Czytanki o Maryi - Dariusz Michalski SJ - ebook

Czytanki o Maryi ebook

Dariusz Michalski SJ

0,0

Opis

31 powodów, dla których warto poznać najbardziej wyjątkową Kobietę świata.

Po Czytanki warto sięgnąć nie tylko po to, by poszerzyć wiedzę, ale przede wszystkim, by poznać Maryję. A znajomość z Nią zmienia życie...
 
.
Wieżo Dawidowa, Arko Przymierza, Domie Złoty… co znaczą te wezwania Litanii Loretańskiej? I jaki mają związek z Maryją? Na pierwszy rzut oka wydają się skomplikowane, nie na temat... Autor jednak szuka ich wyjaśnienia, tłumaczy, pomaga rozwikłać tajemnicę. Pokazuje głęboki sens, biblijne i historyczne uzasadnienie tych słów. Przypomniane w książce świadectwa działania Maryi, np. uratowanie jezuitów mieszkających w Jej sanktuarium w Hiroszimie podczas wybuchu bomby atomowej – zachwycają!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 128

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




© Mocni w Duchu

© Dariusz Michalski SJ

Nihil obstat: L.dz. 2021/05/NO/P

Za pozwoleniem

Przełożonego Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej

Towarzystwa Jezusowego – Tomasza Ortmanna SJ

Warszawa, 6 kwietnia 2021 r.

Książka nie zawiera błędów teologicznych.

Redakcja

Joanna Sztaudynger

Korekta

Kesja Lewandowska

Projekt graficzny i skład

Bogumiła Dziedzic

Mocni w Duchu – Centrum

90-058 Łódź, ul. Sienkiewicza 60

tel. 42 288 11 53

[email protected]

odnowa.jezuici.pl

Zamówienia

tel. 42 288 11 57, 797 907 257

[email protected]

odnowa.jezuici.pl/sklep

ISBN 978-83-65469-65-6

Wydanie pierwsze, Łódź 2021

Wprowadzenie

Każdego roku podczas nabożeństw majowych w polskich kościołach i kapliczkach rozbrzmiewa Litania Loretańska do Najświętszej Maryi Panny. Litanie ku czci Matki Najświętszej znane są już od średniowiecza. Ich autorzy wzorowali się najczęściej na pochodzącej z końca VI wieku Litanii do Wszystkich Świętych. Samo słowo „litania” oznacza w języku greckim prośbę. O co prosimy? Przede wszystkim o wstawiennictwo Matki Bożej za nami u swego Syna. Każda prośba skierowana do Matki Bożej wraz z konkretnym tytułem i zakończeniem „Módl się za nami” jest nie tylko prośbą o to, by Maryja w cudowny sposób przybliżyła nas do Jezusa, ale przede wszystkim – byśmy wpatrując się w postawę Maryi, rozważając sens danego wezwania, podążali przez życie drogą nawrócenia.

Mam nadzieję, że przybliżone w niniejszej publikacji tytuły Maryi z jednej strony pomogą nam lepiej zrozumieć ich głębokie przesłanie, które dla nas współczesnych mogło się już gdzieś zagubić. Z drugiej strony ufam, że pomogą nam odnieść je do konkretnych sytuacji życiowych. Kontemplując życie Matki Bożej przez pryzmat nadanych Jej tytułów, możemy popatrzeć na swoje życie. Jak ja rozwiązuję problemy? Jak ja odnoszę się do innych ludzi? Jak ja przeżywam kryzysy swojej wiary?

Wierzę, że rozważając wezwania Litanii Loretańskiej, możemy odkryć bogactwo duchowości Matki Bożej, a zarazem znaleźć inspirację dla siebie. W ten sposób mamy szansę ponownie odkryć Maryję jako naszą Matkę, jako Matkę duchową. Każdy z nas na drodze wiary i codziennego życia potrzebuje zarówno matczynej czułości, jak i wzoru wytrwałości w obliczu różnorodnych przeciwności. Przechodząc przez poszczególne wezwania maryjne, z pewnością odnajdziemy w Maryi nie tylko matkę – kogoś, kto rodzi nas do życia, ale także mistrzynię i wzór – kogoś, kto heroizmem swego codziennego życia wyznacza kierunek i umacnia nas w podążaniu drogą do Boga.

1. Święta Maryjo...

Spolszczone imię Maryja to tak naprawdę Miriam. Jest ono starożytnym imieniem hebrajskim nadawanym kobietom. Po raz pierwszy pojawia się w Biblii przy opisie historii Mojżesza. Tym imieniem została nazwana jego starsza siostra. Mówi o tym Księga Liczb: „Żona Amrama – Jokebed – była córką Lewiego, urodzoną w Egipcie. Z niej urodzili się Aaron i Mojżesz oraz ich siostra Miriam” (Lb 26,59).

Co dokładnie oznacza imię Miriam? Należy wziąć pod uwagę, że imię Mojżesz, a także inne lewickie imiona w Biblii są wyraźnie pochodzenia egipskiego, a nie hebrajskiego. Sugeruje to, że imię Miriam może mieć korzenie egipskie. Wówczas oznaczałoby „ukochana”, „napawająca radością”, a nawet „będąca upragnionym dzieckiem”. Określenia te wyrażają więc radość rodziców z długo oczekiwanego dziecka, które w końcu przychodzi na świat. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę, że tylko w polskim przekładzie Pisma Świętego w Księdze Rodzaju pojawia się słowo „wreszcie”, gdy nieznany autor opisuje radość Boga ze stworzenia człowieka: „A wreszcie rzekł Bóg: «Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam»” (Rdz 1,26). Ten zabieg tłumacza Biblii Tysiąclecia, polegający na dodaniu słowa „wreszcie”, podkreśla ogromną radość Boga z długo oczekiwanego stworzenia człowieka: Adama i Ewy. Tak, Bóg bardzo cieszy się z człowieka, z ciebie i ze mnie! Imię Maryja byłoby więc dla każdego z nas przypomnieniem czy też odwołaniem się do ogromnej radości Boga z narodzin każdego z nas. To radość, której nie odkrywamy. Jakże wielu ludzi na świecie ciągle mówi: „Po co mnie Boże stworzyłeś? Przecież nie pchałem się na ten świat!”. Nie brakuje również tych, którzy wstępując w związki rezygnują z potomstwa, chcąc zaoszczędzić cierpień swoim przyszłym dzieciom „na tym okrutnym łez padole”. Widzimy, że jest to podważenie wspaniałego planu Stworzenia i Odkupienia, jaki Bóg ma w swoim sercu i który nadal realizuje. Rezygnując z cierpień i wybierając życie w świętym spokoju, tym samym rezygnujemy z największej radości: poznania Boga i wejścia z Nim w relację przyjaźni. Jakże bolesne musi być życie tych, którzy czują się przez Boga zmuszeni do egzystencji, a nie zaproszeni do życia. Każdy dzień stanowi wówczas ogromny ciężar cierpienia i niepewności, które trzeba dźwigać, nie do końca wiedząc po co.

Imię Miriam otrzymała Matka Jezusa. Jak pisze Marcin Majewski: „W grece transliterowano je jako μαριαμ Mariam lub μαρια Maria – zgodnie zresztą ze zwyczajem utrwalonym już w Septuagincie. Poprzez formę grecką dochodzimy do znanej nam, rozpowszechnionej formy Maria. Choć dawnej w języku polskim imię to było zarezerwowane praktycznie tylko dla osoby Matki Bożej, dziś Maria to jedno z najbardziej popularnych polskich imion żeńskich, nadawane niekiedy właśnie z myślą o tej szczególnej Patronce. Co ciekawe, jest to chyba jedyne imię żeńskie, które otrzymują także mężczyźni (jako drugie), np. Maksymilian Maria Kolbe czy Bronisław Maria Komorowski. Pod wieloma względami jest to imię wyjątkowe”1.

Pierwsze wezwanie w Litanii Loretańskiej „Święta Maryjo” przypomina nam, że każdy z nas został stworzony przez Boga z miłości i zaproszony do miłości, czyli do… świętości. Warto w tym miejscu przypomnieć sobie znaczenie własnego imienia. Zazwyczaj kryje się w nim spisana podpowiedź dla naszej misji życiowej. Dlatego wspólnota Kościoła zaleca nadawanie imion chrześcijańskich, gdyż zawierają one w sobie wskazanie dobra i odniesienie do Boga. Dobrze podtrzymywać tę głęboką tradycję, a zarazem intuicję wspólnoty Kościoła, która przetrwała wieki, niekoniecznie ulegając nowoczesnym prądom mody.

Czy znasz znaczenie swego imienia? Jakie zaproszenie do dobra kryje się w nim? Pamiętam, że jakiś czas temu w czasie pielgrzymki śladami św. Andrzeja Boboli, w jej ostatnim dniu przypomniałem sobie niespodziewanie, że moje drugie imię to… Andrzej. Nie wiem, co przyświecało moim rodzicom, gdy wybierali je jako drugie imię dla mnie. Wiem jednak, jak ważne było moje poruszenie duchowe w kontekście powołania zakonnego i niejako potwierdzenia, że św. Andrzej Bobola pomaga mi i wspiera mnie na drodze, którą sam wcześniej przeszedł w szkole św. Ignacego Loyoli, na którą także i mnie Bóg zaprosił przed laty.

Święta Maryjo, módl się za nami. Za nami, którzy gubimy sens życia. Którzy zapominamy, że zostaliśmy zapragnieni i wymarzeni w sercu Boga jeszcze przed stworzeniem świata. Przypominaj nam, jak bardzo Bóg nas kocha, z jak wielką radością był przy naszym poczęciu i naszych narodzinach. Z jak wielką miłością spogląda dziś na każdą i każdego z nas.

Rezygnując z cierpień

i wybierając życie w świętym spokoju,

tym samym rezygnujemy

z największej radości: poznania Boga

i wejścia z Nim w relację przyjaźni.

1 Cytuję za: https://opoka.org.pl/biblioteka/T/TB/wydawnictwom_sara_miriam.html (dostęp: 02.05.2020).

2. Święta Boża Rodzicielko...

Obchodzona 1 stycznia Uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki Maryi to najstarsze w Kościele maryjne święto i jednocześnie pierwsze z przyjętych wezwań Maryi z Nazaretu.

Prawda o Boskim Macierzyństwie Maryi wzbudziła w V wieku sprzeciw ze strony Nestoriusza, patriarchy Konstantynopola. Twierdził on, że w Chrystusie istnieją dwie osoby i dwie natury: ludzka i boska, a Maryja miałaby być rodzicielką tylko Chrystusa-człowieka, natomiast nie Chrystusa-Boga. Spór rozstrzygnięto w 431 roku na soborze w Efezie, wykazując, że Chrystus jest jedną Osobą, w której istnieją dwie natury: ludzka i boska, a Maryja prawdziwie jest Matką Bożą, czyli tą, która zrodziła Jezusa z Jego naturą zarazem ludzką, jak i boską.

Wydaje się jednak istotne przypomnienie drugiego wymiaru tytułu Bożej Rodzicielki. W encyklice Redemptoris Mater Jana Pawła II czytamy: „Wierzymy, że Najświętsza Boża Rodzicielka, nowa Ewa, Matka Kościoła, spieszy spełnić z nieba macierzyńskie zadanie wobec członków Chrystusa, aby dopomóc do zrodzenia i pomnożenia życia Bożego w duszach ludzi odkupionych”2. To macierzyńskie zadanie wobec nas podążających za Chrystusem zostało zlecone Maryi i zostało powierzone nam, uczniom Chrystusa, jako coś, co mamy realizować na drodze ziemskiego życia. Dokonało się ono pod krzyżem, w ostatnich chwilach Jezusa przed śmiercią. Czytamy w Ewangelii, że Jezus, kiedy ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: „Niewiasto, oto syn Twój”. Następnie rzekł do ucznia: „Oto Matka twoja”. I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie (por. J 19,27). Już w pierwszych wiekach chrześcijaństwa Matka Jezusa była symbolem Kościoła i w tym kluczu powinniśmy odczytać słowa Jezusa: „Oto Matka twoja”. Wypowiadając je, Jezus wskazuje na rzesze wiernych i mówi do każdego chrześcijanina: „Oto powierzam ci tych ludzi, troszcz się o nich jak o moją Matkę”.

Jezus zostawia nam swoją Matkę nie po to, by się nami wyłącznie opiekowała. Tak właśnie przede wszystkim jest interpretowana ta scena. Ale dobrze wiemy, jak wygląda życie dorosłych mężczyzn czy kobiet, którzy choć w latach dojrzali, wciąż nie umieją żyć bez opieki i wsparcia swoich matek. Jest to jakieś zniekształcenie powołania do dojrzałości i dorosłości. A jeśli Jezus chce nam powiedzieć, że przede wszystkim mamy opiekować się Jego Matką? Jaki miałoby to sens? Możemy zaopiekować się Maryją, tak jak Ona zaopiekowała się Jezusem. Wypełnimy to zadanie, wychodząc z miłością do każdego samotnego człowieka, udzielając pomocy potrzebującym, ofiarując swój czas i uwagę biednym czy chorym. W nich wszystkich jest i żyje Maryja. Czeka na naszą pomoc. Taki jest testament Jezusa z krzyża. Ta, która zrodziła Jezusa, chce nam teraz pomóc, byśmy przez braterską i siostrzaną służbę rodzili się na nowo w miłości i pomagali to czynić tym, których spotkamy na swej drodze. Jakże często potrzebują oni jedynie zwykłego, prostego gestu życzliwości, wyciągniętej dłoni, by nie utonąć w bezradności czy zwątpieniu. Testament Jezusa jest zadaniem. Odziedziczyliśmy misję troszczenia się o innych, a nie przyjemnego i bezpiecznego życie w objęciach matki.

Jest to zadanie troski o życie biednego, chorego, znieważonego, które według logiki tego świata nikomu już nie jest potrzebne. Podobnie jak według logiki świata nikomu nie było już potrzebne życie kobiety, która będąc wdową nie mogła w tamtych czasach po ludzku uczynić niczego więcej. Maryja już nic nie mogła. Pozostawiona sama sobie nie byłaby w stanie utrzymać się przy życiu. I dalej nic nie może bez Syna. Wyprasza nam łaski w niebie, ale tu na ziemi potrzebuje także ciebie – swojego syna, swojej córki. To właśnie ty jesteś nim, to właśnie ty jesteś nią. Popatrz w tej perspektywie na Maryję i powtórz w swoim sercu te słowa: „Oto Matka twoja!”, a potem dodaj: „Oto ja, syn Twój! Oto ja, córka Twoja!”.

Możemy zaopiekować się Maryją,

tak jak Ona zaopiekowała się Jezusem.

Wypełnimy to zadanie, wychodząc z miłością

do każdego samotnego człowieka,

udzielając pomocy potrzebującym,

ofiarując swój czas i uwagę biednym czy chorym.

22 Cytuję za: http://www.vatican.va/content/john-paul-ii/pl/encyclicals/documents/hf_jp-ii_enc_25031987_redemptoris-mater.html (dostęp: 04.05.2020).

3. Matko Chrystusowa, Matko Kościoła...

Maryja staje się Matką Kościoła… pod krzyżem. Słyszy tam znaczące słowa: „Niewiasto, oto syn Twój” (J 19,26). Testament umierającego Jezusa złączył na zawsze Maryję z uczniami i uczniów z Maryją. Jej macierzyństwo zostaje ukazane światu przez Chrystusa cierpiącego i umierającego na krzyżu. Maryja zostaje dana Janowi w kontekście cierpienia, które przeżywa umiłowany uczeń, widząc niesprawiedliwą śmierć swego Mistrza, doznając rozdzierającego Jej serce cierpienia. Być może nie brzmi to jako coś specjalnie odkrywczego. Jest jednak odkrywcze dla nas wszystkich w sytuacji, gdy to na nas niespodziewanie spada nasz własny krzyż: krzyż choroby, zagrożenia bytu materialnego, utraty pracy, niemożności spłaty kredytu, krzyż śmierci kogoś bliskiego, krzyż depresji lub załamania nerwowego, krzyż przebywania z kimś, z kim trudno wytrzymać...

Maryję odkrywamy pełniej, gdy dotyka nas cierpienie. A może należy to ująć bardziej bezpośrednio, bo przecież cierpienie dotyka nas ciągle. Możemy odkryć Maryję jako naszą Matkę w sytuacji, gdy przed cierpieniem nie udaje się już uciec. Są takie sytuacje i wydarzenia w naszym życiu, gdy stajemy pod murem, gdy doświadczamy bezradności w rozwiązaniu trapiących nas problemów. Jednym słowem, gdy ukazuje nam się prawda o naszej małości, przemijalności i kruchości. W takich chwilach mierzymy się z czymś, co nas przerasta i czego nie umiemy zmienić. Brakuje nam sposobu, rozwiązania czy lekarstwa. Obecnie taką sytuacją jest choćby pandemia koronawirusa i wszystkie jej konsekwencje: gospodarcze, społeczne, a także w wymiarze duchowym – choćby ograniczenie naszych codziennych praktyk. Poczuliśmy naszą kruchość, ale także i egzystencjalną samotność. Nie ma człowieka, który byłby w stanie zdjąć z nas brzemię cierpienia, niepewności czy lęku. Nie ufamy też łatwym radom i prostym zapewnieniom w stylu: „Wszystko będzie dobrze”. To właśnie w takich chwilach jesteśmy w stanie odkryć najważniejsze dla nas osoby, które przez większość naszego życia mogły pozostawać niezauważone. A te na piedestale, np. instytucji Kościoła, niekoniecznie są dla nas naprawdę autorytetami, czy po prostu tymi, które mogą nas autentycznie wesprzeć i umocnić. Którym możemy się zwyczajnie, po ludzku zwierzyć. Takimi osobami wartymi zaufania są Chrystus i Jego Matka. Łączy je doświadczenie ogromnego cierpienia. Jezus pod krzyżem powierza swej Matce misję pocieszania, umacniania w cierpieniu, wspierania w jego znoszeniu. Zaczyna się ona od ukochanego ucznia Jezusa – Jana, a przez niego rozchodzi się na wszystkich ludzi, sięgając po najbardziej odległe zakątki świata.

Zlecając tę misję swej Matce, Jezus mówi do każdego z nas: „Zobacz, cierpienie jest czymś, przed czym nie uciekniesz. Jest częścią życia”. Nie mówi tego z przekąsem, ze złością. Mówi to jako pokorny sługa Jahwe, ten, który obarczył się naszym cierpieniem. Ten, który stając się na krzyżu grzechem, choć sam był bez grzechu, nie słyszy z nieba słowa pocieszenia. Pozostaje czysta wiara. Podobnie jest z Maryją, której serce przenika miecz boleści, zgodnie z proroctwem wypowiedzianym przez Symeona w Świątyni Jerozolimskiej. Maryja, Matka cierpiącego Jezusa, mówi do ciebie i do mnie: „Zmierz się ze swoim cierpieniem. Im usilniej będziesz przed nim uciekał, tym większego cierpienia będziesz doznawał”. Nie chodzi o to, by szukać go na siłę, nie. Ale gdy jest nieuniknione, to możesz się z nim zmierzyć i przez wiarę odkryć jego sens. Możesz stać się bliższy innym, którzy cierpią podobnie jak ty. Wszyscy doświadczamy lęku, zagubienia, niepewności. Pandemia tylko nam o tym przypomina, bo chyba zapomnieliśmy o tym, jak bardzo jesteśmy do siebie podobni. Przyjmując nieuniknione cierpienie, możesz stać się pokorniejszy i bliższy prawdy o swoim kruchym człowieczeństwie. A przez to bardziej docenić to, co wcześniej uznawałeś za oczywiste, albo myślałeś, że ci się po prostu należy. Możesz stać się pokorniejszy! A to chyba najważniejsza cecha miłości. Twoje serce może wypełnić wdzięczność w miejsce żądań, że wszystko ci się należy, że ma być po twojej myśli i inni mają myśleć tak jak ty. Bez cierpienia, czyli bez krzyża, nie możemy dojść do zbawienia.

Skoro cierpiał Chrystus i Jego Matka, skoro cierpiał Bóg i Maryja, to czemu ty chcesz odrzucić cierpienie, uciec przed nim? Być może dlatego, że patrzysz na nie jedynie w kontekście doczesności, tego świata. Świata, który za wszelką cenę chce odrzucić wszelką formę dyskomfortu, niedogodności czy bólu. To tak, jakbyśmy odcinali w sobie jakąś cząstkę naszego człowieczeństwa. Jakbyśmy się znieczulali, co jest charakterystycznym elementem każdego uzależnienia.

Jest inne rozwiązanie. Tak jak Maryja pod krzyżem, warto zaufać, że cierpienie, którego nie rozumiemy i być może, którego nie zrozumiemy tu na ziemi, ma jednak sens i miejsce w logice Boga. Ma sens, skoro sam Stwórca mu się poddał i cierpiał tak samo jak ty i inni ludzie. Jedynym sposobem na cierpienie pozostaje wiara, choć nie daje jasnych odpowiedzi.

Maryjo stojąca pod krzyżem swego Syna, ucz mnie przyjmowania cierpienia, któremu nie mogę zapobiec, któremu nie umiem zaradzić. Uproś łaskę dla mnie w najtrudniejszych momentach mego życia, bym się nie załamał, ale pośród bólu umiał zaufać w to samo tajemnicze działanie Boga-Ojca, które ostatecznie wskrzesiło Jezusa z martwych.

Możemy odkryć Maryję jako naszą Matkę

w sytuacji, gdy przed cierpieniem

nie udaje się już uciec.

4. Matko Łaski Bożej...

Kolejny tytuł przypisany Maryi jest okazją do przypomnienia sobie nauki Kościoła na temat łaski Bożej. Łaska to udzielanie się Boga człowiekowi, dzięki czemu uczestniczy on już tu na ziemi w życiu Boga Trójjedynego (por. J 6,57; Ef 2,18). Rozróżniamy łaskę uświęcającą i łaskę uczynkową. Co to takiego?

Przez grzech śmiertelny tracimy łaskę uświęcającą, ale możemy ją odzyskać w sakramencie pokuty i pojednania. Człowiek, który umiera w stanie łaski uświęcającej, po śmierci idzie do nieba, choćby musiał odbyć oczyszczenie w czyśćcu. Z kolei łaska uczynkowa to oddziaływanie Boga na duszę człowieka. Nie jest to jednak przymuszanie człowieka do podjęcia dobrych czynów. Jest to oświecenie umysłu i poruszenie woli, czyli udzielenie podpowiedzi, z których człowiek może skorzystać lub nie. Jest to działanie Boga wzywające do współdziałania w dążeniu do świętości i zbawienia. Wyróżniamy łaskę uczynkową uprzedzającą (por. J 6,44), towarzyszącą (por. Rz 8,9) i łaskę ostatecznego wytrwania w dobrym (por. Flp 1,6). Bóg chce zbawić wszystkich ludzi. Łaska uczynkowa umożliwia to w odniesieniu do każdego człowieka. A więc każdy z nas jest zdolny rozpoznać Boże natchnienie, podjąć dzieło, do którego ono zmierza i wytrwać w tym dobru do końca.