Brainspotting. Nowa, rewolucyjna metoda zapewniająca szybkie i trwale zmiany w terapii - David Grand - ebook

Brainspotting. Nowa, rewolucyjna metoda zapewniająca szybkie i trwale zmiany w terapii ebook

Grand David

0,0
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

W swojej książce doktor David Grand prezentuje przełom w terapii traumy – łączy mocne strony terapii doświadczeniowej, świadomości ciała oraz procesów neurobiologicznych, tworząc niezwykle skuteczną technikę zwaną Brainspottingiem. Przedstawia kluczowe odkrycie, dzięki któremu opracował to rewolucyjne narzędzie terapeutyczne: to, gdzie kierujemy wzrok, odsłania istotne informacje o procesach zachodzących w naszym mózgu. Dzięki publikacji poznasz:

– różne aspekty Brainspottingu i sposoby ich zastosowania;

– studia przypadków oraz dowody na skuteczność tej techniki;

– sposoby wykorzystania Brainspottingu w leczeniu PTSD, zaburzeń lękowych, depresji, uzależnień, bólu fizycznego, chorób przewlekłych i wielu innych dolegliwości.

„Brainspotting daje nam możliwość wykorzystania naturalnej zdolności mózgu do samodzielnego skanowania, co umożliwia aktywację, lokalizację oraz przetwarzanie źródeł traumy i cierpienia zgromadzonych w ciele” – wyjaśnia doktor Grand. Jego pionierskie odkrycie jest nieocenionym narzędziem, które może stanowić wsparcie dla niemal każdej formy terapii, znacząco przyspieszając proces zdrowienia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 195

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Dedykacja

Mojej matce, która wpo­iła mi miłość do słów

Wstęp

W 2003 roku, kiedy odkry­łem Bra­in­spot­ting, nie poszu­ki­wa­łem nowej tera­pii, w każ­dym razie nie świa­do­mie. To odkry­cie po pro­stu mi się przy­tra­fiło, a przy­naj­mniej takie spra­wiało wra­że­nie. Do tam­tego czasu z powo­dze­niem sto­so­wa­łem metody opra­co­wane przez innych teo­re­ty­ków. Na początku lat osiem­dzie­sią­tych ubie­głego wieku prze­sze­dłem szko­le­nie w zakre­sie tera­pii psy­cho­dy­na­micz­nej w Society for Psy­cho­ana­ly­tic Study and Rese­arch w moim rodzin­nym Long Island. W 1993 roku uzy­ska­łem kwa­li­fi­ka­cje w dzie­dzi­nie EMDR (tera­pia odwraż­li­wia­nia i ponow­nego prze­twa­rza­nia infor­ma­cji za pomocą ruchów gałek ocznych), bar­dziej ustruk­tu­ry­zo­wa­nej tech­nice opar­tej na rela­cji mózg-ciało. Sześć lat póź­niej pozna­łem Soma­tic Expe­rien­cing (Doświad­cze­nie Soma­tyczne), metodę lecze­nia traumy sku­pioną na sygna­łach pły­ną­cych z ciała. Połą­czy­łem psy­cho­ana­lizę, EMDR i SE, two­rząc coś, co nazwa­łem Natu­ral Flow EMDR – tech­nikę tera­peu­tyczną opartą na tych trzech meto­dach. Opi­sa­łem to inte­gra­cyjne podej­ście w swo­jej pierw­szej książce Emo­tio­nal Healing at Warp Speed, która uka­zała się zale­d­wie jede­na­ście dni przed ata­kiem na World Trade Cen­ter.

Już parę tygo­dni po wyda­rze­niach z 11 wrze­śnia 2001 roku do mojego gabi­netu zaczęli się zgła­szać ludzie oca­leni z zama­chu. Przez kolejne pół­tora roku prze­pro­wa­dzi­łem tera­pię traumy z ponad setką osób dotknię­tych tym doświad­cze­niem – mię­dzy innymi tymi, które tam­tego ranka prze­by­wały w bliź­nia­czych wie­żach oraz w ich sąsiedz­twie, brały udział w akcji ratow­ni­czej albo stra­ciły swo­ich bli­skich pod­czas ataku. Patrząc z per­spek­tywy czasu, nie było przy­pad­kiem, że odkry­łem Bra­in­spot­ting pół­tora roku po 11 wrze­śnia. Moja praca w tam­tym okre­sie uzmy­sło­wiła mi dobit­nie, jak nie­zwy­kłe, przy­tła­cza­jące i tra­giczne wyda­rze­nia mogą wpły­wać zarówno na jed­nostki, jak i zbio­ro­wo­ści ludz­kie. Byłem zmu­szony prze­ży­wać raz za razem ich doświad­cze­nia z wielu róż­nych per­spek­tyw. Odno­si­łem wra­że­nie, że prze­sią­kam tym wszyst­kim do szpiku kości jak ktoś wysta­wiony na dzia­ła­nie zabój­czego pro­mie­nio­wa­nia. Latem 2002 roku byłem kom­plet­nie wypa­lony i długo nie zda­wa­łem sobie z tego sprawy. Sta­ra­jąc się odzy­skać zdro­wie, wymy­śli­łem twór­cze roz­wią­za­nie dla swo­jego pro­blemu. Napi­sa­łem sztukę sce­niczną poświę­coną swoim doświad­cze­niom i zaty­tu­ło­wa­łem ją I Wit­ness (Ja, świa­dek).

Będąc świad­kiem tylu ludz­kich tra­ge­dii sku­mu­lo­wa­nych w tak krót­kim cza­sie, roz­wi­ną­łem jesz­cze bar­dziej swój i tak już mocno wyostrzony zmysł obser­wa­cji. Nauczy­łem się na tyle wni­kli­wie dostrze­gać – zarówno świa­do­mie, jak i podświa­do­mie – pewne sygnały w zacho­wa­niu klien­tów, że cza­sami potra­fi­łem prze­wi­dzieć, co za chwilę nastąpi. To wła­śnie w tym wzmo­żo­nym sta­nie dostro­je­nia i goto­wo­ści odkry­łem Bra­in­spot­ting.

Dzie­sięć lat, jakie upły­nęły od naro­dzin Bra­in­spot­tingu do napi­sa­nia tej książki, zmie­niło moje życie. W ciągu tej dekady zmie­niło się rów­nież życie sze­ściu tysięcy tera­peu­tów na całym świe­cie, któ­rzy prze­szli szko­le­nie w zakre­sie Bra­in­spot­tingu i mogą na co dzień obser­wo­wać zacho­dzące na ich oczach nie­zwy­kłe uzdro­wie­nia. Jed­nak zmiana ta doty­czy przede wszyst­kim nie­zli­czo­nych rzesz klien­tów, któ­rzy dzięki tej nowa­tor­skiej meto­dzie szybko i grun­tow­nie powró­cili do zdro­wia.

Bra­in­spot­ting należy do rosną­cej liczby tak zwa­nych „tera­pii bazu­ją­cych na mózgu” – metod lecze­nia wycho­dzą­cych poza umysł, by uzy­skać bez­po­średni dostęp do źró­dła pro­blemu. Tego rodzaju tera­pie są zja­wi­skiem typo­wym dla ostat­nich dwóch dzie­się­cio­leci. Wcze­śniej domi­no­wały metody tera­peu­tyczne zali­cza­jące się do kate­go­rii „tera­pii mówio­nej” (talk the­rapy), któ­rej korze­nie się­gają psy­cho­ana­lizy Zyg­munta Freuda (okre­śla­nej jako „lecze­nie roz­mową”). To wła­śnie one prze­wa­żają wśród sto­so­wa­nych obec­nie modal­no­ści. Są one bar­dzo zróż­ni­co­wane, wysoce roz­wi­nięte i na ogół sku­teczne. Więk­szość z nich opiera się na rela­cji tera­peu­tycz­nej i wymaga od tera­peuty ści­słego dostro­je­nia się do klienta. (Mówiąc języ­kiem psy­cho­te­ra­pii, musi ist­nieć wysoki poziom dostro­je­nia rela­cyj­nego, co ozna­cza, że psy­cho­te­ra­peuta musi zwra­cać szcze­gólną uwagę nie tylko na klienta, ale rów­nież na dyna­mikę ich wza­jem­nych rela­cji, która odzwier­cie­dla i ujaw­nia doświad­cze­nia klienta zwią­zane z jego głów­nymi opie­ku­nami w dzie­ciń­stwie, zwłasz­cza matką). Pro­blem polega na tym, że więk­szość tera­pii opar­tych na roz­mo­wie ma zwy­kle cha­rak­ter nie­ukie­run­ko­wany, przez co wpro­wa­dze­nie zmian i przy­nie­sie­nie ulgi klien­towi może wyma­gać wielu mie­sięcy, a nawet lat regu­lar­nych sesji.

Tera­pie tech­niczne, w tym EMDR, kładą główny nacisk na pro­ce­dury, któ­rym klient musi się pod­po­rząd­ko­wać. Pro­ce­dury te nie odno­szą się do rela­cji, tylko mają cha­rak­ter tech­niczny i wyma­gają od tera­peuty, aby prze­pro­wa­dził swo­jego klienta przez szcze­gó­łowo okre­ślone kroki. Sku­pie­nie na tech­nice odwraca uwagę od istoty rela­cji mię­dzy klien­tem a tera­peutą. Cho­ciaż EMDR jest sku­teczną metodą, w trak­cie jej sto­so­wa­nia nie poświęca się wystar­cza­ją­cej uwagi rela­cji tera­peuty z klien­tem.

Tym­cza­sem Bra­in­spot­ting opiera się na modelu dzia­ła­nia, w któ­rym tera­peuta jed­no­cze­śnie dostraja się do klienta oraz pro­ce­sów zacho­dzą­cych w jego mózgu. Dzięki temu nie trzeba poświę­cać żad­nego z tych aspek­tów na rzecz dru­giego. Gdy obie te płasz­czy­zny dostro­je­nia nakła­dają się na sie­bie, uzdro­wie­nie jest znacz­nie głęb­sze i trwal­sze. Zanim pozna­łem tech­niki tera­peu­tyczne oddzia­łu­jące bez­po­śred­nio na mózg, przez długi czas pra­co­wa­łem jako rela­cyj­nie dostro­jony tera­peuta, sto­su­jący podej­ścia wywo­dzące się z psy­cho­ana­lizy. Nic więc dziw­nego, że Bra­in­spot­ting łączy w sobie oba te nurty. W roz­dziale 6 szcze­gó­łowo opi­sa­łem, na czym polega „podwójne dostro­je­nie” i w jaki spo­sób przy­czy­nia się ono do wyso­kiej sku­tecz­no­ści tej metody.

Motto Bra­in­spot­tingu brzmi: „Kie­ru­nek, w któ­rym patrzysz, wpływa na to, jak się czu­jesz”. Jeżeli coś cię nie­po­koi, twoje samo­po­czu­cie zmieni się w zależ­no­ści od tego, czy spoj­rzysz w prawo, czy w lewo. Nasze oczy są mister­nie połą­czone z mózgiem, a wzrok jest pod­sta­wo­wym zmy­słem, za pomocą któ­rego orien­tu­jemy się w ota­cza­ją­cym nas świe­cie. Mózg szcze­gó­łowo ana­li­zuje sygnały docie­ra­jące z oka, odru­chowo i intu­icyj­nie kory­gu­jąc kie­ru­nek naszego spoj­rze­nia w cza­sie rze­czy­wi­stym. To nie­zwy­kły mecha­nizm, który nie­ustan­nie prze­twa­rza i porząd­kuje wszystko, czego doświad­czamy. Zda­rza się jed­nak, że trau­ma­tyczne prze­ży­cia prze­kra­czają jego zdol­no­ści adap­ta­cyjne, pozo­sta­wia­jąc bodźce w sta­nie suro­wym, nie­prze­two­rzo­nym. Bra­in­spot­ting wyko­rzy­stuje pole widze­nia, by zlo­ka­li­zo­wać obszary mózgu, w któ­rych utrwa­lone zostały traumy. Oczy, któ­rych natu­ralną funk­cją jest ska­no­wa­nie oto­cze­nia, mogą rów­nież słu­żyć do eks­plo­ra­cji naszego świata wewnętrz­nego – w tym zaka­mar­ków mózgu – w poszu­ki­wa­niu zablo­ko­wa­nych infor­ma­cji. Skie­ro­wa­nie wzroku na okre­ślony punkt pozwala uru­cho­mić „wewnętrzny ska­ner”, który pre­cy­zyj­nie nakie­ro­wuje mózg na miej­sce, w któ­rym prze­cho­wuje traumę, umoż­li­wia­jąc jego prze­two­rze­nie i ule­cze­nie.

W trak­cie sesji, która dopro­wa­dziła mnie do odkry­cia Bra­in­spot­tingu – o czym opo­wiem dokład­niej w roz­dziale 1 – wzrok mojej klientki skon­cen­tro­wał się na pew­nym punk­cie w polu jej widze­nia. Wie­dzia­łem, że tak się stało, ponie­waż zauwa­ży­łem wyraźny ruch gałek ocznych, które przy­brały okre­śloną pozy­cję. W ten spo­sób jej mózg zasy­gna­li­zo­wał, że gdzieś głę­boko w środku wła­śnie coś zasko­czyło. Utrzy­mu­jąc spoj­rze­nie utkwione w tym samym miej­scu, moja klientka zapusz­czała się coraz głę­biej i głę­biej w swoje wnę­trze, gdzie niczym w sej­fie skry­wała nie­zli­czone kon­tu­zje. Zna­le­zie­nie tego Bra­in­spotu pozwo­liło odblo­ko­wać to, z czym przez rok nie pora­dziła sobie skąd­inąd efek­tywna tera­pia Natu­ral Flow EMDR.

W ciągu dzie­się­ciu lat, jakie upły­nęły od tego odkry­cia, opra­co­wa­łem sze­roką gamę róż­no­rod­nych tech­nik słu­żą­cych do eks­plo­ra­cji pola widze­nia i wyko­rzy­sta­nia zmy­słu wzroku. Pozwa­lają one na odblo­ko­wa­nie i uwol­nie­nie nie tylko ura­zów, ale także sze­ro­kiego spek­trum obja­wów psy­cho­lo­gicz­nych i fizycz­nych. W każ­dym z roz­dzia­łów tej książki oma­wiam inny aspekt Bra­in­spot­tingu, włą­cza­jąc w to różne jego modele oraz spo­soby zasto­so­wa­nia.

W roz­dziale 2 wyja­śniam, jak nasza sfera psy­chiczna wyraża się poprzez naj­głęb­sze obszary mózgu i ciała w for­mie odru­chów. Zary­so­wuję rów­nież usta­wie­nia, które sta­no­wią pod­stawę wszyst­kich modeli Bra­in­spot­tingu. W roz­dziale 3 opo­wia­dam, jak odkry­łem, że pozy­cja gałek ocznych pozo­staje we wza­jem­nej zależ­no­ści z dozna­niami z ciała, i jak odkry­cie to dopro­wa­dziło do dwóch nowych zasto­so­wań Bra­in­spot­tingu.

Bra­in­spot­ting można sto­so­wać w pracy z klien­tami, któ­rzy muszą pozo­stać unie­ru­cho­mieni pod­czas sesji, w tym z oso­bami cier­pią­cymi na zespół stresu poura­zo­wego (PTSD) oraz w znacz­nym stop­niu ode­rwa­nymi od wła­snych doświad­czeń (prze­ja­wia­ją­cymi wysoki poziom dyso­cja­cji). W roz­dziale 4 wyja­śniam, w jaki spo­sób wraz ze swoim współ­pra­cow­ni­kiem odkry­łem szcze­gólny model Bra­in­spot­tingu, który jest przy­datny w pracy z tego rodzaju klien­tami.

W roz­dziale 5 pre­zen­tuję Gaze­spot­ting, odmianę Bra­in­spot­tingu, która wyko­rzy­stuje naszą natu­ralną skłon­ność do przyj­mo­wa­nia okre­ślo­nej pozy­cji gałek ocznych, kiedy o czymś myślimy albo mówimy – innymi słowy zdol­ność do samo­rzut­nego i intu­icyj­nego loka­li­zo­wa­nia swo­ich Bra­in­spo­tów.

Roz­dział 6 odnosi się do sedna uni­kal­nego połą­cze­nia tera­pii rela­cyj­nej i bez­po­śred­niego dostępu do mózgu. Model Podwój­nego Dostro­je­nia ujmuje w ramę doświad­cze­nia klienta z Bra­in­spot­tin­giem i wspo­maga jego wewnętrzny pro­ces zdro­wie­nia zarówno jako istoty ludz­kiej, jak i bytu neu­ro­bio­lo­gicz­nego.

W prze­ci­wień­stwie do wielu metod psy­cho­te­ra­peu­tycz­nych Bra­in­spot­ting został stwo­rzony spe­cjal­nie z myślą o łącze­niu go z innymi tech­ni­kami. Ludzki układ mózg-ciało jest roz­le­gły i zło­żony, dla­tego należy go postrze­gać i trak­to­wać indy­wi­du­al­nie. Żad­nego podej­ścia, w tym Bra­in­spot­tingu, nie da się zasto­so­wać cało­ściowo do każ­dego pro­blemu klienta. W roz­dziale 7 opi­suję, jak zachę­cać tera­peu­tów do korzy­sta­nia z metod, dzięki któ­rym mogą pogłę­bić i wzbo­ga­cić swoją prak­tykę Bra­in­spot­tingu.

Roz­dział 8 poświę­cony jest szcze­gól­nemu mode­lowi Bra­in­spot­tingu – osi Z, czyli pracy z odle­gło­ścią. Tech­nika ta pomaga klien­tom, któ­rzy doświad­czają wewnętrz­nych blo­kad lub mają trud­no­ści z prze­twa­rza­niem infor­ma­cji, uru­cho­mić pro­ces zdro­wie­nia i reago­wa­nia na bodźce z oto­cze­nia.

W roz­dziale 9 ana­li­zuję wio­dącą rolę mózgu w pro­ce­sie Bra­in­spot­tingu. Jak zazna­czy­łem wcze­śniej, mózg jest naj­do­sko­nal­szym ska­ne­rem, który nie­prze­rwa­nie moni­to­ruje wszyst­kie komórki orga­ni­zmu, a także sam sie­bie. Bra­in­spot­ting wyko­rzy­stuje zdol­ność mózgu do ska­no­wa­nia, a także do prze­twa­rza­nia infor­ma­cji i samo­uz­dra­wia­nia. W roz­dziale tym ana­li­zuję rów­nież Bra­in­spot­ting jako tera­pię opartą na dzia­ła­niu mózgu, w któ­rej myśle­nie i obser­wa­cja sprzy­jają zdo­by­wa­niu wie­dzy, wspo­ma­ga­jąc pro­ces lecze­nia.

W roz­dziale 10 opi­suję, w jaki spo­sób można wyko­rzy­stać Bra­in­spot­ting w celu zła­go­dze­nia bólu oraz innych obja­wów fizycz­nych. Wszel­kiego rodzaju trau­ma­tyczne doświad­cze­nia są dla układu ner­wo­wego jed­no­cze­śnie fizycz­nymi, jak i psy­chicz­nymi ura­zami, które nie­uchron­nie stają się ze sobą powią­zane. Dzięki zdol­no­ści do roz­dzie­la­nia tych powią­zań Bra­in­spot­ting jest pomocny w lecze­niu takich dole­gli­wo­ści jak fibro­mial­gia i prze­wle­kłe zmę­cze­nie, a także urazy krę­go­słupa szyj­nego i głowy. Sta­nowi rów­nież sku­teczną tera­pię dla wete­ra­nów wojen­nych, któ­rzy czę­sto cier­pią na połą­cze­nie PTSD i ura­zo­wych uszko­dzeń mózgu (TBI).

Bra­in­spot­ting jest nie­zwy­kle sku­tecz­nym narzę­dziem słu­żą­cym do roz­po­zna­wa­nia i uwal­nia­nia wszel­kiego rodzaju traum wyni­ka­ją­cych z upra­wia­nia sportu. W roz­dziale 11 wyja­śniam, jak można go zasto­so­wać, aby pomóc klien­tom prze­zwy­cię­żyć traumy spo­wo­do­wane kon­tu­zjami, poraż­kami i upo­ko­rze­niami, które kumu­lują się w ukła­dzie ner­wo­wym. W roz­dziale tym pre­zen­tuję rów­nież model eks­pan­sji w Bra­in­spot­tingu, który może pomóc wszyst­kim spor­tow­com, od ama­to­rów po naj­lep­szych zawo­dow­ców, osią­gać znacz­nie lep­sze wyniki.

Pro­ces uzdra­wia­nia poprzez Bra­in­spot­ting ma cha­rak­ter twór­czy, co spra­wia, że może pobu­dzać i roz­wi­jać kre­atyw­ność, zwłasz­cza u arty­stów. Ponie­waż metoda ta oddzia­łuje rów­no­cze­śnie na obie pół­kule mózgowe, łączy w sobie ele­menty neu­ro­nauki i sztuki, inte­gru­jąc je w spójne doświad­cze­nie tera­peu­tyczne. W roz­dziale 12 opi­suję, jak różne modele Bra­in­spot­tingu mogą wspie­rać osoby twór­cze oraz sta­no­wić inspi­ra­cję dla tera­peu­tów pra­cu­ją­cych kre­atyw­nie ze swo­imi klien­tami.

W roz­dziale 13 przed­sta­wiam sze­reg róż­nych spo­so­bów zasto­so­wa­nia Bra­in­spot­tingu poza gabi­ne­tem tera­peuty w celu osią­gnię­cia relaksu, poprawy jako­ści snu lub zwięk­sze­nia wydaj­no­ści.

I wresz­cie w roz­dziale 14 opo­wia­dam o tym, jak Bra­in­spot­ting stał się mię­dzy­na­ro­do­wym feno­me­nem. Jest to nie­zwy­kle ela­styczna metoda, którą można zaadap­to­wać do odmien­nej kul­tury i języka. Szko­li­łem tera­peu­tów w Ame­ryce Połu­dnio­wej, Euro­pie, Austra­lii i na Bli­skim Wscho­dzie, a pod­sta­wowe zało­że­nia Bra­in­spot­tingu zostały prze­tłu­ma­czone na sześć języ­ków przez osiem­na­stu mię­dzy­na­ro­do­wych tre­ne­rów z trzech kon­ty­nen­tów.

Choć książka ta została napi­sana z myślą o sze­ro­kim gro­nie czy­tel­ni­ków, psy­cho­te­ra­peuci i inni spe­cja­li­ści z pew­no­ścią uznają ją za war­to­ściowe i inspi­ru­jące źró­dło wie­dzy przy­dat­nej w prak­tyce zawo­do­wej. Dzięki tej lek­tu­rze prze­ko­na­cie się, jak głę­bo­kie prze­miany są moż­liwe, nawet jeśli przez wiele lat doświad­cza­li­ście cier­pie­nia. Już samo uświa­do­mie­nie sobie, że „kie­ru­nek spoj­rze­nia wpływa na to, jak się czu­jemy”, może pogłę­bić waszą samo­świa­do­mość i roz­wi­nąć zdol­ność auto­re­flek­sji. Liczne przy­kłady zawarte w książce pozwolą wam zaj­rzeć do mojego gabi­netu i zro­zu­mieć, jak działa Bra­in­spot­ting oraz komu może przy­nieść realną pomoc. Aby chro­nić pry­wat­ność opi­sa­nych w nich osób, zmie­ni­łem ich dane i główne cechy roz­po­znaw­cze. Praw­do­po­dob­nie utoż­sa­mi­cie się z nie­któ­rymi z nich i mam nadzieję, że histo­rie ich uzdro­wie­nia będą dla was zachętą i inspi­ra­cją.

W chwili, gdy piszę te słowa, Bra­in­spot­ting wciąż ewo­lu­uje. Jest także coraz bar­dziej dostępny i cały czas przy­bywa nowych tera­peu­tów, któ­rzy prze­cho­dzą szko­le­nia w zakre­sie tej metody.

Podą­ża­jąc moim śla­dem, może­cie wyru­szyć w swoją wła­sną podróż. Niech lek­tura tej książki będzie począt­kiem waszych oso­bi­stych doświad­czeń z Bra­in­spot­tin­giem, dokąd­kol­wiek was one dopro­wa­dzą. Ofe­ruję wam te same wska­zówki, któ­rymi dzielę się ze wszyst­kimi swo­imi klien­tami: „Daj sobie czas i prze­strzeń. Obser­wuj swoją wewnętrzną prze­mianę z otwar­to­ścią i cie­ka­wo­ścią”.

Roz­dział 1

Odkrycie Brainspottingu

Prze­łom w tera­pii pew­nej mło­dej łyż­wiarki

Karen była łyż­wiarką figu­rową z real­nymi szan­sami na mistrzo­stwo. Miała dosko­nałą formę pod­czas tre­nin­gów, ale na zawo­dach osią­gała wyniki poni­żej prze­cięt­nej. Od roku pra­co­wa­łem z nią inten­syw­nie i spo­ty­ka­li­śmy się co tydzień na pół­to­ra­go­dzin­nych sesjach. Zgło­siła się do mnie z dwoma głów­nymi obja­wami: zarówno w trak­cie roz­grzewki, jak i pod­czas star­tów miała wra­że­nie, że nie czuje nóg i cał­ko­wi­cie zapo­mina pro­gram.

Jej prze­szłość obfi­to­wała w trau­ma­tyczne prze­ży­cia. Wycho­wała się w domu, w któ­rym pano­wał chaos. Jej rodzice nie­ustan­nie się kłó­cili, więc od wcze­snego dzie­ciń­stwa ota­czały ją krzyki i kłót­nie. Kiedy miała trzy lata, uro­dziła się jej sio­stra i w rodzi­nie nastą­pił roz­łam – matka dziew­czy­nek sprzy­mie­rzyła się z młod­szą córką, a ojciec ze star­szą. Ten podział usta­no­wił wzo­rzec mat­czy­nego odrzu­ce­nia, który prze­niósł się na łyż­wiar­stwo Karen. Ojciec pod każ­dym wzglę­dem wspie­rał ją w upra­wia­niu sportu, cho­dząc z nią na nie­zli­czone tre­ningi i lek­cje, a potem na zawody. Matka nie anga­żo­wała się w tę sferę jej życia. Gdy Karen miała osiem lat, jej rodzice się roz­wie­dli. Usły­szała wtedy od matki: „Rodzina się roz­pa­dła przez te twoje łyżwy!”.

Jakby to nie wystar­czyło, by pod­ko­pać jej pew­ność sie­bie i zami­ło­wa­nie do sportu, dozna­wała na lodo­wi­sku wielu kon­tu­zji. Tre­no­wała co naj­mniej pięć godzin dzien­nie, pod­czas gdy sam występ na zawo­dach trwał nie­całe sie­dem minut – dwie i pół minuty zaj­mo­wał tak zwany krótki pro­gram, a cztery minuty długi pro­gram. Tak więc łyż­wia­rze muszą poświę­cić tysiące godzin na przy­go­to­wa­nie do zale­d­wie kil­ku­mi­nu­to­wego pokazu. Z tego powodu do więk­szo­ści kon­tu­zji docho­dzi w trak­cie ćwi­czeń. Zazwy­czaj łyż­wiarz upada kilka razy pod­czas każ­dego tre­ningu. Cho­ciaż upadki i zwią­zane z nimi urazy są tak powszechne, że mało kto się nimi przej­muje, każde ude­rze­nie o lód przy­czy­nia się do kumu­la­cji wstrzą­sów w mło­dym orga­ni­zmie.

Karen nie róż­niła się od innych zawod­ni­czek, jeśli cho­dziło o kon­tu­zje, ale każ­demu ura­zowi towa­rzy­szył uraz emo­cjo­nalny, który rów­nież zagnież­dżał się w jej ukła­dzie ner­wo­wym. Gdy raz tak mocno stłu­kła sobie plecy, że zabrało ją pogo­to­wie, ponow­nie zaznała chłodu odrzu­ce­nia ze strony matki: „Sama jesteś sobie winna. Doigra­łaś się”. Nic dziw­nego, że nie­ru­cho­miała i wpa­dała w panikę pod­czas roz­grze­wek na lodo­wi­sku.

W pracy z Karen zasto­so­wa­łem Natu­ral Flow EMDR (odwraż­li­wia­nie i ponowne prze­twa­rza­nie infor­ma­cji za pomocą ruchów gałek ocznych), tech­nikę tera­peu­tyczną, którą wyna­la­zła w latach osiem­dzie­sią­tych XX wieku dok­tor Fran­cine Sha­piro. EMDR wyko­rzy­stuje naprze­mienne ruchy gałek ocznych w lewo i w prawo, aby sty­mu­lo­wać naprze­mien­nie prze­ciwne pół­kule mózgowe. Choć ist­nieją różne hipo­tezy na temat mecha­ni­zmu dzia­ła­nia tej dwu­stron­nej sty­mu­la­cji, jak dotąd nie usta­lono jego jed­no­znacz­nego wyja­śnie­nia. Wia­domo jed­nak, że może to sprzy­jać osią­gnię­ciu pew­nego poziomu inte­gra­cji mię­dzy pół­ku­lami mózgo­wymi. Lewa pół­kula kon­tro­luje prawą stronę ciała, a prawa pół­kula lewą stronę. Lewa pół­kula odpo­wiada za myśle­nie, posłu­gi­wa­nie się języ­kiem i roz­wią­zy­wa­nie pro­ble­mów. Domeną pra­wej pół­kuli jest intu­icja, sfera emo­cjo­nalna i funk­cje orga­ni­zmu. Kiedy przy­tła­czają nas emo­cje i nie jeste­śmy w sta­nie trzeźwo myśleć, kon­trolę przej­muje prawa pół­kula. Kiedy prze­ja­wiamy nad­mier­nie ana­li­tyczną postawę i jeste­śmy odcięci od naszych emo­cji, domi­nuje lewa pół­kula. Ale kiedy czu­jemy się skon­cen­tro­wani i osią­gamy dobre wyniki, obie pół­kule naszego mózgu efek­tyw­nie współ­dzia­łają ze sobą.

Aby pobu­dzić pół­kule mózgowe do współ­dzia­ła­nia, tera­peuta EMDR prze­suwa dłoń przed oczami klienta, który wodzi za nią wzro­kiem. Ta pozor­nie dziwna tech­nika wydaje się wzmac­niać i pogłę­biać pro­ces lecze­nia, kiedy sto­suje się ją w połą­cze­niu z zesta­wem kro­ków opra­co­wa­nych przez dok­tor Fran­cine Sha­piro. Pierw­szy etap obej­muje wywiad i przy­go­to­wa­nie. W kolej­nej fazie tera­peuta prosi klienta o przy­wo­ła­nie z pamięci obrazu trau­ma­tycz­nego prze­ży­cia, po czym napro­wa­dza go na myśle­nie o nega­tyw­nych i pozy­tyw­nych prze­ko­na­niach zwią­za­nych z tym wspo­mnie­niem. Następ­nie klient przy­wo­łuje jed­no­cze­śnie wspo­mnie­nie i nega­tywne prze­ko­na­nie, obser­wu­jąc emo­cje, które się wów­czas poja­wiają. Może oce­nić inten­syw­ność tych emo­cji w dzie­się­cio­stop­nio­wej skali nume­rycz­nej zwa­nej Skalą Subiek­tyw­nych Jed­no­stek Dys­kom­fortu (Sub­jec­tive Units of Distur­bance Scale – SUDS). Celem wszyst­kich tych kro­ków jest roz­bu­dze­nie lub akty­wo­wa­nie nie­po­koju w ciele klienta.

Od tego momentu zaczy­nają się szyb­kie ruchy gałek ocznych w prawo i w lewo. Od czasu do czasu tera­peuta prze­rywa, aby przyj­rzeć się pro­ce­som zacho­dzą­cym we wnę­trzu klienta. To wewnętrzne doświad­cze­nie zwane prze­twa­rza­niem jest w grun­cie rze­czy skon­cen­tro­waną i bar­dzo inten­sywną formą uważ­no­ści. Pod kie­run­kiem tera­peuty klient w spo­sób bez­stronny obser­wuje krok po kroku wszystko, czego doświad­cza, w tym swoje wspo­mnie­nia, myśli, emo­cje i dozna­nia fizyczne. Kiedy na koniec tera­peuta ponow­nie odwo­łuje się do pier­wot­nego obrazu, by spraw­dzić, jak on oraz towa­rzy­szące mu napię­cie emo­cjo­nalne się zmie­niły, inten­syw­ność tego wspo­mnie­nia powinna być słab­sza.

W 1993 roku prze­sze­dłem szko­le­nie w zakre­sie EMDR pod kie­run­kiem dok­tor Sha­piro i od razu prze­ko­na­łem się, że wielu moich klien­tów sil­nie reaguje na tę metodę. Jed­nak nie­któ­rzy z nich byli zbyt przy­tło­czeni mocą EMDR, dla­tego musia­łem zmo­dy­fi­ko­wać swoje pro­ce­dury. Przede wszyst­kim spo­wol­ni­łem ruchy gałek ocznych, aby stały się bar­dziej kojące. Klien­tom, któ­rzy sta­wali się nad­mier­nie pobu­dzeni, zale­ca­łem prze­no­sze­nie uwagi z czę­ści ciała wywo­łu­ją­cych nie­po­kój w rejony, w któ­rych czuli się wyci­szeni i usta­bi­li­zo­wani emo­cjo­nal­nie. Poza tym przy­go­to­wa­łem płyty do bila­te­ral­nej sty­mu­la­cji dźwię­kiem z odgło­sami natury i muzyką, z któ­rych korzy­sta­łem pod­czas sesji tera­peu­tycz­nych. Dzięki tym nagra­niom moi klienci mogli poczuć się spo­koj­niejsi pod­czas prze­twa­rza­nia swo­ich wewnętrz­nych doświad­czeń. Tak udo­sko­na­loną wer­sję tera­pii nazwa­łem Natu­ral Flow EMDR.

Stwo­rzy­łem warsz­taty, na któ­rych przy­bli­ża­łem swoją tech­nikę innym tera­peu­tom w Sta­nach Zjed­no­czo­nych i na świe­cie. Wielu z nich powie­działo mi póź­niej, że dzięki moim szko­le­niom mogli sku­tecz­niej sto­so­wać EMDR w swo­jej prak­tyce.

Odkry­łem, że Natu­ral Flow EMDR jest szcze­gól­nie wydajna w pracy ze spor­tow­cami, któ­rzy czę­sto nie wytrzy­mują pre­sji zwią­za­nej z byciem oce­nia­nym. W przy­padku Karen – osoby z roz­le­głą histo­rią traum i sil­nym lękiem przed wystą­pie­niami – tra­dy­cyjna metoda EMDR oka­zała się zbyt przy­tła­cza­jąca. Dzięki Natu­ral Flow EMDR zacho­wała rów­no­wagę emo­cjo­nalną pod­czas sesji tera­peu­tycz­nych i po ich zakoń­cze­niu. Powolne i łagodne ruchy gałek ocznych oraz świa­do­mość poczu­cia sta­bi­li­za­cji pomo­gły jej uwol­nić się od traum z dzie­ciń­stwa i tre­nin­gów na lodo­wi­sku.

Spor­towcy są dosko­na­łymi klien­tami, gdyż pod­cho­dzą do tera­pii tak sumien­nie jak do upra­wia­nej dys­cy­pliny. Karen zaan­ga­żo­wała się w Natu­ral Flow EMDR. Miała świetne wyniki z jed­nym tylko wyjąt­kiem – na­dal nie potra­fiła wyko­nać figury zwa­nej loop. Był to obo­wiąz­kowy punkt w jed­nym z jej pro­gra­mów i bez względu na nasze sta­ra­nia Karen zawsze się na nim „wykła­dała”, lądu­jąc na lodzie po dwóch, a nie trzech obro­tach. Skok ten miał klu­czowe zna­cze­nie i sta­no­wił ostat­nią prze­szkodę na jej dro­dze. Wszyst­kie metody tera­peu­tyczne, dzięki któ­rym sku­tecz­nie prze­zwy­cię­żyła zaha­mo­wa­nia i nie­po­kój pod­czas roz­grze­wek i zawo­dów, jakoś nie były w sta­nie roz­wią­zać pro­blemu z loopem.

Pew­nego dnia pole­ci­łem swo­jej klientce, by w wyobraźni zoba­czyła i poczuła, jak wyko­nuje tę trudną figurę w zwol­nio­nym tem­pie, a potem zatrzy­mała się w momen­cie, w któ­rym zaczyna tra­cić rów­no­wagę. Karen podą­żyła za moją wska­zówką, po czym poczuła napię­cie w tuło­wiu i nogach. Popro­si­łem, aby wciąż sku­piała uwagę na tym dozna­niu, i zasto­so­wa­łem tech­nikę Natu­ral Flow. Młoda łyż­wiarka wodziła wzro­kiem za moimi pal­cami, które prze­su­wa­łem wolno tam i z powro­tem w polu jej widze­nia. Nie prze­rwa­łem, nawet kiedy poin­for­mo­wała mnie, że czuje, jakby utknęła w miej­scu.

Po około minu­cie, gdy moje palce po raz kolejny prze­su­nęły się przed nosem Karen, jej oczy zadrżały gwał­tow­nie, po czym znie­ru­cho­miały. Moja ręka rów­nież zasty­gła w bez­ru­chu. Mia­łem wra­że­nie, jakby ktoś zła­pał mnie za nad­gar­stek i zatrzy­mał w miej­scu.

Przez kolejne dzie­sięć minut Karen, z sze­roko otwar­tymi oczami, wpa­try­wała się w moje nie­ru­chome palce, rela­cjo­nu­jąc napły­wa­jące zni­kąd obrazy i dozna­nia fizyczne. Wspo­mnie­nia trau­ma­tycz­nych prze­żyć, które przez ostatni rok pozo­sta­wały nie­uchwytne mimo inten­syw­nej tera­pii, zaczęły stop­niowo się wyła­niać. Karen prze­twa­rzała je szybko jedno po dru­gim. Prze­ży­wała na nowo kłót­nie rodzi­ców, urazy i cho­roby z dzie­ciń­stwa oraz śmierć babci, a wszyst­kie te sceny prze­my­kały przed jej oczami, po czym zni­kały. Jed­nak naj­bar­dziej przy­kuły moją uwagę wspo­mnie­nia trau­ma­tycz­nych prze­żyć, od któ­rych, jak sądzi­łem, Karen już cał­ko­wi­cie się uwol­niła. Teraz ponow­nie się poja­wiły i ule­gły ponow­nemu prze­two­rze­niu, co zbli­żyło je do roz­wią­za­nia. W ciągu dwu­dzie­stu pię­ciu lat prak­tyki jesz­cze ni­gdy nie widzia­łem cze­goś takiego.

Po dzie­się­ciu minu­tach potok wspo­mnień zaczął stop­niowo zwal­niać, a blo­kada i drga­nie gałek ocznych ustą­piły. Wró­ci­li­śmy do wodze­nia wzro­kiem za moimi pal­cami i sesja dobie­gła końca jak wszyst­kie inne. Reak­cja Karen była tak nie­ocze­ki­wana i zagad­kowa, że żadne z nas nie wypo­wia­dało się na jej temat.

Następ­nego dnia rano Karen zadzwo­niła do mnie z lodo­wi­ska i oświad­czyła pod­eks­cy­to­wana, że bez trudu wyko­nała loop kilka razy z rzędu. Od razu uświa­do­mi­łem sobie, że pod­czas ostat­niej sesji wyda­rzyło się coś nowego i nie­zwy­kłego. Zaczą­łem się zasta­na­wiać, czy byłem świad­kiem prze­łomu, który wykra­czał poza moją pracę z Karen.

Zwra­ca­łem szcze­gólną uwagę na zacho­wa­nie wszyst­kich klien­tów, z któ­rymi pra­co­wa­łem tego dnia. Śle­dzi­łem ruchy ich gałek ocznych i gdy tylko zauwa­ży­łem jakąś ano­ma­lię, natych­miast zatrzy­my­wa­łem dłoń. Obser­wo­wa­łem ich, kiedy wpa­try­wali się w moje nie­ru­chome palce, i cze­ka­łem. Prak­tycz­nie za każ­dym razem pro­ces prze­twa­rza­nia ule­gał zmia­nie. U jed­nych pogłę­biał się, u innych nabie­rał tempa. Nie­któ­rzy klienci zda­wali się nie zauwa­żać, że sto­so­wa­łem odmienną tech­nikę, i pod­da­wali się jej. Inni pytali mnie, co zmie­ni­łem. Jed­nak opi­nie ich wszyst­kich robiły wra­że­nie. Sły­sza­łem komen­ta­rze takie jak: „Mam zupeł­nie inne odczu­cia”, „To jest znacz­nie głęb­sze” i „Czuję to z tyłu głowy”. Ku mojemu zdzi­wie­niu ta nowa metoda oka­zała się jesz­cze bar­dziej sku­teczna niż ta, którą dotych­czas sto­so­wa­łem. Tech­nika inte­gra­cyjna, Natu­ral Flow EMDR, z któ­rej korzy­sta­łem wcze­śniej, przy­no­siła świetne efekty, toteż odkry­cie cze­goś jesz­cze dosko­nal­szego miało prze­ło­mowe zna­cze­nie.

Takie były początki Bra­in­spot­tingu.

* * *

Ponie­waż jako doświad­czony psy­cho­te­ra­peuta byłem powszech­nie znany w śro­do­wi­sku zawo­do­wym, nie­mal połowa mojej klien­teli skła­dała się z kole­gów po fachu, z któ­rych wielu sto­so­wało w swej prak­tyce EMDR. Nie uszło zatem ich uwa­dze, gdy w pracy z nimi wypró­bo­wa­łem swoją nową metodę. Będąc pod wra­że­niem zarówno mocy, jak i nowa­tor­skiego cha­rak­teru tej tech­niki, zasy­py­wali mnie pyta­niami: „Co to takiego?”, „Jak na to wpa­dłeś?”, „Jakie masz wyniki?” – pyta­nia padały ze wszyst­kich stron. Więk­szość psy­cho­lo­gów kli­nicz­nych ma skłon­ność do docie­kań i eks­pe­ry­men­tów, toteż moi klienci będący tera­peu­tami zaczęli sto­so­wać moje odkry­cie w swo­jej prak­tyce i dzie­lić się ze mną uwa­gami. Pod­eks­cy­to­wani opo­wia­dali mi o prze­ło­mach i nie­ocze­ki­wa­nych zmia­nach, które zacho­dziły nawet u naj­bar­dziej opor­nych klien­tów.

W mię­dzy­cza­sie na­dal sto­so­wa­łem nową metodę we wła­snej prak­tyce. Po mie­siącu w opar­ciu o swoją pracę i doświad­cze­nia wielu innych tera­peu­tów zgro­ma­dzi­łem mnó­stwo aneg­do­tycz­nych dowo­dów na siłę i sku­tecz­ność swo­jego nowego podej­ścia. Ludzie zaczęli pytać, jak nazwa­łem swoje odkry­cie, a ja nie mia­łem poję­cia, co powie­dzieć. Roz­wa­ża­łem wiele nazw, takich jak Eyega­zing, Eyefi­xa­tion czy Bra­invi­sion; nie­które brzmiały zbyt żenu­jąco, by o nich wspo­mi­nać. W końcu jadąc z domu na Long Island do gabi­netu na Man­hat­ta­nie, dozna­łem olśnie­nia: Bra­in­spot­ting.

* * *

Wraz z upły­wem mie­sięcy posze­rza­łem zakres zasto­so­wa­nia Bra­in­spot­tingu, podob­nie jak coraz licz­niej­sze grono moich kole­gów po fachu. Pytano mnie, czy zamie­rzam opra­co­wać szko­le­nie w zakre­sie swo­jej nowej metody, jed­nak czu­łem, że jest na to jesz­cze za wcze­śnie. Wciąż bada­łem róż­no­rodne reak­cje, które wystę­po­wały u moich klien­tów.

Kiedy Bra­in­spot­ting pogłę­biał pro­ces uzdra­wia­nia u klien­tów, otwie­rał rów­nież nowe moż­li­wo­ści eks­plo­ra­cji badaw­czych. Tech­nika była pro­sta, ale wywo­ły­wała zło­żone reak­cje. Odkry­łem też, że drże­nie lub unie­ru­cho­mie­nie oczu nie były jedy­nymi odru­chami ujaw­nia­ją­cymi obec­ność traum zako­rze­nio­nych głę­boko w mózgu; zaob­ser­wo­wa­łem wiele innych reak­cji, gdy zatrzy­my­wa­łem ruch ręki, takich jak czę­ste lub mocne mru­ga­nie, a także roz­sze­rza­nie bądź zwę­ża­nie oczu. Wszel­kie odru­chy widoczne na twa­rzy – a cza­sem także w całym ciele – zda­wały się poja­wiać w momen­cie, gdy gałki oczne przyj­mo­wały okre­śloną pozy­cję. Eks­pe­ry­men­to­wa­łem z zatrzy­my­wa­niem dłoni wła­śnie wtedy, gdy klient zaczy­nał kasz­leć, brać głę­bo­kie odde­chy, prze­ły­kać ślinę, obli­zy­wać wargi, prze­chy­lać głowę, wydy­mać noz­drza lub przy­bie­rać inny wyraz twa­rzy.

Za każ­dym razem pro­ces prze­twa­rza­nia zna­cząco się zmie­niał. Cze­go­kol­wiek doświad­czał klient, ule­gało zmia­nie. Obrazy i wspo­mnie­nia poja­wiały się szyb­ciej. Emo­cje i dozna­nia fizyczne pogłę­biały się, a ich prze­miany nastę­po­wały w szyb­szym tem­pie i bar­dziej płyn­nie. Sami klienci rów­nież mogli obser­wo­wać pro­ces, któ­remu pod­le­gali. Doświad­cze­nie to było i na­dal jest fascy­nu­jące.

Kiedy wypa­try­wa­łem zna­czą­cych odru­chów w polu widze­nia klienta, zda­łem sobie sprawę, jakiej potrzeba sub­tel­no­ści i wprawy, by je dostrzec i utrzy­mać w miej­scu. Było to jak oparty na więzi i zestro­je­niu taniec tera­peuty z klien­tem, coś znacz­nie wię­cej niż zwy­kły mecha­niczny pro­ces. Klienci czę­sto się zasta­na­wiali, skąd wiem, w któ­rym momen­cie zatrzy­mać ruch dłoni. Kiedy pyta­łem, czy zdają sobie sprawę, dla­czego prze­rwa­łem, nie mieli poję­cia, nawet jeżeli spra­wiało to ich ski­nie­nie głowy. Wyczu­wa­łem, że to układ ner­wowy klienta wysyła mi wska­zówki w klu­czo­wych momen­tach.

* * *

Tym­cza­sem do głosu doszły kwe­stie prak­tyczne, gdyż coraz trud­niej było mi utrzy­mać w miej­scu wycią­gniętą rękę przez kilka kolej­nych sesji. Pró­bo­wa­łem róż­nych roz­wią­zań, mię­dzy innymi opie­ra­łem łokieć na prze­su­wa­nym bla­cie, ale nic się nie spraw­dzało.

Pro­blem ten wciąż nie dawał mi spo­koju, gdy pew­nego dnia wybra­łem się w odwie­dziny do matki do swego rodzin­nego domu w Queens. Mój ojciec zmarł szes­na­ście lat wcze­śniej na raka nerki, a matka pozo­sta­wiła jego biurko nie­tknięte. Gdy sie­dząc w jego fotelu, wpa­try­wa­łem się w roz­ło­żone na bla­cie dłu­go­pisy, papiery i spi­na­cze, przy­po­mnia­łem sobie, jak sie­dział przy biurku i przy­go­to­wy­wał się do jed­nego ze swo­ich nie­zli­czo­nych wykła­dów na temat kwe­stii żydow­skich. Ojciec pra­co­wał jako wykła­dowca zarówno w kraju, jak i za gra­nicą i kiedy byłem dziec­kiem, zabie­rał mnie, moją sio­strę i mamę w podróże do dale­kich kra­jów. Pogrą­żony we wspo­mnie­niach, machi­nal­nie zaczą­łem otwie­rać szu­flady i zaglą­dać do środka. W jed­nej z nich leżał tylko jeden przed­miot – roz­su­wany srebrny wskaź­nik.

To jest to, pomy­śla­łem, cho­wa­jąc wskaź­nik do kie­szeni. Z jakie­goś powodu posta­no­wi­łem rów­nież zabrać leżący na gór­nej półce w sza­fie kape­lusz ojca. W mojej gło­wie kieł­ko­wały pomy­sły.

Następ­nego dnia pierw­szym moim klien­tem był Stan, męż­czy­zna koło pięć­dzie­siątki, który od dzie­ciń­stwa bory­kał się z lękiem przed wystą­pie­niami publicz­nymi. Stan oba­wiał się nad­cho­dzą­cej pre­zen­ta­cji w fir­mie, w któ­rej zaj­mo­wał jedno z kie­row­ni­czych sta­no­wisk. Wra­cał myślami do swo­jego poprzed­niego wystą­pie­nia, które nie wypa­dło naj­le­piej, ponie­waż w trak­cie zanie­mó­wił. To wspo­mnie­nie w połą­cze­niu z ocze­ki­wa­niami spra­wiało, że zże­rał go nie­po­kój. Czuł ucisk w żołądku, a jego serce koła­tało jak sza­lone.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki