Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
Wielowątkowa, bogato ilustrowana książka powstała na podstawie filmowej super produkcji „Gietrzwałd. Wojna światów”, autorstwa Włodzimierza Skalika i Grzegorza Brauna. Ponad 250 zdjęć i ilustracji, kilkudziesięciu historyków. Nieznane fakty i nowe interpretacje dobrze znanych wydarzeń. Wielkie cuda objawień i geopolityczna gra światowych mocarstw. Interwencje Nieba, zmieniające losy całego kontynentu.
O tym, jak bardzo Maryja zaangażowała się w ratowanie polskiego narodu przed całkowitym unicestwieniem, dowiedzieliśmy się dzięki badaniom ks. dr Krzysztofa Bielawnego. Wynikało z nich, że latem 1877 r. miało zostać rozpętane kolejne powstanie w zaborze rosyjskim. Został sformowany polski Rząd Narodowy pod kierownictwem Adama Sapiehy, który za pieniądze Londynu miał rozpocząć zaciąg do oddziałów powstańczych oraz rozniecić dywersję na tyłach armii rosyjskiej, która właśnie wmaszerowała na Bałkany.
Prusacy, w oczekiwaniu na ugrzęźnięcie Moskali w wojnie z Turcją i przy spodziewanym powstaniu na ziemiach polskich, rozpoczęli nad granicą z Francją gigantyczne manewry, czekając tylko na ostateczny przerzut wojsk z Warmii, by uderzyć na Paryż.
I wtedy – zainterweniowała Maryja. Na wieść o objawieniach tysiące Polaków zaczęły pielgrzymować do Gietrzwałdu. Niekończące się transporty pielgrzymów zakorkowały pruską sieć kolejową, nie dopuszczając do przemieszczenia kolejnego rzutu wojsk nad granicę z Francją. Maryja zablokowała rozwinięcie planów Wielkiej Wojny na długie miesiące. Nie dopuściła do powstania, które dokończyłoby dzieła ostatecznego zniszczenia Polski.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 218
Okładka na podstawie plakatu Fundacji Osuchowa, skład, łamanie, fotoedycja
Fahrenheit 451
Redakcja i korekta
Barbara Manińska
Postprodukcja ilustracji, przygotowanie do druku,
TEXT Projekt
Dyrektor wydawniczy
Maciej Marchewicz
ISBN 9788380793095
Copyright © by Grzegorz Braun
Copyright © by Włodzimierz Skalik
Copyright © for Fronda PL, Sp. z o.o., Warszawa 2022
Wydawca
Fronda PL, Sp. z o.o.
ul. Łopuszańska 32
02-220 Warszawa
tel. 22 836 54 44, 22 877 37 35
faks 22 877 37 34
e-mail: [email protected]
www.wydawnictwofronda.pl
www.facebook.com/FrondaWydawnictwo
www.twitter.com/Wyd_Fronda
Przygotowanie wersji elektronicznej
Epubeum
Od kiedy bliżej poznaliśmy tę historię, nazwa Gietrzwałd pozostaje dla nas najważniejszym punktem na mapie, a rok 1877 – najważniejszą z dat w dziejach Polski. Dlaczego? Dlatego, że tam i wtedy właśnie Polacy zostali jednocześnie uratowani od zagłady wojennej i samozagłady moralnej, a jednocześnie zostali naprowadzeni na prostą ścieżkę do odzyskania niepodległości. A dokonało się to w sposób bynajmniej nie mistyczny li tylko, czysto metafizyczny, ale jednocześnie całkowicie realny, praktyczny, by tak rzec fizyczny. Groźba eskalacji konfliktu regionalnego, jakim była wojna rosyjsko-turecka tocząca się od lata 1877 roku, do rozmiarów konfliktu kontynentalnego, tj. ni mniej, ni więcej, wojny światowej – z realną perspektywą przeniesienia głównego teatru wojny na ziemie polskie – ta groźba została zażegnana, niejako „rozbrojona” właśnie poprzez fenomen Gietrzwałdu. Jakim cudem – nasuwa się podszyte naturalnym sceptycyzmem pytanie? To właśnie w znacznym stopniu wyjaśnia niniejsza książka.
W drodze wiodącej do Gietrzwałdu momentem inicjującym była dla nas pierwsza rozmowa z księdzem profesorem Krzysztofem Bielawnym, który zainspirował nas do pracy – najpierw nad ekspresową publikacją skromnej książeczki (2018), zawierającej plon wstępnej kwerendy bibliotecznej i analizy geostrategicznej, a potem nad filmem dokumentalnym (2018/2024), na który złożyły się materiały zebrane w toku pogłębionej dokumentacji i trwającej pół dekady realizacji.
Te właśnie wzajemnie uzupełniające się materiały: pierwotny tekst o statusie gawędy historyczno-literackiej i tzw. lista dialogowa filmu zawierająca m.in. wypowiedzi historyków, specjalistów tamtej epoki - przez nieocenioną Redakcję wydawnictwa Fronda „przemontowane” i uzupełnione o liczne objaśnienia, biogramy i noty rozszerzające wątki i pomagające lepiej zrozumieć konteksty i realia historyczne, wraz ze starannym doborem ilustracji złożyły się na całość publikacji, którą bierze teraz Szanowny Czytelnik do ręki.
Prace nad filmem przedłużyły się ponad zwyczajną miarę – przede wszystkim ze względu na zmieniające się okoliczności polityczne, a także intensywne, rosnące zaangażowanie samych autorów w działalność polityczną. Ale nie ma tego złego – zmieniający się kontekst uwydatnił tylko analogie do współczesności, które nasuwają się w miarę odkrywania nieznanych wcześniej wątków, napięć geostrategicznych i intryg dyplomatycznych, a nawet szpiegowskich. Rzecz dzieje się wszak w drugiej połowie XIX stulecia – ale mamy nadzieję, że Szanownemu Czytelnikowi udzieli się wrażenie palącej aktualności zarówno zagrożeń, jak i dróg wyjścia z geopolitycznej pułapki, po raz nie wiadomo który zagrażającej Polsce ostatecznym upadkiem. Jak wówczas, tak i w dobie obecnych śmiertelnych zagrożeń zarówno militarnych, jak i duchowych, jedyne skuteczne przeciwdziałanie, jedyny trafny wybór i poprawne rozwiązanie „kwestii polskiej” przeprowadzone być może wyłącznie przez Gietrzwałd – w sensie bynajmniej nie tylko przenośnym.
Liczymy na to, że niniejszy tom w bodaj najskromniejszy sposób przyczyni się do szerzenia znajomości faktów, ale także świadomości wyjątkowości i powagi tematu – zwłaszcza w kontekście nadchodzącej wielkimi krokami 150. rocznicy. Godne jej uczczenie latem 2027 roku będzie w naszym przekonaniu ważnym, może krytycznie istotnym testem woli istnienia naszego Narodu. Świadectwem tej woli i zdolności przetrwania będzie jednak przede wszystkim obrona i zachowanie dla przyszłych pokoleń samego Gietrzwałdu – co okazuje się poważnym wyzwaniem wobec planów trwałej dewastacji bezpośredniego otoczenia gietrzwałdzkiej bazyliki, poprzez agresywną politykę ekspansji niemieckiego koncernu, przy zadziwiającej bierności polskich władz, zarówno świeckiej, jak i duchownej. Zachęcamy zatem najusilniej do aktywnego zaangażowania w sprawę, w czym pomocne mogą się okazać informacje i wskazówki na stronach:
www.gietrzwald1877.pl,
www.stoplidl.pl,
www.konfederacjagietrzwaldzka.pl
Grzegorz Braun & Włodzimierz Skalik
Latem 1877 roku na Warmii, wówczas pod niemieckim zaborem, we wsi Gietrzwałd (400 mieszkańców, 99 proc. Polaków katolików), nastąpiły nadzwyczajne wydarzenia – zainicjowane przez zjawisko niemożliwe do objaśnienia w dostępnych nam kategoriach fizykalnych. Piękna Pani, przedstawiająca się jako Najświętsza Maryja Panna Niepokalanie Poczęta, objawiła się 160 razy (!) pomiędzy 27 czerwca a 16 września tego roku, przemawiając po polsku (!) do dwóch młodziutkich wizjonerek – Justyny Szafryńskiej i Barbary Samulowskiej. Spełniając polecenie Pięknej Pani, dziewczęta codziennie odmawiały Różaniec – w asyście gromadzących się ludzi, najpierw miejscowych parafian, z czasem także rzeszy pielgrzymów, głównie Polaków, tłumnie przybywających z ziem wszystkich trzech zaborów i dalekiego świata.
Rewelacyjne ustalenia badawcze ks. dr. Krzysztofa Bielawnego szacują łączną liczbę przybyłych do Gietrzwałdu jeszcze w tym samym roku na pół miliona (patrz: Niepodległość wyszła z Gietrzwałdu, wyd. Nasz Dziennik 2018). A był to czas najgłębszego, zdawać się mogło, że już nieodwracalnego upadku sprawy polskiej – kilkanaście lat po upadku powstania styczniowego, w apogeum bismarckowskiego kulturkampfu. Dzięki roztropności i dzielności kapłanów, notabene Niemców – na czele z proboszczem Augustynem Weichslem, prałatem Franciszkiem Hiplerem i biskupem Filipem Krementzem – objawienia te zostały poddane rygorystycznemu badaniu z zastosowaniem także fachowych procedur śledczych i medycznych. Dzięki temu władza duchowna mogła przesądzić o ich autentyczności – wykluczając jakiekolwiek zmyślenie, zmowę, sugestię czy egzaltację po stronie wizjonerek, bez cienia wątpliwości stwierdzając nadnaturalny charakter, zgodność z nauczaniem Kościoła i dobre owoce zdarzeń – co nastąpiło po stu latach (!) dekretem biskupa warmińskiego Józefa Drzazgi z 1977 roku. To jedyny taki fakt w całej historii, licznych przecież, objawień maryjnych na ziemiach polskich – tylko przypadek Gietrzwałdu został uznany kanonicznie, powagą urzędu nauczycielskiego Kościoła.
Nawet zachowując wobec istoty i charakteru tych wydarzeń najdalej idący sceptycyzm (choć u nieuprzedzonego badacza musi on zniknąć po zapoznaniu się z dostępną dokumentacją) – nie sposób przecież negować powagi i skali ich konsekwencji. Poza duchowo-religijnymi, także konsekwencji społeczno-politycznych – bez precedensu w całych polskich dziejach. Fala ozdrowieńczej odnowy życia duchowego i publicznego, jaka rozlała się z Gietrzwałdu na całą Polskę, pomimo dzielących ją zaborczych kordonów i różnic stanowych – to niewątpliwie czynnik, którego nie wolno pominąć i nie sposób przecenić w analizie fenomenu odzyskania i odbudowy Rzeczypospolitej 40 lat później.
Notabene: skarbiec łask Gietrzwałdu pozostaje przecież niewyczerpany i wciąż szeroko otwarty – niżej podpisany osobiście zna trzy konkretne, w kategoriach naukowo-medycznych bezdyskusyjnie niewytłumaczalne przypadki cudownych uleczeń doznanych przy gietrzwałdzkim źródełku. Ale czy pierwszoplanowym i długofalowym celem objawień miało być założenie takiej „fabryki cudów”? A może łaski cudownych uzdrowień i nawróceń są pewnym „bonusem”, dodanym hojną i miłosierną dłonią – ale dodanym do czego właściwie? Czy motywem działania Pięknej Pani z Gietrzwałdu mogła być wyłącznie szczególna chęć udzielenia Polakom tak niekonwencjonalnej katechezy i ogólny zamiar podniesienia ich samooceny? Czy w ogóle kwestia polska mogła wyznaczać horyzont założeń i oczekiwań, z jakimi Najświętsza Maryja Panna przybywała do Gietrzwałdu? Czy przypadkiem w Jej „agendzie” nie było czegoś jeszcze – o czym Ona sama nie wspomniała, a myśmy przeoczyli?
Tak postawione pytania były dla mnie punktem wyjścia i impulsem do samodzielnego śledztwa historycznego – które podjąłem na użytek filmu dokumentalnego Gietrzwałd 1877. Prace nad filmem, nie tak dawno rozpoczęte, potrwają jeszcze wiele miesięcy – a tymczasem wstępna kwerenda biblioteczna i archiwalna przynosi wyniki, którymi czuję się w obowiązku dzielić natychmiast, nie zwlekając. Można by oczywiście z rezerwą zauważyć, że sprawy, które czekały na wyjaśnienie 140 lat, nie mogą być aż tak znowu pilne. A jednak – gdyby to ode mnie zależało, propagowanie pamięci Gietrzwałdu byłoby w polskiej polityce historycznej absolutnym priorytetem wagi państwowej (!) – domagającym się szczególnej ekspozycji właśnie w perspektywie jubileuszu 100-lecia odzyskania niepodległości. Szanowny Czytelnik sam zechce ocenić, czy słusznie rozeznaję.
Tu ważne zastrzeżenie: podkreślając oryginalność własnych ustaleń i interpretacji, w żadnym wypadku nie chciałbym u kogokolwiek stwarzać fałszywego wrażenia samozwańczego specjalisty-gietrzwałdologa. Postarałem się zapoznać z całą literaturą przedmiotu (wcale zresztą nie tak obszerną), ale tym bardziej – nie będę nawet próbował konkurować z tymi autorami, którzy całą uwagę skoncentrowali na tym, co latem 1877 roku działo się w samym Gietrzwałdzie.
Przy okazji warto zauważyć, że Gietrzwałd wciąż czeka na pełną naukową syntezę i z pewnością zasługuje na swoje „akta zebrane”. Specjalny tom Studiów Warmińskich (tom XIV, Warmińskie Wydawnictwo Diecezjalne 1977), zawierający kanoniczne opracowanie pióra bp. Jana Obłąka: Objawienia Matki Boskiej w Gietrzwałdzie – ich treść i autentyczność w opinii współczesnych – to rzecz fundamentalnie istotna, a przecież opublikowana przed czterdziestu laty (!) w nakładzie tysiąca egzemplarzy (!). Tymczasem nadal nie w pełni znane pozostają chociażby losy obu wizjonerek. Owszem, Barbara Samulowska, zmarła w Gwatemali w roku 1950, jest dziś kandydatką na ołtarze – więc zapewne najszybciej doczeka się źródłowej, a nie wycinkowej biografii. Ale nadal kompletną enigmą pozostają dla nas dalsze losy Justyny Szafryńskiej. Być może zmieni się to w miarę postępów prac nad filmem dokumentalnym. Tu wspominam o tym, by Szanowny Czytelnik nieco mniej się dziwił, że w sprawie Gietrzwałdu kwestie zupełnie zasadnicze mogły pozostać nienaświetlone – i z większą otwartością przyjął to, co mam tu do wyłożenia.
Na początek jednak szczerze zachęcam do sięgnięcia po wszelkie dostępne „gietrzwałdiana” – zaczynając koniecznie od skromnych objętością, wielkich duchem książeczek pisanych jeszcze przez świadków epoki: ks. Franciszka Hiplera i bł. O. Honorata Koźmińskiego, by potem sięgnąć do prac współczesnych autorów, zwłaszcza wspomnianego już ks. dr. Krzysztofa Bielawnego, dziś niewątpliwie czołowego dziejopisa i orędownika Gietrzwałdu; ale także: Czesława Ryszki, ks. Januarego Żelawskiego, ks. Bronisława Tomczyka CM i ks. Stefana Ryłki. Oryginalnością wyróżnia się niewątpliwie reporterska praca Grzegorza Kasjaniuka, który, pisząc o cudach Gietrzwałdu, może odwołać się także do osobistego doświadczenia. Godzien osobnego polecenia jest „gietrzwałdzki” numer (4/2017) znakomitego czasopisma „Zawsze Wierni”. Wymienione publikacje były dla mnie doskonałym wprowadzeniem w temat – za co wobec Szanownych Autorów odczuwam głęboką wdzięczność.
Szanownego Czytelnika, który mimo szczerych chęci nie zdołał „oczytać się” o Gietrzwałdzie przed przystąpieniem do lektury niniejszego przyczynku – usilnie namawiam do przewertowania, choćby w sieci, bodaj podstawowego dossier sprawy. Zwolni mnie to z jałowego obowiązku dowożenia drewna do lasu – i powtarzania własnymi słowami tego, co inni już po wielokroć opisali. Tutaj zatem akurat o samych objawieniach mowy będzie najmniej. Obiecuję nie absorbować uwagi Szanownego Czytelnika materiałem wtórnie reprodukowanym.
Proponuję skupienie na wątkach, które jeszcze kilka miesięcy temu i dla mnie były zupełnie nowe – z ich doprawdy sensacyjną dramaturgią. Odsłaniając, zgodnie z podtytułem, nieobecne w dotychczasowej narracji konteksty geopolityczne, ujrzymy Gietrzwałd jeszcze potężniejszym i jeszcze piękniejszym, niż dotąd mogliśmy przypuszczać.
Niniejsza publikacja jest wypadkową zamiarów i możliwości autora – poważnie rozdartego pomiędzy głębokim przekonaniem o pilności sprawy, a pełną świadomością niezmiernych potrzeb badawczych, jakie przed nami się otwierają. Teraz dopiero należałoby przeprowadzić systemowe, naukowe studia nad tematem – co wymaga, rzecz jasna, podjęcia wielu kierunkowych kwerend bibliotecznych i archiwalnych. Poddając bardziej systematycznemu badaniu dramat narastający za kulisami polityki europejskiej tamtej doby, ze szczególnym uwzględnieniem miesięcy wiosenno-letnich 1877 roku – szukać trzeba przede wszystkim w zbiorach dokumentów najważniejszych protagonistów tej historii, najgrubszych figur na europejskiej szachownicy drugiej połowy XIX wieku. Naprawdę solidnie penetrując grunt, na jakim zaistniał fenomen Gietrzwałdu, trzeba nam więc wybrać się do Londynu i do Stambułu, do Berlina i do Moskwy (Petersburga?), do Wiednia i do Paryża. Wielki, być może główny nacisk położyć należy w tych badaniach na aspekty militarne (!) – przy czym trzeba pamiętać, że wiele kolekcji niezmiernie istotnych dla przeniknięcia arkanów europejskiej dyplomacji i sztuki wojennej, także XIX wieku (np. niepublikowane pamiętniki wojskowych i raporty dyplomatyczne), może znajdować się w zbiorach amerykańskich. To wszystko, mam nadzieję, przed nami – ale przecież z otwarciem szerszej perspektywy w naszym spojrzeniu na Gietrzwałd nie należy zwlekać.
Niniejsza książeczka, rzecz jasna, do tak ambitnie zarysowanych standardów badawczych nawet się nie zbliża – co Szanowny Czytelnik już przecież zauważył, nawet nie zerkając na okładkę, a sądząc z samych jej niepokaźnych rozmiarów. Jest to bowiem, jeśli idzie o format naukowy, ustne sprawozdanie ze wstępnego rekonesansu badawczego w formie gawędy literackiej – tylko i aż – a konkretnie: rozszerzona wersja zapisu prelekcji wygłoszonej w maju 2018 roku w Gietrzwałdzie przed audytorium uczestników konferencji „Pobudki” (organizacji powołanej do akcji „Budzenia śpiących rycerzy”, propagującej program pracy organiczno-emancypacyjnej: Kościół – Szkoła – Strzelnica – Mennica). Improwizowane wystąpienie niżej podpisanego zostało spisane ze słów (za co niniejszym serdecznie dziękuję pani Dorocie Rogulce), a następnie wydatnie uzupełnione i skorygowane – żeby w ogóle nadawało się do użytku, jaki zeń niniejszym czyni wydawca, Fundacja Osuchowa.
Szczególne podziękowania winien jestem Piotrowi Lisieckiemu, dzięki któremu po raz pierwszy znalazłem się przy gietrzwałdzkim źródełku, a także Wiesławie i Mieczysławowi Konopkom, dzięki którym mogłem zeń ostatnio czerpać nieco częściej. Dziękuję wszystkim, którzy w swoim czasie – a trwało to lata – nie pozwalali mi o Gietrzwałdzie zapomnieć. Dziękuję za nieocenioną pomoc moim przyjaciołom i współpracownikom z „Pobudki” i Fundacji Osuchowa, z ekipy Braun Movies; osobno – Panu Kamilowi Ciesielskiemu dziękuję za inspirującą pomoc w kwerendzie archiwalnej, przede wszystkim zaś – Włodzimierzowi Skalikowi, bez którego energicznej zachęty ta praca nie zostałaby pewnie w ogóle podjęta. JE Księdzu Arcybiskupowi Metropolicie Warmińskiemu Józefowi Górzyńskiemu oraz wszystkim Czcigodnym księżom oraz wszystkim pracownikom Kurii Warmińskiej, zwłaszcza jej archiwum, a także Szanownym Księżom Kanonikom Regularnym Laterańskim, na czele z ks. rektorem-przeorem Marcinem Chodorowskim CRL, dziękuję za gościnne przyjęcie i życzliwe tolerowanie uciążliwości związanych z pracą ekipy filmowej. Bez pogłębienia znajomości Gietrzwałdu z autopsji, wnioski tu prezentowane – o ile w ogóle by się nasunęły – byłyby z pewnością uboższe.
Ponieważ mowa tu nie tylko o historii, polityce i militariach, ale także wprost o sprawach Wiary, niniejszym zastrzegam, że rzecz całą z góry poddaję osądowi Kościoła, prosząc o interpretowanie moich wypowiedzi we właściwym dla nich kontekście i właściwym duchu, mianowicie – w duchu Tradycji Katolickiej.
Tę książeczkę poświęcam moim świętej pamięci Dziadkom – którzy nigdy nie rozstawali się z Różańcem.
Grzegorz Braun
Stara Wieś, czerwiec 2018
AD MAIOREM DEI GLORIAM
ET BEATISSIMAE VIRGINIS MARIAE HONOREM
Wincenty Sebastian Reklewski (1875–1939)
Anna Danuta z Wasiutyńskich Reklewska (1900–1991)
Juliusz Henryk Braun (1904–1990)
Elżbieta Maria z Szymanowskich Braunowa (1906–1990)
IN MEMORIAM
Szanowni Państwo, trudna to będzie sprawa, trzymając się faktów historycznych dowodzić, że akurat nie stało się coś, co ze wszystkich względów stać się powinno, a wręcz, na ludzki rozum – nieodwołalnie musiało. I na dodatek jeszcze decydującej przyczyny tej radykalnej korekty, zmiany biegu dziejów upatrywać w nadnaturalnej interwencji – to już zupełnie odbiega od normy przyjętej nie tylko w poważnej akademickiej historiografii, ale w ogóle w publicznym dyskursie na tematy historyczne.
Tymczasem to jest właśnie treść i cel niniejszej książeczki. Będzie to bowiem, ni mniej, ni więcej, opowiadanie o „niedoszłym” powstaniu – i „odwołanej” wojnie światowej. I o tym, jak jednego i drugiego naraz, genialnym w swej prostocie posunięciem strategicznym, dokonała Najświętsza Maryja Panna w Gietrzwałdzie w 1877 roku.
Rzecz trudna dla narratora – ze względu na wielopoziomową komplikację materii, i wcale niełatwa, uprzedzam, dla odbiorcy – ze względu na to, jak dalece sprawy, o których mowa, pozostają nieobecne w powszechnej świadomości, także, a może przede wszystkim zawodowych „panów od historii”. Stąd najpierw pokonać trzeba będzie zdumienie, że o sprawach tej wagi, tego kalibru nigdy wcześniej nie słyszeliśmy ani w szkole, ani w telewizji, ani nawet „w internetach”. Ale to też właśnie będzie źródłem szczególnej satysfakcji dla każdego, kto zechce zapoznać się z wynikami tego dochodzenia – świadomość, że prawda wreszcie wychodzi na jaw, a my stajemy się uczestnikami ważnego odkrycia.
Po przejściu tej ścieżki, obiecuję, nic nie będzie już takie, jak przedtem – przynajmniej, jeśli idzie o nasz ogląd przeszłości i pogląd na ojczyste dzieje.
Gietrzwałd bowiem, kiedy tylko zajmuje centralne, ze wszech miar należne mu miejsce w świadomości historycznej Polaka katolika – radykalnie zmienia, koryguje perspektywę oraz wydatnie poprawia ostrość widzenia i sądzenia nie tylko przeszłości, ale także spraw obecnych, i tych, które dopiero przed nami.
Żeby przypomnieć sobie kontekst tych kluczowych dziś dla nas wydarzeń, trzeba po prostu rozwinąć mapę Europy obrazującą stan polityczny w drugiej połowie XIX wieku – najlepiej dużą, ścienną, ale i szkolny atlas historyczny wystarczy. I pokontemplować ją przez kilka dłuższych chwil, zwracając uwagę na różne zaznaczone szczegóły, np. wektory kampanii wojennych, przynajmniej od wojny krymskiej zaczynając, przez wojny o „zjednoczenie” Włoch i Niemiec, aż do wojny rosyjsko-tureckiej roku 1877–1878 – przy czym ta ostatnia stanowić będzie bezpośredni punkt odniesienia w naszej analizie. Polski, rzecz jasna, proszę nie szukać – znajdzie się najwyżej „Królestwo Polskie”, ale pewnie zaznaczone tym samym kolorem, co Rosja, której prowincja utworzona z niewielkiej części ziem zabranych Rzeczypospolitej sto lat wcześniej nosi taką, nieco na wyrost, nazwę. Zresztą i ta nazwa, i ta namiastka znikają właśnie w interesującej nas epoce – po powstaniu styczniowym.
Proszę zatem „na rozgrzewkę” dalej wodzić palcem po mapie. Proszę odszukać Prusy Wschodnie – wątpliwe, by zaznaczono tam miejsce dla nas dziś kluczowe, już prędzej znajdzie się stolica Warmii Olsztyn (Allenstein). Wówczas proszę zaznaczyć własnym ołówkiem, odpowiednio do skali, 20 kilometrów na południowy zachód – Gietrzwałd, który wszak i tak nazywał się wtedy urzędowo inaczej (Dietrichswalde). Ja tymczasem, zanim przedstawię Państwu moje spostrzeżenia i mnie samego zadziwiające wnioski, muszę wyraźnie zaznaczyć, że jeszcze pół roku temu nie zdawałem sobie sprawy z rzeczywistej skali tego, z czym mamy tu do czynienia. Kiedy jednak zainspirowany przez księdza Krzysztofa (ks. dr hab. Krzysztof Bielawny, dyrektor Archidiecezjalnego Domu Rekolekcyjnego w Gietrzwałdzie, badacz historii, autor m.in. książki Niepodległość wyszła z Gietrzwałdu).
Nieco lepiej odrobiłem tę lekcję roku 1877 – gdy na własny użytek przeprowadziłem gruntowne autokorepetycje z tamtej epoki – wówczas wynurzyła się przede mną, że tak powiem, góra lodowa z Gietrzwałdem na wierzchołku. Niewidoczna dotychczas góra lodowa, albo też, jak kto woli – uśpiony wulkan przeoczony w naszej historii.
Tutaj już dłużej nie zwlekam i odsłaniam tę zakrytą wcześniej kartę: istotą dramatu roku 1877 – dramatu ocierającego się o tragedię – było bezpośrednie, śmiertelne zagrożenie egzystencji narodu przez kolejną prowokację insurekcyjną. To byłoby to „powstanie lipcowe”, którego „brakuje” w naszym powstańczym kalendarzu. Albo mówiłoby się o nim „powstanie sierpniowe” – gdyby, ma się rozumieć, po nim jeszcze jacyś Polacy w ogóle się ostali, zdolni do spisywania własnej historii. A przy okazji szło, ni mniej, ni więcej, o powstrzymanie wybuchu wojny światowej. To są największego kalibru sprawy, które zaraz nabiorą wyraźniejszych konturów, kiedy tylko uważnie im się przyjrzymy – przez soczewkę Gietrzwałdu.
Rzecz jasna, zacząłem od podstawowej literatury przedmiotu. Sięgnąłem do podręczników szkolnych i uniwersyteckich – i niczego nie znalazłem.
Bo przecież w poważnej akademickiej historiografii, w najważniejszych syntezach, zarysach dziejów tamtej epoki, tak polskich, jak obcojęzycznych – tam zwyczajnie Gietrzwałdu nie uwzględnia się nawet w przypisach. Z drugiej strony literatura katolicka, pobożnościowa, skupiona na samym orędziu (z reguły zresztą redukowanym do przekazu słownego) w znacznym stopniu ignoruje kontekst historyczno-polityczny. O aspektach militarnych i wątkach szpiegowskich nie mówiąc. Jedni i drudzy, pobożni katolicy i świeccy akademicy (często bezbożni) kierują się w gruncie rzeczy podobnym założeniem: sprawy wiary i sprawy polityki, to są dwa różne światy. Że zatem sprawy religii i Kościoła tak naprawdę z zasady plasują się gdzieś na marginesie historii.
Dochodzę do przekonania, że monumentalny wymiar tych wydarzeń nie ujawnia się w całej pełni tak długo, jak długo spoglądamy tylko na sam Gietrzwałd. Paradoksalnie, jak długo skupiamy się wyłącznie na tym, co działo się tutaj wtedy, latem 1877 roku, a nie patrzymy na szerszy plan – co najmniej na mapy wojen toczonych na kontynencie europejskim od połowy XIX wieku – nie uświadamiamy sobie dziejowej roli Gietrzwałdu. Jeśli patrzymy wyłącznie na Gietrzwałd, to nie przedstawia się jasno powód podjęcia przez Najświętszą Maryję Pannę tej nadzwyczajnej misji ostatniej szansy. Nie odsłaniają się nam w pełni motywacje tej decyzji – decyzji politycznej – o osobistej interwencji naszej Niepokalanej Królowej. Nawet jeśli gotowi jesteśmy przyznawać temu wydarzeniu nadzwyczaj wysoką rangę w wymiarze religijnym, to nadal nie dostrzegamy wymiaru geostrategicznego Gietrzwałdu. Jeśli wyjaśnienia szukamy tylko w Gietrzwałdzie – nie znajdziemy go.
Bo przecież, powiedzmy szczerze, nawet jako aspirujący do sumiennej pobożności katolicy, skłonni jesteśmy postrzegać te sprawy tak, jak gdyby Najświętsza Maryja Panna była w swoich działaniach osobą przynajmniej nieco oderwaną od naszej rzeczywistości, a w każdym razie wyabstrahowaną z konkretnego kontekstu dziejowego, realiów polityczno-historycznych. Jakby Ona tam w Niebie, przepraszam za trywialne sformułowanie, nie mając może niczego poważniejszego do roboty, szukała sobie na siłę zajęcia. Więc co tu zrobić dzisiaj? A może by tak objawić się jakimś pobożnym dziewczynkom, tylko gdzie? Wodząc palcem po mapie… weźmy Gietrzwałd. Przypuszczam, że wielu z nas może przyznać się do podobnego stanu świadomości. Owszem, dotarło już do nas, że np. w Fatimie Matka Boża najwyraźniej nieźle orientuje się w polityce. A w Gietrzwałdzie – nie bardzo. W Fatimie w roku 1917 Ona najwyraźniej jest na bieżąco, czyta gazety, zna geografię, bo konkretnie martwi się o Rosję. A w Gietrzwałdzie – takim Gietrzwałdzie, jaki znamy, jakiego obraz utrwalił się w katolickim przekazie – Ona jest jakoś mocno wyalienowana, wyabstrahowana z szerszego kontekstu.
Wobec tego pierwszy krok myślowy, jaki wykonałem – zainspirowany przez księdza Krzysztofa – to była ta prosta konstatacja, że to jest ta sama Osoba. Skoro Fatima ewidentnie ma wymiar także bezpośrednio polityczny i geostrategiczny (bo przecież pada konkretne ostrzeżenie i zalecenie: jeśli nie zrobicie tego i tego, błędy Rosji rozprzestrzenią się i nastąpią jeszcze straszniejsze rzeczy) – to i na Gietrzwałd należy spojrzeć i przeanalizować dane także z tej perspektywy. Skoro to jest ta sama Osoba – to w roku 1877, tak samo jak w 1917, to wszystko, co się u nas dzieje, mogła oglądać w bezpośredniej transmisji, że tak powiem. Niepokalana oczywiście nie musi żadnych gazet wertować, tylko ma to wszystko „online”, a wiemy skądinąd, że nasze życie i zdrowie (na duszy, umyśle i ciele) nie jest Jej obojętne. Ona interesuje się naszym losem. Skoro wiemy skądinąd, że interesowała się i pod Grunwaldem w 1410 roku, i w 1920 była przy nas i Jej zawdzięczamy „cud nad Wisłą” – nazywany tak, bo przecież mówi się „cud nad Wisłą” właśnie po to, żeby nie powiedzieć, kto tego cudu dokonał. Należy przyjąć za pewnik, że i w 1877 roku Najświętsza Maryja Panna jest równie dobrze poinformowana i doskonale świadoma sytuacji. Konieczne jest więc założenie, czy raczej przyjęcie do wiadomości, że nie przypadkiem gości w Gietrzwałdzie. Nie dla rekreacji ani fanaberii, ani, wicie-rozumicie, z jakąś „niezapowiedzianą gospodarską wizytą”. Cóż takiego skłoniło Niepokalaną, żeby wybrać ten dokładnie czas i to akurat, a nie inne miejsce?
(Niniejszy tekst jest poszerzonym wariantem zapisu prelekcji wygłoszonej na konferencji organizacji „Pobudka” 3 maja 2018 r. w Gietrzwałdzie).
Bez wojny świat pogrążyłby się w bagnie materializmu.
Helmuth Karl Bernhard von Moltke, przez 30 lat szef sztabu generalnego Prus i Niemiec
I rozgniewał się smok na Niewiastę i odszedł rozpocząć walkę z resztą jej potomstwa.
Apokalipsa Świętego Jana
Okładka
Strona tytułowa
Strona redakcyjna
Od Autorów
Od Autora
Góra lodowa, uśpiony wulkan
Spis treści
Cover
Title Page
Copyright Page