Demon wyścigów. Kryminały przedwojennej Warszawy - Stanisław Antoni Wotowski - ebook + audiobook

Demon wyścigów. Kryminały przedwojennej Warszawy ebook i audiobook

Stanisław Antoni Wotowski

4,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

or Wyścigów na Polu Mokotowskim. Dżokej Grot jest jednym z najbardziej utalentowanych dżokejów w stolicy. Jednak od pewnego czasu na torze dzieją się dziwne rzeczy: wygrywają zawodnicy słabi, a niektórzy, w tym także i Grot, dostają propozycje nie do odrzucenia za przegranie wyścigu lub pogróżki od tajemniczego Demona Wyścigów. Ma on rozlegle możliwości: może zatruć konia lub wykluczyć dżokeja z wyścigu, przez co wpływa na to, kto wygrywa pieniądze na zakładach. Właściciele koni i stali bywalcy tracą majątki. Dżokej Grot wraz z siostrą właściciela stajni, Tiną Świtomirską, próbują wyjaśnić tę sprawę. Jednak Demon Wyścigów okazuje się nie lada przeciwnikiem... Powieść tę zadedykował Wotowski swojemu ojcu, jeźdźcowi i wybitnemu znawcy koni. W książce szczególną uwagę poświęcił środowisku, słownictwu i całej otoczce wyścigów konnych w Warszawie lat 30. XX w. To drugi tom serii Kryminały przedwojennej Warszawy; seria których akcja rozgrywa się w przedwojennej Warszawie, lata 30. XX w. 

Polecamy równiez audiobook "Demon wyscigów". Czyta: Maciej Szklarz.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 246

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 30 min

Lektor: Stanisław Antoni Wotowski

Oceny
4,0 (2 oceny)
1
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Stanisław Antoni Wotowski

DEMON WYŚCIGÓW

Powieść sensacyjna zza kulis życia warszawy

Mojemu Ojcu wybitnemu sportsmenowi polskiemu niniejszą książkę ofiaruję

I

DŻOKEJ GROT

Grot miał wielką ochotę zdzielić drepczącego obok chłopaka laską po grzbiecie. Powstrzymał się jednak. Ochrypłym tylko nieco z gniewu głosem zapytał:

– Więc cóż kazano ci powtórzyć?

– Żeby pan był koniecznie o dziesiątej wieczór na ulicy Belwederskiej… Tam on już odnajdzie…

– Ale… Kto?

– Demon wyścigów.

– Ach…

Chciał o coś jeszcze zagadnąć, lecz wyrostek, snadź spełniwszy swe zadanie, już zginął w półmroku.

Zaklął cicho. W dalszym ciągu nie ustawała nagonka. Demon wyścigów…

Po jego przystojnej, wygolonej twarzy przebiegł nieokreślony uśmiech.

Tak, uda się tam i przekona…

Dopiero ósma… ma jeszcze przed sobą dwie godziny… Zajdzie do Niespodzianki, do której i tak zamierzał wstąpić i w tej knajpce poczeka…

Skręcił z Litewskiej w Marszałkowską i powoli szedł w stronę Placu Unii Lubelskiej. Szedł zamyślony, nie zwracając uwagi na przechodniów, którzy tu i ówdzie odwracali za nim głowy. Również obchodziły go mało zachęcające spojrzenia kobiet. Jan Grot bowiem, jeden z lepszych jeźdźców na torze nie tylko cieszył się wielką popularnością wśród publiczności, ale był bardzo przystojnym, trzydziestoletnim mężczyzną, którego niejedna niewiasta chętnie by pochwyciła w swe sidła.

Demon wyścigów… Nowa próba… Ileż razy Grot już odtrącał z pogardą zakusy rozmaitych kombinatorów, bookmacherów i kolegów, zmierzające do wciągnięcia go w niewyraźne machinacje… Lecz obecnie sprawa przedstawia się znacznie poważniej…

Od początku sezonu, rzekłbyś, pojawiła się na torze tajemnicza szajka, reżyserująca niemal wszystko z matematyczną ścisłością. Przegrywały najlepsze konie – gałgany odnosiły niespodziewane zwycięstwa. Faworyci zmieniali formę, biegając jak najbardziej fantastycznie i zajmując przeważnie ostatnie miejsca, a fuksy były stałym zjawiskiem. Choć publiczność poczynała mocno sarkać, a tu i ówdzie ukazały się w pismach złośliwe pod adresem dyrekcji wyścigów wzmianki, sądzono, że to o oderwane dżokejskie kawały chodzi, które prędzej czy później uda się ukrócić, nie zaś o zakrojony na szeroką skalę system. I Grot początkowo tak sądził. Lecz te nagabywania, obietnice, ba, nawet pogróżki, jakimi zasypywano go od tygodnia, świadczyły, że rzecz ma się zgoła inaczej… Te listy ze śmiesznym i pompatycznym podpisem – demon wyścigów – no i to dzisiejsze w imieniu demona wyznaczone mu spotkanie…

Lecz o cóż im właściwie chodziło? Może o Magnusa, którego miał jutro dosiadać?

Gniew zawrzał w piersi Grota. O, nie zrobią z nim, jeśli chodzi o Magnusa, żadnej kombinacji! Magnus to jego duma, jego nadzieja. Bo, choć dotychczas jeździł z wielkim powodzeniem, nie udało mu się jednak odnieść zwycięstwa w derby, tej największej gonitwie sezonu. A zwycięstwo w derby to szczyt marzeń, to korona kariery każdego dżokeja. Na koniec w tym roku ma duże szanse. Jutro zmierzy się Magnus po raz pierwszy, jako trzylatek, z poważnymi przeciwnikami. Jeśli zwycięży – a pewny niemal jest Grot, że zwycięży - derby za miesiąc tak, jak murowane…

Wyprostował się dumnie… Wielkie to będzie wydarzenie w jego życiu. Oklaski tłumów, owacje, sam Prezydent Rzeczypospolitej, stale w ten dzień zaszczycający swą obecnością wyścigi, ujrzy, jak Grota osypią powinszowaniami… Och, nie da sobie Grot wydrzeć podobnego szczęścia…

– Cóż to pan, panie Jasiu, taki zamyślony? Pewnie do Niespodzianki?

Drgnął. Sam nie wiedząc kiedy, znalazł się przed wejściem do restauracji. Tuż koło niego stał szczupły, w średnim wieku jegomość ubrany w stary, poplamiony garnitur. Wystrzępiony krawat, źle zasłaniał brudną i podartą koszulę.

– A… pan Maliński! – mruknął, niezbyt zadowolony ze spotkania.

– We własnej osobie – odparł tamten, ukazując w uśmiechu szereg spróchniałych zębów – cieszę się, żeśmy się zetknęli… Pragnąłem z panem pogadać…

Grot skrzywił się lekko. Domyślał się, o co go nudzić będzie Maliński. Typ albo pożyczka. Maliński zajmował kiedyś niezłą posadę, ale ją stracił z powodu jakichś niedokładności pieniężnych, w których totalizator odegrał niemałą rolę. Później staczał się coraz niżej. Teraz kręcił się wciąż wśród trenerów i dżokejów w poszukiwaniu kombinacji mogącej postawić go na nogi. Mówiono o nim, że pośredniczy między bookmacherami a dżokejami w różnych niewyraźnych sprawkach i w ten sposób zdobywa środki utrzymania. Czepiał się, kogo mógł, między innymi i Grota, choć ten unikał go starannie.

– Cóż Magnus? Wygra? – zaseplenił, nie zwracając na to uwagi, że Grot traktuje go bardziej niż ozięble. – Myślę, że wygra?…

– Bo ja wiem! – odparł ten niechętnie,

– Ucieszy się pański hrabia i może się trochę podreperuje, choć mu i tak nie na długo wystarczy…

Grot nie odparł ani słowa. Właścicielem stajni, w której pracował jako dżokej i trener jednocześnie, był hrabia Hubert Świtomirski, wielki, hulaka i utracjusz poufale zwany przez przyjaciół Hubą. Nieraz do uszu Grota dochodziły słuchy, że chlebodawca jest bardzo w swych interesach zachwiany i że przegrywa u bookmacherów i w karty sumy ogromne. Do tych to właśnie spraw uczynił Maliński aluzję. Grot jednak nie pragnął wdawać się w drażliwą rozmowę.

– Pan wchodzi do Niespodzianki? Za chwilę i ja się tam znajdę – dalej gadał Maliński, nie zrażony milczeniem dżokeja. – Tylko przedtem muszę parę złociszów pochwycić… Mają mi oddać… A w Niespodziance to się do pana przysiądę.

– Hm… – mruknął Grot niewyraźnie, po czym, odwróciwszy się do natręta plecami, wszedł do niskiej i zadymionej salki.

W Niespodziance panował już ruch i gwar wielki. Podczas gdy w małych cukierenkach, szczególnie w okolicach Placu Zbawiciela, zbierali się w przeddzień gonitw drobniejsi gracze oraz chłopcy stajenni, udzielający tym graczom cennych „wskazówek” – tu, w tej knajpce, gromadziła się „elita” pragnąca dzięki swym zażyłym z dżokejami stosunkom zdobyć „murowane pewniaki”, podsłuchując fachowe rozmowy lub choćby z wyrazu twarzy „mistrzów” wysnuć horoskopy na przyszłość. Właściciele stajen rzadko pojawiali się w Niespodziance. Ich klubem była sąsiednia Bagatela, gdzie przy partyjce domina omawiano szanse swych koni.

Grot, zająwszy w głębi salki miejsce przy wolnym stoliku, dyskretnie rozejrzał się dokoła, zamieniając ze znajomymi ukłony. Tak, nie brakło nikogo ze stałych bywalców. Tuż obok niego, zasiadał poważnie, ćmiąc wielkie cygaro, dżokej Ruf wraz z trenerem Dubrem, dalej nieco – dżokej Kasprzak uśmiechnięty ironicznie słuchał wykładu dwóch jakichś panów, zapewne zapamiętałych wyścigowych graczy, którzy gestykulując z ożywieniem, coś mu tłumaczyli zawzięcie. Dalej jeszcze mistrzowie Kukisow, Szczypiorek, Góralski, Migdaliński… Nie brakło nawet paru dziennikarzy, którzy skupieni pod ścianą porównywali swe typy, a wśród nich wiódł prym redaktor Liwojczyk, poprawiający niedbałym gestem stale potarganą czuprynę.

Popijając piwo, które usłużnie przyniosła kelnerka, Grot nieznacznie obserwował obecnych. A nuż śród nich znajduje się tajemniczy demon? Bo, że Niespodzianka była kuźnią różnych niespodzianek, i że w tej salce, o tej porze „robiono” przy którymś ze stolików wyścig na jutro, to więcej niż pewne. Lecz właściwie komu zależeć może na jego jutrzejszej wygranej lub przegranej?

Począł się zastanawiać. Magma biega z całym szeregiem koni. Z nich najgroźniejsze są Ruth Ciemniowskiego i Grom Kuka. Właściwie najbardziej Ruth, bo Grom już przegrywał do tej klaczy… Czyżby zakusy szły ze stajni Ciemniowskiego?… Ciemniowski, były bookmacher i właściciel domu gry, dorobiwszy się znacznego majątku, pozuje obecnie na wielkiego pana; stajnię, jak dotychczas prowadzi uczciwie. Zresztą, jako trener służy u niego stary Jaremski, o którym wiadomo, że w kombinacje się nie wdaje, dżokejem zaś jest Anglik Smith niedawno sprowadzony przez Ciemniowskiego z zagranicy, który jeszcze nie zdążył się warszawskich kantów nauczyć. Flegmatyczny, małomówny Anglik, trzymający się od wszystkich z daleka… Więc to przypuszczenie odpada… Chyba Kasprzak prędzej… Bo Kasprzak zarządza stajnią bogatego dorobkiewicza Kuka, i jutro pojedzie na Gromie. A Kasprzak to cwaniak nad cwaniaki, niejeden wyściżek już dobrze obrobił…

Grot zapalił nowego papierosa. Po cóż próżno łamać sobie głowę. Wnet i tak wszystkiego się dowie, bo jeśli się zgodził udać na spotkanie, to tylko po to, by nieco uchylić rąbka tajemnicy.

Z dala ujrzał Malińskiego, który lawirując między stolikami wyraźnie podążał w jego stronę, był zaczerwieniony, snadź załapawszy nieco pieniędzy, zdążył już wypić parę kielonków przy bufecie.

– Czy można? – zapytał i nie czekając na zaproszenie, zajął tuż obok Grota miejsce.

Ten odsunął się trochę.

– Che… che… – świszczał Maliński, nie zwróciwszy uwagi na ten odruch… – Wasz hrabia zgrał się potężnie wczoraj w klubie i resztkami goni… Cała nadzieja w Magnusie. Podobno założył się o wielką sumę…

– Nie wiem i nic mnie to nie obchodzi! – uciął krótko.

– Jak to nie obchodzi? Z takim wariatem jak Świtomirski nigdy nic nie wiadomo. Dziś ma, jutro nie ma. Nawet Magnus go nie uratuje! Kiedy mu konie sprzedadzą za długi… po miejscu będzie, panie Grot…

– Ja się tam nie martwię – odparł dżokej, zaczerwieniwszy się lekko – miejsce zawsze znajdę…

– Che… che… Różnie bywa!… – rechotał tamten dalej, przymrużywszy jedno oko – a nie lepiej by się zabezpieczyć?…

– Nie rozumiem?

– Ano – jął tłumaczyć podstępnie Maliński – inaczej przed wojną się działo. Pamiętam… Wtedy wielcy panowie sprowadzali dżokejów z zagranicy, a jak im płacili… Taki Sloan, Hamilton, Morgan brali po dwadzieścia tysięcy rubli rocznie, nie licząc procentów… Pan wie, co to znaczy na obecne pieniądze… Sto kilkadziesiąt tysięcy złotych, może i więcej…

– No… tak…

– A jak żyli dżokeje… Powiadam panu, każdy z nich miał dwóch sekretarzy i najmniej trzy przyjaciółki… Złoto rzucali garściami… Taki Wicks… podczas rannych galopów wypijał dwie butelki szampana, a jak wpadł w dobry humor, to nie tylko chłopaków stajennych poił, ale konie szampanem wycierał…

– Skoro go stać było…

– A teraz – ubolewał, patrząc uważnie, jaki wpływ jego słowa wywarły na Grocie – a teraz? Pożal się Boże! Bieda! Bieda, nędza… Dżokej uczciwie nawet na wódkę nie zarobi… Jak sam o sobie nie pamięta, to o nim nikt nie pamięta.

– Panie Maliński! Dokąd to wszystko zmierza?

– At, nic! Że pan wiecznie frajerem będzie, panie Grot!

Roześmiał się głośno.

– Upił się pan! – zawołał Grot z gniewem i nie wie, co plecie… Pora iść spać… Odchodzę.

Spojrzał na zegarek. Dochodziła dziesiąta. Kiwnąwszy głową Malińskiemu i rzuciwszy parę srebrnych monet na stolik, pośpiesznie wyszedł z Niespodzianki. Z zadowoleniem wciągnął w piersi ciepłe, majowe powietrze. Doprawdy sprawa poczynała być coraz ciekawsza. Tu demon, tam Maliński. A może Maliński miał za zadanie przygotować grunt?

Jedno zaniepokoiło go tylko. Wiadomość o nowych szaleństwach hrabiego Huberta. Bo i Grot, choć nie dawał tego poznać po sobie, obawiał się katastrofy. Syn trenera, odebrawszy wychowanie staranne, choć ojciec pragnął, aby po ukończeniu szkoły wstąpił na wyższą uczelnię i obrał zawód „inteligencki”, wbrew woli rodzica poświęcił się całkowicie koniom, bo wśród nich wyrosły, życia nie wyobrażał sobie bez koni. Jeżdżąc tu i ówdzie, wreszcie znalazł miejsce u Świtomirskiego i ze swym chlebodawcą rozumieli się znakomicie, gdyż hrabia do zarządu stajnią nie wtrącał się wcale. Marzeniem Grota było dojść do małej własnej stajenki, lecz to pozostawało tylko marzeniem… A teraz… Niechaj zgra się ostatecznie Świtomirski i zmuszony będzie sprzedać konie… Kto inny dosiądzie Magnusa.

Zamyślony szedł ulicą Belwederską. Nagle tuż koło niego wyrosła jakaś postać.

– Proszę skręcić w boczną uliczkę! – posłyszał szept.

Grot nie bał się nikogo i niczego. Raz zdecydowawszy się na przygodę, postanowił zaryzykować do końca. Skręcił istotnie w ślad za nieznajomym w małą ciemną uliczkę ciągnącą się od ulicy Belwederskiej i przystanął. Nieznajomy, który go wyprzedził, zbliżył się teraz. Zauważył, iż jest to mężczyzna średniego wzrostu, szczupły, nieco przygarbiony. Miał podniesiony kołnierz od marynarki, głęboko nasuniętą na czoło sportową czapkę i duże amerykańskie okulary. Twarzy nie mógł rozróżnić, lecz na pierwszy rzut oka nieznajomy sprawiał tak niepozorne wrażenie, iż ze śmiechem zapytał:

– To pan jest tym demonem?

– Przybywam w jego imieniu!

– A któż to jest ten demon?

– Rychło pan się nie dowie!

– Sądzę, że prędzej niż się spodziewasz, przyjacielu – zawołał – bo wielka bierze mnie chętka pochwycić cię za kołnierz i zaprowadzić do najbliższego policjanta!

– Nie radziłbym tego uczynić! – odrzekł tamten, wykonując jakiś nieokreślony ruch ręką.

W mroku błysnęła lufa browninga. Grot poznał, iż z daleko poważniejszym ma do czynienia przeciwnikiem, niźli sądził z początku.

– Więc o cóż chodzi? – rzucił.

– Magnus ma jutro przegrać!

– Tylko tyle! No, to skromne żądanie! A jeśli się nie zgodzę?

– Zastosujemy represje.

– Wolno wiedzieć jakie?

– Różne bywają. Panu się przytrafi nieszczęście, koń może zachorować… Lub też… Pamięta pan sprawę Krzysiaka?…

Drgnął. Sprawę Krzysiaka pamiętał dobrze. Mniej więcej przed dwoma tygodniami narobiła ona wrzawy niemało. Ktoś zadenuncjował tego trenera do dyrekcji, iż dopinguje konie. Nie tylko zadenuncjował, ale wskazał najdokładniej, w której gonitwie koń stajni Krzysiaka zdopingowany zostanie. Natychmiast przeprowadzone śledztwo, całkowicie potwierdziło zawarte w anonimie szczegóły i Krzysiak nie tylko raz na zawsze pozbawiony został trenerskich praw, ale i pociągnięty do surowej odpowiedzialności, choć zaklinał się, że padł ofiarą złośliwej intrygi.

Więc tak się miała ta sprawa.

– Sądzę, że nie zdecyduje się pan z nami na otwartą wojnę, panie Grot – mówił dalej nieznajomy. – Dość długo pan się nam opierał!… Magnus jutro przegra.

– Ale w czyim interesie leży, aby przegrał. Któż jest tym zainteresowany?…

– Nikt z tych, których pan posądza! Ani Ciemniowski, ani Kuk, ani Kasprzak! Żaden właściciel stajni wyścigowej lub dżokej…

– Nic nie rozumiem.

– Posługujemy się dżokejami i trenerami od wypadku do wypadku, kiedy są nam potrzebni i za to wynagradzamy ich znakomicie. Sami nie wiedzą komu służą. To nie są zwykłe wyścigowe kanty. Jutro Magnus przegra. Gdy zechcemy derby wygra…

– Panowie są bardzo łaskawi!…

– Dziesięć tysięcy otrzymuje pan za jutrzejszą robotę – mówił dalej nieznajomy, nie zwracając uwagi na ironiczny wykrzyknik. – A na dowód, jak wielkie mamy do pana zaufanie, doręczam zadatek, połowę tej sumy…

Wyciągnął w kierunku Grota sporą kopertę. Ten cofnął się o parę kroków, tłumiąc przekleństwo. Jeszcze chwila, a czuje, iż mimo groźby wymierzonego browninga, skoczy łajdakowi do gardła.

– Nie chce pan brać? – ironicznie zauważył nieznajomy. – Wszystko mi jedno, kładę na ziemi… Później pan podniesie… Teraz czas nagli. Resztę otrzyma pan po wyścigu, jak również dalsze instrukcje. No i proszę dobrze zapamiętać, że w razie niewykonania naszego zlecenia, grozi poważne niebezpieczeństwo…

– A łotrze! – krzyknął Grot i rzucił się naprzód.

Tamten jednak już znikł, jak gdyby pod ziemię się zapadł. W tejże chwili rozległ się warkot motoru i zauważył szybko oddalający się samochód. Stał ukryty w głębi uliczki i do niego wskoczył nieznajomy.

Grot postał chwilę, po czym zawrócił i podniósł kopertę. Podszedł do najbliższej latarni, rozerwał ją i stwierdził, że zawiera ona paczkę banknotów.

Powoli skierował się do domu.

Gdy zadzwonił do bramy jednej z kamienic przy ulicy Litewskiej, w której zajmował skromne jednopokojowe mieszkanko, dozorca szepnął tajemniczo:

– Pozostawiono tu dla pana liścik.

– List? Dla mnie? – powtórzył zdziwiony. Od kogo?

– Pewnikiem od jakiej pani… bo pachnie!

Po chwili czytał:

Znam pana, pan mnie nie zna. Będę jutro oczekiwała w samochodzie, na Polnej, przy wyjściu ze stajen, po wyścigach.

Pokiwał ze zdziwieniem głową. Liścik nie nosił podpisu, jednak charakter pisma i papier listowy, znamionowały inteligentną i wytworną osobę. Kim była nieznajoma wielbicielka?

II

INTERESY HRABIEGO HUBERTA

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Stanisław Antoni Wotowski

(ur. 1895, zm. prawdopodobnie w 1939) – syn Stanisława Wotowskiego (1848-1931), jeźdźca konnego; pisarz i dziennikarz, policjant, właściciel prywatnego biura detektywistycznego, znawca okultyzmu oraz masonerii; autor powieści kryminalnych, sensacyjnych, historycznych i okultystycznych.

W 1919 komisarz XI obwodu policji w Warszawie. Brał udział w wojnie 1920 r. W 1924 założył dwutygodnik „Rzeczy ciekawe”, który nie utrzymał się długo na rynku. Zasłynął wykładami na temat okultyzmu, z którymi w latach 20. i 30. jeździł po Polsce. Jego biuro detektywistyczne zajmowało się w dużej mierze tropieniem na zlecenie skandali towarzyskich. Jego losy po 1939 są nieznane.

Pisał przede wszystkim powieści kryminalne i tzw. kryminalno-salonowe (kryminał dziejący się w wyższych sferach towarzyskich), nierzadko na podstawie faktów (Człowiek, który zapomniał swego nazwiska). Druga część dorobku to książki dotyczące magii i okultyzmu. Napisał również kilka powieści historycznych. Dorobek Wotowskiego obejmuje ok. 40 powieści. Przed 1939 rokiem bardzo popularny pisarz – wiele wydań, wysokie nakłady, kilka powieści zekranizowanych (np. Rycerze mroku). W PRL jego książki usuwano z bibliotek; w końcu zapomniany.

Lista publikacji kryminalno-sensacyjnych Stanisława A. Wotowskiego na stronie:

http://www.cmkryminaly.pl/?stanislaw-antoni-wotowski

Polecamy również

KLASYKI POLSKIE KRYMINAŁY

Kryminały przedwojennej Warszawy

Marek Romański

, Mord na Placu Trzech Krzyży. Tom 1

Stanisław Antoni Wotowski

, Demon wyścigów. Powieść sensacyjna zza kulis życia Warszawy. Tom 2

Stanisław Antoni Wotowski

, Tajemniczy wróg przy Alejach Ujazdowskich. Tom 3

Stanisław Antoni Wotowski

, Upiorny dom w Pobereżu. Tom 4

Marek Romański

, W walce z Arsène Lupin. Tom 5

Marek Romański

, Mister X. Tom 6

Marek Romański

, Miss o szkarłatnym spojrzeniu. Tom 7

Marek Romański

, Szpieg z Falklandów. Tom 8

Marek Romański

, Tajemnica kanału La Manche. Tom 9

Marek Romański

, Pająk. Tom 10

Marek Romański

, Znak zapytania. Tom 11

Marek Romański,

Prokurator Garda. Tom 12

Marek Romański,

Złote sidła, pierwsza część. Tom 13

Marek Romański,

Defraudant, druga część. Tom 13

Marek Romański

, Małżeństwo Neili Forster. Tom 14

Marek Romański,

Serca szpiegów, pierwsza część. Tom 15

Marek Romański

, Salwa o świcie, druga część. Tom 15

Marek Romański

, Zycie i śmierć Axela Branda. Tom 16

Kazimierz Laskowski,

Agent policyjny. Papiery po Hektorze Blau. Tom 17

Walery Przyborowski

, Czerwona skrzynia. Tom 18

Walery Przyborowski

, Widmo na kanonii (pierwsza i druga część). Tom 19

Antoni Hram

, Upiór podziemi. Tom 20

Inspektor Bernard Żbik

Adam Nasielski

Alibi. Tom 1

Opera śmierci. Tom 2

Człowiek z Kimberley. Tom 3

Dom tajemnic w Wilanowie. Tom 4

Grobowiec Ozyrysa. Tom 5

Skok w otchłań. Tom 6

Puama E. Tom 7

As Pik. Tom 8

Koralowy sztylet i inne opowiadania. Tom 9

Najciekawsze kryminały PRL

Tadeusz Starostecki

, Plan Wilka. Tom 1

Zuzanna Śliwa

, Bardzo niecierpliwy morderca. Tom 2 

Janusz Faber

, Ślady prowadzą w noc. Tom 3

Kazimierz Kłoś

, Listy przyniosły śmierć. Tom 4

Janusz Roy

, Czarny koń zabija nocą. Tom 5

Zuzanna Śliwa

, Teodozja i cień zabójcy. Tom 6

Jerzy Żukowski

, Martwy punkt. Tom 7

Jerzy Marian Mech

, Szyfr zbrodni. Tom 8

G.R Tarnawa

, Zakręt samobójców. Tom 9

I. Cuculescu (pseud.)/Iwona Szynik

, Trucizna działa. Tom 10

Klasyka angielskiego kryminału

Edgar Wallace

Tajemnica szpilki. Tom 1

Czerwony Krąg. Tom 2

Bractwo Wielkiej Żaby. Tom 3

Szajka Zgrozy. Tom 4

Kwadratowy szmaragd. Tom 5

Numer Szósty. Tom 6

Spłacony dług. Tom 7

Łowca głów. Tom 8

Detektyw Asbjørn Krag

Sven Elvestad

Człowiek z niebieskim szalem. Tom 1

Czarna Gwiazda. Tom 2

Tajemnica torpedy. Tom 3

Pokój zmarłego. Tom 4

NOWE POLSKIE KRYMINAŁY

Kryminały Warszawskie

Wojciech Kulawski

Lista sześciu. Tom 1. 

Między udręką miłości a rozkoszą nienawiści. Tom 2.

Zamknięci. Tom 3

Poza granicą szaleństwa. Tom 4

Komisarz Ireneusz Waróg

Stefan Górawski

Sekret włoskiego orzecha. Tom 1

W cieniu włoskiego orzecha. Tom 2

Kapitan Jan Jedyna

Igor Frender

Człowiek Jatka - Mroczna twarz dwulicowa. Tom 1

Mordercza proteza. Tom 2

Tim Mayer

Wojciech Kulawski

Syryjska legenda. Tom 1

Meksykańska hekatomba. Tom 2

www.lindco.se

e-mail: [email protected]

lindcopl (facebook & instagram)

Tytuł oryginału:

Stanisław Antoni Wotowski

Demon wyścigów

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Książka ani jej część nie może być przedrukowywana ani w żaden inny sposób reprodukowana lub odczytywana w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody Lind&Co.

Wydanie I powojenne, 2018. Oparto na wydaniu przedwojennym.

Wspołpraca: Wydawnictwo CM, Warszawa

Projekt okładki: Studio Karandasz

Zdjęcia na okładce: ginettigino / Adobe Stock

Copyright © dla tej edycji: Wydawnictwo Lind & Co, Stockholm, 2021

ISBN 978-91-8019-169-2

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek