Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Dobry Bóg wsparł, dając jej siłę po przeżytych traumach, by podnieść się z kolan, oczyścić serce i duszę z bólu. Włożył pióro w dłoń dając dar pisania. Większość jej wierszy jest Bólem pisane, stąd tytuł tomiku.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 74
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
RedaktorAgnieszka Dyszak
© Teresa Siniak Żywiecka, 2023
Dobry Bóg wsparł, dając jej siłę po przeżytych traumach, by podnieść się z kolan, oczyścić serce i duszę z bólu. Włożył pióro w dłoń dając dar pisania. Większość jej wierszy jest bólem pisane, stąd tytuł tomiku.
ISBN 978-83-8324-795-3
Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero
Przyszłam na świat 01.12.1956 roku w mieście Chojnów, na Dolnym Śląsku, gdzie mieszkam do chwili obecnej. Zawsze miałam wrażliwą duszę i pociąg do muzyki, tańca, książki i poezji, lecz nie dane mi było wcześniej realizować się w tym co lubię. Dobry Bóg wsparł, dając mi siłę po przeżytych traumach, by podnieść się z kolan, oczyścić serce i duszę z bólu. Włożył pióro w dłoń dając dar pisania. Większość moich wierszy jest bólem pisane, stąd tytuł tomiku.Wcześniej moja poezja zaistniała w trzech antologiach: ASTRUM — Zanim zabierze nas wiatr, Seria „Czas na debiut” 20 — SERCA NATCHNIONE, Wydawnictwo KryWaj ALEJĄ SŁÓW — Kolorem duszy pisania.„Bólem pisane” to pierwszy mój tomik, za co sercem dziękuję po stokroć kobiecie o wielkim sercu, Agnieszce Anecie Dyszak.
Teresa Siniak-Żywiecka
zdawało się być miło
i nagle prysł czar
pozory sztuczna grzeczność
nadal nie łapię tego
co poróżniło aż tak
co zniszczyło relacje cudowne
wcześniej żyliśmy w oddali ale przyjaźnie
choć nie wszyscy
krew z krwi w żyłach płynie
a znów buzuje
jak kwaśne sfermentowane wino
a i ból drąży w sercu
jakby chciał korek wyrwać z zatkanej rany
niczym korkociąg
z wina starej daty
by serce wykrwawiło na amen
w lament już nie wpadnę
no bo i po co
dość zostało łez wylanych
morze czerwone przybrało
bo lata krwawe płynęły
a wciąż zachodzę w głowę
dlaczego tak źle się dzieje
i za co to spotyka
zbuntowane uparta jak muły
nigdy nie przestałam kochać
a zrozumieć przebić się
przez mur tajemnic nie potrafię
a na walkę z wiatrakami brak sił
i szkoda czasu
po cóż rwać włosy z głowy
ten życia etap został w przeszłości
choć wciąż tak bardzo boli
i przykro źle
takie zachowanie odświeża jedynie
stare traumy
i na nic pozorne pojednanie
życie zbyt kruche
a i ku schyłkowi się chyli
kiedyś zapłaczą
ale co z tego
jak już nie będzie pnia żywego
aby swą winorośl przytulić
i powiedzieć szczęścia wy moje
duma rozpiera że
wydany owoc zdrowy
a robak jakiś drąży podjada
dlaczego
coś się kończy
coś zaczyna
powiadają że
prawdziwa pewna
jedynie śmierć
więc pnę się gdym żywa
po drabinie radości
niczym bluszcz
przysłaniajac smutną przeszłość
pragnę nowego życia
niechaj się
rozrasta kwiat szczęścia
hulaj duszo
moja
bo większego
piekła nie ma
aniżeli tu
na ziemskim
padole płaczu
Pan dał dar
w rękę wkładając pióro
więc pisz
raduj serca ludzkie
i swoje poezją
obietnice relikwią
trzymane głęboko w sercu
a okazały się
na wodzie pisane palcem
sielanką w trwodze
głucho ciemno
obietnice solą w oku
możliwe że
umrę jako Kleopatra klęsk szukać daremne
smutne że
człowiek się
staje przezroczysty
i niezauważalne
jego potrzeby serca
błąka się
życiem samotnie
odrzucony przez stado
jak czarna owca
by przetrwać
w śród obcych
szuka pokarmu
dla duszy jakim jest
miłość szacunek akceptacja
świat tak piękny
i życie ma tyle uroków w sobie
a mnie przepełnia smutek samotności
nie żeby zazdrościła przeciwnie
raduje mnie innych szczęście lecz czasem
czuję się jak piąte koło u wozu
rozmawiając ze szczęściarzami
i smutek jak gwóźdź tępy wbija się w głowę
czym wdzięczna
o tak
bez dwu zdań
za pokorę
która przezwyciężyła pychę
za drugą szansę
by żyć
za dzieci wnuki prawnuka
sercu najdroższe
za to co mam
choć to nie miliony
za wiarę
odzyskaną w siebie
za spojrzenie
inne na życie świat
za wielkie serca
ludzi spotykanych
na drodze życia
za zdrowie
w miarę dobre
za dar Boży
pisania
pachnę wiosną
pachnę ciszą
a wyglądam zjawiskowo
kolorowo me skrzydła maluje natura
lekko lata w mini zwinny
na szpileczkach motyl barwny
nie jednego też zaskoczy charakterem
co niektórzy powiadają tak czy siak
owad
z poczwarki przeobrażony
i żywot już krótki
by świat zawojować
wypuszczając złe emocje w eter
a motyl lata
i zachwyca nie bacząc na nic zwinny barwny
a niech tam plotkują zazdrośnicy
jeśli urok czar
i powab motyli kole w oko załóż na nos ciemne okulary
nie patrz skoro razi
ale nie krytykuj nie osadzaj
życia ni wyglądu
nic komu do tego skąd w motylu tyle wigoru
i jak żyje
bo motylem trzeba się
urodzić
zapomniałam jego oczy
zapomniałam jak całuje
i numeru telefonu zapomniałam
też adresu zapomniałam
aby same nie poniosły nogi
a tu serce ciągle jęczy zwariowane
i funduje częstoskurcze
jak przez chwilę wspomnę czasy dawne
wali wówczas jak szalone
raz za razem jakby wojna wybuchła
bombarduje wprost
wrzeszczy
chcę z powrotem do niej
ale złotko pytam
po co
ona bywa samolubna
i nie chciała obdarować nas kochaniem
przecież serce moje wiesz doskonale że
miłość ością nam w gardle stanęła
po cóż znowu tyle zawirowań rozczarowań
możliwości inne mamy kochać
a z nieszczęśliwą było ze sto nocy złotko
przepłakanych nieprzespanych
bij radośnie ciesz się życiem
i wesoło śpiewaj
żeś wolne
zrozum proszę moje złotko że
świat piękny
i bez dodatkowych problemów szansa że
dłużej pożyjemy
bo prawdziwa miłość chyba zamieszkała
gdzieś w lesie
dylematów biedna miała setki
i nawiała gdzieś
bo rzadko kiedy ją widać
najprościej
na przełaj pójść życiem
by było wesoło
nie bacząc na nic
a ciągle się cofam
we wspomnienia z nostalgią
gdy towarzyszyło mi szczęście
choć miłość karmą bogów
to nie chcę się karmić
resztkami z pańskiego stołu
to my życia budowniczy
tworzymy świat
nas ludzi otaczający
krocząc życiem
trwamy przy marzeniach
nie zawsze przyjaźni
prowadząc walkę z wiatrakami
serca na potrzeby innych zamknięte
a los stawia schody
i rosną bariery niezgody
które złamać potrafią
i konstrukcję metalową
a wystarczyłoby
odrobinę pokory aby w dobrej kondycji
utrzymać mosty porozumień
międzyludzkich
los drogi poplątał
bez zgody mojej
wdzierają się choroby
bez zgody mojej
i wkracza starość nieubłagalnie
bez zgody mojej
tyle złego się dzieje
bez zgody mojej
uciekło lat tyle młodych
bez zgody mojej
życie powala na kolana
bez zgody mojej
czyż już przepadło wszystko
bez zgody mojej
czyż nic z tego o czym marzę pragnę
znaczenia nie ma większego
i przyjdzie przejść życie samej a potem
i bez zgody mojej
dania umrę
nie rozumiem swej drogi
choć zwariowane
me życie
to je kocham
wieczorem
i z rana
mimo że
czasem rzuca
w szpony huśtawki
emocjonalnej
i nastrojem huśtając
aż zemdli
a na dokładkę
wsadza
na karuzelę
choć wie
o lęku wysokości
i klaustrofobii
ach życie życie
tyś jedno
więc szalej
do woli
skoro nie wolno mi
to komu
jak nie tobie
ale proszę
co nieco zważaj
i pozwól się
sobą nacieszyć
niby mały epizod
i oby tylko
a wyrwany z pamięci brutalnie
w bólach niczym dziecko na skrobance
z łona matki
gdzie ukryty od lat niepamiętnych
wyszedł jak robak
co drążył układ nerwowy skrywany
jak wstyd największy
a wypuszczony na światło dzienne
pod wpływem hipnozy
spowodował szok
choć winą nie byłam
dzięki temu rozpoczął się powrót
do tak zwanej normalności
od razu lżej na duszy
choć teraz marzę by zapomnieć o
zamierzchłej historii z przeszłości
wybaczyłam
i po co wraca niczym bumerang
i strach spojrzeć w lustro
gdzie za plecami postać stała lata chichocząc
nikt ci nie uwierzy
jam niewinny twego dramatu
próby wyznania bolącej tajemnicy
uznawano za fantazję
a demon rósł w siłę spijając wszelką radość
i ranił niczym drut kolczasty
okradając z wiary w siebie samoakceptacji
los trudnym traktem życia prowadził
walcząc ze sprzecznymi emocjami
miłość w nienawiść zmieniona
radość w żal smutek
i żyć trza było z ciężkim bagażem
uf jak dziś lekko
tak bardzo bym chciała zaufać komuś
i pokochać raz jeszcze
miłości
cudowne uczucie
i potęga niewyobrażalna
szczególnie ta bezwarunkowa
względem dzieci na dobre i złe
bliźniaczy płomień
lecz bywa niestety
i udręką
kiedy połączy nić niewidzialna
szczęścia radości ale też troski lęku
o bliską osobę
nieważna odległość jaka dzieli
intuicyjnie wyczuwasz
choć nie wiesz co się przydarzy
dobro czy zło
kochanej osobie
aż boli
z reguły dwa do trzech dni nim się
zadzieje wyjaśni co?
jakby płomień palił niepokój rozdziera
serce duszę
nazywam to chandrą
serce
na dłoni
drży jak osika
samotnie
pytając czasu
kiedy spotkają się
bliskie dusze
lecz on odmawia
wskazania godziny
czy dnia
w kolorze blue
przyszła nostalgia
nie proszona
po co nie wiem
po prostu wpadła
zmartwiła bo
czyżby chciała rozjątrzyć zadrę
ból tęsknota ofiarą
oby znów słotą częstować nie chciała sprawić
by płynął łzawy potok
bo ja się nie zgadzam
nich stoi za płotem minionych zdarzeń
bo idę dalej dumnie
łagodna z uśmiechem na ustach
realizować marzenia
i cieszę się każdym danym mi dniem
gdyż żyję tu i teraz
i odmawiam odłożenia życia na potem
w poczekalni zdarzeń
utknęło życie
mozolnie wychodząc naprzeciw oczekiwaniom
tkwię ospała
z tym co mam w ofercie
niczym śpiąca królewna
licząc na energii dzwon przebudzenia
by wyruszyć dalszym pięknym
traktem życia z nadzieją w sercu
na pozytywne zmiany
martwa cisza
jak ta
rozjątrza żal
brak motywacji
trzy w tył
krok w przód
ratunkiem
magia
słów miłości
i falstart
tak trudno wystartować
by utrzymać tępo
i nie stanęło w miejscu życie
wszak w pocie czoła
sumiennie zaliczone przedbiegi
kiedy cel został wyznaczony
utrzymać się
na powierzchni
niech los w przyszłość
niesie bez mistrzostw bieg życia
zwyczajny w miarę spokojny
by mimo tak poniesionej skali wytrwać
zaliczyć jak trzeba poprzeczkę ale
i zebrać drobne nagrody
by móc zresetować
życiowe porażki
muskana dusza
szczerością nocy
uderza miłość paląca
odwiedzający cień dotyka
spragnieni kochania wtuleni
a nadchodzi świt
i więdnie kwiat kobiecości
czekając kolejnego spotkania
zraszany samotnością dnia co pochłania
nadzieję na szczęście w ramionach
zakipiało w głowie
na widok ciebie nie możliwe
wiedziałam już wtedy że
nie jesteś mi obcy
lecz nie myślę że
staniesz raz jeszcze kiedyś
na mojej drodze
choć ufam że
nic się nie dzieje bez przyczyny
i wciąż grzebiesz
w mej głowie
wiedziałeś więcej o mnie
niż ja sama
w stanie byłam przysposobić
jak odbić się od samotności
by wzlecieć w końcu
tam gdzie podąża moje przeznaczenie
„ROZSTANIE JEST NASZYM LOSEM
A SPOTKANIE NADZIEJĄ”
Jan Paweł II
bez miłości życie marne
brak czułości dotyku pocałunku bliskości
zwykłego przytulania nie służy nikomu
marne życie bez miłości
i obecności drugiej połowy serca
gdy rutyna dnia obejmuje łzami
smutkiem istnienie
bez miłości życie marne
kiedy brak człowieka bliskiego
bez wsparcia w potrzebie
czy to w zdrowiu czy chorobie
marne życie bez miłości
większego szczęścia nie ma jak kochać
i czuć się kochaną
czarny chleb
i kawa czarna
nie popsuje smaku tak
jak samotność
w pojedynkę żyć źle
szczególnie że
wie się iż
z tej maki chleba nie będzie
serce roni gorzką łzę żalu
bo tuli się nie kochając
i nadal wygląda miłości
duszy oknem płochliwie
obolałe zranione
jak w niewoli ptak
zamknięty w klatce
zdradą cuchnie
trupim jadem gnijąc powoli
boleśnie umiera miłość
tkając czarne welony ze złudzeń
i nadchodzi duchowa śmierć
wbijając serce w żałobę
mała czarna z rana
wpadając swym aromatem w nozdrza ożywia
niczym morska bryza
łyk kawy jak burza o burty żył uderza
stawiając do pionu życia żagiel
spienione bałwany fal z mleka z dozą cukru
na osłodę czyhających trudów
dnia
wyrównuje kurs
zaufać lata było moją piętą Achillesa
w tej kwestii czeku in blanko
nie wystawiam
a jedynie kredyt zaufania
on winien procentować
kłamstwo zdrada serce kaleczy
zalewa je krew
i zawiedzione zaufanie gaśnie
niczym zapałka
która ponownie nie odpali
i choć wiedziałam że
danie zaufania w ciemno to wielki błąd
diabeł podkusił
i zaufałam miłości
teraz w głowie krzyczy pytanie
jak życiem iść dalej
skoro się wkradło kłamstwo
buzuje krew gorąca
a w ułamku sekundy zamarza
kiedy słyszę zaufaj mi proszę
wiem zawiodłem
ale wszystko naprawię
i niczym zjawa się słaniałam na nogach
nim krew do mózgu wróci
niepojęte zjawisko paraliżuje blokując
wiarę w drugiego człowieka
i pokładane nadzieje we wspólną drogę
pewnie już na dobre zostanę
niewiernym Tomaszem
ścigam się wciąż z losem
raz on raz ja wygrywam rundę
ale wciąż się zastanawiam
dlaczego
i po co od nowa podstępnie
w ring wciąga
a życie robi za arbitra
i ze spokojem odlicza
gdy na deski powali los
jakby chciał się pochwalić osiągnięciami
nie rozumiem czemuż aż tak bardzo
lubi boksować
nie powiem ni słowa złego
dobry zawodnik z niego
lecz jeszcze brakuje ciut
jakim jest Bóg
trudne wiodłam życie
z trójką dzieci lata
bez własnego dachu nad głową
tłukąc się po sublokatorkach piętrzyły się
problemy wciąż
choć pracowita byłam to
wysiłek mój zdawał się
bezskuteczny
ale nie poddałam się
walczyłam z losu przeciwnościami
gdyż w grę wchodziła pociech mych przyszłość
i dumna jestem że
mimo wszystko poradziłam sobie
dzieci wyrosły w świat poszły
niechaj szczęście i zdrowie im sprzyja
dziś sama osiadając na laurach
nic mnie nie goni
niekoniecznie zadowolona bo
choć ciągle miałam pod górę niczym Syzyf