Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Biblioróżnorodność to termin wykreowany przez chilijskich niezależnych wydawców w latach dziewięćdziesiątych, opiera się na idei bioróżnorodności.
Australijska wydawczyni i pisarka Susan Hawthorne opowiada się za kultywowaniem biblioróżnorodności, która odzwierciedla pełen zakres ludzkich możliwości tworzenia kultury.
Podkreśla, że tak jak bioróżnorodność jest podstawowym wskaźnikiem zdrowia ekosystemów, tak funkcjonowanie na rynku książki wielu podmiotów jest kluczowe dla jego rozwoju. Mocno akcentuje rolę niszowych, niezależnych wydawnictw, które w odróżnieniu od dużych korporacji wydawniczych mają większą swobodę w doborze tytułów i autorów, co pozwala na wydawanie bardziej nietypowych i eksperymentalnych utworów literackich – dotyczy to zarówno treści i tematów, jak i autorów, gatunków literackich, perspektyw światopoglądowych.
Zdaniem Hawthorne powinniśmy podchodzić do wydawania książek z taką samą rozwagą, wrażliwością, troską i cierpliwością jak do rolnictwa ekologicznego.
Książkę tę można odczytywać jako manifest na rzecz obrony i promowania różnorodności we wszelkich postaciach, ale także jako mistrzowską lekcję etyki
– Juan Carlos Sáes, dyrektor generalny wydawnictwa JC Sáez, Chile
Ten pełen pasji, prowokujący i bardzo czytelny manifest broni kluczowej roli międzynarodowych wydawców niezależnych, którzy publikują teksty ryzykowne, innowacyjne, kontrowersyjne, zmarginalizowane i pomysłowe
– Richard Smart, konsultant Komitetu Wydawców Niezależnych Australijskiego Stowarzyszenia Wydawców
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 102
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału: Bibliodiversity: A Manifesto for Independent Publishing by Susan Hawthorne
Copyright Susan Hawthorne © 2014 year of its first publication of translation
Copyright © Anna Alochno-Janas, 2025
Copyright ©Biblioteka Analiz, 2025
This edition is published by arrangement with Spinifex Press.
Wydanie pierwsze
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody wydawcy jest zabronione i wiąże się z sankcjami karnymi.
Redakcja: Sebastian Surendra
Projekt okładki: Poziomka Studio
Opracowanie graficzne i skład wersji do druku: TYPO 2 Jolanta Ugorowska
Warszawa, 2025
ISBN 978-83-974230-4-6
Wydawca:
Biblioteka Analiz
ul. Mazowiecka 6/8
00-048 Warszawa
tel. 22 828 36 31
www.rynek-ksiazki.pl
Facebook.com/bibliotekaanaliz
Facebook.com/WydawnictwoBibliotekaSlow
Przygotowanie wersji elektronicznej
Epubeum
„Będę kontynuowała swoją przygodę, zmieniając się, otwierając umysł i oczy,
odmawiając bycia stygmatyzowaną i zaszufladkowaną.
Chodzi o to, by uwolnić swoje ja:
pozwolić mu nabrać realnych kształtów, przestać je hamować”1
Virginia Woolf, A Writer’s Diary (1953)
Okładka
Strona tytułowa
Strona redakcyjna
Przedmowa do polskiego wydania
Wstęp
Przypisy
Spis treści
Cover
Title Page
Copyright Page
Z książki dowiesz się między innymi, że słowo „biblioróżnorodność” to odpowiednik bioróżnorodności w sferze kultury. Od czasu pierwszego wydania tej książki w języku angielskim minęło już dziesięć lat i w branży wydawniczej wiele się zmieniło. Dwa najbardziej istotne zjawiska to przybieranie na sile „kultury unieważniania” oraz wprowadzenie sztucznej inteligencji (AI). Zacznę od tej ostatniej.
• Sztuczna inteligencja jest jak Amazon – pozostaje w sprzeczności z ideą biblioróżnorodności.
• Jest to system, który propaguje kradzież dzieł pisarzy, wydawców, artystów, muzyków i innych zawodów twórczych.
• Opiera się na tych samych podstawach co pornografia, a jedną z pierwszych grup, które AI wzięła sobie za cel, stały się już kobiety.
• Inną grupą, w którą uderza sztuczna inteligencja, są ofiary wojny. Algorytmy AI są wykorzystywane do zabijania.
• Celem AI byli już czarnoskórzy mężczyźni, kiedy posłużono się jej algorytmami podczas rozpoznawania twarzy. Kto jeszcze zostanie w ten sposób namierzony?
Pozwól, że to wyjaśnię. Sztuczną inteligencję przyciągają sukces i liczby, a nie oryginalność i wyobraźnia. I w związku z tym nasuwa się ważne pytanie: kto odniesie korzyści z jej działań? Czy będzie promować biblioróżnorodność, czy też będzie odbiciem ilorazu inteligencji społecznej i zainteresowań 20-letniego mężczyzny z Doliny Krzemowej? Sztuczną inteligencję przedstawia się jako „szansę na nowe możliwości”, ale im częściej się jej używa, tym bardziej prawdopodobne jest jej dążenie do ujednolicania. W kontekście wojskowości prowadzi to do zjawiska „osobliwości technologicznej na polu walki”, gdzie tempo rozwoju technologii wzrasta do takiego stopnia, że istoty ludzkie nie są już w stanie reagować wystarczająco szybko, aby zapobiec wykorzystaniu ich przeciwko osobom na celowniku.
Eskalacja w sferze militarnej niemal nie różni się od tej, która dotyka pisarzy i wydawców. W konsekwencji doprowadzi to do powtórnej kolonizacji i całego mnóstwa nudnych, populistycznych bzdur, które w ten sposób trafią na rynek.
Zjawisko kultury unieważniania ma miejsce w sytuacji, gdy jednostka lub grupa stwierdza coś, co jest obecnie niepopularne. W ciągu ostatnich lat wielu krytycznych myślicieli i radykalnych feministek stało się ofiarami kultury unieważniania. Jest to stanowisko ambiwalentne i niespójne, ponieważ prezentują je głównie ci, którzy uważają się za ludzi „postępowych” i których postawa filozoficzna opiera się na teoriach i poglądach postmodernizmu. Owa wewnętrzna sprzeczność polega na tym, że pisarze i pisarki – tacy jak ja, którzy aktywnie angażowali się w różnorodność na rynku wydawniczym i wspierali biblioróżnorodność na długo przed tym, zanim słowa te zyskały aprobatę społeczną – są uciszani poprzez wymazywanie i unieważnianie.
W książce, którą trzymasz w ręku, opowiadam się za prawdziwym dialogiem pomiędzy wydawcami, pisarzami i czytelnikami, tak abyśmy mogli wyostrzyć naszą uwagę na pewne zjawiska, zamiast po prostu zamykać drzwi do debaty publicznej. Nie zgadzam się na wykorzystywanie nowoczesnych technologii w celu tłamszenia ludzkiej kreatywności. Moje słowa to wyraz sprzeciwu wobec każdego rodzaju homogenizacji (w tym pornografii). Opowiadam się za kultywowaniem biblioróżnorodności, która odzwierciedla pełen zakres ludzkich możliwości tworzenia kultury. Na końcu wskazuję na istnienie systemów zagnieżdżonych w naturze oraz na tworzenie i podtrzymywanie systemów równowagi dynamicznej. Rezygnacja ze wzajemnego zaangażowania oraz dalszy rozwój sztucznej inteligencji zmniejszą możliwość rozwoju biblioróżnorodności w branży wydawniczej, a tym samym w całej kulturze.
Susan Hawthorne
wrzesień 2024 r.
Globalny nowy ład przemysłu wydawniczego jest wynikiem całej serii fuzji i przejęć, jakie mialy miejsce w tej branży w ciągu ostatniego stulecia. Chociaż w XV wieku Kościół szybko zarekwirował wynalazek druku do własnych celów, to wiele książek i broszur opublikowano metodą chałupniczą, która rozkwitła w środowisku pisarzy i myślicieli. Kobiety oraz członkowie ludów skolonizowanych i zniewolonych zawsze napotykali przeszkody na drodze do rozpowszechniania swoich idei w druku, jednak mimo to grupy marginalizowane znalazły sposoby, aby upublicznić swoje poglądy.
W XX wieku książka stała się medium powszechnym na całym świecie, zwłaszcza ta w miękkiej oprawie, wydrukowana na tanim papierze. Założyciel wydawnictwa Penguin Books, Allen Lane, wprowadził tego typu publikacje do powszechnego obiegu w latach trzydziestych XX wieku. Za jeden egzemplarz płacono monetą o nominale zaledwie pół pensa. Pamiętam rzędy pomarańczowych „pingwinów”, niebieskich „pelikanów” i zielonych kryminałów w naszej księgarni na australijskiej wsi. Czarnookładkowa klasyka tam nie dotarła, a z „maskonurów” już wyrosłam, jednak półki były wypełnione innymi popularnymi kolorami2.
W XXI wieku obiecuje się nam, że „cyfryzacja” nas uratuje: że e-booki w dumpingowych cenach to najlepsze rozwiązanie, że możemy opublikować własne słowa dosłownie jednym kliknięciem myszy. Jednak na ile jest to prawda? Czy po raz pierwszy mamy do czynienia z epoką masowego self-publishingu? Czy ktokolwiek potrzebuje redaktorów? I jaką rolę odgrywają wydawcy niezależni w napędzanej przez marketing globalnej gospodarce?
Gospodarka rynkowa pod postacią silnie skapitalizowanych wielkich korporacji, których nazwy są na ustach każdego czytelnika, obiecuje, że to wszystko faktycznie się ziści. Proces koncentracji wydawnictw podąża tą samą ścieżką, co uprzemysłowienie innych produktów. A oba te procesy mają na celu coraz większą kontrolę nad ludźmi, których przedsiębiorstwa chcą zadowolić swoimi wyrobami. Podczas gdy wielkie koncerny farmaceutyczne (tak zwane big pharma) ingerują w metody uprawy, tak też koncerny z branży wydawniczej (big publishing) bezustannie przyciągają naszą uwagę najnowszymi seriami publikacji, świetnymi ofertami, książkami, które prawie nic nie kosztują. Ale podobnie jak to ma miejsce w przypadku hodowcy bydła, który sprzedaje mleko do supermarketu w cenie poniżej kosztów produkcji, tak od wydawcy oczekuje się, że za cenę zaledwie kilku dolarów będzie sprzedawał książki, które wymagały wielu lat starań, długiego redagowania oraz dbałości o estetykę, styl i jakość publikacji.
Wydawcy niezależni (definicje pojawią się później) nie wypuszczają nowych tytułów w tempie produkcji taśmowej niczym w fabryce. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że większość osób zajmujących się produkcją wydawniczą jest niedostatecznie opłacana i nie ma wystarczających zasobów, ale mimo tych trudności udaje im się publikować kolejne książki.
Wielkie korporacje wydawnicze o globalnym zasięgu nie sprzyjają ekscentrycznym, oryginalnym, ryzykownym, pełnym inwencji książkom, które staną się kultowe dla następnego pokolenia, ponieważ ich autorzy i autorki mają do powiedzenia coś nowego i istotnego. Wielkim koncernom chodzi jedynie o liczby, o jednakowość, o podążanie za formułą opartą na sukcesie najnowszego bestsellera: czy jest to powieść przypominająca twórczość J.K. Rowling, nowy erotyk w stylu Pięćdziesięciu twarzy Greya, a może Strefa mroku, w której roi się od zombie snujących się niczym ołowiane żołnierzyki pokryte czerwoną farbą? Wielkie wydawnictwa i wielkie księgarnie z ich wielkim marketingiem wyplenią wszystko, co jest inne, i spłaszczą odstający od normy tekst, czyniąc z niego produkt kulturowy dla mas „w rozmiarze uniwersalnym”. Wyprodukują serię książek ujednoliconą niczym linia bielizny. André Schiffrin napisał, że wolny rynek idei „nie odnosi się do wartości rynkowej każdej idei. Wręcz przeciwnie, oznacza, że idee wszelkiego rodzaju powinny mieć szansę zostać przedstawione publicznie, aby mogły być w pełni wyrażone i uargumentowane” (Schiffrin, 2001, cyt. za: Wills, 2001). W wielkich korporacjach wydawniczych oczekuje się, że każda książka pokryje koszty swojej produkcji oraz wszystkie koszty zewnętrzne związane z jej wydaniem, takie jak opłaty za wynajem biura i pensje prezesów. Oznacza to, że książki, które zyskują popularność powoli, ale mają długie życie, książki, które zmieniają normy społeczne – mają znacznie mniejsze szanse na to, że zostaną opublikowane.
Wydawcy niezależni są zwolennikami innej drogi. Szukają sposobów na zaangażowanie społeczeństwa i metod, które mówią coś ważnego na temat miejsca lub niszy, w której działają. Niezależni i mali wydawcy są niczym rzadkie okazy, które pojawiają się wśród pospolitej roślinności, ale wnoszą od siebie coś wyjątkowego: zasilają glebę oraz wprowadzają do świata nowy kolor lub zapach.
Międzynarodowe Stowarzyszenie Wydawców Niezależnych określa „wydawcę niezależnego” jako takiego, który nie otrzymuje funduszy ani żadnego wsparcia (finansowego czy rzeczowego) od takich instytucji jak partie polityczne, organizacje religijne lub uniwersytety, co daje im niezależność w podejmowaniu decyzji dotyczących wydawanych publikacji. Definicja ta nie wyklucza takich wydawców z ubiegania się o wsparcie finansowe, ale ich program wydawniczy nie powinien być określany przez organ przyznający dotacje. Dopuszcza się jednak możliwość aktywnego udziału w prowadzeniu wydawnictwa tych osób, które zapewniają finansowanie (np. nie jest to narzędzie krótkoterminowego zysku dla banku lub korporacji). Ponadto lista nowo wydanych publikacji oraz lista nieco starszych tytułów powinny ze sobą współgrać3. Wydawcy niezależni powinni zadać sobie pytania o swoją gotowość do: propagowania idei biblioróżnorodności w debacie publicznej, współpracy z niezależnymi księgarniami, bibliotekami publicznymi i lokalnymi organizacjami, a także do rozwijania międzynarodowego partnerstwa z innymi wydawcami niezależnymi w zakresie współwydań oraz przekładów. Ważnym elementem jest również publikowanie oryginalnych tekstów autorskich zamiast kupowania licencji na tak zwany towar książkowy4 przeznaczony na rynek masowego odbiorcy.
Wydawcy niezależni nie są jakimś wybrykiem natury, lecz stanowią cenne źródło różnorodności kulturowej. Dzięki temu, że swój model działania opierają na biblioróżnorodności, mogą oni stawić czoła monstrualnemu potworowi, jakim są koncerny wydawnicze i księgarskie. Niniejszy manifest balansuje na cienkiej linie pomiędzy długoterminowym optymizmem a krótkoterminowym pesymizmem. Przed wydawcami niezależnymi działającymi na globalnym rynku stoi wiele wyzwań, a pojawienie się publikacji cyfrowych zarówno otwiera przed nimi nowe możliwości, jak i stwarza zagrożenia: może prowadzić do rekolonizacji idei oraz własności intelektualnej. Pisarze, wydawcy, księgarze, bibliotekarze, czytelnicy oraz recenzenci działają w środowisku nacechowanym politycznie. Wydawanie książek jest działalnością społeczną, kulturową i transformacyjną, ale również taką, która może zostać zawłaszczona przez tych, którzy wcale nie stoją po stronie sprawiedliwości społecznej i równości wypowiedzi.
1 Chociaż istnieje polskie wydanie dziennika Virginii Woolf pt. Chwile wolności.Dziennik 1915–1941 w przekładzie Magdy Heydel (Wydawnictwo Literackie, Kraków 2007), to stanowi ono jego skróconą i okrojoną wersję opartą na książce A Moment’s Liberty. The Shorter Diary w oprac. Anne Olivier Bell. Przywołany tu jako motto cytat znajduje się we wpisie Woolf z niedzieli 29 października 1933 roku (w A Writers’s Diary na s. 213), jednak w polskim wydaniu w zapisie datowanym na ten dzień został wycięty (przyp. tłum.).
2 Brytyjskie wydawnictwo Penguin Books publikowało książki, które wykorzystując kod kolorystyczny okładki oraz logo określonego gatunku ptaka, od razu sygnalizowały czytelnikowi, jakiej treści może się spodziewać: pomarańczowy i pingwin – beletrystyka, niebieski i pelikan – książki popularnonaukowe, zielony – kryminał, czarny – klasyka, maskonur – literatura dla dzieci (przyp. tłum.).
3 Obie te listy powinny tworzyć tak zwaną dysponendę, czyli wykaz książek znajdujących się w magazynie, dostępnych do sprzedaży (przyp. tłum.).
4 Powyższa definicja została opracowana na podstawie dyskusji prowadzonych na spotkaniach Międzynarodowego Stowarzyszenia Wydawców Niezależnych (International Alliance of Independent Publishers), w szczególności z jego hiszpańskojęzycznym koordynatorem Juanem Carlosem Sáezem oraz z dyrektor Laurence Hugues. Zob. także Colleu (2006), s. 94–97.