Chodźmy w Las! Co się kryje między drzewami - Dariusz Dziektarz - ebook

Chodźmy w Las! Co się kryje między drzewami ebook

Dziektarz Dariusz

0,0
69,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Nie będzie lasu, nie będzie nas

Kołyszące się na wietrze korony drzew, śpiew ptaków – gdy zamilkniemy na chwilę, czasem mrowisko – jeśli spojrzymy pod nogi. Spacerując, rzadko zauważamy coś więcej. A przecież polski las to niewyobrażalny cud natury!

Jaki polski grzyb świeci w ciemności i potrafi przez stulecia tworzyć podziemne struktury rozciągające się na setki hektarów? Czy mityczny wilczy samiec alfa rzeczywiście istnieje? Dlaczego niektóre drzewa nie lubią się dotykać i czym właściwie jest nieśmiałość koron?

Napisana z wielką miłością Chodźmy w las! to nie tylko bogato ilustrowana kontynuacja świetnie przyjętego przez czytelników Rozejrzyj się! To także hołd złożony przez wyjątkowego leśnika, Dariusza Dziektarza, naszym borom i lasom, kopalnia obłędnych ciekawostek z życia roślin i zwierząt oraz poruszający apel o ochronę polskiej przyrody.

„Ta książka jest jak mikroskop i teleskop w jednym – Dziektarz namierza jakiś obiekt, a potem przybliża nam wszystkie jego cechy i splątania. Serwuje przy tym ogromną porcję aktualnej wiedzy naukowej. Bo las to tak naprawdę cały wszechświat, zarówno w mikro, jak i w makro skali”.

Adam Robiński pisarz, krajoznawca

„Tym razem Dariusz Dziektarz zaprasza nas do najpiękniejszego królestwa życia: do lasu. Obali przy tym niejeden mit, opowie historie tym bardziej niesamowite, im bardziej prawdziwe”.

Radek Rak pisarz nagrodzony Literacką Nagrodą Nike, z zawodu weterynarz

Autorką pięknych ilustracji jest Aleksandra Stanglewicz, za projekt graficzny książki odpowiada zaś Jan Kosik.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 363

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Dariusz Dziektarz Chodźmy w Las! Co się kryje między drzewami ISBN: 978-83-67845-80-9 Wydawca: Powergraph ul. Cegłowska 16/2 01-803 Warszawa tel. 22 834 18 25 e-mail: [email protected] Copyright © 2025 by Dariusz Dziektarz Copyright © 2025 by Powergraph Copyright © 2025 for the cover by Jan Kosik Copyright © 2025 for illustrations by Aleksandra Stanglewicz Copyright ©2025 for book composition by Jan Kosik Wszelkie prawa zastrzeżone. All rights reserved. PROJEKT GRAFICZNY: Jan Kosik REDAKTOR PROWADZĄCY: Jakub Kuza, Julia Janaszek REDAKCJA: Katarzyna Sienkiewicz-Kosik KOREKTA: Maria AleksandrowWyłączna dystrybucja: Dressler Dublin sp. z o.o. ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów Mazowiecki tel. 22 733 50 31/32 e-mail: [email protected] www.dressler.com.pl
Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer

Żonie,

za pomoc i cier­pli­wość.

Jan Krzysztof Kluk - cytat

„Zapa­tru­iemy się na Owad, iako na stwo­rze­nia bar­dziey ludziom szko­dzące, niż pożyt­ku­iące: iest to ponie­kąd prawdą, dopóki wię­cey o nim wie­dzieć nie będziemy. Odkryią czasy, co teraz jest ukry­tego: wyia­sni cie­ka­wość mądrych, o czym teraz nie wiemy: nie masz stwo­rze­nia, któ­reby czło­wie­kowi jakim­kol­wiek spo­so­bem nie było poży­teczne”.

– Jan Krzysz­tof Kluk, 1802 –

OD AUTORA

Fot: Piotr Toł­łoczko

Wyda­wać by się mogło, że doszu­ki­wa­nie się poży­tecz­no­ści u każ­dego stwo­rze­nia to sto­sun­kowo nowy trend. A jed­nak, jak poka­zują przy­to­czone wyżej słowa, już ponad 200 lat temu nie­któ­rzy postrze­gali przy­rodę w zaska­ku­jąco bli­ski nam spo­sób. Dla mnie dużo istot­niej­sza wydaje się przy tym nie­wie­dza, do któ­rej przy­znaje się Kluk, świa­do­mość, że wielu dla nas waż­nych, toczą­cych się w przy­ro­dzie pro­ce­sów po pro­stu nie zdą­ży­li­śmy jesz­cze poznać.

Choć od tego czasu minęły już ponad dwa stu­le­cia, a moż­li­wo­ści badaw­cze posze­rzy­li­śmy w spo­sób, który Klu­kowi i współ­cze­snym mu ludziom trudno byłoby sobie w ogóle wyobra­zić, to wypo­wie­dziane przez niego słowa wcale nie tracą na aktu­al­no­ści. Wręcz prze­ciw­nie, bo choć z każ­dym kolej­nym odkry­ciem robimy krok do przodu, to jed­no­cze­śnie wciąż otwiera się przed nami jesz­cze szer­szy hory­zont, a przy­roda oka­zuje się dużo bar­dziej skom­pli­ko­wana, niż sądzi­li­śmy.

Zachę­cony cie­płym przy­ję­ciem mojej pierw­szej książki: Rozej­rzyj się! Fascy­nu­jący świat pol­skiej przy­rody, zapra­gną­łem zmie­rzyć się z kolej­nym wyzwa­niem – przy­bli­że­nia Czy­tel­ni­kom naprawdę pokrę­co­nych rela­cji przy­rod­ni­czych kształ­tu­ją­cych świat wokół nas. Ten codzienny, ist­nie­jący po sąsiedzku, a nie odle­gły, nieco abs­trak­cyjny, o któ­rym co jakiś czas sły­szymy w donie­sie­niach pra­so­wych. Oka­zuje się bowiem, że nie­zwy­kłe, czę­sto trudne do uwie­rze­nia przy­padki cho­dzą nie tylko po zwie­rzę­tach, rośli­nach czy grzy­bach z odle­głych Ame­ryk czy Dale­kiego Wschodu, ale także po dosko­nale nam zna­nych opień­kach, bor­su­kach, chra­bąsz­czach czy dębach.

Kluk wie­rzył, że każde stwo­rze­nie jest w jakiś spo­sób poży­teczne dla czło­wieka. I rze­czy­wi­ście, miał rację, bo choć nie na tym polega ich rola, by się przy­słu­żyć czło­wie­kowi, to współ­two­rzą one eko­sys­tem, w któ­rym żyjemy. Każda inge­ren­cja, nawet jeśli doty­czy z pozoru nic nie­zna­czą­cego robaczka, wywo­łuje falę, która zmie­nia nasze oto­cze­nie, a przy­biera ona nie­kiedy zaska­ku­jąco duże, nie­bez­pieczne rów­nież dla nas roz­miary. Któż by się spo­dzie­wał, że cał­ko­wi­cie nowe gatunki obce mogą dosłow­nie powsta­wać na naszych oczach, zagra­ża­jąc trwa­ło­ści bli­skich nam lasów? Że uwię­zione w polo­dow­co­wych pułap­kach, zapo­mniane przez czas rośliny i zwie­rzęta mogą się z nich wydo­stać i nie jest to tylko sce­na­riusz filmu science fic­tion? Że lasami wła­dać mogą ogromne, pra­stare grzyby, a pomię­dzy drze­wami, tuż obok nas, przez runo prze­dzie­rają się gigan­tyczne jed­no­ko­mór­kowce, któ­rym cały ten eko­sys­tem służy jako nośnik dla dys­ku­to­wa­nej, nie­zwy­kłej i enig­ma­tycz­nej „świa­do­mo­ści roz­sze­rzo­nej”? Że rośliny „widzą”, „sły­szą” i „czują” oraz że bywają… nie­śmiałe i nie­ko­niecz­nie marzą im się waka­cje w cie­plej­szym kli­ma­cie? Że „upiory” ist­nieją naprawdę, ale stoją po naszej stro­nie?

Tym razem chcia­łem Czy­tel­ni­ków zapro­sić na spa­cer po lesie. Nie bez powodu, bo to wła­śnie tu, jak ni­gdzie indziej w naszej skraj­nie zmie­nio­nej przez ludzi rze­czy­wi­sto­ści, znaj­duje schro­nie­nie dzika przy­roda. W lasach rodzi się jed­nak nie tylko woda, którą pijemy, ale także mity, które od tysięcy lat kształ­to­wały naszą kul­turę. To z lasów przez wieki żyli­śmy i to tylko dzięki nim prze­ży­jemy. Ale to rów­nież wła­śnie na ich przy­kła­dzie naj­le­piej teraz widać, jakie piętno odci­skamy na przy­ro­dzie. Jak inten­syw­nie i nie­prze­wi­dy­wal­nie zmie­nia się świat, w któ­rym przy­szło nam żyć i który mamy moc kształ­to­wać, być może nie­świa­do­mie pod­ci­na­jąc przy oka­zji gałąź, na któ­rej sie­dzimy. Bo choć Kluk miał rację, pisząc, że „cie­ka­wość mądrych” jesz­cze wiele pomoże nam wyja­śnić, to myślę, że nawet on nie zda­wał sobie sprawy, jak skom­pli­ko­wana będzie natura tych odkryć.

W podróż po tych dzi­wacz­nych miej­scach, związ­kach i przy­pad­kach tym razem nie wybie­ramy się sami. Roz­po­czy­na­jąc każdy roz­dział, będący zbli­że­niem na wybrany frag­ment lasu, posta­no­wi­łem oddać głos samemu Janowi Krzysz­to­fowi Klu­kowi. To jeden z naszych naj­bar­dziej zasłu­żo­nych przy­rod­ni­ków, osiem­na­sto­wieczny popu­la­ry­za­tor wie­dzy o przy­ro­dzie i autor pierw­szych, pisa­nych w cało­ści po pol­sku, pod­ręcz­ni­ków z tego zakresu, zarówno dla dzieci, jak i doro­słych. W każ­dym z cyta­tów sta­ra­łem się zawrzeć myśl odno­szącą się do tre­ści poszcze­gól­nych roz­działów – wprost do ich boha­te­rów lub też do prze­ni­ka­ją­cego treść ducha. Słowa Kluka mogą zaska­ki­wać świe­żo­ścią poglą­dów, jakich czę­sto nie spo­dzie­wa­li­by­śmy się po kle­ryku z cza­sów I Rze­czy­po­spo­li­tej, bywa, że roz­ba­wią, nie­kiedy okażą się zaś dawno nie­ak­tu­alne. I całe szczę­ście, bo to naj­lep­szy dowód na to, że w naj­waż­niej­szym miał rację i rze­czy­wi­ście „odkryią czasy, co teraz jest ukry­tego, wyja­sni cie­ka­wość mądrych, o czym teraz nie wiemy”.

Książkę pole­cam więc czy­tać na pniaku w lesie, a jeśli w fotelu, to koniecz­nie przed spa­ce­rem mię­dzy drze­wami lub po nim. To wszystko, o czym piszę, nie­ustan­nie dzieje się bowiem wokół nas, a tekst nabiera zupeł­nie innej mocy dla kogoś z oso­bi­stym doświad­cze­niem kon­taktu z lasem. Podróż roz­pocz­niemy więc tam, gdzie wszystko inne rów­nież się zaczyna – od gleby. Spró­bu­jemy ją poczuć, posma­ko­wać i pową­chać, by zro­zu­mieć, że jest ona czymś znacz­nie dziw­niej­szym, niż mogłoby się wyda­wać. Zoba­czymy przy oka­zji, czym może zasko­czyć nas przed­wieczne kró­le­stwo grzy­bów, a idąc dalej przez las, wodząc wzro­kiem coraz wyżej, po runie, pniach i tym, co pomię­dzy nimi, będziemy zgłę­biali tajem­nice zwy­czaj­nych – zda­wa­łoby się – pta­ków, „nie­cie­ka­wych” nor czy zupeł­nie prze­cież pospo­li­tych (a skąd!) suchych liści. Oczy­wi­ście przyj­dzie nam się przy tym odgo­nić od… wła­ści­wie czego? Bąka? Gza? Prze­ko­namy się! Spa­cer zakoń­czymy zaś tam, gdzie pró­buje się dostać każde z drzew, przy­słu­chu­jąc się ich snu­tym wysoko nad zie­mią pla­nom i wsz­czy­na­nym kłót­niom. Dopiero taka wyprawa, pełna uważ­no­ści i doświad­cza­nia, od góry do dołu, wzdłuż i wszerz, pomoże nam dostrzec w lesie deli­katne, magiczne, ale jak naj­bar­dziej nama­calne i przez to podatne na dotyk zja­wi­sko.

Jan Krzysztof Kluk - cytat

„Zie­mię czy­stą począt­kową Pisa­rze nazy­wają ele­men­tarną, poie­dyn­czą, dzie­wi­czą: terra vitre­sci­bi­lis, vir­gi­nea: opi­suią onę, że iest biała, z przy­ro­dze­nia sucha, bez smaku, bez zapa­chu, nie­prze­zro­czy­sta, we wszyst­kich swo­ich cząst­kach rowna, lekka, prze­cięż cięż­sza od innych ele­men­tów, powie­trza, ognia i wody: w niczym się nie roz­pły­wa­iąca. Ale to łatwiey iest powie­dzieć iak poka­żać”.

– Jan Krzysz­tof Kluk, 1797 –

Prze­krój gleby bie­li­co­wej

GLEBA

CZYLI O TYM, GDZIE WSZYSTKO SIĘ KOŃCZY I ZACZYNA

Idąc przez las, podzi­wiamy maje­sta­tyczne drzewa, snu­jącą się mię­dzy nimi mgłę, roz­pro­szone przez liście, nie­śmiałe świa­tło, śpiew pta­ków, szum koron, dud­niący galop stada jeleni… zupeł­nie zapo­mi­namy zaś o gle­bie, po któ­rej stą­pamy! A to ona decy­duje o wszyst­kim, na co w tym lesie patrzymy i czego słu­chamy. To wła­śnie tam rodzi się i roz­kwita wszel­kie leśne życie, które zresztą ni­gdy do końca nie umiera, a za pośred­nic­twem ziemi tylko nie­ustan­nie zmie­nia formy. Może więc warto i nad nią zadu­mać się przez chwilę na spa­ce­rze?

CIAŁO TĘGIE, SUCHE I BEZ SMAKU

Czym wła­ści­wie jest gleba? Można oczy­wi­ście szybko się­gnąć po jakąś ency­klo­pe­dyczną defi­ni­cję o trój­fa­zo­wej war­stwie sko­rupy ziem­skiej, ale nawet w przy­bli­że­niu nie odda ona skom­pli­ko­wa­nej natury i zna­cze­nia tego prze­dziw­nego tworu. Jak chyba nad wszyst­kim, z czego ten świat się składa, tak i nad nią zasta­na­wiał się mój ulu­biony pol­ski przy­rod­nik Jan Krzysz­tof Kluk i w 1797 r. opi­sał ją tak:

Przez zie­mię w tym szcze­gól­nym rozu­mie­niu, jak tu biorę, rozu­mieją Mine­ra­lo­gi­sto­wie tęgie, suche i bez smaku ciało, któ­rego czę­ści słabo się ze sobą łączą, tak iż w pal­cach roz­starte, albo przy­naym­niey nożem skro­bane bydź mogą; które samo w żad­ney płyn­ney rze­czy się zupeł­nie nie roz­pływa, ale tylko roz­pusz­cza swe sząstki; które się samo przez się w ogniu nie pali, nie topi; roz­bierzmy to. Nic pew­niey­szego, iako że żadne ciało pod zmy­sły pod­pa­da­jące nie iest bez ziemi, i że zie­mia iest fun­da­men­tem wszyst­kich ciał, oraz przy­czyną ich sucho­ści, tęgo­ści, gęsto­ści, cięż­ko­ści i w ogniu trwa­ło­ści.

Zie­mia Kluka nie jest do końca tym, co nazwa­li­by­śmy dziś glebą. Choćby dla­tego że torfy, czyli orga­niczne pod­łoża set­kami lat budo­wane przez mar­twe szczątki roślin, jak naj­bar­dziej się palą. Przez długi zresztą czas także i w Pol­sce funk­cjo­no­wały kopal­nie torfu, w któ­rych po pro­stu wyci­nano kostki takiej gleby, suszono i wyko­rzy­sty­wano następ­nie jako opał. Na naszych tor­fo­wi­skach do dziś zda­rzają się rów­nież bar­dzo nie­bez­pieczne pod­ziemne pożary, któ­rych wła­ści­wie nie daje się uga­sić. Wal­czący z nimi stra­żacy całymi tygo­dniami cze­kają na ich samo­istne wypa­le­nie, stale jed­nak pil­nu­jąc, by ogień z takiej gore­ją­cej dziury się nie wydo­stał i nie roz­niósł po powierzchni.

Kopal­nia torfu – zie­mia dobrzyń­ska, pocz. XX w.

W XVIII w. nieco ina­czej patrzono na świat i kla­sy­fi­ko­wano go czę­sto przez wzgląd na wła­ści­wo­ści użyt­kowe opi­sy­wa­nej rze­czy, stąd taki, a nie inny podział u Kluka. Sam zresztą wspo­mina dalej o palą­cym się tor­fie, ale zazna­cza przy tym, że to nie pło­nie zie­mia, lecz zawarta w niej „tłu­stość”, ewi­dent­nie oddziela więc część mine­ralną i orga­niczną gleby. Mimo wszystko bar­dzo zgrab­nie udało mu się uchwy­cić jej zna­cze­nie, bo w isto­cie jest ona „fun­da­men­tem wszyst­kich ciał”. Choć na pierw­szy rzut oka wydaje się cia­łem sta­łym, mie­sza­niną resz­tek roślin­nych i drob­nych czą­stek zwie­trza­łej, głę­biej zale­ga­ją­cej skały macie­rzy­stej, to w rze­czywistości rów­nie ważny jest jej wodny i powietrzny kom­po­nent. Stąd mowa o wspo­mnia­nej wcze­śniej „trój­fa­zo­wo­ści”. Do tego docho­dzi jed­nak jesz­cze jeden tajem­ni­czy skład­nik.

GOLEM

Jest coś, co niczym poru­sza­nego magią, fan­ta­stycz­nego golema dosłow­nie wpra­wia glebę w ruch. Naka­zuje jej się mie­szać, wzbo­ga­cać i zmie­niać. Nadaje kształt i wła­ści­wo­ści, któ­rych skalna zwie­trze­lina ni­gdy by sama nie nabrała. Życie.

Wąwóz les­sowy w Kazi­mie­rzu Dol­nym

Każda szczypta ziemi jest nim prze­siąk­nięta. W sze­ro­kiej na cen­ty­metr kosteczce gleby może się kryć nawet 5 miliar­dów bak­te­rii i nie­mal 6 metrów spa­ja­ją­cych ją strzę­pek grzybni. Na każ­dym metrze kwa­dra­to­wym ziemi żyją nie­raz setki tysięcy maleń­kich sko­czo­gon­ków, a pod­łoże ryją dzie­siątki dżdżow­nic. Może się nam wyda­wać, że życie toczy się na powierzchni, ale w rze­czy­wi­sto­ści jest ina­czej. Na każ­dym hek­ta­rze pola, łąki czy lasu w gle­bie znaj­dziemy nawet kil­ka­na­ście ton orga­ni­zmów. Nie­które, jak dżdżow­nice, drążą napo­wie­trza­jące zie­mię kory­ta­rze, do któ­rych nie­kiedy wcią­gają opa­dłe na ściółkę liście. Zda­rza się, że widać, jak takie nie­wiel­kie żagle wystają z zie­lo­nego morza przy­strzy­żo­nej w ogródku trawy. To swego rodzaju spi­żar­nia i jed­no­cze­śnie spo­sób na przy­go­to­wa­nie posiłku – liść w wil­got­nej gle­bie roz­kłada się szyb­ciej, co czyni go zja­dliw­szym dla żyją­cych tam zwie­rząt.

Wazon­ko­wiec biały

Sko­czo­gonki, maleń­kie, przy­po­mi­na­jące owady sta­wo­nogi, więk­szość z nas naj­pew­niej koja­rzy. Bywa, że poja­wiają się w donicz­kach roślin w naszych domach, ale naj­ła­twiej spo­tkać je na wil­got­nej, leśnej ściółce. Ucie­ka­jące przed butami, ska­czące prze­ci­neczki stają się wtedy lepiej widoczne. Gdy robi się sucho, szybko kie­rują się jed­nak w głąb pro­filu gle­bo­wego, a gdy wyczują poprawę warun­ków – wra­cają. Ich podróże spra­wiają, że zie­mia staje się luź­niej­sza, bar­dziej prze­pusz­czalna dla wody i powie­trza. Podobną rolę odgry­wają wazon­kowce, te przy­po­mi­na­jące maleń­kie dżdżow­nice bez­krę­gowce dbają bowiem o odpo­wied­nie sto­sunki hydro­lo­giczne w pod­łożu. W eks­pe­ry­men­tach z cylin­drami, w któ­rych umiesz­czono mie­sza­ninę gleby i ściółki, oka­zało się, że te zasie­dlone dodat­kowo przez wazon­kowce dużo efek­tyw­niej prze­sią­kały wodą. Jesz­cze sil­niej­szy efekt obser­wu­jemy w sąsiedz­twie mro­wisk, wokół któ­rych powstają całe odrębne mikro­sie­dli­ska. Wszyst­kie te żyjątka kształ­tują więc struk­turę gleby, ale jed­no­cze­śnie to gleba sta­nowi nie­zbędną dla nich osłonę. Wodny mikro­film ota­cza­jący jej drobne cząstki pozwala mikro­or­ga­ni­zmom utrzy­my­wać aktyw­ność nawet przy tęgich dwu­cy­fro­wych mro­zach, a prze­strzeń do życia two­rzą wypeł­nione powie­trzem pory.

Sko­czo­go­nek

Cie­niutką war­stwę cze­goś okre­śla się mia­nem filmu. W akwa­riach, na powierzchni wody two­rzy się nie­kiedy tęczowo poły­sku­jąca błona, będąca po pro­stu fil­mem bak­te­ryj­nym, czyli war­stewką utwo­rzoną przez bak­te­rie i białka. Sama woda rów­nież potrafi utwo­rzyć taki film, np. wokół czą­stek gleby.

Tak jak i my mamy swój jeli­towy mikro­biom umoż­li­wia­jący wła­ściwe tra­wie­nie i przy­swa­ja­nie pokarmu, tak i gleby zasie­dlone są przez peł­niące podobne funk­cje kom­pleksy bak­te­rii. Część z nich, zwa­nych azo­to­wymi, czy to w sym­bio­zie z nie­któ­rymi rośli­nami, czy żyjąc wolno w gle­bie, wiąże w ziemi azot atmos­fe­ryczny, dzięki czemu pod­czas wzro­stu mogą go póź­niej wyko­rzy­stać drzewa. Nie bez powodu nie­kiedy gleby pół­na­tu­ral­nie nawozi się, sadząc na nich łubin czy inne rośliny bobo­wate, a rekul­ty­wo­wane wyro­bi­ska bywają obsa­dzane olszami. Zarówno bowiem bobo­wate, jak i olsze współ­żyją z bak­te­riami i tym samym wzbo­ga­cają glebę o ten nie­zbędny do wzro­stu pier­wia­stek.

Mikro­biom – wystę­pu­jący w danym sie­dli­sku zestaw mikro­or­ga­ni­zmów (mikro­biota) wraz z cało­ścią ich aktyw­no­ści. Można wyróż­nić np. mikro­biom jeli­towy, mikro­biom skóry czy gleby. Mikro­biom może odgry­wać klu­czową rolę w funk­cjo­no­wa­niu wielu orga­ni­zmów, umoż­li­wia­jąc tra­wie­nie nie­któ­rych sub­stan­cji czy uczest­ni­cząc w wytwa­rza­niu tok­syn wyko­rzy­sty­wa­nych pod­czas obrony lub zdo­by­wa­nia pokarmu.

Liście klonu jesio­no­list­nego
Łubin

Co cie­kawe, gle­bowy mikro­biom wyraź­nie „uru­cha­mia się” w obec­no­ści żyją­cych tam zwie­rząt. Spo­tka­łem się nawet z okre­śle­niem, że jest jak… Śpiąca Kró­lewna, którą trzeba dopiero obu­dzić. Wyka­zuje przy tym pewne nie do końca zro­zu­miałe wła­ści­wo­ści, wspo­ma­ga­jąc np. inwa­zję gatun­ków obcych! Prze­ba­dano to na klo­nach, z któ­rych jeden, jesio­no­listny, powszech­nie pano­szy się w Euro­pie, a drugi, zwy­czajny, w Sta­nach Zjed­no­czo­nych. W obu przy­pad­kach drzewa te rosły lepiej na obcej niż na rodzi­mej gle­bie, co zwią­zane było z obec­no­ścią mikro­bioty cha­rak­te­ry­stycz­nej dla danego obszaru. Nie­które gatunki sko­czo­gon­ków żerują z kolei na okre­ślo­nych gatun­kach grzy­bów, doko­nu­jąc tym samym rów­nież pew­nej selek­cji na dnie lasu, pro­wa­dzą­cej np. do domi­na­cji grzy­bówek mle­cza­jo­wych nad łyso­stop­kami szpil­ko­wymi. O kra­jo­bra­zie lasu decy­duje więc nie tylko mate­ria gleby, zie­mia, o któ­rej pisał Kluk, ale i tkwiący w tym gole­mie orga­niczny żywioł!

ODDECH ZIEMI

Zie­mia sama przez się żad­nego na ięzyku nie czyni smaku; aby smak uczy­niła, musi mieć w sobie obce rze­czy, a oso­bli­wie sol w róż­nym pomie­sza­niu […] Jako zaś rzadko iest, aby która zie­mia była bez wszel­kiego przy­mie­sza­nia, tak rzadko, aby która wzięta była bez smaku.

Jak słusz­nie, orga­no­lep­tycz­nie, zauwa­żył Kluk, coś tym zie­miom nada­wać musi dodat­kowe wła­ści­wo­ści. Cią­gła współ­praca drob­nych bez­krę­gow­ców, bak­te­rii i grzy­bów gle­bo­wych pro­wa­dzi do powsta­nia tego, czego zarówno my, chcąc upra­wiać ogró­dek czy rolę, jak i rośliny poszu­ku­jemy naj­bar­dziej – boga­tej w związki odżyw­cze próch­nicy. Ta cha­rak­te­ry­styczna, ciemna war­stwa ziemi, to w rze­czy­wi­sto­ści głów­nie… odchody poży­wia­ją­cych się ściółką, nie­wiel­kich zwie­rząt, roz­kła­dane przez mikro­or­ga­ni­zmy, a następ­nie w pro­ce­sie humi­fi­ka­cji zamie­niane przez nie w bogaty zestaw kwa­sów humu­so­wych. To one nadają gle­bie barwę, a czę­ściowo także i smak czy zapach, sama zie­mia zaś dosłow­nie oddy­cha, tak jak i my. Pro­cesy te wyma­gają bowiem pobie­ra­nego przy wde­chu tlenu, skut­kują zaś wydy­cha­nym dwu­tlen­kiem węgla.

Pro­ces roz­kładu mate­rii orga­nicz­nej oraz jej póź­niej­szej, wtór­nej syn­tezy w związki che­miczne okre­śla się mia­nem humi­fi­ka­cji. W efek­cie, przy współ­udziale drob­nych, gle­bo­wych bez­krę­gow­ców i mikro­or­ga­ni­zmów, powstaje humus, czyli próch­nica.

Kojący aro­mat desz­czu, zapach, który wpusz­czamy po ule­wie przez otwarte okno i któ­rym upa­jamy się pod­czas spa­ceru po lesie, rów­nież powstaje w gle­bie. Czę­sto mówi się, że odpo­wiada za niego geo­smina, zwią­zek che­miczny wydzie­lany przez żyjące w ziemi bak­te­rie (np. Strep­to­my­ces sp.), ale w rze­czy­wi­sto­ści jest to zwana petri­cho­rem mie­sza­nina tych wszyst­kich natu­ral­nych, uwię­zio­nych pod nami aro­ma­tów – nie­zli­czo­nych roślin­nych olej­ków ete­rycz­nych, wydzie­lin korzeni i pro­duk­tów prze­miany mate­rii. Uwal­niają je ude­rza­jące w glebę kro­ple desz­czu, spra­wia­jąc tym samym, że nasz zie­mi­sty golem nie tylko się poru­sza i oddy­cha, ale i pach­nie!

Petri­chor – zapach będący mie­sza­niną wielu róż­nych, natu­ral­nych aro­ma­tów, zwią­za­nych m.in. z aktyw­no­ścią mikro­or­ga­ni­zmów gle­bo­wych czy roślin. Staje się wyczu­walny pod­czas desz­czu, który ude­rza­jąc o glebę, uwal­nia z niej pęche­rzyki powie­trza. Choć to geo­sminę czę­sto uważa się za źró­dło spe­cy­ficz­nego zapa­chu desz­czu, to w rze­czy­wi­sto­ści jest ona praw­do­po­dob­nie tylko jed­nym z dzie­sią­tek, jeśli nie setek związ­ków odpo­wie­dzial­nych za jego powsta­wa­nie.

SPRZĘG

Gleba jest cie­ka­wym two­rem. Zaczyna powsta­wać, gdy skała macie­rzy­sta wie­trzeje. Pęka, kru­szy się i mie­sza z dro­bin­kami mate­rii orga­nicz­nej, two­rząc w ten spo­sób ini­cjalne, ubo­gie pod­łoże, które mogą zasie­dlić pierw­sze orga­ni­zmy i na któ­rym wyro­sną mniej wyma­ga­jące rośliny. Z cza­sem gleba przy­ra­sta i zwięk­sza­jąc swą miąż­szość, daje prze­strzeń do roz­woju kolej­nym gatun­kom.

Gleba bie­li­cowa powstała z pia­sku – las sosnowy pod Olku­szem

Widzimy więc, że wła­ści­wo­ści gleby kształ­to­wane są w pierw­szej kolej­no­ści przez rodzaj jej fun­da­mentu, czyli skałę. Inną żyzność uzy­ska na wapie­niach, a inną na pia­skow­cach, na cało­kształt wpły­nie zaś jesz­cze m.in. suma opa­dów czy nachy­le­nie stoku, razem decy­du­jące o dostęp­no­ści wody. To, czy idąc do lasu, wej­dziemy w sośninę, mię­dzy dęby lub pośród buki, zale­żeć będzie więc od ziemi, na któ­rej przy­szło rosnąć drze­wom. Ale nie tylko. Oka­zuje się bowiem, że nie jest to pro­sta jed­no­stronna rela­cja, a światy roślin i gleb są ze sobą sprzę­żone i kształ­tują się wza­jem­nie.

Liście buku

Wspo­mi­na­łem już, że nie­które drzewa żyją w sym­bio­zie z bak­te­riami i wpły­wają tym samym na skład che­miczny pod­łoża. Inne, jak buki, dają obfity opad liści, pro­wa­dząc do wykształ­ce­nia trudno roz­kła­da­ją­cej się, gru­bej ściółki, pod jesio­nami zaś na następny rok znaj­dziemy już tylko ogonki, bo cała reszta w bły­ska­wicz­nym tem­pie gnije i znika w gle­bie. Tym samym zie­mia nabiera cha­rak­te­ry­stycz­nych cech lasu, a las – ziemi. Nie­stety, sto­sun­kowo łatwo można to zmie­nić. W Euro­pie Środ­ko­wej powszechne daw­niej było np. wygra­bia­nie ściółki. Czy­niono to z różną inten­syw­no­ścią, na różne potrzeby i pod­łoże takie wyko­rzy­sty­wano m.in. przy hodowli zwie­rząt gospo­dar­skich. Dzięki współ­cze­snym bada­niom wiemy już jed­nak, że była to prak­tyka mogąca przy­no­sić nie­raz kata­stro­falne skutki. Eks­pe­ry­menty w cze­skich świer­czy­nach wyka­zały bowiem, że pozy­ski­wa­nie ściółki pro­wa­dzi do znacz­nego ubytku wap­nia, potasu i magnezu w gle­bie, porów­ny­wa­nego z tym spo­wo­do­wa­nym w XX w. przez nisz­czy­ciel­skie, kwa­śne desz­cze, które w póź­niej­szym cza­sie były przy­czyną wiel­ko­po­wierzch­nio­wego zamie­ra­nia tych drze­wo­sta­nów.

ZŁE TOWARZYSTWO

Bywa jed­nak odwrot­nie, bo i same świerki czy sosny dopro­wa­dzić mogą do znacz­nego zubo­że­nia gleby, na któ­rej rosną. Nie­stety, pro­ces ten w wielu miej­scach, także w Pol­sce, obser­wu­jemy do dziś. Te szybko przy­ra­sta­jące drzewa igla­ste chęt­nie nie­gdyś sadzono na żyznych sie­dli­skach, pier­wot­nie wykształ­co­nych przy współ­udziale buków, jawo­rów, jodeł, dębów czy gra­bów. Opa­da­jące igli­wie two­rzy jed­nak sil­nie zakwa­sza­jącą ściółkę, która z cza­sem prze­kształca gleby, pro­wa­dząc do cał­ko­wi­tej zmiany składu gatun­ko­wego roślin runa, a tym samym i zwią­za­nych z nimi orga­ni­zmów. Znacz­nie ubywa choćby dżdżow­nic kształ­tu­ją­cych struk­turę gleby i… chęt­nie zja­da­ją­cych pato­ge­niczne dla roślin grzyby, w tym słynne groźne strzęp­niczki paso­żyt­ni­cze (Rhi­zoc­to­nia solani). Sama powierzch­nia ziemi staje się za to mniej prze­pusz­czalna i przy­po­mi­nać zaczyna zjeż­dżal­nię, po któ­rej woda pod­czas ulew szybko spływa, zamiast wsią­kać. Traci też dużo ze swo­jej sta­bil­no­ści. Pła­skie sys­temy korze­niowe świer­ków two­rzą bowiem płytko pod zie­mią ruszt, który uno­szony ruchem koły­sa­nych na wie­trze pni, dosłow­nie dźwiga leśne pod­łoże. Prze­cha­dza­jąc się po takich borach, łatwo to zresztą zaob­ser­wo­wać samemu – tupiąc pod świer­kami poczu­jemy dud­nie­nie, jak­by­śmy bili w wielki leśny bęben. Zie­mia, choć cza­sem zdaje się jakimś nie­na­ru­szal­nym mono­li­tem, sto­sun­kowo łatwo ulega więc nie­ko­rzyst­nym zmia­nom.

Roz­pad świer­czyn w Górach Izer­skich

SCHEDA PO ROLI

Poja­wia się jed­nak jesz­cze inny pro­blem. Nie­kiedy trudno to już dostrzec, ale nie­mal połowa pol­skich lasów jesz­cze 70 lat temu… nie była lasami. Gdy­by­śmy się cof­nęli w cza­sie, zoba­czy­li­by­śmy łąki, pola uprawne i pastwi­ska, któ­rych użyt­ko­wa­nie po II woj­nie świa­to­wej zarzu­cono, czy to na sku­tek samej wojny, czy zacho­dzą­cych w póź­niej­szych latach prze­mian spo­łecz­nych. W połu­dniowo-wschod­niej Pol­sce można mię­dzy drze­wami dostrzec jesz­cze ślady po całych, pochło­nię­tych przez przy­rodę wsiach łem­kow­skich, któ­rych miesz­kań­ców po pro­stu wysie­dlono.

Strzęp­ni­czek paso­żyt­ni­czy ata­kuje kil­ka­set gatun­ków roślin – tu korze­nie fasoli.

Miej­sca takie po woj­nie zale­siano lub też same, zapo­mniane, zamie­niały się z cza­sem w bory i zagaj­niki. Nie ina­czej było w pozo­sta­łych czę­ściach Europy i obec­nie sza­cuje się, że nawet połowa lasów na naszym kon­ty­nen­cie rośnie na grun­tach porol­nych, z czym wiążą się pewne bar­dzo spe­cy­ficzne pro­blemy. Leśnicy szybko zaczęli dostrze­gać je także w Pol­sce, gdy sosny, wybrane ze względu na szyb­kie tempo wzro­stu i dużą świa­tło­żąd­ność, już po kil­ku­na­stu latach zaczy­nały masowo cho­ro­wać i zamie­rać. Oka­zało się, że gleba ukształ­to­wana przez wie­lo­let­nią dzia­łal­ność rol­ni­czą jest lasom zwy­czaj­nie wroga. Dostęp do wody ogra­ni­czała zbita na sku­tek regu­lar­nej orki, nie­prze­pusz­czalna war­stwa, zwana pode­szwą płużną, prze­na­wo­żone pod­łoże sty­mu­lo­wało u drzew bar­dzo szybki wzrost, a pato­ge­niczne grzyby skrzęt­nie to wyko­rzy­sty­wały, łatwiej infe­ku­jąc i zabi­ja­jąc tak prze­ro­śnięte rośliny. W gle­bie roiło się od orga­ni­zmów sosnom wro­gich, bra­ko­wało zaś tych sprzy­ja­ją­cych, jak choćby grzy­bów myko­ry­zo­wych, które do ist­nie­nia wyma­gały jed­nak obec­no­ści lasu.

Jako że nie ma moc­nych na takiego antro­po­ge­nicz­nego, ziem­nego golema, te pierw­sze rosnące na nim drzewa trak­to­wano czę­sto jako przed­plon. Ich zada­nie pole­gało więc na ujarz­mie­niu wro­giej lasom gleby – osło­nię­ciu jej koro­nami od ostrego świa­tła i wia­tru, zatrzy­ma­niu giną­cej w słońcu wil­goci i stwo­rze­niu namiastki panu­ją­cego w lesie łagod­nego mikro­kli­matu. Dopiero wtedy glebę taką mogły bowiem zasie­dlić orga­ni­zmy, które umoż­li­wiają pro­ces jej dal­szej prze­miany – aż znów zacznie sprzy­jać drze­wom, z któ­rymi była zwią­zana, nim poja­wił się czło­wiek.

Choć gleby są fun­da­men­tem, na któ­rym wyra­stają całe eko­sys­temy, to jed­no­cze­śnie same ule­gają powo­do­wa­nym przez nie prze­mia­nom. Dwa, zda­wa­łoby się tak odmienne, żywioły – mar­twy, zie­mi­sty, i żywy, orga­niczny, są ze sobą nie­ro­ze­rwal­nie sprzę­żone i two­rzą jeden dyna­miczny sys­tem. Nie­stety, bar­dzo łatwo zakłó­cić jego dzia­ła­nie, a przy­wró­ce­nie natu­ral­nej har­mo­nii jest dużo trud­niej­sze niż jej degra­da­cja. Woda, którą pijemy, pokarm, który jemy, i las, który nas chroni, rodzą się jed­nak w gle­bach, warto więc posta­rać się, by golem ten był nam jak naj­bar­dziej przy­chylny!

Sadze­nie drzew w czy­nie spo­łecz­nym – lata sie­dem­dzie­siąte XX w.

Jan Krzysztof Kluk - cytat

„Zkąd rośliny wzrost i utrzy­ma­nie maią? Są koniecz­nie w ziemi utkwione, we wszyst­kich swo­ich czę­ściach wod­ni­stą poka­zuią wil­goć, nie rosną ozię­bione, lecz cie­płem ogrzane: nisz­czeią, jeżeli wol­no­ści prze­cho­dzą­cego zażyć nie­mogą powie­trza. Nic tedy pew­niey­szego, iako, że do wzro­stu roślin, zie­mia, woda, cie­pło i powie­trze, koniecz­nie są potrzebne. Kiedy zaś pełno wszę­dzie mnie­ma­nia, iakoby mie­siąc i inne pla­nety, oso­bli­wie w tych, lub owych Zna­kach Nie­bie­skich, rośli­nom poma­gały lub szko­dziły: potrzeba rzecz iest roz­trzą­snąć to dobrze, aby­śmy albo o praw­dzie upew­nieni, albo od prze­sąd­ków uwol­nieni byli”.

– Jan Krzysz­tof Kluk, 1777 –

Pod­grzy­bek bru­natny

Imle­ria badia

WOOD WIDE WEB?

CZYLI O INTERNECIE, TYLKO Z GRZYBÓW

Choć o myko­ry­zie, czyli sym­bio­zie roślin i grzy­bów, uczymy się już w pod­sta­wówce, to w ostat­nich latach zaczęło być o niej naprawdę gło­śno, co cie­kawe – także poza szkołą. Drzewa połą­czone strzęp­kami grzybni, niczym kom­pu­tery spięte sie­cią kabli, po któ­rych płyną infor­ma­cje o szan­sach i zagro­że­niach, ale nie tylko – miałby to być także jeden wielki targ oraz kanał szyb­kiego reago­wa­nia. Towary sprze­da­wane, kupo­wane, a nie­raz i kra­dzione, woda pom­po­wana, gdy jest jej mało, broń pod­sy­łana, gdy robi się nie­bez­piecz­nie, ale i jad sączony pre­cy­zyj­nie w korze­nie kon­ku­ren­tów, jak roz­sy­łany pocztą wirus kom­pu­te­rowy. Trzeba przy­znać, że wizja takiego lasu działa na wyobraź­nię, pyta­nie tylko, czy rze­czy­wi­ście żyjemy w tej bajce, czy jedy­nie dali­śmy jej się porwać?

SAMOPOMOC CHŁOPSKA

To natu­ralne, że szu­kamy w przy­ro­dzie magii, że z ochotą zoba­czy­li­by­śmy w drze­wach wię­cej niż jedy­nie bio­lo­giczne maszyny, a u zwie­rząt dostrze­gli podobną nam świa­do­mość nie tylko samych sie­bie, ale i świata wokół. A może to w rze­czy­wi­sto­ści my wiemy i rozu­miemy mniej, niż mogłoby się wyda­wać?

Odro­sty po ścię­ciu olszy

Dopiero w ostat­nich latach zaczę­li­śmy odkry­wać, jak zło­żone jest życie w zwy­kłym lesie, na łące albo i nawet na nud­nym – zda­wa­łoby się – polu upraw­nym. Rośliny i zwie­rzęta od zara­nia dzie­jów wymie­niają mię­dzy sobą infor­ma­cje kana­łami, o któ­rych ist­nie­niu jesz­cze kil­ka­dzie­siąt lat temu nawet nie wie­dzie­li­śmy. Wyko­rzy­stują do tego dźwięki, zapa­chy i obrazy, więc dla­czego mia­łyby nie wyko­rzy­stać także grzy­bów, zna­nych już z tego, że potra­fią prze­ka­zy­wać sygnały elek­tryczne, co w tym kon­tek­ście nieco upo­dab­nia­łoby je do naszych neu­ro­nów? Sta­tyczny na pierw­szy rzut oka las miałby więc swoją drugą, ukrytą przed nami, gwarną stronę. Ow­szem, zaglą­damy tam – sły­szymy, czu­jemy zapa­chy, a nie­któ­rzy poznali nawet smaki, ale nie potra­fimy tego intu­icyj­nie zło­żyć w żaden spójny obraz. Tym­cza­sem dużo wię­cej mia­łoby się dziać pod zie­mią, w kró­le­stwie, któ­rego zro­zu­mie­nie przy­cho­dzi nam jesz­cze trud­niej.

Odro­sty topoli wyra­sta­jące z nie­wi­docz­nego korze­nia

Spa­ce­ru­jąc po lesie, być może dostrze­gli­ście, że nie­które ze świeżo ścię­tych pnia­ków jakby pró­bo­wały wró­cić do swo­jego daw­nego życia. Gęsto poja­wiają się na nich pędy odro­ślowe, które usi­łują zastą­pić utra­coną koronę. Nie­stety w więk­szo­ści przy­pad­ków będzie to po pro­stu ostat­nie tchnie­nie przed śmier­cią – to za mało, by utrzy­mać stary, roz­bu­do­wany sys­tem korze­niowy i taka roślina w ciągu kilku lat naj­czę­ściej zamiera. Są jed­nak gatunki, które potra­fią się dźwi­gnąć nawet z tak bez­na­dziej­nego poło­że­nia. Wierzby, olsze czy lipy są zdolne zre­ge­ne­ro­wać cały pień wła­ści­wie od zera, ale w lesie można natknąć się na przy­padki jesz­cze dziw­niej­sze – drzew, które po ścię­ciu już nie odra­stają, a mimo to… żyją.

Młoda jodła pospo­lita w Pie­ni­nach

Dobrze widać to szcze­gól­nie w naszych gór­skich i podgór­skich jedli­nach. Pniaki tych ścię­tych igla­ków czę­sto nie roz­kła­dają się, a zamiast tego zaczy­nają zara­stać, tak jak zara­stają rany, jakby drzewo pró­bo­wało zaskle­pić zwy­kłe dra­śnię­cie czy ślad po wyła­ma­nej gałęzi. Z cza­sem powierzch­nia cię­cia cał­ko­wi­cie chowa się pod tkan­kami, a pie­niek zaczyna przy­po­mi­nać wysta­jący z ziemi, pokryty korą guz. Skąd jed­nak roślina czer­pie ener­gię do wzro­stu i ukoń­cze­nia pro­cesu zara­sta­nia, mogą­cego trwać nawet kil­ka­dzie­siąt lat, skoro nie ma korony zdol­nej do pro­wa­dze­nia foto­syn­tezy? Oka­zuje się, że nie robi tego sama – otrzy­muje pomoc od innych drzew, utrzy­mu­ją­cych ją przy życiu poprzez ich połą­czony sys­tem korze­niowy. Tym samym już na zawsze staje się jego prze­dłu­że­niem, czę­ścią wspól­nej sieci samo­po­mocy.

Pnie i korze­nie grabu

POŁĄCZENI PRZEZ GRZYB

Zro­sty korze­niowe wystę­pują u drzew sto­sun­kowo powszech­nie, łatwo zaob­ser­wo­wać je choćby u gra­bów, któ­rym już w wieku zale­d­wie kilku lat zda­rza się korzy­stać ze wspól­nego korze­nia. Wiążą się z tym co prawda pewne zagro­że­nia, bo tak ści­słe połą­cze­nie wielu roślin uła­twia roz­ma­itym pato­ge­nom roz­prze­strze­nia­nie się pomię­dzy nimi, ale z dru­giej strony – utrzy­muje przy życiu choćby te wspo­mniane wyżej, ska­zane na śmierć jodły. W ostat­nich latach coraz wię­cej mówi się jed­nak o tym, że pomoc pły­nie jesz­cze innym, dużo bar­dziej enig­ma­tycz­nym łączem, two­rzo­nym przez tzw. sieci miko­ry­zowe.

Związki pomię­dzy rośli­nami a grzy­bami kształ­tują się, wła­ści­wie odkąd tylko orga­ni­zmy te wyszły na ląd setki milio­nów lat temu. Efek­tem tej dłu­giej zna­jo­mo­ści jest miko­ryza, czyli ich sym­bio­tyczna rela­cja, w którą wcho­dzi nawet 80–90% gatun­ków roślin na świe­cie. A mowa o rela­cji naprawdę bar­dzo bli­skiej, bo prze­ra­sta­jące glebę strzępki grzybni opla­tają korze­nie i wni­kają w nie mię­dzy­ko­mór­kowo (ektomiko­ryza) lub jesz­cze głę­biej, do ich wnę­trza (endomiko­ryza). Korzy­stają na tym zarówno jedni, jak i dru­dzy, bo grzyb zwie­lo­krot­nia powierzch­nię sys­temu korze­nio­wego drzewa, a drzewo w zamian karmi go cukrami pocho­dzą­cymi z foto­syn­tezy. Poszcze­gólne gatunki czę­sto bar­dzo pre­cy­zyj­nie dobie­rają sobie przy tym part­ne­rów, dzięki czemu wiemy, żeby maśla­ków szu­kać pod sosnami i modrze­wiami, a kozaka np. pod brzozą.

Koź­larz babka

Spójrzmy jed­nak nieco dalej, bo jeśli drzewo może korzy­stać ze strzę­pek miko­ry­zo­wego grzyba jak z sieci do czer­pa­nia sub­stan­cji z gleby, to co się sta­nie, jeśli ten grzyb nie połą­czy się z jedną tylko rośliną, ale z dwiema, pię­cioma czy pięć­dzie­się­cioma? Łatwo wyobra­zić sobie, że powsta­nie zwią­zek swoim zasię­giem i poten­cja­łem znacz­nie wykra­cza­jący poza rela­cję dwóch orga­ni­zmów.

LEŚNY TRANSFER

O ist­nie­niu sieci miko­ry­zo­wych wie­dzie­li­śmy od dawna, ale ze względu na trud­no­ści w bada­niu deli­kat­nych strzę­pek roz­pro­szo­nych pod zie­mią na dużych obsza­rach lasu długo nie rozu­mie­li­śmy, jaka dokład­nie może być ich rola w funk­cjo­no­wa­niu eko­sys­temu. Prze­łom doko­nał się w 1997 r., po opu­bli­ko­wa­niu w cza­so­pi­śmie „Nature” słyn­nej już pracy kana­dyj­skiej badaczki Suzanne Simard i jej zespołu. Dzięki meto­dzie pole­ga­ją­cej na wyko­rzy­sta­niu węgla o odmien­nym skła­dzie izo­to­po­wym niż ten wystę­pu­jący natu­ral­nie w gle­bie udało im się prze­śle­dzić drogę, jaką prze­bywa pier­wia­stek po wpro­wa­dze­niu do rośliny. Rezul­taty oka­zały się nie­zwy­kłe – udo­wod­niono w ten spo­sób, że pomię­dzy bar­dzo odle­gle spo­krew­nio­nymi, igla­stymi dagle­zjami zie­lo­nymi a liścia­stymi brzo­zami papie­ro­wymi rze­czy­wi­ście nastę­puje wymiana sub­stan­cji za pośred­nic­twem sieci miko­ry­zo­wej, czyli kabla, który grzyby roz­cią­gnęły mię­dzy drze­wami.

Kon­cep­cja, wedle któ­rej las prze­staje być tak sta­tyczny, jak się wyda­wało, tylko staje się tęt­nią­cym życiem forum, na któ­rym połą­czone ze sobą rośliny aktyw­nie roz­ma­wiają, han­dlują i poma­gają sobie w potrze­bie, stała się wkrótce potem nie­zwy­kle popu­larna. Od strony nauko­wej temat zgłę­biały kolejne publi­ka­cje, a wizja natu­ral­nego odpo­wied­nika inter­netu, od akro­nimu WWW (World Wide Web), zwa­nego czę­sto „Wood Wide Web” (od wood – las), szybko roz­prze­strze­niła się także w kul­tu­rze popu­lar­nej. I nic dziw­nego, oto bowiem oka­zało się, że być może żyjemy w świe­cie przy­po­mi­na­ją­cym choćby ten z Ava­tara, mimo że do tej pory zwy­czaj­nie nie dostrze­ga­li­śmy jego obec­no­ści.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Wykaz ilustracji

1. Zdjęcie z archiwum prywatnego autora
2. Fot: Piotr Tołłoczko
3. Rysunek powstał na podstawie zdjęć U. Burkhardt, CC BY-SA 3.0, via Wikimedia Commons oraz Sur Flikr par Polandeze, CC BY-SA 2.0, via Wikimedia Commons;
4. Lubomir Dmochowski, Biblioteka Narodowa, domena publiczna, via Wikimedia Commons;
5. Przemysław Mroczek, CC BY-SA 4.0, via Wikimedia Commons
6. Paul Bachhausen, CC BY-SA 3.0 DE, via Wikimedia Commons
7. Rysunek powstał na podstawie zdjęcia Manfred Kunz (recadrage par Lamiot), CC BY-SA 3.0, via Wikimedia Commons
8. Salicyna, CC BY-SA 4.0, via Wikimedia Commons
9. Rysunek powstał na podstawie zdjęcia C T Johansson, CC BY 3.0, via Wikimedia Commons
10. Plogeo, CC BY-SA 4.0, Wikimedia Commons
11. Rysunek powstał na podstawie zdjęcia 3268zauber, CC BY-SA 3.0, via Wikimedia Commons
12. Lovecz, domena publiczna, via Wikimedia Commons
13. Howard F. Schwartz, CC BY 3.0, via Wikimedia Commons
14. Grażyna Rutowska, NAC, domena publiczna
15. Rysunek powstał na podstawie zdjęcia z archiwum prywatnego autora
16. Naturenet, CC BY-SA 3.0, via Wikimedia Commons
17. Lamiot, CC BY-SA 3.0, via Wikimedia Commons
18. Crusier, CC BY-SA 3.0, via Wikimedia Commons
19. Bamberger2019, CC BY-SA 4.0, via Wikimedia Commons
20. Thomas Pruß, CC BY-SA 3.0, via Wikimedia Commons
Przepraszamy, we fragmencie książki nie jest dostępny pełen indeks