Bestie - Zbigniew Jarek - ebook

Bestie ebook

Jarek Zbigniew

0,0

Opis

Eksperymentalne więzienie w głębi puszczy, w środku zamknięci najgorsi mordercy. Po wyroku sądu są nazwani bestiami. Pozbawieni wszelkich praw, zamknięci w jednoosobowych celach czekają na śmierć. Co się stanie, gdy się wydostaną? Czy okażą litość tym, którzy traktowali ich jak zwierzęta? Zło, znów się przebudzi.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 32

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Polska, rok 2035. Starszy mężczyzna spacerował po Puszczy Kampinoskiej, gdy schylił się, aby podnieść grzybka, usłyszał dziwny hałas. Wstał, rozejrzał się wokół siebie. Czuł obecność kogoś w lesie, lecz nikogo nie ujrzał. Gdy odwrócił się, aby podnieść koszyk, nieznana siła go chwyciła.

Parę dni później do Konrada Mackiewicza, emerytowanego strażnika więziennego przyjechał jego syn z wnuczkiem. Chłopiec pierwszy wysiadł z samochodu.

— Dziadek. — wnuk rzucił się na ramiona starca.

— Jasiu.

Dziadek przytulił wnuczka, po czym przywitał się z synem Mateuszem.

— Część synu.

Z domu wyszła babcia, stanęła przed drzwiami wejściowymi.

— Hello. — przywitała się z gośćmi.

— Mamo, dobrze cię widzieć. — Mateusz ucałował swą matkę.

— Wejdźcie do środka. Zaraz chyba zacznie padać. — kobieta zaprosiła wszystkich do środka.

Weszli do domu. Budynek był drewniany, ale solidny. Starsze małżeństwo nie miało w tej okolicy żadnych sąsiadów. Mieszkali blisko puszczy, cenili sobie spokój i ciszę.

— Joasia, nie przyjechała? — zapytał syna gospodarz.

— Nie mogła, ma dużo pracy. W sumie ja też. Zostawiam małego i wracam do Warszawy. Odbiorę go w niedzielę wieczorem.

— Spokojnie zaopiekujemy się nim. — babcia przytuliła wnuczka.

— Jak dzisiaj popada, jutro pójdziemy na grzybki. — oznajmił dziadek.

— Super. — odpowiedział wnuczek.

— Ale ty urosłeś Jasiu. Kiedy cię ostatni raz widziałem?

— Dziadku miesiąc temu.

— Ile już masz lat? Osiem?

— Za dwa tygodnie dziewięć.

Dziadek lubił wnuczka, miał go tylko jednego.

— Jesteś w połowie dorosły.

Matka przyniosła herbatę i ciastka.

— Zjem i jadę. Może zdążę przed tą burzą. — Mateusz chwycił za cukierniczkę, aby osłodzić sobie herbatę.

— Jak popada porządnie to ciężko wyjechać tą drogą. — przypomniał synowi gospodarz.

Droga do domostwa była ubita, ale nie asfaltowa. Przy większych ulewach lepiej było nią nie jeździć.

— Dlatego kupiliśmy SUV-a z żoną. Lubicie mieszkać z dala od cywilizacji. — syn był przyzwyczajony do mieszkania w wielkiej aglomeracji.

— Mamy tutaj spokój, wszystko, co nam potrzeba. — oznajmiła babcia.

Mateusz zjadł ciasto i wypił herbatę. Wstał, pożegnał się z domownikami:

— Jadę. Przyjedziemy z Aśką jutro.

Mateusz podszedł do syna, pożegnał się z nim:

— Pa Jasiu. Bądź grzeczny i słuchaj dziadków.

— Dobrze.

— Wszystkie jego rzeczy są spakowane w torbie. — gość pokazał na bagaż syna i udał się do swego samochodu.

— Widzimy się jutro. Na razie.

Dziadek wieczorem czytał bajki wnuczkowi. Weszła do pokoju babcia.

— Zasnął. Chodź zrobiłam ci gorącą czekolade.

— Czekoladę. — poprawił dziadek wypowiedź żony, która była z pochodzenia Amerykanką.

Po tylu latach mieszkania w Polsce, kobieta nauczyła się dobrze języka polskiego, mimo to jej angielski akcent był nadal słyszalny. Kobieta odparła:

— Czepiasz się szczegółów.

Uśmiechnęli się do siebie, po czym zeszli na dół, usiedli w kuchni przy stole.

— Po kościele wybierzemy się z Jasiem na grzybki. Pospacerujemy po lesie. Ruch to zdrowie.

— Starzejemy się, z każdym dniem dziadku.

— Jesteśmy twardzi. Jak to nas nie zabiło, to przetrwamy wszystko.

— Nie wracajmy do tego. Mam do tej pory traumę. — kobieta była smutna, przypomniała sobie bolesne wspomnienia.

— Dobrze. Szkoda na to naszego czasu. Żyjemy, i to jest najważniejsze. — mężczyzna przyznał rację żonie.

Obydwoje nie chcieli rozmawiać o bolesnych doświadczeniach z przeszłości. Rozdrapywać rany. Następnego dnia po obiedzie dziadek poszedł z ukochanym wnuczkiem na grzyby. Spacerowali po lesie.

— Dziadku opowiedz mi jeszcze raz ten dowcip.

— Jedzie hrabia karocą i mówi do służącego: „‬Janie na zakręcie przyspiesz do sześćdziesięciu, chcę spojrzeć śmierci prosto w oczy”.

Wnuczek się roześmiał.

— Zawsze mnie to śmieszy.

— Janie zaczekaj. Spójrz.

Dziadek wskazał palcem na grzybka. Dziecko zerwało go i włożyło do koszyka.

— Nasz pierwszy. Musimy uzbierać dużo, żeby się pochwalić w domu. Zobacz tutaj jest następny. Pamiętaj Jasiu, jak znajdziesz prawdziwka, to w obrębie dziesięciu metrów szukaj innych. Rosną w grupach. I znajdź sobie kija, będziesz nim liście odwracał.

— Dziadku, ty to masz jeszcze dobry wzrok.

— Wzrok? — przypomniał sobie sytuację jak wylała się drażniąca substancja na jego oczy. — Tak, tak. Chodźmy dalej.

Doszli do polany. Chcieli przez nią przejść, lecz była otoczona metalową siatką. Dziadek stanął, jak wryty.

— Co to dziadku?

— To. To… Kiedyś tu było więzienie.

Po budynkach nic nie zostało, wszystko zarosło trawą.

— Tutaj pracowałeś?

— Tak.

— Podobała ci się ta praca?

— Nie. Chodźmy stąd. W trawie mogą być żmije.

Konrad szybko zabrał z tego miejsca wnuczka, jego humor się zmienił. Chciał szybko wracać.

— Wracajmy do domu. Nogi mnie bolą. — okłamał wnuczka.

Po powrocie żona Lisa, zauważyła smutek na twarzy męża.

— Już wróciliście? Stało się coś?

— Nie nic. — Konrad nie chciał mówić o swoich problemach.

— Zobacz, ile grzybków nazbieraliśmy babciu. — wnuczek podniósł koszyk do góry.

— Ale dużo. — Lisa podeszła i pogłaskała po głowie Jasia.

— Widzieliśmy babciu jelenia i byliśmy na takiej polanie, był tam płot.

— Byliście na polanie?

— To przez przypadek, przepraszam mieliśmy iść w inną stronę. — dziadek chciał to wiadomość ukryć przed żoną.

— To niebezpieczne miejsce Jasiu.

— Dlaczego? Dziadek mówił, że tam było więzienie i on tam pracował.

— Powiedziałeś mu? — babcia szybko odwróciła swe spojrzenie do dziadka.

— Tylko to, nic więcej.

— Jasiu chodź na górę, pobaw się.

Poczekali, aż wnuczek pójdzie do swego pokoju. Babcia była wściekła.

— Nie chce do tego wracać. Ja też tam wtedy byłam!