Dziewczyna z czerwoną parasolką - Elżbieta Gołąbeska - ebook

Dziewczyna z czerwoną parasolką ebook

Elżbieta Gołąbeska

5,0

Opis

Szczera do bólu opowieść o granicach miłości

To miała być miłość jak z bajki. Gdy nastoletnia Ewa po raz pierwszy spotkała Adama, wiedziała, że zrobi wszystko, by spędzić z nim resztę życia. Podjęła decyzję wbrew temu, co podpowiadał jej rozsądek, rodzina i znajomi: będzie trwać przy nim na dobre i na złe.

Nie przewidziała tylko, że tego złego w ich wspólnym życiu będzie znacznie więcej...

Ciąża, ślub, pierwsze porażki dorosłości, problemy z pracą, a w końcu uzależnienie od alkoholu i przemoc – związek Adama i Ewy po kilku latach w niczym nie przypomina już romantycznej bajki. A jednak pragnienie bliskości oraz złożona niegdyś obietnica sprawiają, że mimo wszystkich doznanych upokorzeń, kobieta nie potrafi wyrwać się z toksycznego związku.

Nadzieja na powrót do dawnych, szczęśliwych chwil, kiedy byli w sobie zakochani do szaleństwa, może okazać się pułapką, z której nigdy nie uda się jej wydostać...

Co wygra w tym starciu: miłość czy rozsądek?

Trudno powiedzieć, czy była wtedy szczęśliwa. Raczej czekała na szczęście, które miało dopiero nadejść. Była w wieku, w którym dziewczyny zaczynają marzyć o wielkiej miłości. W szkole podobało jej się kilku chłopaków, ale żaden nie zwracał na nią uwagi. Była niewysoka, trochę zagubiona, a to zagubienie skrupulatnie ukrywała pod maską uśmiechu. Jej koleżanki były od niej ładniejsze i pewniejsze siebie. Ewa nie chciała wychodzić z inicjatywą. Miała nadzieję, że kiedyś po prostu spotka tego jedynego, który spojrzy w jej piwne oczy i się w nich zakocha. Inne dziewczyny już miały chłopaków. Zwykle ze starszych klas. Ewa nawet trochę im zazdrościła. Czekała jednak cierpliwie na swoją kolej. Wierzyła, że w końcu nadejdzie.
Mówią, że to, w co mocno wierzysz, w końcu się spełni. I rzeczywiście tak jest. Ni stąd, ni zowąd stanął tuż przed nią. Chłopak o ciemnych blond włosach i błękitnych oczach.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 331

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (2 oceny)
2
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
iwonaplock

Nie oderwiesz się od lektury

smutna, miłość, życie z człowiekiem, któremu na różne kłopoty lekiem jest alkohol.
00

Popularność




Elżbieta Gołąbeska

Dziewczyna z czerwoną parasolką

Poranek pierwszego maja 1986 roku zapowiadał, że będzie to gorący dzień. Ewa szykowała się na obowiązkowy pochód pierwszomajowy. Nie wydawało się, aby ten dzień miał być wyjątkowy. Dziewczyna nałożyła na siebie białą haftowaną bluzkę i granatową prostą spódnicę, podkreślającą drobną, szczupłą sylwetkę. Ciemne, proste włosy opadające na ramiona przepasała niebieską aksamitką. Wyszła z domu i już spóźniona pobiegła przez park do szkoły, skąd miał wyruszyć przemarsz. Serce jak zwykle biło mocniej przed trybunami, a Ewa z podniesioną głową maszerowała dumnie w rytm orkiestry. Lubiła te pochody. Wychowanie w duchu socjalizmu było jej codziennością. Trudno było mówić o jakiejkolwiek świadomości, chociaż kończyła właśnie drugą klasę liceum ogólnokształcącego. Stanowiła doskonały przykład prawidłowo wyedukowanej młodzieży polskiej tamtego okresu.

Po uroczystościach wraz z koleżankami pobiegła roześmiana na najlepsze lody pod słońcem. Gałki śmietankowe, truskawkowe i kakaowe rozpływały się w ustach, a zmieniające się smaki były jak niebo w gębie. Dziewczyny pospacerowały jeszcze trochę po mieście, rozmawiając o nadchodzącym popołudniu. Scenariusz był taki jak zwykle. Trzeba wrócić do domu na obiad, przebrać się i udać na festyn.

Ewa mieszkała blisko parku, w którym odbywały się wszelkie uroczystości organizowane przez miasto. To było najpiękniejsze miejsce pod słońcem. Park nie był duży, ale bardzo dobrze zaprojektowany. Na środku znajdował się staw, wokół którego rosły płaczące wierzby, a pod nimi stały ławeczki, na których siedziały pary wpatrujące się sobie w oczy, mężczyźni grający w karty albo wędkarze, których cierpliwość była dla Ewy co najmniej zadziwiająca. W tym dniu całe rodziny, grupki kolegów i biegające z cukrową watą dzieciaki oblegały każdy zakamarek tego rajskiego obszaru. Wszyscy oglądali występy zespołów ludowych i początkujących lokalnych muzyków, czekając na wieczorną zabawę na deskach muszli koncertowej.

Ewa w jasnych dżinsach, aksamitnej bluzce w czerwono-czarne paski i sportowych butach za kostkę, z czerwoną parasolką w ręku czuła się swobodnie. Wśród swoich koleżanek nie wyróżniała się niczym specjalnym, poza tym, że zawsze była uśmiechnięta. Trudno powiedzieć, czy była wtedy szczęśliwa. Raczej czekała na szczęście, które miało dopiero nadejść. Była w wieku, w którym dziewczyny zaczynają marzyć o wielkiej miłości. W szkole podobało jej się kilku chłopaków, ale żaden nie zwracał na nią uwagi. Była niewysoka, trochę zagubiona, a to zagubienie skrupulatnie ukrywała pod maską uśmiechu. Jej koleżanki były od niej ładniejsze i pewniejsze siebie. Ewa nie chciała wychodzić z inicjatywą. Miała nadzieję, że kiedyś po prostu spotka tego jedynego, który spojrzy w jej piwne oczy i się w nich zakocha. Inne dziewczyny już miały chłopaków. Zwykle ze starszych klas. Ewa nawet trochę im zazdrościła. Czekała jednak cierpliwie na swoją kolej. Wierzyła, że w końcu nadejdzie.

Mówią, że to, w co mocno wierzysz, w końcu się spełni. I rzeczywiście tak jest. Ni stąd, ni zowąd stanął tuż przed nią. Chłopak o ciemnych blond włosach i błękitnych oczach. W wyprasowanej bez zarzutu białej koszuli i granatowych dżinsach wyglądał bardzo modnie. Chłopak nie był wysoki i można powiedzieć, że nawet nie był w jej typie. Nie poczuła na jego widok ani ukłucia w sercu, ani motyli w brzuchu. Nic nie wskazywało na to, że stoi przed nią miłość jej życia. Nie znała go. Znała za to jego kolegę, który chciał ich sobie przedstawić. Rozmowa o niczym skierowała się wreszcie na egzaminy wstępne do liceum. Chłopcy wymyślili, że chcieliby pożyczyć zeszyty od Ewy, aby lepiej przygotować się do egzaminu. To akurat było jej mocną stroną. Notatki w zeszytach zawsze robiła perfekcyjnie.

Strategia pożyczania i zwracania przyniosła oczekiwany efekt. Adam z taką częstotliwością odwiedzał Ewę, że w końcu zaprosił ją na przejażdżkę rowerową. Można powiedzieć, że rower stał się dość szybko ich sportem towarzyskim. Jeździli codziennie. Uwielbiała to. Przez miesiąc wyrobiła sobie kondycję, której można jej było pozazdrościć.

Czerwiec tego lata był wyjątkowo deszczowy. Jazda na rowerze w czasie deszczu nie musi być nieprzyjemna, jednak gdy drobne kropelki stopniowo zamieniały się w solidną ulewę, schronili się pod wielkim, rozłożystym drzewem, którego konary nie tylko zatrzymywały wodę, ale też tworzyły ozdobny, zielonolistny wachlarz, skłaniając ich do pierwszego pocałunku. I właśnie wtedy serce Ewy po raz pierwszy zabiło mocniej. Ich usta złączyły się nieśmiało, a ręce Adama oplotły dziewczynę czule. Nigdy wcześniej nie doświadczyła takich emocji. Przeszywał ją dreszcz, który wywołał na całym ciele gęsią skórkę. Nie chciała tego przerywać. Poczuła się dobrze, błogo i bezpiecznie. Czy tak się zaczyna miłość?

Po powrocie do domu nie mogła zasnąć. Wypieki na twarzy zdradzały pożądanie. Nie myślała o niczym innym. Nie zastanawiała się, co będzie dalej. Czy w ogóle będzie jakieś dalej? Przeleżała całą noc nie zmrużywszy oka. Nad ranem, wtulona w poduszkę zasnęła. Kolejny dzień przywitał ją rozterkami. Przecież Adam nie był w jej typie. Był młodszy i niezbyt wysoki. Nie miał czarnych oczu i śniadej cery. Nie tak wyobrażała sobie swojego chłopaka. Boże, czy to miał być jej chłopak?

***

Tego dnia było rozdanie świadectw. Ewa wybiegła ze szkoły, celebrując początek wakacji. Przed budynkiem stał blondyn o niebieskich oczach z bukiecikiem stokrotek. Jej mózg rozpłynął się, serce waliło w piersiach, nogi miała jak z waty, a pąsowe policzki parzyły powietrze. Brakowało jeszcze motyli w brzuchu. Uśmiechy koleżanek dawały do zrozumienia, że chłopak jest za młody dla niej, że to nie może się udać. Ewa chyba się zawstydziła. W głowie miała plątaninę myśli. Z jednej strony wiedziała, że Adam jest wystarczająco dorosły i spełni wszystko, o czym tylko ona zamarzy, a z drugiej strony presja otoczenia nie pozwoli, aby ten związek się udał. Zbyt duża różnica wieku. Ona ma siedemnaście lat, a on nie ma jeszcze piętnastu.

Początki znajomości Ewy i Adama były piękne, ale pełne obaw i rozterek. Dziewczyna nie chciała zbyt mocno się angażować, ponieważ wiedziała, że jeśli to się nie uda, będzie cierpiała. Nie chciała cierpieć. Marzyła o prawdziwej miłości na zawsze. To był pierwszy mężczyzna w jej życiu. Ojciec zmarł, gdy była jeszcze malutka. Prawie go nie pamiętała. Mama wychowywała dzieci sama. To była cudowna kobieta. Niezwykle empatyczna, troskliwa i zaradna. Ewa widziała w niej silną, piękną kobietę. Maria była dla córki niedoścignionym wzorem. Nie chciała jej zawieść. Jednak wiedziała, że powoli wyrasta z małej córeczki mamusi i staje się kobietą, która będzie miała prawo żyć własnym życiem. Nie chciała go zmarnować. Miała określone cele, marzenia i plany. Jej priorytetami były wykształcenie, które daje niezależność, rodzina, która daje poczucie wartości, i miłość, która jest sensem wszystkiego.

Czy Adam pasuje do tego scenariusza? Jest młody, nie określa dalszych planów, nie ma pomysłu na przyszłość. Żyje chwilą. Czy taki beztroski chłopak może dać poczucie bezpieczeństwa? Czego można wymagać od piętnastolatka? A jeśli dla niego to tylko przygoda, zabawa, przelotny flirt? Ewa myślała zbyt dojrzale. Bała się tego związku. Broniła się przed nim. Prawdopodobnie nie byłoby ciągu dalszego, gdyby nie jego matka.

Bardzo szybko zaistniała w życiu Ewy. Eleonora była tylko dziewiętnaście lat od niej starsza. To była kobieta postawna, energiczna i zdecydowana. Sprawiała wrażenie osoby trzymającej władzę nad wszystkim. Dbała o porządek w domu. Zawsze miała pięknie upięte firany, a na podłodze i meblach trudno byłoby znaleźć choć jeden pyłek. Starała się też sama dobrze wyglądać. Lubiła kupować nowe ubrania, chociaż nie sprawiała wrażenia zadbanej. Jej sylwetka pozostawiała wiele do życzenia, a słabe włosy z wygody spinała w koczek spinką zakończoną dużą czerwoną albo czarną kokardą. Wyglądało to trochę dziecinnie. Miała za to niezwykle zgrabne nogi. Tego Ewa zazdrościła jej najbardziej. Kobiety szybko się zaprzyjaźniły. Ich relacje stały się niecodzienne. Eleonora zapraszała dziewczynę na kawki, ciasteczka, rozmowy. Była jej bardzo życzliwa. Polubiły się. Coraz częściej się spotykały. Dużo rozmawiały. Eleonora bardzo poważnie podchodziła do związku Ewy ze swoim synem. Traktowała dziewczynę jak członka rodziny. Ewa dość szybko przeniknęła do ich życia. W pewnym momencie zorientowała się, że chyba już nie ma odwrotu. Mimo iż wszystkie znaki na ziemi i niebie świadczyły przeciwko temu związkowi, Ewa zakochała się w Adamie.

Kochała w nim wszystko. Dłonie, które gładziły jej włosy, usta, które muskały policzki, serce, które biło dla niej. Troszczył się o nią, zabiegał, był cudownie zazdrosny. Słuchał wpatrzony w jej oczy. Przepraszał nawet za to, czego nie zrobił. Był idealny.

***

Pierwszy rok Adama w liceum, które Ewa znała już bardzo dobrze, stał się dla nich początkiem wspólnej codzienności. Chłopak każdego ranka przychodził po swoją ukochaną i razem szli do szkoły. Skrywany pocałunek w szatni żegnał ich na pierwsze czterdzieści pięć minut. Spotykali się na każdej przerwie, każda mijała zbyt szybko. Po lekcjach wychodzili razem i trzymając się za ręce, wolnym krokiem zmierzali przez park pod dom dziewczyny. Adam tęsknym wzrokiem żegnał ją przy furtce i wracał do siebie. Potem kilka telefonów i wieczorem znów był u niej. Siedzieli na tapczanie i słuchali muzyki albo czytali wiersze. On opowiadał jej o swoich kolejnych sukcesach w szkolnej drużynie koszykówki, do której szybko się załapał. Był w tym naprawdę dobry. Ewa z dumą chodziła na jego mecze i kibicowała całą sobą. Polubiła tę dyscyplinę, bo on ją kochał. Zaczęła odróżniać rzuty za dwa i za trzy punkty. Wiedziała, kiedy jest spalony, i rozróżniała rozgrywającego, od którego wymagane są asysty, przechwyty i brak strat, oraz środkowego, którego głównym zadaniem jest zdobywanie punktów spod kosza, zbieranie piłek z tablicy i blokowanie rzutów rywali. Jednak zasadniczo rozpoznawała ich po wzroście. Środkowymi zostają najczęściej najwyżsi gracze w drużynie, natomiast rozgrywającym jest zwykle ten najniższy.

Adam często miał treningi, dzięki czemu Ewa znajdowała czas na naukę. W innym przypadku mogłaby ją zaniedbywać, czego nie chciała. Zależało jej na wykształceniu, a miłość nie musiała w tym przeszkadzać. Młodzi potrafili racjonalnie gospodarować swoim czasem. Ewa dużo czytała, czasami też sama skrobała jakieś wiersze, a Adam, chcąc jej dorównać, pobierał nawet prywatne lekcje angielskiego, chodził na kółko fizyczne i już w pierwszej klasie zajął całkiem wysokie miejsce w olimpiadzie.

Ten rok był dla nich wyjątkowy. Od stycznia bywali na osiemnastkach organizowanych przez kolegów i koleżanki Ewy. Adam nawet nauczył się tańczyć, aby zadowolić swoją dziewczynę. Zresztą to ona była jego nauczycielką i okazała się w tym bardzo dobra. Sama od lat chodziła na taniec towarzyski. Dwie lewe nogi Adama dość szybko zaczęły wyczuwać rytmy muzyki. Z biegiem czasu koleżanki z zazdrością patrzyły na tę parę, która w tańcu odkrywała siebie na nowo. Miłość i namiętność wyrażana w rumbie wykonywanej na przeprostowanych nogach, gdzie ruchy bioder są wyraziste, a lepkie, ślizgowe, przedłużone kroki stawiane do melodii Guantanamera Joseíto Fernándeza opowiadają historię miłosną zaczynającą się od pokusy, poprzez lekkie drażnienie partnera, którego partnerka w końcu odrzuca, były ich numerem popisowym. Przyjaciele często zachęcali ich do spektaklu, w którym Ewa z widocznym zaangażowaniem, emocjonalnością i zmysłowością emanowała seksualnością i uwodziła nie tylko partnera, ale też wszystkich wokół, zapominając o swojej nieśmiałości, zapominając o całym świecie. Taniec, nie wiadomo kiedy, stał się ich pasją, rozbudzał namiętność i pożądanie.

Koleżanki, które wcześniej sceptycznie podchodziły do jej związku z młodszym chłopakiem, zaczynały zazdrościć, dostrzegając ich wzajemne oddanie, troskę i nieukrywaną miłość. Koledzy zaczęli w Ewie dostrzegać atrakcyjną kobietę, jednak ta pozostawała obojętna na komplementy i nieśmiałe zaloty, będąc wierną swojemu wyborowi. Niemniej zdarzało się jej wystawianie jego wierności na próbę. Często zachęcała chłopaka, aby zatańczył z którąś z samotnych koleżanek, chcąc w ten sposób pomóc zaadaptować się Adamowi w grupie swoich znajomych.

– Adaś, zatańcz z Anią czy Kasią, tak słodko patrzą na ciebie.

– Nie chcę z nikim tańczyć oprócz ciebie.

– Ale w tym nie ma nic złego. Musisz poznać bliżej moich znajomych, pozwolić, aby cię polubili, przyjęli do grupy.

– Ewuś, stąpasz po kruchym lodzie. Wpychasz mnie w ramiona innych?

– Bez przesady, przecież to tylko taniec.

– Kotku, taniec, którego mnie nauczyłaś, znaczy dla mnie dużo więcej. Emocje, które nam towarzyszą, pobudzają moją namiętność. Tuląc cię, czuję, że stanowimy jedno. Nie chcę przeżywać tego z nikim innym.

– Nie martw się, jeśli mnie kochasz, to z nikim innym tego nie poczujesz.

– Jesteś pewna?

– Tak, misiu.

Jej ściszony głos czasami dawał mu przepustkę do jednego, najwyżej dwóch tańców z którąś z koleżanek. Szybko jednak wracał do swojej dziewczyny. Działała na niego jak magnes. Ewa była pewna jego miłości i wierności na sto procent.

***

Po trzeciej klasie liceum Adam zaproponował Ewie wspólny wyjazd. Marzyła o tym. Nie było to jednak tak oczywiste. Ona, dziewczyna z porządnego domu, nie może powiedzieć mamie, że wyjeżdża z chłopakiem pod namiot. Oficjalnie pojechała zatem na obóz. On został i tęsknił. Przychodził do jej mamy i pytał, kiedy Ewa wróci. Po południu był już z powrotem przy swojej ukochanej. To były ich pierwsze wspólne wakacje. Wyjechała z nim pod warunkiem, że jej nie tknie. Dotrzymał słowa, bo bardzo ją kochał i nie chciał stracić. A ona cierpiała i żałowała postawionego warunku. Ważne, że byli razem. Pływali kajakiem, smażyli jajecznicę z wiejskich jajek, które on przynosił od gospodarza, zwiedzali Drohiczyn. Góra Zamkowa na zawsze pozostała w ich pamięci. I piosenka, którą nucił jej po powrocie:

Tam nad rzeką, tam gdzie śpi mgła

Tam hen daleko, zostały serca dwa

Miłości białe żagle powrócą, wrócę ja

To stało się tak nagle nad rzeką, gdzie śpi mgła…

Kolejny rok był cudowny. W życiu Ewy przeplatały się dwie radości: nauka i miłość. Matura zbliżała się nieubłaganie szybko. Ale to nie egzamin dojrzałości ją przerażał, tylko perspektywa wyjazdu na studia. Jak poradzą sobie z rozłąką? Adam był dopiero w drugiej klasie. Ewa dostała się na ekonomię. Stało się, miała wyjechać z miasta. Adam miał zostać sam i tęsknić. Umówili się, że będzie do niej przyjeżdżał, kiedy tylko będzie mógł. Ona miałaby bywać w domu co dwa tygodnie. Założyli sobie, że ich miłość przetrwa wszystko. Zaczęli planować wspólną przyszłość. Zaręczyli się. Dziewiętnaście róż (bo tyle miała lat) i prawdziwy złoty pierścionek. Ona była już pewna na sto procent, że spędzi z nim całe swoje życie. Wiedziała, że będzie szczęśliwa.

***

Adam nie mógł znieść perspektywy rozłąki z ukochaną. Ostatni weekend najdłuższych wakacji nie miał szczęśliwego finału. W piątek młodzi wybrali się do znajomego lasku na przejażdżkę rowerową. Dzień był wyjątkowo ciepły. Lekki wiatr rozwiewał rozpuszczone włosy dziewczyny i muskał policzki z niezwykłą delikatnością. Za mostkiem zsiedli z rowerów i zeszli boso do zimnego strumyka. Woda opłukiwała rozgrzane stopy, a śliskie kamienie nie pozwalały utrzymać równowagi. Chłopak chwycił dziewczynę za rękę i mocno przytrzymał. Wyszli z wody i położyli się na plecach obok siebie jak śledzie. Leżeli przez chwilę w milczeniu, gapiąc się na płynące po niebie obłoki. Adam wyrwał jedną trawkę, którą długo przygryzał, potem wsparł się na łokciu i końcem wiechliny łąkowej zaczął łaskotać Ewę po szyi.

– Nie zniosę rozstania.

– Musisz, nie mamy wyjścia. Jutro wyjeżdżam.

– Boję się.

– Czego? Przecież nic się nie zmieni.

– Wszystko się zmieni. Zostawisz mnie. Poznasz nowych ludzi. Rzucisz się w wir studenckiego życia. Wokół będziesz miała atrakcyjnych chłopaków. Ja stanę się z czasem tylko młodszym kolegą. Zwykłym gówniarzem.

– Kocham cię. Nikt i nic tego nie zmieni.

– Dzisiaj tak mówisz.

Chłopak posmutniał. Ewa usiadła, pochyliła się nad nim i w chłodne dłonie ujęła jego głowę.

– Wariacie, kocham cię. Słyszysz? Jesteś tylko ty. Przecież ja też mogę powiedzieć to samo. Ty zostaniesz tu beze mnie. Możesz też poznać kogoś nowego. Ale nawet tak nie myślę. Nie bądźmy dzisiaj smutni. Jutro wyjeżdżam. Chcę przeżyć piękny dzień.

– Dobrze. Będzie, jak chcesz, kochana.

Wstał i chwycił dziewczynę za rękę. Pobiegli ile sił w nogach. Zatrzymali się na środku polany. Adam przytulił Ewę bardzo mocno i trzymał tak w uścisku, aż zajęczała z bólu. Był od niej już o głowę wyższy. Zaczął całować jej włosy.

– Boże, jak ty pięknie pachniesz. Chcę zapamiętać ten zapach.

– Nie zdążysz go nawet zapomnieć i znowu będziemy razem.

– Obiecujesz?

– Tak.

Całował ją po szyi i twarzy z szaloną namiętnością. Ich usta spotkały się, a dłonie błądziły po całym ciele, jakby czegoś szukały. Pieścił ją i całował bez końca. To był dziki szał.

Po powrocie do domu Ewa od razu wzięła kąpiel, aby ochłonąć. Z turbanem na głowie wyszła z łazienki.

– Przed chwilą dzwoniła mama Adama. Była jakaś dziwna. Prosiła, abyś natychmiast przyjechała. – Słowa Marii zabrzmiały niepokojąco.

– Co się stało?

– Nie wiem. Nie chciała powiedzieć.

– Jest już dwudziesta pierwsza.

– Jedź, to chyba coś ważnego.

Dziewczyna rozczesała tylko włosy i z mokrą głową wsiadła na rower. W ciągu kilku minut zapukała do drzwi. Otworzyła Eleonora.

– Szybko. Na górę. Adam zamknął się w pokoju i nie chce otworzyć.

– Może śpi.

– Nie, siedzi tam od godziny i płacze. Nie chce ze mną rozmawiać.

Ewa złapała za klamkę. Drzwi rzeczywiście były zamknięte.

– Adam, to ja. Otwórz.

– Nie. Proszę, idź stąd.

– Otwórz.

Dziewczyna stała pod drzwiami, nie odpuszczając. Eleonora zeszła na dół, chowając twarz w dłoniach. Nie miała pojęcia, co mogło się stać, ale była złej myśli. Po jakimś czasie klucz w zamku przekręcił się. Ewa weszła powoli do środka. To, co zobaczyła, ścięło ją z nóg.

– Co ty zrobiłeś?!

– Nie zniosę tego. To już jest koniec. Ty na pewno mnie zostawisz, a ja nie chcę żyć bez ciebie.

– Wariacie! Nigdy cię nie zostawię. Po co to zrobiłeś?! Co teraz?

Do pokoju wbiegła Eleonora. Zaczęła krzyczeć, wołać o pomoc. Jerzy, ojciec Adama, chciał dzwonić po karetkę. Ewa uspokoiła wszystkich i przyniosła z łazienki ręczniki. Obmyła rany na nadgarstkach ukochanego i poprosiła o bandaże. Rany nie były głębokie.

***

Ewa wyjechała dopiero w poniedziałek rano. Zdążyła się zakwaterować i poznała koleżanki z pokoju. Gosia, Ania i Jola były bardzo miłe. Dziewczyny od razu się dogadały. Rozpakowały bagaże i poszły zwiedzać miasto. Wróciły wieczorem. Portierka podała klucz i wskazała głową na fotel pod ścianą. Adam siedział, uśmiechając się zalotnie do swojej dziewczyny.

– Co ty tu robisz? Przecież ja dopiero tu przyjechałam.

– Mówiłaś, że będziemy się często spotykać.

– No tak, ale nie codziennie.

– To znaczy, że mam jechać do domu?

– Nie. No nie wiem. Boże, dziwna sytuacja.

Koleżanki zaczęły się śmiać i zaprosiły chłopaka na górę. Szybko rozładowały napiętą atmosferę i zrobiły pierwszą studencką kolację z tego, co przywiozły z domów. Adam po północy wsiadł do pociągu i odjechał. Tych kilka godzin spędzonych z ukochaną dało mu energię na cały tydzień. W sobotę znowu przyjechał do Lublina.

To był dobry rok.

***

Wakacje spędzili razem. Całkiem oficjalnie wyjechali do Sopotu, gdzie Adam miał rodzinę ze strony ojca. Wujostwo przyjęło ich z otwartymi ramionami i troskliwie się nimi zajęło. Atrakcje mieli zapewnione. Poza plażowaniem zwiedzali miasto i korzystali z uroków lata. Cioteczna siostra Adama, która była od niego starsza tylko o rok, chętnie zabierała ich wieczorami do klubów i dyskotek. Młodzi szybko zaprzyjaźnili się ze znajomymi Roksany i dobrze się bawili. Ewa tylko przez moment czuła pewien dyskomfort, przebywając w towarzystwie wyluzowanej, pewnej siebie, atrakcyjnej dziewczyny o długich blond włosach, która była zawsze dobrze ubrana i szastała pieniędzmi na lewo i prawo. Jako jedynaczka na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie rozpieszczonej laluni. Zdecydowanie zyskiwała przy bliższym poznaniu. Naprawdę była ciepłą, serdeczną dziewczyną, uderzająco podobną do Beaty Kozidrak z zespołu Bajm, który Ewa wprost uwielbiała. Dziewczyny szybko złapały dobry kontakt. Mimo że Ewa nie miała ciuchów z Pewexu i nie pachniała tak drogimi perfumami jak Roksana, to dogadywały się świetnie.

Pobyt w Sopocie nie był długi, ponieważ Ewa musiała odbyć praktykę studencką, którą specjalnie załatwiła sobie w Lublinie. Dzięki temu mogła pojechać tam z Adamem. Przez trzy tygodnie wynajmowali pokój w akademiku. To stanowiło pewną namiastkę mieszkania razem. Chłopak rano przynosił śniadania do łóżka, trzymając w zębach różę skradzioną z klombu przed piekarnią, a wieczorem wspólnie przygotowywali pyszną kolację, której często towarzyszyła lampka taniego wina, które podane w sposób majestatyczny zyskiwało nowy bukiet smakowy. To był cudowny czas. Teraz już na pewno wiedzieli, że chcą być razem na zawsze.

Planowali, że wezmą ślub od razu po maturze Adama. W marzeniach meblowali swoje wspólne gniazdko. Wędrując po prawie pustych sklepach, wyobrażali sobie, jaką kupią pralkę, lodówkę czy telewizor. Nie chcieli na nikogo liczyć, chcieli do wszystkiego dojść sami. Ewa wiedziała, że na materialną pomoc samotnej Marii nie bardzo może liczyć, przez co rodzice Adama również ich nie wesprą. To im jednak nie przeszkadzało w byciu razem.

***

Pod koniec października 1989 roku Adam wybrał się do Częstochowy na pielgrzymkę maturzystów. Ewa zresztą usilnie go do tego namawiała. Nie przypuszczała, że jeden weekend spędzony oddzielnie może cokolwiek zmienić między nimi. A jednak. Poznał tam kogoś, kto wywarł na nim ogromne wrażenie. Szczupła i wysoka dziewczyna o jasnych, kręconych włosach okazała się na tyle atrakcyjna, że Adam bardzo szybko zapomniał o Ewie i o tym, co ich łączy. Zapomniał o ustach, które czule całował, o dłoniach, które gładził, opowiadając niezwykłe historie, o piwnych oczach, w które patrzył z wielką miłością. Zapomniał o najważniejszym – o zaręczynach i obietnicach składanych narzeczonej. Uległ nowemu zauroczeniu. Bił się z myślami, co ma zrobić. Jak powiedzieć ukochanej, dotąd jedynej i tej pierwszej, że serce zabiło mu mocniej przy innej. Marzena szybko wykorzystała sytuację. Sprawiła, że to dla niej przynosił stokrotki i szeptał czułe słówka. Ta znajomość rozerwała serce Ewy na strzępy. Zdradzona i porzucona, po raz pierwszy poczuła ból. Silny ból, który przenikał ją na wskroś, wysysał chęć życia, przybił do poduszki na długie tygodnie. Strugi gorących łez wypłukiwały źrenice, wypalały policzki. Po raz pierwszy zawalił się jej świat.

Po długich miesiącach rozpaczy, która przyjmowała przeróżne oblicza, do pokoju trzysta trzy w akademiku, w którym mieszkała, zapukał kolega z sąsiedztwa z propozycją, aby któraś z koleżanek towarzyszyła mu na weselu przyjaciela. Ewa skulona na swoim tapczanie nawet nie spojrzała na chłopaka. Troskliwe koleżanki, chcąc przerwać tę bezsensowną rozpacz, zaczęły ją namawiać na tę imprezę. Długo nie chciała się zgodzić. Pozytywną odpowiedź dała dopiero następnego dnia.

Okazało się, że nigdy wcześniej nie bawiła się tak dobrze. Zupełnie bezinteresownie, bez żadnych zobowiązań uwolniła cały potencjał swojego życia towarzyskiego. Oczarowała partnera zabawy i jako dusza towarzystwa zrobiła na nim ogromne wrażenie. Jan następnego poranka przyniósł Ewie alka-prim. Wspominali wspólną zabawę i śmiali się do rozpuku. Ewa dawno nie śmiała się tak głośno i wyraziście, całą duszą, całym ciałem, całą sobą. Towarzystwo Jana miało na nią wyjątkowo dobry wpływ. Spędzali ze sobą coraz więcej czasu. Postanowili spędzić razem sylwestra. Chodzili do kina, na lody, czytali książki, uczyli się i wymyślali różne frykasy, które razem przygotowywali w akademikowej kuchni, a potem zjadali. Bawili się życiem. To miłe koleżeństwo nie wiadomo kiedy przerodziło się w przyjaźń. Tak myślała Ewa. Jan widział to inaczej.

Pod koniec maja wszedł do jej pokoju ubrany w odświętny garnitur, z wielkim bukietem róż i złotym serduszkiem na cieniutkim łańcuszku. Klęknął przed nią i zupełnie wprost poprosił o rękę. Wyznał miłość, a Ewa się rozpłakała. To niestety nie były łzy szczęścia, a raczej zaskoczenia. Nie wydawało jej się, aby sprowokowała w jakikolwiek sposób tę sytuację. Nie odbierała ich znajomości w tych kategoriach. Nigdy między nimi nie doszło do dwuznacznej sytuacji, nigdy nawet jej nie pocałował. Skąd zatem taki krok z jego strony? Jan się po prostu w Ewie zakochał, a ona nie była gotowa na nową miłość. Nie dała mu żadnej odpowiedzi. Musiała to przemyśleć. Musiała mieć czas, aby spojrzeć na całą tę sytuację z innej perspektywy. Chciała rozważyć to racjonalnie. Nie kierowała się emocjami. Stara rana się nie zabliźniła. Co miała zrobić dziewczyna wątpiąca w istnienie miłości? Może należy kierować się rozsądkiem, rozumem, a nie sercem? Pytania bez odpowiedzi szarpały jej umysł i duszę. Z samego rana wyjechała z Lublina bez pożegnania.

***

Minął tydzień wakacji. Nic specjalnego się nie działo. Ciche miasteczko żyjące własnym rytmem dawało jej spokój. Miała dużo czasu na myślenie, ale nie potrafiła się skupić na nurtującym ją dylemacie. Jan ni stąd, ni zowąd stanął w progu jej rodzinnego domu. Zaskoczył ją. Jak zwykle elegancki, szarmancki i spokojny wywarł pozytywne wrażenie na mamie, która przywiązywała wagę do nienagannych manier. Ewa nawet jednym słowem wcześniej nie wspomniała Marii o jego istnieniu. Gość z bardzo daleka został serdecznie przyjęty przez gospodynię domu. Ona zawsze wiedziała, jak należy się zachować. Ewa właśnie tego zazdrościła matce. W odróżnieniu do niej była bardzo zdenerwowana i czuła się niezręcznie. Bała się, aby chłopak nie zdradził celu swojej nieoczekiwanej wizyty. Obawy szybko się potwierdziły. Oczywiście, że już przy deserze powtórzył pytanie, które zadał Ewie przed jej ucieczką z akademika. Obie kobiety podniosły brwi i zapadła niezręczna cisza. W tej trudnej dla wszystkich sytuacji Jan przejął inicjatywę i długim wywodem opowiedział o swoich uczuciach i planach wobec Ewy. Mama była zachwycona, Ewa trochę mniej. Nie chciała, aby to wszystko działo się w ten sposób. Przecież mówiła mu, że potrzebuje czasu. Nie uszanował tego. Była wściekła, ale jednocześnie niezwykle podniecona całą tą sytuacją. Ta jasna deklaracja była wyjątkowo dojrzała. Tego wszystkiego nie mówił chłopak, tylko mężczyzna. Po raz pierwszy spotkała się z taką stanowczością. Nie można powiedzieć, że Jan był nachalny, raczej zakochany i zdecydowany.

Po obiedzie wyszedł do parku. Sam. Kobiety miały chwilę na swobodną rozmowę. Marii wyraźnie imponowała stanowcza postawa Jana, który ponadto był bardzo przystojny. Czarne włosy, smukła sylwetka i nienaganny strój robiły wrażenie. Nie chciała jednak wywierać nacisku na córkę. To zbyt poważna decyzja, która ma wpływ na dalsze życie. Dlatego Ewa musiała podjąć ją sama. Wieczór spędzili we dwoje. Nie rozmawiali już o przyszłości, a raczej o zdanej sesji i wakacyjnych planach. Po kolacji poszli na długi spacer. Jan po raz pierwszy wziął Ewę za rękę. Szli wąską alejką w blasku księżyca. Próbowała myśleć, że to jej mężczyzna. Zmęczeni przysiedli na ławce. Oparła głowę o jego ramię i zamknęła oczy w milczeniu. Duża wskazówka zegarka nie wiadomo kiedy zatoczyła kilka kółeczek. Było już całkiem ciemno, gdy wrócili do domu.

Niedzielny poranek przywitał ich słońcem. Maria już krzątała się w kuchni. Z uśmiechem zaparzyła im kawę i przygotowała śniadanie. Potem młodzi, trzymając się za ręce, poszli do jedynego kościoła w miasteczku. Wzrok gapiów był wymowny. W małej miejscowości wszyscy się przecież znają. Nowa twarz od razu rzuca się w oczy, więc trzeba wymienić opinie. Ewa czuła przeszywające spojrzenia, ale były jej zupełnie obojętne. Po obiedzie Jan musiał wyjechać. Ewa odprowadziła go na dworzec. Pytające oczy mężczyzny głęboko zatopiły się w piwnym spojrzeniu Ewy. Ich usta po raz pierwszy spotkały się. W tym momencie Ewa znała już swoją odpowiedź. Nie zdążyła jednak nic powiedzieć, pociąg odjechał.

Niedziela dobiegała końca. Podekscytowana dziewczyna szczebiotała Marii o niezwykłości Jana. Do tej pory nie zdawała sobie sprawy, ile on ma zalet. Wiedziała już, że będzie przy nim szczęśliwa. To jest mężczyzna, którego może być pewna. Kocha ją i zatroszczy się o nią. Aby ostudzić emocje, odkręciła kurek w wannie i dolała mnóstwo pachnącego płynu. Kłębki piany mieniły się wszystkimi kolorami tęczy w blasku zapalonych świec. Zadzwonił telefon. To matka Adama. Widziała dzisiaj Ewę z Janem w kościele. Błagała, aby dziewczyna nie spisywała jeszcze Adama na straty. Twierdziła, że on ją nadal kocha, tylko się pogubił. Tamta dziewczyna była na chwilę. To już nieaktualne. Adam wyjechał za granicę. Nie ma odwagi odezwać się do Ewy po tym, co zrobił. Czyżby Eleonora była jego adwokatem? A może zwyczajnie jako matka troszczy się o syna, chce dla niego jak najlepiej. Wie, że kocha Ewę i z nią będzie mu dobrze. Piana w wannie opadła, woda wystygła, świece zgasiła Maria. Ewa zatopiona we łzach zniknęła w swoim pokoju. Nie wychodziła z niego przez kilka dni. Co ma zrobić? Czy dać szansę realnemu związkowi opartemu na zdrowym rozsądku? Czy podążać za mrzonkami? Adama kochała najgłębszą, prawdziwą, dziką miłością. Jeszcze tydzień temu wróciłaby do niego bez zawahania. Teraz miała wątpliwości. Ale tylko przez chwilę.

***

Wróciła do Adama. Na skrzydłach miłości pofrunęła do Anglii. Nie mogli się sobą nacieszyć. Zwariowali znowu na swoim punkcie. Ten sam Adam co kiedyś. Szalony, roześmiany, troskliwy i zakochany w Ewie po uszy. Spędzili ze sobą trzy cudowne tygodnie. On pokazywał jej Londyn, popisywał się zaradnością, cieszył się z zarobionych pieniędzy. Pracował całymi dniami. Wieczorami spacerowali po mieście i zaglądali do pobliskich kafejek. Pokazał jej Pałac Buckingham, który od 1837 roku do dzisiaj jest oficjalną rezydencją panujących monarchów, British Museum, które posiada w swoich zbiorach eksponaty z całego świata – od tych pochodzących z okresu prehistorycznego aż po te z czasów nowożytnych – czy Tower of London, jedno z najbardziej fascynujących miejsc w stolicy Wielkiej Brytanii. Nocami tulili się do siebie i z dziką rozkoszą oddawali się sobie w całości. Wreszcie zbliżyli się fizycznie, czego nie robili nigdy dotąd. Uwolnili szaleństwo uczuć i niezmierzone pokłady pożądania. Ewa nigdy nie była taka szczęśliwa. Ponad półtora roku temu rozstała się z chłopakiem, a wrócił do niej mężczyzna. Był wysoki, przystojny, muskularny. Jego ciało onieśmielało dziewczynę. Poznawała je kawałek po kawałku. Cieszyła się z każdego pocałunku i subtelnej pieszczoty. Wtulała swoją zmęczoną drobną sylwetkę w obszerne męskie ramiona, zasypiając dopiero nad ranem. Zbliżał się termin powrotu Ewy do Polski, powrotu na studia, do rzeczywistości. To był czas na poważną rozmowę. Co dalej? Była przekonana, że po wakacjach Adam wróci do kraju, wróci na uczelnię, wróci do niej. Planowali przecież wspólną przyszłość. Dla niej wykształcenie to podstawa późniejszej stabilizacji, niezależności i odpowiedzialnego życia. Marzyła o dobrej pracy, mieszkaniu, rodzinie. Adam nie miał jednak zamiaru wracać. Pieniądze, które zarabiał tam, dawały mu właśnie poczucie niezależności. Pracował fizycznie i to mu odpowiadało. Chciał odkładać przez kilka lat, aby po ewentualnym powrocie rozkręcić własny biznes. To był początek lat dziewięćdziesiątych. W Polsce trwał okres transformacji systemowej. Z epoki głębokiego komunizmu państwo przechodziło w raczkujący kapitalizm. Adam marzył o własnym biznesie. Jeszcze nie miał sprecyzowanych planów, ale na pewno nie chciał teraz wracać. To nie był jeszcze ten moment. Pokłócili się. Ewa stała twardo na ziemi. Zawsze kończyła to, co zaczynała. Studia były dla niej priorytetem. Nie zamierzała tego przerywać, aby wyjechać do Anglii na zmywak. Rozpoczęła się walka jej dwóch pasji: nauki i miłości. Co wygra? Ewa wsiadła do autokaru i zalana łzami długo patrzyła na żegnającego ją mężczyznę. On wybrał pieniądze, nie ją. Po raz drugi jej świat się zawalił.

***

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
Dziewczyna z czerwoną parasolką

Dziewczyna z czerwoną parasolką

ISBN: 978-83-8373-030-1

© Elżbieta Gołąbeska i Wydawnictwo Novae Res 2024

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.

REDAKCJA: Maria Ślęczka

KOREKTA: Angelika Kotowska

OKŁADKA: Aneta Karwowska

Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Grupa Zaczytani sp. z o.o.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek