Göring. Człowiek, który miał być następcą Hitlera - Roger Manvell, Heinrich Fraenkel - ebook

Göring. Człowiek, który miał być następcą Hitlera ebook

Roger Manvell, Heinrich Fraenkel

0,0

Opis

Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej!

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych

Biografia naczelnego dowódcy Luftwaffe, przewodniczącego Reichstagu, premiera Prus, wyznaczonego na następcę Hitlera. Jednej z najzdolniejszych, ale i najbardziej złowieszczych postaci Trzeciej Rzeszy. Autorzy, Manvell i Fraenkel, oparli się nie tylko na źródłach, ale też na rozmowach z członkami rodziny Göringa, jego współpracownikami, wrogami i służbą. Ekstrawagancki styl życia i gusta, niezwykłe zwyczaje i mundury, spryt, ambicja, brutalność - wszystko to składa się na wizerunek niebezpiecznego i kontrowersyjnego człowieka przedstawionego na tle dziejów Trzeciej Rzeszy.

Książka dostępna w zasobach:

Gminna Biblioteka Publiczna w Raszynie
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy Jarocin

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 685

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

GÖRING

 

Roger Manvell i Heinrich Fraenkel

GÖRING

przełożyła

Iwona Chlewińska

Wydawnictwo Dolnośląskie

WSTĘP

Hermann Göring zażył truciznę w swojej celi w nocy 15 października 1946 roku, zaledwie godzinę przed tym, jak miał zostać zaprowadzony na szafot zbudowany w sali gimnastycznej w norymberskim więzieniu. Zadał sobie śmierć własną ręką, chcąc udowodnić, że nadal jest panem swego przeznaczenia, ostatnim Napoleonem reżimu nazistowskiego, którego bronił z wielką energią przed Międzynarodowym Trybunałem Wojennym, który ostatecznie skazał go na śmierć przez powieszenie. Jego wina, zgodnie ze słowami wyroku, była „czymś niespotykanym w swojej potworności”.

Ani Heinrich Fraenkel, ani ja nie rozumieliśmy naprawdę Göringa, kiedy zaczęliśmy zbierać materiały do jego biografii. Przeczytaliśmy o nim wiele w licznych publikacjach na temat historii Trzeciej Rzeszy, w których występuje jako swego rodzaju śpiący olbrzym, czekający na ożywienie obok doskonale i dokładnie zanalizowanej postaci jego mistrza, Hitlera. Próby rozwiązania tajemnicy tego pierwszorzędnego pilota z czasów I wojny światowej, który stał się wygnańcem i obłąkanym narkomanem, człowieka, którego Hitler nie chciał przyjąć z powrotem w szeregi ruchu nazistowskiego, lecz który został później drugim pod względem ważności faszystą Rzeszy, podjęto kilka lat po II wojnie w formie krótkich, lecz przydatnych biografii, napisanych przez Butlera i Younga oraz przez Frischauera. Lecz od tego czasu na jaw wyszło wiele nowych faktów, częściowo opublikowanych, częściowo nie, które przestudiowaliśmy łącznie z zupełnie świeżymi i często wstrząsającymi świadectwami ludzi, którzy w różnych sytuacjach poznali dobrze Göringa i którzy teraz wypowiadali się z większą otwartością niż w przeszłości lub też przemówili po raz pierwszy. Wielu z nich ujawniło nowe i ważne informacje.

Na początku im więcej dowiadywaliśmy się o Göringu, tym bardziej tajemniczo przedstawiał się jego charakter. W jednej chwili mieliśmy do czynienia z prostym, oddanym mężem, człowiekiem, który przepełniony uczuciami klękał do modlitwy w małej prywatnej kaplicy w Sztokholmie, należącej do rodziny jego szwedzkiej żony Carin, a w następnej stawaliśmy przed pozbawionym serca organizatorem niewolniczej pracy, wymuszeń i głodu w krajach okupowanych przez Rzeszę. Inicjator niektórych najbardziej sprawiedliwych i najbardziej ludzkich praw łowieckich w Europie podpisał swoim nazwiskiem również dekrety powołujące obozy koncentracyjne, w których - jak sam przyznał - musi być miejsce na brutalność. Te rzeczy były być może zrozumiałe w dziwnej dychotomii mentalności faszystowskiej, do której - podobnie jak bez wątpienia większość naszych czytelników - już przywykliśmy. Lecz jak można pogodzić dziecinną, hermafrodyczną próżność człowieka, który, przyjmując gości w swej rezydencji zwanej Carinhall, znikał wielokrotnie, żeby przebrać się w kolejny zestaw fantazyjnych ciuszków, który prezentował na sobie klejnoty ogromnych rozmiarów, ze znakomitym, bystrym i odważnym mężczyzną, bez problemu zbijającym z tropu oskarżycieli w Norymberdze, a nawet momentami lepszym od nich, chociaż bronił się w jednej z najgorszych spraw w historii?

W grubym, niezgrabnym ciele Göringa, obdarzonego brutalnym poczuciem humoru i wulgarną ostentacją, istniał także człowiek posiadający dużą wiedzę i znajomość sztuki, człowiek, który cenił książki i dużo czytał, który przez wiele lat cieszył się towarzystwem dyplomatów oraz arystokratów i oczarował ich na tyle, że wyrażali mu swoje uznanie zarówno jako gospodarzowi, jak i negocjatorowi. Ludzie tacy jak Halifax i Henderson z Wielkiej Brytanii, François-Poncet z Francji, Sumner Welles z Ameryki i Dahlerus ze Szwecji twierdzili, że w czasach, gdy spotkali Göringa, byli przekonani o jego szczerości i dobrej woli. Obie żony Göringa były mu oddane tak, jak on był oddany im.

Żaden znaleziony przez nas opis Göringa nie wyjaśniał tych oraz innych przeciwieństw w jego naturze. Heinrich Fraenkel spędził ponad osiemnaście miesięcy, zbierając materiały w całych Niemczech, spotykając się z ludźmi, którzy znali Göringa na gruncie publicznym i prywatnym. Odnalazł wdowę po nim, Frau Emmy Göring, nadal przekonaną o jego wielkości i oddaniu dla Niemiec i wciąż głęboko oburzoną na sposób, w jaki ostatecznie potraktował go Hitler. Jednak od ludzi, którzy musieli z nim współpracować, Fraenkel zdobył bardziej krytyczny opis oportunizmu Göringa - był wśród nich między innymi Franz von Papen czy Hjalmar Schacht. Starsi oficerowie i pomocnicy Göringa w Luftwaffe, a szczególnie Karl Bodenschatz, Erhard Milch, Adolf Galland i Bernd von Brauchitsch, przedstawili Fraenkelowi inny obraz, obraz dowódcy, który - w miarę, jak rosła jego bezsilność w obliczu obsesji Hitlera - stawał się coraz bardziej bezwzględny i arbitralny wobec swych podwładnych. To, że Göring przesadnie bał się Hitlera w ostatnich latach wojny, jest teraz oczywiste, podobnie jak fakt, iż najszybciej jak mógł, wycofał się ze zniszczeń i rozczarowań przegranej walki, żeby cieszyć się resztkami luksusu i dawać upust zainteresowaniom sztuką i skarbami zgromadzonymi w Carinhall - rezydencji, która była symbolem jego dumy i sukcesu, a w swej formie i strukturze przedstawiała się równie ekscentrycznie jak San Simeon Williama Randolpha Hearsta.

Na wyjaśnienie czeka nadal dziwna mieszanka uroku i okrucieństwa Göringa, jego oddania i bezwzględności, fizycznej odwagi i moralnego tchórzostwa, pędu do władzy i służalczości wobec Hitlera. Czy przyczyną jego niekonsekwencji było słabe zdrowie, problemy z gruczołami, które powodowały nadwagę? Fraenkel przeanalizował szczegóły jego przyzwyczajeń razem z ludźmi, którzy w taki lub inny sposób opiekowali się nim, a szczególnie z Robertem Kroppem, lokajem Göringa od 1933 r. do momentu uwięzienia w Mondorf w 1945.

Wtedy też, pod koniec poszukiwań, przypadkowa uwaga rzucona podczas rozmowy wyjawiła prawdę o uzależnieniu narkotycznym Göringa, potwierdzając wszystkie plotki krążące w Niemczech za jego życia. Göring nigdy nie wyleczył się z nałogu, którego nabawił się w 1923 r., kiedy przepisano mu morfinę na złagodzenie bólu wywołanego zanieczyszczonymi ranami, odniesionymi podczas nieudanego puczu w Monachium. Podobnie jak inni lotnicy z okresu I wojny światowej dostał się pod opiekę i obserwację cenionego profesora Kahlego z Kolonii, specjalisty w dziedzinie narkomanii. Ten fakt został potwierdzony przez personel sanatorium Kahlego, które Fraenkel odwiedził i gdzie uzyskał szczegóły drastycznej kuracji, zarządzanej cyklicznie przez Kahlego, gdy trzeba było usunąć toksyny z organizmu Göringa.

Wśród symptomów uzależnienia od morfiny, opisanych przez Kahle Institute, było wielkie podniecenie systemu nerwowego, nadmierna aktywność niektórych gruczołów, wzmożona energia witalna i nienormalna próżność. Były to duże kroki na drodze do wyjaśnienia zachowań biegunowo odmiennych, tak często opisywanych przez osoby znające Göringa.

W tym samym czasie spotkałem w Sztokholmie jednego ze specjalistów, który obserwował Göringa w najgorszym okresie jego uzależnienia - w 1925 r. - kiedy jego gwałtowność uczyniła go niebezpiecznym i konieczne stało się zamknięcie w szpitalu dla psychicznie chorych w Langbro. Zapewnił mnie, że Göring był w pełni władz umysłowych, że jego obłąkanie wywołane było jedynie przez nadmiar morfiny, której nie był już w stanie odstawić.

Nasze kontakty zaprowadziły nas z powrotem do osób, które znały Göringa z lat dziecięcych, a najważniejszymi z nich były Fraulein Erna, Fraulein Fanny Graf i wybitny fizyk profesor Hans Thirring. Profesor opisał nam znamienną relację między matką Göringa i jego żydowskim chrzestnym, Ritterem von Epensteinem, w wyniku której Hermann był przez wiele lat wychowywany na zamku Veldenstein. Rodzina Göringów mogła mieszkać tam tak długo, jak długo cieszyła się łaską jego bezwzględnego i nieprzyjemnego właściciela. Göring zawsze mówił o zamku tak, jakby należał do jego ojca, lecz Heinrich Ernst Göring był tam w rzeczywistości jedynie tolerowany. Epenstein w końcu wyrzucił całą rodzinę, która przeniosła się do Monachium, gdzie żyła bardzo skromnie. Później Göring miał nie tylko odziedziczyć Veldenstein po wdowie Epenstein, ale także otrzymać rezydencję, która swą okazałością znacznie przyćmiła prowincjonalny przepych z czasów jego młodości.

Te i inne fakty uwiarygodniały wyjątkowy charakter Göringa; jego gwałtowność, ekstrawagancja i oportunizm zachowania stały się łatwiejsze do zrozumienia. Nadmierna próżność była do pewnego stopnia skutkiem stanu fizycznego. Lecz nawet wrogowie Göringa przyznawali mu zdolności negocjacyjne, a świętej pamięci lord Birkett, z którym rozmawialiśmy na temat zachowania Göringa w Norymberdze, zauważył podczas procesu „jak Göring od samego początku zdołał zdominować jego przebieg”. „Okazało się, że nikt - pisał Lord Birkett w prywatnych notatkach - nie był całkowicie przygotowany na jego rozległe umiejętności i wiedzę oraz dogłębną znajomość i zrozumienie każdego szczegółu przejętych przez aliantów dokumentów... Uprzejmy, przenikliwy, sprytny, zdolny, pomysłowy, szybko zapoznał się z elementami sytuacji i w miarę jak rosła jego pewność siebie, jego biegłość stawała się coraz bardziej widoczna”.

Po raz pierwszy dokładnie zbadano cały wachlarz dowodów dotyczących charakteru i kariery Göringa, a to, co wyszło na światło dzienne, uczyniło jego postać jeszcze bardziej niezwykłą, złożoną, fascynującą i ludzką niż prawdopodobnie ogólnie przyjmowano. Nie był po prostu zawadiackim przykładem zwyczajnego człowieka, za jakiego uważała go większość, ani też genialnym, lecz bezlitosnym politycznym gangsterem, który w jakiś sposób zdołał zyskać społeczną akceptację dyplomatów dla faszystów. W rzeczywistości był kimś więcej: przenikliwy i inteligentny, potrafił objąć umysłem i kontrolować wiele spraw, kiedy tylko miał na to ochotę. Lecz ze względu na słabość charakteru i brak odwagi moralnej był często - zwłaszcza w ostatnich latach życia - głupio zachłanny na władzę, próżny aż do granicy megalomanii. Emocjonalnie pozostawał dzieckiem, które cierpiało na manię wielkości i chroniczną niezdolność do przyjęcia nieprzyjemnych faktów lub konsekwencji własnej porażki. W obliczu upadku Niemiec on nadal powiększał swój bajkowy Carinhall, a największe osiągnięcie na zakończenie jego kariery nie należało do dziedziny polityki, gospodarki czy sztuki wojennej, lecz była nim obszerna kolekcja dziel sztuki, które gromadził z całą przebiegłością, bezwzględnością i premedytacją, jakie cechowały początkowy okres jego służby dla Hitlera.

W tej książce skoncentrowaliśmy się na analizie życia i kariery Göringa jako przywódcy partii faszystowskiej, a później zastępcy Hitlera w III Rzeszy. Historia tego okresu jako całości została już oczywiście wielokrotnie opowiedziana, zwłaszcza przez Alana Bullocka, Williama L. Shirera i profesora Trevora-Ropera, a naszym celem nie było powtarzanie tego, co już zostało tak dokładnie zbadane. Chcieliśmy stworzyć taką formę podsumowania, dzięki której myśli i działania Göringa stałyby się jasne.

W recenzji naszej biografii Goebbelsa profesor Trevor-Roper, po szczodrych pochwałach wykonanej przez nas pracy, spytał, czy ludzie tacy jak Goebbels zasługują na poświęcanie im czasu. Wierzymy, że oprócz potrzeby uzyskania jak największej wiedzy o tym, dlaczego zdarzenia historyczne potoczyły się tak, a nie inaczej, ważne i interesujące są również fakty dotyczące charakteru i kariery ludzi wpływowych. Faszyzm nie był jedynie momentem w najbliższej przeszłości; była to manifestacja części natury ludzkiej, która może powtórzyć się w każdej chwili, w każdym miejscu. Dzieje się tak w niektórych częściach Afryki. Chociażby z tego powodu zbawienne jest zrozumienie, jak ludzie pokroju Goebbelsa czy Göringa doszli do władzy i jak zachowywali się, kiedy tylko ją zdobyli. Nie są osamotnieni w historii. Nie mamy również powodów, aby przypuszczać, że to ostatni przedstawiciele tego gatunku, którzy sprowadzili cierpienie na narody powierzające im swój los.

Chcielibyśmy wyrazić naszą wdzięczność wielu ludziom, którzy pomogli nam zrozumieć Göringa i podali fakty dotyczące jego osoby. Należą do nich, oprócz FrauEmmy Göring i tych przyjaciół oraz współpracowników Göringa, o których już wspomnieliśmy, inni członkowie jego rodziny, doradca prawny Frau Göring dr Justus Koch i profesor Hans Thirring. Jeśli chodzi o ekspertów w dziedzinie sztuki, którzy pracowali dla Göringa, konsultowaliśmy się szczególnie z jego osobistym doradcą w Paryżu, dr. Brunonem Lohse oraz FrauleinGiselą Limberger - bibliotekarką, która sprawowała szczególną pieczę nad kolekcją. Jestem także wdzięczny za pomoc Christopherowi Hibbertowi, biografowi Mussoliniego, i Denisowi Richardsowi, historykowi RAF-u. Stały przed nami otworem książki i archiwa w Wiener Library w Londynie, Institut für Zeitgeschichte w Monachium, American Document Center w Berlinie, Deutsches Staatsarchiv w Poczdamie i w Rijksinstituut voor Oorlog Documentatie w Amsterdamie. W Wiener Library otrzymaliśmy wielką pomoc od dr. L. Kahna, pani Ilse Wolf i pani G. Deak, w Institut für Zeitgeschichte od dr. Hocha i dr. Gramla, w Deutsches Staatsarchiv od profesora Helmuta Loetzkego, w Rijksinstituut od dr. de Jonga i dr. van der Leeuwego. W kwestii materiałów dotyczących kontekstu historycznego wsparli nas niezmiernie dr Ernst Hanfstaengl i dr Hans Streck. W Sztokholmie pomogli nam przede wszystkim dr Vilhelm Scharp, dr Uno Lindgren, pani Maud Ekman i pani Inger Reimers. Na zakończenie chcielibyśmy podziękować pani M.H. Peters, która z wielką wprawą i cierpliwością podjęła się ogromnego zadania przepisania na maszynie tego wyjątkowo trudnego rękopisu.

R. M.

 

Rozdział I

Pour le Merite

Hermann Wilhelm Göring urodził się 12 stycznia 1893 r. w Sanatorium Marienbadzkim w Rosenheim w Bawarii jako drugi syn niemieckiego konsula generalnego na Haiti, syn z drugiego małżeństwa. Po zaledwie sześciu tygodniach matka zostawiła go w Niemczech i pospieszyła do męża; nie widziała swojego dziecka przez trzy następne lata. Przez ten czas on już udowodnił, że jest upartym i trudnym chłopcem.

W 1885 r. jego ojciec, Heinrich Ernst Göring, były oficer kawalerii, a teraz członek niemieckiej służby konsularnej, w wieku czterdziestu pięciu lat ożenił się po raz drugi z Franziską Tiefenbrunn, skromnie urodzoną dziewczyną z Bawarii. Miał już pięcioro dzieci z pierwszą żoną. Jego nowe małżeństwo zostało zawarte w Londynie, gdzie Göringa wysłał Bismarck, żeby ten nauczył się angielskich metod administracji kolonialnej, zanim przejmie odpowiedzialność za surowe i trudne terytorium niemieckiej Afryki Południowo-Zachodniej. Jego studia trwały zaledwie kilka miesięcy, po których wyjechał z żoną do Afryki. Otrzymał tytuł ministra-rezydenta na Afrykę Południowo-Zachodnią, a swoją pracę wykonywał dobrze, traktując wodzów afrykańskich z taktem i dyplomacją. W ciągu pięciu lat jego rządów teren stał się bezpieczny dla niemieckiego handlu, a on został - w tym sensie - założycielem kolonii. Będąc w Afryce, zdobył przyjaźń Cecila Rhodesa oraz doktora Hermanna Epensteina. Po powrocie do Niemiec zgłosił się na ochotnika do objęcia kolejnego zamorskiego stanowiska i został mianowany konsulem generalnym na Haiti.

Zanim Hermann został poczęty, Franziska, która potrzebowała austriackiej wytrzymałości i bawarskiej krwi, żeby prowadzić przepełnione ciągłym ruchem, surowe i gwałtowne życie, urodziła już trójkę dzieci - Karla, Olgę i Paulę. Na krótko przed narodzinami czwartego potomka opuściła Haiti i pojechała do domu. Wróciła do męża sama, zostawiając sześciotygodniowe dziecko w Fürth w Bawarii, w rękach przyjaciółki rodziny, Frau Graf, której córki stały się towarzyszkami zabaw Hermanna i pamiętają go do dzisiaj jako przystojnego i upartego chłopca.

Kiedy mały miał trzy lata, jego ojciec wrócił do Niemiec, żeby przejść na emeryturę. Najwcześniejsze wspomnienie Hermanna Göringa to złość na matkę - uderzanie piąstkami po jej twarzy - kiedy próbowała go objąć po długiej nieobecności. Była bardzo zdenerwowana1.

Rodzina połączyła się w Berlinie i mieszkała przez następne pięć lat na Fregestrasse w Friedenau, na spokojnych przedmieściach stolicy. Od tego czasu dziecięcą ambicją Hermanna było zostanie oficerem armii niemieckiej, a kiedy miał pięć lat, dostał od ojca mundur husara. Później lubił wspominać, że jako bardzo mały chłopiec prosił służącego o przynoszenie szabel i czapek należących do wojskowych gości ojca, aby mógł je podziwiać, kiedy leżał wieczorem w łóżku.

Epenstein, przyjaciel Heinricha Göringa z Afryki i - jak zostało udowodnione - szczególny przyjaciel jego żony Franziski, także ostatecznie osiadł w Niemczech. W przeciwieństwie do Heinricha Göringa, mającego stosunkowo mało pieniędzy oprócz emerytury, z której musiał wyżywić młodą rodzinę składającą się z pięciorga dzieci, Epenstein był bardzo bogatym kawalerem. Mógł sobie pozwolić na folgowanie zachciankom, a jedną z nich była zgoda na to, żeby Hermann wraz z braćmi i siostrami zostali jego chrześniakami.

Apodyktyczny Epenstein był skrupulatny w swoich wymaganiach. Dbał o to, aby obdarzano go odpowiednim szacunkiem. Tracił panowanie, kiedy jego goście spóźniali się choć minutę na posiłek. Był mały, ciemny i gruby, opętany ideą klasy, chociaż jego ojciec był zaledwie lekarzem wojskowym w Berlinie. Lubił udawać, że jest synem nadwornego lekarza a swój tytuł Ritter von Epenstein zdobył dzięki darowiznom przekazanym odpowiednim instytucjom. Jego wieloletnim przyjacielem był doktor Thirring, którego dwaj synowie mieli później znaleźć się w gronie wielu chrześniaków Epensteina; jeden z nich, profesor Hans Thirring, został wybitnym fizykiem.

Epenstein nie ożenił się, dużo podróżował i cieszył się życiem. Praktykował tylko trochę jako lekarz, chociaż był przy pierwszym porodzie Franziski w Afryce. Kiedy postanowił osiąść gdzieś na stałe, doktor Thirring znalazł mu zamek Mauterndorf w Austrii, niedaleko granicy z Bawarią. Epenstein wydał dużo pieniędzy na odrestaurowanie i wyposażenie zamku, odtwarzając w nim ciężką i pompatyczną atmosferę niemieckiego średniowiecza, która tak poruszyła wyobraźnię jego chrześniaka Hermanna. Kiedy Heinrich Göring wrócił do Niemiec, Epenstein kupił drugi, mniejszy zamek - zwany Veldenstein, piętnaście mil od Norymbergi; zaproponował Göringom, aby zamieszkali w tej nowej posiadłości – domu zbudowanym na ruinach starożytnej frankońskiej fortecy z XI wieku. Tutaj ostatecznie osiedlił się Hermann ze swym starszym bratem, dwiema siostrami i młodszym bratem Albertem.

Göring zawsze uważał Veldenstein za gniazdo rodzinne. Podczas gdy świat jego ojca wiązał się z Prusami z ich wojskową etykietą, rygorystycz-

Rodzice Hermanna Göringa: Heinrich Ernst Göring i Franziska Göring.

nymi mundurami, pompatycznymi paradami i wspomnieniami Bismarcka, bogaty świat ojca chrzestnego reprezentowały średniowieczne Niemcy. Romantyczne zamki z tej epoki dawały Hermannowi pierwsze wyobrażenia o dawnej świetności we wspaniałej scenerii bawarskich gór i wzniecały w nim pragnienie feudalnej władzy, które już nigdy go nie opuściło. Był uparty i rozpieszczony, zdominował starszego brata i siostry oraz reagował agresywnie na oznaki jakiegokolwiek sprzeciwu lub ograniczenia. Gdy tylko mógł, przebywał poza domem, a jego oczy patrzyły na ciemne zbocza porośnięte drzewami iglastymi, ciągnące się do Alp, które już jako dziecko chciał zdobyć.

To właśnie w Veldenstein matka Göringa Franziska zamieszkała jako kochanka Epensteina. Jej starszy i zadowolony z siebie mąż musiał zaakceptować tę sytuację na upokarzających warunkach. Epenstein zatrzymał dla siebie najlepszą sypialnię w domu, podczas gdy Franziska spała w tylko trochę gorzej wyposażonym pokoju, usytuowanym wygodnie obok. Heinrich Göring nie był wpuszczany do tej części domu; musiał spać na parterze. Kiedy rodzina odwiedzała Epensteina w Mauterndorf, ojca Hermanna lokowano w domu stojącym obok zamku. Cieszył się - lub jedynie udawał - godnością, jaką niósł ze sobą tytuł ministra-rezydenta, wspomnienie po okresie jego kolonialnych rządów. (Później jego syn zwracał się do niego zawsze tytułem „minister prezydent”.) W późnych latach życia znalazł pociechę w alkoholu oraz kręglach i miał niewielką lub nawet żadną kontrolę nad swoją drugą rodziną, składającą się z gromadki małych dzieci. Franziska była kochanką Epensteina przez blisko piętnaście lat; to może nieco ironiczne, że związek ten został w końcu zerwany tuż przed śmiercią Heinricha Göringa.

Nominalnie Epenstein był chrześcijaninem, został ochrzczony w dzieciństwie. Lecz pochodził z rodziny żydowskiej i wyglądał jak Żyd, a jego nazwisko pojawiło się w owym czasie w Semi-Gotha - tomie, w którym wymieniono wszystkie utytułowane rodziny pochodzenia żydowskiego. Lubił być postrzegany jako dobroczyńca licznych dzieci, które zachęcano do tego, aby zwracały się do niego Pate1lub Ojcze Chrzestny. Tym przywilejem cieszyło się nie tylko pięcioro młodych Göringów, ale także dwaj synowie doktora Thirringa. Pisał długie listy do swych przyjaciół o tym, jak edukować synów, jak dobrze wydać za mąż córki i jak inwestować pieniądze.

Bez trudu można zauważyć, jakie efekty wywarła ta sytuacja na Hermannie Göringu jako dziecku. Jego ojciec stał się zerem żyjącym wspomnieniami minionej służby dla Niemiec; ojciec chrzestny stanowił symbol

Ritter von Epenstein, ojciec chrzestny Göringa.

 

Zamek Mauterndorf.

władzy i posiadania, do którego chłopiec czuł instynktowny pociąg, chociaż stosunkowo wcześnie musiał też czuć odrazę do związku, w jaki Epenstein wciągnął jego matkę.

W autoryzowanej biografii napisanej przez Gritzbacha i wydanej, kiedy Göring był u władzy, utrzymywano, że jako dziecko Göring szczuł swojego psa na miejscowych Żydów, żeby udowodnić swoją wrodzoną czystość rasową; lecz była to jedna z tych faszystowskich legend, które większość przywódców narzucało swym biografom. Hermann jednakże był wystarczająco zdecydowany i zepsuty, żeby robić dokładnie to, na co miał ochotę. Zamiast dyscypliny i autorytetu znajdował jedynie słabość, gdyż u podstaw relacji między jego rodzicami nie leżało ani uczucie, ani szacunek. Był ulubieńcem ojca i wiedział o tym. Kiedyś, kiedy jeszcze nie umiał czytać, ukradł telegram adresowany do ojca, którego akurat nie było, i po powrocie oddał mu już otwarty. „Ich bin doch Papas Liebling!” (Jestem ukochanym synem taty!) - zwykł mówić.

Od początku Hermann był uprzedzony do szkoły. Nie powiodło mu się w pierwszej szkole, w Fürth, gdzie został wysłany w 1900 roku w wieku siedmiu lat. Był dziki i trudny do opanowania, kiedy wydawał rozkazy kolegom, z zapałem bawiąc się z nimi w żołnierzy. W domu, jak inni chłopcy, dowodził ołowianymi żołnierzykami, lecz wzmacniał dramatyzm tych zabaw, budując góry z koców dla swoich manewrów i używając luster, żeby zwiększyć armię. W owym czasie popularne były opowieści o wojnach burskich i naturalne sympatie całego pokolenia Niemców leżały po stronie Burów, a nie Anglików. Ojciec dał mu mundur burski ze spodenkami w kolorze khaki i kapeluszem z szerokim rondem, a on nosił je z dumą, kiedy nie był w szkole, nazywając się Generałem Burów. Chłopcy traktowali go z lękiem jako wielkiego wojownika.

W wieku jedenastu lat został wysłany do szkoły z internatem w Ansbach, którą jego ojciec wybrał na chybił trafił z listy alfabetycznej. Hermann znienawidził ją od pierwszej chwili; dyscyplina była surowa, a wyżywienie złe. Już w owym czasie umiał docenić dobry posiłek, a podawany codziennie Rindfleisch2 wzbudzał w nim odrazę. Zorganizował strajk wśród uczniów. Potem w starannie zapakowanej paczce wysłał do domu swoje ubrania, a kilka godzin później dotarł do Veldenstein, sprzedawszy wcześniej za dziesięć marek skrzypce, żeby mieć pieniądze na bilet. Powiedziano mu, że musi wracać, lecz on tak uparcie odmawiał, że rodzice się poddali. Według jego własnej późniejszej relacji, kiedy doszedł do punktu, w którym nie mógł już dłużej znieść ograniczeń i dyscypliny w Ansbach, położył się do łóżka i powiadomił nauczycieli oraz lekarzy, że nie wstanie, dopóki nie otrzyma zgody na wyjazd. Gdy znalazł się z powrotem w Veldenstein, uważał, że sukces jego buntu był znakiem naturalnego bohaterstwa, wrodzonym prawem dziecka, którego przodkowie, zgodnie ze słowami ojca, odgrywali ważną rolę w wielkości historii Niemiec. Wiedział już doskonale, że Michael Christian Göring, jego pra-pra-pradziadek, był Commissarius Loci, swego rodzaju ekonomicznym gaulaiterem u Fryderyka Wielkiego w Prusach. Göring miał wspominać swoich przodków z dumą, kiedy sam został Commissarius dla całych nazistowskich Niemiec.

Tymczasem przewodził otaczającym go dzieciom. Później, w wieku dojrzałym, śmiał się, wspominając, jak bił po głowie każdego chłopca, który kwestionował jego autorytet. Twierdził, że po pierwsze bronił, a po drugie oblegał zamek w Veldenstein, wymagając od swoich przyjaciół, żeby okazali męstwo i odwagę, kiedy on wdzierał się na mury, ryzykując życiem. Zrujnowany zamek był inspiracją dla jego romantycznej wyobraźni. Kiedy miał osiem lat, patrzył na otaczający krajobraz z zamkowej wieży i wyobrażał sobie, jak doliną poniżej przejeżdżają rzymskie rydwany z wojownikami w pióropuszach. Biegł, żeby powiedzieć o tym mamie i siostrze, lecz one tylko się z niego śmiały. Przemawiał do niego widowiskowy aspekt historii; oczarowały go teutońskie legendy, takie jak saga o Nibelungach, oraz bohaterowie niemieckiej historii - Karol Wielki i Fryderyk Wielki. Książki interesowały go jedynie jako źródło rycerskich inspiracji dla jego wyobraźni. Później zlecił przygotowanie fikcyjnego drzewa genealogicznego, które wywodziło jego rodzinę bezpośrednio od Fryderyka Wielkiego, Karola Wielkiego i świętej Elżbiety z Turyngii. Spędzał czas, wpajając te legendy psychiatrze, którego zadaniem było badanie go w celi norymberskiego więzienia.

Podczas wakacji krew młodego Göringa zaczynała szybciej krążyć na widok gór. Jako jeszcze młody chłopiec został doświadczonym wspinaczem. Nie mając prawie żadnej wiedzy, przekonał swojego szwagra i przyjaciela, żeby zabrali go na Grossglockner, szczyt o wysokości dwunastu tysięcy stóp. Nalegał, żeby wspinać się trudniejszą, północno-zachodnią trasą. Zaczęli wspinaczkę o świcie i posuwali się krok za krokiem, aż poranne słońce ogrzało ich twarze na pierwszym szczycie, Teufelshorn. Musieli teraz przejść wzdłuż ostrej perci, która prowadziła na wierzchołek Grossglockner. Związani razem liną szli, mając po jednej stronie spadek o głębokości dwóch i pół tysiąca, a z drugiej trzech tysięcy stóp nad lodowcem Glockner-Kars. Doszli na szczyt, lecz podczas zejścia chłopiec niemal stracił życie. Próbując wykonać sztuczkę wykraczającą znacznie poza jego umiejętności, ześlizgnąłby się głęboko i zginął, gdyby jego szwagier nie użył własnego ciała, żeby go schwytać.

W wieku piętnastu lat, kiedy wspinał się na jedną z iglic w masywie Mont Blanc, podobno zwichnął sobie rękę, przeskakując przez rozpadlinę, po czym sam ją sobie nastawił i kontynuował wspinaczkę pomimo bólu2. Wydawało się, że w ogóle obce jest mu uczucie strachu, a słychać też było coraz więcej historii o jego lekceważącym stosunku do niebezpieczeństw. Kolejna okazja pojawiła się, kiedy w Alpach Austriackich spotkała go lawina. Był pod takim wrażeniem spadających z łomotem skał i zwałów śniegu, że nie zauważył paniki, jaka zapanowała wśród jego towarzyszy. Innym razem znalazł się z kilkoma przyjaciółmi na łodzi, która zaczęła dryfować w stronę wodospadu. Göring wspominał, że powiedział im, żeby nie byli głupcami - jeśli mają umrzeć, to nie ma się czym podniecać. Wierzył, a ta wiara towarzyszyła mu w dorosłym życiu, że nic nie może mu się stać. Był, w dosłownym tego słowa znaczeniu, nieczuły na fizyczne niebezpieczeństwo.

Legendy to czy nie, w każdym razie takie heroiczne opowieści otaczały go w młodości i wzmagały brak dyscypliny i samokontroli3. Niekwestionowana pozostaje jednak jego odwaga fizyczna i wytrzymałość we wczesnej młodości, które tłumaczą to, iż jego ojciec i Epenstein wysłali go w wieku dwunastu lat do akademii wojskowej, Szkoły Kadetów w Karlsruhe w Baden. Czuli, że trafi wreszcie na godnego przeciwnika pod względem dyscypliny. Tam - co nie jest zbyt zadziwiające - odnalazł w końcu szkołę, która była według niego stworzona dla bohaterów. Jego siostra Paula i siostry Graf, trzy lata starsze od Hermanna, chodziły do szkoły kończącej3, która także znajdowała się w Karlsruhe. Pewnego dnia, kiedy Hermann miał około piętnastu lat, został zaproszony przez dyrektorkę szkoły, Fraulein Gruber, na lunch ze swoją siostrą i jej przyjaciółkami.

Przyszedł wyprostowany i przystojny w mundurze, sprezentował dyrektorce bukiet lilii, przy czym strzelił obcasami i pocałował ją w rękę. Dziewczęta były pod wielkim wrażeniem aż do momentu, kiedy w Konditorei, gdzie je zabrał, okazało się, że nie ma pieniędzy, aby zapłacić za ciastka.

W wieku szesnastu lat Göring poszedł do college’u wojskowego w Lichterfelde, w pobliżu Berlina. Życie towarzyskie w tej akademii odpowiadało jego gustom; bawił się w nocy w miejscu, które - jak później utrzymywał - było najbardziej ekskluzywne dla Kadettenkorps. W ciągu dnia poddawał się zaś elitarnej dyscyplinie i nosił mundur, który pobudzał jego wyobraźnię w dzieciństwie. Dobrze sobie radził i skończył akademię z najwyższym wyróżnieniem, po czym w marcu 1912 r. został przydzielony do pułku Księcia Wilhelma, 112. dywizji piechoty z kwaterą główną w Miluzie. Miał dziewiętnaście lat. Göring przyjął status oficera z typową dla niego dumą. „Jeśli wybuchnie wojna, możecie być pewni, że swoim postępowaniem przyniosę chlubę nazwisku Göring” - powiedział swojej rodzinie i przyjaciołom, którzy zebrali się, żeby podziwiać go w nowym mundurze.

W następnym, 1913 r. Göringowie ostatecznie zerwali z Epensteinem i musieli opuścić Veldenstein. Relacja między Epensteinem i Franziską wyczerpała się, coraz częściej miały miejsce nudne kłótnie ze starym mężczyzną. Sytuacja stała się nie do zniesienia i Heinrich Göring został zmuszony do przeniesienia swojej rodziny do Monachium. Niemal natychmiast po tym umarł i na Waldfriedhof w Monachium odbył się imponujący pogrzeb. Göring ciężko walczył, żeby nie ulec emocjom, ale nagle zalał się łzami i otwarcie płakał, stojąc w mundurze oficerskim przy grobie ojca.

W Mühlhausen żył według ustalonych norm życia armii, ciągle osadzonej w tradycjach Fryderyka Wielkiego, lecz każdą wolną od obowiązków chwilę poświęcał na chodzenie po górach. Jego najlepszym przyjacielem był kolega oficer, lejtnant Bruno Loerzer, z którym pozostał w kontakcie do końca życia. Zarówno on, jak i Loerzer przebywali nadal w Mühlhausen, kiedy w sierpniu 1914 r. wybuchła wojna. Mühlhausen było przygranicznym miastem garnizonowym w niemieckiej Alzacji, położonym zaledwie milę od granicy z Francją, dlatego regiment Göringa został natychmiast wycofany i przeniesiony za Ren. Pierwsza szansa na przygodę pojawiła się, kiedy dowodzony przez niego pluton został wysłany na rozpoznanie pozycji wroga. Przednie oddziały Francuzów wdarły się już na terytorium Niemiec i zajęły Miluzę. Lejtnant Göring i jego ludzie przekroczyli Ren w kierunku Miluzy w opancerzonym pociągu. Göring szybko zapomniał o ograniczeniach swojej rangi, kiedy usłyszał od podekscytowanych cywilów, że Francuzi okupują ratusz. Poszedł prosto do ratusza i, odkrywszy, że nie ma tam już Francuzów, zerwał zawieszone przez nich plakaty z informacją, że miasto podlega francuskiemu prawu wojennemu, i kontynuował pogoń za najeźdźcami. W końcu po wymianie ognia z Francuzami Göring wrócił do bazy z czterema francuskimi końmi, stanowiącymi dowód jego inicjatywy w działaniu.

Następnego dnia zdobycie Miluzy zostało zakwestionowane jeszcze poważniej. Ponownie lejtnant Göring zorganizował indywidualną potyczkę. Wyposażył swój pluton w rowery i o świcie patrol złożony z siedmiu mężczyzn popedałował znajomą drogą do miasta, które kiedyś było ich bazą. Pierwsze spotkanie z wysuniętymi placówkami Francuzów było troszkę zbyt udane, więc z odwagą w sercach pospieszyli przez przedmieścia, przejechali pod opanowanymi przez Francuzów mostami kolejowymi i wjechali do centrum miasta, które okupował wróg. Göring natychmiast zarekwirował konia. Miał zamiar złapać francuskiego generała Paula Pau, rzucając się nagle między otaczających go ludzi, łapiąc go za siodło i galopując z powrotem do linii niemieckich. Lecz plan się nie powiódł - jeden z jego ludzi stracił panowanie nad sobą i wystrzelił. Göring i jego pluton zakręcili na rowerach i pedałując z całej siły, popędzili rozwścieczeni do kwatery głównej, do której dojechali bez tchu, lecz także bez obrażeń. Göring nigdy nie przebolał tej straconej szansy na spektakularne rozpoczęcie swojej wojny. Lecz natychmiast przydzielono mu kolejne zadanie i jeszcze tego samego popołudnia znalazł się wysoko w kościelnej wieży w Illzach, z Francuzami wkraczającymi do wioski poniżej. Pluton uciekł z kilkoma francuskimi jeńcami.

Göring stał się doświadczonym młodszym oficerem i w kolejnych kampaniach doznał jedynie ataku reumatyzmu, spowodowanego przebywaniem w okopach. Trafił do szpitala we Fryburgu. Tymczasem jego przyjaciel, lejtnant Bruno Loerzer, został przeniesiony do szkoły lotniczej w tym samym mieście i jego opowieści przepełniały chorego zazdrością. Göring wkrótce poczuł się wystarczająco dobrze, żeby odwiedzić szkołę lotniczą, choć z pewnością nie na tyle, by wrócić do okopów. Złożył oficjalną prośbę o przeniesienie, ale została natychmiast odrzucona. To go nie zniechęciło. Kiedy Loerzer skończył szkolenie, na niebie dołączył do niego nowy obserwator. Göring sam zorganizował sobie przeniesienie i ryzykował poniesieniem konsekwencji. W efekcie wina została mu wybaczona, a sąd wojskowy skazał go jedynie na trzy tygodnie uwięzienia w barakach. Wyrok nigdy nie został wykonany, ponieważ, ze względu na nieprecyzyjną organizację Sił Powietrznych, Loerzer i Göring zdążyli już wcześniej dołączyć jako zespół do 25. Eskadry Myśliwskiej 5. Armii Kronprinza Friedricha Wilhelma - choć wygląda na to, że musieli ukraść samolot, żeby się zakwalifikować.

Ich głównym zadaniem był rekonesans. Göring, który fotografował i szkicował pozycje wroga oraz rozmieszczenie dział, był w swoim żywiole. Jego umiejętności i dokładność stały się sławne. Teraz stacjonował w bazie w Stenay, w północno-wschodniej Francji, gdzie fotografował sieć fortów otaczających Verdun. Loerzer latał nisko, a Göring strzelał ze swojego rewolweru do ludzi na dole. Latali nad pozycjami wroga, prowadząc i kierując bombardowaniem dział. Następca tronu przyznał Göringowi i Loerzerowi za ich pracę Krzyż Żelazny pierwszej klasy. Robienie zdjęć z tych prymitywnych samolotów było niezwykle trudnym i niebezpiecznym zadaniem, a Göring musiał wychylać się z kokpitu, wciskając swoje nawykłe do wspinaczki nogi w siedzenie naprzeciwko, ponieważ tylne skrzydło samolotu zasłaniało bezpośredni widok na ziemię. Wyciągał się z samolotu, trzymając ciężki aparat i naświetlając płytkę za płytką obiektywem skierowanym pionowo w dół.

Tym zajmował się Göring wiosną 1915 roku. Wkrótce zaczął uczyć się alfabetu Morse’a, żeby wysyłać wiadomości na dół do bazy. Mówi się, że jego pierwsza wiadomość do dowódcy baterii poniżej brzmiała: „Możecie przestać strzelać; w żaden sposób nie traficie w ten cholerny cel!”. Ta obserwacja nie została nawet zakodowana. Kolejny bohaterski wyczyn nastąpił podczas francuskiego nalotu na kwaterę główną następcy tronu w Stenay, który zbiegł się w czasie z wizytą, jaką złożyła swojemu mężowi księżniczka Cecilie. Nalot był skuteczny i Göring z Loerzerem wyruszyli sami, bez rozkazu, żeby ratować honor księżniczki. Göring zestrzelił francuski samolot z pistoletu i zrzucił małą, lecz skuteczną bombę (zwaną „myszą lotnika”) na budynki francuskiego lotniska. To podobno ten nalot zainspirował go do ulokowania prowizorycznego karabinu maszynowego na pokładzie samolotu. Był pierwszym niemieckim lotnikiem, który to zrobił.

Kiedy zaczęto używać lepszych niemieckich samolotów, a szczególnie Aviatika, Göring poczuł potrzebę pilotowania własnego samolotu. Bez wątpienia lubił wykorzystywać swoje umiejętności obserwatora, a także szczególną pozycję, jaką dawały mu one nad pracą oficerów wyższych od niego rangą. Wiedział, że są zależni od niego i od tego, jak ich pokieruje, ponieważ lata nad ich głowami, szacując pozycje jak dowodzący generał i przekazując „instrukcje” na ziemię. Razem z Loerzerem uczestniczyli w naradach sztabowych, które normalnie byłyby zamknięte dla tak młodych oficerów - lecz potrzebowano ich rady i dokładnej interpretacji zdjęć. W ten sposób Göring stał się znany samemu kronprinzowi Friedrichowi Wilhelmowi. Młody oficer szybko zrozumiał, że jego wojskowa kariera zależy od powietrza i musi zostać pilotem. Wrócił do szkoły lotniczej we Fryburgu, gdzie zdobył skrzydła w rekordowym czasie i chwalił się, że nigdy nie zniszczył żadnej maszyny. We wrześniu 1915 r. zdobył tytuł Jagdflieger - „lotnik pościgowy” lub pilot myśliwca. Göring i Loerzer byli członkami Jagdstaffel 5 (Jasta 5), sekcji nowej armady dwusilnikowych myśliwców, które Niemcy rzucali do walki na froncie zachodnim.

Anglicy właśnie wprowadzili wielki bombowiec Handley-Page, żeby sprostać szybko rozwijającej się strategii wojny powietrznej. Pewnego mglistego listopadowego dnia nowy pilot zobaczył czarnego olbrzyma, lecącego przed nim w chmurach, i bez zastanowienia rzucił się, żeby lepiej się przyjrzeć lub - jeśli to będzie możliwe - przestrzelić skrzydło samolotu karabinem maszynowym. Był sam; w przeciwieństwie do swoich kolegów pilotów nie zwracał uwagi na to, że w pobliżu mogły się pojawić angielskie myśliwce. Göring przybliżył się, podziwiając wielką maszynę z działami umieszczonymi w ogonie i na śródokręciu. Wyeliminował jednego kanoniera, następnie drugiego, ponieważ zwrotność jego samolotu była znacznie większa niż Handleya-Page’a. Zniszczył jeden z jego silników. Wtedy nagle został ostrzelany przez schodzący rój myśliwców Sopwith, które zakręciły i okrążały go. Dostał w silnik i miał przedziurawiony bak; potem został ranny i omdlewał, gdy maszyna zaczęła tracić szybkość i się trząść. Paliwo wlewało się do kokpitu, a on robił, co mógł, żeby zachować kontrolę nad samolotem, który teraz spadał w kierunku linii wroga i za chwilę miał się znaleźć w zasięgu naziemnych karabinów maszynowych. Myśliwce zniknęły, lecz jego samolot spadał korkociągiem przez mgłę i chmury. Otrząsnął się dopiero, gdy usłyszał ogień karabinów. Podniósł dziób samolotu i umknął z powrotem na terytorium niemieckie na reszcie paliwa, po czym wylądował na cmentarzu przy kościele, który był wykorzystywany jako szpital. Zoperowano mu liczne rany w biodrze, które z łatwością mogły spowodować śmierć z wykrwawienia, jeśli nie uzyskałby natychmiastowej specjalistycznej pomocy. W kadłubie samolotu naliczono sześć dziur po pociskach.

Göring został unieruchomiony przez większą część roku. Podczas rekonwalescencji przeżył pierwszy udokumentowany romans z Marianne Mauser, piękną córką zamożnego farmera z okolic Mauterndorf. Jej rodzice byli prostymi ludźmi, lecz mimo to nie pozwolili młodej parze dojść do etapu zaręczyn. Herr Mauser trafnie ocenił sytuację: lotnik może być romantyczną postacią, lecz jego średnia długość życia jest niestety niewielka.

Podczas gdy Göring powoli dochodził do zdrowia, na frontach powstawał nowy mit asa przestworzy. Pilot myśliwca, który stanął przed obliczem śmierci w zabójczym pojedynku z ludźmi równie wytrzymałymi jak on i który wzleciał wysoko ponad błoto i poniżenie przyziemnych działań wojennych, stał się nowym bohaterem, a jego zdjęcie znajdowało się w centrum uwagi. Nazwiska Richthofena i Udeta były podziwiane zarówno przez Niemców, jak i aliantów, ponieważ wyczyny ich i towarzyszy były ekscytującymi nowinami. Loerzer został dowódcą 26. Eskadry Myśliwskiej z bazą w Miluzie, gdzie Göring dołączył po zwolnieniu ze szpitala w 1916 roku. Pewnego pięknego dnia nad Aachen Loerzer ocalił Göringowi życie, kiedy ten został otoczony przez trzy francuskie myśliwce; po raz kolejny dotarł na ziemię w maszynie podziurawionej przez kule i z podwoziem w kawałkach. Lecz Göring zrobił to samo dla Loerzera poprzednim razem. To była powietrzna wojna bystrych ludzi, a braterstwo oparte zostało na wzajemnym zaufaniu do umiejętności drugiego.

Do 1917 r. reputacja Göringa jako pilota była w pełni ugruntowana. Obok Krzyża Żelaznego pojawił się Lew Zaehringów z mieczami, Order Karla Friedricha i Medal Hohenzollernów z mieczami trzeciej klasy, a wszystkie poprzedzały najwyższe odznaczenie, Pour Le Merite. W maju został dowódcą 27. Eskadry, która potrzebowała wzmocnienia morale. Göring był teraz odpowiedzialny zarówno za administrację, jak i strategię; musial prezentować inspirujące przywództwo. Zaczął natychmiast od wzmocnienia eskadry, pracując dzień i noc nad zapewnieniem skuteczności najpierw na ziemi, a następnie w powietrzu. Latem dwie eskadry, 26. i 27., działały obok siebie, latając z tego samego lotniska na froncie we Flandrii - w Iseghem, nieopodal Ypres. Ataki powietrzne na aliantów przybrały rozmiary poważnej ofensywy; zwłaszcza eskadra Göringa musiała pomóc ochraniać pozostałe samoloty, odciągając od nich ogień nieprzyjacielski. Tymczasem siły Ententy podwajały liczebność jednostek w powietrzu, a Niemcy odpowiadali, formując zwłaszcza duże mieszane pułki zwane Jagdgeschwader (pułki pościgowe), równe czterem innym; pierwszy z nich był dowodzony przez Manfreda von Richthofena. Göring i Loerzer znaleźli się wśród pilotów, których pułki zostały połączone, żeby stworzyć trzecią z tych dużych formacji.

Po ostatecznej wielkiej ofensywie w marcu 1918 r. Göring został uznany za doskonałego oficera, który jako dowódca wywiera ożywczy wpływ na podwładnych z osłabionym morale. Przenoszono go do każdego okręgu, w którym pojawiały się tego typu trudności. Życie w powietrzu było krótkie i ryzykowne. Od kwietnia, kiedy Richthofen zginął w akcji, Göring szybko awansował. Pewnego majowego poranka Göring, siedząc w kokpicie gotowy do wyruszenia w misję, zobaczył adiutanta biegnącego w kierunku maszyny i wymachującego kartką papieru. Poprzez szum silnika krzyczał, że Cesarz przyznał mu Pour Le Merite. Order był najwyższym z możliwych odznaczeń; został przyznany nie za jakąś pojedynczą akcję cechującą się niespotykaną śmiałością, lecz za nieprzerwaną odwagę w działaniu4.

Richthofena na stanowisku dowódcy eskadry zastąpił sławny pilot - kapitan Reinhardt. Pewnego dnia w maju on także został zabity podczas testowania nowego samolotu, którym wcześniej latał również Göring. 7 lipca Göring został wybrany, aby dowodzić sławną eskadrą Richthofena, teraz poważnie uszczuploną. 14 lipca, w dniu, w którym objął stanowisko, członkowie eskadry przyszli na apel, żeby się z nim spotkać. Karl Bodenschatz w swojej książce Pod niebem Flandrii pisze, jak twardo wyglądał Göring. „Było to widać - mówi - w jego ruchach i sposobie mówienia”. Lejtnant von Wedel przedstawił go ludziom, a Göring odpowiedział „dziwnie natarczywym głosem”, jego słowa były nieformalne i nieprzygotowane. Powiedział, że stanowisko dowódcy takiego oddziału to dla niego szczególny honor. Mówił o ludziach, których śmierć przyczyniła się do obdarzenia eskadry taką sławą i duchem. Wszyscy muszą o tym pamiętać w czekających ich doniosłych dniach. Następnie lejtnant Bodenschatz, jako adiutant, wręczył Góringowi godło Richthofena, laskę zrobioną dla najsłynniejszego niemieckiego lotnika przez rzemieślnika Holzapfela, który swoim gestem zrobił Richthofenowi taką przyjemność, że ten zatrzymał laskę do dnia swojej śmierci. W rękach Reinhardta była tylko przez cztery tygodnie.

17 lipca Göring wysiał swój pierwszy oficjalny raport, w którym napisał:

Angielskie samoloty jednomiejscowe spisują się, jak mogą najlepiej, lecz francuskie myśliwce rzadko przelatują za linię frontu: zazwyczaj unikają poważnych spotkań. Z drugiej strony francuskie samoloty dwumiejscowe zazwyczaj pojawiają się w zwartej formacji, przeprowadzając ataki bombowe bezlitośnie i z niskiego pułapu. Do tego zazwyczaj wykorzystują dwusilnikowe Coudrony z pancerzami odpornymi na naszą amunicję. Sam zmarnowałem całą amunicję, atakując Coudrona z bliskiej odległości 15 lipca 1918 r.; Coudron po prostu leciał, zupełnie mnie ignorując. Te dobrze uzbrojone i dobrze opancerzone maszyny powinny być atakowane z dział przeciwlotniczych. Lecąc w zwartej formacji, są dobrym celem dla naszej artylerii... Wielu [naszych] pilotów musi latać do pięciu razy dziennie. Na dłuższą metę ani ludzie, ani maszyny nie wytrzymają takiego wysiłku... Brak bezpośredniej łączności telefonicznej między eskadrą i grupą myśliwców jest kolejną trudnością. Konieczne staje się ukończenie nowych linii telefonicznych.

Następnego dnia Göring strącił swój dwudziesty drugi samolot aliancki, Spad. Stało się to wczesnym rankiem. Krótko zaraportował:

O 8.15 zaatakowałem kilkanaście Spadów. Jednego zmusiłem do zejścia i, po kilku spiralach, zestrzeliłem. Spadł w lasy Bandry.

To było osobiste zwycięstwo Göringa. Mimo trudnych i wymagających czasów 26 lipca wyjechał na urlop („zasłużony”, jak mówi Bodenschatz), powierzając eskadrę lejtnantowi Lotharowi von Richthofenowi, bratu Manfreda. Wrócił dopiero 22 sierpnia.

Przez dziewięć miesięcy istnienia Geschwader, jak twierdzi Bodenschatz, zestrzelił blisko pięćset samolotów sił Ententy, lecz pod koniec września liczba oficerów i szeregowców została znacznie zredukowana: do pięćdziesięciu trzech oficerów, włączając personel medyczny i administracyjny, oraz 473 pozbawionych rangi oficerskiej i szeregowców. Pogoda była zła. „Cechy lejtnanta Göringa stają się coraz trudniejsze” - zanotował Bodenschątz. Lecz na horyzoncie widać już było koniec wojny. Na ziemi armie niemieckie były w odwrocie, a kiedy lato przeszło w jesień, brytyjskie siły powietrzne zestrzeliły wielu pilotów Göringa.

Podczas ostatnich dni wojny w listopadzie pogoda była zła, a wieści coraz gorsze. Krążyły plotki o abdykacji cesarza, niepokojach w Berlinie, buncie w marynarce wojennej; mówiono nawet, że żołnierze strzelają do oficerów. 9 listopada Göring wezwał swoich oficerów i nakłaniał ich do zachowania takiej lojalności w stosunku do swojej osoby w tych trudnych dniach, jaką wykazywali podczas akcji, oraz do walki do końca.

W dniach od 7 do 9 listopada panował coraz większy chaos. We wspominanych przez Bodenschatza raportach Göringa jasno to widać. 7 listopada na wschód od Meuse doszło do ciężkiej bitwy i nacierające oddziały alianckie zmusiły Göringa do wycofania żołnierzy i sprzętu na lądowisko na zachód od Tellancourt, gdzie panowały złe warunki naziemne dla startów i lądowań. Deszczowa pogoda uniemożliwiła latanie, więc raporty Göringa są krótkie i formalne.

8 listopada: rozlokowanie na lotnisku w Tellancourt. Mżawka; głębokie chmury.
9 listopada: Niesprzyjająca pogoda. Nic takiego się nie zdarzyło. Przygotowanie do odwrotu.

Podczas trzech dni - 9, 10 i 11 listopada - Göring otrzymał wiele sprzecznych instrukcji od niezdecydowanego dowództwa. Atmosfera kapitulacji stała się nie do zniesienia dla człowieka jego temperamentu, który jeszcze niedawno zdobył najwyższą nagrodę i którego eskadra, pomimo gorzkich strat i niedoszkolonych zastępców, miała na swoim koncie wielkie akty odwagi i znaczące sukcesy w powietrzu aż do momentu, gdy została w tak niezrozumiały sposób uziemiona (tak to rzeczywiście wyglądało w oczach młodego, dwudziestopięcioletniego dowódcy, którego zdjęcie było w owym czasie sprzedawane Niemcom jako portret bohatera wojennego). Przychodziły sprzeczne instrukcje: miał poddać samoloty Amerykanom, miał wziąć maszyny i uzbrojenie do Darmstadt.

10 listopada pogoda nadal uniemożliwiała latanie, a męczące oczekiwanie się przeciągało.

10 listopada:: Zgodnie z rozkazem dowódcy 5. Armii Sił Lotniczych, samoloty odlatują do Darmstadt, co cenniejsze wyposażenie ma być wysłane transportem drogowym... dwie kolumny po osiem samochodów. Namioty oraz niektóre bezużyteczne maszyny i wyposażenie zostawić w Tellancourt. Żołnierze przetransportowani częściowo samochodami, częściowo na piechotę do pociągów. Zapasy żywności były wystarczające.

11 listopada pojawiły się oficjalne zawiadomienia o zawieszeniu broni i wstrzymano ewakuację. Göring wezwał swoich ludzi i powiedział im, że nigdy nie podda się aliantom; będzie kontynuował ewakuację do Darmstadt. Bodenschatz został odpowiedzialny za samochody, a piloci wzbili się w powietrze pomimo przyjazdu oficera z rozkazami mówiącymi o tym, że eskadra ma oddać swoje samoloty do dyspozycji Francuzów w Strasbourgu. Göring w pierwszej chwili bez ogródek odmówił; „Jeśli tak ma być - powiedział - to niech zrobi to ktoś inny”. W końcu kilka maszyn odleciało do Strasbourga, lecz ich piloci rozbili je przy lądowaniu w ostatecznym akcie nieposłuszeństwa wobec wroga.

W tym zamieszaniu kilku pilotów Göringa pomyliło drogę do Darmstadt i wylądowało w Mannheim, jednym z miejsc, w którym lotnisko przejęła rada żołnierzy i robotników w aktywnym buncie przeciwko pozostałym przedstawicielom władzy. Podczas lądowania pilotów rozbrojono i wysyłano do Darmstadt drogą. Kiedy przybyli z raportem o tym, co się stało, Göring wpadł we wściekłość. Wysłał ponownie całą eskadrę w powietrze i poleciał na skróty do Mannheim, gdzie, kiedy oficerowie pozbawieni broni wylądowali, on i reszta pilotów krążyli nad lądowiskiem. Oficerowie na ziemi przedstawili radzie żołnierzy i robotników ultimatum: jeśli natychmiast nie oddadzą skradzionej broni i nie pozwolą im odlecieć z nią bez przeszkód, wówczas ich dowódca lejtnant Göring ostrzela lądowisko. Broń szybko wróciła do pilotów, a oni mogli dołączyć do eskadry w powietrzu. Göring poprowadził ją do Darmstadt i rozkazał tym, którzy mogą, żeby rozbili samoloty przy lądowaniu.

Ostatni zapisek Göringa w dniu zawieszenia broni jest formalnym wyrazem uznania dla eskadry.

11 listopada. Zawieszenie broni. Eskadra leciała w złej pogodzie do Darmstadt. Od momentu powstania Geschwader zestrzelił 644 samoloty wroga. Śmierć w akcji dosięgła 56 oficerów i pozbawionych rangi oficerskiej pilotów, 6 szeregowców. Rannych 52 oficerów i pozbawionych rangi oficerskiej pilotów, 7 szeregowców.

HERMANN GÖRING

Lejtnant O.C. Geschwader.

Göring został zdemobilizowany w honorowym stopniu kapitana w starym bawarskim mieście Aschaffenburg, trzydzieści mil od Frankfurtu. Najprawdopodobniej mieszkał w willi dyrektora zarządzającego Buntpapier A.G., firmy wytwórców papieru, i ostateczne rozwiązanie Geschwader nastąpiło na dziedzińcu firmy, gdzie zostały złożone bagaże oficerów przed odesłaniem ich do domów. Göring i jego oficerowie spędzili większość czasu w Stifskeller, najlepszej restauracji i knajpie w mieście. Chcieli trzymać się razem tak długo, jak tylko to było możliwe. 19 listopada Göring odkrył w sobie mówcę, kiedy wygłosił w Stifskeller mowę pożegnalną. Mówił o historii i osiągnięciach sławnej eskadry Richthofena, o gorzkich czasach, jakie nastały teraz dla Niemiec, o haniebnym zachowaniu narodu niemieckiego w jego stosunku do ludzi, którzy jako oficerowie poświęcili się dla kraju. Był oburzony buntem żołnierzy przeciwko władzy i poparciem, jakie rady żołnierzy zyskiwały w wielu częściach Niemiec. „Zaczęła się nowa walka o wolność, zasady, morale i Vaterland - powiedział - Mamy przed sobą długą i trudną drogę, lecz prawda będzie naszym światłem. Musimy być dumni z tej prawdy i z tego, co zrobiliśmy. Musimy o tym myśleć. Nasz czas nadejdzie ponownie”. Wzniósł toast za Geschwader Richthofena; wszyscy uroczyście go wypili, po czym potłukli szklanki.

Na zewnątrz tłumy cywili i byłych żołnierzy gromadziły się na ulicach, żeby obrażać oficerów, którzy - jak im wpojono - zdradzili Niemcy i poświęcili życie swoich szeregowców, żeby zdobyć dla siebie takie odznaczenia, jakie Göring otrzymał od cesarza. Krąży opowieść, że Göring został napadnięty na ulicy i z trudem powstrzymał gawiedź przed zerwaniem medali z własnej piersi. Został w Aschaffenburgu aż do początku grudnia, a następnie, bez zasiłku i pensji, pojechał do Monachium, gdzie mieszkała jego matka. Było dla niego jasne, że musi znaleźć własną drogę życiową.

W Monachium miał na początku wielkie szczęście. Podczas wojny wspaniałomyślnie potraktował jeńca wojennego, kapitana Franka Beaumonta, pilota Królewskich Sił Lotniczych, który musiał lądować w uszkodzonym samolocie po zniszczeniu w powietrzu dwóch niemieckich myśliwców. Podziw dla zdolnego wroga był częścią credoGöringa, więc robił, co w jego mocy, żeby uchronić kapitana Beaumonta przed przejęciem przez armię; wiele z nim rozmawiał o lataniu, którego obydwoje byli entuzjastami. Göring odkrył, że kapitan Beaumont, który mówił płynnie po niemiecku, stacjonuje w Monachium i jest odpowiedzialny za przygotowanie rozproszenia Niemieckich Sił Powietrznych. Göring odwiedził go razem z Ernstem Udetem i został przyjęty. W rzeczy samej przez kilka tygodni, aż do momentu, gdy Monachium stało się zbyt gorące politycznie dla Göringa, kapitan Beaumont był gospodarzem Göringa oraz Udeta, i odpłacił za minioną życzliwość hojnością, która pozwoliła dwóm młodym mężczyznom żyć wygodnie tak długo, aż podejmą decyzję, co jest dla nich najlepsze5. Tymczasem w niepamięć odeszły nieoficjalne zaręczyny z Fraulein Mauser. Herr Mauser napisał do Göringa: „Co masz teraz do zaoferowania mojej córce?”. Göring w odpowiedzi wysłał telegram: „Nic”.

Podczas tych powojennych tygodni Göring znalazł się w nowym i obcym świecie. Był pruskim oficerem, którego jedyne zaplecze stanowiło wyszkolenie wojskowe i poczucie kasty zainspirowane przez ojca oraz tradycje pielęgnowane we wczesnej młodości w zamkach na południu. Teraz był bezrobotnym dwudziestopięciolatkiem poszukującym pracy. Niemcy znajdowały się w zasadzie pod rządami tłumu, co było rezultatem słabości pospiesznie ustanowionego rządu, powołanego, aby podpisać traktat pokojowy. W Monachium upadł tron Bawarii i 8 listopada, na kilka dni przed zawieszeniem broni, została proklamowana republika. Cesarz Niemiec Wilhelm II odleciał do Holandii. Zniknął także generał Ludendorff, dowódca Sztabu Generalnego. Niemiecka klasa robotnicza odwróciła się od ludzi, których obarczała odpowiedzialnością za wojnę, a ci żołnierze, co nie zrzucili mundurów, uważali swoich oficerów za zdrajców. W Berlinie i kilku innych niemieckich miastach oficjalnie proklamowano rewolucję socjalistyczną.

Tymczasem oficerowie zrzeszyli się, żeby bronić swojej kasty. Zorganizowali tak zwane Freikorps - wolne korpusy wolontariuszy - żeby utrzymać przy życiu niemiecką armię. W grudniu Göring uczestniczył w zjeździe oficerskim w filharmonii berlińskiej, na którym nowy pruski minister wojny generał Walter Reinhardt nakłaniał stłoczoną publiczność do wsparcia nowego rządu i wypełnienia jego rozkazu, zgodnie z którym oficerowie powinni oddać tradycyjne insygnia ich rangi i zamienić epolety na lampasy na rękawach kurtek. Sam generał nosił trzy lampasy; jego epolety znikły.

Kiedy Reinhradt miał właśnie zakończyć spotkanie, Göring wstał. Miał na sobie pełny mundur ze srebrnymi epoletami i gwiazdami nowego stopnia kapitana i z Pour le Merite wyróżniającą się wśród innych medali i odznaczeń. Wszedł na podium, mówiąc: „Bardzo przepraszam, panie generale”. Wśród zgromadzonych oficerów zapadła cisza. Göring odkrył swoje zdolności oratorskie w Aschaffenburgu; teraz, jako jeden z najbardziej sławnych młodych niemieckich oficerów, był zmuszony do powiedzenia tego, co czuł. Zaczął:

Domyśliłem się, że pokazał się pan tu jako minister wojny. Lecz miałem nadzieję na pana rękawie ujrzeć czarną opaskę, która symbolizowałaby

 

Goring w 1918 r. jako młody oficer.

 

głęboką skruchę za gwałt, jaki chce pan nam zadać. Myślę, że byłoby bardziej stosowne, gdyby nosił pan czerwone lampasy!

Oficerowie nagrodzili go gromkimi oklaskami, lecz Göring podniósł rękę, prosząc o ciszę i mówił dalej:

My, oficerowie, wykonywaliśmy nasze obowiązki przez cztery długie lata... i narażaliśmy nasze ciała dla Ojczyzny. Teraz wracamy do domu - i jak nas traktują? Plują na nas i pozbawiają tego, czym się szczyciliśmy. I mogę panu powiedzieć, że nie winimy narodu za takie zachowanie. Ludzie byli naszymi towarzyszami - towarzyszami każdego z nas, bez względu na warunki społeczne, przez cztery męczące lata wojny... Winić należy jedynie tych, którzy ich do tego podjudzają - tych, którzy zadali naszej wspaniałej armii cios w plecy i którzy myśleli tylko o zdobyciu władzy i wzbogaceniu się kosztem narodu. Dlatego więc błagam was o pielęgnowanie nienawiści - głębokiej, trwałej nienawiści do tych zwierząt, które obraziły niemiecki naród... Nadejdzie dzień, kiedy wyrzucimy ich z naszych Niemiec. Przygotujcie się na ten dzień. Bądźcie uzbrojeni. Pracujcie na ten dzień6.

Potem Göring wyszedł z sali, odmawiając dalszej służby w armii, która była gotowa przestrzegać poniżających rozkazów republikańskiego rządu.

Pragnął teraz tylko jednej rzeczy - odwrócić się plecami od hańby Niemiec. Szansa pojawiła się dzięki niemieckiemu przemysłowi lotniczemu, który w niezrozumiały sposób nadal działał. Göring znał producentów samolotów, ponieważ często, jako as przestworzy, odwiedzał ich zakłady i testował maszyny. Podjął się teraz zademonstrowania Fokkera 7 na wystawie lotniczej w Kopenhadze, a w zamian za to zaproponowano mu zatrzymanie samolotu na własność. Poleciał maszyną nad lotnisko w Kastrop i tam, przed tłumem, wykonał pokazy lotnicze. Wykonywał ewolucje i zabierał ludzi na krótkie przejażdżki po pięćdziesiąt koron. W ten sposób zarobił wystarczającą sumę pieniędzy i wygodnie żył w hotelu. Jego wspaniała historia wojenna, będąca w kraju ciężarem, w Danii okazała się zaletą towarzyską. Został w tym kraju przez większą część 1919 r., prowadząc tak wesołe życie, na jakie pozwalały mu zarobki, i ciesząc się powodzeniem u kobiet. W dzień latał, w nocy flirtował.

Zachowanie Göringa w Danii nie zawsze było wzorowe, lecz jako przystojny i bez zobowiązań stał się przydatnym i atrakcyjnym mężczyzną przy stole każdej pani domu. Jedna z nich mocno ucierpiała z powodu jego braku manier i samokontroli w dniu, w którym opublikowane zostały warunki traktatu wersalskiego, otóż na przyjęciu, na którym było ponad dwudziestu gości, wykrzyknął: „Pewnego dnia wrócimy, żeby spisać inny traktat!”. W końcu Göring stał się persona non grata w Danii i pewna zamężna kobieta, w której był zakochany, zrobiła wszystko, co w jej mocy, żeby wyjechał do Szwecji7.

Göring miał ambicję otrzymania oficjalnego stanowiska w lotnictwie. Ewolucje powietrzne były testem jego odwagi i atrakcją dla tłumu, lecz ten styl życia nie odpowiadał żołnierzowi i niedoszłemu dżentelmenowi. Usłyszał, że w Szwecji ma być założona cywilna linia lotnicza, i w 1920 r., po kilku wstępnych podejściach, udało mu się uzyskać stanowisko pilota w Svensk-Lufttrafik. Jednak zanim to nastąpiło, po okresie, w którym jego samolot miał awarię podwozia, Göring zarabiał na życie lotami demonstracyjnymi i ewolucjami wykonywanymi w pobliżu Sztokholmu. (Göring wołał legendę głoszącą, że jego samolot był jednym z tych, które pilotował jako dowódca eskadry Richthofena; była to dobra reklama). Zarabiał też trochę jako przedstawiciel producenta spadochronów Heinickena, które otwierały się automatycznie, kiedy pilot wyskakiwał.

Göringa, pilota z długim doświadczeniem, często angażowano do przewożenia biznesmenów i innych pasażerów w ramach prywatnych lotów. Jedno z takich zadań miało stać się ważnym punktem w jego życiu. Pewnego zimowego popołudnia w 1920 r. hrabia Eric von Rosen, znany i niebojący się ryzyka podróżnik, przyszedł na lotnisko i poprosił, żeby odbyć z nim krótką podróż do jego posiadłości w Rockelstad nad jeziorem Baven, w pobliżu Sparreholmu. Padał śnieg i wydawało się, że lot, chociaż niezwykle niebezpieczny, jest najszybszym sposobem dostania się do domu. Podobał mu się pomysł przygody, jaką było przedzieranie się przez śnieżycę, jeśli tylko znajdzie się pilot na tyle odważny, żeby podjąć ryzyko. Göring z chęcią zgodził się na przelot w ciągu jednej lub dwóch jasnych godzin, które jeszcze zostały. Zgubili drogę, samolot przechylał się i pikował nad drzewami i wzgórzami, a kiedy w końcu wylądowali na zamarzniętym jeziorze Baven w pobliżu zamku Rockelstad. Hrabia von Rosen miał chorobę powietrzną. Było zbyt późno na powrót, więc Göring przyjął zaproszenie Rosena i jego żony, żeby zostać na noc.

To był dom, który Göring mógł traktować z szacunkiem. Średniowieczna atmosfera przypominała mu niemieckie zamki z jego młodości. Przebiegał wzrokiem po zbrojach, trofeach myśliwskich i pamiątkach odkryć, obrazach, które zdradzały gust i tradycje starodawnej rodziny. Był tam też wyciągający łapę tułów wielkiego niedźwiedzia, którego hrabia zabił włócznią w prawdziwym stylu Wikingów. Po kąpieli i ciepłych napojach przemarznięci lotnicy siedzieli przed wielkim kominkiem i czuli, jak wracają do życia.

Kiedy Göring stał przed płonącymi kłodami drewna, musiał zauważyć swastykę wstawioną w żelazne obramowanie kominka. Prawdopodobnie wtedy zobaczył ten symbol po raz pierwszy8. Naprzeciw kominka były wielkie schody, które prowadziły do holu. Göring spojrzał do góry i jego uwagę natychmiast przyciągnęła schodząca kobieta; pomyślał, że jest bardzo piękna. Hrabia przedstawił ją jako siostrę swojej żony, baronową Carin von Kantzow, która mieszkała z nimi w zamku.

Göring miał dwadzieścia siedem lat. Wieczorem, kiedy przyglądał się tej wysokiej kobiecie, pięć lat od niego starszej, czuł, że się zakochuje. Zejście z wypełnionego śniegiem nieba i znalezienie tego wspaniałego zamku obok zamarzniętego jeziora było samo w sobie wystarczająco romantyczne. A teraz, w cieple i wygodzie, z gorącym alkoholem buzującym we krwi, narastało w nim uczucie romantycznej miłości, miłości niepodobnej do miejskich radosnych przygód i mało znaczących romansów. Starsza siostra, hrabina von Wilamowitz-Moellendorf, w swej biografii Carin twierdzi, że w przypadku Göringa była to miłość od pierwszego wejrzenia. Razem z całą rodziną przesiedzieli pół nocy, śpiewając niemieckie i szwedzkie piosenki ludowe przy akompaniamencie gitary hrabiego von Rosena.

Carin von Kantzow była kobietą pełną uczuć macierzyńskich i domatorką; uczuciową, nieszczęśliwą, zniechęconą do swego męża i gotową, żeby odpowiedzieć na ten rodzaj wyidealizowanej miłości, którą chciał jej zaoferować Göring. Była raczej chorowita. W takich warunkach nie było mowy o innym rodzaju miłości niż tej opartej na romantycznym oddaniu, gdyż Carin pozostawała pod uważną obserwacją siostry i szwagra, a także rodziców. Poza tym miała ośmioletniego syna, Thomasa, którego z całego serca kochała. Jej mąż, Nils von Kantzow, którego poślubiła dziesięć lat wcześniej, był oficerem i byłym szwedzkim attache wojskowym w Paryżu.

Göring, zanim opuścił zamek, poprosił Carin o spotkanie w Sztokholmie. Ustalono, że ma ją odwiedzić w domu jej rodziców. Jej ojciec, baron Karl von Fock, był podobnie jak jej mąż oficerem w szwedzkiej armii; matka, baronowa Huldini Beamish-Fock, była Angielką, której rodzina mieszkała w Irlandii, a ojciec służył w Coldstream Guards. Siostra Fanny wyszła za mąż za niemieckiego oficera, hrabiego Richarda von Wilamowitz-Moellendorfa, który zginął podczas wojny. Sympatie Carin były całkowicie po stronie Niemiec, a symbolizował je szwagier, a teraz ten przystojny niemiecki bohater wojenny, który - z czego zaczęła zdawać sobie sprawę - zakochał się w niej głęboko.

Carin była z natury i wychowania sentymentalnie religijna. Jej matka utrzymywała specjalną wspólnotę kobiecą, z siedzibą we własnym domu. Wspólnota, zwana Stowarzyszeniem Edelweiss, została założona przez babkę Carin, panią Beamish, która po śmierci męża zamieszkała w Szwecji. Pani Beamish zmarła w dzień Bożego Narodzenia 1895 r., a jej córka, baronowa, obiecała jej, że utrzyma stowarzyszenie w tym samym duchu.

Stowarzyszenie Edelweiss miało własną kaplicę, niewielki budynek w małym, otoczonym murem ogrodzie za domem rodzinnym w Greve-Ture-Gatan. Kaplica, podobnie jak stowarzyszenie, nadal istnieje, a obecna hrabina von Rosen jest jego siostrą przełożoną. Spotkania stowarzyszenia odbywają się, i odbywały, jedynie w weekendy, kiedy jego członkinie spotykają się na wspólnych modłach i muzyce. Kaplica mieści niewiele osób. Jest jasna i wesoła, kiedy promienie słońca wpadają przez okna; na podłodze leżą piękne dywany, w środku stoją zabytkowe meble. Przed miniaturowym prezbiterium z ołtarzem stoją cztery prie-dieu. Kaplicę otacza ogród z rzeźbami religijnymi. Później ta kaplica miała dla Göringa wiązać się z okropnymi wspomnieniami, lecz teraz, pod wpływem Carin, była dla niego objawieniem duchowego spokoju i piękna.

Mała kaplica w ogrodzie i wspólnota siostrzana powiązana modlitwą z symboliką kwiatu pozostawały do pewnego stopnia pod wpływem modnego pod koniec XIX wieku kwiecistego mistycyzmu, który oddzia-

Carin.

 

ływał na wielu poetów tamtych czasów, a szczególnie Irlandczyka W.B. Yeatsa. Jedna z sióstr, księżna Marie Elisabeth zu Wied, opublikowała w 1937 r. wywodzącą się z tej wiary książkę pod tytułem The Inner Life. Dedykowała ją „Hermannowi Göringowi, w duchu przyjaźni i wdzięczności”.

Göring, czuły, samotny i zakochany w Carin, został wciągnięty w kult Kaplicy Edelweiss. Napisał sentymentalny list do baronowej, posługując się niedoskonałym szwedzkim:

Chciałbym podziękować Pani z całego serca za piękne momenty, które było mi wolno spędzić w Kaplicy Edelweiss. Nie ma Pani pojęcia, jak się czułem w tej cudownej atmosferze. Było tak spokojnie, tak wspaniale, że zapomniałem o całym ziemskim zgiełku i czułem się jak w innym świecie. Zamknąłem oczy i pochłaniałem tę czystą, niebiańską atmosferę, która wypełniała cały pokój. Byłem jak pływak odpoczywający na samotnej wyspie, żeby zebrać nowe siły, zanim rzuci się ponownie w niepohamowany strumień życia. Dziękowałem Bogu i wysyłałem w górę ciepłe modlitwy.

Niepewne życie pilota miało teraz dla Göringa mniejszy urok. Chciał poślubić Carin i wrócić do Niemiec. Lecz na drodze stało wiele przeszkód, a jedną z nich był brak stałej pracy oraz nieprzychylne nastawienie Carin i jej rodziny do idei rozwodu. Podjął decyzję, że musi wrócić i wykształcić się w pracy innej niż latanie lub bycie żołnierzem. Na początku lata 1932 r. zostawił Carin w Szwecji i wrócił do Monachium, gdzie nadal mieszkała jego matka. Tam w wieku dwudziestu ośmiu lat zapisał się na uniwersytet, na wydział nauk politycznych. Tymczasem Carin odwiedziła w Monachium Frau Göring i, w rezultacie, zdecydowała się poprosić męża o rozwód. Nils von Kantzow zachował się niezwykle hojnie i dał żonie pieniądze oraz wolność. To pozwoliło Carin i Göringowi pobrać się i osiąść w Niemczech. Ślub odbył się w Monachium 3 lutego 1922 roku. Pierwszym domem Göringów był domek myśliwski w Hochkreuth w bawarskich Alpach, w pobliżu Bayrischzell, pięćdziesiąt mil od Monachium. Tam spędzili miesiąc miodowy.

Zarówno mąż, jak i żona byli żarliwymi nacjonalistami. Göring potrzebował niewielkiej perswazji, którą znalazł albo na uniwersytecie, choć był niesystematycznym studentem, albo gdzie indziej, żeby wypowiadać się gwałtownie przeciwko Republice Weimarskiej i uczestniczyć w nacjonalistycznych spotkaniach, podczas których pomstowano na rząd. Był także traktat wersalski, napełniający go goryczą jako hańba narodowa. Od czasów wojny Niemcy przeszły przez okres kryzysu, rewolucji i upadku gospodarczego, a wszystko to z powodu mściwej nienawiści wrogów oraz słabości i zdrady popełnionej przez własny rząd. Tak myślał Göring.

W tym samym czasie, kiedy Göring latał w Skandynawii, Adolf Hitler rozwijał swoją partię nazistowską, NSDAP (Nationalsozialistische Deutsche Arbeiterpartei - Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotników). Do 1922 r., kiedy Göring spotkał go po raz pierwszy, Hitler powołał SA (Sturmabteilung), oddziały szturmowe, których zadaniem była ochrona mityngów politycznych i wywoływanie zamieszek podczas spotkań innych partii. Bazą SA było Monachium. Samorząd Bawarii wykazał tolerancję i słabość; powinien podjąć działania mające na celu rozproszenie tych podżegaczy, tak jak rozproszono stare powojenne Freikorps. Lecz ataki na komunistów przeprowadzane przez oddziały szturmowe nie były źle widziane przez władze Bawarii; walki na ulicach zdarzały się regularnie. Każdy mieszkaniec Monachium do 1922 r. znał Hitlera.

Podczas obrony w procesie norymberskim Göring opisał swoje pierwsze spotkanie z Hitlerem jesienią owego roku10.

Pewnego dnia, w niedzielę w listopadzie lub październiku 1922 r., przy okazji protestów w Monachium na pierwszy plan wysunęło się ponownie żądanie ekstradycji naszych przywódców wojskowych. Poszedłem na tę demonstrację jako widz, który nie miał z tym żadnego związku. Przemawiali tam mówcy z różnych partii i organizacji. Na końcu wezwany został również Hitler. Słyszałem kiedyś wcześniej jego nazwisko i chciałem posłuchać tego, co ma do powiedzenia. Nie chciał przemawiać i tylko przez czysty przypadek, ponieważ stałem tuż obok, usłyszałem powody jego odmowy [...]. Uważał, że wszczynanie protestów, za którymi nie stoi żadna siła, nie ma sensu. To zrobiło na mnie wielkie wrażenie; byłem tego samego zdania.

Zacząłem się dopytywać i dowiedziałem się [...] że w każdy poniedziałek wieczorem prowadzi spotkania. Poszedłem tam, a Hitler mówił o tej demonstracji, o Wersalu [...] i odrzuceniu traktatu. Powiedział, że [...] protest jest skuteczny tylko wtedy, jeśli stoi za nim siła. Jak długo Niemcy nie będą silne, ten rodzaj działań nie ma sensu. Było to przekonanie, które słowo po słowie jakby wypływało z mojej duszy.

Kilka dni później poszedłem do biura NSDAP [...] Chciałem po prostu z nim porozmawiać, żeby zobaczyć, czy w jakiś sposób mogę pomóc. Przyjął mnie natychmiast i kiedy się przedstawiłem, powiedział, że to niezwykły zbieg okoliczności, że mogliśmy się spotkać. Rozmawialiśmy o rzeczach, które były bliskie naszym sercom - klęsce naszej Ojczyzny, [...] Wersalu. Powiedziałem mu, że ja i wszystko, co posiadam, są do jego dyspozycji w tej - według mnie - najistotniejszej i najbardziej zasadniczej kwestii: walce przeciwko traktatowi wersalskiemu.

Hitler długo mówił o swoim programie, a następnie zaproponował Göringowi stanowisko w partii nazistowskiej:

Przez długi czas poszukiwał przywódcy, który w jakiś sposób wyróżnił się podczas ostatniej wojny [...] i przez to cieszyłby się odpowiednim autorytetem [...] Teraz jako szczęśliwy przypadek odbierał to, że ja, ostatni dowódca eskadry Richthofena, oddawałem się do jego dyspozycji. Powiedziałem mu, że nie chciałbym od samego początku sprawować wiodącej funkcji, ponieważ mogłoby się wydawać, że przyszedłem tu tylko ze względu na stanowisko. W końcu doszliśmy do porozumienia: przez miesiąc lub dwa zostanę oficjalnie w cieniu i dopiero po tym okresie przejmę dowodzenie, chociaż w rzeczywistości będę miał wpływ od początku. Zgodziłem się na to i w ten sposób połączyłem moje siły z Adolfem Hitlerem.

Tak więc Göring, zadowolony z siebie, dołączył do partii nazistowskiej i w wieku dwudziestu dziewięciu lat otrzymał to, czego najbardziej pragnął - możliwość dowodzenia ludźmi.

Rozdział II

Klęska i wygnanie

Dla Göringa dowodzenie oddziałami szturmowymi, którego na własną sugestię nie przyjął formalnie przez dwa miesiące, stało się absorbującym zadaniem. Jak sam to ujął: „W pierwszej kolejności ważne było, aby zespolić SA w stabilną organizację, zdyscyplinować ją i uczynić z niej jednostkę, na której można w pełni polegać, która musi spełniać rozkazy wydane przeze mnie lub Adolfa Hitlera. [...] Od samego początku dążyłem do tego, żeby sprowadzić do SA tych członków partii, którzy byli wystarczająco młodzi i idealistyczni, żeby poświęcić jej wolny czas i całą energię. [...] W drugiej kolejności próbowałem znaleźć rekrutów wśród robotników”1. Ci ludzie byli potrzebni do zorganizowanych walk ulicznych i jako oddziały ofensywne podczas politycznych mityngów Hitlera. Göring był idealnym człowiekiem do podnoszenia morale. Jak wyraził to sam Hitler, wspominając początki tego związku: „[...] podobał mi się. Zrobiłem go wtedy wodzem mojego SA. On jeden dobrze prowadził SA. Właściwie dałem mu kupę gówna. W krótkim czasie wystawił dywizję 11 000 ludzi!”2.

Od samego początku ich niezwykłego związku Hitler, kapral w płaszczu przeciwdeszczowym, sprawował najwyższą władzę nad Göringiem, słynnym dowódcą eskadry Richthofena. Hitler nie był dobrze urodzony, nie był też dobrze wykształcony; przez lata żył w nędzy, nie mogąc poradzić sobie z podstawowymi problemami egzystencji. W armii, w której był Meldegänger (gońcem), zdobył jeden lub dwa lampasy. Lecz teraz obsesyjnie pragnął władzy politycznej, a dar argumentowania i agitacji uczynił z niego uznanego mistrza Göringa. Wydawali się najmniej dopasowaną parą, lecz każdy z nich potrafił dostrzec korzyści, jakie mógł mu przynieść ten drugi. Göring zaoferował Hitlerowi wsparcie oficera i dżentelmena; Hitler dał Göringowi