12,99 zł
Opis serii niezwykle trudnych operacji wojskowych prowadzonych w czasie II wojny światowej przez kanadyjską 1 Armię, w skład której wchodziły jednostki kanadyjskie, brytyjskie i polskie, w celu otwarcia szlaku żeglugowego do Antwerpii, tak aby jej port mógł zostać wykorzystany do zaopatrywania wojsk alianckich w północno-zachodniej Europie. Pod dowództwem gen. Guya Simondsa kampania była prowadzona w północnej Belgii i południowo-zachodniej Holandii od 2 października do 8 listopada 1944 roku.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Późnym wieczorem 30 sierpnia 1944 roku, na farmie stojącej na wschodnim brzegu Sekwany kilka kilometrów na zachód od miasteczka Mainneville, dowódca XXX Korpusu brytyjskiej 2 Armii, gen. Horrocks, wydawał rozkazy do pościgu dowódcom swoich dwóch dywizji pancernych. Pod oknem turkotał silnik agregatu dostarczającego prąd do żarówki, zwisającej z sufitu i oświetlającej przypiętą do ściany mapę. Od strony Mainneville poszczekiwały z rzadka i z daleka krótkie serie broni maszynowej. Na północnym zachodzie zachmurzone niebo raz po raz pobłyskiwało czerwonymi łunami, a wiatr niósł bulgotanie zmasowanego ognia artylerii. To nacierała na północ od Rouen, ciągle jeszcze na zachodnim brzegu Sekwany, kanadyjska 1 Armia.
Żarówka kołysała się na długim kablu i po białej ścianie biegały cienie trzech wpatrzonych w mapę generałów. Najwyższy z nich, masywny Horrocks, zarówno z wyrazu twarzy, jak i ze sposobu bycia był podobny raczej do dobrodusznego profesora niż do najbardziej dynamicznego generała brytyjskiej 2 Armii. Horrocks przemawiał zawsze spokojnym i uprzejmym tonem, nie używając nigdy – w odróżnieniu do amerykańskiego gen. Faltona – nieprzyzwoitego żołnierskiego żargonu. Ciężko ranny w kampanii północnoafrykańskiej i uznany przez lekarzy za całkowicie niezdolnego do służby, na pierwszą propozycję Montgomery’ego zameldował się wprost ze szpitalnego łóżka w Normandii i objął dowództwo XXX Korpusu.
Już od pierwszego dnia zyskał u swoich podwładnych opinię wybitnego dowódcy i nieustraszonego żołnierza, a co za tym idzie – ich szacunek, zaufanie i omal że nie uwielbienie.
Obydwaj obecni na odprawie generałowie słuchali więc słów dowódcy korpusu jak wyroczni. Byli to: dowódca 11 Dywizji Pancernej, trzydziestoośmioletni generał Roberts (noszący ze względu na niski wzrost przydomek „Pips”), oraz istotnie bardzo gwardyjski z wyglądu dowódca dywizji pancernej gwardii, generał Adair.
– Wasze dywizje – powiedział Horrocks po szczegółowym wskazaniu na mapie aktualnej sytuacji własnej i nieprzyjaciela – wezmą udział w pościgu, do którego generał Montgomery rzuca całą swoją broń pancerną, to jest pięć dywizji i pięć samodzielnych brygad. Wojska te, wdzierając się klinami na głębokie tyły nieprzyjaciela, mają za zadanie doprowadzić do ostatecznego rozkładu hitlerowskich sił zbrojnych i jednocześnie stworzyć operacyjne przesłanki do szybkiego „przeskoczenia” przez Ren i przeniesienia ofensywy w kierunku na Berlin. Zadaniem dywizji pancernej gwardii – mówiąc to spojrzał na Adaira – jest zagon w głąb Belgii, wyzwolenie Brukseli i wykorzystanie powodzenia przez opanowanie Louvain. Panu, „Pips” – zwrócił się z kolei do drugiego z podwładnych – oddaję dodatkowo pod rozkazy samodzielną ósmą brygadę pancerną. Celem zagonu wzmocnionej w ten sposób jedenastej dywizji pancernej jest Antwerpia, której port jest niezbędny dla szybkiego zakończenia wojny. Dlatego też ma pan iść najkrótszą drogą, przez Amiens, i dążyć do opanowania Antwerpii przez zaskoczenie, aby Niemcy nie zdążyli zdemolować portu tak skutecznie, jak to zrobili z Cherbourgiem. Obydwie dywizje ruszą więc naprzód tej nocy, a w ogóle macie jechać jak wszyscy diabli, wymijając poważniejsze opory i nie zwracając uwagi na to, co zostawiacie za sobą i na skrzydłach. Szybkość, szybkość i tylko szybkość może zdecydować o powodzeniu!
Horrocks uzupełnił swój rozkaz informacjami o sąsiadach, o dywizjach piechoty, które wyruszą szlakami przetartymi przez zagony pancerne, wyznaczył linie rozgraniczenia między dywizjami i po sakramentalnym: „czy są pytania?” pożegnał obydwu generałów równie sakramentalnym angielskim: „good hunting” („pomyślnych łowów”).
Dywizje pancerne wykonały rozkaz generała Horrocksa możliwie najdosłowniej i pojechały od Sekwany „jak wszyscy diabli” do tego stopnia, że już wieczorem 3 września gwardziści tryumfalnie wkroczyli do opuszczonej przez przeciwnika stolicy Belgii i 4 września byli w Louvain, opóźniani w marszu głównie przez rozentuzjazmowane tłumy mieszkańców Brukseli.
Wieczorem 3 września 11 Dywizja pancerna zatrzymała się na krótki odpoczynek w Alost, 24 kilometry na północny zachód od Brukseli. Rano 4 września czołowy pułk pancerny, po przełamaniu nieznacznego oporu na ostatnim moście pomiędzy Malines a Antwerpią, wkroczył na jej przedmieścia. W godzinach południowych czołgi brygad pancernych przeciskały się już ulicami Antwerpii przez witające je tłumy, podczas gdy brygada strzelecka z największym pośpiechem rozwijała się w skomplikowanym labiryncie nabrzeży, kanałów, doków, śluz i magazynów drugiego co do wielkości portu w Europie, obsadzając kluczowe punkty i obiekty.
11 Dywizję pancerną dzieliła w tym momencie od Sekwany przestrzeń 400 kilometrów, przebytych w ciągu pięciu dób. Marsz ten odbywał się co prawda wobec sporadycznych tylko i z łatwością likwidowanych oporów nieprzyjaciela, tym niemniej wymagał nieustannej czujności manifestowanej od czasu do czasu seriami karabinów maszynowych, strzałem działa czołgowego, rozbrajaniem zaminowanego terenu czy… wyłuskaniem spomiędzy samochodów własnej kolumny niemieckiego generała. Tak się bowiem wydarzyło z generałem Eberbachem, który we dworze pod Amiens objął przed godziną funkcję dowódcy niemieckiej 7 Armii i – usiłując wymknąć się z potrzasku – znalazł się w swoim volkswagenie w środku kolumny angielskiej, gdzie został rozpoznany i na pierwszym postoju wzięty do niewoli.
O Antwerpii nie można powiedzieć tego samego co o Brukseli, jakoby została wyzwolona bez walki. Poza krótkim bojem stoczonym przez 3 pułk pancerny przed wejściem do miasta przyszło jeszcze rozwinąć całą 29 Brygadę Pancerną dla złamania oporu, jaki zorganizowało kilkuset żołnierzy niemieckich w wielkim parku miejskim w północnej części miasta. Bój o park trwał parę godzin, ponadto zaś izolowane grupy hitlerowców broniły się jeszcze na północnych przedmieściach. Oczyszczanie Antwerpii trwało do 6 września włącznie; tego dnia atakujące oddziały dywizji dotarły do Kanału Alberta, oddzielającego Antwerpię od przedmieścia Merksem. Północny brzeg kanału był przez Niemców dość słabo obsadzony, ale Anglicy nie próbowali go forsować, bo nie mieli takiego rozkazu. Antwerpia została zdobyta, generał Horrocks, który przybył do miasta w ślad za dywizją, całkowicie akceptował decyzję generała Robertsa, który postanowił: utrzymać styczność nad Kanałem Alberta, ubezpieczyć miasto, a nade wszystko dać wypocząć swoim przemęczonym żołnierzom.
Działanie dywizji było uwieńczone takim sukcesem, jakiego nie mógł przewidzieć największy nawet optymista: port Antwerpii wpadł w ręce 11 Dywizji Pancernej nieuszkodzony nawet w najmniejszym stopniu, gotowy w każdej chwili do przyjęcia i rozładowania transportowców z zaopatrzeniem bojowym i z wojskami.
Osiągnięcie to było zasługą dwóch grup ludzi. Na pierwszym miejscu należy wymienić organizację belgijskiego Ruchu Oporu, która już od dawna zaplanowała cały zespół bojowych i technicznych przedsięwzięć, zmierzających do przekazania sprzymierzonym portu w stanie pełnej sprawności. Organizacja ta swoją część zadania wypełniła bez reszty. Pozostała część zasługi spada na… Niemców.
Oto w momencie zakończenia boju o park przed generałem Robertsem zahamował z wielkim piskiem jeep, z którego wyskoczył rozpromieniony porucznik 23 pułku huzarów i z pistoletem w ręku przyprowadził do dowódcy dywizji okazałego jeńca, wygolonego, wyprasowanego, w monoklu i w pełnej krasie generalskiej purpury na kołnierzyku, na spodniach i podszewce, z Krzyżem Żelaznym pod szyją. Był to komendant garnizonu Antwerpii, generał hrabia von Stolberg, który najpierw z godnością zasalutował małemu, zadziornemu Robertsowi, a następnie – widać wszystko mu się pomyliło – wystąpił z przemówieniem, w którym prawie przepraszał za to, że nie zdołał zdemolować portu.
– Wszystko było bardzo starannie przygotowane – perorował – ale panowie zbyt szybko tu przyjechali. Poza tym bardzo mi przeszkodzili ci zdrajcy, Belgowie, z jakichś tam tajnych organizacji.
– Sorry – odpowiedział Roberts – ale śpieszyliśmy się właśnie po to, żeby panu przeszkodzić w wykonaniu jego obowiązków. Proszę ponadto, aby się pan brzydko nie wyrażał o naszych sprzymierzeńcach belgijskich. O swój los może pan być spokojny. Gwarantuję, że nie będzie się pan musiał nigdy tłumaczyć przed Hitlerem. Zakładam się, że pański Führer nie przeżyje końca wojny. – I do żandarma: – Odprowadzić!
Ogółem w Antwerpii wzięto około 6 tysięcy jeńców, z których większość stanowili przesączający się przez miasto niezorganizowani uciekinierzy. Warto wspomnieć przy tej okazji o pewnej dość zabawnej historyjce. Oto sierżant, który przyprowadził dużą grupę hitlerowców, zapytał oficera sztabu, gdzie jest punkt zbiórki jeńców. Trzeba trafu, że po angielsku taki punkt nazywa się „cage”, co znaczy również „klatka”, zaś rozmowa toczyła się na skraju przylegającego do parku ogrodu zoologicznego. Wszystkie klatki były już od dawna próżne, zapytany oficer wskazał więc odruchowo na opustoszałe ZOO i powiedział:
– Tam jest mnóstwo bardzo odpowiednich klatek.
Od tej chwili zarówno jeńców, jak też wyłapywanych dość masowo przez patrole Ruchu Oporu kolaborantów, przetrzymywano przez parę dni w klatkach po tygrysach i wilkach pod strażą „białej brygady”, czyli żołnierzy belgijskiego Ruchu Oporu umundurowanych w białe kombinezony.
Generał Roberts był niezmiernie zadowolony, że jego dywizja tak skutecznie wykonała postawione przed nią zadania. 6 września złożył tryumfalny meldunek, że mocno trzyma w ręku zarówno miasto, jak i całkowicie sprawny olbrzymi port, po czym oczekiwał niecierpliwie, kiedy u wejścia do portu zagrają syreny pierwszego wpływającego konwoju transportowców. Jest to zupełnie niezrozumiałe, ale generał Roberts nie zechciał nawet rzucić okiem na mapę, co pozwoliłoby mu od razu zorientować się, że samo tylko zdobycie Antwerpii nie oznacza wcale możliwości wykorzystania jej portu. Miasto leży bowiem w głębi lądu, a droga do portu prowadzi przez blisko stukilometrowy szlak wodny, utworzony przez ujście Skaldy. W istniejącej wówczas sytuacji, kiedy obydwa obrzeża tej drogi wodnej były obsadzone przez hitlerowców, nawet pojedynczy kajak nie mógłby wpłynąć z morza do Antwerpii.
Można znaleźć dla generała Robertsa okoliczności łagodzące: obsadzenie ujścia Skaldy nie było jego zmartwieniem z chwilą, gdy wykonał żądanie postawione mu jeszcze nad Sekwaną i gdy dowódca korpusu zgodził się na wypoczynek 11 Dywizji Pancernej w Antwerpii.
Znacznie większe zdumienie budzi postawa tegoż dowódcy korpusu. W tym miejscu odwołamy się do słów samego generała Horrocksa, zapisanych z przedziwną szczerością w jego pamiętniku:
„Mam taką wymówkę, że moją uwagę pochłaniał całkowicie Ren, a wszystko inne miało znaczenie drugorzędne. Nie przyszło mi w ogóle do głowy, że… nie można będzie wykorzystać portu Antwerpii do momentu wypędzenia Niemców z obydwu obrzeży Skaldy. Napoleon z pewnością by o tym pomyślał, ale Horrocks tego nie zrobił”.
Generał Horrocks nie był najwyższą instancją na omawianym tu teatrze działań, wobec czego rolę Napoleona powinni byli odegrać w stosunku do niego jego przełożeni.
Stwierdzić należy, że powstrzymanie działań zaczepnych pod Antwerpią z chwilą, gdy dywizja Robertsa stanęła tam na odpoczynek, równało się przegapieniu historycznej sposobności do łatwego i „taniego” otwarcia drogi wodnej do jej portu. Właśnie w okresie od 4 do 7 września niemieckie siły znajdowały się w stanie najgłębszej fizycznej i moralnej dezintegracji. Od 7 września krzywa bojowego potencjału hitlerowskiego na Zachodzie zaczęła się ponownie wspinać ku górze.
Uwagę generała Horrocksa „pochłaniał całkowicie Ren, a wszystko inne miało znaczenie drugorzędne”. Podkreślmy, że z Antwerpią włącznie. Zafascynowanie Renem było przejawem absolutnej lojalności dowódcy XXX Korpusu wobec jego przełożonego, feldmarszałka Montgomery’ego. Pomiędzy Montgomerym – dowódcą 21 Grupy Armii – a Horrocksem stał jeszcze dowódca brytyjskiej 2 Armii, generał Dempsey. Montgomery umiał jednak przekonać podległych mu dowódców do swoich planów tak dalece, że przyjmowali je za swoje własne. Odnosiło się to przede wszystkim do generałów brytyjskiej 2 Armii, której Montgomery poświęcał niemal całość swojego zainteresowania. Z takiego stylu dowodzenia wynikało stałe ograniczenie swobody działania generała Dempseya, któremu feldmarszałek udzielał niezmiernie szczegółowych wskazówek wykonawczych. Często też wkraczał w jego kompetencje. Generał Dempsey – były uczeń Montgomery’ego z Akademii Sztabu Generalnego – znosił tę sytuację z godnością, ale i rezygnacją.
Taki układ miał również konsekwencje w stosunku do pozostałego związku operacyjnego, wchodzącego w skład 21 Grupy Armii, to jest kanadyjskiej 1 Armii. Konsekwencją pozytywną była duża swoboda prowadzenia operacji, jaką dysponował dowódca tej armii, generał Crerar. Generał ten wykazywał zresztą wobec Montgomery’ego znacznie większy stopień niezależności, przede wszystkim z tego powodu, że wcale nie był zbyt gorącym wielbicielem swego przełożonego. Ponadto, jako najwyższy stopniem generał kanadyjski, mający prawo bezpośredniego odwoływania się do swego rządu, uważał się nie tylko za dowódcę armii, ale również za rodzaj naczelnego dowódcy kanadyjskich wojsk lądowych. Był więc trudniejszym podwładnym od Dempseya, co wszelako nie znaczy, że jednocześnie mniej lojalnym i zdyscyplinowanym.
Ujemną konsekwencją stało się niezmienne, trwające od początku do końca wojny, spychanie kanadyjskiej 1 Armii do roli kopciuszka. Zawsze składało się tak, że Kanadyjczycy musieli walczyć w najtrudniejszym terenie, pozbawionym znaczących nazw geograficznych (które – wydrukowane wytłuszczonym drukiem w komunikatach wojennych – wzbudzałyby entuzjazm milionów czytelników i budowały popularność generała Crerara i jego armii), i w najtrudniejszych warunkach taktycznych.
Jaskrawą ilustrację takiego stosunku feldmarszałka do obydwu jego armii stanowi rola wyznaczona każdej z nich w bitwie stoczonej przez 21 Grupę Armii nad Skaldą, Mozą i Renem w okresie między 17 września a 9 listopada 1944 roku.
Ostateczna koncepcja tej bitwy powstała w wyniku kompromisu pomiędzy dwoma generałami, reprezentującymi przeciwstawne poglądy na temat sposobu dalszego prowadzenia kampanii po znacznym zwycięstwie, odniesionym przez sprzymierzonych w trwającej przez trzy miesiące bitwie w Normandii. Owi dwaj generałowie to: Naczelny Dowódca ekspedycyjnych sił zbrojnych sprzymierzonych w Europie Zachodniej, amerykański generał D.D. Eisenhower, oraz dowódca brytyjskiej 21 Grupy Armii, generał (a od 1 września feldmarszałek) B.L. Montgomery.
Generał Eisenhower miał pod swoimi rozkazami trzech dowódców grup armii (nie mówiąc już o dowódcach lotnictwa i marynarki wojennej). Montgomery nacierał na północnym skrzydle. W środkowym pasie amerykańską 12 Grupą Armii dowodził oczywiście Amerykanin, generał O. Bradley. Na południowe skrzydło w pierwszych dniach września nadciągnęła spod Tulonu i Marsylii amerykańsko-francuska 6 Grupa Armii pod dowództwem amerykańskiego generała J. Deversa.
Stosunki Eisenhowera z jego amerykańskimi podwładnymi były całkowicie normalne i prawidłowe w układzie: przełożony i podwładni tej samej narodowości, zawodowi żołnierze tych samych sił zbrojnych, wychowankowie tej samej szkoły.
Zupełnie inaczej przedstawiała się sprawa z Montgomerym, i to zarówno z uwagi na okoliczności obiektywne, jak i cechy osobowości feldmarszałka.
Przede wszystkim Montgomery, jeden z trzech teoretycznie równorzędnych dowódców grup armii, był dla Eisenhowera obcokrajowcem, a przy tym (trochę tak jak Crerar w stosunku do Montgomery’ego) najwyższym dowódcą wojsk lądowych brytyjskiego Commonwealthu w Europie Zachodniej. Stosunek podległości Anglika komplikował ponadto nałożony na niego ustawowy obowiązek składania meldunków brytyjskiemu komitetowi szefów sztabów. Poza tym wszystkim Montgomery chodził już wówczas w glorii zwycięzcy spod El-Alamein, był niesłychanie popularny wśród społeczeństwa brytyjskiego, uważany za bohatera narodowego.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki