Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
59 osób interesuje się tą książką
Alicja to młoda dziewczyna, która ma całe życie przed sobą. Wraz ze swoją najlepszą przyjaciółką postanawiają wybrać się na swoje pierwsze wspólne wakacje. Celem ich podróży jest Łeba, piękna i spokojna miejscowość nad morzem.
Alicja ma swoje tajemnice, podobnie jak jej przyjaciółka. Choć dotychczas o wszystkim sobie mówiły, teraz każda z nich skrywa jakieś sekrety.
Pobyt nad morzem to początek pięknej przygody. W międzyczasie Alicja musi przerwać te wakacje, by pojechać na ślub kuzynki. Kiedy wraca, nie zdaje sobie sprawy, że jej śladem podążają trzej niebezpieczni mężczyźni...
Kiedy pociąg dojeżdża na stację w Łebie, Alicja z niego nie wysiada...
Jedna podróż. Dwie przyjaciółki. Trzech potencjalnych morderców.
POWIEŚĆ INSPIROWANA PRAWDZIWYMI WYDARZENIAMI
Zanim weźmiesz do ręki tę książkę, zastanów się, czy jesteś gotów na spotkanie z mordercą. Polecam, Barbara Mikulska, autorka książek dla dzieci i dorosłych
Ostrzeżenie od wydawcy: Książka porusza tematykę przemocy i zawiera sceny o wyjątkowo brutalnym charakterze. Zaleca się ostrożność osobom wrażliwym na drastyczne treści!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 259
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tego autora w Wydawnictwie WasPos
SAGA RODZINNA
Jesienne liście
CYKL KRONIKA CZAROWNIC
Kronika czarownic. Pokolenia widzących
Kronika czarownic. Pokolenia złych
POZOSTAŁE POZYCJE
Spadek Barbary Tryźnianki
Zakazane uczucie ( wcześniej Zniszczone pianino)
Ptaki bez skrzydeł. Uwięzieni w Auschwitz
Syn pastora
Two Weeks To Love
Zakonnica z Krakowa
Co się zdarzyło w drodze do Łeby
W PRZYGOTOWANIU
Kronika czarownic. Pokolenia samotnych
Dwór na wrzosowiskach
Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-booka
Copyright © by Andrzej F. Paczkowski, 2024Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2025All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Barbara Wiśniewska
Korekta I: Magdalena Czmochowska
Korekta II: Adriana Rak
Zdjęcie na okładce: Adobe Firefly
Projekt okładki: Adam Buzek
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek, [email protected]
Ilustracje w środku książki: © by pngtree.com
Wydanie I – elektroniczne
Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie
ISBN 978-83-8290-803-9
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
Prolog
Pasmo 1
Rozdział 1
Rozdział 2
Pasmo 2
Pasmo 3
Pasmo 1
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Pasmo 2
Pasmo 3
Pasmo 1
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Pasmo 2
Pasmo 3
Pasmo 1
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Pasmo 2
Pasmo 3
Pasmo 1
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Pasmo 2
Pasmo 3
Pasmo 1
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Pasmo 2
Pasmo 3
Pasmo 1
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Pasmo 2
Pasmo 3
Pasmo 1
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Pasmo 2
Pasmo 3
Pasmo 1
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Pasmo 2
Pasmo 3
Pasmo 1
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Epilog
Czytelniku
Michal Schwarzer… Tę książkę dedykuję Tobie
OstrzeżenieKsiążka porusza tematykę przemocy i zawiera sceny o wyjątkowo brutalnym charakterze. Zaleca się ostrożność osobom wrażliwym na drastyczne treści!
Prolog
Las. Miejsce spokojne, ale też często tajemnicze. Skrywające w swojej głębi pułapki, które mogą okazać się śmiertelne. Jest domem dla różnego rodzaju gatunków zwierząt. Drzewa mogą tu rosnąć w ścisłym zwarciu, połączone w tym zamkniętym świecie korzeniami skrytymi pod ziemią. Dzięki temu czują i komunikują się między sobą. Odczuwają swego rodzaju ból. Tworzą powiązaną ze sobą społeczność, która wiekami trwa na swoim miejscu. Czasem choruje, czasem też płonie, ale jednak zawsze się odradza, o ile ktoś mu w tym zdecydowanie nie przeszkodzi.
Las skrywa w sobie również wiele tajemnic.
Czasami pochłania je tak mocno, że nikt się o nich nigdy nie dowie. Czasami bywa też, że pokaże nam jeden z sekretów, jakby bawiąc się z nami w zgadywanki. Lubi się droczyć. Może chciałby powiedzieć: patrz, co tutaj dla ciebie mam! Nie wiesz, co to jest? A ja wiem. Mam setki oczu i uszu. Wszystko, co się tu rozgrywa, dzieje się na moim terytorium i tylko ja wiem dokładnie, co się zdarzyło. Dlatego gdybym mógł mówić, opowiedziałbym ci, dokładnie opisał zaistniałą sytuację. Ale czy ty zrozumiesz moje słowa? Mój język różni się od tego, którym ty się posługujesz, choć jednak… gdybyś się tylko trochę bardziej postarał, może udałoby ci się rozszyfrować mój przekaz?
Las. W dzień zwykle jest piękny i czarujący.
Potrafi też nocą zmienić się nie do poznania. A wtedy mogą rozegrać się w nim rzeczy, o których nawet by się nam nie śniło.
Las bowiem ma wiele twarzy…
Pasmo 1
Wtedy
Rozdział 1
Trzebnica, styczeń 1997
Wzlecieć jak ptak do nieba
Alicja należała do spokojnych i cichych osób. Takie ciche i spokojne osoby mogą posiadać marzenia, a jednocześnie tłumić w sobie własne pragnienia z nadzieją, że któregoś dnia się spełnią. Alicja była marzycielką, lubiła pisać wiersze, jak również zaczytywać się w cudzych. Często śniła. Zawsze wtedy miała skrzydła. Latała niczym ptak. Patrzyła na świat z góry i widok ten był oszałamiający, wręcz wzruszający. Ciało, unoszące się na podmuchach wiatru pod szeroko rozpostartymi skrzydłami, było wolne i lekkie, jakby nic nie ważyło. Fruwanie okazało się wybawieniem od szarej rzeczywistości zwykłego życia. Tylko rozcinając kłębiaste obłoki, Alicja czuła się naprawdę szczęśliwa. Dlatego kiedy sny o lataniu nie pojawiały się przez dłuższy czas, stawała się bardzo nieszczęśliwa.
Kiedyś Alicja przeczytała w pewnej książce, że takie sny mogą być wspomnieniem z innego życia, kiedy to dusza miała możliwość latania, ponieważ jej ciało wyposażone zostało w skrzydła. Wspomnienie to, jeżeli nim było, nawiedzało ją od dzieciństwa. Dziwne, bo przecież w tym życiu nic jej nie brakowało. Była szczęśliwą dziewczyną, miała dobrych rodziców i siostrę. A jednak sny dawały jej poczucie czegoś, czego w życiu nie zdołała zaznać: swobodę i wolność w przestworzach. Jakby ludzkiemu ciału nieustannie czegoś brakowało.
Od jakiegoś czasu sny się nasilały. Pojawiały się coraz częściej, od kiedy zaczęła się spotykać z Konradem. Chłopak był jej słodką tajemnicą i nikt o nim nie wiedział. Sama nie mogła zrozumieć, czemu nie powiedziała o nim rodzicom ani nawet siostrze. Jakby to, że ma go tylko dla siebie i spotyka się z nim pod osłoną nocy, kiedy splatają się ich ręce i ciało drży od pocałunków, miało jakieś ukryte znaczenie. Ale prawda była taka, że chciała go po prostu zatrzymać tylko dla siebie. Nie była jeszcze gotowa przedstawić go rodzicom, a ci niczego się nie domyślali. Nie powiedziała o nim nawet swojej najlepszej przyjaciółce, Marcie. Po prostu Konrad stanowił wyłącznie jej tajemnicę.
A może zwyczajnie musiała dorosnąć do sytuacji. Stagnacja w życiu w jakiś sposób jej odpowiadała. Już była dorosłą kobietą, ale jeszcze chciała na chwilę pozostać dzieckiem. Zanim będzie musiała wyfrunąć z gniazda. Niech więc na razie trwa w tej słodkiej nirwanie. Jeszcze przyjdzie czas, by rozpostrzeć skrzydła.
Jej wiersze często mówiły o lataniu, ale większość dotyczyła po prostu przyrody. Nigdy nikomu ich nie pokazała, bo były częścią jej duszy. A ona chciała mieć coś tylko dla siebie. Przestrzeń, do której nikt nigdy nie zajrzy.
Lubiła też malować.
Często na obrazkach przedstawiała siebie ze skrzydłami. Przynajmniej tu, na kartce papieru, mogła spojrzeć na siebie tak, jak się widziała we śnie. I podobało jej się to, co widziała. Przynajmniej w ten sposób to, co przeżywała nocami, stawało się realne. Inaczej spełnić się nie mogło.
Pomimo snów, wierszy i rysunków Alicja należała do osób myślących racjonalnie. Sprawiała miłe wrażenie i każdy ją lubił. Nie należała do osób złośliwych i właściwie sama nigdy się nie złościła. Rosła w domu rodziców zdrowo i tak jak powinna rosnąć latorośl, której niczego nie brakuje i która jest odpowiednio podlewana dobrym wychowaniem, zdrowym rozsądkiem i właściwym podejściem. Miała długie ciemnoblond włosy, była szczuplutka i zdecydowanie ładna: twarz o pełnych ustach, oczy wielkie i pełne blasku, policzki niemalże zawsze zaróżowione.
A tajemnice posiadał przecież każdy człowiek. Ktoś zataił, że zjadł dwa pączki więcej niż powinien. Ktoś, że mu się coś nie powiodło. Inny, że właśnie przeżywa pierwszą miłość. Tajemnice są słodkie i mają w sobie szczyptę tego, co sprawia, że człowiek drży, wypowiadając to ciekawe słowo. Zapewne sekrety bywają też przykre, co jest sprawą oczywistą, ale w tym wypadku tajemnica Alicji była słodka i bardzo smakowita. Miała twarz Konrada. Silne dłonie błądzące po jej szczupłym ciele, które, choć ciekawskie, nie przekroczyły wyznaczonych granic. Język penetrujący jej usta w nieustannym głodnym poszukiwaniu. I ciepły oddech na skórze.
Rozdział 2
Trzebnica, styczeń 1997
Pojedziemy?
To właśnie Marta jeszcze w styczniu wpadła na pomysł, że powinny pojechać w lecie nad morze. Były przyjaciółkami od dzieciństwa, więc pomysł wydawał się wręcz idealny. Lubiły ze sobą przebywać.
Marta była szatynką o drobnej budowie ciała. Miała wielkie czarne oczy, które patrzyły na świat z pewnym, zdawałoby się, zdziwieniem. Czasami dzieci w szkole się z niej śmiały, mówiąc, że nigdy nie wie, o co chodzi, więc taka też przylgnęła do niej ksywka: cielęcina, bo gapi się na świat trochę jak cielę na malowane wrota. Marta jakby nic sobie z tego nie robiła, ale często zaciskała pięści, obiecując sobie, że kiedyś się im odpłaci, dlatego też wymyślała dla nich nieustannie nowe przezwiska.
Z Alicją siedziały w jednej ławce już od pierwszej klasy i od razu się polubiły. Pomagały sobie, spędzały razem czas, podpowiadały na dyktandach i testach, jedna drugiej dawała odpisywać zadania domowe. To było zrozumiałe i naturalne, że młodzi dorastający ludzie pomagają sobie i trzymają się razem. Jak dwie siostry.
Mieszkały niedaleko od siebie, tylko parę domów, więc właściwie cały wolny czas również spędzały razem. Dzieliły się tajemnicami i miały wspólne sekrety.
W ich przyjaźni nie stanowił problemu nawet fakt, że Marta dojrzała wcześniej i jej gorąca krew nakazywała interesować się chłopakami. Była odważniejsza i nie bała się wypowiedzieć własnego zdania na głos. Często to ona prowokowała wiele sytuacji, w których Alicja nie czuła się komfortowo, jednakże starała się dostosować do przyjaciółki.
Tak było pewnego razu, kiedy wiele lat temu Marta wpadła na pomysł kradzieży słodyczy ze straganu na targu. Kiedy jej się to udało, cieszyła się ogromnie. Gdy Alicja zwinęła cukierek, trzęsły jej się nogi i po wszystkim nawet nie miała ochoty go zjeść. Marta śmiała się z niej, mówiąc, że przecież to nic takiego, bo leżą tam całe kilogramy. Ale Alicja czuła się z tym źle i przez wiele dni bała się, że ktoś ją mógł przyuważyć i o wszystkim powiedzieć rodzicom. Przez jakiś czas omijała targ, a kiedy Marta zaproponowała powtórzenie wyczynu, Alicja kategorycznie odmówiła.
Marta już w wieku piętnastu lat spotykała się z chłopakami, więc wydawała się bardziej obeznana w tych tematach, jednak Alicja uważała, że na takie sprawy jest jeszcze zbyt młoda. Tak, interesowali ją chłopcy, ale ważniejsza była nauka, a ponieważ rodzice bardziej ją kontrolowali, więc musiała się podporządkować. Zapracowani rodzice Marty nie mieli czasu, by sprawdzać, co robi córka. Tym bardziej że miała jeszcze brata Adama. Z nim jednak nie za bardzo się dogadywała, ponieważ chłopak miał dopiero siedemnaście lat i znajdował się w buntowniczym okresie życia. Zresztą, wydawało się, że chodzi własnymi drogami i wiele o nim nie wiedziała.
Marta miała bardzo dobry kontakt z ojcem, była jego oczkiem w głowie. Za każdym razem, kiedy dochodziło do starć z matką, która była bardziej wymagająca, Marta biegła do taty, by się wyżalić i zwykle stawał po jej stronie. Z czasem więc dziewczyna zaczęła się oddalać od matki, a z ojcem połączyła ją świetna komitywa. Stali się wspólnikami. Marta nie wyobrażała sobie życia bez taty. Kochała go całym sercem. Choć w jej hierarchii matka znajdowała się na drugim miejscu, to jednak dopełniała całości i dzięki niej w domu panował spokój i zgoda. Skądś, choć dziewczyna sama nie wiedziała skąd, siedział w niej ogromny strach przed rozpadem rodziny.
To, że obie dziewczyny tak bardzo różniły się od siebie, nie stanowiło problemu. Rozumiały się, były sobie bliskie i nie wyobrażały sobie życia bez siebie. Czuły się jak siostry. Jedna była spokojniejsza, druga bardziej porywcza, ale może właśnie dzięki tym różnicom, uzupełniały się niczym yin i yang: lubiły te same filmy, te same książki, zakupy, nosiły często podobne ubrania i chodziły do tego samego fryzjera. Oczywiście bywało, że się pokłóciły, jednakże złość bardzo szybko im mijała, więc wszystko wracało do normy, a one po paru chwilach zgodnie chichotały.
Kiedy Marta wymyśliła wspólny wyjazd, obie uznały to za fantastyczny pomysł. Były młode i ciągnęło je do przygód, wyrwania się spod opiekuńczych skrzydeł rodziców, poznawania nowych ludzi i miejsc, chłopaków i dyskotek.
Każdy w ich wieku chciał już być dorosły i czerpać z życia garściami to, co mu oferowało. A miało do zaoferowania naprawdę wiele, a najważniejsze: wolność i możliwość decydowania za siebie.
Zanim jednak doszło do wyjazdu i zanim nadeszło lato, miało wydarzyć się wiele rzeczy. Niektóre tajemnice, dotychczas skrywane głęboko, ujrzały wreszcie światło dzienne. Inne sekrety pozostały w ukryciu, dręcząc tych, którzy o nich wiedzieli.
Zaś trzech mężczyzn, których żadna z dziewcząt nie znała, będzie za parę miesięcy zmierzać w tym samym kierunku, w którym udadzą się przyjaciółki.
W kierunku Łeby.
Teraz jednak panowała nieprzyjemna zima. Wszyscy czekali z niecierpliwością na pierwsze promienie wiosennego słońca, jednakże na to było jeszcze zbyt wcześnie.
Pasmo 2
Teraz
Las w Steknicy
Wcześnie rano, 18 września 1997
Pociąg jechał powoli. W wagonach siedzieli ludzie, przyjeżdżający do Łeby na wakacje. Roześmiani. Głośni. Niektórzy już lekko pijani. Wpatrywali się w mijany las, ale nawet gdyby byli bystrymi obserwatorami i tak by niczego nie zauważyli.
Mieszkańcy lasu ucichli. Tego dnia ptaki nagle przestały śpiewać. Inne zwierzęta przeniosły się dalej, jak najdalej od tego miejsca, wyczuwając instynktownie, że należy stąd uciec.
W nocy doszło tutaj do strasznych wydarzeń. Lecz nikt o tym jeszcze nie wiedział. A drzewa, świadkowie tych okrucieństw, niczego przecież nie powiedzą, bo nie umieją mówić. I stoją spokojnie, jak stały. Jakby do niczego nie doszło. Nic innego im przecież nie pozostaje.
Od nocy bowiem po lesie rozszedł się zapach, jakiego człowiek by nie wyczuł. Wyczuwała go tylko natura.
Zapach śmierci.
Pasmo 3
Mrok
Marian. Frustracja
Jego życie było pasmem niepowodzeń. Nigdy w życiu nie spał z żadną dziewczyną. Miał lekką wadę wymowy i czaszkę, jakby mu ktoś kiedyś przywalił z jednej strony łopatą. Nikt mu nie przywalił, ale kiedy był mały, spadła na niego szafka kuchenna i o mało nie zabiła. Deformacji nie dało się naprawić i tak głowa mu rosła trochę inaczej niż innym dzieciom. Wszyscy się z niego śmiali i wytykali palcami.
Nie lubił szkoły i nauka szła mu opornie. Skończyło się na piątej klasie. Matka stwierdziła, że nie ma sensu dłużej go tam posyłać, bo i tak nic to nie zmieni, a przynosiło więcej szkody niż pożytku. Chodził potem do szkoły specjalnej, ale tam tylko spędzał czas, bo niczego przydatnego się nie nauczył.
Dwa razy w przypływie jakiegoś szału rzucił się na matkę. Potem zaczęli go faszerować lekami. Mało mówił i ogólnie był zamknięty w sobie. Z wiekiem coraz bardziej gromadziła się w nim frustracja. Mieszkali niedaleko lasu, więc chodził na długie spacery. Matka zawsze oddychała z ulgą, kiedy opuszczał dom.
Oglądał filmy i zaczęła go fascynować broń. Kiedy skończył osiemnaście lat, pomyślał, że mógłby pójść do wojska. Mundury, karabin w ręku – to go fascynowało. Plany spaliły na panewce: był niezbyt inteligentny, wyglądał, jak wyglądał, a do tego brał leki.
Narastała w nim złość.
I nie wiedział, jak ją rozładować.
Irek. Odtrącenie
Właściwie nikt nic o nim nie wiedział. Nawet tego, że od jakiegoś czasu bierze proszki na uspokojenie i silne leki na sen, bo miał z tym od lat problemy. Należał do inteligentnych ludzi, miał pracę i własne mieszkanie. Ale był sam, a samotność go zwyczajnie dobijała.
Przez jakiś czas ludzie podejrzewali nawet, że ma inną orientację. Faceci czasami interesowali się nim. W przeciwieństwie do dziewczyn, które go najczęściej odtrącały. Gdyby więc był gejem, bez problemów znalazłby sobie partnera, a tak? Kobiety stawiały wygórowane wymagania! Każda chciała czegoś innego. Liczyły się pieniądze i pozycja. Konto. Mieszkanie. Ogólne zabezpieczenie, bo przecież nie będą rodziły dzieci komuś, kto ich potem nie zdoła wychować. Najgorsze w tym wszystkim okazywało się jednak, że im nawet tak bardzo nie chodziło o dzieci, jak o siebie. Bo to one potrzebowały zabezpieczenia na przyszłość. To, czego oczekiwał mężczyzna, już się nie liczyło. Facet nie miał nic do gadania, jeśli chciał związku z kobietą. Im więcej oczekujesz, tym więcej oczekują od ciebie.
Czasami patrzył w lustro i starał się dojrzeć w sobie to, co widzą one. Wydawało mu się, że nie jest taki zły. Miał pracę, choć raczej standardowo opłacaną. Mieszkanie komunalne, ale przecież na całe życie. Dobrze się ubierał. Był miły i inteligencji mu nie brakowało. Bić, nie bił. Pić, nie pił. Więc gdzie tkwił problem?
Otóż problem stanowiły kobiety, na które trafiał. Zawsze kręcił się koło niego ten sam typ kobiety. Takiej, która od razu zaczynała go wodzić za nos. Wiedziały, jak na niego działają, więc łatwo się poddawał. Te, z którymi mógłby zbudować jakiś związek albo się nim nie interesowały, albo też on uważał, że raczej nie ma u nich szans. Piękne go onieśmielały, więc uciekał od takich. Brzydsze leciały na niego, ale jak tylko zrozumiały, że nie jest w stanie sprostać ich przesadnym wymaganiom, bo nie zarabia odpowiednio, odchodziły. Tak po prostu, rozpływały się w powietrzu.
Ostatnia, Basia, porzuciła go, bo w łóżku był, według niej, do niczego. Bardzo ciężko to przeżył i długo trwało, zanim udało mu się otrząsnąć, bo Basię kochał i myślał, że coś między nimi zaiskrzyło, coś, co będzie stanowiło podstawę udanego związku. Ale Basia chciała czegoś więcej, choć nigdy mu o tym nie powiedziała. Ona po prostu uważała, że sam powinien domyślić się, czego pragnie. A jednak nie rozumiał, więc zostawiła go ze złamanym sercem. Odtrąciła jak psa, którego jakieś gnoje porzucą w lesie.
Mama mówiła mu zawsze, że kobiety to delikatne istoty i powinien o nie dbać. Ale Basia była ex-prostytutką, lecz o tym nie wiedział nikt. Wyjeżdżała na sezonowe prace i zarabiała oczywiście, ale w trochę innej branży. Lubiła, kiedy facet ją przydusił, przywalił i przycisnął mocno do łóżka. Znała to od lat i z czasem zaczęło się jej to podobać. Ale się tego nawet nie domyślał i starał się być delikatny. Obchodził się z nią jak z jajkiem, a ją to drażniło. Dlatego wykopała go ze swojego życia. I nic nie powiedziała.
A on zaczął się sobie przyglądać w lustrze całymi godzinami, by dojrzeć niedostatki, jakie musiał mieć. Inaczej by nie odeszła.
Ból towarzyszący porzuceniu jest potwornie dołujący. Ale zawsze po jakimś czasie mija i wtedy nastaje względny spokój. Potem następuje faza spychania niemiłych wydarzeń w otchłań niepamięci. A następnie pojawia się chęć spróbowania na nowo.
Nawet za cenę kolejnego odtrącenia.
Borys. Zaciśnięte pięści
Borys miał już wszystkiego dosyć. Czuł narastającą presję. Znowu to robiła. Czy to się nigdy nie skończy? Patrzył na nią, patrzył, a ona ciągle mówiła. Wyśmiewała go. Wytykała mu wszystkie niedoskonałości. Dzisiaj znowu miała ten swój cholerny dzień, więc chciała go zgnoić, poniżyć, bo sama niczego w życiu nie osiągnęła, a on okazał się dla niej rozczarowaniem. Tak go nazywała od lat: Rozczarowaniem. Ale tego dnia powiedziała coś jeszcze, czego wcześniej nie słyszał. Butelka wódki, którą wypuściła z rąk, potoczyła się po dywanie. Wychyliła kieliszek. On też miał ochotę się napić, bo czuł, że za chwilę eksploduje mu mózg. Patrzył na jej wykrzywioną w grymasie obrzydzenia twarz i zastanawiał się, czemu tego słucha. Dlaczego jej po prostu nie przywali w tę rozkrzyczaną, jęczącą gębę o wykrzywionych starych ustach, które wypluwają z siebie tyle jadu i złości. To, co się z nim działo w ostatnich czasach, nawet jego dziwiło: rodziła się w nim złość, okropna złość, nad którą z ogromnym trudem panował. Puls przyspieszał i przyspieszał. Robiło mu się coraz goręcej. Zaraz mi rozpierdoli łeb, pomyślał, a wtedy ona się wreszcie odezwała:
– Jesteś tylko ofiarą pękniętego kondoma! Nigdy nie powinnam była cię urodzić!
Złość była wyczuwalna na odległość. Oczy ziały trucizną nienawiści. Podszedł do niej, złapał za szyję i ryknął:
– Zamknij się!
Ona, w pierwszym momencie zaskoczona, zaraz potem się roześmiała.
– Bo co? Co mi zrobisz? Ty? Ty!!! Nie boję się ciebie! Nie jesteś w stanie zrobić nic, a wiesz dlaczego? Bo jesteś nieudacznikiem!
Puścił ją, a ona niczym szmaciana lalka poleciała na kanapę. W napadzie szału rękami przejechał po stole, zrzucając wszystko, co na nim stało. Szkło się potłukło, wódka z drugiej butelki zaczęła wylewać się na dywan. Z popielniczki wysypały się pety i popiół, a potem nastała chwila spokoju.
Zacisnął pięści i poczuł, że paznokcie wbijają mu się w skórę. Miał ochotę na totalną demolkę, rozkwasić jej ten obrzydliwy ryj, tłuc głową o ścianę, aż z jej twarzy zniknie wyraz pogardy. Kierując się resztką rozsądku, zrobił krok do tyłu. A potem odwrócił się i wyszedł z domu, zatrzaskując drzwi, aż się posypał tynk.
Zabiję ją i się skończy, pomyślał. Jeszcze raz i ją zabiję!
Pasmo 1
Wtedy
Rozdział 3
Trzebnica, luty 1997
Dziwne zachowanie ojca
Marta postanowiła sprawdzić, co tak naprawdę się dzieje, bo że jej ojciec ukrywał jakąś tajemnicę, nie ulegało wątpliwości.
W domu coraz częściej dochodziło do dantejskich scen. Matka rzucała w ojca przedmiotami, które akurat miała pod ręką. Więcej też paliła papierosów i jakby przestała o siebie dbać. Tata często wracał do domu późną nocą i kłótnie zaczynały się na nowo, o ile matka jeszcze nie spała. Czasami budziła się i wychodziła z sypialni, krzycząc na niego i płacząc.
Marta miała bardzo dobre stosunki z ojcem i z początku nie rozumiała, dlaczego matka ciągle się go czepia.
Po jakimś czasie zaczęła się jednak uważniej przyglądać sytuacji i rzeczywiście stwierdziła, że tata wraca później niż zwykle, a jego koszule, kiedy je powąchała, pachniały damskim perfumami. Czyli coś było na rzeczy. Nie bardzo potrafiła to zrozumieć, bo wydawało się, że ich rodzina działała relatywnie dobrze. Oczywiście zdarzały się kłótnie, jak w każdym domu, ale nic nie wskazywało, że między rodzicami źle się dzieje. Alicja też mówiła, że jej rodzice czasami się spierają. Tylko że awantury w ich domu eskalowały, a z czasem zaczęło dochodzić do rękoczynów. Oczywiście zaczęła mama, bo ona miała gorącą krew.
Marta bała się tego, co mogło nadejść. Problem polegał jednak na tym, że akurat wtedy zakochała się w jednym chłopaku i to on zajmował głównie jej myśli. W związku z tym miała mętlik w głowie. Z jednej strony rodzina i niezrozumienie, z drugiej nowy chłopak i zakochanie. Była rozdarta na pół. W domu coraz częściej czuła się źle, tym bardziej że przeczuwała, co mogą oznaczać nieustannie nasilające się nieporozumienia między rodzicami. Maciek, straszy od niej o dwa lata, zaczął ją nakłaniać, by poszła z nim do łóżka. A przecież ona, okej, spotykała się z chłopakami już od wielu lat, ale jeszcze z nikim nie spała, czego jednak nie powiedziała Alicji. Udawała przed nią doświadczoną, ale tak naprawdę zawsze kiedy do czegoś dochodziło, rezygnowała. Z Maćkiem jednak było inaczej, bo Maciek ją kochał, a ona jeszcze nigdy nikogo nie kochała tak jak jego. Dosłownie wywrócił jej świat do góry nogami. Jego niebieskie oczy i wysportowane ciało przyciągały ją tak bardzo, że tajała jak lód na słońcu i coraz mniej potrafiła się kontrolować. Może nawet nie chciała.
W tym czasie przestała się tak często spotykać z Alicją. Na pierwszym miejscu znalazł się jej chłopak.
Ojciec często wydzwaniał do kogoś nocami i długo rozmawiał przyciszonym głosem. Starała się czasami podsłuchiwać, ale nigdy nie udało jej się nic dowiedzieć. Był ostrożny, wiedział, jak mówić, by nikt go zrozumiał. Ale jednak te szepty w ciemnym pokoju gościnnym bywały przerażające. Niosły ze sobą zapowiedź zbliżającego się nieszczęścia.
Czasami też tata dziwnie się zachowywał. Słyszała, jak szlocha pod prysznicem, ale kiedy wychodził, wyglądał, jakby nic się nie stało.
Ich dom powoli zamieniał się w mieszkanie, które zajmują cztery obce sobie osoby.
Rozdział 4
Trzebnica, luty 1997
Maciek
Maciek pochodził ze złej rodziny.
I miał swoją własną tajemnicę.
Był to bad boy w idealnym wydaniu.
A źli chłopcy przyciągają dobre dziewczyny.
I nie tylko…
Rozdział 5
Trzebnica, luty 1997
Będziemy mieli słodką tajemnicę
Alicja spotykała się ze swoim sąsiadem w tajemnicy przed ojcem i matką.
Problem polegał na tym, że sąsiad był dwa razy starszy od Alicji, a z jej ojcem darł koty już od wielu lat. Chodziło o drzewa owocowe, które rosły pod samym płotem, a ich gałęzie wyłaziły daleko poza obręb jego posesji. Owoce w lecie spadały na posesję Kalinowskich i gniły.
– Czemu po prostu nie obetniesz tych głupich gałęzi? – pytała Alicja swojego faceta.
– To sprawa między mną a nim. Mam swoje powody. Zresztą możecie sobie zbierać te owoce, co spadną na ziemię po waszej stronie albo rwać je prosto z drzew i robić z nimi, co chcecie.
– Tak, ale mama ma alergię na jad pszczół i obawia się ich użądleń. Dlatego tata nie chce tam tych drzew. Owoce w lecie gniją i przyciągają owady. Jedno ugryzienie może się dla niej okazać tragiczne.
– Wiem, że bierze na to tabletki. Jak ją jakaś dziabnie, to leki pomogą. Nie zabije jej to. Nie jestem aż takim człowiekiem, by mi było wszystko jedno. Co wy też o mnie myślicie?
– Ja? Ty wiesz, co ja o tobie myślę. Ale im jesteś drzazgą w oku.
– Nie myśl o tym. To sprawa między twoim ojcem a mną. Zresztą pomyśl rozsądnie: co pomoże ucięcie paru gałęzi? Drzewa tam i tak rosną.
– Racja. Wolałabym jednak, żebyście się dogadali. Jesteśmy sąsiadami, po co zatruwać sobie wzajemnie życie? Naprawdę chce ci się nieustannie z nimi kłócić?
– Zostaw tę sprawę.
– Zostawię, ale jednak mi się to nie podoba. Chcę, żebyś wiedział.
– Wiem. Załatwię to jakoś – obiecywał.
Ale nic nie zrobił. Zbliżała się zima, więc na jakiś czas zapomniano o niesnaskach, ale za parę miesięcy wszystko zacznie się od nowa.
Całował ją wtedy i przytulał do siebie, a ona czuła się dobrze w jego objęciach.
Choć wolałaby się z nim spotykać oficjalnie, a nie skradać się do niego pod osłoną nocy jak jakiś złodziej.
– Może zabierzesz mnie kiedyś na kolację do restauracji? – zapytała.
– Przecież wiesz, że to niemożliwe – odpowiedział.
– Niby czemu? – dziwiła się, chociaż odpowiedź już dawno znała. Wiele razy pytała go o to samo i niezmiennie padała ta sama odpowiedź.
– Nie chcemy, żeby nas ktoś zauważył, prawda?
Nie podobało jej się to, tym bardziej że kochała go i pragnęła jawnego związku. To przecież naturalne, że kiedy kogoś mamy, chcemy się z nim czuć swobodnie, chodzić do kina, do knajp i poznawać go ze swoimi znajomymi.
– Mnie by to nie przeszkadzało – odpowiedziała.
– Ale gdyby wyszło na jaw, że się spotykamy, twój ojciec nie dałby nam spokoju. Dobrze o tym wiesz.
– Czyli, że całe życie będziemy się ukrywać? – jęknęła, czując jak zwykle w takich chwilach frustrację.
– Oczywiście, że nie, głuptasku! – Przyciągnął ją do siebie. – Jakoś to załatwimy, ale potrzebuję trochę więcej czasu. Niech na razie to pozostanie naszą słodką tajemnicą. Przecież teraz też jest nam dobrze, prawda? Postaram się to wszystko jakoś załatwić i będzie okej.
Alicja kiwała głową i pozwalała się obejmować i dotykać, bo sprawiało jej to przyjemność, a jednocześnie gdzieś w głębi siebie czuła, że to nie powinno tak wyglądać. Wewnętrzny głos podpowiadał jej, że tej kwestii nie da się łatwo rozwiązać. Była młoda, a ukrywanie się i przemykanie nocami do niego nie stanowiło większego problemu, jednakże uczucie, że coś jest nie tak, nie dawało jej spokoju. Bo czuła, że on mimo wszystko zachowuje się w stosunku do niej nie w porządku.
Jednak kochała go młodzieńczą miłością i nie widziała poza nim świata. Chciała wierzyć, że pewnego dnia wszystko się zmieni, choć trudno jej było sobie wyobrazić, jak by się to mogło stać, biorąc pod uwagę stosunki, jakie miał z jej rodziną.
Ale życie przecież często potrafi samo zaprojektować sytuacje tak, aby się pewne rzeczy wyklarowały. Alicja wierzyła, że i jej sytuacja się zmieni i sprawy będą wyglądały inaczej. Byleby tylko mogli przestać się ukrywać, bo te wszystkie kłamstwa i tajemnice dręczyły jej sumienie. Zwykle starała się nie kłamać, więc teraz te sekrety spędzały jej sen z powiek.
Zapewnianie siebie, że któregoś dnia wszystko się wyjaśni, na razie jej wystarczało.
Rozdział 6
Trzebnica, luty 1997
Co jest z tobą?
– Co jest z tobą? – spytała Marta przyjaciółkę, która zasypiała na lekcji.
Alicja ziewnęła i przetarła oczy.
– Jestem po prostu zmęczona.
– Zmęczona? – zdziwiła się. – Jak to zmęczona? Nie spałaś w nocy?
– Spałam, ale mało. Czytałam książkę, a potem nie mogłam zasnąć.
Marta uważniej przyjrzała się Alicji.
– Powinnaś zacząć o siebie dbać. Nie po raz pierwszy w ostatnim czasie przychodzisz do szkoły niewyspana. Zaczynam podejrzewać, że chodzi tu o coś innego.
Alicja drgnęła. Czyżby przyjaciółka się czegoś domyślała? Bardzo jej chciała opowiedzieć o swoim chłopaku, ale on kategorycznie zakazał jakichkolwiek zwierzeń, nawet Marcie. To ją bardzo martwiło.
Czuła, jakby robiła coś złego.
– Zwariowałaś? Niby o co? Przecież mówię ci, że czytałam do późna! – szepnęła oburzona, trochę się czerwieniąc.
– Jakoś nagle zaczęłaś dużo czytać.
– Odczep się! O co ci chodzi? Też ostatnio zachowujesz się dziwnie. Nie dzwonisz do mnie i nie spotykamy się wieczorami, bo twierdzisz, że nie masz czasu. Wymawiasz się rodziną.
– No wiesz?! Ja naprawdę muszę zostawać teraz więcej w domu. Mama z tatą przechodzą trudny okres. Nie chcę, żeby się rozstali! Nie dopuszczę do tego!
– Jeżeli jednak już nie chcą być ze sobą, czy nie lepiej, żeby każde poszło swoją drogą? Sama mi kiedyś mówiłaś, że nie rozumiesz, dlaczego ludzie na siłę próbują zostać razem.
– To zupełnie inna sytuacja! Tu chodzi o mnie i moich rodziców. Nie o obcych ludzi.
–Dla mnie to właściwie to samo, nie? Obcy ludzie czy wy, przecież sytuacja jest taka sama. Czemu u innych może to być okej, a u was to coś innego?
Marta robiła się wściekła. W jakiś sposób rozumiała, że Alicja ma rację, ale nie tego od niej oczekiwała. Tym bardziej że tu chodziło o nią samą!
– Ty nic nie rozumiesz! Nic!
– Tak ci się tylko wydaje, ale według mnie zachowujesz się dziwnie – powiedziała Alicja oskarżycielskim tonem.
– Nie wiem, czemu siadasz na mnie, jak mówimy o twoim niewyspaniu! To ty zachowujesz się dziwnie! Nie ja!
– Tylko czytam książki! Co w tym złego?
– Nigdy tyle nie czytałaś!
– To nie można nagle zacząć?
– W twoim wypadku to raczej niemożliwe. Znam cię za dobrze.
– Chcesz powiedzieć, że literatura to dla mnie za wysokie progi?
– Nie, ale raczej nigdy nie byłaś molem książkowym. Zamiast czytania wolałaś malować lub pisać wiersze.
– Uważam, że ludzie mogą się zmienić. Tak samo ich zainteresowania.
– A ja sądzę, że ludzie się nie zmieniają.
Zaczęły się wzajemnie oskarżać, a wtedy nauczyciel wreszcie nie wytrzymał i je upomniał. Musiały się uciszyć i już do końca lekcji nie rozmawiały. Na przerwie każda poszła w swoją stronę. Obie miały sprawy, które wolały zostawić dla siebie.
Ta kłótnia niczego specjalnie w ich przyjaźni nie zmieniła, bo często miały różne zdania. Ale w ich relację wkradła się jakaś niepewność. Wokół bowiem coraz częściej pojawiały się małe tajemnice.
Żadna z nich nie potrafiła zrozumieć, czemu okłamują się nawzajem. W głębi duszy chciały o wszystkim sobie powiedzieć, a jednak nie potrafiły. Jak miały przyznać się do tego, co się działo w ich życiu?
Alicja po prostu nie mogła powiedzieć przyjaciółce o Konradzie, bo on sobie tego nie życzył. Kochała go, więc musiała respektować jego prośbę.
Marta tak bardzo bała się, że małżeństwo rodziców się rozpadnie, że przestała dostrzegać cokolwiek poza własnymi problemami. Chciała im pomóc, naprawić to, co się psuło, ale czuła się zagubiona, bo zwyczajnie nie wiedziała jak.
Zresztą było to właściwie niemożliwe.
Prawdziwe życie zaczynało z nimi grać w kotka i myszkę, jak zabawia się z każdym, kto próbuje stawiać pierwsze dorosłe kroki i gdy dochodzą do głosu uczucia.
Rozdział 7
Trzebnica, luty 1997
Tajemnicze słowa
Pewnej nocy Marta miała zamiar zejść do kuchni po coś do picia, kiedy znowu usłyszała tatę rozmawiającego przez telefon. Przyczaiła się i przyłożyła ucho do drzwi, by lepiej słyszeć. I tym razem jej się udało.
– Przecież nie możemy tego powiedzieć twojemu ojcu! To nie jest dobry pomysł! – Usłyszała.
Marta zastygła w bezruchu. Bała się poruszyć i przestała na chwilę oddychać, byle tylko tata jej nie nakrył na podsłuchiwaniu.
Ojciec milczał przez chwilę, a potem powiedział:
– On tego nie zrozumie!