Cudowne wynalazki? Religijne mocowanie się z mediami - Józef Majewski - ebook

Cudowne wynalazki? Religijne mocowanie się z mediami ebook

Józef Majewski

0,0

Opis

Cudowne wynalazki? to pierwsza w języku polskim monografia antropologiczno-historyczna i językowa, a nie teologiczna, poświęcona medialnej refleksji Kościoła na tym soborze. Nigdy do tej pory w języku polskim tak szeroko i precyzyjnie, a jednocześnie niezwykle barwnie nie zaprezentowano tych spraw, w tym roli, jaką w nich odegrało kilka tysięcy dziennikarzy, których do Rzymu wysłały redakcje z całego świata.

„Monografia prof. Józefa Majewskiego wpisuje się w dylematy religijne związane z mediami. Mocujemy się z problemem razem z Autorem, ale przede wszystkim poznajemy fascynującą historię kulis powstania dokumentu [Soboru Watykańskiego II o mediach] i jego dalszych losów w Kościele, po współczesne dotyczące Internetu i mediów społecznościowych. To mocowanie miejscami dosłowne, bo ojcowie soborowi niemal się pobili o kształt dokumentu. […] Prof. Majewski napisał książkę […] bogatą w źródła historyczne i żywy język – warsztat Autora jest znany od lat i nadal w dobrej kondycji".

[prof. Piotr Drzewiecki]

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 278

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wstęp

John W. O’Malley, kreśląc wyróżniające cechy Soboru Watykańskiego II (1962–1965) w porównaniu ze wszystkimi wcześniejszymi dwudziestoma Soborami, wskazał na niespotykaną transparentność obrad tego ostatniego dla świata1. A stało się tak za sprawą mediów, które w owym czasie wykazały „niezwykłe zainteresowanie Soborem”2. Wcześniejsze, szczególnie te starożytne i średniowieczne, zajmowały praktycznie jedynie ich uczestników, ale nawet w wypadku Soborów nowożytnych: Trydenckiego (1545–1563) i Watykańskiego I (1869–1870) – „tylko niewielki odsetek społeczeństwa wiedział cokolwiek o przebiegu wydarzeń”. Tymczasem już „Sam spektakl otwarcia Vaticanum II uczynił Sobór godnym odnotowania newsem. […] szczególną ciekawość mediów i opinii publicznej budziły dwa zjawiska: słabo skrywany fakt zażartych niekiedy debat i konfliktów, do jakich dochodziło na Soborze, oraz wyłaniająca się możliwość zmian w postawie i praktyce, które zaledwie kilka miesięcy wcześniej zdawały się niewzruszone, niczym wykute w kamieniu. […] pomimo wysiłków, aby zatuszować obecność sporów i różnic zdań na Soborze, wiadomości o nich przedostały się do szerszego obiegu. […] Debaty i postanowienia Soboru omawiano w prasie całego świata […]”.

O’Malley wśród innych wyróżniających cech Vaticanum II wymienia:

– obecność na nim obserwatorów niekatolickich;

– doktrynalne zainteresowanie nie tylko duchownymi, ale także świeckimi członkami Kościoła;

– nieznane wcześniej szybkie tempo wprowadzania w życie soborowych postanowień;

– nieznany w wypadku innych Soborów bezpośredni wpływ na życie katolików;

– nieporównywalna skala poprawek i zmian w praktyce religijnej;

– ogromny zakres rozpatrywanych zagadnień;

– świadomość historyczności, a zatem zmienności i przemijalności tego, co istnieje („przemija postać tego świata”, 1 Kor 7,31), historyczności, która przyjęła praktyczny kształt w soborowych hasłach: aggiornamento(z włoskiego: „aktualizacja”, „dostosowanie do aktualnych potrzeb”), rozwój (ewolucja) i ressourcement(z francuskiego: „powrót do źródeł”)3.

Na tej liście cech wyróżniających Vaticanum II dziwi brak przynajmniej jednej, wyjątkowo dla niego charakterystycznej, zupełnie zaś nieznanej dla wcześniejszych Soborów: uczynienia z mediów jednego z głównych tematów tego Soboru, i to w takim stopniu, że wśród jego wszystkich 16 dokumentów jeden w całości został im poświęcony: Decretum de instrumentis communicationis socialis „Inter mirifica” (Dekreto środkach komunikowania społecznego „Inter mirifica”). A łaciński oryginał tego dokumentu zaczyna się słowami: „Wśród cudownych («mirifica») wynalazków techniki, które zwłaszcza w najnowszych czasach ludzki geniusz z pomocą Bożą rozwinął spośród rzeczy stworzonych, […] wyróżniają się środki, które ze swej natury zdolne są bezpośrednio wpływać nie tylko na poszczególnych ludzi, lecz także na zbiorowości i na całą społeczność ludzką, a mianowicie: prasa, kino, radio, telewizja i inne tym podobne, które dlatego słusznie można nazwać środkami komunikowania społecznego («instrumenta communicationis socialis») (nr 1)”4.

Można zatem powiedzieć, że media dwojako wyróżniająco charakteryzują Vaticanum II:

– po pierwsze – Sobór w tak wielkim stopniu okazał się „atrakcyjny” dla mediów, że nadzwyczaj skutecznie skupił na sobie ich uwagę,

– po drugie – media w tak wielkim stopniu okazały się „atrakcyjne” dla Soboru, że nadzwyczaj skutecznie skupiły na sobie jego uwagę.

Historyczny i doktrynalny związek Vaticanum II z mediami jest dziś oczywisty, wyraźny i, jak zobaczymy, znaczący, tymczasem raczej niewiele zapowiadało taki obrót spraw w latach przedsoborowych5. Znamienne, że przyszli uczestnicy Soboru, czyli ojcowie soborowi, nie byli zainteresowani ówczesnymi mediami jako tematem watykańskich obrad, tym bardziej jako przedmiotem osobnego dokumentu najważniejszego zgromadzenia biskupów świata, bo takim właśnie zgromadzeniem w Kościele rzymskokatolickim jest sobór powszechny.

Można przypuszczać, że dla wielu ludzi Kościoła w tamtym czasie media były zagadnieniem nazbyt przyziemnym, za mało wzniosłym i duchowym, pozbawionym większego znaczenia teologicznego. Do tego często postrzegano je jako sprzymierzeńców rozlicznych sił nieprzychylnych czy wrogich Kościołowi… Wbrew tej sytuacji Jan XXIII, dostrzegając wielkie znaczenie środków komunikowania społecznego w ewangelizacyjnej misji Kościoła, zdecydował, że wśród pierwszych komisji pracujących nad przygotowaniem Vaticanum II nie zabraknie także tej, która zajęła się mediami, czyli – jak je wówczas pojmowano – prasą, radiem, telewizją, kinem, teatrem…

DekretIntermirifica okazał się soborowym dokumentem najbardziej krytykowanym spośród wszystkich. Wytykało się mu i wytyka liczne słabości i niedociągnięcia, do których tu jeszcze nie raz wrócimy. W Kościele rzymskokatolickim – można powiedzieć – otaczała go aura niejakiego wstydu, że tak niedopracowany dokument, i to na zupełnie przyziemny i nieteologiczny temat, mógł powstać jako owoc prac i decyzji najwyższej władzy nauczycielskiej tego Kościoła6. Zapewne i z tego powodu należy on, obok Dekretuo Kościołach wschodnich katolickich „Orientalium ecclesiarum”, do soborowych dokumentów,które „zostały niemalże zapomniane”7. W studiach o Vaticanum II niekiedy się o nim praktycznie milczy, czego wymownym przykładem jest choćby podręcznik The Cambridge Companion to Vatican II, pod redakcją wybitnego teologa Richarda R. Gaillardetza, gdzie wspomina się go w jednym jedynym miejscu – na stronie z listą skrótów, by (uwaga!) nie przywołać go w żadnym innym miejscu, w żadnym rozdziale8. W cytowanym tu już studium o historii Soboru Watykańskiego II O’Malleya, liczącym w polskim wydaniu ponad 430 stron, uwagi o Intermirificazajmują raptem pół stronicy 9. Owszem, powstała pewna liczba prac o Dekrecie, ich część można znaleźć w przypisach i bibliografii do niniejszych rozważań, ale ze świecą szukać całościowych monograficznych komentarzy czy studiów poświęconych wyłącznie temu dokumentowi10. Z historyczno-teologicznego punktu widzenia taką fundamentalną pracą jest leciwe, bo opublikowane już cztery lata po Soborze, ale w dużej mierze niestarzejące się, obszerne studium L’Inter mirifica – introduzione, storia, discussione, commento, documentazione, pióra Enrica Baragliego, konsultora Sekretariatu Przygotowawczego Soboru dla Prasy i Widowisk. To ta watykańska agenda opracowała draft, który w języku kościelno-soborowym nosił nazwę schematu o środkach komunikowania społecznego, na podstawie którego powstał Dekret „Inter mirifica”11.

Wydaje się, że im dalej w czasie od powstania Dekretu, tym łatwiej o jego krytyczną ocenę, ale poważna krytyka spadła na niego już podczas obrad Vaticanum II. Jej echo słychać w jednej z najwcześniejszych całościowych ocen soborowego nauczania, pióra ks. Josepha Ratzingera, teologicznego eksperta na Soborze, przyszłego prefekta Kongregacji Nauki Wiary, watykańskiej strażniczki ortodoksji, i papieża Benedykta XVI. W 1966 roku jeszcze na gorąco pisał on: „Bez wątpienia tekst [„Inter mirifica”]nie zawiera tego, czego w takiej materii należałoby oczekiwać od soboru […]. Można […] powiedzieć, że Dekret ten – właśnie także z powodu swej słabości – jest zadaniem bez rozwiązania”. Ratzinger jednak dodał do tego uwagę, którą podzielam, iż nie da się zaprzeczyć, że podstawowa zawartość soborowego dokumentu „jest rzetelna (sound), a jego myśli otwarte na dalsze rozwinięcie”12.

Mimo słabości Decretum de instrumentis communicationis socialisDaniella Zsupan-Jerome, węgiersko-amerykańska teolożka komunikacji społecznej, twierdzi, że „dla wyrozumiałego obserwatora Inter mirifica wciąż […] stanowi ważne dziedzictwo i jest solidnym punktem wyjścia do refleksji na temat komunikowania w naszej kulturze cyfrowej. Jeśli tylko i kiedy tylko podejmujemy refleksję na temat teologicznego i duszpasterskiego znaczenia komunikowania, Inter mirifica jako dekret soborowy stanowi niezbywalny punkt wyjścia”13. Ponadto jestem przekonany, że dokument ten ma sporo do powiedzenia nie tylko kościelnej, teologicznej, religijnej czy duszpasterskiej refleksji o mediach, ale także każdej innej refleksji. Doprawdy o Inter mirifica nie wszystko zostało jeszcze powiedziane i napisane.

*

Słynne słowa Pawła z Tarsu z Pierwszego Listu do Koryntian: „przemija («παράγει») bowiem postać tego świata”14 – które dobrze opisują jedną z cech wyróżniających Sobór Watykański II, w jednakowym stopniu odnoszą się do samej instytucji soboru ekumenicznego. Jej historia nad wyraz dowodzi swojej historyczności, a zatem zmienności i przemijalności postaci, jakie w konkretnych czasach przyjmowała. „Pojęcie «sobór ekumeniczny» w żadnym razie nie dotyczy rzeczywistości jednoznacznej, ale przeciwnie – oznacza rzeczywistość bardzo zróżnicowaną, należącą do różnych epok. Cokolwiek rzecz upraszczając, […] w historii pojawiają się trzy zróżnicowane strukturalnie typy soborów. Za każdym razem wyraża się w nich przede wszystkim inny stosunek Kościoła do «świata»”:

1. cesarskie Sobory starożytności, z organizacyjną dominującą rolą cesarzy i teologiczno-kościelną decydującą rolą biskupów, zorganizowane na Wschodzie, ale wspólne dla Wschodu i Zachodu;

2. średniowieczne Sobory chrześcijaństwa (już tylko) zachodniego, z dominującą rolą papieży;

3. nowożytne katolickie Sobory Kościoła rzymskokatolickiego, czyli Trydent, Vaticanum I oraz Vaticanum II, przy czym dwa pierwsze izolują się od świata, natomiast ostatni „wprowadza ostrożnie i trzeźwo nowe formy obecności «świata» na soborze, zarówno przez przekazywanie wiadomości z soboru mediom, jak i przez obecność przedstawicieli innych Kościołów chrześcijańskich”15.

Bez względu na rodzaj soboru wszystkie były „punktami zwrotnymi w historii Kościoła”, kiedy podejmowano decyzje fundamentalne dla jego życia, doktryny i jedności. W niniejszych rozważaniach, zajmujących się doktryną Kościoła rzymskokatolickiego, przyjmuję rzymskokatolickie rozumienie soboru powszechnego16. A według Kodeksu prawa kanonicznego, obowiązującego od 1983 roku, sobór „jest uroczystym zgromadzeniem kolegium biskupów i innych przedstawicieli Kościoła obradującym wraz i pod przewodnictwem biskupa Rzymu lub jego przedstawiciela – legata. Obrady soboru dotyczą ważnych zagadnień Kościoła, a zwłaszcza jego jedności w sprawach dogmatycznych i organizacyjnych”17. Kolegium wszystkich biskupów, razem z biskupem Rzymu, a nigdy bez niego, „stanowi […] podmiot najwyższej i pełnej władzy nad całym Kościołem. Władzę w całym Kościele, Kolegium Biskupów wykonuje w sposób uroczysty na soborze powszechnym” (kanony 336–337.1)18. Wyjątkowe znaczenie soboru w szczególny sposób dochodzi do głosu w sytuacji, kiedy soborowe zgromadzenie biskupów uroczyście definiuje jakąś prawdę wiary – wówczas takiej definicji przysługuje walor nieomylności, czyli wolność od błędu. Wypada dodać, że tego rodzaju „wolność od błędu” nie oznacza, że definicje te nie podlegają „zasadzie” Pawła z Tarsu o przemijaniu postaci tego świata. Jak ujął to Jan XXIII 11 października 1962 roku, w przemówieniu otwierającym obrady Soboru Watykańskiego II: „Est enim aliud ipsum depositum Fidei, seu veritates, quae veneranda doctrina nostra continentur, aliud modus, quo eaedem enuntiantur, eodem tamen sensu eademque sententia” – „Albowiem czym innym jest sam depozyt wiary, czyli prawdy, które zawierają się w naszej czcigodnej doktrynie, a czym innym sposób, w jaki je się głosi, zawsze jednak w tym samym znaczeniu i w tym samym zakresie”19.

Rozdział 1. Przekaz czy komunikowanie?

„[…] może być rym, może nie być rymu, może być metafora, może nie być metafory, może być obraz, może nie być obrazu, może być pomysł, może nie być pomysłu... jednego pilnuję: Słowa”.

Tadeusz Różewicz1

Refleksję na temat doktryny Soboru Watykańskiego II o mediach wypada zacząć od zasadniczych zagadnień terminologicznych, które dla Sekretariatu Przygotowawczego Soboru dla Prasy i Widowisk, autora schematu Inter mirifica, miały zasadnicze znaczenie, podobnie jak mają dla właściwego odczytania niniejszych rozważań. Wypada zacząć właśnie w ten sposób szczególnie ze względu na oficjalne polskietłumaczenia podstawowej terminologii soborowego dekretu – tłumaczenia, o których od dawna wiadomo, że poważnie kuleją.

Włoskie adagium traduttore traditore („tłumacz zdrajca”) mówi o tym, że każdy przekład w jakimś stopniu wypacza zawartość oryginału, czy też, że każde tłumaczenie w jakiejś mierze przekłamuje wypowiedź oryginalną2. Sens tej sentencji na innym poziomie refleksji klarownie oddał Eugene A. Nida, jeden z najważniejszych teoretyków przekładu XX wieku: „Ponieważ dwa języki nigdy nie są tożsame ani pod względem znaczenia nadawanego odpowiadającym sobie symbolom, ani pod względem sposobu wykorzystania tych symboli do budowy wyrażeń i zdań, zrozumiałe jest, że nie może istnieć absolutna odpowiedniość pomiędzy językami. Nie mogą zatem istnieć całkowicie dokładne przekłady. Ogólna wymowa przekładu bywa wprawdzie zbliżona do oryginału, nie ma jednak mowy o tożsamości szczegółów”3. Ostatecznie zatem musimy przyjąć, że w tłumaczeniu coś z oryginału ocalamy, ale jednocześnie w każdym tłumaczeniu, nawet najlepszym, coś z niego tracimy4.

Translatorskie straty są nieuniknione, niemniej jednak niektóre z nich czasami można nadrobić, poddając przekład korekcie. Kolejne wydania konkretnego dzieła czy dokumentu tłumacz czy redaktor poprawia, usuwa błędy, eliminuje słabości. Gorzej, kiedy straty można i należy nadrobić, ale się tego nie robi lub wręcz się przy nich upiera, dowodząc niemożliwości korekty na przykład tym, że czytelnicy, nieświadomi strat (i konkretnych translatorskich problemów), na dobre już przywykli do nich, a nawet je zaakceptowali. Tym samym translatorskie straty stają się przekłamaniami. Tak właśnie mają się sprawy z oficjalnymi polskimi przekładami Decretum de instrumentis communicationis socialis„Inter mirifica”. Wykażę to na kilku przykładach.

1.1. SOBOROWE ZAFAŁSZOWANIE

Pierwsze polskie tłumaczenie soborowego dokumentu ukazało się w 1968 roku – pod tytułem Dekret o środkach społecznego przekazywania myśli 5. Drugie, które miało udoskonalić pierwsze, trzydzieści cztery lata później – jako Dekret o środkach społecznego przekazu 6. Oba polskie tytuły zdecydowanie nie oddają łacińskiego oryginału, który wyraźnie mówi, owszem, o środkach, instrumentach czy narzędziach (instrumenta), ale nie „przekazywania” czy „przekazu”, lecz „komunikacji społecznej” lub „komunikowania społecznego” (communicatio socialis)7. Bp Adam Lepa (zm. 2022), w latach 1989–1994 przewodniczący Komisji Episkopatu Polski ds. Środków Społecznego Przekazu (sic!)i członek Europejskiego Komitetu Biskupów ds. Mediów (CEEM), w uwagach wstępnych do przekładu z 2002 roku wyjaśnił, że odpowiednikiem sformułowania „środki społecznego przekazu”, stosowanego w Inter mirifica, są terminy: „środki masowego komunikowania” oraz „media”8. Tymczasem w tekście łacińskim nie znajdziemy ani „środków społecznego przekazu”, ani „środków masowego komunikowania”, ani „mediów”!9

Jezuita Grzegorz Dobroczyński, mając na uwadze owe polskie przekłady i wypowiedź bp. Lepy, krytycznie konstatuje: „Niestety, polscy tłumacze i wydawcy dokumentów soborowych [z 1968 roku] zupełnie zignorowali […] treść Inter mirifica […] i konsekwentnie utrwalili istniejące po dzień dzisiejszy określenia: «masowy przekaz», «środki przekazu». Co więcej, korektura nie została dokonana w kolejnym wydaniu z roku 2002. Jeszcze poważniejszym błędem tegoż wydania jest usunięcie wprowadzenia ks. Andrzeja Marii Deskura [uczestnika soborowych prac nad dekretem jako sekretarza watykańskiego Sekretariatu Przygotowawczego Soboru dla Prasy i Widowisk] i zastąpienie go wstępem autorstwa ks. biskupa Adama Lepy, który usprawiedliwia fakt odejścia od wierności tłumaczenia… «terminologią powszechnie przyjętą [sic!] w języku polskim». Oznacza to [nie tylko] zafałszowanie idei soborowej […] w sferze werbalnej, ale – co gorsza – rezygnację Kościoła w Polsce, w debacie o mediach, z istotnego argumentu. Na tle negatywnych zjawisk widocznych na medialnym horyzoncie jest to – co potwierdza praktyka – utrata pola tematycznego o fundamentalnym znaczeniu”10. Postawiony zarzut z prawdziwą emfazą trafia w sedno. Patrząc na niego z innej strony, można powiedzieć, że oba polskie przekłady, szczególnie zaś drugi, już na poziomie tytułu gubią zasadniczy aspekt soborowego dokumentu, a tym samym przeoczają to, co znamienne i wyjątkowe w wykładzie Soboru Watykańskiego II o mediach.

1.2. JOTA W JOTĘ?

„Wierność przekładu jest jednym z podstawowych pojęć «teorii tłumaczenia», ale jednocześnie jest to jedno z pojęć najtrudniej definiowalnych i budzących najwięcej kontrowersji. W dziedzinie przekładu poetyckiego, literackiego, Biblii [także tłumaczeń tekstów teologicznych i dokumentów kościelnych itp. – J. M.], gama transformacji, jakim ulega tekst tłumaczenia w stosunku do oryginału, jest tak szeroka, że zaproponowanie jednej definicji wierności, która mogłaby je wszystkie uwzględnić, jest niemożliwe. W tym przypadku nie można zdefiniować wierności a priori i in abstracto, a zdecydowanie nie można jej zdefiniować z punktu widzenia normatywnego”11. Nie zamierzam przedstawiać w tym miejscu kolejnej definicji wierności przekładu, zarówno in abstracto, a priori czy de iure, chcę jedynie zasygnalizować niektóre problemy związane z tym zagadnieniem z historii teoretycznej refleksji nad tłumaczeniem. Problemy te stanowią dobry kontekst dla krytycznego spojrzenia na mielizny polskich tłumaczeń Inter mirifica.

Historia translatoryki w istocie ma postać nieustannego sporu o to, jak należy tłumaczyć tekst, by być wiernym oryginałowi. W ramach tego sporu ukształtowała się pewna liczba stanowisk, z dwoma na ich przeciwległych krańcach, które – za Nidą – określa się jako dynamic (functional) equivalence, „ekwiwalencję dynamiczną (funkcjonalną)” oraz formalequivalence (formal correspondence), „ekwiwalencję formalną” („korespondencję formalną”)12.

Ekwiwalencja formalna skupia się na zawartości i formie wypowiedzi czy komunikatu w języku źródłowym, szukając dla nich dosłownych – „jota w jotę” – odpowiedników, powiedzielibyśmy, absolutnych odpowiedników, nawet za cenę niezrozumienia tekstu przez czytelników innej kultury, czemu zwykle mają przeciwdziałać liczne przypisy wyjaśniające. Tłumacz troszczy się tu o to, by tekst w języku odbiorcy pasował tak ściśle, jak to tylko możliwe, do różnych elementów i składników (wyrazy, ich szyk, interpunkcja, idiomy czy składnia) występujących w języku źródłowym, również tych, które uchodzą za charakterystyczne i wyjątkowe dla tego języka. Chodzi zatem o tłumaczenie jak najbardziej dosłowne, najlepiej słowo w słowo, forma w formę, styl w styl. Można powiedzieć, że w ekwiwalencji formalnej najlepszy byłby taki przekład, który z kolei przetłumaczony na język źródłowy, okazałby się „jota w jotę” identyczny z oryginałem.

Inaczej mają się sprawy w ekwiwalencji funkcjonalnej, w której przekład dotyczy nie tego, co można nazwać literą wypowiedzi w języku źródłowym, ale jej znaczenia, sensu, przesłania, tego, co oryginał zamierzył powiedzieć, zakomunikować. Zakłada się tu, że w języku odbiorców raczej nie istnieją absolutne językowe odpowiedniki zawartości i formy języka źródłowego. Nida pisał: „«Tłumaczenie polega na daniu w języku przekładu najbliższego naturalnego równoważnika przekazu języka oryginału, przede wszystkim w znaczeniu, a następnie w stylu». W tego typu definicji, uznając brak jakichkolwiek absolutnych odpowiedników, podkreśla się jednak konieczność znalezienia najbliższego równoważnika. Nie powinien on być «obcy» ani w formie (z wyjątkiem naturalnie takich nieuniknionych wypadków jak imiona własne), ani w znaczeniu, i to właśnie mamy na myśli, mówiąc o równoważniku «naturalnym». Innymi słowy, dobry przekład nie powinien ujawniać swego nierodzimego źródła”13. Można by powiedzieć, że w wypadku ekwiwalencji funkcjonalnej nie sposób wyobrazić sobie, aby „powrotny” przekład na język źródłowy mógł się pokrywać „jota w jotę” z oryginałem.

Różnicę między obu teoriami dobrze ilustruje porównanie: „Każdy, kto podejmuje się tłumaczenia, zaciąga dług. Aby go spłacić, musi oddać nie te same banknoty czy monety, lecz tę samą kwotę”14. W teorii formalnej ekwiwalencji zasadniczo chodzi o monety i banknoty, a w ekwiwalencji dynamicznej – o kwotę. Oto znamienny przykład tej różnicy odnoszący się do frazy apostoła Pawła z Listu do Rzymian o „świętym pocałunku”. Przekład ekwiwalentno-formalny, jako „jota w jotę”, może mieć postać: „Pozdrówcie wzajemnie jedni drugich pocałunkiem świętym («ἐν φιλήματι ἁγίῳ»)!” (16,16). By jednak na pewno był dobrze zrozumiany, zapewne opatrzono by go przypisem, że właśnie tak w czasach i świecie Pawła zwyczajowo brzmiały pozdrowienia. Tymczasem tłumaczenie ekwiwalentno-funkcjonalne położyłoby akcent na sensie starożytnego pozdrowienia i chciałoby wyrazić go w terminach naszych czasów i naszego świata. Przykładem angielskie tłumaczenie Johna Bertrama Phillipsa, anglikańskiego duchownego, z 1995 roku: „Give each other a hearty handshake all round in Christian love” („Uściśnijcie sobie wszyscy wzajemnie serdecznie dłonie w chrześcijańskiej miłości”)15.

1.3. TRANSLATORSKI BŁĄD

Do której z tych dwóch translatorskich szkół bliżej dwóm polskim przekładom Decretum de instrumentis communicationis socialis? Niewątpliwie w ich wypadku nie mamy do czynienia z tłumaczeniem ekwiwalentno-formalnym, skoro już same ich tytuły nie mają nic z dosłowności, nie są przekładem „jota w jotę”. W łacinie kościelnej communicatio to nie „przekaz”/„przekazywanie” (diffusio, transmissio), ale „czynienie wspólnym”, „wzajemna wymiana”, „uczestnictwo”, „obcowanie”, „współudział”, „udzielanie”; „jedność”, „łączenie”, „dzielenie się”, „porozumienie”16.

Tytułów dwóch polskich przekładów Inter mirifica nie sposób powiązać także z ekwiwalencją funkcjonalną, ponieważ „przekaz”/„przekazywanie” w żaden sposób nie oddaje tego, o co przede wszystkim chodzi w tej ekwiwalencji:  z n a c z e n i a  czy  s e n s u communicatio17. Termin communicatio socialis kryje w sobie takie znaczenie czy taki sens, które istotnie wiążą się z treścią i postacią łacińskiego słowa communicatio18, słowa, którego polskie przekłady zupełnie nie dostrzegają w oryginale. Zupełnie – dosłownie! W łacińskim oryginale, liczącym w wydaniu, z którego korzystam, niewiele ponad osiem stron, słowo communicatio pojawia się aż 20 razy, czyli grubo ponad dwa razy na jedną stronę: 14 razy we frazie „instrumenta communicationis socialis”, a sześć „samotnie”, bez instrumenta i socialis (nr 4, 5, 9, 11), a trzeba by dodać do tego jeszcze „komunikowanie” w innych postaciach gramatycznych – dwa razy: „communicandi”(nr 1) i „communicatur” (nr 4)19. Tymczasem w obu polskich tłumaczeniach słowo „komunikacja”/„komunikowanie”, w jakiejkolwiek formie gramatycznej, nie pojawia się ani razu!

Oficjalne polskie przekłady dekretu Inter mirifica nie tylko „stronią” od ekwiwalencji formalnej czy ekwiwalencji funkcjonalnej, ale zwyczajnie błędnie tłumaczą jego podstawową terminologię, i to w takim stopniu, że wręcz zdają się zajmować innym tematem niż ten, na którym skupił się Sobór: przekazem, a nie komunikowaniem w społeczeństwie. Co istotne, łacińskiego terminu communicatio socialis nie znajdziemy w przedsoborowych „medialnych” dokumentach kościelnych. Jest on tworem czysto soborowym, wyjątkowym w ówczesnej doktrynie Urzędu Nauczycielskiego Kościoła20. Jak w 1993 roku ujął to Franz-Joseph Eilers: „Wraz z soborowym Dekretem została stworzona nowa terminologia w wyrażeniu «komunikowanie społeczne». Komisja przygotowawcza zdała sobie sprawę, że takie pojęcia jak «techniki przekazu», «media audiowizualne» czy nawet «mass media» lub «komunikacja masowa» nie nazywają w wystarczającym stopniu spraw, o które chodzi w spojrzeniu Kościoła. Komunikowania nie można ograniczać do zwykłych technicznych środków przekazu, ale należy pojmować jako proces dokonujący się między ludźmi i pośród ludzi. Z tej racji zaproponowano wyrażenie «środki komunikacji społecznej» […]”21.

Sprawa ustalenia odpowiednich terminów, które by odpowiadały dokonującym się w latach sześćdziesiątych XX wieku transformacjom technologiczno-medialnym, a pod ich wpływem transformacjom kulturowym i religijnym, a jednocześnie były otwarte na misję Kościoła, należała do najważniejszych, ale i najtrudniejszych w pracach Sekretariatu Przygotowawczego Soboru dla Prasy i Widowisk nad schematem Inter mirifica. Informuje o tym specjalna Declaratio, umieszczona na początku przypisów do tego dokumentu22:

DECLARATIO:

Fere insuperabiles experti sunt difficultates sodales huius Secretariatus Praeparatorii in sermone latino flectendo ad munus sibi concreditum perficiendum, quod Summus Pontifex in Litteris Apostolicis, quarum initium est: Superno Dei nutu, his verbis declaravit: „Secretariatus pariter instituitur quaestionibus omnibus expediendis, quae, cum hodiernis vulgandarum sententiarum rationibus (ut sunt folia impressa, radiophonicae et televisificae transmissiones, cinematographica spectacula etc.) quo modo conectuntur”.

In primis haud facile apparuit nomen latinum invenire ad res omnes, de quibus agitur, proprie designandas.

Penes linguas hodiernas variae reperiuntur voces ad hanc novam rerum provinciam appellandam; ex quibus aliae magis extollunt aptitudinem ad transmissionem sententiarum („techniques de diffusion”), aliae efficaciam socialem („mass media”, „Publizistik”), aliae facilitatem in usu imaginum et vocum („mezzi audiovisivi”).

Etiam minus conveniens videtur, ad has res designandas, vocem „spectacula” usurpare, quia minime omnibus novis inventis tribui potest, sicut v. gr. radiophoniae, et quia ipsa vox multa complectitur quae ad sententias vulgandas non pertinent, sicut agones, ludos circenses et similia.

Praeterea vox „spectacula” non satis enuntiat rationem, omnibus inventis de quibus hic agitur propriam, directe communicandi aliquod spirituale contentum et consequenter continua atque efficaciter in animos agendi, etiamsi communicatio ipsa speciem oblectamenti accipiat.

Propterea necessarium visum est huius Secretariatus sodalibus peritorum in hac re virorum sententiam obsecundare atque ad designanda nova haec inventa nomen proponere instrumentorum communicationis socialis,in posterum etiam in iurisprudentia ecclesiastica et in pastoralibus documentis utendum.

Quod nomen simul innuit horum inventorum originem, cum technicis artibus conexam; deinde actionem instrumentalem, qua contentum spirituale, ab auctore humano compositum, aliis communicatur; denique vim quam celeriter in totam societatem exercet.

Hae postremae notae, id est directa in animos vis et propriae actionis amplitudo – cotidie centena milia milium lectorum, spectatorum, auditorum attingentes – Ecclesiae sollicitudinem excitant et universam quaestionem pastoralem De instrumentis communicationis socialis inter gravissimas res Concilio Oecumenico subiiciendas ponunt.

N.B.:Voce „prelum” significatur in his Litteris prelum periodicum („press”, „la presse”, „die Presse”, „la stampa” etc.) nisi aliud e contextu constet.

DEKLARACJA:

Członkowie Sekretariatu Przygotowawczego napotkali na prawie niemożliwe do pokonania trudności w zmianie języka łacińskiego, by wypełnić powierzone im przez Papieża [Jana XXIII – J. M.] zadanie, o którym mowa w Liście apostolskim zaczynającym się od słów Superno Dei nutu: „Ponadto ustanawia się Sekretariat dla spraw związanych z nowoczesnymi środkami rozpowszechniania myśli (prasa, radio, telewizja, kino itp.)”.

Na początku nie było łatwo znaleźć nazwę łacińską, która odpowiednio oznaczałaby wszystkie rzeczy, o których mowa.

W językach nowożytnych można znaleźć różne terminy odnoszące się do tej nowej dziedziny rzeczy; jedne podkreślają umiejętność przekazywania idei („techniques de diffusion”), inne skuteczność społeczną („mass media”, „Publizistik”), a jeszcze inne łatwość w posługiwaniu się obrazem i głosem („media audiowizualne”).

Jeszcze mniej właściwe wydaje się nazywanie tych rzeczy słowem „widowiska”, ponieważ w żaden sposób nie można odnieść go do wszystkich nowych wynalazków, jak na przykład radio, i dlatego, że samo to słowo wskazuje na wiele rzeczy, które nie należą do opinii publicznej, jak wyścigi, zabawy cyrkowe i tym podobne.

Co więcej, słowo „widowiska” nie wskazuje na właściwą dla wszystkich tych wynalazków przyczynę bezpośredniego komunikowania treści duchowych, a co za tym idzie, ciągłego i skutecznego działania na umysły, nawet w sytuacji, gdy samo komunikowanie przybiera formę rozrywki.

Dlatego uznano za konieczne zasięgnąć opinii ekspertów w tej materii, należących do Sekretariatu, i zaproponować termin instrumenta communicationis socialis, do wykorzystania w przyszłości także w prawie kościelnym oraz w dokumentach duszpasterskich.

Nazwa ta wskazuje jednocześnie na genezę tych wynalazków, związanych ze sztuką techniczną; następnie – na ich instrumentalne przeznaczenie, umożliwiające komunikowanie innym treści duchowych, wykreowanych przez człowieka; i wreszcie na ich siłę, jaką gwałtownie wywiera na całe społeczeństwo.

Te ostatnie uwagi, czyli siła i skala duchowego oddziaływania – dotyczącego każdego dnia setek tysięcy czytelników, widzów i słuchaczy – budzą niepokój Kościoła i lokują sprawę De instrumentis communicationis socialis wśród najważniejszych do przedłożenia Soborowi Powszechnemu.

N.B.: Słowo „prelum” w tym dokumencie oznacza prasę periodyczną („press”, „la presse”, „die Presse”, „la stampa” itp.), chyba że z kontekstu wynika inaczej.

* Cyt. za: Jan XXIII, Motu proprio „Superno Dei nutu”, ustanawiające komisje przygotowawcze do Soboru Powszechnego, 5 czerwca 1960, https://opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_xxiii/motu/superno_deo_05061960.html (dostęp: 25 lipca 2022).

Sedno soborowego terminologicznego novum w dziedzinie mediów jasno, choć nie bez pewnej dwuznaczności, oddał już ks. Andrzej Maria Deskur, sekretarz Sekretariatu Przygotowawczego, w uwagach wstępnych do polskiego przekładu z roku 1968: „Nieosobowy termin diffusio [rozprzestrzenianie, rozpowszechnianie, nadawanie, przekazywanie], użyty jeszcze w encyklice Miranda prorsus [1957]23, został zastąpiony terminem communicatio, w znaczeniu wymiany o charakterze duchowym, wśród osób wolnych i rozumnych. Jednocześnie słowa massa, multitudo zostały sprecyzowane przez słowo societas, przy włączeniu społecznej nauki Kościoła. Co więcej, chodzi o jeden z pierwszych i najważniejszych rozdziałów tej nauki, albowiem środki społecznego przekazywania myśli [sic!] wyprzedzają godnością i doniosłością inne rzeczywistości ludzkie, gdyż [– jak czytamy w Inter mirifica –] «przede wszystkim odnoszą się do ducha ludzkiego» (nr 1)”24. Na inny aspekt sygnalizowanego novum wskazał Paul A. Soukup, podkreślając, że chociaż soborowy termin „środki komunikowania społecznego” obejmuje prasę, kino, radio i telewizję czy teatr, Vaticanum II przedłożył go ponad termin „mass media”, którym – dodajmy – w ogóle się nie posłużył, z uwagi na to, że ten drugi jest „ślepy” na społeczny wymiar pierwszego25. Ale terminologiczna zmiana komunikacyjna Dekretu kryje w sobie także – o czym za chwilę – pewien sens teologiczny, otwarty na dalszy rozwój i pogłębienie.

Dotychczasowe polskie tłumaczenia Inter mirifica zdają się świadczyć o tym, że osoby odpowiedzialne za ich jakość raczej nie miały pojęcia o soborowym komunikacyjnym novum, a jeśli miały, to go nie zrozumiały lub nie doceniły. Błędne oddanie łacińskiej terminologii dekretu doprowadziło w konsekwencji do błędnych polskich przekładów nazw medialnych instytucji ogólnokościelnych, a także „niesoborowych” nazw medialnych instytucji w Kościele. Kilka przykładów.

Jeden z ważniejszych „komunikacyjnych” owoców Vaticanum II – La Giornata Mondiale delle Comunicazioni Sociali, czyli Światowy Dzień Komunikowania Społecznego (angielskie: World Communications Day; francuskie: Journée Mondiale des Communications Sociales; niemieckie: Welttag der sozialen Kommunikationsmittel), w naszym kraju wciąż nosi nazwę Światowego Dnia Środków Społecznego Przekazu – do błędnego przetłumaczenia communicazione jako „przekaz” dochodzi nieuzasadnione dodanie słowa „środki” (włoskie strumenti), którego brak w nazwie włoskiej26. Włoska nazwa – inaczej niż polski przekład – odnosi się nie tylko do „mediów”, ale także do wszystkich innych rodzajów komunikacji społecznej. Wypada podkreślić, że taką samą błędną polską nazwę znajdziemy również na watykańskiej stronie poświęconej „medialnym” orędziom papieży: Messaggi per le Giornate Mondiali delle Comunicazioni Sociali (dosłownie: Orędzia na Światowe Dni Komunikowania Społecznego), jak choćby w wypadku ostatniego orędzia Franciszka: LVI Giornata Mondiale delle Comunicazioni Sociali– Ascoltare con l’orecchio del cuore, nosi tytuł: LXI Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu – Słuchanie uchem serca.

Z kolei autorka kilku ważnych watykańskich dokumentów o komunikowaniu społecznym – Pontificium Consilium Instrumentis Communicationis Socialis, czyli Papieska Rada ds. Środków Komunikowania Społecznego, to u nas Papieska Rada ds. Środków Społecznego Przekazu. I dalej: następczyni – od 1989 roku – tejże Papieskiej Rady, czyli Pontificium Consilium de Communicationibus Socialibus, czyli Papieska Rada ds. Komunikowania Społecznego, to w Kościele w Polsce dalej Papieska Rada ds. Środków Społecznego Przekazu. Dwa podstawowe dokumenty opracowane na wniosek Soboru Watykańskiego II, instrukcje duszpasterskie: Communio et progressio, autorstwa Pontificium Consilium Instrumentis Communicationis Socialis27, oraz Aetatis novae, wynik prac Pontificium Consilium de Communicationibus Socialibus28 – w łacińskim oryginale przepełnione są „komunikowaniem”, a nie – jak w polskich tłumaczeniach – „przekazem”. Samo słowo „communicatio” łącznie w obu pojawia się grubo ponad 400 razy, tymczasem w przekładach na polski „komunikowanie”/„komunikacja” występuje tylko niecałe 20 razy, za to „przekaz”/„przekazywanie” – ponad 500 (!). Nawet niejako czysto  k o m u n i k a c y j n o - s p o ł e c z n y  dokument tej agendy Etica nelle comunicazioni sociali okazuje się Etyką w środkach społecznego przekazu. W oryginalnej włoskiej wersji tego dokumentu „komunikowanie” pojawia się blisko 170 razy, podczas gdy w polskim tłumaczeniu – tylko 24 razy, gdy tymczasem „przekaz”/„przekazywanie” – 138.

Mając to wszystko na uwadze, trudno się dziwić, że medialne ciało polskiego episkopatu nie zajmuje się komunikowaniem społecznym, ale „społecznym przekazem”, nosząc nazwę Rada Konferencji Episkopatu Polski ds. Środków Społecznego Przekazu. Podobnie trudno się dziwić, że „medialny” z dokumentów II Synodu Plenarnego Kościoła w Polsce (1991–1999) także nosi tytuł „przekazowy”: Ewangelizacja kultury i środków społecznego przekazu, chociaż gwoli ścisłości trzeba dodać, że nie brak w nim również „komunikowania społecznego”/„komunikacji społecznej” (jeden z rozdziałów nawet nosi tytuł: Kościół o środkach społecznego komunikowania).

Przykłady niewłaściwego tłumaczenia nazw i tytułów kościelnych instytucji i dokumentów „medialnych”

Postać oryginalna

Przekład błędny

Korekta przekładu

La Giornata Mondiale delle Comunicazioni Sociali

Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu

Światowy Dzień Komunikowania Społecznego

Messaggi per le Giornate Mondiali delle Comunicazioni Sociali

Orędzia na Światowe Dni Środków Społecznego Przekazu

Orędzia na Światowe Dni Komunikowania Społecznego

Pontificium Consilium Instrumentis Communicationis Socialis

Papieska Rada ds. Środków Społecznego Przekazu

Papieska Rada ds. Komunikowania Społecznego

Instructio pastoralis „Communio et progressio” ad Decretum Concilii Oecumenici Vaticani II de instrumentis communicationis socialis rite applicandum de mandato eiusdem concilii exarata

Instrukcja duszpasterska o środkach społecznego przekazu „Communio et progressio”

Instrukcja duszpasterska „Communio et progressio” do „Dekretu o środkach komunikowania społecznego” Ekumenicznego Soboru Watykańskiego II właściwie stosowanego, opracowana z polecenia tegoż Soboru

Instructio pastoralis „Aetatis novae” de communicationibus socialibus vicesimo exeunte anno a promulgata instructione pastorali „Communio et progressio”

Instrukcja duszpasterska o przekazie społecznym w dwudziestą rocznicę ogłoszenia Instrukcji „Communio et progressio”

Instrukcja duszpasterska o komunikowaniu społecznym „Aetatis novae”, w dwudziestą rocznicę ogłoszenia Instrukcji „Communio et progressio”

„Etica nelle comunicazioni sociali”

„Etyka w środkach społecznego przekazu”

„Etyka komunikowania społecznego”

1.4. SŁOWNIK KOMUNIKOWANIA

Wypada już w tym miejscu zauważyć – uprzedzając późniejsze rozważania – że w Inter mirifica znalazło się miejsce na skromne teologiczne ujęcie tematu komunikowania społecznego – zadanie głębszego i szerszego ujęcia autorzy dokumentu odłożyli na czasy posoborowe (zob. nr 23). Mimo to sądzę, że pod jakimś względem zgodziliby się ze stwierdzeniem Gisberta Greshakego, że „Komunikowanie jest pierwotnie ideą zdecydowanie teologiczną, zakorzenioną w specyficznie chrześcijańskim objawieniu, która odnosi się do rdzenia chrześcijańskiego rozumienia Boga i świata”29. W czasach obrad Vaticanum II, zatem w czasach raczej powszechnej znajomości łaciny wśród przedstawicieli nauk kościelnych, szczególnie teologii, łacińskie słowo communicatio ewokowało, a i dziś ewokuje, skojarzenia i konotacje teologiczne, liturgiczne oraz pobożnościowe, w tym takie o podstawowym znaczeniu dla chrześcijaństwa. Kilka znamiennych przykładów.

1. Communicatio idiomatum („wzajemna wymiana przymiotów/właściwości”; greckie idioma – „właściwość”, „przymiot”). Podstawowy termin chrystologiczny: „w sensie  o n t y c z n y m  [wskazujący na] złączenie właściwości ludzkich i boskich w jednej osobie wcielonego Słowa; w sensie  l o g i c z n y m  – wzajemne orzekanie przymiotów lub właściwości ludzkich i boskich o jednym podmiocie, którym jest osoba Syna Bożego. Podstawą obiektywną communicatio idiomatum jest hipostatyczna unia30, dzięki której boska osoba Chrystusa jest podmiotem dwóch odrębnych natur i ma właściwości zarówno jednej, jak i drugiej”31. Zgodnie z zasadą communicatio idiomatum można mówić, że w Jezusie Chrystusie „Bóg cierpiał” czy „Bóg umarł na krzyżu” albo „człowiek Jezus jest zbawicielem”.

2. Communicatio in sacris („współudział w rzeczach/czynnościach świętych”). Termin teologiczny przyjęty „w Kościele katolickim na określenie uczestnictwa osób duchownych i świeckich w liturgii i sakramentach innego Kościoła chrześcijańskiego; obejmuje ono zagadnienie wspólnych modlitw katolików z przedstawicielami innych wyznań, udział w różnego rodzaju nabożeństwach czy praktykach religijnych o charakterze ekumenicznym, a wreszcie problematykę sakramentów, zwłaszcza Eucharystii”32.

3. Komunikować (łac. communicare) – udzielać Komunii świętej i/albo przyjmować Komunię.

4. Komunikant – w Kościele katolickim hostia przeznaczona dla wiernych i/albo osoba przystępująca do Komunii.

5. Communicantes („przyjmujący Komunię”) – „termin stosowany w socjologii katolicyzmu, oznaczający proporcję pomiędzy liczbą przystępujących do komunii świętej w przeciętną niedzielę roku a liczbą obecnych w kościele w tę samą niedzielę”33.

6. Ekskomunika (łac. excommunicatio – „wyłączenie ze wspólnoty”) – „w Kościele katolickim kara za ciężkie wykroczenia o charakterze poprawczym, pozbawiająca ochrzczonego praw w życiu Kościoła (na przykład niemożność przyjmowania lub udzielania sakramentów, czynnego lub biernego uczestniczenia w liturgii czy odprawienia ceremonii pogrzebu kościelnego); ekskomunika wyklucza ze wspólnoty kościelnej, nie z samego Kościoła, ponieważ przyjęcie do niego mocą chrztu jest nieodwołalne”34.

Mając na uwadze (przynajmniej) powyższe teologiczne konotacje słowa communicatio, nie musi zaskakiwać konstatacja Andrei di Maio, że „słowo to jak też inne w słowniku komunikowania (wraz z takimi jak natura, quaestio, via itd.) należy […] zaliczyć do lemata christianorum, jako słowa pełne treści filozoficznych i biblijnych, których rozumienie w języku łacińskim patrystyki, a następnie scholastyki zostało dopracowane i przekształcone, stanowiąc znaczący wkład chrześcijaństwa w rozwój myśli”35. Historia języka łacińskiego dowodzi, że chrześcijaństwo w wyjątkowym stopniu upodobało sobie „słownik komunikowania” łaciny klasycznej, odnajdując w słowach do niego należących odpowiednie narzędzie do nazywania tego, co w wierze znaczące i ważne. Z łaciny klasycznej bez zmian semantycznych przejęło słowo communis – „ogólny”, „powszechny”; „coś wspólnego”; „wspólny pogląd” – gdy tymczasem innym klasycznym słowom „komunikacyjnym” nadało dodatkowe, właściwe sobie niuanse znaczeniowe:

– communio– „łączność”, „wspólnota”, „związek”; „wspólnota wiernych”, „przynależność do Kościoła”;

– communitas – „spółka”, „zbiorowość”, „społeczność”, „gmina wiejska”; „gmina wyznaniowa”, „grono duchownych prowadzących wspólne życie”;

– communico – „udzielać”, „dawać”, „podawać”; „komunikować”, „udzielać Komunii świętej”;

– communicatio – „czynienie wspólnym”, „wzajemna wymiana”, „uczestnictwo”, „obcowanie”, „współudział”; „udzielanie (albo przyjmowanie) Komunii świętej”;

– communicator – „uczestnik”, „wspólnik”, „stronnik”; „człowiek udzielający czegoś, dopuszczający do udziału w czymś”.

Teologiczno-filozoficzne upodobanie do „słownika komunikowania” w epoce patrystycznej zaowocowało chrześcijańskimi „komunikowalnymi” neologizmami:

– communicativus – „wspólny kilku rzeczom”;

– communicabilis – „dający się udzielić”;

– incommunicabilis – „niedający się udzielić”, „niedostępny”;

– excommunico – „wyłączyć ze wspólnoty wiernych”;

– excommunicator – „osoba ekskomunikująca”;

– excommunicatirius – „dotyczący ekskomuniki”;

– excommunicatio – „kara kościelna wyłączająca ze wspólnoty wiernych”;

– excommunio – „ekskomunika”;

– excommunium – „ekskomunika”.

W średniowieczu powstały kolejne neologizmy:

– communicantia – „wspólnota”, „harmonia”;

– communicabilitas – „zdolność udzielania się”, „zdolność łączenia się ze sobą”;

– incommunicabilitas – „niezdolność udzielania komuś innemu”; „niekomunikowalność”;

– postcommunio – „pokomunia”, „modlitwa we mszy po Komunii świętej”36.

Chrześcijańska historia terminów wchodzących w skład „słownika komunikowania” jeszcze bardziej przekonuje, że „komunikowanie”/„komunikacja” nie ma wiele wspólnego z „przekazywaniem”/„przekazem”. Teologiczne i personalistyczne związki słowa communicatio sprawiły, że autorzy Inter mirifica zdecydowali, by w ówczesnym kościelnym wykładzie o mediach techniczno-technologiczną „przekazowość społeczną” zastąpić teologiczno-personalistycznym „komunikowaniem społecznym”. I nawet jeśli – jak można przypuszczać – nie zdawali sobie (w pełni) sprawy z wagi tej zamiany oraz teologicznej głębi communicatio, to otworzyli doktrynalne drzwi do nowego teologicznego i doktrynalnego pojmowania mediów i ich miejsca w życiu społecznym, także w życiu społeczności kościelnej. Znaczący krok w tę stronę dokonał się siedem lat później, wraz z publikacją – zgodnie z życzeniem Inter mirifica – Instrukcji „Communio et progressio”.

W Dekrecie o środkach komunikowania społecznego teologii niewiele, ale można w nim znaleźć fundament pod teologiczne spojrzenie na rzeczywistość mediów, której technologiczna transformacja już w czasach Soboru Watykańskiego II gwałtownie przyspieszyła, szybko przechodząc w fazę rewolucyjną, która trwa do dziś.

*

Semantyczne bogactwo łacińskiego „słownika komunikowania”, które chrześcijaństwo wydatnie wykorzystało, a następnie równie wydatnie wzbogaciło, swoimi korzeniami sięga etymologicznych źródeł communicatio. Wbrew niektórym autorom, także zajmującym się mediami czy komunikowaniem społecznym, słowo to, podobnie jak communio, nie pochodzi od złączenia cum („wespół”, „razem”) i unus („jeden”) czy unio („unia”, „jedność”)37. Co do cum nie ma sprzeciwu, ale w communicatio nie chodzi o unus, lecz o munus, które oznaczało „zadanie”, „obowiązek”, „daninę”, „dar”, „ofiarę”, lub też o munire – „wzmacniać”, „zabezpieczać”, „bronić”38.

Joseph T. Shipley w Dictionary of Word Origins w taki sposób etymologicznie powiązał communicatio z munus: „W dawnych czasach służba publiczna była raczej obowiązkiem niż czymś poszukiwanym; ale po upływie czasu niektórym osobom lub klasom przyznano immunitet [angielskie immunity, łacińskie immunitas – «wolny od obowiązków»]– stąd określenie to zaczęło oznaczać zwolnienie z wszelkich niedogodności […]. Łacińska partykuła in – «nie» + munia – «powinności», «dary»; […] od munerare […], oznaczającego zarówno dawanie, jak i wypełnianie obowiązków urzędu […]. Podstawową ideą jest wzajemna wymiana. Społeczność, której członkowie razem [cum] są zobowiązani do wzajemnej służby, tworzy wspólnotę [angielskie community; łacińskie communitas]– od łacińskiego communis […]”39. Z etymologicznego punktu widzenia zatem communicatio to komunikowanie, w którym wzajemna wymiana tego, co „własne”, własnych darów, wzajemne obdarowywanie, przyjęte jako powinność i zobowiązanie, ma prowadzić do kształtowania i umacniania społeczności jako communitas, wspólnoty.

Tymczasem jednak etymologia podpowiada, że communicatio może wiązać się także z munire, czyli „obwarować”, „otoczyć szańcem”, „wybudować wokół mur obronny”, „bronić”. Innymi słowy – jak ujął to Pierre Schaeffer – etymologia communicatio