Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
„Charlie przeobraża się w mamuta” to trzecia część serii Sama Copelanda o chłopcu, który zmienia się w przeróżne zwierzęta w najmniej oczekiwanych momentach.
Charlie McGuffin to prawdziwy superbohater. Ma szaloną umiejętność przemiany w zwierzęta. Nauczył się już, jak to robić na zawołanie. Długo jednak nie mógł opanować sztuki kontrolowania, w jakie zwierzę przyjdzie mu się zmienić… wybór jest kompletnie przypadkowy. Stąd potem żale czytelników, że w książce nie było tytułowego tyranozaura… Są jednak pewne rzeczy, których Charlie nie może kontrolować, na przykład kłótnie rodziców, które bardzo go martwią, lub tajemnicze zniknięcia zwierząt w mieście (które mogą mieć z nim jakiś związek). Tym razem Charlie jedzie z klasą na wycieczkę do zoo. Czy tam spotka mamuta? Czy Charlie rozwikła tajemnicę pieluch, zanim jego największy sekret zostanie ujawniony światu? Przeczytaj tom „Charlie przeobraża się w mamuta” i znajdź odpowiedź na wszystkie pytania.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 163
KsiążkiSama Copelanda
CHARLIE ZMIENIA SIĘ W KURCZAKA
CHARLIE PRZEMIENIA SIĘ W T-REXA
Dla mamy– dziękuję, że zawsze pilnowałaś,
bym ani na chwilę nie rozstawał się z książką.
NIE DOTYKAĆ!
TA KSIĄŻKA NALEŻY DO ........................................................
MAM ...................... LAT
MIESZKAM W ..............................................................
MOIM ULUBIONYM PISARZEM JEST Sam Copeland
PO WYDŁUBANIU KOZY Z NOSA:
A) ZJADASZ JĄ CZY
B) WYCIERASZ JĄ POD STOŁEM ALBO ZA SOFĄ?
................................................................................................
KTÓRY Z TWOICH RODZICÓW CZĘŚCIEJ PUSZCZA BĄKI?
................................................................................................
W JAKIM WIEKU STAJESZ SIĘ STARYM CZŁOWIEKIEM?
................................................................................................
PO CO ŻYJEMY? ...........................
WOLAŁBYŚ MIEĆ DWA NOSY CZY TRZY PUPY?
................................................................................................
GDYBYŚ BYŁ NA RODZINNEJ WYCIECZCE W PAŁACU BUCKINGHAM I PRYKNĄŁ PRZY KRÓLOWEJ, TO KTÓREGO CZŁONKA RODZINY PRÓBOWAŁBYŚ WSKAZAĆ JAKO WINNEGO?
................................................................................................
GDYBYŚ BYŁ NA RODZINNEJ WYCIECZCE W PAŁACU BUCKINGHAM I KRÓLOWA PRYKNĘŁABY PRZY TOBIE, A POTEM PRÓBOWAŁA WSZYSTKIM WMÓWIĆ, ŻE TO TY, TO CZY PRZYJĄŁBYŚ WINĘ?
................................................................................................
KILKA LISTÓW OD NASZYCH NAJDROŻSZYCH CZYTELNIKÓW NA TEMAT POPRZEDNIEJ KSIĄŻKI
Szanowne wydawnictwo Puffin Books,
CO TO MA ZNACZYĆ??? Gdzie obiecane tyranozaury?!
Wydałem ostatnie, ciężko zarobione kieszonkowe na książkę Charlie przemienia się w T-Rexa, a teraz czuję się kompletnie oszukany.
Wszystkiego najgorszego,
Josh (lat 9) z Whitstable
Drogie wydawnictwo Puffin Books,
już po pierwszej książce, w której Charlie nie zmienił się w kurczaka, powinnam wiedzieć, co mnie czeka. Ale znowu dałam się nabrać. Kupiłam drugą książkę Charlie przemienia się w T-Rexa z wiarą i nadzieją, że tym razem zmieni się w groźnego tyranozaura. Kolejny raz pozwoliłam się okłamać. Nigdy więcej nie zaufam Samowi Copelandowi, Puffin Books ani w ogóle nikomu.
Wasza zrozpaczona czytelniczka,
Maja Zmyślona (lat 10)
Banjax-on-Thames
Sz. Wyd. Puffin Books,
zero tyranozaurów?! To najgorsze z najgorszych rozczarowań. Totalne dno.
Ten podstępny Sam Copeland jest kompletnym nieudacznikiem! Sam napisałbym książkę dla dzieci lepiej niż on. Łatwizna!
Ukłony,
D. Trump, 73 i ¾, USA
Puffin Books,
80 Strand
Londyn
Najdroższy Czytelniku,
a zatem znowu się spotykamy.
Po powodzi listów z zażaleniami od dzieci z całego świata rozzłoszczonych brakiem tyranozaurów w książce Charlie przemienia się w T-Rexa wprowadziliśmy specjalne przepisy, których celem jest dopilnowanie, żeby autor DEFINITYWNIE umieścił w tej książce co najmniej jednego mamuta.
Poniżej znajduje się stuprocentowa gwarancja na piśmie, niezłomna przysięga złożona przez autora z ręką na sercu pod groźbą straszliwych konsekwencji.
Z poważaniem,
Wydawca
Drogie wydawnictwo Puffin Booksoraz Rozgniewane Dzieci Całego Świata,
TOTALNIE, na stówę przysięgam, że w tej książce Charlie zmieni się w mamuta.
Oddany Wam bezgranicznie autor,
Sam Copeland
Charlie McGuffin znowu był spóźniony.
Tym razem naprawdę nie wolno mu było się spóźnić, bo gdyby się spóźnił, to już mógł się uważać za martwego faceta.
A na co Charlie McGuffin był spóźniony?
Doskonałe pytanie, drogi czytelniku. Wszyscy wyglądacie mi na bystrych ludzi, zupełnie innych niż tamta okropna gawiedź, która czytała poprzednie dwa tomy. Ci to dopiero napsuli mi krwi. Sądzę, że wy, moi drodzy, macie szansę stać się moimi ulubionymi czytelnikami – czuję to w kościach.
A więc, odpowiadając na zadane pytanie:
Charliemu McGuffinowi nie wolno było się spóźnić na szkolną wycieczkę. W przeciwnym razie mógł się uważać za martwego faceta.
A dokąd jechała jego klasa?
Kolejne błyskotliwe pytanie, bystrzaku! Dobra robota! To była wycieczka do zoo.
Czy on naprawdę umarłby, gdyby się spóźnił?
Nie! Skądże znowu! To z kolei dosyć głupie pytanie. Chodziło mi jedynie o to, że miałby poważny kłopot.
Wiesz co, czytelniku? Początek naszej znajomości był obiecujący, ale zaczynam mieć pewne wątpliwości.
A zatem, żeby rozwiać ewentualne nieporozumienia – Charliemu McGuffinowi nie wolno było się spóźnić na szkolną wycieczkę, w przeciwnym razie mógł się uważać za martwego (ale nie tak naprawdę martwego) faceta.
No nie! Co ci znowu nie pasuje? Jak to: „Czy Charlie jest dorosłym facetem?”. Nie! Wiem, że powiedziałem „martwy facet”, ale to tylko takie powiedzenie. Przecież Charlie naprawdę jest chłopcem. Nawet na okładce widzisz jego portret!
Cofam wszystko, co wcześniej powiedziałem. Jesteście tak samo okropni, jak czytelnicy poprzedniej książki. Może nawet jeszcze gorsi. Do tej pory już powinienem się nauczyć, że po czytelnikach można się spodziewać tylko rozczarowań. Radzę wam, żeby każdy z was czym prędzej poszedł do łazienki, dokładnie przyjrzał się sobie w lustrze (o ile zniesie ten widok), a potem powiedział trzy razy: „Jestem pupogłowym bęcwałem”.
No i widzicie, co narobiliście? Teraz muszę zacząć od nowa i tym razem nie życzę sobie ŻADNYCH PYTAŃ.
Charlie McGuffin znowu był spóźniony.
Tym razem naprawdę nie wolno mu było się spóźnić, bo gdyby się spóźnił, to mógł się uważać za martwego[1] faceta[2].
Charlie musiał się uwinąć w osiemnaście minut, jeżeli nie chciał przegapić autobusu, który dokładnie o dziewiątej rano miał zawieźć cały rocznik Charliego do zoo. Poprzedniego dnia na apelu dyrektorka, pani Fyre, ostrzegła uczniów, że kto się spóźni na autobus, cały dzień będzie szorował z woźnym, panem O’Dearem, toalety nauczycieli.
Charlie ekspresowo wciągnął płatki kukurydziane[3], narzucił kurtkę i wskoczył w buty[4], starając się nie zwracać uwagi na głosy rodziców, którzy znowu się o coś kłócili. Wyfrunął z domu jak na skrzydłach[5], wsiadł na swój wierny rower i nacisnął pedały. Nagle doszło do katastrofy.
Z przedniego koła dobiegł dziwny trzask i zaczęło uciekać z niego powietrze. Charlie jęknął. Nie mógł sobie pozwolić na flaka.
A jednak to był flak. Charlie zobaczył zagnieżdżone głęboko w oponie cztery pinezki. Cztery? Jak to się stało? Zerknął na chodnik i zauważył co najmniej dwadzieścia innych pinezek rozsypanych na ziemi.
„Zapewne ktoś przypadkiem upuścił pudełko pinezek i nie pozbierał ich” – pomyślał Charlie, nie widząc w tej sytuacji nic podejrzanego, chociaż naprawdę powinien nabrać podejrzeń, bo to początek książki, a w książkach podejrzane rzeczy dzieją się właśnie na początku.
„Co za straszny pech” – myślał Charlie. „Przecież nikt specjalnie nie podrzuciłby mi pinezek pod domem”.
Tak czy owak nic się nie dało zrobić. Teraz już na pewno się spóźni i przepadnie mu szkolna wycieczka. Chyba że...
Chyba że...
„Chyba że zmienię się w zwierzę” – pomyślał Charlie.
Gdyby się zmienił, miałby akurat tyle czasu, żeby dolecieć albo dobiec superszybkim sprintem do szkoły, niepostrzeżenie zmienić się z powrotem w Charliego i jeszcze złapać autobus.
Charlie już od kilku miesięcy zmieniał się w zwierzęta i nauczył się, jak to robić na zawołanie. Nie opanował jednak sztuki kontrolowania, w jakie zwierzę przyjdzie mu się zmienić... Bez względu na to, jak bardzo się starał, zdawało się, że wybór jest zupełnie przypadkowy.
Mimo to tylko przemiana mogła go uratować. Musiał podjąć ryzyko.
Charlie ukrył rower w krzakach przed domem i rozejrzał się dokoła, aby mieć pewność, że nikt go nie widzi.
Zdawało się, że droga wolna.
Charlie zamknął oczy i zacisnął pięści. Pozwolił, żeby stres wypełnił jego ciało oraz umysł. Pomyślał o odgłosach kłótni rodziców, które ostatnio słyszał niemal bez przerwy. Z powodu podniesionych głosów i trzaskania drzwiami Charlie miał wrażenie, jakby coś ściskało mu płuca, a żołądek oblewała lodowata woda. Przypomniał sobie, jak pewnego dnia pobiegł do swojego pokoju na piętrze i widząc Wielką Gatsby, która pierwszy raz od długiego czasu leżała u niego na łóżku, a nie w kartonie w kuchni, zanurzył twarz w kociej sierści i zapłakał.
Niemal od razu Charlie poczuł w ciele pulsowanie, jakby przepływała przez niego elektryczność.
Zmieniał się – i to szybko.
Charlie próbował wyobrazić sobie najszybsze zwierzę, jakie znał. Przyszedł mu na myśl wielki, szybujący pod niebem ptak – orzeł przedni z szeroko rozpiętymi skrzydłami, które zdawały się jakby zaprojektowane do szybkiego lotu.
Wyobrażał go sobie, a tymczasem ładunek elektryczny rósł coraz bardziej, rozrywał atomy w jego ciele i układał je w nowej konfiguracji. Charlie czuł, że się kurczy i że z pleców wyrastają mu skrzydła. Jednak ku swojemu zgorszeniu nie przestawał maleć. Już na pewno był mniejszy niż orzeł przedni.
O wiele mniejszy.
Charlie jęknął. Może znowu będę gołębiem? Proszę, tylko nie gołębiem. Cokolwiek, tylko nie to!
„Nie” – z uczuciem ulgi zdał sobie sprawę, że to nie to. Już jestem mniejszy od gołębia.
Wróbel?
Nie, mniejszy niż wróbel. Zresztą do tej pory nie wyrosły mu pióra.
Wyrosły mu za to cztery nogi, pojedyncze szczeciniaste włoski i troje nowych oczu na czole, ale pióra – nie. Dwoje oczu, które miał od zawsze, podzieliło się na wiele tysięcy mikroskopijnych oczek, a z głowy wysunęły się czułki. Charlie był pewien, że żaden ptak nie wygląda tak dziwacznie. Potarł dwoma przednimi odnóżami i zatrzepotał delikatnymi, przezroczystymi skrzydłami. Bzyknęło.
Był malutki. Mniej więcej jak...
Charlie był muchą.
„Trudno” – pomyślał chłopiec. Mogło być gorzej. Wciąż był w stanie lecieć superszybko do szkoły, a o ile orzeł nad boiskiem zwróciłby na siebie uwagę wielu osób, o tyle nudnej, pospolitej muchy domowej nikt nie zauważy. Charlie domyślał się, że będzie w miarę bezpieczny.
To znaczy, jeśli potrafi się skoncentrować i nie zapomni, kim naprawdę jest. Bo, jak Charlie już wiedział, po przemianie w zwierzę czasami zapominał, że jest człowiekiem. A to oznaczało kłopoty...
Charlie poruszył czułkami, a przez jego ciało przebiegł nagły, nerwowy dreszcz. Zdawało mu się, że kieruje nim jakiś łaskoczący szósty zmysł nastawiony na wysoką czułość wobec wszelkich zagrożeń.
Ostatni raz potarł odnóżami, a potem bzyknął skrzydłami i błyskawicznie wzbił się w powietrze. Odniósł dziwne wrażenie, że ktoś go obserwuje, ale nikogo nie widział, chociaż miał wiele oczu, więc zepchnął tę myśl w najdalszy zakątek swojego maleńkiego muszego umysłu i skierował się ku szkole.
Charlie beztrosko pędził naprzód, machając skrzydełkami tak szybko, że zdawały się niemal niewidoczne. Nigdy nie nudziło go latanie – czuł się taki nieskrępowany i zwinny! Ponadto jego nowe złożone oczy umożliwiały mu oglądanie świata ze wszystkich stron naraz. Dziwnie było lecieć naprzód, a jednocześnie widzieć, co się dzieje z tyłu. Zdawało się, że ludzie i samochody pod nim poruszają się niesamowicie wolno. W porównaniu z Charliem snuli się jak w zwolnionym tempie. Zobaczył chłopca na rowerze, który wyglądał tak, jakby jechał w głębokiej wodzie.
Nagle czułki Charliego znowu drgnęły.
Poczuł jakiś smakowity zapach.
„Cóż – pomyślał Charlie – nie zjadłem płatków, bo mi się rozsypały. A teraz mam tak dobry czas, że chyba nie zaszkodzi coś przekąsić...”.
Mucha Charlie podążyła za ponętną wonią, której smużki snuły się w powietrzu. Zbliżała się zygzakiem do jej źródła.
W końcu je zobaczył.
Tam, na ziemi.
Apetyczną, przepyszną, smakowitą, brązową kupę.
„Mniam, mniam” – pomyślał.
Charlie pomknął jak strzała w dół i wylądował z mlaśnięciem na stożku odchodów. Upajający zapach sprawiał, że w małym, muszym brzuszku zaburczało z głodu.
Stopy już miał pokryte kupą. Potarł przednie łapki, a potem przyłożył je do trąbki[6].
W głębi duszy Charlie wiedział, że to, co zamierza zrobić, jest nie w porządku.
Wiedział, że to odrażające.
Wiedział, że robi coś obrzydliwego.
Ale nie mógł temu zaradzić.
Bez uprzedzenia zwymiotował na kupę, na której stał. Ślinka ciekła mu po trąbce, kiedy patrzył, jak kałuża wymiocin syczy i bulgocze, zmieniając kupę w parującą breję – coś w rodzaju kupo-wymiocinowego smoothie. Po chwili wsunął trąbkę w tę miksturę i zaczął łapczywie siorbać jak przez słomkę[7].
„Mmmm” – myślał Charlie. „Pychota!”.
Kiedy Charlie rozkoszował się swoim wstrętnym śniadaniem, kątem oka zauważył, że z tyłu coś się do niego zbliża. To coś wyglądało jak człowiek, ale poruszało się tak wolno, że nie przywiązywał do tego szczególnej uwagi. Wiedział, że w każdej chwili może odlecieć.
„Jeszcze tylko jeden łyk tego wybornego smoothie o smaku kupy – myślał – a potem już naprawdę muszę lecieć do szkoły”.
Charlie siorbał dalej, dopóki nie poczuł się syty. Dopiero kiedy ścierał z trąbki resztki kupy, zwrócił uwagę na grożące mu niebezpieczeństwo.
Ogromna, ciemna postać już stała nad nim – potężny gigant o niewyobrażalnym wzroście. Czymś się zamachnął w kierunku Charliego, który próbował unieść się w powietrze, szaleńczo wymachując skrzydełkami.
Jednak zwlekał za długo.
Spadła na niego olbrzymia, czarna skrzynia, która odcięła mu drogę ucieczki.
Charlie siedział w ciemności i rozmyślał o sytuacji, w jakiej się znalazł.
Otaczały go ściany czarnego jak smoła więzienia stojącego na fundamencie z kupy.
O nie...
Jadł kupę!
Odgłosy dobiegające z zewnątrz były przytłumione, ale Charlie słyszał nie dający się z niczym pomylić dźwięk towarzyszący wymiotowaniu. Potem coś się wśliznęło od spodu i Charlie poczuł, że już nie stoi na ciepłych, maziowatych odchodach, lecz na twardej tekturze.
– Ha! – wysapał jakiś głos między kolejnymi atakami nudności. – Mam... bleee, uwalałem sobie ręce... Mam cię wreszcie!
Charlie doznał strasznego uczucia, że skądś zna ten głos.
Panika zagnieździła się w jego sercu. Zaczął się miotać po pudełku, uderzając w ściany. Rozpaczliwie próbował się wydostać.
Wszystko na darmo. Był uwięziony na amen.
Charlie czuł się tak, jakby stał w wielkiej windzie, która nagle ruszyła pod niebo. O ile się nie mylił, był dokądś niesiony.
– No proszę, proszę, Charlesie McGuffin – rozległ się triumfalny głos. – Wygląda na to, że w końcu cię dopadłem.
Charlie znał ten głos. Wszędzie umiałby go rozpoznać.
– Mówiłem ci, że kiedyś cię dorwę. – Głos brzmiał chełpliwie. – A ty wpadłeś prosto w moją pułapkę. Teraz, kiedy z powrotem zmienisz się w człowieka, mam zamiar dopilnować, żeby świat się dowiedział, jaki z ciebie wybryk natury!
Charliemu zrobiło się słabo, bo już był pewny, że wpadł w sidła Dylana Van der Gruyne’a.
Sarah Horne pracuje jako ilustratorka juz od ponad piętnastu lat. Zaczęła w gazetach, takich jak „Guardian” oraz „Independent On Sunday”.
Od tamtej pory zilustrowała wiele humorystycznych książek dla dzieci i uwielbia umieszczać na swoich rysunkach śmieszne szczegóły.
Wykorzystuje tradycyjne techniki – rysuje piórem i tuszem chińskim – a potem dokańcza prace cyfrowo.
Kiedy Sarah nie siedzi przy swoim biurku, uwielbia biegać, malowac, fotografować, gotować, oglądać filmy oraz wspinać się na różne wzniesienia i górki.
PRZYPISY