Cancelled - Penn Farrah - ebook + książka

Cancelled ebook

Penn Farrah

3,0
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
  • Wydawca: Muza
  • Język: polski
Opis

Jak z najpopularniejszej dziewczyny w liceum stać się najbardziej pogardzaną i… przetrwać? Prowokująca, odważna i pełna sarkazmu opowieść o tym, czy prawda ma szansę w starciu z mediami. Social mediami.

Powieść idealna dla fanów Jenny Han i Emmy Lord.

Brynn Whittaker rządzi w liceum! To jej ostatni rok. Ma dobre oceny, odpowiedni wygląd oraz rozkręcony biznes na boku. Jako „trenerka flirtu” zarabia na tyle dobrze, że powinna dać radę zapłacić za wymarzoną szkołę: Uniwersytet Stanforda.

Kiedy jednak po imprezie Halloweenowej zaczyna krążyć wideo, które szybko staje się viralem, mało kto staje po stronie Brynn. Wszyscy wierzą, że osoba w stroju banana, która zaspokaja chłopaka jej byłej najlepsze przyjaciółki, to właśnie ona.

Dziewczyna znajduje się w centrum szkolnego skandalu o katastrofalnych proporcjach. Mając reputację seryjnej randkowiczki, szybko zaczyna tracić przyjaciół i klientów.

Co więcej, pogarda, jaką otrzymuje, ujawnia kulturę mizoginii, która szerzy się w jej szkole... a Brynn i jej przyjaciele są zdeterminowany, by pokonać wszystkich hejterów. Przecież na tym filmie były dwie osoby, a scancelowali tylko ją!

Jednak kiedy jest już bliska odkrycia, kto skrywał się pod strojem banana, dziewczyna musi zdecydować, czy ujawnienie tego będzie warte utraty wszystkiego, na co tak ciężko pracowała?

Książka odpowiednia dla czytelników 16+

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 392

Rok wydania: 2025

Oceny
3,0 (2 oceny)
0
1
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Kantorek90

Z braku laku…

W młodości uwielbiałam serial „Plotkara”, więc po przeczytaniu opisu „Cancelled” autorstwa Farrah Penn miałam nadzieję, że będzie to książka w podobnym klimacie. Czy faktycznie tak było? Już spieszę z wyjaśnieniem. Główna bohaterka historii — Brynn Whittaker to zdecydowanie najpopularniejsza dziewczyna w szkole. Poza świetnymi ocenami może również pochwalić się smykałką do biznesu, ponieważ dzięki swojemu dodatkowemu zajęciu, który polega na uczeniu flirtowania innych uczniów, codziennie zarabia pieniądze, które nie tylko wspomagają rodzinny budżet, ale również pozwolą w przyszłości utrzymać się jej na wymarzonych studiach. Niestety pewna Halloweenowa impreza i nieszczęsny strój banana sprawiają, że odtąd Brynn staje się personą non grata. Czy uda jej się przekonać opinię publiczną, że to nie ona jest na nagraniu, które obiegło całą szkołę? Tego oczywiście nie zdradzę, ponieważ nie chciałabym psuć innym czytelnikom przyjemności z czytania. Nie zmienia to jednak faktu, że w mojej ocen...
00



Tytuł oryginału: Cancelled

Redaktorka prowadząca: Agata Garbowska-Karolczuk

Redakcja: Anna Poinc-Chrabąszcz

Redakcja techniczna: Grzegorz Włodek

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Karolina Mrozek, Justyna Techmańska

Cover art © 2024 by Sadie Lewandowski

Copyright © 2024 by Farrah Penn.

All rights Reserved.

© for this edition by MUZA SA, WARSZAWA 2025

© for the Polish translation by Marta Magdalena Borkowska

Drodzy czytelnicy!

Ta książka porusza tematy i zawiera zachowania, które mogą urazić odbiorców bądź wywołać niepokój, zalecamy ostrożność podczas czytania. Wszystkie wydarzenia i postaci przedstawione w książce są fikcyjne.

ISBN 978-83-287-3286-5

You&YA

MUZA SA

Wydanie I

Warszawa 2025

–fragment–

Mamo, ta powieść jest dla Ciebie.

F.P.

1

Kimberly H. przelała 20$ na twoje konto Venmo – 

Savannah L. przelała 20$ na twoje konto Venmo – 

Kingsley B. przelał 50$ twoje na konto Venmo – 

Przez takie okazy jak Carson Jenkins uważam, że stanowczo za mało kasuję za swoje wysiłki.

Siedzimy na podłodze u mnie w pokoju, on patrzy na mnie jak zbity pies i układa usta w podkówkę, jakbym właśnie skrytykowała jego ulubioną grę wideo. Ma tak udręczoną minę, że aż mnie wszystko swędzi ze zniecierpliwienia, ale biorę się w garść. Jeśli chcę zarobić upragniony hajs, muszę coś mu doradzić.

Wcale nie muszę, mówię sobie w duchu. Chcę. Chcę mu pomóc, bo jestem genialna w tym, co robię.

– Pokaż mi telefon – powtarzam.

Na twarzy Carsona pojawia się totalne przygnębienie. To nie wróży niczego dobrego. Ściska swojego iPhone’a tak mocno, że aż bieleją mu knykcie. Zupełnie jakby matka przez przypadek odkryła, że oglądał pornosy na kompie. A przecież nie o to chodzi. Mogłabym mu powiedzieć, że to byłby o wiele gorszy scenariusz, ale znając Carsona, pewnie wolałby to niż problem, z którym się obecnie zmagamy.

– To wygląda naprawdę kiepsko. – W jego brązowych oczach widać niepokój. – Nawaliłem po całości. Już tego nie uratujesz.

Uśmiecham się. Ech, człowiek małej wiary.

– Czuję się urażona, że we mnie wątpisz. – Gestem wskazuję na jego komórkę, teraz całą mokrą od jego spoconych dłoni. Fuj. – Daj mi ten telefon.

Carson wciąż się waha, a ja biorę głęboki oddech. Przyszedł do mnie, ponieważ – całkiem niechcący – wyrobiłam sobie w naszej szkole opinię ekspertki od flirtu. Pomagam tym, którzy chcieliby zdobyć czyjeś serce, ale ich zdolności tekstowania kuleją. Jestem wirtuozką słowa pisanego. Zaklinaczką błyskotliwej riposty. Albo, jak kto woli, matką Teresą flirtu. Z tym że akurat ona nie pobierała opłat za swoje humanitarne czyny. Niechaj ziemia lekką będzie jej bezinteresownej istocie.

To nie tak, że ja jestem interesowna. Po prostu desperacko potrzebuję kasy. To, co robię, jest zarówno umiejętnością, jak i sztuką, i jestem dumna z tego, jak sprawnie lawiruję w meandrach wiadomości tekstowych.

Jednak to nie oznacza, że potrafię czynić cuda. Nie pomogę komuś, kto chce tylko zaliczyć. Wspieram ważne relacje poprzez rozmowy, które, owszem, czasem prowadzą do czegoś więcej. Ale większości moich kolegów i koleżanek chodzi po prostu o podpowiedź, jak poznać drugą osobę na bezpiecznym tekstowym gruncie.

Flirtcoachingowy biznes zaczął się od tego, że zyskałam sobie reputację seryjnej randkowiczki. W drugiej klasie miałam dziewięć przelotnych związków – a raczej epizodów, ponieważ większość z nich była niezobowiązująca – co zaintrygowało moich rówieśników, zwłaszcza tych nieszczęśliwie zakochanych.

W rezultacie, afiszując się ze swoim życiem miłosnym, niejako przy okazji odkryłam główną przyczynę randkowych niepowodzeń moich koleżanek i kolegów: kulejącą komunikację.

Swoją analizę zaczynam od ich stylu pisania. Sprawdzam, czy nie wstawiają dużo emotek lub, co gorsza, naklejek. Badam, czy wolą długie epistoły, czy mnóstwo krótkich komunikatów.

Każdy element jest kluczowy. To od stylu zależy płynność interakcji. A najlepiej, jeśli piszące ze sobą osoby łączy chemia słowna.

Gdy tylko zdałam sobie sprawę, jaki mam talent, pomogłam swojej najlepszej przyjaciółce, Tahlii Nassif, umówić się z Ann Chu. Tahlia powiedziała o mnie przewodniczącej klasy, Rhei Zhang, która z kolei szepnęła słówko Vince’owi Ramirezowi, i fama szybko się rozeszła. Jak to bywa z dobrym filmem – zaczynają krążyć głosy, dlaczego warto go zobaczyć, i coraz więcej osób zaczyna kupować bilety.

Najtańszy bilet na mój show kosztuje dwadzieścia dolców. Jeśli wymiana wiadomości doprowadzi do randki, cena wzrasta do pięćdziesięciu. Nie czuję się źle z powodu takiego cennika. Znam swoją wartość. Nie zapominajmy też, że liceum Greenlough znajduje się w (bogatej) dzielnicy Pacific Palisades, gdzie mieszka mnóstwo (bogatych) dzieciaków korzystających do woli z pieniędzy rodziców. A ja potrzebuję tej kasy bardziej niż one.

Jeśli więc chcę zdobyć upragniony hajsik, muszę dopomóc temu zrozpaczonemu i pogubionemu emocjonalnie młodzieńcowi.

Carson napisał mi o swojej kryzysowej sytuacji i uparł się, że wszystko wyjaśni osobiście. Dlatego siedzi teraz u mnie na podłodze i sprawia wrażenie, jakby był na krawędzi załamania.

Z teatralnym westchnieniem odblokowuje telefon i pokazuje mi, jak zagadał do Kendry Wilkens, która, tak jak my, chodzi do ostatniej klasy liceum, a do tego jest kapitanką szkolnej drużyny nurków.

Carson

podobała mi się twoja wypowiedź na literaturze.

o konsekwencjach, z jakimi się mierzy

isabel w portrecie damy.

Kendra

Jak miło! Dzięks 

Zaczął całkiem nieźle. Poprzednio poradziłam mu, żeby skomplementował nie tylko wygląd Kendry, ale także jej opinie i spostrzeżenia. Miał się też odnosić do konkretów, żeby wiedziała, że jej słucha. Zastosował się do tej rady.

Carson

chyba obleję ten egzamin

Kendra

nawet tak nie mów!

Carson

albo dostanę dopa. max tróję.

Carson

nieważne

Carson

masz w ten weekend zawody?

może wpadnę?

skoczymy na burgera

Carson

albo coś

Carson

jeśli nie jesz mięsa, to może być coś innego

Krzywię się. Carson wysłał te wiadomości wczoraj o ósmej wieczorem, a Kendra dotąd nie odpowiedziała. Uderzył zbyt bezpośrednio i topornie, ale to można jeszcze odkręcić.

Wiem, co zrobić, żeby mu odpisała.

– Dobra, zacznijmy od najważniejszego: użalanie się nad sobą jest mało sexy – walę prosto z mostu. – Wyszedłeś na gościa, który w siebie nie wierzy. Laski lubią facetów pewnych siebie.

Carson przebiega wzrokiem swoje wiadomości.

– Więc co…? Miałem jej powiedzieć, że zdam śpiewająco?

– Niee – mówię szybko. – To zbyt aroganckie. Tu jest cienka granica. Pewność siebie to… no wiesz, granie na luzie. A nie kwestionowanie własnych możliwości.

Chłopak patrzy na mnie, jakbym właśnie wyłożyła mu dwumian Newtona płynną francuszczyzną.

Chcę, żeby mnie dobrze zrozumiał, więc kontynuuję:

– A poza tym coś ty taki wyrywny? Piszesz z nią dopiero od dwóch dni. Mówiłam, że masz działać powoli.

– Uznałem, że to dobra okazja…

– Nie. – Nie muszę wysłuchiwać jego argumentów, ponieważ oboje widzimy, że jego taktyka zawiodła. – Jeśli chcesz się z nią umówić, musisz pozwolić jej to przewidzieć. Chłopie, coś ty sobie myślał? Że po całym dniu na basenie będzie miała ochotę pindrzyć się na randkę? Z mokrymi i śmierdzącymi chlorem włosami?

Carson zwiesza ramiona.

– No tak. Brzmi sensownie.

– Ale – unoszę brwi – możemy to naprawić.

Trochę to zajmuje, lecz w końcu udaje mi się stworzyć idealną wiadomość, którą Carson wyśle do Kendry na kilka godzin przed zawodami:

Carson

sorki, nie chciałem cię osaczać.

na pewno świetnie ci pójdzie.

jak będziesz chciała gdzieś wyskoczyć, to daj znać.

podyskutujemy o zastosowaniu łyżkowidelców.

ale bez ciśnienia.

Uważam, że dodanie znanego im żarciku sytuacyjnego o łyżkowidelcach było genialnym posunięciem. Zdejmuje to presję z Kendry i sprawia, że Carson wydaje się o tysiąc procent bardziej wyluzowany.

Założę się, że teraz mu odpisze.

Z satysfakcją strzelam knykciami.

– Jeśli da się zaprosić, to wiesz, co masz robić.

– Tak, wiem, Venmo. – Carson poprawia okulary. Słodki z niego chłopaczek, takie skrzyżowanie nerda z wokalistą indie.

Kendra odziedziczyła po ojcu kolekcję płyt, którą często się chwali na Instagramie. Coś mi mówi, że między nimi zaiskrzy.

Jeśli opinia seryjnej randkowiczki przyniosła mi jakąś korzyść, to bez wątpienia jest to kasa, jaką zarabiam jako szkolna ekspertka od flirtu. Jako jedna z nielicznych w klasie dostałam się do Greenlough dzięki stypendium i zamartwianie się o finanse to dla mnie chleb powszedni. Moja mama jest asystentką kierowniczki w żłobku, a dodatkowo pracuje na nocne zmiany w Postmates, jednak to nie wystarczy, żeby coś odłożyć na czarną godzinę. Czasem dorzucam się do domowych rachunków, bo choć średniowiecze było szalenie fascynującą epoką, to zdecydowanie wolę elektryczność i inne dobrodziejstwa współczesności.

Mama zdołałaby coś oszczędzić, gdyby nie Smith, mój dwudziestodwuletni uzależniony od narkotyków brat. Smith skacze z odwyku na odwyk, a jego terapie są bardzo kosztowne. To drażliwy temat, którego zwykle nie poruszamy.

Ojciec nie pomaga nam finansowo, nawet go o to nie prosimy. Lata temu ożenił się ponownie i teraz mieszka z nową żoną i dwójką małych dzieci w Calabasas. Ostatni raz widziałam go, gdy miałam piętnaście lat. Zabrał mnie w Johnny Rockets na koktajl mleczny i wręczył mi bardzo spóźnioną kartkę urodzinową z muzyczką z bajki Disneya. Nie ma większego dowodu ojcowskiej miłości niż wizyta w zatłoczonej burgerowni i kartka rycząca hakuna matata.

W każdym razie regularnie wysyłał czeki z alimentami, dopóki trzy tygodnie temu nie skończyłam osiemnastu lat. To tyle, jeśli chodzi o nasze relacje. Nigdy nie byłam dla niego priorytetem, więc on dla mnie również nim nie jest.

– Myślisz, że odpisze?

– Zobaczysz.

Tekstowanie się rozkręca, kiedy pojawia się zaciekawienie. Podejrzewam, że Kendra jest zainteresowana Carsonem, więc kluczem do podtrzymania płomienia ciekawości jest delikatne odbijanie piłeczki. Inicjatywa nie może wychodzić tylko z jednej strony.

Carson wsuwa iPhone’a do kieszeni.

– Dzięki.

– Nie ma sprawy. – Wstaję. Mam na sobie spodnie od piżamy w tęczowe kropki i za duży T-shirt, w którym dzisiaj spałam. Zmierzwiona grzywka sterczy mi na jedną stronę. To cała ja – słodki chaos, któremu na imię Brynn.

Brzęczy telefon Carsona. Spoglądamy po sobie. Nie zdążył jeszcze wysłać wiadomości do Kendry, ale szuka komórki tak gorączkowo, jakby już to zrobił. Może liczy na odpowiedź na swoje wczorajsze wypociny, ale sorry, Gregory. To raczej mało prawdopodobne.

Podczas gdy on gapi się w ekran, mój wzrok pada na zmięty kostium banana leżący przy szafce nocnej. Miałam go na sobie zeszłej nocy, jednak nie dlatego, że ubieram się w wybitnie eklektycznym stylu (zazwyczaj), ale ze względu na wczorajsze Halloween.

To była decyzja last minute. Miałam nadzieję upolować w lumpeksie kostium Shreka. Już sobie wyobrażałam, jak w nim paraduję i puszczam z telefonu kultowy hicior All Star grupy SmashMouth, ale ostatecznie zadowoliłabym się też nadmuchiwanym kostiumem T-Rexa i ścieżką dźwiękową z Parku jurajskiego. Halloween jest fajne, gdy nie traktuje się go zbyt poważnie. Ale ponieważ w lumpku nie mieli niczego nawet w miarę przyzwoitego, postawiłam na kostium banana, którego nie wkładałam od ósmej klasy.

– To Kendra? – pytam Carsona.

– Co? – Mruga, zerka na kostium na podłodze, a potem znów na ekran. – Nie, nie.

W jego głosie zachodzi jakaś dziwna zmiana. Czyżby stało się coś, o czym nie chce mówić?

– Muszę lecieć. – Pospiesznie chowa telefon do kieszeni.

Wzruszam ramionami i otwieram drzwi.

– Do następnego.

Chłopak wychodzi w popłochu, jakby się paliło.

Dziwne.

Idę do kuchni i nasypuję sobie do miski tanich kulek czekoladowych, które mama prostacko nazywa „kakaowymi bobkami”. Nachylam się nad jedzeniem, dochodząc do wniosku, że słodkawy smak kuleczek w zupełności wynagradza mi ich podejrzany kształt.

Dzięki Carsonowi trochę zapomniałam o wczorajszej beznadziejnej imprezie, w trakcie której zerwałam z chłopakiem. Zrobiłam to w kostiumie banana. Ni mniej, ni więcej.

Zastanawiam się, czy nie napisać do Otto z pytaniem, czy wszystko gra, ale się rozmyślam. Lepiej dać mu spokój. Jestem pewna, że nie chce się kontaktować.

Nasze rozstanie nie było szczególnie ciężkie. W rzeczywistości żaden z moich związków – flirtów, epizodów, jak zwał, tak zwał – nie zakończył się wielkim dramatem. Ale wszystkie dobiegły końca z mojej inicjatywy.

No, może z wyjątkiem jednego.

Rzecz w tym, że wyczuwam nadchodzące rozczarowanie niczym pies, który węszy trzęsienie ziemi. Wtedy, żeby uniknąć emocjonalnej demolki, biorę nogi za pas. Złamane serce nie jest eksperymentem wartym powtórzenia. Ryje psychę i jest wyjątkowo nieprzyjemne. Wolę być sama i spokojnie czekać na kolejny haj i kolejne motylki w brzuchu, które i tak za jakiś czas odlecą.

Zresztą uczucia nie rozwiązują problemów. Spójrzcie na moją matkę. Stary odszedł, brat ciągle się gdzieś włóczy, a kiedy coś się spieprzy, to kto to musi naprawiać?

No ja.

Wczoraj wieczorem poczułam na języku znajomy smak goryczy. Szkolna dyskoteka z okazji Halloween skończyła się już o dwudziestej pierwszej, więc razem z Otto postanowiliśmy jechać na afterparty Keitha Whittle’a. Po drodze zatrzymaliśmy się przy Clifford Avenue, w opuszczonej myjni, która służyła nam za miejsce schadzek.

W aucie Otto jest ciasno, ale lepsze ciasne bmw niż zero prywatności – ja nie mam własnego auta.

Przemieściliśmy się na tylne siedzenie, gdzie usiadłam na nim okrakiem, a on desperacko próbował znaleźć zamek błyskawiczny mojego kostiumu. (Spoiler: ten strój nie ma zamka. Trzeba go dosłownie ze mnie ściągnąć).

– Musiałaś się w to ubrać? – mruczał Otto z ustami przy moich wargach.

– Tak, żebyś mógł mnie obrać. Poza tym lubię wyglądać apetycznie.

Ta gra słów przekroczyła jego możliwości intelektualne.

– Czy ja wiem? Wyglądasz trochę jak w worku na ziemniaki.

Przyłożyłam dłonie po obu stronach głowy, jakbym chciała zakryć bananowi uszy.

– Ciii, ranisz jego uczucia.

Otto spojrzał na mnie dziwnie.

– Czyje uczucia?

Teatralnie uniosłam oczy ku niebu i westchnęłam. Doszłam do wniosku, że moje poczucie humoru ewidentnie się przy nim marnuje.

– Nieważne. – Wgramoliłam się z powrotem na siedzenie pasażera i poprawiłam swoją odważną kreację. – Jedźmy już.

Dom Keitha stoi na przedmieściach Palisades, w rajskiej okolicy, gdzie zamiast standardowych domków jednorodzinnych królują nowoczesne wille. Keith ma wszystko. Własne boisko do koszykówki. Widok na ocean. Basen. High life.

W kuchni znaleźliśmy alkohol i miksery, więc zrobiłam sobie drinka i ruszyłam na poszukiwanie ukochanych psiapsiółek. Znalazłam je w salonie, jak tańczyły z kilkoma podchmielonymi kolegami z klasy. Tahlia w pomarańczowym turbanie od hidżabu na głowie była przebrana za Winifred Sanderson. Głośna, transseksualna Marlowe włożyła okulary przeciwsłoneczne w stylu wczesnej Lady Gagi.

Rozluźniona wypitym alkoholem dołączyłam do nich i zaczęłam odważnie kołysać biodrami i rękami w rytm muzyki. Dla śmiechu, ma się rozumieć.

Otto obserwował mnie z kuchni wraz z dwoma kumplami z boiska, Duncanem Rowe i Thomasem Randkinem, za którymi, delikatnie mówiąc, nie przepadam. Gadają tylko o transmisjach sportowych i niebotycznie drogich adidasach. Co gorsza, uważają, że nabijanie się z innych to cecha osobowości.

Duncan przyszedł na imprezę w stroju Batmana. Obejmował ręką swoją dziewczynę – a jednocześnie moją byłą najlepszą przyjaciółkę – Lenorę Kahue, która wyglądała genialnie w przebraniu Moany. Trochę żałowałam, że nie mogę pochwalić jej kostiumu, ale wolałam się nie narażać na obraźliwe teksty z jej ust. Nasze oczy spotkały się na chwilę i z drwiącą miną odwróciła wzrok. Zabolało. Bardziej, niż mogłam się spodziewać.

Ale nie zamierzałam dopuścić do tego, żeby Lenora zepsuła mi wieczór.

– Otto! Dawaj! – zawołałam go podchmielona, tak lubieżnie gładząc się po bananowym ciele, że na ten widok wszystkie babcie świata chwyciłyby się w świętym oburzeniu za swoje perłowe wisiory.

Na drugim końcu pokoju Faith Tobinson prychnęła z wyższością. Była przebrana za anioła (trzeci rok z rzędu), podobnie jak moja eksprzyjaciółka Katie Delcavo, która w pierwszej gimnazjum pojechała z Faith na letni obóz religijny, a potem porzuciła mnie dla swojej nowej ekipy wielbiącej Stwórcę.

Widocznie nie byłam najlepszym wzorem do naśladowania.

Duncan i Thomas parsknęli śmiechem, Lenora ostentacyjnie mnie ignorowała. Miałam to w nosie. Dobrze się bawiłam. Marlowe dodatkowo mnie podjudzała, kręcąc blond włosami i kołysząc biodrami.

Nagle Otto złapał mnie za łokieć i pociągnął za sobą.

Nie spodobało mi się, że mnie wlecze jak jakiegoś psa na smyczy. Gdy tylko wyszliśmy na podwórko, wyrwałam się z jego uścisku.

– O co ci chodzi? – Zirytowałam się.

– Nie możesz po prostu zachowywać się normalnie? – warknął gniewnie.

Z zaskoczenia zrobiłam wielkie oczy. I wtedy zrozumiałam. On się za mnie wstydzi przed kumplami z drużyny!

Jak mogłam tego wcześniej nie zauważyć? Nie chodziło tylko o dzisiejszy wieczór. To się zdarzyło już wcześniej, na przykład kiedy z uniesieniem opowiadałam o swoim wymarzonym kierunku, czyli designie. Albo kiedy śmiałam się do rozpuku z czyichś żartów. Albo gdy opierniczałam jego kumpli za seksistowskie odzywki. Kiedy budzi się we mnie pasja, staję się głośna, a Otto próbował to we mnie stłumić. Nie lubił mnie takiej.

Jasne, moja osobowość nie musi każdemu odpowiadać, ale uważam, że partner powinien kochać w nas to, co sprawia, że jesteśmy sobą.

Kręciłam z Otto od kilku tygodni i nagle zdałam sobie sprawę, że nic z tego nie będzie. Nie pasowaliśmy do siebie.

– To nie ma sensu.

Parsknął śmiechem, dziwnie wyginając górną wargę. Kiedyś zdawało mi się to urocze. Teraz już nie. Otto wpierał mi, że zachowuję się nienormalnie, kiedy ja robiłam zwyczajną, wręcz banalną rzecz: piłam i tańczyłam na licealnej imprezie.

Według niego robiłam wszystko źle.

– Mówisz poważnie? – spytał w końcu, widząc, że mój wyraz twarzy się nie zmienia.

– Przykro mi, Ottomanie. – Próbowałam złagodzić cios, ksywką, którą sama mu wymyśliłam, ale szybko zdałam sobie sprawę, że to nietrafiony pomysł. – Mamy różne klimaty.

– Brynn, daj spokój – próbował mnie udobruchać. – Dzisiaj piliśmy. Pogadamy o tym jutro.

Ale ja wiedziałam, że kiedy obudzę się następnego dnia, moje uczucia pozostaną takie same. Ten związek już mnie nie bawił; nie zamierzałam być z kimś, kto usiłował przygasić moje wewnętrzne światło.

– Jutro niczego nie zmieni.

Otto z sykiem wypuścił wstrzymywane w płucach powietrze.

– Wiesz, ostrzegali mnie, że tak będzie. Że jesteś kurewsko niestała w uczuciach. – Dopił resztkę piwa. – Wygląda na to, że mieli rację.

Wytrzeszczyłam oczy. W sensie, zgoda, to nie było do końca wyssane z palca, ale rzucanie mi tym w twarz tylko po to, żeby podnieść mi ciśnienie, było po prostu gówniane.

– Puszczę ten komentarz mimo uszu, ponieważ jesteś wyraźnie zdenerwowany, ale nie zamierzam dłużej tu stać i przepraszać za to, że wiem, co jest dla mnie dobre. Ty z pewnością nie jesteś.

Otto otworzył usta, żeby coś powiedzieć, a ja odwróciłam się na pięcie.

– Nie idź za mną.

Wróciłam do salonu, do Marlowe i Tahlii. Próbowałam zapomnieć o jego słowach, ale przecież nie mam serca z kamienia. Nie jestem lalką bez uczuć. Każde rozstanie boli.

Nie zostałyśmy tam długo, głównie dlatego, że nagle przytrzeźwiałam i nie miałam ochoty tańczyć, gdy w pobliżu kręcił się Otto. To psuło mi nastrój.

Rano zbudziłam się trochę smutna, ale niczego nie żałowałam. To była słuszna decyzja.

Dojadam czekoladowe kulki i płuczę miskę pod zlewem. W chwili, gdy wycieram ręce, telefon zaczyna brzęczeć jak szalony. To nie pojedyncze piknięcie, wiadomości jest mnóstwo i pojawiają się w takim tempie, że muszę złapać wibrującego iPhone’a, zanim zsunie się z blatu i przedwcześnie dokona żywota.

Kto, do cholery, pisze do mnie o tej porze?

Zaglądam do komunikatora i odkrywam, że nasz czat grupowy z Marlowe i Tahlią jest rozgrzany do czerwoności. Otwieram go i natychmiast wyskakuje kolejna wiadomość.

Marlowe

zawszony zjełczały kutafon

gnida z pasem startowym na gaciach

Mrugam ze zdumieniem. Mocna poezja, ale o kim ona mówi?

Przewijam wątek do początku.

Tahlia

widziałaś ten filmik?

Marlowe

pliz, napisz, że wszystko gra

Marlowe

nie panikuj, okej? już z Tahlią do cb jedziemy

razem oszacujemy straty

Czuję ucisk w dołku. O czym one mówią? Jaki znowu filmik? O Boże! Czy ja wczoraj coś odwaliłam? Nie przypominam sobie, żebym tańczyła na stole, choć już mi się to zdarzało. Kto nie lubi się czasem powygłupiać?

Czytam dalej i robi mi się gorąco.

Tahlia

tak mi przykro, Brynn

Tahlia

będzie miał przez to kłopoty

Tahlia

kupujemy z marls kawę w starbucksie, zaraz będziemy

Jest jej przykro? Ale czemu? Wklikuję to pytanie na czacie, lecz nie dostaję odpowiedzi.

Pali mnie ciekawość, więc zaglądam do innych wiadomości. Są głównie od osób z klasy, jednak wszystkie zawierają ten sam mem. To zrzut ekranu z jakiegoś programu kulinarnego, w którym zawodnik próbuje zjeść trzy ogórki konserwowe na raz.

Jeśli to jakaś aluzja do seksu, to nie czaję.

Sekundę później przez drzwi frontowe wpadają Marlowe i Tahlia z trzema kubkami frappuccino w dłoniach. Obie mają tak samo zatroskane miny.

Spoglądam to na jedną, to na drugą.

– Co się dzieje?

Marlowe przygryza dolną wargę. Zaprzyjaźniłyśmy się z Marlowe, gdy na początku drugiej klasy przeprowadziła się tu z San Diego i zaczęła uczęszczać do Greenlough. Po mojej kłótni z Lenorą często oglądałyśmy razem filmy i wspólnie odrabiałyśmy lekcje, co bardzo nas do siebie zbliżyło. Mniej więcej wtedy wyznała mi, że dokonała tranzycji, i wyjaśniła, że już w wieku jedenastu lat była pewna swojej tożsamości płciowej.

To najbardziej troskliwa i empatyczna z moich przyjaciółek. Przez to, jak teraz na mnie patrzy, czuję się, jakbym miała w żołądku bryłę lodu.

– Nie widziałaś? – W głosie Tahlii pobrzmiewa zaskoczenie.

Z naszej trójki Tahlia jest najbardziej analityczna. To panseksualna amerykańska muzułmanka, która z dumą nosi hidżab. Jej dziadkowie wyemigrowali z Libanu w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Jest zachwycona, że cała jej rodzina jest w Kalifornii, ale w przyszłości chciałaby zamieszkać w Bostonie lub Nowym Jorku, czyli gdzieś, gdzie są pory roku. Zakumplowałyśmy się w drugiej klasie, kiedy to w trójkę miałyśmy razem historię USA, z czasem zaczęłyśmy chodzić razem na lunch i stałyśmy się niczym papużki nierozłączki.

Marlowe i Tahlia spoglądają po sobie z niepokojem. Czemu się tak zachowują?

Robię nerwowy wdech.

– Przysięgam, że jeśli zaraz mi nie powiecie…

– Dziś rano cała klasa dostała filmik, w którym jakaś panna robi loda Duncanowi Rowe’owi. Wszyscy myślą, że to ty, ponieważ ma na sobie kostium banana – wyrzuca z siebie Tahlia jednym tchem, jakby zrywała plaster. I natychmiast wręcza mi frappuccino.

Jestem w takim szoku, że prawie wypuszczam zaparowany kubek z rąk. Serce wali mi jak oszalałe. Poza tym, że widziałam go w kuchni u Keitha, nie miałam wczoraj z Duncanem żadnej interakcji. Nie zrobiłam nic śliskiego. On chodzi z moją byłą psiapsiółką. Doskonale zdaję sobie z tego sprawę.

Ale skoro to nie byłam ja, to kto? O ile wiem, na imprezie Keitha tylko ja miałam kostium banana. Najwyraźniej moje zabawne falliczne przebranie okazało się prorocze w zupełnie niezamierzony sposób.

– Ktoś rozesłał ten filmik na Snapchacie. – Zielone oczy Marlowe emanują współczuciem.

Szybko sprawdzam konto, ale okazało się, że nie mam żadnych nieotwartych wiadomości.

Ktokolwiek udostępnił to wideo, nie wysłał go do mnie.

– Przynajmniej nie da się tego ściągnąć ani zapisać, prawda? – mówi Tahlia. – A poza tym uwierz mi, laska, to wszystko wkrótce ucichnie.

Marlowe spogląda na nią z niedowierzaniem.

– Laska?

– Źle się wyraziłam – poprawia się Tahlia. – Lalka. I oczywiście wiemy, że to nie ty. Duncan też to wie. Więc pewnie on to wyjaśni.

Przegrzewają mi się styki. Chciałabym wyjść ze skóry i sprawić, by cała ta sytuacja stała się problemem kogoś innego. Dlaczego ktoś mi to robi? Chodzi o to, jak potraktowałam Otto? Jak na rozstanie, nie wyszło jakoś fatalnie. Może trochę się wkurzył. Ale przecież nie na tyle, żeby zrujnować mi życie.

– Obie widziałyście filmik?

Kiwają głowami, patrząc na mnie ze współczuciem.

– Z początku nie wiedziałyśmy, co to jest – tłumaczy się Tahlia.

– Wygląda, jakby nakręcono go przez szparę w drzwiach. Trwa tylko pięć sekund – kontynuuje Marlowe. – Nikt nie wie, kto go wysłał. Konto na Snapchacie zostało już dezaktywowane. Wyraźnie widać kostium banana, ale nie twarz osoby, która go nosi.

Zdejmuję z kubka pokrywkę i nabieram bitą śmietanę palcami. Chodzę tam i z powrotem i wyjadam ją całą w ten sposób.

Kto wpadł na pomysł, żeby coś takiego rozsyłać? W jakim celu? Chodzi o szantażowanie Duncana? Nadepnął komuś na odcisk? To nie ma sensu. Jeśli jest szczęśliwy z Lenorą, to nie chciałby, żeby ten filmik wypłynął. Więc może też nie wie, kto za tym stoi.

Nagle staję jak wryta.

– Ale wy wierzycie, że to nie ja.

– No raczej – mówi Marlowe.

– Ale to dziwne – dodaje Tahlia. – Kto jeszcze miał taki sam kostium?

Wtedy to do mnie dociera.

Na dyskotece była obecna większość uczniów szkoły, a do Keitha pojechała prawie cała nasza klasa. Wszyscy widzieli mnie w tym kostiumie. Wszyscy wiedzą, że już się nie przyjaźnię z Lenorą i z jakiego powodu mnie nienawidzi.

Cała szkoła uzna mnie za winną!

Odstawiam kawę. Ile osób z klasy otrzymało ten filmik? Ile go otworzyło? Na bank pomyślą, że to ja. A jeśli wiadomość o moim zerwaniu z Otto się rozejdzie, założą, że ledwie zakończyłam jeden związek, a już tej samej nocy poderwałam chłopaka mojej byłej najlepszej przyjaciółki.

Robi mi się niedobrze. To brzmi jak najgorszy koszmar.

Dopóki nie oczyszczę swojego imienia, mam przechlapane. Przerąbane po całości. Stanę się najbardziej znienawidzoną dziewczyną w szkole.

Wtedy komórka zaczyna mi brzęczeć jak oszalała. Wiadomości przychodzą jedna po drugiej.

Wróć. Już wszyscy mnie nienawidzą.

2

Brynn Whitaker może sobie zaprzeczać do woli, ale to oczywiste, że to ona.

Lenora popełniła błąd, zostawiając ją sam na sam z Duncanem.

Historia lubi się powtarzać, co?

Kojarzycie to uczucie, że dzieje się coś strasznego, a wy macie wrażenie, że w żołądku utkwił wam kamień rozmiarów kuli do kręgli? Myślicie sobie, że już nic gorszego nie może się zdarzyć. Że to już absolutny szczyt. Ale nie wiecie, że przez czasoprzestrzeń pędzi właśnie gigantyczny meteor, który zaraz unicestwi resztę waszego życia.

Cóż. Ten meteor przed chwilą rąbnął w ziemię.

Dzięki opinii seryjnej randkowiczki, jaka do mnie przylgnęła, nasza klasa założyła, że uprawiam seks z każdym chłopcem, z którym się umawiam. Co nie jest prawdą. W tym miejscu muszę zaznaczyć, że to, co rozumiemy przez stosunek seksualny, zawsze kręci się wokół męskiej przyjemności, a to koncepcja heteronormatywna, patriarchalna i, szczerze mówiąc, zupełnie przestarzała. Istotny jest również fakt, że mam pochwicę, przez co penetracja jest dla mnie bolesna. Nie wspominając już, że społeczeństwo nie powinno decydować o tym, jak ludzie definiują swoje życie seksualne.

Ale dość dygresji.

Zmierzam do tego, że moi równieśnicy znają długą i chaotyczną historię moich związków, które w ich rozumieniu najwyraźniej idą w parze z seksem. Dlatego nieuchronnie dojdą do wniosku, że jestem winna.

Co jest – to ci przypadek – bujdą bananową. Tfu, balonową.

Jestem teraz najbardziej znienawidzoną osobą w szkole. Koleżanki i koledzy, których znam przez całe życie, wklejają na stories moje najnowsze selfie przekreślone ogromnym czerwonym iksem i apelują do innych, żeby przestali mnie obserwować.

Zaczyna się z tego robić autentyczne Bananagate, a w dodatku to boli bardziej, niż myślałam.

Przez cały poranek Marlowe z Tahlią usiłują odciągnąć mnie od Instagrama i powtarzają mi w kółko, że w poniedziałek wszystko się wyjaśni. Chciałabym im wierzyć. A przede wszystkim chciałabym wiedzieć, czemu ktoś mi to zrobił.

Dziewczyny ulatniają się, gdy tylko mama kończy zmianę i pisze, że jest w drodze do domu. Wchodzi do kuchni i widzi, że zagniatam ciasto na placek, płacząc przy tym rzewnymi łzami.

– Och, skarbie – mówi łagodnie i odstawia papierowe torby z zakupami na blat. Najwidoczniej po drodze wstąpiła do sklepu. – Co się dzieje?

Gwałtownie wyrabiam ciasto, wyobrażając sobie przy tym, że to głupia gęba Duncana.

Podchodzi i obejmuje mnie od tyłu, przyciskając mi ramiona do boków, czym przerywa moje fantazje o unicestwieniu kolegi.

– Kocham cię, ale proszę, nie niszcz mi stołu.

Zwieszam głowę.

– Muszę ci o czymś powiedzieć.

– Rany. Chyba nie staranowałaś znów skrzynki pocztowej?

Kojarzę dopiero po chwili.

– Co? Nie! Nawet nie brałam dziś samochodu.

Swego czasu moja nieostrożność kosztowała nas nowy zderzak samochodowy, choć na swoją obronę dodam, że musiałam gwałtownie zahamować, żeby nie rozjechać mewy. Po prostu nie mogłam mieć jej na sumieniu, a ptaszor ruszał się wyjątkowo powolnie.

Mama łapie mnie za ramiona i odwraca do siebie.

– Dałabyś radę i bez samochodu. Już nie jedno widziałam w twoim wykonaniu. – Uśmiecha się.

– To nie moja wina, że mój projekt z fizyki przeczył wszelkim prawom grawitacji.

– Poświęciłam szybę, ale przynajmniej dostałaś piątkę – podsumowuje mama.

Zmuszam się do uśmiechu. Nie twierdzę, że jestem idealna. Notorycznie spóźniam się z imprez do domu, pyskuję i nie odbieram telefonów od starszego brata, Smitha, bo wkurza mnie swoją wieczną żebraniną o kasę.

Jednak ta afera jest czymś o wiele gorszym.

Od lat staram się udowodnić, że zasługuję na wymarzony uniwerek. Moim Mount Everestem jest Stanford, głównie dlatego, że na wydziale inżynierii mają kierunek z projektowania produktów. To jedyne, co mnie interesuje. Jestem nastawiona na rozwiązywanie problemów – dlatego uczę flirtu – ale nieźle mi idzie również wymyślanie patentów, dzięki którym zwykłe rzeczy działają lepiej.

Dla przykładu, w pierwszej klasie zauważyłam, że miejsce, z którego zgarniają ich autem rodzice, koliduje z dojazdem do parkingu dla maturzystów. Powodowało to korki, zatory i wybuchy ogromnej agresji. Zaprojektowałam więc inne rozwiązanie. Przedstawiłam dyrektorowi McTiernanowi alternatywną propozycję trasy z wyjaśnieniem, dlaczego tak będzie lepiej dla wszystkich. Wytyczono ją i problem zniknął.

Zasugerowałam też dodanie do szkolnej aplikacji zakładki z cyfrową, łatwo dostępną wersją dwutygodnika „Greenlough Gazette”, której dodatkowym plusem, gdyby szkoła chciała uchodzić za ekologiczną, była rezygnacja z papieru.

Jestem zorientowana na rozwiązania, marzę o wymyślaniu ułatwiających życie koncepcji i wynalazków. Ale chociaż wiem, że idealnie nadaję się na ten kierunek, to jest jeden problem: rekrutację na Stanford przechodzi jakieś cztery procent kandydatów. Żeby w ogóle wzięli mnie pod uwagę, muszę się wykazać nienaganną kartoteką i przedstawić imponujące podanie. Tu nie ma miejsca na wpadkę. Jeśli Duncan wszystkiego nie wyprostuje, w poniedziałek pewnie wyląduję na dywaniku u dyrektora.

Duncan nie odpowiedział na żadną z mnóstwa wiadomości, które mu do tej pory wysłałam, ale przecież nie może wiecznie mnie ignorować.

Do oczu cisną mi się łzy bezradności, a współczujący wyraz twarzy mamy zmienia się w niespokojny.

– Przynieść Torbę Prawdorbę?

Kiwam głową.

Mama się oddala i po chwili wraca z papierową torebką, która z przodu ma wycięte trzy otwory: dwa na oczy i jeden mały na usta.

Historia z Torbą Prawdorbą sięga dawnych czasów, kiedy to w wieku pięciu lat zaczęłam notorycznie kłamać. Jedynym sposobem na wydobycie ze mnie przykrej prawdy było zakrycie mi twarzy czapką, żebym nie musiała patrzeć mamie w oczy. Z czasem zamieniłyśmy czapkę na papierową torbę, bo mama się martwiła, że się uduszę. W końcu oduczyłam się nałogowego ściemniania, ale czasem Torba Prawdorba jeszcze się przydaje, na przykład kiedy chcę wyznać mamie, że dostałam pałę ze sprawdzianu, do którego się nie uczyłam.

Wkładam torbę na głowę i biorę głęboki oddech. Kilka słów i już. Nie wiem, co mama sobie pomyśli, ale bez wątpienia będzie rozczarowana. Nie wspominałam nic o tym, że wybieram się na afterparty i z resztą dzieciaków będę pić alkohol. Mogłabym pominąć wzmiankę o napojach wysokoprocentowych, ale mama nie urodziła się wczoraj i dobrze wie, co się dzieje na imprezach. Kłamstwo przez przemilczenie w niczym mi tu nie pomoże.

– Wczoraj byłam na imprezie, a dziś ktoś wysłał całej szkole filmik, na którym ktoś wyglądający jak ja wykonuje inną czynność seksualną Duncanowi Rowe’owi – wyrzucam z siebie jednym tchem.

Nie patrzę na nią przez dziurki, ale słyszę, jak głęboko wzdycha. Łapie mnie za rękę i prowadzi do jednego z kuchennych krzeseł. Siadam i opowiadam jej całą historię. Podkreślam, że to nie ja jestem na nagraniu, ale wśród ludzi krążą dowody mojej rzekomej winy w postaci snapów i filmików ze mną w kostiumie banana.

Kiedy wreszcie zdobywam się na odwagę, by na nią spojrzeć, czuję się, jakbym znów dostała w brzuch. Na twarzy mamy maluje się rozczarowanie.

Nie sądzę, by jakiekolwiek dziecko chciało rozczarować rodziców, ale tu chodzi o coś więcej. Miałam być jej idealną córeczką. Stypendystką. Smith porządnie dał jej w kość, cóż, właściwie to nam obu. Zalicza kolejne odwyki i nie chce wrócić do domu. Nie wiemy, gdzie jest i z kim przebywa. Kiedy ćpa, nie ma z nim kontaktu, a kiedy potrzebuje pieniędzy, zawsze jakoś udaje mu się nakłonić mamę, żeby mu je dała. Przestałam ją już przekonywać, żeby go wreszcie odcięła od źródełka. Ona i tak mnie nie słucha.

Dlatego to, że ją rozczarowałam, tak bardzo mnie boli.

– Brynn, tak mi przykro.

Jestem zaskoczona, że mówi to tak łagodnie.

– Musimy zgłosić to dyrekcji – kontynuuje. – Dystrybucja treści o charakterze seksualnym z udziałem nieletnich jest nielegalna. Wiesz o tym, prawda? Muszą ukarać sprawcę.

Przeszło mi to przez myśl. Choć z prawnego punktu widzenia jesteśmy z Duncanem dorośli, wciąż uczymy się w liceum. Nawet jeśli ktoś uznał, że to ja jestem na nagraniu, dlaczego postanowił je rozpowszechnić? A jeśli filmik faktycznie przedstawia osobę niepełnoletnią?

– Ten ktoś już dezaktywował swoje konto na Snapchacie – mówię.

– Muszą poważnie się temu przyjrzeć. Wszcząć dochodzenie – upiera się mama. – Kochanie, to wszystko przycichnie. Zobaczysz. Musisz tylko trochę poczekać.

Te słowa jakoś mnie nie przekonują.

– Wszyscy myślą, że zrobiłam coś, czego nie zrobiłam.

– Dlatego musisz twardo stać przy swoim. – Unosi brew. – Skoro już o tym mowa, to ja też będę twarda. Masz szlaban. Zakrapiana imprezka, serio? Brynn, stać cię na więcej.

Zrywam z głowy torbę.

– Nie możesz mi chociaż raz odpuścić?

– Wykluczone. Miałaś wracać prosto do domu.

Stękam żałośnie. Nie sądziłam, że dzisiejszy dzień może być jeszcze gorszy.

– Przepraszam.

– Moje zasady nie biorą się znikąd. Staram się ciebie chronić.

Równie dobrze mogła powiedzieć, że chodzi jej o to, abym nie podzieliła losu brata. W przeciwieństwie do niego ja nigdy nie brałam narkotyków, ale najwyraźniej mama się boi, że powielę jego schemat.

– Duncan powie, jak było naprawdę. Nie ma powodu postąpić inaczej – zapewnia mnie i bierze się do rozpakowywania toreb. – Weź prysznic. Zobaczysz, że poczujesz się lepiej. W międzyczasie napiszę do dyrektora.

Ma rację. Po prysznicu zwykle mam wrażenie, że usunęłam z siebie dodatkową warstwę skóry i zrzucam kokon niepokoju niczym gąsienica. Idę do łazienki i przekręcam kurek maksymalnie w lewo, ale kiedy się rozbieram i wkładam nogę do brodzika, woda nadal jest lodowata. Czekam chwilę w nadziei, że zaraz się nagrzeje, ale na próżno.

Czyli może być gorzej.

Wstrzymuję oddech i zmuszam się do wejścia pod zimny strumień. To prawdziwy szok dla zmysłów. Przeciwieństwo przyjemności. Dygocząc, w ekspresowym tempie myję włosy i ciało, i czym prędzej wyskakuję, cała pokryta gęsią skórką.

– Szybko poszło – zauważa mama, gdy wchodzę do kuchni.

Naprawdę jestem dziś posłańcem złych nowin.

– Bojler chyba się zepsuł.

Z hukiem odstawia słoik z sosem pomidorowym.

– Co ty mówisz?

– Przynajmniej rano nie będziesz potrzebowała kawy, żeby się obudzić. – Szczękam zębami.

Ale mama jest zbyt zestresowana, żeby się śmiać. Mamrocze coś pod nosem i wychodzi do garażu. Idę do pokoju się przebrać i kilka minut później spotykamy się w salonie.

– Masz rację. Nie działa. – Mama przeczesuje dłonią ciemne włosy. Są gęste i falowane, tak samo jak moje. – W tym domu wiecznie się coś psuje, ech.

Mama lubi powtarzać, że nasz dom jest przeklęty, ale tak naprawdę jest po prostu stary. Odziedziczyliśmy go po dziadku, kiedy miałam osiem lat. To budynek o trzech sypialniach i z jedną łazienką, skromny w porównaniu z otaczającymi go okazałymi rezydencjami. Tylko dzięki spadkowi mieszkamy w tak ładnej dzielnicy jak Pacific Palisades, znanej z tego, że zamieszkują ją bogaci biali i często powstają tu hollywoodzkie produkcje.

Ale mama ma rację. W zeszłym miesiącu wzywałyśmy hydraulika do cieknącej rury pod umywalką. W sierpniu padł klimatyzator i trzeba było go wymienić. W lipcu mama spóźniła się z opłatą za prąd i nie dość, że musiałyśmy skądś wytrzasnąć pieniądze na ponowne podłączenie licznika, to jeszcze przez trzy dni siedziałyśmy w egipskich ciemnościach.

Właśnie dlatego moje dodatkowe źródło zarobku jest takie ważne. Prędzej czy później coś będzie wymagało naprawy. Wtedy ta kasa nas ratuje. Zawsze tak jest. Mama wciąż szuka lepiej płatnej pracy, ale jak dotąd bez skutku.

– Przynajmniej oszczędzimy na rachunkach za wodę – zagajam, uzmysławiając sobie, że kąpiel zajęła mi niecałe dwie minuty. To chyba mój rekord.

Mama prycha z niezadowoleniem.

– Pociągniemy z moich oszczędności – oznajmiam beztrosko, choć wiem, że mama za tym nie przepada.

Przygryza wargę.

– Nienawidzę tego robić.

Milczę. Jaki mamy wybór?

Mama dzwoni do fachowca, ale najtańsza złota rączka ma czas dopiero za kilka dni. Nie zawracam sobie tym głowy. Zimny prysznic to teraz najmniejszy problem.

– Nie dokończyłam ciasta rozpaczy – zmieniam temat.

Mama siada obok mnie na stołku.

– Co to będzie?

– Szarlotka. – Widziałam w lodówce kilka jabłek, które zaraz się zepsują.

– Cóż – mówi z nutą optymizmu – wygląda na to, że jutro zjemy słodkie śniadanie.

Wyciąga z lodówki składniki, a ja z powrotem biorę się do zagniatania ciasta. Lepię gigantyczną kulę i zaczynam wyrabiać od nowa. Konsystencja jest teraz o wiele lepsza, co przypomina mi o tym, że jestem przekozacka w ratowaniu sytuacji. Dlatego dostanę się na Stanford. Rozwiązywanie problemów to moja specjalność. Nie powinnam aż tak rozpaczać z powodu rujnującego mi życie skandalu z Duncanem, bo przecież i tak znajdę sposób, żeby się z tego wyplątać.

Kiedy mama wkłada ciasto do piekarnika, zauważam, że wybudza się jej komórka leżąca obok mnie na blacie. Na ekranie miga imię mojego brata.

Wiem, czego chce od niej Smith, i serce mi się kraje. Mama, chcąc nie chcąc, odda mu wszystkie dzisiejsze napiwki. Słowem nie wspomni o konieczności wymiany bojlera, pozwalając Smithowi żyć w błogiej nieświadomości.

To niesprawiedliwe, ale już przywykłam. Przez brata mam zadrę w sercu, którą próbuję jakoś zaleczyć. Jak widać, nawet najbliższa rodzina potrafi rozczarować. Smith nieustannie nas zawodzi i bez względu na to, jak grubym pancerzem emocjonalnym otaczam serce, jakaś część mnie zawsze będzie się nim przejmować.

Umiem naprawić wiele rzeczy. Niestety nie umiem naprawić mojego brata.

Mama odwraca się przodem do mnie, a ja uciekam wzrokiem od jej telefonu i udaję, że nic nie widziałam. Niech myśli, że żyję w niewiedzy.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

You&YA

MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz