Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kraśnik w latach okupacji był niewielkim, zaledwie piętnastotysięcznym miasteczkiem, zagubionym pośród pól i lasów Lubelszczyzny. Choć wielka polityka zdawała się omijać to miejsce, to właśnie tutaj i w jego okolicach rozgrywały się jedne z najciemniejszych a zarazem najciekawszych epizodów okupacyjnej rzeczywistości.
W okolicznych miasteczkach zaczęły powstawać dwa skrajnie zantagonizowane względem siebie ugrupowania: Gwardia Ludowa i Narodowe Siły Zbrojne. Polityczne podziały z czasem przerodziły się we wzajemny rachunek krzywd, który napędzał spiralę zemsty i doprowadził do eskalacji przemocy, określanej po latach mianem „małej wojny domowej”. Do tego dramatu dołączał problem żydowski, tragiczny w swym wymiarze, a także zwykły bandytyzm rabunkowy, który rozsadzał lokalne społeczności od środka.
Uczestnicy tych wydarzeń, na podstawie przesłuchań, oficjalnych i nieoficjalnych wspomnień, opowiadają o burzliwym czasie, jaki miał miejsce pomiędzy rokiem 1942 a 1944. Te głosy mówią o torturach i egzekucjach, o morderstwach zleconych i rabunkowych, o świecie, w którym granica między ofiarą a katem często się zacierała. Nie jest to obraz znany powszechnie – nie pasuje do legendy nieskazitelnych oddziałów partyzanckich, jakie zwykliśmy sobie wyobrażać.
Literatura do tej pory jedynie szczątkowo dotykała tego tematu – nieliczne publikacje i prace naukowe dotykają jedynie pojedynczych wydarzeń, rzadko pokazując złożoność całościowego obrazu. Ten nieznany kawałek historii stanowi więc swoistą drzazgę, która siedzi głęboko we wzajemnych relacjach, i dopóki nie zostanie odkryta, przysłania obraz rzeczywistości okupacyjnej oraz osobiste tragedie tamtych dni.
Na przetaczającą się rewolucję gdzieś pomiędzy Kraśnikiem a Janowem Lubelskim nakładam losy mojej rodziny – mamy, babci i dziadka, którzy żyli i uczestniczyli w wydarzeniach, jakie miały miejsce. Im też poświęcam tę książkę.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 916
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © Tomasz Zyśko, 2025
Projekt okładki: Jakub Zyśko
Ilustracje na okładce: Archiwum autora
Korekta: Danuta Zyśko, Erato
e-book: JENA
ISBN 978-83-68432-80-0
Wydawca
tel. 512 087 075
e-mail: [email protected]
www.bookedit.pl
facebook.pl/BookEditpl
instagram.com/bookedit.pl
Niniejsza książka jest objęta ochroną prawa autorskiego. Całość ani żadna jej część nie mogą być publikowane ani w inny sposób powielane w formie elektronicznej oraz mechanicznej bez zgody wydawcy.
Dla M.
Pamięci mojej Mamy, Babci i Dziadka
„Zwierzęta w ogrodzie patrzyły to na świnię, to na człowieka, potem znów na świnię i na człowieka, ale nikt już nie mógł się połapać, kto jest kim”.
George Orwell
Umieranie na raka płuc to proces długi. Proces długi i bolesny – dla wszystkich. Dla tych, co opiekują się też. Tak umierała moja mama. Od pierwszej diagnozy minęło siedem lat, podczas których redefiniowaliśmy znaczenie słowa „dobrze”. Dobrze, że operacja się udała, dobrze, że płuco jest wycięte, dobrze, że to tylko rak płaskonabłonkowy, dobrze, że to tylko chemia, dobrze, że…
Pod koniec roku 2021 już wiedzieliśmy, że słowo „dobrze” nie ma tak szerokiego pojęcia, aby nadal mogło być używane. Nie tylko my, ale również wiedziała moja mama. Miała świadomość tego, że umiera i że współczesna medycyna nie jest w stanie zahamować rozrostu komórek rakowych.
Zawsze lubiłem spekulacje, co by było, gdyby było. I długo zastanawiałem się nad cierpieniem, by w końcu je zdefiniować jako konieczność obcowania z nieodwracalnym. Musisz żyć, ale musisz przyjąć do wiadomości coś, czego nie da się zmienić. No i wtedy wszyscy, ja, mój brat i tata, wiedzieliśmy, że mama będzie gasła. A moja mama? One wiedziała, że musi przekazać wszystkie sprawy nam, bo później… no nie będzie żadnego później.
I tak to wszedłem w posiadanie teczki z dokumentami „po babci”. Takiej, co od zawsze leży w szafce, ale nikt do niej nie zagląda przez lata. W tym przypadku zapewne od lata roku 2000, kiedy wraz ze śmiercią babci sprzedaliśmy jej dom. Otworzyłem tę kapsułę czasu, gdzie znalazłem odręcznie pisaną hipotekę na dom, „kwitki” opłacenia podatku gruntownego oraz składek do Związku Nauczycielstwa Polskiego, stare znaczki skarbowe i wszystko, co świadczyło o interakcji człowiek-urząd.
Pośród tych dokumentów rzuciły mi się w oczy szczególnie cztery kartki zapisane pismem maszynowym. Dwie z nich – powstałe w latach 60., to oświadczenia o tym, jak dziadek pomagał partyzantom. Szczególnie interesującym wydał się być ten, który był podpisany przez generała brygady Wacława Czyżewskiego. Pozostałe zaś to dokumenty z lat 90. adresowane do prezesa Związku Żołnierzy NSZ Bohdana Szuckiego. Pomyślałem sobie, że co najmniej dziwne to zestawienie, gdyż z jednej strony Gwardia Ludowa (GL), z drugiej jej śmiertelny wróg, Narodowe Siły Zbrojne (NSZ). Mieszanka zaiste wybuchowa.
Postanowiłem sprawdzić i poszukać. Pierwszy poszedł ów generał i od razu trafienie. „Oficer Gwardii Ludowej i Armii Ludowej, generał dywizji Wojska Polskiego, zastępca dowódcy Śląskiego Okręgu Wojskowego (1959–1963), zastępca komendanta Wojskowej Akademii Technicznej (1963–1968), szef polskiej misji w Międzynarodowej Komisji Kontroli i Nadzoru w Korei (1968–1969), szef Wojsk Obrony Wewnętrznej (1970–1974), zastępca Głównego Inspektora Obrony Terytorialnej (1974–1984), działacz komunistyczny1.” Nie ukrywam, że szczęka mi opadła, bo skąd mój dziadek kolejarz znał takiego włodarza ówczesnej Polski?
Dziadka nie znałem. Zmarł w roku 1971, kiedy miałem 2 lata. Pamięć nie sięga tak daleko. Moja babcia (jego żona) była moją kochaną babcią, której w dużej mierze zawdzięczam, kim jestem. Zmarła w grudniu 1999, nie doczekawszy drugiego tysiąclecia.
Z opowiadań wiedziałem, że dziadek był naczelnikiem stacji Rzeczyca, że współpracował z partyzantami, a „zaraz po wojnie” wsadzili go na Zamek Lubelski komuniści. W latach 90. do babci przyjeżdżali jacyś „staruszkowie” z Kanady, którzy przywozili dokumenty. Zamykali się w naszym M-3 w najmniejszym pokoju, palili papierosy i wspominali. Ja wtedy bardziej byłem zainteresowany światową rewolucją niż jakimiś „pierdołami z przeszłości” – trwała wojna w Jugosławii, strajkował Dombas, a Polska eksplodowała możliwościami postkomunistycznymi. Im jednak byłem starszy, tym bardziej ciekawiło mnie to, z czym mierzyli się moi dziadkowie, by w końcu w roku 2018 pierwszy raz złożyć zapytanie do IPN. Chciałem wiedzieć, a jednocześnie obawiałem się tego, co znajdę w archiwach. Czy donosił? Czy wydał kogoś? Coś co może zburzyć mit i wyobrażenie o tym, jaki był mój dziadek. Z dużą ulgą, a jednocześnie rozczarowaniem przyjąłem fakt komisyjnego zniszczenia akt w roku 1989. Dzięki wydaniu mojej pierwszej książki poświęconej warszawskiemu gettu uzyskałem możliwość dostępu do archiwów jako dziennikarz. To skłoniło mnie do głębszych poszukiwań, których efekty stworzyły tę historię.
Początkowo zamierzałem opowiedzieć historię własnymi słowami na podstawie akt, które znalazłem i które z miesiąca na miesiąc piętrzyły się w coraz większych stosach. Im dłużej je czytałem, tym bardziej czułem się z tym moim pomysłem dziwniej. Odnalazłem ukryte relacje i głosy tych, co byli uczestnikami opisywanych wydarzeń, a ja „kastruję” ich literacko i ich głos pomijam, przedstawiając po swojemu ich osobistą wersję wydarzeń. Stąd też zapragnąłem im ten głos oddać i dać szansę opowiedzenia tej historii w całości bądź jej części po swojemu. I w końcu to, co przeczytałem, było zbyt niesamowite, aby moje słowa mogły to transponować. Było na tyle przerażające, że nikt by mi nie uwierzył, gdybym to ja, a nie oni, opowiadał tę historię.
Większość z tych „opowieści” pochodzi z przesłuchań. Odbywały się one na początku lat 50., kiedy to zbierano zarzuty na środowisko partyzanckie skupione wokół Gomułki oraz wycinano reakcjonistów z NSZ. Można więc zarzucić, że zeznania te były wymuszone i fabrykowane do udowodnienia z góry postawionych tez. Owszem tak też się działo, lecz aby wyciągać głębsze wnioski, trzeba było zbadać, co naprawdę się zadziało.
Aby nie zatonąć w opiniach, zdecydowałem się opierać na zeznaniach bezpośrednich świadków, którzy te wydarzenie widzieli. Co więcej, czytelnik znajdzie wiele opisów tego samego wydarzenia relacjonowanych przez różnych ludzi tak, aby można było skonfrontować poszczególne relacje i wyłapać niespójności oraz nieścisłości między nimi. Dodatkowo należy pamiętać, że celem przesłuchujących było wydobyć jedne wydarzenia, a przykryć inne i nie zawsze zeznania odpowiadały całościowo na pytanie „jak było”. Śledczy byli bardzo często niechlujni – nie dopytywali tam, gdzie aż mi się cisnęło na usta pytanie „a jak to się ma do tego i tego”. Albo też pytali, a odpowiedzi nie znajdowały się w protokole.
Jak inaczej dojść do prawdy, gdy ci, którzy powinni to opowiedzieć, już nie żyją, a to jedyne świadectwo? I czy przesłuchanie od strony faktograficznej jest rażąco gorsze od opowieści snutej przez bezpośredniego uczestnika, gdzie w jego interesie jest gloryfikowanie swojej roli? Proszę mi wierzyć, że śledczy również starali się złapać logikę i dynamikę tych wydarzeń. Polska nie była sowiecką Rosją, gdzie zarzuty były irracjonalne, a poszukiwano szpiegów brytyjskich i amerykańskich. Pomimo więc ułomności wynikających ze sposobu prowadzenia śledztwa na samym końcu są formułowane konkretne zarzuty dotyczące morderstw, zaś ofiary ich realnie nie żyły. Można w zeznaniach domniemywać, jaka rola była osoby A bądź B, ale zabójstwo było faktem.
Wydarzenia opisane w książce budzą emocje i będą budzić. Dlatego ja nie staram się oceniać. Mam prawo je skomunikować jako wnuk ich świadków i uczestników. Patrząc na historię najnowszą, widzimy pajęczynę tkaną z faktów i emocji splecionych ze sobą. Wychodzi później coś, co ciężko obronić logicznie, a jeszcze ciężej na tym budować przyszłość – bo tam jest sen o wielkiej Polsce, o Kraku, Wandzie i rycerzach na Giewoncie zmieszane z Powstaniem Warszawskim i obroną Westerplatte. Zakłamujemy nasze korzenie i dziwimy się, że rzeczywistość boleśnie weryfikuje nasze wyobrażenie. Dlatego bardziej zależy mi na tym, aby spróbować przybliżyć losy ludzi realnych, a nie geopolityk. To oni tworzyli wielką historię, mimo że sami tak swojej roli nie postrzegali. A ocenę tego, co zrobili, pozostawiam czytelnikowi.
Tak jak już wspomniałem – zamierzałem użyć głosów, które znalazłem zapisane w archiwach. Lecz nie jest to takie proste, jakby pierwotnie mogłoby się wydawać. Jak stara płyta, aby mogła być słyszalna, podlega remasteringowi, tak też i ja dokonuję takiego zabiegu. Dla czytelnika niemożliwym byłoby przeczytanie trzystronicowego zeznania napisanego przez przesłuchującego jednym zdaniem, bez żadnych znaków interpunkcyjnych. Tyleż samo trudności przysporzyłyby akapity, w których ów „który” uparcie każdorazowo pisany jest przez „u” otwarte. Proszę mi uwierzyć, że w protokołach brak reguł ortograficznych jest normą. Pozwoliłem sobie na ingerencję w tekst i np. zdania pisane „potokiem świadomości” przez śledczego rozdzielać średnikiem i stosować się do reguł interpunkcyjnych i ortograficznych. Umożliwia to normalne przeczytanie tekstu oryginalnego. Nie wydaje mi się to być wielkim uchybieniem, gdyż dana osoba podczas przesłuchania mówiła przecież w sposób naturalny, a tylko śledczy notował. Więc zmieniam i tak już wtórny zapis, a to, że piszący nie myślał o ortografii i interpunkcji, to już zupełnie inna sprawa. Do tego większość zeznań sporządzana była odręcznie – stąd też czytelnik znajdzie w tekście informację [nieczytelne] bądź też [?], co oznacza najprawdopodobniej. Niemniej jednak nie poprawiam zawartości słów, nie poprawiam składni zdania czy też gramatyki stosowanej podczas zapisów tych relacji. Skutkuje to tym, że czasami gubi się logika, zaś wątek jest urwany, aby przeskoczyć na inny. Ale głos i słownictwo są zbyt cenne, aby je zgubić i mam nadzieję, że wyrozumiały czytelnik mi to wybaczy. Głos, który przez długie lata obarczony był klauzulą „ściśle tajne”, może w końcu zaistnieć w przestrzeni publicznej. Po to abyśmy pomału dochodzili do tego, jak wyglądała okupacja i ruch partyzancki na terenach wiejskich. Wszystko dlatego, abyśmy zaczęli rozmawiać o faktach, a nie o ich emocjonalnym zabarwieniu, bo, pozwolę sobie powtórzyć, „aby cokolwiek oceniać czy też sądzić, należy najpierw zbadać, co się stało, a dopiero na ich podstawie wyrokować”. Ja chcę skupić się na pierwszej części, o ile to w ogóle możliwe.
Piszę dużo o wymiarze reporterskim czy też dokumentalistycznym tego tekstu, ale pozostaje jeszcze chyba najważniejszy wymiar płynący z tych akt, czyli wymiar ludzki. W normalnych czasach ludzie ci byliby przykładnymi sąsiadami mówiącymi sobie w sklepie „dzień dobry” i plotkującymi, kto z kim na zabawie tańczył. Ich dzieci, a następnie wnuki sypałyby kwiatki podczas obchodów Bożego Ciała, a wieczorem siadaliby przy butelce doskonałego samogonu produkowanego przez sąsiada. Tak się jednak nie stało – jak mało czasu wystarczyło, aby podzielić się i zradykalizować w taki sposób, że życie ludzkie nie przedstawiało najmniejszej wartości. Ten zastrzelony, tamten dobity siekierą, ktoś inny powieszony. Wsi spokojna, wsi wesoła.
Słowa te piszę w roku 2024, spisuję to, co się działo 80 lat temu, i żałuję, że nie zadawałem pytań, kiedy mogłem pytać. Zapraszam do lektury.
1https://pl.wikipedia.org/wiki/Wac%C5%82aw_Czy%C5%BCewski_(genera%C5%82) (data dostępu: 4.10.2025).
8 września 1952 roku, 40-letni Żyd Moszko Adler2 siedzi przed przesłuchującym go Stefanem Lenertem w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Lublinie. Urząd mieścił się przy ulicy Krótkiej 4, róg Jasnej 8, parę metrów od głównej ulicy Lublina, Krakowskiego Przedmieścia. Mimo że od końca wojny upłynęło już prawie 8 lat, to zeznający ma ciągle przed oczami swój los i to, że jest wybrańcem, któremu udało się przeżyć. Jak zaczyna mówić, śledczy robi odręczne notatki, bo mimo że to Urząd Bezpieczeństwa nie każda sprawa zasługuje aż na taką uwagę, aby być spisana na maszynie. Początkowo powoli, by później przyspieszać, a od czasu do czasu robić pauzy, gdy Adler zastanawia się.
Od 1949 roku jestem przedstawicielem Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Lublinie.
W miesiącu grudniu 1950 od funkcjonariusza WUBP w Lublinie Wtykło Stanisława otrzymałem wiadomość, że w lesie w okolicach kol. Rudka, g. Zakrzówek, pow. Kraśnik znajdują się dwa bunkry, w których znajdują się zwłoki pomordowanych bojowników Żydów, partyzantów, byłych jeńców z obozu na ulicy Lipowej w Lublinie. W nocy w 1942 lub początkiem 1943 roku znienacka zostali napadnięci przez bandę Narodowe Siły Zbrojne pod dowództwem „Znicza” i wymordowani granatami. Wobec powyższych wiadomości starałem się o ekshumację zwłok i pochowanie ich na cmentarzu w Lublinie, którego to celu dopiąłem.
Początkiem 1951 r. ja razem z wymienionym Wtykło Wajslrot Lejba i szoferem z P.W.R.N. w Lublinie udaliśmy się w miejsce zbrodni, gdzie w obecności gajowego tamtejszych lasów z bunkra jednego wydobyliśmy 18 lub 20 zamordowanych zwłok ludzkich. Szofera i gajowego nazwiska nie znam. Odnośnie zamordowanych osoby liczyliśmy po czaszkach głowy. Możliwe, że wszystkich pomordowanych nie wydobyliśmy z powodu trudności odkopywania ze względu na grunt kamienisty oraz dużą głębokość. Od tego czasu po upływie około miesiąca czasu specjalna ekipa powołana do ekshumacji zwłok żołnierzy radzieckich, polskich i partyzantów, z obok tam znajdującego się bunkra, wydobyli 11 pomordowanych osób, oraz przy nich znaleziono 2 pistolety nabite oraz jeden granat zaczepny. Po wydobyciu zwłok przeprowadzono ekshumację, następnie pogrzeb, gdzie pochowano na cmentarzu wojskowym w Lublinie, gdzie brali udział przedstawiciele PZPR, instytucje społeczne, zakłady pracy oraz orkiestra wojskowa. Nadmieniam, że pogrzeb przeprowadził ZBOWiD w Lublinie. Nadmieniam, że przy wydobywaniu zwłok stwierdziłem połamane czaszki, żebra, kości itd. u pomordowanych Żydów. W rozmowie z ludźmi, którzy pomagali przy wydobywaniu zwłok, dowiedziałem się, że w 1942 roku grupa bojowników jeńców żydowskich, uciekając z obozu, skrywali się w lesie w podanej miejscowości szukając kontaktu z Gwardią Ludową, a tymczasem zetknęli się z bandą NSZ-u pod dowództwem ps. „Znicza”, nie wiedząc, kim oni są. W pierwszych dniach banda ta obiecała udzielić pomocy bojownikom w dostarczeniu broni i żywności, lecz czy dostała, ludność mi nie mówiła. Przez pewien okres bojownicy utrzymywali kontakt z bandą NSZ-tu, ukrywając się we wspomnianych bunkrach w liczbie około 40 osób. Pewnej nocy, kiedy wszyscy spali, oprócz wartownika, który pilnował ich, banda NSZ znienacka napadła na wartownika, udusili go, po czym bunkry obrzucili granatami, oraz strzelając wymordowali podane osoby. Jedna osoba z pomordowanych ocalała, ponieważ uciekła, będąc ranna, lecz nazwiska ani też miejsca zamieszkania nie znam, lecz o tym może dokładnie wyjaśnić obywatel Szalubski Jan mjr pracuje w Warszawie w MSZ w charakterze dyrektora Departamentu, który był w tej samej grupie, a który na dzień przed morderstwem był wydelegowany do Lublina lub Warszawy, celem nawiązania kontaktów z Gwardią Ludową, ponieważ mieli podejrzenia, że to jest jakaś banda nacjonalistyczna, a nie G.L.
Powyższe dane uzyskałem w rozmowie z ob. Szalubskim, który był na pogrzebie pomordowanych w 1951 roku. Niezależnie od tego Szalubski powiedział mi, że wracając z delegacji do swojej grupy do bunkrów, na jednej z pobliskiej stacji kolejowej k/Lublina na trasie Lublin-Kraśnik spotkał Mlanego, który opowiedział mu o tym wypadku, po czym kazał się ukryć. Również mi Szalubski mówił, że grupa ta składała się z byłych KPP-ców i członków RPPS-u, zaś dowódcą grupy był znany działacz KPP z okolicy Lwowa Wolf Gtajcher.
Zaznaczam, że po morderstwie bandyci z NSZ-u obrabowali ich z odzieży, obuwia i dokumentów. Co było mi wiadome w tej sprawie, zeznałem zgodnie z prawdą.3
W czasie tej rozmowy Mikita [policjant granatowy – przyp. autora] powiedział mi, że na terenie Zakrzówka istnieje konspiracyjna organizacja ZWZ, i że do niej należy. W dalszej rozmowie Mikita zaproponował mi wstąpienie do tej organizacji, przy czym nadmienił, że organizacja ta rozwinięta jest w całym kraju. Po dłuższej rozmowie na ten temat, której treści w tej chwili nie pamiętam, zgodziłem się na propozycję Mikity. W tym samym dniu poszedłem razem z nim do sekretarza gminy Zakrzówek Pietury, imienia jego nie pamiętam. W drodze Mikita powiedział mi, że Pietura jest komendantem rejonowym organizacji „ZWZ” i on zasadniczo załatwia na tutejszym terenie formalności związane z przyjęciem członków do organizacji. Kiedy doszliśmy na miejsce do domu Pietury po krótkiej rozmowie na tematy ogólne Mikita przedstawił mnie jako tego, który wstąpić chce do organizacji, wobec czego Pietura odebrał od mnie przysięgę organizacyjną. Wybrałem sobie również pseudonim „Zając”. Od tej pory byłem już zaprzysiężonym członkiem organizacji „ZWZ”. Pietura powierzył mi wówczas funkcję z-cy komendanta żandarmerii na rejon Zakrzówek. Komendantem żandarmerii w ówczesnym czasie [był] Mitura, ten, który mnie angażował do organizacji. W dniu 10 maja 1940 r Niemcy aresztowali Mikitę, Pieturę i dużo innych członków organizacji „ZWZ”.
Leon Cybulski ps. Znicz, 22 sierpnia 1952, przesłuchujący Mieczysław Bakalarczyk4
W lutym 1940 roku do Zakrzówka przybył transport pierwszych osadników z województwa poznańskiego. Były to polskie rodziny wywiezione z tamtych terenów. Rozmieszczono je w Zakrzówku i po okolicznych wsiach. Potem przybył drugi transport, złożony z jeszcze większej ilości wysiedlonych. Wielu Polaków znało dobrze język niemiecki i dlatego władze okupacyjne powołały niektórych w osadzie na odpowiedzialne stanowisko.
Jesienią zaczęły się pierwsze aresztowania. Gestapo zatrzymało Jana Adamca, Józefa Pieturę i policjanta Mikitę. Zamierzano także aresztować drugiego policjanta – Leona Cybulskiego, ale ten zdążył się ukryć.
(…) Okazało się, że gestapo wpadło na trop Związku Walki Zbrojnej i aresztowało część jego członków, w pierwszym rzędzie tych, którzy znajdowali się na liście odebranej jednemu z przypadkowo zatrzymanych obywateli Kraśnika. Ukrywający się Cybulski był także członkiem tej organizacji5.
Marcin Gryta
Funkcję z-cy Dow. Żandarmerii Polowej org. ZWZ rejonu Zakrzówek pełniłem do chwili aresztowania przez gestapo w maju 1940 r. Komendanta rejonu org. ZWZ – Piturę, zastępcę jego Adamca imienia ani pseudonimu nie znam, który zamieszkiwał w Zakrzówku i d-cę Żandarmerii Polowej Mikitę Tadeusza; czy obecnie żyją tego nie wiem. Mnie w tym czasie udało się zbiec przed aresztowaniem wraz z Zygfrydem Sykułą, który był członkiem organizacji ZWZ i ukrywałem się na terenie gminy Zakrzówek6.
Leon Cybulski „Znicz”, Protokół przesłuchania świadka, 4 stycznia 1952 r., przesłuchujący Zbigniew Kowalski
W roku 1940 lub 1941 gestapo wykryło na terenie pow. kraśnickiego jakąś podziemną organizację, prawdopodobnie ZWZ, gdyż w/g mego przypuszczenia innej organizacji w tym okresie nie było. Członkowie tej organizacji z terenu Zakrzówka, a to właściciel sklepu Adamiec Jan, urzędnik gminy Pietura, kierownik agencji pocztowej Pudło Stanisław i granatowy policjant Mikita zostali aresztowani i rozstrzelani, Cybulski Leon natomiast, który również był członkiem tejże organizacji, aresztowany nie został. W jakiś czas później, gdy Cybulski udawał, że ukrywa się przed gestapo, opowiadał on w obecności mnie zamordowanemu później przez niego memu bratu Tadeuszowi, że w czasie aresztowania Adamca Jana i innych miał szczęście, ponieważ dzięki temu, że nie było go wówczas w Zakrzówku /miał być wtedy – jak sobie przypominam – we wsi Rudnik/ uniknął on aresztowania7.
Marcin Gryta, Protokół przesłuchania świadka, 9 lutego 1952 r., przesłuchujący kpt. Bronisław Maćkowiak
Te jak i kolejne aresztowania związane były z przenikaniem do komórek konspiracyjnych agentów Gestapo. W marcu, maju i czerwcu 1940 roku okoliczni mieszkańcy jako źródło wsypy podają „rotmistrza WP” oraz nauczyciela Bronisława Hoess, przedwojennego działacza Związku Strzeleckiego w Janowie Lubelskim. Czystki na stanowiskach kierowniczych ZWZ oraz przykładne kary (rozstrzelanie oraz obóz koncentracyjny) dla pojmanych działaczy podziemia sparaliżowały siatkę konspiracyjną8.
Na jesieni 1941 r. na terenie gminy Zakrzówek pow. Kraśnik przybył Sekretarz gminnej Rady Narodowej w Dzierzkowicach pow. Kraśnik i zaczął ponownie organizować organizację ZWZ (nazwiska jego zapomniałem). W organizowaniu placówek ZWZ brałem udział wspólnie z tymże sekretarzem. Po zgłoszeniu Placówek ZWZ członków członkowie domagali się o prasę, więc o prasę było trudno na razie, ponieważ bezpośrednio sprowadzona była z Warszawy. Po pewnym czasie w zimie z roku 1941/42 spotkałem się z Ob. Sprawką, imienia nie znam zam. Kiełczewice – zabity przez Niemców, który w rozmowie ze mną powiedział, że warto byłoby założyć jakąś organizację, więc ja odpowiedziałem mu, że my mamy org. ZWZ, na to Sprawka odpowiedział, że oni mają organizację narodowo-wojskową i do niej należy Komendant Powiatowy „Placek” [Paweł Szaruda] i nadmienił mi, że mogę się spotkać z Pidkiem ps. „Gruby”, który mnie poinformuje o tej organizacji, ponieważ Pidek ps. „Gruby” już kilkakrotnie pytał się o mnie. Więc udałem się do Kiełczewic wraz ze Sprawką, który z Pidkiem skontaktował. Przy spotkaniu się z Pidkiem ps. „Gruby”, zapytał mnie, czy ja należę do jakiejś organizacji i oświadczył, że on należy do organizacji NOW – Komendantem Powiatowym jest ps. „Placek”. Po upływie około dwóch dni od spotkania się z ps. „Gruby” szedłem w kierunku Bystrzycy gm. Zakrzówek, gdzie spotkałem się z idącym Sprawka i ps. „Placek”. Przy spotkaniu się z ps. „Placek” przedstawił mi się jako komendant NOW, wyrażając zadowolenie, że się ze mną spotkał. W czasie rozmowy powiedział mi, że musi organizować w terenie placówki org. NOW, na co odpowiedziałem mu, że ja placówki mam już zorganizowane org. ZWZ, więc ps. „Placek” oświadczył, że org. ZWZ jest to stara sanacyjna, a my musimy budować inną Polskę. Naświetlił mi program org. NOW i zaznajomił mnie z instrukcją NOW, dał mi wytyczne, że do organizacji NOW muszą należeć sami Polacy, a nie mniejszość narodowa (…), więc zaproponował mi, aby z nim pójść na rozmowę z jego przełożonym, na co wyraziłem zgodę i zaraz bezpośrednio udaliśmy się do majątku k/Kraśnika i tam mnie skontaktował z ps. „Prawdzicem. (…)
Leon Cybulski ps. Znicz, 12 grudnia 1951 – przesłuchujący Henryk Golen9
Leona Cybulskiego musiała Narodowa Organizacja Wojskowa urzec, gdyż stał się jej gorącym zwolennikiem, aktywnie promując idee głoszone przez NOW. Rzuca się w wir organizowania struktur terenowych, czyniąc to poprzez demontaż struktur Związku Walki Zbrojnej.
Ja udałem się po okolicznych placówkach ZWZ i powiedziałem im, aby podporządkowali się org. NOW, bo org. ZWZ nie ma żadnej łączności z górnymi władzami i tak wygląda, jakby org. ZWZ nie istniała. Po zawiadomieniu wszystkich dowódców placówek org. ZWZ na terenie Zakrzówka, których było czterech, zgodzili się oni na podporządkowanie się NOW.
Leon Cybulski, ps. Znicz, 22 lutego 1952 – przesłuchujący Zbigniew Kowalski10
Bardzo dokładnie losy kraśnickiej organizacji NOW, Armii Narodowej czy też NSZ opowiada „Pidek”. Opowieść jego rozpoczyna się od momentu, kiedy ZWZ, na skutek aresztowań, przestaje istnieć.
Ja zaś po aresztowaniach przeniosłem się na teren gm. Wilkołaz pow. Kraśnik i mieszkałem coraz to w innych domach ze względu na ostrożność.
Natomiast w miesiącu listopadzie 1941 mój znajomy ze wsi Leśniczówka gm. Niedrzwica pow. Lublin ob. Soboń [„Wiśnia”] sklepowy przyszedł z oficerem przedwojennym z lotnictwa, którego z nazwiska nie znałem ps. „Prawdzic”, przedstawił mnie tegoż oficera jako Komendanta Obwodu org. Obóz Narodowy z propozycją, czy bym mógł należeć do tej org., oświadczając, że ta org. ma na celu walkę o wolność Polaków i obowiązkiem i zaszczytem jest dla mnie należeć do tej organizacji; pokazał mnie wtedy gazetkę tej org. pod tytułem „Walka”, przeczytałem ją i przyrzekłem, że będę należał do tej organizacji; poszliśmy do lasu Dąbrowskiego koło Leśniczówki, złożyłem przysięgę na wierność tej org., nadał mnie pseudonim „Gruby”. Przysię[gi] składałem na wierność tej org. przy obecności komendanta powiatu org. Obóz Narodowy „Prawdzic” i Soboniem sklepowym stacji Leśniczówka pow. Lublin.
Po zwerbowaniu mnie do org. i przyjęciu przysięgi od razu nie otrzymałem funkcji w org. z powodu tego, że ja będąc mocno prześladowanym przez Niemców, nie chciałem przyjąć funkcji wywiadowczej, że kancelaryjna praca nie była uruchomiona z powodu zawiązania tejże org. i miałem czekać na dalsze rozkazy od Komendanta powiatu „Prawdzica”. Odjeżdżając od mnie „Prawdzic”, dał mnie na zapomogę 200 zł i wyjechał.
W miesiącu styczniu 1942 przyjechał drugi raz do mnie „Prawdzic”, lecz nie do mojego mieszkania a Sobonia i zabrał mnie do siebie [pytał] mnie, czy często przyjeżdżają Niemcy na teren stacji Leśniczówki. Nie przypominam sobie, co wtedy na słowa „Prawdzica” odpowiedziałem i odjeżdżając „Prawdzic” do Lublina dał mnie też 200 zł jako zasiłek, twierdząc, że będzie powracał za kilka dni z Lublina, to jeszcze ze mną miał pogadać, lecz nie wiem w jakiej sprawie. Po upływie około trzech tygodni czasu, jak pojechał komendant powiatu Kraśnika do Lublina, który nie powrócił więcej, bo został aresztowany, i przyszedł do mnie mój znajomy kancelarista [?] były z ZYPU Kraśnik, który też się ukrywał przed Niemcami, który pełnił funkcje oficera łącznikowego naszej org. oraz z komendantem nowym pow. Kraśnik pseudonim „Tyrała”, który oświadczył mnie, że on teraz będzie komendantem powiatu Kraśnik na miejsce aresztowanego byłego komendanta „Prawdzica” i ja teraz będę podlegał pod niego.
Oświadczył „Tyrała” mnie i oficerowi łącznikowemu rotmistrzowi Skibińskiemu [ps. „Chrabąszcz”], że nasz org. nie będzie nazwa „Obóz Narodowy”, a będzie nazywać się „Armia Narodowa”; dał mnie polecenie werbowania członków do naszej org., zakładać placówki po wsiach i żebym sam przyjmował przysięgi od zwerbowanych członków i przez tego wyszukiwanie odpowiednich ludzi do wstąpienia do oddziału, gdyż chce zakładać oddział leśny i postarać się o jakąś broń.
Na skutek polecenia komendanta powiatu org. Armii Narodowej „Trybały” w miesiącu lutym 1942 r. zawiązałem cztery placówki org. Armii Narodowej to jest 1. Kiełczewice Górne, komendant placówki Komorowski [?], ps. nie pamiętam; 2. Dębszczyzna wieś g. Piotrowice, komendantem Wyka ps. „Groszek”; 3. Bystrzyca g. Zakrzówek, kom. Kloc Franciszek ps. „Kanarek” [nieczytelne w zeznaniach – pseudonim na podstawie innych akt – przyp. autora]; 4. Kiełczewice Maryjne g. Piotrowice, kom. Adamczyk Józef ps. nie pamiętam i jednego człowieka wynalazłem z bronią RKM Sprawkę Władysława ps. „Czarny”, który zginął.
Ryc. 1. Franciszek Kloc „Kanarek”
W miesiącu kwietniu lub na początku maja przyjechał „Tyrała” sam do mnie do wsi Kolonia Kiełczewice Dolne g. Piotrowice, któremu zdałem raport, że zorganizowałem cztery [czterech] komendantów placówek i jednego miałem, to jest Sprawkę Władysława z Kiełczewicz Górnych, który chce iść do oddziału i posiada RKM swój. W miesiącu maju 1942 r. „Tyrała” zabrał do oddziału Sprawkę Władysława i zorganizował oddział liczący do 15 osób. Przed żniwami 1942 r. „Tyrała” został zaskoczony wraz ze swoim odziałem przez Niemców i został wtedy aresztowany, a oddział jego został rozproszony11.
Kazimierz Pidek „Gruby”, Protokół przesłuchania podejrzanego, 30 stycznia 1947 r., przesłuchujący Teodor Maresymincz [?]
Bardzo ciekawe zeznania, związane z początkami organizacji, składa Stanisław Kucharski ps. Krzemień późniejszy komendant powiatowy.
Wstąpiłem do organizacji AN [Armia Narodowa – weszła w skład NSZ] na przełomie 1942/43. Komendanta tej organizacji „Prawdzica” i jego prawdopodobnie zastępcę „Placka” poznałem w Struży w majątku, gdzie pracowali. Przy tym obecny był mój teść Nastaj Stefan, który jakieś sprawy miał tam do załatwienia / jakie nie pamiętam/ oraz agronom, dobry znajomy teścia, i ten nas wzajemnie poznajomił. Po pewnym czasie /tegoż dnia/ zaproponowano mi wstąpienie do organizacji AN. Zadania organizacji wymieniono – walka z okupantem, o innych celach nie wspominano zupełnie. „Prawdzic” mężczyzna w wieku lat około 28, blondyn, średniego wzrostu, kulawy. Widziałem go około dwóch razy. Później został on aresztowany przez Niemców i co się z nim stało – nie wiem. „Placek” w wieku około lat 24-25 szczupły, czarny, również pracował w majątku Struża, lecz w zimie 42/43 uciekł przed aresztowaniem niemieckim do lasów w okolicach Leśniczówki i tam przebywał do około 2-ch tygodni po Wielkanocy, gdzie został wykryty i aresztowany przez Niemców12.
Stanisław Kucharski „Krzemień”, Własne oświadczenie, 6 lipca 1952 r.
Latem, jak sobie przypominam w okresie żniwnym 1942 r. we wsi Rudnik gm. Zakrzówek pow. Kraśnik spotkałem się ze swoim kolegą Sprawką Władysławem ps. „Czarny”, obecnie nie żyje, pochodzącym ze wsi Kiełczewice. Sprawka zaproponował mi przystąpienie do konspiracyjnej organizacji pod nazwą „Narodowe Siły Zbrojne”. Wyjaśnił mi, że on do tej organizacji należy i że jest to najlepsza organizacja, jaka może być. Tłumaczył mi, że do tej organizacji wyłącznie sami Polacy należą. Ja zgodziłem się na wstąpienie do tej organizacji, wobec czego wyznaczył mi termin, żebym zgłosił się do niego do domu do Kiełczewic w celu złożenia przysięgi. Zaznaczył, że przysięgę ode mnie odbierze Komendant. W oznaczonym dniu udałem się do mieszkania Sprawki Władysława i razem z nim czekałem na przybycie komendanta. (…) w mieszkaniu Sprawki w Kiełczewicach „Szpak” odebrał ode mnie przysięgę na wierność organizacji „NSZ” i otrzymałem pseudonim „Wojna”13.
Jan Wtykło ps. „Wojna” 31 sierpnia 1952 r., przesłuchanie prowadzi Stefan Jaworski
Ryc. 2. Kazimierz Pidek „Gruby”, zdjęcie okupacyjne z kenkarty na nazwisko Stefan Zawirski
Do organizacji NOW [Narodowa Organizacja Wojskowa – podczas zeznań przesłuchujący używają zamiennie NOW, AN oraz NSZ – przyp. autora] zostałem wciągnięty przez ówczesnego komendanta powiatu tejże organizacji „Tyrałę – Placka”, przez którego zostałem też wcielony do oddziału zbrojnego pod dowództwem „Wołodii – Zucha”. Oddział ten był oddziałem specjalnym i nosił nazwę „egzekutywy powiatowej”. W praktyce oddział ten zajmował się likwidacją ukrywających się przed terrorem okupanta Żydów i działaczy lewicowych (…). Ze składu Komendy Powiatu znałem nadto oficera wywiadu tejże komendy Pidka ps. „Gruby” i zastępcę „Placka” – Kucharskiego – ps. „Krzemień”. Jeśli chodzi o Pidka ps. „Gruby” wiadomo mi, że był to funkcjonariusz policji granatowej w Urzędowie. Poznałem go na początku 1943 r. w Kiełczewicach, pow. Lublin, za pośrednictwem ps. „Placka”. Przed tym spotkaniem „Placek” wtajemniczył mnie w sprawy personalne obsady ówczesnej komendy i wówczas zakomunikował mi, że Pidek ps. „Gruby” sprawuje funkcję oficera wywiadu. Po linii wywiadowczej utrzymywał on kontakt z ps. „Niebieski” [Józef Jagielski – przyp. autora], który na terenie Wilkołaza i okolicy również prowadził wywiad. (…) Na podstawie rozmów przeprowadzonych z Pidkiem ps. „Gruby”, oraz wykonywanych przez niego czynności stwierdzam, że wywiad „NOW” i „NSZ” prowadzony przez Pidka ustalał organizacyjną strukturę innych organizacji„a w szczególności organizacji lewicowych, ich skład osobowy, dowódców, miejsca postoju komend i oddziałów, oraz miejsca ukrywania się Żydów. Na podstawie zebranych przez wywiad informacji oddziały zbrojne dokonywały akcji likwidacyjnych. W omawianym przypadku na podstawie przeprowadzonego przez Pidka wywiadu oddział „egzekutywy powiatowej” NSZ pod dowództwem „Wołodii-Zucha” dokonał szeregu morderstw Żydów w lesie pod Kraśnikiem, co miało miejsce zimą 1942-43 r.
Ryszard Ławruszczuk ps. „Zagłoba” „Kmicic”, 28 stycznia 1953 r., przesłuchujący kpt. K. Prośniak w obecności asesora Prok. Wojewódzkiej Zofii Łyszkowskiej14
Grupą tą [chodzi o „egzekutywę powiatową”, czyli ramie zbrojne NOW na pow. Janów Lubelski] dowodził ps. „Placek” [Paweł Szaruda – przyp. autora] nazwiska nie znam, skąd pochodził, nie wiem, jednocześnie widomo mi, że był on komendantem powiatowym organizacji ZWZ [było to NOW, a następnie NSZ po procesie połączeniowym]. Zastępcą jego był Strzemieszny Władysław ps. „Zuch”, zamieszkiwał on w Leśniczówce, gm. Niedrzwica. Z członków tej grupy dowodzonej przez „Placka” i „Zucha” znam takich jak: Bartkiewicz Leon ps. „Marynarz” pochodził z Majdanu Sobieszczańskiego gm. Niedrzwica, Sprawkę imienia nie znam – pochodził z Kiełczewic, Wtykło Jan ps. „Wojna” pochodził gdzieś z okolic Rudnika gm. Zakrzówek, Stulimowski Zygmunt i Szymański Szczepan – obaj pochodzili z okolic Leśniczówki, gm. Niedrzwica. Ponadto członkiem tej grupy był osobnik występujący pod ps. „Jacek” pochodził z Lublina. Ponadto członkiem tej grupy dowodzonej przez „Placka” byłem i ja od września 1942 do marca 1943 i występowałem po ps. „Wiśnia”.
Adam Soboń ps. „Wiśnia”, 12 września 1953 r., przesłuchiwany przez Zbigniewa Kowalskiego 15
Pierwszym moim zetknięciem się z tą grupą partyzantów żydowskich, oczywiście nie wiedziałem wtedy, że są oni narodowości żydowskiej, było to, o ile sobie przypominam, w październiku 1942 r. w miejscowości Leśniczówka gm. Niedrzwica pow. Lublin. Kiedy to dowódca grupy zbrojnej ps. „Placek” wraz ze Spawką ps. „Czarny” i ps. „Jackiem” wieczorem przybyli przed mój sklep, jaki wówczas prowadziłem w Leśniczówce. Ja o przybyciu tych ludzi wiedziałem już przedtem, bo byłem powiadomiony przez d-cę „Placka”, abym przygotował żywność dla ludzi, których oni tu przyprowadzili. Ja przygotowałem 10 bochenków chleba i 5 kg kiełbasy i z chwilą, gdy ich przyprowadzono pod sklep, wyniosłem im te produkty przygotowane w dwu workach i oddałem im, za co „Placek” zapłacił mi po ówczesnej cenie. Ludzi tych widziałem oczywiście, lecz nie rozmawiałem z nimi, było ich około 30-tu i wszyscy oni byli uzbrojeni w broń długą lub krótką. Po oddaniu im wymienionych produktów żywnościowych wraz z „Plackiem” i członkiem grupy Sprawką ps. „Czarny” i ps. „Jacek” odeszli oni udając się w stronę Kiełczewic.
W dwa albo trzy tygodnie po tym fakcie wieczorem, ja będąc w sklepie, zgłosił się do sklepu jakiś osobnik, który poprosił mnie jako właściciela sklepu, abym wyszedł z nim na chwilę, bo chce ze mną porozmawiać. Więc ja z nim wyszedłem przed sklep i na osobności przedstawił się on mnie, że jest on z tej grupy ludzi, która była u mnie poprzednio po żywność. Nadmieniam, że przed tym zapytał mnie, czy ja występuję pod ps. „Wiśnia”, a gdy ja powiedziałem, że „tak”, wówczas ten osobnik dopiero przedstawił mi się. Następnie ten osobnik zapytał mnie o „Placka”, gdzie on teraz może być mówiąc przy tym, że grupa, w której on się znajduje, dała „Plackowi” pieniądze na broń i żywność, a on jakoś im nie dostarcza i nie wiadomo, czego nie kontaktuje się z nimi. Następnie prosił mnie, aby powiedzieć „Plackowi”, który jest dowódczą organizacji, do której i ja należałem, o tym, aby on im jak najszybciej dostarczył wymienione rzeczy lub skontaktował się z nimi osobiście. Po odejściu jego, ja udałem się do Strzemiesznego ps. „Zuch”, który był zastępcą „Placka” i powtórzył słowa tego osobnika Strzemiesznemu, który odpowiedział mi, że powie o tym „Plackowi”.
W kilka dni po tym fakcie pobytu u mnie tego osobnika, w nocy przyszedł do mnie do domu Sprawka ps. „Czarny” w towarzystwie dwóch kobiet. Sprawka, zwracając się do mnie, powiedział, że z polecenia „Placka” ja mam te kobiety zaprowadzić do lasu kraśnickiego do ich mężów, którzy znajdują się tam w lesie. Ponadto Sprawka powiedział do mnie, że drogę kobiety te znają. Lecz w jakim celu ja miałem z nimi iść, tego Sprawka mi nie powiedział, oznajmiając mi jednak, że jest to polecenie „Placka”. Więc ja ubrałem się i wraz z tymi kobietami, z których jedna miała walizkę średniego rozmiaru, udałem się przez kol. Kiełczewice do lasu kraśnickiego. W drodze z kobietami tymi chciałem nawiązać rozmowę na temat, co one za jedne itp., lecz one mało ze mną rozmawiały, a właściwie nie chciały rozmawiać, i wyglądało, że nie miały do mnie zaufania.
Tylko dowiedziałem się od nich, że pochodzą oni z Lublina, skąd przywiózł ich Sprawka w celu skontaktowania z ukrywającymi się w lesie ich mężami. Ja idąc z tymi kobietami, zorientowałem się, że drogę znają one dobrze, z tego wywnioskowałem, że były one już tutaj nie raz lub przechodziły tędy. Po minięciu kol. Rudki, a dochodząc do gęstego zagajnika, kobiety te kazały mi pozostać nieco w tyle same zaś wysuwając się na przód zostały przez kogoś znajdującego się na skraju zagajnika zatrzymane, gdzie po wymienieniu kilku słów pomiędzy tymi kobietami z tym zatrzymującym, z zagajnika tego wyszedł jakiś mężczyzna uzbrojony w karabin. W tym czasie i ja doszedłem do nich, wówczas kobiety te kazały mi się trzymać przy tym uzbrojonym osobniku, zaś udały się kilka metrów w głąb zagajnika, gdzie zauważyłem dwa nasypy, coś w rodzaju ziemianek. Kobiety te weszły do jakiejś ziemianki. W kilkanaście minut po tym kobiety te wyszły w towarzystwie jakiegoś mężczyzny i z nim udaliśmy się w drogę powrotną. Idąc z nimi osobnik ten pokazywał pistolet, mówiąc mi, że w razie zetknięcia się z Niemcami, będziemy mieli się czym bronić, bo ja broni nie miałem. Po dojściu do Kiełczewskiego zatrzymaliśmy się w budce zbudowanej w lesie przez leśniczego. Wówczas ja powiedziałem im, że idę do domu. Zaś jedna z tych kobiet powiedziała do mnie, że oni zatrzymują się w tej budzie przez dzień, a wieczorem pójdą do Lublina lub udadzą się do gajowego, który zamieszkuje na kolonii, wymieniła nazwę, lecz obecnie nie pamiętam (…) Mówiła mi przy tym, że u tego gajowego jest jej 7-letni syn. Ja żegnając się z nimi, udałem się do domu. Tego dnia, ja będąc w sklepie, przyszła jakaś kobieta, mieszkanka kol. Kiełczewskiej, nazwiska jej nie znam i powiedziała mnie, że w lesie Kiełczewski schwytano jakieś dwie podejrzane kobiety i mężczyznę, którzy podali się, że ja jestem ich kuzynem i furmanką odwieziono ich do Piotrowic pow. Lublin. Następnego dnia, ja jadąc pociągiem do Lublina z Leśniczówki, zauważyłem, jak dwóch żandarmów niemieckich prowadzi do pociągu, na stacji Niedrzwica, te same dwie kobiety i mężczyznę, o których ja podałem wyżej. Wysiedli oni w towarzystwie tych dwóch żandarmów w Lublinie i żandarmi ci prowadząc ich przed sobą udali się do dworca w stronę miasta.
Następnym i ostatnim zetknięciem się z tym oddziałem partyzanckim było następnego dnia po aresztowaniu tych kobiet, kiedy to ja z „Plackiem” i jego grupą zbrojną udałem się na miejsce, gdzie ten oddział kwaterował w dwóch ziemiankach w lesie kraśnickim kol. Rudnik; tam wszystkich tych partyzantów przez „Placka” wymordowano.
Adam Soboń ps. „Wiśnia”, 14 lutego 1953 r., przesłuchiwany przez Zbigniewa Kowalskiego 16
W czasie jednej z rozmów ze Sprawką zapytałem go, skąd pochodzili Żydzi, którzy zostali przez niego zamordowani w lesie kraśnickim, na co Sprawka odpowiedział mi, że spod Lublina17.
Leon Cybulski ps. „Znicz”, 27 sierpnia 1952 r., przesłuchujący Mieczysław Bakalarczyk
Część tej grupy żydowskiej to byli wojskowi trzymani gdzieś w Lublinie. Egzekutywa, a właściwie jej kierownictwo, tj. „Placek” i „Wołodia”, nawiązali z nimi kontakt raczej dla zorientowania się, jakie są ich zasoby pieniężne.
Ryszard Ławruszczuk ps. „Zagłoba” „Kmicic”, proces Adama Sobonia ps. „Wiśnia”18
Leon Bartkiewicz „Marynarz” „nawiązał łączność z jeńcami wojennymi, którzy służyli w WP i byli narodowości żydowskiej i byli w obozie na Lipowej w Lublinie, żeby oni uciekli do partyzantki19.
Piotr Mendrykowski, Protokół przesłuchania świadka, 12 sierpnia 1949 r.
W końcu stycznia 1943 wraz z „Tyrałą” udałem się na wioskę, nazwy nie pamiętam, w okolicach Leśniczówka i tam „Tyrała” z nowym członkiem tej organizacji, którego przedstawił, jego pseudonimem „Wołodia”, nazwiska nie znam. Po za tym powiedział mi „Tyrała”, że jest on dowódcą, ten „Wołodia”, oddziału leśnego, który się formułuje i jest podległy Komendantowi Powiatu Kraśnik.
Między innymi dowiedziałem się, że oddział leśny jeden już jest utworzony i stacjonuje w lasach gościeradowskich. W tym czasie do mieszkania, w którym myśmy się znajdowali, przyszedł jeszcze jeden mężczyzna, którego Tyrała ps. „Placek” przedstawił jako członka organizacji o ps. „Marynarz”, nazwiska nie pamiętam, był on mieszkańcem wioski po lewej stronie toru kolejowego, odległej o kilometr od stacji Leśniczówka. Pamiętam, że w tym czasie również był obecny sklepikarz z Leśniczówki, o którym już nadmieniałem. Z urywków rozmów ich oraz niedomówień dowiedziałem się, że w niedawnym czasie oni dokonali mordów osób narodowości żydowskiej w lasach koło Kraśnika. Ilu oni wymordowali, tych osób żydowskich, nie wiem. Między innymi usłyszałem, że brał w tym morderstwie udział ps. „Placek”, Sprawka ps. „Czarny” i Wtykło ps. „Wojna”, pochodził on z okolic Zakrzówka pow. Kraśnik. W dalszym ciągu przysłuchiwałem się ich rozmowie, dowiedziałem się, że po tych osobach żydowskich zabrali oni mienie oraz pieniądze. Następnie dowiedziałem się, że podeszli oni do ww. Żydów w sposób podstępny, mówiąc im, że chcą z nich utworzyć partyzantkę, a następnie wymordowali ich.
Ryszard Ławruszczuk ps. „Zagłoba” „Kmicic”, 10 maja 1953 r., przesłuchujący Zbigniew Kowalski20
Natomiast pewnego razu przyszedł do mnie ps. „Placek” i zażądał od mnie 4 szt. granatów, wiec ja pytałem go na co jemu potrzebne, to nie chciał początkowo powiedzieć, lecz później powiedział, że na jakąś wielka akcję, lecz na jaka akcję to nie chciał mi powiedzieć, więc ja mając sześć granatów, z których cztery mu odstąpiłem, ps. „Placek” wziął te granaty i poszedł w kierunku Bystrzycy.
Leon Cybulski ps. „Znicz”, 15 grudnia 1951 r., przesłuchujący Henryk Golon21
Pod pretekstem stworzenia z nich [Żydów] oddziału sondowali ich zasoby materialno-gotówkowe. Widocznie grupa ta zorientowała się w podstępnym ich działaniu, bo większość kobiet opuściły bunkry, a mężczyźni i nieznaczna ilość kobiet pozostała. Grupa Wołodii wyczuła wysuwanie im się z ręki […] łupu, wobec tego postanowiono ich wymordować, a łup zagrabić22.
Piotr Mendrykowski, Protokół przesłuchania świadka, 12 sierpnia 1949 r.
Jak wyglądała sama akcja na kwaterujących w lesie Żydów?
Dochodząc do miejsca kwaterowania wymienionego oddziału, zostali zatrzymani przez stojącego tam wartownika. „Placek”, który utrzymywał kontakt z tą grupa partyzantów, wymienił zatrzymującemu znane mu hasło i ten uważając ich za swoich, dopuścił ich do siebie. Następnie, co nie ulega wątpliwości, po sterroryzowaniu wartownik, podeszli do ziemianek, gdzie spali partyzanci i przez otwory wejściowe do ziemianek wrzucili kilka granatów oraz poczęli strzelać do wnętrza tych ziemianek. Obawiając się, że w ziemiankach tych mógł zostać ktoś przy życiu, członkowie „egzekutywy” przynieśli słomę i zapaloną wetknęli w otwory tych ziemianek. W chwili gdy pozostali przy życiu partyzanci, będąc zmuszeni przez gryzący ich dym, wydostali się otworami na zewnątrz. Wówczas napastnicy stojący koło otworów zabijali wydostających się kolbami karabinów. W ten sposób wymordowali oni około 30 partyzantów.
Akt oskarżenia przeciwko Soboniowi Adamowi s. Leona z art. 1 pkt. 1 Dekretu z dnia 31 sierpnia 1944 r.23
Znam ze słyszenia fakty wymordowania grupy ludzi w lasach kraśnickich. (…) Mord ten był dokonany przez samego „Wołodię – Zucha”, o czym mówił w składanym przez siebie sprawozdaniu Skibińskiemu. Przy dokonaniu tego byli ludzie z egzekutywy i placówki. Sam „Wołodia” miał w ręku jakiś drąg czy siekierę. Oskarżony [Adam Soboń ps. „Wiśnia”] był z grupy „Wołodii”, poza tym był ps. „Marynarz”. W trakcie morderstwa oskarżonego to widziałem, widziałem go na przodzie osady, gdzie morderstwo to było dokonane, bezpośrednio po jego dokonaniu wśród trupów (…) Nie wiem, jaki był udział oskarżonego w dokonaniu mordu, jak słyszałem, to raczej nie bezpośrednie jego wykonanie, mieli być tam i inni, jak słyszałem od innych, to przebieg wypadku miał miejsce nocą, przygotowany był przez „Placka” i „Wołodię”, bo egzekutywą dowodził sam „Placek”. Gdzie oskarżony był w tym czasie, nie wiem.(…) Napad był dokonany nocą przez strzelanie, a od Sprawki wiem dokładnie, że z pobliskiego budynku po ostrzelaniu przyniesiono słomy i po zapaleniu jej w otworach bunkrów zmuszono grupę do opuszczenia bunkrów. Ponieważ naboi zabrakło, likwidowano ludzi przy użyciu kolb karabinów. Były nawet fakty złamania kolb. Jak sobie przypominam, z opowieści członków egzekutywy, musieli oni przewidywać niebezpieczeństwo, bo jakiś czas przedtem, kobiety będące w bunkrach, opuściły je. Jak mi wiadomo jest, słomę nosił Sprawka. Wtedy gdy poszedł po słomę do budynków, natknął się na kobietę narodowości żydowskiej. Nie zlikwidował jej wtedy.
Ryszard Ławruszczuk ps. „Zagłoba” „Kmicic”, proces Adama Sobonia ps. „Wiśnia”24
O ile sobie przypominam było to w końcu 1942 roku, do mojego domu na Leśniczówce gm. Niedrzwica przyszedł zastępca dowódcy grupy zbrojnej, do której i ja należałem, Strzemieszny Władysław ps. „Zuch-Wołodia”, który oznajmił mi, abym wieczorem był w domu. Uzasadniając dlaczego, powiedział, że dzisiaj w nocy cała nasza grupa zbrojna uda się do Kraśnika w celu odbicia tam więźniów. Zgodnie z powiadomieniem mnie, wieczorem tego dnia przyszedł Strzemieszny ps. „Zuch” w towarzystwie członka naszej grupy Szymańskiem Szczepanem i wszyscy trzej udaliśmy się najpierw do wsi Mariano gm. Wilkołaz do Skulimowskiego Zygmunta (obecnie nie żyje) wówczas członka naszej grupy, z którym udaliśmy się na kolonie Kiełczewice. Na kolonii Kiełczewickiej dołączył do nas dowódca ps. „Placek” oraz członkowie Sprawka ps. „Czarny”, ps. „Jacek”, Wtykło ps. „Wojna” i Bartkiewicz Leon ps. „Marynarz”. Nadmieniam, że wszyscy wyżej wymienieni prócz mnie i Szymańskiego, byli uzbrojeni w broń palną i granaty. Następnie całą tą grupą udaliśmy się w stronę Kraśnika, a przechodząc przez kolonię Rudki gm. Zakrzówek, zatrzymaliśmy się przed zagajnikiem, gdzie kwaterował oddział partyzantów w dwóch ziemiankach i jak tam już byłem uprzednio z tymi kobietami, o których podawałem w poprzednich protokołach. Wchodząc do zagajnika, zostaliśmy zatrzymani przez wartownika, który tam stał. Wówczas „Placek” wymienił temu wartownikowi hasło i ten dopuścił go do siebie. Następnie „Placek” zwracając się do mnie kazał mi, abym stanął przed samotnie stojącym domkiem, i zagroził mi, abym nikogo do tego domku nie wpuszczał. Więc ja udałem się przed ten domek, który był oddalony od tych ziemianek około 80 metrów. Pozostali zaś wraz z tym wartownikiem na czele z „Plackiem” udali się w stronę tych ziemianek. Nadmieniam, że wówczas było to koło północy i padał deszcz, czy ktoś był w ziemiankach, tego ja nie widział. W ten czas, może nawet nie upłynęło kilku minut, usłyszałem od strony tych ziemianek kilka pojedynczych strzałów, a następnie wybuchy granatów. Ja nie mogłem się zorientować, co tam się stało niedaleko. Gdy tylko ucichły strzały, podbiegł w moją stronę Sprawka i ps. „Jacek”, którzy weszli do zabudowań, przy których stałem, i ze stodoły wynosząc snopek słomy, udali się w stronę tych ziemianek. Ja przyglądając się w stronę tych ziemianek, zauważyłem, że ktoś tą słomę podpalił i przez jakiś czas paliła się ona. W chwilę po tym cała nasza grupa prócz tego wartownika, który nas zatrzymał, wróciła z powrotem, ja wraz z nimi udałem się w kierunku kolonii Kiełczewice. W drodze ps. „Placek” oznajmił nam, że ludzie, których żeśmy dzisiaj zabili, była to grupa partyzantów składająca się z osób narodowości żydowskiej i odnośnie likwidacji tej grupy partyzantów żydowskich to otrzymali polecenie od górnych władz naszej organizacji i polecenie to wykonaliśmy. W drodze dowiedziałem się z ich rozmów, że słomę, którą oni tam palili, to palili ją wetkniętą w otwory tych ziemianek w celu, aby wydusić dymem będących jeszcze przy życiu ludzi w ziemiankach. Ponadto z rozmów ich wynikało, że zrobili to dlatego, żeby ludzie myśleli, że morderstwa tego nie mogli dokonać takimi metodami Polacy, a tylko Niemcy (…) Po za tym ja powiem sobie, że gdyśmy wracali, to widziałem u Strzemiesznego wręcz połamany karabin, gdzie on go złamał, tego ja nie wiem.
Adam Soboń ps. „Wiśnia”, 12 stycznia 1953 r., przesłuchiwany przez Zbigniewa Kowalskiego25
„Ja w tym morderstwie udziału nie brałem i nikt mi żadnego polecenia nie dawał (…) wieczorem będąc ja u ob. Stefanka Jana, albo u Krawca teścia Stefanka Jana, dokładnie nie pamiętam, usłyszałem w kierunku Kraśnika strzały i wybuchy granatów, początkowo myślałem, że to Niemcy strzelają, jednak na drugi dzień dowiedziałem się od Sprawki Stefana zamieszkały Kiełczowice – zabity przez Niemców, że w lesie kraśnickim zostali wybicie Żydzi.
Leon Cybulski ps. „Znicz”, 15 grudnia 1951 r., przesłuchujący Henryk Golon26
Ja o morderstwach obywateli narodowości żydowskiej w okolicach Zakrzówka, chociaż w tej miejscowości przebywałem, lecz nie słyszałem i w ogóle w żadnych morderstwach udziału nie brałem.
Jan Wtykło ps. „Wojna”, 15 września 1952 r., przesłuchanie prowadzi Zbigniew Kowalski27
…poprosił mnie [Sprawka], abym się stawił wieczorową porą na drodze koło Zakrzówka, to oni będą iść z Kiełozewicz do lasu kraśnickiego i do nich dołączę i zobaczymy, co ta będzie można od tych wybitych Żydów zabrać. Kiedy o powyższym morderstwie dowiedziałem się od ww. Sprawki, to zaraz powiedziałem o tym Zeniowo Mieczysławowi, Cieśli Wacławowi i Późniakowi Stanisławowi i Janowi i razem z nimi w porze popołudniowej udałem się do lasu kraśnickiego, celem odszukania tego miejsce, gdzie ci Żydzi zostali wymordowani, więc po przyjściu do lasu rozsypaliśmy się w tyralierę i szukaliśmy około godziny czasu, a następnie odnaleźliśmy się, 4-ech Żydów leżało jeszcze na wierzchu nie zakopani i kilku leżało w bunkrze, ja z tego bunkra zabrałem około 20 kilo grochu, Cieśla Wacław zabrał jedne buty, a Późniaki zabrali wiadro i jedną marynarkę. Po zabraniu tych rzeczy udaliśmy się do domu.
Leon Cybulski ps. „Znicz”, 15 grudnia 1951 r., przesłuchujący Henryk Golon28
Przechodząc przez wieś Zakrzówek do kol. Majcrat gm. Zakrzówek, spotkałem członka komórki śledczej organizacji NOW na terenie pow. Kraśnik Sprawkę ps. „Czarny”, który powiedział mi, że dzisiaj w nocy nie spaliśmy, bo byliśmy, tj. on i jeszcze kilku członków NOW, na akcji przeciwko Żydom w lesie kraśnickim, którzy się tam ukrywali. Następnie powiedział mi, że musieli z Żydami stoczyć walkę, która trwała dłuższy czas do rana. Ponieważ, że było już dość widno i strzały, jakie było słychać, mogły zaalarmować Niemców. W związku z tym nie zdążyli obrabować mienia po tych Żydach, którzy zostali wymordowani. Na moje pytanie, kto w tym brał udział, Sprawka odpowiedział mi, że tego to się nikt nie dowie.
Następnie zwrócił się do mnie, abym wziął ze sobą kilku ludzi i udał się w nocy wraz z nim na miejsce morderstwa do lasu kraśnickiego. Po rozmowie ze Sprawką ja udałem się z powrotem do Zakrzówka, bo już uszliśmy ze Sprawką poza wieś. W Zakrzówku powiadomiłem braci Puźniaków Stanisława i Jana, Renia Mieczysława i Cieślę Wacława, z którymi udałem się na miejsce, gdzie zostali wymordowani, przed umówioną chwilą ze Sprawką, dlatego, że chciałem zobaczyć, czy pozostała tam jaka broń i chciałem uprzedzić Sprawkę w ograbieniu mienia zamordowanych. Przeszukując las, dwieście metrów od skraju ze strony Zakrzówka znaleźliśmy porozrzucaną słomę, która zaprowadziła nas do bunkra wykopanego w ziemi. Przed bunkrem zauważyłem zwłoki czterech lub trzech mężczyzn. Ja będąc ciekawy, co znajduje się w bunkrze, zszedłem tam, gdzie zauważyłem na ziemi w bunkrze trupy 7-dmiu lub 8-miu osób. Po przeszukaniu bunkra nie znaleźliśmy nic takiego, co mogło nam by się przydać, a tylko zabraliśmy parę butów, które ściągnął z jednego z zamordowanych Puźniak Stanisław i zabraliśmy jedno wiadro oraz około 20 kg grochu.
Wieczorem według umowy ze Sprawką udałem się z Puźniakiem, Zeniem i Cieślą na umówione miejsce ze Sprawką na kol. Mozgowat, gdzie zastaliśmy Sprawkę, ps. „Zagłobę”, Wtykłę zam. wówczas w Dębinie gm. Zakrzówek, Ziębę zamieszkałego w Majdanie Starowiejskim i dwóch osobników o ps. „Marynarze”, z którymi udaliśmy się do lasu kraśnickiego, gdzie zostali wymordowani Żydzi.
Przychodząc na miejsce, Sprawka powiedział: „O ktoś musiał tu być, bo buty pozdejmowane” i kazał mnie, Zeniowi, Cieśli i Puźniakowi przeszukać bunkrów, a sam tj. Sprawka, ps. „Zagłoba”, Wtykło, Zięba ps. „Wiśnia”29 i dwóch „Marynarzy” udali się w głąb lasu. My po przeszukaniu bunkra wyszliśmy i udaliśmy się za nimi, gdzie znajdował się drugi bunkier, w którym byli w/w. W bunkrze tym leżało około 12 tu zabitych mężczyzn, u których przeprowadziliśmy rewizję, przy których znaleźliśmy trochę pieniędzy, które zostały podzielone między nas, lecz ile ich było, to nie wiem. Po za tym zabrano odzież, jaka tam się znajdowała zapasowa. Ja dostałem od Zięby Aleksandra ps. „Wiśnia” zegarek ręczny, po za tym więcej nic nie brałem. Nadmieniam, że ja obecnie nie pamiętam, co który jeszcze wziął, wiem, że zabrana była przez pozostałych odzież. Następnie po obrabowaniu tych zamordowanych z mienia udaliśmy się z powrotem do Zakrzówka.
Leon Cybulski ps. „Znicz”, 15 lutego 1952 r., przesłuchujący Zbigniew Kowalski30
Na drugi dzień lub na trzeci dzień po mordzie ja jako członek placówki podziemnej NSZ wraz z Cybulskim ps. „Znicz” z NSZ, Próźniak Stanisław zam. Zakrzówek czł. NSZ-tu i inni, których w tej chwili nazwisk nie pamiętam, udaliśmy się do tegoż lasu w miejsce, celem zabezpieczenia pomordowanych osób.
W lesie zakrzówkowskim w tzw. „Ordynacji” w gęstym sosnowym zagajniku, zobaczyłem około 40 zamordowanych osób, dorosłych mężczyzn. Osoby te obejrzeliśmy później, wróciliśmy do swoich domów.
Od tego czasu, po upływie około 2-ch dni wójt gminy Zakrzówek Serenacki, imienia nie znam, dał polecenie, aby zamordowane osoby w lesie pochować i do tego celu powołał ochotniczą Straż Pożarną w Zakrzówku, w skład której w owym czasie i ja wchodziłem. Po zabraniu łopat furmankami strażackimi udaliśmy się w miejsce popełnienia zbrodni, tzn. do wspomnianego lasu. Po wykopaniu trzech grobów osoby pomordowane w ilości 40 osób, dokładnie nie pamiętam, pogrzebaliśmy. Każda osoba była strzelana w różne części ciała. W większości osoby te były w bieliźnie, zaś ubrania i inne rzeczy codziennego użytku były pozabierane, przez kogo nie wiem.
Władysław Cieśla, Protokół przesłuchania świadka, 6 września 1952 r., przesłuchiwany przez Stefana Lenarta31
Ryc. 3. Leon Cybulski „Znicz” siedzi pierwszy od lewej w środkowym rzędzie.
W dwa tygodnie po zapoznaniu się z „Zagłobą” dowiedziałem się od Sprawki, że wymordował on około 30 tu osób narodowości żydowskiej w lesie kraśnickim. Tego też dnia, tak jak podałem w poprzednim protokole, udałem się z ps. „Zagłobą”, ps. „Wojna”, ps. „Marynarz I” i „Marynarz II” dwóch braci Późniaków, Cieślą Wacławem i Zeniowo Mieczysławem i obrabowaliśmy tych zamordowanych Żydów z mienia. Odnośnie morderstwa tych osób narodowości żydowskiej to dodaję, że byli to uciekinierzy z różnych stron wojew. Lubelskiego, z nich to Sprawka stworzył tzw. partyzantkę, a następnie powiedział mi, że zostali oni wszyscy wymordowani, co też widziałem ich zwłoki w bunkrach w lesie kraśnickim, lecz kto ich wymordował, to Sprawka powiedział mi, że tego się nikt nie dowie, bo to jest tajemnica32.
Leon Cybulski „Znicz”, Protokół przesłuchania podejrzanego, 22 lutego 1952 r., przesłuchujący Zbigniew Kowalski
Również w mojej obecności, gdzieś w marcu 1943 r. Pidek ps. „Gruby” przeprowadził dochodzenie w sprawie przywłaszczenia pieniędzy pochodzących z rabunku pomordowanych Żydów. Przesłuchiwał on wówczas na tą okoliczność członków egzekutywy powiatowej: Sprawkę ps. „Czarny”, Bartkiewicza ps. „Marynarz” i Sobonia ps. „Wiśnia”.
Ryszard Ławruszczuk „Zagłoba” „Kmicic”, 28 stycznia 1953 r., przesłuchujący K. Prośniak
W tym czasie byłem świadkiem, jak Tyrała „Placek” zdawał sprawozdanie ze zrabowanych pieniędzy i przedmiotów wartościowych po osobach narodowości żydowskiej, których wymordowano w okolicy Kraśnika. Następnie mówił Tyrała ps. „Placek” do majora „Roli”, że pieniądze te znajdują się u Spawki ps. „Czarny”. Następnie nadmienił o jakimś złocie, ilości nie wymienił, mówiąc, że znajduje się ono u „Marynarza”.
Ryszard Ławruszczuk „Zagłoba” „Kmicic”, 10 maja 1953 r., przesłuchujący Zbigniew Kowalski33
W czasie spotkania z „Zagłobą” doszło do dość ostrej wymiany zdań między „Zagłobą” a ps. „Krzemieniem” na temat pieniędzy. Chodziło mianowicie o to, iż Kucharski żądał od „Zagłoby” wpłaty do kasy organizacyjne Komendy Powiatowej pewnej sumy pieniędzy nieznanego mi wówczas pochodzenia. Pamiętam, że „Zagłoba” tłumaczył się wówczas, iż pieniądze te wpłacili uprzedniemu Komendantowi, który na tym stanowisku był przed Kucharskim. W drodze powrotnej do domu Holc zorientował mnie, że chodziło o pieniądze zrabowane przez „Zagłobę” grupie Żydów wymordowanych swego czasu przez oddział „Zagłoby”. Holc nadmienił przy tym, że „Zagłoba” jest w ogóle w posiadaniu większego majątku zrabowanego wymordowanym Żydom34.
Józef Jagielski, 27 stycznia 1953 r., przesłuchiwany przez Ignacy Pacia
Przebywając w oddziale „Znicza” [Leon Cybulski – przyp. autora] w okolicach Zakrzówka, to przypadkowo słyszałem rozmowę między „Zniczem” a ps. „Marynarz” na temat wymordowania ludzi narodowości żydowskiej. Ps. „Marynarz” opowiadał „Zniczowi”, jak on wyciągał Żydów z bunkra w jakimś lesie, lecz gdzie i kiedy to było, nie wiem, następnie mówił, że Żydów tych wymordowali. Przedmiotem tych wspomnień było to, że „Znicz” miał robić obrączki ślubne i prowadzili rozmowę na temat dolarów w złocie zabranych po zamordowanych Żydach35.
Roman Dżalik ps. „Roman” – Protokół przesłuchania świadka, 18 marca 1952 r., przesłuchujący Zbigniew Kowalski
XII/12/51
Ekshumacja zwłok Wydery
Obywateli żydowskich
Z pow. Kraśnik
Do
Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej
Lublin
W związku z pismem temt. z dnia 2.IV.51 L.dz:G.K.D.III/822/51 donoszę, że dnia 10.IV.51 r. została dokonana w lesie wsi Rudka gm. Zakrzówek pow. Kraśnik ekshumacja 11 zwłok partyzantów-żołnierzy W.P. – żydów – zamordowanych w bunkrze w 1942 r.
Przy ekshumacji obecni byli:
Przedstawiciel Wojewódzkiego Komitetu Żydów
Przedstawiciel Wojewódzkiego Zarządu Związku Bojowników o Niepodległość i Demokracje
Przedstawicielka Wojewódzkiego Komitetu P.Z.P.R
Przedstawiciel Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Kraśniku
Przy zamordowanych znaleziono dwa pistolety i 1 granat obronny.
Depozyty przekazano przedstawicielowi Wojew. Komitetu Żydów w Lublinie po złożeniu do posiadanych przez Komitet trumien, dla uroczystego pochowania w dniu 14.IV.51 r. najpóźniej.
Sporządzono w 3 egz.
1 egz. Prez. WRN Lublin
1 egz. Wojew. Komitet Żydów Lublin
1 egz. a/a36
2Ur. 22.12.1910, zam. Lublin, ul. Okopowa 12 m. 2, za: IPN Lu 571/2/3, Akta w sprawie karnej prowadzonej przeciwko Leon Cybulski, imię ojca: Józef ur. 24-03-1915 i inni oskarżeni.
3AIPN Lu, 326/201– pisownia pod względem gramatycznym zgodna z oryginałem.
4IPN Lu 571/2/1, Akta w sprawie karnej prowadzonej przeciwko Leon Cybulski, imię ojca: Józef ur. 24-03-1915 i inni oskarżeni…
5Marcin Gryta, „Byłem numerem”, Wydawnictwo Lubelskie 1962, s. 11-12.
6IPN Lu 011/188 t. 5, Akta kontrolno-śledcze w sprawie działalności członków NSZ na terenie pow. kraśnickiego, dotyczące: Władysław Stańczak, imię ojca: Piotr, ur. 11-08-1901 r. i inni. s. 40.
7IPN Lu 571/2/3, Akta w sprawie karnej prowadzonej przeciw: Leon Cybulski…, s. 23.
8kcie wymiany Jan Chodakiewicz, „Agenci i bandy pozorowane na Lubelszczyźnie: z dziejów okupacji niemieckiej w Janowskiem”, „Radzyński Rocznik Humanistyczny” 2, s. 117.
9IPN Lu 011/188 t. 5, Akta kontrolno-śledcze w sprawie działalności członków NSZ na terenie pow. kraśnickiego, dotyczące: Władysław Stańczak, imię ojca: Piotr, ur. 11-08-1901 r. i inni.
10IPN Lu 011/188 t. 5, Akta kontrolno-śledcze w sprawie działalności członków NSZ na terenie pow. kraśnickiego, dotyczące: Władysław Stańczak, imię ojca: Piotr, ur. 11-08-1901 r. i inni.
11IPN Lu 003/2450, Teczka personalna informatora pseudonim „Wilk”, prowadzona przez PUBP w Lublinie/w Krasnymstawie w latach 1947-1953 oraz akta śledcze prowadzone przez PUBP w Lublinie w latach 1945-1950/PUBP w Kraśniku w latach 1950-1952/Wydział Śledczy WUBP w Lublinie w latach 1952-1953 w związku z działalnością oficera wywiadu NSZ na pow. Kraśnik ps. „Gruby”. Materiały dotyczące: Kazimierz Pidek, imię ojca: Antoni, ur. 04-03-1902 r., s. 23-27.
12IPN Lu 398/8, Akta w sprawie karnej prowadzonej przeciwko: Stanisław Kucharski, imię ojca: Józef, ur. 22-08-1909 r. oskarżony o to, że w okresie okupacji niemieckiej na terenie powiatu kraśnickiego, pełniąc funkcję szefa wydziału organizacyjnego Komendy Powiatowej organizacji „Armia Narodowa”, a następnie Komendanta Powiatowego „Narodowych Sił Zbrojnych” wydawał podwładnym polecenia dokonywania zabójstw członków PPR i GL oraz likwidowania ukrywających się Żydów, s. 23.
13IPN Lu 571/2/2, Akta w sprawie karnej prowadzonej przeciwko Leon Cybulski, imię ojca: Józef, ur. 24-03-1915 i inni oskarżeni…
14IPN Lu 011/188 t. 6, Akta kontrolno-śledcze w sprawie działalności członków NSZ na terenie pow. kraśnickiego, dotyczące: Władysław Stańczak, imię ojca: Piotr, ur. 11-08-1901 r. i inni.
15IPN Lu 011/188 t. 4, Akta kontrolno-śledcze w sprawie działalności członków NSZ na terenie pow. kraśnickiego, dotyczące: Władysław Stańczak, imię ojca: Piotr, ur. 11-08-1901 r. i inni.
16AIPN Lu, 326/201.
17IPN Lu 571/2/1, Akta w sprawie karnej prowadzonej przeciwko Leon Cybulski imię ojca: Józef, ur. 24-03-1915 i inni oskarżeni…
18AIPN Lu, 326/201, Protokół rozprawy głównej, 20 VII 1953 r.
19AIPN Lu, 013/79, za: Dariusz Libionka Narodowa Organizacja Wojskowa i Narodowe Siły Zbrojne wobec Żydów pod Kraśnikiem – korekta obrazu.
20IPN Lu 571/2/1, Akta w sprawie karnej prowadzonej przeciwko Leon Cybulski, imię ojca: Józef, ur. 24-03-1915 i inni oskarżeni…
21IPN Lu 011/188 t. 5, Akta kontrolno-śledcze w sprawie działalności członków NSZ na terenie pow. kraśnickiego, dotyczące: Władysław Stańczak, imię ojca: Piotr, ur. 11-08-1901 r. i inni.
22AIPN Lu, 013/79 za Dariusz Libionka Narodowa Organizacja Wojskowa i Narodowe Siły Zbrojne wobec Żydów pod Kraśnikiem – korekta obrazu.
23AIPN Lu, 326/201.
24AIPN Lu, 326/201, Protokół rozprawy głównej, 20 VII 1953 r.
25AIPN Lu, 326/201.
26IPN Lu 011/188 t. 5, Akta kontrolno-śledcze w sprawie działalności członków NSZ na terenie pow. kraśnickiego, dotyczące: Władysław Stańczak, imię ojca: Piotr, ur. 11-08-1901 r. i inni.
27IPN Lu 571/2/2, Akta w sprawie karnej prowadzonej przeciwko Leon Cybulski, imię ojca: Józef, ur. 24-03-1915 i inni oskarżeni…
28IPN Lu 011/188 t. 5, Akta kontrolno-śledcze w sprawie działalności członków NSZ na terenie pow. kraśnickiego, dotyczące: Władysław Stańczak, imię ojca: Piotr, ur. 11-08-1901 r. i inni.
29„Znicz” identyfikuje „Wiśnię” jako Aleksandra Ziębę, w przeciwieństwie do akt, które określają jego jako Adama Sobonia. Soboń podczas przesłuchania 12.09.1953 roku zaprzecza, aby był ktokolwiek używający jego pseudonimu i odżegnuje się od znajomości z Ziębą – „Zięby Aleksandra nie znam i o takim nigdy nie słyszałem”.
30IPN Lu 571/2/1, Akta w sprawie karnej prowadzonej przeciwko Leon Cybulski, imię ojca: Józef, ur. 24-03-1915 i inni oskarżeni…
31IPN Lu 571/2/3, Akta w sprawie karnej prowadzonej przeciwko Leon Cybulski, imię ojca: Józef, ur. 24-03-1915 i inni oskarżeni…
32IPN Lu 011/188 t. 5, Akta kontrolno-śledcze w sprawie działalności członków NSZ na terenie pow. kraśnickiego, dotyczące: Władysław Stańczak, imię ojca: Piotr, ur. 11-08-1901 r. i inni. s. 97-98
33IPN Lu 571/2/1, Akta w sprawie karnej prowadzonej przeciwko Leon Cybulski imię ojca: Józef, ur. 24-03-1915 i inni oskarżeni…
34AIPN Lu, 003/2450, Akta śledcze Kazimierza Pidka.
35IPN Lu 011/188 t. 2, Akta kontrolno-śledcze w sprawie działalności członków NSZ na terenie pow. kraśnickiego, dotyczące: Władysław Stańczak, imię ojca: Piotr, ur. 11-08-1901 r. i inni, s. 155-156
36IPN Lu 011/188 t. 3, Akta kontrolno-śledcze w sprawie działalności członków NSZ na terenie pow. kraśnickiego, dotyczące: Władysław Stańczak, imię ojca: Piotr, ur. 11-08-1901 r. i inni.
Z mieszanymi uczuciami słuchałem Findera, jego informacji i zarazem instrukcyjnych wskazówek naświetlających rolę, zadania i oblicze PPR. Wynikało z nich, że kierownictwo Kominternu realizujące zawsze dyrektywy WKP(b) nowo powołanej partii nadało niejako dwa oblicza, jawne i tajne. Na jawne oblicze partii składała się cała jej nie skrywana przed nikim działalność podziemna, „tajne zaś, czyli skrywane przed narodem, miały pozostać powiązania kierownictwa partii z Moskwą, z Kominternem, uznawanie ich zwierzchnictwa nad partią mimo formalnego wyrzeczenia się przez nią przynależności do Międzynarodówki Komunistycznej. (…)
Jednakże jednocześnie z tym nie żywiłem złudzeń, że przez przyjęcie nazwy Polska Partia Robotnicza i złożenie przez jej kierownictwo publicznego oświadczenia, iż nie jest sekcją Międzynarodówki Komunistycznej, zdezorientujemy naszych wrogów i przeciwników politycznych, zdołamy wmówić ugrupowaniom politycznym, na których bazowała Delegatura krajowa rządu emigracyjnego, jakoby PPR była partią w pełni samorządną, nie mającą żadnych powiązań z Moskwą i Kominternem37.
Władysław Gomułka, „Wspomnienia”
W swojej ostatniej depeszy do towarzysza Stalina piszecie o ustanowieniu władzy robotniczo-chłopskiej w Polsce. Na tym etapie jest to niepoprawne politycznie. W waszej kampanii politycznej unikajcie takiego sformułowania. Najważniejszymi hasłami waszej walki powinny być: 1) Wypędzenie z Polski okupantów; 2) Wywalczenie swobody narodowej; 3) Ustanowienie władzy autentycznie ludowej i demokratycznej, a nie władzy robotniczo-chłopskiej. (…)
G[orgij] D[mitrow], 1 marca 1943 r.38
Decyzja o powołaniu do życia Gwardii Ludowej jako organizacji wojskowej PPR zapadła dopiero w marcu 1942 r. (…) bezwiednie przyjęto wówczas nazwę używaną od dawna przez organizację wojskową PPS WRN, wchodzącą w skład Armii Krajowej (…)
Późniejsze doświadczenia, wyniesione z walk oddziałów partyzanckich i akcji sabotażowo-dywersyjnych, korygowały i uzupełniały organizacyjne formy Gwardii Ludowej, jednak przez cały okres okupacji dołowe ogniwa PPR (komórki partyjne) i Gwardii Ludowej (grupy gwardzistów) określane później jako grupy garnizonowe GL, składały się w zasadzie z tych samych ludzi. Na dole nie było podziału na organizację partyjną i gwardzistowską. Taki stan rzeczy nie sprzyjał umacnianiu żadnej organizacji, szczególnie zamazywał obraz dołowych ogniw Gwardii Ludowej, uniemożliwiał faktyczne ustalenie jej liczebności. (…)
Do usuwania tych przeszkód przyczyniła się szczególnie grupa „dąbrowszczaków”, ściągnięta przez Bolesława Mołojca w początkach drugiej połowy 1942 r. z Francji do kraju. Jeden z nich, Grzegorz Korczyński (Stefan Kilianowicz) ps. Grzegorz”, zdobył sobie zasłużoną sławę najlepszego dowódcy wśród dowódców oddziałów partyzanckich w całym kraju, dowodząc oddziałem partyzanckim im. Tadeusza Kościuszki na Lubelszczyźnie39.
Władysław Gomułka, „Wspomnienia”
Tak więc pustkę po ZWZ nie tylko wypełniły organizacje o charakterze niepodległościowym z zabarwieniem nacjonalistycznym. Na drugim biegunie znaleźli się ich zażarci wrogowie komuniści, dla których lubelskie stało się głównym i jedynym istotnym okręgiem działalności.
Ów Grzegorz Korczyński, a nawet bardziej Stefan Kilianowicz, którego wspomina Gomułka, w latach pięćdziesiątych trafia na salę sądową jako oskarżony. Na podstawie materiałów śledczych i procesowych możemy prześledzić drogę, jaką kraśniccy komuniści przeszli, by pod koniec wojny stanowić znacząca politycznie siłę w Polsce.
AKT OSKARŻENIA
Przeciwko:
KILANOWICZOWI Stefanowi – Janowi vel KORCZYŃSKIEMU Grzegorzowi osk. Z art. 1 pkt. 1 Dekr. z dn. 31.VIII.1944 r.
/oskarżony-zaaresztowany/
(…)
W sierpniu 1942 r. objął dowództwo nad istniejącym na terenie pow. kraśnickiego odziałem partyzanckim osk. KILANOWICZ Stefan, występujący pod pseudonimem „KORCZYŃSKI”, „GRZEGORZ”.
Oddział ten zorganizowany z początkiem 1942 r. z inicjatywy b. członków KPP – Szymańskiego Aleksandra, GRUCHALSKIEGO Jana, MIŁKA Aleksandra i innych prowadził zdecydowaną walkę z najeźdźcą hitlerowskim, przez co zyskał poparcie miejscowych robotników i mas chłopskich. Do komórki Polskiej Partii Robotniczej i do oddziałów partyzanckich Gwardii Ludowej zgłaszali się masowo okoliczni chłopi, przyjmowani byli zbiegli z obozów jenieckich obywatele radzieccy oraz prześladowani przez hitlerowców obywatele polscy narodowości żydowskiej.
(…)
Osk. KILANOWICZ umożliwił przeniknięcie do szeregów oddziału partyzanckiego ludzi ideologicznie obcych i wrogo usposobionych do P.P.R i obsadził nimi kierownicze stanowiska tego oddziału. Między innymi do oddziału przyjęci zostali przez osk. KILANOWICZA członkowie organizacji Z.W.Z- PŁOWAS ps. „LUBY” i jego syn ps. „LUTEK” oraz PALEŃ Antoni ps. „JASTRZĄB”, z których skompletował sztab dowodzonego przez siebie oddziału partyzanckiego.
Osk. KILANOWICZ szerząc ze swoim najbliższym otoczeniem szowinistyczno-nacjonalistyczą propagandę pozyskał sobie słabo wyrobionych ideologicznie i politycznie członków oddziału. Między innymi propagandzie tej ulegli STAREGOWSKI ps. „STEFAN”, ps. „ŚMIGŁY”, GRONCZEWSKI Edward ps. „PRZEPIÓRKA”, WOJTASZEK JAN ps. „TYGRYS”, ŁOJEK Stefan ps. „RYŚ”, TYZO Adam ps. „IWAN”, którzy stali się narzędziem zbrodniczej działalności osk. KILANOWICZA.
Osk. KILANOWICZ i jego najbliżsi współpracownicy przeszli od siania nienawiści do Związku Radzieckiego i szerzenia propagandy rasistowskiej – do dokonywania masowych morderstw. W krótkim czasie po objęciu dowództwa oddziału osk. KILANOWICZ dokonał kilku morderstw na członkach G.L., w tej liczbie i na obywatelach radzieckich, którzy walczyli w szeregach G.L.
I tak w dniu 3 września 1942 roku w czasie akcji bojowej w Księżomierzu – osk. KILANOWICZ osobiście skrytobójczo zamordował uczestnika tej akcji, członka oddziału partyzanckiego POTASIA Aleksandra – obywatela radzieckiego.
W czasie tej akcji osk. KILANOWICZ, dążąc do fizycznego wyniszczenia przeciwstawiających się jego wrogiej działalności uczciwych członków partii – również skrytobójczo – zamordował drugiego członka G.L. – ZIELIŃSKIEGO ps. „TADEUSZ”, skierowanego do oddziału przez warszawską organizację P.P.R.
W dniu 2 października 1942 r. do mieszkania WYGANOWSKIEJ w Ludmiłówce przyszedł SKRZYL Jankiel celem nawiązania kontaktu ze swoim kuzynem ps. „KACZOR”, członkiem oddziału partyzanckiego, którego dowództwo sprawował osk. KILANOWICZ. W mieszkaniu tym został SKRZYL zatrzymany przez szantażystów SERAFINA i TYZO i doprowadzony do sołtysa celem odstawienia go do żandarmerii niemieckiej. Osk. KILANOWICZ dowiedziawszy się o tym fakcie wydał rozkaz zamordowania SKRZYLA Jankla, oraz powiadomienia żandarmerii, że SKRZYL został zabity w czasie konwojowania go na posterunek. Rozkaz osk. KILANOWICZA został wykonany przez ŁOJKA Stefana ps. „RYŚ’ i innych. Osk. KILANOWICZ wydał rozkaz STAREGOWSKIEMU zamordowania również kuzyna SKRZYLA ps. „KACZOR” członka G.L.
STAREGOWSKI powyższy rozkaz wykonał w ten sposób, że pod pozorem załatwienia sprawy organizacyjnej w Lublinie uprowadził ze sobą „KACZORA” i w drodze skrytobójczo go zamordował.
(…) Śledztwo zakończono w 1952 r.40
Suchy akt oskarżenia nie jest w stanie oddać emocji. Za wydarzeniami, w nim opisanymi, stali konkretni ludzie, których do czynu pchała mieszanina ideologii i chciwości. Szybko wyzbywali się jakiejkolwiek moralności, przyzwyczajając się do zabijania, gdyż życie ludzkie posiadało wartość znikomą. Korczyński vel Kilanowicz, przyszły więzień skazany z dożywociem, a następnie wiceminister obrony narodowej, wraz z pojawieniem się na podlubelskiej wsi jest jedną z postaci najczęściej wymienianych w tej opowieści. Prześledźmy jego losy oraz to, skąd trafił do powiatu kraśnickiego.
Z gmachu Urzędu B.P. nie wynosić
ANKIETA SPECJALNA
Pytania: 1. Nazwisko, imię, imię ojca prawdziwe – Kilanowicz Stefan Jan, imię ojca Szczepan
Pytania: 2. Nazwisko, imię, imię ojca wg dokumentów – Korczyński Grzegorz (wg Dokumentów) Używał: Kolczyński Rudolf, Zdziebłowski Walerian, imię ojca wg dokumentów: Szczepan
Ryc. 4. Grzegorz Korczyński – zdjęcie z dyplomu ukończenia studiów wyższych o charakterze ogólnowojskowym – rok 1961
Pytanie: 3. Pseudonimy: Stefan, Rudolf nadane przez Kom. Partię Francji (sekcja polska) 1941-1942 r.
Grzegorz, Korczyński nadane przez Sztab Główny G.L. i A.L. w 1942-43 r.
Pytanie: 6. Miejsce urodzenia: Warszawa
Pytanie: 7. Narodowość: polska
Pytanie: 8. Wyznanie: ateista
Pytanie: 9. Obywatelstwo: polskie odebrane przez amb. Łukasiewicza w Paryżu za udział w wojnie w Hiszpanii
Pytanie: 10. Wykształcenie: 7 klas gimn. mat.-przyrod. E.A. Rontalera w W-wie
Pytanie: 22. Miejsce zamieszkania i zajęcie w czasie okupacji niemieckiej: 1941-1942 r. (miesiąc lipiec) był we Francji (Paryż), był funkcjonariuszem K.P.F. (zawodowo pracował tylko 2 miesiące)
Pytanie: 24. Czy pracował w organizacjach lub instytucjach niemieckich ew. utworzonych przez Niemców i w jakim charakterze: 3 tygodnie w Gennevilliers (k/ Paryża) jako robotnik, po linii informacji, sabotażu w niemieckich składach materiałowych (wysłany przez Partię)
Pytanie: 29. Przynależność partyjna do 1939 r.: od 1933 r. do 1935 r. do rozwiązania należał do Z.N.M.S. [Związek Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej – przypomnienie autora] od 1938 r. członek Kom. Partii Francji
Pytanie: 36. Czy był zagranicą, gdzie, kiedy, przyczyna wyjazdu i czym się trudnił: Od 1.I.1937 do 16 lipca 1942 r. w Czechosłowacji, Austrii, Szwajcarii, Francji, Hiszpanii. Brał udział w wojnie w Hiszpanii. Był w szeregach Brygady im Dąbrowskiego.
51. Dokładny adres: Warszawa ul. Kordeckiego N 48
52. Data wypełniania ankiety: 1 kwietnia 194541
Stefan Kilanowicz urodził się 17 czerwca 1915 r. w Warszawie w robotniczej rodzinie. I pewnie byłby sztandarowym przykładem dziecka, które ciężką pracą i zdolnościami osiągnęło pozycję w przedwojennej Warszawie, gdyby nie śmierć ojca w roku 1932. Ubóstwo, na które był skazany, pchnęło go do najprzeróżniejszych zajęć – pracował jako robotnik, goniec, korepetytor i urzędnik. Niemniej jednak czy to buzujące hormony, czy też awanturniczy charakter powodowały, że nigdzie miejsca zagrzać nie mógł na dłużej. Ostatnie miejsce pracy w Warszawie, jakim był Szpital na Karowej, opuścił po konflikcie z przełożonymi. Nie jest więc dziwne, że młody Stefan zaczął się interesować skrajnymi ugrupowaniami i został oczarowany przez idee komunizmu, który miał zesłać równość i sprawiedliwość dla wszystkich.42
Brat mój [Stefan Kilanowicz vel Grzegorz Korczyński – przy. autora] i ja od małego dziecka byliśmy wychowywani przez ojca komunistę, a po jego śmierci przez towarzyszy partyjnych w duchu nienawiści i bezkompromisowej walki z ustrojem kapitalistycznym, faszyzmem i wszelkimi objawami wyzysku człowieka przez człowieka na gruncie internacjonalizmu. Brat mój Kilanowicz Stefan od zarania swojej młodości związany był z organizacją „Życie” i KZM [Komunistyczny Związek Młodzieży Polski – przyp. autora]. Z chwilą wybuchu wojny domowej w Hiszpanii brat mój, przezwyciężywszy wszelkie trudności, przedarł się przez zieloną granicę Czechosłowacji, Austrii, Szwajcarii, Francji i Hiszpanii po to, by jako ochotnik walczyć w szeregach Brygad Międzynarodowych o wolność ludu hiszpańskiego, o jego prawo stanowienia o własnym losie, o socjalizm43.
List Jerzego Kilanowicza do Przewodniczącego Centralnej Komisji Kontroli Partyjnej Tow. Franciszka Jóźwiaka, Warszawa, 7 listopada 1954
Przybył do Hiszpanii w styczniu 1937 roku i rozpoczął służbę w siłach Republiki. Służył w 6 kompanii Batalionu im. J. Dąbrowskiego, następnie w stopniu już sierżanta dowodził plutonem ckm w kompanii im. L. Waryńskiego. Walczył pod Brunette i Saragossą by trafić, w końcu, do szwadronu kawalerii XIII Brygady44.
