Dobry chłopak. Agata Brok na tropie. Część 5 - Iwona Wilmowska - ebook

Dobry chłopak. Agata Brok na tropie. Część 5 ebook

Iwona Wilmowska

4,3

Opis

Dobry chłopak, 5 tom serii kryminalnej Prywatne śledztwo Agaty Brok, którejakcja osadzona jest we współczesnej Warszawie i dotyczy zwykłych ludzi z najbliższego sąsiedztwa. Tytułowa Agata Brok to trzydziestokilkuletnia warszawianka z dużym talentem do rozwiązywania zagadek. Grupę pozornie niepowiązanych ze sobą osób nagle dotyka życiowa katastrofa. Ktoś ginie, ktoś inny traci dorobek życia, jeszcze inna osoba zostaje pozbawiona kontaktu z rodziną. Jaki sekret skrywa ich przeszłość i kim jest tajemniczy mściciel, który postanowił wyrównać rachunki? Agata musi rozwikłać tę zagadkę – w końcu wydarzenia dotyczą jej własnej siostry! Jak zrozumieć, dlaczego najbliższy człowiek niespodziewanie potrafi przekreślić lata wspólnego życia? I dlaczego nie chce podać powodu swej decyzji?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 279

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (42 oceny)
20
17
4
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ivonnek311

Całkiem niezła

Cała seria dość ciekawa. Zaskakujące zwroty akcji. Niestety im dalej, autorka nie rozwija się, a wręcz sprawia wrażenie, że idzie na ilość, a nie na jakość. W tej części rozśmiesza stwierdzenie - brat mojej siostry.A kto to?
00
ARMalki

Dobrze spędzony czas

Kolejna część przygód Agaty Brok. Nic nie jest oczywiste. Trzyma w napięciu do końca. Warto przeczytać.
00
Megray

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna.
00

Popularność




Michałowi

Tamara wyjęła z torebki lusterko i skontrolowała swój wygląd. Było jak zwykle doskonale. Zresztą, czemu tu się dziwić? W końcu zainwestowała niezłą sumkę w to, żeby tak wyglądać. Jej kasztanowe loki falowały na wietrze, a w oczach odbijały się światła dyskoteki.

Spojrzała na zegarek. Dochodziła pierwsza. Pora już się zbierać. Wprawdzie lato jeszcze się nie skończyło, ale noc była wyjątkowo chłodna, a wyszywana cekinami zwiewna narzutka miała za zadanie błyszczeć, a nie ogrzewać. Na nadwiślańskich bulwarach zawsze wiało silniej niż w mieście, a ona, wychodząc z domu, jak zwykle o tym nie pomyślała.

Pokryła usta świeżą warstwą szminki, zamknęła lusterko, po czym nachyliła się do siedzącej obok koleżanki.

– Zaraz będę stąd spadać! – powiedziała.

– Co?! – Blondynka z napompowanymi ustami wykrzywiła się i nachyliła w jej stronę. Tamara nie mogła oderwać oczu od tych ust. Już od dawna mówiła Renacie, że przesadza z wypełniaczami, ale w końcu to nie jej problem.

Westchnęła i krzyknęła, starając się przebić przez muzykę, którą DJ podkręcił chyba po to, żeby mu się goście nie pospali, bo wyjątkowo przynudzał.

– Mówię – krzyknęła prosto w ucho koleżanki, aż zakołysał się piórkowy kolczyk w jej uchu – że spadam na chatę!

– Aaaa! OK! Ja jeszcze posiedzę. Może fotki sobie jeszcze strzelimy, co?! Żeby mieć na jutro jakiś wsad na Insta!

– Pewnie!

Tamara właśnie po to poprawiła makijaż. Wyjście ze znajomymi nie liczyło się, jeśli nie zostało uwiecznione na zdjęciu, które potem mogła wrzucić na Instagram. Zebrała już całkiem duże grono obserwatorów. Było ich tyle, że lada moment mogła zacząć oczekiwać pierwszych propozycji współpracy. Nie to, żeby potrzebowała pieniędzy, ale po pierwsze, siana nigdy za dużo, a po drugie, mile połechtałoby to jej próżność. Renata była modelką fitness i wyciągała z tego całkiem niezły dochód. Tamara nie widziała powodu, by od niej odstawać.

Wyciągnęły telefony, objęły się, zetknęły głowami, upewniły, że migocząca w światłach dyskoteki Wisła jest dobrze widoczna w obiektywie i przystąpiły do robienia serii zdjęć. Szczerząc się do ustawionego na „autoportret” aparatu, Tamara pomyślała, że Renata przesadziła z tymi ustami i dzięki temu ona sama wygląda lepiej. Wiadomo, że nic tak nie podnosi oceny jak odpowiedni kontekst. Ta myśl sprawiła, że znacznie poprawił się jej humor. W oczach błysnęło szczere rozbawienie.

– Dobra! Mamy to! – krzyknęła. Dopiła przesłodzonego drinka, ucałowała wszystkich zebranych, choć tak naprawdę poza Renatą nie za dobrze ich znała, po czym wyszła z baru.

Wyciągnęła telefon, żeby zamówić Ubera, ale po chwili stwierdziła, że w sumie to chętnie przejdzie się kawałek. Alkohol choć trochę wywietrzeje jej z głowy, a poza tym spali przynajmniej część kalorii z tych ulepkowatych drinków. Kiedy wejdzie między budynki, nie będzie już przecież tak wiało.

Zaskoczyło ją trochę, że jest tak pusto. Ale po chwili przypomniała sobie, że przecież to czwartek. Jutro zaroi się od imprezowiczów. Na szczęście jej nie obowiązywały takie ograniczenia. Mąż zarabiał tyle, że nie musiała zaprzątać sobie głowy pracą. Formalnie była zatrudniona w jego firmie, kiedyś nawet rzeczywiście trochę mu pomagała, ale od tamtego czasu upłynęło w Wiśle wiele wody i od dawna skupiała się wyłącznie na sobie.

Przez niewielki skwerek, tuż obok pomnika Syrenki Warszawskiej, skręciła w ulicę Tamka. Pustki na ulicach sprawiły, że poczuła się trochę nieswojo. Wyjęła telefon i włączyła aplikację Ubera. Na najbliższego kierowcę musiałaby czekać ponad pięć minut, a nie uśmiechało się jej stać na placu jak jakaś prostytutka. Po raz pierwszy tego wieczora pożałowała, że nie zdecydowała się na nieco dłuższą spódnicę. Za chwilę jednak zaśmiała się z siebie – bardziej po to, by dodać sobie otuchy niż z rzeczywistego rozbawienia. Nie jest przecież jakąś głupią, trzęsącą dupą nastolatką, tylko dorosłą kobietą i nie będzie się bała nocnych spacerów w centrum stolicy europejskiego kraju.

Nie zważając na czerwone światło, przebiegła Tamkę i ruszyła szybkim krokiem, rozglądając się za wolną taksówką.

Minęły ją trzy, ale jak na złość zajęte.

Właśnie pomyślała, że chyba jednak usiądzie na najbliższym przystanku autobusowym i poczeka na zamówionego Ubera. Pięć minut to przecież nie wieczność. Co może jej się stać?

Sięgnęła do torby po telefon, gdy poczuła nagły ból w dole pleców. Nie mogła wziąć oddechu, więc tylko otworzyła usta, a nogi się pod nią ugięły.

– Aaaa… – jęknęła i poczuła, że ktoś ją złapał od tyłu. Chłodny przedmiot wysunął się z jej ciała i uderzył jeszcze raz. I jeszcze raz.

Upuszczony telefon trzasnął o ziemię.

Przez głowę przeleciała jej absurdalna myśl, że takie ładne zdjęcia się zmarnują. Tyle serduszek by było.

Próbowała obrócić głowę, by spojrzeć, kto ją zaatakował, ale nie dała rady.

– Kto… – sapnęła.

– Nieważne. – Wyszeptanej wprost do jej ucha odpowiedzi towarzyszyło ciepło cudzego oddechu na policzku. – Smaż się w piekle, pizdo.

Przed oczami zrobiło się jej biało.

Ostatnie, co poczuła, to dotyk chłodnego bruku na policzku i szarpnięcie, gdy napastnik wyrywał jej torebkę.

1

Agata ściskała dłoń siostry i czuła, że łzy same cisną się jej do oczu. Nigdy nie sądziła, że dojdzie do takiej sytuacji. Owszem, zdarzało się, że ktoś w jej otoczeniu się rozwodził, ale nie przypuszczała, że coś takiego spotka Pawła i Aśkę. Byli ze sobą od wielu lat, mieli trójkę dzieci, tworzyli zgodne małżeństwo. Pewnie, czasem zdarzało im się o coś pokłócić, ale to przecież było normalne. Niewiele jest par, które nigdy się nie kłócą, a te nieliczne muszą skrywać takie pokłady niespuszczonej pary, że tylko patrzeć, aż urwie im dach. Agata od zawsze miała wrażenie, że Aśka i Paweł tworzą zgodną drużynę i, co tu dużo mówić, po prostu się kochają.

– Ja nie wiem, co mam teraz zrobić – chlipała Aśka. W ciągu jednego dnia z dziarskiej matki trójki dzieci zmieniła się w bezradną, zagubioną dziewczynkę.

Kermit podszedł do nich skulony, zażenowany i cichutko postawił na stole dwa kubki herbaty.

Agata pokręciła głową.

– To nie czas na herbatę, kochany. Tu potrzebne jest wino.

Kermit rzucił szybkie spojrzenie na wiszący na ścianie zegar. Dochodziła trzynasta. Nic jednak nie powiedział i kiwnąwszy głową, wycofał się do kuchni.

– Nic z tego nie rozumiem. – Aśka sięgnęła po chusteczkę i głośno wydmuchała nos. – Rzeczywiście, od jakiegoś czasu był jakiś taki nieswój. Jak pytałam, o co chodzi, to mnie zbywał. Kilka razy to zrobiłam i odpuściłam, no bo przyznaj sama, ile można za kimś łazić i dopytywać, skoro trzeba jeszcze ogarnąć dom, dzieciaki, swoją pracę i w ogóle… Myślałam, że może coś w pracy się stało. W życiu bym nie powiedziała, że jemu po głowie chodził rozwód!

– Nic tego nie zapowiadało… – bardziej stwierdziła, niż spytała Agata. Była równie zaskoczona jak Aśka. Paweł był dla niej jak brat.

– No właśnie! A on nie dał mi nawet szansy, by porozmawiać. Po prostu oznajmił, że się wyprowadza, że zostawia mi dom, zostawia mi wszystko, przy dzieciach będzie pomagał, ale chce rozwodu!

Aśką wstrząsnęła kolejna fala niepohamowanego szlochu.

Kermit wysunął głowę z kuchni i gestem przywołał Agatę.

– Zaraz wracam. – Ścisnęła Aśkę za ramię i poszła do męża. – Co się stało?

– Mamy tylko jedną butelkę czerwonego wina. Nieschłodzone.

– To dorzuć lodu i jedź do sklepu po więcej.

– No dobrze. – Uniósł jedną brew. – Ale jesteś pewna, że to dobry pomysł? A co z jej dziećmi? Nie chcę krytykować, ja wiem, że sytuacja jest podbramkowa, ale coś mi mówi, że na rozsądnej ilości to wy nie skończycie. Jak ona się potem zajmie tymi dziećmi?

– Twoja intuicja jak zwykle niezawodna. Zadzwonię do wujka Antka, żeby zabrał ferajnę na noc do siebie. One będą zachwycone, a Aśka zostanie u nas.

– A wujek Antek na pewno sobie z nimi poradzi?

Aśka i Paweł mieli trójkę dzieci i nie były to najcichsze i najgrzeczniejsze modele małych ludzi na świecie. Jednak wujek Antek cudownie się nimi zajmował i miał na nie kojący wpływ. Być może swój udział miały w tym cukierki Raczki, których zawsze kilka miał w kieszeniach i gdy w powietrzu wisiała awantura, zagrywał nimi szach-mat, ale nie była to z pewnością cała prawda. Miał do przyszywanych wnuków nieskończone pokłady cierpliwości i nigdy, nawet po kilku godzinach spędzonych w ich towarzystwie, nie dawał po sobie poznać, że chciałby od nich chwilę odpocząć. Dla dziadka Antka każde z nich było gwiazdą, na każde patrzył tak, jakby było absolutnym cudem tego świata, a takich uczuć żadne z nich nie mogło zawieść, dlatego w jego obecności dzieciaki wydobywały z siebie to, co najlepsze. Tego dnia zabrał je do zoo i na lody. Na pewno zgodzi się przenocować w domu Aśki. Jego mieszkanko było za małe, by pomieścić taką gromadę.

– Poradzi, poradzi – Agata uspokoiła Kermita. – O to akurat bądź spokojny. Aśka i Paweł nic im jeszcze nie powiedzieli, więc nie będą się martwić, tylko potraktują to jak wielką imprezę, tym lepszą, że z zaskoczenia. A Aśka złapie trochę oddechu. Chyba nie masz nic przeciwko, żeby u nas dzisiaj nocowała?

– Nie, skąd! Śpijcie we dwie u nas w sypialni, ja się przekimam na kanapie. – Spojrzał ze smutkiem w stronę salonu. – Ty mi takiego numeru nie wywiniesz, co?

– Żartujesz? – Agata objęła go mocno. – Nie wyobrażam sobie, co musiałoby się stać, żebym ciebie zostawiła.

Wieczór skończył się szybciej niż Agata początkowo zakładała. Aśka, wyczerpana targającymi nią emocjami, zasnęła tuż po dwudziestej pierwszej, wypiwszy półtorej butelki wina. Ta, skądinąd niebagatelna, ilość alkoholu została jednak rozłożona w czasie i popchnięta pizzą, więc szanse na to, że obudzi się zdolna do funkcjonowania i zajęcia się dziećmi, były spore.

Agata delikatnie odsunęła włosy z twarzy siostry i pogładziła ją po policzku poznaczonym śladami łez i resztkami tuszu do rzęs. Otuliła ją kołdrą, po czym wsunęła się do łóżka obok niej. Ścisnęła jej dłoń i dotyk chłodnego metalu uzmysłowił jej, że Aśka na serdecznym palcu wciąż nosi obrączkę. Poczuła ukłucie w sercu. Przymknęła oczy i usłyszała dobiegający z dołu śmiech Marysi i głos Kermita czytającego jej Lokomotywę. Marysia ostatnio uwielbiała ten wierszyk i każdy wieczór musiał zakończyć się czytaniem „totomotywy”. Pomyślała, że jak dziecko zaśnie, to zejdzie jeszcze na chwilę, żeby porozmawiać z Kermitem, ale minęło zaledwie kilkanaście minut i ogarnął ją sen.

***

Obudziła się dokładnie w takiej samej pozycji, w jakiej zasnęła. Wciąż trzymała siostrę za rękę. Jeszcze zanim otworzyła oczy, poczuła bolesne pulsowanie w głowie. Uchyliła powieki i ujrzała przed sobą twarz Aśki. Z kącika jej ust ciekła ślina. Agata mimowolnie się uśmiechnęła. Minęły już całe lata, odkąd spały w jednym łóżku. Nie pamiętała, kiedy ostatnio widziała siostrę w takim stanie.

A potem przypomniała sobie, dlaczego Aśka się tu znalazła. Poczuła smutek, ale też złość. Wczoraj był wieczór płaczu i rozczulania się nad siostrą. Dziś nadszedł czas, by działać. Uświadomiła sobie, że nie jest w stanie biernie przyglądać się, jak rodzina jej siostry się rozpada. Aśka jest teraz załamana, nie ma sił na konfrontację z Pawłem, ale Agata to co innego. Nigdy nie potrafiła stać spokojnie i patrzeć, jak komuś dzieje się krzywda. Nie mogła więc odpuścić i tym razem, zwłaszcza, że cierpieli jej najbliżsi: siostra i dzieciaki. Jeszcze zanim wysunęła stopy spod kołdry wiedziała, że nadszedł czas, by działać.

Ostrożnie wstała i na palcach wyszła z pokoju. Najciszej jak się dało, zeszła na dół i włączyła ekspres do kawy. Sięgnęła do szafki, w której trzymała leki, i starając się jak najciszej szeleścić blistrami oraz po raz kolejny obiecując sobie, że w końcu zrobi tu porządek i wyniesie przeterminowane leki do apteki, w końcu znalazła tabletki przeciwbólowe. Wzięła jedną i popiła szklanką zimnej wody z kranu. Po krótkim namyśle położyła listek z pigułkami na tacce razem z drugą szklanką wody. Skoro ona odczuwała lekkie ćmienie w głowie, Aśka, która wypiła więcej wina, na pewno będzie bardziej cierpiała za wczorajsze grzechy. Czekając, aż ekspres się nagrzeje, zajrzała do dużego pokoju.

Kermit leżał na rozłożonej kanapie, a na jego brzuchu, przykryta kocem, powoli unosząc się w górę i dół w rytm oddechu taty, spała Marysia. Kermit powoli otworzył oczy i delikatnie się do niej uśmiechnął.

– Żyjesz? – wyszeptał.

– Żyję. Nawet nie jest tak źle – odpowiedziała z uśmiechem. – Myślałam, że śpisz.

– Nie śpię już od jakiegoś czasu, ale boję się ruszyć, żeby jej nie obudzić.

– A dla kawy zaryzykujesz? – Uniosła kusząco brew.

– Dla kawy nie, ale dla śniadania z taką dziewczyną głupi by nie zaryzykował.

Powolutku, najdelikatniej jak potrafił, zsunął z siebie śpiącą Marysię i, otuliwszy ją kocem, wstał. Podszedł do Agaty, mocno ją pocałował, a potem ruszył w stronę lodówki.

– Jak Aśka? – spytał.

Agata wzruszyła ramionami.

– Trudno powiedzieć. Nie pamiętam, kiedy widziałam ją w takim stanie. Chyba tylko po śmierci rodziców. Ale pozbiera się. Jest silna. Trzeba tylko dać jej czas.

– Co powiesz na klasyczne kacowe danie? – Zamachał opakowaniem jajek i masłem.

– Mniam! – odparła, nalewając kawę do kubków. – Tylko dobrze zetnij, bo wiesz, że nie lubię jajecznych glutów.

Kermit zabrał się za smażenie jajecznicy, a Agata wyjęła chleb, posmarowała masłem i skroiła znalezionego w lodówce pomidora. Poranny przegląd zapasów skierował jej myśli na naturalne dla osoby prowadzącej dom tory:

– Myślałeś, co moglibyśmy zjeść dziś na obiad?

– Nie wiem… A Aśka zostaje?

– Raczej nie. Wujek Antek ma koło dziesiątej wpaść z dziećmi. Zakładam, że pewnie tu nie zostaną, tylko zabierze je i pojadą do siebie. W końcu będzie musiała z nimi porozmawiać, a na pewno lepiej zrobić to w domu niż tutaj.

– To Paweł nie ma zamiaru uczestniczyć w tej rozmowie? – Kermit ze zdziwienia aż przestał mieszać tężejące jajka.

– A, weź. – Agata machnęła ręką. – Mnie nie pytaj. Ja w ogóle nie rozumiem, co tu się wyprawia. Lepiej mi powiedz, co z tym obiadem. Może pieczone ziemniaki byśmy zjedli?

– Ziemniaki? – Kermit spojrzał na nią z niesmakiem. W jego rodzinnym domu, gdy był dzieckiem, ziemniaki lądowały na stole przy każdym obiedzie, więc teraz unikał ich jak mógł, podczas gdy Agata je uwielbiała.

– Kermit, jest już piątek, a my nie jedliśmy jeszcze ziemniaków w tym tygodniu. Jak tak dalej pójdzie, to pozbawią nas polskiego obywatelstwa!

– Z tym argumentem nie mogę dyskutować. W takim razie ziemniaki. Coś do nich wymyślę w ciągu dnia. Wracając z pracy, skoczę do sklepu i potem coś ugotuję. I może wina byśmy się wieczorem napili?

Agata skrzywiła się z obrzydzeniem.

– A idź z tym winem! Jakoś mi się nie wydaje, żebym wieczorem miała na nie ochotę. Ale to dobrze, że zajmiesz się obiadem, bo ja mam na dzisiaj plany.

– A można wiedzieć jakie?

Agata wzięła głęboki wdech, przygotowując się na lawinę protestów, które niechybnie zaraz padną z ust Kermita.

– Pojadę do Pawła.

– Do Pawła?! – krzyknął Kermit, po czym spojrzał w górę w obawie, czy Aśka go nie słyszała, a zaraz potem jego wzrok powędrował w stronę wejścia do kuchni. Bał się, czy przypadkiem nie obudził Marysi.

– Tak. – Agata przygryzła wargę. – Chcę z nim porozmawiać.

– Ty? – Kermit nieco zbyt energicznie zaczął nakładać jajecznicę na talerze.

– Tak. Znam go naprawdę dobrze. Przez jakiś czas przecież nawet mieszkałam z nim i z Aśką. I wiem, że coś tu nie gra. Aśka jest teraz skupiona na sobie, na swoim bólu. I trudno się dziwić! Przecież nagle całe życie jej się rozsypało. I choć to ona jest starszą siostrą, teraz nadszedł czas, żebym ja wzięła do ręki stery.

– Ooo… w tym to jesteś niezła.

– Nie ironizuj! Nie mogę bezczynnie przyglądać się, jak cierpi. Nie możesz tego ode mnie wymagać.

– Wiem. – Postawił przed nią talerz. – Ale po prostu boję się, że zaraz znów w coś się wpakujesz.

– Co masz na myśli?

– A na przykład to, że w efekcie tych twoich interwencji nie raz i nie dwa zdarzało ci się przebywać sam na sam z mordercami. Nie jesteś policjantką, tylko badaczką na urlopie macierzyńskim, więc mam chyba prawo się martwić, prawda?

– Kermit, nie przesadzaj. Teraz rozmawiamy o Aśce i Pawle. Nikt nie zaginął, wszyscy są cali i zdrowi, tylko po prostu głupio robią. I ja muszę się dowiedzieć, dlaczego. Nie pytam cię o pozwolenie. Po prostu mówię ci, co zamierzam dziś robić.

– Bardzo to cenne. Dziękuję.

– Kermit…

– Po prostu uważam, że czasem należy jednak uszanować prywatność innych osób.

– Rozumiem, ale ja jednak bardziej szanuję szczęście mojej siostry i ich dzieci.

Stygnącą jajecznicę zjedli w milczeniu. Gdy skończyli, Agata pozmywała, wzięła tacę z wodą i pigułkami, po czym poszła na górę do sypialni. Ostrożnie otworzyła drzwi, ale niepotrzebnie się trudziła. Aśka już nie spała. Spoglądała na nią spod zmrużonych powiek, z kołdrą naciągniętą pod sam czubek nosa.

– Woda i ibuprofen – powiedziała Agata. – Zacznij od tego.

– Uch – Aśka stęknęła, unosząc się na łokciach. Skrzywiła się i sięgnęła po tabletki i szklankę. – Daj od razu dwie pigułki.

Agata spełniła jej prośbę. Aśka łapczywie wypiła całą szklankę wody. Skrzywiła się i wygięła usta w podkówkę.

– No i co ja mam teraz zrobić? – spytała żałośnie.

Agata wyjęła jej z ręki szklankę, usiadła na łóżku i ujęła jej dłoń.

– Najpierw idź pod prysznic. Wujek z dziećmi przyjedzie tu za godzinę. W tym czasie odśwież się, zjedz coś, choćbyś nawet nie miała ochoty. Jeśli chcesz, możesz tu zostać z dziećmi, możesz je nawet tu zostawić, ale nie sądzę, aby to był dobry pomysł. Dobrze znam te małe spryciulki. Nie są głupie. Szybko załapią, że niedobrze się dzieje. A gdy wyczują, że coś przed nimi ukrywasz, stracą do ciebie zaufanie. Potrzebują teraz matki, a ty potrzebujesz ich. Wiem, że jest ci trudno, ale potrafisz być wspaniałym dorosłym. Dużo lepszym, niż ja kiedykolwiek będę.

– Przestań…

– Ale to prawda! Kocham cię, siostra, i wiem, że sobie poradzisz.

– Ech, nawet nie chcę o tym myśleć. – Aśka machnęła ręką. – Ale wiesz, co mi przyszło do głowy? Może bym zabrała dzieciaki z Warszawy na kilka dni. Pojechalibyśmy nad morze czy na Mazury, w sumie gdziekolwiek. Tam sobie porozmawiamy i wszystko na spokojnie ułożymy. Chyba potrzebuję takiego wyrwania z codzienności. Tu wszystko będzie mi przypominało o Pawle. Wyjazd dałby mi trochę oddechu. No i pobyłabym z dziećmi.

– A wiesz, że to świetny pomysł? – Agata aż podskoczyła z ekscytacji. – Naprawdę genialny! Zostaw mi klucze i aktualny adres Pawła, a już ja przypilnuję, żeby zabrał swoje rzeczy z waszego domu. Nie będziesz przynajmniej musiała na to patrzeć.

– Mogłabyś to dla mnie zrobić? – Aśka spojrzała na nią z nadzieją. – Boję się, że jakbym przy tym była, serce by mi pękło. Nie mówiąc już o dzieciach, jak one by się czuły.

– Oczywiście, że się tym zajmę. A wy sobie wyjedźcie, spędźcie czas razem, odetchnijcie od tego wszystkiego. Wrócicie z nowymi siłami i na pewno wszystko się ułoży. Nie będzie łatwo, ale zawsze do przodu. No i ja zawsze przy tobie będę. Pamiętaj o tym.

– Pamiętam, pamiętam. Wczoraj powtórzyłaś to jakieś tysiąc razy.

– To teraz podtrzymuję na trzeźwo. Dasz mi nowy adres Pawła? No bo chyba powiedział, gdzie go szukać?

– Powiedział, powiedział. Prześlę ci SMSem.

– Zjesz jajecznicę?

– A masz sok z ogórków kiszonych do popicia?

Agata nie mogła powstrzymać śmiechu.

– Coś się znajdzie. To widzimy się na dole. Świeże ręczniki znajdziesz w górnej szufladzie komody.

2

Od dawna wiadomo, że mało co poprawia humor tak jak zrobienie czegoś dobrego. Agata podejrzewała, że czołowi dobroczyńcy muszą być prawdziwymi endorfinowymi ćpunami, a teraz to ona znajdowała się na haju. Właśnie zadzwoniła do swojej koleżanki z liceum, która prowadziła gospodarstwo agroturystyczne na Podlasiu z pytaniem, czy znalazłaby wolne miejsca dla Aśki i trójki jej dzieci. Na szczęście okazało się, że ma odpowiedni pokój wolny od ręki i może go wynająć na calusieńki tydzień. Agata od razu poprosiła o rezerwację i zadzwoniła do Aśki, żeby natychmiast się pakowała, ładowała dzieci do samochodu i ruszała w drogę. Oczami wyobraźni widziała siostrę pałaszującą pyszne, lokalne potrawy, spędzającą wolne chwile w drewnianej saunie lub na spacerach z dziećmi i zbierającą siły na powrót do nowej rzeczywistości.

Taki sukces wymaga odpowiedniej oprawy muzycznej, dlatego Agata włączyła Don’t stop me now Queen. Marysia, która dobrze już znała tę piosenkę, rozciągnęła usta w szczerbatym uśmiechu i zaczęła podrygiwać. Agata tanecznym krokiem ruszyła w kierunku łazienki, by przygotować się do wyjścia. Poranny lekki kac całkiem się ulotnił i była pełna werwy. Zbliżała się pora, kiedy można było spodziewać się Pawła w domu. Zamierzała wziąć go z zaskoczenia. Owszem, istniało ryzyko, że odbije się od zamkniętych drzwi, ale wolała to niż zrezygnować z szansy obserwowania jego spontanicznej reakcji.

Lekko naburmuszony Kermit smażył naleśniki dla Marysi. Agata podeszła i zabrała jednego z równo ułożonej kupki. Gdy już cofała dłoń ze zdobycznym naleśnikiem, Kermit pacnął ją lekko łopatką kuchenną.

– Auć! – zawołała.

– Nie kłam, nie bolało – powiedział, nawet na nią nie patrząc.

– Dusza mi krwawi, jak mnie pacasz – odparła. Żadne z nich nie mogło powstrzymać wybuchu śmiechu. Można było wręcz namacalnie wyczuć, jak atmosfera się oczyszcza. Agata zjadła naleśnika i objąwszy Kermita w pasie, przytuliła się do jego pleców.

– Gdzie mi tu z tymi tłustymi paluchami? – burknął, ale wyraźnie było słychać, że jest zadowolony.

– Jesteś tak przystojny, że nie mogę się powstrzymać. Co ja biedna poradzę?

Pokiwał głową.

– Faktycznie. To mogę zrozumieć.

Uścisnęła go mocno, puściła, po czym wytarła ręce w ścierkę i sięgnęła po torbę.

– Już idziesz? Nie zostaniesz na obiad? – spytał zdziwiony Kermit.

– Nie, nie jestem teraz głodna. Zjem, jak wrócę. Poza tym chcę jak najszybciej rozmówić się z Pawłem. Póki tego nie załatwię i tak będę myślała tylko o tym. A ty co będziesz robił?

– Nie wiem, zjem, a potem może trochę posprzątam. Chyba zapuściliśmy ostatnio ten dom.

Agata pokiwała głową. Niedoczyszczone fugi, kurz na parapetach i zacieki na prysznicu ją też od jakiegoś czasu kłuły w oczy, ale jakoś nie znalazła czasu ani motywacji, by coś z tym zrobić.

– Tak, też to zauważyłam… Jednak o kilkupokojowy dom trudniej zadbać niż o moje poprzednie malutkie mieszkanko.

– Tak, tam to był dopiero porządek – zażartował Kermit. – A myślałaś o tym, żeby wziąć jakąś pomoc do sprzątania?

– No nie wiem… – Agata zmarszczyła nos. – Myśl o tym, że ktoś obcy będzie mi się kręcił po domu, jakoś do mnie nie przemawia…

– A jednak… Może to nie byłoby takie złe rozwiązanie. Zwłaszcza teraz, kiedy znów zabierasz się za ratowanie świata, a lada moment pewnie wracasz do pracy.

– Obiecuję, że pomyślę. A teraz lecę, pa!

Cmoknęła go w policzek, chwyciła płaszcz i torbę, po czym wyszła z domu. Owionął ją podmuch wilgotnego, listopadowego powietrza, przesiąkniętego zapachem butwiejących liści.

***

Ursynowskie blokowiska nie słyną z komfortowej oferty miejsc parkingowych dla gości, ale po chwili krążenia po zatłoczonych osiedlowych uliczkach Agacie udało się znaleźć szczelinę, w którą wcisnęła auto. Wyszła z samochodu, okręciła wokół szyi ciepłą, miodowożółtą chustę, którą dostała od siostry na urodziny, po czym ruszyła między szare, ursynowskie bloki, o tej porze roku pozbawione litościwej osłony liściastych koron drzew. Szybko wypatrzyła właściwy numer. Gdy dochodziła do drzwi na klatkę schodową, akurat wychodził z niej starszy mężczyzna z ledwo powłóczącym nogami jamnikiem. Uśmiechnęła się uprzejmie, pochwyciła przymykające się już drzwi i wemknęła się do środka.

Mieszkanie, które wynajmował Paweł, znajdowało się na pierwszym piętrze. Gdy wcisnęła guzik dzwonka, ciszę przeszył ostry, nieprzyjemny dźwięk. Na szczęście już po chwili usłyszała chrobot otwieranego zamka. Nie przeliczyła się. Paweł był w domu.

Trudno powiedzieć, które z nich miało bardziej zdziwioną minę, gdy w końcu stanęli twarzą w twarz: Paweł, zaskoczony jej widokiem, czy Agata, osłupiała, widząc, w jakim jest stanie.

Zawsze schludny, ogolony, uczesany, teraz wyglądał jak po grubej imprezie: włosy w nieładzie, na twarzy niechlujny zarost, cera blada, oczy podkrążone, okulary upstrzone odciskami palców widocznymi nawet z tej odległości. I ten zapach. Bez dokładnych oględzin była gotowa się założyć, że koszulka, którą ma na sobie, nie od dziś styka się z jego ciałem. Zdecydowanie nie wyglądał na szczęśliwego, że udało mu się wyrwać z jarzma małżeństwa.

– Agata? Co ty tu robisz?

Nie czekając na zaproszenie, ruszyła do przodu z taką pewnością siebie, że nie pozostało mu nic innego, jak tylko cofnąć się i wpuścić ją do środka.

Mieszkanie wyglądało po prostu smutno. Było puste, z kilkoma tanimi meblami i opakowaniami po jedzeniu na wynos położonymi tu i ówdzie na podłodze. Obok kanapy z rozwaloną pościelą stała torba turystyczna, z której wystawało kilka koszulek, i szereg pustych butelek po piwie ustawionych równo pod ścianą. Nie było ich zbyt wiele. Paweł nigdy nie należał do tych, którzy potrafili w siebie wlać hektolitry alkoholu.

– Przyszłam porozmawiać.

Mężczyzna rozejrzał się wokół i zmarszczył nos, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę, że mieszkanie wygląda jak podła nora.

– Może pójdziemy do jakieś kawiarni? – spytał, zerkając na nią spod oka.

– Nie ma potrzeby. – Popatrzyła na niego twardo. Nie miała zamiaru pobłażać mu nawet w najmniejszym stopniu. Nawarzył piwa, to niech je teraz pije.

– Jak chcesz. – Paweł wzruszył ramionami. Poszedł do pokoju i usiadł na łóżku. – Okej, no to o czym chcesz rozmawiać?

Agata zmarszczyła brwi.

– Wiesz, tak mnie ostatnio zastanawia wysokość kwoty wolnej od podatku i chciałam zasięgnąć opinii prawnika. Jak sądzisz, powinni ją podnieść czy nie? – spytała niewinnym tonem.

– Co takiego? – Paweł zrobił wielkie oczy.

– O Aśce chcę porozmawiać, a o czym niby miałabym chcieć?! – Trzasnęła torbą o podłogę i wzięła się pod boki. – Co ty wyrabiasz, Paweł? Co ci strzeliło do głowy, żeby się rozwodzić?!

– Z całym szacunkiem, Agata, ale to nie jest twoja sprawa.

– Ależ owszem, jest to moja sprawa, bo dotyczy mojej siostry i moich siostrzeńców. Nie jesteś samotną planetą, Paweł, i to, co robisz, ma wpływ na osoby wokół ciebie. I należy nam się jakieś wytłumaczenie. Aśka jest zbyt załamana, by się na ciebie porządnie wściec, dlatego przyszłam ja. Jestem tu i żądam wyjaśnień. Tłumacz się!

Paweł pochylił głowę i ukrył twarz w dłoniach. Nie odezwał się ani słowem.

– No mów, co się stało? Masz kogoś?

Parsknął śmiechem, w którym nie pobrzmiewała ani krztyna wesołości. Zresztą wystarczyło rozejrzeć się po tym mieszkaniu, by stwierdzić, że Paweł mieszka sam, więc odpowiedź na pytanie Agaty była oczywista.

– Okej, czyli nie ma nikogo innego. A więc co się stało? – Gdy siedział taki skulony, zrobiło się jej go żal. Nie znalazła już w sobie siły, by dalej na niego krzyczeć. Podeszła i usiadła obok. Położyła mu dłoń na ramieniu. – Paweł, skoro nie ma nikogo innego, to dlaczego podjąłeś taką decyzję?

Pokręcił głową.

– Nie zrozumiesz tego… – mruknął.

– Czego nie zrozumiem? – Znów odpowiedzią było uparte milczenie. – Paweł, czego nie zrozumiem? Co innego mogło się stać? Odkochałeś się? Po kilkunastu latach spędzonych razem po prostu obudziłeś się i stwierdziłeś, że motyle z brzucha odleciały i dlatego musicie się rozstać?

– Czasem tak w życiu bywa, Agata – mruknął, nadal na nią nie patrząc.

– Nie wątpię, ale nie w tym przypadku. Nie uwierzę, że to jest powód twojej decyzji. Za dobrze was znam. Za dobrze ciebie znam, Paweł. Czegoś mi nie mówisz.

– Agata, proszę cię, po prostu odpuść. Ja wiem, że to nie leży w twojej naturze, ale tym razem po prostu zostaw to. Proszę.

Agata czuła, jak serce trzepocze w jej piersi z wściekłości. Miała ochotę chwycić go za ramiona i potrząsnąć. Potrząsnąć tak mocno, żeby w końcu wypluł z siebie prawdę. Zacisnęła usta i pięści i skupiła się na tym, by się trochę uspokoić. Dłuższą chwilę siedzieli w milczeniu, nie patrząc na siebie, z głowami odwróconymi w dwie różne strony. Gdy Agata trochę ochłonęła, powiedziała:

– Aśka wyjechała z dziećmi na kilka dni. Prosi, żebyś zabrał z domu swoje rzeczy pod jej nieobecność.

Paweł w końcu na nią spojrzał. Oczy miał opuchnięte i zaczerwienione.

– Wyjechała? Dokąd?

– Po prostu wyjechała. Odpocząć, poukładać sobie wszystko w głowie. Odciąć się od tego, co jej zgotowałeś. – Agata poczuła, że znów emocje zaczynają brać górę, więc wzięła kilka głębokich oddechów. – To jak, zabierzesz rzeczy w ciągu tygodnia?

– Zabiorę. Oczywiście, że zabiorę.

– Będziesz potrzebował jakiejś pomocy? – Nie chciała brać w tym udziału, ale złożenie takiej propozycji było dla niej tak naturalne, że wyskoczyło z ust, zanim to przemyślała. Na szczęście szwagier odrzucił ofertę.

– Nie, poradzę sobie. Ale dziękuję. A u was… u was jak? W porządku wszystko?

– W porządku. Marysia szaleje, w domu bałagan, ale w porządku. Chyba będziemy musieli poszukać kogoś do sprzątania…

– Do sprzątania? – Pawłowi wyraźnie coś wpadło do głowy. – Poczekaj chwilę.

Wyjął telefon i włączył Facebooka. Chwilę w nim pogrzebał, po czym pokazał jej ekran.

– Patrz, znajoma z dawnych lat właśnie szuka pracy jako sprzątaczka. Dziś mi się wyświetliło i jak wspomniałaś, że kogoś szukacie, przypomniałem sobie o tym.

Agata wyjęła swój telefon i zrobiła zdjęcie ekranu.

– Jakaś bliska znajoma? – spytała.

– Nie, skąd! W dzieciństwie mieszkaliśmy na jednym osiedlu. Nie widziałem jej od lat. Ale jak można komuś pomóc, to czemu tego nie zrobić, prawda?

Agata spojrzała na niego i pokręciła głową. Wciąż ten sam, stary, dobry Paweł, który gdy tylko może, zawsze wyciągnie do ludzi pomocną dłoń. Nachyliła się i przytuliła go. Długo się ściskali, a gdy się od siebie oderwali, oboje mieli mokre oczy.

– Nie wiem, coś ty nawywijał, Paweł. Nie rozumiem twojego postępowania, ale pamiętaj, że zawsze będziemy rodziną.

– A ty zawsze będziesz moją małą siostrą. Ale teraz już muszę cię poprosić, żebyś wyszła. Mam jeszcze dziś coś do załatwienia.

Agata wstała i odwinęła szal. Od tych wszystkich emocji zrobiło się jej gorąco.

– Bardzo ładny szal – zauważył Paweł.

– Mhm… Prezent od wspaniałej osoby. Aśka zawsze miała dobry gust – powiedziała, po czym wyszła z mieszkania.

3

Sierpień 1992 roku

Tego lata słońce nie znało litości. Prażyło tak, że dzieciaki dałyby się pokroić za lody, a dorośli przytulali policzki do zimnych butelek Mazowszanki lub piwa, szukając ulgi w dotyku chłodnego szkła, po którym spływały krople wody. Chłopiec spojrzał na matkę, która oparła jedną rękę o parapet, a drugą chwyciła kolorowy magazyn dla kobiet i zaczęła się nim wachlować. Błądziła zamglonym wzrokiem po podwórku.

– Może byś wyszedł się trochę pobawić, co? – rzuciła przez ramię. – Wakacje zaraz się kończą, a ty całymi dniami siedzisz w domu. Trochę ruchu ci nie zaszkodzi.

– Mamo, ale jest tak gorąco… – jęknął.

– Tobie to zawsze coś nie pasuje – żachnęła się. – A to za zimno, a to za gorąco, a to znów wieje. Zaraz zacznie się szkoła, wszystkie dzieci wrócą opalone, a ty taki bladzioch jak zwykle. Jest lato, to musi być gorąco. Zimno, mój drogi, to będzie w zimie. I wtedy też będziesz narzekał, jak cię znam.

– Ale…

– Nie chcę już słuchać tych twoich „ale”.

Kobieta z irytacją pokręciła głową. Jej też trudno było wytrzymać w upale i widać było, że sama obecność chłopca działa jej na nerwy. Odgłosy dobiegające z podwórka przecięła charakterystyczna melodyjka żółtej ciężarówki Family Frost. Odłożyła gazetę, otarła przedramieniem pot z czoła i ruszyła w stronę torebki. Wyjęła z niej zielono-różowy banknot o nominale dziesięciu tysięcy złotych.

– Masz, kup sobie loda. – Wyciągnęła pieniądz w stronę syna.

Chłopiec z ociąganiem wziął go od niej i włożył do małej ortalionowej torebeczki, którą zawiesił sobie na szyi.

– Dzięki. Coś jeszcze kupić?

– Nie. Nic więcej nie kupować i nie wracać prędzej niż za dwie godziny.

Z rezygnacją spojrzał na zegarek. Całe dwie godziny… To nie będzie proste…

Zabrał z pokoju klucz do mieszkania i grę Tetris, po czym wyszedł. Gdy tylko opuścił klatkę, uderzyła go ściana gorąca. Jeśli w mieszkaniu trudno było wysiedzieć, to na wybetonowanym podwórku będzie jeszcze trudniej. Poczuł, jak jego ciało momentalnie pokrywa się warstwą potu. Tak bardzo chciałby zrobić w tył zwrot i znów zaszyć się w swoim bezpiecznym i, jak się dodatkowo okazuje stosunkowo chłodnym, pokoju. Ale matka na to nie pozwoli. Nie była zła. Po prostu chciała, by był jak inni chłopcy. Nie mógł mieć jej tego za złe. Spoconą dłonią ścisnął grę i poszedł w kierunku nasypu obok torów kolejowych.

Gdy dotarł na miejsce, rozejrzał się i odetchnął z ulgą. Było całkowicie pusto. Jedynie zabłąkana gigantyczna mucha krążyła nad murkiem, na którym zwykle siadywał. Zajął miejsce w cieniu, ale i tak poczuł, jak rozgrzany beton parzy go w tył ud. Obciągnął spodnie do kolan i włączył grę.

Kupił ją sobie na bazarze za pieniądze, które dostał od dziadków na zakończenie roku, i od tej pory każdego dnia poświęcał na Tetris mnóstwo czasu. Zdarzało się, że grał nawet po kilka godzin dziennie. Czasem nawet gdy kładł się spać, przed oczami migały mu figury geometryczne złożone z kwadratów, lecące w dół z oszałamiającą prędkością i nieubłaganie nawarstwiające się w zwiastującą klęskę piramidę.

Teraz też szybko wszedł w tryb grania. Powróciło przyjemne uczucie podniecenia, że może tym razem uda się pobić rekord, zajść dalej niż kiedykolwiek wcześniej. Przejeżdżający obok pociąg huczał jak dziki zwierz, ale chłopiec nawet nie podniósł wzroku, by na niego spojrzeć, tak był skupiony na grze. Gdy stukot maszyny niknął w oddali, usłyszał coś, co nawet w taki upał zmroziło mu krew w żyłach.

– No, no, no! Kogo my tu mamy?

Zamknął na chwilę oczy, dając sobie tę sekundę nadziei, że może tylko mu się wydawało, może jednak się przesłyszał. Mknące w dół klocki błyskawicznie stworzyły wyszczerbioną kolumnę i na ekran wjechał napis „GAME OVER”.

– No co jest, Maślak? Dawnośmy cię tu nie widzieli na podwórku. Słońce przygrzało, to sobie wyszedłeś. Bardzo dobrze. Tłuszcz świetnie się wytapia w słońcu.

Przed nim stanął Rafik – przywódca dzielnicowej bandy – ze swoją świtą. Szczupły, wręcz żylasty blondyn z twarzą usianą piegami był jego dręczycielem od przedszkola. Jeszcze w zerówce nadał mu ksywę Maślak i od tej pory mówili tak na niego wszyscy, drwiąc z jego tuszy i potrącając przy każdej możliwej okazji. A ostatnio Rafik rozszerzył swoją działalność i zaczął wymuszać od niego pieniądze. To dlatego nie chciał wychodzić na podwórko. Po prostu bał się tych spotkań, które nieuchronnie kończyły się dla niego przykrościami.

– Cześć, Rafik – odparł i spuścił wzrok. Milczenie byłoby odebrane jako oznaka słabości i tylko by ich sprowokowało. Wiedział to dobrze. Próbował już różnych technik.