy pojawiło się niewielkie zmartwienie przeplatane uśmiechem. Ivan zamyślił się i ponownie odwrócił się w kierunku rozmówców. Nagle w pokoju dziewczyny rozległ się hałas otwierających się drzwi, które lekko skrzypiały. Olena odwróciła się i zobaczyła jak do środka wchodzi starsza kobieta z przewiązaną białą chustką na głowie. Nie była to staruszka, ale raczej kobieta po sześćdziesiątym roku życia o pulchnych kształtach, ale zawsze miała dobre serce. Kobieta trzymała tace z ciepłym posiłkiem, była to Nana, mamka Oleny, a zarazem kucharka w pałacu Nobodiewów. Olena delikatnie uśmiechnęła się do kobiety. Nana wchodząc do środka w jednej chwili odwróciła się i spojrzała na zdjęcie w ramce i zaraz potem na Olenę. Podeszła do niej i położyła tace na okrągłym stoliku, który stał w lewym rogu pod oknem. Olena usiadła na łóżku, które stało obok okna. Nana zbliżyła się do dziewczyny, podała jej garnuszek ciepłej herbaty i usiadła obok niej.

— Smutno ci? — Zapytała mamka.

— Trudno się teraz przyzwyczaić do tej ciszy. — Odrzekła Olena ze smutkiem w głosie.

— Nam wszystkim brakuje teraz naszego Pana Akima Nobodiewy, dobry był z niego człowiek. — Odparła Nana patrząc na dziewczynę.

— Mamko, tak się zastanawiam jak teraz będzie. Boję się, że będzie mi go bardzo brakować. Minął już miesiąc, a ból nie znika. — Odrzekła Olena.

— Nie martw się, jakoś to będzie. — Pocieszała dziewczynę mamka, głaszcząc Olenę po głowię.

— Nie był moim ojcem, ale po części jakby nim był. Był zawsze, a teraz go nie ma.

— Nie myśl o tym teraz. Zjedz coś. — Stwierdziła Nana.

***

Chwile później Olena wyszła ze swojego pokoju i poszła do gabinetu Akima, w którym nikogo nie było. Przez pomieszczenie przechodziła tylko cisza. Olena powoli weszła do środka i oparła się o ścianę, było jej naprawdę smutno. Do jej oczu napływały łzy, chociaż starała się to ukryć. Ostrożnie kręciła się po pustym pomieszczeniu, przyglądając się ścianą, które dobrze znała, a wydawało się jej jakby widziała to wszystko jak za pierwszym razem. Na ścianach wisiały pojedyncze obrazy. Olena dokładnie przyglądała się im, a później zerknęła na biurko, przy którym Akim często przesiadywał. Serce dziewczynie łamało się. Nagle do gabinetu wszedł Ivan Nobodiew, Olena słysząc hałas odwróciła się w kierunku szlachcica. Spojrzała na mężczyznę, a mężczyzna na nią.

— Wiem, że tobie też jest trudno. — Odezwał się Ivan jako pierwszy.

— Ty masz gorzej, to był twój ojciec, a mnie tylko wychował. — Stwierdziła Olena.

— Ale kochał cię jak córkę. — Przyznał mężczyzna.

— Trudno się pogodzić z jego odejściem. — Dodał po chwili Nobodiew.

— Wiem, że może to nie najlepsza chwila, ale chciałam zapytać co teraz będzie ze mną? — Zapytała niepewnie Olena. Ivan ciężko westchnął.

— Nie mogę podjąć żadnej decyzji o twoim losie, musisz zaczekać aż przyjedzie moja matka. To ona zdecyduje. — Odpowiedział Ivan.

— Dobrze. — Przytaknęła młoda kobieta.

— Wiadomo już kiedy Pani wraca z pobytu na wsi? — Zapytała Olena.

— Na razie nie było żadnej wiadomości, ale minął już miesiąc, sądzę, że na dniach wróci. — Przyznał Ivan. W tym czasie do gabinetu wszedł lokaj, ładnie przystrojony starzec ze siwizną na głowie. Zerknął na dziewczynę i podszedł do Ivana.

— Właśnie przyszedł list. — Rzekł lokaj przekazując list mężczyźnie. Ivan otworzył kopertę.

— To od mojej matki. — Stwierdził młody mężczyzna.

— Tak.. Piszę coś ciekawego? — Zapytała niepewnie dziewczyna.

— Wraca dziś. — Stwierdził Ivan.

— To dobrze. — Przytaknęła Olena.

— Dziękuję ci, możesz odejść. — Odparł Ivan zwracając się do lokaja, który za pozwoleniem wyszedł z gabinetu. Olena podeszła bliżej do Ivana.

— Skoro nie ma jeszcze Pani, to czy mogę z Nataszą wybrać się do miasta? — Zapytała z grzecznością dziewczyna. Ivan delikatnie uśmiechnął się.

— Oczywiście. — Odrzekł mężczyzna. Olena wyszła z gabinetu.

Petersburg Cmentarz Wołkowski

Jeszcze przed południem nagle na chwile na niebie pojawiły się ciemne chmury i wiatr się zerwał. Dwóch mężczyzn w jednej alejce na cmentarzu Wołkowskim w Petersburgu stało nad drewnianą trumną gdzie właśnie chowali do grobu księcia Michaiła Wieruszyckiego. Wokół mogiły nie było dużo zebranych ludzi. Stała tylko żona księcia, księżniczka Tamara Wieruszycka. To kobieta jeszcze przed trzydziestym rokiem życia. Brunetka z wyrazistym spojrzeniem o ciemnej barwie oczu. Ubrana w długą, strojną żałobną suknie, kobieta wydawała się być pogrążona w rozpaczy. Co chwile ocierała czarną chusteczką łzy ze swojej twarzy. Księżniczce towarzyszył jej nierozłączny przyjaciel. Młody porucznik, szlachcic Simon Danoszdiew, szatyn o brązowym spojrzeniu. Spoglądał co chwile na księżniczkę, gdy batiuszka z pobliskiej Cerkwi właśnie kończył odmawianie modłów pożegnalnych. Simon podszedł do Wieruszyckiej i stanął obok niej.

— Księżniczko.. — Zawołał Danoszdiew. Tamara spojrzała na młodego szlachcica i nagle zaprzestała płakać.

— Dlaczego chciała Pani pochować właśnie na tym cmentarzu księcia? — Zapytał Simon.

— To cmentarz dla ubogich. Wieczorami bywa tu niebezpiecznie, stada wilków się tu zakrada. — Wspomniał Simon. Wieruszycka spojrzała na młodego mężczyznę.

— Po tym co zrobił mój mąż, książę Michaił nie zasługuje, aby chować go w bardziej przyzwoitym miejscu. — Stwierdziła surowo księżniczka.

— Dlaczego książę się zastrzelił? — Zapytał z ciekawością szlachcic.

— Nie wiem. — Odparła księżniczka.

— Niewiele osób przyszło na ceremonię. — Przyznał Simon.

— Tym lepiej. — Odparła szeptem księżniczka, która rozglądała się po cmentarzu, ale nie dostrzegła żadnej znajomej twarzy.

— Lepiej, że nikt nie wie o jego samobójstwie. — Zwróciła się do szlachcica księżniczka.

— Rozumiem, jest Pani ciężko. — Przyznał Simon. W tym czasie mężczyźni skończyli już grzebanie trumny, a batiuszka podszedł do Tamary Wieruszyckiej, pobłogosławił kobietę.

— Córko, bądź teraz silna. — Rzekł starzec, który zaraz wyszedł z cmentarza. Simon spojrzał się na parobków, do których podszedł.

— To wasza zapłata, idźcie precz. — Odparł Danoszdiew, który wyjął z kieszeni 100 rubli i dał chłopom. Parobkowie ukłonili się szlachcicowi.

— Dziękujemy Panie. — Rzekł jeden z mężczyzn.

— Niech Bóg da Panu zdrowie i szczęście. — Wtrącił się drugi mężczyzna i po chwili parobkowie wyszli z cmentarza. Simon jeszcze raz spojrzał na księżniczkę Wieruszycką, która wydawała się być zamyślona.

— Niech Pani na chwile zapomni o bólu i stracie. — Odezwał się Simon. Wieruszycka zerknęła na szlachcica.

— Proszę się nie martwić, to nie zwróci życia Pani mężowi. — Dodał Danoszdiew.

— Panie Simonie.. — Zaczęła Wieruszycka, która podeszła bliżej młodego mężczyzny.

— Chciałam prosić, aby nikomu Pan nie wspominał o samobójstwie księcia. — Rzekła księżniczka.

— Oczywiście, rozumiem. — Przytaknął Danoszdiew.

— Ale w końcu i tak się wszyscy dowiedzą, że nie żyję. — Przyznał smutno młody mężczyzna.

— To zrozumiałe. Długo nie da się tego ukrywać, ale proszę nie mówić nikomu, że sam się zastrzelił. — Rzekła Wieruszycka.

— Oczywiście, jak Pani sobie życzy, księżniczko. — Dodał Simon.

— Ale przecież prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw. — Skomentował szlachcic.

— Tak, ale śmierć mojego męża będzie przyćmiona. Petersburg wciąż jeszcze żyje nagłym odejściem Akima Nobodiewy. — Odparła Tamara Wieruszycka.

— Chodźmy.. — Zawołał Danoszdiew.

— Pewnie Pani zmarzła. Mamy wczesne lato, a dziś dzień taki chłodny. Powinna Pani napić się filiżankę ciepłej herbaty. — Dodał szlachcic, który wziął pod swoją rękę księżniczkę Wieruszycką. Obydwoje zmierzali w kierunku wyjścia z cmentarza.

Petersburg

W tym czasie Petersburską ulicą przejeżdżała dorożka z woźnicą. W dorożce siedziało dwóch mężczyzn. Jeden z nich był ubrany elegancko z dużym kapeluszem na głowie. Był to Kondratij Worczewski, mężczyzna po czterdziestym roku życia, zamożny ziemianin z powiatu sąsiedniego. Hrabia od czasu do czasu zerkał na swój duży sygnet, który nosił na małym palcu u lewej dłoni. Na przeciwko niego siedział Kazimir, zarządca Worczewskiego. Starzec po pięćdziesiątce z wyraźnym niezadowolonym wyrazem twarzy. Patrzył na mijający tłum, Worczewski też od czasu do czasu oglądał się raz na lewą, a raz na prawą stronę. Zerknął na Kazimiera.

— Coś ty taki niezadowolony? — Zapytał Worczewski. Kazimir tylko delikatnie pokręcił głową, żeby nie rozgniewać swojego Pana.

— Nic, Panie, ale tak długo jedziemy, że może zrobimy jakiś postój? — Zapytał nieśmiało zarządca.

— Chcesz postój? — Zdziwił się Worczewski. Kazimir tylko spojrzał na swojego Pana pytającym wzrokiem.

— Dobrze niech będzie. — Odpowiedział szlachcic, który machnął ręką.

— A może Pan zmęczony? To zajedziemy i coś zjemy? — Zapytał Kazimir, Worczewski spojrzał tylko na zarządcę, ale Kazimir nie czekał na odpowiedź swojego Pana i dalej rzekł:

— Tu zaraz, przy rynku jest dobra restauracja. Dobre jedzenie podają. — Stwierdził Kazimir.

— Skąd wiesz? — Zapytał Kondratij zerkając na zarządcę.

— Tak ludzie mówią. — Wyszeptał półtonem zarządca z zawstydzeniem.

— Niech będzie. — Stwierdził Worczewski.

— Skręcaj.. — Zawołał na głos Kazimir i woźnica skręciła w lewą stronę. Powóz zatrzymał się przed restauracją. Worczewski wysiadł z dorożki, a zaraz za nim Kazimir. Obydwaj mężczyźni weszli do środka. W małej, cichej restauracji Worczewski rozejrzał się wokoło, wyraz twarzy miał niezadowolony, za nim już stał zarządca. Worczewski odwrócił się do Kazimiera i groźnym wyrazem twarzy spojrzał na zarządcę, który tylko skulił się widząc zdenerwowanie swojego Pana.

— Gdzieś mnie przywiózł? — Burknął Worczewski.

— To jest kawiarnia, w dodatku salonik poezji. — Dodał hrabia.

— To najlepsze miejsce w Petersburgu. — Rzekł Kazimir.

— Tak mówią. — Dodał po chwili zarządca.

— Kto tak mówi? — Pytał zdenerwowany mężczyzna trzymając zarządcę za fragment ubrania. Hrabia lekko nim potrząsał.

— Wiem to od chłopów, jak wrócimy zedrę z nich skórę. Za te kłamstwo. — Zapewnił Kazimir. Worczewski puścił zarządcę i odwrócił się w prawą stronę. Nagle mężczyzna dostrzegł wśród tłumu piękną, młodą Olenę Makarediewę, która witała się ze starszym, okrągłym mężczyzną, był to Władimir Koroniew.

— Idź i zajmij jakiś stolik, zamów co chcesz. — Rzekł Worczewski.

— Dobrze Panie. — Odparł Kazimir, który zniknął z oczu szlachcica. Worczewski wciąż stał i patrzył w lewą stronę sali i nie spuszczał wzroku z młodej damy. Za Oleną stała jej pokojówka Natasza, również młoda dziewczyna z długim ciemnym warkoczem oraz z promiennym uśmiechem na twarzy. Koroniew podawał Olenie książkę autorstwa Tarasa Szewczenko. Dziewczyna dokładnie przyjrzała się okładce oraz autorowi i spojrzała na starca.

— Pan wie, że nie czytam romansów. — Rzekła Olena.

— Ale to nie taki zwykły romans. — Odpowiedział z zadowoleniem Koroniew. Dziewczyna tylko delikatnie uśmiechnęła się z niechęcią.

— Dobrze, może się skusze. — Stwierdziła Olena. Nagle twarz dziewczyny posmutniała co zauważył to Koroniew, który od razu domyślił się przyczyny jej smutku.

— Widzę, że jest wciąż Pani smutno. — Odparł mężczyzna.

— Proszę nic nie mówić o bólu. — Prosiła dziewczyna.

— Wiem co Pani chodzi po głowię, brakuję Pani naszego wielkodusznego Akima. — Rzekł Koroniew.

— Proszę nic o nim nie wspominać, jeśli nie chce Pan, żebym się rozpłakała i to przy wszystkich. — Stwierdziła Olena.

— Brakuje mi bardzo mojego dobroczyńcy. Nikt z jego nagłym odejściem nie potrafi się pogodzić. — Dodała dziewczyna, a z twarzy Nataszy również zniknął promienny uśmiech.

— Oczywiście. — Rzekł mężczyzna opuszczając wzrok na podłogę. Nagle ponownie spojrzał na Olenę.

— A co tam słychać u Pana Simona Danoszdiewa? — Zapytał starzec.

— Nie mam żadnych nowych wiadomości. — Odparła dziewczyna.

— Jestem bardzo ciekaw jakie to interesy Pan Simon załatwia z księżniczką Tamarą Wieruszycką, podobno często ją odwiedza. — Przyznał Koroniew. Olena spojrzała na mężczyznę z lekkim zaskoczeniem.

— Nie wiedziałam, że Pan Simon odwiedza księżniczkę Wieruszycką. — Odpowiedziała Olena.

— Tak. I to dość często, tym bardziej, że Księżniczka Tamara jest niezwykle interesowna, teraz zwłaszcza gdy została wdową. — Odparł Koroniew.

— Księżniczka Wieruszycka owdowiała? — Zapytała Olena z zaskoczeniem.

— Tak. W tym tygodniu zmarł jej mąż. W Petersburgu mówią, że sam się zastrzelił, ale do końca nikt nie wie jak tam było. — Odrzekł starzec.

— Rozumiem. — Przytaknęła dziewczyna, która chciała już odejść gdy nagle Władymir ją zatrzymał.

— Poznała może już Pani mojego bratanka Dymitra? — Zapytał Koroniew.

— Nie miałam jeszcze przyjemności. — Odrzekła Olena patrząc na starca.

— To szkoda, ale za to nic straconego. Będzie tu dziś. — Odparł Koroniew.

— To może mi Pan go przedstawi? — Zaproponowała Olena.

— Z najwyższą przyjemnością. Pewnie włączy się do dyskusji. — Rzekł mężczyzna zmiennym tonem.

— To później utnę sobie z nim krótką rozmowę. — Stwierdziła Olena i razem z Nataszą odeszły od Koroniewa. Obydwie Panie przeszły obok Kazimiera, który siedział już przy stoliku. Po drodze minęły hrabiego Worczewskiego, który przez ten krótki moment przyjrzał się dobrze młodej Olenie Makarediewie. Dziewczyna nie zwróciła uwagi na zamożnego szlachcica. Olena spiesząc się do saloniku poezji, który był w sali obok nagle zgubiła książkę, którą przed chwilą wręczył jej Koroniew. Worczewski widząc zgubiony przedmiot podszedł i podniósł książkę. Udał się za Oleną i stanął tuż za nią, dotknął delikatnie jej lewego ramienia, dziewczyna niczego nie spodziewając się odwróciła się do szlachcica przestraszonym wzrokiem.

— Przepraszam, nie chciałem Pani wystraszyć. — Odparł Worczewski. Wzrok Oleny złagodniał.

— Nic, nie szkodzi. — Przyznała Olena.

— Zgubiła Pani książkę. — Rzekł hrabia.

— Tak, dziękuję, że Pan zauważył. — Odparła Olena.

Worczewski zanim oddał dziewczynie książkę przyjrzał się uważnie okładce.

— Nie znam tego autora. — Stwierdził szlachcic.

— Ja też nie, ale to podarunek, więc nie wypadało mi odmówić. — Odparła dziewczyna z lekkim uśmiechem na twarzy.

— Przyszedł Pan do saloniku? Nigdy wcześniej Pana tu nie widziałam. — Zapytała dziewczyna.

— Jestem tylko przejazdem, ale żałuję, że wcześniej tu nie zaglądałem. — Stwierdził hrabia, któremu błyszczały oczy.

— Będzie Pan uczestniczył w dyskusji? — Zapytała z dociekliwością dziewczyna.

— Bardzo bym chciał, ale obawiam się, że obowiązki mi na to nie pozwolą. — Rzekł szlachcic uśmiechając się do dziewczyny. W tym czasie podszedł do nich mężczyzna około pięćdziesiątego roku życia, ładnie na jasno ubrany o kasztanowych włosach, Pan Walentin Wołgier, który zazwyczaj recytował poezje w saloniku. Mężczyzna delikatnie ukłonił się towarzystwu, a Olena widząc znajomą twarz uśmiechnęła się okazując tym zadowolenie. Hrabia spojrzał na dziewczynę i zaraz na Wołgiera.

— Widzę, że Pani Olena już jest. — Stwierdził uroczo mężczyzna.

— Jak zawsze. — Odrzekła dziewczyna. Olena wyjęła ze swojej małej torebki papier, który był zwinięty w rulonik oraz przewiązany czerwoną wstążką i podała go Wołgierowi.

— Czy będzie Pan tak miły i zechce to odczytać? — Zapytała dziewczyna. Mężczyzna zerknął na zapis, który podała mu Olena. Walentin w jednej chwili zaczerwienił się, a z twarzy Oleny nie znikało dobre samopoczucie. Wołgier pokręcił tylko głową.

— Proszę, to już naprawdę ostatni raz. — Zapewniła dziewczyna, a Natasza, która stała obok delikatnie uśmiechała się.

— Ciekawe kto mnie będzie bronił jak mnie przez Panią powieszą na Carskim dworze? — Zapytał z ironią i z nieuzasadnionym niezadowoleniem Wołgier.

— Ja Pana będę bronić. — Zapewniła Olena.

— Ale to już ostatni raz, tak? — Pytał dalej Walentin.

— Oczywiście, że ostatni. — Zapewniła z uśmiechem na twarzy Olena.

— Dobrze. — Rzekł w jednej chwili Wołgier i odszedł od towarzystwa. Olena spojrzała na Worczewskiego.

— Wie Pan.. Coraz trudniej jest Pana Wołgiera przekonać do czegokolwiek. — Stwierdziła dziewczyna. Worczewski na sugestie dziewczyny uśmiechnął się.

— Ale i tak się Pani udaje postawić na swoim. — Przyznał Worczewski.

— Skoro nie może Pan zostać, to muszę się z Panem pożegnać. — Rzekła Olena.

— Mam zamiar uczestniczyć w tej dyskusji. — Dodała po chwili i odeszła. Worczewski patrzył jak Olena znika w tłumie, westchnął z zadowoleniem.

— Ciekawe kim jest ta dziewczyna. — Pomyślał hrabia.

***

Olena weszła do drugiej sali, w której zebrał się już tłum literatów i wolnomyślicieli. Wszyscy siedzieli wokół sali, tylko niektórzy pili alkohol oraz palili cygara. Olena rozejrzała się po całym pomieszczeniu i zajęła wolne miejsce na krześle, które stało niedaleko drzwi. Za nią usiadła Natasza w kącie tak, żeby nie rzucać się w oczy zgromadzeniu. Wołgier wyszedł na środek sali i ukłonił się wszystkim zgromadzonym. Olena przyglądała się mu z dociekliwością, posyłając mężczyźnie delikatne spojrzenia wypełnione ciepłem. Wołgier spojrzał raz na lewą, a raz na prawą stronę, wyciągnął ręce do zgromadzenia i otworzył usta:

I co? Wy tu wszyscy kochacie?

Jak kochacie? Z pogardą i zawstydzeniem,

A może z Boskiej Woli? Jak kochacie?

Z obłudą przez nienawiść aż do morza białego,

A może jeszcze dalej?

Kiedy Wy kochacie?

Kiedy na niewinnych podnosicie rękę i krew przelewacie?

Jak Wy kochacie?

Cytował tak fragment poematu, który napisała Olena, dziewczyna tajemniczo uśmiechała się do Wołgiera, a mężczyzna posyłał jej również ciepłe spojrzenie. Po zakończonej recytacji poematu w sali było słychać tylko głośne brawa. Olena razem ze wszystkimi wstała z krzesła okazując Wołgierowi zadowolenie. Następnie do dziewczyny zbliżył się młody szatyn ubrany w odcienie barw koloru szafirowego.

— Ciekawe kto mu pisze te wszystkie przemyślenia? — Zapytał mężczyzna.

— Nie podobają się Panu? — Zapytała niepewnie dziewczyna.

— Nie o to chodzi. Są mocne. Nie wydaje mi się, że mogą być jego. — Stwierdził mężczyzna.

— Ważne, że budzą zainteresowanie. — Odparła Olena. Mężczyzna spojrzał na dziewczynę.

— Przepraszam nie przedstawiłem się. Jestem Dymitr Koroniew.

— Ach, słyszałam już coś o Panu. — Stwierdziła Olena.

— Tak, a co takiego? — Zapytał z zaciekawieniem Dymitr.

— Znam Pańskiego wuja, rozmawiałam z nim chwile wcześniej. — Odrzekła Olena.

— Rozumiem, że już wuj streścił Pani połowę mojego życiorysu.

— Niezupełnie. — Rzekła Olena zerkając na Dymitra. W tym czasie podszedł do nich Wołgier, który był już z siebie zadowolony po przemówieniu jakie wygłosił.

— I jak? — Zapytał z dociekliwością Wołgier.

— Wspaniale. — Odparła Olena.

— A gdzie jest autor tych przemówień? — Zapytał Dymitr.

— Autor? — Zdziwił się Wołgier, a Olena delikatnie się spłoszyła.

— Może nie chce zostać ujawniony. — Odparł stanowczo Wołgier. Olena uśmiechnęła się niechętnie, jej uwaga nagle została rozproszona gdy wzrok odwróciła w lewą stronę. Dziewczyna spojrzała na mężczyznę o normalnej budowie ciała. Blondyn z lekko falistymi włosami. Mężczyzna siedział przy niedużym barze i zamawiał jeden za drugim kieliszkiem armagnac, próbując przy tym wdać się w dyskusje z barmanem na co swoją uwagę zwróciło całe zgromadzenie.

— Dawaj jeszcze jeden kieliszek.. — Zawołał tajemniczy blondyn.

— Wypił Pan już całą butelkę, więcej tu armagnac nie mamy. — Odpowiedział barman.

— Mogę teraz podać Panu jakiś inny alkohol. — Rzekł barman.

— Daj armagnac.. — Zawołał głośno mężczyzna.

— Nie mamy więcej.. — Zaczął spokojnym tonem barman.

— Ach.. Ty.. — Odparł z niezadowoleniem mężczyzna, który złapał barmana za fragment ubrania.

— Jak to nie ma? — Zapytał ze złością mężczyzna.

— Proszę mnie puścić. — Odparł ze spokojem barman zerkając na ręce mężczyzny. Olenę trochę zaintrygowało zachowanie nieznajomego mężczyzny. Dziewczyna po chwili odwróciła się w kierunku Dymitra.

— Przepraszam, wie może Pan kto to? — Zapytała Olena.

— Ten przy barze? — Zapytał Dymitr, a Wołgier odwrócił się i spojrzał na mężczyznę.

— Tak, znany jest. — Stwierdził Dymitr.

— To Andrej Wasilewicz, ale każe się tytułować Wielkim Van Gracem. — Rzekł Dymitr.

— Dlaczego? — Zapytała Olena odwracając się do Dymitra.

— Niech się Pani trzyma od niego jak najdalej. To dziwny człowiek, wystarczy tylko na niego spojrzeć. Niby muzyk, ale nie wszystko jest takie jasne. — Stwierdził Dymitr, a Wołgier nic nie odpowiedział. Olena tylko zamyśliła się.

Posiadłość Petersburska Księżniczki Wieruszyckiej

Księżniczka Tamara Wieruszycka po pogrzebie męża wróciła do swojej niedużej posiadłości w Petersburgu. W salonie stała przy oknie i wyglądała na ulice, która wydawała się być pusta. Była bardzo zamyślona, a wręcz chwilami odpływała gdzieś daleko w swoich myślach. Salon jak na pokój, w którym przyjmowała gości wydawał się być dość sporym pomieszczeniem. Był od razu połączony z jadalnią oraz wyznaczonym fragmentem na gabinet. Od chwili wyjścia z cmentarza cały czas towarzyszył jej Simon Danoszdiew, który siedział na sofie w tym samym pomieszczeniu co Tamara, ale wyznaczonej części na salon. Mężczyzna pił herbatę i co chwila spoglądał na zamyśloną księżniczkę, która nie robiła żadnego ruchu. Danoszdiew pomyślał, że księżniczka musi bardzo cierpieć z powodu śmierci męża. Tamara zamknęła swoje oczy i ponownie odpłynęła w swoich myślach.

Posiadłość Petersburska Księżniczki Wieruszyckiej

Kilka dni wcześniej

Mijał długi, chłodny wieczór. Absolutna cisza przebijała się przez posiadłość Petersburską księcia Wieruszyckiego. Sypialnia, która znajdowała się obok salonu, było to duże i przestronne pomieszczenie. Wszędzie w nim znajdowały się bordowe ściany, między którymi graniczyły pozłacane oblamówki. Po prawej stronie pokoju stał niedość duży stolik, na którym zazwyczaj stała srebrna taca z nalewką. Podszedł do niej mężczyzna, miał około pięćdziesiąt sześć lat. Nalewał kieliszek za kieliszkiem, był to książę Michaił Wieruszycki. Z tego samego pomieszczenia przyglądała się księciu Tamara Wieruszycka, która siedziała po przeciwnej stronie pokoju przy swojej ulubionej toaletce. Kobieta przeglądała w tym czasie książkę w swojej delikatnie zdobionej kremowej sukience, która w tym pomieszczeniu wydawała się być w odcieniu czystej bieli. Książę Michaił podniósł karafkę, próbował nalać sobie jeszcze kolejny kieliszek, ale butelka była pusta. Starzec zamyślił się i spojrzał na regał, który stał w pobliżu stolika pod ścianą. Podszedł do niego i wyjął butelkę koniaku, który wlał do kieliszka, następnie wypił koniak jednym tchem. Spojrzał jeszcze raz na butelkę koniaku, którą szybkim ruchem przechylił do swoich ust. Trzymał się już ledwo na nogach. Tamara Wieruszycka przyglądała się mężowi wzrokiem spod książki, nic nie mówiła tylko patrzyła na księcia. Mężczyzna w końcu odwrócił się i spojrzał na żonę dziwnym spojrzeniem, które budziło lęk u kobiety. Podszedł do niej i mocno złapał ją za rękę, tak, że kobieta mimo swojej woli podniosła się z fotela i upuściła książkę na podłogę. Zdążyła wydać z siebie głos, ale nie było to nic konkretnego. Książę Michaił rzucił swoją żonę na łóżko gdzie leżała sama satynowa pościel w odcieniach koloru kremowego. Księżniczka Wieruszycka ze wszystkich sił próbowała odepchnąć swojego męża, który całował ją po całym ciele. W końcu Tamara poczuła w sobie na tyle siły, że jednym ruchem odepchnęła Wieruszyckiego i wtedy książę złapał ją silnie swoimi mocnymi rękami za gardło, tak, że księżniczka bezwładnie opadła znowu na łóżko. Do jej oczu napływały łzy, z każdą chwilą czuła coraz większe przerażenie i strach. Przez rękę księcia na jej gardle starła się wydać krzyki i odgłosy, aby Michaił dał jej spokój, lecz dusiła się coraz bardziej. Nagle mężczyzna silnie opadł na nią przygniatając ją całym swoim ciężkim ciałem, a Tamara ze strachu zamknęła oczy. Miała nadzieje, że ta męka szybko się skończy albo książę zaśnie. W końcu poczuła na swoim ciele taką jakby lekkość, jak gdyby książę Michaił już na niej nie leżał, ale bała się jeszcze otworzyć oczy. Wtedy usłyszała strzał, a za nim drugim i potem coś ciężkiego przewróciło się w pokoju. Nie wiedziała co się stało. Otworzyła oczy i powoli podniosła się z łóżka, a na podłodze tuż obok łóżka leżał we krwi książę Michaił Wieruszycki. Księżniczka po raz ostatni spojrzała na męża, a później na czyjeś stopy. Uniosła swój wzrok do góry.

— To byłaś ty. — Stwierdziła Wieruszycka.

— Uratowałaś mnie. — Dodała księżniczka z płynącymi łzami, przez które przebijał się lekki uśmiech na jej twarzy.

Posiadłość Petersburska Księżniczki Wieruszyckiej

Po chwili księżniczka Wieruszycka otworzyła swoje oczy, ale była jeszcze bardziej niż przed chwilą zamyślona. Westchnęła ciężko, aby nie uronić kolejnej łzy.

— Dobrze mu tak. — Pomyślała księżniczka i nagle jakby przebudziła się z tych wspomnień. Odwróciła się do Simona i podeszła do młodego szlachcica. Usiadła naprzeciwko niego.

Po chwili obydwoje pili herbatę, księżniczka Tamara przyglądała się mężczyźnie.

— Księżniczko, zanim zdąży się Pani obejrzeć to żałoba szybko minie.. — Odezwał się Simon, który próbował pocieszyć Tamarę. Księżniczka zerknęła na młodego mężczyznę i zaraz na filiżankę, która stała przed Danoszdiewem.

— Mam nadzieję, że smakuje Panu herbata? — Zapytała księżniczka Tamara.

— Zauważyłam, że często lubi Pan ją pić u mnie. — Dodała. Mężczyzna odłożył filiżankę.

— Rzeczywiście, herbata w Pani towarzystwie jest wyborna. — Stwierdził Simon.

— Proszę nic więcej nie mówić o żałobie. — Rzekła Tamara.

— Dobrze. — Przytaknął mężczyzna.

— Panie Simonie.. — Zaczęła po chwili Wieruszycka.

— Słyszałam, że jakiś czas temu zaręczył się Pan. — Stwierdziła.

— Owszem. — Przytaknął szlachcic.

— I to podobno z wychowanką Akima Nobodiewy. Czemu Pan czasu nie spędza z narzeczoną? — Zapytała Wieruszycka.

— Będę widział się z nią podczas kolacji w pałacu. Poznała już Pani Olenę? — Zapytał Simon.

— Jeszcze nie miałam okazji. — Odparła kobieta.

— Szkoda. Jest naprawdę urocza. — Przyznał Danoszdiew.

— Księżniczko Tamaro, dotąd nie przeszkadzały Pani moje odwiedziny. — Stwierdził Simon.

— Ale wcześniej nie było słychać tak głośno o Pana zaręczynach. — Odpowiedziała Wieruszycka.

— Taka rzecz jak moje sprawy prywatne nie powinny nam przeszkadzać w wzajemnych rozmowach. — Odparł Simon.

— Skoro Pana narzeczona na to przystaje. — Odrzekła księżniczka.

— Proszę pamiętać, że zawsze może Pani liczyć na moją pomoc w każdej sprawie. — Dodał Simon, który następnie zrobił kolejny łyk herbaty.

Pałac Nobodiewów

Tymczasem do pałacu Nobodiewów przyjechała właścicielka, Pani Anna, wdowa po Akimie Nobodiewie. To kobieta po czterdziestym roku życia o blond włosach. Mimo wieku zachowała resztki urody, a tylko żałoba jaką trzymała w sercu wyrażała jej surowość i przyćmiewała jej piękno. Weszła do pałacu w długiej czarnej sukni, która była bardzo elegancka. Anna ostatni miesiąc spędziła w rezydencji na wsi niedaleko Petersburga, aby ulżyć w swoim cierpieniu. Weszła do środka, a ze schodów, które były naprzeciwko drzwi schodził tamtędy Ivan, jej syn. Młody Nobodiew bardzo ucieszył się widząc powrót matki. Podbiegł do kobiety, z którą chciał tak bardzo przywitać się i ucałować ją w lewy policzek. Anna odepchnęła syna, co sprawiło Ivanowi nie tylko ból, ale mężczyzna nie rozumiał jej zachowania.

— Co ci jest matko? — Zapytał Ivan.

— Nie czas na to. — Rzekła Anna.

— Przejdźmy do gabinetu. — Dodała kobieta.

— Dobrze. — Przytaknął jej syn.

Chwile później Anna weszła do gabinetu Akima, za nią wszedł Ivan. Kobieta nie miała zamiaru rozglądać się po pomieszczeniu. Stanęła przed biurkiem, na którym położyła swoją małą, czarną, ale bardzo gustowną torebkę.

— Myślałem, że wyjazd na wieś ci trochę pomoże. — Rzekł Ivan do matki, kobieta odwróciła się do syna.

— I pomógł. — Rzekła Anna, która wcześniej zdążyła westchnąć.

— Matko.. — Zawołał Ivan.

— Nic nie mów synu. — Przerwała mu kobieta.

— Wiem co chcesz mi powiedzieć o bólu, cierpieniu i stracie. To wszystko wiem. — Wyznała Anna.

— Ale zrozum ani na wsi ani tu w Petersburgu mój smutek nie znika. Męczę się i dłużej już tak nie potrafię. — Przyznała kobieta, a Ivan tylko słuchał matki i nie mógł do końca zrozumieć co chce mu powiedzieć kobieta.

— Nie chcę tak żyć, chcę wyjechać stąd i żyć tak jak wcześniej nie mogłam. — Odparła Anna.

— Wyjechać, ale dokąd? — Zapytał z nie do wierzeniem Ivan.

— Jeszcze nie wiem, ale daleko, może stąd. Może pojadę do Warszawy, albo do Paryża. Tam w Paryżu mogłabym o wszystkim zapomnieć. — Dodała po chwili Anna.

— Chcesz teraz jechać do Paryża? — Zdziwił się Ivan.

— Jeszcze nie zdecydowałam, ale najpierw urządzę uroczystą kolacje. — Odparła Anna.

— Kiedy? — Zapytał Ivan.

— Dziś, wieczorem, zaproszenia już rozesłałam. Przyjdzie kilku ważnych osobistości. — Rzekła Nobodiewa. Ivan był zaskoczony i westchnął przy tym ciężko.

— Dobrze, że teraz o tym mówisz. — Odparł zasmucony mężczyzna. Kobieta z przymusem uśmiechnęła się do niego i wyszła z gabinetu, zostawiając Ivana samego. Od razu udała się do kuchni, gdzie siedziała samotnie Nana. Kuchnia nie była zbyt duża, ale za to bardzo słoneczna, światło wpadało do środka rozświetlając całe pomieszczenie. Nana widząc Annę wstała szybko z krzesła i ukłoniła się swojej Pani.

— Witamy Panią, jak dobrze, że Pani już wróciła. — Zawołała kucharka.

— Dobrze. — Rzekła surowo Anna przerywając starszej kobiecie.

— Urządzam dziś uroczystą kolację, tu masz listę dań jakie trzeba przyrządzić. — Dodała Anna przekazując kobiecie kartkę. Nana zaczęła czytać z kartki listę potraw jaką musi przygotować.

— Te dwa ostatnie dania, pochodzą z kuchni francuskiej. — Rzekła Anna.

— Poproś Olenę, żeby przetłumaczyła ci przepis. — Stwierdziła Anna.

— Ale Oleny teraz nie ma.. w pałacu. — Wyznała ze strachem Nana.

— A gdzie jest? — Zapytała niezadowolona Pani.

— Pan, Pan Ivan gdzieś ją z Nataszą wysłał. — Przyznała Nana.

— Pewnie niedługo wrócą. — Dodała po chwili kucharka.

— Dobrze, jak wróci Olena niech przyjdzie do mnie. — Odrzekła Anna. W tym czasie do kuchni przyszedł stary lokaj.

— Przepraszam Panią, ale do pałacu przyszła z wizytą Pani Łuiza. Pyta o panienkę Olenę, ale jej nie ma. — Rzekł lokaj. Anna westchnęła.

— Zaprowadź ją do salonu, ja ją przyjmę. — Rzekła Anna do lokaja, który zaraz wyszedł z kuchni.

***

Łuiza to średniego wzrostu brunetka o delikatnych rysach twarzy, od lat odwiedzała Olenę. Dziewczyny zawsze bardzo lubiły się, tak samo jak rodziny młodych dam utrzymywały kontakt. Łuiza rozglądała się po salonie, który był urządzony bardzo elegancko, pod oknem stał fortepian, który od dawna należał do Anny. Pod ścianą stała sofa z bogato zdobioną narzutą, a przed nią stał nieduży stolik. Po przeciwnej stronie stał duży stół, który graniczył z wejściem do jadalni. Anna weszła do salonu otwierając drzwi szeroko, Łuiza odwróciła się do Pani Nobodiewy i uśmiechnęła się do niej. Anna podeszła do dziewczyny z serdecznością.

— Witaj Łuizo. — Rzekła Anna, która prowadziła młodą damę do sofy. Obydwie kobiety usiadły.

— Przyszłam do Oleny, ale podobno jej nie ma. — Odparła Łuiza.

— Tak wyszła na chwile z Nataszą, ale zaraz pewnie wróci. — Rzekła Anna.

— Jak się Pani czuje? — Zapytała Łuiza.

— Jak widzisz, jakoś. — Stwierdziła z obojętnością Anna.

— Wiem, że jest Pani smutno. — Rzekła dziewczyna.

— Jest mi smutno i to bardzo. — Stwierdziła Anna.

— Dobrze, że nie jest teraz Pani sama. Ma Pani syna i oczywiście Olenę. — Pocieszała Łuiza, Annę.

— Tak, masz rację. Mam Olenę. — Wyznała Anna.

— Łuizo, będziesz na kolacji? — Zapytała Anna. Dziewczyna tylko uśmiechnęła się do Nobodiewy co oznaczało, że przyjęła jej zaproszenie.

W tym czasie do pałacu zdążyła już wrócić Olena z Nataszą, obydwie dziewczyny były bardzo radosne. Weszły do środka, a ich wzrok w holu od razu był zwrócony na Nane, która czekała już na obydwie młode kobiety. Uśmiech z twarzy dziewczyn nie znikał za to Nana miała wyraz poważnej miny, była trochę zdenerwowana.

— I gdzie wy tak chodzicie? — Zapytała kucharka. Dziewczyny radośnie uśmiechnęły się do mamki.

— Nie denerwuj się. — Uspokajała mamkę Olena.

— Byliśmy razem. — Dodała młoda dama po chwili.

— Dobrze. — Rzekła Nana, która kręciła głową.

— Dobrze, że jest ci już trochę lepiej. — Dodała po chwili kucharka zmienionym tonem.

— Pani już wróciła. — Wyznała Nana.

— Pani? — Zdziwiła się Olena.

— Tak pytała o ciebie. — Rzekła Nana.

— I co jej powiedziałaś? — Zapytała Olena.

— Że Pan Ivan wysłał was obie do miasta. — Odparła mamka.

— To dobrze. — Uśmiechnęła się Olena.

— Pani urządza dziś kolacje. — Wyznała Nana.

— Chodź do kuchni, musisz przetłumaczyć mi dwa przepisy z francuskiego. — Rzekła kucharka i przeszła razem z dziewczynami do kuchni.

***

Nana weszła do kuchni z Oleną i Nataszą. Natasza rozpakowywała z wiklinowego koszyka zakupy jakie udało się jej zrobić w mieście. Nana wyciągnęła z dużego kufra książkę kucharską, w której znajdowały się przepisy z kuchni francuskiej. Kucharka podała książkę Olenie. Dziewczyna otworzyła książkę i zaczęła szukać przepisów, które prosiła przygotować Pani Anna. Zanim Olena zdążyła przeczytać na głos przepis, to do kuchni wszedł lokaj. Starzec otworzył szeroko drzwi i rozejrzał się po całym pomieszczeniu. Olena odwróciła się i spojrzała na starca.

— Czego tu chciałeś? — Zapytała Nana.

— Nie przyszedłem do ciebie. — Burknął lokaj.

— Panienko, Pani prosi do salonu. Czeka tam Pani Łuiza. — Rzekł lokaj.

— Dobrze, już idę. — Odparła dziewczyna, która zamknęła książkę i wyszła z kuchni.

***

Olena weszła do salonu i spojrzała na Łuizę, do której ciepło się uśmiechnęła. Łuiza wstała z sofy i podeszła do przyjaciółki, obydwie dziewczyny złapały się za ręce oraz objęły się mocno na powitanie.

— Dobrze cię widzieć. — Rzekła Olena.

— Cieszę się, że czujesz się lepiej. — Przyznała Łuiza. Anna spojrzała ciepłym spojrzeniem na obydwie dziewczyny. Kobieta wstała z sofy i podeszła do młodych dam.

— Dobrze, że trzymacie się razem. — Stwierdziła Anna, która stała obok dziewczyn.

— Zagrajcie mi jakiś utwór. Chcę zażegnać smutek. — Dodała Anna.

— Dobrze. — Przyznała Łuiza. Olena tylko przytaknęła chociaż była mniej zadowolona z tego pomysłu od przyjaciółki. Obydwie kobiety usiadły przy fortepianie, a Anna na sofie. Łuiza z Oleną zaczęły grać wspólnie utwór, który nie wydawał się być nostalgiczny. Przez melodie przebijały się ciepłe brzmienia, a Anna patrzyła na dziewczyny z zadowolonym spojrzeniem. Kobieta była wzruszona chociaż na jej twarzy pojawiały się oznaki jakby czegoś jej brakowało. Patrzyła cały czas na Olenę i Łuizę, które razem grały i w międzyczasie uśmiechały się tajemniczo do siebie. Nagle ta spokojna cisza została przerwana pojawieniem się Ivana w salonie. Dziewczyny przestały grać i obydwie odwróciły się w kierunku mężczyzny. Ivan spojrzał na Olenę łagodnym wyrazem twarzy i na Łuizę, do której uśmiechnął się, a następnie zerknął na matkę bardziej poważnym spojrzeniem.

— Matko, mogę cię na chwilę prosić? — Zapytał Ivan. Anna spojrzała na syna tak jakby nie wiedziała co powinna zrobić.

— Dobrze, synu. — Rzekła Anna i wstała z sofy.

— Przepraszam was na chwile. — Stwierdziła kobieta i wyszła z Ivanem z salonu. Olena z Łuizą zostały same. Olena niepewnie odwróciła się i spojrzała na nuty, a Łuiza tylko przyglądała się przyjaciółce.

— Co ci jest? — Zapytała Łuiza. — Nie chcesz grać? — Dopytywała dalej dziewczyna.

— Nie mam jakoś ochoty. — Przyznała Olena.

— Co się dzieje? Możesz mówić, jesteśmy same. — Zapewniała Łuiza przyjaciółkę.

— Nie wiem jaki teraz będzie czekał mnie los. — Stwierdziła Olena.

— Jak to? — Dopytywała Łuiza.

— Nie wiem co Pani teraz zrobi. Nikt nie sporządził mojego aktu wyzwolenia. — Przyznała Olena.

— Aktu wyzwolenia? — Zdziwiła się Łuiza.

— Tak. — Stwierdziła Olena.

— W dokumentach jestem zapisana, że należę do pańszczyzny. — Wyznała Olena.

— Ale nawet jeśli cię nie wyzwolą to jest Ivan i Pani Anna. Nie dadzą ci zginąć. — Zapewniała Łuiza.

— Pani Anna może znowu wyjechać. I co ja wtedy zrobię? — Zapytała z obawą Olena.

— Nie martw się. — Pocieszała dalej przyjaciółkę Łuiza.

— Wiesz byłam dziś w parku na lekcji malowania pejzaży. I spotkałam tam Simona. — Z delikatnym uśmiechem wyjawiła Łuiza.

— I co ci mówił? — Pytała Olena.

— Dopytywał mnie o ciebie. Chyba jest tobą wciąż zainteresowany. — Stwierdziła Łuiza.

— Zainteresowany? — Zdziwiła się Olena.

— Przecież zaręczyliście się. — Stwierdziła Łuiza.

— Tak, ale było to jeszcze przed pogrzebem Pana Akima. — Odparła Olena.

— Teraz może wszystko się zmienić. — Dodała po chwili dziewczyna.

— Nie sądzę, żeby zmienił zdanie. — Odrzekła Łuiza.

— Tak, ale byłam dziś w saloniku poetyckim i usłyszałam pewną plotkę. — Przyznała Olena.

— Jaką plotkę? — Zapytała Łuiza.

— Podobno nie tylko mnie tak odwiedza. — Odparła Olena.

— Jak to? — Wciąż dopytywała Łuiza.

— Często bywa u księżniczki Tamary Wieruszyckiej. — Przyznała Olena.

— Może to tylko plotka. — Odparła Łuiza zmiennym tonem.

***

Tymczasem za szklanymi drzwiami salonu stał Ivan ze swoją matką Anną. Kobieta przeszywała podejrzliwym wzrokiem syna.

— O co ci chodzi? O czym chciałeś rozmawiać? — Zapytała Anna.

— Powinniśmy dać Olenie akt uwolnienia. — Stwierdził Ivan. Anna obejrzała się za siebie i spojrzała przez drzwi na Olenę i Łuizę.

— Teraz chcesz o tym rozmawiać, jak kolacja jest w trakcie przygotowań. — Odparła Anna.

— Mamo, Olena nie może być dłużej poddaną zwłaszcza po śmierci ojca. — Przekonywał Ivan matkę.

— I co ona zrobi? Gdzie pójdzie? A tak, przynajmniej zapewnimy jej byt. — Rzekła Anna.

— To nie w porządku. — Odparł Ivan.

— Dobrze, później o tym porozmawiamy.

— Przepraszam cię, ale muszę iść się przygotowywać do kolacji. — Rzekła Anna, która jeszcze raz spojrzała na dziewczyny siedzące w salonie i zaraz poszła do swojego pokoju.

Posiadłość Barona Borodiewy

Tego samego dnia jeszcze przed wieczorem hrabia Kondratij Worczewski odwiedził w Petersburgu barona Leonida Borodiewę, z którym dobrze się znał. Baron Borodiew to starszy mężczyzna po sześćdziesiątym roku życia, siwy wdowiec, który w swoim życiu martwi się tylko o los swojej jedynej córki, Margarity. Panowie siedzieli w salonie na bordowych wygodnych fotelach przy kieliszku nalewki.

— Moja córka wciąż dopytuje o Pana kuzyna, przyjacielu. — Rzekł baron Borodiew.

— Nie ma powodu do zmartwień, Anton nie zmienił zdania co do zaręczyn. — Stwierdził Worczewski.

— Margarita martwi się po prostu. — Odparł Leonid.

— To proszę uspokoić córkę. Anton wkrótce wróci. — Zapewnił Worczewski i wtedy do salonu weszła młoda dama, Margarita. To dziewczyna z przeciętną urodą. Margarita Borodiew była ubrana w jasną suknie z mocno upiętymi włosami o jasnym kolorze. Worczewski spojrzał na dziewczynę tak samo jak jej ojciec. Kondratij wstał i przywitał się z damą, całując jej rękę, następnie usiadł na swoim miejscu.

— Witam, Panie hrabio. — Rzekła spokojnym tonem Margarita.

Kobieta usiadła obok swojego ojca, na którego spojrzała, następnie jej wzrok utkwił na Worczewskim.

— Czy ma Pan może jakieś nowe wieści o Antonie? — Zapytała Margarita.

— Ostatnim czasie mój kuzyn rzadko piszę, ale proszę się nie martwić. — Stwierdził Worczewski.

— Może zmienił zdanie? — Zapytała Margarita.

— Na pewno nie. Anton wciąż jest Panią zauroczony. — Odparł Worczewski.

— Proszę spokojnie oczekiwać na jego przyjazd. — Dodał hrabia.

Margarita delikatnie uśmiechnęła się do Worczewskiego. Leonid wyciągnął w tym czasie cygaro, które próbował zapalić. Margarita spojrzała na ojca.

— Co robisz tato? — Zapytała. Leonid ciężko westchnął.

— Zapomniałem, że nie znosisz zapachu cygar. — Odrzekł baron.

— Panie hrabio, może Pan zapali ze mną? — Zapytał baron.

— Oczywiście. — Odparł Worczewski.

— Zatem wyjdźmy na zewnątrz. — Zaproponował baron i obydwaj mężczyźni wyszli.

***

Na zewnątrz mężczyźni spacerowali wśród posiadłości barona paląc przy tym cygara. Baron spojrzał na hrabiego, który milczał, a potem zerknął na zegarek co zauważył również Worczewski.

— Wybiera się Pan na kolacje do Nobodiewów? — Zapytał baron.

— Do Nobodiewów? — Zdziwił się Worczewski.

— Tak dziś odbędzie się uroczysta kolacja. Chyba nie jest Pan z nimi skłócony? — Dopytywał baron.

— Nie, skąd taki pomysł. — Rzekł Worczewski.

— Z jakiego powodu ta kolacja? — Zapytał hrabia.

— Sądzę, że pożegnalna. — Stwierdził baron.

— Pożegnalna? — Zdziwił się Worczewski.

— Po śmierci Akima. Nie było Pana na jego pogrzebie? — Odparł baron.

— Akim Nobodiew nie żyję? — Zapytał z dociekliwością Worczewski.

— Od miesiąca. Nie wiedział Pan? — Zapytał baron.

— Nic o tym nie słyszałem. A co teraz z jego majątkiem? — Dopytywał Worczewski.

— Jest syn i żona. Z nimi trzeba rozmawiać. Chce Pan kupić jego majątek? — Pytał wciąż Borodiew.

— Kiedyś chciałem, ale Akim nigdy nie wyraził zgody. — Stwierdził hrabia.

— To może teraz będzie okazja. To jak jedzie Pan ze mną, Panie hrabio? — Zapytał Borodiew. Worczewski spojrzał tylko na barona.

— Jedziemy. — Rzekł hrabia.

Pałac Nobodiewów

Tymczasem Anna przygotowywała się do uroczystej kolacji w swoim pokoju. Kobieta przymierzała suknię na kolacje i była coraz bardziej nie zdecydowana, nie wiedziała w czym będzie jej lepiej, pomagała jej w tym jedna z pokojówek. Olena weszła do pokoju kobiety i spojrzała na Annę. Kobieta zauważyła w lustrze obecność dziewczyny.

— Nie przygotowujesz się? — Zapytała Anna.

— Zaraz będę gotowa. — Rzekła Olena.

— Z jakiego powodu ta kolacja? — Zapytała dziewczyna.

— Chce pożegnać Akima z jego przyjaciółmi. — Stwierdziła Anna.

— Rozumiem. — Odparła Olena. Dziewczyna podeszła bliżej kobiety i zerknęła na nią niepewnie.

— Chciałam o coś zapytać. — Rzekła Olena.

— To pytaj. — Stwierdziła stanowczym głosem Anna, która przeglądała się w lustrze.

— Czy podjęła już Pani decyzje w mojej sprawie? — Zapytała niepewnie Olena. Anna spojrzała na dziewczynę i od razu zrozumiała o co młoda dama ją pyta.

— Nie mam teraz do tego głowy. Za chwile będzie kolacja i na razie myślę tylko o tym. — Odrzekła Anna.

— Ale.. — Zawołała Olena.

— Później przyjdź. Obiecuję, że porozmawiamy. — Rzekła surowo Anna.

— Idź się przygotuj do kolacji. — Dodała po chwili Pani Nobodiewa. Olena spojrzała na kobietę smutnym wyrazem twarzy i wyszła z jej pokoju. Anna dalej przymierzała koronki. — Podaj mi ten naszyjnik z szkatułki. — Rzekła Anna do pokojówki, gdy Olena zamykała drzwi.

***

Tymczasem do pałacu Nobodiewów powoli schodzili się zaproszeni goście, serdecznie witała ich Anna, a towarzyszył jej Ivan. Przyszli wszyscy, z którymi liczą się w Petersburgu. Walentin Wołgier, którego zazwyczaj zapraszają dla towarzystwa. Władymir Koroniew wraz z bratankiem Dymitrem, a także wielu innych. Do pałacu przybył także Simon Danoszdiew w towarzystwie swoich rodziców. Młody mężczyzna przywitał się z Anną jak też z Ivanem, którego zawsze traktował jak przyjaciela i od razu rozglądał się za Oleną, której w tłumie zaproszonych gości nie mógł dostrzec. W końcu zauważył jak dziewczyna wychodzi z salonu i zmierza prosto w jego kierunku. Simon nie chciał czekać i podszedł do dziewczyny.

— Niezmiernie miło mi znowu widzieć cię Oleno. — Rzekł Simon.

— Mnie też jest miło. — Stwierdziła Olena.

— Wydaje mi się czy jesteś smutna? — Zapytał Simon. Olena na chwile odwróciła wzrok i ponownie spojrzała na narzeczonego. Dziewczyna westchnęła.

— Wiem, że jest ci ciężko. — Odparł mężczyzna.

— Nie przejmuj się tym teraz. — Zaproponowała dziewczyna.

W tym czasie do pałacu przybył baron Borodiew w towarzystwie hrabiego Worczewskiego. Baron z Worczewskim podeszli do Anny.

— Witam Pani Anno. — Rzekł Baron. Kobieta uśmiechnęła się ciepło do mężczyzny, a przy tym okazywała żałobę.

— Nie ma mi Pani za złe, że przyprowadziłem gościa? — Zapytał baron.

— Ależ skąd. Miło mi. — Odparła Anna.

— To hrabia Kondratij Worczewski. — Rzekł baron.

— Znamy się już z Panem hrabią. — Odpowiedziała Anna.

— Proszę poznać to mój syn Ivan. — Zaproponowała Anna.

— Witam. — Odrzekł hrabia witając się z młodym Nobodiewem. Worczewski na chwile odwrócił wzrok w lewą stronę i dostrzegł Olenę, co bardzo zaintrygowało mężczyznę.

— Nawet nie wie Pani jaka to radość być goszczonym w Pani pałacu. — Odezwał się Worczewski.

— Cieszę się. — Przytaknęła Anna. Worczewski na chwile oddalił się od rozmówców i podszedł do Oleny, która wciąż stała z Simonem.

— Pani tutaj. — Zawołał Worczewski, a dziewczyna odwróciła się w jego stronę.

— Ach, to Pan. — Odparła z lekkim zachwytem dziewczyna.

— Będzie Pan na kolacji? — Zapytała Olena.

— Owszem. — Stwierdził hrabia.

— Miło mi Panią ponownie spotkać. Lektura się Pani podobała? — Zapytał Worczewski.

— Jeszcze nie zdążyłam zacząć ją czytać. — Odrzekła dziewczyna.

— Gdzie się zdążyliście spotkać? — Zapytał z małym zdenerwowaniem Simon, który spoglądał raz na swoją narzeczoną, a raz na hrabiego.

— W kawiarni przy saloniku poetyckim. — Odparła dziewczyna.

— Zgubiłam książkę i tam Pan hrabia ją znalazł. — Dodała Olena.

— Nie wiedziałem, że tam chodzisz. — Stwierdził Simon.

— Owszem, jestem czynną działaczką. — Odpowiedziała z lekkim zadowoleniem Olena. W tym momencie do towarzystwa podszedł Ivan.

— Przepraszam was, ale wejdźmy już do jadalni. — Rzekł Nobodiew. I po chwili Olena z Simonem oraz z hrabią Worczewskim przeszli do jadalni. Ivan również miał już wchodzić gdy nagle usłyszał, że jeszcze ktoś spóźnił się na kolacje. Była to Łuiza Karokiew, przyjaciółka Oleny. Ivan podszedł do dziewczyny.

— Witam Pani Łuizo.. — Zaczął Ivan. Dziewczyna uśmiechnęła się do mężczyzny.

— Przepraszam za spóźnienie. Mama zaraz przyjdzie. — Przyznała Łuiza.

— Nic nie szkodzi. Cieszę się, że jest Pani u nas. — Odrzekł mężczyzna.

— Nie sądziłam, że będzie Pan oczekiwał.. — Stwierdziła Łuiza.

— Na Panią zaczekam wszędzie. — Odpowiedział Nobodiew.

— Chodźmy do jadalni. — Zaproponował Ivan.

***

Po chwili wszyscy siedzieli już w jadalni przy dużym stole, który był już nakryty różnymi potrawami z kuchni rosyjskiej jak też francuskiej.

Podczas wieczoru Olena zauważyła, że na kolacje przyszedł również Dymitr Koroniew, z którym dzisiaj rozmawiała w salonie poetyckim. Dymitr od razu poznał Olenę.

— Pani Oleno. — Zawołał Dymitr do dziewczyny, która siedziała na wprost niego.

— Chyba nie zdążyliśmy dokończyć rozmowy. — Rzekł Koroniew. Olena miała wyraz twarzy niechętny.

— Jakiej rozmowy? — Wtrąciła się Anna.

— Rozmawialiśmy dziś z Panią Oleną o pewnym poemacie. — Wyznał Dymitr. Olena delikatnie zawstydziła się.

— O poemacie? — Zdziwiła się Anna.

— Nie wiedziałam, że chodzisz do saloniku poetyckiego. — Przyznała Anna.

— Bo nie chodzę. — Odrzekła Olena zwracając się do Anny.

— Tylko czasem tam zaglądam. — Dodała po chwili dziewczyna.

— Rozumiem. — Odparła Anna.

— Panie Dymitrze może rozmowę o poemacie dokończymy potem. — Zaproponowała Olena patrząc na mężczyznę, który siedział naprzeciwko.

— Dobrze. — Przytaknął Dymitr. Nagle Pani Nobodiewa zerknęła na Łuizę dociekliwym spojrzeniem.

— Łuizo.. — Zawołała Anna. Dziewczyna spojrzała na kobietę z delikatnym uśmiechem.

— Może zaśpiewałabyś nam jakiś swój romans? — Zaproponowała Anna. Łuiza na początku nie wiedziała co powinna odpowiedzieć kobiecie.

— Dobrze, czemu by nie. — Stwierdziła Łuiza.

— Olena może ci zagrać. — Rzekła Anna zerkając na wychowankę swojego zmarłego męża.

— Ja? — Zdziwiła się dziewczyna.

— Tak. Przecież potrafisz. — Dodała Anna.

— Tak, ale dawno nie grałam. — Przyznała Olena.

— Codziennie przecież grasz. — Stwierdziła Anna.

— Tak, ale to nie to samo, nie jestem przygotowana. — Odrzekła Olena.

— Zrób to dla Akima, proszę. — Rzekła Nobodiewa.

— Dobrze. — Odrzekła dziewczyna, która wstała od stołu i podeszła do fortepianu. Olena zaczęła grać, a Łuiza stała obok niej otwierając swoje usta śpiewała. Po całej jadalni rozchodziło się tylko echo głosu Łuizy, które było lekko przyćmione dźwiękiem melodii z fortepianu. Melodia była bardzo piękna, taka delikatna, która subtelnie pieściła dusze zaproszonym gościom:

A kiedy wiatr wiał z przeciwnej strony

Coś pchało mnie naprzód i naprzód, wciąż w dal

Moje serce nagle zaczęło mięknąć

Kiedy nadzieja zapalała swoje światło,

Światło w twoim spojrzeniu było takie jasne

Jak wszystkie dni, które jutro nadejdą.

O poranku obudził mnie śpiew ptaków

Twój zapach pojawia się zawsze w snach,

Deszcz dziś nie zmoczy mojej duszy

Kiedy dotykiem podajesz swoje pozdrowienia

Światło w twoim spojrzeniu było takie jasne

Jak wszystkie dni, które jutro nadejdą.

Łuiza tym czasie skończyła śpiewać romans, a Olena zakończyła partię, którą grała.

Po kolacji gdy prawie wszyscy goście zaczęli się rozchodzić Worczewski postanowił zostać jeszcze przez chwile w pałacu Nobodiewów. Anna żegnała w holu z synem pozostałych gości. Worczewski przyglądał się temu z progu drzwi jadalni. W końcu podszedł do Anny.

— Czy możemy porozmawiać? — Zapytał cichym tonem Worczewski. Anna odwróciła się w jego stronę.

— Dobrze, proszę zaczekać w gabinecie. Zaraz do Pana przyjdę. — Odparła Anna. Worczewski odszedł.

Olena stała w pobliżu saloniku razem z Simonem, który miał jak dla niej niezrozumiały wyraz twarzy. Dziewczyna przyglądała się mężczyźnie uważnie.

— Co ci jest? — Zapytała dziewczyna.

— Nie rozumiem dlaczego nic nie mówiłaś, że zaglądasz do saloniku poetyckiego. — Odparł mężczyzna.

— Bo nigdy o to nie pytałeś. — Stwierdziła młoda kobieta.

— Tam różne towarzystwo przychodzi. — Odparł Simon.

— Co z tego? — Zapytała dziewczyna. Simon tylko rozejrzał się z niezadowoleniem wokół siebie i spojrzał na dziewczynę. Olena zrozumiała wtedy o co tak naprawdę w tym momencie może chodzić mężczyźnie.

— Nie wydaje mi się w tym nic złego. Skoro Pan może odwiedzać księżniczkę Tamarę Wieruszycką, to ja tym bardziej mogę zaglądać do saloniku poetyckiego. A teraz Pana przepraszam. — Odparła Olena, która wyszła z holu i poszła do swojego pokoju. Simon urażony postawą dziewczyny wyszedł z pałacu bez pożegnania.

***

Anna weszła do gabinetu Akima, w którym czekał na nią hrabia Worczewski. Mężczyzna siedział w pomieszczeniu przed biurkiem, w którym delikatnie paliło się światło. Anna usiadła za biurkiem. Spojrzała na hrabiego.

— O czym chciał Pan ze mną rozmawiać? — Zapytała Anna.

— Kim jest ta dziewczyna, która dziś grała na fortepianie? — Zapytał Worczewski.

— Ma Pan namyśli Olenę? — Zapytała Anna.

— Tak. — Przytaknął mężczyzna.

— To wychowanka mojego męża. — Odpowiedziała Anna.

— Nie wiedziałem, że ma Pani córkę, słyszałem tylko o synu. — Odparł hrabia.

— Olena nie jest moją córką tylko wychowanką mojego męża. To poddana. — Odpowiedziała Anna.

— Poddana? — Zdziwił się Worczewski.

— Tak. Mój mąż ją wychowywał. Nie wiem skąd się wzięła, ale jest z nami zaraz po swoich narodzinach. — Przyznała Nobodiewa.

— Rozumiem. — Przytaknął hrabia.

— Za ile mi ją Pani sprzeda? — Zapytał Worczewski.

— Sprzeda? — Zdziwiła się Anna.

— Poddanych się kupuje. — Przyznał Worczewski.

— Nie mogę Panu jej sprzedać. Poza tym i tak nie miałby Pan z niej żadnego pożytku. Została inaczej wychowana. — Stwierdziła Anna.

— Nalegam. — Dodał Worczewski.

— Przykro mi, ale nie mogę. — Odrzekła Anna. Hrabia zamyślił się i spojrzał na kobietę. Wstał z krzesła i przeszedł się po ciemnym gabinecie. Stanął przed oknem i odwrócił się do kobiety.

— Teraz po śmierci Akima co zrobi Pani z tym majątkiem? — Zapytał z dociekliwością.

— Nie zastanawiałam się, ale raczej chcę stąd wyjechać. — Przyznała z zakłopotaniem Anna.

— Dobrze, w takim razie kupię od Pani ten majątek ze wszystkim. — Przyznał stanowczym tonem Worczewski.

— Jak to? — Zdziwiła się Anna. Worczewski ponownie podszedł do kobiety, stanął przed biurkiem. Zaskoczona Nobodiewa spojrzała na mężczyznę podejrzliwym wzrokiem, tak jakby nie wiedziała co powinna myśleć o propozycji hrabiego.

— Zapłacę każdą cenę, ale pod warunkiem, że nie będzie zbędnej licytacji. — Rzekł Kondratij.

— Naprawdę interesują Pana ziemie mojego zmarłego męża?

— Tak. — Stwierdził stanowczo hrabia Worczewski.

Tobie Jednemu

Dziś kiedy tak silne są uderzenia serca

Proszę, żeby deszcz zmył cierpienie

Jestem gotowa stanąć naprzeciw strachu

Nie upadnę zanim zgasną światła,

Zamykam się w tym zmiennym losie

Próbuję otworzyć oczy i usłyszeć szept

Przede mną jest jeszcze wiele samotnych nocy..

Mam jeszcze w sobie siłę, żeby jej nie stracić

Tobie jednemu powierzam całą swoją wiarę

I mam jeszcze w sobie odwagę, żeby to poczuć,

Że w tobie jednemu mogę odnaleźć słowa prawdy.

Dziś z pojawieniem się kolejnej burzy

Ból staję się coraz bardziej nieznośny

Nie mogę zasnąć w tym miejscu

Tu za szybko powracają wspomnienia,

Zamykam się w tym zmiennym losie

Próbuję otworzyć oczy i usłyszeć szept

Przede mną jest jeszcze wiele samotnych nocy..

Mam jeszcze w sobie siłę, żeby jej nie stracić

Tobie jednemu powierzam całą swoją wiarę

I mam jeszcze w sobie odwagę, żeby to poczuć,

Że w tobie jednemu mogę odnaleźć słowa prawdy.

Już prawie nadchodzi nowy świt

Oślepia mnie wszystko poza słońcem,

Które świeci na niebie tak jasno

Wiatr wieje z przeciwnej strony,

Jestem tu gdzie nie powinnam być

Nie wiem jak zmienić swoje przeznaczenie,

Sny stają się koszmarem

Nie wiem co jest kłamstwem, a co prawdą..

Mam jeszcze w sobie siłę, żeby jej nie stracić

Tobie jednemu powierzam całą swoją wiarę

I mam jeszcze w sobie odwagę, żeby to poczuć,

Że w tobie jednemu mogę odnaleźć słowa prawdy.

Dziś kiedy tak silne są uderzenia serca

Proszę, żeby deszcz zmył cierpienie.

Rozdział 2

Wieś w powiecie Pskowskim

Okolice miasta Psków

Anna Nobodiewa z Kondratijem Worczewskim objeżdżali majątek Akima. Siedzieli na wprost siebie w dorożce. Jechali wąską wiejską ścieżką, dobrze wydeptaną. Wokół nich wiał od czasu do czasu spokojny wiatr, zarówno z lewej jak i z prawej strony rozciągały się pola żyta i pszenicy, które nie były jeszcze skoszone. Worczewski wydawał się być trochę zamyślony, za to Anna zastanawiała się coraz bardziej na co hrabiemu tyle majątku po zmarłym jej mężu. Obydwoje przez większą część drogi milczeli.

— Nie lubi Pani wsi? — Zapytał w końcu Worczewski.

— Nie przepadam. — Stwierdziła kobieta.

— Panie Worczewski na co Panu tyle majątku po moim mężu? — Zapytała kobieta.

— Co Pan zrobi z tymi wszystkimi polami? — Dopytywała dalej Anna, a Worczewski patrzył tylko podejrzliwym wzrokiem na kobietę.

— To moja sprawa, ale zapewniam Panią, że chcę na większą skale zająć się uprawą. — Odpowiedział hrabia.

— Na tych polach co chce Pan uprawiać? — Pytała Anna.

— Żyto i pszenice zostawię, resztę przeznaczę na buraki i zbuduję w okolicy cukrownie. — Odparł mężczyzna. Kobieta westchnęła, tak jakby już wiedziała, że Worczewski poważnie myśli o uprawie. Chciała go jeszcze o coś zapytać, ale nie wiedziała jak powinna to zrobić.

— Zatrzymaj się. — Nagle zawołał do woźnicy Worczewski i dorożka stanęła. Kondratij wysiadł z powozu i rozejrzał się wokoło, a za nim Anna, która tylko przyglądała się hrabiemu.

— Podoba się Panu? — Zapytała hrabiego Nobodiewa. Worczewski spojrzał się tylko na nią jakby nie do końca zrozumiał pytanie Anny.

— Co? — Wyszeptał.

— Czy podobają się Panu pola? — Zapytała ponownie kobieta.

— Owszem. — Rzekł mężczyzna.

— Zawsze chciałem bogactwo Pani męża zakupić, ale Akim wielokrotnie mi tego odmawiał. — Odparł Worczewski.

— Teraz ma Pan okazje. — Rzekła Nobodiewa.

— Tak, to prawda. Dzięki Pani pomocy mogę z niej skorzystać. — Odpowiedział hrabia. Worczewski ponownie rozejrzał się i jednym ruchem odwrócił wzrok za siebie i zerknął na pole po drugiej stronie.

— Jedziemy dalej. — Odparł szlachcic i wsiadł do powozu, a za nim kobieta, która zaczynała odczuwać już powoli zmęczenie podróżą. — Ruszaj. — Rzekł hrabia do woźnicy.

Pałac Nobodiewów

Olena w swoim pokoju rozkoszowała się ciszą i spokojem. Siedziała na swoim łóżku, z którego delikatnie zerkała na fotografię Akima, która stała wciąż na fortepianie. Nagle cisza została przerwana pojawieniem się lokaja. Starzec ukłonił się dziewczynie.

— Ma Pani gościa. — Rzekł lokaj. Olena jakby przebudziła się z ciszy, która wcześniej ją otulała.

— Kto przyszedł? — Zapytała dziewczyna.

— Pan Simon Danoszdiew, czeka na panienkę w holu. — Odparł starzec.

— Dobrze, dziękuję. Zaraz zejdę. — Rzekła dziewczyna i zaczekała aż lokaj wyjdzie z jej pokoju. Olena powoli zeszła z łóżka i wyszła ze swojego pokoju. Idąc schodami na parter z daleka słyszała subtelne rozmowy i śmiechy, które dobiegały z holu. Olena nie przejmowała się tym tylko dalej schodziła ostrożnie ze schodów. Zauważyła dwie pokojówki, jedną z nich była Natasza. Olena zaraz zerknęła na Simona, który w towarzystwie kobiet zachowywał się bardzo swobodnie.

— Pani Nataszko.. — Zawołał Simon do pokojówki, która delikatnie uśmiechała się. Simon spod swojego ubrania wyjął główkę ładnie wyrzeźbionego kwiatu, który przypominał mak i podał go Nataszy.

— To dla Pani na umilenie reszty dnia. — Dodał Danoszdiew.

Natasza wzięła od młodego szlachcica kwiat i uśmiechnęła się do niego.

— Naprawdę przyniósł Pan go dla mnie? — Zapytała z lekkim uśmiechem pokojówka.

— Tak. — Odparł Simon.

— Jak Pani przekręci mak na drugą stronę, to proszę zobaczyć, że może go Pani zawsze nosić przy sobie. — Dodał Danoszdiew, który wziął od dziewczyny wyrzeźbiony mak i przypiął go do jej ubrania. Natasza przyglądała się uważnie młodemu mężczyźnie, a później spojrzała na przypiętą broszkę.

— W takim razie będę go nosić jak ochronny talizman. — Odrzekła z lekkim zadowoleniem Natasza. W tym czasie Olena zeszła ze schodów i spojrzała na swojego narzeczonego. Simon odwrócił się w jej kierunku i nagle nastała jakaś głucha cisza. Olena podeszła do mężczyzny, a obydwie pokojówki, a w tym Natasza były zmieszane pojawieniem się panienki. Służące lekko ukłoniły się Olenie i wyszły z holu. Młoda dama miała poważny wyraz twarzy.

— Witam Simonie Danoszdiew. — Rzekła Olena.

— Witam. — Rzekł Simon, który delikatnie ukłonił się kobiecie.

— Czemu tak oficjalnie? Wciąż jesteś smutna? — Zapytał mężczyzna.

— Jakby mogło być inaczej. — Stwierdziła smutnym tonem dziewczyna.

— Widzę, że część służby zdążył Pan już poznać. — Odparła Olena.

— Odkąd bywam tu gościem, to chyba poznałem już wszystkich. — Przyznał Simon.

— Zauważyłam. — Przytaknęła dziewczyna.

— O co chodzi, Oleno? — Zapytał Simon.

— Co słychać u księżniczki Tamary Wieruszyckiej? — Zapytała z niepokojem dziewczyna.

— Nie wiem. Ostatnio nie byłem jej gościem. — Stwierdził Simon.

— O co chodzi? — Dopytywał z przejęciem mężczyzna.

— Przychodzi Pan do mnie, a po tajemnie odwiedza Pan też inne Panny. — Odparła stanowczo dziewczyna.

— Nie widzę w tym nic złego. — Rzekł mężczyzna, który spojrzał na dziewczynę. Olena na chwilę zamyśliła się.

— Jak mam to rozumieć? — Zapytał w końcu Simon.