Kobiety w życiu wielkich ludzi - Stanisław Antoni Wotowski - ebook

Kobiety w życiu wielkich ludzi ebook

Stanisław Antoni Wotowski

3,5

Opis

Książka „Kobiety w życiu wielkich ludzi” Stanisława Wotowskiego opisuje życie kilku kobiet żyjących w otoczeniu ważnych postaci historycznych z różnych epok. Gdy do takiego tematu zabiera się przedwojenny prywatny detektyw, specjalizujący się w skandalach towarzysko-obyczajowych, możemy być pewni, że spotkamy pełnokrwistych bohaterów, których losy przedstawiono w sposób ekscytujący i szczególnie wciągający.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 124

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (2 oceny)
1
0
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Stanisław Antoni Wotowski

Kobiety w życiu wielkich ludzi

Warszawa 2016

Wstęp

Wielu wielkich mężów w ujemny sposób odzywało się o kobiecie. Voltaire gotów był oddać dwie żony temu – kto zabierze mu trzecią. Konfucjusz przepędził swą połowicę, ponieważ przeszkadzała mu w pracy. Powiadają, iż jakiś mędrzec starożytności przez lat trzy chodził z opuszczonymi oczami – byle wzrok nie padł na niewiastę.

Muzułmańscy filozofowie, opierając się na Koranie, tudzież doświadczeniu życiowym, takich rad udzielają:

Skoro znajdziesz się wobec sprawy poważnej a trudnej – zwołaj przyjaciół, ugość należycie, proś o radę – i postąp wedle ich zdania. Jeśli nie masz przyjaciół – zawołaj przechodnia – w jego mądrości szukaj pomocy. Lecz jeśli nie masz ani przyjaciół, ani znajomych, ani odszukać nie możesz nawet przechodnia – udaj się do twej żony. Wyłóż jej wszystko, wysłuchaj cierpliwie, co ci powie – a następnie uczyń wprost na odwrót, jak ci doradziła!

Ale nie wszyscy ludzie genialni tak nieprzychylnie się wyrażali, Goethe nazywał niewiastę Koroną wszelakiego stworzenia, zaś Schiller pisał:

Ehret die Frauen, Sie flechten und veben Himliche Rosen ins irdische Leben!

Zdania są więc podzielone, a jeśli w słowach niektórych poetów brzmi nuta rozgoryczenia – to tylko dlatego, iż zbyt wiele włożyli serca w kobiety może serca niegodne, a pamięć o doznanych krzywdach serdecznych pozostała. Ta pamięć! Toć nie darmo Mickiewicz swój wiersz, zatytułowany DoM., tak rozpoczyna:

Precz z moich oczu!... posłucham od razu; Precz z mego serca!... i serce posłucha; Precz z mej pamięci!... Nie – tego rozkazu Moja i twoja pamięć nie posłucha!

Odgrywały więc kobiety w życiu wielu wielkich i genialnych ludzi rolę znaczną. Pod ich drobną rączką formowały się charaktery, dzieje żywota... ba, twórczość sama. Czasem padały one ofiarą swych nieprzeciętnych kochanków, czasem geniusz topniał pod złośliwą dłonią, a samo pasmo życia przecinało się tragicznie. Przy tym miały przywilej wcale znaczny: ileż nicości i puchów marnych przeszło do potomności li tylko dlatego, że łączył je stosunek dłuższy lub krótszy z niepospolitym artystą, politykiem, poetą czy monarchą...

Te to niektóre wypadki ciekawych dziejów pragnę w niniejszej pracy przedstawić.

St.A. Wotowski

Wielka Teodora

Najmniejszą wadą kobiet, które się oddają miłostkom – są ich miłostki.

La Rochefoucauld

Jesteśmy na początku VI wieku w Bizancjum...

Potoki słońca zalewają złociste kopuły kościołów, tonące śród zieleni wspaniałe pałace patrycjuszów, w jego blaskach migocą tysiącami barw bogate mozaiki, którymi rozrzutnie ozdobiono domy... Tam i sam z zalotnym uśmiechem, podzwaniając ciężkimi złotymi bransoletami, snują się kobiety dyszące namiętnością i południowym żarem.

Kupcy zachwalają wschodnie towary a młodzież ściga wzrokiem niewieście sylwetki, poszukując towarzyszki do uniesień Erosa...

Jesteśmy na początku VI wieku w Bizancjum, a więc na rubieży starożytności i wieków średnich, na rubieży Europy i Azji... Usta tam jawnie szepcą chrześcijańskie modlitwy, lecz w sercach tkwi jeszcze głęboko kult pogańskiego piękna; czoła chylą się kornie przed posągami świętych, lecz oczy miłośnie się wznoszą do promienistego Apollina i słodkiej w swym wyuzdaniu Wenery... Świat jest niby inny, lecz w gruncie pozostały jeszcze tradycje dekadencji Romy i poetycznej mitologii Hellady...

W cieniu marmurowego portyku stoi dwóch młodzieńców. Ich posągowe, niby w kamei rżnięte profile świadczą, iż należą do potomków władców świata. W pozie znać pewną zniewieściałość, włosy mają kunsztownie trefione, palce pokrywa szereg drogocennych pierścieni.

– Patrz – szepcze jeden z nich, wskazując przechodzącą kobietę. – Klnę się na Bachusa – to istna Afrodyta!

– Ech! – krzywi się pogardliwie drugi.

Mijała ich właśnie wysoka blondynka, niedbale otulona w cieniutkie tkaniny. Spod nich wyzierały jakby toczone posągowe kształty godne dłuta Fidiasza. Szła w aureoli swych złotych włosów, lekko, lubieżnie kołysząc się w biodrach. Przechodząc obrzuciła obserwujących spojrzeniem wielkich niebieskich oczu, w którym było coś z niewinności dziecka i coś z wyuzdania bachantki.

– Czemuś się skrzywił? – pytał dalej pierwszy. – Któż to?

– Nie znasz? – odparł ze śmiechem pytany – Teodora, kurtyzana!

– Cóż z tego! Pragnę ją poznać! Wszak z urody – bogini!

– Nie licuje patrycjuszowi rozmawiać z taką dziewką!

– Czemu? Nie rozumiem?

– Widać, żeś niedawno przybył do stolicy! Toć nie dalej jak dni parę temu na uczcie u Marka Septimusa, czyniła takie bezeceństwa, że aż wstyd mnie, rycerzowi, o tym wspominać!... Nie szlachetna hetera to, a najgorsza ścierka...

– Co słyszę?

– Chyba szatan obdarzył ją dziwną urodą... Lecz mimo rozkosznego ciała, już wstręt tylko budzi!

*     *

*

Słyszeliśmy niezbyt pochlebne zdanie o kurtyzanie Teodorze, o tej Teodorze, co władczynią najpotężniejszego państwa stać się miała, a na której głowie stara korona bizantyjskich cesarzy jarzyła się nieprzeciętnym blaskiem chwały i sławy! Czy to możliwe? Ta sama Teodora, nierządnica? Tak! Ta sama! Bowiem nie istnieje na świecie rzecz tyle niemożliwa, by możliwą nie była.

Lecz przódy nieco biograficznych danych:

Teodora urodziła się w 501 roku jako córka prostych i bardzo ubogich rodziców. Jej ojciec, Acatius, zajmował „wysoką” posadę dozorcy cyrkowego. Zmarł około 511 roku, pozostawiwszy po sobie nieutuloną w żalu wdowę – która pośpieszyła co rychlej poszukać sobie nowego, aczkolwiek niezupełnie legalnego małżonka – oraz trzy córki: najstarszą Komitę, średnią Teodorę i najmłodszą Anastazję.

Uczucia miłosne winny się zawsze obracać w jednej sferze. Kochankiem pani Acatiusowej został również dygnitarz, czyli, mówiąc wyraźnie, stróż przy amfiteatrze, w którym odbywały się konne igrzyska dwóch największych wówczas partii: niebieskich i zielonych. Gdy jednak po dłuższej służbie, to u zielonych, to u niebieskich, stracił posadę, wdowa jęła się fachu najbardziej intratnego po wszystkie czasy, mianowicie poczęła stręczyć najstarszą Komitę przygodnym przechodniom. By zaś fach ten stał się jeszcze bardziej lukratywnym, wykierowała z czasem córkę na artystkę.

Wprawdzie ten artyzm zacna mama pojmowała swoiście: polegał on na tym, iż pojawiała się Komita w różnych pantomimach i żywych obrazach możliwie rozebrana – lecz właśnie o to najbardziej chodziło, a dobrobyt w domu począł kwitnąć.

Musimy przyznać, że w podobnych warunkach posiadła młoda Teodora wychowanie znakomite. Nosiła za starszą siostrą taboret, na którym ta podczas przerw w przedstawieniach odpoczywała, w domu zaś, usługując w czasie częstych libacji z „wielbicielami talentu”, uzupełniła wykształcenie, słysząc wciąż piosenki i rozmowy wcale niedwuznacznej treści.

Toteż i ona z kolei, zachęcona świetnym przykładem, gdy zaledwie miała lat czternaście, została „artystką”.

Nie była ani tancerką, ani śpiewaczką, lecz popisywała się jako akrobatka i mimiczka. Wspaniale rozwijająca się dziewczyna, w roku piętnastym skończona piękność – nie zapominajmy, że działo się to w Bizancjum, gdzie kobiety dojrzewały znacznie szybciej – zwróciła na siebie powszechną uwagę i skoro tylko ukazywała się na scenie, powstawała burza oklasków.

Nic nie ma nowego pod słońcem. Zmartwię tu wszelakich propagatorów gołej sztuki w teatrze! Występowała Teodora całkowicie nago, jedynie opasana szeroką jedwabną szarfą, z przodu zawiązaną w węzeł szeroki. Lecz i to jej ciążyło i skarżyła się stale biedna, że policja, nieposiadająca zrozumienia prawdziwego piękna po wszystkie czasy, zabrania występować bez wszelkich osłonek. Toteż srodze pokrzywdzona folgowała sobie podczas prób, wprawiając się śród mimów i akrobatów w rzucaniu dyskiem i innych gimnastycznych ćwiczeniach w stroju już zgoła wygodnym, bo w stroju naturalnym i niekrępującym naszej pramatki Ewy!

Gdyby Teodora była poprzestała na tak dziś modnym demonstrowaniu golizny i cyrkowych sztukach, nic by tak w tym dalece rozpaczliwego nie było. Lecz z samego zarania przejawił się niepohamowany, nienasycony temperament.

Z początku szuka kochanków śród kolegów z cyrkowej zgrai; niejednokrotnie przyłapać ją można w objęciach rosłego niewolnika oczekującego przed teatrem na swego pana, w końcu staje się zwykłą kurtyzaną i kupczy ciałem za pieniądze, niemal za byle co – kto ją chce, ten ją ma.

Postępowanie takie nawet w słynnym z rozwiązłości Bizancjum, wywołuje oburzenie. Wszędzie przez wykwintną młodzież zapraszana przedtem Teodora, jako wschodząca gwiazda i cud urody, poczyna być okryta wzgardą. Nawet w rozpuście musi być umiar! Jak cenić kobietę, która jednako namiętnie całuje patrycjusza i akrobatę, rycerza i niewolnika, tragarza i majtka. Punktem kulminacyjnym staje się słynna uczta, podczas której zbytnica rzuca się w objęcia dziesięciu arystokratycznym biesiadnikom, by natychmiast w ich obecności obsypać pieszczotami trzydziestu sługusów...

Scena ta przechodzi, co do bezwstydu wszystko znane w historii!

Nic też dziwnego, że „artystkę” Teodorę uprzejmie wypraszają z teatru, nic też dziwnego, że przy spotkaniu z kurtyzaną przechodnie usuwają się z drogi, jakby obawiając się zabrudzić nieczystym zetknięciem, nic też dziwnego, że ludzie pobożni spotkanie z rana Teodory już za zły omen poczytują...

Raz jeszcze w tym okresie uśmiecha się do niej szczęście, lecz na krótko. Nowo naznaczony prefekt prowincji, Pentanopulus Esebolus, snadź człowiek nieprzesądny, zakochuje się w tym bezdusznym i rozkosznym stworzeniu i uwozi piękną wszetecznicę z Bizancjum, Lecz Teodora nadal szaleje po swojemu. Rozrzuca pieniądze kochanka pełnymi garściami, po nocy z nim spędzonej jest jednako czuła dla jego koniuchów... Oburzony a na pół zrujnowany Esebolus przepędza kurtyzanę bez dalszych ceremonii i odszkodowań... i oto Teodora, niemal nago wyrzucona na ulicę, kupczy sobą, gdzie się da, by nie umrzeć z głodu, by dobrnąć z powrotem do Bizancjum...

Lecz czas mija. Ma już teraz 24 lata, czuje się znużona i wyczerpana. Toć podobne życie może wyniszczyć najpotężniejszy organizm!

Z trudem dociera do stolicy, chora, wynędzniała, przybita, wszak wszędzie ją czeka obojętność lub wzgarda.

Co dalej?

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.