Co Jezus widział z krzyża - Antonin-Dalmace Sertillanges OP - ebook

Co Jezus widział z krzyża ebook

Antonin-Dalmace Sertillanges OP

5,0

Opis

Ojciec Sertillanges OP staje w miejscu Krzyża i patrzy na Jerozolimę oczami Chrystusa. Przeprowadza nas przez biblijne proroctwa tak, jak mógł słyszeć i rozumieć je Mesjasz. Towarzyszy nam w podróży przez Jerozolimę. Gościmy na ostatniej wieczerzy, obserwujemy zdradę Judasza, stajemy się niemymi świadkami męki Zbawiciela. Popadamy w rozpacz wraz z Jego Matką, chcemy Mu pomóc – jak Szymon Cyrenejczyk, płaczemy z niewiastami… Ta podróż staje się okazją do podjęcia wewnętrznej pielgrzymki, skłania do refleksji nad cierpieniem ukrzyżowanego Jezusa – z miłości do nas.

Co Jezus widział z krzyża to zbiór 10 medytacji związanych z męką i śmiercią Pana Jezusa. Punktem wyjścia rozważań są miejsca i osoby, które Chrystus mógł dostrzec z krzyża.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 350

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (3 oceny)
3
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność



Kolekcje



Co Je­zus wi­dział z krzy­ża

An­to­nin-Dal­ma­ce Ser­til­lan­ges OP

Co Je­zus wi­dział z krzy­ża

Prze­ło­ży­ła Agniesz­ka Ku­ryś

Wy­daw­nic­two W dro­dze, Po­znań 2022

Ty­tuł ory­gi­na­łu

Ce que Jésus voyait du haut de la cro­ix

© Co­py­ri­ght for this edition by Wy­daw­nic­two W dro­dze, 2022

Re­dak­tor pro­wa­dzą­ca – ewa ku­biak

Kon­sul­ta­cja me­ry­to­rycz­na – JA­KUBBLUJOP

Re­dak­cja – AGNIESZ­KACZAP­CZYK

Ko­rek­ta – PAU­LI­NAJE­SKE-CHO­IŃ­SKA, AGNIESZ­KACZAP­CZYK

Skład i ła­ma­nie – ALEK­SAN­DRAwaw­rzy­niak

Re­dak­cja tech­nicz­na – JÓ­ZE­FAKUR­PISZ

Pro­jekt okład­ki i layoutu – KRZYSZ­TOFLOR­CZYKOP

Fo­to­gra­fia (s. 2) – Góra Mo­ria. Wi­dok od stro­ny stud­ni En Rogel, utoż­sa­mia­nej z dzi­siej­szym Bir Aj­jub, czy­li „stud­nią Hio­ba” (fot. Fran­cis Frith, 1857 r.); ze zbio­rów Me­tro­po­li­tan Mu­seum of Art w No­wym Jor­ku.

Źró­dła fo­to­gra­fii z poł. XIX wie­ku i po­cząt­ku XX wie­ku – Éco­le bi­blique et ar­chéo­lo­gique frança­ise de Jéru­sa­lem (s. 26, 31, 86, 129), Li­b­ra­ry of Con­gress, Mat­son Col­lec­tion, Ame­ri­can Co­lo­ny Photographers (s. 81, 118, 163, 171, 183), Me­tro­po­li­tan Mu­seum of Art w No­wym Jor­ku (s. 15, 49, 53, 67, 103, 137, 149, 157, 166, 187, 213, 222, 239, 260, 267, 273, 291, 303).

ISBN978-83-7906-391-8(wer­sja dru­ko­wa­na)

ISBN978-83-7906-392-5(wer­sja elek­tro­nicz­na)

Wy­daw­nic­two Pol­skiej Pro­win­cji Do­mi­ni­ka­nów W dro­dze sp. z o.o.

Wy­da­nie I

ul. Ko­ściusz­ki 99, 61-716 Po­znań

tel. 618504752

sprze­daz@wdro­dze.pl

www.wdro­dze.pl

Pro­log

Kie­dy św. Pa­weł na­kła­nia nas, by­śmy „przy­oble­kli się w Pana Je­zu­sa Chry­stu­sa” (Rz 13,14)1, uży­wa tych słów w zna­cze­niu du­cho­wym i są one bar­dzo do­nio­słe. Moż­na jed­nak „przy­oblec się w Je­zu­sa Chry­stu­sa” nie­co mniej me­ta­fo­rycz­nie, i nie bę­dzie to dzia­ła­nie po­zba­wio­ne sku­tecz­no­ści. W Je­zu­sa Chry­stu­sa mo­że­my przy­oblec się w wy­obraź­ni: nie tyl­ko sta­nąć u stóp lub na wprost krzy­ża, lecz za­wi­snąć na krzy­żu, skło­nić gło­wę pod na­pi­sem w trzech ję­zy­kach, na­kryć gło­wę pę­kiem cier­ni, przy­jąć gwoź­dzie, po­czuć zim­no i chro­po­wa­tość drew­na mię­dzy ra­mio­na­mi i wresz­cie, przy­swo­iw­szy so­bie pole wi­dze­nia i uczuć Pana, pa­trzeć Jego oczy­ma i ko­men­to­wać Jego ser­cem, przy­po­mi­nać so­bie, oce­niać i prze­wi­dy­wać ra­zem z Nim, w taki spo­sób, że w tym sa­mym zna­cze­niu „już nie my ży­je­my, lecz żyje w nas Chry­stus” (Ga 2,20).

Ta myśl na­su­nę­ła mi się pod­czas jed­ne­go z czę­stych po­by­tów w Je­ro­zo­li­mie, w miej­scu w spo­sób szcze­gól­ny przy­wo­łu­ją­cym wspo­mnie­nia i sko­ja­rze­nia. Na ta­ra­sie Gre­ków gó­ru­ją­cym nad atrium Gro­bu Świę­te­go w od­le­gło­ści kil­ku kro­ków od wiel­kiej ko­pu­ły wzno­si się mała ka­mien­na ko­pu­ła, a na niej wid­nie­je krzyż. Ła­two do niej dojść. Moż­na tam oprzeć się o mur i przy­sta­nąć na dłuż­szą chwi­lę. A kie­dy zwró­ci­my się w stro­nę Je­ro­zo­li­my, któ­ra jawi się w od­da­li w ca­łej roz­cią­gło­ści, uj­rzy­my pa­no­ra­mę Bo­skie­go Mi­strza. Nie zo­ba­czy­my je­dy­nie tego, co zmie­nił czas.

We­dług naj­do­kład­niej­szych po­mia­rów i świa­dec­twa jed­ne­go z naj­wy­bit­niej­szych dzi­siaj znaw­ców ar­che­olo­gii świę­tych miejsc2 że­la­zny krzyż, któ­re­go tu do­ty­ka­my, znaj­du­je się w od­le­gło­ści oko­ło kil­ku­dzie­się­ciu cen­ty­me­trów od miej­sca, ja­kie zaj­mo­wa­ło Bo­skie Ob­li­cze. Nie­zwy­kle przej­mu­ją­ca to myśl, a gdy mamy szczę­ście stą­pać po tych tra­gicz­nych ka­mien­nych pły­tach, przy­po­mi­na­my so­bie sło­wa św. Cy­ry­la Je­ro­zo­lim­skie­go, gło­szą­ce­go w Świę­tym Gro­bie: „Iluż lu­dzi może tyl­ko o tym sły­szeć, gdy my wi­dzimy i do­ty­ka­my!”.

Praw­dą jest, że snu­cie ta­kich roz­wa­żań w tym wła­śnie miej­scu od­bie­ra wy­da­rze­niom męki pew­ną nie­na­tu­ral­ną wiel­kość. Na­sza wy­obraź­nia, dzia­ła­jąc z dy­stan­su, wi­dzi w po­więk­sze­niu. Dzię­ki do­pre­cy­zo­wa­niom, ja­kie po­da­my, każ­dy so­bie uświa­do­mi po raz ko­lej­ny, że Pan wszech­świa­ta za­mknął w cia­snej prze­strze­ni za­rów­no swo­ją śmierć, jak i swo­je ży­cie. Co za wstrząs rze­czy­wi­sto­ści! Ja­kież wra­że­nie cze­goś na­ma­cal­ne­go i praw­dzi­we­go, co wy­da­rzy­ło się nie we śnie czy w zna­cze­niu czy­sto du­cho­wym, ale „pew­ne­go dnia” i na na­szej zie­mi!

„Któż was urzekł, was, przed któ­rych ocza­mi na­kre­ślo­no ob­raz Je­zu­sa Chry­stu­sa ukrzy­żo­wa­ne­go?”, za­krzyk­nął apo­stoł (Ga 3,1). Ośmie­lę się rzec, że w tych sło­wach wy­brzmie­wa wpływ cie­płe­go jesz­cze krzy­ża: czyż nie moż­na go wskrze­sić? Ach! Gdy­by tym stro­ni­com, po­wsta­łym wsku­tek bi­cia ser­ca, dane było wy­wo­łać inne ude­rze­nia z ko­rzy­ścią dla ja­kiejś du­szy w nie­bez­pie­czeń­stwie, w tru­dzie czyw cier­pie­niu!…

Ktoś za­py­ta, czy Je­zus, zno­sząc tak strasz­ne cier­pie­nia, mógł dłu­żej za­trzy­my­wać wzrok na ja­kimś wi­do­ku. Czy do­pusz­czal­ne jest przy­pi­sa­nie Mu tego, że ma­jąc przed sobą ten kra­jo­braz, przy­po­mi­nał so­bie wszyst­kie wy­da­rze­nia i uczu­cia swe­go ży­cia, całą hi­sto­rię swe­go ludu, za­rów­no przy­szłość, jak i prze­szłość, za­rów­no zie­mię, jak i nie­bo?

Ta­kie py­ta­nie nie li­czy­ło­by się z je­dy­ną du­szą i z we­wnętrz­ną peł­nią, jaką zdro­wa dok­try­na przy­pi­su­je Je­zu­so­wi Chry­stu­so­wi. Je­zus wie i wi­dzi wszyst­ko; my­śli o wszyst­kim; ko­men­tu­je sie­bie przed sobą i wiecz­nie ko­men­tu­je całe swo­je dzie­ło. Odro­bi­na, jaką zdo­ła­my wy­ra­zić, bę­dzie tyl­ko bar­dzo sła­bym za­po­ży­cze­niem od oce­anu, jaki wso­bie za­wie­ra.

Czyż nie wie­my, że w sied­miu sło­wach mo­gło­by sku­pić się wszyst­ko, co do­ty­czy świa­ta i dusz? Przez tych sie­dem bram duch ma do­stęp do wszyst­kie­go. Ale któż w prze­rwach wy­peł­nio­nych ci­szą wy­ra­zi bo­gac­twa pro­po­no­wa­ne temu, kto może je przy­jąć!

Je­zus wy­po­wia­da się, by speł­nić swój obo­wią­zek le­ka­rza i pa­ste­rza; milk­nie, by ode­grać rolę ofia­ry. W oby­dwu przy­pad­kach, jako wy­po­wia­da­ją­cy się przy­wód­ca lub jako „mil­czą­cy ba­ra­nek”, za­cho­wu­je uni­wer­sal­ną prze­ni­kli­wość; ma w swej pie­czy i za­cho­wu­je w pa­mięci całe trwa­nie.

Sce­na ukrzy­żo­wa­nia jest dzi­siaj znisz­czo­na – sta­no­wią­ce mój punkt ob­ser­wa­cyj­ny zwy­kłe wznie­sie­nie po­ka­zy­wa­ło ją kie­dyś do­sta­tecz­nie wy­raź­nie – bez więk­sze­go tru­du moż­na ją jed­nak od­two­rzyć. Szko­ła Bi­blij­na w Je­ro­zo­li­mie ma świa­do­mość, że uda­ło jej się tego do­ko­nać, a przy­god­ny uczeń przej­muje jej wie­dzę.

Po­zo­sta­je tyl­ko kil­ka wąt­pli­wo­ści, za to jak­że za­trwa­ża­ją­cych! Któż bo­wiem po­go­dził­by się ła­two z tym, że dzi­siaj nie moż­na z całą pew­no­ścią od­two­rzyć tra­sy via do­lo­ro­sa! Wiem, Pa­nie, gdzie wy­le­wa­łeś krwa­we łzy, gdzie zo­sta­łeś poj­ma­ny, a po­tem gdzie umar­łeś, ale od­tąd gu­bię ślad, a ra­czej – co ozna­cza nie­mal to samo – sły­szę o dwóch moż­li­wych śla­dach. A to mnie nie­po­koi. Chciał­bym z mi­ło­ścią uca­ło­wać każ­dy ka­mień, na któ­rym dla mnie się po­tkną­łeś; przy bra­ku toż­sa­mo­ści sub­stan­cji do­pre­cy­zo­wa­nie miejsc za­do­wo­li­ło­by moje ser­ce. Cóż czy­nić, je­śli nie uklęk­nąć w du­chu tu i ów­dzie, albo – jesz­cze le­piej – we wszyst­kich punk­tach tej Je­ro­zo­li­my, któ­rą w su­mie przez nie­mal dwa lata prze­mie­rzy­łeś na wszyst­kie stro­ny, pod­czas swe­go ży­cia sło­wa lub mil­cze­nia… Nie­za­leż­nie od tego, jaka to była go­dzi­na, sta­le umie­ra­łeś; każ­da dro­ga była dla Cie­bie dro­gą krzy­żo­wą, bo­wiem „każ­de­go dnia umie­ra­łeś” (1 Kor 15,31) znacz­nie bar­dziej niż Twój apo­stoł, Ty, któ­ry zo­sta­łeś nam dany poto, by umrzeć.

Na szczę­ście cała resz­ta świę­te­go miej­sca jest zna­na. Ogól­ne za­ry­sy wy­ty­cza pas wzgórz oka­la­ją­cych Gol­go­tę; wciąż ist­nie­ją wy­pu­kło­ści zie­mi, do­li­ny czę­ścio­wo wy­peł­nio­ne, ale wy­raź­nie za­ry­so­wa­ne; dro­gi są na­rzu­co­ne przez rzeź­bę te­re­nu i przez nie­zmien­ne kie­run­ki. Wi­docz­ne tu i ów­dzie ru­iny, gor­li­wie prze­pro­wa­dza­ne w ostat­nich cza­sach wy­ko­pa­li­ska, po­rów­ny­wa­nie tek­stów i fak­tów po­zwa­la roz­po­znać, a na­wet do­kład­nie ozna­czyć sce­nę dra­ma­tu. Prze­nik­nie nas dreszcz rze­czy­wi­sto­ści.

Już dłu­żej nie zwle­ka­jąc, ra­zem z Je­zu­sem Chry­stu­sem otwórz­my za­tem po­boż­nie oczy cia­ła i oczy in­te­lek­tu. „Przy­oble­ka­jąc się” w Je­zu­sa, przyj­mij­my Jego myśl i Jego ser­ce. Być może w ten spo­sób nie­wi­dzial­ny świat, w któ­rym po­ru­sza się Jego du­sza, uka­że nam się z więk­szą mocą. Być może zo­sta­nie nam dana ła­ska bar­dziej oso­bi­stego utoż­sa­mie­nia.

Ze­tknię­cie się spoj­rze­niem by­ło­by czymś zni­ko­mym; po­wzię­cie wspól­nych my­śli i uczuć z pew­no­ścią ozna­cza­ło­by coś wię­cej, ale wy­star­czy tyl­ko jed­no: wy­dać swo­je ży­cie, aby „for­ma Chry­stu­sa” w nim się ob­ja­wi­ła i je wchło­nę­ła.

Oby ni­niej­sza pra­ca, zgod­nie z za­mie­rzo­nym ce­lem, do­po­mo­gła kil­ku du­szom, by tak się sta­ło.

Je­ro­zo­li­ma, rok 1923

1Je­śli nie za­zna­czo­no ina­czej, frag­men­ty bi­blij­ne­go cy­to­wa­ne za: Pi­smo Świę­te Sta­re­go i No­we­go Te­sta­men­tu. Bi­blia Ty­siąc­le­cia, Pal­lot­ti­num, wyd. 5, Po­znań 2002. Frag­men­ty psal­mów we­dług bre­wia­rza (przyp. tłum.).

2O. Lo­uis-Hu­gu­es Vin­cent, au­tor dzia­łu po­świę­co­ne­go ar­che­olo­gii i czę­ści dzia­łu do­ty­czą­ce­go ba­dań hi­sto­rycz­nych w ob­szer­nym opra­co­wa­niu, któ­re wła­śnie jest pu­bli­ko­wa­ne na­kła­dem wy­daw­nic­twa Ga­bal­da: Lo­uis-Hu­gu­es Vin­cent OP, Félix-Ma­rie Abel OP, Jéru­sa­lem. Re­cher­ches de to­po­graphie, d’ar­chéo­lo­gie et d’hi­sto­ire(1914).