bez początku bez końca - Wojciech Łęcki - ebook

bez początku bez końca ebook

Wojciech Łęcki

0,0
19,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Zbiór poezji metafizycznej. Autor porusza bardzo ważne zagadnienie, jakim jest stosunek człowieka do Boga i do drugiego człowieka.
Świat, w którym współistniejemy, to wszystko, co nas otacza, jest powiązane ze sobą niezliczoną ilością niewidocznych nici, które, tworzą nierozerwalną całość.
W swojej poezji wskazuje również paradoksy codziennego obcowania z Bogiem, analizuje, docieka, drąży, by znaleźć się bliżej odkrycia prawdy, bo to ona jest tutaj nadrzędna. Jednak tajemnica, jaką jest Bóg, Jego plan i udział w nim człowieka wciąż pozostaje sferą niezbadaną, a dociekanie tej prawdy staje się interpretacją rzeczywistości, na podstawie dostępnych narzędzi poznania.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 40

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wojciech Łęcki

 

 

bez początku bez końca

Wersja demonstracyjna

 

Wydawnictwo Psychoskok Konin 2021

Wojciech Łęcki

„bez początku bez końca”

Copyright © by Wojciech Łęcki 2021

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o., 2021

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji

nie może być reprodukowana, powielana i udostępniana

w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Redaktor prowadząca: Renata Grześkowiak

Korekta: „Dobry Duszek”, Bogusław Jusiak

Skład: „Dobry Duszek”

Projekt okładki: Wojciech Łęcki, Robert Rumak

Skład epub i mobi: Adam Brychcy

ISBN: 978-83-8119-772-4

 

Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.

ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-510 Konin

tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706

http://www.psychoskok.pl/http://wydawnictwo.psychoskok.pl/ e-mail:[email protected]

METAFIZYKA CODZIENNOŚCI

Współczesny świat, oparty na szeroko pojmowanej globalizacji, przestaje wystarczać człowiekowi i zaspokajać jego duchowe potrzeby. Pomimo nieustannego rozwoju techniki, coraz doskonalszych metod i wyników w nauce, ludzkość coraz bardziej zderza się z egzystencjalną pustką, której nie sposób zaspokoić bylejakością silnie lansowanej kultury masowej. Fundamentalne odczucia i doświadczenia, takie jak radość i szczęście, śmierć, cierpienie, ból i choroby, budzą w naszych umysłach wiele pytań, na które coraz częściej nie potrafimy odpowiedzieć. Wraz z odkrywaniem tajemnic świata pojawia się obawa czy wręcz strach przed zagładą, bo jak pisał kardynał Ratzinger: „Łatwiej jest znaleźć drogę na Księżyc niż drogę, na której człowiek odnalazłby samego siebie. Osiągnięcia techniczne nie oznaczają automatycznie sukcesów człowieka; umiejętność panowania nad samym sobą nie ma nic wspólnego z umiejętnością obsługiwania urządzeń technicznych”[1].

Na tym zamglonym horyzoncie ludzkich lęków i sukcesów pojawia się na nowo głód Boga oraz Jego obecności pośród codziennych wydarzeń. Człowiek odkrywa tę potrzebę w zderzeniu z twardym pancerzem życia, aby ostatecznie powtórzyć za Albertem Camusem: „Poznałem dość, by móc wyrzec się niemal wszystkiego”[2]. Z pewnością religia nie zawsze rozwiewa nasze wątpliwości, ale też nigdy nie pozbawia człowieka prawa do nadziei, że może on na gruzach ubóstwianego rozumu wciąż na nowo odkrywać swoje możliwości, marzenia i tęsknoty oraz dzięki temu może budować świat lepszy, pozbawiony cywilizacyjnej pychy i egoizmu.

Otwartość człowieka na Tajemnicę pozwala mu odtąd iść świadomie drogą krętą i niebezpieczną, nierzadko zbuntowaną, ale też nieustannie potwierdzającą jego tożsamość, która go ostatecznie kształtuje i rozwija. Dlatego tak istotną rolę odgrywa w jego życiu kultura i sztuka, ponieważ w tym trudnym dialogu ze światem i Tajemnicą „człowiek jest podmiotemtwórcą i jednocześnie przedmiotem kultury. Tylko on jest w stanie stwarzać kulturę, rozumieć ją, tylko on potrafi ją dziedziczyć, ocenić i rozbudować, bo tylko w nim tkwi coś, co go wynosi ponad naturę. Kultura jest właściwością człowieka, wywodzi się od człowieka i istnieje dla człowieka. Realizuje osobę we wszystkich jej wymiarach”[3]. Zatem horyzont sztuki w człowieku poszerza się wraz ze świadomością bycia jej twórcą i zarazem odbiorcą. Taka potrzeba wyzwala w nim ogromne pokłady twórczej energii i siły. Tworzy nowe obrazy i język, dzięki którym człowiek staje się dla drugiego bardziej zrozumiały i czytelny, ponieważ w ten sposób razem mogą współodczuwać i podobnie przeżywać swoją egzystencję.

[1] Joseph Ratzinger, Przyszłość wiary. Refleksje teologiczne, Wydawnictwo WAM, Kraków 2019, s. 106.

[2] Albert Camus, Notatniki 19351959, Wydawnictwo KRĄG, Warszawa 1994, s. 151.

W tej twórczej ekspresji istotną rolę odgrywa niewątpliwie wyobraźnia, nadająca procesowi twórczemu odpowiednią dynamikę, gdzie uczucia i obraz splatają się w jedność i stają się nierozerwalne. Dlatego „językiem, który syntezę taką zawiera w najwyższym stopniu, jest język poetycki, język liryczny, w którym słowo, uczucie i obraz nawzajem się przenikają. […] Od tego języka rozpoczyna się życie ducha”[4].

W ten szeroko rozumiany kontekst „poezji metafizycznej”[5] wpisuje się niewątpliwie najnowsza książka Wojciecha Łęckiego pt. bez początkubez końca, zbudowana na bazie dwóch zespolonych ze sobą kolumn: a mianowicie odrębnego poematu oraz

[3] „Wprowadzenie”, w: Jan Paweł II człowiek kultury (praca zbiorowa pod redakcją Katarzyny Flader i Witolda Kaweckiego CSsR), Wydawnictwo RAFAEL, Kraków 2008, s. 8.

[4] Piotr Jaroszyński, Metafizyka i Sztuka, Polskie Wydawnictwo Encyklopedyczne, Radom 2002, s. 145.

[5] „Akceptując formułę «poezja metafizyczna» zakładamy, że będzie ona różnie realizowana przez poszczególnych twórców, niekiedy nawet bez większej z ich strony świadomości, jeżeli chodzi o znajomość różnego rodzaju podejść metafizycznych do rzeczywistości, jakie zaistniały w historii filozofii. W mowie potocznej bowiem treści ujęte w języku filozofii bytu znajdują jedynie śladową reprezentację. Co najwyżej można odnaleźć określone pojęcia należące do zestawu pojęć typowo metafizycznych, takie jak: «istnienie», «niebyt», «śmierć», «nicość», «dobro», «prawda», «czas», «przestrzeń», «nieskończoność» czy «całość», ale pojawiają się one zawsze jako uwikłane w indywidualną wrażliwość i doświadczenie egzystencjalne poszczególnych autorów. Z tej racji opisanie wszystkich odmian liryki metafizycznej okazuje się zadaniem niewykonalnym”, ks. Jan Sochoń, Metafizyczność poezji, w: „Topos” 6 (2019), s. 1314.

zbioru wierszy, które świadomie dopełniają się i spinają w jedną poetycką klamrę metafizyki codzienności. Są to wiersze dojrzałe zarówno emocjonalnie jak i artystycznie. Aby tak pisać, trzeba samemu wiele przeżyć i doświadczyć. Rytm tej twórczości wyznacza zarówno zastosowana forma wiersza jak i siła metafor. W tej konstelacji każde słowo jest na swoim miejscu, skrupulatnie przemyślane przez Łęckiego. Poeta wprowadza czytelnika, wzorem biblijnych autorów, w ogromną przestrzeń swojej wyobraźni, rozważając tajemnice i Tajemnicę przestrzeni rzeczywistej, i transcendentnej, poddając je szczegółowej lirycznej analizie. Z tych obrazów i szczelin wyłania się wraz z każdym słowem silne poetyckie przeżycie bólu i zachwytu, które dla rozdartej dramatem raju duszy, pozostają wciąż niezgłębioną do końca intrygującą prawdą:

Z niezbadanych wyrokówwypełzają koszmaryStrach obezwładnia wciągaw czarnych dziur otchłanieBóg zadbał, by poznaniebyło wieczne jak On.

Historia zbawienia, to swoiste sacrum i profanum ludzkiej wędrówki przez ziemię, gdzie miejsce i czas są tak samo ważne, jak wiara, nadzieja i żal, ponieważ stanowią jej odciśnięte znamię:

Na tumskim wzgórzujodły nie wyrosły za to udręka miewała się dobrze I miłość jako wiecznie twórczy banał.

Ziemia i człowiek nigdy nie wyzbędą się prawdy o sobie. Odkąd grzech zagościł na stałe pośród ludzi, ich losy jeszcze ściślej połączyły uczucia miłości, zdrady, cierpienia oraz pot trudu, ból rodzenia… Jakby tego było mało, zaczęło panować zło, nienawiść i wojny. Czy aż takiej tragedii potrzebuje świat, aby odrzucić pychę i zarozumiałość Goliata? Wojciech Łęcki zwycięstwo widzi w Bożym miłosierdziu, które wybiera za swoje narzędzia to, co słabe i głupie w oczach świata[6], nawet jeśli

Cud Męki Nazarejczyka cud Zmartwychwstania stają się niepojęte, gdy cudem życia szermują kobiety,

a

Wiara skałę porasta, mając oparciedla korzeni albo ginie bez niego z bogami bez wyznawców.

Poeta, jak wielcy filozofowie, pyta z naiwnością dziecka o sens cierpienia, a także:

skąd biorą nadzieję pogrążenimądrością i szczęśliwi w obłędzie?

Czy zatem sam jest szczęśliwy? Pozwólmy do końca uwieść się jego słowom i metaforom, gdyż są pytania, które muszą pozostać bez odpowiedzi, aby jeszcze bardziej mógł zanurzyć się człowiek w głąb własnego sumienia. Nie bez znaczenia w tym wszystkim jest zatem dla poety wiara w Boga i wiara w człowieka. Choć często chwiejna i nadwątlona, daje wciąż siłę i ufność. Dlatego na sam koniec odważnie rzuca poeta wyzwanie wszelkiej maści moralistom, mówiąc:

Kiedy ból łączy, nie ma znaczenia skrucha.

Bo i tak to, co duchowe i ludzkie, da się tylko otworzyć kluczem miłości i przebaczenia.

o. Eligiusz Dymowski

[6] „Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć; i to, co nie jest szlachetnie urodzone według świata i wzgardzone, i to, co nie jest, wyróżnił Bóg, by to, co jest, unicestwić, tak by się żadne stworzenie nie chełpiło wobec Boga” (1Kor 1, 2729).

…KTÓRY MIESZKA W CIERPIENIU

Rozmowy z Bogiem z całego tygodnia

I. Tyle zwątpienia

Potężniejszego Boga gdzież ma innowiercagdy firmament za niski dla Jego sandałówWierni truchleją na myśl że wśród mgławicznalazł schronienie Zapominają o drodzebez końca Pełzną w cieniu zwątpieniapotrącają proroków gdy pozwala na Ziemizapominać o Sobie jakby Mu ludzkiespowszedniały sprawy jakby gdzieśdoskonalił nowy model istnienia

Nie bywa nigdzie chociaż miał być wszędzie

Strąciwszy Słońce z pogańskich ołtarzyjakże nieludzko pozostał odległyKrólestwo nasze nigdy nie nastanie bo wola Jego przeciwna modlitwom Świat nie zapewni nikomu spełnienia dany na chwilę zabrany na zawszeWędrówki ludów obrócą go wniwecz gdy ich gniew święty nie powstrzyma zanimobsiądą niczym szarańcza Europę

Nie było Ciebie kiedy żądni władzyszerzyli kult Twój ogniem i żelazemkrzyża imieniem Twoim orężnegoNa płaszczach Niemców[7] śmiertelny

[7] Mowa tutaj o Krzyżakach, mieczem „nawracających niewiernych” Polaków, którzy przyjęli chrzest w 966 roku, a więc 260 lat przed ich sprowadzeniem do Polski przez księcia Konrada I  Mazowieckiego w 1226 r.

proporzec Nikt wbrew słowom Jezusamiłością nie czynił sobie ziemi poddanejprócz zniewolonych i w głupocie świętych

Kto mury wznosił pod murami ginął Kto mieczem ścinał tego mieczem ściętoKto wór pokutny przywdziawszy pielgrzymawniósł przed ambonę rzucającą klątwy tę szczerość złota nie do pogardzeniazwykle bez trudu bywał rozgrzeszanyCzarownice bo biedne płonęły na stosachza rzekome gusła i wstrętne urokiZadziwiały urodą zdumiewały mądrościąMusiały ginąć w płomieniach ciemnoty

Wyniosłe świątynie to pokuta królów sług Twych bez sumień ponad nędzą światawznoszących wieże żeby przerażały tę magmę ludzką w ciemność zapędzoną

Przydrożny świątek w drewnie wydłubanypokorny sługa burz wiatrów przeciwieństwstojąc od dawna na poboczu drogi która zazwyczaj prowadzi donikądbardziej przemawia każdą bruzdą do mnieznękanej twarzy oczekując wędrowca w ślepym zaułku biedy i zwątpienia niż wielkich katedr buńczuczne iglicepowstałe z bólu co niby uświęcaskąpiąc maluczkim ziarenka nadziei

Stwórca lud swój niegdyś upominałobjawieniami Dziś zazwyczaj karzegłodem pandemią utratą rozumu I tylko patrzeć jak trzeci świat skoczydo gardeł pierwszemu i żaden święty już go nie obroni A On milczeniem swoim ogromnieje i nieuchronnie oddala się od nas I znów Go nie ma gdy katedry płoną

II. Podwórko Pana Boga

Gałęzie wiary wyrosły z chaosu gdzie Pierwszy ukrył tajemnice początkubiorąc na siebie wybryki ewolucjiwywiedzione z podejrzanej teorii Mkną hen ławice planet miejsca doskonalenia obiecanego raju który na zawszepozostanie utopią

Nasz dom w piekle płomienizachodzącego Słońca dokona żywotaA więc niebo na Ziemi co z oddali niebieska A więc piekło na Ziemi co w pożodze zginie Zanikają gatunki zwierząt dla nich kończy się świat Dziś brakuje miłości kiedyś braknie zieleni[8]

Póki co bujam w obłokachidąc Pies obwąchuje ścieżkę

[8] Naukowe hipotezy przepowiadają powolne wygaśnięcie Słońca. Życie na Ziemi może być zagrożone znacznie wcześniej, jeśli zmiany klimatu uniemożliwią wegetację roślin. Zakłada się, że ludzkość zdąży wcześniej wyemigrować na inne planety. Pewnie nie rozstanie się ze swoimi bogami. W sejfach NASA przechowuje się już plany zasiedlania Marsa w XXII i XXIII wieku.

kłapnięciem pyska zdradza zdobyczŁąka rozkwita w oczach kiedy Pan ją podlewa Bocian trzyma się w oddali dumny jak biskup Idę niosę obłok myśli Świat płaski jak podwórko z ufnością kundla ściele się do stóp dwunożnych potworów

Ścieżka wiedzie do kapliczkigdzie Frasobliwy zwiesza ciężką od trosk głowę Żłobią pooraną twarz zdając się przerastać Jego wieczną samotność W drewnianych oczach tyle pustki tyle wyrazu tyle cierpienia bezimiennychwyrażonego przez jednego z nich

Pan przemawia każdą tajemnicąnadając swoją moc prawdomrozpisanym na pieśni na symfonie wiecznej udręki Pod presją czasu dorastamy do śmiercilecz nie zawsze do rólktóre los nam wyznaczyłŻaden bóg żaden człowieknie chce większych nad sobąTylko największy z ludzi[9]uznał wyższość Jezusa

A przecież miłośćpłynąca do Stwórcyzda się nieustannymhymnem na Jego cześćJak sama dobroćzsyła tyle nieszczęśćprzez które człowiekosuwa się w nicość

Bezsenna noc nie musi być koszmarem bo gdzież jest który jest jeśli nie w nas samych Strach niepewność w migotliwym świetle zbłąkanej gwiazdy na framudze w milczeniu śpiących psów w przerażeniu własnym oddechemJak nie wątpić wyłączyć myślenieJak nie wierzyć gdy wiedzy

[9] Jezus nazwał Jana Chrzciciela największym z ludzi, kiedy ten obwołał Go Mesjaszem.

stanowczo za małoJak podążyćw przepastną noc świataktórej nie rozjaśniaboska nieskończoność

W królestwie pychy mieszka pustkaw sam raz na niebyt na wirtualny byt Każde dążenie przygniecie ciężaremkażdy wysiłek roztrwoni jak swójMówią że wszystko w rękach Bogapobłażając swoim

Mam dość podróży bo tylko powroty przypominają sięganie do BibliiWieże kościołów podpierają nieboMyśli stygną jak lawa Wiatr przesypuje wydmy sumieńDiabeł chichocze za węgłem świątyniwidząc nędzę świętych w których nikt nie wierzy

Jak idąc za poprawnościąnie zagubić Początku

 

Koniec wersji demonstracyjnej

Dziękujemy za skorzystanie z oferty naszego wydawnictwa i życzymy miło spędzonych chwil przy kolejnych naszych publikacjach.

Wydawnictwo Psychoskok