Drzwi do przeszłości - Monika Ofman - ebook + książka

Drzwi do przeszłości ebook

Monika Ofman

3,0

Opis

Oto historia Marty i Wiktorii – matki i córki, które mimo dzielących je różnic starają się być dla siebie wsparciem we wszystkich trudnych chwilach. A tych będzie sporo, szczególnie w życiu nastoletniej Wiktorii, próbującej odnaleźć własną receptę na szczęście i mężczyznę, z którym będzie mogła założyć prawdziwy dom. Tymczasem los podaruje Marcie sposobność, by skonfrontować się z przeszłością i uczuciami, które wciąż się w niej tlą. Co zmieni w niej spotkanie z ukochanym sprzed lat? Czy uda się jej w końcu zamknąć Drzwi do przeszłości?

Starsza, elegancka pani, przechadzająca się alejką obok, kątem oka spostrzegła nastolatkę ściskającą coś kurczowo w delikatnych dłoniach. Podeszła bliżej i zapytała, czy może się przysiąść.
Nie usłyszała odpowiedzi, ale widząc twierdzące kiwnięcie głową, spoczęła obok młodej nieznajomej.
Przerwała chwilę milczenia, pytając troskliwie:
– Coś się stało? Może mogłabym ci jakoś pomóc?
– To długa historia – odpowiedziała cicho nastolatka.
– Tak się składa, że mam czas. – Kobieta uśmiechnęła się serdecznie.
Wiktoria uniosła więc z kolan zapisany notatnik i wyjaśniła, że trochę się wzruszyła.
– Na strychu w domu rodziców znalazłam zapisany zeszyt. – Dłonią wskazała na ten, który trzymała właśnie w drugiej ręce, po czym kontynuowała: – Po charakterze pisma odgadłam, kto jest jego autorką. Zaintrygowana pierwszymi stronami opowiadania postanowiłam przejść się do parku i w spokoju dokończyć lekturę. Mama nigdy nie opowiadała mi tej historii. Nie wiem sama, dlaczego mówię pani o tym wszystkim – wyraziła lekkie zakłopotanie.


Monika Ofman, urodzona w 1982 roku w Rykach, mężatka, z wykształcenia ekonomistka. Po bolesnych doświadczeniach zmuszona była do rezygnacji z pracy. Zamiast złamać się i poddać, wybrała walkę o siebie i swoje marzenia. Zrealizowała marzenie sprzed lat i napisała książkę, dzięki której uporała się z przeszłością i znalazła odpowiedzi na wiele nurtujących ją pytań.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 174

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (1 ocena)
0
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



 

 

 

 

 

 

 

 

Rok 2018, Wiktoria odebrała świadectwo dojrzałości, zakończyła naukę w Technikum Architektury Krajobrazu w Dęblinie, w rodzinnym mieście swojej matki. W drodze powrotnej ze szkoły wstąpiła do dziadków, mieszkających na obrzeżach miasta, aby pochwalić się wynikami w nauce. Chciała też sprawić im radość, lubili bowiem, gdy ich odwiedzała. Babcia nie przepuściła okazji napicia się z wnuczką herbaty. Poczęstowała ją też drożdżowym ciastem, które wyjęła niedawno z prodiża, a które wychodziło jej wyśmienicie. Wiktoria dobrze znała unoszący się po domu zapach ciasta, który kojarzył jej się z dzieciństwem. Na samą myśl ślinka jej ciekła i zaczynało burczeć w brzuchu.

Obok talerza ze starannie pokrojonym i ułożonym ciastem kobieta postawiła na stole miseczkę swojskich powideł z węgierek, nazbieranych przez dziadka w zeszłym roku w sadzie znajdującym się tuż za stodołą. Nastawiła także czajnik z wodą na herbatę.

Dziewczyna poczęstowała się kromką placka, nie żałując sobie powideł, którymi posmarowała swój kawałek ciasta. Dziadek zrobił trzy herbaty i postawił je razem z cukrem na stole. Babcia Kazia nałożyła na nos okulary i przeczytała na głos oceny wypisane na świadectwie.

Dziadkowie nie kryli swojej radości, pogratulowali wnuczce. Rozmowę o planach na przyszłość zakłóciło jednak trzaśnięcie drzwi.

Na zewnątrz zerwał się wiatr, który spowodował przeciąg. Przez otwarte okno wpadł powiew parnego powietrza.

– Nie chcę cię wyganiać, ale jedź już, póki jeszcze nie pada – poprosiła babcia, zamykając okno.

Wiktoria jednak się nie spieszyła, przedłużała wizytę. Lubiła żartować z dziadkiem, który miał ogromne poczucie humoru.

Wsiadając do auta, zauważyła, że z każdą chwilą coraz więcej czarnych chmur przysłaniało niebo, a w oddali błyskało się i grzmiało. Ludzie idący chodnikiem spoglądali w górę i przyspieszali kroku. Nadciągała burza. Wiktoria, kierując się w stronę Ryk, w których mieszkała, nie zwracała uwagi na kropiący deszcz. Zamyśliła się, przywołując w głowie przeszłość.

Zastanawiała się, jakich ludzi jeszcze spotka na swojej dalszej drodze. Wspominała też tych, których już miała okazję poznać.

W jej pamięci szczególne miejsce zawsze będzie miał dyrektor szkoły. Nikogo nie wyróżniał, wszystkich traktował jednakowo, nie było dla niego równych i równiejszych. Jedynkę stawiał każdemu, kto na nią zasługiwał, bez względu na znajomości czy nazwisko. Mimo surowości był bardzo lubiany. Sprawiedliwym ocenianiem zyskał sobie szacunek uczniów.

Uśmiech na jej twarzy pojawił się również, gdy myślami wróciła do zabawnych chwil przeżytych razem z koleżankami i kolegami z klasy, bez wątpienia stanowili zgraną paczkę. Będzie miała za czym tęsknić i co wspominać.

Jechała umiarkowanym tempem. Z każdą chwilą deszcz padał coraz mocniej. Gdyby posłuchała babci, nie jechałaby w ulewę. Jak to dobrze, że nie było jej przy niej, bo na pewno powiedziałaby swoje słynne: „A nie mówiłam”?

Widoczność pogarszała się z minuty na minutę. W lusterku Wiki spostrzegła, jak ktoś wyprzedza ją na podwójnej ciągłej. Tuż przed nią stracił panowanie nad kierownicą i wpadł do rowu. To było coś strasznego. Wiktoria, widząc całe zdarzenie, zatrzymała się na poboczu, a razem z nią jeszcze jeden kierowca. Podbiegli do poszkodowanego i pomogli mu wydostać się z auta.

Dziewczyna początkowo patrzyła na obcego człowieka z politowaniem, ale widząc, że poza drobnymi otarciami i stłuczeniami nic mu nie jest, nie kryła złości.

– Zwariowałeś?! Mogłeś nas zabić! – krzyczała z wciąż utrzymującym się przerażeniem w oczach.

Poszkodowany nawet nie próbował się tłumaczyć, ale na jego twarzy widoczne było niezadowolenie.

– Oby to była dla pana nauczka. Droga to nie tor wyścigowy – dopowiedział spokojnym tonem mężczyzna z drugiego auta.

Chwilę później przyjechała laweta i zabrała uszkodzony pojazd.

Roztrzęsiona i zmoknięta dziewczyna wróciła do domu. Zmieniła ubranie na suche i rzuciła się w wir porządków, pragnąc uspokoić skołatane nerwy.

– Kochanie, daj spokój, zdążysz jeszcze posprzątać. Masz wakacje, będzie na to czas – powiedziała matka, wchodząc do pokoju córki.

– Muszę się odstresować – wyjaśniła lekko poddenerwowana Wiki.

Marta nie rozumiała, dlaczego jej córka jest w takim stanie. W głowie jawiły jej się różne domysły. Żaden z nich nie był jednak faktycznym powodem zmartwienia Wiktorii.

– Oceny masz dobre, więc co się stało? – dociekała zaniepokojona matka.

– Byłam przed chwilą świadkiem niemiłego zdarzenia. Tak mu się spieszyło, że na moich oczach wjechał do rowu.

– Zaraz, powoli. Kto wjechał? – zapytała spokojnie córkę.

– Jakiś kretyn – wyjaśniła.

– Coś mu się stało?

– Na szczęście nikomu nic się nie stało. Najchętniej zdzieliłabym go po tej pustej, choć ładnej gębie.

Marta odkręciła się delikatnie w bok, aby ukryć swój uśmiech, wywołany wypowiedzią córki. Zachowując powagę, odpowiedziała:

– Rozumiem twoje oburzenie, to było bardzo nieodpowiedzialne z jego strony.

– Mamo, tylko pamiętaj, że nie jesteś teraz w pracy – Wiktoria powstrzymała matkę przed ewentualnym wykładem.

– Już dobrze, najważniejsze, że nikomu nic nie jest. Chodź, zaparzę ci herbatki ziołowej. – Chwyciła Wiktorię za rękę i poprowadziła ku wyjściu z jej pokoju.

– Ziołowej? – skrzywiła się dziewczyna.

– Tak, na uspokojenie.

***

Wakacyjne dni minęły tak szybko, że nim się obejrzała, świat wyglądał inaczej. Pożółkłe liście drzew zwiastowały nadchodzącą jesień.

Wiki uwielbiała spacery o tej porze roku, zwłaszcza w takie dni jak ten, ciepłe i słoneczne. Cieszył ją szelest opadłych, suchych liści pod nogami, a otaczający krajobraz zabarwiony odcieniami żółci i czerwieni po prostu zachwycał.

Usiadła na zielonej ławce i zaczęła czytać. Tekst wciągnął ją bez reszty. Wzrok znad zeszytu uniosła dopiero wtedy, gdy skończyła lekturę. Zdawała się smutna.

Ubrana była w czerwoną, rozpinaną bluzę, niebieskie jeansy i białe trampki. Miała drobną sylwetkę i włosy koloru ciemnego blond sięgające ramion.

Starsza, elegancka pani, przechadzająca się alejką obok, kątem oka spostrzegła nastolatkę ściskającą coś kurczowo w delikatnych dłoniach. Podeszła bliżej i zapytała, czy może się przysiąść.

Nie usłyszała odpowiedzi, ale widząc twierdzące kiwnięcie głową, spoczęła obok młodej nieznajomej.

Przerwała chwilę milczenia, pytając troskliwie:

– Coś się stało? Może mogłabym ci jakoś pomóc?

– To długa historia – odpowiedziała cicho nastolatka.

– Tak się składa, że mam czas. – Kobieta uśmiechnęła się serdecznie.

Wiktoria uniosła więc z kolan zapisany notatnik i wyjaśniła, że trochę się wzruszyła.

– Na strychu w domu rodziców znalazłam zapisany zeszyt. – Dłonią wskazała na ten, który trzymała właśnie w drugiej ręce, po czym kontynuowała: – Po charakterze pisma odgadłam, kto jest jego autorką. Zaintrygowana pierwszymi stronami opowiadania postanowiłam przejść się do parku i w spokoju dokończyć lekturę. Mama nigdy nie opowiadała mi tej historii. Nie wiem sama, dlaczego mówię pani o tym wszystkim – wyraziła lekkie zakłopotanie.

Dotarło do niej, że otworzyła się przed przypadkowo poznaną osobą. Trudno się dziwić, starsza pani wzbudzała zaufanie.

– Czasem nawet lepiej porozmawiać z kimś nieznajomym. – Kobieta okazała zrozumienie.

– Mam nadzieję, że mama nie będzie miała mi tego za złe… – westchnęła Wiki, wręczając zeszyt kobiecie siedzącej obok.

– Jesteś tego pewna?

– Tak, znam swoją mamę – powiedziała jakby sama nie do końca przekonana.

Starsza pani z ogromnym skupieniem zaczęła śledzić zdanie po zdaniu.

***

Obudziłam się skoro świt. Wybiła właśnie szósta rano. Odruchowo zerknęłam w stronę okna. Z nieba leciał biały puch, a silny wiatr kołysał drzewami. Brrr… Na samą myśl o wyjściu spod ciepłej kołdry zimny dreszcz przeszył moje ciało. Zamknęłam jeszcze na chwilę oczy, jakby licząc na cud, że gdy je ponownie otworzę, pogoda okaże się łagodniejsza, ale tak się nie stało. Wicher nadal hulał, a śnieg sypał. Pozostanie w łóżku i oddanie się słodkiemu lenistwu było niestety niemożliwe, czekały mnie obowiązki. Zerwałam się na równe nogi i od niechcenia zrobiłam kilka przysiadów i skłonów. Nawet na poranną toaletę potrzebowałam więcej czasu niż zwykle.

Spakowałam książki do plecaka, zarzuciłam go na ramię i zbiegłam po schodach na dół. Mama czekała w kuchni z przygotowanym śniadaniem.

– Dzień dobry, mamo! – krzyknęłam radośnie.

– Dzień dobry. Siadaj i jedz. Nie zapomnij wziąć drugiego śniadania i ubierz się ciepło, bo strasznie dzisiaj wieje.

Przed wyjściem z domu zajrzałam jeszcze do pokoju mojej młodszej siostry, która smacznie sobie spała. Miała dopiero cztery lata.

Z tatą, a zarazem głową naszej rodziny Aleksandrowiczów, nie widywałam się z rana. Kiedy się budziłam, on był już w pracy.

Pokonując drogę do szkoły, miałam wrażenie, że wcale jej nie ubywa. Trudno jest poruszać się pod wiatr. Na placu szkolnym poślizgnęłam się na oblodzonej nawierzchni. Mało brakowało, a wywinęłabym niezłego orła. Całe szczęście, że nie upadłam. Nie wyglądałabym na studniówce zbyt dobrze z ręką w gipsie.

Lekcje mijały mozolnie. Uczniowie ziewali lub podpierali się łokciami o ławkę i przysypiali. Zero skupienia, każdy obecny był tylko ciałem. Nie byłam wyjątkiem, też błądziłam myślami gdzieś daleko, hen. Patrzyłam na nauczycielkę, stwarzając jedynie pozory zainteresowanej lekcją. W rzeczywistości nie miałam najmniejszego pojęcia, o czym mówi ta kobieta. Po głowie chodziło mi coś innego. Zastanawiałam się nad pójściem na dyskotekę, która miała odbyć się wieczorem w szkole. Szarówka za oknem odbierała chęć do wszystkiego, ale pewna myśl nie dawała za wygraną. Musiałam się zmobilizować, to była jedyna szansa na poznanie kogoś, kogo mogłabym zaprosić na studniówkę, do której brakowało zaledwie dwóch tygodni. Tak naprawdę nie wierzyłam w zrealizowanie planu, mimo to postanowiłam spróbować. Podjęłam decyzję, w końcu nie szukałam kandydata na męża, tylko osoby towarzyszącej na balu.

Wieczorem o umówionej godzinie czekałam na dworcu na przyjazd swojej najlepszej koleżanki z klasy. Razem ruszyłyśmy w stronę szkoły. Gosia wiedziała o moich zamiarach.

Nie chcąc tracić ani minuty, od razu zabrałam się za wypatrywanie chłopaka, którego mogłabym ewentualnie poprosić o towarzyszenie na balu. Niestety, żaden odpowiedni nie pojawiał się na horyzoncie. Rozglądałam się po ludziach, przyglądając się im uważnie. Na próżno. Miałam wrażenie, że tracę czas, a powoli też nadzieję.

– Gosia, to nie był dobry pomysł – szepnęłam na ucho koleżance.

– Nie mów tak, dyskoteka jeszcze się nie skończyła – pocieszała mnie.

Gośka miała rację. Pod koniec zabawy pojawił się on, a wraz z nim nadzieja.

Przyłączył się do mojego i Gosi dwuosobowego kółka wraz z kilkoma kolegami. Wszyscy byli starsi od nas. W przeciwieństwie do mojej przyjaciółki nie znałam żadnego z nich. Wyjaśniła mi, że gdy jeździła do Zalesia do babci na wakacje, wieczorami spotykała się z tamtejszą młodzieżą i grała z nimi w świetlicy w bilard. Stąd nie byli jej obcy. Wyjaśniła mi też, że chłopak, który wpadł mi w oko, jest absolwentem naszej szkoły.

Bawiliśmy się kilka kawałków w kółku. Kiedy popłynęły pierwsze nuty „Typa niepokornego” Jacka Stachurskiego, wysoki, barczysty, nieznajomy mi brunet o ładnie wyrzeźbionych mięśniach i niebieskich oczach poprosił mnie do tańca. Już wcześniej zerkał na mnie dyskretnie, a ja też nie mogłam oderwać od niego wzroku. Ten kawałek kończył dyskotekę.

Ułatwiło to sprawę. Gosia wyraźnie miała coś przeciwko. Nie rozumiałam, dlaczego tak stanowczo mi go odradza.

Sama nie miałam wątpliwości. Intuicja podpowiadała mi, że to właściwy chłopak. Nie słuchając przyjaciółki, podeszłam do nieznajomego stojącego na korytarzu przy ksero i wpatrującego się w arkusz papieru, który trzymał w rękach. Bez zbędnego zastanawiania się zapytałam wprost:

– Poszedłbyś ze mną jako osoba towarzysząca na studniówkę?

Chyba nie dowierzał, że pytanie padło do niego. Zdecydowanym ruchem głowy uniósł wzrok znad kartki i rozejrzał się na boki, jakby chciał sprawdzić, czy oprócz nas w pobliżu jest ktoś jeszcze. Kiedy zobaczył, że stoimy sami, zbladł i niepewnym głosem zapytał:

– Możemy wyjść na zewnątrz i tam porozmawiać?

Wyraźnie poczuł się zaskoczony i zakłopotany.

Zgodziłam się.

Przed szkołą kucnął i stłumionym głosem słusznie zauważył, że nie zna nawet mojego imienia.

– Mam na imię Marta – przedstawiłam się, kierując dłoń w jego stronę.

– Darek jestem. – Podał mi rękę.

– To jak? Teraz już mnie znasz. – Uśmiechnęłam się do niego, próbując złagodzić zafundowane mu zakłopotanie.

Darek odwzajemnił uśmiech. Ostatecznie zgodził się, mówiąc:

– W zasadzie nic nie stoi na przeszkodzie.

Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać, gdy powiedział, że ma jeden warunek.

– Chciałbym się z tobą spotkać i omówić szczegóły balu, a przy okazji trochę bliżej cię poznać. Ty poznałabyś mnie. Co ty na to?

Odetchnęłam z ulgą. Ta propozycja nawet mi się spodobała.

Poprosił o numer telefonu i odwiózł mnie do domu. Obiecał, że niebawem zadzwoni.

Szczęście się do mnie uśmiechnęło, pomyślałam w duchu.

Spośród wielu chłopaków bawiących się na sali to właśnie on przyciągał moją uwagę. Miał w sobie to coś, co trudno wytłumaczyć. Nie mogłam się doczekać spotkania z nim.

Z jednej strony zastanawiałam się, czy trafiłam na człowieka, który mnie nie zawiedzie, czy będzie słowny i zadzwoni, z drugiej zaś byłam spokojna. Przecież sam poprosił o mój numer telefonu, dopilnował, bym bezpiecznie wróciła do domu i stwierdził, że w zasadzie nic nie stoi na przeszkodzie, aby pójść na ten bal. Raz jeszcze przeanalizowałam w głowie całą sytuację.

Miałam nadzieję, że Darek nie jest egoistą, któremu zawsze wszystko musi się opłacać i który nie będzie zapatrzony w samego siebie. Po cichu marzyłam, aby okazał się dojrzałym emocjonalnie mężczyzną, traktującym kobiety na równi, a nie jak kogoś od niego gorszego.

Na telefon od Darka czekałam z ogromną niecierpliwością. Nagle ekscytowało mnie wszystko, co się działo wokół mnie. Otwierała się przede mną nowa perspektywa, szansa na bliższą znajomość. To wszystko mogło być tylko zapowiedzią czegoś dobrego.

***

Bardzo się ucieszyłam, gdy zadzwonił. Z wrażenia nie mogłam przez chwilę wymówić ani słowa.

– Jesteś tam? – spytał zaniepokojony.

– Tak, jestem – wydusiłam z ledwością.

– Znam fajną kawiarenkę, do której chciałbym cię zaprosić. Co o tym myślisz?

Usłyszałam męski, serdeczny głos w słuchawce.

– Chętnie zobaczę, co to za lokal – odparłam podekscytowana.

Byłam szczęśliwa. Darek dotrzymał słowa, zadzwonił, tak jak obiecał. Zyskał przez to w moich oczach.

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Nie dowierzałam, że to dzieje się naprawdę. Rozmyślałam o następnym dniu.

A co, jeśli do spotkania nie dojdzie? Nikogo nie można być pewnym na sto procent, a tym bardziej chłopaka, którego dopiero co poznałam. Wydawał się osobą odpowiedzialną, ale pozory czasem mylą. Bez sensu nakręcałam sama siebie, wymyślając różne opcje. Wreszcie zmęczona tym wszystkim postanowiłam zaufać intuicji i sercu, które mówiły mi, że jedynie strach ma wielkie oczy, a spotkanie z Darkiem nie będzie pierwszym i ostatnim. Ta myśl pozwoliła mi spokojnie zasnąć.

Od samego rana nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Kręciłam się po domu to tu, to tam, zupełnie bez celu. Bardzo przeżywałam pierwsze spotkanie z nowo poznanym chłopakiem.

Było już sporo po szesnastej, a on nie przyjeżdżał. Nie traciłam nadziei, intuicja podpowiadała mi cierpliwość. Czułam wewnętrznie, że w końcu się zjawi. Nie myślałam tylko, że spóźni się aż dwie godziny. Trudno powiedzieć, jaki był prawdziwy powód jego niepunktualności, ale oficjalnie załatwiał jakąś pilną sprawę rodzinną.

Machnęłam ręką, przyjmując pokornie jego tłumaczenie. Nie pozwoliłam sobie na robienie mu wyrzutów. Nie chciałam go spłoszyć. Sam powinien wiedzieć, że mężczyźnie nie wypada się spóźniać. W innej sytuacji odebrałabym to jako lekceważenie, ale w tej mogło chodzić o coś zupełnie odmiennego, na przykład stres.

Powiada się, że pierwsze wrażenie jest najważniejsze, od niego wiele zależy w przyszłości. W trakcie spotkania okazało się, że nie tylko mi chodziło o pokazanie się z jak najlepszej strony, Darkowi również. Ubrał się gustownie, ale nie to najbardziej przykuwało moją uwagę. Jego kultura osobista i taktowne zachowanie były imponujące. Odkryłam w nim interesującego mężczyznę.

Czy rzeczywiście trafił mi się nieoszlifowany diament? Taka myśl przemknęła mi przez głowę. To nie mogło być prawdą, bo ideały nie istnieją. Co do jednego tylko nie miałam wątpliwości: oczarował mnie swoją osobą.

Darek od samego początku robił wszystko, abym w jego towarzystwie czuła się wyjątkowo. Był dżentelmenem, jacy się na ogół nie zdarzają. Nie pozwolił, abym sama odsuwała krzesło od stołu, czy otwierała drzwi samochodu. Bardzo się starał.

Weszliśmy do lokalu, w którym panował przyjemny nastrój. W tle grała cicha, spokojna muzyka i było przyciemnione światło. Usiedliśmy przy stoliku w głębi sali, z dala od pozostałych gości, aby móc prowadzić swobodną rozmowę. Kelnerka zrealizowała złożone przez nas zamówienie.

Zaczęliśmy omawiać szczegóły balu. Uśmiechaliśmy się do siebie. Na twarzy Darka widniało szczęście. Nie wiadomo kiedy atmosfera uległa rozluźnieniu i Darek zaczął żartować, że śmiesznie byłoby, gdyby on ubrał się na studniówkę w dres i adidasy, a ja włożyłabym bikini i sandały. Ustaliliśmy też, że przyjedzie na próbę poloneza.

Byłam przekonana, że spotkanie dobiega końca, gdy tymczasem Darek dopiero się rozkręcał.

– Powiedz mi coś o sobie.

Widząc, że rozmowa zaczęła schodzić na inne tory, zastygłam na chwilę w milczeniu. Wtedy przybrał minę niewiniątka i, patrząc mi głęboko w oczy, zapytał miękką barwą głosu:

– No co?

– No nic. Co chcesz o mnie wiedzieć?

– Wszystko, chcę o tobie wiedzieć wszystko. – uśmiechał się.

– W takim razie pytaj.

– Jacy chłopacy są w twoim typie? Masz może swój ideał?

Myślałam, że spadnę z krzesła. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się takiego pytania.

Jego dociekliwość była dla mnie zaskoczeniem. Dlaczego już na samym początku znajomości chciał tak dużo o mnie wiedzieć?

Miałam wymarzony ideał, ale wyglądem nie przypominał chłopaka siedzącego na wprost, dlatego powiedziałam:

– Najważniejsze, aby był dobrym człowiekiem i miał piękne wnętrze. To liczy się dla mnie najbardziej.

Darek, mówiąc jaka powinna być jego dziewczyna, chociaż wcale go o to nie pytałam, wzbudził we mnie mieszane uczucia. Czas pokaże, czy podjęłam słuszną decyzję, zapraszając go na bal.

Jednego mogłam być pewna, zrobił na mnie niemałe wrażenie. Spotkanie z nim pozostawiło ogromny niedosyt. Zanim zdążył odjechać, już za nim tęskniłam.

***

Na kilka dni przed studniówką mocno się przeziębiłam, męczył mnie straszny, suchy kaszel. Postanowiłam zostać w domu i wygrzać się w łóżku. Chciałam jak najszybciej wyzdrowieć.

Któregoś wieczora, niespodziewanie, w moim domu zjawił się Darek. O mojej nieobecności w szkole dowiedział się od Gosi, naszej wspólnej koleżanki. Odwiedzili mnie oboje. Zamiast robić nagły nalot, mógł wcześniej zadzwonić i uprzedzić, że się do mnie wybiera. Nie tryskałam radością z powodu ich przyjazdu. Kaszel nie dawał mi wymówić słowa. Darek żartował:

– Przyznaj się, za dużo paliłaś papierosów.

– Na szczęście nie mam problemu z nałogami – wydusiłam z ledwością.

Koleżanka z klasy opowiedziała mi nowinki ze szkoły. Niesamowite, na początku czułam się niezręcznie, a potem wyjątkowo cieszyłam z ich odwiedzin. Bardzo poprawili mi humor. Darek był miły. Na koniec życzył mi szybkiego powrotu do zdrowia i obiecał, że wkrótce się zobaczymy.

***

Nadszedł dzień studniówki. Mój partner przyjechał punktualnie. Gdy otworzyłam mu drzwi do domu, w jego oczach zobaczyłam zdziwienie. Zmierzył mnie wzrokiem z góry na dół i obsypał miłymi słówkami. Podziękowałam za komplementy i, uśmiechając się, zapytałam, czy czasem się nie podlizuje.

– No co ty, naprawdę świetnie wyglądasz – odparł bez namysłu i wręczył mi różę w niespotykanym, granatowym kolorze, posypaną niebieskim brokatem.

Ach, to dlatego dopytywał wcześniej, jakiego koloru będę miała sukienkę na balu.

Zdziwieni byliśmy oboje, Darek na widok mojej bordowej sukienki, a ja z powodu nietypowego koloru kwiatka, który, jak się domyśliłam, miał zgrać się z kreacją.

– Ta róża i tak zostaje w domu, w szkole czekają czerwone – wyjaśniłam lekko zawstydzona.

– Rozumiem. Nie ma sprawy, chciałaś zrobić mi niespodziankę.

Umiał czytać w moich myślach.

Wstawiając kwiatek do flakonu z wodą, podziękowałam za niego i zapytałam, jakim cudem ma taki kolor. Odpowiedział, że taki efekt powstaje po zanurzeniu łodygi w atramencie.

Na korytarzu szkolnym panowała gorączkowa atmosfera, duży ruch i hałas, ogólne poruszenie zwiastujące nadejście czegoś wyjątkowego. Wszyscy biegali tam i z powrotem jak w ukropie. Słychać było krzyki i piski dziewczyn zachwycających się nawzajem swoimi kreacjami. Emocje były ogromne. Podekscytowana młodzież czekała na rozpoczęcie uroczystości. Wreszcie dyrektor wydał polecenie ustawienia się do poloneza. Wtedy zapadła cisza.

Kolejne maturalne klasy zaprezentowały przygotowany przez siebie układ. To był wyjątkowy moment, który na pewno nie tylko mi zapadł w pamięć.

Po tańcu wychowawczyni pochwaliła nas za oryginalne wykonanie. Starania zawsze się opłacają, liczne próby przed balem nie poszły też na marne.

Kiedy popłynęła melodia walca, spojrzeliśmy po sobie, kręcąc przecząco głowami. Szybkim krokiem udaliśmy się do stołu. Podobnie zrobiły inne pary.

Posiłki nam smakowały, a zespół grał nieźle. Bawiliśmy się doskonale i cały czas mieliśmy dobry humor. Cieszyłam się, że Darek nie odstępował mnie na krok, a gdy wychodził na papierosa, przyprowadzał mi do towarzystwa zaufanego kolegę. Celowo mnie rozśmieszał, mówiąc:

– Zostawiam cię na chwilę w bardzo dobrych rękach. – Po czym gdzieś znikał.

– Jacek, przecież ty też tu z kimś jesteś. Nie powinieneś być teraz przy dziewczynie, z którą przyszedłeś? – zagadnęłam kolegę Darka.

– Nic jej się nie stanie, jak pobędzie chwilę sama. Nie mogłem odmówić najlepszemu kumplowi – odparł uprzejmie.

– Mnie też nic się nie stanie, jak poczekam na Darka sama.

– Jednak zostanę – upierał się.

Jacek to sympatyczny człowiek. Opowiadał mi, jak wyglądała ich studniówka kilka lat temu

Kiedy Darek wrócił, wziął mnie za dłoń i, okręcając w kółko, zażartował:

– Sprawdzam, czy jesteś cała.

Jednego nie rozumiałam:

– Dlaczego oglądasz mnie z każdej strony, skoro byłam w takich świetnych rękach? – Śmiałam się.

Gdy upewnił się, że wszystko jest w porządku, zaproponował spacer po korytarzu. Nim się spostrzegłam, trzymał mnie za obie ręce. Wymyślił, że skoro podłoga jest wypolerowana, to się trochę powygłupiamy. Czasem fajnie jest poczuć się jak dziecko. Mknął przed siebie, a ja, zahaczona o jego dłonie, jechałam na szpilkach tuż za nim. Zatrzymaliśmy się przed schodami prowadzącymi na górę. Chwycił mnie na ręce i wniósł na drugie piętro. Spotkaliśmy tam moją koleżankę, która paliła papierosa w toalecie. Darek też zapalił. Potem Kinga poszła i zostaliśmy sami. Panował półmrok, jedyne światło wdzierało się z klatki schodowej. Usiedliśmy na ławce pod ścianą. Darek przytulił mnie i coś opowiadał. Zrobiło się miło. Pragnęłam, aby ta chwila trwała wiecznie. Czułam się dobrze w ramionach swojego studniówkowego partnera. W pewnym momencie Darek jakby się ocknął, mówiąc;

– Zaniosę cię na salę.

Spojrzałam na niego zdziwiona.

– Nie patrz tak na mnie. Nie chcę, abyś przegapiła przeze mnie własną studniówkę. Idziemy się bawić – zadecydował, porywając mnie na ręce i znosząc na dół.

– Pozwól, że dalej pójdę sama – zaprotestowałam w obawie, że dotrzyma słowa i naprawdę zaniesie mnie aż na samą salę. Spaliłabym się chyba wtedy ze wstydu.

Bal trwał na całego. Dołączyliśmy na parkiet do świetnie bawiącego się tłumu. Po kilku szybkich kawałkach mój partner zaproponował, abyśmy poszli czegoś się napić.

Przyznałam, że to dobry pomysł.

Darek, nie pytając o zdanie, nalał mi do literatki` grapefruitowego soku. Skosztowałam go. Po mojej skwaszonej minie poznał, że nie trafił z wyborem. Rozejrzał się po stole i chwycił za flakonik ze sztucznymi kwiatkami. Domyślałam się, ale jeszcze chcąc się upewnić, spytałam:

– Co zamierzasz?

Darek demonstracyjnie przelewając napój do flakonu, rzekł z miną niewiniątka:

– Przecież muszę jakoś pozbyć się tego soku, żeby móc nalać ci innego.

Tym razem poprosiłam o sok wieloowocowy. Gdy napełnił nim szklankę, najpierw sam upił łyk, aby przekonać się, czy jest smaczny.

– Ten powinien ci odpowiadać.

Rzeczywiście był o wiele lepszy od poprzedniego.

Nagle Darek przypomniał sobie, że w swoim pokoju prawdopodobnie zostawił niewyłączony grzejnik elektryczny. Chwycił za telefon i próbował dodzwonić się do rodziców. Bezskutecznie. Wtedy podjął szybką decyzję. Przejęty i zdenerwowany pojechał do domu. Obiecał, że zajmie mu to niewiele czasu.

Rozumiałam go, też nie