Elżbieta York. Ostatnia Biała Róża - Alison Weir - ebook + książka

Elżbieta York. Ostatnia Biała Róża ebook

Alison Weir

4,8
84,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Piękna płomiennoruda Elżbieta jest najstarszą córką króla Anglii Edwarda IV, uwielbianą przez bliskich. Jej szczęśliwe życie kończy się jednak po nagłej śmierci ukochanego ojca i przejęciu władzy przez stryja, Ryszarda III. Owiany złą sławą krewniak przejmuje pieczę nad nieletnimi braćmi Elżbiety, prawowitymi dziedzicami korony, i zamyka ich w twierdzy Tower, której już nigdy nie opuszczą. Kiedy książęta przepadają bez śladu, Ryszard III – aby uprawomocnić swoje prawa do tronu – czyni starania o rękę Elżbiety. Ona zaś, mimo że widzi w stryju zabójcę braci, czuje się zobowiązana do przyjęcia jego awansów.

Kiedy sprawa małżeństwa ze zbrodniarzem wydaje się przesądzona – niemal jak w baśni – Elżbietę z opresji ratuje daleki kuzyn Henryk Tudor, który rzuca wyzwanie Ryszardowi i pokonuje go w bitwie pod Bosworth. Po śmierci uzurpatora Henryk koronuje się na króla, a Elżbieta zostaje jego żoną i zarazem pierwszą królową z dynastii Tudorów. Ich małżeństwo jednoczy rywalizujące dotąd o władzę rody Lancasterów i Yorków, Anglii zaś, od trzech dekad wyniszczanej wojną domową, przynosi upragniony pokój. Elżbieta na powrót czuje się szczęśliwa, a jej radości dopełniają narodziny kolejnych dzieci, z których jedno, Henryk, zostanie kiedyś potężnym władcą i będzie rządziło krajem przez ponad trzydzieści lat. Elżbieta York to pierwsza część Trylogii Róże Tudorów.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 752

Oceny
4,8 (11 ocen)
9
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ELAMARITA

Nie oderwiesz się od lektury

Ciekawie opisane burzliwe losy królowej na tle historycznych wydarzeń i losów ówczesnych dworzan i rodzin spokrewnionych .Dobra lektura dla osób lubiących historię .
00
anchesenamon02

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna powieść historyczna, wciągająca, dopracowana pod każdym względem.
00

Popularność




Tytuł oryginału: Elizabeth of York. The Last White Rose

Copyright © Alison Weir 2022

Copyright © Wydawnictwo Astra s.c. Kraków 2023

Copyright © for the Polish translation by Wydawnictwo Astra s.c. Kraków 2023

Przekład: Grzegorz Smółka

Przygotowanie edycji: Jacek Małkowski

Redakcja: Aleksandra Marczuk

Korekta: Barbara Faron

Ilustracja na okładce: © Balbusso Twins

Projekt okładki: Patrick Insole

Skład, adaptacja okładki, przygotowanie do druku: Wydawnictwo Astra s.c.

Wydanie I Kraków 2023

ISBN 978-83-67276-47-4

Wydawnictwo Astra 31-010 Krakówul. Rynek Główny 34/15 tel. 12 292 07 30

[email protected]

Zezwalamy na udostępnienie okładki w Internecie

Pamięci Shelley Tucker i dla ojca Luke’a (kanonika Anthony’ego Verheesa), który zawsze mnie inspirował

Królewska panno,

Przywdziej z wdziękiem swe monarsze szaty,

Tysiąc dobrych sług wszelakich rang i urzędów

Czeka, by odziać twe piękne ciało. Spójrz, ten uwielbia

Gładzić twe złote włosy grzebykiem z kości słoniowej,

A tamten kręcić lub splatać każdy błyszczący pukiel

I układać lśniące klejnoty na twej głowie,

Owijając je w twe loki; tamten zapnie

Błyszczący naszyjnik okuty grawerowanym złotem

Wokół twej śnieżnej szyi, a tamten rozwija

Szaty mieniące się złotem i purpurą,

Cierpliwie umieszcza ozdoby

Na twych niezrównanych członkach; tu rozbłysną

Kosztowne skarby z piasków Orientu:

Szafir, ażurowy klejnot imitujący

Sklepienie niebieskie, będzie się mienił, a

Zielony szmaragd rozbłyśnie najzieleńszym światłem,

Zaś różowe promienie ognistego karbunkułu

Odbiją się od czystego złota.

Giovanni de Gigli,

„Epitalamium”

IKSIĘŻNICZKA

Rozdział I

1470

Zbudź się, Bessy! Zbudź się!

Elżbieta drgnęła, rozbudzona przez nieznajomy szept. Dlaczego królowa, jej matka, ją szturchała? Zazwyczaj to uśmiechnięta lady Berners przychodziła ją obudzić słowami: „Dzień dobry, księżniczko”. Matka się jednak nie uśmiechała, a lady Berners z wysoko uniesioną świecą stała w progu z panią Jakes, mamką, która tuliła w ramionach małą Cecylię. Towarzyszyła im babka Rivers, która trzymała za rękę małą, zaspaną Marię. Wszystkie były w strojach wyjściowych. Panowały jednak ciemności, a za wąskim oknem nie było nawet śladu świtu.

– Co się dzieje? – zapytała rozbudzona Elżbieta.

– Ciii! – syknęła królowa, przystawiając palec do ust. – Nie możemy głośno rozmawiać. Wstań, a odzieję cię w ciepłe szaty.

Matka ją ubierała? Pani matka, której królewskie dłonie nigdy nie zniżyły się do wykonywania codziennych czynności? Musiało się wydarzyć coś bardzo niedobrego.

Na twarzy matki pojawił się słaby uśmiech.

– Ja i moje siostry musiałyśmy same o siebie zadbać, nim zostałam królową.

Przeciągnęła giezło przez głowę Elżbiety, ubrała ją w tunikę oraz zieloną wełnianą suknię zimową i owinęła płaszczem, zakrywając twarz kapturem. Potem wzięła swój płaszcz od babki Rivers i owinęła się nim, zakrywając swój wydatny brzuch. Odwróciła się do pozostałych kobiet.

– Ruszajmy.

W jej ściszonym głosie słychać było zniecierpliwienie.

– Pani, co się dzieje? – zapytała oszołomiona Elżbieta.

– Cicho! Powiem ci później. Ani słowa więcej. Musimy być bardzo cicho.

Cztery kobiety pośpiesznie kroczyły z dziećmi przez Wieżę Lanthorn. Wstrzymały oddech, kiedy przechodziły przez otwarte drzwi komnaty, gdzie strażnicy, którzy mieli pełnić wartę, na szczęście mocno spali. Potem wyszły na mur, zbiegły po schodach i ruszyły wzdłuż Water Lane do uchylonej furtki Tower of London.

– Dzięki Bogu za wierną straż – wysapała matka. Ściskając kurczowo rękę Elżbiety, poprowadziła ją po schodach królowej na nabrzeże, do którego przywiązano kilka łódek. Lady Berners przywołała wioślarza:

– Schody Westminsteru!

– Tak jest – odparł, zabierając od niej dziecko, kiedy wchodziła na pokład. Królowa i Elżbieta poszły w jej ślady, a babka Rivers, mamka i Maria weszły na pokład jako ostatnie. Wioślarz ustawił wiosła i wypłynął na Tamizę.

Woda była czarna i złowieszcza. Strach i chłód wczesnopaździernikowej nocy przyprawiały Elżbietę o dreszcze. Wokół nich Londyn smacznie spał. Z ciemności dobiegł odległy głos wartownika:

– Godzina trzecia, wszystko w porządku.

– Gdyby jeno tak było… – wyszeptała babka.

Elżbieta chciała się koniecznie dowiedzieć, co się dzieje, ale posłuchała matki i nie odezwała się słowem, zastanawiając się, dlaczego płyną do Westminsteru o tej porze.

– Miłe panie wybrały sobie późną porę na wyjście – zauważył wioślarz, kiedy przepływali obok zamku Baynarda, gdzie mieszkała babka York, o wiele surowsza od babki Rivers. Czy wiedziała o ich przygodzie? Może spała, jak wszyscy.

– Płyniemy do mojej córki, która właśnie wydaje na świat dziecko – powiedziała lady Berners. – Słyszałam, że sytuacja jest krytyczna.

Elżbieta była zaskoczona, ponieważ zamężna córka lady Berners, Anna, dopiero co urodziła, a druga córka nie była zamężna – lady Berners zawsze powtarzała jej, że kłamstwo jest złem.

– W takim razie szybko was tam dowieziemy – powiedział życzliwie wioślarz, który zaczął się teraz bardziej wysilać. Elżbieta widziała, że kobiety wymieniły się spojrzeniami.

Niebawem dostrzegła wielką bryłę Pałacu Westminsterskiego. Wioślarz zatrzymał się przy nabrzeżu. Wbiegły na górę po schodach, obejmując się, kiedy przemieszczały się wzdłuż muru otaczającego dziedziniec pałacu. Elżbieta była rozczarowana, gdy nie weszły przez bramę, lecz oddaliły się od pałacu. Miała nadzieję, że odwiedzą jej ojca, króla, który wszystkiemu zaradzi. Dawno go nie widziała. Wydawało się, że wraz z dwiema siostrzyczkami i matką spędziła w pałacu Tower całe wieki.

Minęły opactwo westminsterskie i przechodziły przez dziedziniec kościoła Świętej Małgorzaty. Wkrótce z przerażeniem uświadomiła sobie, że matka zmierza do wielkiego sanktuarium po drugiej stronie. Było ponure i surowe, miało kształt kościoła, ale emanowało grozą, nie świętością. Pomimo młodego wieku Elżbieta wiedziała, że mieszkali tam źli ludzie, mordercy i złodzieje. Kiedyś miała koszmarny sen, w którym była tam uwięziona, i lady Berners wyjaśniła, że każdy może się ubiegać o azyl, co oznaczało, że nikt nie mógł ich aresztować ani doprowadzić przed oblicze wymiaru sprawiedliwości, ponieważ znajdowali się na świętej ziemi, pod ochroną Świętego Piotra.

Święta ziemia czy nie, było to złe miejsce i Elżbieta bała się tam wchodzić. Z jej oczu spłynęły łzy, kiedy wzdrygnęła się na myśl o tej wizycie.

– Cicho – powiedziała matka, ściskając ją mocniej.

Elżbieta była zbyt przerażona, aby jej posłuchać.

– Ale dlaczego tam idziemy, pani? Nie uczyniłyśmy nic złego. Nie jesteśmy złodziejkami.

– Cicho, Bessy. Niebawem wszystko ci wyjaśnię.

Elżbieta poczuła czyjąś rękę na ramieniu. Obejrzała się i zobaczyła uśmiechniętą twarz babki.

– Bóg z pewnością nad nami czuwa, dziecię – powiedziała. – Da nam to, co najlepsze.

Dotarły do mocnych dębowych wrót i roztrzęsiona Elżbieta patrzyła, jak po chwili wahania matka uderza o nie żelazną kołatką.

Wydawało się, że otwarcie wrót zajęło mnichowi całe wieki.

– Bóg z wami, siostry. Kogo szukacie?

– Niestety, bracie – odezwała się matka – nie jesteśmy gośćmi. Przybyłyśmy, aby prosić o azyl.

Nastąpiła chwila milczenia, kiedy mnich im się przyglądał.

– Macie długi? Nie chce mi się wierzyć, że tak piękne damy mogłyby się dopuścić zbrodni. Są z wami dzieci… Nie przyjmujemy…

– Jestem królową – powiedziała matka, posyłając mu lodowate spojrzenie, które uciszało większość ludzi. – Mnie i moim dzieciom grozi niebezpieczeństwo. Król zbiegł z królestwa, a milord Warwick i książę Clarence maszerują na Londyn. Błagam, udziel nam azylu.

Elżbieta miała mętlik w głowie. Ojciec zbiegł ze swojego królestwa? Dlaczego musieli uciekać przed jej ojcem chrzestnym, Warwickiem, i stryjem Clarence’em? Miała pewne mgliste pojęcie o sporach w rodzinie i wiedziała, że matka nie znosiła ich obu, ale nie znała powodów.

– Jej Miłość niebawem urodzi – powiedziała babka.

– Proszę wejść i usiąść, a ja sprowadzę ojca opata. – Mnich zaprosił je do środka. Wyglądał na zdenerwowanego.

Kiedy weszły, Elżbieta rozejrzała się, z obawą, że z mroku wyłonią się desperaci, ale ku jej uldze ogromna przestrzeń przypominająca kaplicę była niemal pusta. Tylko dwie śpiące postacie owinięte płaszczami leżały na słomie po drugiej stronie.

Matka usiadła na ławce przy wrotach. Jej froideur1 zniknął, a po policzkach spłynęły jej łzy.

– Nie mogę w to uwierzyć – wyszeptała.

– Nie płacz, pani – poprosiła Elżbieta, kiedy babka przytuliła roztrzęsioną królową, a trzyletnia Maria zaczęła jęczeć. Lady Berners pochyliła się, żeby ją pocieszyć, z płaczącą Cecylią na ramieniu.

– Musi pani odejść, lady Berners – powiedziała królowa, odzyskując rezon i sięgając po dziecko. – Nie będą się panią interesować.

– A co z dziećmi, pani? – zaprotestowała guwernantka, kiedy Elżbieta i Maria chwyciły poły jej sukni, zanosząc się płaczem.

– Proszę nas nie opuszczać! – błagały.

– To rozkaz – oświadczyła królowa. – Nie pozwolę pani zamknąć się z nami, jeśli nie ma takiej potrzeby. W odróżnieniu od pani Jakes. – Spojrzała na mamkę. – Jej nie mogę puścić. A po panią poślę, gdy jeno sytuacja się poprawi. Cicho, dzieci! Ja i babka Rivers zatroszczymy się o was i niebawem zobaczycie się z lady Berners.

– Jak Wasza Miłość sobie życzy – powiedziała lady Berners, ale Elżbieta widziała, że nie cieszy się z odejścia. – Zatrzymam się na noc w gospodzie, a jutro udam się do Windsoru, ufając, że mój mąż nadal jest konstablem zamku.

– Bóg z panią – odparła królowa. – Proszę się za nas modlić!

Wstrząśnięta Elżbieta patrzyła, jak jej ukochana guwernantka odchodzi. Potem zobaczyła mnicha, który wrócił ze znajomym opatem Millingiem, korpulentnym dżentelmenem w prostym czarnym habicie o życzliwej, pucołowatej twarzy pod tonsurą. Spotkała się z nim kilka razy w opactwie westminsterskim.

– Przykro mi, że widzę Waszą Miłość w tym miejscu – powitał matkę, ściskając jej ręce. – Sytuacja musi być ciężka, skoro niewinna królowa Anglii szuka schronienia u boku przestępców.

– Otrzymał ojciec wieści – odpowiedziała królowa, chyląc głowę do błogosławieństwa. – Na tym świecie zbieramy to, co zasiejemy. Nie dostrzegałam tego, co miałam przed oczami. Teraz ja i te niewinne maleństwa musimy za to zapłacić.

– Przykro patrzeć, jak siła zwycięża prawo – zauważył opat. – To nie wy pchnęliście Warwicka i Clarence’a do zdrady.

– Nie, ale nieświadomie dałam im pretekst. – Elżbieta zastanawiała się, o co chodziło matce, ale królowa kontynuowała: – Czy udzieli mi ojciec azylu? Nie przybyłabym tutaj, gdyby nie chodziło o bezpieczeństwo moich dzieci.

– Pani – odparł – oczywiście możesz prosić o azyl, a brat Tomasz zapisze wasze imiona. Nie pozwolę jednak, byście mieszkały z mordercami i złodziejami. Nalegam, byście zamieszkały w moim własnym domu, Cheyneygates, jako moi goście.

– Nigdy nie zdołam ojcu wyrazić swojej wdzięczności!

Elżbieta zobaczyła w oczach matki łzy ulgi. Delikatnie wzięła Marię za rękę, kiedy wszystkie poszły za opatem. Poprowadził je przez zachodnie wrota, a potem w kierunku krużganków. Pod łukiem otworzył kolejne drzwi i poprowadził je po stromych schodach do pięknego domu, pachnącego kadzidłem i pszczelim woskiem.

– Wasza Miłość otrzyma moje trzy najlepsze komnaty – powiedział matce. – Łoża są pościelone i przyślę służących z ręcznikami oraz wszystkim, co niezbędne dla waszej wygody. Jeśli potrzebujecie czegoś jeszcze, dajcie im znać.

Gdy Elżbieta ujrzała komnaty, w których miały zamieszkać, poczuła się dużo lepiej. Opat był wielkim księciem Kościoła i żył stosownie do swojej pozycji. Wraz z siostrami miała mieszkać z królową w okazałej sypialni wyposażonej w okazałe łoże z baldachimem i dwa sienniki wyścielone białą pościelą i aksamitnymi narzutami. Opat Milling powiedział im, że wielką izbą matki będzie duża komnata, którą nazwał Komnatą Jerozolimską. Wisiały w niej bogate gobeliny, a wspaniałością niemal dorównywała apartamentom reprezentacyjnym w Westminsterze. Babka miała zamieszkać w sali opata z galerią minstreli, równie wspaniałej jak reszta apartamentu.

Elżbieta z wdzięcznością położyła się na sienniku, a jej matka otuliła się pościelą. W odległości kilku stóp spała już Maria, a jej piękne loki spoczywały rozrzucone na poduszce. Elżbieta przyglądała się, jak królowa każe mamce pomóc rozpiąć jej guziki, rozebrać się do koszuli i wspiąć na duże łoże. Mamka wysunęła łóżko, na którym się położyła, tuląc Cecylię w ramionach.

– Matko, co się dzieje? – zapytała cicho Elżbieta.

– Śpij, Bessy. Opowiem ci rano. Jestem zbyt zmęczona.

Wkrótce komnatę wypełnił odgłos miarowego oddechu, od czasu do czasu przerywany sapaniem dziecka. Elżbieta jednak nie spała, pogrążona w myślach, próbując się nie martwić dziwną nocną przygodą i jej znaczeniem.

Wiedziała, że jest ważna, odkąd sięgała pamięcią. Miała prawie pięć lat, była najstarszą córką złotego króla i pięknej królowej i mieszkała w cudownych, olśniewających pałacach, niczym księżniczka z bajki. Otrzymała imię Elżbieta po matce, która często nosiła wysadzaną klejnotami broszkę otrzymaną od ojca jako pamiątkę swoich narodzin. Zazwyczaj matka wydawała się córkom postacią odległą, elegancką, pełną wdzięku boginią, która siedziała na tronie i niekiedy schodziła do pokoju dziecinnego w chmurze kwiatowych perfum, szeleszcząc swoimi pięknymi sukniami z adamaszku, z łabędzią szyją pod przystrzyżonymi włosami i henninem pokrytym drucianą siatką.

Matka była odległa i nosiła się po królewsku, ale ojciec był zabawnym, wysokim, porywczym mężczyzną z błyskiem w oku i wesołym śmiechem, który maskował jego zmrużone, czujne spojrzenie. Był najprzystojniejszy na świecie i wszyscy go uwielbiali, zwłaszcza dzieci. Jego dwór słynął z przepychu. Roiło się na nim od wielkich panów i dam oraz gości ze wszystkich zakątków świata. Elżbieta pękała z dumy, mając tak silnego i wspaniałego ojca. Teraz zastanawiała się, czy ojciec kiedykolwiek wróci na tron. Czy jeszcze go zobaczy? Gdzie się podziewał?

Codziennym światem Elżbiety nie był wspaniały dwór ojca, lecz pokój dziecinny w pałacu Sheen, gdzie niepodzielnie panowała miła, korpulentna lady Berners, z naturalnym autorytetem dyrygująca dziećmi i opiekunkami, bujakami i służącymi. Jako córka króla, którego osoba była święta i któremu Bóg powierzył rządy nad Anglią, Elżbieta regularnie uczyła się dobrych manier i słuchała ostrzeżeń przed niebezpieczeństwami związanymi z łamaniem Bożych przykazań i popełnianiem grzechów. Zawsze starała się dobrze sprawować i zaskarbić sobie uśmiechy aprobaty lady Berners.

Ta dobra dama często uśmiechała się od ucha do ucha, widząc, jak jej podopieczna opiekuje się młodszymi siostrami, które uwielbiała. Kiedy Elżbieta nie klęczała przy kołysce, usypiając Cecylię, razem z Marią biegały po pałacu, bawiły się piłką lub w berka na zewnątrz albo stały w wykuszu i przyglądały się łodziom płynącym Tamizą, wychylając się, aby sprawdzić, czy zobaczą ulubioną rezydencję ojca, wielki Pałac Westminsterski, który znajdował się w pewnej odległości w górze rzeki. Jego jaśniejące słońce wyróżniało się na tle heraldycznych antylop, łabędzi, jeleni, łani i lwów, które zdobiły komnaty reprezentacyjne w Sheen.

– Czy wiesz, że pewnego razu przed bitwą ujrzał na niebie trzy słońca? – poinformowała Elżbieta Marię, która na te słowa wybałuszyła oczy. – Był to dobry znak, gdyż wygrał bitwę.

Rytm, w jakim toczyło się ich wspólne życie, od dawna się nie zmieniał, podobnie jak ich prosta wiara w Boga; kapelan codziennie przychodził, aby uczyć je katechizmu i wyjaśnić znaczenie obrazków i tekstów w ich psałterzach. W dni świąteczne składały ofiary na mszy. W okresie Wielkiego Postu pościły. W Wielki Czwartek rozdawały upominki ubogim. W Wielki Piątek podchodziły do krzyża na klęczkach. W Nowy Rok otrzymywały prezenty świąteczne, a w święto Trzech Króli zawsze pozwalano im uczestniczyć w ucztach i hulankach na dworze, gdzie ekscytowały się sprośną błazenadą Pana Nieładu2. Pamiętając o tym, Elżbieta zamykała oczy i modliła się do Boga, aby pozwolił jej wrócić do przyjemnego życia. Błagała o powrót ojca do domu.

Wizyty na dworze zawsze były główną atrakcją roku, lecz ku jej rozczarowaniu zapraszano ją tam wraz z Marią jedynie na święta i wizyty państwowe, wtedy bowiem król lubił je przedstawiać gościom. Dołączały wówczas do świty matki i cieszyły się rzadkim przywilejem pobierania od niej lekcji manier, muzyki, śpiewu, tańca, haftu i wszystkiego, czego potrzebowały, aby stać się ozdobą dworu, jak zwykła mawiać matka. Królowa nie uznawała żadnych odstępstw od przestrzegania reguł kurtuazji – pewnego razu Elżbieta widziała, jak kazała przed sobą długo klęczeć babce Rivers. Jako dziecko uwielbiała znajdować się w centrum dworu i zakładać miniaturowe wersje bogatych szat królowej; mała Elżbieta radziła już sobie z długimi dworskimi trenami.

Przede wszystkim uwielbiała spędzać czas z rodzicami. Kazano jej okazywać im największy szacunek nie tylko dlatego, że byli parą królewską, wywyższoną ponad całą resztę, ale również dlatego, że wpojono jej, iż dzieci muszą szanować i słuchać rodziców i okazywać im posłuszeństwo przez całe życie. Musiała przed nimi dygać na powitanie, czekać, aż się do niej odezwą, nim ona coś powie, i odpowiednio się zachowywać w ich obecności. Zazwyczaj ojciec nie dbał jednak o konwenanse i podnosił córki wysoko w ramionach, ściskając je i całując. Rozmawiał o ich dziecięcych troskach i bawił się z nimi. Natomiast matka zdawała się troszczyć głównie o ich dobre sprawowanie. Nie pozwalała damom im nadskakiwać, aby ich nie rozpieścić. Chciała dla nich jednak tego, co najlepsze – a zdaniem lady Berners była to najważniejsza część dobrego macierzyństwa.

Elżbieta z bólem wspominała, jak każdego wieczoru na dworze, zanim poszły spać, ona i Maria klękały przed rodzicami i prosiły o błogosławieństwo, którego ci zawsze chętnie im udzielali, dzięki czemu czuła się bezpieczna i kochana. Od dawna chciała zamieszkać na dworze na stałe. Teraz zastanawiała się, czy kiedykolwiek dane jej będzie tam wrócić.

Nadal nie mogła zasnąć. Leżała, rozmyślając o tygodniach poprzedzających ucieczkę do sanktuarium i przypominając sobie coś, co słyszała od służących, kiedy pewnego upalnego popołudnia bawiła się w ogrodzie zamku Sheen.

– Warwick nienawidzi królowej i jeśli ona nosi w sobie kolejną córkę, lękam się myśleć o tym, co się wydarzy – powiedziała lady Berners. – Król potrzebuje dziedzica. Zawsze uważałam, że postąpił nieroztropnie, żeniąc się z miłości i faworyzując tych wszystkich chciwych Wydeville’ów. Nie oznacza to, że czuję do niej antypatię – to dobra pani. Czasami rozumiem jednak, dlaczego Warwick jest niezadowolony.

– Warwick staje się coraz bardziej arogancki – odparła pani Jakes. – Musi postrzegać Wydeville’ów jako zagrożenie dla wpływu, jaki wywiera na króla.

– Zaiste. Podobno był wściekły, kiedy małżeństwo z Wydeville’ówną udaremniło francuski mariaż, który negocjował dla króla. Chciał wszystko kontrolować. Mój mąż słyszał, jak włoski ambasador w Windsorze żartował, że Anglia ma dwóch królów, Warwicka i jeszcze jednego, którego imienia nie pamięta.

– Nie dziwota, że Warwick sprzymierzył się z Clarence’em. To ci dopiero wiarołomny szubrawiec!

Nastąpiła przerwa i Elżbieta słyszała, jak jej guwernantka mamrocze coś o dużych uszach, a potem rozmowa zeszła na inny temat. Zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc do końca słów, które usłyszała, była nimi jednak zaniepokojona. Warwick był jej ojcem chrzestnym. Dlaczego nienawidził matki? Dlaczego pokłócił się z ojcem po tym, jak pomógł mu wstąpić na tron? Dlaczego jej stryj Clarence był szubrawcem?

Teraz maszerowali wspólnie na Londyn, a matka była tak przerażona, że kazała im uciekać pod osłoną nocy. Elżbieta leżała w mroku, nie mogąc tego zrozumieć i pragnąc wiedzieć, gdzie jest jej ojciec i kiedy znów go zobaczy.

Rankiem pani Jakes okazała się ucieleśnieniem prawdziwej żwawości i praktyczności.

– Mniemam, że zgodzisz się, pani, iż dzieci powinny w miarę możliwości wieść swój codzienny tryb życia – powiedziała, czesząc czerwonozłote włosy Elżbiety, kiedy dziewczynka cierpliwie stała, myta i ubierana w zieloną suknię.

– Zgadzam się – oświadczyła królowa, kiedy babka splotła jej złote warkocze i zawiązała na czubku głowy.

– Sądzę, że dobra ze mnie posługaczka – zauważyła, podziwiając rezultat. – Tak, dzieci potrzebują stabilności, jaką daje im codzienny tryb życia.

Na prośbę matki przeor John Eastney przyszedł odprawić mszę w prywatnej kaplicy opata. Elżbieta nie mogła się skupić, ponieważ chciała koniecznie porozmawiać z królową, która jej to obiecała. Stało się to po mszy, kiedy dwaj bracia świeccy przynieśli im sycące śniadanie złożone ze świeżego chleba, na piwnym zakwasie, mięsiwa i jaj. Po posiłku pani Jakes zabrała Marię, aby pobawiła się w komnacie babki, a królowa oparła się w wysokim, rzeźbionym fotelu, spoglądając na Elżbietę ze szczególną sympatią w oczach.

– Córko, od pewnego czasu staram ci się oszczędzić nieprzyjemności, lecz nie wątpię, iż jesteś na tyle pojętnym i zdolnym dzieckiem, że zrozumiesz coś z tego, co się dzieje, i dlaczego musiałyśmy się ubiegać o azyl. To długa historia.

Elżbietę zdjął nagły strach, lecz na szczęście matka delikatnie się uśmiechnęła.

– Król, twój ojciec, ożenił się ze mną z miłości. Mogłaś o tym słyszeć wiele niemądrych historii, lecz nie dawaj im wiary. Mój pierwszy mąż, sir Jan Grey, poległ w walce za dom Lancasterów podczas ostatnich wojen z domem Yorków i zostałam z dwoma chłopcami – twoimi braćmi Tomaszem i Dickonem – bez pieniędzy.

Elżbieta nie utrzymywała bliskich relacji z przyrodnimi braćmi, którzy odziedziczyli jasną karnację i urodę po królowej. Byli o wiele starsi od niej – Tomasz miał piętnaście, a Dickon trzynaście lat – i spoglądali z góry na dziewczynki, dumni ze swojego znaczenia na dworze; próbowała ich jednak pokochać przez wzgląd na matkę.

– York zwyciężył – mówiła matka. – Fałszywy król Henryk Lancaster został obalony, a twój ojciec wstąpił na tron jako jego prawdziwy i prawowity dziedzic. Znalazłam się w rozpaczliwej sytuacji, nikt bowiem nie chciał pomóc wdowie po lankasterczyku, więc gdy dowiedziałam się, że król Edward wybrał się na polowanie do lasu Whittlewood, nieopodal domu babki w Grafton, gdzie mieszkałam, postanowiłam poprosić go o pomoc. Czekałam na niego przy drodze, trzymając chłopców za ręce.

Elżbieta nigdy nie słyszała tej historii.

– Przyjechał? Co powiedział?

Królowa ponownie się uśmiechnęła i podniosła mały czepek, który haftowała. Jej szwy były zręczne i ładne, nieprzypominające tych, które wyszły spod ręki Elżbiety.

– Powiedział, że pomoże. Zakochał się we mnie. Był wysoki, wytworny i przystojny, byłam nim oczarowana. Kiedy poprosił mnie o rękę, od razu się zgodziłam. Nikt nie słyszał, by król ożenił się z miłości. Żenią się, aby przypieczętować sojusze z obcymi książętami, zaprowadzić pokój lub zawrzeć wielkie traktaty handlowe. Musieliśmy się pobrać w tajemnicy, gdyż wiedzieliśmy, że możni próbowaliby nam przeszkodzić. Warwick chciał ożenić twojego ojca z francuską księżniczką. Kiedy ogłosiliśmy nasz ślub, był wściekły, tak jak bracia twojego ojca i wielu innych panów. Wybuchła awantura. Wszyscy uważali, że małżeństwo z lankasterką i poddaną było poniżej godności twojego ojca. Zapomnieli, że babka jest księżniczką z domu Luksemburgów. On nie słuchał jednak ich skarg. Okazał szczodrość mojej rodzinie, nie brakło tytułów i wielkich mariaży dla moich braci i sióstr. To także wzbudziło wielkie niezadowolenie. Za bardzo jednak skupiałam się na dobrym pełnieniu obowiązków królowej, aby się tym przejmować – przerwała, z zadumanym wyrazem twarzy. – Żałuję, że nie byłam bardziej uważna. Jednak to król faworyzował moich krewnych, nie ja, i to on uczynił mnie królową, więc godziło się, bym otrzymywała należny szacunek.

Elżbieta z przejęciem słuchała tych rewelacji i rozumiejąc tylko, że rodzice pobrali się z miłości, uznała, iż ludzie potraktowali matkę bardzo niesprawiedliwie – zwłaszcza Warwick.

– Ale dlaczego mówili, że małżeństwo było poniżej godności ojca?

Królowa westchnęła.

– Dziecię, musisz pojąć, że królowie to wyjątkowe osoby. Bóg powołał ich do rządzenia i postawił ponad poddanymi. W trakcie koronacji król zostaje namaszczony świętym olejem i staje się świętą istotą.

– Jak święci?

– W pewnym sensie. – Królowa przestała się uśmiechać. – Wielu uważa, że królowie powinni się żenić z księżniczkami, żeby ich dzieci miały królewskie pochodzenie i najczystszą krew. Twierdzą, że jeno wybrańcy Boga mają prawo do rządów. Pojmujesz przeto, dlaczego ludzie nie pochwalali tego, że ojciec ożenił się ze mną. Potem urodziłam trzy córki, jedną po drugiej, więc teraz krytykują mnie za to, że nie dałam Anglii następcy tronu.

– Ale masz mnie! – pisnęła Elżbieta.

– To prawda, a twój ojciec i ja bardzo miłujemy ciebie i twoje siostry, lecz sprawowanie rządów przez kobietę jest wbrew naturze, więc nie możesz wstąpić na tron po ojcu jako królowa.

Dotychczas Elżbieta w ogóle się nad tym nie zastanawiała, ale poczuła się oszukana. Była najstarszym dzieckiem króla. Czy to się nie liczyło?

Jej matka pokręciła głową, jakby czytała jej w myślach.

– Król potrzebuje syna. Musi wiedzieć, że sukcesja jest zapewniona. – Pogładziła się po brzuchu. – Miejmy nadzieję, że to maleństwo jest chłopcem. Szkoda, że urodzi się w tak niebezpiecznych okolicznościach… – westchnęła. – To przykra historia, lecz muszę ją dokończyć.

Elżbieta czekała, kiedy królowa nawlekała nić na igłę, a mnisi wrócili, żeby posprzątać po śniadaniu. Kiedy wyszli, matka znowu się odezwała:

– Rywalizacja o największą władzę w królestwie sprawiła, że między moją rodziną a Warwickiem zrodziła się wielka zawiść i wrogość. Sprawa stanęła na ostrzu noża, kiedy twój dziadek Rivers sprzeciwił się Warwickowi w kwestii małżeństwa twojej ciotki Małgorzaty z księciem Burgundii. Warwick był mu przeciwny. W tamtym czasie nienawidził Burgundii i nadal zabiegał o sojusz z jej wrogiem, Francją. Moi krewni przekonali jednak króla do zgody na małżeństwo, i zostało ono zawarte. Jesteś zbyt młoda, aby pamiętać wielkie uroczystości.

Elżbieta nie potrafiła sobie przypomnieć ciotki Małgorzaty, siostry ojca.

– Dla Warwicka przelało to czarę goryczy. Właśnie dlatego sprzymierzył się z twoim stryjem, Clarence’em.

Elżbieta nigdy nie polubiła jasnowłosego stryja Jerzego, który był bladą i mniej czarującą wersją ojca. Kiedy go widywała, co zdarzało się rzadko, był zamyślony i miał nieprzewidywalne poczucie humoru, które często sprawiało wrażenie, jakby się złościł. O wiele bardziej lubiła młodszego stryja, Ryszarda, księcia Gloucester, który był cichy, lecz zawsze miły i traktował ją bardziej jak ulubioną kuzynkę niż bratanicę.

– Stryj Clarence zazdrości twojemu ojcu. – Na twarzy matki pojawił się moue3 obrzydzenia. – Chce samemu zasiąść na tronie i skorzystał z tej nowej sposobności do spiskowania przeciwko swojemu bratu i władcy. Jest głupcem. Twój ojciec okazał mu przesadną hojność, lecz to nic nie znaczy! – Pstryknęła palcami. – Pamiętasz starszą córkę Warwicka?

Izabela Neville. Elżbieta spotkała ją i jej siostrę Annę na dworze. Były szczupłymi, ładnymi dziewczętami, które stale coś do siebie szeptały.

– Warwick nie ma syna – kontynuowała królowa. – Kiedy umrze, jego córki staną się największymi dziedziczkami w Anglii, a twoi stryjowie wielokrotnie zabiegali o ich rękę. Król zawsze odmawiał, ponieważ nie chciał, żeby Warwick zanadto urósł w siłę. W zeszłym roku Warwick dał jednak Clarence’owi Izabelę za żonę i podniósł broń przeciw królowi. Ojciec długo przebywał poza dworem, pamiętasz? – Elżbieta pokręciła głową. – Byłaś zbyt młoda, aby poznać prawdę, więc powiedzieliśmy ci, że wybrał się na polowanie, lecz dostał się do niewoli. Clarence postanowił zagarnąć tron i wespół z Warwickiem rozpuścił nikczemne łgarstwo, jakoby król był bękartem i nie miał prawa do korony. Oczywiście to nieprawda.

Matka zamilkła i ku swemu przerażeniu Elżbieta zobaczyła łzy spływające jej po policzkach. Jej opanowana matka, która nigdy nie płakała, roniła łzy!

– Nie to było najgorsze. Warwick skazał na śmierć twojego dziadka, lorda Riversa, i mojego brata Jana. – Królowa otarła oczy chusteczką.

Elżbieta była wstrząśnięta. Widziała, jak matka i babka płakały, informując ją o śmierci dziadka i wuja, ale co matka miała na myśli, mówiąc, że zostali skazani na śmierć?

– Kazał ich zabić – wyjaśniła.

– Jak?

– Lepiej, żebyś nie wiedziała – powiedziała królowa. – Potem aresztowali babkę Rivers i oskarżyli ją o czary. Mówili, że posłużyła się nimi, aby doprowadzić do mojego ślubu z królem i zgubić Warwicka.

Babka, jej słodka babka – czarownicą? Elżbieta nie mogła w to uwierzyć. To było dla niej zbyt wiele.

Matka odłożyła haft.

– Nic z tego nie było prawdą. Starali się jedynie na wszelkie sposoby zgubić mnie i moją rodzinę. Na szczęście przyjaciele babki poskarżyli się Radzie Królewskiej, która oddaliła zarzuty. Potem król zmusił Warwicka do uwolnienia go i triumfalnie wrócił do Londynu. Wtedy zaręczył cię z bratankiem Warwicka, Jerzym Neville’em.

Elżbieta pamiętała ceremonię zaręczyn, podczas której nosiła lśniącą białą suknię, w której czuła się jak prawdziwa księżniczka. Pamiętała, jak ojciec powiedział jej, że małżeństwo zapewni Anglii pokój, a jeśli coś mu się stanie, Neville’owie dopilnują, by ona i Jerzy zasiedli na tronie. Była to jednak bardzo odległa perspektywa, ponieważ ojciec był jeszcze młody, a Jerzy o ko­ścistych kolanach i gęstej czarnej czuprynie miał dopiero pięć lat.

Głos matki przywołał ją do teraźniejszości.

– Byłam wielce rada, gdy twój ojciec w zeszłym roku odzyskał władzę. Zerwał twoje zaręczyny z Jerzym Neville’em i potępił Warwicka i Clarence’a jako zdrajców, a ci zbiegli do Francji. Od tego czasu spiskują, aby osadzić na tronie Henryka Lancastera. Żona Henryka, fałszywa królowa Małgorzata, nasz wielki wróg – a niegdyś także ich – wykonała niezwykły zwrot, sprzymierzając się z nimi. Zgodziła się nawet, by córka Warwicka, Anna, poślubiła jej syna Edwarda Lancastera, aby przypieczętować tę nową przyjaźń. Potem dowiedzieliśmy się, że Warwick i Clarence gromadzą armię, aby najechać Anglię. Właśnie wtedy dla bezpieczeństwa zabrałam ciebie i twoje siostry do Tower. Teraz nasi wrogowie maszerują na Londyn i dlatego przybyłyśmy tu zeszłej nocy, a twój ojciec, król, i stryj Gloucester, musieli zbiec jedynie w szatach, w które byli odziani, by zabiegać o pomoc u naszych przyjaciół w Burgundii.

– Czy Warwick i stryj Clarence tu przyjdą? – zapytała nerwowo Elżbieta.

– Mam nadzieję, że nie! – odparła matka. – Żaden rycerz godny swych ostróg nie wojuje z niewiastami. Poza tym jesteśmy pod ochroną Kościoła.

W tym momencie do komnaty wszedł opat i pokłonił się królowej.

– Ufam, że Wasza Miłość nie ma powodów do narzekań.

– Jest dla nas ojciec bardzo dobry – odparła królowa.

– Cała przyjemność po mojej stronie, pani. Muszę wam jednak rzec, że rano w Londynie wołano, iż Warwick i Clarence zbliżają się do miasta z wielkimi siłami.

Elżbieta poczuła przypływ paniki, kiedy jej matka zbladła.

– Czy jesteśmy tu bezpieczne, ojcze opacie? – zapytała łamiącym się głosem królowa.

– Nie ośmielą się zbezcześcić sanktuarium Boga! – odpowiedział stanowczo opat.

Elżbieta z trudem powstrzymywała się od płaczu. Bardzo się bała, ale była córką swojego ojca i musiała być dzielna.

Później tego samego ranka, kiedy bawiły się z Marią lalkami, opat wrócił, sprawiając wrażenie zatroskanego.

– Wasza Miłość, ludzie Warwicka wpadli w szał w mieście. Zapanowało bezprawie. Tłumy grabią i wszczynają zamieszki, a wszystko w imię Warwicka! Niektórzy z naszych zbrodniarzy wyszli z sanktuarium na ulice. Pani, sądzę, że porządek zostanie zaprowadzony dopiero po przybyciu milorda Warwicka.

Matka wstała, spoglądając z przerażeniem na opata.

– Błagam, niech ojciec powiadomi lorda burmistrza, który sprawuje pieczę nad Londynem. Proszę go przekonać, aby nie stawiał oporu siłom Warwicka ani go nie prowokował, inaczej bowiem Warwick gotów jest skrzywdzić mieszkańców i wtargnąć do opactwa.

– Bądź spokojna, pani. Zajmę się tym – obiecał opat i pośpiesznie się oddalił.

Elżbieta drżała ze strachu, ale pani Jakes mocno ścisnęła ją i Marię za ręce i podprowadziła najpierw do kołków, na których wisiały ich płaszcze, a następnie na dół, na prywatny dziedziniec opata, gdzie kazała im pobiegać na świeżym powietrzu. Bawiły się w berka, a potem w ciuciubabkę. Elżbieta dostrzegła w oknie machającego do nich opata. Był życzliwym, spokojnym i stanowczym człowiekiem – wiedziała, że nie pozwoli ich skrzywdzić. Nabrawszy otuchy, zaczęła się cieszyć zabawami, dopóki w oddali nie usłyszała krzyków. Wtedy nagle zamarła. Znowu jednak pojawił się opat – uśmiechał się zza szyb i kręcił głową, aby pokazać im, że nie ma się czego obawiać.

O jedenastej zostały poproszone na obiad. Zazwyczaj był serwowany bardzo ceremonialnie, a podczas jedzenia czytano im budujące, szlachetne opowieści. Jednak tego dnia w Komnacie Jerozolimskiej rozlegały się tylko ciche szepty królowej i innych kobiet. Bracia świeccy przynieśli jedzenie – pożywną, prostą strawę ofiarowaną w akcie miłosierdzia, w niczym nieprzypominającą wykwintnych dań, do których przywykły.

Po obiedzie i po umyciu twarzy Elżbieta i Maria udały się na drzemkę, chociaż Elżbieta nie mogła zasnąć, zastanawiając się, co się dzieje milę dalej, w Londynie. Z wdzięcznością wstała, kiedy ją zawołano, i wróciła do zabawy. Wiedziała jednak, że matka wpatrywała się w drzwi, nasłuchując wszelkich odgłosów wzburzenia z taką samą czujnością, jak ona. Niepokoił ją widok zdenerwowanej matki; zawsze była opanowana i nosiła się po królewsku. Teraz wydawało się, że świat wokół niej się walił. Chciała tylko, żeby ktoś ją pocieszył i zapewnił, że wszystko będzie dobrze.

Późnym popołudniem jak zwykle dano im mleko z chlebem, a potem wszyscy udali się do kaplicy opata na nieszpory. Od wielu godzin nie otrzymano żadnych wieści, a mnich, który je powitał, nie miał im nic nowego do powiedzenia.

Później zmęczona matka zasiadła do wieczerzy. Wyglądała mizernie.

– Czego bym nie dała, aby się dowiedzieć, co się tam dzieje – wymamrotała. – I gdzie podziewa się mój pan, król. Pragnę usłyszeć, że jest bezpieczny. Dobry Boże, jak długo będziemy tu uwięzione?

– Warwick i Clarence muszą niebawem przybyć – powiedziała babka.

– A co potem?

– Potem sytuacja na pewno się wyjaśni, Beth. Bądź dobrej myśli. Myśl o dzieciach.

Głos matki zabrzmiał ostro:

– Dobrej myśli? Pomyśl o tym, co próbowali ci uczynić.

Babka spochmurniała.

– Nadal mam wysoko postawionych przyjaciół.

– Masz taką nadzieję!

– Pani – pisnęła Elżbieta – a czemu by się tak nie zaprzyjaźnić z milordem Warwickiem?

Matka pogładziła ją po włosach.

– Chciałabym, żeby to było takie proste, serdeńko.

– Ale wtedy mógłby nam pozwolić stąd wyjść i wrócić do pałacu.

– Nie mam śmiałości stąd wychodzić – powiedziała matka. – Tu jesteśmy chronione przez Boga.

Elżbieta bardzo się starała w to uwierzyć.

Po wieczerzy jak zwykle zorganizowano zabawy dla dzieci. Kobiety przybrały odważne miny, śpiewały i bawiły się z nimi w chowanego, a później pani Jakes podała księżniczkom piwo jagodowe, które zwykle spożywały o tej porze, i ułożyła je do snu. Zazwyczaj mogły bezpiecznie spać, wiedząc, że bramy pałacu są zaryglowane, odźwierni stoją na straży, a wartownicy robią obchód trzy lub cztery razy na noc, zaglądając do każdej komnaty. Tu nie było jednak ani straży, ani wartowników – byli tylko Bóg i opat. Zdjęta strachem Elżbieta długo nie mogła zasnąć, nasłuchując, czy nie dojdą do jej uszu jakieś nieprzyjazne odgłosy. Było jednak cicho jak makiem zasiał.

– Szkoda, że nie zabrałam więcej odzienia – ubolewała matka nazajutrz rano.

– Musi nam wystarczyć to, co mamy – powiedziała babka. – Możemy wyprać koszule i wyczyścić suknie.

– Jakże nisko upadłyśmy, wykonujemy pracę praczek! – lamentowała matka, bliska łez. Nadal narzekała, kiedy pojawił się zasępiony opat Milling.

– Wasza Miłość, Warwick i Clarence wkroczyli do miasta i zajęli Tower. Burmistrz powiadomił mnie, że nie miał wyboru i musiał się z nimi porozumieć. Nic więcej nie wiem, lecz wysłałem do miasta dwóch braci świeckich, aby ustalili, co się dzieje.

W porze obiadowej matka nie mogła przełknąć ani kęsa. Elżbieta też nie była głodna. W komnacie panowało wyczuwalne napięcie. Rozładował je dopiero powrót opata po południu.

– Wasza Miłość, Warwick przywrócił porządek w mieście, lecz przynoszę przykrą nowinę, że ponownie ogłosił Henryka VI królem. Sprowadził go z więzienia w Tower do pałacu królewskiego.

Spojrzenie matki było lodowate.

– A zatem znowu zachowuje się jak twórca królów. Ma się za lepszego od nas. Henryk Lancaster nadaje się do sprawowania rządów nie lepiej niż mała Cecylia, nawet jeśli ma do tego prawo. Postradał rozum. Ten biedak jest idiotą.

– Ale niebezpiecznym – zauważyła babka.

– Fałszywa królowa Małgorzata niewątpliwie przybędzie z Francji i spróbuje przejąć władzę w imieniu Henryka, ale rządzić będzie Warwick i ten głupiec Clarence. – Królowa splunęła. – Henryk będzie ich marionetką i mogą się nim posłużyć, aby zgubić mnie i moich bliskich. Nie zapominajcie, co uczynili mojemu drogiemu ojcu i bratu!

Elżbieta zadrżała, słysząc jej słowa. Matka budziła w niej teraz niemal tak wielkie przerażenie, jak myśl o Warwicku i stryju Clarensie.

– Pani, proszę – powiedział stanowczo opat. – Mam też inne nowiny, które są dla was pomyślne. Po południu odwiedził mnie przyjaciel, który zasiada w Radzie Królewskiej. Rozmawiał z Warwickiem w Tower. Hrabia powiedział mu, że nie pała do ciebie miłością, lecz niewiast nie prześladuje. Wydał proklamację, w której zabronił swoim stronnikom bezczeszczenia kościołów i sanktuariów pod karą śmierci. Bądź spokojna, gdyż ty i twe dzieci jesteście tu bezpieczne.

Elżbieta poczuła tak wielką ulgę, że mogłaby ucałować opata. Matka wydawała się jednak pełna wątpliwości.

– Chciałabym się czuć bezpiecznie, lecz sytuacja jest niepewna. Co z moim nienarodzonym dziecięciem? Jeśli okaże się chłopcem, czy Warwick i Clarence uznają go za zagrożenie dla swej władzy? Co pocznę, ojcze opacie?

– Nie ulega wątpliwości, że Wasza Miłość musi tu zostać – odparł opat.

– Nie mam jednak pieniędzy, brakuje mi także wielu niezbędnych rzeczy. Przyjaciele prawdopodobnie mnie porzucili, i tylko Bóg jeden wie, jak długo będziemy musiały tu zostać i sprawiać ojcu kłopot swoją obecnością.

– Nie obawiajcie się, Bóg i opactwo się o was zatroszczą. Jego ręka jest już widoczna. Nasi poczciwi bracia świeccy rozpuścili wieści o waszym losie i niecałą godzinę temu przybył tu wierny rzeźnik, mistrz Gould, który obiecał, że co tydzień ofiaruje pół wołu i dwa barany na wyżywienie domowników Waszej Miłości.

– Jakże miło z jego strony – powiedziała matka, wyraźnie wzruszona. – Wydaje się, że jednak nie zostałam bez przyjaciół, a ojciec opat jest największym z nich. Nigdy nie zdołam ojcu wystarczająco podziękować za okazaną nam dobroć.

– Bądź błogosławiona, córko – uśmiechnął się opat. – Miejmy nadzieję, że wasza udręka wkrótce się skończy.

1Froideur(fr.) – chłód (przyp. tłum.).

2 Pan Nieładu (ang. Lord of Misrule) – wodzirej, który przewodził zabawom w okresie Bożego Narodzenia (przyp. tłum.).

3Moue(fr.) – grymas (przyp. tłum.).

Rozdział II

1470–1471

Dzwony opactwa wybiły północ w wigilię Wszystkich Świętych, kiedy Elżbietę obudziła pani Jakes. Przeniosła ją samą, Marię i sienniki do komnaty babki, gdzie Cecylia spała w prostej drewnianej kołysce, którą wykonali dla niej mnisi.

– Co się dzieje? – wyszeptała nerwowo Elżbieta. – Warwick nadciąga?

Stał się demonem z jej koszmarów.

– Nie, księżniczko. Twoja matka wije dziecię. Jak Bóg da, rano będziesz mieć braciszka lub siostrzyczkę.

Była to dobra nowina. W miarę upływu nocy Elżbieta nabrała jednak przekonania, że wicie dziecięcia – cokolwiek to oznaczało – było bolesne. Słyszała jęki matki za zamkniętymi drzwiami. Później pojękiwanie ustąpiło miejsca niekończącym się krzykom. Przerażona, zatkała uszy dłońmi.

W pewnym momencie drzwi się otworzyły i pojawiła się w nich lady Scrope, która próbowała ją uspokoić. Elżbieta pamiętała zdziwienie matki, kiedy trzy dni temu poinformowano ją, że rada Henryka Lancastera poleciła lady Scrope, aby jej usługiwała oraz przysłała matkę Cobb, akuszerkę, która niegdyś pomogła przyjść na świat Cecylii, i lekarza królowej, doktora Sirego. Matka wyraziła swoje zdumienie, że nowy reżim zapłacił za ich usługi.

– Zwłaszcza że dziecko może być chłopcem, który pewnego dnia rzuci wyzwanie Henrykowi.

– Może chcą się zaprzyjaźnić – zasugerowała Elżbieta, ale matka tylko pokręciła głową.

– Nawet jeśli tak się stanie, to nie zadaję się z uzurpatorami.

Elżbieta się z tym nie zgadzała. Jedno miłe słowo matki mogłoby zakończyć cały ten koszmar.

***

Jakiś czas później lady Scrope znowu ją odwiedziła. Jej głos był miły.

– Nie śpisz, mała damo? Nie ma się czego obawiać. Wszystko jest w porządku.

– Ale matka płacze. – Elżbieta także była bliska łez.

– To normalne. Poród to ciężka praca, ale niebawem się skończy. Spróbuj zasnąć.

Lady Scrope oddaliła się, szeleszcząc suknią.

O świcie rozległ się płacz dziecka. Elżbieta wyskoczyła z łóżka niczym kula wystrzelona z armaty i wpadła do komnaty matki, zanim ktokolwiek zdążył ją zatrzymać. Uśmiechnięta matka opierała się o poduszki. Jej srebrnozłote włosy opadały na ramiona.

– Bessy, masz brata – powiedziała z dumą. – Księcia Anglii.

Elżbieta pochyliła się nad kołyską. Ciasno zawinięty w powijaki noworodek o różanych ustach i wielkich niebieskich oczach leżał w niej i na nią spoglądał.

– Jaki piękny! – wysapała. – Mogę go podnieść?

– Jeszcze nie – powiedziała królowa. – Musi się przespać.

– Jak ma na imię?

– Edward. Godzi się, by dostał imię po królu.

Elżbieta zaniepokoiła się, kiedy matka nagle się rozpłakała. Oczywiście, tęskniła za mężem. Jakże by się ucieszył, gdyby się dowiedział, że ma syna, który kiedyś przejmie po nim władzę.

Babka, która siedziała przy łóżku, wzięła matkę za rękę.

– Nie zadręczaj się, Beth.

– To okrutne, że książę, którego tak wyczekiwałyśmy, przyszedł na świat, kiedy jego ojciec przebywa na wygnaniu – szlochała matka.

Babka pogładziła ją po policzku.

– Może się to okazać błogosławieństwem, jeśli mały książę da naszym przyjaciołom nadzieję i pociechę i dochowają wierności Edwardowi, naszemu królowi.

– Modlę się, żeby tak było! – powiedziała zapalczywie matka. – A jeśli Warwick uzna dziecię za zagrożenie?

– To nie dziecię jest zagrożeniem, lecz jego ojciec, i słusznie się go obawiają. Bądź pewna, że niebawem wróci, aby odzyskać tron. Ten szkrab jest zbyt młody i bezradny, aby miał się dla nich liczyć. Mają już dość kłopotów, próbując osadzić Henryka Lancastera na tronie, który mu się nie należy.

Wydawało się, że matkę uspokoiły te słowa. Poprosiła babkę, aby wzięła dziecko i pozwoliła je potrzymać Elżbiecie.

– Ostrożnie – powiedziała.

Elżbieta spojrzała na anielską twarz chłopca i pokochała go całym sercem.

Przeor Eastney ochrzcił małego księcia w domu opata. Wszystko odbyło się bez ceremonii, jak gdyby był synem biedaka, i bez pompy, która towarzyszyła chrzcinom jego sióstr.

Babka i lady Scrope, które stały przy chrzcielnicy, były matkami chrzestnymi; opat Milling i wysoki, dystyngowany przeor Eastney zostali ojcami chrzestnymi. Elżbieta dumnie niosła krzyżmo, szatę, w którą odziano jej brata po chrzcie na znak oczyszczenia z grzechu. Mały Ned – tak go nazywały, dla odróżnienia od ojca – wydał z siebie jedynie pomruk, kiedy wypędzono zeń diabła.

Nie udzielono królewskiego wywodu matce, która po szybkim odzyskaniu sił została po cichu pobłogosławiona przez opata w obecności swojego nielicznego dworu. Wydawało się, że sytuacja się uspokoiła. Było jasne, że Warwick nie wystąpi przeciw nim, lecz mimo wszystko królowa uznała, że rozsądnie będzie pozostać w sanktuarium.

– Wyjście na zewnątrz mogłoby zostać uznane za prowokację. Mogliby się zastanawiać, czy skupimy wokół siebie ich wrogów – powiedziała, zabierając dziecko od lady Scrope i tuląc je w ramionach, kiedy siedziała przy ogniu. – Nie, nasze bezpieczeństwo zależy wyłącznie od wielkiego przywileju tego świętego miejsca. Musimy cierpliwie znieść naszą mękę.

W miarę jak zimowe dni stawały się coraz krótsze, często smutniała; przygnębiona i zniecierpliwiona, narzekała, że jest uwięziona i rozpaczała nad stratą męża i królewskiego życia.

– Kiedy to się skończy? – wołała. – Kiedy przybędzie Edward?

Elżbieta nie mogła słuchać ani patrzeć na poniżenie swojej opanowanej kiedyś matki, która teraz stała się tak bojaźliwa, że przy najmniejszym zgiełku zrywała się na równe nogi. Jednakże babka zawsze ją uspokajała i pocieszała. Nie traciła nadziei, że wkrótce wszystko się ułoży – i Elżbieta czerpała z tego pociechę.

Czas zaczynał się dłużyć. Dorośli przeważnie pozwalali dzieciom zajmować się, czym chciały. Elżbieta i Maria pragnęły się bawić z małym Nedem, braciszek jednak często spał. Znudziły się już nielicznymi zabawkami, które tu miały, i znużyły wymyślaniem nowych gier. Elżbieta tęskniła za pięknymi zabawkami, które zostały w Tower i Westminsterze. Boże Narodzenie upłynęło na skromnym świętowaniu, chociaż kobiety starały się, aby przez wzgląd na dzieci było wesoło, a mistrz Gould dostarczył na ich stół dorodną gęś, podczas gdy opat zaserwował pudding ze śliwkami. W lutym Elżbieta skończyła pięć lat i mnisi upiekli dla niej tort. To było urozmaicenie ich monotonnej egzystencji. W końcu wieczory zaczęły się wydłużać i nastała wiosna.

Opat Milling regularnie przynosił im wieści ze świata. Ponieważ miał wielu wysoko postawionych przyjaciół, był dobrze poinformowany i słyszał, że książę Burgundii, który ożenił się z ciotką Małgorzatą, pomagał królowi Edwardowi w zebraniu floty. Nikt nie wiedział jednak, czy była to prawda.

Pewnego kwietniowego dnia opat wszedł do Komnaty Jerozolimskiej z szerokim uśmiechem na twarzy.

– Wasza Miłość, w końcu mam wspaniałe wieści! Król wylądował i Anglia poddaje mu się hrabstwo po hrabstwie. Towarzyszą mu Gloucester oraz hrabia Rivers, a lud z wielką nadzieją garnie się pod jego sztandar!

Matka się rozpromieniła.

– Chwała Bogu! Moje modły zostały wysłuchane!

– Dokonał wielkiej rzeczy – powiedział opat.

– Ojciec wraca do domu! – zaśpiewała Elżbieta, biorąc Marię za ręce i tańcząc z radości po całej komnacie.

– Nigdy w to nie zwątpiłam – wtrąciła babka. – Rada jestem, że mój syn Rivers jest z królem.

– Musimy się modlić o szczęśliwe i pokojowe zakończenie konfliktu – powiedział opat. – Sądzę jednak, że należy uczcić tę nowinę. Przyślę wam dzban mojego najprzedniejszego wina reńskiego.

Wrócił następnego dnia.

– Kolejne wspaniałe wieści, pani. Milord Clarence porzucił Warwicka i pojednał się z królem. Mam też dla was bardzo pocieszającą wiadomość od Jego Miłości. Prosi, byście były dobrej myśli, gdyż zamierza pokonać wrogów.

Matka znowu się rozpromieniła i uściskała córki.

– Jak Bóg da, niebawem znowu zobaczymy się z waszym ojcem. Nie będziemy już dłużej kłopotać ojca opata.

Duchowny pokręcił głową.

– To żaden kłopot. Zapewnienie wam schronienia w tych trudnych czasach było dla mnie zaszczytem.

Kiedy wyszedł, matka przestała się uśmiechać.

– Nigdy nie wybaczę Clarence’owi tego, co nam uczynił. Edward mógł się z nim pojednać i przez wzgląd na niego będę się zachowywać przyjaźnie, lecz Clarence na zawsze pozostanie dla mnie wrogiem.

Elżbieta też uważała, że nie wybaczy stryjowi.

Dwa dni później ojciec wkroczył do Londynu na czele wielkiej armii i nikt go nie zatrzymał. W towarzystwie rodziny w Komnacie Jerozolimskiej podekscytowana Elżbieta słuchała opata, który opowiadał, jak król wszedł do katedry Świętego Pawła i ponownie zasiadł na tronie.

– Otaczał go rozradowany lud. Wszyscy padli mu do stóp. Zaprawdę jest w tym ręka Boga.

– Gdzie jest Warwick? – zapytała matka.

– Zbiegł! Biedny Henryk Lancaster wrócił do Tower. Wydaje się, że król Edward zamierza okazać mu pobłażliwość. Henrykowi należy się współczucie, gdyż jest niespełna rozumu, a bezwzględni ludzie wykorzystali go do własnych celów.

– Będę się za niego modlić – powiedziała babka. – Zawsze był niewinny, jeszcze nim popadł w obłęd.

– Król przybędzie tu jutro – powiedział opat. – Wpierw przyjdzie do opactwa, aby podziękować za swoją restaurację, a potem pośle po Wasze Miłości. Radzę, byście zaczęły zbierać swój dobytek.

Rankiem lord szambelan przybył do domu opata w towarzystwie dam dworu matki, które niosły szaty dla królowej i jej dzieci. Elżbieta podskakiwała z radości, kiedy powiedziano jej, że wkrótce zostaną odeskortowane do Pałacu Westminsterskiego. Cudownie będzie wrócić do domu!

Liczne tłumy, które zebrały się przed opactwem, gromko wiwatowały, kiedy matka, niosąca w ramionach księcia, wyszła z krużganków i poprowadziła córki do pałacu. Elżbieta miała na sobie swoją ulubioną szkarłatną suknię z aksamitu, chociaż była ciasna, ponieważ dziewczynka urosła od czasu, gdy nosiła ją kilka miesięcy temu. Uśmiechała się i machała do ludzi, czując się jak w siódmym niebie, a oni obsypywali ją głośnymi błogosławieństwami.

Kiedy wkroczyły do pałacu i zbliżyły się do Białej Sali, odezwały się trąbki. Ojciec siedział na tronie, odziany w złotogłów, z wyrazem triumfu na swojej przystojnej twarzy. Kiedy podeszły do niego, mijając dygających panów i damy, wstał, aby je powitać. Matka zaczęła się kłaniać, ale ją podniósł, spoglądając w zdumieniu na dziecko, które trzymała w ramionach.

– Mój syn! – powiedział w osłupieniu. – Moja luba, nie mogłaś mi dać lepszego podarku powitalnego. Jestem wielce rad, że widzę ciebie i wszystkie nasze księżniczki. Tak bardzo za wami tęskniłem!

– A ja za tobą, panie mój. – Głos królowej się załamał, a po twarzy spłynął jej strumień łez. Ojciec wziął ją w ramiona.

– To już koniec, Beth. Możemy się spodziewać świetlanej przyszłości. Mamy pięknego syna, który niesie pociechę i radość naszym sercom. Jest cennym darem od Boga i moim upragnionym skarbem.

Puścił matkę i pochylił się, aby czule ucałować Elżbietę i Marię, a potem Cecylię, wtuloną w ramiona babki.

– Jakżeście wyrosły! – zauważył. – Niebawem będę wam musiał znaleźć mężów, nieprawdaż?

Elżbieta spojrzała na niego, nie dowierzając, że jej ojciec, wysoki, wspaniały mężczyzna o lśniących złotawobrązowych włosach i zniewalającym uśmiechu, naprawdę tam jest.

Odwzajemnił jej spojrzenie.

– Moja Bessy – powiedział. – Nigdy nie byłaś mi tak droga.

Pogładził ją po głowie, po czym odwrócił się do królowej i wziął od niej dziecko.

– Panowie i damy, przedstawiam wam Edwarda, księcia Walii, waszego przyszłego króla! – ogłosił król. Odpowiedziano mu gromką owacją.

Elżbieta rozejrzała się dookoła, podekscytowana odgłosami. Był tam jej stryj, szczupły, ciemnowłosy książę Gloucester, który szeroko się uśmiechał. Jako towarzysz króla na wygnaniu cieszył się teraz największą łaską. Był też wuj Rivers, wytworny brat matki, Antoni, który promiennie się uśmiechał i klaskał. Był i stryj Clarence z twarzą zastygłą w uśmiechu, który sprawiał wrażenie sztucznego. Elżbieta miała nadzieję, że było mu wstyd, skoro ojciec potraktował go bardzo łaskawie. Nie chciała jednak rozmyślać o jego zdradzie. Znowu byli razem, świat wrócił na właściwe tory, a przyszłość rysowała się w jasnych barwach.

Później tego samego dnia w prywatnym gabinecie króla Elżbieta i Maria bawiły się zabawkami, które radośnie wyjęły z kufrów, a ich rodzice siedzieli i rozmawiali, trzymając się za ręce i od czasu do czasu wymieniając pocałunki. Cieszyli się, że znowu są razem. Matka wydawała się o wiele szczęśliwsza.

– Zamierzam nagrodzić opata Millinga za dobroć, jaką ci okazał – powiedział ojciec.

– Zasłużył na to – zgodziła się matka. – Nie wiem, jak przeżyłabym minione miesiące bez niego. Ludzie byli dla nas tacy dobrzy. A rzeźnik, mistrz Gould, przez pięć miesięcy dobrze nas żywił na własny koszt.

– On też otrzyma nagrodę, a także ci, którzy towarzyszyli ci w połogu, moja luba.

Matka pochyliła się i go pocałowała.

– A ja, za twoim pozwoleniem, panie mój, ufunduję kaplicę w opactwie westminsterskim i poświęcę ją Świętemu Erazmowi, obrońcy niewiast w połogu, w dowód wdzięczności za bezpieczny poród naszego syna.

– To znakomity pomysł. – Ojciec się rozpromienił. – A teraz powinniśmy się udać do miasta i zamku Baynarda. Moja matka nas oczekuje.

– Rada będzie, że ten koszmar się skończył.

Ojciec się zatrzymał i nagle spoważniał.

– To jeszcze nie koniec. Warwick gdzieś tam jest i należy się z nim rozprawić. Dowiedziałem się, że Małgorzata płynie z wojskiem z Francji, ją również należy pokonać. Dopiero wtedy poczuję się bezpiecznie na tronie.

Elżbieta oderwała wzrok od kręgli i zaniepokoiła się, gdy dostrzegła wyraz trwogi na twarzy matki. To jeszcze nie koniec walki? Przeraziła się na samą myśl, co z nimi będzie, jeśli ojciec przegra.

***

Pokłoniwszy się królowi, Cecylia Neville, księżna Yorku, wstała i serdecznie go uściskała.

– Wróciłeś do mnie cały i zdrów, mój synu!

Ucałowała go, nie mogąc powstrzymać łez. Potem wyciągnęła ręce.

– Moje drogie dzieci. – Uśmiechnęła się, a Elżbieta i Maria podbiegły do niej. Była dostojniejsza od babki Rivers, bardzo wytworna i przywiązana do konwenansów, ale na ich widok zawsze się rozluźniała. – Zajrzyjcie do tamtej skrzyni, a może znajdziecie coś, co wam się spodoba – powiedziała.

Zawsze chowała dla nich smakołyki, monety, owoce kandyzowane lub świecidełka. Dzisiaj na każdą z nich czekał złoty wisiorek. Ten, który przypadł Elżbiecie, był wysadzany bursztynem, Marii zaś – berylem. Księżniczki podziękowały jej z radością.

Księżna przyjrzała się małemu Nedowi, który niepewnie spoglądał na jej głowę, owiniętą czarnym welonem.

– Jaki silny! – zauważyła. – Ależ będzie z niego król!

Poleciła Elżbiecie i Marii, aby poszły się bawić, i dziewczynki po raz pierwszy od długiego czasu rozkoszowały się wolnością, biegając po przestronnym zamku Baynarda, bawiąc się w berka, a potem, pod okiem krzepkiego sługi, spoglądając z murów na Tamizę.

Następnego dnia wypadał Wielki Piątek i trudno im było wysiedzieć do końca uroczystości w kaplicy, nawet pomimo tego, że babka obserwowała je niczym jastrząb. Była bardzo pobożna i tego samego oczekiwała od wnucząt. Elżbieta zastanawiała się, co sądziła o przymierzu Clarence’a z Warwickiem. Czy wybaczyła mu z serca, tak jak ojciec? Konflikt między synami musiał jej sprawić przykrość.

Po południu król wezwał panów na naradę do zamku Baynarda. Później matka przerwała dzieciom zabawę lalkami.

– Pośpieszcie się, dziewczęta. Ojciec kazał nam się przenieść do Tower of London. Chce, żebyśmy tam były bezpieczne, kiedy pojedzie na północ, aby rozprawić się z Warwickiem.

Elżbieta nie chciała myśleć o ponownym wyjeździe ojca na wojnę. Kiedy pomagała pani Jakes spakować ich kufry podróżne, z całego serca pragnęła, aby z nimi został. Spędzili ze sobą zbyt mało czasu. Kiedy żegnała się z nim na nabrzeżu, starała się być dzielna, jak przystoi księżniczce, i powstrzymać się od płaczu. Nie potrafiła jednak nad sobą zapanować. Widząc jej rozpacz, król wziął ją w ramiona i wytarł łzy pocałunkiem.

– Opiekuj się braciszkiem – powiedział. – Niebawem wrócę, bądź pewna!

Kiedy matka odprowadzała ją do barki, Elżbieta odwróciła głowę i pomachała do ojca, pragnąc zachować w sercu wspomnienie jego uśmiechniętej twarzy.

Obie babki towarzyszyły im w drodze do Tower, wraz z czcigodnym kardynałem Tomaszem Bourchierem, arcybiskupem Canterbury, któremu powierzono ich bezpieczeństwo. W komnatach królowej czekała na nich lady Berners, którą matka wezwała, gdy tylko opuściła sanktuarium. Elżbieta objęła ukochaną guwernantkę, która towarzyszyła jej i dodawała otuchy, odkąd dziewczynka sięgała pamięcią. Wiedziała, że gdyby lady Berners została z nimi w sanktuarium, nie byłaby tak przerażona.

Apartamenty królewskie w Tower były starsze i mniej okazałe niż te w Westminsterze, lecz ich ściany były pokryte malowidłami, a na zewnątrz rozpościerał się ogród. Elżbieta i Maria z niecierpliwością oczekiwały na wieści, dokazując w wiosennym słońcu. Cecylia dreptała za nimi, bezskutecznie próbując dotrzymać im kroku, podczas gdy Avice Welles, mamka Neda, siedziała na ławce, karmiła go i pilnowała dziewcząt.

Nie musiały długo żyć w trwodze. W Niedzielę Wielkanocną królowa Elżbieta ujrzała podekscytowanych, ubłoconych posłańców, którzy powiadomili ją o wielkiej bitwie pod Barnet, na północ od Londynu.

– Król zwyciężył! – zawołali, kiedy kobiety i dzieci zebrały się wokół nich. – Warwick poległ!

Matka się przeżegnała.

– Tak upadł potężny Twórca Królów, nasz wielki wróg.

– Król udaje się na zachód, pani, ponieważ królowa Małgorzata wylądowała ze swoim synem, i krążą plotki, że zamierza się przeprawić przez Severn do Walii, a następnie połączyć z Jasperem Tudorem.

– Ten buntownik! – mruknęła matka. – Ci Tudorowie stale sprawiają kłopoty. Walijscy parweniusze! Modlę się, by mój pan dogonił Małgorzatę, nim ta dotrze do Severn. Niech Bóg ma go w swojej opiece.

Elżbieta po cichu powtórzyła tę modlitwę. Królowa Małgorzata często nawiedzała ją w snach jako przerażające widmo zamierzające zmiażdżyć ojca i doprowadzić do upadku domu Yorków. Z plotek, które do niej dotarły, wynikało, że jej syn, Edward Lancaster, był podłym młodzieńcem. Elżbieta zastanawiała się, czy jego żona, młodsza córka Warwicka, Anna, przybyła do Anglii wraz z nim. Nie mogła mieć Annie za złe, że za niego wyszła, wiedziała bowiem, że to rodzice wybierali mężów dla dzieci. Dobrze, że tym razem stryj Clarence walczył po stronie ojca, u boku stryja Gloucestera.

Po trzech niespokojnych tygodniach dowiedziały się o zwycięstwie króla pod Tewkesbury.

– To była zacięta bitwa, Wasza Miłość – relacjonował posłaniec – Edward Lancaster poległ, a Małgorzata została ujęta. Król wraca do Londynu.

Elżbieta współczuła Małgorzacie, która straciła wszystko. Widziała, jak matka porywa oburzonego Neda z kołyski, jak gdyby wyobraziła sobie grozę utraty cennego dziecka. Potem opanowała się i odwróciła w ich stronę z błyskiem w oczach.

– Chwała Bogu! – wysapała, kiedy babka Rivers uściskała ją, a babka York przeżegnała się i pochyliła głowę w modlitwie.

Elżbieta odwróciła się do Marii.

– Czyż to nie cudowne wieści? Ojciec wraca do domu!

Tańczyła z radości.

Radość nie trwała jednak długo. Nazajutrz matka oderwała oczy od szycia.

– Co to za hałas?

Wstała i wyjrzała przez okno wielkiej komnaty, z której rozciągał się widok na Tamizę.

– Boże, ratuj! – zawołała.

Elżbieta, która urządzała ucztę dla lalek, zerwała się na równe nogi i dołączyła do babek, które rzuciły hafty i podbiegły do okien. W górze rzeki, przed Mostem Londyńskim, zgromadziło się wiele statków wypełnionych tłumem ludzi.

– To sztandar bastarda Fauconberga – wykrztusiła matka. – To jeden z najgorliwszych stronników Małgorzaty. Dobry Boże, co on knuje?

Wezwała komendanta Tower, który po chwili wbiegł do komnaty.

– Pani, jestem świadom niebezpieczeństwa. Kiedy pojawiły się pierwsze statki, wysłałem zwiadowców, aby ustalili, co się dzieje. Słyszeli, jak Fauconberg przechwalał się, że przybył zdetronizować króla Edwarda i osadzić na tronie Henryka Lancastera.

– Jak on śmie! – zawołała matka. – Czyż nie wie, że sprawa Lancasterów jest przegrana?

– Damy im odpór, pani – obiecał komendant – lecz na tych statkach znajdują się tysiące zbrojnych. Kapitanowie sądzą, że muszą być wśród nich najemnicy i piraci, typowi wichrzyciele. Obawiam się, że niełatwo będzie odeprzeć furię tych nienawistników, lecz czas nam sprzyja, gdyż wydaje się, że zamierzają zaatakować Londyn, nim spróbują zająć Tower.

Elżbieta zaczęła płakać z przerażenia. Lady Berners położyła jej rękę na ramieniu.

– Nic nam tu nie grozi, dziecię – powiedziała.

– Nie obawiaj się, księżniczko – pokrzepił ją komendant. – Mieszczanie zamknęli bramy i wznoszą barykady. Lord burmistrz przysłał posłańca z wiadomością, że wyprawił rączych jeźdźców do króla, wzywając go do jak najszybszego przybycia na pomoc miastu i Waszym Miłościom.

– Do tego czasu będzie nam grozić ogromne niebezpieczeństwo – wystękała matka. – Bastard Fauconberg z pewnością będzie próbował zająć Tower, gdyż jest tu król Henryk.

Elżbieta zamarła. Lady Berners powiedziała, że nic im nie grozi! Teraz matka mówiła, że są w niebezpieczeństwie. Komu miała wierzyć?

Poczuła jednak ulgę, widząc opanowanie komendanta.

– Nim się to stanie, pani, Fauconberg musi przełamać umocnienia Londynu, gdyż dopiero ten, kto zajmie stolicę, zdobędzie królestwo. Pójdę i przygotuję obronę. Mamy tu duże siły i nie brakuje nam broni. Nie lękajcie się, pani.

Mimo jego kojących słów oczekiwały na kolejne wieści w ogromnym napięciu.

– Niewiasty zawsze muszą siedzieć w domu i czekać – denerwowała się matka. – Chciałabym być mężczyzną i działać.

– Musimy zaufać Bogu – powiedziała babka York. – Pójdę się pomodlić do kaplicy.

– A ja – odezwała się po krótkiej chwili matka – pomówię z Henrykiem Lancasterem.

– Co takiego? – zawołały obie starsze kobiety.

– Przemówię mu do rozsądku, żeby kazał bastardowi odstąpić, dla uniknięcia rozlewu krwi.

– Mam nadzieję, że jest w pełni rozumu – powiedziała babka York. – Lecz obawiam się, że jeno zmarnujesz czas.

– Warto spróbować – zdecydowała matka i wezwała komendanta. Wyglądał na skonsternowanego i próbował wyperswadować jej ten pomysł, ale królowa nalegała. – Proszę go tu sprowadzić.

Elżbieta czujnie obserwowała, jak czterech zbrojnych eskortuje powłóczącą nogami postać w zakurzonej czarnej szacie. A więc to był Henryk Lancaster, największy wróg i rywal jej ojca. Jakże żałośnie wyglądał ze zmierzwionymi siwymi włosami, wymizerowaną twarzą i rozbieganym wzrokiem, który wydawał się dziwnie pusty. Posłał królowej niepewny uśmiech, w którym próżno było szukać podstępu, podobnie jak w grymasach małego Neda, i Elżbieta zdała sobie sprawę, że jest niegroźny.

Najwyraźniej matka również tak myślała, gdyż przemówiła do niego łagodnie:

– Henryku Lancasterze, twoi stronnicy zamierzają zaatakować Londyn i wszystkim nam grozi wielkie niebezpieczeństwo. Pomożesz nam ich odeprzeć? Twoje słowo może przechylić szalę.

Henryk rozglądał się dookoła.

– Gdzie jest Małgorzata?

– Już tu zmierza – odparła matka.

– Jest z Warwickiem?

– Nie, panie Henryku. Warwick nie żyje.

– Ja też jestem martwy – zadrżał płaski głos. – Jesteś aniołem?

Elżbieta przyglądała się temu biedakowi. Jakże mógł być martwy?

Królowa westchnęła.

– Pojmujesz, panie Henryku? Na zewnątrz znajdują się tłumy, które zamierzają zdobyć Londyn w twoim imieniu. Czy każesz im odstąpić?

Spoglądał na nią pustym wzrokiem. Pokręciła głową, przyznając się do porażki.

– Zabierzcie go – poleciła strażnikom.

Elżbieta patrzyła, jak zgarbiona postać potulnie daje się odprowadzić dozorcom.

***

Matka nie mogła oderwać wzroku od okien. Pozostałe kobiety próbowały odpędzić dziewczęta, te jednak były tak przejęte tym, co działo się na zewnątrz, że wkrótce zrezygnowały. Elżbieta godzinami nie odklejała się od okien.

– Co się dzieje? – Niebieskie oczy Marii były szeroko otwarte ze strachu. – Nic nie widzę.

Była za mała, żeby wyjrzeć na zewnątrz.

– Ustawiają armaty na brzegu Surrey – poinformowała ją Elżbieta, która starała się nie panikować. – Matko, dlaczego to robią?

– Armaty nie są wymierzone w Tower – wyjaśniła królowa. – Wygląda na to, że zamierzają zbombardować miasto.

Kiedy je zajmą, ich następnym celem będzie Tower. Elżbieta zamarła ze strachu. Co z nimi będzie? Czy mury Tower są dość mocne, żeby je ochronić?

Wkrótce zobaczyły kłąb dymu.

– Podpalili most! – zawołała babka Rivers. Elżbieta patrzyła, jak Most Londyński zajmuje się ogniem i zaczyna płonąć. Widok był potworny, lecz nie tak przerażający, jak ogłuszające wystrzały z armat.

– Celują w Aldgate i Bishopsgate! – Matka usiłowała przekrzyczeć zgiełk, przytulając do siebie córki. Elżbieta zatkała uszy dłońmi, a Maria się rozpłakała. Wkrótce ona, Cecylia i Ned płakali już chórem, a kobiety robiły wszystko, żeby uspokoić dzieci.

Elżbieta nie dała się odciągnąć od okna. W przerażeniu obserwowała zaciekłe ataki oblegających. Bóg dał jednak londyńczykom mężne serca. Dziewczynkę pocieszał widok bohaterskiej obrony mostu.

Widziała, że bastard był sprytny. Posłał statki w dół Tamizy i zaczął wysadzać tłumy ludzi na ląd tuż pod nią, na nabrzeżu Tower. Podbiegła z krzykiem do królowej, a ta próbowała ją uspokoić. Sparaliżowana strachem Elżbieta mogła się tylko trzymać matczynej sukni i wskazywać okno. Wnet rozległy się jeszcze głośniejsze wybuchy – to armaty z Tower zagrzmiały w odpowiedzi na atak. Huk był ogłuszający.

Wepchnąwszy Neda w ramiona lady Berners, królowa podbiegła do okna.

– Matko Boska, już tu są! Widzę płomienie. Musieli podpalić sąsiednie budynki!

Elżbieta spojrzała na dorosłych. Na ich twarzach malował się strach. Babka York zaczęła odmawiać różaniec. W tym samym momencie rozległy się głośne wybuchy od strony Aldgate. Londyńczycy kontratakowali ze swoją wielką artylerią! Nie minęło dużo czasu, a wszystkie z zaskoczeniem i wdzięcznością zobaczyły, jak wielu ludzi Fauconberga wskakuje do łodzi i odpływa.

Elżbieta przylgnęła do matki. Nigdy nie zapomni tego straszliwego dnia. Walka na zewnątrz jeszcze się nie skończyła, a do ich uszu dobiegały krzyki i wrzaski.

– Spójrzcie! Antoni przybył nam na ratunek! – zawołała babka Rivers.

Podbiegły do okna. Na dole zobaczyły, jak wuj Rivers i komendant Tower dosiadają wielkich rumaków i prowadzą duże zgrupowanie przez przedzamcze.

– Będą bronić miasta – wysapała babka.

Wuj Rivers prezentował się wspaniale w swojej srebrnej zbroi. Matka zawsze mówiła, że był idealnym rycerzem i ucieleśniał wszystkie rycerskie cnoty. Jeśli ktokolwiek mógł ocalić Londyn, to właśnie on. Wkrótce rozległy się kolejne odgłosy bitwy. Początkowo były głośne, lecz stopniowo się oddalały.

Kobiety spojrzały na siebie.

– To naprawdę koniec? – wyszeptała matka.

Elżbieta nie śmiała robić sobie nadziei. Oddałaby wszystko, aby wiedzieć, co się tam dzieje. Panowała jednak cisza.

Wydawało się, że minęły godziny, nim wuj Rivers, komendant oraz ich ludzie wrócili przy akompaniamencie szczęku broni. Wkrótce wprowadzono ich do komnaty królowej. Byli w dobrym humorze.

– Bastard zbiegł – powiedział stryj. – Przepędziliśmy jego buntowników aż do Stepney. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Sądzę, że mamy się z czego radować, droga siostro.

Odwrócił się do komendanta.

– Wina dla wszystkich! Mamy co świętować! Bardzo mi ulżyło, że po powrocie Jego Miłość przekona się, iż jego rodzina jest bezpieczna.

Pokłonił się Elżbiecie.

– Byłaś bardzo dzielna, moja wyjątkowa dzieweczko!

Jakiż był przystojny, jakiż rycerski! Zawdzięczała mu życie. Jej serce było pełne miłości i wdzięczności.

***

Ojciec wrócił! Elżbieta, która przez sześć dni życzyła sobie jego powrotu, stała w dużym oknie domu w Cheapside, skąd królowa i damy obserwowały pochód. Podskakiwała z niecierpliwości. Dzwony Londynu radośnie biły, a ulica była wypełniona podekscytowanymi tłumami. Wszędzie wokół ludzie wychylali się z okien obwieszonych gobelinami i malowanym suknem. Kiedy wrzawa przemieniła się w ryk, dziewczynka wychyliła się, aby zobaczyć nadjeżdżającego króla. Wyglądał jak bóg na swoim białym rumaku, w lśniącym napierśniku i koronie na hełmie, od której odbijały się promienie słońca. Szeroko się uśmiechając, wzniósł rękę w odpowiedzi na wiwaty i siedząc w siodle, ukłonił się, kiedy zobaczył królową stojącą z dziećmi w oknie. Szybko zniknął, ale nadal wiwatowano na cześć maszerujących za nim żołnierzy.

Nagle uwagę Elżbiety przykuła kobieta w czarnej szacie, która siedziała w rydwanie otoczonym przez zbrojnych. Z naprężoną i zbolałą twarzą wpatrywała się przed siebie, jakby nie zdawała sobie sprawy z obecności tłumów.

– Małgorzata – powiedziała ponuro matka.

A więc tak wyglądała nikczemna królowa, która ośmieliła się chwycić za broń i stanąć przeciwko ojcu. Jak wielkim upokorzeniem musiało być dla niej przemierzanie Londynu w hańbie, w charakterze jeńca.

– Co się z nią stanie? – zapytała Elżbieta.

– Twój ojciec jest litościwy – powiedziała matka. – Zostanie odesłana do Francji, choć na to nie zasługuje. Krzyżyk na drogę!

Elżbiecie było trochę żal Małgorzaty, bo kobieta straciła syna w bitwie i prawdopodobnie już nigdy nie zobaczy swojego pana.

– Gdzie jest Anna Neville? – zapytała Elżbieta.

– Nie wiem – odparła królowa.

Kiedy pochód się zakończył, pojechały do Westminsteru, gdzie król wyprawił ucztę z okazji zwycięstwa. Wspaniale było wrócić do starego pałacu, jego nieregularnej bryły na północnym brzegu Tamizy. Elżbieta nie posiadała się z radości, kiedy znowu zobaczyła wielką salę, strzeliste iglice kaplicy Świętego Szczepana, wielkie wieże i nowe komnaty królewskie, tak jej drogie i znajome.